Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zdrowy rozsądek
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 24, 25, 26 ... 28, 29, 30  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:27, 04 Lis 2019    Temat postu:

Już, już wklejam. Przepraszam za opóźnienie. Mam nadzieję, że Biedroneczka będzie usatysfakcjonowana. Very Happy II część rozdziału 7

***
• Te francuskie perfumy to czym pachną? - spytał od niechcenia, oparty ramieniem o kontuar, Joe.
• To piękny kwiatowy zapach – odparła z dumą Della.
• No popatrz, jaki ze mnie ignorant. Myślałem, że pachną końskim łajnem – rzekł z kipną w oczach Joe.
• Co?! Coś ty powiedział?! - Delli niemal zabrakło tchu.
• Dlaczego jesteś taka oburzona? Czyżbyś nie wiedziała, że te kobiece pachnidła wyrabia się z bardzo różnych świństw. To niby dlaczego nie z końskiego łajna?
• Perfumy wyrabiane są z esencji kwiatowych uzyskiwanych z najpiękniejszych okazów. Ale niby skąd ty masz cokolwiek o tym wiedzieć. Jesteś tylko mężczyzną.
• Masz rację, jestem mężczyzną i to takim ciężko pracującym na ranczu. Pot, końskie lub krowie łajno to dla mnie codzienny zapach.
• Coś ty się tak przyczepił do tego łajna? - warknęła rozzłoszczona.
• Chcę ci tylko uświadomić, że na piękny zapach składają się nie tylko te przyjemne dla nosa aromaty, ale także te których nazwa skłania nas niemal do wymiotów. Na przykład takie kastoreum, albo ambra.
• A, cóż to jest, do licha?
• Nie wiesz? Dziwne. Taka światowa dama, jak ty – rzekł z obłudną miną Joe. - Pozwól, że cię uświadomię: pierwsze, to żółtawa wydzielina gruczołów skórnych bobra.
• Fuj! - krzyknęła z obrzydzeniem. - Bzdury opowiadasz.
• Nie, ale ambra to dopiero jest składnik. Wiesz, że to wydzielina z przewodu pokarmowego kaszalota, która jest efektem niestrawności lub zaparcia wieloryba.
• To wstrętne. Jesteś… jesteś obrzydliwy!
• Ja? Obrzydliwy? – Joe zrobił smutną minę. - Żadna z dziewcząt do tej pory nic takiego mi nie powiedziała.
• Zawsze musi być ten pierwszy raz – stwierdziła z nieukrywaną satysfakcją Della.
• I tu zgadzam się z tobą.
• Powiesz mi wreszcie, o co tak naprawdę ci chodzi? Bo przecież nie o skład moich perfum.
• Poniekąd masz rację – przyznał Joe. - Drogie perfumy oczarowują zapachem, ale nikt nie zastanawia się z czego tak naprawdę są zrobione.
• Nie rozumiem do czego zmierzasz? – Della zaczęła się denerwować.
• Ty jesteś, jak takie drogie perfumy. Roztaczasz wokół siebie piękną aurę i ci co cię nie znają myślą, że jesteś niemal aniołem. A prawda jest zupełnie inna.
• Niby jaka?
• Cuchniesz moja panno, tak, jak te składniki, z których robią perfumy.
• Co?! Jak śmiesz tak do mnie mówić, wsiowy mądralo. Sam cuchniesz, jak skunks!
Joe uniósł demonstracyjnie prawe ramię i powąchał okolice swojej pachy.
• Nie jest tak źle. – Stwierdził i uśmiechnąwszy się dodał: - dwa dni temu się kąpałem. Cały.
• Gratuluję. Gdzie ta Sheila? Pojechała po moje zamówienie do Nowego Jorku, czy co? – Della uderzyła trzymanym w dłoni wachlarzem o rant kontuaru.
• Ostrożnie bo połamiesz – rzekł Joe, wskazując na wachlarz.
• Nie twoja sprawa – odparła ze złością.
• Jasne, ale to co wygadujesz o mojej rodzinie już tak.
• Słucham? Czy ty próbujesz mnie obrazić?
• Ja nie próbuję. Ja chcę cię obrazić.
• Chyba się przesłyszałam. Myślałam, że jesteś dżentelmenem – powiedziała zszokowana Della.
• W tej chwili jestem takim samym dżentelmenem, jak ty damą. Nie rób takiej oburzonej miny. Wiem, że to ty stoisz za wszystkim plotkami o mojej rodzinie, szczególnie o Melindzie.
• Ty naprawdę masz nie po kolei w głowie! Ja miałabym zajmować się plotkami?! Coś takiego! - krzyknęła z oburzeniem. - To oszczerstwo! Pożałujesz tego, Cartwright!
• To nie jest oszczerstwo – odparł ze stoickim spokojem Joe. - Wiem na pewno, że od przyjazdu Melindy do Ponderosy robisz wszystko, żeby oczernić ją w oczach ludzi. I na początku nawet to ci się udało. Niektórzy uwierzyli w te bzdury, jak to zadziera nosa, jaka jest niesympatyczna. Wkrótce przekonali się, że jest to kłamstwo wyssane z palca. Ale zaraz po tym zaczęły pojawiać się kolejne plotki. O moich braciach, o Clarissie. Nawet na weselu Hossa posunęłaś się do obmowy. Zdziwiona, skąd wiem?
• Nie będę z panem rozmawiać, panie Cartwright – rzekła wyniośle Della i odkręciła się na pięcie.
• Ależ będziesz. I powiem ci coś jeszcze: przyznasz publicznie, że to ty jesteś autorką tych wszystkich pomówień. Przeprosisz moją bratową i całą moją rodzinę. W przeciwnym razie…
• Co w przeciwnym razie? - Della spojrzała na Joseph’a przez ramię. - Wyzwiesz mnie na pojedynek? A może zaczniesz o mnie rozsiewać plotki. Spróbuj. Twoje słowo przeciwko mojemu. Jesteś bez szans – ruszyła do półek z towarami.
• Tak myślisz? - Joe podążył za nią. - Każdego można zniszczyć złym słowem. Akurat ty powinnaś o tym wiedzieć. Powiedz mi, co zrobiła ci Melinda, że tak jej nienawidzisz?
• Nie zrozumiesz. Ona w tej grze jest nikim.
• Tak więc przyznajesz, że to ty stoisz za obmową mojej rodziny.
• A ty swoje – Della wzruszyła ramionami. - Twój brat, Adam upokorzył mnie. Należała mu się nauczka, a że przy tym cierpią inni… cóż takie już prawa wojny.
• To chore, co mówisz.
• Ktoś, jakiś czas temu już to mi powiedział i ciężko tego pożałował.
• Nieprawda – rzekła Sheila Braun stojąca na środku sklepu z małym pakunkiem w dłoni. - Niczego nie żałuję. I mogę to powtórzyć jeszcze raz. Tu, w obecności pana Cartwrighta.
• Nie zrobisz tego – przez twarz Delli przebiegł cień zaniepokojenia.
• Chcesz się przekonać? Joe – zwróciła się do Cartwrighta - autorką tych wszystkich wstrętnych plotek jest panna Jenkins. Miała i ma grono nazwijmy to przyjaciółek, dziewcząt, które są w nią bezgranicznie zapatrzone, które chcą być takie jak ona i gotowe są na wszystko, żeby zasłużyć sobie na jej sympatię. To one rozpowiadały te wszystkie historie wymyślane przez Dellę. Nawet dostawały za to drobne prezenty, a jedna z nich nagrodzona została pozytywką i złotą bransoletką.
• Nieprawda – syknęła Della.
• Ależ prawda panno Jenkins. To ja nią byłam. A prezenty odesłałam pani zaraz po weselu Hossa i Clarissy. I wtedy też o mnie zaczęto plotkować. Na szczęście przejrzałam na oczy i nie zamierzam milczeć. Joe ma rację z tymi perfumami. W nadmiarze po prostu śmierdzą. Panią Adamową od początku chciałaś zdyskredytować, bo we wszystkim była i jest od ciebie lepsza.
• Nie rozśmieszaj mnie.
• Nie mam takiego zamiaru. Pani Melinda jest ładniejsza od ciebie, ma klasę i styl, wie jak się zachować, jest wykształcona, a przede wszystkim jest żoną Adama, którą ty nigdy nie będziesz. Straciłaś swoją szansę bycia panią na Ponderosie, a przecież tylko tego pragnęłaś.
• Zamknij się! - krzyknęła Della.
• O nie. Mam zamiar powiedzieć wszystkim, jakie z ciebie ziółko. Nigdy nie kochałaś Adama. Imponował ci, bo jest wykształcony, przystojny i potrafi być czarujący. Myślałaś, że owiniesz go sobie wokół palca. Przeliczyłaś się. Adam nie należy do tych mężczyzn, którymi można manipulować. Może gdybyś zachowała się inaczej, wtedy gdy przywiózł z San Francisco dziecko, to dziś byłabyś panią Cartwright. Na szczęście jednak głupota wzięła górę na rozsądkiem.
• Pożałujesz.
• Już żałuję i żałować nie przestanę, że przez ciebie zmarnowałam tyle czasu, że zraziłam do siebie tyle osób, bo wydawało mi się, że jesteś niedoścignionym wzorem kobiecości. I jesteś, ale nie kobiecości, ale podłości i fałszu. I o tym zamierzam powiedzieć wszystkim, którzy zechcą mnie słuchać. Teraz ty, Dello doświadczysz uczucia wstydu, a zapewniam cię to nie jest miłe uczucie.
• Zamknij się, ty podła, niewdzięczna suko! - wrzasnęła panna Jenkins i zupełnie się nie kontrolując wykrzyczała: - myślisz, że ze mną wygrasz?! Zniszczę ciebie i ten sklepik również! Już za tobą plują na ulicy! – roześmiała się. - Wystarczy moje jedno słowo, a staniesz się tak popularna jak Betty Sue z przybytku madame Paulette.
• Spróbuj – rzekł Joe, który do tej pory nie zabierał głosu – a wtedy to ty będziesz sławna. Z pewnością sławniejsza niż Betty Sue. Myślisz, że możesz bezkarnie obrażać ludzi? Przypisywać im najgorsze podłości? Otóż nie, moja droga panno Jenkins. Teraz przyjdzie ci zapłacić za to wszystko, co powiedziałaś o mojej bratowej i…
• Myślisz, że nie wiem, że wciąż kochasz te zdzirę! - zaśmiała się pewna celności słów. Joe poczerwieniał na twarzy. Podniósł dłoń, jak do uderzenia, ale w ostatniej chwili powstrzymał się i cios wylądował obok głowy Delli strącając z regału stojącego za nią belę materiału.
• Co, zabrakło ci odwagi, żeby mnie uderzyć! - wykrzyknęła triumfalnie.
• Jestem mężczyzną i nie biję kobiet – odparł i z odrazą dodał: - nawet takich, jak ty.
Gdy to wypowiedział rozległ się głośny odgłos uderzenia w twarz. Della z krzykiem złapała się za policzek, a Shelia z niekłamaną satysfakcją w głosie rzekła:
• Ja nie jestem mężczyzną i nie mam skrupułów, żeby uderzyć kobietę zwłaszcza taką jak ty... Dello.
• Co tu się dzieje? Co to za krzyki? - z zaplecza sklepu wyszedł jego właściciel, pan Braun.
• Ona… ona mnie uderzyła – wydusiła z siebie panna Jenkins, wskazując na Sheilę. - Panie Braun, pana córka jest niezrównoważona psychicznie. Teraz wszyscy dowiedzą się, jak w pańskim sklepie traktuje się klientów. Już ja się postaram, żeby nikt u pana nie kupował.
• Jak panienka sobie życzy – odparł zupełnie spokojnie pan Braun.
• I to jest pana odpowiedź?!
• A jakiej panna sobie życzy? - widocznym było, że pan Braun kpi sobie z Delli.
• Powinien pan ją ukarać, bo jeśli pan tego nie zrobi to pójdę do szeryfa Coffee i powiadomię go, że zostałam napadnięta w pańskim sklepie.
• Napadnięta? Musiałaby panna mieć świadków – odparł pan Braun. - Joe, widziałeś coś?
• Ja? Skąd. Nic nie widziałem.
• Ona mnie uderzyła! - krzyknęła Della wyciągając palec w oskarżycielskim geście w kierunku Sheili.
• Powtarzam: nic takiego nie widziałem – powiedział Joe z miną niewiniątka. - Panna Braun przyszła przed chwilą i przyniosła twoje zamówienie, Dello. Coś ci się musiało pomieszać. Dziś jest niesamowity upał, może nie powinnaś wychodzić z domu – zatroskał się Joe.
• Och, ty obłudny draniu – Della tupnęła z bezsilności. - Zobaczycie, ja was wszystkich załatwię. Jeszcze mnie popamiętacie!!! - wrzasnęła i ruszyła zamaszyście do wyjścia.
• Dello… - Sheila ruszała za byłą przyjaciółką.
• Czego?! - warknęła Della i przystanęła.
• Twoje zamówienie.
• Wsadź sobie je...
• Zamówienie jest opłacone i musisz je odebrać. Potem będziesz mogła z nim zrobić, co tylko zapragniesz. Nawet wsadzić sobie… wiesz gdzie.
Della wydała z siebie nieartykułowany dźwięk, wyrwała z ręki Sheili pakunek i miała już wyjść ze sklepu, gdy pan Braun podchodząc do drzwi powiedział:
• Panno Jenkins, proszę przekazać swoim rodzicom, że wasz rachunek w moim sklepie został zamknięty.
• A to niby z jakiego powodu? - Della nie dowierzała własnym uszom.
• Pani jest tym powodem – odparł pan Braun. - Żegnam i życzę miłego wieczoru.
Della, zupełnie zaskoczona, wyszła ze sklepu ściskając w dłoni pakunek. Długo jeszcze słyszała śmiech, jaki rozległ się po jej wyjściu. Nim wsiadła do powozu wyrzuciła zawiniątko z drogimi perfumami.

***

• Tatku, byłeś wspaniały! - Sheila cmoknęła ojca w policzek.
• Już dawno to powinienem zrobić, a ty obiecaj, że już nikogo więcej nie spoliczkujesz.
• Obiecuję – powiedziała dziewczyna i oparła głowę o ramię ojca.
• Dziękuję ci, Joe za wsparcie – rzekł pan Braun. - Sheila mi wszystko powiedziała. Właśnie do was się wybieraliśmy, żeby wyjaśnić całą sytuację i przeprosić.
• Wy?
• Sheila, niestety miała swój udział w tych pomówieniach.
• Ale my wszystko sobie wyjaśniliśmy – odparł Joe. - To panna Jenkins powinna przeprosić moją rodzinę. Pana córka dostrzegła niewłaściwość swojego zachowania i w porę się wycofała. Przykro mi tylko, że teraz narażona jest na nieprzyjemności.
• Joe, ja nie mogę mieć do ludzi pretensji. Wiedziałam przecież, że Della kłamie. Od razu powinnam zareagować, a nie czekać na nie wiadomo, co – powiedziała Sheila. - Ludzie nie zapominają i ich ironiczne uśmiechy długo mi będą jeszcze towarzyszyć.
• Można temu zaradzić.
• Daj spokój, Joe. Dobrze wiesz, że niesława potrafi ciągnąć się za człowiekiem przez całe życie .
• A założysz się? - Joe z uśmiechem popatrzył na dziewczynę i spytał jej ojca: - Panie Braun, czy pozwoliłby pan, abym zabrał pana córkę na krótki spacer. Nadal co prawda jest gorąco, ale słońce prawie już zaszło i wszyscy się przechadzają.
• Nie wstydziłbyś się ze mną iść na spacer? – na twarzy Sheili pojawiło się zdumienie.
• Byłbym zaszczycony panno Braun, gdyby zechciała pani mi towarzyszyć.
• Tato, mogę?
• Tak dziecko, ale o ósmej chcę cię widzieć w domu.
• Ależ panie Braun jest już wpół do ósmej – zauważył Joe.
• Dobrze, chce was widzieć najpóźniej o dziewiątej i ani minuty później.
• Dziękuję, tatku – Sheila uśmiechnęła się radośnie do ojca. - To, co Joe? Idziemy?
• Zapomniałaś o czymś – rzekł Joseph.
• Ja? O czym? - spojrzała na niego zdziwiona.
• O pajacyku dla Kathy.
• Faktycznie. Już go pakuję.
• Ja zapakuję. Odbierzesz go sobie po powrocie ze spaceru, Joe. – rzekł pan Braun. – No, idźcie na ten spacer. Szkoda tak pięknego wieczoru. No, już was nie ma. Chciałbym wreszcie zamknąć sklep i napić się zimnego piwa.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 0:44, 08 Lis 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 7:17, 05 Lis 2019    Temat postu:

Cytat:
• Chcę ci tylko uświadomić, że na piękny zapach składają się nie tylko te przyjemne dla nosa aromaty, ale także te których nazwa skłania nas niemal do wymiotów. Na przykład takie kastoreum, albo ambra.

Na razie to brzmi interesująco, ale ... co to jest
Cytat:
pierwsze, to żółtawa wydzielina gruczołów skórnych bobra.
• Fuj! - krzyknęła z obrzydzeniem. - Bzdury opowiadasz.
• Nie, ale ambra to dopiero jest składnik. Wiesz, że to wydzielina z przewodu pokarmowego kaszalota, która jest efektem niestrawności lub zaparcia wieloryba.

O! To już brzmi o wiele mniej wytwornie
Cytat:
- Drogie perfumy oczarowują zapachem, ale nikt nie zastanawia się z czego tak naprawdę są zrobione.
• Nie rozumiem do czego zmierzasz? – Della zaczęła się denerwować.
• Ty jesteś, jak takie drogie perfumy. Roztaczasz wokół siebie piękną aurę i ci co cię nie znają myślą, że jesteś niemal aniołem. A prawda jest zupełnie inna.
• Niby jaka?
• Cuchniesz moja panno, tak, jak te składniki, z których robią perfumy.

Joe "pojechał po bandzie", ale Della z pewnością zasłużyła na te słowa
Cytat:
• Słucham? Czy ty próbujesz mnie obrazić?
• Ja nie próbuję. Ja chcę cię obrazić.
• Chyba się przesłyszałam. Myślałam, że jesteś dżentelmenem – powiedziała zszokowana Della.
• W tej chwili jestem takim samym dżentelmenem, jak ty damą. Nie rób takiej oburzonej miny. Wiem, że to ty stoisz za wszystkim plotkami o mojej rodzinie, szczególnie o Melindzie.
• Ty naprawdę masz nie po kolei w głowie! Ja miałabym zajmować się plotkami?! Coś takiego! - krzyknęła z oburzeniem. - To oszczerstwo! Pożałujesz tego, Cartwright!

Joe chce obrazić kobietę? I dobrze, zasłużyła! Niech obraża!
Cytat:
• Nie będę z panem rozmawiać, panie Cartwright – rzekła wyniośle Della i odkręciła się na pięcie.
• Ależ będziesz. I powiem ci coś jeszcze: przyznasz publicznie, że to ty jesteś autorką tych wszystkich pomówień. Przeprosisz moją bratową i całą moją rodzinę. W przeciwnym razie…
• Co w przeciwnym razie? - Della spojrzała na Joseph’a przez ramię. - Wyzwiesz mnie na pojedynek? A może zaczniesz o mnie rozsiewać plotki. Spróbuj. Twoje słowo przeciwko mojemu. Jesteś bez szans – ruszyła do półek z towarami.
• Tak myślisz? - Joe podążył za nią. - Każdego można zniszczyć złym słowem. Akurat ty powinnaś o tym wiedzieć.

Coś w tym jest ... Joe żąda przeprosin, publicznych przeprosin, ale czy Della to zrobi?
Cytat:
• Chcesz się przekonać? Joe – zwróciła się do Cartwrighta - autorką tych wszystkich wstrętnych plotek jest panna Jenkins. Miała i ma grono nazwijmy to przyjaciółek, dziewcząt, które są w nią bezgranicznie zapatrzone, które chcą być takie jak ona i gotowe są na wszystko, żeby zasłużyć sobie na jej sympatię. To one rozpowiadały te wszystkie historie wymyślane przez Dellę. Nawet dostawały za to drobne prezenty, a jedna z nich nagrodzona została pozytywką i złotą bransoletką.
• Nieprawda – syknęła Della.
• Ależ prawda panno Jenkins. To ja nią byłam. A prezenty odesłałam pani zaraz po weselu Hossa i Clarissy. I wtedy też o mnie zaczęto plotkować. Na szczęście przejrzałam na oczy i nie zamierzam milczeć. Joe ma rację z tymi perfumami. W nadmiarze po prostu śmierdzą. Panią Adamową od początku chciałaś zdyskredytować, bo we wszystkim była i jest od ciebie lepsza.

Sheila zdecydowanie poparła Joe, na szczęście dziewczyna w porę przejrzała na oczy i zorientowała się, ile jest warta ta fałszywa przyjaciółka
Cytat:
Pani Melinda jest ładniejsza od ciebie, ma klasę i styl, wie jak się zachować, jest wykształcona, a przede wszystkim jest żoną Adama, którą ty nigdy nie będziesz. Straciłaś swoją szansę bycia panią na Ponderosie, a przecież tylko tego pragnęłaś.
• Zamknij się! - krzyknęła Della.
• O nie. Mam zamiar powiedzieć wszystkim, jakie z ciebie ziółko. Nigdy nie kochałaś Adama. Imponował ci, bo jest wykształcony, przystojny i potrafi być czarujący. Myślałaś, że owiniesz go sobie wokół palca. Przeliczyłaś się. Adam nie należy do tych mężczyzn, którymi można manipulować. Może gdybyś zachowała się inaczej, wtedy gdy przywiózł z San Francisco dziecko, to dziś byłabyś panią Cartwright. Na szczęście jednak głupota wzięła górę na rozsądkiem.

To się nazywa mówić prawdę w oczy ... dla Delli to jest niczym bokserski nokaut
Cytat:
I jesteś, ale nie kobiecości, ale podłości i fałszu. I o tym zamierzam powiedzieć wszystkim, którzy zechcą mnie słuchać. Teraz ty, Dello doświadczysz uczucia wstydu, a zapewniam cię to nie jest miłe uczucie.
• Zamknij się, ty podła, niewdzięczna suko! - wrzasnęła panna Jenkins i zupełnie się nie kontrolując wykrzyczała: - myślisz, że ze mną wygrasz?! Zniszczę ciebie i ten sklepik również! Już za tobą plują na ulicy! – roześmiała się. - Wystarczy moje jedno słowo, a staniesz się tak popularna jak Betty Sue z przybytku madame Paulette.
• Spróbuj – rzekł Joe, który do tej pory nie zabierał głosu – a wtedy to ty będziesz sławna. Z pewnością sławniejsza niż Betty Sue. Myślisz, że możesz bezkarnie obrażać ludzi? Przypisywać im najgorsze podłości? Otóż nie, moja droga panno Jenkins. Teraz przyjdzie ci zapłacić za to wszystko, co powiedziałaś o mojej bratowej i…

Della nadal miota groźby ... ale, czy je spełni? A raczej czy ma możliwość je spełnić?
Cytat:
• Co, zabrakło ci odwagi, żeby mnie uderzyć! - wykrzyknęła triumfalnie.
• Jestem mężczyzną i nie biję kobiet – odparł i z odrazą dodał: - nawet takich, jak ty.
Gdy to wypowiedział rozległ się głośny odgłos uderzenia w twarz. Della z krzykiem złapała się za policzek, a Shelia z niekłamaną satysfakcją w głosie rzekła:
• Ja nie jestem mężczyzną i nie mam skrupułów, żeby uderzyć kobietę zwłaszcza taką jak ty... Dello.

Dobre! Istotnie, Sheila nie jest facetem i może uderzyć żmiję
Cytat:
• Ona… ona mnie uderzyła – wydusiła z siebie panna Jenkins, wskazując na Sheilę. - Panie Braun, pana córka jest niezrównoważona psychicznie. Teraz wszyscy dowiedzą się, jak w pańskim sklepie traktuje się klientów. Już ja się postaram, żeby nikt u pana nie kupował.
• Jak panienka sobie życzy – odparł zupełnie spokojnie pan Braun.
• I to jest pana odpowiedź?!
• A jakiej panna sobie życzy? - widocznym było, że pan Braun kpi sobie z Delli.
• Powinien pan ją ukarać, bo jeśli pan tego nie zrobi to pójdę do szeryfa Coffee i powiadomię go, że zostałam napadnięta w pańskim sklepie.
• Napadnięta? Musiałaby panna mieć świadków – odparł pan Braun. - Joe, widziałeś coś?
• Ja? Skąd. Nic nie widziałem.

Cóż, Della przekonała się, że kłamstwo i plotka to broń obosieczna
Cytat:
...pan Braun podchodząc do drzwi powiedział:
• Panno Jenkins, proszę przekazać swoim rodzicom, że wasz rachunek w moim sklepie został zamknięty.
• A to niby z jakiego powodu? - Della nie dowierzała własnym uszom.
• Pani jest tym powodem – odparł pan Braun. - Żegnam i życzę miłego wieczoru.

Ojciec Sheili zachował się z klasą
Cytat:
• Tatku, byłeś wspaniały! - Sheila cmoknęła ojca w policzek.
• Już dawno to powinienem zrobić, a ty obiecaj, że już nikogo więcej nie spoliczkujesz.
• Obiecuję – powiedziała dziewczyna i oparła głowę o ramię ojca.

Był wspaniały ... do tego ma poczucie humoru. Fajny facet
Cytat:
Właśnie do was się wybieraliśmy, żeby wyjaśnić całą sytuację i przeprosić.
• Wy?
• Sheila, niestety miała swój udział w tych pomówieniach.
• Ale my wszystko sobie wyjaśniliśmy – odparł Joe. - To panna Jenkins powinna przeprosić moją rodzinę. Pana córka dostrzegła niewłaściwość swojego zachowania i w porę się wycofała. Przykro mi tylko, że teraz narażona jest na nieprzyjemności.

Tak, Brown'owie potafią się przyzwoicie zachować i przyznać do błędu
Cytat:
- Panie Braun, czy pozwoliłby pan, abym zabrał pana córkę na krótki spacer. Nadal co prawda jest gorąco, ale słońce prawie już zaszło i wszyscy się przechadzają.
• Nie wstydziłbyś się ze mną iść na spacer? – na twarzy Sheili pojawiło się zdumienie.
• Byłbym zaszczycony panno Braun, gdyby zechciała pani mi towarzyszyć.
• Tato, mogę?
• Tak dziecko, ale o ósmej chcę cię widzieć w domu.
• Ależ panie Braun jest już wpół do ósmej – zauważył Joe.
• Dobrze, chce was widzieć najpóźniej o dziewiątej i ani minuty później.

I tutaj pojawia się dawny Joe. Każda okazja jest dobra, aby pójść na spacer z ładną dziewczyną. Czy to może przerodzić się w coś ... ?
Ufff! Nareszcie. Della dostaje za swoje. Za mało! Za mało! Tyle zła wyrządziła swoimi kłamstwami, że powinna ponieść większą karę niż jedna, nieprzyjemna dla niej scenka w sklepie. Marzy mi się tradycyjna kara stosowana w amerykańskich osadach, czyli ... pierze i smoła, ale to już autorka zadecyduje, co jeszcze dołożyć gadzinie. Pojawiła się nowa postać - pan Brown, sympatyczny, z poczuciem humoru i przyzwoitości człowiek. Ojciec Sheili i właściciel sklepu. Joe wystąpił tu początkowo jako rycerz broniący honoru i dobrego imienia Melindy, ale jest możliwość, że oprócz rycerskości wobec bratowej, kierują nim i inne pobudki. mam na myśli jego chęć pomocy Sheili w odzyskaniu dobrej opinii - czyli spacer z nią, aby pokazać, że Cartwrightowie uważają dziewczynę za osobę dobrą i godną szacunku. Jeśli się weźmie pod uwagę, że Sheila jest ładną dziewczyną, to ... kto wie dokąd mogą zajść w czasie tego spaceru ... i może i kilku następnychW każdym razie bardzo interesujący rozdział, otwierający etap rewanżowania się za oszczerstwa, ... ciekawe, co wymyślił Adam ... może i Ben też się dołoży, bo Hoss to raczej dobroduszny jest. No i nadal czekam na wieści z kariery pisarskiej Melindy i na rozprawę sądową ... tudzież rozprawę z niecnymi Langfordami.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 7:37, 05 Lis 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:45, 05 Lis 2019    Temat postu:

Ewelino, bardzo ucieszył mnie Twój komentarz, ale też spowodował, że Aderato postanowiła zmienić nieco kolejny odcinek. Mruga
Przyznam się, że miałam wątpliwości, co do takiego rodzaju zemsty na Delli. Początkowo to Adam miał się z nią rozprawić, ale jakoś nie miałam na to pomysłu. Wtedy wpadło mi do głowy, że to Joe mógłby za brata załatwić sprawę. Może to pozwoliłoby im znowu ze sobą rozmawiać. Perspektywa obtoczenia Delli w smole i pierzu jest niezwykle kusząca.Trzeba będzie się nad tym zastanowić. Mruga

Dziękuję za ciekawy i inspirujący komentarz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 0:43, 08 Lis 2019    Temat postu:

Rozdział 8


Tymczasem Adam z pomocą Bena i Hossa zakończył ostatecznie budowę domu. Jego urządzenie pozostawił inwencji Melindy, która na początek zajęła się salonem, sypialnią i pokojem Kathy. Oczywiście nie dałaby sobie sama ze wszystkim rady, gdyby nie Clarissa i jej matka. Obie kobiety we wszystkim jej pomagały i służyły radą. Melinda nie zapomniała też o kuchni, na której wyposażenie Adam wydał krocie. Wydatek ten początkowo odczuł dość boleśnie. Dopiero zapewnienia małżonki, że dzięki tak nowoczesnej kuchni wyczaruje dla niego kulinarne cuda, ukoiły jego ból. Reszta pomieszczeń miała być urządzana sukcesywnie. Małżonkowie byli, co do tego zgodni. Tak samo, jak zgodni byli podejmując decyzję, o jak najszybszej przeprowadzce do ich pierwszego, własnego domu. Ben nie był, prawdę mówiąc, z tego powodu zadowolony. Przyzwyczaił się już do obecności Melindy, która przypominała mu ten krótki czas szczęścia, jaki przeżył w Ponderosie z trzecią żoną Marie. Najbardziej jednak było mu żal, że w jego domu nie będzie już słychać radosnego gaworzenia i popiskiwania małej Kathy. Obawiał się, że dom tak pełen ludzi, po wyprowadzce Adama i jego rodziny stanie się pusty i zbyt dla niego duży. Wizja niemal samotnych posiłków wzbudzała w nim dreszcz niepokoju. Nic więc dziwnego, że tak bardzo zależało mu na powrocie Małego Joe. Ben przyrzekł sobie, że zrobi wszystko, aby zatrzymać swojego beniaminka w Ponderosie. Teraz, gdy Adam i Hoss byli już na swoim, Joe, nawet jeśli kiedyś zechce się ożenić, i tak będzie musiał z nim mieszkać. Innej możliwości Ben nie dopuszczał.
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy Mały Joe przechadzał się z Sheilą Braun główną ulicą Virginia City, na werandzie domu w Ponderosie, po całym pracowitym dniu, odpoczywała Melinda. Kathy spała już w swoim pokoju, a Ben zaraz po kolacji pojechał do Palmerów. Od jakiegoś czasu grywał z ojcem Clarissy w szachy, ale ważniejsze od samej gry były ich rozmowy. Pan Palmer, choć człowiek prosty i niewykształcony, miał ogromną mądrość i doświadczenie życiowe, których żadna szkoła nie byłaby go w stanie nauczyć. Ben cenił sobie te wieczorne dysputy z teściem Hossa. Podziwiał go za to z jaką godnością znosił swoje kalectwo. John Palmer nigdy się nie unosił i nie skarżył na swój los. Ofiarowaną pomoc przyjmował z wdzięcznością, ale nie było w tym nic z uniżoności. Gdy wypowiadał słowo „dziękuję” znaczyło ono dokładnie tyle ile znaczyło. Mimo ograniczeń spowodowanych ciężkim wypadkiem miał w sobie dużo siły, pogody ducha i takie wewnętrzne światło, które wszystkich do niego przyciągało. Był po prostu dobrym człowiekiem.
• Ojciec pojechał już do Palmerów? - spytał Adam stawiając na stole szklanki i dzbanek z zimną lemoniadą.
• Tak, kilka minut temu – odparła Melinda.
• Kathy już śpi, wszystko mamy spakowane – rzekł napełniając szklanki napojem - możemy sobie w spokoju odpocząć.
• Ale dobra – westchnęła Melinda upiwszy nieco lemoniady. - Hop Sing to prawdziwy mistrz. Muszę od niego wyciągnąć przepis.
• Nie mów, że nie wiesz, jak zrobić lemoniadę.
• Wiem, ale nie jest tak dobra jak ta – Melinda uniosła szklankę do góry, jakby chciała w wieczornych promieniach słońca lepiej przypatrzeć się jej zawartości. - Hop Sing jest poetą wśród kucharzy.
• Aż tak?! - zdziwił się Adam. - Owszem, dobrze gotuje, ale nigdy nie nazwałby go poetą.
• Jeśli, ktoś gotuje tak jak Hop Sing to jest po prostu artystą smaku. Na przykład ta lemoniada jest cudownie pyszna i niezwykle orzeźwiająca. Składniki we wszystkich przepisach są niemal takie same i każdy może ją przyrządzić, ale o smaku decydują odpowiednie proporcje, dodatki i… serce.
• Serce?
• Tak, bo trzeba po prostu kochać to, co się robi. Bez tego nic nie będzie miało smaku. Ani jedzenie, ani życie.
• Zabrzmiało to bardzo refleksyjnie, moja poetko.
• Jeśli już to, pisarko – zażartowała Melinda, ale zaraz cichutko westchnęła i jakby posmutniała.
• Co się dzieje? - spytał Adam, przyglądając się uważnie żonie.
• Nic, nic. Ten upał jest koszmarny. Po prostu jestem zmęczona.
• Tak, upał wszystkim daje się we znaki. Jutro jest niedziela i pomyślałem sobie, że po nabożeństwie ty, Kathy i ja może pojechalibyśmy nad Tahoe na mały piknik. Co ty na to?
• Wolałabym zostać w domu. Trochę źle się czuję.
• Może powinnaś zasięgnąć porady doktora Martina.
• Nie ma takiej potrzeby. To zmęczenie to efekt tego, co ostatnio się działo. Moja książka, przygotowania do przeprowadzki i skwar lejący się z nieba zrobiły swoje. Odpocznę sobie i wszystko będzie dobrze. Nie martw się do poniedziałku mi przejdzie. Och, Adamie nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się, że zamieszkamy we własnym domu.
• Ja też się cieszę – odparł. – Rozpoczynamy nowy rozdział w naszym wspólnym życiu i to jest piękne. Chciałbym, żeby wszyscy wiedzieli, jacy jesteśmy szczęśliwi. Bo jesteśmy, prawda?
• Musisz pytać? - Melinda z uśmiechem popatrzyła na męża.
• Wolałem się upewnić. – Zażartował Adam, po czym już poważnym głosem spytał: - powiesz mi wreszcie dlaczego nie chcesz jutro jechać do Virginia City?
• Jestem zmęczona, mówiłam ci już.
• A ja myślę, że boisz się konfrontacji z mieszkańcami miasta. Boisz się ich komentarzy, złośliwych uśmieszków. Melindo, pozostawanie w domu to nie najlepszy pomysł. Kiedyś będziesz musiała go opuścić i lepiej zrobić to wcześniej niż później. Pojedziemy jutro na nabożeństwo i zadamy kłam tym wszystkim podłym plotkom. Uwierz mi, tak będzie najlepiej.
• Może i masz rację, ale nie chcę zaszkodzić rodzinie.
• O czym ty mówisz? Wszyscy stoimy za tobą murem. Ojciec już rozmawiał z Joe, i z tego, co wiem mój niepoprawny braciszek wraca do domu. Ja zamierzam rozmówić się z panną Jenkins i ostatecznie zamknąć całą sprawę.
• Myślisz, że faktycznie to coś da?
• Wątpisz w swojego męża?
• Nie, nigdy.
• To pozwól mi działać i przestań się martwić. Zobaczysz, jutro będziesz się z tego śmiać.
• Oby. – Rzekła Melinda i popatrzywszy w niebo dodała: - dobrze, pojedziemy do miasta, a potem na ten piknik. Ty, ja i Kathy.
• Doskonale, a w poniedziałek przeprowadzka. Pomyślałem też, że skoro mamy nowy, własny dom to powinniśmy wydać przyjęcie dla rodziny i znajomych. Co ty na to?
• Popatrz, jacy jesteśmy zgodni. Też o tym pomyślałam. Nawet zrobiłam listę. Zobacz – Melinda podała Adamowi kartkę zapełnioną nazwiskami – mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam.
• Na pierwszy rzut oka są wszyscy. – Stwierdził Adam i wskazując palcem jedno nazwisko spytał: – jesteś pewna, że chcesz ich zaprosić?
• Tak wypada. To nasi najbliżsi sąsiedzi, a czy przyjdą, czy nie to już ich sprawa.
• Dobrze, zróbmy tak. Powinniśmy też zaprosić Daniela Taylora z narzeczoną.
• A, co z procesem? W każdej chwili może okazać się, że będziemy musieli jechać do San Francisco.
• Zapomniałem ci powiedzieć, że wczoraj odebrałem list od Daniela. Prawnik Evansa złożył wniosek o przesunięcie terminu rozprawy na jesień. Sąd przychylił się do jego prośby.
• Ciekawe – rzekła Melinda. - Jak widać Langford każdego przekupi. On naprawdę dużo może. Boję się, że coś za tym stoi. We wrześniu Daniel i Deidre biorą ślub, a potem wyjeżdżają w podróż poślubną. Co będzie, jeśli okaże się, że właśnie wtedy wyznaczony zostanie termin rozprawy?
• Evans i Langford coś knują, to pewne - Adam ciężko westchnął. – Tym bardziej muszę spotkać się z Danny’m. List nie załatwi sprawy, a ja nie mogę teraz jechać do San Francisco. Jutro wyślę telegram z zaproszeniem. Mam nadzieję, że Taylor znajdzie czas, żeby przyjechać do Ponderosy.

***

Koniec części pierwszej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:40, 08 Lis 2019    Temat postu:

Cytat:
Jego urządzenie pozostawił inwencji Melindy, która na początek zajęła się salonem, sypialnią i pokojem Kathy.

Bardzo mądra decyzja. Kobiety najlepiej znają się na urządzaniu domu
Cytat:
Melinda nie zapomniała też o kuchni, na której wyposażenie Adam wydał krocie. Wydatek ten początkowo odczuł dość boleśnie. Dopiero zapewnienia małżonki, że dzięki tak nowoczesnej kuchni wyczaruje dla niego kulinarne cuda, ukoiły jego ból.

Te wydatki musiały zabolećOdnoszę wrażenie, że Adaś jest nieco skąpy, nawet jeśli chodzi o wydatki spowodowane przez ukochaną żonę.
Cytat:
Teraz, gdy Adam i Hoss byli już na swoim, Joe, nawet jeśli kiedyś zechce się ożenić, i tak będzie musiał z nim mieszkać. Innej możliwości Ben nie dopuszczał.

No, nie wiem. Beniaminek też może urwać się ze smyczy Pa
Cytat:
- Hop Sing jest poetą wśród kucharzy.
• Aż tak?! - zdziwił się Adam. - Owszem, dobrze gotuje, ale nigdy nie nazwałby go poetą.
• Jeśli, ktoś gotuje tak jak Hop Sing to jest po prostu artystą smaku. Na przykład ta lemoniada jest cudownie pyszna i niezwykle orzeźwiająca. Składniki we wszystkich przepisach są niemal takie same i każdy może ją przyrządzić, ale o smaku decydują odpowiednie proporcje, dodatki i… serce.

Coś w tym jest! Melinda ma rację
Cytat:
• Co się dzieje? - spytał Adam, przyglądając się uważnie żonie.
• Nic, nic. Ten upał jest koszmarny. Po prostu jestem zmęczona.
• Tak, upał wszystkim daje się we znaki. Jutro jest niedziela i pomyślałem sobie, że po nabożeństwie ty, Kathy i ja może pojechalibyśmy nad Tahoe na mały piknik. Co ty na to?
• Wolałabym zostać w domu. Trochę źle się czuję.
• Może powinnaś zasięgnąć porady doktora Martina.
• Nie ma takiej potrzeby. To zmęczenie to efekt tego, co ostatnio się działo.

Melinda ma prawo gorzej się czuć. Czyżby Adam nie wiedział, że żona spodziewa się dziecka?
Cytat:
• Wolałem się upewnić. – Zażartował Adam, po czym już poważnym głosem spytał: - powiesz mi wreszcie dlaczego nie chcesz jutro jechać do Virginia City?
• Jestem zmęczona, mówiłam ci już.
• A ja myślę, że boisz się konfrontacji z mieszkańcami miasta. Boisz się ich komentarzy, złośliwych uśmieszków. Melindo, pozostawanie w domu to nie najlepszy pomysł. Kiedyś będziesz musiała go opuścić i lepiej zrobić to wcześniej niż później. Pojedziemy jutro na nabożeństwo i zadamy kłam tym wszystkim podłym plotkom. Uwierz mi, tak będzie najlepiej.
• Może i masz rację, ale nie chcę zaszkodzić rodzinie.
• O czym ty mówisz? Wszyscy stoimy za tobą murem. Ojciec już rozmawiał z Joe, i z tego, co wiem mój niepoprawny braciszek wraca do domu.

Pewnie również chce uniknąć spotkania nieżyczliwych ludzi ... w jej stanie to rozsądna decyzja
Cytat:
...Melinda i popatrzywszy w niebo dodała: - dobrze, pojedziemy do miasta, a potem na ten piknik. Ty, ja i Kathy.
• Doskonale, a w poniedziałek przeprowadzka.

Tak ... Adam zawsze stawia na swoim
Cytat:
Pomyślałem też, że skoro mamy nowy, własny dom to powinniśmy wydać przyjęcie dla rodziny i znajomych. Co ty na to?
• Popatrz, jacy jesteśmy zgodni. Też o tym pomyślałam. Nawet zrobiłam listę. Zobacz – Melinda podała Adamowi kartkę zapełnioną nazwiskami – mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam.

Rzeczywiście, bardzo są zgodni ... w niektórych sprawach
Cytat:
Prawnik Evansa złożył wniosek o przesunięcie terminu rozprawy na jesień. Sąd przychylił się do jego prośby.
• Ciekawe – rzekła Melinda. - Jak widać Langford każdego przekupi. On naprawdę dużo może. Boję się, że coś za tym stoi. We wrześniu Daniel i Deidre biorą ślub, a potem wyjeżdżają w podróż poślubną. Co będzie, jeśli okaże się, że właśnie wtedy wyznaczony zostanie termin rozprawy?
• Evans i Langford coś knują, to pewne - Adam ciężko westchnął. – Tym bardziej muszę spotkać się z Danny’m. List nie załatwi sprawy, a ja nie mogę teraz jechać do San Francisco. Jutro wyślę telegram z zaproszeniem. Mam nadzieję, że Taylor znajdzie czas, żeby przyjechać do Ponderosy.

Komplikują się sprawy w San Francisco

Bardzo interesujący rozdział. Ben znów jest niezadowolony, ponieważ Adam, Melinda i Kathy mają się wyprowadzić i on, patriarcha rodziny będzie jadał samotnie posiłki. StraszneI i na kogo on będzie wychowawczo oddziaływał przy śniadaniach i kolacjach ... tudzież obiadach. Melinda chyba jeszcze nie powiedziała Adamowi o ciąży. Nie wiem, czy nie jest pewna, czy czeka na dogodny moment? Ciekawe, jak mąż na to zareaguje? Zdziwieniem? Napadem wzmożonej troskliwości? Przestrachem? Trudno zgadnąć. Wszystko jest możliwe. Adam ma zamiar porozmawiać z Dellą i ostatecznie rozprawić się z pomówieniami. Ciekawe, czy akcja Joe przyniosła jakieś wyniki. Pozytywne, bo mogła też skłonić Dellę do wzmożonej mściwości. Myślę, że Adam po kolejnych ciosach (w jego portfel) przy urządzaniu kuchni, potrzebuje nieco rozrywki, akcji, czy czegoś w tym rodzaju. To może być rozprawa z Dellą. Skomplikowały się również sprawy w San Francisco. Niestety Langfordowie czuwają i knują, a zapowiada się, że Daniel nie będzie obecny na rozprawie. Ma wyjechać w podróż poślubną. Zobaczymy w kolejnych rozdziałach, jak się to potoczy. Niedługo?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 10:56, 09 Lis 2019    Temat postu:

Serdecznie dziękuję za bardzo ciekawy komentarz. Postaram się, żeby kolejny odcinek pojawił się już wkrótce. Wesoly Akcja niewątpliwie troszeczkę się zawikła. Sama zastanawiam się, jak to wszystko dalej się potoczy. Mruga
Adaś na razie nic nie wie o potomku. Melinda być może nie jest pewna, czy jest w ciąży, a może tak jak napisałaś czeka na odpowiedni moment, żeby powiedzieć mężowi o dzieciaczku. Na razie Adaś musi ostatecznie załatwić sprawę z Dellą, potem będzie (być może) cieszył się z powiększenia rodziny. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:45, 11 Lis 2019    Temat postu:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:48, 11 Lis 2019    Temat postu:

Postaram się wkleić coś wieczorem. Muszę jeszcze przemyśleć jeden wątek. Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:18, 11 Lis 2019    Temat postu:

Zgodnie z umową wklejam. Jest to fragment, który w swoim założeniu ma pokazać, że plotka potrafi dotrzeć do każdego. Błędy, które tu się pojawiają są celowe. Zapraszam. Smile

Część II rozdziału 8


***
W niedzielny poranek Virginia City budziło się pomału ze snu. Na ulicach miasta było jeszcze niewielu ludzi. Górnicy z pobliskich kopalni srebra i kowboje z okolicznych rancz odsypiali sobotnie szaleństwo, kiedy to whiskey płynęła strumieniami, a szczęście przy karcianym stoliku było pojęciem względnym. Na drewnianym chodniku przed wejściem do „Silver Dollar” siedziało dwóch mężczyzn w bliżej nieokreślonym wieku, oczekując na otwarcie saloonu. Na ich twarzach malował się typowy ból istnienia, jaki odczuwają ci, którzy dzień wcześniej za dużo wypili. Ów ból, przynajmniej początkowo, musiał być wyjątkowo dotkliwy, bowiem mężczyźni, nic nie mówili tylko wypatrywali dyliżansu, który powinien już jakiś czas temu zajechać pod hotel International.
• Spóźnia się – stwierdził wreszcie jeden z mężczyzn, dłubiąc w zębach źdźbłem trawy. Był chudy, jak patyk, a twarz miał pobrużdżoną głębokimi zmarszczkami. Spod starego, mocno wytartego kapelusza wystawały jasne, potargane, włosy. Ubranie mężczyzny, mówiąc delikatnie, pozostawiało wiele do życzenia. Jego kolega, grubszy i o głowę wyższy od niego, wydawał się nieco czyściejszy, co było efektem porannej toalety w poidle dla koni.
• Ano, spóźnia się – odparł drugi z mężczyzn i splunął na ziemię, głośno przy tym pociągnąwszy nosem.
• Może wiezą kogo ważnego. Jakomś komtese, albo coś inszego.
• Może i tak być, Ike.
• Albo jakom madmazele. Słyszałem, że takie kobitki to dopiero majom wymagania. Podobno każdego dnia z rana, a i wieczorem, kąpiom się – rzekł z miną prawdziwego znawcy Ike.
• Żartujesz? Po co? To nie majom już, co robić?
• Widać nie majom. To insze ludzie, Drill. Takie miastowe. One wszystko robio inaczej.
• Taa – odparł filozoficznie Drill - miastowe, to miastowe. Ja to bym nie chciał takiej madmazeli. Co niby byłoby z nio robić. Betty Sue to dopiero dama, a nie jakaś tam miastowa madmazela.
• Głupoty gadasz – stwierdził Ike. - Betty Sue to dziwka, fakt, że prima sort, ale dziwka.
• Nie mów tak o Betty Sue, bo dam ci w pysk. Dla mnie była miła.
• Jasne, póki nie opróżniła kieszeni twoich zafajdanych portek.
• Uważaj sobie Ike, bo jak strace te… no… cierpliwość to nie zostanie ci w gębie ani jeden ząb. A portki mam nowiuchne. Pół roku temu kupione i zobacz – tu Drill wskazał na poplamione i zakurzone nogawki spodni – jeszcze nie prane i długo nie będą tego potrzebowały.
• A ja tam czasami wole se wyprać kalesony albo koszulę. Człowiek lepij się czuje, a i dziewczynki to potrafiom docenić. Powinieneś spróbować Drill, może wtedy wpadłbyś w oko jakieś madmazeli.
• A mnie to po co? - spytał szczerze zdziwiony mężczyzna. - Baba to kłopot, wiem co gadam.
• No, tak zapomniałem, żeś zwiał od żony.
• Okrutna z niej była baba – wzdrygnął się Drill. - O wszystko się piekliła. Czyste ciuchy kazała nosić i pieniądze oddawać. Byłem jej niewolnikiem, a teraz jestem sam sobie panem.
• Panem, jak się patrzy – Ike poklepał przyjaciela po ramieniu. Dochodziła dziesiąta rano. Przez chwilę siedzieli w zupełnym milczeniu przyglądając się mieszkańcom miasta, którzy odświętnie ubrani zmierzali na przedpołudniowe nabożeństwo.
• Jadom – rzekł wreszcie Drill wskazując na wylot ulicy.
• Ale to nie deliżans – Ike przysłonił dłonią oczy.
• Ano, nie. To Cartwrighty.
• Które?
• Czekaj, niech podjadom bliżej.
• Już widze – rzekł Ike – to ten, co nosi się na czarno i co jego żona chciała uwieść mu brata.
• Ten? No, no. Ja to bym takiej skórę porządnie złoił, a potem przegnał na pięć wiatrów – odparł Drill.
• Chyba cztery – zauważył Ike, odprowadzając wzrokiem powóz z Adamem i Melindą trzymającą na kolanach Kathy.
• Co cztery?
• Wiatry.
• A może i cztery – przyznał Drill i z rozbrajającą szczerością dodał: - nigdy nie byłem mocny z rachunków.
• A wisz, że ten Adam do szkół jeździł?
• Co ty? A po co mu szkoły do pędzenia krów?
• A niby skąd mam wiedzieć? – Ike wzruszył ramionami. - Te Cartwrighty są dziwne, a Adam najgorszy z nich. Fałszywy taki, nosa zadziera, a ta jego żona to niby taka madmazela, a bliżej jej do Betty Sue.
• Widać, bardziej potrzebująca jest – stwierdził Drill. - Gdyby to był facet to jeszcze by uszło, a kobicie i to takiej, to już nie.
• Znaczy się, że z niej nie jest madmazela.
• Ano nie jest. One, te Cartwrighty, myślą, że są lepsze od nas, porządnych ludzi. I zobacz, jak ich los pokarał. Najpierw zabili tego Willa, potem Adam przywiózł dzieciaka. Jak nic go zmachał. No i jeszcze ożenił z takom kobietom.
• Co chcesz, ładna z niej bestyjka. Takie to potrafiom człowieka omotać.
• Taa… widzi mi się, że czar na niego rzuciła – Ike z powagą pokiwał głową.
• Na Małego Joe, czy na Adama?
• Na Adama. Joe w porę się zorientował i dlatego mieszka w hotelu.
• Myślisz, że z niej to wiedźma? - spytał z przejęciem Drill.
• Nie wim, ale coś na rzeczy musi być, bo ona wciąż zmyśla.
• Zmyśla?
• No, zapisuje takie tam historie na kartkach i wysyła do gazety, a oni z tego robią takom książkę w odcinkach.
• Można na tym zarobić? - Drill wyraźnie zaciekawił się.
• A, co chcesz tak, jak ta Adamowa pisać? - Ike zarechotał głośno.
• Jakby z tego, jak forsa była, to czemu nie.
• Tylko, że ty pisać nie potrafisz, gamoniu – Ike nie przestawał się śmiać.
• To nic nieznacząca przeszkoda – stwierdził Drill i dźgnąwszy palcem Ike’e rzekł: - bo ty potrafisz.
• Proponujesz mi spółke?
• A czemu nie – Drill kiwnął głową.
• To trzeba to opić – Ike z trudem wstał z chodnika.
• Ale saloon wciąż zamknięty – odparł z żałością Drill.
• Zaraz stanie otworem. Idzie nasz zbawca.
• Idzie? Naprawdę, idzie? - Drill poderwał się z miejsca, a na widok zbliżającego się barmana Sama, niemal wzruszony wykrzyknął: - zbawco, nasz kochany, życie nam ra...ratujesz. Piwko, zimne piwko...
• Nie rozmarzaj się tak Drill. Piwko to może będzie za jakąś godzinkę, jak wrócę z kościoła – rzekł Sam. - Nie wstyd wam tak tu siedzieć? Pastor ostatnio o was pytał.
• O nas? - Ike zrobił krok do tyłu.
• O was, o was, ochlapusy jedne – Sam pokręcił z dezaprobatą głową.
• Pijemy za swoje! - krzyknął urażony do żywego Drill.
• I tylko dlatego wpuszczam was do saloonu. Teraz idę do kościoła i żeby tu był spokój. Zrozumiano?
• Co mamy nie rozumieć – Drill z naburmuszoną miną wzruszył ramionami, a popatrzywszy za oddalającym się Samem usiadł na chodniku i rzekł: - a powiedziane jest: „spragnionych napoić”, czy jakoś tak.
• O to, to, przyjacielu – Ike usiadł ciężko obok Drilla i zapatrzywszy się w dal, po chwili powiedział:
• Spóźnia się.
• Ano, spóźnia się – przytaknął Drill i splunął przed siebie.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pon 20:33, 11 Lis 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 23:50, 11 Lis 2019    Temat postu:

Super! Jutro wstawię komentarz.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:40, 12 Lis 2019    Temat postu:

Cytat:
. Na drewnianym chodniku przed wejściem do „Silver Dollar” siedziało dwóch mężczyzn w bliżej nieokreślonym wieku, oczekując na otwarcie saloonu. Na ich twarzach malował się typowy ból istnienia, jaki odczuwają ci, którzy dzień wcześniej za dużo wypili. Ów ból, przynajmniej początkowo, musiał być wyjątkowo dotkliwy, bowiem mężczyźni, nic nie mówili tylko wypatrywali dyliżansu, który powinien już jakiś czas temu zajechać pod hotel International.

"Ból istnienia" niezmienny od lat[link widoczny dla zalogowanych]
Cytat:
• Albo jakom madmazele. Słyszałem, że takie kobitki to dopiero majom wymagania. Podobno każdego dnia z rana, a i wieczorem, kąpiom się – rzekł z miną prawdziwego znawcy Ike.
• Żartujesz? Po co? To nie majom już, co robić?

Kąpiel? Tak często? Straszne!!!
Cytat:
A portki mam nowiuchne. Pół roku temu kupione i zobacz – tu Drill wskazał na poplamione i zakurzone nogawki spodni – jeszcze nie prane i długo nie będą tego potrzebowały.
• A ja tam czasami wole se wyprać kalesony albo koszulę. Człowiek lepij się czuje, a i dziewczynki to potrafiom docenić.

Koneserzy mają jednak podzielone zdania w temacie "pranie"
Cytat:
• No, tak zapomniałem, żeś zwiał od żony.
• Okrutna z niej była baba – wzdrygnął się Drill. - O wszystko się piekliła. Czyste ciuchy kazała nosić i pieniądze oddawać. Byłem jej niewolnikiem, a teraz jestem sam sobie panem.
• Panem, jak się patrzy – Ike poklepał przyjaciela po ramieniu.

Zaiste, panisko całą gębą. Dobrze, że nieborak uciekł od tyranii[link widoczny dla zalogowanych]
Cytat:
• Ano, nie. To Cartwrighty.
• Które?
• Czekaj, niech podjadom bliżej.
• Już widze – rzekł Ike – to ten, co nosi się na czarno i co jego żona chciała uwieść mu brata.
• Ten? No, no. Ja to bym takiej skórę porządnie złoił, a potem przegnał na pięć wiatrów – odparł Drill.
• Chyba cztery – zauważył Ike, odprowadzając wzrokiem powóz z Adamem i Melindą trzymającą na kolanach Kathy.

Plotki rozsiewane przez Dellę dotarły jak widać pod strzechy ... a raczej do czołowego saloonu Wirginia City
Cytat:
• A wisz, że ten Adam do szkół jeździł?
• Co ty? A po co mu szkoły do pędzenia krów?
• A niby skąd mam wiedzieć? – Ike wzruszył ramionami. - Te Cartwrighty są dziwne, a Adam najgorszy z nich. Fałszywy taki, nosa zadziera, a ta jego żona to niby taka madmazela, a bliżej jej do Betty Sue.

Panowie też nieźle plotkują
Cytat:
One, te Cartwrighty, myślą, że są lepsze od nas, porządnych ludzi. I zobacz, jak ich los pokarał. Najpierw zabili tego Willa, potem Adam przywiózł dzieciaka. Jak nic go zmachał. No i jeszcze ożenił z takom kobietom.
• Co chcesz, ładna z niej bestyjka. Takie to potrafiom człowieka omotać.
• Taa… widzi mi się, że czar na niego rzuciła – Ike z powagą pokiwał głową.
• Na Małego Joe, czy na Adama?
• Na Adama. Joe w porę się zorientował i dlatego mieszka w hotelu.
• Myślisz, że z niej to wiedźma? - spytał z przejęciem Drill.

Mają niezłą fantazję ...
Cytat:
• No, zapisuje takie tam historie na kartkach i wysyła do gazety, a oni z tego robią takom książkę w odcinkach.
• Można na tym zarobić? - Drill wyraźnie zaciekawił się.
• A, co chcesz tak, jak ta Adamowa pisać? - Ike zarechotał głośno.
• Jakby z tego, jak forsa była, to czemu nie.
• Tylko, że ty pisać nie potrafisz, gamoniu – Ike nie przestawał się śmiać.
• To nic nieznacząca przeszkoda – stwierdził Drill i dźgnąwszy palcem Ike’e rzekł: - bo ty potrafisz.
• Proponujesz mi spółke?
• A czemu nie – Drill kiwnął głową.
• To trzeba to opić – Ike z trudem wstał z chodnika.
• Ale saloon wciąż zamknięty – odparł z żałością Drill.
• Zaraz stanie otworem. Idzie nasz zbawca.
• Idzie? Naprawdę, idzie? - Drill poderwał się z miejsca, a na widok zbliżającego się barmana Sama, niemal wzruszony wykrzyknął: - zbawco, nasz kochany, życie nam ra...ratujesz. Piwko, zimne piwko...

Faceci z fantazją, a do tego i biznesmeni

Bardzo zabawny rozdział. Dwóch pijaczków snuje swoje rozważania o życiu ... niestety, oni i powtarzają plotki i wzbogacają je swoimi "wnioskami". To bardzo niebezpieczna sprawa. Zatrute ziarno Delli padło na podatny grunt. Jeśli dodać do tego pogawędki wirgińskich kumoszek, obdarzonych równie wielką fantazją, to ... Melinda może znaleźć się w niezłych tarapatach, od zarzutu niewierności małżeńskiej po oskarżenie o czary. Nie wiem, jak Cartwrightowie mają zamiar ukrócić plotki, ale będą mieć z tym sporo problemów. Chyba, że ... jednak znajdą jakiś sposób. Sprytni sąJak wspomniałam rozdział bardzo zabawny, dialogi świetne, "z epoki" i leciutka mgiełka zagrożenia (dla Melindy). Czekam na dalszy ciąg ...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 11:42, 12 Lis 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:18, 12 Lis 2019    Temat postu:

Serdecznie dziękuję za komentarz. Miło, że odcinek Ci się spodobał. Very Happy Kolejny będzie już poważny. Plotka, jak widać, obiegła Virginia City lotem błyskawicy. Przed Melindą i Adamem trudny czas. Sad

Drill i jego małżonka idealnie zilustrowani. Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 13:20, 13 Lis 2019    Temat postu:

Część III rozdziału 8


***
Adam, co i raz, spoglądał z niepokojem na siedzącą obok niego w powozie żonę. Melinda od wyjazdu z domu była niezwykle cicha i poważna. Adam próbował zająć jej myśli wesołą rozmową, ale ona zupełnie oderwana od rzeczywistości odpowiadała monosylabami. Jedynie od czasu do czasu uśmiechała się do wiercącej się na jej kolanach Kathy. Gdy wjechali do Virginia City Adam zauważył, że Melinda wyraźnie pobladła i wyglądała tak jakby za chwilę miała zemdleć. Zwolnił, więc bieg koni i spytał ją, czy wszystko jest w porządku. Ona uśmiechnąwszy się blado, zapewniła, że tak, choć gołym okiem widać było, jak bardzo jest spięta. Unikała spojrzeń mijanych ludzi. Niektórzy w natarczywy, wręcz niegrzeczny sposób spoglądali i pokazywali ją sobie palcami. Adam z trudem powstrzymywał ogarniającą go złość. Liczył się z tym, że konfrontacja z mieszkańcami miasta może okazać się dla Melindy nieprzyjemna, ale nie przypuszczał, że przybierze niemal wrogą formę. Panie z tak zwanego dobrego towarzystwa na ich widok i pozdrowienia nagle traciły wzrok i słuch. Dwie może trzy z owych dam, gdy tylko minął je powóz Cartwrightów splunęły z pogardą. Nawet pijaczkowie siedzący pod saloonem „Silver Dollar” w bezczelny sposób przyglądali się żonie Adama, który miał nadzieję, że Melinda tych wszystkich negatywnych reakcji nie dostrzegła.
Wreszcie dotarli na mały placyk przed kościołem. Przy drzwiach świątyni stał pastor Conor McGregor i witał wiernych przybywających na nabożeństwo. Część osób, głównie z powodu panującego w środku upału nie śpieszyło się z wejściem do kościoła. Wśród nich Adam dostrzegł państwa Jenkinsów z Dellą, otoczoną wianuszkiem kawalerów, państwa Braunów i ich córkę Sheilę, której towarzyszył Mały Joe. Wreszcie zobaczył Hossa i Clarissę, którzy zaraz do niego pomachali i szybko podeszli.
• Już myślałem, że nie przyjedziecie – rzekł Hoss do zeskakującego z powozu Adama. - Ojciec zaczął się niepokoić.
• Gdzie jest? - Adam rozejrzał się wokół.
• W kościele z rodzicami Clarissy. A, co stało się coś?
• Nie, jeszcze nie – odparł Adam biorąc z rąk Melindy Kathy, po czym podając ją Hossowi powiedział: - przytrzymaj małą.
• Jasne. Chodź do wujka, kruszynko – Hoss wyciągnął do dziecka ramiona. Kathy zapiszczała z radości, gdy uniósł ją do góry. W tym czasie Adam pomógł Melindzie wysiąść z powozu. Zachwiała się przy tym, jakby miała upaść.
• Dobrze się czujesz? - spytał z niepokojem.
• To tylko ten upał – odparła. - Nie martw się, nic mi nie będzie.
Adam uważnie przyjrzał się żonie i podtrzymując ją pod ramię rzekł:
• Może powinien cię zobaczyć doktor Martin. Jesteś bardzo blada.
• Nie przesadzaj Adamie. Już ci mówiłam, nic mi nie będzie.
• Zaczynam żałować, że nie zostaliśmy w domu.
• Daj spokój – powiedziała. – Lepiej chodźmy do kościoła. Nie wypada się spóźnić.
• Dobrze, idź z Hossem i Clarissą. Ja zaraz przyjdę, tylko porozmawiam z pastorem McGregorem – uśmiechnął się i zwracając się do brata cicho rzekł: - nie pozwól, żeby ktoś zrobił jej przykrość.
• Nie pozwolę. Możesz być pewien – odparł Hoss, a Adam tylko skinął głową. Poczekał aż brat wraz z kobietami wszedł do kościoła. Miał już podejść do pastora, gdy poczuł, że ktoś położył mu dłoń na ramieniu. Odwrócił się szybko i stanął twarzą w twarz z Małym Joe.
• Joseph? – rzekł zdziwiony.
• Witaj. Musimy porozmawiać.
• Witaj. Czyżby zawieszenie broni?
• Czasowe – odparł Joe i dodał: – bo naprawdę musimy porozmawiać.
• Teraz? - spytał zdziwiony Adam.
• Tak, teraz. To ważne.
• No, dobrze, tylko szybko, bo zaraz rozpocznie się nabożeństwo, a ja muszę o coś poprosić pastora.
• To nie zajmie dużo czasu. Chcę, żebyś wiedział, że wczoraj rozmawiałem z panną Braun i jest ona gotowa publicznie wyznać, kim jest autorka plotek o Melindzie.
• Ja też wiem, a tobie się dziwię, że wdajesz się w jakieś dyskusje z osobą, która pomagała Delli rozgłaszać te plugastwa. One i ciebie dotyczą.
• Wiem. Wczoraj poszedłem do sklepu Braunów, żeby powiedzieć Sheili, co o niej myślę, ale okazało się, że cała ta sprawa nie wygląda tak, jak nam się wydaje.
• Joe, nie mam czasu, ani ochoty tego roztrząsać. Panna Braun jest tak samo winna, jak Della. Jedna warta drugiej – stwierdził Adam i ruszył w kierunku pastora.
• Zaczekaj – Joe ponownie schwycił go za ramię. - To nie tak. Sheila zrozumiała swój błąd i jest jej wstyd, że uległa Delli. Zapewniła mnie, że tylko na początku pomagała Delli w rozgłaszaniu takich plotek. Potem powiedziała jej, co o niej myśli i wówczas sama stała się ofiarą pomówień i złośliwości.
• I, co? Mam jej współczuć? – Adam prychnął z nieukrywaną ironią. - Sama jest sobie winna. Teraz zobaczyła, jak to jest być obiektem plotek.
• Posłuchaj, w tym sklepie pojawiła się też Della – rzekł Joe pominąwszy uwagi brata milczeniem. - Dzięki Sheili panna Jenkins nie mogła niczemu zaprzeczyć. Przyznała, że oczerniając Melindę, a przy okazji naszą rodzinę, chciała zemścić się na tobie.
• I, co ja mam z tym zrobić? Publicznie oskarżyć ją o nękanie mojej żony?
• Sheila zaświadczy…
• Sheila nie jest wiarygodnym świadkiem – przerwał bratu Adam.
• A ja? Ojciec Sheili też tam był.
• Jesteście takimi samymi świadkami, jak Sheila. Nikt wam nie uwierzy. Joe, doceniam, że chcesz walczyć o dobre imię Melindy, ale tę sprawę muszę załatwić sam. Rozumiesz?
• Rozumiem – Joe kiwnął głową. - Ale pamiętaj, że wina Sheili w tej sprawie jest znacznie mniejsza niż jej się przypisuje. Ona jest po naszej stronie.
• Doprawdy?
• A czy w przeciwnym razie niemal znokautowałaby Dellę?
• Przyłożyła jej?
• Owszem. Szkoda, że nie widziałeś – powiedział Joe z tak charakterystycznym dla siebie uśmiechem.
• To znaczy, że myliłem się, co do niej.
• Tak. To w gruncie rzeczy dobra i uczciwa dziewczyna.
• Dziękuję Joe, że mi o tym powiedziałeś. To dla mnie ważne – zapewnił Adam – ale teraz, wybacz, muszę koniecznie porozmawiać z pastorem.

***

Nabożeństwo rozpoczęło się z kilkunastominutowym opóźnieniem. Wzbudziło to spore zdziwienie i zaniepokojenie wiernych, bowiem wszyscy wiedzieli, że pastor Conor McGregor był człowiekiem niezwykle punktualnym i tego samego wymagał od swoich owieczek. Atmosferę podgrzewał również fakt, że o czymś z przejęciem rozmawiał z Adamem Cartwrightem. Ciekawość rozsadzała wiernych, a szmer rozmów niósł się przez cały kościół. Ludzie zaczęli snuć różne domysły, oczywiście spoglądając znacząco w kierunku ławki zajmowanej przez rodzinę Cartwrightów. Niektórzy, zapominając gdzie się znajdują, posuwali się nawet do tego, że otwarcie wskazywali palcami Melindę, tak jakby to ona winna była zaistniałej sytuacji.
Gdy wreszcie pastor zajął swoje miejsce przed ołtarzem w kościele zaległa głucha cisza. Wszyscy oczekiwali, na słowa wyjaśnienia, ale duchowny spojrzał tylko znacząco na swoją żonę siedzącą przy fisharmonii. Popłynęły pierwsze takty psalmu i nabożeństwo rozpoczęło się. Pastor McGregor był wyjątkowo poważny i skupiony. Zwykle, wulkan energii, teraz stał przed wiernymi i wyglądał tak jakby odniósł osobistą porażkę. Jego kazanie też było inne, krótkie i nie tak płomienne, jak zwykle. Mówił, o tym, jak słowa potrafią ranić, zadać ból, zniesławić, a nawet zabić. Swą mowę zakończył słowami: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?”1 Po tym znanym wszystkim cytacie z Biblii po raz drugi w czasie tego nabożeństwa zapadła cisza, a wiernych ogarnęło zaskoczenie, a nawet swego rodzaju zakłopotanie. Nigdy dotąd nie wiedzieli swego pastora tak zasmuconego. Część z nich jego stan wiązało z rozmową, jaką duchowny tuż przed nabożeństwem przeprowadził z Adamem Cartwrightem. I nie mylili się. Pastor McGregor miał powody do smutku, bowiem jedna z jego owieczek, owieczką nie była.
• Zanim zaśpiewamy ostatni psalm i rozejdziemy się do domów, chciałbym, żebyście w skupieniu wysłuchali słów jednego z naszych parafian – rzekł pastor i wskazując na Adama stanął z boku z troską wymalowaną na twarzy. Tymczasem Adam nie zwracając uwagi na zaskoczenie swojej rodziny i przerażenie malujące się na twarzy Melindy rozpoczął:
• Nazywam się Adam Cartwright i większość z was dobrze mnie zna. Myślałem, że i ja niektórych z was znam. Niestety, bardzo się myliłem. Myliłem się, bo mierzyłem was tą samą miarą, jaką mierzę siebie. Zawsze ceniłem i cenię prawdę. Nigdy nie splamiłem się kłamstwem, ani plugawą plotką. Ci, którzy mnie znają mogą o tym zaświadczyć. Zapewne wiecie, że od jakiegoś czasu krążą niepochlebne opinie o mojej rodzinie, a w szczególności o mojej żonie, Melindzie. Komuś bardzo zależy na tym, żeby ją zdyskredytować – tu Adam spojrzał w kierunku bezczelnie uśmiechającej się Delli Jenkins - dlatego za zgodą pastora, postanowiłem opowiedzieć wam o tym i ostrzec tę osobę… choć nie... raczej prosić o zaprzestanie tych niecnych praktyk. Zastanawiam się, jak nieczułe i okrutne trzeba mieć serce, żeby posunąć się do pomówień szkalujących niewinną, dobrą i uczciwą kobietę. Zastanawiam się i nie znajduję odpowiedzi. Trzeba byś wyjątkowo podłym człowiekiem, żeby z rozmysłem i planowo krzywdzić innych. Wiem, że atak na moją żonę jest wymierzony we mnie. Nie byłoby prawdą, gdyby powiedział, że mnie to nie dotknęło. Dotknęło i to bardzo, bo przeze mnie cierpi najbliższa mi osoba, osoba, którą kocham całym sercem i która mnie kocha. Dlatego nie mogę pozostać obojętny na tę niczym nieuzasadnioną nienawiść, jaką kierujecie pod adresem mojej żony. Uwierzyliście plotkom, a wystarczyło tylko zapytać, czy jest w nich odrobina prawdy? Nikt z was z wyjątkiem mojej rodziny i jednej, podkreślam jednej z parafianek, która nawiasem mówiąc bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, nie stanął w obronie mojej żony. Przyznaję, że myślałem o zemście, bo patrząc na jej cierpienie, trudno nie myśleć o zemście, jednak nasz pastor wskazał mi inną drogę. Dlatego teraz, tu, w tym świętym miejscu proszę tę osobę o zaprzestanie krzywdzenia mojej żony. Nie zasłużyła sobie na to. Jeśli w twoim sercu – Adam znowu spojrzał na Dellę – jest choć trochę ludzkich uczuć zrobisz, to dla mnie, bo mimo wszystko wierzę, że masz sumienie.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:29, 13 Lis 2019    Temat postu:

Cytat:
Panie z tak zwanego dobrego towarzystwa na ich widok i pozdrowienia nagle traciły wzrok i słuch. Dwie może trzy z owych dam, gdy tylko minął je powóz Cartwrightów splunęły z pogardą. Nawet pijaczkowie siedzący pod saloonem „Silver Dollar” w bezczelny sposób przyglądali się żonie Adama, który miał nadzieję, że Melinda tych wszystkich negatywnych reakcji nie dostrzegła.

Jeżeli splunęły z pogardą na ulicy, to ... z pewnością nie były damy!
Cytat:
• Dobrze się czujesz? - spytał z niepokojem.
• To tylko ten upał – odparła. - Nie martw się, nic mi nie będzie.
Adam uważnie przyjrzał się żonie i podtrzymując ją pod ramię rzekł:
• Może powinien cię zobaczyć doktor Martin. Jesteś bardzo blada.
• Nie przesadzaj Adamie. Już ci mówiłam, nic mi nie będzie.
• Zaczynam żałować, że nie zostaliśmy w domu.

Upał, ciąża, emocje ... Melinda powinna bardziej dbać o siebie. Może rzeczywiście powinna zostać w domu?
Cytat:
• Ja też wiem, a tobie się dziwię, że wdajesz się w jakieś dyskusje z osobą, która pomagała Delli rozgłaszać te plugastwa. One i ciebie dotyczą.
• Wiem. Wczoraj poszedłem do sklepu Braunów, żeby powiedzieć Sheili, co o niej myślę, ale okazało się, że cała ta sprawa nie wygląda tak, jak nam się wydaje.
• Joe, nie mam czasu, ani ochoty tego roztrząsać. Panna Braun jest tak samo winna, jak Della. Jedna warta drugiej – stwierdził Adam i ruszył w kierunku pastora.

Adam jest uparty i głuchy na argumenty JoeMa swoje zdanie na temat Delli i Sheili i już!
Cytat:
- Dzięki Sheili panna Jenkins nie mogła niczemu zaprzeczyć. Przyznała, że oczerniając Melindę, a przy okazji naszą rodzinę, chciała zemścić się na tobie.
• I, co ja mam z tym zrobić? Publicznie oskarżyć ją o nękanie mojej żony?
• Sheila zaświadczy…
• Sheila nie jest wiarygodnym świadkiem – przerwał bratu Adam.
• A ja? Ojciec Sheili też tam był.
• Jesteście takimi samymi świadkami, jak Sheila. Nikt wam nie uwierzy. Joe, doceniam, że chcesz walczyć o dobre imię Melindy, ale tę sprawę muszę załatwić sam. Rozumiesz?

Adam nadal nie daje się przekonać
Cytat:
- Ale pamiętaj, że wina Sheili w tej sprawie jest znacznie mniejsza niż jej się przypisuje. Ona jest po naszej stronie.
• Doprawdy?
• A czy w przeciwnym razie niemal znokautowałaby Dellę?
• Przyłożyła jej?
• Owszem. Szkoda, że nie widziałeś – powiedział Joe z tak charakterystycznym dla siebie uśmiechem.
• To znaczy, że myliłem się, co do niej.
• Tak. To w gruncie rzeczy dobra i uczciwa dziewczyna.
• Dziękuję Joe, że mi o tym powiedziałeś. To dla mnie ważne – zapewnił Adam

A! To już jest argument, który przekonuje
Cytat:
Mówił, o tym, jak słowa potrafią ranić, zadać ból, zniesławić, a nawet zabić. Swą mowę zakończył słowami: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?”1 Po tym znanym wszystkim cytacie z Biblii po raz drugi w czasie tego nabożeństwa zapadła cisza, a wiernych ogarnęło zaskoczenie, a nawet swego rodzaju zakłopotanie. Nigdy dotąd nie wiedzieli swego pastora tak zasmuconego. Część z nich jego stan wiązało z rozmową, jaką duchowny tuż przed nabożeństwem przeprowadził z Adamem Cartwrightem. I nie mylili się. Pastor McGregor miał powody do smutku, bowiem jedna z jego owieczek, owieczką nie była.

Zdecydowanie nie była owieczką ... raczej wilkiem w owczej skórze[link widoczny dla zalogowanych]
Cytat:
• Nazywam się Adam Cartwright i większość z was dobrze mnie zna. Myślałem, że i ja niektórych z was znam. Niestety, bardzo się myliłem. Myliłem się, bo mierzyłem was tą samą miarą, jaką mierzę siebie. Zawsze ceniłem i cenię prawdę. Nigdy nie splamiłem się kłamstwem, ani plugawą plotką. Ci, którzy mnie znają mogą o tym zaświadczyć. Zapewne wiecie, że od jakiegoś czasu krążą niepochlebne opinie o mojej rodzinie, a w szczególności o mojej żonie, Melindzie. Komuś bardzo zależy na tym, żeby ją zdyskredytować – tu Adam spojrzał w kierunku bezczelnie uśmiechającej się Delli Jenkins - dlatego za zgodą pastora, postanowiłem opowiedzieć wam o tym i ostrzec tę osobę… choć nie... raczej prosić o zaprzestanie tych niecnych praktyk.

Po takim kazaniu pastora della bezczelnie się uśmiechała ... czyli jak dotąd nic do niej nie dotarło
Cytat:
Zastanawiam się, jak nieczułe i okrutne trzeba mieć serce, żeby posunąć się do pomówień szkalujących niewinną, dobrą i uczciwą kobietę. Zastanawiam się i nie znajduję odpowiedzi. Trzeba byś wyjątkowo podłym człowiekiem, żeby z rozmysłem i planowo krzywdzić innych. Wiem, że atak na moją żonę jest wymierzony we mnie. Nie byłoby prawdą, gdyby powiedział, że mnie to nie dotknęło. Dotknęło i to bardzo, bo przeze mnie cierpi najbliższa mi osoba, osoba, którą kocham całym sercem i która mnie kocha. Dlatego nie mogę pozostać obojętny na tę niczym nieuzasadnioną nienawiść, jaką kierujecie pod adresem mojej żony. Uwierzyliście plotkom, a wystarczyło tylko zapytać, czy jest w nich odrobina prawdy? Nikt z was z wyjątkiem mojej rodziny i jednej, podkreślam jednej z parafianek, która nawiasem mówiąc bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, nie stanął w obronie mojej żony.

Docenił Sheilę! Ciekawe, czy jego słowa dotrą choć do części zgromadzenia
Cytat:
Przyznaję, że myślałem o zemście, bo patrząc na jej cierpienie, trudno nie myśleć o zemście, jednak nasz pastor wskazał mi inną drogę. Dlatego teraz, tu, w tym świętym miejscu proszę tę osobę o zaprzestanie krzywdzenia mojej żony. Nie zasłużyła sobie na to. Jeśli w twoim sercu – Adam znowu spojrzał na Dellę – jest choć trochę ludzkich uczuć zrobisz, to dla mnie, bo mimo wszystko wierzę, że masz sumienie.

Adam wygłosił bardzo wzruszającą przemowę, ale czy ona do wszystkich dotrze? A raczej czy dotrze do Delli?

Bardzo ciekawy rozdział. Melinda nadal nie powiedziała mężowi o ciąży. Niestety kobieta odczuwa już dolegliwości związane z jej stanem. Adam chyba jeszcze się nie domyśla. Joe'mu udało się przekonać Adama o przemianie Sheili. Zabawne, że dopiero wiadomość o znokautowaniu Delli przez tę dziewczynę przekonała Adama do tej dziewczyny.
Bardzo podniosła scena w kościele i kazanie wygłoszone przez pastora. Adam również wygłosił piękną przemowę. Ciekawe, czy skuteczną? Na pewno niektórzy przemyślą swoje postępowanie, ale czy Della się zmieni? Wątpię ... do niej raczej te "mocne" argumenty docierają ... Zobaczymy ...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 20:29, 13 Lis 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:53, 13 Lis 2019    Temat postu:

Bardzo dziękuję za komentarz. Mowa Adama do kilku osób na pewno dotrze. Obawiam się jednak, że wśród nich nie będzie Delli. Adam coraz bardziej kocha Melindę i naturalną koleją rzeczy chce jej bronić. Jednak sytuacja w jakiej znalazła się kobieta jest nie do pozazdroszczenia. Trudno będzie Adamowi oczyścić ją z zarzutów. Sam też jest w patowej sytuacji - nie chce i nie może nazwać po imieniu prześladowczyni Melindy (na to nie pozwalają mu zasady, jakie wyznaje). Pobicie, pojedynek - jw. odpada. Co więc powinien zrobić? Zobaczymy, co Aderato przyjdzie do głowy? Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 24, 25, 26 ... 28, 29, 30  Następny
Strona 25 z 30

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin