|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8234
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 9:24, 17 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za miły komentarz. Holly i Adam chyba już przez całe życie będą się ze sobą przekomarzać i kłócić. Z czym przyjechał Carter do Ponderosy? Już wkrótce. Mam już pół odcinka oraz nadzieję, że laptop nie zrobi mi psikusa i "nie zje" tego, co napisałam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8234
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 17:51, 18 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Ciemno za oknem, deszcz zaczął padać i tak odcinek napisał mi się trochę dłuższy niż zamierzałam...
***
Jak łatwo się domyśleć Holly dopięła swego. O spędzeniu dnia w zaciszu sypialni nie mogło być mowy skoro tak dużo wokół się działo. Wraz z przyjazdem Cartera w kobietę wstąpiły nowe siły i nie zamierzała marnować czasu leżąc w łóżku. Cóż, trzeba tu powiedzieć, że Holly miała jedną, poważną wadę – była nad wyraz ciekawska. Na jej korzyść przemawiało jedynie to, że nigdy z pozyskanych wiadomości nie zrobiła złego uczynku. Była zbyt serdecznie nastawiona do ludzi, żeby choć przez chwilę o czymś podobnym pomyśleć. Poza tym na drodze jej postanowienia stanął Adam, który bezwzględnie zakazał jej wychodzenia z sypialni. Oczywiście nie posłuchała go i gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, wstała z łóżka ( dziwne, bo nie zakręciło się jej w głowie) i założyła na siebie szlafrok. Rzuciła okiem w lustro i poprawiła włosy, po czym cichutko wyszła z sypialni. Nie miała zamiaru pokazywać się detektywowi Carterowi, chciała tylko dowiedzieć się, jakie przywiózł wieści. Stanęła więc u szczytu schodów, ale tak, żeby nie była widoczna z dołu. Jedynie głowę wysunęła zza ściany i słuchała. Tymczasem panowie, po krótkim powitaniu usiedli przy kominku i nieświadomi, kto ich podsłuchuje rozpoczęli rozmowę.
- Szybko się uwinąłeś – zauważył Adam. - Nie spodziewałem się ciebie wcześniej niż za dwa, trzy dni. Jakie przywozisz wieści?
- O tym może później. Teraz powiem ci, że sprawy potoczyły się w zupełnie nieoczekiwany sposób. Musiałem skrócić pobyt w Carson City, bo mam bardzo ważne informacje dla pani Estery. Zastałem ją?
- Nie, razem z Matthew wybrali się z wizytą do państwa Toliverów, ale na obiad na pewno wrócą.
- Szkoda. Nie mogę tak długo czekać. Wiesz, chciałbym złożyć uszanowanie moim przyszłym teściom i pannie Valerie – rzekł Logan i natychmiast uciekł wzrokiem, przy czym dziwnie zaczerwienił się.
- Jak mniemam bardziej zależy ci na złożeniu uszanowania twojej narzeczonej niż jej rodzicom – Adam, na widok pokraśniałego mężczyzny nie mógł sobie odmówić tej niewinnej uwagi. Carter nic nie odpowiedział, tylko westchnął cicho. Na to Adam kiwnął głową i stwierdził: - rozumiem. Miłość ponad wszystko.
- A żebyś wiedział. – Odparł Logan uśmiechając się szeroko, ale niemal natychmiast spoważniał i powiedział: - myślałem, że nic dobrego już mnie nie spotka. Po moich wojennych doświadczeniach nie widziałem sensu dalszego istnienia i tylko obietnica, jaką złożyłem przyjacielowi trzymała mnie przy życiu.
- A twoi rodzice, nie myślałeś o nich?
- Przyznam się, że wtedy chciałem tylko dostarczyć Holly list. Nie myślałem, ani o rodzinie, ani o swoim dalszym życiu. Powiem więcej, było mi wówczas wszystko jedno, co się ze mną stanie. Trafiłem do agencji detektywistycznej mojego wuja tylko dlatego, że matka tego sobie życzyła. Z czasem polubiłem to zajęcie, zwłaszcza, że pozwalało oderwać się od tragicznych wspomnień i powtarzającego się pytania: dlaczego to ja, jedyny przeżyłem.
- Tak było ci pisane.
- Zapewne, ale nie zmienia to faktu, że samopoczucie miałem parszywe. Dopiero spotkanie z Valerie sprawiło, że coś we mnie pękło. Nigdy dotąd nie spotkałem tak uroczej, wrażliwej istoty, a jej oczy… - tu Logan skierował wzrok ku schodom i nagle zerwał się na równe nogi, po czym ukłonił się. Adam w pierwszym momencie zaskoczony zachowaniem Cartera w ułamku sekundy pojął, kto stał się przyczyną takiego zachowania detektywa. Odkręcił się szybko w kierunku schodów. Mignęły mu jedynie rude włosy jego żony i jej ciemnozielony szlafrok.
- Wybacz Loganie, muszę ciebie na chwilę opuścić – rzekł podnosząc się z fotela z miną nie wróżącą nic dobrego.
- Czyżby twoja żona niedomagała? - spytał zaniepokojony Logan.
- Owszem, tylko, że jej wydaje się coś zupełnie innego.
- To coś związanego z dzieckiem?
- Mam nadzieję, że nie. Wczoraj dwukrotnie zemdlała. Doktor Martin uspokoił nas, że nic ani jej, ani dziecku nie zagraża. Zalecił, żeby wypoczywała, ale jak widzisz do mojej żony nic nie dociera. Mogłem przewidzieć, że będzie chciała dowiedzieć się, jakie przywiozłeś wieści. – Odparł Adam i z westchnieniem pełnym rezygnacji dodał: - miałem nadzieję, że odmienny stan złagodzi jej temperament, ale jak widać ona już taka jest. Musi wszystko wiedzieć.
- Braxton też wspominał o jej temperamencie i… - zaczął Logan, ale natychmiast przerwał sądząc, że tą uwagą może sprawić Adamowi przykrość.
- A mówił może, jak dawał sobie z nią radę? - spytał, jakby nigdy nic, Adam.
- Nie dawał. Po prostu ją kochał.
- Jakie to proste, a jakie trudne jednocześnie – zauważył Adam.
- Owszem. I wiesz co? Jestem szczęśliwy, że moja narzeczona jest uosobieniem spokoju – rzekł Logan i spojrzał na przyjaciela tak, jakby mu z serca współczuł.
- Pójdę, porozmawiam z nią – powiedział bez przekonania Adam,
- Zaczekaj, to z czym przyjechałem, powinni usłyszeć wszyscy, no może z wyjątkiem Matthew.
- Czyżby Goldblum mu zagrażał? - zaniepokoił się Adam.
- Nie. Twój syn jest bezpieczny – odparł Logan. - Sprawa dotyczy Goldblumów.
- Rozumiem – Adam pokiwał głową. - Rozwód, tak?
- Nie zgadłeś. Goldblum jest ciężko chory. Dostał udaru.
- Cóż zdarza się. Po tym, co zrobił mojej rodzinie i mnie, jakoś nie potrafię mu współczuć.
- Myślałem podobnie do ciebie, ale od jego bytności w Virginia City okoliczności uległy tak radykalnej zmianie, że na swój sposób jest mi go żal.
- Zadziwiasz mnie! A cóż takiego stało się, że zmieniłeś o nim zdanie?
- O tym może lepiej opowiem, gdy pani Estera wróci od państwa Toliverów. Poza tym, nie żebym coś sugerował – zastrzegł Logan – ale myślę, że lepiej będzie, gdy w tej rozmowie uczestniczyć będzie twoja żona. Wsparcie drugiej kobiety bardzo przyda się pani Esterze, a poza tym Holly dowie się wszystkiego z pierwszej ręki, a ty nie będziesz musiał zdawać jej relacji. Naturalnie, o ile będzie czuła się na siłach.
- Holly? Jak ją znam, to cała niemoc przeszła jej, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pewnie też zdążyła się już ubrać. Teraz zastanawia się, jak mnie ugłaskać.
***
Adam wielce mylił się uważając, że Holly będzie próbowała, jak to określił, ugłaskać go. Gdy tylko znalazł się na progu ich małżeńskiej sypialni stanął twarzą w twarz z najbardziej zdeterminowaną osobą na świecie, która oznajmiła mu, że nic, ani nikt, nawet on nie powstrzyma jej przed spotkaniem z detektywem Carterem. Adamowi opadły ręce. Nic nie powiedział, tylko teatralnym gestem wskazał jej drzwi i zaprosił na dół do salonu. Holly z uśmiechem zwycięstwa na ustach przedefilowała przed mężem. Tryumf jednak nie był zupełny, bowiem Logan Carter nie zamierzał nic jej powiedzieć. Holly nie pozostało nic innego, jak uzbroić się w cierpliwość, co zdecydowanie nie było jej mocną stroną. Jedyne, co zdołała wyciągnąć z przyjaciela to zapewnienie, że Matthew nic nie grozi. Musiało jej to wystarczyć do czasu powrotu pani Goldblum i reszty rodziny. Adam, obserwując jak jego małżonka atakuje Cartera, a ten wije się, niczym piskorz, miał naprawdę doskonałą zabawę.
Nie wiadomo, jak dalej potoczyłaby się sytuacja, gdyby nie pojawienie się pani Estery i Matthew, który na widok Holly przypadł do niej z okrzykami radości. Chłopiec bardzo martwił się stanem mamy i gdy ojciec kazał mu iść z babcią do Toliverów był na niego zły. Teraz jednak humor mu się poprawił. Usiadł przy niej i nie zamierzał odstąpić jej na krok. Tymczasem pani Estera spojrzała niespokojnie na detektywa Cartera. Czuła, że coś się stało, coś bardzo złego. Adam podał jej rękę i pomógł usiąść w fotelu, a następnie delikatnie, acz stanowczo wyprosił Matthew z salonu. Chłopiec opierał się, ale niema prośba Holly zamknięta w jej uśmiechu spowodowała, że wziął ze sobą Muffinkę i wyszedł na podwórze. Gdy zamknęły się za nim drzwi, Adam, mimo wcześniejszej sugestii Logana, zaproponował, żeby detektyw porozmawiał z panią Esterą na osobności. Pani Goldblum się temu sprzeciwiła. Powiedziała, że zbyt dużo zawdzięcza Cartwrightom, żeby cokolwiek przed nimi ukrywać. Gdy Logan miał przejść do rzeczy na podwórzu zaczął się jakiś ruch. Przyjechał właśnie Hoss z Aileen, a w chwilę później pojawili się Ben z Małym Joe. Holly ciężko westchnęła, bo to oznaczało, że jej ciekawość tak szybko nie zostanie zaspokojona. Po małym zamieszaniu spowodowanym powrotem reszty rodziny do domu, gdy wszyscy wygodnie usadowili się wokół kominka, pani Goldblum mnąc w dłoniach chusteczkę rzekła:
- Panie detektywie,przede wszystkim proszę powiedzieć, czy mojemu wnukowi nic nie zagraża? Czy mój mąż nie wymyślił kolejnej intrygi?
- Droga pani, mogę zapewnić panią i wszystkich tu zebranych, że Matthew jest bezpieczny, a pan Goldblum nie rości sobie do niego żadnych praw.
- Jeszcze by tego brakowało – Adam nie potrafił powstrzymać się od komentarza.
- Cicho bądź – syknęła Holly. Tymczasem Logan kontynuował:
- Na pewno interesuje panią dlaczego, pomimo zapowiedzi, mąż pani nie przyjechał.
- Owszem, interesuje i to bardzo. Mój mąż ma sporo wad, ale obietnic zwykle dotrzymuje. Domyślam się, że papiery rozwodowe postanowił mi osobiście doręczyć, ale coś stanęło mu na przeszkodzie, skoro się nie pojawił.
- Po części ma pani rację. Faktycznie stało się coś co uniemożliwiło mu podróż.
- Zapewne interesy – pani Estera z rezygnacją pokiwała głową.
- To nie były interesy. Widzi pani, pan Goldblum w dniu wyjazdu ciężko zaniemógł.
- Co takiego? Niemożliwie. On nie miał problemów ze zdrowiem – rzekła przerażona Estera i drżącym głosem spytała: - co mu się stało?
- Doznał udaru.
- Żyje?
- Tak.
- W jakim jest stanie?
- W ciężkim. Ma sparaliżowaną lewą stronę ciała i duże trudności z mówieniem.
- Co mówią lekarze?
- Rozmawiałem jedynie z doktorem Silbermanem. Twierdzi, że pani mąż ma szanse na przeżycie, ale czy tak będzie pokaże przyszłość.
- Muszę tam jechać – rzekła z ogromną determinacją pani Goldblum.
- Pani Estero, nie powinna pani – rzekł Adam – nie po tym, co pani zrobił, co zrobił Naomi i Mattowi.
- Nie rozumiesz Adamie. To mój mąż. Zgodziłam się być z nim na dobre i na złe. Danego słowa trzeba dotrzymać.
- Miała pani wtedy czternaście lat. Była pani dzieckiem.
- To nie ma nic do rzeczy. Znam mojego męża i wiem na co go stać. Mimo to są sytuacje, w których małżonkowie muszą się wspierać i troszczyć się o siebie. Nie zostawię go samego. Po prostu nie mogę. Sumienie by mnie zagryzło.
- Rozumiem to doskonale – rzekł Logan – ale na pani miejscu rozważyłby dokładnie, czy chcę tam faktycznie jechać.
- Decyzję już podjęłam, więc nie mam nad czym się zastanawiać. A rozwód jest mi nie straszny.
- Powinna pani coś wiedzieć, pan Goldblum nie chce rozwodu. Get został spalony w mojej obecności. Wybierając się do pani, chciał właśnie to powiedzieć. Liczył, że pani wróci do niego.
- Co też pan opowiada? Taka decyzja może zrujnować mu karierę. Cały kahał odwróciłby się od niego – rzekła Estera.
- Wasi ludzie już to zrobili, a podburzył ich rabin Apfelbaum i Mosze Levy, sekretarz pani męża.
- Wcale mnie to nie dziwi. Mosze zawsze był fałszywy, a rabin… cóż, dla niego pieniądze są najważniejsze. Kto jest teraz przy moim mężu?
- Drugi sekretarz, doktor Silberman i wdowa, pani Hajfec, którą pani mąż zatrudnił na kilka dni przed udarem.
- Ktoś jeszcze?
- Tylko oni.
- To tym bardziej muszę tam jechać. Przecież on nie ma przy sobie nikogo bliskiego. Muszę, po prostu muszę być przy nim. Jutro rano pojadę do Carson City.
- Pani Estero nie może pani tam jechać sama – zauważyła łagodnym głosem Holly. - Ktoś powinien z panią pojechać.
- Dam sobie radę, dziecko. I tak dużo dla mnie zrobiliście.
- Nie puścimy pani samej – rzekł stanowczo, przysłuchujący się rozmowie, Ben.
- Mój ojciec ma rację. Nie wiadomo, co zastanie pani po przyjeździe. – Zauważył Adam i dodał: - będę pani towarzyszyć.
- Nie możesz – Estera pokręciła głową – nie zgadzam się. Żona i synek ciebie potrzebują. Nie martw się, dam sobie radę.
- Jedak bylibyśmy spokojniejsi wiedząc, że ma pani kogoś do pomocy – rzekł Ben, a wtedy głos zabrał Joe.
- Ja pojadę z panią Esterą – powiedział z powagą.
- To dobry pomysł – stwierdził detektyw Carter, a pani Estera spojrzawszy z wdzięcznością na Josepha, spytała:
- Naprawdę zrobiłbyś to dla mnie?
- Musi pani o to pytać. Pomiędzy przyjaciółmi to przecież normalne.
- Dziękuję Joe. Masz dobre serce – rzekła uśmiechając się przez łzy. Mężczyzna skinął głową w podziękowaniu. Podobnie jak ona był wzruszony.
- Skoro to ustaliliśmy sobie, pozostaje jeszcze jedna sprawa, o której powinna pani wiedzieć.
- Proszę mówić. Cóż teraz mnie może zaskoczyć – odparła Estera już trochę spokojniejsza po podjęciu decyzji.
- Myślę, że jednak uda mi się panią zaskoczyć – powiedział Logan z tajemniczym wyrazem twarzy.
- Mów, o co chodzi? - Holly nie wytrzymała i po prostu musiała zadać to pytanie.
- Bądź cicho – wycedził przez zęby Adam. Holly spojrzała na niego z wyrzutem i nic nie robiąc sobie z uwagi męża, miała jeszcze coś powiedzieć, gdy o to samo spytała pani Estera. Detektyw Carter powiódł po zebranych wzrokiem, po czym zwróciwszy się do pani Estery, spytał:
- Co pani sądzi o Abramie Berkowitzu?
- O Abramie? - w pierwszej chwili pani Estera wyglądała na zupełnie zaskoczoną, po chwili jednak odparła: - bardzo go lubię. To miły, dobrze ułożony młody człowiek. Zupełne przeciwieństwo Levy’ego, przy tym niezwykle uzdolniony. Mąż kiedyś powiedział, że Abram ma prawdziwą smykałkę do interesów, i że chciałby mieć takiego syna, jak on.
- I ma – rzekł bezceremonialnie Logan, podczas gdy cała rodzina Cartwrightów pod wpływem usłyszanej wiadomości zastygła w bezruchu.
- Słucham? - pani Estera była bliska omdlenia. - Mój mąż ma syna? Ile lat ma to dziecko?
- To nie dziecko, to dorosły mężczyzna i pani dobrze go zna. Przed chwilą mówiła pani o nim.
- Abram nim jest?
- Tak. Droga pani, przepraszam za sposób w jaki to pani powiedziałem. Pani mąż chciał sam panią o tym fakcie poinformować, jak również o tym, że nie chce rozwodu. Choroba stanęła mu na przeszkodzie, dlatego to mnie upoważnił, abym o wszystkim pani powiedział.
- On ma syna. To znaczy, że przez całe małżeństwo mnie zdradzał. – Estera pochyliła głowę – co za upokorzenie, a ja miałam wyrzuty sumienia, że nie jestem dość dobrą żoną. Oszukał mnie, oszukał i poniżył.
- To nie tak pani Estero – rzekł Logan.
- A jak? Chce pan go usprawiedliwić?
- Nie zamierzam być adwokatem pana Goldbluma, powiem tylko, że pani mąż nie wiedział, że ma dorosłego syna. Dowiedział się o tym po powrocie z Virginia City.
- A Abram? Wie czyim jest synem?
- Od niedawna. Dowiedział się od pana Goldblumna dwa dni przed planowaną podróżą.
- Jak zareagował?
- Był w szoku. Nie miał pojęcia, że jest adoptowanym dzieckiem. Myślę, że minie sporo czasu nim to wszystko jakoś sobie poukłada.
- Powiedział pan, że Abram jest przy łóżku mojego męża.
- Owszem, prawie od niego nie odchodzi. Prawdę mówiąc to jestem dla niego pełen podziwu. Tak dużo spraw zwaliło się mu na głowę, a do tego jeszcze Mosze Levy zaczął knuć. Dlatego może i dobrze stanie się, że pani tam pojedzie. Chłopak potrzebuje wsparcia i pani akceptacji.
- Mojej? - zdziwiła się Estera.
- Abram panią lubi i bardzo szanuje. Przeprowadziłem z nim dwie długie rozmowy i odniosłem wrażenie, że on potrzebuje właśnie pani wsparcia.
- Syn mojego męża?
- Pani Estero, Abram niczemu nie jest winien. Może warto byłoby dać mu szansę?
- Synowi mojego męża? - powtórzyła pani Goldblum, a wtedy z kącika przy drzwiach dobiegł głos Matthew, który jakiś czas temu niezauważenie wślizgnął się do domu i z uwagą przysłuchiwał się rozmowie dorosłych:
- Ja bym mu dał szansę.
Oczy wszystkich zwróciły się na chłopca, a Adam poderwawszy się z fotela, spytał:
- Co tu robisz, Matthew? Miałeś bawić się na podwórzu.
- Przepraszam tato, ale bardzo mi się nudziło. Myślałem, że już skończyliście.
- Marsz na górę. Potem porozmawiamy.
- Zaczekaj Adamie – poprosiła pani Estera, a zwróciwszy się do wnuka, rzekła: - podejdź do mnie skarbie. - Gdy chłopiec wykonał polecenie, spytała: - dlaczego uważasz, że powinnam dać Abramowi szansę?
- Bo tak trzeba. Bo tak kiedyś mówił mi tatuś. Musimy być dobrzy dla innych, nawet jeśli ci inni są źli dla nas. Pamiętasz babciu Speeda Monroe? Gdyby nie mama Holly i tato nie wiadomo, co by się z nim stało. A tak jest najlepszym nauczycielem w Virginia City. Wszyscy o tym mówią i wszyscy go lubią. Nawet ten głupi John Oks, nasz kowboj.
- Matthew, dosyć – Adam spojrzał z naganą na syna.
- Oj, tato - chłopiec wzruszył ramionami – wszyscy mówią, że on jest tępy.
- To, że wszyscy mówią, to nie znaczy, że ty musisz to powtarzać. Obiecaj, że nie będziesz tego więcej robił.
- Obiecuję.
- Cieszę się, a teraz marsz na górę.
- Jeszcze chwileczkę – rzekła Estera i zwróciła się do wnuka: - Matti, czy jest jeszcze jakiś powód dla którego powinnam…
- Zaakceptować Abrama? - przerwał jej chłopiec i skinął poważnie głową – tak. Wiesz babciu, że nie cierpię twojego męża, ale przecież Abram to jego syn, mój wujek, brat mojej mamusi. A ja chciałbym go poznać.
- Mało ci wujków? - spytał, zdziwiony wywodem syna, Adam.
- Twoi bracia, to stryjkowie. Wujka nie mam, a przydałby się – odparł rezolutnie Matt.
- To wyjaśnienie trafia do mnie – rzekła Estera, która przytuliwszy wnuka do siebie, dodała: - dobrze skarbie, będziesz go miał.
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 21:23, 19 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Poza tym na drodze jej postanowienia stanął Adam, który bezwzględnie zakazał jej wychodzenia z sypialni. Oczywiście nie posłuchała go i gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, wstała z łóżka ( dziwne, bo nie zakręciło się jej w głowie) i założyła na siebie szlafrok. Rzuciła okiem w lustro i poprawiła włosy, po czym cichutko wyszła z sypialni. Nie miała zamiaru pokazywać się detektywowi Carterowi, chciała tylko dowiedzieć się, jakie przywiózł wieści. Stanęła więc u szczytu schodów, ale tak, żeby nie była widoczna z dołu. Jedynie głowę wysunęła zza ściany i słuchała. |
No tak, mąż swoje, żona swoje
Cytat: | Wiesz, chciałbym złożyć uszanowanie moim przyszłym teściom i pannie Valerie – rzekł Logan i natychmiast uciekł wzrokiem, przy czym dziwnie zaczerwienił się.
- Jak mniemam bardziej zależy ci na złożeniu uszanowania twojej narzeczonej niż jej rodzicom – Adam, na widok pokraśniałego mężczyzny nie mógł sobie odmówić tej niewinnej uwagi. Carter nic nie odpowiedział, tylko westchnął cicho. Na to Adam kiwnął głową i stwierdził: - rozumiem. Miłość ponad wszystko. |
I bardzo dobrze, że Logan tęskni za narzeczoną
Cytat: | Adam w pierwszym momencie zaskoczony zachowaniem Cartera w ułamku sekundy pojął, kto stał się przyczyną takiego zachowania detektywa. Odkręcił się szybko w kierunku schodów. Mignęły mu jedynie rude włosy jego żony i jej ciemnozielony szlafrok.
- Wybacz Loganie, muszę ciebie na chwilę opuścić – rzekł podnosząc się z fotela z miną nie wróżącą nic dobrego.
- Czyżby twoja żona niedomagała? - spytał zaniepokojony Logan.
- Owszem, tylko, że jej wydaje się coś zupełnie innego. |
Holly chyba zostanie skarcona
Cytat: | - To coś związanego z dzieckiem?
- Mam nadzieję, że nie. Wczoraj dwukrotnie zemdlała. Doktor Martin uspokoił nas, że nic ani jej, ani dziecku nie zagraża. Zalecił, żeby wypoczywała, ale jak widzisz do mojej żony nic nie dociera. Mogłem przewidzieć, że będzie chciała dowiedzieć się, jakie przywiozłeś wieści. |
Adam po prostu martwi się o żonę
Cytat: | - Zaczekaj, to z czym przyjechałem, powinni usłyszeć wszyscy, no może z wyjątkiem Matthew.
- Czyżby Goldblum mu zagrażał? - zaniepokoił się Adam.
- Nie. Twój syn jest bezpieczny – odparł Logan. - Sprawa dotyczy Goldblumów.
- Rozumiem – Adam pokiwał głową. - Rozwód, tak?
- Nie zgadłeś. Goldblum jest ciężko chory. Dostał udaru.
- Cóż zdarza się. Po tym, co zrobił mojej rodzinie i mnie, jakoś nie potrafię mu współczuć.
- Myślałem podobnie do ciebie, ale od jego bytności w Virginia City okoliczności uległy tak radykalnej zmianie, że na swój sposób jest mi go żal. |
A to ciekawe
Cytat: | Adam wielce mylił się uważając, że Holly będzie próbowała, jak to określił, ugłaskać go. Gdy tylko znalazł się na progu ich małżeńskiej sypialni stanął twarzą w twarz z najbardziej zdeterminowaną osobą na świecie, która oznajmiła mu, że nic, ani nikt, nawet on nie powstrzyma jej przed spotkaniem z detektywem Carterem. Adamowi opadły ręce. Nic nie powiedział, tylko teatralnym gestem wskazał jej drzwi i zaprosił na dół do salonu. Holly z uśmiechem zwycięstwa na ustach przedefilowała przed mężem. |
Holly trzyma fason, nie daje się
Cytat: | Tryumf jednak nie był zupełny, bowiem Logan Carter nie zamierzał nic jej powiedzieć. Holly nie pozostało nic innego, jak uzbroić się w cierpliwość, co zdecydowanie nie było jej mocną stroną. Jedyne, co zdołała wyciągnąć z przyjaciela to zapewnienie, że Matthew nic nie grozi. Musiało jej to wystarczyć do czasu powrotu pani Goldblum i reszty rodziny. Adam, obserwując jak jego małżonka atakuje Cartera, a ten wije się, niczym piskorz, miał naprawdę doskonałą zabawę. |
Przynajmniej Adam miał niezłą zabawę
Cytat: | Przyjechał właśnie Hoss z Aileen, a w chwilę później pojawili się Ben z Małym Joe. Holly ciężko westchnęła, bo to oznaczało, że jej ciekawość tak szybko nie zostanie zaspokojona. |
Biedna, bardzo cierpi
Cytat: | - Na pewno interesuje panią dlaczego, pomimo zapowiedzi, mąż pani nie przyjechał.
- Owszem, interesuje i to bardzo. Mój mąż ma sporo wad, ale obietnic zwykle dotrzymuje. Domyślam się, że papiery rozwodowe postanowił mi osobiście doręczyć, ale coś stanęło mu na przeszkodzie, skoro się nie pojawił.
- Po części ma pani rację. Faktycznie stało się coś co uniemożliwiło mu podróż.
- Zapewne interesy – pani Estera z rezygnacją pokiwała głową.
- To nie były interesy. Widzi pani, pan Goldblum w dniu wyjazdu ciężko zaniemógł.
- Co takiego? Niemożliwie. On nie miał problemów ze zdrowiem – rzekła przerażona Estera i drżącym głosem spytała: - co mu się stało?
- Doznał udaru.
- Żyje?
- Tak.
- W jakim jest stanie?
- W ciężkim. Ma sparaliżowaną lewą stronę ciała i duże trudności z mówieniem. |
A to nowiny
Cytat: | - Muszę tam jechać – rzekła z ogromną determinacją pani Goldblum.
- Pani Estero, nie powinna pani – rzekł Adam – nie po tym, co pani zrobił, co zrobił Naomi i Mattowi.
- Nie rozumiesz Adamie. To mój mąż. Zgodziłam się być z nim na dobre i na złe. Danego słowa trzeba dotrzymać.
- Miała pani wtedy czternaście lat. Była pani dzieckiem.
- To nie ma nic do rzeczy. Znam mojego męża i wiem na co go stać. Mimo to są sytuacje, w których małżonkowie muszą się wspierać i troszczyć się o siebie. Nie zostawię go samego. Po prostu nie mogę. Sumienie by mnie zagryzło. |
Pani Goldblum ma dobry charakter, wszystko mu wybaczyła
Cytat: | - Powinna pani coś wiedzieć, pan Goldblum nie chce rozwodu. Get został spalony w mojej obecności. Wybierając się do pani, chciał właśnie to powiedzieć. Liczył, że pani wróci do niego.
- Co też pan opowiada? Taka decyzja może zrujnować mu karierę. Cały kahał odwróciłby się od niego – rzekła Estera.
- Wasi ludzie już to zrobili, a podburzył ich rabin Apfelbaum i Mosze Levy, sekretarz pani męża.
- Wcale mnie to nie dziwi. Mosze zawsze był fałszywy, a rabin… cóż, dla niego pieniądze są najważniejsze. |
Kolejna nowina … pani Estera trafnie oceniła rabina i sekretarza
Cytat: | … pozostaje jeszcze jedna sprawa, o której powinna pani wiedzieć.
- Proszę mówić. Cóż teraz mnie może zaskoczyć – odparła Estera już trochę spokojniejsza po podjęciu decyzji.
- Myślę, że jednak uda mi się panią zaskoczyć – powiedział Logan z tajemniczym wyrazem twarzy.
- Mów, o co chodzi? - Holly nie wytrzymała i po prostu musiała zadać to pytanie.
- Bądź cicho – wycedził przez zęby Adam. Holly spojrzała na niego z wyrzutem i nic nie robiąc sobie z uwagi męża, miała jeszcze coś powiedzieć, gdy o to samo spytała pani Estera. (…)Mąż kiedyś powiedział, że Abram ma prawdziwą smykałkę do interesów, i że chciałby mieć takiego syna, jak on.
- I ma – rzekł bezceremonialnie Logan, podczas gdy cała rodzina Cartwrightów pod wpływem usłyszanej wiadomości zastygła w bezruchu.
- Słucham? - pani Estera była bliska omdlenia. - Mój mąż ma syna? Ile lat ma to dziecko?
- To nie dziecko, to dorosły mężczyzna i pani dobrze go zna. Przed chwilą mówiła pani o nim.
- Abram nim jest?
- Tak. Droga pani, przepraszam za sposób w jaki to pani powiedziałem. Pani mąż chciał sam panią o tym fakcie poinformować, jak również o tym, że nie chce rozwodu. Choroba stanęła mu na przeszkodzie, dlatego to mnie upoważnił, abym o wszystkim pani powiedział. |
Kolejna niespodzianka
Cytat: | - On ma syna. To znaczy, że przez całe małżeństwo mnie zdradzał. – Estera pochyliła głowę – co za upokorzenie, a ja miałam wyrzuty sumienia, że nie jestem dość dobrą żoną. Oszukał mnie, oszukał i poniżył.
- To nie tak pani Estero – rzekł Logan.
- A jak? Chce pan go usprawiedliwić?
- Nie zamierzam być adwokatem pana Goldbluma, powiem tylko, że pani mąż nie wiedział, że ma dorosłego syna. Dowiedział się o tym po powrocie z Virginia City. |
Cóż, przyjemnie to jej chyba nie jest
Cytat: | - Powiedział pan, że Abram jest przy łóżku mojego męża.
- Owszem, prawie od niego nie odchodzi. Prawdę mówiąc to jestem dla niego pełen podziwu. Tak dużo spraw zwaliło się mu na głowę, a do tego jeszcze Mosze Levy zaczął knuć. Dlatego może i dobrze stanie się, że pani tam pojedzie. Chłopak potrzebuje wsparcia i pani akceptacji. |
Fakt, lekko mu nie jest
Cytat: | - Abram panią lubi i bardzo szanuje. Przeprowadziłem z nim dwie długie rozmowy i odniosłem wrażenie, że on potrzebuje właśnie pani wsparcia.
- Syn mojego męża?
- Pani Estero, Abram niczemu nie jest winien. Może warto byłoby dać mu szansę? |
Trudna decyzja dla pani Goldblum
Cytat: | - Synowi mojego męża? - powtórzyła pani Goldblum, a wtedy z kącika przy drzwiach dobiegł głos Matthew, który jakiś czas temu niezauważenie wślizgnął się do domu i z uwagą przysłuchiwał się rozmowie dorosłych:
- Ja bym mu dał szansę.
Oczy wszystkich zwróciły się na chłopca, a Adam poderwawszy się z fotela, spytał:
- Co tu robisz, Matthew? Miałeś bawić się na podwórzu.
- Przepraszam tato, ale bardzo mi się nudziło. Myślałem, że już skończyliście. |
E tam! Na pewno go ciekawiło o czym dorośli rozmawiają
Cytat: | - Zaczekaj Adamie – poprosiła pani Estera, a zwróciwszy się do wnuka, rzekła: - podejdź do mnie skarbie. - Gdy chłopiec wykonał polecenie, spytała: - dlaczego uważasz, że powinnam dać Abramowi szansę?
- Bo tak trzeba. Bo tak kiedyś mówił mi tatuś. Musimy być dobrzy dla innych, nawet jeśli ci inni są źli dla nas. |
Matt ma rację
Cytat: | - Jeszcze chwileczkę – rzekła Estera i zwróciła się do wnuka: - Matti, czy jest jeszcze jakiś powód dla którego powinnam…
- Zaakceptować Abrama? - przerwał jej chłopiec i skinął poważnie głową – tak. Wiesz babciu, że nie cierpię twojego męża, ale przecież Abram to jego syn, mój wujek, brat mojej mamusi. A ja chciałbym go poznać.
- Mało ci wujków? - spytał, zdziwiony wywodem syna, Adam.
- Twoi bracia, to stryjkowie. Wujka nie mam, a przydałby się – odparł rezolutnie Matt.
- To wyjaśnienie trafia do mnie – rzekła Estera, która przytuliwszy wnuka do siebie, dodała: - dobrze skarbie, będziesz go miał. |
Jasne, potrzebni są i stryjkowie i wujkowie
Kolejna, emocjonująca część opowieści. Sensacji tu nie brakuje. Najpierw Holly nie posłuchała Adama i wymknęła się z pokoju, żeby podsłuchać … pardon posłuchać jakie nowiny przywiózł detektyw Carter. Zostaje przyłapana, ale się nie poddaje, postawiła na swoim i zeszła do salonu. Niestety, jej cierpliwość została wystawiona na próbę, bo Logan stwierdził, że z ogłoszeniem nowin poczeka do przybycia pani Goldblum. Adam zdawał sobie sprawę, jak bardzo ciekawa jest Holly i doskonale bawi się tą sytuacją.
Do Ponderosy przybywają też Hoss z Aileen i Ben z Małym Joe. Dorośli uznali, że Matt nie powinien być obecny przy tej rozmowie i wyprawili chłopczyka na podwórko, z Muffinką. Cóż, chyba nie przewidzieli, że im bardziej się czegoś dziecku zabrania, uznaje, że rozmowa nie jest przeznaczona dla jego uszu … tym bardziej dziecko pragnie to usłyszeć. Dodam, że bardzo sprytne dziecko. Estera zmienia swoje nastawienie do męża, kiedy dowiaduje się o jego chorobie. Postanawia przy nim zostać. Okazje się, że Goldblum zrezygnował z rozwodu. To nie koniec niespodzianek – Estera doznaje szoku, kiedy dowiaduje się o nieślubnym synu swojego męża. Logan przekonuje ją, żeby dała mu szansę. Tym bardziej, że Abram zawsze cieszył się jej sympatią. Okazuje się, że część rozmowy podsłuchał Matthew, który bardzo chce poznać brata swojej mamy i celnie argumentuje, że do tej pory miał tylko stryjków, a on chciały mieć i wjka. Tym stwierdzeniem wszystkich rozbawił i jego babcia spełniła jego prośbę. Ciekawa jestem, czy pan Goldblum wyzdrowieje, jak ułożą się stosunki pani Goldblum i Abrama? Czy Matt polubi nowego wujka … tyle pytań. Mam nadzieję, że autorka niedługo na nie odpowie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8234
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 9:50, 20 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Bardzo dziękuję za miły i obszerny komentarz. Postaram się już wkrótce wkleić kolejny odcinek. Pojawi się w nim ktoś o kim trochę zapomniałam.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8234
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 11:09, 25 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
***
Dwa dni później Adam i Hoss odwieźli panią Esterę i Josepha do Virginia City skąd wczesnym rankiem odjeżdżał dyliżans do Carson City. Pożegnanie dla pani Goldblum nie należało do najłatwiejszych. Zostawiała przecież najbardziej życzliwych jej ludzi, jakich w życiu spotkała, a przede wszystkim zostawiała wnuka, którego kochała ponad życie. W dzień poprzedzający wyjazd, Matthew nie odstępował babci ani na krok i próbował we wszystkim jej pomagać. Za nimi dreptała Muffinka, która wyczuwając, że dzieje się coś dziwnego, cichutko popiskiwała. Chłopiec przez cały ten czas dzielnie się trzymał, ale gdy przyszło do pożegnania po prostu rozpłakał się i wymógł na pani Esterze obietnicę, że na pewno do niego wróci. Kobieta z oczyma pełnymi łez zapewniła Matta, że tak właśnie będzie, bo nie wyobraża sobie życia bez ukochanego wnuka. Nie trzeba tu dodawać, że ta niezwykle poruszająca scena wywołała wśród wszystkich, będących jej świadkami, głębokie wzruszenie.
Podjęcie decyzji o wyjeździe do Carson City wydawało się być dla pani Estery czymś co wynikało ze zwykłej przyzwoitości, poczucia obowiązku, ale także z dobroci jej serca. Nie oznaczało to jednak, że kobieta nie miała wątpliwości. Miała i to za sprawą głębokiego uczucia do wnuka. Nie wiedziała, co ją czeka w Carson City i po ludzku bała się, że może więcej nie zobaczyć Matthew. Tę jej wewnętrzną walkę doskonale wyczuwał Adam, który tuż przed odjazdem dyliżansu powiedział jej, że każdy zrozumie, jeśli zmieni swą decyzję. Estera na to odpowiedziała, że gdyby to zrobiła świadczyłoby to o jej tchórzostwie i złamaniu umowy małżeńskiej. Dodała, że to jest jej obowiązek. Są bowiem w życiu sprawy przed którymi nie wolno się uchylać.
Gdy po odjeździe dyliżansu opadł kurz, miasto właśnie zaczęło budzić się do życia. Adam i Hoss mieli do załatwienia jeszcze kilka spraw, które między innymi zleciły im, jako nad wyraz ważne, ich kobiety. Pora jednak była zbyt wczesna, żeby cokolwiek załatwić. Do tego głód dał znać o sobie i panowie zgodnie uznali, że przede wszystkim muszą się posilić. Ruszyli więc do pustego, o tej porze saloonu i zamówili po kubku gorącej, mocnej kawy i dużej porcji jajecznicy na bekonie. Barman Jake, dopiero co rozbudzony (często sypiał na zapleczu saloonu), bez mrugnięcia okiem przyjął zamówienie, tak jakby rzeczą zupełnie naturalną było to, że Cartwrightowie zamiast jeszcze smacznie spać postanowili zjeść śniadanie w jego knajpie. Gdy podał im posiłek, zapytał czy nie chcą czegoś mocniejszego. Bracia zgodnie odparli, że jak dla nich to zbyt wczesna pora. Jake ze zrozumieniem kiwnął głową, ziewnął szeroko i drapiąc się po wydatnym brzuchu, zapowiedział im, że w taki razie kładzie się spać i lepiej dla nich będzie, jeśli go już więcej nie będą budzić. Życzył im przy tym smacznego i nie omieszkał zainkasować zapłaty oraz sowitego napiwku, oczywiście po wiele mówiącym spojrzeniu i głośnym westchnięciu. Gdy tylko Jake poczłapał na zaplecze Hoss zauważył, że barman robi się coraz bardziej chciwy, na to Adam z właściwym sobie poczuciem humoru, odparł, że też by taki był, gdyby ktoś wczesnym rankiem wyciągnął go z ciepłego łóżka i zażądał śniadania.
W godzinę później bracia opuścili saloon, a swe kroki skierowali do domu Chumpów, który od tragicznej śmierci matki Aileen stał opuszczony i zamknięty na cztery spusty. Żona Hossa w porozumieniu z ojcem postanowiła sprzedać dom rodziny, który niestety, obojgu źle się kojarzył. Na razie jednak nie było chętnych na jego kupno. Kilku potencjalnych kupców spoza Virginia City szybko zrezygnowało po tym, jak dotarły do nich wieści, oczywiście odpowiednio ubarwione, o tragedii, jaka wydarzyła się w tym pięknym i okazałym domu. Tak więc siedziba Chumpów stała opuszczona, a jedynie Hoss, co jakiś czas sprawdzał czy wszystko z nią w porządku.
Po wejściu do środka, mężczyzn uderzył zaduch i zapach kurzu, którego gruba warstwa pokrywała wszystkie meble. Salon, kiedyś tak wspaniały, będący dumą Myrny, teraz sprawiał wrażenie, jakby czas zatrzymał się dokładnie w tym momencie, w którym matka Aileen podjęła tak tragiczną w skutkach decyzję. Myrna Chump nie była osobą lubianą. Jej odejście, oprócz chwilowej sensacji, nie wywołało żadnego żalu, raczej obojętność, a u co po niektórych uczucie najzwyklejszej ulgi. Z czasem coraz rzadziej wspominano Myrnę, a jeśli już, to jedynie w kontekście plotki, którą ktoś rozpuścił, twierdząc, że siedziba Chumpów jest nawiedzona. Podobno było tam słychać okropne jęki i hałasy, wzmocnione dodatkowym efektem w postaci dziwnych kolorowych świateł. Świadkami tego niesamowitego wydarzenia miało być dwóch kowboi, dodajmy pijanych w sztok kowboi, którzy pewnego razu postanowili odpocząć sobie na tyłach domu Chumpów. Gdy spali smacznie wśród traw i chwastów porosłych niegdyś wspaniały ogród pani domu, miały ich obudzić nie tylko jęki, od których niemal dostali pomylenia zmysłów, ale także postać najprawdziwszej białej damy, która miała twarz Myrny. Oczywiście większość mieszkańców miasta nie uwierzyła w te rewelacje, pytając, czy oprócz białej damy nie widzieli również białych myszek. Sprawa oparła się nawet o szeryfa Coffee, który poradził im, żeby zrobili sobie dłuższą przerwę w tym piciu na umór, wtedy będzie więcej niż pewne, że żadnych omamów, ani wzrokowych, ani słuchowych mieć nie będą. Kowboje nie uznali słuszności argumentów stróża prawa, jednak profilaktycznie nigdy więcej nie zapuścili się w okolice domu państwa Chumpów, nazywanego od tej pory nawiedzonym domem.
Tę właśnie historię Hoss przypomniał Adamowi, obchodząc z nim pokój po pokoju. Okazało się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, czemu niewątpliwie przysłużyła się plotka o duchu Myrny. Mężczyźni otworzyli szeroko okna, aby przewietrzyć dom, który sprawiał przygnębiające wrażenie. Adam stanąwszy w oknie spoglądał na porośnięty bujnymi chwastami ogród. Uśmiechnął się smutno i rzekł:
- Pamiętam, jak tu było pięknie. Myrna chciała mieć najwspanialszy ogród w całym mieście i dopięła swego.
- Tak – Hoss pokiwał głową – i była z niego niezwykle dumna. Podobno sprowadziła, jakieś rzadkie okazy krzewów, ale nie pamiętam nazwy. Aileen mówiła mi, jak jej matka się cieszyła, gdy okazało się, że krzewy się przyjęły.
- To chyba jedno z nielicznych miłych wspomnień twojej żony – zauważył Adam.
- To prawda. Ona próbuje zapomnieć to, co było złe. Chce pamiętać tylko te chwile, gdy jej matka była normalną, miłą kobietą.
- Zdaje się, że tych chwil to za wiele nie było.
- Niestety – westchnął Hoss. - Sam już nie wiem, czy lepiej, tak jak my, nie mieć matki, czy mieć taką jak Myrna.
- Co ja mam ci na to odpowiedzieć – Adam wzruszył ramionami. - I tak źle i tak niedobrze. Chociaż…. czy ja wiem, może to, że wcześnie straciliśmy nasze mamy i ich nie pamiętamy pozwala nam wyobrazić sobie, że były idealne pod każdym względem. Aileen nie ma takiej możliwości.
- To prawda – przyznał Hoss. - Czasem spoglądam na fotografię mojej mamy i zastanawiam się, czy byłaby ze mnie zadowolona, czy spodobałaby się jej moja żona. Tęsknię za nią. Tata kiedyś mówił, że była, jak anioł i tak sobie ją wyobrażam.
- Twoją mamę pamiętam, jak przez mgłę. Miała dobry, kojący głos – rzekł Adam i na chwilę się zamyślił, po czym westchnąwszy dodał: - ach te wspomnienia. To, co zbieramy się? Chyba dostatecznie się wywietrzyło.
- Tak, możemy już iść – odparł Hoss zamykając okna w salonie.
- A powiedz mi, co zrobicie, jeśli nie trawi się wam żaden kupiec? - spytał Adam, gdy w kwadrans później szli główną ulicą miasta.
- Cóż, trzeba będzie zburzyć dom i po prostu sprzedać sam plac.
- To jest jakiś pomysł, ale nie musicie się z tym tak bardzo śpieszyć.
- Pewnie. Teraz najważniejszy jest dom Aileen i mój. Jak wiesz miejsce jest już wybrane. Czekamy tylko na twój projekt. Chciałbym na wiosnę ruszyć z budową.
- Wasz dom mam już niemal cały rozrysowany. Pozostaje tylko kilka szczegółów do uzgodnienia. Możemy to zrobić nawet dziś wieczorem.
- Doskonale – odparł uśmiechnąwszy się Hoss. - Aileen będzie szczęśliwa.
- Mam nadzieję, że finalnie mój projekt się wam spodoba.
- Na pewno – Hoss kiwnął energicznie głową. - A powiedz mi, czy będziesz, coś robił z tym domem, który… no, wiesz.
- Który zacząłem budować dla Naomi?
- Tak. Jeszcze rok temu chciałeś go spalić.
- To było rok temu. Ostatnio pojechaliśmy tam z Holly i Mattem. Oboje są pod wrażeniem miejsca i chcą tam zamieszkać, a ja nie mam nic przeciwko temu – odparł Adam. - Jeszcze przed zimą chcę zmienić dach, uszczelnić ściany. Zamówiłem nawet wyposażenie łazienki i najnowszą kuchnię, taką, której sam Hop Sing nam pozazdrości.
- Cieszę się – rzekł Hoss i spytał: - może mógłbym ci w czymś pomóc?
- A wiesz, że tak. Pomyślałem, że mógłbym wykończyć dom do świąt. Holly i Matt mieliby prezent pod choinkę – Adam uśmiechnął się na myśl o reakcji żony i synka na widok takiej niespodzianki.
- Trochę mało czasu – stwierdził Hoss – gdyby Joe był na miejscu robota poszłaby dużo szybciej. Może zatrudnisz ze dwóch pracowników?
- To ostateczność. Wolałbym zachować tajemnicę.
- No tak, jak niespodzianka, to niespodzianka.
- Otóż to.
- Ale możesz przecież poprosić o pomoc Speeda Monroe. Nie odmówi, a i język potrafi trzymać za zębami. W trzech damy radę. Może też tata nam pomoże.
- Być może, ale, co do Speeda to nie wiem. On ma teraz inne zajęcie. Od września przecież pracuje w szkole – przypomniał Adam.
- Ale chyba nie zważniał aż tak, żeby odmówić pomocy przyjacielowi – zauważył Hoss. - Na twoim miejscu porozmawiałbym z nim.
- Może i tak zrobię, ale tymczasem pośpieszmy się. Chciałbym wrócić do domu na obiad.
- To w takim razie ja pójdę do sklepu żelaznego i sprawdzę, czy Bausch ma drut kolczasty.
- A, co nie wystarczy tego, co jest?
- Obawiam się, że zabraknie. Na południowym pastwisku trzeba ogrodzić spory kawałek ziemi. Tak na moje oko będzie najmarniej z dziesięć rolek.
- Czyli ponad pięćset jardów – stwierdził Adam – nieźle. Gdyby Brausch nie miał aż tyle rolek to od razu zamów.
- Jasne – Hoss kiwnął głową. - A ty? Masz coś do załatwienia?
- Zajrzę na pocztę i odbiorę korespondencję. Potem pójdę do Jacksona po nasze zamówienie. Do tego muszę zajrzeć do Emmy Stone, bo Holly kazała mi kupić jakiś batyst, czy inne płótno, a do tego koronki i nici. Dobrze, że spisała mi to wszystko na kartce.
- A nie możesz tego kupić u Jacksona? - spytał nieco zdziwiony Hoss – w jego sklepie jest duży wybór materiałów i wszelkiej pasmanterii.
- Może i mógłbym, ale Holly wyraźnie przykazała mi, że zakupy mam zrobić u Emmy. Podobno ma najlepsze materiały w mieście.
- Nie podobno, a na pewno.
- A ty skąd to wiesz?
- Moja Aileen tak mówiła – Hoss wzruszył ramionami.
- Skoro tak, to nie pozostaje mi nic innego, jak przyjąć ten fakt w pokorze – stwierdził z nieukrywanym sarkazmem Adam.
- O, co ci chodzi?
- W zasadzie to o nic, ale czy nie uważasz, że nasze żony próbują wziąć nas pod obcas?
- A co, przeszkadza ci to?
Odpowiedzią na tak postawione pytanie było głośne niemal żałosne westchnienie Adama, na co Hoss zareagował głośnym śmiechem.
- I czego tak rżysz? - rzucił Adam wrogo spoglądając na brata. - Chcesz, żeby Aileen owinęła ciebie wokół małego palca?
- Wiesz, co braciszku – Hoss położył dłoń na ramieniu Adama – powiem ci coś w sekrecie.
- Co takiego?
- Ona już to zrobiła i to w pierwszej chwili, gdy na mnie spojrzała. Muszę ci się przyznać, że jest mi z tym dobrze. Co ja mówię! Jest mi wspaniale - Hoss znowu się zaśmiał.
- Idiota – skwitował Adam.
- Być może, ale mam spokój. Żadnych awantur – Hoss mrugnął okiem – rozumiesz, o czym mówię?
- Tak bardzo słychać?
- Cóż… oboje macie donośne głosy.
Adam ciężko westchnął i rzekł:
- Porozmawiam z Holly i nasze kłótnie będziemy prowadzić szeptem.
- Byłoby miło. A tak przy okazji, o co wy się tak ciągle sprzeczacie?
- O nic. Holly ma temperament, a ja…
- A ty jesteś uparty, jak muł – stwierdził Hoss. – Na twoim miejscu ustąpiłbym jej. Kobiet w odmiennym stanie nie powinno się denerwować.
- Co ty nie powiesz? - zakpił Adam.
- Ja swojej nie zamierzam denerwować – rzekł Hoss i przyśpieszył kroku.
- Co takiego? - Adam aż przystanął z wrażenia. - Stój. Chcesz mi coś powiedzieć? Czyżby? - spytał badawczo przyglądając się bratu.
- Tak – Hoss skinął głową, a w oczach miał tyle szczęścia, że Adama aż zamurowało. - Nikt jeszcze o tym nie wie. Tobie pierwszemu mówię.
- Moje gratulacje – Adam schwycił dłoń brata i mocno potrząsał – co za wiadomość. Hoss będziesz ojcem.
- Na to wychodzi – odparł mężczyzna z dumą. - Tylko, proszę cię, nie mów jeszcze nikomu. Chcemy razem z Aileen zakomunikować dobrą wiadomość przy kolacji.
- Jasne, jak tajemnica, to tajemnica. A, pamiętaj nie pozwól jej nosić gorsetu, bo będzie ci mdlała, jak moja Holly.
- Nie nosi.
- Naprawdę?
- Nie nosi, bo nigdy nie nosiła – odparł Hoss.
- Szczęściarz z ciebie braciszku, prawdziwy szczęściarz.
- A z ciebie to nie?
- Ze mnie? – Adam spoważniał. Przez dłuższą chwilę spoglądał na brata, po czym pewnym siebie głosem rzekł: - ze mnie też. Tak, teraz już mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy.
- To wspaniale. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę.
Adam w milczeniu skinął głową i rzekł:
- To, co tatuśku, załatwiamy, co mamy załatwić i wracajmy do naszych pięknych żon.
- Lepiej bym tego nie ujął – stwierdził Hoss. - To, co? Najpierw podjadę do Bauscha, a potem pod sklep Johna.
- Dobra, będę tam czekał – odparł Adam i dodał: - powiedzmy za pół godziny.
- Myślisz, że zdążysz w ciągu pół godziny załatwić sprawunki u Emmy?
- Masz rację. – Adam podrapał się po brodzie i rzekł: - to powiedzmy za godzinę u Johna.
- W porządku, tylko nie spóźnij się.
- Postaram się – odparł Adam i miał coś jeszcze powiedzieć, ale nagle jego uwagę przykuł elegancki mężczyzna idący w strony szkoły. - Hoss, zobacz, to Speed. Prawie go nie poznałem.
- Ale z niego elegant się zrobił – Hoss aż gwizdnął z podziwu – tylko jakiś taki dziwnie smutny. Wygląda tak, jakby dotknęła go jakaś tragedia.
- Być może masz rację.
- Co tym opowiadasz? Odbił się od dna. Ludzie już nie pamiętają kim był. Tragedia? Niby jaka?
- Wyjazd pani Estery – rzekł Adam.
- Speed i ona? - Hoss aż przystanął ze zdziwienia. - Niemożliwe.
- A jednak. Przynajmniej ze strony Speeda – odparł Adam. - Wiesz, co? Jednak spotkajmy się za godzinę, może półtorej. Muszę z nim porozmawiać.
- Myślisz, że zaczął pić? - zaniepokoił się Hoss.
- Mam nadzieję, że nie, ale wolę się upewnić.
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 17:42, 26 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Cytat: | W dzień poprzedzający wyjazd, Matthew nie odstępował babci ani na krok i próbował we wszystkim jej pomagać. Za nimi dreptała Muffinka, która wyczuwając, że dzieje się coś dziwnego, cichutko popiskiwała. Chłopiec przez cały ten czas dzielnie się trzymał, ale gdy przyszło do pożegnania po prostu rozpłakał się i wymógł na pani Esterze obietnicę, że na pewno do niego wróci. Kobieta z oczyma pełnymi łez zapewniła Matta, że tak właśnie będzie, bo nie wyobraża sobie życia bez ukochanego wnuka. |
Biedny Matt, musi się rozstać z ukochaną babcią
Cytat: | Podobno było tam słychać okropne jęki i hałasy, wzmocnione dodatkowym efektem w postaci dziwnych kolorowych świateł. Świadkami tego niesamowitego wydarzenia miało być dwóch kowboi, dodajmy pijanych w sztok kowboi, którzy pewnego razu postanowili odpocząć sobie na tyłach domu Chumpów. Gdy spali smacznie wśród traw i chwastów porosłych niegdyś wspaniały ogród pani domu, miały ich obudzić nie tylko jęki, od których niemal dostali pomylenia zmysłów, ale także postać najprawdziwszej białej damy, która miała twarz Myrny. |
W takim stanie to oni nawet Wielką Stopę mogli zobaczyć
Cytat: | Aileen mówiła mi, jak jej matka się cieszyła, gdy okazało się, że krzewy się przyjęły.
- To chyba jedno z nielicznych miłych wspomnień twojej żony – zauważył Adam.
- To prawda. Ona próbuje zapomnieć to, co było złe. Chce pamiętać tylko te chwile, gdy jej matka była normalną, miłą kobietą.
- Zdaje się, że tych chwil to za wiele nie było.
- Niestety – westchnął Hoss. - Sam już nie wiem, czy lepiej, tak jak my, nie mieć matki, czy mieć taką jak Myrna. |
Tak, Myrna nie była kochającą matką
Cytat: | Chociaż…. czy ja wiem, może to, że wcześnie straciliśmy nasze mamy i ich nie pamiętamy pozwala nam wyobrazić sobie, że były idealne pod każdym względem. Aileen nie ma takiej możliwości.
- To prawda – przyznał Hoss. - Czasem spoglądam na fotografię mojej mamy i zastanawiam się, czy byłaby ze mnie zadowolona, czy spodobałaby się jej moja żona. Tęsknię za nią. Tata kiedyś mówił, że była, jak anioł i tak sobie ją wyobrażam.
- Twoją mamę pamiętam, jak przez mgłę. Miała dobry, kojący głos – rzekł Adam i na chwilę się zamyślił, po czym westchnąwszy dodał: - ach te wspomnienia. |
Dobrze, że chociaż Adam ją pamięta
Cytat: | - A powiedz mi, czy będziesz, coś robił z tym domem, który… no, wiesz.
- Który zacząłem budować dla Naomi?
- Tak. Jeszcze rok temu chciałeś go spalić.
- To było rok temu. Ostatnio pojechaliśmy tam z Holly i Mattem. Oboje są pod wrażeniem miejsca i chcą tam zamieszkać, a ja nie mam nic przeciwko temu – odparł Adam. - Jeszcze przed zimą chcę zmienić dach, uszczelnić ściany. Zamówiłem nawet wyposażenie łazienki i najnowszą kuchnię, taką, której sam Hop Sing nam pozazdrości. |
Dobrze, że ten dom im się podoba i Adam nie sprzeciwia się, żeby tam zamieszkać z drugą żoną
Cytat: | - Zajrzę na pocztę i odbiorę korespondencję. Potem pójdę do Jacksona po nasze zamówienie. Do tego muszę zajrzeć do Emmy Stone, bo Holly kazała mi kupić jakiś batyst, czy inne płótno, a do tego koronki i nici. Dobrze, że spisała mi to wszystko na kartce.
- A nie możesz tego kupić u Jacksona? - spytał nieco zdziwiony Hoss – w jego sklepie jest duży wybór materiałów i wszelkiej pasmanterii.
- Może i mógłbym, ale Holly wyraźnie przykazała mi, że zakupy mam zrobić u Emmy. Podobno ma najlepsze materiały w mieście.
- Nie podobno, a na pewno.
- A ty skąd to wiesz?
- Moja Aileen tak mówiła – Hoss wzruszył ramionami.
- Skoro tak, to nie pozostaje mi nic innego, jak przyjąć ten fakt w pokorze – stwierdził z nieukrywanym sarkazmem Adam.
- O, co ci chodzi?
- W zasadzie to o nic, ale czy nie uważasz, że nasze żony próbują wziąć nas pod obcas?
- A co, przeszkadza ci to?
Odpowiedzią na tak postawione pytanie było głośne niemal żałosne westchnienie Adama, na co Hoss zareagował głośnym śmiechem. |
No tak, takie zakupy to twardy orzech do zgryzienia dla prawdziwego mężczyzny, do tego to poczucie brania pod pantofel
Cytat: | - Chcesz, żeby Aileen owinęła ciebie wokół małego palca?
- Wiesz, co braciszku – Hoss położył dłoń na ramieniu Adama – powiem ci coś w sekrecie.
- Co takiego?
- Ona już to zrobiła i to w pierwszej chwili, gdy na mnie spojrzała. Muszę ci się przyznać, że jest mi z tym dobrze. Co ja mówię! Jest mi wspaniale - Hoss znowu się zaśmiał. |
Hoss znalazł sposób na idealne małżeństwo
Cytat: | Żadnych awantur – Hoss mrugnął okiem – rozumiesz, o czym mówię?
- Tak bardzo słychać?
- Cóż… oboje macie donośne głosy.
Adam ciężko westchnął i rzekł:
- Porozmawiam z Holly i nasze kłótnie będziemy prowadzić szeptem.
- Byłoby miło. A tak przy okazji, o co wy się tak ciągle sprzeczacie?
- O nic. Holly ma temperament, a ja…
- A ty jesteś uparty, jak muł – stwierdził Hoss. – Na twoim miejscu ustąpiłbym jej. Kobiet w odmiennym stanie nie powinno się denerwować. |
Hoss ma rację
Cytat: | Nikt jeszcze o tym nie wie. Tobie pierwszemu mówię.
- Moje gratulacje – Adam schwycił dłoń brata i mocno potrząsał – co za wiadomość. Hoss będziesz ojcem.
- Na to wychodzi – odparł mężczyzna z dumą. - Tylko, proszę cię, nie mów jeszcze nikomu. Chcemy razem z Aileen zakomunikować dobrą wiadomość przy kolacji.
- Jasne, jak tajemnica, to tajemnica. A, pamiętaj nie pozwól jej nosić gorsetu, bo będzie ci mdlała, jak moja Holly.
- Nie nosi.
- Naprawdę?
- Nie nosi, bo nigdy nie nosiła – odparł Hoss.
- Szczęściarz z ciebie braciszku, prawdziwy szczęściarz. |
To wspaniała nowina, oni zasłużyli na szczęście
Cytat: | - Hoss, zobacz, to Speed. Prawie go nie poznałem.
- Ale z niego elegant się zrobił – Hoss aż gwizdnął z podziwu – tylko jakiś taki dziwnie smutny. Wygląda tak, jakby dotknęła go jakaś tragedia.
- Być może masz rację.
- Co tym opowiadasz? Odbił się od dna. Ludzie już nie pamiętają kim był. Tragedia? Niby jaka?
- Wyjazd pani Estery – rzekł Adam.
- Speed i ona? - Hoss aż przystanął ze zdziwienia. - Niemożliwe.
- A jednak. Przynajmniej ze strony Speeda – odparł Adam. - Wiesz, co? Jednak spotkajmy się za godzinę, może półtorej. Muszę z nim porozmawiać.
- Myślisz, że zaczął pić? - zaniepokoił się Hoss.
- Mam nadzieję, że nie, ale wolę się upewnić. |
Dobrze, że Adam porozmawia ze Speed’em
Kolejna, interesująca część opowiadania. Na razie wszystko dobrze się toczy. Jedyny smuteczek to, że pani Estera wyjeżdża do męża. Z poczucia obowiązku, a może jednak jakieś uczucie do niego w niej przetrwało. Adam chce dokończyć budowę domu, który zaczął budować dla Naomi. Bracia mają problem, ponieważ żony obarczyły ich listą zakupów, bardzo kobiecych w dodatku jasno określiły miejsce, gdzie mają owe rzeczy nabyć. Adam ma poczucie, że jest na najlepszej drodze, żeby dostać się pod pantofel żony, ale Hoss jakoś nie ma z tym problemu … on przyznaje, że jest pod pantoflem, mało tego – twierdzi, że jest mu z tym dobrze, czym zgorszył nieco Adama. Trochę go tłumaczy to, że z Aileen spodziewają się dziecka. To bardzo dobra nowina. No i Speed, zakochany w pani Esterze czuje się opuszczony. Może kiedyś i dla niego zaświeci słońce i zła passa się odwróci. Dobrze by było, jakby mimo smutku dobrze się trzymał i nie popadł znów w nałóg. Może Adam mu w tym pomoże, wesprze go? Może zrobi to dla Holly, a może i on lubi Speed’a. Czekam niecierpliwie na kontynuację …
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8234
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 20:27, 26 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
Dziękuję bardzo za sympatyczny komentarz. Hoss, wydaje się być idealnym mężem. Adam powinien u niego pobierać lekcje, jak radzić sobie z żoną. Czy Speed Monroe poradzi sobie ze swym uczuciem do pani Estery, to już wkrótce. Adam oczywiście porozmawia z nim tak po przyjacielsku, ale czy zdoła wybić mu tę miłość z głowy - zobaczymy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8234
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 18:55, 31 Paź 2022 Temat postu: |
|
|
***
Adam ruszył w ślad za Speedem Monroe, który ze spuszczoną głową, szedł krok za krokiem w kierunku szkoły. Już na pierwszy rzut oka widać było, że mężczyzna ma jakieś problemy. Kilka mijających go osób ukłoniło mu się, ale ten pogrążony we własnych myślach w ogóle ich nie zauważył. Tuż przed budynkiem szkolnym Adam zrównał się z nauczycielem i zawołał:
- Hej, Speed odkąd to ludzi nie poznajesz?
- Co? Co takiego? - Monroe spojrzał na Adama niemal nieprzytomnym wzrokiem. Po chwili zorientowawszy się kto przed nim stoi powiedział: - a to ty? Co tu robisz?
- Razem z Hossem odprowadzaliśmy panią Esterę i Małego Joe... – zaczął Adam, ale Speed zaraz mu przerwał:
- No, tak. Widziałem was.
- Widziałeś – Adam bardziej stwierdził niż spytał. - To dlaczego nie pożegnałeś się z nią?
- Zabrakło mi odwagi.
- Myślę, że by się ucieszyła.
- Naprawdę, naprawdę tak myślisz? - Speed spojrzał na Cartwrighta z ogromną nadzieją w oczach.
- Owszem - odparł Adam i nie nie bawiąc się w dyplomację, spytał: - Ty ją kochasz?
Monroe z trudem przełknął ślinę i skinął głową. Tymczasem Cartwright zauważywszy, że coraz więcej osób zwraca uwagę na rozdygotanego nauczyciela, pociągnął go za ramię w kierunku pustej o tej porze szkoły. Speed wyjął z kieszeni marynarki klucze i próbował otworzyć drzwi, ale dłonie trzęsły mu się tak, że stało się to zupełnie niemożliwe. Adam widząc w jakim stanie jest przyjaciel wziął z jego rąk klucze i otworzył szkołę.
- Kochasz ją? - ponowił pytanie, gdy wreszcie znaleźli się w środku. Speed w międzyczasie usiadł w ławce, a Adam oparłszy się o blat nauczycielskiego biurka, ze współczuciem przyglądał się mężczyźnie.
- To tak bardzo widać? - wyszeptał wreszcie Monroe.
- Ślepy by zauważył. Speed, wybacz, to co powiem, ale twoje uczucie nie ma racji bytu.
- A to niby dlaczego?! - mężczyzna podniósł głos – no, powiedz mi dlaczego?! Czy ty nie rozumiesz, że nigdy dotąd nie spotkałem tak wspaniałej kobiety. Ona jest uosobieniem wszystkich moich marzeń. Jest mądra, inteligentna, potrafi słuchać i współczuć, a przy tym jest taka piękna i delikatna, jakby nierzeczywista. Jej oczy, tak pełne smutku mają w sobie jakiś niesamowity magnetyzm. Sprawiają, że nie potrafię przestać o niej myśleć. Tak, kocham ją. Czy to złe?
- Nie. Miłość jest najpiękniejszym uczuciem na ziemi. To ona leży u podstaw niemal wszystkiego, co ma wpływ na nasze życie. Bez miłości nie można normalnie funkcjonować, ale…
- Skoro tak twierdzisz to powinieneś mnie zrozumieć – Speed przerwał Adamowi. - Czy po tym, co ona przeszła, co ja przeżyłem nie mamy prawa do odrobiny szczęścia, do prawdziwej miłości?
- Oczywiście, że macie, tyle tylko, że panią Esterę i ciebie dzieli właściwie wszystko.
- To znaczy? - Monroe spojrzał nieprzyjaźnie na Adama.
- Myślałem, że tobie nie muszę tego tłumaczyć, ale dobrze, skoro chcesz, to proszę. Ona jest Żydówką, do tego wciąż zamężną, ty Amerykaninem. Ona wyznaje judaizm, ty jesteś chrześcijaninem. Ma inne poglądy na świat i życie. Wyrastała w odmiennej społeczności od naszej. Dodam bardzo specyficznej i zamkniętej na takich, jak my.
- I ty to mówisz? - Speed spojrzał z wyrzutem na Adama. - Ty, który ożeniłeś się z Żydówką?
- Tak, bo wiem najlepiej ile Naomi i mnie to kosztowało. Ona poświęciła dla mnie wszystko. Musiała nauczyć się żyć od nowa. Teraz sam już nie wiem, czy dobrze się stało, że oboje zdecydowaliśmy się na tak szaleńczy krok.
- To zabrzmiało tak, jakbyś stawiał pod znakiem zapytania waszą miłość.
- Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Naomi już na zawsze pozostanie moją największą miłością.
- A Holly?
- Oczywiście, że ją kocham. Dlaczego pytasz?
- Chciałem się tylko upewnić, że jej nie skrzywdzisz.
- Bez obaw – Adam uśmiechnął się – ona nie jest z tych, co dałaby sobie zrobić krzywdę. Ale nie zmieniaj tematu. Speed, czy pani Estera dała ci nadzieję na wspólną przyszłość?
- Nie, ale jest mi przychylna.
- To trochę za mało, nie sądzisz?
- Nic nie rozumiesz – Speed zerwał się z ławki. - Wierzę, że ona kiedyś mnie pokocha i wierzę, że ta nasza miłość pokona wszelkie przeszkody.
- Speed jesteś niepoprawnym romantykiem. Uwierz mi to tak nie działa. Wiem coś o tym. Droga, którą wybrałeś jest pełna wyboi, kamieni i cierni. Jesteś na to gotowy?
- Ty dałeś sobie radę, więc i ja dam.
- Widzę, że już podjąłeś decyzję – rzekł Adam.
- Owszem i nikt mnie od niej nie odwiedzie.
- Wiem, że na miłość nie ma rady, ale co zrobisz, jeżeli okaże się, że pani Estera nie wróci?
- Ty coś wiesz? - Speed dopadł do Adama i chwycił go za poły kurtki. - Mów!
- Uspokój się – rzekł zdecydowanie Cartwright, a gdy Monroe puścił go, powiedział: - nic nie wiem, ale ze względu na mojego synka chciałbym, żeby wróciła. On jej bardzo potrzebuje. A poza tym wszyscy ją bardzo polubiliśmy. Zresztą trudno jej nie lubić.
- To prawda. Jest jak anioł, jak prześliczny, słodki anioł.
- A ten swoje – westchnął Adam.
- Ona już nie wróci, prawda? - spytał Speed, jakby nagle się przebudził.
- Tego nikt jeszcze nie wie.
- Nie wróci – Speed pokiwał głową i z nieukrywaną złością stwierdził: – ten stary cap ją zatrzyma.
- To jej mąż.
- Niestety – westchnął ciężko Monroe, po czym zapadła długa przejmująca cisza. Wreszcie Adam, przyglądając się ze współczuciem mężczyźnie, powiedział:
- Speed, chciałbym, żebyś pamiętał, że w Ponderosie masz przyjaciół. Zawsze możesz liczyć na naszą pomoc.
- Dziękuję, ale dam sobie radę.
- Martwię się o ciebie – rzekł Adam, jakby nie słysząc wcześniejszej odpowiedzi przyjaciela.
- Niepotrzebnie – Monroe spojrzał w oczy Cartwrighta i domyślił się, o co mu chodzi. - Myślisz, że mogę wrócić do nałogu. O, nie. To zamknięta karta. Za dużo mam do stracenia, a poza tym może nie wiesz, ale złożyłem przysięgę twojej żonie, że nigdy więcej nie wezmę alkoholu do ust i przysięgi zamierzam dotrzymać. Gdyby nie Holly już by mnie nie było. Tylko ona we mnie uwierzyła. Dała mi szansę na zmianę życia i myślę, że ja wykorzystałem. Po za tym nawet nie wiesz, jak ważne jest dla mnie nauczanie. Teraz, gdy znowu robię to, co kocham wiem, że oddycham, że żyję. Do szczęścia brakuje mi drugiej połówki.
- Wybacz Speed, ale myślę, że pani Estera nią nie będzie. Może warto poszukać sobie innej partnerki na życie, a nie nabijać sobie głowę mrzonkami.
- Mrzonki, powiadasz – Monroe uśmiechnął się i pokiwał głową. - Może to i mrzonki. Ja jednak będę na nią czekał i to tak długo, jak będzie trzeba.
- Możesz się nie doczekać – stwierdził Adam.
- Trudno, zaryzykuję.
- Jesteś bardzo zdeterminowany.
- Owszem, bo mam ku temu powód.
- Czyżby pani Estera dała ci jakąś nadzieję?
- Już ci mówiłem - nie wprost, ale wiem, że jest mi przychylna.
- To zbyt mało, żeby snuć plany na przyszłość.
- Wystarczająco dużo, żeby je robić – odparł Speed i dodał: - nie patrz na mnie, jak na wariata. Miłość nie wybiera. Albo ona albo żadna.
***
Carson City. Dom Aarona Goldbluma.
- Ty idioto, czy nie rozumiesz, że tym swoim uporem zamykasz sobie drzwi do kariery? Goldblum lada chwila zamknie oczy, a wtedy będzie za późno na jakiekolwiek działania - Mosze Levi, czerwony na twarzy, bliski był wybuchu, mimo to starając się zachować spokój głosem słodkim, jak miód, powiedział: - przyjacielu, co ci szkodzi wydać get? Zyskasz na tym wdzięczność całego kahału, a twoja kariera nabierze rozpędu.
- Teraz to przyjacielu – Abram pokręcił z politowaniem głową.
- A może liczysz, że to ty przejmiesz majątek starego capa. Tak, to nawet prawdopodobne. Wiem, podsunąłeś mu nowy testament, w którym to ty kładziesz łapę na całym majątku Goldbluma.
- I kto tu jest idiotą? - spytał zmęczonym głosem Abram. - Nic nie wskórasz. W przeciwieństwie do ciebie jestem w stosunku do pana Goldbluma lojalny.
- Ciekawe, jaką cenę ma ta twoja lojalność? - spytał, uśmiechając się kpiąco Mosze.
- Daj mi spokój.
- Nie udawaj takiego prawego. Każdy ma swoją cenę.
- Ty na pewno – stwierdził Abram i dodał: - sprzedałbyś własnego ojca.
- Mylisz się kolego. Mój tate jest na to zbyt wartościowy, ale co ty możesz o tym wiedzieć – Mosze z lekceważeniem wydął usta – twój ojciec był biedakiem. To był zwykły naket*), któremu nawet goj nie chciał rozpalić pieca w szabas.
- Zamknij tę plugawą gębę – Abram doskoczył do mężczyzny i pchnął go z całej siły. Tamten zatoczył się i z impetem wylądował na krześle.
- Proszę, proszę, jaki z ciebie heldish.**) Nie znałem cię z tej strony. Naprawdę jestem pod wrażeniem.
- Odwal się wreszcie i wyjdź z domu pana Goldbluma.
- Już niedługo będzie jego domem – zauważył kąśliwie Mosze – a wyjdę stąd razem z rabinem Apfelbaumem. Kto, jak kto, ale on już znajdzie sposób na tego twojego pryncypała.
- Nie byłbym tego taki pewny.
- Co masz na myśli? - spytał Mosze z trudem ukrywając ciekawość. Levy jednak nie doczekał się odpowiedzi, bowiem nagle drzwi sypialni Aarona Goldbluma z impetem otworzyły się i stanął w nich wściekły do granic możliwości rabin Apfelbaum miotając pod adresem doktora Silbermana przekleństwa.
- Bodajbyś miał sto domów, w każdym domu sto pokojów, w każdym pokoju dwadzieścia łóżek i bodajby cię bezsenność miotała z jednego łóżka do drugiego! Bodajbyś stracił wszystkie zęby – poza jednym, który wciąż będzie cię bolał! Bodajbyś nigdy nie...
- Zrozumiałem, rabbi – przerwał tę tyradę lekarz i niemal wypchnąwszy rabina z sypialni, szybko zamknął mu przed nosem drzwi.
- I, co rabbi, powiedział gdzie jest get? - Mosze nie zwracając uwagi na Abrama podbiegł do zdenerwowanego Apfelbauma.
- Nie, nic, nie powiedział, cholerny jąkała. Za to doktor przyznał, że widział get i to spalony – rabin nie ukrywał swojego niezadowolenia. Zaraz też odtrąciwszy Levy’ego podszedł do Abrama i krzyknął:
- Mów, czy to prawda?!
- Ale, co rabbi?
- Przestań robić z siebie idiotę. Odpowiadaj, pókim dobry. Czy Goldblum kazał spalić get?
- Tak. Trzech świadków może to poświadczyć.
- Ich nazwiska.
- Po co?
- Nie zadawaj durnych pytań, tylko odpowiadaj – wtrącił Mosze.
- Prosił cię ktoś o pomoc?! - ryknął rabin. Mosze natychmiast przeprosił i z miną niewiniątka stanął nieco z boku, tak by móc obserwować rozwój sytuacji. Tymczasem Abram nie kwapił się z odpowiedzią.
- Mowę ci odjęło. No, mów! Jak długo jeszcze będę czekał! – ponaglił go Apfelbaum.
- To byłem ja… - zaczął Abram.
- Twoją wiarygodność łatwo podważyć. Kto jeszcze?
- Doktor Silberman.
- Oczywiście.
- I detektyw Logan Carter.
- Goj. To żaden świadek.
- Rabbi, proszę zrozumieć, że pan Goldblum nie zamierza się rozwodzić. Dlatego też kazał nam spalić get i zrobiliśmy to na jego oczach.
- A pergamin, pergamin, na którym sporządzono get zachował się? Wiem, że były przynajmniej trzy arkusze specjalnie do tego celu przeznaczone.
- Chce pan sfałszować dokument rozwodowy? - spytał oburzony Abram. - Nie wierzę, że mógłby rabbi, to zrobić. To grzech.
- Nie ty będziesz mówił mi, co jest grzechem, a co nie! – krzyknął Apfelbaum. - Tam gdzie w grę wchodzi dobro kahału, grzechu nie ma!
- Ja jednak uważam inaczej – odparł Abram dziwnie uśmiechając się. Jego oczy przy tym były zimne jak lód. Tym zwrócił uwagę Levy’ego. Po raz kolejny Mosze odniósł wrażenie, że to spojrzenie i uśmiech są mu dobrze znane. Tymczasem Abram pochylając głowę powiedział z ogromnym spokojem: - myślę, rabbi, że nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia. Pozwoli pan, że odprowadzę go do wyjścia. Ciebie Mosze nie muszę, prawda?
- Znam świetnie drogę, dziękuję – odparł zupełnie zaskoczony Levy.
- Ależ z ciebie kretyn! – rabin wzniósł oczy i dłonie w górę, i aż sapnął z irytacji. Mosze zupełnie zdezorientowany patrzył to na Apfelbauma to na Abrama. Twarz Berkowitza nie dawał mu spokoju i nagle coś błysnęło mu w głowie. Oczyma rozszerzonymi ze zdumienia wpatrywał się w kolegę i nie wierzył, że odkrycie, którego właśnie dokonał mogłoby być prawdą. A jeśli tak było, to jasnym stawało się dlaczego Abram tak bardzo bronił Aarona Goldbluma. Perspektywa gigantycznego majątku w każdym wyzwoliłaby uczucia opiekuńcze. Trzeba to sprawdzić – pomyślał Mosze i postanowił przynajmniej na razie z nikim nie dzielić się swoimi podejrzeniami. Podczas, gdy Levy rozmyślał nad swym odkryciem, rabin wcale nie zamierzał opuścić domu Aarona Goldbluma. Wręcz przeciwnie rozsiadł się wygodnie na kanapie i rozpoczął długi wywód dotyczący bezczelności, krnąbrności i głupoty młodych ludzi. Abram przysłuchiwał się temu z kamiennym wyrazem twarzy, co dodatkowo przyprawiło Apfelbauma o wściekłość. Jego tłustą, nalaną twarz, pokryły czerwone plamy, a pejsy po bokach twarzy z każdym energicznym ruchem głowy śmiesznie podskakiwały. Berkowitz w połowie wywodu rabina przestał go słuchać i swoją uwagę skoncentrował na „podskakujących” pejsach. W zestawieniu z nerwowymi ruchami i wykrzywioną złością twarzą dawały arcyśmieszny widok. Nic więc dziwnego, że Abram nie wytrzymał i zaśmiał się. Z początku cicho, a potem coraz głośniej. Rabin zamarł na ten widok i z otwartymi ustami przyglądał się śmiejącemu się do łez mężczyźnie. Wreszcie oburzony zachowaniem Abrama, krzyknął:
- Wariat! Regularny wariat! Z takim strach zostawić biednego pana Goldbluma.
***
____________________________________________________________
*) Naket (נאַקעט) - golec
**) Heldish (העלדיש) - odważniak
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 10:35, 02 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Speed, wybacz, to co powiem, ale twoje uczucie nie ma racji bytu.
- A to niby dlaczego?! - mężczyzna podniósł głos – no, powiedz mi dlaczego?! Czy ty nie rozumiesz, że nigdy dotąd nie spotkałem tak wspaniałej kobiety. Ona jest uosobieniem wszystkich moich marzeń. Jest mądra, inteligentna, potrafi słuchać i współczuć, a przy tym jest taka piękna i delikatna, jakby nierzeczywista. Jej oczy, tak pełne smutku mają w sobie jakiś niesamowity magnetyzm. Sprawiają, że nie potrafię przestać o niej myśleć. Tak, kocham ją. Czy to złe? |
Speed pięknie mówi o miłości
Cytat: | - Czy po tym, co ona przeszła, co ja przeżyłem nie mamy prawa do odrobiny szczęścia, do prawdziwej miłości?
- Oczywiście, że macie, tyle tylko, że panią Esterę i ciebie dzieli właściwie wszystko.
- To znaczy? - Monroe spojrzał nieprzyjaźnie na Adama.
- Myślałem, że tobie nie muszę tego tłumaczyć, ale dobrze, skoro chcesz, to proszę. Ona jest Żydówką, do tego wciąż zamężną, ty Amerykaninem. Ona wyznaje judaizm, ty jesteś chrześcijaninem. Ma inne poglądy na świat i życie. Wyrastała w odmiennej społeczności od naszej. Dodam bardzo specyficznej i zamkniętej na takich, jak my. |
W tym Adam ma trochę racji, oni pochodzą z dwóch różnych światów
Cytat: | Naomi już na zawsze pozostanie moją największą miłością.
- A Holly?
- Oczywiście, że ją kocham. Dlaczego pytasz?
- Chciałem się tylko upewnić, że jej nie skrzywdzisz.
- Bez obaw – Adam uśmiechnął się – ona nie jest z tych, co dałaby sobie zrobić krzywdę. |
Czyżby bardziej kochał Naomi?
Cytat: | Myślisz, że mogę wrócić do nałogu. O, nie. To zamknięta karta. Za dużo mam do stracenia, a poza tym może nie wiesz, ale złożyłem przysięgę twojej żonie, że nigdy więcej nie wezmę alkoholu do ust i przysięgi zamierzam dotrzymać. Gdyby nie Holly już by mnie nie było. Tylko ona we mnie uwierzyła. Dała mi szansę na zmianę życia i myślę, że ja wykorzystałem. Po za tym nawet nie wiesz, jak ważne jest dla mnie nauczanie. Teraz, gdy znowu robię to, co kocham wiem, że oddycham, że żyję. Do szczęścia brakuje mi drugiej połówki. |
Speed na pewno wytrwa w swoim postanowieniu, do tego robi to, co lubi, czyli uczy
Cytat: | Mosze Levi, czerwony na twarzy, bliski był wybuchu, mimo to starając się zachować spokój głosem słodkim, jak miód, powiedział: - przyjacielu, co ci szkodzi wydać get? Zyskasz na tym wdzięczność całego kahału, a twoja kariera nabierze rozpędu. |
Mosze nadal chce wydostać ten get
Cytat: | - A może liczysz, że to ty przejmiesz majątek starego capa. Tak, to nawet prawdopodobne. Wiem, podsunąłeś mu nowy testament, w którym to ty kładziesz łapę na całym majątku Goldbluma.
- I kto tu jest idiotą? - spytał zmęczonym głosem Abram. - Nic nie wskórasz. W przeciwieństwie do ciebie jestem w stosunku do pana Goldbluma lojalny.
- Ciekawe, jaką cenę ma ta twoja lojalność? - spytał, uśmiechając się kpiąco Mosze. |
Każdy sądzi po sobie
Cytat: | - Odwal się wreszcie i wyjdź z domu pana Goldbluma.
- Już niedługo będzie jego domem – zauważył kąśliwie Mosze – a wyjdę stąd razem z rabinem Apfelbaumem. Kto, jak kto, ale on już znajdzie sposób na tego twojego pryncypała.
- Nie byłbym tego taki pewny.
- Co masz na myśli? - spytał Mosze z trudem ukrywając ciekawość. Levy jednak nie doczekał się odpowiedzi, bowiem nagle drzwi sypialni Aarona Goldbluma z impetem otworzyły się i stanął w nich wściekły do granic możliwości rabin Apfelbaum miotając pod adresem doktora Silbermana przekleństwa. |
Chyba jednak rabin nie znalazł tego sposobu
Cytat: | - Bodajbyś miał sto domów, w każdym domu sto pokojów, w każdym pokoju dwadzieścia łóżek i bodajby cię bezsenność miotała z jednego łóżka do drugiego! Bodajbyś stracił wszystkie zęby – poza jednym, który wciąż będzie cię bolał! Bodajbyś nigdy nie...
- Zrozumiałem, rabbi – przerwał tę tyradę lekarz i niemal wypchnąwszy rabina z sypialni, szybko zamknął mu przed nosem drzwi. |
Rabbi nieźle przeklina
Cytat: | - I, co rabbi, powiedział gdzie jest get? - Mosze nie zwracając uwagi na Abrama podbiegł do zdenerwowanego Apfelbauma.
- Nie, nic, nie powiedział, cholerny jąkała. Za to doktor przyznał, że widział get i to spalony – rabin nie ukrywał swojego niezadowolenia. |
Z pewnością rabbi nie jest zadowolony
Cytat: | Czy Goldblum kazał spalić get?
- Tak. Trzech świadków może to poświadczyć.
- Ich nazwiska.
- Po co?
- Nie zadawaj durnych pytań, tylko odpowiadaj – wtrącił Mosze.
- Prosił cię ktoś o pomoc?! - ryknął rabin. Mosze natychmiast przeprosił i z miną niewiniątka stanął nieco z boku, tak by móc obserwować rozwój sytuacji. Tymczasem Abram nie kwapił się z odpowiedzią.
- Mowę ci odjęło. No, mów! Jak długo jeszcze będę czekał! – ponaglił go Apfelbaum.
- To byłem ja… - zaczął Abram.
- Twoją wiarygodność łatwo podważyć. Kto jeszcze?
- Doktor Silberman.
- Oczywiście.
- I detektyw Logan Carter.
- Goj. To żaden świadek.
- Rabbi, proszę zrozumieć, że pan Goldblum nie zamierza się rozwodzić. Dlatego też kazał nam spalić get i zrobiliśmy to na jego oczach. |
Ale ten rabin jest podstępny
Cytat: | - A pergamin, pergamin, na którym sporządzono get zachował się? Wiem, że były przynajmniej trzy arkusze specjalnie do tego celu przeznaczone.
- Chce pan sfałszować dokument rozwodowy? - spytał oburzony Abram. - Nie wierzę, że mógłby rabbi, to zrobić. To grzech.
- Nie ty będziesz mówił mi, co jest grzechem, a co nie! – krzyknął Apfelbaum. - Tam gdzie w grę wchodzi dobro kahału, grzechu nie ma! |
Do tego rabin Apfelbaum jest obłudny
Cytat: | Mosze zupełnie zdezorientowany patrzył to na Apfelbauma to na Abrama. Twarz Berkowitza nie dawał mu spokoju i nagle coś błysnęło mu w głowie. Oczyma rozszerzonymi ze zdumienia wpatrywał się w kolegę i nie wierzył, że odkrycie, którego właśnie dokonał mogłoby być prawdą. A jeśli tak było, to jasnym stawało się dlaczego Abram tak bardzo bronił Aarona Goldbluma. Perspektywa gigantycznego majątku w każdym wyzwoliłaby uczucia opiekuńcze. |
Dopiero teraz się zorientował?
Cytat: | Trzeba to sprawdzić – pomyślał Mosze i postanowił przynajmniej na razie z nikim nie dzielić się swoimi podejrzeniami. Podczas, gdy Levy rozmyślał nad swym odkryciem, rabin wcale nie zamierzał opuścić domu Aarona Goldbluma. Wręcz przeciwnie rozsiadł się wygodnie na kanapie i rozpoczął długi wywód dotyczący bezczelności, krnąbrności i głupoty młodych ludzi. Abram przysłuchiwał się temu z kamiennym wyrazem twarzy, co dodatkowo przyprawiło Apfelbauma o wściekłość. |
Mosze też jest podstępny
Cytat: | Berkowitz w połowie wywodu rabina przestał go słuchać i swoją uwagę skoncentrował na „podskakujących” pejsach. W zestawieniu z nerwowymi ruchami i wykrzywioną złością twarzą dawały arcyśmieszny widok. Nic więc dziwnego, że Abram nie wytrzymał i zaśmiał się. Z początku cicho, a potem coraz głośniej. Rabin zamarł na ten widok i z otwartymi ustami przyglądał się śmiejącemu się do łez mężczyźnie. Wreszcie oburzony zachowaniem Abrama, krzyknął:
- Wariat! Regularny wariat! Z takim strach zostawić biednego pana Goldbluma. |
Ale go zaskoczył!
Kolejna część opowiadania. Bardzo ciekawa. Adam usiłuje przekonać Speed’a, żeby zrezygnował z czekania na powrót pani Estery. Speed twierdzi, że Estera jest dla niego tą jedyną, wybraną i ukochaną. Oznajmia, że będzie na nią czekał i jest pewien, że i ona darzy go uczuciem. Adam wspomina swój związek z Naomi, to, że oboje bardzo dużo stracili rezygnując z życia, jakie prowadzili. To, że pochodzili z dwóch różnych światów nie było atrakcją, ciekawostką, lecz utrudnieniem, przeszkodą. Interesujące sceny działy się w domu Goldbluma. Abram jest lojalnym pracownikiem i nie daje się namówić na oszustwo - ani dawnemu koledze, ani samemu rabinowi. Mosze nie może tego zrozumieć. On zrobiłby wszystko dla pieniędzy. Doktor Silberman też jest uczciwym człowiekiem i sumiennie wykonuje swoje obowiązki. Wbrew namowom samego rabina. Niestety przywódca religijny jest człowiekiem obłudnym, uważa że można kłamać, oszukiwać, wykorzystywać ludzi, jeśli wymaga tego dobro kahału. Mosze w pewnej chwili odkrywa, że Abram jest bardzo podobny do pana Goldbluma. Nie mówi o tym rabinowi, ale pewnie sam zastanawia się, jak wykorzystać to spostrzeżenie. Ciekawe, jak Mosze wykorzysta tę wiedzę i co zrobi rabin Apfelbaum. Zobaczymy, co będzie dalej. Niecierpliwie czekam na kontynuację i trzymam kciuki za Speed’a i Abrama.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8234
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 12:03, 02 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Bardzo dziękuję za ciekawy komentarz. Adam wciąż wspomina Naomi, bo to była jego wyśniona, długo wyczekiwana miłość. Ta jedna, jedyna. Holly też kocha, ale uczuciem dużo spokojniejszym, które tak naprawdę przyszło dopiero po ślubie. Cóż prawda jest taka, że gdyby nie dzieciaczek, to całkiem możliwe, że drogi tych dwojga nigdy by się nie zeszły. Przecież na początku ich znajomości niewiele przemawiało za tym, że stworzą rodzinę.
Jeśli chodzi o wątek Goldbluma i Abrama to mogę zapewnić, że rabin i Mosze tak łatwo nie odpuszczą. Akcję odcinka w zarysach już mam. Teraz siadam do pisania.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8234
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 13:03, 04 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Tego fragmentu nie miałam w planie, ale chciałam troszeczkę zakpić sobie z Małego Joe
Tymczasem pani Estera i Mały Joe dotarli do Carson City i wysiadali właśnie z dyliżansu Overland Mail. Firma, która zarządzała liniami dyliżansów dzieliła swoją siedzibę znajdującą się w okazałym budynku w centrum miasta z Pocztą Konną oraz powstałą w 1860 roku Wells Fargo Butterfield.*) Jak na ówczesne standardy, a przypomnijmy, że był rok 1865, końcowa stacja dysponowała kilkoma schludnie urządzonymi pokojami gościnnymi oraz całkiem nowoczesną poczekalnią. Podróż, nie licząc mężczyzny niezwykle głośnego i niegrzeszącego czystością, który dosiadł się w Reno, przebiegła bez większych problemów. Carson City przywitało podróżnych nieprzyjemnym, zimnym wiatrem i mżawką, co było o tyle dziwne, że lato i jesień zwykle były tu bardzo suche, a opady zdarzały się jedynie zimą i wiosną. Z tego też powodu ulice, mimo wczesnego popołudnia, były niemal opustoszałe. Nieliczni ludzie przemykali blisko ścian domów, tak jakby one mogły ich osłonić przed niekorzystnymi warunkami pogodowymi. Joe, po odebraniu bagaży, zaprowadził panią Esterę do poczekalni, a sam poszedł poszukać dorożki, co przy takiej pogodzie nie było wcale takie łatwe. Na szczęście po drugiej stronie ulicy dostrzegł stojącego fiakra. Szybko podbiegł do niego obawiając się, że ktoś może go uprzedzić. Chętnych jednak nie było. Trochę to zdziwiło Małego Joe, ale przy tak kiepskiej pogodzie i braku innych dorożek nie sposób było wybrzydzać. Uchylił więc grzecznie kapelusza i zapytał woźnicę, czy jest wolny. Mężczyzna wrogo spojrzał na Josepha i warknął:
- Nie. Od dwudziestu lat jestem z tą samą babą. Szlag by ją trafił, wiedźmę jedną.
- Współczuję panu, ale nie o to pytałem. Chciałbym, żeby zawiózł pan mnie i moją towarzyszkę na Sunset Way.
- Mowy nie ma – odparł dorożkarz. - Do tych czosnkożerców nie jadę, chyba, że dobrze mi pan zapłaci. Za drogę powrotną też.
- Nie przesadza pan przypadkiem.
- A wyglądam, jakbym to robił? - spytał z kpiną w głosie mężczyzna.
- Ile pan chce?
- Jeśli mam tam jechać, to… - tu dorożkarz zawiesił głos i otaksował potencjalnego klienta, po czym, cmoknąwszy głośno, powiedział: - cztery dolary.
- Na głowę człowieku upadłeś. Toż to przecież zdzierstwo.
- To moja cena. Jak się nie podoba, to zasuwaj pieszo.
- Może jednak jakoś się dogadamy – Joe, pamiętając o pani Esterze starał się nie dać ponieść nerwom. - To jak? - spytał.
- Pięć dolarów.
- Co? - w Małym Joe aż wszystko się zagotowało. - Kpisz sobie ze mnie?
- Jeszcze nie zacząłem – odparł lekceważąco dorożkarz i… splunął tuż przy nogach Josepha.
- Uważaj gdzie plujesz!
- A co, oplułem szanownego pana? Nigdy mi się to jeszcze nie zdarzyło. Och jakże mi przykro – zakpił.
- Prosisz się o guza.
- Spróbuj mnie tknąć, to bat pójdzie w ruch – zagroził dorożkarz.
Tymczasem z drugiej strony, ktoś podszedł i zapytał:
- Zawiezie mnie pan na Carson Avenue?
- Czemu nie. Wsiadaj pan.
- Spadł mi pan z nieba – zapewnił mężczyzna wsiadając do dorożki.
- Wcale nie. Cały czas tu stałem – zażartował w swoim stylu dorożkarz i zwolnił hamulec.
Tymczasem oniemiały z oburzenia Joe, krzyknął:
- Chwileczkę! Ja byłem pierwszy!
- O przepraszam, nie zauważyłem pana, a woźnica nie powiedział, że ma już klienta – rzekł mężczyzna wychylając się spod zadaszenia. Joe rozpoznał w nim pulchnego i niezbyt pięknie pachnącego współpasażera z dyliżansu. Na ten widok aż wzdrygnął się i natychmiast poczuł w nosie odór niemytego od kilku dni ciała, co w połączeniu z kiepskiej jakości tytoniem, który namiętnie żuł ów mężczyzna, dawało trudny do wytrzymania smród. - Pan Cartwright! Myślałem, że pan i pana miła towarzyszka już pojechaliście. Jeżeli chcecie mogę was podwieźć. To żaden problem.
Joe, zasłaniając dłonią nos pokręcił tylko głową, gdy tymczasem dorożkarz z grobową miną, rzucił:
- To jest problem, bowiem ten młodzieniec chce jechać w przeciwną stronę, a dodatkowo nie stać go na zapłatę, a ja nie zamierzam wieść dwóch klientów w cenie jednego.
- Co takiego?!!! - wrzasnął Joe.
- A ile tego było? - zaciekawił się mężczyzna i dodał: - chętnie wspomogę.
- Zaledwie jeden dolar, a tam gdzie ten pan chce jechać droga daleka – skłamał bez mrugnięcia okiem dorożkarz.
- Zaraz, zaraz. Mówiłeś łobuzie o pięciu dolarach – rzucił z wściekłością Joe.
- Niemożliwe. Chyba słuch ci szwankuje – zaśmiał się dorożkarz.
- Ja tego tak nie zostawię!
- A niby, co zrobisz, koniosraju?! - zaśmiał się fiakier i nie zwracając na Josepha uwagi zaciął konie. Nim odjechał zdążył jeszcze wykrzyknąć: – przyjedzie taki wieśniak do miasta i wielkiego pana udaje! Odpowiedział mu rechot rozbawionego mężczyzny, który rozparł się wygodnie w dorożce i spojrzawszy lekceważąco na Josepha niedbałym ruchem dłoni dotknął ronda kapelusza.
Po chwili dorożka skręciła w pierwszą przecznicę. Joe, stojąc oniemiały, miał wrażenie, że to co go spotkało było jedynie wytworem jego wyobraźni. Nagle poczuł, że ktoś popukał go w ramię. Odruchowo położył lewą dłoń na rękojeści rewolweru i dopiero wtedy odwrócił się. Przed nim stał mężczyzna w jego wieku, a może trochę młodszy. Ubrany był w długi, czarny płaszcz. Kapelusz miał dość głęboko nasunięty na czoło, a po obu bokach twarzy wiły mu się czarne, błyszczące pejsy.
- Szanowny pan wybaczy – zaczął mężczyzna – byłem świadkiem tego nieprzyjemnego zajścia. Chętnie pana zawiozę pod wskazany adres.
- Doprawdy? Mógłby pan?
- Oczywiście. Okolicę, a szczególnie Sunset Way znam, jak własną kieszeń. Proszę się nie obawiać. Chętnie pomogę.
- No, dobrze, czemu nie – Joe uśmiechnął się wzruszając ramionami. - Tylko, że ja nie jestem sam. Jest ze mną pewna dama.
- Szanowny pan, nie musi się martwić – odparł mężczyzna – mam tu bryczkę z dachem, a zapłaty nie chcę.
- Jeśli myśli pan, że nie stać mnie to… - zaczął Joe.
- Wcale tak nie myślę – przerwał mu mężczyzna. - Widziałem, jak potraktował pana ten parszywy goj. To Jakob Schmidt, wyjątkowa wsza. Nienawidzi nas, Żydów, bo za niespłacone długi musiał jednemu z nas oddać dwa konie. Do tego jego żona, to podobno prawdziwa jędza. W sumie nie dziwię się, że poplątało mu się w głowie, a z takim lepiej nie zaczynać. Kiedyś jednego ze swoich klientów zdzielił batem, innym razem gościa wyrzucił z dorożki, bo mu śmierdział.
- To ciekawe – powiedział rozbawiony Joe. - Zdaje się, że podobny los będzie czekał klienta, którego sobie wybrał.
- A dlaczegóż to?
- Bo nie pachniał on mydłem, a jak kowboj po miesięcznym spędzie.
- Skoro tak, to pewnie jutro całe Carson City będzie miało zabawę. Ale mu ty gadu, gadu, a pana towarzyszka czeka. Gdzie mam podjechać?
- Pod poczekalnię stacji dyliżansów – odparł Joe.
- Będę dosłownie za trzy, cztery minuty.
Joe skinął głową dopiero co poznanemu mężczyźnie i pobiegł do niecierpliwie wyglądającej go pani Estery.
- Proszę wybaczyć – rzekł zdyszany Joe – ale przy tej pogodzie trudno o dorożkę. Co prawda udało mi się ją znaleźć, ale woźnica okazał się wyjątkową łajzą. Przepraszam za to określenie, ale tylko ono jest w stanie określić tego człowieka.
- To zapewne był Jakob Schmidt. Wszyscy go tu znają. Dziwak z niego i bardzo nieprzychylny nam Żydom. Może dobrze się stało, że odmówił, tylko, co my teraz zrobimy? Mżawka zmieniła się w deszcz.
- Proszę się nie martwić. Wszystko załatwione i zaraz podjedzie bryczka. Mężczyzna, który zaproponował, że nas powiezie świetnie zna okolicę.
Gdy Joe skończył to mówić do poczekalni wszedł ów mężczyzna, a dostrzegłszy Josepha rozmawiającego z kobietą stojącą tyłem do wejścia, szybko do nich podszedł. W tym właśnie momencie pani Estera odwróciła się i uśmiech pojawił się na jej twarzy:
- Moryc Hajfec – powiedziała – jak miło ciebie widzieć.
- Pani Goldblum! Ajaj! Nie wierzę własnym oczom! To pani, naprawdę pani?!
- We własnej osobie – odparła kobieta. - Moryc, powiedz mi czy wiesz, jak ma się mój mąż?
- Ciotka mówiła, że lepiej. Pan Goldblum jeszcze leży i mówi niewyraźnie, ale jak zobaczy panią to na pewno lepiej się poczuje. Podobno cały czas o panią pyta. Ludzie to zakłady robią czy pani przyjedzie, czy nie. Ja mówiłem, że kto, jak kto, ale pani jak tylko się dowie, jakie nieszczęście dotknęło pana Goldbluma to na pewno przyjedzie. Szkoda, że nie stanąłem do zakładu. Zgarnąłby sporą wygraną. O, przepraszam – rzekł Moryc czując, że trochę się zagalopował.
- Nic nie szkodzi. Najważniejsze, że z moim mężem jest lepiej – rzekła pani Estera i zwracając się do Joego, dodała: - to krewny wdowy Hajfec.
- Tej pani, którą pan Goldblum zatrudnił do prowadzenia domu – powiedział Joe i uśmiechnąwszy się do mężczyzny, podał mu rękę – Jestem Joseph Cartwright.
- Miło mi – odparł Moryc. - Bryczka stoi przed wejściem. Czy to są państwa bagaże? - spytał wskazując dwie podręczne torby i dużą walizkę.
- Tak. Wzięliśmy tylko najpotrzebniejsze rzeczy – odparła pani Estera. - A powiedz mi skąd się tu wziąłeś?
- Doktor Silberman posłał mnie po lekarstwa dla pana Goldbluma. Właśnie je odebrałem i miałem już wracać, gdy zauważyłem sprzeczkę pana Cartwrighta z tym pomyleńcem Jakobem. Nie mogłem nie zaoferować pomocy. A teraz pośpieszmy się, bo doktor Silberman, choć to człowiek wielkiej dobroci, to niestety choleryk i może mi się od niego oberwać
- To w takim razie jeźdźmy, bo nie chcę, narażać ani ciebie, ani doktora na niepotrzebne nerwy – rzekła pani Estera.
- A wie pani, że doktor, odkąd to wszystko z pani mężem się stało, nie odstępuje jego łóżka. Gdyby nie on to byłoby po panu Goldblumie.
- To tylko on leczy mojego męża?
- Tak. Na początku było jeszcze trzech lekarzy, ale gdy zaczęli kłócić się co do sposobu leczenia, doktor Silberman ich pogonił. No i teraz sam się nim zajmuje, ale to dobrze, bo tamci tylko chcieli pieniędzy – odparł Moryc sprawdzając mocowanie bagażu. W międzyczasie Joe pomógł wsiąść pani Esterze do bryczki. Podniesiony dach świetnie chronił przed coraz większym deszczem. Moryc usadowiwszy się na koźle, odwrócił się do pasażerów i powiedział: - to wspaniale, że pani przyjechała. Pan Abram, też dobry z niego człowiek, bardzo potrzebuje wsparcia. Wszystko jest na jego głowie, a ten intrygant Levy jeszcze ludzi na niego napuszcza. Oj dobrze, że pani przyjechała. Nawet nie wie pani, jak bardzo się cieszę.
***
_____________________________________________________________
*) Wells Fargo Butterfield– amerykański holding usług finansowych. W marcu 1860 r. Wells Fargo uzyskał kontrolę nad Butterfield Overland Mail Company, po tym jak Kongres Stanów Zjednoczonych nie dopuścił uchwały corocznego przyznania pieniędzy na pocztę, co spowodowało finansowe komplikacje pomiędzy Overland a Wells Fargo. To w 1866 roku przyczyniło się do połączenia m.in. Wells Fargo z linią dyliżansów Overland Mail pod nazwą Wells Fargo. Ponieważ ten fragment opowiadania toczy się w 1865 r. pani Estera i Joe jechali jeszcze dyliżansem Overland.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 12:32, 05 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Uchylił więc grzecznie kapelusza i zapytał woźnicę, czy jest wolny. Mężczyzna wrogo spojrzał na Josepha i warknął:
- Nie. Od dwudziestu lat jestem z tą samą babą. Szlag by ją trafił, wiedźmę jedną. |
Ale dowcipny
Cytat: | Chciałbym, żeby zawiózł pan mnie i moją towarzyszkę na Sunset Way.
- Mowy nie ma – odparł dorożkarz. - Do tych czosnkożerców nie jadę, chyba, że dobrze mi pan zapłaci. Za drogę powrotną też. |
Chyba ich bardzo nie lubi
Cytat: | - Ile pan chce?
- Jeśli mam tam jechać, to… - tu dorożkarz zawiesił głos i otaksował potencjalnego klienta, po czym, cmoknąwszy głośno, powiedział: - cztery dolary.
- Na głowę człowieku upadłeś. Toż to przecież zdzierstwo.
- To moja cena. Jak się nie podoba, to zasuwaj pieszo.
- Może jednak jakoś się dogadamy – Joe, pamiętając o pani Esterze starał się nie dać ponieść nerwom. - To jak? - spytał.
- Pięć dolarów.
- Co? - w Małym Joe aż wszystko się zagotowało. - Kpisz sobie ze mnie?
- Jeszcze nie zacząłem – odparł lekceważąco dorożkarz i… splunął tuż przy nogach Josepha. |
Mało sympatyczny jest ten dorożkarz
Cytat: | - Uważaj gdzie plujesz!
- A co, oplułem szanownego pana? Nigdy mi się to jeszcze nie zdarzyło. Och jakże mi przykro – zakpił.
- Prosisz się o guza.
- Spróbuj mnie tknąć, to bat pójdzie w ruch – zagroził dorożkarz. |
Ktoś szuka zaczepki? Tym razem chyba nie Joe
Cytat: | Tymczasem z drugiej strony, ktoś podszedł i zapytał:
- Zawiezie mnie pan na Carson Avenue?
- Czemu nie. Wsiadaj pan.
- Spadł mi pan z nieba – zapewnił mężczyzna wsiadając do dorożki.
- Wcale nie. Cały czas tu stałem – zażartował w swoim stylu dorożkarz i zwolnił hamulec. |
Kolejny dowcip
Cytat: | Tymczasem oniemiały z oburzenia Joe, krzyknął:
- Chwileczkę! Ja byłem pierwszy!
- O przepraszam, nie zauważyłem pana, a woźnica nie powiedział, że ma już klienta – rzekł mężczyzna wychylając się spod zadaszenia. Joe rozpoznał w nim pulchnego i niezbyt pięknie pachnącego współpasażera z dyliżansu. Na ten widok aż wzdrygnął się i natychmiast poczuł w nosie odór niemytego od kilku dni ciała, co w połączeniu z kiepskiej jakości tytoniem, który namiętnie żuł ów mężczyzna, dawało trudny do wytrzymania smród. |
Co za spotkanie. Kolejny pech Joe’go
Cytat: | - Pan Cartwright! Myślałem, że pan i pana miła towarzyszka już pojechaliście. Jeżeli chcecie mogę was podwieźć. To żaden problem.
Joe, zasłaniając dłonią nos pokręcił tylko głową, gdy tymczasem dorożkarz z grobową miną, rzucił:
- To jest problem, bowiem ten młodzieniec chce jechać w przeciwną stronę, a dodatkowo nie stać go na zapłatę, a ja nie zamierzam wieść dwóch klientów w cenie jednego.
- Co takiego?!!! - wrzasnął Joe.
- A ile tego było? - zaciekawił się mężczyzna i dodał: - chętnie wspomogę.
- Zaledwie jeden dolar, a tam gdzie ten pan chce jechać droga daleka – skłamał bez mrugnięcia okiem dorożkarz.
- Zaraz, zaraz. Mówiłeś łobuzie o pięciu dolarach – rzucił z wściekłością Joe.
- Niemożliwe. Chyba słuch ci szwankuje – zaśmiał się dorożkarz.
- Ja tego tak nie zostawię!
- A niby, co zrobisz, koniosraju?! - zaśmiał się fiakier i nie zwracając na Josepha uwagi zaciął konie. |
Joe został parę razy obrażony przez tego woźnicę i … nic?
Cytat: | Joe, stojąc oniemiały, miał wrażenie, że to co go spotkało było jedynie wytworem jego wyobraźni. Nagle poczuł, że ktoś popukał go w ramię. Odruchowo położył lewą dłoń na rękojeści rewolweru i dopiero wtedy odwrócił się. Przed nim stał mężczyzna w jego wieku, a może trochę młodszy. Ubrany był w długi, czarny płaszcz. Kapelusz miał dość głęboko nasunięty na czoło, a po obu bokach twarzy wiły mu się czarne, błyszczące pejsy.
- Szanowny pan wybaczy – zaczął mężczyzna – byłem świadkiem tego nieprzyjemnego zajścia. Chętnie pana zawiozę pod wskazany adres. |
Nareszcie ktoś rozsądny
Cytat: | - Szanowny pan, nie musi się martwić – odparł mężczyzna – mam tu bryczkę z dachem, a zapłaty nie chcę.
- Jeśli myśli pan, że nie stać mnie to… - zaczął Joe.
- Wcale tak nie myślę – przerwał mu mężczyzna. - Widziałem, jak potraktował pana ten parszywy goj. To Jakob Schmidt, wyjątkowa wsza. Nienawidzi nas, Żydów, bo za niespłacone długi musiał jednemu z nas oddać dwa konie. Do tego jego żona, to podobno prawdziwa jędza. W sumie nie dziwię się, że poplątało mu się w głowie, a z takim lepiej nie zaczynać. Kiedyś jednego ze swoich klientów zdzielił batem, innym razem gościa wyrzucił z dorożki, bo mu śmierdział.
- To ciekawe – powiedział rozbawiony Joe. - Zdaje się, że podobny los będzie czekał klienta, którego sobie wybrał.
- A dlaczegóż to?
- Bo nie pachniał on mydłem, a jak kowboj po miesięcznym spędzie.
- Skoro tak, to pewnie jutro całe Carson City będzie miało zabawę. |
Jakob Schmidt ma kiepską opinię
Cytat: | - Proszę wybaczyć – rzekł zdyszany Joe – ale przy tej pogodzie trudno o dorożkę. Co prawda udało mi się ją znaleźć, ale woźnica okazał się wyjątkową łajzą. Przepraszam za to określenie, ale tylko ono jest w stanie określić tego człowieka.
- To zapewne był Jakob Schmidt. Wszyscy go tu znają. Dziwak z niego i bardzo nieprzychylny nam Żydom. Może dobrze się stało, że odmówił, tylko, co my teraz zrobimy? Mżawka zmieniła się w deszcz.
- Proszę się nie martwić. Wszystko załatwione i zaraz podjedzie bryczka. Mężczyzna, który zaproponował, że nas powiezie świetnie zna okolicę. |
I problem rozwiązany
Cytat: | W tym właśnie momencie pani Estera odwróciła się i uśmiech pojawił się na jej twarzy:
- Moryc Hajfec – powiedziała – jak miło ciebie widzieć.
- Pani Goldblum! Ajaj! Nie wierzę własnym oczom! To pani, naprawdę pani?! |
Jaka niespodzianka - dorożkarz okazał się znajomym pani Estery
Cytat: | Pan Goldblum jeszcze leży i mówi niewyraźnie, ale jak zobaczy panią to na pewno lepiej się poczuje. Podobno cały czas o panią pyta. Ludzie to zakłady robią czy pani przyjedzie, czy nie. Ja mówiłem, że kto, jak kto, ale pani jak tylko się dowie, jakie nieszczęście dotknęło pana Goldbluma to na pewno przyjedzie. Szkoda, że nie stanąłem do zakładu. Zgarnąłby sporą wygraną. O, przepraszam – rzekł Moryc czując, że trochę się zagalopował. |
Tak, znajomi zawsze wysoko oceniali panią Esterę
Cytat: | Na początku było jeszcze trzech lekarzy, ale gdy zaczęli kłócić się co do sposobu leczenia, doktor Silberman ich pogonił. No i teraz sam się nim zajmuje, ale to dobrze, bo tamci tylko chcieli pieniędzy – odparł Moryc sprawdzając mocowanie bagażu. |
Czyli niewiele się zmieniło, co lekarz to inna diagnoza
Cytat: | Moryc usadowiwszy się na koźle, odwrócił się do pasażerów i powiedział: - to wspaniale, że pani przyjechała. Pan Abram, też dobry z niego człowiek, bardzo potrzebuje wsparcia. Wszystko jest na jego głowie, a ten intrygant Levy jeszcze ludzi na niego napuszcza. Oj dobrze, że pani przyjechała. Nawet nie wie pani, jak bardzo się cieszę. |
Jak widać Moryc jest prawdziwą skarbnicą wiedzy
Kolejna część opowieści. Bardzo ciekawa, z elementami humoru. Joe trochę obrywa, najpierw zostaje prawie opluty, kilka razy znieważony, obelżywie nazwany, prawie wykorzystany finansowo i … to wszystko niestety. Do tego ponownie spotkał pasażera z dyliżansu, wydzielającego niemiłą woń i krzykliwego. Ten również potraktował z lekceważeniem największą ozdobę Ponderosy. Na szczęście z pomocą przyszedł Moryc Hajfec, który i zaopiekował się podróżnymi i zawiózł ich do domu Goldbluma. Goldblum sporo zawdzięcza doktorowi Silbermanowi i Abramowi, którzy chronią go przed chciwością rabina i Moszego. Doktor Silberman na szczęście jest bardzo dobrym lekarzem i być może Goldblum wyzdrowieje, co zapewne zmartwi rabina. Nie wiem, jak zachowa się Estera. Na pewno otoczy męża troskliwą opieką, ale czy dawne uczucie do niego wróci? Nie wiadomo, jednak doznała od męża sporo krzywd, a chyba i Speed nie jest jej obojętny. Zobaczymy. Może Goldblum rzeczywiście się zmienił? Fajnie byłoby, żeby jakoś wynagrodził Abramowi jego lojalność, zwłaszcza, ze wie, że jest on jego synem. No i co z rabinem i Mosze? Czy odpuszczą, czy będą nadal knuć intrygi? Czekam niecierpliwie na kontynuację …
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8234
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 18:18, 05 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Bardzo dziękuję za jak zwykle ciekawy i inspirujący komentarz. Gwoli wyjaśnienia: Joe nie został tak do końca sponiewierany, bo chyba zaskoczyło go bezczelne zachowanie dorożkarza. Poza tym ma przecież pod opieką panią Esterę, którą darzy wyjątkowym szacunkiem. Gdyby obił dorożkarza, albo co gorsza dał się obić, pani Estera miałaby dodatkowy kłopot.
Biorę się ostro do pisania, bo przyznam się, że sam jestem ciekawa w którą stronę "pójdzie" to moje opowiadanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8234
Przeczytał: 6 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 12:39, 07 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
***
Tymczasem w domu Aarona Goldbluma.
- Abram, nie bądź mshugener.*1 Po co tak się upierasz? Goldblum ani ci brat, ani swat – rabin Apfelbaum widząc, że nic nie wskóra krzykiem, postanowił nieco spuścić z tonu. - Lojalność to wspaniała cecha, ale i ona ma swoje granice. Ich przekroczenie jest zwykłą głupotą. Czy nie rozumiesz, że tym swoim niewytłumaczalnym uporem możesz tylko sobie zaszkodzić. Co ci szkodzi dać nam jeden, podkreślam, jeden arkusz pergaminu. Reszta to już nasza sprawa. Ty o niczym nie musisz wiedzieć. To jak?
- Tyle tylko, że ja będę wiedzieć – odparł Berkowitz i widać było, że słowa rabina zupełnie do niego nie przemawiały.
- A ten swoje – westchnął poirytowany Apfelbaum – jesteś uparty, jak baran starego Luzera. Czy ty naprawdę nie pojmujesz, że majątek pana Goldbluma przyda się nam wszystkim. Powiedz, wolisz, żeby ta zła kobieta, albo co gorsze, dzieciak, który uchodzi za wnuka biednego Aarona, przejęli jego krwawicę?
- Rabbi wybacz, ale panie Estera wcale nie jest złą kobietą, a chłopiec, o którym pan raczył wspomnieć, nie uchodzi, a jest wnukiem pana Goldbluma.
- Głupiec! Do tego uparty głupiec! A wiesz, że wystarczy moje jedno słowo, a nie będziesz miał tu życia?
- Zdaje sobie z tego sprawę.
- To dlaczego robisz wszystko, żeby sobie zaszkodzić?! - rabin nie wytrzymał i podniósł głos.
- Bo brzydzę się krętactwem i obłudą.
- Co?! Co takiego?! Jak śmiesz tak do mnie mówić?!
- A jak rabin, osoba światła, nauczyciel, mistrz może składać mi taką propozycję? - spytał ze stoickim spokojem Abram.
- Czynię to dla dobra ogółu! Tobie nie zamierzam się z tego tłumaczyć!
- Nie wierzę panu – odparł z zimnym błyskiem w oczach Abram.
- Jeśli mogę, rabbi, wtrącić słowo – rzekł Mosze, ale Apfelbaum posłał mu wściekłe spojrzenie, mówiąc:
- Ty siedź cicho! Wystarczy, że muszę rozmawiać z tym tu głupcem!
- Ależ rabbi, to co chcę powiedzieć może okazać się niezwykle istotne dla naszej sprawy – rzekł Mosze, ale czując na sobie srogi wzrok Apfelbauma natychmiast się poprawił: - dla sprawy kahału.
- Mów, tylko krótko!
- Get zawiera dwanaście wersetów, pod którymi świadkowie składają swój podpis.
- Mosze ależ z ciebie lec! Myślisz, że nie wiem, jak sporządza się get?!
- Oczywiście, że rabbi wie – odparł z uniżonym uśmiechem Mosze – nie mogłoby być inaczej.
- Więc o co ci chodzi?! - Apfelbaum nie ukrywał wściekłości.
- O to, że list rozwodowy powinien być złożony w archiwum sądu rabinackiego, a małżonkowie dostają jedynie zaświadczenia o uzyskaniu stanu wolnego i zdolności do ponownego małżeństwa. Te zaświadczenia są wciąż do odbioru. To przeznaczone dla pani Goldblum można przecież jej wysłać, a w międzyczasie przygotować nowy get.
- Kretyn! Skończony kretyn! Te zaświadczenia to nic nie warte świstki papieru. Nie ma listu rozwodowego, to nie ma rozwodu! Goldblum z jakiegoś powodu getu do archiwum nie złożył.
- Złożył – rzekł Abram – ale na następny dzień go wycofał.
- Co?!!! - rozdarł się rabin – i nie raczył mnie o tym powiadomić!
- Proszę tak nie krzyczeć – rzekł stanowczo Abram – w tym domu przebywa chory i lepiej, żeby nie słyszał pana wrzasków.
- Jak śmiesz… - zaczął rabin.
- A jak pan śmie dzielić skórę na niedźwiedziu, gdy ten jeszcze żyje? Już moja w tym głowa, żeby nie zobaczył, rabbi ani centa z majątku mojego… pana Goldbluma.
To zawahanie w głosie Abrama nie uszło uwadze Levy’ego i jeszcze bardziej utwierdziło go w podejrzeniach, co do Berkowitza. Jeśli tylko mógłby udowodnić, że Goldbluma i Abrama łączą więzy krwi, to w całej tej sprawie on mógłby stawiać warunki. Tymczasem rabin dostał napadu furii. Czując, że nic nie osiągnie obrzucał Berkowitza najgorszymi obelgami, lecz ten zachowywał kamienny spokój. Jeszcze trochę, a pewnie doszłoby do rękoczynów, gdyby nie to, że w drzwiach salonu pojawiła się zupełnie nieoczekiwany osoba, na widok której zapadła pełna zdumienia cisza.
- Co tu się dzieje? Jakim prawem ujadacie, jak wściekłe psy w domu mojego męża? - padły ostre, jak brzytwa pytania.
***
- Bogu dzięki! - wykrzyknął na widok pani Estery, Abram.
- O tak! Jahwe musiał nam panią sprowadzić! - wykrzyknął doktor Silberman, który mając po dziurki w nosie wrzasków rabina, pojawił się w salonie niemal równocześnie z panią Esterą, chcąc położyć wreszcie kres kłótni.
- Żona i weksel zawsze wracają*2 - rzekł z nieukrywaną złością rabin Apfelbaum.
- Rabbi, cóż za miłe powitanie – stwierdziła z ironią kobieta. - Czy zechciałby mi pan powiedzieć, co tu się wyprawia i dlaczego tak głośno pan krzyczał?
- Pani Goldblum, ja wszystko wyjaśnię... – zaczął Abram, ale pani Estera uciszyła go ruchem dłoni, mówiąc: - nie od pana oczekuję odpowiedzi, panie Berkowitz. Rabbi?
- Nic się nie dzieje, nic o czym musiałaby pani wiedzieć – odparł lekceważąco Apfelbaum.
- Czyżby?
- Kobieto, jak śmiesz poddawać w wątpliwość moje słowa?!
- Odkąd usłyszałam więcej niż powinnam. A teraz proszę się stąd zabierać, ale już!
- Co?! Jak?! - rabin purpurowy na twarzy z trudem łapał powietrze. - Ty mnie wyrzucasz z domu mojego przyjaciela?! Lepiej licz się ze słowami narishe froy!*3
- Właśnie – wtrącił Mosze – bo w przeciwnym razie pożałujesz.
- Słowa należy ważyć, a nie liczyć*4 – stwierdziła, nie zwracając uwagi na Levy’ego, pani Estera.
- Rabin Apfelbaum lepiej wie, co rozbić ze słowami, a ty jesteś tu potrzebna, jak czyrak na...
- Zamilcz, łajzo, bo to ty zaraz pożałujesz! - zza pleców pani Estery wysunął się Mały Joe i spoglądając groźnie na Levego, dodał: - przeproś panią Goldblum, ale już!
- Ani mi się śni – odparł Mosze z lekceważącym wyrazem twarzy. - Najpierw musiałaby być panią, a przestała nią być, gdy sprzeciwiła się swojemu mężowi.
- Ty fałszywa gnido! - krzyknął Abram i doskoczywszy do Levy’ego z całej siły uderzył go pięścią w twarz. Mosze zalał się krwią i upadł jak długi, gdy tymczasem rabin wrzeszczał ile sił w płucach:
- Na pomoc! Ratunku! Mordują! Gewałt! Gewałt!
Joe wyciągnąwszy z kabury rewolwer podszedł do wciąż krzyczącego rabina i szturchnąwszy go lufą colta w żebra, zagroził:
- Jak się nie zamkniesz świętoszku, to faktycznie może być ten „gewałt”, a twoja krew będzie się lała, jak z zarzynanego wieprza.
- Z wieprza?!!! Ty będziesz mnie straszył niekoszernym zwierzęciem?!
- A czemu nie? Ja jestem tylko gojem i to gojem zdolnym do wszystkiego – Joe zrobił groźną minę i ponownie szturchnął Apfelbauma.
- Zważ do kogo mówisz – rabin próbował zachować twarz, choć dobrze było widać, że obleciał go strach.
- A myślisz, że nie wiem z kim mam do czynienia? - zakpił Joe, po czym zupełnie poważnie rzekł: - jesteś ponoć rabinem.
- Nie ponoć, tylko jestem.
- Dobrze, jesteś. Skoro tak, to jesteś znawcą Tory i Talmudu. Masz kwalifikacje do religijnego i duchowego przewodniczenia swojej społeczności.
- Ja wiem do czego jestem powołany. Ciekawe skąd ktoś taki, jak ty może o tym wiedzieć?
- Wiem, od mojego brata, który ożenił się z mądrą i piękną kobietą. Jedną z was.
- Nasze kobiety nie wychodzą za goi, a jeśli już, to są skazane na wieczne potępienie.
- W tej kwestii nie zgadzam się z tobą, rabbi.
- Nic mnie to nie obchodzi – Apfelbaum wzruszył ramionami.
- A powinno, bo ktoś taki, jak ty powinien być poza wszelkimi podejrzeniami, czysty, jak łza. Usłyszałem wystarczająco dużo, żeby wyrobić sobie o tobie zdanie. I powiem, że ktoś twego pokroju nigdy nie powinien przewodzić innym i uczyć ich wiary.
- To bezczelność! Nic o mnie nie wiesz!
- Nie przeczę, ale wiem jedno, że nie wolno osądzać innych, gdy samemu jest się nie w porządku.
- Powtarzam: nic nie wiesz, goju!
- Skoro, tak twierdzisz, rabbi. W takim razie niech każdy z nas pozostanie przy swoim.
- I dobrze - odparł rabin, a poczuwszy się pewniej warknął: – a teraz z drogi! Nie zostanę ani minuty dłużej w tym dotkniętym stopą goja domu!
- Nie tak szybko – Joe schwycił rabina za ramię – najpierw przeprosisz panią Goldblum.
- Nie zmusisz mnie – odparł Apfelbaum.
- Daj spokój, Josephie – rzekła pani Estera. - Puść, go. Niech idzie.
- O nie, obraził panią i musi przeprosić, bo inaczej będzie wyglądał, tak jak ten łobuz – Joe wskazał na Mosze, któremu doktor Silberman udzielał właśnie pierwszej pomocy, po czym ścisnąwszy mocniej ramię rabina powiedział do niego: - no, czekam.
Rabin Apfelbaum wciągnął głęboko do płuc powietrze i przez zaciśnięte zęby wycedził:
- Przepraszam.
- Kogo? - uścisk Joego wzmógł się, tak, że rabin aż jęknął.
- Panią Goldblum.
- Bardzo ładnie – stwierdził Joe i wskazując Moszego, rzekł: - zabierz, rabbi tego swojego pomagiera i zejdźcie mi z oczu.
- Nie daruję ci tego, goju. – Zagroził na odchodnym Apfelbaum i pchnąwszy zawadzającego mu Levy’ego, dodał: - Wszyscy mnie popamiętacie.
- Czy to oznacza, że będziemy mieć kłopoty? - zapytał z kpiną w głosie Joe.
- Ty na pewno będziesz je miał. I radzę, nie módl się, żeby się skończyły twoje kłopoty, bo wraz z nimi kończy się życie.*5
- To groźba? - Joe demonstracyjnie odciągnął kurek swego colta.
- Nie, przyjacielskie ostrzeżenie – odparł rabin i dumnie opuścił dom państwa Goldblumów. Za nim dreptał Mosze Levy, którego twarz wyglądała, jak krwisty befsztyk.
***
_____________________________________________________________
*1 Mshugener (משוגענער )- kretyn
*2 Przysłowie żydowskie.
*3 Narishe froy (נארישע פרוי ) - głupia kobieto
*4 Przysłowie żydowskie.
*5 jw.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pon 12:40, 07 Lis 2022, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 23:48, 07 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Lojalność to wspaniała cecha, ale i ona ma swoje granice. Ich przekroczenie jest zwykłą głupotą. Czy nie rozumiesz, że tym swoim niewytłumaczalnym uporem możesz tylko sobie zaszkodzić. Co ci szkodzi dać nam jeden, podkreślam, jeden arkusz pergaminu. Reszta to już nasza sprawa. Ty o niczym nie musisz wiedzieć. To jak? |
Rabin Apfelbaum kusi
Cytat: | Powiedz, wolisz, żeby ta zła kobieta, albo co gorsze, dzieciak, który uchodzi za wnuka biednego Aarona, przejęli jego krwawicę?
- Rabbi wybacz, ale panie Estera wcale nie jest złą kobietą, a chłopiec, o którym pan raczył wspomnieć, nie uchodzi, a jest wnukiem pana Goldbluma. |
Abram dzielnie się opiera rabinowi
Cytat: | - To dlaczego robisz wszystko, żeby sobie zaszkodzić?! - rabin nie wytrzymał i podniósł głos.
- Bo brzydzę się krętactwem i obłudą.
- Co?! Co takiego?! Jak śmiesz tak do mnie mówić?!
- A jak rabin, osoba światła, nauczyciel, mistrz może składać mi taką propozycję? - spytał ze stoickim spokojem Abram.
- Czynię to dla dobra ogółu! Tobie nie zamierzam się z tego tłumaczyć! |
Abram sporo ryzykuje
Cytat: | - Co?!!! - rozdarł się rabin – i nie raczył mnie o tym powiadomić!
- Proszę tak nie krzyczeć – rzekł stanowczo Abram – w tym domu przebywa chory i lepiej, żeby nie słyszał pana wrzasków.
- Jak śmiesz… - zaczął rabin.
- A jak pan śmie dzielić skórę na niedźwiedziu, gdy ten jeszcze żyje? Już moja w tym głowa, żeby nie zobaczył, rabbi ani centa z majątku mojego… pana Goldbluma. |
Abram nie obawia się rabina
Cytat: | Tymczasem rabin dostał napadu furii. Czując, że nic nie osiągnie obrzucał Berkowitza najgorszymi obelgami, lecz ten zachowywał kamienny spokój. Jeszcze trochę, a pewnie doszłoby do rękoczynów, gdyby nie to, że w drzwiach salonu pojawiła się zupełnie nieoczekiwany osoba, na widok której zapadła pełna zdumienia cisza.
- Co tu się dzieje? Jakim prawem ujadacie, jak wściekłe psy w domu mojego męża? - padły ostre, jak brzytwa pytania. |
Może ktoś wreszcie uciszy Apfelbauma?
Cytat: | - Żona i weksel zawsze wracają*2 - rzekł z nieukrywaną złością rabin Apfelbaum.
- Rabbi, cóż za miłe powitanie – stwierdziła z ironią kobieta. - Czy zechciałby mi pan powiedzieć, co tu się wyprawia i dlaczego tak głośno pan krzyczał?
- Pani Goldblum, ja wszystko wyjaśnię... – zaczął Abram, ale pani Estera uciszyła go ruchem dłoni, mówiąc: - nie od pana oczekuję odpowiedzi, panie Berkowitz. Rabbi?
- Nic się nie dzieje, nic o czym musiałaby pani wiedzieć – odparł lekceważąco Apfelbaum.
- Czyżby?
- Kobieto, jak śmiesz poddawać w wątpliwość moje słowa?!
- Odkąd usłyszałam więcej niż powinnam. A teraz proszę się stąd zabierać, ale już!
- Co?! Jak?! - rabin purpurowy na twarzy z trudem łapał powietrze. - Ty mnie wyrzucasz z domu mojego przyjaciela?! Lepiej licz się ze słowami narishe froy!*3 |
Pani Goldblum też nie boi się rabina
Cytat: | - Rabin Apfelbaum lepiej wie, co rozbić ze słowami, a ty jesteś tu potrzebna, jak czyrak na...
- Zamilcz, łajzo, bo to ty zaraz pożałujesz! - zza pleców pani Estery wysunął się Mały Joe i spoglądając groźnie na Levego, dodał: - przeproś panią Goldblum, ale już!
- Ani mi się śni – odparł Mosze z lekceważącym wyrazem twarzy. - Najpierw musiałaby być panią, a przestała nią być, gdy sprzeciwiła się swojemu mężowi.
- Ty fałszywa gnido! - krzyknął Abram i doskoczywszy do Levy’ego z całej siły uderzył go pięścią w twarz. Mosze zalał się krwią i upadł jak długi, gdy tymczasem rabin wrzeszczał ile sił w płucach:
- Na pomoc! Ratunku! Mordują! Gewałt! Gewałt! |
Mosze doigrał się
Cytat: | Joe wyciągnąwszy z kabury rewolwer podszedł do wciąż krzyczącego rabina i szturchnąwszy go lufą colta w żebra, zagroził:
- Jak się nie zamkniesz świętoszku, to faktycznie może być ten „gewałt”, a twoja krew będzie się lała, jak z zarzynanego wieprza.
- Z wieprza?!!! Ty będziesz mnie straszył niekoszernym zwierzęciem?!
- A czemu nie? Ja jestem tylko gojem i to gojem zdolnym do wszystkiego – Joe zrobił groźną minę i ponownie szturchnął Apfelbauma. |
Joe jest w swoim żywiole
Cytat: | Nie zostanę ani minuty dłużej w tym dotkniętym stopą goja domu!
- Nie tak szybko – Joe schwycił rabina za ramię – najpierw przeprosisz panią Goldblum.
- Nie zmusisz mnie – odparł Apfelbaum.
- Daj spokój, Josephie – rzekła pani Estera. - Puść, go. Niech idzie.
- O nie, obraził panią i musi przeprosić, bo inaczej będzie wyglądał, tak jak ten łobuz – Joe wskazał na Mosze, któremu doktor Silberman udzielał właśnie pierwszej pomocy, po czym ścisnąwszy mocniej ramię rabina powiedział do niego: - no, czekam.
Rabin Apfelbaum wciągnął głęboko do płuc powietrze i przez zaciśnięte zęby wycedził:
- Przepraszam.
- Kogo? - uścisk Joego wzmógł się, tak, że rabin aż jęknął.
- Panią Goldblum.
- Bardzo ładnie – stwierdził Joe i wskazując Moszego, rzekł: - zabierz, rabbi tego swojego pomagiera i zejdźcie mi z oczu. |
Czyżby Joe rabina nauczył grzeczności?
Cytat: | - Nie daruję ci tego, goju. – Zagroził na odchodnym Apfelbaum i pchnąwszy zawadzającego mu Levy’ego, dodał: - Wszyscy mnie popamiętacie.
- Czy to oznacza, że będziemy mieć kłopoty? - zapytał z kpiną w głosie Joe.
- Ty na pewno będziesz je miał. I radzę, nie módl się, żeby się skończyły twoje kłopoty, bo wraz z nimi kończy się życie.*5
- To groźba? - Joe demonstracyjnie odciągnął kurek swego colta.
- Nie, przyjacielskie ostrzeżenie – odparł rabin i dumnie opuścił dom państwa Goldblumów. Za nim dreptał Mosze Levy, którego twarz wyglądała, jak krwisty befsztyk. |
Myślę, że Joe, pani Estera i Abram razem stawią czoła rabinowi
Kolejna część, pełna emocji i awantur. Tym razem to nie Joe się awanturował … no, może pod koniec. Awanturował się rabin i Mosze. Rabin bardzo chce przywłaszczyć pieniądze Goldbluma, Mosze mu w tym pomaga, choć lojalnością nie grzeszy. Nie powiedział rabinowi o swoim odkryciu. Joe nareszcie mógł się wykazać. Obronił panią Esterę przed zniewagami Apfelbauma, nawet zmusił go do przeprosin. Abram bardzo się ucieszył z przybycia pani Estery. Ciekawe, jak się ułożą stosunki między nimi? Do tej pory pani Goldblum bardzo go lubiła, ale teraz, kiedy wie, że Aram jest synem jej męża może to się zmienić. Chociaż nie jest to pewne. Ona ma dobry charakter i ocenia ludzi nie patrząc na ich pochodzenie i bogactwo. Obaczymy, co będzie dalej? Czy rabin zagrozi Goldblumom, Joe’mu i Abramowi? Czy Goldblum wyzdrowieje i czy rzeczywiście tak się zmienił?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|