Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Już nic nas nie łączy...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 30, 31, 32 ... 39, 40, 41  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5071
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 0:43, 27 Sie 2024    Temat postu:

Ze znieczuleniem miejscowym może być problem... jak kojarzę pierwszym skutecznym sposobem było znieczulenie kokainą.
A wiesz, że bardzo mnie ciekawi, czym Levis podpadł Mruga

Czekam niecierpliwie na kolejny odcinek Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7312
Przeczytał: 16 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 8:57, 27 Sie 2024    Temat postu:

Już mniej więcej wiem, czym podpadł Levis. Jeszcze muszę to dopracować. Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5071
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 9:12, 27 Sie 2024    Temat postu:

Już się cieszę Very Happy Very Happy Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7312
Przeczytał: 16 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 9:30, 27 Sie 2024    Temat postu:

Czytelnik zadowolony to miód na moje serce.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 9:31, 27 Sie 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5071
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 9:53, 27 Sie 2024    Temat postu:

Zadowolony i niecierpliwie czekający Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7312
Przeczytał: 16 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:49, 27 Sie 2024    Temat postu:

Życzeniu Czytelnika stanie się zadość. Mruga

25.

Popołudnie tego dnia było wyjątkowo ładne i co nie bez znaczenia, ciepłe, ale nie upalne. Gdyby nie świadomość, że jadą do pacjentów, Rory pomyślałby, że wybrali się na wycieczkę. Z ogromną ciekawością przyglądał się okolicy. Od jego wyjazdu z Virginia City minęło przecież dziesięć lat. Od tego czasu sporo się zmieniło, poczynając od na nowo wybudowanego miasta, przez okoliczne, częściowo zamknięte kopalnie, po nowe, liczne rancza i nieco mniejsze farmy. Patrzył na te zmiany szeroko otwartymi oczami, bądź co bądź były to jego rodzinne strony. Momentami nie dowierzał w to co widział. Czuł przy tym dziwną, acz nie pozbawioną nostalgii radość. Zdążył już zapomnieć to co było w jego życiu złe. Pamiętał jedynie dobre momenty. Wciąż widział niezwykłe ciepło w oczach matki, pochylającej się nad jego łóżeczkiem, milczącego ojca, który tak bardzo starał się walczyć z ogarniającym go szaleństwem i dziadka z którym był do jego końca. Widział, jak ten kiedyś dumny mężczyzna robi się coraz słabszy, jak mimo jego starań, zamyka się w sobie niczym w skorupie, jak patrzy na niego i nie poznaje. Rory westchnął cicho i na jego twarzy pojawił się półuśmiech. Teraz mógł już o swojej przeszłości myśleć ze spokojem, mówić o niej, a przede wszystkim nie wstydzić się jej.
- O czym tak rozmyślasz? - spytał doktor McCoy, przyglądając się spod oka wychowankowi.
- Dopadły mnie wspomnienia.
- Te dobre, czy te złe.
- Wszystkie na swój sposób są dobre – odparł Rory – bo wszystkie są po coś.
- Tak?
- Tak, ojcze. To doświadczenia, które nas ubogacają.
- Nawet te złe?
- Nawet one potrafią, może nie zawsze, stymulować nas do zmiany na lepsze – Rory uśmiechnął się. – Ale nie mówmy już o tym. Lepiej powiedz od którego z pacjentów zaczniemy. Mamy ich trzech.
- Właśnie o tym myślałem – przyznał McCoy. - Pan Ben Cartwright z tego, co powiedział nam pan Canaday...
- Candy, po prostu Candy – wtrącił zarządca Ponderosy, nieco zirytowany tym zwracaniem się do niego per pan.
- Dobrze, niech tak będzie. Mówisz więc, że pan Ben ma się całkiem nieźle.
- To prawda. Wizyta synowej i wnuka wprawiła go w naprawdę dobry nastrój. Dawno nie widziałem go tak ożywionego.
- A pozostali pacjenci? - spytał Rory.
- Chłopiec… Billy jest stajennym w Ponderosie i dzisiaj rano został pobity. Ma paskudnie rozciętą wargę i brodę. Do tego skarżył się na bóle pleców i ramion.
- To czym go pobito?
- Rzemieniami – rzekł Candy i mocno zacisnął szczęki.
- Został wychłostany? - Rory zszokowany utkwił wzrok w Canaday’u.
- Można tak to ująć i proszę tak na mnie nie patrzeć, nie ja to mu zrobiłem.
- Nawet tak nie pomyślałem. Ile lat ma chłopiec?
- Piętnaście i właściwie jest sam.
McCoy uważnie spojrzał na wychowanka. Wiedział, co dzieje się w jego głowie i sercu. Ten Billy był dokładnie w takim samym wieku, co Rory, gdy musiał borykać się ze złem całego świata. Doktor wiedział, że właśnie tym chłopcem w pierwszej kolejności zechce się zająć Rehn. Zawsze był czuły na punkcie dzieci i im chciał przede wszystkim nieść pomoc. McCoy nie chciał stawiać wychowanka w niezręcznej sytuacji dlatego stwierdził:
- W takim razie proponuję, aby doktor Rehn udał się do chłopca, a ja pojadę do Cartwrightów. - Następnie zwróciwszy się do Candy’ego, spytał: - gdzie mieszka ten Billy?
- U mnie. Jest pod moją i żony opieką.
- A tak, mówiłeś, że jest sam. Sierota?
- Niezupełnie. Ojciec jest nieznany, a matka… uprawia najstarszy zawód świata, a do tego pije na umór. Billy kocha matkę, dba o nią, jak potrafi, pracuje i bardzo się stara, ale ona tego zupełnie nie zauważa. Chłopiec często chodził głodny. Nikt o tym nie wiedział, dopiero gdy go przycisnąłem powiedział prawdę.
- Biedny mały. Rory zajmij się nim najlepiej, jak potrafisz.
Rehn nic nie odpowiedział tylko skinął głową i wyglądał tak, jakby myślami był gdzieś daleko.

***

India usłyszawszy tętent koni wybiegła przed dom. Osłoniwszy dłonią oczy przed słońcem przypatrywała się jeźdźcom. Gdy rozpoznała wśród nich swojego męża uśmiechnęła się, a on zeskoczywszy z konia szybko do niej podszedł.
- Jak Billy? - spytał
- Chyba ma gorączkę. I ta rana na brodzie bardzo mi się nie podoba – odparła.
- Będzie dobrze. Przywiozłem lekarzy - wskazał stojących krok dalej mężczyzn. - To doktor Paul McCoy, a to doktor Rory Rehn.
Mężczyźni skinęli głowami, a Candy kontynuował:
- A to moja żona Independence
- India. Miło mi panów poznać – odparła kobieta z miłym uśmiechem. - Cieszę się, że przyjechaliście panowie, bo Billy nie czuje się najlepiej.
- To nie ma na co czekać. Proszę prowadzić – rzekł stanowczo McCoy.
- Miałeś jechać do Cartwrightów – Rory wyraził zdziwienie.
- Tylko rzucę okiem. Przy okazji Candy się uspokoi.
- Dziękuję panu – powiedział z wdzięcznością Canday.
- Ale zaraz potem pojedziesz ze mną do Ponderosy.
- To się rozumie samo przez się. - Na twarzy Candy’ego pojawił się szeroki uśmiech. Nim weszli do domu, Canaday przytrzymał za łokieć Rory’ego i powiedział:
- Przepraszam doktorze, głupio wyszło. Nie chciałbym, żeby pan obraził się na mnie, ale ten chłopiec tak dużo przeszedł w swoim życiu, że…
- Rozumiem i nie mam pretensji – odparł Rory spokojnym, łagodnym głosem.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Nikt lepiej ode mnie nie wie, jak ten chłopiec musi się czuć.
- Skąd doktor…
Ale Candy’emu nie dane było dokończyć pytania, bowiem donośny głos doktora McCoy zagrzmiał niby dzwon:
- Długo jeszcze będę na was czekał?

***

- Faktycznie brzydko to wygląda – stwierdził McCoy, obejrzawszy wargę i brodę Billy’ego – ale doktor Rehn w takich przypadkach jest najlepszy. Nic tu po mnie. Candy, jedziemy do Cartwrightów – dodał, ale zobaczywszy markotną minę mężczyzny, powiedział: - no, nie martw się. Chłopiec wydobrzeje. Już Rehn tak go zaceruje, że śladu nie będzie. To mistrz nad mistrze.
- Jeszcze raz dziękuję – Candy skinął głową. - Jak tylko pana odwiozę zaraz wrócę po doktora Rehna.
- Ja myślę. A teraz już jedźmy i dajmy w spokoju działać mojemu utalentowanemu koledze.
Tymczasem Rory z łagodnym uśmiechem uspokajał Billy’ego, który na słowa doktora McCoy’a o szyciu wyraźnie się wystraszył. Nigdy w życiu nic nie miał zszywane, więc zabieg ten jawił mu się niczym prawdziwa tortura.
- Posłuchaj mnie Billy, to jest konieczne, bo w przeciwnym razie rana będzie się paprać. Może dojść do infekcji, a wtedy zostanie ci bardzo brzydka szrama. Pamiętaj, że dziewczęta lubią przystojnych młodzieńców.
- A która tam by mnie chciała – Billy wzruszył ramionami – przecież jestem nikim.
- Posłuchaj mnie: nie wolno ci tak myśleć. Jesteś wspaniałym chłopcem - rzekł Rory i zmieniając temat rozmowy, zauważył: - Candy mówił, że świetnie dajesz sobie radę z końmi.
- To prawda. Lubię je. Są lepsze niż ludzie.
- Masz rację. Przyjaźń zwierzęcia jest najpiękniejsza, bo bezwarunkowa.
- A pan lubi konie? - zainteresował się Billy.
- Tak, ale one mnie nie bardzo – Rory zaśmiał się. - No, dość tej rozmowy. Usiądź sobie wygodnie w fotelu, a ja się wszystkim zajmę.
Rehn podszedł do stołu i wyjął z torby lekarskiej narzędzia, opatrunki, jakieś słoiczki oraz buteleczki z ciemnego szkła. Ułożył je równiutko obok siebie. Następnie podwinąwszy wysoko rękawy koszuli, dokładnie umył dłonie i przedramiona, a następnie wytarł je do słucha ręcznikiem podanym przez Indię. Tak przygotowany, spojrzał na pobladłego z emocji Billy’ego i powiedział:
- Nie bój się. Postaram się, żeby jak najmniej bolało. Wierzysz mi?
- Wierzę, panie doktorze – Billy z przejęcia głośno przełknął ślinę.
- To będzie jak ukąszenie komara… może, jak dziesięciu komarów.
- Kiedyś użądliła mnie osa.
- O, widzisz. To tak mniej więcej zaboli, ale aż tak nie spuchnie – zapewnił Rory i poprosił Indię, aby polała mu dłonie płynem z jednej z buteleczek. Następnie polecił jej otworzyć drugą i nalać trochę gęstego płynu na szpatułkę owiniętą podwójną warstwą cienkiego płótna. Tą miksturą posmarował skórę wokół rany na brodzie chłopaka. Właśnie miał zabierać się do szycia rany, gdy usłyszał pytanie zadane cienkim dziecięcym głosikiem:
- A co pan robi Billy’emu?
- Nic złego. Zszywam jego ranę – odparł Rory i spojrzał przez ramię. Mały chłopiec o niezwykle niebieskich oczach wpatrywał się w niego z groźną miną. Mężczyzna cicho parsknął śmiechem i spytał: - pozwolisz mi dokończyć?
- Jak pan musi, to prose.
- Cinni, co ty tu robisz? Gdzie jest twoja siostra? Prosiłam, żebyście zostali na górze - India z naganą spojrzała na synka. - Marsz do swojego pokoju.
- Ale Cookie jest w kuchni.
- To idź do kuchni i nie przeszkadzaj.
- Dobze, dobze, a co będzie, jak pan doktor zsyje mu usta?
- Już ty się o to nie martw. Pan doktor wie, co robi. No już, zmykaj stąd.
- Ale mamo…
- Cinni nie będę dwa razy powtarzać.
- Juz idę, ale zeby nie było ze nie mówiłem – odparł chłopiec i ciągnąc nogę za nogą poszedł w stronę kuchni.
India ze zniecierpliwieniem pokręciła głową i zwróciła się do Rory’ego:
- Przepraszam panie doktorze. Mój synek jest momentami zbyt bezpośredni.
- Nic się nie stało. Wszystkie dzieci w jego wieku są ciekawskie – odparł Rory, który zaczął już szyć ranę. Billy, choć widocznie wystraszony, trzymał się dzielnie i nawet nie jęknął.
- Niby tak, ale to nie wypada – rzekła kobieta.
- Proszę się nie przejmować. Dzieci powinny śmiało wyrażać swoją ekspresję.
- Ma pan dość oryginalne poglądy – zauważyła India.
- Jakie tam zaraz oryginalne – Rory uśmiechnął się. - Dzieci to dzieci. Kiedy mają być szczere i bezpośrednie, jak nie teraz?
- Być może ma pan rację, ale większość dorosłych uważa, że dzieci i ryby głosu nie mają.
- I to jest błąd w założeniu – odparł Rehn. – Kiedyś te dzieci staną się dorosłymi, niestety wtłoczonymi w sztywne zasady i konwenanse. Rodzice nie powinni tłamsić wyobraźni dzieci…
- Pan ma dzieci? - weszła mu w słowo.
- Nie, jeszcze nie… może kiedyś… może wcale – Rory dziwnie posmutniał, ale zaraz uśmiechnął się i powiedział do swojego pacjenta: - i po bólu. Chyba nie było tak źle, prawda Billy?
- Prawie nie bolało – odparł ze zdziwieniem chłopiec. - Jak pan to zrobił?
- To moja tajemnica.
- Ładnie to wyszło – zauważyła India. - Szef równiutki, a na końcu, coś jakby... kokardka?
- Można tak powiedzieć. To coś w rodzaju podpisu. Tak robi doktor McCoy, a ja po nim przejąłem ten zwyczaj. Dziękuję pani za asystę. Bardzo mi pani pomogła.
- To nic takiego.
- Myli się pani. Nawet nie przypuszcza pani ile znaczy dobra i dyskretna asysta. – Rzekł Rory obdarzywszy Indię miłym uśmiechem, a następnie zwróciwszy się do Billy’ego, powiedział: - za sześć dni przyjadę, żeby zdjąć ci szwy. Do tego czasu musisz być bardzo ostrożny. Nie wolno ci zamoczyć rany i zbyt szeroko otwierać ust. Dzisiaj dobrze by było, żebyś zjadł coś płynnego.
- Ugotuję dla niego rosół – wtrąciła India.
- Świetny pomysł – przytaknął Rory. - A teraz kolego zdejmij koszulę. Muszę obejrzeć twoje ramię i plecy.
- Ale po co? To przecież nic takiego? - zdziwił się Billy.
- No już bez dyskusji, zdejmuj koszulę.
Chłopiec zawstydzony ściągnął z siebie nędzną, połataną koszulinę. To, co zobaczył Rehn wstrząsnęło nim dogłębnie. Ostatkiem sił powstrzymał się przed wyrażeniem swojej opinii na temat oprawcy Billy’ego. Pod delikatnym dotykiem palców doktora chłopiec syknął raz i drugi. W dwóch miejscach skóra była pęknięta, zaczerwieniona i lekko nabrzmiała. Lekarz przez chwilę zastanawiał się, po czym wziął jeden ze słoiczków, w którym znajdowała się maść arnikowa i dał ją Indii z zaleceniem, jak stosować.
- Wszystkiego dopilnuję – zapewniła kobieta.
- Rozumiem, że chłopiec będzie pod państwa opieką – Rehn wolał się upewnić, bo w przeciwnym razie gotów był zabrać Billy’ego ze sobą.
- Oczywiście.
- Ale ja nie mogę… - zaczął Billy.
- Chłopcze, to już postanowione. Zamieszkasz z nami – India uśmiechnęła się łagodnie.
- Ale…
- Nie ma żadnego „ale”.
- To Billy będzie mieskał z nami?! - Cinni z radości aż zaklaskał w rączki.
- Ale fajnie! - dorzuciła zadowolona Cookie. - Będziesz opowiadał nam o konikach.
- A wy, co tu robicie? - India udała zagniewaną.
- Nic mamo – odparła Cookie – my chcieliśmy tylko popatrzeć.
- Panie doktoze, a cym pan sył Billy’ego? - zaciekawił się w międzyczasie Cinnamon.
- Nićmi – odparł rozbawiony Rory.
- A jakimi?
- Jedwabnymi.
- Mogę zobacyć?
- Nici, czy zszytą ranę? - spytał z powagą lekarz.
- Najpierw zsytą ranę – odparł Cinni, zachowując podobny wyraz twarzy, co doktor Rehn.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 11:49, 27 Sie 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5071
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:26, 27 Sie 2024    Temat postu:

Ach, doktorzy w akcji Very Happy co za piękna rzecz Very Happy i do tego doktor McCoy nie stracił swojego temperamentu Very Happy
Czytelnik jest bardzo zadowolony i skomentuję obszerniej nieco później Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5071
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:17, 27 Sie 2024    Temat postu:

Cytat:
Czuł przy tym dziwną, acz nie pozbawioną nostalgii radość. Zdążył już zapomnieć to co było w jego życiu złe. Pamiętał jedynie dobre momenty.

pamięć ludzka jest niezwykła Wesoly
Cytat:
Wciąż widział niezwykłe ciepło w oczach matki, pochylającej się nad jego łóżeczkiem, milczącego ojca, który tak bardzo starał się walczyć z ogarniającym go szaleństwem i dziadka z którym był do jego końca.

To trudne wspomnienia
przy okazji przypomniałaś mi, ze mam jeszcze do wyjaśnienia wątek matki Rory'ego
Cytat:
Widział, jak ten kiedyś dumny mężczyzna robi się coraz słabszy, jak mimo jego starań, zamyka się w sobie niczym w skorupie, jak patrzy na niego i nie poznaje.

co tu można powiedzieć... tylko zapłakać...
Cytat:
Rory westchnął cicho i na jego twarzy pojawił się półuśmiech. Teraz mógł już o swojej przeszłości myśleć ze spokojem, mówić o niej, a przede wszystkim nie wstydzić się jej.

przeszłość przeszłością... ważne, by Rory też myślał ze spokojem o przyszłości

Cytat:
- Wszystkie na swój sposób są dobre – odparł Rory – bo wszystkie są po coś.
- Tak?
- Tak, ojcze. To doświadczenia, które nas ubogacają.

trzeba powiedzieć, że bardzo filozoficzne podejście do życia
Cytat:
- Nawet te złe?
- Nawet one potrafią, może nie zawsze, stymulować nas do zmiany na lepsze – Rory uśmiechnął się.

McCoy może co nieco powiedzieć o stymulacji do zmiany na lepsze

Cytat:
Mówisz więc, że pan Ben ma się całkiem nieźle.
- To prawda. Wizyta synowej i wnuka wprawiła go w naprawdę dobry nastrój. Dawno nie widziałem go tak ożywionego.

i to jest dobra wiadomość.
Cytat:

- To czym go pobito?
- Rzemieniami – rzekł Candy i mocno zacisnął szczęki.
- Został wychłostany? - Rory zszokowany utkwił wzrok w Canaday’u.

trzeba przyznać, że bardzo szokujący wniosek

Cytat:
Zawsze był czuły na punkcie dzieci i im chciał przede wszystkim nieść pomoc.

Rory ma dobre i czułe serce

Cytat:
- Biedny mały. Rory zajmij się nim najlepiej, jak potrafisz.

co jak co, ale Rory na pewno nie potrzebuje, by mu to przypominać


Cytat:
- To nie ma na co czekać. Proszę prowadzić – rzekł stanowczo McCoy.

i to jest doktor McCoy
Cytat:
bowiem donośny głos doktora McCoy zagrzmiał niby dzwon:
- Długo jeszcze będę na was czekał?



Cytat:
no, nie martw się. Chłopiec wydobrzeje. Już Rehn tak go zaceruje, że śladu nie będzie. To mistrz nad mistrze.
- Jeszcze raz dziękuję – Candy skinął głową.

mam takie wrażenie... takie małe, malutkie... że Candy do końca nie ufa w umiejętności Rory'ego No, ale przekona się, że jest w błędzie Mruga
Cytat:
Nigdy w życiu nic nie miał zszywane, więc zabieg ten jawił mu się niczym prawdziwa tortura.

jakby nie patrzeć... może Billy nawet nigdy nie był u lekarza a teraz nawet dwóch nad nim stało
Cytat:

- Posłuchaj mnie: nie wolno ci tak myśleć. Jesteś wspaniałym chłopcem - rzekł Rory i zmieniając temat rozmowy, zauważył: - Candy mówił, że świetnie dajesz sobie radę z końmi.

Widać, że Rory działa na wielu płaszczyznach

Cytat:
- A pan lubi konie? - zainteresował się Billy.
- Tak, ale one mnie nie bardzo – Rory zaśmiał się.

Może Billy pomoże nawiązać przyjaźń z jakimś pięknym koniem?

Cytat:
i poprosił Indię, aby polała mu dłonie płynem z jednej z buteleczek. Następnie polecił jej otworzyć drugą i nalać trochę gęstego płynu na szpatułkę owiniętą podwójną warstwą cienkiego płótna. Tą miksturą posmarował skórę wokół rany na brodzie chłopaka.

co za dokładne przygotowania Wesoly Widać, ze zabrał się za to profesjonalista Wesoly
Cytat:
- Jak pan musi, to prose.

dobrze, że Cinni się zgodził

Cytat:
- Dobze, dobze, a co będzie, jak pan doktor zsyje mu usta?

To Billy nie będzie mógł opowiadać o konikach Shocked

Cytat:
- Przepraszam panie doktorze. Mój synek jest momentami zbyt bezpośredni.

po mamusi, czy po tatusiu? Mruga

Cytat:
- Proszę się nie przejmować. Dzieci powinny śmiało wyrażać swoją ekspresję.
- Ma pan dość oryginalne poglądy – zauważyła India.
- Jakie tam zaraz oryginalne – Rory uśmiechnął się. - Dzieci to dzieci. Kiedy mają być szczere i bezpośrednie, jak nie teraz?

niby tak, ale chyba nie każdy rodzić się z tym zgodzi

Cytat:
- Pan ma dzieci? - weszła mu w słowo.
- Nie, jeszcze nie… może kiedyś… może wcale

A - teoretyk - pomyślała India
A tak szczerze, to widać, ze Rory niekoniecznie jest chętny do myślenia o przyszłości. Szkoda...
Cytat:
Jak pan to zrobił?
- To moja tajemnica.

Powinien opatentować

Cytat:
- Rozumiem, że chłopiec będzie pod państwa opieką – Rehn wolał się upewnić, bo w przeciwnym razie gotów był zabrać Billy’ego ze sobą.
- Oczywiście.
- Ale ja nie mogę… - zaczął Billy.
- Chłopcze, to już postanowione. Zamieszkasz z nami – India uśmiechnęła się łagodnie.

i wszystko jest tak, jak powinno być. Billy ma odpowiednia opiekę
Cytat:

- Panie doktoze, a cym pan sył Billy’ego? - zaciekawił się w międzyczasie Cinnamon.
- Nićmi – odparł rozbawiony Rory.
- A jakimi?
- Jedwabnymi.
- Mogę zobacyć?
- Nici, czy zszytą ranę? - spytał z powagą lekarz.
- Najpierw zsytą ranę

co jak co, ale Rory na pewno rozumie taka fascynację


ADA, bardzo dziękuję za ten odcinek Wesoly Czytałam go z dużą przyjemnością.
Jestem wielką fanką McCoy'a i bardzo się cieszę, że pojawił się w tym opowiadaniu Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7312
Przeczytał: 16 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:41, 27 Sie 2024    Temat postu:

Senszen, bardzo, bardzo dziękuję za przemiły komentarz. Czytałam go z prawdziwą przyjemnością. Very Happy Very Happy Very Happy

Przyznam się, że miałam mały problem z matką Rory'ego. Zastanawiałam się czy o niej wspominałaś czy nie, ale przypomniałam sobie, że wspominałaś tylko o męskiej części rodziny Rory'ego. Chętnie dowiedziałabym się, co stało się z matką mojego ulubieńca. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5071
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:45, 27 Sie 2024    Temat postu:

Na razie mogę powiedzieć, że żyje. W zasadzie to zakładałam, że sytuacja ją przerosła i uciekła. A co zrobiła potem, to jeszcze musze się zastanowić.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7312
Przeczytał: 16 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:47, 27 Sie 2024    Temat postu:

A ja byłam przekonana, że jest na chmurce. Think

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5071
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:49, 27 Sie 2024    Temat postu:

W każdym razie nie sądzę, by Rory miał ją jeszcze spotkać... więc w sumie to on może myśleć, że jest na chmurce

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7312
Przeczytał: 16 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:56, 27 Sie 2024    Temat postu:

Biedny Rory... co za matka zostawia własne dziecko.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5071
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 0:02, 28 Sie 2024    Temat postu:

Powoli się coś kształtuję... mam wrażenie, że gdyby ta pani spotkała McCoy'a, to ten by był gotów ją rozszarpać Think

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7312
Przeczytał: 16 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 0:05, 28 Sie 2024    Temat postu:

Z przyjemnością bym mu w tym pomogła. Wsciekly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 30, 31, 32 ... 39, 40, 41  Następny
Strona 31 z 41

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin