|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 17:14, 05 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
Bardzo dziękuję.
Kolejny odcinek w pisaniu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 10:21, 08 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
Holly bierze sprawę w swoje ręce... W tym odcinku pojawią się John Oks i Bern Lee, kowboje przez których gadanie, o tym że Adam sprzeda syna Goldblumowi, Matt uciekł z domu i wpadł do dołu.
***
Bracia Cartwright kończyli właśnie znakowanie cieląt, gdy nagle ich uwagę zwrócił tuman kurzu nadciągający od zachodu. Ktoś powoził bryczką pędząc niemal na złamanie karku.
- Do licha, co to za wariat?! Spłoszy nam bydło! - krzyknął Adam, jednocześnie mocując się z przerażonym małym byczkiem.
- Chyba mu życie niemiłe – zauważył Hoss i zmrużywszy oczy zaczął się przyglądać powożącemu.
- Coś mi się wydaje, że to kobieta – Joe odłożył rozżarzony pręt do znakowania bydła. - Musi być szalona, żeby tak powozić. Ciekawe kto to jest?
- Znasz ją – odparł z dziwnym wyrazem twarzy Adam.
- Nie mów, że to Holly?! - Joe zrobił wielkie oczy i z wrażenia omal nie wszedł w ognisko.
- Obawiam się, że to jednak ona – Adam uwolnił wystraszone ciele i pędem puścił się w stronę bryczki, która wziąwszy ostry zakręt zatrzymała się przed grupką kowboi. Hoss i Joe pobiegli za nim. Nim kurz opadł dało się słyszeć rozwścieczony kobiecy głos:
- Johnie Oks, ty skończony draniu, obić ciebie batem to za mało!!! - krzykowi temu towarzyszył świst bicza.
- Pani Cartwright, nie można, o tak sobie bić ludzi! - rzucił któryś z kowboi. - To nie plantacja bawełny w Georgii, a my nie jesteśmy pani niewolnikami.
- Nie wiesz, o co chodzi Lee, to lepiej się nie wtrącaj! - warknęła Holly - a ty Oks mów i to zaraz dlaczego to zrobiłeś?!
- A niby co takiego zrobiłem?! - spytał John i spojrzał na kobietę, jak na niespełna rozumu.
- Już nie pamiętasz, co powiedziałeś mojemu synowi?!
- A co, szczeniak się poskarżył? - kowboj zarechotał i dodał: - to były tylko takie żarty. Widać, że dzieciak się na nich nie zna.
- Mój syn przez ciebie płakał, a tego ci nie daruję!
- I, co z tego?! - Oks wzruszył ramionami – jeszcze nieraz sobie popłacze. Życie to nie bajka i im wcześniej się o tym przekona tym lepiej. A tak w ogóle, to nie jest twój syn, damulko. Jego matką była pani Naomi. Ona nigdy nikogo by nie uderzyła. No, ale co się spodziewać po kimś takim, jak ty, poganiaczko niewolników! Już tam niejednemu pod twoim batem grzbiet spłynął krwią. Myślisz, że nie wiemy, jacy jesteście wy, Południowcy?! Że też Adam Cartwright wziął sobie taką żonę. Chyba mu rozum odjęło!
- Co takiego?! Jak śmiesz tak do mnie mówić?! - Holly wzięła się pod boki i groźnie zmarszczyła brwi. – Ja ci zaraz pokażę damulkę i poganiaczkę niewolników, ty tępy durniu!
- A co niby mi zrobisz? - Oks zaśmiał się, a potem z kpiącym wyrazem twarzy ruszył w jej stronę.
- John, daj spokój – Bern Lee zastąpił mu drogę.
- Odsuń się – rzekł Oks z miną niewróżącą niczego dobrego i wymijając przyjaciela, dopadł Holly krzycząc: – nikt nie będzie mnie obrażał, a szczególnie ruda, głupia baba z Południa! Już czas, żeby ktoś ci pokazał, gdzie twoje miejsce!
- I ty będziesz tym kimś?! - rzuciła nie tracąc rezonu Holly.
- Skoro twój mąż nie wie, jak cię poskromić!
- John, przestań! - Lee próbował odciągnąć kolegę od Holly, ale nagle poczuł silne uderzenie w krocze i skulony z bólu padł na ziemię. Z tej perspektywy dostrzegł tylko, jak Oks zupełnie oniemiały przygląda mu się, i jak kobieta, której kolano miało trafić kogoś innego, bierze zamach batem, żeby zdzielić nim jego przyjaciela. Ten, ocknąwszy się, złapał za bat i mocno szarpnąwszy raz i drugi, wyrwał go z rąk Holly.
- No, to teraz się zabawimy, pani Cartwright – zagroził, ale nie zdążył wprowadzić swoich słów w czyn, bowiem niezwykle mocny cios w szczękę zwalił go z nóg.
- Co tu się dzieje, u licha,?!!! - grzmiał Adam, który w ostatniej chwili powstrzymał Oksa przed uderzeniem Holly.
- Spytaj tego kretyna! – odparła kobieta i podniosła z ziemi bat, który Adam, znając temperament małżonki, zapobiegawczo wyjął z jej rąk.
- Na razie to pytam ciebie. Słucham – Adam przyjął postawę wyczekującą.
- On – tu Holly wskazała palcem Oksa – nagadał Mattowi głupot.
- Ale to chyba jeszcze nie powód, żeby brać się do bicia ludzi.
- Ty go nazywasz człowiekiem? - spytała z zaciętym wyrazem twarzy.
- Wypraszam sobie – rzekł urażonym tonem John wciąż leżący na ziemi i rozcierający obolałą szczękę.
- Zamknij się Oks! – rzucił wyraźnie zniecierpliwiony Adam i zwróciwszy się do Holly, spytał: - czy dowiem wreszcie się o co ta cała awantura?
- Proszę bardzo – zaczęła z pozoru spokojnie – ten tutaj, bo trudno nazwać go człowiekiem…
- Holly, na litość boską, przejdź do meritum – poprosił Adam.
- O to to – rzekł Oks próbując wstać z ziemi – niech już idzie do tego meritum i da nam wszystkim spokój.
Adam westchnął tylko, podczas gdy świadkowie wydarzenia z trudem próbowali zachować powagę. Holly tymczasem kontynuowała:
- … nagadał Matthew, że odkąd mamy swoje dzieci, to już go nie kochamy i że nam zawadza. Powiedział mu, że chcemy się go pozbyć i dlatego zamierzamy wysłać go do szkoły z internatem. Przez tego łobuza Matti w nas zwątpił. Nawet nie wyobrażasz sobie jaki był przerażony. Musiałam go długo uspokajać i zapewniać, że nadal jest kochany, a nasze uczucia w stosunku do niego nigdy nie ulegną zmianie.
- Czy to prawda, Oks? Czy to właśnie powiedziałeś mojemu synowi?
- Oj, tam wielkie mecyje – Oks wzruszył ramionami – szczeniak nie zna się na żartach, bo to żart był.
- Żart? - Adam uśmiechnął się, ale jego oczy były zimne, niemal mroczne. Holly znała to spojrzenie. Hoss i Joe również. Cała trójka natychmiast cofnęła się o krok, podczas gdy Adam zamachnął się i John Oks ponownie wylądował na ziemi.
- A to za co?! - krzyknął zdziwiony mężczyzna i złapał się za szczękę.
- Jeszcze nie wiesz? To zabieraj się stąd!
- Zwalniasz mnie?!
- Tak.
- Nie ty mnie nająłeś do roboty, tylko twój ojciec, więc to swoje zwolnienie wsadź sobie w tyłek!
- Gdy powiem ojcu, jak okrutnie i podle zażartowałeś sobie z jego ukochanego wnuka, to zapewniam cię, że będziesz uciekał z Ponderosy z szybkością konia wyścigowego – rzekł powoli, ale dobitnie Adam.
- Akurat – odparł Oks wyraźnie tracąc na odwadze.
- Spróbuj, to się przekonasz, czy Adam nie ma racji – powiedział Hoss, który nabrał widocznej ochoty na spuszczenie lania kowbojowi.
- Panowie ostudźmy emocje – powiedział pojednawczo Bern Lee nadal zgięty w pół po nokaucie w wykonaniu Holly. - Przyznaję, że John gada, co mu ślina na jęzor naniesie, ale on lubi Matta.
- Dziwnie to okazuje – wtrącił Joe.
- Ostatnim razem, gdy tak sobie gadał, Matthew i Holly omal nie stracili życia – zauważył Adam. - Nie pamiętasz już, co się stało po waszej idiotycznej rozmowie na temat Matta i Goldbluma?
- Przecież przeprosiliśmy – odparł Bern.
- Owszem, ale jak widać, tamta historia niczego was nie nauczyła. Wtedy wam się upiekło, ale teraz już tak nie będzie. Oks musi odejść.
- Żarty sobie robisz?
- Nie, jestem poważny, cholernie poważny.
- Skoro tak, to mnie też zwolnij.
- Jeżeli sobie życzysz, to proszę bardzo. Droga wolna.
- Adamie, porozmawiajmy – zaczął Bern, bo wreszcie dotarło do niego, że Cartwright nie żartuje.
- Nie mamy o czym.
- Jesteśmy waszymi najlepszymi pracownikami.
- Noo, lepszych nie macie – wtrącił Oks.
- Zamknij się! – krzyknęli równocześnie Adam i Bern, po czym ten ostatni rzekł: - to, co zrobiliśmy było głupie, ale daj nam szansę.
- Nie mogę – odparł Adam. - Już raz taką szansę dostaliście. Nie skorzystaliście z niej. Cóż, wasz wybór.
- Adamie, obiecuję, że będziemy trzymać gęby na kłódki. Przypilnuję tego durnia.
- Nie jestem durniem – rzucił oburzony Oks.
- Jesteś i stul mordę – odparł Bern i uśmiechnąwszy się przepraszająco do Adama, powiedział: - obiecuję, że będę pilnował Oksa i jak będzie trzeba to go po prostu zaknebluję.
- Ciekawy pomysł.
- Prawda? To, co możemy zostać? - spytał z nadzieją Bern.
- Nie – odparł Adam – ale dostaniecie listy polecające do mojego dobrego znajomego, który ma ranczo w Kalifornii i potrzebuje takich pracowników, jak wy. Zapłatę dostaniecie za resztę miesiąca, ale jeszcze dzisiaj ruszycie w drogę.
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 16:22, 08 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
super
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 11:21, 10 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
Dziękuję.
***
- Coś ty sobie, u licha wyobrażała?! - krzyknął Adam, gdy już kowboje rozeszli się do swoich zajęć, a jego bracia, nie chcąc być świadkami rozmowy małżonków, po prostu się ewakuowali. Na odchodnym Hoss westchnął ciężko i ze współczuciem spojrzał na Adama, który tymczasem grzmiał: - to, co zrobiłaś było skrajnie nieodpowiedzialne! Przypominam ci, że jesteś matką i moją żoną, a nie jakąś awanturnicą! Bicie ludzi, też coś!
- A ty, co niby zrobiłeś? - Holly patrzyła na męża bez cienia skruchy. - Przyłożyłeś Oksowi i to dwa razy.
- Holly, to było co innego.
- Doprawdy? To może wytłumaczysz mi na czym polega różnica między twoim biciem, a moim?
- Ja musiałem, a ty chciałaś! Wystarczy?!
- Wystarczy, ale jesteś w błędzie. Ja też musiałam – odparła spokojnie Holly, akcentując przy tym ostatnie słowo.
- Dobre sobie – fuknął Adam. - Akurat uwierzę, że musiałaś.
- Musiałam i nie zamierzam ci się z tego tłumaczyć – Holly spojrzała hardo na męża.
- Czy ja dobrze słyszę?!
- Tego nie wiem, ale skoro tak krzyczysz to może powinieneś iść do doktora Martina.
Adama na te słowa po prostu zatkało. Schwycił żonę za rękę powyżej łokcia i niemal siłą zaciągnął do bryczki. Holly próbowała stawiać mu opór, ale była bez szans. Gdy znalazła się w bryczce w pierwszym odruchu chciała z niej wyskoczyć, ale groźnie wypowiedziane: nawet nie próbuj, ostudziło jej zamiar. Milcząca z obrażoną miną wygładziła fałdy sukni, po czym wyprostowawszy się z obojętnością spoglądała w dal. Adam na ten widok westchnął ciężko, usiadł obok żony i wziął lejce w dłonie. Ruszyli w zupełnym milczeniu, milczeniu nie wróżącym nic dobrego. Bryczkę wzrokiem odprowadzili Hoss i Joe.
- Brr – wstrząsnął się najmłodszy Cartwright – w takich chwilach myślę, że jestem prawdziwym szczęściarzem.
- A to dlaczego? - spytał Hoss poprawiając kapelusz.
- Bo nie mam żony – odparł i z zadowoleniem stwierdził: - tak, w takich chwilach doceniam to, że jestem kawalerem.
- To już może wkrótce się zmienić – zauważył Hoss wsiadając na konia.
- Nie rozumiem – Joe ze zdziwieniem spojrzał na brata.
- Panna Susan LaMarr jest w ciebie wpatrzona, jak w obrazek.
- Żarty sobie ze mnie robisz?
- Gdzież bym śmiał – odparł z niewinną miną Hoss i dodał: - jednak musisz przyznać, że Mgiełka zapowiada się na bardzo ładną pannę i to taką, co to wie czego, a właściwie kogo chce. Dobitnie dała to do zrozumienia na chrzcie dzieci Adama. Swoją drogą byliście bardzo ładną parą rodziców chrzestnych małego Ethana. Tak, Mgiełka to bardzo stanowcza osóbka.
- Zgłupiałeś?! Przecież to dziecko.
- Owszem dziecko, ale za cztery, góra pięć lat to się zmieni – odparł Hoss.
- Coś mi się wydaje, że dawno nikt ci nie przyłożył w nos – warknął Joe i odbiwszy się od ziemi wskoczył na grzbiet swojego wierzchowca. - Lepiej jedźmy już do domu i skończmy tę idiotyczną rozmowę.
- Masz rację, jedźmy – przyznał Hoss i westchnąwszy stwierdził: - biedny Adam, obiadu to on nie zje w spokoju.
- A mnie go wcale nie żal – odparł Joe. - Dobrze, że Holly jest temperamentną kobietą i potrafi postawić się naszemu bratu, bo w przeciwnym razie tkwiłby w przekonaniu, że pozjadał wszystkie rozumy. Swoją drogą moja żona będzie zupełnie inna i z pewnością będzie mi posłuszną.
- Nie wydaje mi się, żeby Mgiełka stała się posłuszną komukolwiek – rzekł mimochodem Hoss.
- Coś się do niej tak przyczepił! Ona nigdy nie będzie moją żoną! Zapamiętaj sobie to raz na zawsze!!! - wrzasnął Joe.
- Adam też tak mówił, gdy chodziło o Holly, a potem się z nią ożenił.
- Ale ja nie jestem naszym bratem, a Susan LaMarr nigdy, przenigdy nie będzie moją żoną! Zrozumiałeś?!!!
- Co miałem nie zrozumieć – Hoss rozbawiony reakcją brata wzruszył ramionami: - ale w odpowiedniej chwili przypomnę ci te słowa – i ścisnąwszy łydkami boki konia, wielce z siebie zadowolony ruszył do domu, w którym czekała Aileen, ubóstwiana przez niego żona.
***
Tymczasem Adam i Holly jechali do domu nie odzywając się do siebie. Mężczyzna co i raz spod oka spoglądał na żonę. Ta, sztywna niczym kij z dumnie uniesioną głową zupełnie nie zwracała na niego uwagi. Wreszcie Adam nie wytrzymał i zwolnił, a potem zjechawszy z drogi zatrzymał bryczkę.
- Holly, porozmawiajmy – zaczął i zamilkł oczekując reakcji żony. Po chwili, nie doczekawszy się jej, spytał: - czy teraz zamierzasz się do mnie nie odzywać? Obraziłaś się?
- Nie – burknęła.
- Cieszę się, bo już się bałem, że będę spał w pokoju gościnnym – odparł żartobliwie Adam próbując rozładować napięcie.
- Twoje niedoczekanie – wycedziła przez zęby.
- Cieszę się, bo nie lubię spać sam – Adam uśmiechnął się i mrugnął okiem.
- Ja też się cieszę – odparła Holly z ponurym wyrazem twarzy.
- Świetnie. Czy w związku z tym możemy porozmawiać o twoim wyskoku?
- To nie był żaden wyskok.
- Doprawdy? To, jak mam rozumieć to, co zrobiłaś? - spytał siląc się na spokój.
- Może i zareagowałam zbyt impulsywnie, ale rozsadzała mnie złość. Chciałam natychmiast rozprawić się z człowiekiem, który swoją głupotą i złośliwością tak bardzo zranił Matthew.
- Trzeba było z tym przyjść do mnie, a nie działać na własną rękę.
- Łatwo ci mówić, bo nie ty widziałeś rozpacz Matta, bo nie ty słyszałeś strach w jego głosie. Był jak zagonione w pułapkę zwierzątko. Z dnia na dzień przestał mi ufać i zarzucił mi kłamstwo, a to wszystko dlatego, że uwierzył Oksowi. Matthew nie ma jeszcze siedmiu lat, a tyle już przeszedł w swoim krótkim życiu. Gdy wydawało się, że poczuł się wreszcie bezpiecznie, to ten drań głupimi żartami wszystko zniszczył. Wiesz ile pracy będziemy musieli włożyć, żeby Matt znowu nam zaufał?
- Domyślam się, że nie będzie to łatwe, ale obiecuję, że z nim porozmawiam – zapewnił Adam. - Jest jeszcze mały, zapomni.
- Naprawdę tak myślisz?! - krzyknęła zaskoczona Holly. - Nie, nie wierzę! Nie wierzę, że to powiedziałeś! Myślisz, że dziecko nie ma uczuć?! Zapomni, bo jest tylko dzieckiem? Dobre sobie!
- Kochanie, uspokój się. Za kilka dni Matt o wszystkim zapomni – Adam próbował objąć żonę, ale ta odepchnęła jego ręce.
- Tego nie spodziewałam się po tobie! - krzyknęła. - I ty to mówisz?! Ty, jego ojciec?!!!
- Holly, nie rozumiem, o co ci chodzi? - Adam był wyraźnie zaskoczony reakcją żony. - Co niby twoim zdaniem mam teraz zrobić? Przecież powiedziałem, że porozmawiam z nim i będę poświęcał mu więcej uwagi. Co mam twoim zdaniem jeszcze zrobić? Wybatożyć Oksa i Lee?
- Nie bądź śmieszny!
- Holly, myślisz, że to co spotkało Matta nie zabolało mnie? Doprawdy, masz mnie za pozbawionego uczuć człowieka? Powiedz, czy tak właśnie myślisz? - Adam spojrzał wyczekująco na żonę.
- Jak możesz w ogóle o to pytać? Kocham ciebie i wiem, że jesteś dobrym człowiekiem. Gdybym nie była tego pewna, nie wyszłabym za ciebie.
- Dobrze, że to sobie wyjaśniliśmy – rzekł z ulgą Adam. - Holly, przysięgam ci, że zrobię wszystko, żeby Matthew znowu nam zaufał.
- Wiem, kochany – przyznała i przymknąwszy oczy, głęboko odetchnęła, po czym spojrzawszy na męża, powiedziała: - nie wyobrażasz sobie, jakie to wszystko było bolesne. Serce mi pękało, gdy patrzyłam na jego łzy.
- Czy teraz opowiesz mi spokojnie, co tak naprawdę się wydarzyło?
- Spróbuję. Już wczoraj zauważyłam, że Matti był jakiś nieswój. Chciałam go nawet spytać, czy dobrze się czuje, ale wciąż coś się działo. Wieczorem, gdy chciałam mu poczytać i utulić go do snu okazało się, że już śpi. Teraz myślę, że udawał. Przy śniadaniu marudził, ale nie zwróciłam na to szczególnej uwagi, bo Maddie i Ethan płakali na zmianę. Potem przyszedł Speed i zaczęły się lekcje. Byłam akurat w kuchni, gdy usłyszałam hałas dochodzący z salonu, a w chwilę później odgłos zatrzaskiwanych drzwi. Rzuciłam wszystko i pobiegłam do salonu. Na podłodze walały się książki i przybory do pisania, a Speed stał, jak zamurowany. Okazało się, że Matti był w stosunku do niego wyjątkowo niegrzeczny. Powiedział mu, że nie chce się już uczyć, i że ma to gdzieś. Speed był wstrząśnięty jego zachowaniem. Na szczęście w tym samym czasie przyjechała ciocia Emily. Zajęła się bliźniakami, a ja mogłam poszukać Matthew. Był w stajni z Karmelkiem. Płakał. Żałośnie płakał. Gdy zauważył, że stoję obok nie ukrywał swojej złości. Wreszcie opowiedział, co usłyszał od Oksa i przeraził się. Próbowałam wyjaśnić mu, że to wszystko to stek bzdur, głupie żarty, ale na początku nie chciał mi wierzyć. Padło kilka niemiłych słów…
- Jakich? - spytał cicho Adam.
- Czy to ważne? - odparła pytaniem na pytanie Holly. - Matti miał prawo do takiego zachowania. Owszem, jego słowa bardzo mnie zabolały, ale nie mogę się gniewać na mojego synka. To, że go nie urodziłam nie ma żadnego znaczenia. Jest dla mnie bardzo ważny, tak samo, jak Maddie i Ethan.
- Czy to mu właśnie powiedziałaś?
- Tak. Mam tylko nadzieję, że mi uwierzył.
- Na pewno. Nie może być inaczej, bo przecież ciebie sobie wybrał – odparł Adam i przytulił Holly do siebie. - Nie martw się, Matti to rozsądny chłopiec.
- Tak – odparła w zadumie Holly – jest nad wiek rozsądny i poważny, ale czy to dobrze? Przecież jest jeszcze dzieckiem. Powinien bawić się, śmiać się i psocić.
- Sama powiedziałaś, że dużo przeszedł – zauważył Adam.
- Masz rację. Wiesz, chciałabym go ochronić przed całym złem tego świata. W ogóle wszystkie nasze dzieci pragnę chronić… - głos Holly zadrgał płaczem.
- To niemożliwe, kochanie. Nie zamkniesz ich w bańce. Życie nie jest pasmem szczęśliwości. Prędzej czy później będą musiały się o tym przekonać, a naszą rolą jest stać wtedy obok i je wspierać. Nasze dzieci muszą muszą czuć się kochane i tak będzie. Obiecuję ci.
- Tak, tak właśnie będzie. – Holly skinęła głową i otarłszy załzawione łzy, powiedziała: - jedźmy już do domu, do naszych dzieci.
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 16:03, 10 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
Piękne
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 17:34, 10 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
Dziękuję Zabieram się do pisania. Aderato szepnęła mi, że do Ponderosy nadciągają Goldblumowie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 0:54, 13 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
***
Z domu na powitanie wybiegła im Emily. Na jej twarzy malowała się cała gama emocji od niepokoju przez zdenerwowanie po zwykłą ciekawość.
- Nareszcie! - krzyknęła – gdzie was znowu poniosło?! Serce mi stanęło, gdy zobaczyłam, że wzięłaś bryczkę! Dziecko, tak się nie robi!
- Ciociu wybacz, ale musiałam, jak najszybciej załatwić pewną sprawę – odparła Holly zeskakują z bryczki na ziemię.
- Pewnie, musiałaś – Emily wzniosła oczy ku niebu, po czym rzekła: – nawet wiem o jaką sprawę chodziło.
- Tak? A niby skąd?
- Ben i Joe są w salonie.
- Jasne. Joe nie byłby sobą gdyby nie powiedział ojcu, co się stało – Adam westchnął i z rezygnacją dodał: - chodźmy i miejmy to za sobą.
Tymczasem w salonie Ben Cartwright bujał w ramionach Maddie, która gaworzyła i popiskiwała. Na kocu rozłożonym na podłodze Joe bawił się z Ethanem, swoim chrześniakiem oraz Mattem. Na widok rodziców Matthew poderwał się na równe nogi i najpierw podbiegł do Holly.
- Mamo, jak dobrze, że jesteś. Tak bardzo się cieszę – powiedział obejmując ją w tali i tuląc się do niej.
- Ja też mój skarbie – odparła pochylając się nad chłopcem i całując go w czoło. Matti uśmiechnął się do Holly, a potem spojrzał niepewnie na ojca. Adam podszedł bliżej i spytał:
- Jak masz się, synku?
- Dobrze.
- To wspaniale – pogładził go po głowie – ale wiesz, że będziemy musieli porozmawiać.
- Tak właśnie sobie pomyślałem, że bez tego się nie obejdzie – odparł ze smutkiem Matt.
- Czasem tak trzeba, ale nie martw się na zapas – Adam mrugnął porozumiewawczo do syna i zwróciwszy się do Bena rzekł: - witaj, tato.
- Dzień dobry, ojcze – powiedziała Holly i skinęła głową w stronę szwagra. - Joe.
- Dzień dobry – odparł Ben przyglądając się obojgu. - Adamie, my też będziemy musieli porozmawiać.
- Tak? - mężczyzna udał zdziwionego.
- Ojcze, może ja wyjaśnię… - zaczęła Holly.
- Nie ma potrzeby, moja droga – Ben uśmiechnął się nieznacznie do synowej.
- Tato, myślę, że jednak Holly powinna być przy tej rozmowie – zasugerował Adam.
- Wiem, że źle zrobiłam, ale potrafię to wytłumaczyć – powiedziała Holly.
- Moja droga, zapewniam, że nie musisz – odparł Ben, a gdy Maddie, którą trzymał na rękach zapłakała, powiedział: - mała chyba chce do mamy.
Holly podeszła do teścia i wzięła córeczkę w ramiona.
- Chcesz jeść, czy masz mokro, kruszynko? - spytała, a gdy dziecko odpowiedziało gaworzeniem, stwierdziła: - już najwyższa pora, na karmienie. Ojcze, jeśli nie jestem potrzebna, to zabiorę dzieci i pójdę już na górę. Ciociu Emily, czy byłabyś tak dobra i zaparzyła naszym gościom kawę?
- Oczywiście – odparła kobieta – zrobię to z przyjemnością, ale najpierw pomogę ci przy dzieciach. Joe podaj mi Ethana. Matti zabierz koc i zabawki, i chodź z nami.
Gdy mężczyźni zostali sami, Adam nie owijając w bawełnę, powiedział:
- Tato, rozumiem, że chcesz rozmawiać o tym, co zaszło na pastwisku, bo jak mniemam Joe o wszystkim ci już opowiedział, ale od razu mówię, że nie żałuję swojej decyzji i będę przy niej obstawał. Wiem, że Oks i Lee to twoi pracownicy, ale za to co zrobili mojemu synowi powinni powinni ponieść karę.
- Mylisz się, jeśli myślisz, że tato o całej historii dowiedział się ode mnie – rzekł urażonym tonem Joe. - Czy zawsze musisz mi przypisywać to, co najgorsze?
- Jakoś tak się składa, że nie potrafisz utrzymać języka za zębami – stwierdził z nieukrywanym sarkazmem Adam.
- Jeszcze słowo, a ci przyłożę – zagroził Joseph.
- Spróbuj, to będziesz zbierał zęby z podłogi – odciął się Adam.
- Spokój! Uspokójcie się obaj i to już! - Ben spojrzał gniewnie na synów. - Joe mi nic nie powiedział. O tym do czego doszło na pastwisku dowiedziałem się od Lee i Oksa.
- Przepraszam Joe. – Rzekł trochę zmieszany Adam, a gdy Joseph z wciąż naburmuszoną miną skinął mu głową, zapytał: - przyszli na skargę?
- Nie, przyszli po zapłatę. Mają nadzieję, że zgodnie z obietnicą dasz im list polecający.
- Oczywiście – odparł już dużo spokojniej Adam – przecież nie rzucam słów na wiatr.
- Wiem i powiem ci, że na twoim miejscu zrobiłbym to samo – rzekł Ben. - A tak swoją drogą masz bardzo charakterną żonę. Oks i Lee chyba się jej boją. Szczególnie Lee, który na wspomnienie twojej Holly skrzywił się tak, jakby bolał go brzuch.
- Wcale się nie dziwię. A brzuch go nie bolał, raczej coś innego.
- Nie rozumiem.
- A co tu jest do rozumienia – Joe wzruszył ramionami – walnęła go kolanem w jaja. Przykro było patrzeć, jak chłopa zwaliło na ziemię.
- Joseph, jak ty się wyrażasz?! - Ben z dezaprobatą spojrzał na najmłodszego syna, podczas gdy Adam wyraźnie pęczniał z dumy na wspomnienie wyczynu żony. Oczywiście przed nią do tego by się nie przyznał.
- Ale o co chodzi? – Joe zrobił zdziwioną minę.
- Jeszcze pytasz? Joseph, kiedy ty wreszcie spoważniejesz?
- On? - Adam zaśmiał się – może gdy się ożeni.
- Nie szybko to nastąpi – zapewnił Joe. - Mnie jest dobrze, jak jest.
- Nie wątpię. – Odparł rozbawiony Adam, a następnie już całkiem poważnie spytał: - tato, czy dowiem się wreszcie z czym do mnie przyjechaliście?
- Oczywiście, ale może przejdźmy do twojego gabinetu – zaproponował Ben.
- Proszę bardzo. Będzie nam tam wygodniej.
***
Adam nalał do kieliszków brandy i podał je ojcu i bratu, siedzącym w fotelach ustawionych na wprost masywnego, dębowego biurka. Sam, również z kieliszkiem w dłoni, usiadł za biurkiem i wyczekująco spojrzał na ojca. Ben upił nieco trunku i powiedział:
- Pamiętasz Abrama Berkowitza, teraz już chyba Goldbluma?
- Trudno nie pamiętać – odparł Adam i napił się brandy. - O, co chodzi?
- Joseph otrzymał od Abrama list… - Ben zawiesił głos.
- I?
- Goldblumowie przyjeżdżają za dwa tygodnie.
- Do Ponderosy? - spytał pozornie spokojnym głosem Adam.
- Nie, do gorących źródeł, tych leżących w połowie drogi między Virginia City a Reno. Lekarz zalecił Aaronowi Goldblumowi kąpiele, które mają pomóc mu odzyskać sprawność.
- Trochę to dziwne, że mając na miejscu Carson Hot Springs przyjeżdżają tutaj*) - zauważył Adam.
- Być może tutejsze źródła są lepsze.
- Tato, wiesz doskonale, że gorące źródła to gorące źródła. Co za różnica, czy tu, czy tam. Lepiej powiedz, co za tym się kryje.
Ben znacząco spojrzał na Josepha, który z kieszeni kurtki wyjął złożoną na czworo kartkę.
- Masz, przeczytaj – powiedział podając ją Adamowi, ale ten pokręcił przecząco głową, mówiąc:
- Nie będę czytał twojej korespondencji. Lepiej powiedz mi w skrócie, o co im chodzi. Chcą zobaczyć się z Matthew, tak?
- Tak. Pani Estera tęskni za wnukiem, a Abram chciałby poznać swojego siostrzeńca – odparł Joe.
- Doprawdy? A czego pragnie stary Goldblum? - spytał z kpiną w głosie Adam.
- Spotkać się z wnukiem.
- Nigdy. Nie po tym, co chciał mu zrobić.
- Adamie, rozumiem twój niepokój – rzekł Ben – ale Goldblum to już zupełnie inny człowiek. Może warto dać mu szansę.
- Jestem tego samego zdania, co tata – powiedział Joe. - Jak wiesz w domu Goldblumów spędziłem ponad miesiąc. Dużo rozmawiałem z Aaronem i zapewniam cię, że choroba go odmieniła.
- Nikt tak podły, jak on nie ulegnie aż takiej przemianie. Nie wierzę – Adam westchnął głośno i powtórzył: - nie wierzę.
- Masz do tego prawo. Jednak prędzej czy później będziesz musiał się z nim zmierzyć. Goldblum, czy ci to się podoba, czy nie, jest dziadkiem Matta i ma prawo się z nim zobaczyć – powiedział Ben.
- Widzę, że obaj jesteście po jego stronie.
- To nie tak Adamie – zapewnił Ben. - Wiesz, jak bardzo kocham Matthew i gdybym uznał, że grozi mu jakiekolwiek niebezpieczeństwo, niczego bym ci nie sugerował. Oczywiście, ty jako jego ojciec podejmiesz decyzję. Ja i Joe możemy tylko prosić, żebyś zastanowił się, czy jednak nie byłoby wskazane, aby Matt poznał rodzinę swojej matki.
- Poznał babkę i to wystarczy – odparł Adam i opróżnił do dna kieliszek.
- Skoro tak uważasz – westchnął Ben.
- Tak właśnie uważam. I uważam również, że na tym powinniśmy zakończyć tę rozmowę.
- Mówiłem tato, że nic z tego nie będzie – rzekł Joe. - On jest uparty, jak osioł.
- Joseph, zachowaj te uwagi dla siebie – powiedział stanowczo Ben i zwrócił się do swojego pierworodnego: - Adamie, zrobisz, jak uznasz za stosowne. Do niczego nie mam zamiaru ciebie namawiać. Chciałem tylko, żebyś poznał plany Goldblumów i mógł odpowiednio się przygotować.
***
_______________________________________________________________
*) Carson Hot Springs – naturalne źródło znajdujące się Carson City (Nevada, Eagle Valley). Źródło emituje około 60 galonów geotermalnie podgrzanej wody gruntowej o temperaturze 120° Fahrenheita (48,9°C ) na minutę i jest największym gorącym źródłem w Eagle Valley. Woda gruntowa pochodzi z głębokości 6,6 mil pod powierzchnią ziemi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 9:14, 13 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
ok
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 9:14, 13 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
ok
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 22:01, 13 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
Dzięki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 22:46, 16 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
***
Dwa tygodnie później.
Połowa czerwca była wyjątkowo upalna. Holly przez większość nocy nie mogła spać i na okrągło biegała do pokoju dzieci, które wciąż się budziły i były marudne. Wreszcie około czwartej rano zasnęły zmęczone. Holly po cichutku wyszła z pokoju dzieci. Zajrzała do Matta, a potem do Adama. Obaj spali w najlepsze i upał im w tym zupełnie nie przeszkadzał. Ona o sobie tego nie mogła powiedzieć. Szybko umyła się i założyła prostą, kretonową sukienkę, po czym zeszła do kuchni. Postanowiła przyszykować śniadanie, nim na dobre zrobi się gorąco. Rozpaliła pod kuchnią i nastawiła dzbanek z wodą na kawę. Musiała koniecznie napić się tego aromatycznego, ożywczego napoju w przeciwnym bowiem razie nie mogłaby normalnie funkcjonować. Gdyby Adam zobaczył, co pije jego żona byłby na pewno niezadowolony. Ostatnio wyczytał gdzieś, że kobiety karmiące nie powinny pić kawy, alkoholu, piwa tudzież musujących napoi, bowiem to waży im pokarm, a karmione nim dzieci stają się niespokojne. Na tym punkcie doszło nawet między nimi do sprzeczki, żeby nie rzec awantury. Holly uważała, że nic złego się nie stanie, jeśli rano wypije małą filiżankę kawy. Oczywiście Adam miał na ten temat inne zdanie. Powtarzał bez końca, że to co Holly je lub pije odbija się na bliźniakach. Doszło nawet do tego, że zabronił jej spożywania kawy, o mocniejszych trunkach nie wspominając (za tymi Holly nie przepadała, choć kieliszeczkiem dobrej nalewki, czy zimnym, domowym piwem nigdy by nie pogardziła).
Śniadanie miała już przygotowane, mogła więc chwilkę odpocząć. Lubiła ten czas, gdy siedziała sama w kuchni przy stole przysuniętym do dużego okna. Uśmiechnęła się, gdy przypomniała sobie, jaką walkę stoczyła z mężem, żeby zamiast wąziutkiego okienka pojawiło się tu okna z prawdziwego zdarzenia. Teraz było szeroko otwarte i mogła bez przeszkód podziwiać wschód słońca. Zanurzona w swoich myślach nie usłyszała, jak do kuchni wszedł rozespany Adam. Aromat kawy niemal natychmiast postawił go na nogi. Prawą dłonią energicznie przetarł twarz i podszedł do Holly. Pochylił się, żeby pocałować żonę w policzek na dzień dobry, ale właśnie spostrzegł w jej dłoniach filiżankę i to co w niej było. Już miał powiedzieć, co o tym myśli, ale wyjątkowo dał temu spokój. Skrzywił się tylko i westchnął znacząco. Na ten odgłos Holly spojrzała na męża i parsknęła śmiechem, a potem demonstracyjnie dopiła kawę.
- Jak się spało? - spytała nadstawiając policzek do pocałunku.
- Całkiem nieźle – odparł i cmoknął ją głośno - ale ty zdaje się nie spałaś za dobrze. Dzieci marudziły?
- Tak, upał dał się im we znaki. Zasnęły dopiero nad ranem.
- Zajrzałem do nich, wciąż śpią.
- Oby, jak najdłużej, bo dzisiejszy dzień zapowiada się jeszcze bardziej upalny niż wczorajszy – odparła wstając od stołu. - Chcesz od razu zjeść, czy na razie napijesz się kawy?
- Kawy – uśmiechnął się siadając przy stole – ze śniadaniem możemy poczekać na Matthew.
- Myślała, że znowu skoro świt jedziesz do tartaku – powiedziała, stawiając przed nim filiżankę z kawą.
- Jadę, ale później. Najpierw muszę zajrzeć do ojca. Podobno w przyszłym tygodniu ma zebrać się w Virginia City rada miejska i w związku z tym ojciec chciał ze mną coś uzgodnić. Prosto od niego pojadę do tartaku.
- Wrócisz na obiad? - spytała siadając przy stole naprzeciwko męża.
- Nie, będę dopiero na kolację. Wybacz, że zostawiam ciebie samą z dziećmi, ale ten kontrakt na drewno dla kolei jest niezwykle ważny. Jeśli nie dotrzymamy terminu umowy będziemy musieli zapłacić wysokie kary, a tego chciałby uniknąć za wszelką cenę.
- Adamie, przecież to rozumiem i nie skarżę się.
- Wiem, kochanie – uśmiechnął się. - Jesteś bardzo dzielna i wyrozumiała.
- Nie przesadzaj – odparła mile połechtana słowami męża, po czym dodała: – prawdę mówiąc wolałabym, żebyś więcej czasu spędzał z nami. Dzieci tak szybko rosną, a Matti potrzebuje ciebie bardziej niż ci się wydaje.
- Masz rację – przyznał Adam – i obiecuję, że jak tylko uporam się z tym kontraktem, to zrobimy sobie piknik, tylko my i dzieci. Co ty na to?
- Brzmi wspaniale – stwierdziła niezbyt entuzjastycznie Holly. Adam spojrzał uważnie na żonę i odstawił na stół trzymaną w dłoni filiżankę.
- Coś cię dręczy – stwierdził bardziej niż spytał.
- Ależ skąd – wzruszyła ramionami. – Jestem po prostu zmęczona. To dlatego, że nie spałam całą noc.
- Powinnaś mnie obudzić. Pomógłbym ci przy maluchach.
- Daj spokój – machnęła dłonią. - Po ciężkim dniu pracy spałeś, jak zabity. Nie miałam sumienia cię budzić, a poza tym dziś też będzie miał ciężką przeprawę. Praca w tartaku to nie przelewki. Musisz być wypoczęty. Nie chcę, żeby coś ci się stało.
- Miło mi, że tak o mnie się troszczysz.
- Skoro cię kocham i skoro jesteś ojcem moich dzieci, które lada chwila obudzą się i będą się wyły niczym syrena pokładowa, to muszę o ciebie dbać – odparła starając się przybrać zabawny wyraz twarzy.
- Fajnie, a teraz mów o co chodzi? Przecież widzę, że czymś się martwisz - rzekł Adam nakrywając swoją dłonią dłoń żony.
- W porządku, powiem ci – rzekła spoglądając mu w oczy. - Chodzi o Goldblumów. Podobno już przyjechali.
- Skąd wiesz?
- Wczoraj wczesnym popołudniem pani LaMarr i jej córki złożyły mi wizytę.
- Tak? Nic nie mówiłaś – odparł zdziwiony Adam.
- Mówiłam, ale ty byłeś bardzo zmęczony i niemal od razu usnąłeś.
- Przyjechały same?
- Owszem. Logan i Pan LaMarr pojechali do Reno w interesach, a panie postanowiły nas odwiedzić. Podobno nalegała na to Mgiełka, która bardzo chciała zobaczyć swojego chrześniaka.
- A przy okazji może też Josepha – stwierdził Adam i mrugnął łobuzersko.
- Daj spokój, przecież to dziecko – Holly skrzywiła się na ten pomysł.
- Czas szybko płynie. I wiesz co, wydaje mi się, że mój brat wpadł w sidła. Ona mu nie odpuści. Wspomnisz moje słowa.
- Głupstwa wygadujesz. Dziewczynki już tak mają, że zanim znajdą prawdziwą miłość najpierw podkochują się w starszych mężczyznach.
- Skoro tak twierdzisz – odparł nieprzekonany. - A powracając do tych Goldblumów, to czego się dowiedziałaś?
- Przyjechali dwa dni temu i zatrzymali się w Hotelu International. Podobno zaprosili do siebie doktora Martina.
- Cóż w tym dziwnego? Może Goldblum źle się poczuł, bądź co bądź jest po udarze.
- Ale on przyjechał ze swoim lekarzem.
- Możliwe, że chcieli dowiedzieć się czegoś więcej o tych gorących źródłach. Poza tym nie zapominaj, że doktor Martin jest doskonałym lekarzem, a pani Estera dobrze go zna. Być może chodziło im o konsultację. Zresztą, co mnie to obchodzi – Adam wzruszył ramionami, a po chwili spytał: - co jeszcze mówiły?
- Tylko to, że pan LaMarr również się z nim spotkał i podobno długo rozmawiali.
- To też nic dziwnego, przecież bardzo dobrze się znają.
- Owszem, ale dziwię się, że LaMarr po tym, co zrobił mu Goldblum chce z nim jeszcze utrzymywać jakiekolwiek kontakty.
- Kochanie, to nie nasza sprawa – rzekł Adam. - Pamiętaj, że nadal wiążą ich interesy. To z kim Richard przestaje jest jego sprawą.
- Ale naszą sprawą jest dobro Matthew.
- Nie rozumiem… - spojrzał uważnie na Holly.
- Zaraz zrozumiesz, gdy powiem ci, że pani Elaine, jakby mimochodem, zapytała czy gdyby Goldblumowie się tu pokazali, to my pozwolilibyśmy na spotkanie Matta z dziadkami.
- I co odpowiedziałaś? - zainteresował się Adam.
- Wstyd się przyznać, ale udałam, że pojawienie się Goldblumów w Virginia City jest dla mnie zupełnym zaskoczeniem. Nie powiedziałam jej, że już od jakiegoś czasu wiemy, o ich planach. Dodałam też, że o tym z kim Matt się spotka lub nie, decydujesz wyłącznie ty. Wiesz, miałam nieodparte wrażenie, że pani Elaine w przeciwieństwie do swoich córek, przyjechała tu na przeszpiegi.
- Nie sądzę, choć może i Richard poprosił żonę, żeby wybadała, jakie jest nasze nastawienie do ewentualnego spotkania Matta z dziadkiem. – Rzekł Adam, a potem spojrzawszy z troską na żonę spytał: - i tym tak bardzo się denerwowałaś?
- A myślisz, że nie jest to powód do zdenerwowania? A co będzie, jeśli oni pojawią się tutaj pod twoją nieobecność, a ja będę z dziećmi zupełnie sama?
- Holly, wyolbrzymiasz sprawę. Jeśli wierzyć słowom Małego Joe to Goldblum się zmienił, choć prawdę mówiąc trudno mi w to uwierzyć, dlatego też nie sądzę, żeby chciał zrobić Matthew coś złego. Inną kwestią jest to, czy Matti będzie chciał się z nim spotkać – Adam podrapał się po brodzie.
- Miałeś z nim o tym porozmawiać – zauważyła Holly.
- Rozmawiałem i to kilka razy. Ostatnio przedwczoraj i wiesz, co odpowiedział? - Adam zawiesił głos.
- Nie mam pojęcia.
- Żebym dał sobie spokój, bo on ma już dosyć tego całego gadanina o panu Goldblumie, który dla niego nigdy nie był i będzie dziadkiem. I dodał, że nie może nim być człowiek, który wyrzekł się swojej córki, i skoro on nie przejmuje się wizytą dziadka, to my też nie powinniśmy.
- Coś takiego. To ja zachodzę w głowę, co będzie, jak Goldblumowie się tu zjawią, a Matt wydaje się tym zupełnie nie przejmować. A swoją drogą to jak na siedmiolatka udzielił ci bardzo dojrzałej odpowiedzi. Ciekawe, gdzie on to usłyszał? - zastanowiła się Holly.
- A nie przyszło ci do głowy, że Matti jest bardzo inteligentnym dzieckiem? - spytał Adam przyglądając się żonie spod oka.
- Wyobraź sobie, że nic takiego nie musiało mi przychodzić do głowy, bowiem doskonale o tym wiem – odparła z błyskiem w oku. Adam wiedział, co to znaczy. Holly była gotowa do starcia. Lubił podpuszczać żonę, bo lubił gdy się złościła, i gdy z pasją wykładała swoje racje.
- No, cóż, jaki ojciec taki syn – odparł nie bez dumy Adam.
- Jesteś niemożliwy. I nie próbuj mnie sprowokować – ostrzegła męża Holly i spojrzawszy na niego z politowaniem, wstała od stołu. Jakoś nie miała ochoty na słowną potyczkę.
Tymczasem on z miną niewiniątka stwierdził:
- Przecież to lubisz – i zaraz poprosił: - możesz dolać mi kawy?
- Jasne – odparła i zdjęła z kuchni dzbanek z kawą. Nalewając ją do filiżanki męża westchnęła i powiedziała: - wniosek z tego, że niepotrzebnie się denerwowałam.
- Też tak uważam – odparł i wyciągnąwszy do niej rękę, rzekł: - odstaw dzbanek i chodź do mnie.
Pokręciła przecząco głową, ale już w następnej chwili usiadła mu na kolanach i mocno się do niego przytuliła. Adam pogłaskał ją po włosach i czule powiedział:
- Nie martw się. Mimo, że nadal nie mam zaufania do Goldbluma to jednak sądzę, że nie zrobi nic złego Mattowi. Jeśli chcesz to poproszę Emily lub Josepha, żeby przez najbliższe dni dotrzymali ci towarzystwa.
- Nie takiej potrzeby – zapewniła Holly. - Może faktycznie trochę panikuję, a poza tym dziś jest piątek i nie ma czego się obawiać.
- Masz rację, dziś nie przyjadą. To dzień szabasu, czyli na razie sprawę mamy załatwioną – stwierdził i pocałował ją w usta. Zapamiętali się w tym pocałunku i nie wiadomo czym by się to skończyło, gdyby nie płacz ich dzieci.
- Syreny pokładowe zawyły – westchnęła Holly z trudem odrywając się od męża.
- Raczej syrenki – Adam przytrzymał ją w tali by skraść jej jeszcze jednego całusa. W tej właśnie chwili wpadł do kuchni rozczochrany Matthew i spojrzawszy na rodziców z nieukrywanym oburzeniem, rzucił:
- Znów się całujecie, a maluchy płaczą. Chodźcie już bo mają mokro i śmierdzą, jak skunksy.
- Matthew zabraniam ci tak mówić o rodzeństwie – rzekł z groźną miną Adam.
- Ale one naprawdę strasznie cuchną. Musiały nieźle narobić w pieluchy.
- Oboje? - spytał ze zgrozą Adam.
- Ja tam dokładnie nie wiem, może tylko jedno – Matt wzruszył ramionami i zaraz dodał: – ale które to nie sprawdzałem.
Tymczasem Holly była już w drzwiach kuchni. Spojrzała z politowaniem na swych mężczyzn i spytała:
- Pomożecie mi?
- Oczywiście kochanie – odparł Adam i poderwał się z krzesła. Matt tylko skinął głową. Płacz dzieci był coraz donośniejszy. Holly nie czekając na męża i synka wbiegła na schody. Tymczasem Adam przytrzymał Matta za ramię i spytał:
- Które bardziej śmierdzi?
- A jeżeli ci powiem, tato, to co z tego będę miał? – chłopiec spojrzał na ojca niczym prawdziwy człowiek interesu.
- Ależ z ciebie cwaniak się zrobił – Adam pokręcił z niedowierzaniem głową. - Dobra, co chcesz za informację?
- W niedzielę zabierzesz mamę i mnie do Virginia City na lody i to na podwójną porcję.
- Może być nawet potrójna. Mów, które bardziej śmierdzi.
- A czy aby na pewno pójdziemy na te lody? Nie nabierasz mnie?
- Słowo honoru, pójdziemy – Adam uniósł dłoń w górę, jak do przysięgi. - To które?
- Maddie.
- Na pewno?
- Obwąchałem ją. To ona, jak nic. Zresztą pierwsza zaczęła płakać.
- To chodźmy, bo mama zaraz zacznie na nas krzyczeć.
- Masz rację tato – Matt skinął z powagą głową. - Lepiej mamy nie drażnić.
***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 22:59, 16 Mar 2023, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 16:26, 18 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
Super dobre
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 13:02, 21 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
Dziękuję bardzo i wklejam ciąg dalszy.
***
Dochodziła dziewiąta rano, gdy Holly uporała się ze sprzątaniem po śniadaniu. Dzień faktycznie zapowiadał się na wyjątkowo upalny, dlatego też kobieta postanowiła jak najszybciej wykonać wszystkie obowiązki domowe, które miała zaplanowane na ten właśnie dzień. Adam zdążył już pojechać do Ponderosy, a nakarmione bliźniaki, gaworząc radośnie, leżały w dużym kojcu (wykonanym przez ich, a jakże, dumnego tatę) ustawionym na środku salonu. Matthew ze znudzoną miną pilnował maluchów. Obowiązek walczył w nim z chęcią pobawienia się na podwórzu. Trochę żałował, że tak pochopnie obiecał mamie, że zaopiekuje się rodzeństwem, ale cóż, dał słowo i zamierzał go dotrzymać. Zegar właśnie wybił dziewiątą. Maddie zaczęła wydawać z siebie głośne piski, do których zaraz przyłączył się Ethan. Ta „wymiana zdań” trwała przez dłuższą chwilę. Wreszcie dzieci ucichły i tylko od czasu do czasu gaworzyły sobie. Matti westchnął patrząc na małe rodzeństwo. Pomyślał, że gdyby były większe to mógłby się z nimi naprawdę fajnie pobawić, a tak musi przy nich siedzieć. Siedzieć i nudzić się. Westchnął niepocieszony, ale zaraz przypomniał sobie obietnicę taty. Lody, tata i mama tylko dla niego. Miał nadzieję, że nic im w tym nie przeszkodzi. Ten czas mieli spędzić tylko we trójkę. Bliźniętami obiecała zaopiekować się ciocia Emily i wujek Ralph. Początkowo Holly trochę na to się krzywiła, ale w końcu zgodziła się z mężem, że całej trójce przyda się chwila wytchnienia.
Matthew już nie mógł doczekać się niedzieli. To będzie wspaniały dzień, obiecał sobie i spojrzał na rodzeństwo, które wyraźnie robiło się senne. Chłopcu tymczasem zachciało się pić i postanowił poprosić mamę o szklankę lemoniady, której zapas przywiózł wczoraj wieczorem Hop Sing, kucharz dziadka Bena. Po cichutku, na palcach poszedł do kuchni. Holly wkładała właśnie do piekarnika pieczeń wołową, którą chciała podać na kolację. Spojrzała na Matta i uśmiechnęła się ciepło.
- Wszystko w porządku, synku? - spytała.
- Tak mamo Holly. Maluchy chyba zaraz zasną, a mnie chce się pić – odparł i z proszącym wyrazem twarzy spytał: - dostanę tej lemoniady Hop Singa?
- A moja ci już nie smakuje? - spytała zamykając piekarnik i wycierając dłonie w fartuch.
- Smakuje, oczywiście, że smakuje – zapewnił Matt – ale…
- Jasne, jest i „ale” – Holly uśmiechnęła się.
- No, dobrze może być i twoja – odparł z rezygnacją w głosie chłopiec.
- Żartowałam. Mnie też bardziej smakuje lemoniada Hop Singa i chętnie się jej napiję – Holly sięgnęła do kredensu po dwie szklanki, które postawiła na kuchennym stole, a potem z chłodnej spiżarki wyjęła butelkę z napojem. - Ja już wszystko zrobiłam, co miałam zrobić i możemy wyjść z bliźniakami do ogrodu. Co ty na to? - spytała mocując się z korkiem. Odpowiedzi nie dosłyszała, bo nagle rozległ się huk i butelka, którą próbowała otworzyć rozpadła się w jej dłoniach. Matti krzyknął przerażony, a Holly z dziwną miną trzymała się za lewą rękę powyżej nadgarstka. Po jej dłoni ściekała krew. Powoli zwolniła ucisk, ale krew trysnęła niczym z wodotrysku. Holly zrozumiała, że kawałek szkła z butelki musiał przeciąć jej jakieś większe naczynie. Spojrzała na wystraszonego Matta i uśmiechnąwszy się nieznacznie, spokojnie powiedziała: - skaleczyłam się. Synku, podaj mi ściereczkę.
Chłopiec natychmiast wykonał polecenie, przypatrując się mamie, jak robi sobie opatrunek. Ten natychmiast zrobił się czerwony. Holly znowu zaczęła uciskać rękę, a Matt podał jej kolejną ścierkę. Ta również szybko przesiąkła krwią. Holly wiedziała, że musi, jak najszybciej zatamować krwawienie, bo w przeciwnym razie mogłoby to skończyć się dla niej źle. Poprosiła więc pobladłego z przejęcia Matta, żeby przyniósł jej coś do przewiązania ręki. Najlepiej jakiś pasek. Chłopiec gnany strachem popędził do sypialni rodziców. Pierwsze, co zobaczył to był szlafrok ojca i zwisający z niego pasek. Nie zastanawiał się długo, tylko szarpnął tak mocno, że oderwał przytrzymującą go szlufkę. Z paskiem w ręce z szybkością błyskawicy popędził do kuchni. Dziwny ruch i hałas zwrócił uwagę przysypiających dzieci. Jak na komendę zapłakały domagając się uwagi. Tymczasem Holly usiadła na krześle przy stole trzymając w górze zranioną rękę. Czuła, że zaczęło kręcić się jej w głowie. To był zły znak. Obym tylko nie zemdlała – pomyślała. W tej właśnie chwili do kuchni wpadł Matti i podał jej pasek, ale Holly nie miała wystarczająco dużo siły żeby mocno zawiązać go na przedramieniu powyżej rany. Matt widząc to, powiedział:
- Ja to zrobię, tylko powiedz, jak mocno mam zawiązać?
Holly skinęła głową i cicho odpowiedziała:
- Mocno, jak najmocniej.
- Czy tak dobrze? - spytał przejęty chłopiec.
- Bardzo dobrze, a teraz posłuchaj mnie uważnie. Musisz pobiec ile sił w nogach po ciocię Emily. Powiesz jej, że skaleczyłam się w rękę i potrzebuję pomocy. Dasz radę synku to zrobić?
- Tak – Matt przejęty kiwnął głową i zapytał: - ale nic ci nie będzie, prawda?
- Wszystko będzie dobrze Matti, tylko musisz sprowadzić ciocię. Jeśli po drodze spotkasz kogoś znajomego to powiedz, co się stało.
- Dobrze, już biegnę – odparł chłopiec i z ledwością powstrzymując łzy, powiedział: - kocham cię mamo.
- Ja ciebie też, skarbie, a teraz już biegnij – ponagliła go Holly.
Gdy Matt wybiegł z domu kobieta powoli wstała z krzesła. Znowu zakręciło jej się w głowie. Chciała usiąść, ale w tej właśnie chwili usłyszała płacz dzieci. Potykając się o własne nogi ruszyła do salonu. Była zdziwiona tym, jak szybko traci siły. Gdy wsparła się o rant kojca była bliska omdlenia. Powoli osunęła się na podłogę. Oparła policzek o szczebelki kojca i przymknęła oczy, żeby nabrać sił. Była bardzo blada, a na jej czole perliły się krople potu. Poczuła paniczny strach. Bała się o Matta, którego musiała samego wysłać po pomoc. Bała się o dzieci, które coraz głośniej płakały. Wreszcie otworzyła oczy i spojrzała na swoją lewą dłoń, która zaczynała sinieć. Prowizoryczny opatrunek, który zrobiła sobie w kuchni przesiąknięty był całkowicie krwią, ale na to nie mogła nic poradzić. Była zbyt słaba, żeby wstać z podłogi i poszukać jakiegoś ręcznika. Sprawdziła tylko, czy pasek, który Matt zawiązał na jej przedramieniu jest dobrze zaciśnięty. Podkładając dłoń pod łokieć rozciętej ręki przyciągnęła ją do piersi i uniosła ku górze. Wiedziała, że pasek tamujący krwawienie nie może uciskać ręki w nieskończoność. Jeśli w ciągu godziny nie pojawi się pomoc z jej dłonią może być naprawdę bardzo źle. Na tę myśl cicho jęknęła, a potem półgłosem zaczęła się modlić.
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 22:27, 21 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
Bardzo dobre
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 22:45, 23 Mar 2023 Temat postu: |
|
|
Dziękuję. Jutro powinnam wkleić kolejny fragment.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|