Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:25, 09 Lip 2020    Temat postu:

Cytat:
Adam poszedł w ślady ojca.
• Myślałem, że zajrzymy do Toliverów? - rzekł.
• Możesz to zrobić sam.
• Masz jakieś plany na drugą cześć dnia?

Do Toliverów? Oczywiście pyta z czystej sąsiedzkiej życzliwości. li i jedynie
Cytat:
• Muszę z nim porozmawiać, o tym w jaki sposób można byłoby zapewnić naszej młodej sąsiadce bezpieczeństwo.
• Mówisz o pannie McCulligen.
• Oczywiście.
• A nie sądzisz, że to ona sama powinna zgłosić się do szeryfa?
• Powinna, ale tego nie zrobi.

Ben również troszczy się o sąsiadów
Cytat:
• To może oni powinni porozmawiać z szeryfem Coffee? To wreszcie ich krewna.
• I, co z tego? Obiecałem im, że porozmawiam z szeryfem i słowa zamierzam dotrzymać.
• Skoro twierdzisz, że tylko ty jesteś w stanie załatwić tę sprawę to…
• Przestań, Adamie – Ben ze zniecierpliwieniem przerwał synowi. - Dobrze wiesz, jakimi zasadami się tu kierujemy. Od zawsze sobie pomagamy. I jeśli sąsiad prosi mnie o pomoc nie zamierzam mu jej odmawiać. Dziwię się, że akurat tobie muszę to tłumaczyć.

Faktycznie, Adama czasem trudno zrozumieć
Cytat:
• Nie denerwuj się, tato. Mnie się wydaje, że całe to niebezpieczeństwo jest wyolbrzymione.
• A niby skąd możesz to wiedzieć?
• Rozmawiałem z panną McCulligen.
• Słyszałem, że się pogodziliście – rzucił Ben spoglądając badawczo na syna.
• Matt ci wypaplał – Adam uśmiechnął się. - Tak, wyjaśniliśmy sobie to i owo.

Ben chyba również należy do zwolenników wyswatania syna
Cytat:
Panna McCulligen uważa, że było to zwykłe nieporozumienie.
• A ty, co o tym sądzisz?
• Sam nie wiem – Adam wzruszył ramionami. - Mam jakieś niejasne przeczucie, że panna McCulligen nie była ze mną do końca szczera.
• Czyli jednak, czegoś się obawia – stwierdził Ben.
• Być może. I wcale nie muszą to być goście z Georgii.

Właśnie! Czego właściwie obawia się Holly?
Cytat:
Tymczasem jeździec zauważył go i zwolnił. Gdy był bliżej na jego twarzy pojawiło się zdziwienie, które przeszło w uprzejmy uśmiech. Podobnie zareagował Adam.
• Detektyw Carter! - wykrzyknął. - Co pana sprowadza do Ponderosy? Czyżby nowe żądania mojego byłego teścia?
• Nic mi o tym nie wiadomo – odparł Carter. - Z mojej strony pana sprawa została zamknięta.

Detektyw Carter przybywa ... i co na to Adam?
Cytat:
A teraz pozwoli pan, że go pożegnam. Trochę się spieszę – rzekł Carter próbując wyminąć konia Adama. Ten jednak mu na to nie pozwolił ustawiając bokiem swojego wierzchowca i napierając nim na konia Logana.
• Jeszcze chwileczkę, detektywie. Mam do pana pytanie.
• Słucham – powiedział ze spokojem Carter.
• Może mi pan powiedzieć, czego pan chce od panny McCulligen?

To chyba nie jest takie proste, Carter chyba nie jest chętny do wyjaśnień w tej sprawie
Cytat:
• Nie rozumiem, o co panu chodzi.
• O to dziwne spotkanie w Virginia City, po którym panna McCulligen była porządnie wystraszona – odparł Adam z groźnym błyskiem w oczach. – Dlatego pytam jeszcze raz: czego pan od niej chce?
• Dlaczego to pana tak bardzo interesuje?
• To krewna moich dobrych znajomych i sąsiadów. A my tutaj bardzo o siebie dbamy. A poza tym jakoś nie wierzę, że to spotkanie było przypadkowe.
Tak, z pewnością kieruje nim ta sąsiedzka życzliwość
Cytat:
• Carter, oszczędź mi tych swoich złotych myśli. Czekam na twoją odpowiedź.
• A jeśli nie odpowiem? - spytał zaczepnie detektyw.
Adam pochylił się w siodle i schwycił Cartera za poły kurtki, po czym wycedził przez zęby:
• Są sposoby, żeby to wyegzekwować.
• Pięścią czy rewolwerem? - spytał Logan patrząc Adamowi prosto w oczy.

Robi się nerwowo, może dojść do bójki
Cytat:
• Mam ważną sprawę do pana znajomej i nikt, a w szczególności pan nie przeszkodzi mi w tym.
• To jeszcze się zobaczy – zagroził Adam.
• Panie Cartwright, nie chcę z panem zwady…
• To niech mi pan chociaż powie, czy wynajął pana ktoś z Georgii?
• Z Georgii? Oszalał pan?!
• Mam powody, żeby tak myśleć.

Wreszcie zaczęli rozmawiać
Cytat:
• Dobrze, powiem. Pannie McCulligen grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.
• Ze strony kogoś z Georgii?
• Tak.
• To dlatego tu przyjechała – stwierdził Carter.
• Jest pan niezwykle domyślny – zauważył z lekkim sarkazmem Adam.
• Jestem. Gdybym nie był, nie mógłbym być detektywem.
• Z tym akurat muszę się zgodzić.

Nawet czasem się zgadzają
Cytat:
• To dlaczego była taka wystraszona? A może jednak pan ją zna?
• Osobiście - nie. A teraz pan wybaczy, nie mogę panu poświęcić więcej czasu. Do zobaczenia. - Rzekł Carter i jak gdyby nigdy nic wyminął Adama i ruszył przed siebie ku rozwidleniu dróg. Tam skręcił w prawo i po niecałej mili ujrzał biały dom z kolumienkami. Był to dom Toliverów.

No i niczego właściwie nie wyjaśnił i pojechał

Kolejna część opowiadania, interesująca, dopracowana, logiczna. Niestety, niewiele na razie autorka wyjaśnia. Nadal nie wiadomo, czego obawia się Holly, dlaczego Carter ją poszukuje? Co zamierza zrobić pan Goldblum? Adam coraz lepiej dogaduje się z synem, to bardzo dobrze. Chłopiec po stracie matki bardzo potrzebuje kochającego ojca, nie tylko dziadka i wujków. Adam jest bardzo życzliwym i uczynnym sąsiadem. Troszczy się o bezpieczeństwo Holly. Bez podtekstów oczywiścieOczywiście. No i przystojny detektyw. Profesjonalista w każdym calu. Chyba rzeczywiście namiesza. W każdym razie nie jest lękliwym facetem. I dobrze. Będzie ciekawiej. Czekam na kontynuację ... niecierpliwie czekam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 22:19, 09 Lip 2020    Temat postu:

Cytat:
Do Toliverów? Oczywiście pyta z czystej sąsiedzkiej życzliwości. li i jedynie


Oczywiście, że Adamem kierowała tylko i wyłącznie sąsiedzka życzliwość. Mruga

W następnym odcinku postaram się przedstawić dlaczego Carter szuka Holly i czy ona będzie miała powody do obaw.
Adam będzie musiał usunąć się na dalszy plan, ale oczywiście chwilowo. Very Happy

Serdecznie dziękuję za miłe słowa komentarza. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 0:37, 13 Lip 2020    Temat postu:

Z nadzieją, że ma to sens... Niepewny


***

Gdy detektyw Carter wjechał na podwórze rancza Toliverów widok, jaki zobaczył wprost go oczarował i przywołał wspomnienie jego domu rodzinnego w Lexington. Dom Toliverów nazywany przez wszystkich białym domem z kolumnami wydawał się dostojny i jak na warunki wsi bardzo elegancki. Oczywiście nie równał się siedzibie Cartwrightów, ale było w nim coś co przyciągało oko. Dach spadzisty z dość dużymi lukarnami podtrzymywany był przez dwie proste kolumny wykonane z litego drewna. Z boku dobudowane do głównej bryły budynku obszerne pomieszczenie z pokojem gościnnym i łazienką tworzyło wrażenie dziedzińca frontowego z wejściem do domu. Podwórze wyraźnie było podzielone na dwie części: jedna typowo gospodarcza ze stajnią, stodołą, kurnikiem i małą drewutnią, druga z pergolą ocieniającą miejsce do odpoczynku ze stołem, ławami i bujanym fotelem właścicielki domu. To, co zwróciło uwagę Logana to był wyjątkowy porządek w obejściu. Uśmiechnął się z uznaniem i zsiadł z konia. Przywiązał go do koniowiąza, poprawił poły rozpiętej kurtki, sprawdzając przy tym zawartość bocznej kieszeni marynarki, która na szczęście nie ucierpiała w szamotaninie z Adamem Cartwrightem, po czym ruszył do drzwi domu. W chwili, gdy miał zapukać ktoś je otworzył. W progu stała Holly zupełnie zaskoczona widokiem detektywa Cartera. W ułamku sekundy jej zaskoczenie zmieniło się w strach.
• Co pan tu robi? - wydusiła z siebie z trudem.
• Obiecałem przecież, że jeszcze się spotkamy, a ja zwykłem dotrzymywać słowa.
• A ja rzekłam panu, że nie mamy sobie nic do powiedzenia. Żegnam. - Holly próbowała zatrzasnąć Carterowi drzwi przed nosem, ale ten przytrzymał je dłonią.
• Proszę się mnie nie bać. Nikt na panią mnie nie nasłał.
• Więc, o co panu chodzi? - spytała drżącym głosem.
• Chciałbym pani coś pokazać – rzekł Carter sięgając do kieszeni, z której wyjął fotografię. - Proszę zobaczyć. Poznaje pani tych ludzi, pani Taylor?
Holly wzięła z rąk detektywa zdjęcie, a zobaczywszy, kto na nim był, pobladła i z trudem powiedziała:
• Skąd ma pan tę fotografię?
• Od Braxtona, pani męża.

***

• Proszę niech pan usiądzie – powiedziała Holly wskazując Carterowi miejsce przy stole. Nieco dalej na kanapie siedzieli Emily i Ralph, których dziewczyna poprosiła, gdy okazało się, że detektyw znał Braxtona.
• Dziękuję – rzekł Carter i dodał: - proszę mi wybaczyć, że tak bardzo panią wystraszyłem. Nie było to moim zamiarem.
• Rozumiem – uśmiechnęła się z ledwością.
• Wiem, że ma pani powody, żeby lękać się o swoje życie, ale zapewniam z mojej strony nic pani nie grozi.
• Skąd pan zna mojego męża?
• Z wojska. Służyliśmy w tym samym pododdziale. Porucznik Braxton Taylor był moim dowódcą, a ja jego zastępcą. Dużo mi o pani opowiadał. Bardzo panią kochał.
• Ja go również kochałem – odparła wzruszona Holly. Czując, że się rozpłacze pochyliła głowę. Przez chwilę w salonie panowała cisza. Wreszcie Holly lekko drżącym głosem powiedziała: - teraz sobie przypominam. Gdy Braxton przyjechał na przepustkę opowiadał mi o swoim zastępcy. Nazywał go Lucky.
• Tak, to byłem ja – odparł Carter.
• Dlaczego tak pana nazywał?
• Bo miałem szczęście.
• To pewne – odparła Holly i pokiwała głową.
• Tak. Czasem żałuję, że wtedy, gdy zginęli chłopcy z mojego pododdziału, ja ocalałem.
• Może nam pan opowiedzieć, co tak naprawdę się stało? Wasz dowódca kapitan Gross powiedział, że to była zasadzka i wszyscy zginęli.
• Jak widać nie wszyscy – odparł Carter z poczuciem winy w głosie.
• Jak udało się panu przeżyć tę zasadzkę? - spytał Ralph, który do tej pory wraz z Emily przysłuchiwał się tylko rozmowie.
• Prawdę mówiąc sam nie wiem – odparł detektyw. - Początkowo uznano mnie za zmarłego, ale jeden z sanitariuszy zauważył, że się poruszyłem.
• Niebywałe. Nie wiem jak wy, ale ja muszę napić się brandy – Ralph wstał z kanapy i podszedł do kredensu – i państwu też bym radził, bo coś mi się wydaje, że będzie nas czekać długa rozmowa.
• Mój drogi, zamiast tyle mówić, nalej nam wszystkim – rzekła Emily - a pan detektywie niech kontynuuje.
• Jeżeli pani Taylor pozwoli. Nie chciałbym przywoływać przykrych wspomnień nad te, które są konieczne – Logan wyczekująco spojrzał na Holly.
• Te wspomnienia zawsze są ze mną i bolą tak samo – odparła. - Proszę mówić. Chcę wiedzieć o moim mężu wszystko. Jakim był żołnierzem, jak się zachowywał, co mówił. Pana wspomnienia będą dla mnie bardzo cenne.
• Dobrze. W takim razie zacznę od tego, jak się poznaliśmy – rzekł Logan i skinieniem głowy podziękował Ralphowi za podany mu trunek. - Jak państwo zapewne wiecie do armii zaciągali się bardzo różni ludzi: młodzi, starsi, bogaci i biedni. Wszystkich niosła euforia i chęć pokonania Północy. Z pani mężem zetknąłem się zaraz po przyjeździe do koszar. Jeszcze tego samego dnia skierowano nas na szkolenie, na którym szybko się dogadaliśmy i zostaliśmy przyjaciółmi. Gdy trafiliśmy do tej samej jednostki byliśmy naprawdę szczęśliwi. Braxton został mianowany dowódcą pododdziału zwiadowczego. Potrzebował zastępcy. Zarekomendował kapitanowi Grossowi moją skromną osobę i tak zaczęliśmy wspólną służbę. Braxton był wymagającym, ale sprawiedliwym dowódcą. Miał niesamowite wyczucie ludzi i wiedział jak ich podejść. Czasem siadał obok swoich chłopców i po prostu z nimi milczał, a czasem grał w pokera i żartował. Był dowódcą, który szanował swoich żołnierzy, a oni, co do jednego, skoczyliby za nim w ogień. Dużo rozmawiałem z pani mężem. Opowiadał mi o pani. O waszym ślubie i planach na przyszłość. Któregoś dnia, to było po jego powrocie z przepustki do domu, powiedział mi, że gdyby coś mu się stało chciałby, abym to ja poinformował panią o tym. Pamiętam, że zażartowałem sobie, mówiąc, że takim, jak my nie może nic się przytrafić. Wtedy Braxton popatrzył na mnie niezwykle poważnym wzrokiem i wiedziałem już, że mówi poważnie. Jest taki zwyczaj na wojnie, że żołnierz na wypadek śmierci daje zaufanemu przyjacielowi list pożegnalny do swoich najbliższych i prosi go o jego dostarczenie. Tamtego dnia pani mąż wręczył mi taki właśnie list. - Tu Logan wyjął z kieszeni mały, płaski pakunek owinięty batystową chusteczką i przesuwając go po stole w kierunku Holly cicho powiedział: - proszę, to jest list porucznika Braxtona Taylora do ukochanej żony Joanny.
Holly z wrażenia zakryła dłonią usta. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Wreszcie emocje wzięły górę i jej oczy zalśniły łzami. Szybko przymknęła powieki. Nie chciała okazywać słabości, ale czuła, że jeśli natychmiast nie opuści salonu to rozpłacze się w głos. Schwyciwszy zawiniątko przycisnęła je do piersi i zerwawszy się od stołu pobiegała do swojego pokoju. Tam ze szlochem rzuciła się na łóżko, cały czas przyciskając do siebie list zmarłego męża. Po upływie może kwadransa rozległo się ciche pukanie do drzwi i zaniepokojony głos Emily:
• Holly, skarbie, mogę wejść?
• Proszę – odparła głośno Holly i usiadła na łóżku ocierając zapłakaną twarz.
• Kochanie moje – Emily podeszła do niej z otwartymi ramionami, w które Holly natychmiast wtuliła się i znowu zaniosła się stłumionym szlochem. - Płacz sobie dziecinko, płacz. Łzy przynoszą ulgę.

***

• Proszę wybaczyć – rzekła Holly, gdy całkiem już spokojna wróciła do swego gościa. - Ten list był dla mnie zupełnym zaskoczeniem.
• Nie musi się pani przede mną tłumaczyć. Powinienem w inny sposób, bardziej delikatny przekazać pani ten list, użyć innych słów.
• Niech pan nie robi sobie wyrzutów. W takiej sytuacji żadne słowa nie są dobre, a emocje zawsze zwyciężają – odparła Holly. - Panie Carter, czy mógłby pan opowiedzieć mi, jak naprawdę doszło do śmierci mojego męża i jego żołnierzy?
• Holly, czy doprawdy musimy teraz o tym rozmawiać? - spytała zaniepokojona Emily. - Nie czujesz się najlepiej. Tę rozmowę należałoby odłożyć na później. Pan Carter na pewno to zrozumie.
• Oczywiście – zapewnił Logan. - W Virginia City będę jeszcze przez dwa dni, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przełożyć rozmowę na przykład na jutro.
• Nie ma takiej potrzeby – odparła Holly. - Czuję się dobrze i chcę wysłuchać wszystkiego, co ma mi do powiedzenia pan Carter.
• Jeśli tak sobie życzysz. - Emily westchnęła i zwracając się do Logana powiedziała: - mam nadzieję, że potem zechce pan zjeść z nami obiad.
• Nie chciałbym robić kłopotu – odparł Logan.
• Ależ jaki tam kłopot. - Emily uśmiechnęła się do detektywa.
• Proszę przyjąć zaproszenie – rzekła Holly. - Będzie nam bardzo miło.
• Żonie porucznika Taylora niczego nie odmówię – odparł Carter skinąwszy w podziękowaniu głową.
• Skoro kwestię obiadu mamy ustaloną, to proszę opowiedzieć mi, jak wyglądał ostatni dzień Braxtona.
• To był dzień, jak co dzień – zaczął Logan. - Połowa naszego pododdziału dostała świąteczny urlop. Chłopcy myślami byli już w domach. Braxton współczuł mi, że święta i Nowy Rok będę musiał spędzić w forcie. Zażartowałem sobie, że taka już dola zastępcy dowódcy i powiedziałem mu, że Wielkanoc będzie moja. Wczesnym rankiem, dzień przed wyjazdem większości chłopców, kapitan Gross wezwał do siebie Braxtona i mnie. Okazało się, że otrzymał wiadomość o szpiegach działających na naszym terenie. Co prawda front był stosunkowo daleko, a walki były pozycyjne i nic nie wskazywało, żeby w ciągu miesiąca coś miało się zmienić, jednak od czasu do czasu, tak jedna, jak i druga strona robiły sobie wycieczki na terytorium wroga. I o takiej właśnie szpiegowskiej wycieczce doniesiono kapitanowi. Naturalną koleją rzeczy rozkazał nam sprawdzić prawdziwość informacji. Wyruszyliśmy zaraz po odprawie i skromnym śniadaniu. Właściwie miał to być zwykły, codzienny rekonesans. Nie było przecież dnia, żeby ktoś nie mówił o zbliżających się żołnierzach Unii. Patrol przebiegł bez żadnych niespodzianek. Bytności wroga nigdzie nie zauważyliśmy. Ruszyliśmy w drogę powrotną i gdy byliśmy już blisko naszego fortu nie wiadomo skąd padł pierwszy strzał, a potem rozpętało się piekło. Pod gradem kul nasi żołnierze padali jeden po drugim. To była dobrze zorganizowana zasadzka. Od wyjścia z fortu musieliśmy być cały czas obserwowani. Gdy wracaliśmy, zaatakowano nas na wąskim odcinku niczym nieosłoniętej ziemi i wybito jak kaczki. - Carter przerwał opowieść i sięgnął po kieliszek z brandy. Napił się i na chwilę przymknął powieki. Widać było, że powrót do tragicznych wspomnień i dla niego nie jest łatwy. Holly, Emily i Ralph w napięciu czekali na ciąg dalszy opowieści. Wreszcie Ralph nie wytrzymał i spytał:
• Co tam właściwie się stało?
• Zamordowano żołnierzy – odparł Logan z trudem przełykając ślinę. - Nazwano to zasadzką wroga, ale dla mnie to była egzekucja. Strzelali snajperzy. Porucznik Taylor zdążył krzyknąć, żebyśmy się rozproszyli. Na niewiele to jednak się zdało. W pewnym momencie poczułem ostry ból w nodze. Upadłem i na chwilę musiało mnie zamroczyć. Gdy oprzytomniałem ujrzałem, jak porucznik chwieje się na nogach. Na moment wszystko ucichło i wtedy padł strzał, pojedynczy i niezwykle głośny. Pocisk przeszył szyję porucznika. Nie wiem skąd miałem siły, ale doczołgałem się do niego i widziałem, jak życie gasło w jego oczach. Zdołał jeszcze wyszeptać: Powiedz Jo, że ją kocham. List… pamiętaj.
Po tych słowach ponownie zapadła cisza, wszyscy nie wyłączając mężczyzn płakali. Tym razem nikt nie miał odwagi spytać Cartera, co było dalej. Detektyw głęboko odetchnąwszy powrócił do opowieści.
• Podtrzymywałem go, gdy to mówił i zamknąłem mu oczy, a potem rozdzierający ból w plecach pozbawił mnie przytomności. To, co działo się później znam już tylko z opowieści. Gdy z naszego fortu ruszono nam z pomocą było już po wszystkim, a po tych którzy do nas strzelali nie było śladu. Z naszego patrolu*) liczącego dwunastu żołnierzy, z wyjątkiem mnie, zginęli wszyscy.
• A pan? Co z panem się działo? - spytała cicho Holly.
• Tak, jak już mówiłem, początkowo uznano mnie za zmarłego. Życie zawdzięczam pewnemu sanitariuszowi, który zauważył, że się poruszyłem. Byłem przygnieciony ciałem porucznika Taylora i to w jakiś sposób musiało zatamować krwotok. W szpitalu chirurg, który mnie operował powiedział, że według jego wiedzy medycznej nie powinienem tego przeżyć. Ja wiedziałem jedno: ocaliło mnie ciało mojego dowódcy i przyjaciela. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale tak właśnie było. Przez cały pobyt w szpitalu, a potem przez długie miesiące rehabilitacji nie myślałem o niczym innym, jak o obietnicy, którą dałem mojemu umierającemu przyjacielowi. To zdjęcie, na którym jest pani i Braxton, towarzyszyło mi przez te wszystkie długie miesiące. Początkowo chciałem przesłać pani ten list, ale bałem się, że gdzieś po drodze zginie, a poza byłoby to z mojej strony tchórzliwe i niehonorowe. Musiałem ten list dostarczyć osobiście. Niestety wojska Shermana ruszyły w kierunku Georgii. Odnalezienie tam pani było niemal niemożliwe. Ja wciąż niedomagałem. Gdy wreszcie doszedłem do siebie na tyle, żeby myśleć o powrocie do wojska, okazało się, że armia mnie nie chce.
• Dlaczego? Czyżby rany okazały się poważniejsze? - spytała poruszona Holly.
• Zagoiły się, ale gdy stanąłem przed komisją lekarską dopuszczającą do służby, stwierdzono u mnie chorobę serca, a z taką dolegliwością w armii do niczego nie byłem potrzebny.
• Wtedy pan został detektywem?
• Tak. Moi rodzice chcieli mieć pewność, że nic głupiego nie przyjdzie mi do głowy i wysłali mnie do wuja w Carson City, który tam właśnie prowadzi agencję detektywistyczną. Jeszcze przed wojną namawiał mnie na współpracę, ale wtedy miałem zupełnie co innego w głowie.
• Podoba się panu ta praca?
• Owszem. Jest ciekawa, czasem ekscytująca i pozwala zapomnieć, o tym, co było moim udziałem. W pewnym sensie zawdzięczam tej pracy zdrowie psychiczne.
• A czy dowiedziano się kto wtedy do was strzelał? - spytała Emily.
• Oficjalnie miał to być patrol unionistów, który podkradł się pod nasz fort. Nieoficjalnie mówiono, że wystrzelali nas ich snajperzy z jednostki specjalnej.
• A cóż to za jednostka? - Emily z przejęciem wpatrywała się w Logana.
• Taka jednostka skupia najlepszych strzelców. Są on szkoleni w specjalnych ośrodkach. Nasza armia… to znaczy Konfederaci mieli taki ośrodek w Atlancie.**) O tych żołnierzach mówi się: strzelcy wyborowi. I tacy są. Potrafią z odległości sześciuset yardów uśmiercić człowieka.
• Jakże to możliwe? Przecież to niewyobrażalna odległość - indagowała Emily.
• To kwestia szczególnych predyspozycji takiego żołnierza i wyśmienitej broni – odparł Logan.
• Co ma pan na myśli?
• Kandydat na strzelca wyborowego musi mieć celne oko, ale też niesamowite opanowanie. Czasem mówi się, że musi być wyzuty z wszelkich uczuć. Jest tylko on, jego karabin i cel. Cel, który dla niego nie jest człowiekiem.
• Tak, jak mój Braxton i jego żołnierze – rzekła Holly.
• Tak – przytaknął Carter. - Tak, jak porucznik Taylor i jego chłopcy, najlepsi z najlepszych.

***

_________________________________________________________
*) Patrol może liczyć od około 12 do 24 żołnierzy.

**) Faktycznie w okresie wojny secesyjnej w Atlancie znajdował się ośrodek szkolenia jednostki specjalnej armii konfederackiej, w której szkolono m.in. strzelców wyborowych. Ich głównym zadaniem była eliminacja wrogów tak w czasie bitwy, jak i przed nią. Zresztą snajperzy byli po obu stronach zwaśnionych stron. Ich wyposażenie stanowiły przede wszystkim karabiny Whitwortha, którymi posługiwali się głównie Konfederaci. Oficjalnie ta broń nie była na wyposażeniu żadnej armii, jednakże często z tej broni likwidowano wielu generałów i dowódców nawet z bardzo dużej odległości i to w czasie bitwy, jak i przed nią. Karabin Whitworth to brytyjski karabin jednostrzałowy, ładowany odprzodowo, posiadający ośmioboczną (oktagonalną) lufę o sześciokątnym (heksagonalnym) gwincie. Zasięg: maksymalny do 1400 m, efektywny 600 – 900 m. Szybkostrzelność: 2 – 3 strzały na minutę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 8:29, 14 Lip 2020    Temat postu:

Ależ ma, jak najbardziej Wesoly bardzo ciekawe wyjaśnienie, czytało się wspaniale i mam nadzieję, że ciag dalszy wkrótce nastąpi Wesoly
Postaram się wkrótce skomentować nieco obszerniej ❤


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:36, 14 Lip 2020    Temat postu:

Bardzo się cieszę Very Happy i czekam na Twój komentarz. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 12:13, 15 Lip 2020    Temat postu:

Przeczytałam z radością, że to kolejny odcinek i ze smuteczkiem, bo nie ma Adasia

Cytat:
Dom Toliverów nazywany przez wszystkich białym domem z kolumnami wydawał się dostojny i jak na warunki wsi bardzo elegancki. Oczywiście nie równał się siedzibie Cartwrightów, ale było w nim coś co przyciągało oko. Dach spadzisty z dość dużymi lukarnami podtrzymywany był przez dwie proste kolumny wykonane z litego drewna. Z boku dobudowane do głównej bryły budynku obszerne pomieszczenie z pokojem gościnnym i łazienką tworzyło wrażenie dziedzińca frontowego z wejściem do domu. Podwórze wyraźnie było podzielone na dwie części: jedna typowo gospodarcza ze stajnią, stodołą, kurnikiem i małą drewutnią, druga z pergolą ocieniającą miejsce do odpoczynku ze stołem, ławami i bujanym fotelem właścicielki domu. To, co zwróciło uwagę Logana to był wyjątkowy porządek w obejściu.

Bardzo rzetelny i szczegółowy opis domu Tolliver'ów
Cytat:
• Proszę się mnie nie bać. Nikt na panią mnie nie nasłał.
• Więc, o co panu chodzi? - spytała drżącym głosem.
• Chciałbym pani coś pokazać – rzekł Carter sięgając do kieszeni, z której wyjął fotografię. - Proszę zobaczyć. Poznaje pani tych ludzi, pani Taylor?
Holly wzięła z rąk detektywa zdjęcie, a zobaczywszy, kto na nim był, pobladła i z trudem powiedziała:
• Skąd ma pan tę fotografię?
• Od Braxtona, pani męża.

Od jej męża? To Holly jest mężatką?
Cytat:
• Skąd pan zna mojego męża?
• Z wojska. Służyliśmy w tym samym pododdziale. Porucznik Braxton Taylor był moim dowódcą, a ja jego zastępcą. Dużo mi o pani opowiadał. Bardzo panią kochał.
• Ja go również kochałem – odparła wzruszona Holly.

No proszę ... detektyw jest kolegą z wojska męża Holly. Kto by się spodziewał
Cytat:
...- teraz sobie przypominam. Gdy Braxton przyjechał na przepustkę opowiadał mi o swoim zastępcy. Nazywał go Lucky.
• Tak, to byłem ja – odparł Carter.
• Dlaczego tak pana nazywał?
• Bo miałem szczęście.
• To pewne – odparła Holly i pokiwała głową.

Jak się okazuje, to i Holly zna go ze słyszenia, choć nie jako Cartera
Cytat:
• Jak udało się panu przeżyć tę zasadzkę? - spytał Ralph, który do tej pory wraz z Emily przysłuchiwał się tylko rozmowie.
• Prawdę mówiąc sam nie wiem – odparł detektyw. - Początkowo uznano mnie za zmarłego, ale jeden z sanitariuszy zauważył, że się poruszyłem.

Faktycznie, Carter jest szczęściarzem
Cytat:
- proszę, to jest list porucznika Braxtona Taylora do ukochanej żony Joanny.
Holly z wrażenia zakryła dłonią usta. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Wreszcie emocje wzięły górę i jej oczy zalśniły łzami. Szybko przymknęła powieki. Nie chciała okazywać słabości, ale czuła, że jeśli natychmiast nie opuści salonu to rozpłacze się w głos. Schwyciwszy zawiniątko przycisnęła je do piersi i zerwawszy się od stołu pobiegała do swojego pokoju.

Bardzo wzruszająca chwila
Cytat:
• Co tam właściwie się stało?
• Zamordowano żołnierzy – odparł Logan z trudem przełykając ślinę. - Nazwano to zasadzką wroga, ale dla mnie to była egzekucja. Strzelali snajperzy. Porucznik Taylor zdążył krzyknąć, żebyśmy się rozproszyli. Na niewiele to jednak się zdało. W pewnym momencie poczułem ostry ból w nodze. Upadłem i na chwilę musiało mnie zamroczyć. Gdy oprzytomniałem ujrzałem, jak porucznik chwieje się na nogach. Na moment wszystko ucichło i wtedy padł strzał, pojedynczy i niezwykle głośny. Pocisk przeszył szyję porucznika. Nie wiem skąd miałem siły, ale doczołgałem się do niego i widziałem, jak życie gasło w jego oczach. Zdołał jeszcze wyszeptać: Powiedz Jo, że ją kocham. List… pamiętaj.

Tak, to wyglądało na egzekucję. Z zasadzki wystrzelano prawie cały oddział ... to nie była równa walka
Cytat:
To zdjęcie, na którym jest pani i Braxton, towarzyszyło mi przez te wszystkie długie miesiące. Początkowo chciałem przesłać pani ten list, ale bałem się, że gdzieś po drodze zginie, a poza byłoby to z mojej strony tchórzliwe i niehonorowe. Musiałem ten list dostarczyć osobiście.

Oczywiście, tak jak obiecał przyjacielowi

Kolejna część opowiadania, w której sporo faktów się wyjaśnia. Niestety, bez Adasia, ale ... jego postać tu była jednak zbędna. Obiektywnie to potwierdzam. Dowiedziałam się, że Holly miała męża, który zginął w zasadzce. To smutne. Nie mieli dzieci i może dlatego Holly jest taka opiekuńcza w stosunku do Matta. Carter okazał się nie tylko sympatycznym człowiekiem i kompetentnym detektywem, ale i odważnym i honorowym facetem. To interesująca postać, która zapewne sporo wniesie do akcji opowieści. Zobaczymy. Oby niedługo, bo nie mogę się doczekać kontynuacji ... może znajdzie się w niej choćby epizodzik z Adasiem?
........


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 12:24, 15 Lip 2020    Temat postu:

Bardzo dziękuję za komentarz. W kolejnym odcinku dowiemy się dlaczego Holly ukrywała fakt, że jest wdową. Adasia miało nie być, ale dla jego fanki, coś się wymyśli. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:47, 21 Lip 2020    Temat postu:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 12:15, 22 Lip 2020    Temat postu:

To opóźnienie w pisaniu opowiadania wzięło się z moich problemów zdrowotnych. Smutny Mam nadzieję, że już wkrótce będę mogła wkleić nowy odcinek.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:20, 22 Lip 2020    Temat postu:

Przykro mi ... nie wiedziałam. Mam nadzieję, że problemy szybko miną.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:25, 26 Lip 2020    Temat postu:

Jest już lepiej, więc wklejam kolejny odcinek z odrobiną Adama. Mruga

***

• Nie wiem, jak mam panu dziękować – rzekła Holly, gdy po kilku godzinach spędzonych z Carterem na wspomnieniach i opowieściach o Braxtonie, żegnała detektywa. - To, co mi pan powiedział o moim mężu jest dla mnie niezwykle cenne. Doceniam też to, że odnalazł pan mnie i nie chowa pretensji o moje niewybaczalne zachowanie.
• O żadnej pretensji nie może być mowy, droga pani Taylor. Mogła pani poczuć się zagrożona, zwłaszcza, że zaczepiłem panią na ulicy, gdy była pani zupełnie sama.
• Nie jestem taka strachliwa, jakby na pierwszy rzut oka się wydawało. Po prostu mam powody, dla których obawiam się nieznanych mi ludzi.
• Czy ma to jakiś związek z Georgią? - spytał Logan uważnie przyglądając się Holly.
• Pan wie o Georgii?
• Domyślam się, że stamtąd płynie zagrożenie.
• Musiał panu ktoś o tym powiedzieć – zauważyła Holly.
• Owszem, pani sąsiad, który bardzo o panią się martwi. Gotów był nawet w sposób manualny wyperswadować mi wizytę u pani.
• O kim pan mówi?
• O panu Adamie Cartwrightcie – odparł Carter. – Spotkałem go jadąc do pani.
• Adam Cartwright? Niemożliwie! – Holly była wyraźnie zaskoczona. - Akurat ten sąsiad nie przepada za mną. Zresztą z wzajemnością.
• Skoro pani tak twierdzi. Ja odniosłem wrażenie, że pan Cartwright jest żywo zainteresowany pani osobą.
• To tylko wrażenie, a zainteresowanie… cóż tu ludzie są bardzo uczynni i interesują się jedni drugimi.
• Pan Cartwright mi o tym wspomniał – Logan uśmiechnął się nieznacznie. - Pani Taylor, nie chciałbym, żeby posądziła pani mnie o wścibstwo, ale czy mogłoby pani wyjaśnić mi dlaczego wyjechała pani z Georgii? Jestem detektywem. Może mógłbym w czymś pomóc, wyjaśnić sytuację.
• A nie sądzi pan, że sama wojna była wystarczającym powodem opuszczenia przeze mnie rodzinnych stron?
• A faktycznie była? - spytał Logan i spojrzał Holly prosto w oczy.
• Nie, nie była – odparła dziewczyna czując do Cartera wyjątkowe zaufanie. - Z Georgii wyjechałam dość pośpiesznie. Widzi pan, ktoś próbował mnie zastraszyć. Miałam nadzieję, że pogróżki pod moim adresem nie są niebezpieczne. Myliłam się.
• Dlaczego pani grożono? Proszę mi powiedzieć, jeśli to nie jest tajemnicą. Zapewniam panią, że może pani liczyć na moją dyskrecję – rzekł Carter.
• Dobrze powiem panu, bo to wyjaśni też moje w stosunku do pana zachowanie. Otóż, mój ojciec został śmiertelnie potrącony przez rozpędzony furgon.
• To był wypadek?
• Nie, panie Carter, ale miało tak wyglądać. To była zemsta za to w co był zaangażowany mój ojciec.
• Chyba domyślam się, o jaką działalność chodziło. To była Kolej Podziemna?
• Tak. Tato był lekarzem i pomagał zbiegłym niewolnikom. Ja początkowo nie zdawałam sobie z tego sprawy. Pomagałam mu zupełnie nieświadomie. On przecież był doktorem. Udzielanie pomocy wszystkim, bez wyjątku, było jego obowiązkiem.
• Jednak znalazł się ktoś, kto uważał inaczej – stwierdził Logan. - Jest pani pewna, że śmierć pani ojca nie była przypadkowa?
• Jestem. Powiedziano mi, że przy ciele taty znaleziono karteczkę z napisem: „Śmierć zdrajcy. Tak kończą białe świnie pomagające czarnuchom”.
• Ma pani tę kartkę?
• Nie. Została spalona.
• Szkoda. Mogłaby być dowodem w sprawie.
• W sprawie? - Holly z niedowierzaniem pokręciła głową. - Pan nie zna realiów Georgii. Tam większość ludzi nie jest w stanie pogodzić się z tym, że czas niewolników minął. Nikt nie kiwnie palcem, żeby odnaleźć morderców mojego ojca.
• A państwo Taylor? Nie zaoferowali pani pomocy?
• Rodzice mojego męża? - Holly uśmiechnęła się ironicznie. - O, nie. Gdy przyszła wiadomość, że Braxton zginął, teść obwinił o to mojego tatę. Powiedział mu prosto w oczy, że przez takich, jak on giną młodzi i bohaterscy chłopcy, kwiat Georgii. Wtedy też zerwał z nami wszelkie kontakty. Ostatni raz widziałam teściów na pogrzebie Braxtona i nie tęsknię za ich widokiem.
• Czy to oni mogli stać za pogróżkami pod pani adresem?
• Tego nie wiem, ale nie wykluczam takiej możliwości.
• Może jednak warto byłoby wyjaśnić całą sprawę. Mógłbym pojechać w pani imieniu do Savannah. Rozejrzałbym się trochę, popytał.
• Zabraniam panu! – Holly podniosła głos, po czym jakby przepraszając, łagodnie powiedziała: - to nie ma sensu, panie Carter. Nie darowałbym sobie, gdyby panu coś się stało . Zresztą tam nadal jest bardzo niebezpiecznie, a pan był żołnierzem Konfederacji.
• Byłem, jak słusznie pani zaznaczyła. Gdy zaciągnąłem się do służby miałem poglądy zbliżone do pani teściów. Gdy rozstawałem się z armią miałem już zupełnie inne zapatrywania na sens wojny. Dziś jestem detektywem i na pewne sprawy patrzę zupełnie inaczej i to dzięki pani mężowi. On też uważał, że ludzie o innym kolorze skóry mają prawo być wolni.
• Tak, to do niego podobne – rzekła z zadumą Holly. - Pamiętam, że kłócił się o to ze swoim ojcem. Mimo to, gdy trzeba było zaciągnął się do wojska.
• Takich, jak porucznik Taylor było więcej.
• Szkoda, że nie było ich tak wielu, aby nie dopuścić do tego szaleństwa.
• Ma pani rację – przyznał Carter. - Chciałbym, przez pamięć pani męża wyjaśnić, co tak naprawdę pani grozi.
• To nie zwykle wspaniałomyślne z pana strony, ale bardzo proszę, żeby nie podejmował pan żadnych działań.
• Chce pani żyć w ciągłym strachu? Bać się, gdy jakiś nieznajomy zapyta o drogę?
• Jakoś sobie poradzę. Tu nikt mnie nie znajdzie – zapewniła Holly.
• Ja panią znalazłem i to przez zupełny przypadek – rzekł Logan.
• Nie sądzę, żeby ci którzy zabili mojego tatę, chcieli mnie ścigać.
• Pani nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo mściwi są ludzie, i jak długo pielęgnują w sobie nienawiść i chęć zemsty.
• Mogę to sobie wyobrazić. Mimo to, tak jak już powiedziałam, zabraniam panu jakichkolwiek działań w tym zakresie.
• Dobrze, ale pod jednym warunkiem – rzekł Carter.
• Słucham?
• Proszę mi obiecać, że gdyby była pani potrzebna pomoc, to wezwie mnie pani.
• To panu mogę obiecać – odparła z powagą Holly.
• I jeszcze jedno – rzekł, jakby z wahaniem Logan. - Zauważyłem z jakim przerażeniem zareagowała pani na swoje nazwisko. W Virginia City znają panią pod nazwiskiem panieńskim. Jeśli chce się pani w ten sposób ukryć to nie jest to najlepszy sposób. Ludziom z Georgii na pewno znane jest nazwisko McCulligen. O, co tu chodzi?
• Ukrywać się za jakimkolwiek nazwiskiem nie miałam zamiaru. Chciałam tylko uniknąć ludzkiej ciekawość i współczucia. Nie zniosłabym tych spojrzeń i cichych szeptów w stylu:taka młoda, a już wdowa. O mojej sytuacji wiedzą ciocia i wujek, a teraz i pan. Chciałabym, żeby tak pozostało.
• Oczywiście, będzie tak, jak pani sobie życzy, pani Taylor – odparł Carter, a ujrzawszy w oczach Holly niemą prośbę, szybko się poprawił – panno McCulligen.

***

Wiosna była coraz bliżej. Dzień stawał się dłuższy, a słońce coraz mocniej świeciło. Wszystko budziło się do życia, a ludzie nabierali tak charakterystycznej o tej porze roku energii. Było około pierwszej popołudniu. Adam Cartwright po raz pierwszy zabrał swojego syna na prawdziwą konną przejażdżkę. Nie trzeba mówić, że Matthew był niezwykle podekscytowany tym faktem. Bądź co bądź taka przejażdżka na Karmelku to nie byle dreptanie na małym padoku. Chłopczyk całkiem nieźle trzymał się w siodle, a kucyk był mu posłuszny. Adam z dumą spoglądał na jadącego obok niego syna, który wreszcie zaczął stawać się radosnym i beztroskim dzieckiem. Musiał przyznać, że była w tym spora zasługa panny McCulligen, z którą zaczął się, o dziwo, jakoś dogadywać. Oczywiście trudno tu było mówić o ogromnej, wzajemnej sympatii. Było to raczej coś na kształt paktu o nieagresji, który jednak, biorąc pod uwagę temperament Holly i upór Adama, nie wykluczał od czasu do czasu jakiejś małej sprzeczki.
• Tato, i jak? - głosik Matthew przerwał Adamowi rozmyślania.
• O, co pytasz?
• Czy możemy pojechać do Holly? - chłopczyk niewinnie spojrzał na ojca.
• Przecież byłeś u niej rano.
• Ale nie na Karmelku.
• Fakt – przyznał Adam - to nie znaczy jednak, że za każdym razem kiedy ci się zamarzy będziesz nachodził pannę McCulligen.
• Oj, tato, Holly na pewno by się ucieszyła.
• Synku, co za dużo to nie zdrowo – stwierdził Adam.
• Nie rozumiem tato – Matthew wzruszył ramionami – co może być niezdrowego w tym, że pokażę Holly, jak jeżdżę na Karmelku.
• Zasadniczo, nic, ale ona może mieć, jakieś plany. Może pojechała do Virginia City, albo ma jakąś pilną pracę do wykonania.
• Na pewno nigdzie nie pojechała, bo na obiedzie ma być u niej gość.
• Tak? - Adam spojrzał z zaciekawieniem na synka – a mówiła może, co to za gość?
• Mhhhm – mruknął Matthew, skinąwszy energicznie głową. - On jest detektywem.
• Naprawdę? A skąd o tym wiesz?
• No, jak to skąd? Holly mi powiedziała.
• I ten detektyw będzie u Toliverów na obiedzie?
• Będzie. Ciocia Emily ma podać pieczeń z warzywami, wiesz tę, którą tak bardzo lubię. Ciocia Emily robi lepsze mięso niż Hop Sing, ale nie mów mu tego, tato, bo będzie mu przykro. Nie powiesz?
• Nie, nie powiem – obiecał, uśmiechnąwszy się Adam i zaraz potem zwrócił synkowi uwagę: - wyprostuj się i ściągnij lekko wodze. Musisz pamiętać, że twój kucyk nie może iść z tak nisko opuszczonym łbem.
• Nie zauważyłem, tato. To przez naszą rozmowę – Chłopczyk usprawiedliwiał się, wykonując przy tym polecenie ojca.
• Musisz pamiętać, że nic nie może oderwać twojej uwagi od konia. Musisz go obserwować, aby móc szybko zareagować, gdyby była taka potrzeba. Koń musi czuć, kto dowodzi.
• Kto jest szefem, tak?
• Tak. Właśnie tak. - Adam z aprobatą pokiwał głową i dodał: - widzisz Matthew, czasem od tego może zależeć bezpieczeństwo jeźdźca. Dlatego trzeba mieć podzielną uwagę i obserwować zachowanie konia, ale też okolicę, którą akurat jedziesz. Będziesz o tym pamiętał?
• Będę, tato – zapewnił z powagą chłopiec.
Przez chwilę jechali nic do siebie nie mówiąc. Adam, co i raz spoglądał na synka i był więcej niż pewien, że z Matta wyrośnie wspaniały jeździec. Lepszy od niego i przede wszystkim lepszy od Małego Joe, który tak bardzo imponował bratankowi swym cyrkowym wsiadaniem na konia.
• Tato, zobacz tam chyba ktoś jedzie – Matt wskazał rączką w kierunku drogi prowadzącej z Virginia City.
• Masz rację. Bardzo się spieszy – zauważył Adam. - Zaczekamy tu. Niech przejedzie, Trzymaj mocno wodze, żeby Karmelek się nie spłoszył.
Tymczasem jeździec zbliżał się do nich w szybkim tempie, zostawiając za sobą tumany kurzu. Adam zmrużył oczy, próbując rozpoznać, kim był nieznajomy mężczyzna. Naraz, ku jego zdziwieniu jeździec zwolnił. Musiał także ich zauważyć. Jechał teraz kłusem i przyglądał się im. Gdy zrównał się z nimi, wprawnym ruchem osadził konia w miejscu i uśmiechając się powiedział:
• Znowu się spotykamy, panie Cartwright.
• Nie da się ukryć, detektywie Carter.
• Przejażdżka z synem?
• Jak pan widzi. A pan składa wizytę Toliverom?
• Owszem – Carter skinął głową. - Czy ma pan coś przeciwko temu?
• Ja? - Adam zdziwił się. - Jeśli Toliverowie i panna McCulligen pana zaprosili, to cóż ja mogę mieć do tego.
• No, właśnie? Dziwne, że jakoś panu nie wierzę.
• O co panu chodzi, Carter?
• O nic… naprawdę o nic – odparł Logan mierząc badawczym wzrokiem Adama.
• To w takim razie, nie zatrzymuję. Życzę mile spędzonego popołudnia.
• Panu również. – Rzekł Carter i uśmiechnąwszy się do wpatrzonego w niego Matta powiedział: - tobie chłopcze również. Masz pięknego kucyka.
• Dziękuję panu – odparł zadowolony Matthew. - Ma na imię Karmelek.
• Bardzo ładnie i bardzo słodko.
• Pan jest tym detektywem, prawda? - spytał zaciekawiony chłopiec.
• Tak. A skąd wiesz, kim jestem?
• Holly mi mówiła. Ona chyba pana lubi.
• Miło mi to słyszeć – Logan ponownie się uśmiechnął.
• Może pan powiedzieć Holly, że mnie widział i to na Karmelku? - poprosił Matt i dodał: - Nazywam się Matthew Cartwright.
• A ja Logan Carter i chętnie opowiem pannie Holly, co widziałem.
• Matthew, to nie wypada – Adam zwrócił uwagę synkowi, który natychmiast posmutniał.
• Panie Cartwright, to przecież żaden problem. Myślę, że panna McCulligen z zaciekawieniem przyjmie tę wiadomość.
• Tak dobrze, pan ją zna? - Adam nie mógł powstrzymać się od złośliwości.
• Żeby pan wiedział – odparł ze spokojem Logan i dotknąwszy dłonią kapelusza dodał: - miłej przejażdżki, panowie.
• Dziękujemy, panie detektywie – odparł Matthew, który aż pokraśniał na określenie „panowie”. Gdy Carter odjechał, chłopczyk spojrzawszy na wyraźnie zachmurzonego ojca rzekł: - to bardzo miły pan, prawda tato?
• Tak… bardzo – odparł przez zęby Adam i spojrzawszy na synka, który wpatrywał się w niego z dziwną miną, uśmiechnął się i zaproponował: - może urządzimy sobie mały wyścig?
• Naprawdę? - Oczy chłopca omal nie wyszły z orbit.
• Mówię poważnie. Do tej najbliższej sosny.
• A, co będzie w nagrodę?
• Co tylko sobie zażyczysz – odparł Adam.
• Jak zwyciężę, to jutro rano pojedziemy konno do Holly.
• Umowa stoi. Masz mniejszego konia, więc ruszaj pierwszy. Szanse muszą być wyrównane – rzekł Adam, a gdy Matt ruszył, przytrzymał swojego konia. Uśmiechnął się i zamruczał: - Tak, szanse muszą być wyrównane.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pon 8:25, 27 Lip 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 16:03, 26 Lip 2020    Temat postu:

Dobra i odrobina Adasia

Cytat:
- To, co mi pan powiedział o moim mężu jest dla mnie niezwykle cenne. Doceniam też to, że odnalazł pan mnie i nie chowa pretensji o moje niewybaczalne zachowanie.
• O żadnej pretensji nie może być mowy, droga pani Taylor. Mogła pani poczuć się zagrożona, zwłaszcza, że zaczepiłem panią na ulicy, gdy była pani zupełnie sama.

Festiwal wzajemnych przeprosin
Cytat:
• Pan wie o Georgii?
• Domyślam się, że stamtąd płynie zagrożenie.
• Musiał panu ktoś o tym powiedzieć – zauważyła Holly.
• Owszem, pani sąsiad, który bardzo o panią się martwi. Gotów był nawet w sposób manualny wyperswadować mi wizytę u pani.
• O kim pan mówi?
• O panu Adamie Cartwrightcie – odparł Carter. – Spotkałem go jadąc do pani.
• Adam Cartwright? Niemożliwie! – Holly była wyraźnie zaskoczona. - Akurat ten sąsiad nie przepada za mną. Zresztą z wzajemnością.
• Skoro pani tak twierdzi. Ja odniosłem wrażenie, że pan Cartwright jest żywo zainteresowany pani osobą.

Chyba trafił ... w końcu jest detektywem, i to dobrym detektywem
Cytat:
Dziś jestem detektywem i na pewne sprawy patrzę zupełnie inaczej i to dzięki pani mężowi. On też uważał, że ludzie o innym kolorze skóry mają prawo być wolni.

Bardzo rozsądny młody człowiek, potrafiący przyznać się do błędów
Cytat:
Chłopczyk całkiem nieźle trzymał się w siodle, a kucyk był mu posłuszny. Adam z dumą spoglądał na jadącego obok niego syna, który wreszcie zaczął stawać się radosnym i beztroskim dzieckiem. Musiał przyznać, że była w tym spora zasługa panny McCulligen, z którą zaczął się, o dziwo, jakoś dogadywać. Oczywiście trudno tu było mówić o ogromnej, wzajemnej sympatii. Było to raczej coś na kształt paktu o nieagresji, który jednak, biorąc pod uwagę temperament Holly i upór Adama, nie wykluczał od czasu do czasu jakiejś małej sprzeczki.

Mała sprzeczka jeszcze nikomu nie zaszkodziła
Cytat:
• Czy możemy pojechać do Holly? - chłopczyk niewinnie spojrzał na ojca.
• Przecież byłeś u niej rano.
• Ale nie na Karmelku.
• Fakt – przyznał Adam - to nie znaczy jednak, że za każdym razem kiedy ci się zamarzy będziesz nachodził pannę McCulligen.
• Oj, tato, Holly na pewno by się ucieszyła.

Matt jest bardzo sprytny ... Holly z pewnością ucieszyłaby się na ich widok
Cytat:
Może pojechała do Virginia City, albo ma jakąś pilną pracę do wykonania.
• Na pewno nigdzie nie pojechała, bo na obiedzie ma być u niej gość.
• Tak? - Adam spojrzał z zaciekawieniem na synka – a mówiła może, co to za gość?
• Mhhhm – mruknął Matthew, skinąwszy energicznie głową. - On jest detektywem.

I tu Matt zaciekawił swojego tatęCiekawe dlaczego?
Cytat:
• I ten detektyw będzie u Toliverów na obiedzie?
• Będzie. Ciocia Emily ma podać pieczeń z warzywami, wiesz tę, którą tak bardzo lubię. Ciocia Emily robi lepsze mięso niż Hop Sing, ale nie mów mu tego, tato, bo będzie mu przykro. Nie powiesz?

Dlaczego Adam tak się dopytuje o ten obiad? Czyżby sam miał ochotę na tę pyszną pieczeń?
Cytat:
• Znowu się spotykamy, panie Cartwright.
• Nie da się ukryć, detektywie Carter.
• Przejażdżka z synem?
• Jak pan widzi. A pan składa wizytę Toliverom?
• Owszem – Carter skinął głową. - Czy ma pan coś przeciwko temu?
• Ja? - Adam zdziwił się. - Jeśli Toliverowie i panna McCulligen pana zaprosili, to cóż ja mogę mieć do tego.
• No, właśnie? Dziwne, że jakoś panu nie wierzę.
• O co panu chodzi, Carter?
• O nic… naprawdę o nic – odparł Logan mierząc badawczym wzrokiem Adama.
• To w takim razie, nie zatrzymuję. Życzę mile spędzonego popołudnia.

Podejrzewam, że oni te grzeczniutkie teksty "wywarczeli" do siebie
Cytat:
• Tak. A skąd wiesz, kim jestem?
• Holly mi mówiła. Ona chyba pana lubi.
• Miło mi to słyszeć – Logan ponownie się uśmiechnął.
• Może pan powiedzieć Holly, że mnie widział i to na Karmelku? - poprosił Matt i dodał: - Nazywam się Matthew Cartwright.
• A ja Logan Carter i chętnie opowiem pannie Holly, co widziałem.

Matt korzysta z każdej okazji, żeby przypomnieć się Holly
Cytat:
• Panie Cartwright, to przecież żaden problem. Myślę, że panna McCulligen z zaciekawieniem przyjmie tę wiadomość.
• Tak dobrze, pan ją zna? - Adam nie mógł powstrzymać się od złośliwości.
• Żeby pan wiedział – odparł ze spokojem Logan i dotknąwszy dłonią kapelusza dodał: - miłej przejażdżki, panowie.
• Dziękujemy, panie detektywie – odparł Matthew, który aż pokraśniał na określenie „panowie”. Gdy Carter odjechał, chłopczyk spojrzawszy na wyraźnie zachmurzonego ojca rzekł: - to bardzo miły pan, prawda tato?
• Tak… bardzo – odparł przez zęby Adam...

Ciekawe, dlaczego tak się zachmurzył?
Cytat:
...zaproponował: - może urządzimy sobie mały wyścig?
• Naprawdę? - Oczy chłopca omal nie wyszły z orbit.
• Mówię poważnie. Do tej najbliższej sosny.
• A, co będzie w nagrodę?
• Co tylko sobie zażyczysz – odparł Adam.
• Jak zwyciężę, to jutro rano pojedziemy konno do Holly.
• Umowa stoi. Masz mniejszego konia, więc ruszaj pierwszy. Szanse muszą być wyrównane – rzekł Adam, a gdy Matt ruszył, przytrzymał swojego konia. Uśmiechnął się i zamruczał: - Tak, szanse muszą być wyrównane.

Fajny pomysł z tym wyścigiem, ale czy to wyścig miał na myśli wspominając o wyrównanych szansach?

Kolejna część, bardzo udana, starannie opracowana z konsekwentnymi i wiarygodnymi postaciami. Holly z Carterem powspominali sobie dawne czasy i ludzi, których znali. Zobaczymy, jak przebiegnie ten obiad z pyszną pieczenią Very Happy W reakcji na pojawienie się, a nawet na wspomnienie detektywa, wyczuwam u Adama ducha rywalizacji. Zgodnie z teorią ciastka - jeśli leży sobie spokojnie, żaden owad się nim nie interesuje, z chwilą kiedy zaczyna nad nim krążyć jedna mucha - nadciągają pozostałe. Gdzieś tam między Holly, Adamem i Carterem jest Matt - mały chłopczyk, ale ... chyba wokół niego sporo może się dziać. ma duży wpływ na reakcje Holly i Adama. Chyba chciałby, żeby Holly częściej z nim przebywała. Trudno powiedzieć, czy widzi w niej swoją przyszłą mamę, ale ... jeśli nie Holly, to kto? Chyba jest najbardziej odpowiednią osobą, a dziecko jednak potrzebuje jeszcze kobiecej opieki. Tata, wujowie i dziadek to jednak trochę mało, choć czasem musi wystarczyć.Czekam na kontynuację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 8:24, 27 Lip 2020    Temat postu:

Dziękuję serdecznie za sympatyczny i miły komentarz. Adam sam o tym nie wiedząc, coraz bardziej zainteresowany jest panną McCulligen, a jego synek sprytnie to zainteresowanie podsyca. Laughing Co z tego wyjdzie? Mam nadzieję, że w kolejnym odcinku będę mogła to przedstawić. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:51, 29 Lip 2020    Temat postu:

***
Dom Toliverów. Dzień później. Rano.

Emily, jak co rano krzątała się po kuchni. Co i raz spoglądała przez okno oczekując na wizytę małego sąsiada. Przyzwyczaiła się do tych jego odwiedzin i nie wyobrażała sobie rozpoczęcia dnia bez synka Adama Cartwrighta. Matthew był uroczym chłopcem, przy tym bardzo spostrzegawczym i inteligentnym. Patrząc na niego, Emily nie mogła powstrzymać się od wspomnień o Naomi. Chłopczyk z każdym tygodniem robił się coraz bardziej podobny do matki. Owszem, miał sporo z ojca, ale wrażliwość i ciekawość świata odziedziczył przede wszystkim po Naomi, która choć na pierwszy rzut oka, była cicha i spokojna, to dla przeżycia czegoś nowego i ekscytującego gotowa była sporo poświęcić. Mówiła, że jest tyle ciekawych i pięknych rzeczy, które chciałaby zobaczyć. Cieszyła się, jak dziecko, gdy Adam od czasu do czasu zabierał ją do San Francisco, Sacramento, a nawet do Bostonu. Wracała z takich wypraw szczęśliwa i opowiadała Emily, o tym, co widziała, co pokazał jej Adam. Tak, jak Matti, siadała przy kuchennym stole w domu Toliverów i zdawała Emily niemal reporterską relację. Oczy jej przy tym błyszczały niesamowicie i gdyby nie konieczność nabrania powietrza mówiłaby na jednym oddechu. Zawsze przy tym wychwalała swojego męża. Kiedyś, zupełnie niespodziewanie, zwierzyła się Emily, że nie żałuje opuszczenia domu rodzinnego. Żydowski mąż nigdy nie dałby jej tyle miłości i szczęścia, ile dał jej Adam. Bo też Cartwright kochał ją bez pamięci i gotów był dla niej zrobić wszystko. Gdy na świat przyszedł Matthew, Adam szalał z radości. Emily nigdy nie widziała mężczyzny, który z taką dumą opowiadałby o swoim nowo narodzonym synku. On i Naomi chcieli mieć gromadkę dzieci, ale tragiczny los pokrzyżował ich plany. Po śmierci Naomi, Adam zamknął się w sobie. Stał się małomówny, wręcz opryskliwy. Stronił od ludzi, nawet od własnej rodziny i przyjaciół. To właśnie wtedy jego synek zaczął przychodzić do Toliverów. Potrzebował ciepła i pocieszenia. Potrzebował zapewnienia, że jeszcze wszystko będzie dobrze. Tego nie znajdował u swojego ojca, dlatego poszukał sobie kogoś, kto uważnie go słuchał. I tak stał się niemal domownikiem w rodzinie Toliverów, a gdy w ich domu pojawiła się Holly, to ją właśnie wybrał sobie na powierniczkę dziecięcych sekretów. Emily widząc relacje, jakie w krótkim czasie nawiązały się między Mattem a jej bratanicą była niemal pewna, że chłopiec wybrał ją sobie na drugą mamę. I wtedy Emily pomyślała, że nie byłoby źle, gdyby Holly i Adam byli razem. Zwierzyła się z tego Ralphowi, ale on powiedział, że to najgłupszy pomysł o jakim słyszał, i że nie powinna bawić się w swatkę, bo to może źle skończyć się dla ich przyjaźni z Cartwrightami. Po części musiała przyznać mu rację, ale i tak nie przestała snuć marzeń o związku Adama z Holly. Wreszcie, nie znajdując zrozumienia u własnego męża, zwierzyła się ze wszystkiego Benowi. Sama nie wiedziała, dlaczego to zrobiła, bowiem była przekonana, że ojciec Adama zareaguje tak samo jak jej mąż. I tu przeżyła spore zaskoczenie. Ben nie miał nic przeciwko ewentualnemu małżeństwu Holly z jego synem. Sam od jakiegoś czasu zastanawiał się, jak pomóc Adamowi wyjść z traumy po śmierci Naomi i doszedł do podobnych, co Emily wniosków. Jednak znając charakter własnego syna, nie miał śmiałości, czegokolwiek narzucać Adamowi. Wiedział, że postawienie sprawy wprost, przyniosłoby zupełnie inne od oczekiwanych skutki. Natomiast dyskretne nakierowanie uwagi syna na piękną i pełną temperamentu bratanicę Emily dawało pewną nadzieję. Prawda bowiem była taka, że Ben polubił dziewczynę i nie miałby nic przeciwko temu, żeby została jego synową. Ogromną rolę odgrywał tu fakt, że jego wnuczek bardzo przylgnął do Holly i na każdym kroku nią się zachwycał, co oczywiście denerwowało Adama. Emily zawsze powtarzała, że kto się lubi, ten się czubi. I zdaje się, że miała rację. Tylko, jak przekonać tych dwoje uparciuchów, że są dla siebie przeznaczeni? To samo w sobie było już trudne, a odkąd na horyzoncie pojawił się miły detektyw stawało się jeszcze trudniejsze. Emily stwierdziła, że nie ma na co czekać i trzeba odkryć karty. Jeszcze dzisiejszego dnia miała zamiar dyplomatycznie o wszystkim porozmawiać z Holly. Miała tylko nadzieję, że po pierwszym zdaniu na temat Adama jej bratanica nie wybuchanie niczym wulkan. Na samą myśl o tym Emily parsknęła śmiechem i z pokręciła z politowaniem głową. Zbyt dobrze znała kobiety McCulligenów. Wreszcie była jedną z nich.
• A, ciocię co tak rozbawiło? - spytała Holly, która właśnie weszła do kuchni.
• Nic takiego, kochanie. Ot, takie tam wspomnienia – Emily machnęła ręką.
• Matthew, chyba dziś do nas nie zajrzy – zauważyła Holly siadając przy stole.
• Lubisz go, prawda? - spytała Emily.
• Bardzo. Te jego poranne odwiedziny dają mi energię na cały dzień. I wiesz, ciociu, że jego obecność sprawia, że zapominam, o mojej przeszłości. O stracie Braxtona, stracie taty i stracie...
• Zobacz Holly, kto do nas przyjechał! - Emily przerwała dziewczynie.
• Czyżby detektyw Carter? Niemożliwe. Wcześnie rano miał dyliżans.
• A jakiż tam detektyw! - krzyknęła ze zniecierpliwieniem Emily. - Chodź szybko na podwórze, to sama zobaczysz!

***

• Matti, jaki wspaniały z ciebie kowboj! - zawołała Emily na widok synka Adama i aż klasnęła w dłonie. Chłopczyka rozpierała duma, a gdy i Holly go pochwaliła był niemal w siódmym niebie.
• Masz piękny kapelusz – zauważyła. - Takiego jeszcze nie widziałam.
• Dziękuję Holly. Mnie też się bardzo podoba. Dostałem go od dziadka – odparł Matthew. - Specjalnie dla mnie kupił go w Reno.
• To naprawdę piękny prezent – Holly uśmiechnęła się do chłopca.
• Chciałem ci go koniecznie pokazać. A pan detektyw powiedział ci, że spotkaliśmy się wczoraj? - spytał Matti.
• Tak i opowiedział mi, jak świetnie trzymałeś się w siodle.
• Bo ja już całkiem nieźle jeżdżę na Karmelku. Tak powiedział tata i dziadek, i stryjcio Hoss. Stryjek Joe też tak powiedział.
• Synku, dość tego chwalenia się – Adam sprowadził Matta na ziemię. - Chyba wiesz, co teraz powinieneś zrobić?
• Wiem, tato. Prawdziwy ranczer najpierw dba o konia, a potem o siebie. – Odparł z powagą malec i zsiadł z kucyka. Zwracając się do Emily, spytał: - ciociu, czy mogę wprowadzić Karmelka do stajni?
• Oczywiście. Akurat jest tam wujek Ralph i na pewno chętnie obejrzy twojego kucyka. Przecież jeszcze go nie widział. – Odparła Emily i spoglądając na Adama dodała: - a potem zapraszam na kawę i coś słodkiego.
• Dziękujemy – odparł mężczyzna. - Chętnie napiję się mocnej kawy. Pół nocy nie spałem.
• Czyżby kłopoty ze snem? - spytała Holly. Adam przez chwilę myślał, że dziewczyna kpi sobie z niego, ale widząc jej niewinny wyraz twarzy rzekł:
• Raczej z klaczą, która nie mogła się oźrebić.
• Mówisz o Caro? - zaniepokoiła się Emily.
• Tak, ale dzięki Hossowi wszystko skończyło się dobrze. Mamy ślicznego, małego ogierka.
• To wspaniale. I pamiętaj, gdybyście chcieli go sprzedać, ja jestem pierwsza w kolejce – zastrzegła Emily.
• Dobrze, zapamiętam – Adam uśmiechnął się i poprowadził swojego konia do stajni. W ślad za nim z miną dorosłego mężczyzny ruszył Matthew.

***

• Ciociu, naprawdę chcesz kupić od Cartwrightów tego ogierka? - spytała Holly, gdy w kwadrans później wraz z Emily przygotowywały poczęstunek.
• A, co w tym dziwnego? Cartwrightowie mają najlepsze konie w okolicy. Ich Caro to doskonała klacz. Jeśli chcesz mieć dobre konie do zaprzęgu, to tylko takie po Caro. Nie ma lepszych stąd aż do Carson City. A może ty jesteś nim zainteresowana?
• No, co też ciocia mówi – żachnęła się Holly. - Ja i konie. Wystarczy mi moja Bliss. Drugiego tak cierpliwego zwierzęcia, jak ona nigdzie nie znajdę.
• To zasługa Adama.
• Tak, wiem – Holly wzniosła oczy do góry. – Sam ją dla mnie wybrał i pewnie sam ją ułożył.
• A żebyś wiedziała – odparła Emily – i nie rozumiem tej twojej kpiny. Powinnaś docenić jego starania.
• Ależ ja doceniam, nawet ciocia nie wie, jak bardzo – Holly złapała Emily w talii i cmoknęła ją w policzek.
• Akurat ci uwierzę – prychnęła Emily - przecież widzę, że wciąż drzecie ze sobą koty.
• Cioteczka nie przesadza? - spytała z błyskiem w oku Holly. - No, dobrze, może i trochę sobie dokuczamy, ale teraz mamy zawieszenie broni. A o tego ogierka spytałam, dlatego, że nie wyobrażam sobie, żeby takie maleństwo odebrać matce.
• A kto mówi o odbieraniu Caro źrebaka – Emily z politowaniem spojrzała na bratanicę. - Najpierw musi go odchować i nauczyć wielu rzeczy. Dopiero wtedy pomyślimy o ewentualnym zakupie. Poza tym chyba nie wyobrażasz sobie, że kupię konia w ciemno. Zawsze oglądam zwierzęta przed ich zakupem. Nawet te, które chcą sprzedać moi najlepsi przyjaciele i sąsiedzi. Holly, życie na ranczo to naprawdę ciężka praca. Jeszcze wiele będziesz musiała się nauczyć.
• Masz rację ciociu – dziewczyna kiwnęła głową i uśmiechnęła się – dużo nauki przede mną.
• Tymczasem podaj Adamowi i Ralphowi kawę. Jest już gotowa. Ja zrobię czekoladę dla Matta.
• Nie kakao?
• A nie. To moja dla Matthew niespodzianka.
• Lubi ciocia go rozpieszczać – stwierdziła Holly.
• A ty nie?
• Oczywiście i to bardzo. Boję się tylko, że zbytnio przywiążę się do niego.
• Co mam przez to rozumieć?
• Sama nie wiem, ale wydaje mi się, że pokochałam to dziecko.
• Wydaje ci się? - Emily zdziwiona spojrzała na dziewczynę. - Holly, to bardzo poważna sprawa.
• Myśli ciocia, że nie wiem. Wczoraj Matthew zadał mi pytanie, czy mogłabym być jego mamą.
• A ty, co na to?
• Że nie mogę mu tego obiecać.
• Spytał dlaczego?
• Tak.
• I, co odpowiedziałaś?
• Że bycie mamą wiąże się z ogromną odpowiedzialnością i bez zgody jego ojca jest to niemożliwe.
• Co na to Matthew?
• Posmutniał, ale gdy obiecałam mu, że już na zawsze będę jego przyjaciółką humor mu się poprawił.
• Może to nie byłoby takie złe – rzekła powoli Emily.
• Niby, co? Przyjaźń?
• Raczej, to żebyś została jego mamą.
• Ciocia, żartuje. Żeby tak się miało stać musiałabym wyjść za jego ojca.
• To wyjdź – odparła jakby od niechcenia Emily.
• Nigdy! Mowy nie ma! - krzyknęła zbulwersowana Holly.
• Tak bardzo go nie lubisz?
• Bardziej irytującego człowieka niż Adam Cartwright w życiu nie widziałam – odparła z pasją Holly.
• On mógłby to samo powiedzieć o tobie – zauważyła Emily.
• Słucham?! - Holly zdziwiona spojrzała na ciotkę.
• Nic, nic. Lepiej idź już z tą kawą.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:12, 29 Lip 2020    Temat postu:

Dobre! Jutro skomentuję.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 55, 56, 57  Następny
Strona 11 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin