Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Już nic nas nie łączy...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 19, 20, 21 ... 37, 38, 39  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7289
Przeczytał: 14 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 23:57, 04 Sie 2024    Temat postu:

Po ciężkich trudach, wklejam. Doktor, niestety, będzie w następnym odcinku. W tym się nie zmieścił. Mruga


16.

Adam jechał główną ulicą Virginia City i z ciekawością rozglądał się po zupełnie odmienionym mieście. Poprzedniego dnia nie miał na to czasu, bowiem zaraz po przyjeździe i krótkim odpoczynku w Hotelu International oraz upewnieniu się, że jego żonie i synowi będzie tam wygodnie, udał się do ojca, do Ponderosy. Teraz mógł podziwiać miasto, tak bardzo inne od tego, które pamiętał. Nie było już dawnego kościoła, starego biura szeryfa z ciasnym aresztem i sali tanecznej przy budynku Rady Miasta. Nie było też drewnianej siedziby lokalnej gazety Territorial Enterprise, w której pracował Samuel Clemens, znany obecnie pod pseudonimem Mark Twain, autor wielu poczytnych powieści. Hotel Inernational, który zapamiętał też był inny. Zbudowany na nowo, przy tej samej ulicy, miał sześć pięter, sto sześćdziesiąt pokoi i był najwyższym, najnowocześniejszym budynkiem nie tylko w mieście, ale i w całej Nevadzie.
Jadąc dalej Adam zauważył, że nie było już ani saloonu Silver Dollar, ani Pałacu Julii, ani sklepów, w których Cartwrightowie robili zakupy. Tamto miasto przestało istnieć. Zniknęło w płomieniach przed dwu laty.* Nie było też większości ludzi, których znał i którzy tworzyli historię Virginia City. On również nie był już tym samym człowiekiem, co dwanaście lat temu.
Przed wejściem do hotelu stał portier, który z miłym uśmiechem powitał Adama. Cartwright odwzajemnił uśmiech i wszedł do środka, do bogato urządzonego holu. Dokładnie w tej samej chwili z recepcji wyszedł młody konsjerż i skłonił się Adamowi. Tylko znamienitych gości w ten sposób witano. Właściciel hotelu będący w długoletniej przyjaźni z Benem Cartwrightem nakazał otoczyć Adama i jego rodziny szczególną troską. Oczywiście wszyscy pracownicy byli o tym uprzedzeni, nic więc dziwnego, że konsjerż tak grzecznie przywitał Adama. Ten, uśmiechając się, dotknął ronda kapelusza i przez krótką chwilę rozmawiał z miłym, młodym człowiekiem. Potem udał się do pokoju zajmowanego przez niego i jego rodzinę. Apartament, w którym zamieszkali, składał się z gustownego saloniku i dwóch sypialni. Znajdował się na trzecim piętrze, i jak na pokój pierwszej klasy przystało, wyposażony był w oświetlenie gazowe, i co rzadko spotykane, w osobną łazienkę. Cena za taki luksus była niebagatelna – pięćdziesiąt pięć dolarów od osoby, za cały miesiąc. Zresztą cały hotel był na wskroś nowoczesny. Miał mnóstwo różnych udogodnień dla gości. Jednak największą euforię wywoływała winda hydrauliczna, jedyna na Zachodnim Wybrzeżu. Adam właśnie nią jechał i jako inżynier z przyjemnością skonstatował, że nie można jej niczego zarzucić. Płynnie i cicho zatrzymała się na trzecim piętrze. Windziarz w bordowym uniformie szamerowanym złotem otworzył przed Adamem drzwi i ukłonił się z szacunkiem. Cartwright wręczył mu napiwek i ruszył korytarzem wyłożonym miękkim, czerwonym chodnikiem, doskonale tłumiącym odgłosy kroków.
Gdy wszedł do apartamentu jego żona Charlotte właśnie siedziała przy toaletce i upinała włosy. Była ładną, trzydziestoośmioletnią blondynką o chabrowych oczach. Na widok męża uśmiechnęła się radośnie i zerwawszy się gwałtownie z taboretu, tak że aż się przewrócił, podbiegła do niego i mocno się przytuliła.
- Jesteś, mój kochany – wyszeptała.
Adam pocałował ją w czubek głowy, a potem szybko poszukał ustami jej ust. Po chwili powiedział:
- Lottie, jak dobrze mieć cię w ramionach.
- Martwiłam się – rzekła. - Powiedz, jak ma się ojciec?
- Cóż… źle to wszystko wygląda – westchnął Adam i otoczywszy żonę ramieniem podprowadził do stojącej na środku saloniku kanapy. Usiedli.
- Jak bardzo?
- Nie jestem lekarzem. Chcę wierzyć, że ojciec wydobrzeje, ale prawda jest taka, że musimy być przygotowani na wszystko.
- Nie wiesz, jak bardzo mi przykro – rzekła, posmutniawszy, Lottie.
- Zdaje się, że niewiele można już zrobić – Adam przetarł dłonią twarz. - Obiecałem ojcu, że przyjedziemy do niego około południa. George jeszcze śpi?
- Nie. Jest w łazience.
- Jak ci się udało wyciągnąć go z łóżka?
- Nie musiałam. Jest tak podekscytowany, że nie mógł zasnąć, a do tego jeszcze ta burza. Ledwo nad ranem zmrużył oko, a zaraz wstał, dopytując się kiedy przyjedziesz.
- Kochany chłopak – mruknął Adam.
- A powiedz mi, jak mają się twoi bracia? Dawno się nie widzieliście, szczególnie z Josephem. Hoss i Ellen dwa razy nas odwiedzili, a Joe...
- A Joe, to Joe – przerwał jej Adam – nikt za nim nie trafi.
- Jednakże…
- Lottie, proszę nie teraz. Nie chcę o nim rozmawiać.
- To znaczy, że nie był zachwycony twoim widokiem – zauważyła kobieta.
- Można tak to ująć – Adam kiwnął głową.
- Nie rozumiem. Nie widzieliście się dwanaście lat. To szmat czasu i tyle do opowiedzenia.
- Mój brat najwidoczniej nie ma mi nic do powiedzenia, a czas… chyba zupełnie nie ma dla niego znaczenia.
- Zaraz, to jak on właściwie zareagował na twój widok?
- Powiem tylko, że zachwycony to nie był i po prostu próbował mnie przegonić.
- Nie do wiary – powiedziała z przejęciem Lottie, wstrząśnięta do głębi słowami męża.
- To jeszcze nie wszystko. Dał mi kwadrans na spotkanie z ojcem, a potem otworzył drzwi i wyprosił mnie z domu.
- O mój Boże… wygonił cię?
- Niestety, na to wychodzi.
- To gdzie nocowałeś?
- U Candy’ego Canaday’a, zarządcy Ponderosy. Gdyby nie gościnność jego i jego żony, wróciłbym przemoknięty do ostatniej nitki.
- To miło z ich strony – zauważyła Lottie. - Koniecznie muszę im podziękować.
- Na pewno będzie ku temu okazja – zapewnił Adam.
- Powiedz mi jeszcze, czy Joseph wie, że ja i Georgii jesteśmy tu z tobą?
- Wie i zapowiedziałem mu, że czy mu się to podoba, czy nie, przyjedziemy do ojca, i żeby nie próbował wszczynać awantury.
- I co on na to?
- Zrozumiał. Na tyle mnie zna, żeby wiedzieć, co bym mu zrobił, gdyby wam, tobie i George’owi, sprawił przykrość.
- A Hoss? Co powiedział na to wszystko?
- Nic, bo go nie było. Z Ellen i dzieciakami są w Reno u jej ojca. Jakieś rodzinne kłopoty, ale dziś wracają – odparł Adam. - A właśnie, która godzina? - spytał i wyciągnąwszy zegarek z kieszonki, sam sobie odpowiedział: – dochodzi dziewiąta. Dyliżans będzie za godzinę. Być może będzie miał opóźnienie. Zdążymy zjeść śniadanie.
- Dyliżans?
- Tak. Candy, powiedział mi, o której przyjadą Hossowie. Chciałbym ich przywitać. Dopiero będą mieli miny.
- Ja też chętnie zobaczę. Pójdę z tobą. Georgii też.
- Wspaniale.
W tej właśnie chwili w głębi apartamentu trzasnęły drzwi i do salonu wbiegł ciemnowłosy chłopiec, żywa kopia swojego ojca.
- Mamo jestem bardzo głodny! Możemy już zejść na śniadanie?
- Możemy – odparł za żonę Adam.
- Tato, jesteś! - krzyknął uszczęśliwiony George i dodał: - przez tę burzę martwiliśmy się o ciebie.
- Niepotrzebnie, synu.
- No, wiesz tato, ja nie martwiłem się tak bardzo, jak mama – rzekł z rozbrajającą szczerością chłopiec.
- Dziękuję, że mi to wyjaśniłeś – odparł z udawaną powagą, Adam.
- To, co idziemy na śniadanie? - spytał Georgii, spoglądając to na ojca, to na matkę.
- Dajcie mi tylko kilka minut na odświeżenie się i możemy iść – odparł Adam. - Lottie, czy byłabyś tak dobra i…
- Ubranie na zmianę czeka na ciebie w sypialni.
- Czy mówiłem ci już, że jesteś aniołem? - Adam wstał z kanapy i z czarującym uśmiechem spojrzał na żonę.
- Dzisiaj jeszcze nie – odparła i dodała: - pośpiesz się, bo syn nam z głodu osłabnie.




______________________________________________________________
*) Mowa to o „Wielkim Pożarze z 1875 r. W latach 1859–1875 w Virginia City wybuchło wiele poważnych pożarów, ale pożar z 26 października 1875 r., nazwany „Wielkim Pożarem”, spowodował szkody o wartości 12 milionów dolarów. „Spektakl nie do opisania; świat stanął w płomieniach... mila kwadratowa buchających płomieni”. Kiedy kościół stanął w płomieniach, John Mackay, kierujący jedną z pobliskich kopalni srebra miał powiedzieć: „Do cholery z kościołem! Możemy zbudować kolejny, jeśli uda nam się powstrzymać ogień przed przedostaniem się do tych szybów”. Chociaż spłonęły urządzenia wyciągowe kopalni Virginia i Ophir, ogień nie przeniknął szybu Virginia, a do szybu Ophir dotarł tylko na głębokość 400 stóp. „Koła wagonów kolejowych stopiły się”, „ceglane budynki zawaliły się jak papierowe pudła”, a dwa tysiące osób zostało bez dachu nad głową. W kolejnych miesiącach miasto zostało odbudowane. Większość obszaru, obecnie uznanego za Narodowy Zabytek Historyczny, pochodzi z tego późniejszego okresu. Jednakże okres tzw. „bonanzy” zakończył się w 1880 r.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5047
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:10, 05 Sie 2024    Temat postu:

Cytat:
Doktor, niestety, będzie w następnym odcinku. W tym się nie zmieścił.

trudno, co robić...



Cytat:
Teraz mógł podziwiać miasto, tak bardzo inne od tego, które pamiętał.(...) Tamto miasto przestało istnieć. Zniknęło w płomieniach przed dwu laty.* Nie było też większości ludzi, których znał i którzy tworzyli historię Virginia City.

niesamowity, bardzo ciekawy i dokładny opis, połączony z interesującą informacja o pożarze... wspaniałe Wesoly

Cytat:
Właściciel hotelu będący w długoletniej przyjaźni z Benem Cartwrightem nakazał otoczyć Adama i jego rodziny szczególną troską. Oczywiście wszyscy pracownicy byli o tym uprzedzeni, nic więc dziwnego, że konsjerż tak grzecznie przywitał Adama.

No, jak inaczej witać syna Bena Cartwrighta? To znaczy... tego syna
Cytat:
Znajdował się na trzecim piętrze, i jak na pokój pierwszej klasy przystało, wyposażony był w oświetlenie gazowe, i co rzadko spotykane, w osobną łazienkę.

No tak. To już nie jest ten dziki zachód
Cytat:
Cena za taki luksus była niebagatelna – pięćdziesiąt pięć dolarów od osoby, za cały miesiąc.

... A. Za miesiąc. Ale i tak... niezła kwota.
Cytat:
Gdy wszedł do apartamentu jego żona Charlotte właśnie siedziała przy toaletce i upinała włosy. Była ładną, trzydziestoośmioletnią blondynką o chabrowych oczach. Na widok męża uśmiechnęła się radośnie i zerwawszy się gwałtownie z taboretu, tak że aż się przewrócił, podbiegła do niego i mocno się przytuliła.

Piękna żona i do szaleństwa zakochana Mruga

Cytat:
- A Joe, to Joe – przerwał jej Adam – nikt za nim nie trafi.
- Jednakże…
- Lottie, proszę nie teraz. Nie chcę o nim rozmawiać.

no właśnie. tak przed śniadaniem?

Cytat:
- To jeszcze nie wszystko. Dał mi kwadrans na spotkanie z ojcem, a potem otworzył drzwi i wyprosił mnie z domu.

zwięzłe podsumowanie wizyty w Ponderosie

Cytat:
- To miło z ich strony – zauważyła Lottie. - Koniecznie muszę im podziękować.
- Na pewno będzie ku temu okazja – zapewnił Adam.

Na pewno. Może przy okazji, jak Candy się pięknie uśmiechnie to i Adam poczuje zazdrość Mruga

Cytat:
- Zrozumiał. Na tyle mnie zna, żeby wiedzieć, co bym mu zrobił, gdyby wam, tobie i George’owi, sprawił przykrość.

na pewno? Bo jemu to różne rzeczy mogą chodzić po głowie... nawet te najgorsze

Cytat:
W tej właśnie chwili w głębi apartamentu trzasnęły drzwi i do salonu wbiegł ciemnowłosy chłopiec, żywa kopia swojego ojca.

geny są mocne Laughing

Cytat:
- No, wiesz tato, ja nie martwiłem się tak bardzo, jak mama – rzekł z rozbrajającą szczerością chłopiec.
- Dziękuję, że mi to wyjaśniłeś – odparł z udawaną powagą, Adam.

no tak. Bo jak żyć, w takiej niepewności Laughing

Bardzo podobał mi się fragment poświęcony zmianom, jakie nastąpiły w Virginia City. Dzięki takim szczegółom można poczuć, że jest to prawdziwe miasto, żyjące i zmieniające się, nie zawieszone w bezczasowej rzeczywistości Mruga
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy, wciąż gorąco dopingując Aderato Wesoly


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Senszen dnia Pon 11:10, 05 Sie 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7289
Przeczytał: 14 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 12:14, 05 Sie 2024    Temat postu:

Senszen, miło mi, że spodobał Ci się ten odcinek i dziękuję za miły komentarz. Very Happy

Wiem, że wątek "Wielkiego Pożaru" był pokazany w "Bonanzie" (muszę odnaleźć ten odcinek). VC tak naprawdę była całkiem dużym miastem, czego w serialu wcale nie widać. W moich poszukiwaniach natrafiłam na wiele ciekawostek dot. miasta, ale i Hotelu International. Jego opis w moim opowiadaniu odpowiada prawdzie. Hotel po pożarze został szybko odbudowany i był najwyższym budynkiem w mieście. Cena za pokój I klasy naprawdę wynosiła 55 dolarów za miesiąc. Jeśli ktoś chciał zatrzymać się na jedną noc musiał zapłacić 2,5 dolara. Winda w hotelu była nie lada atrakcją. Nawet San Francisco nie mogło pochwalić się takim "zbytkiem".

Hotel miał wyjątkowe "szczęście" do pożarów. W sumie płonął dwa razy, ale wyjątkowo spektakularnie. Do 1914 roku borykał się z problemami finansowymi w wyniku słabej lokalnej gospodarki, spowodowanej spadkiem liczby ludności i spadkiem zainteresowania Comstock Lode. 12 grudnia 1914 r. tuż przed godziną 5 rano w hotelu wybuchł pożar. Niektórzy z gości uciekali, schodząc po linach i drabinach lub skacząc przez okna. Hotel w ciągu 1,5 godziny całkowicie spłonął. Ogień był tak intensywny, że w sąsiadujących budynkach popękały szyby. Przyczyna pożaru nigdy nie została poznana. Dodać należy, że hotel ubezpieczony był na kwotę 2500 dolarów.

Po pożarze, były plany zbudowania hotelu, ale nie tak okazałego, jak International. Jednak plany te nigdy nie doczekały się realizacji. Gruz ze zniszczonego budynku leżał, niemal w tym samym miejscu, w którym stał Hotel, i to aż do 1933 r., kiedy to właściciel terenu postanowił wybudować tu garaż. I ten plan nie doczekał się realizacji. Obecnie w miejscu dawnego Hotelu International znajduje się... parking (od 2004 r.).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5047
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:59, 05 Sie 2024    Temat postu:

Nie wątpiłam, że Twój opis odpowiadał prawdzie Mruga To prawda, że w serialu wcale nie widać, ze to było duże miasto, podobnie jak często mam wrażenie właśnie takiego zawieszenia w nieokreślonej rzeczywistości czasowej Mruga
Niejednokrotnie zresztą w swoich opowiadaniach przytaczałaś szczegóły dotyczące życia w drugiej połowie XIX wieku, które bardzo dobrze obrazują rzeczywistość Wesoly

A wracając do hotelu - to można powiedzieć, że zaskakująco niska cena ubezpieczenia Shocked Tak jakby pięćdziesięciu gości zostało na miesiąc Think


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7289
Przeczytał: 14 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:11, 05 Sie 2024    Temat postu:

Cała ta historia z podpaleniem hotelu byłą bardzo dziwna. Gwałtowność pożaru - 6-cio kondygnacyjny murowany budynek spłonął doszczętnie w 1,5 godziny - wskazuje na podpalenie, ale nikt nigdy tego nie udowodnił. Były tylko spekulacje.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7289
Przeczytał: 14 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 11:27, 07 Sie 2024    Temat postu:

Wklejam, niezwykle "wymęczony" odcinek. Confused

17.

Dyliżans miał niemal godzinne opóźnienie, ale zanim się to okazało Adam, Lottie i ich syn posilali się w hotelowej restauracji. Właśnie Georgii, o coś zapytał ojca, gdy ten spojrzał w okno, przeprosił rodzinę i niemal wybiegł z restauracji. Powodem tego była przejeżdżająca przed hotelem czarna, zgrabna bryczka zaprzęgnięta w dwa kare konie i powożona przez Candy’ego Canaday’a. Mężczyzna przyjechał do miasta po Hossa i jego rodzinę, którzy mieli właśnie wrócić z Reno. Adam wykrzyknął imię zarządcy Ponderosy i zamachał ręką. Canaday ściągnął lejce i zatrzymał konie. Zaciągnąwszy hamulec z uśmiechem na twarzy zeskoczył z bryczki.
- Jeśli przyjechałeś po Hossa, to muszę cię uprzedzić, że dyliżans ma spore opóźnienie – rzekł Adam ściskając dłoń Candy’ego.
- A wiesz, nawet pomyślałem sobie, że przez tę nocną burzę mogą być kłopoty. Po drodze widziałem kilka zwalonych drzew - odparł Candy.
- Też zauważyłem – przyznał Adam. - Połamanych drzew na trasie pewnie jest sporo. Jeśli trzeba było je usuwać, to musimy liczyć się z nawet dwugodzinnym opóźnieniem.
- Trudno, poczekamy.
- To w takim razie zapraszam do restauracji. Poznasz moją rodzinę i razem zaczekamy na Hossów. Chyba, że masz coś do załatwienia…
- Nie i chętnie skorzystam z twojego zaproszenia – Canaday uśmiechnął się.
- To w takim razie chodźmy – rzekł Adam.
- Chwileczkę, muszę ci coś powiedzieć – odparł Candy i twarz mu sposępniała.
- Nie możesz przy śniadaniu i kawie?
- Nie. To dotyczy Jospeha i wolałbym nie mówić o nim w obecności twojej żony i syna.
- Chyba już mi się odechciało jeść. Co on znowu nawyczyniał? - Adam z trudem powstrzymywał rozdrażnienie. Jak na drugi dzień pobytu w Nevadzie miał serdecznie dość swojego najmłodszego brata.
- Upił się…
- Co takiego?! - krzyknął Adam. - Pijany pilnował ojca? Nie do wiary!
- Spokojnie, z tego co wiem pan Ben spał i nic mu nie groziło. Jednak Eddie, jeden z kowboi twierdzi, że wczesnym rankiem, od Josepha było czuć alkohol. Podobno potykał się i mówił bełkotliwie. Do tego wyraźnie szukał zwady. W końcu Eddie powiedział mu, że ma go dosyć i odchodzi z pracy. To musiało rozwścieczyć twojego brata, bo gdy Billy, ten chłopiec, którego u nas poznałeś, wrócił do Ponderosy, to Joe go pobił. Gdyby nie Eddie i pozostali kowboje nie wiem, czym by się to skończyło – westchnął Candy.
Adam przez chwilę stał, jak porażony. Chyba próbował zrozumieć, to co przed chwilą usłyszał. Spojrzał w oczy Candy’ego i już wiedział, że mężczyzna nie kłamie.
- W jakim stanie jest chłopiec? - spytał.
- Obolały i wystraszony ze śladami po biciu rzemieniem. Twój brat… - Candy przerwał, po czym westchnąwszy ciężko, dodał: - brakuje mi słów, na określenie jego zachowania. Z nikim się nie liczy, dla nikogo, z wyjątkiem pana Bena, nie ma szacunku. Wreszcie naprawdę dojdzie do nieszczęścia.
- Wczoraj nim pojechałem do Ponderosy, tu w Virginia City usłyszałem od kilku starych znajomych, że z Josephem dzieje się coś złego. Mówili mi o jego ciągotach do whiskey i bójek.
- To nie jest żadną tajemnicą. Hoss wielokrotnie z nim rozmawiał. Bez skutku. Joe już nikogo nie słucha. Gdzieś tak od roku nie można z nim wytrzymać.
- Szkoda, że Hoss mi o tym nie napisał. – Adam z troską pokręcił głową. - Porozmawiam z nim. Chciałbym, żebyś był przy tej rozmowie.
- Jasne. Możesz na mnie liczyć – odparł Candy.
- Powiedz mi jeszcze, czy mogę jakoś pomóc Billy’emu? Może potrzebny mu lekarz?
- Dobrze by było, gdyby go obejrzał, ale ran w sercu i w głowie, żaden doktor nie uleczy. Ten chłopak jest już i tak pokrzywdzony przez los. Nie zna ojca, a matka… matka w ogóle się nim nie przejmuje. Chyba nigdy się nie przejmowała. Ot, przytrafił się jej i już.
- To okropne. Koniecznie musimy mu pomóc. Wczoraj u ciebie zauważyłem, że mimo różnych braków, to bystry chłopak. Ujęło mnie z jaką miłością mówił o Bucku.
- Tak, Billy bardzo kocha konie – przyznał Candy.
- To widać. Obiecuję ci, że nie zostawię tak tej sprawy – rzekł z powagą Adam.
- Wierzę.
- Czy coś jeszcze chcesz mi powiedzieć?
- Pewnie coś by się znalazło – Candy uśmiechnął się, aby rozładować sytuację – ale to, co najważniejsze już usłyszałeś.
- W takim razie chodźmy, bo jeszcze trochę, a mój syn wyskoczy przez okno – rzekł Adam, wskazując George przyklejonego do szyby i ciekawie się rozglądającego.
W kilka minut później Canaday siedział przy stoliku i z podziwem oraz szerokim uśmiechem wpatrywał się w panią Charlotte Cartwright, która zdała mu relację z podróży z Australii do Ameryki. George, któremu bardzo spodobał się nowy znajomy ojca, również brał udział w rozmowie. Candy zauważył, że tak Lottie, jak i Adam traktują swojego syna niczym równego im partnera. Zresztą chłopiec był bardzo sympatyczny i doskonale wiedział na co może sobie pozwolić. Tymczasem Lottie z błyskiem w oku zaczęła opowiadać o rozległym ranczu, o ciężkiej pracy na nim, i o czyhających przeróżnych niebezpieczeństwach. Candy nie mógł nie wyrazić swojego zachwytu.
- Pani Cartwright jest pani wyjątkową kobietą. Piękną, mądrą i niezwykle silną. Trzeba dużej odwagi, żeby żyć w tak ciężkich warunkach. Nasza Nevada w porównaniu z Australią to raj. Jest pani niezwykła – stwierdził wreszcie i uśmiechnął się tak radośnie, że kobieta musiała przyznać, że piękniejszego uśmiechu nigdy nie widziała.
- Panie Canaday, ależ z pana pochlebca – zauważyła. - Czyżby wszyscy mężczyźni w Nevadzie byli aż tak szarmanccy?
- Owszem, są – odparł zamiast Candy’ego wyraźnie spochmurniały Adam – jednego z nich poślubiłaś.
- Ach, rzeczywiście – Lottie parsknęła śmiechem. Zdążyła się zorientować, że jej mężowi coraz mniej podoba się rozmowa, jaką ona prowadzi z panem Canaday’em. Ukradkiem spojrzała na Candy’ego, który łypiąc okiem na Adama, był więcej niż zadowolony. Lottie była kobietą inteligentną, łatwo więc zauważyła, że między mężczyznami toczy się dziwna gra. Do tego jej mąż zrobił się posępny, a pod przykrywką grzeczności skrywał rozdrażnienie. Wszystko wskazywało na to, że Adam był… zazdrosny. Domyśliła się też, że ich nowy znajomy, nawiasem mówiąc sympatyczny człowiek, musiał mieć powód do takiego, a nie innego zachowania.
- Panie Canaday – powiedziała – a pana rodzina? Opowie mi pan coś o niej?
- Mam żonę i dwoje dzieci. Córeczka ma dziesięć lat, a syn sześć.
- Jak wspaniale. Parka. A pana żona, jak ma na imię.
- Independence.
- Oryginalnie. Już ją polubiłam. Kobieta o takim imieniu musi być niezwykle interesująca.
- Zapewniam cię moja droga, że jest – wtrącił Adam, podejmując grę Candy’ego. - Jest mądra, bardzo ładna, i doskonale gotuje. Canaday to prawdziwy szczęściarz.
- Tak, jakbyś ty nim nie był – stwierdziła z czarującym uśmiechem Lottie i dodała: - panowie, dajcie spokój z tymi zagrywkami. Zazdrość? To do was nie pasuje.
- Przyznaję, rozszyfrowała mnie pani – westchnął Candy. - Przepraszam. To było ode mnie silniejsze. Adam wczoraj tak zachwycał się zdolnościami kulinarnymi Indii, to znaczy mojej żony że, poczułem się zazdrosny i...
- I chciał mu pan odwdzięczyć się pięknym za nadobne – Lottie z trudem stłumiła śmiech, podczas gdy Adam wzruszył ramionami.
- Wiem, to głupie. Jeszcze raz przepraszam, bardzo przepraszam – mitygował się Candy.
- Panie Canaday nic takiego się nie stało, ale teraz tym bardziej pragnę poznać pana żonę – dodała.
- Oczywiście, ale pod jednym warunkiem – Candy mrugnął do żony Adama: - pani mąż nie zbliży się do mojej żony. Jego pochwały mogłyby przewrócić jej w głowie.
- Dopilnuję tego – odparła z powagą Lottie.
- Czy wy dwoje, kpicie sobie ze mnie? - Adam groźnie zmarszczył brwi.
- A jak myślisz mój drogi?
- Ja tam mówię całkiem poważnie – wtrącił Candy, choć wyraz jego twarzy mówił zupełnie coś innego.
- Byłem tylko miły – zapewnił nieco zdezorientowany Adam - Zaprosiłeś mnie pod swój dach, nakarmiłeś. To naturalne, że gospodyni należało się podziękowanie, zwłaszcza, że fantastycznie gotuje. Co, może miałem zachować się jak nieokrzesany prostak i na koniec kolacji głośno beknąć. Wiem, że są ludy, w których takie podziękowanie jest przyjęte, ale nie u nas. Candy, to były jedynie pochwały dla pani domu, zresztą zasłużone, i nie doszukuj się w nich żadnych podtekstów.
- Ależ ja tego nie robię – Candy parsknął śmiechem. – Wybacz, nic nie poradzę, że jestem zazdrosny o swoją żonę.
- To tak, jak ja – przyznał Adam i też się roześmiał.
- Oj panowie zazdrośnicy – Lottie pogroziła im palcem. – Miejcie trochę więcej zaufania do swoich żon.
- Ależ mamy, kochanie – odparł Adam.
- Tak, tak, mamy – poparł go z dużą gorliwością Candy.
- Już się nie pogrążajcie - Lottie z politowaniem pokręciła głową. - I jakbyście nie wiedzieli, to właśnie przyjechał dyliżans.
Mężczyźni, jak na komendę odwrócili się do okna, a gdy ujrzeli, jak dyliżans staje po drugiej stronie ulicy zerwali się od stołu. W ich ślady chciał iść George, ale drobna, acz silna dłoń schwyciła go za ramię.
- Synu, chyba nie zostawisz matki samej? Wystarczy, że twój ojciec wyskoczył stąd, jak poparzony.
- Ale dyliżans… - gorączkował się chłopiec.
- Podaj mi rękę, George i zachowuj się jak prawdziwy dżentelmen. O tak – powiedziała Lottie, gdy chłopiec z rezygnacją poddał się woli matki. - Teraz możemy iść i przywitać twojego stryja i jego rodzinę – dodała i niczym dystyngowana dama, wsparta na ramieniu syna, skierowała się do wyjścia. W duchu musiała przyznać, że pomimo smutnego powodu, dla którego znalazła się w Nevadzie, coraz bardziej jej się tu podobało.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5047
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 11:59, 07 Sie 2024    Temat postu:

Cudownie, skomentuje później Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5047
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:20, 07 Sie 2024    Temat postu:

Czasem tak jest, że odcinek jest wymęczony, ale potem następuje faza aktywności weny Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5047
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:53, 07 Sie 2024    Temat postu:

Cytat:
Powodem tego była przejeżdżająca przed hotelem czarna, zgrabna bryczka zaprzęgnięta w dwa kare konie i powożona przez Candy’ego Canaday’a.

prawi jak czarna wołga, tylko woźnica coś przyjemniejszy Mruga
Cytat:

- Nie i chętnie skorzystam z twojego zaproszenia – Canaday uśmiechnął się.

poczęstunku nikt nie odmawia. Może nawet dają tam jakieś dobre ciastka?

Cytat:
- Nie. To dotyczy Jospeha i wolałbym nie mówić o nim w obecności twojej żony i syna.
- Chyba już mi się odechciało jeść.

słuszna decyzja i zupełnie zrozumiałą reakcja Adama.
Cytat:
Jak na drugi dzień pobytu w Nevadzie miał serdecznie dość swojego najmłodszego brata.

delikatnie rzecz ujmując Mruga

Cytat:
Twój brat… - Candy przerwał, po czym westchnąwszy ciężko, dodał: - brakuje mi słów, na określenie jego zachowania. Z nikim się nie liczy, dla nikogo, z wyjątkiem pana Bena, nie ma szacunku. Wreszcie naprawdę dojdzie do nieszczęścia.

na pewno nie było łatwo mu mówić to wszystko... ale na pewno trzeba podjąć jakieś kroki.

Cytat:
- To nie jest żadną tajemnicą. Hoss wielokrotnie z nim rozmawiał. Bez skutku. Joe już nikogo nie słucha. Gdzieś tak od roku nie można z nim wytrzymać.

tylko co teraz zrobić? To znaczy można go zakuć w gips tak od stóp do głów...

Cytat:
- To okropne. Koniecznie musimy mu pomóc. Wczoraj u ciebie zauważyłem, że mimo różnych braków, to bystry chłopak. Ujęło mnie z jaką miłością mówił o Bucku.

szybkie rozeznanie się w sytuacji i jeszcze szybsza decyzja Mruga
Cytat:
W kilka minut później Canaday siedział przy stoliku i z podziwem oraz szerokim uśmiechem wpatrywał się w panią Charlotte Cartwright, która zdała mu relację z podróży z Australii do Ameryki.

A on się może uśmiechać do innych kobiet? Jak sądzę, ładnych kobiet? Męski hipokryta.
Cytat:
Candy zauważył, że tak Lottie, jak i Adam traktują swojego syna niczym równego im partnera.

Ciekawe, czy wpłynie to na wychowanie jego dzieci Mruga
Cytat:
Candy nie mógł nie wyrazić swojego zachwytu.
- Pani Cartwright jest pani wyjątkową kobietą. Piękną, mądrą i niezwykle silną. Trzeba dużej odwagi, żeby żyć w tak ciężkich warunkach. Nasza Nevada w porównaniu z Australią to raj. Jest pani niezwykła

no dobra. Rozumiem, że się droczy z Adamem, ale na pewno India tez by nie była zachwycona.

Cytat:
- Owszem, są – odparł zamiast Candy’ego wyraźnie spochmurniały Adam – jednego z nich poślubiłaś.

No... Adam sie nie urodził w Nevadzie Mruga Candy zresztą też Laughing

Cytat:
Ukradkiem spojrzała na Candy’ego, który łypiąc okiem na Adama, był więcej niż zadowolony.

Mężczyźni...

Cytat:
- Panie Canaday – powiedziała – a pana rodzina? Opowie mi pan coś o niej?
- Mam żonę i dwoje dzieci. Córeczka ma dziesięć lat, a syn sześć.

Candy, co tak skąpo? A jakieś miłe słowa o żonie?

Cytat:
- Zapewniam cię moja droga, że jest – wtrącił Adam, podejmując grę Candy’ego. - Jest mądra, bardzo ładna, i doskonale gotuje. Canaday to prawdziwy szczęściarz.

przy stole rozgrywa się pojedynek słowny, jedyny w swoim rodzaju Mruga
Cytat:
Adam wczoraj tak zachwycał się zdolnościami kulinarnymi Indii, to znaczy mojej żony że, poczułem się zazdrosny i...

Aż można by było pomyśleć, że nie było powodu, by chwalić Laughing

Cytat:
- Oczywiście, ale pod jednym warunkiem – Candy mrugnął do żony Adama: - pani mąż nie zbliży się do mojej żony. Jego pochwały mogłyby przewrócić jej w głowie.

pan i władca się odezwał. Jak smok strzegący księżniczki. Ciekawa jestem, jak się będzie zachowywał, jak Cookie podrośnie Think

Cytat:
- Ależ ja tego nie robię – Candy parsknął śmiechem. – Wybacz, nic nie poradzę, że jestem zazdrosny o swoją żonę.
- To tak, jak ja – przyznał Adam i też się roześmiał.

Dobrze, ze przynajmniej Lottie sie dobrze bawi Rolling Eyes

Cytat:
- Ależ mamy, kochanie – odparł Adam.
- Tak, tak, mamy – poparł go z dużą gorliwością Candy.

Widać. Jak na dłoni.

Cytat:
- Podaj mi rękę, George i zachowuj się jak prawdziwy dżentelmen. O tak – powiedziała Lottie, gdy chłopiec z rezygnacją poddał się woli matki.

Oj, widać, ze Lottie to silna kobieta Laughing


Trochę sobie ponarzekałam na męska hipokryzję i zazdrość obu panów, ale odcinek jest fantastyczny. Nie widać, ze wymęczony. Pojedynek słowny wyszedł Ci doskonale Mruga Sporo mogłam się też dowiedzieć o Lottie - widać, ze ma poczucie humoru, jest inteligentna... i owinęła sobie męża wokół palca Mruga

Czekam niecierpliwie na ciag dalszy Wesoly


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Senszen dnia Śro 19:55, 07 Sie 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7289
Przeczytał: 14 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:18, 07 Sie 2024    Temat postu:

Cieszę się, że tak pozytywnie odebrałaś ten odcinek. Dzięki. Very Happy Obawiałam się, że Adam i Candy za bardzo sobie docinali. Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5047
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:19, 07 Sie 2024    Temat postu:

Ależ skąd Very Happy Wygląda to na początek męskiej, szorstkiej przyjaźni Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7289
Przeczytał: 14 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:20, 07 Sie 2024    Temat postu:

Owszem, ale krótkiej. Adam z przyległościami, przyjechał tylko na miesiąc. Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5047
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:22, 07 Sie 2024    Temat postu:

To pozostaje przyjaźń korespondencyjna

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7289
Przeczytał: 14 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:23, 07 Sie 2024    Temat postu:

Tak, ale szybciej to India i Lottie będą do siebie pisać. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5047
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:23, 07 Sie 2024    Temat postu:

Też tak sobie pomyślałam Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 19, 20, 21 ... 37, 38, 39  Następny
Strona 20 z 39

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin