Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 12, 13, 14 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 13:27, 11 Sie 2020    Temat postu:

Dziękuję bardzo za ciekawe skomentowanie obu fragmentów opowiadania. Adam ma ciągle coś do Holly, ponieważ czuje, że rodzi się w nim do niej uczucie. On po prostu sądzi, że jest jeszcze za wcześnie na nowy związek. Wydaje mu się, że jeszcze nie opłakał swojej straty. Do tego Holly jest zupełnym przeciwieństwem Naomi, co go drażni, ale i na swój sposób intryguje. Wypadkiem Holly bardzo się przejął. Na pewno jest to pierwszy krok do poprawy ich relacji, chodź dla Holly będzie zapewne dość bolesny. Mam nadzieję, że już wkrótce będę mogła wkleić kolejny odcinek. Tymczasem jeszcze raz dziękuję za komentarz i zabieram się do pracy. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:42, 13 Sie 2020    Temat postu:

Odcinek nieco krótszy, ale wszystko to wina upałów.

***

Gabinet doktora Paula Martina. Dwie godziny później.

• Tak, jak mówiłem, miała panna bardzo dużo szczęścia. Złamana ręka, guz na głowie, kilka zadrapań i sińców to nic w porównaniu z tym, co mogło się stać – rzekł doktor Martin sprawdzając gips, który dopiero, co założył na lewe przedramię Holly.
• Ma pan rację, doktorze – przyznała cicho dziewczyna.
• Czy teraz już mogę porozmawiać z panną McCulligen? - spytał szeryf Roy Coffee zwracając się do lekarza. Po bezowocnych poszukiwaniach pijanego woźnicy, który zapadł się pod ziemię, szeryf, Adam oraz inni mężczyźni biorący udział w obławie wrócili do miasta. Cartwright wraz z szeryfem udali się od razu do gabinetu doktora Martina, aby dowiedzieć się o stan zdrowia Holly. Gdy zobaczyli ją przytomną i do tego w całkiem niezłym nastroju odetchnęli z ulgą. Szeryf Coffee wolałby nie męczyć dziewczyny, ale obowiązki stróża prawa wymagały, wysłuchania zeznań pokrzywdzonej. Stąd też obiecawszy, że nie będzie niczym nie zdenerwuje rannej ponowił swoje pytanie: - to, jak mogę? Czy mam przyjść później?
• Możesz, Roy, ale krótko – odparł doktor. - Panna McCulligen nie powinna się męczyć.
• To zrozumiałe. - Rzekł szeryf i zwróciwszy się do Holly spytał: - pamięta panna, jak doszło do wypadku?
• Przechodziłam przez ulicę, a ten wóz pojawił się znikąd. Byłam już prawie na chodniku, gdy przewróciło mnie silne uderzenie. Czułam się jak piłka, odbita od ściany. Prawdę mówiąc to niewiele pamiętam. Wszystko działo się tak szybko - Holly zrobiła bezradną minę. - Musiałam zemdleć, a gdy ocknęłam się zobaczyłam pochylającego się nade mną pana Cartwrighta.
• Adam pannę tu przyniósł – wtrącił doktor - i bardzo się niepokoił.
• Doprawdy? - Holly wyglądała na zaskoczoną.
• Owszem.
• Chyba, powinnam podziękować panu Cartwrightowi.
• Nie ma takiej potrzeby – rzekł milczący do tej pory Adam. - Nie zrobiłem nic za co musiałabyś mi dziękować.
• Mimo to, dziękuję.
• Panno McCulligen może jest panna w stanie coś jeszcze sobie przypomnieć? - Szeryf wrócił do zadawania pytań.
• Naprawdę, nic więcej nie pamiętam… chociaż… zanim upadłam usłyszałam, jak ten człowiek wykrzykiwał coś o rydwanach.
• O rydwanach? - Coffee nie krył zdziwienia.
• Tak – Holly skinęła głową. - Musiał być pijany, ale jak dał radę powozić na stojąco?
• To właśnie panna zauważyła? - Roy spojrzał uważnie na dziewczynę.
• Tak. I bardzo mnie to zdziwiło. Taka jazda przez miasto jest niezwykle niebezpieczna – odparła.
• Owszem, a panna jest tego najlepszym przykładem. Obiecuję, że złapiemy sprawcę tego wypadku. Zapłaci za to, co pannie zrobił – zapewnił szeryf.
• Sprawcę? - prychnął Adam. - Wszyscy wiedzą, kim jest, a ja widziałem, jak uciekał. To Speed Monroe. Tylko on tak jeździ, gdy się upije. To cud, że jeszcze nikogo nie zabił.
• Adamie, dopóki go nie złapię i nie przesłucham nie mam zamiaru go osądzać.
• Szeryfie, pan go broni? – spytał zdumiony Adam.
• Nie. Monroe ma sporo na sumieniu. I przyznaję ci rację, że jest niebezpieczny dla innych ludzi, ale prawo jest prawem i dopóki nie zostanie osądzony i skazany może się bronić.
• Bronić? Ciekawe w jaki sposób? Przecież on omal nie zabił Holly. Gdyby ode mnie to zależało to...
• Na szczęście nie ty będziesz go sądził. – Szeryf przerwał Adamowi i zwróciwszy się do Holly rzekł: - na razie to wszystko panno McCulligen. Na pewno jeszcze się spotkamy, a teraz nie będę już panny dłużej męczył. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia.
• Dziękuję, panu – odparła Holly uśmiechając się do szeryfa Coffee. - Na pewno tak będzie. Doktor Martin zapewnił mnie o tym.
• Ma panna szczęście, że trafiła w jego ręce. Nasz doktor nie ma sobie równych.
• Roy, dałbyś spokój – rzekł ze zniecierpliwieniem doktor Martin. Widać jednak było, że jest zadowolony z pochlebstwa starego przyjaciela.
• Wiem, co mówię panienko. Kiedyś doktor też mnie tak pięknie zagipsował. Tylko, że ja miałem złamaną nogę. Mówię pannie, niezły z niego gipsiarz – Szeryf zaśmiał się, a potem zapytał: - ma panna czym wrócić do domu, czy może zostanie pani w hotelu?
• Wolałabym wrócić do domu. Nie chcę niepotrzebnie niepokoić cioci.
• Myślisz, że Emily nie zdenerwuje się na twój widok? - spytał Adam.
• Mam tego świadomość, panie Cartwright – odparła Holly – i dlatego wolę sama powiedzieć jej co mi się przytrafiło. Doktorze, czy mogę już jechać do domu?
• A jak pani się czuje? – spytał Martin.
• Zważywszy na okoliczności, całkiem nieźle – odparła dziewczyna.
• Zobaczmy. – Rzekł doktor i zbadał Holly puls, po czym stwierdził: - w normie. A jak tam głowa?
• Trochę boli i szumi mi w uszach.
• Po takim urazie ma prawo. No, dobrze, skoro chce panie wracać do domu to proszę, ale pod jednym warunkiem.
• Jakim?
• Gdyby pojawiły się jakieś niepokojące objawy, silne zawroty głowy, torsje, omdlenia proszę natychmiast mnie powiadomić.
• Oczywiście, ale myślę, że wszystko będzie dobrze. Jestem silną dziewczyną z Georgii.
• Cieszy mnie to bardzo – odparł Martin i dodał: - jeśli panna chce to mogę pannę odwieźć do domu. Tyle tylko, że będzie panna musiała zaczekać tu około dwóch godzin. Mam jeszcze kilka wizyt domowych.
• Dziękuję bardzo. Oczywiście, zaczekam.
• Nie ma takiej potrzeby – rzekł Adam - chętnie odwiozę cię do domu.
• Nie chciałabym sprawiać kłopotu, panie Cartwright.
• To żaden kłopot. Rozładuję tylko wóz i przygotuję odpowiednio wygodne posłanie – odparł Adam, pomijając milczeniem fakt, że Holly znowu zaczęła mówić mu na „pan”.
• Naprawdę, nie trzeba.
• Powiedziałem już, to nie jest żaden problem – Adam zmarszczył brew.
• Panno McCulligen, Adam ma rację Poza tym będzie pani wygodniej jechać wozem niż moją starą, wysłużoną bryczką. – Rzekł doktor Martin i zwracając się do Adama powiedział: - chodź ze mną dam ci kilka koców do wymoszczenia wozu.
W pół godziny później Holly, z pomocą Adama, usadowiła się na miękkim i wygodnym posłaniu, w którym czuła się niczym niemowlę w kołysce. Adam jechał powoli starając się omijać napotkane nierówności. Mimo to wóz podskoczył kilka razy na wybojach, tak, że Holly aż jęknęła z bólu. Widząc zaniepokojone spojrzenie mężczyzny zapewniła, że wszystko jest w porządku i uśmiechnęła się uspokajająco. Zaraz też zamknęła oczy, udając, że zmorzył ją sen. Nie miała ochoty na rozmowę z Adamem, a znając swój temperament mogła znowu powiedzieć coś, co ich poróżni. Obiecała sobie, że niczym nie da się sprowokować i będzie łagodna jak baranek. Wkrótce ten baranek, a właściwie owieczka ukołysana powolną jazdę naprawdę usnęła. Adam, co i raz, spoglądał na uśpioną Holly. Musiał przyznać, że ten śpiący, pyskaty rudzielec z opatrunkiem na czole wyglądał wręcz zjawiskowo. Pokręcił głową, gdy sobie to uświadomił. Prawdę mówiąc był nawet wstrząśnięty tym odkryciem. To przecież niemożliwe, żeby czuł do niej coś innego niż, w najlepszym przypadku, obojętność. A jednak, gdy tam na ulicy pochylał się nad nią, a ona szeptała jego imię, poczuł jakby ktoś zdjął mu z serca żelazną obręcz.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 21:33, 13 Sie 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 22:26, 13 Sie 2020    Temat postu:

Cytat:
- Musiałam zemdleć, a gdy ocknęłam się zobaczyłam pochylającego się nade mną pana Cartwrighta.
• Adam pannę tu przyniósł – wtrącił doktor - i bardzo się niepokoił.
• Doprawdy? - Holly wyglądała na zaskoczoną.

Istotnie, Holly mogła się zdziwić
Cytat:
• Chyba, powinnam podziękować panu Cartwrightowi.
• Nie ma takiej potrzeby – rzekł milczący do tej pory Adam. - Nie zrobiłem nic za co musiałabyś mi dziękować.
• Mimo to, dziękuję.

To znów zabrzmiało jak uwertura do kolejnej sprzeczki
Cytat:
...ale prawo jest prawem i dopóki nie zostanie osądzony i skazany może się bronić.
• Bronić? Ciekawe w jaki sposób? Przecież on omal nie zabił Holly. Gdyby ode mnie to zależało to...
• Na szczęście nie ty będziesz go sądził.

Na miejscu Spid'a Monroe zaczęłabym się bać
Cytat:
Oczywiście, zaczekam.
• Nie ma takiej potrzeby – rzekł Adam - chętnie odwiozę cię do domu.
• Nie chciałabym sprawiać kłopotu, panie Cartwright.
• To żaden kłopot. Rozładuję tylko wóz i przygotuję odpowiednio wygodne posłanie – odparł Adam, pomijając milczeniem fakt, że Holly znowu zaczęła mówić mu na „pan”.
• Naprawdę, nie trzeba.
• Powiedziałem już, to nie jest żaden problem – Adam zmarszczył brew.
• Panno McCulligen, Adam ma rację Poza tym będzie pani wygodniej jechać wozem niż moją starą, wysłużoną bryczką.

Istny Wersal ... wymiana grzeczności ... a i tak Adam postawi na swoim
Cytat:
Nie miała ochoty na rozmowę z Adamem, a znając swój temperament mogła znowu powiedzieć coś, co ich poróżni. Obiecała sobie, że niczym nie da się sprowokować i będzie łagodna jak baranek. Wkrótce ten baranek, a właściwie owieczka ukołysana powolną jazdę naprawdę usnęła.

Chyba dobrze, że usnęła, bo znów mogłaby nie zapanować nad treścią i troskliwy woźnica mógłby nie wytrzymać i wysadzić niesforną pasażerkę ... chociaż ... chorą, zagipsowaną kobietę? Pewnie nie usunąłby z wozu, ale lepiej nie kusić licha
Cytat:
Adam, co i raz, spoglądał na uśpioną Holly. Musiał przyznać, że ten śpiący, pyskaty rudzielec z opatrunkiem na czole wyglądał wręcz zjawiskowo. Pokręcił głową, gdy sobie to uświadomił. Prawdę mówiąc był nawet wstrząśnięty tym odkryciem. To przecież niemożliwe, żeby czuł do niej coś innego niż, w najlepszym przypadku, obojętność. A jednak, gdy tam na ulicy pochylał się nad nią, a ona szeptała jego imię, poczuł jakby ktoś zdjął mu z serca żelazną obręcz.

Adam chyba się trochę pogubił ... to chyba nie tylko współczucie i chęć ratowania damy w potrzebie

Kolejna część, może i nieco krótsza, ale za to treściwa. Adam musi uporządkować swoje uczucia, przeanalizować je i wyciągnąć wnioski. Ma sporo do przemyślenia, ale on to chyba lubi. Holly chyba też musi dojść do ładu sama z sobą. Na razie tych dwoje nie czuje sympatii do siebie, tak oboje sądzą, ale ... chyba są w błędzie. W każdym razie sytuacja zdaje się rozwijać w pożądanym przez Emily, Matta i Bena kierunku. Tak Trzymać!To idealnie rozwiązanie dla obu rodzin, a zwłaszcza dla Matta, Holly i Adama. Trzymam kciuki i czekam na kontynuację


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:07, 15 Sie 2020    Temat postu:

Obawiam się, że oboje się pogubili, podobnie zresztą jak autorka, ale ta w natłoku wątków. Mruga Adam i Holly uświadomili sobie przynajmniej jedno, a mianowicie to, że oboje są bombami z opóźnionym zapłonem. Muszą bardzo uważać na słowa, żeby nie doszło do kolejnej awantury. Czy uda im się to i czy zaczną dostrzegać małego amorka krążącego nad ich głowami? Zobaczymy. Mruga
Dziękuję za komentarz. Było mi miło go przeczytać. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:30, 16 Sie 2020    Temat postu:

Dla pewności wkleiłam trzy amorki Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 20:30, 16 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 12:47, 17 Sie 2020    Temat postu:

Amorki przecudnej urody i na pewno poradzą sobie z Holly i Adamem, choć zapewne między tymi uparciuchami (tzn. panną H i panem A) nadal będzie iskrzyć. Mruga

Jestem w połowie odcinka, tak więc mam nadzieję, że już wkrótce go wkleję. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:36, 18 Sie 2020    Temat postu:

***
Byli w połowie drogi do Toliverów, gdy Holly obudziła się pod wpływem nagłego wstrząsu. Koło wozu najechało na kamień, który Adam dojrzał w ostatniej chwili. W normalnych warunkach nie zwróciłby na to uwagi, ale przecież wiózł ranną dziewczynę. Nie chciał sprawiać jej dodatkowego bólu. Spojrzał przez ramię i spytał:
• Wszystko w porządku?
• A jak pan myśli? - burknęła.
• Wracasz do formy, więc chyba tak – zauważył z lekkim sarkazmem Adam.
• Panie Cartwright, jestem panu bardzo wdzięczna za wszystko, co pan dla mnie zrobił, ale wolałabym, żebyśmy wrócili do poprzedniej formy grzecznościowej. Zwroty „pan” i „panna” są dla nas najodpowiedniejsze.
• Ach, tak – Adam ściągnął lejce i zatrzymał konia, a następnie odwrócił się do Holly mówiąc: - wydawało mi się, że tam na ulicy mówiła panna do mnie po imieniu.
• Właśnie, wydawało się panu.
• Skoro panna tak twierdzi – odrzekł Adam wzruszając ramionami – to nie będę się upierał. A panny przeprosiny, jak mam rozumieć? To było złudzenie, a może omamy słuchowe?
• Byłam otumaniona, nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Bałam się, że nie zdążę powiedzieć panu, jak bardzo jest mi przykro za słowa, które wypowiedziałam o pana żonie. Dlatego pana przeprosiłam. I żeby było jasne, tylko za to.
• Rozumiem, że w pani opinii nadal jestem złym ojcem?
• A czy ja tak powiedziałam?
• Nie wprost, ale dała mi pani to do zrozumienia.
• Znowu chce pan się kłócić?
• Nie mam takiego zamiaru.
• To proszę jechać. A i mam prośbę.
• Słucham, jaką? - spytał Adam z udawaną uniżonością.
• Byłoby miło, gdyby zechciał pan omijać kamienie i dziury, jakie napotkamy na drodze – rzekła Holly z uśmiechem pełnym słodyczy.
• Czy mam zsiąść z wozu i poprzedzać go wypatrując ewentualnych przeszkód? - spytał zaciskając zęby Adam.
• Nie wymagam od pana aż takiego poświęcenia, ale skoro pan chce, to proszę bardzo. Bądź co bądź doktor Martin powiedział, że ma pan jechać ostrożnie.
• Myśli panna, że nie pamiętam o tym?! - warknął wściekły Adam.
• Och, panie Cartwright ależ pan jest drażliwy! - parsknęła śmiechem Holly. - Żartowałam. I niech pan już jedzie, bo w takim tempie do rana nie dotrzemy na ranczo mojej cioci.

Ranczo Toliverów. Półtorej godziny później.

Zmierzchało, gdy Adam wjechał na podwórze rancza Toliverów. Dom rozświetlony był jasnym światłem lamp. Drzwi prawie natychmiast stanęły otworem i wybiegła z nich bardzo zdenerwowana Emily, a za nią Ralph.
• Co z Holly? - rzuciła, dopadłszy wozu.
• To wy wiecie? - spytał zaskoczony Adam.
• Tak. Szeryf Coffe przysłał swojego zastępcę, ale ten powiedział nam tylko, że Holly miała wypadek, i że ty ją przywieziesz. Bardzo z nią źle?
• Nie, Emily – odparł Adam zeskakując na ziemię. - Jest trochę poobijana i ma złamaną rękę, ale wyjdzie z tego.
• To dlaczego ma zamknięte oczy?
• Śpi i tyle. Zaraz zaniosę ją do domu – Adam opuścił boczną burtę wozu i pochylił się na dziewczyną.
• Jak to się stało? - spytała Emily przyciskając dłonie do piersi.
• Emily, później o wszystko zapytasz. Teraz nie pora na to – rzekł Ralph i zwrócił się do Cartwrighta: - pomóc ci Adamie?
• Nie trzeba. Panna McCulligen jest lekka jak piórko – odparł, po czym uniósł ostrożnie śpiącą Holly.
• Tędy – rzekła Emily – na górę do jej pokoju.
Adam ruszył w ślad za przejętą Emily. Holly wciąż spała. Głowę miała wspartą na jego piersi. Adamowi przypomniał się moment gdy niósł zakrwawioną dziewczynę do gabinetu doktora Martina. W tak krótkim czasie po raz drugi trzymał w ramionach pyskatego rudzielca i gdyby nie okoliczności mógłby powiedzieć, że było to… miłe. Tymczasem panna McCulligen ocknęła się i ze zdziwieniem powiódłszy wokół oczyma spytała:
• Co się dzieje? Dlaczego pan mnie niesie?
• Jesteś w domu, kochanie – rzekła Emily. - Nie chcieliśmy ciebie budzić. Adam był tak dobry i zaproponował, że zaniesie cię do pokoju. To miłe z jego strony, prawda?
• Tak, bardzo miłe – odparła i jej głowa znowu opadła na tors Adama.
W parę minut później Adam ułożył Holly na łóżku w jej pokoju. Przy okazji rozejrzał się po nim dyskretnie. Był to typowy pokój młodej kobiety ze stojącą pod oknem toaletką z drewna orzechowego, na której leżały równiutko ułożone akcesoria do pielęgnacji włosów. Obok nich stał słoiczek z kremem, flakon perfum i puzderko z kości słoniowej, zapewne na biżuterię. Tej jednak Adam nigdy u Holly nie widział. Tymczasem Emily podziękowała mu za troskę, jaką okazał w stosunku do jej bratanicy i dość energicznie wyprosiła go oraz towarzyszącego mu Ralpha z pokoju dziewczyny. Ralph zaproponował Adamowi kieliszek brandy i poprosił go, aby opowiedział mu, jak doszło do wypadku Holly. Cartwright jednym haustem opróżnił kieliszek, szybko zdał relację z tego, czego był świadkiem, a potem wymawiając się późną porą pojechał do domu.

***

W Ponderosie siadano już do kolacji. Turkot wozu wywołał na podwórze zaniepokojonego Bena, który ujrzawszy syna odetchnął z ulgą. Zaraz też zaczął wypytywać go, o przyczynę jego późnego powrotu do domu. Adam musiał po raz kolejny zdać relację z wydarzeń mijającego dnia.
• Tak, jak mówiłem tato, wszystko to wyglądało naprawdę bardzo niebezpiecznie. Jutro pewnie szeryf Coffee wznowi poszukiwania Speeda.
• Jak znam Roy’a to nie odpuści. Złapanie Monroe to kwestia czasu. Skoro był pijany, to pewnie zaszył się w jakiejś dziurze i śpi. Być może nie ma pojęcia, że potrącił Holly.
• A ja sądzę, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co zrobił. Widziałem, jak uciekał. Na twarzy miał wymalowany strach.
• Zamierzasz przyłączyć się do poszukiwań? - zapytał Ben.
• Oczywiście. Zresztą obiecałem to szeryfowi.
• A, co z drutem kolczastym?
• Zostawiłem u Bauscha. Nie mogłem przecież ułożyć panny McCulligen na posłaniu z drutu kolczastego, chociaż… czy ja wiem.
• Adamie, co ty wygadujesz?
• Żartuję.
• Ty i twoje żarty. - Ben nie krył dezaprobaty. - Lepiej powiedz, jak umówiłeś się z Bauschem? Przypominam ci, że to ty nalegałeś na kupno drutu.
• Obiecałem mu, że odbiorę jutro rano, ale skoro mam pomóc szeryfowi to może któryś z moich braci mógłby pojechać do Virginia City.
• To da się załatwić – rzekł Ben. – Joe, aż się pali, żeby wyrwać się z rancza. Zresztą zaraz o tym porozmawiamy. A teraz idź odśwież się, bo kolacja już na stole.
• Najpierw muszę wyprzęgnąć konia – rzekł Adam.
• Zostaw. Ja to zrobię – Ben przeszedł na drugą stronę wozu. - A, i jeszcze jedno. Nie zwlekaj z powiedzeniem Matthew o Holly. Wiesz, jak bardzo ją lubi.
• Niestety wiem – odparł westchnąwszy Adam.
• A to, co niby ma znaczyć?
• Boję się, że Matt za bardzo przywiązał się do tej dziewczyny.
• Na takie refleksje chyba trochę za późno. Teraz nie możesz zakazać mu widywania Holly.
• Ale będę musiał to zrobić. Przynajmniej na kilka najbliższych dni. Ona jest ranna, posiniaczona, a ja nie chcę, aby mój syn oglądał ją w takim stanie. Poza tym pannie McCulligen potrzebny jest spokój. Matt może tylko jej przeszkadzać.
• Naprawdę o to chodzi? - spytał Ben przypatrując się z uwagą synowi.
• Po części – odparł cicho Adam. - Boję się, o niego. Nie wiem, jak zareaguje na wieść, że Holly coś się stało. A jak będzie tak, jak przy Naomi?
• Holly żyje, to po pierwsze. Po drugie, twój synek jest bardzo mądrym chłopcem i tylko od ciebie zależeć będzie, jak przekażesz mu wieści o wypadku.
• Tak – Adam pokiwał głową – jak zwykle masz rację. Dziękuję.
• Proszę bardzo – rzekł pogodnie Ben. - Wreszcie od tego są ojcowie.
• To w takim razie od razu mu powiem.
• Słuszne posunięcie – przytaknął Ben i zaczął wyprzęgać konia.
• Chwileczkę, tato – Adam podszedł do wozu i sięgnął do skrytki. - Przez to wszystko omal zapomniałem, że mam prezent dla Matta.
• Książkę?
• Książkę i drewniany model dyliżansu, który tak bardzo podobał się Mattowi, gdy w ubiegłym tygodniu byliśmy w Virginia City.
• Widzę, że go rozpieszczasz.
• Nie przesadzaj, tato - Adam wzruszył ramionami – to przecież tylko książeczka i zabawka.
• Acha, prezenty – mruknął Ben do siebie, gdy Adam zniknął w drzwiach domu. - Miłości to one nie zastąpią, zwłaszcza tej matczynej.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:50, 18 Sie 2020    Temat postu:

Cytat:
Nie chciał sprawiać jej dodatkowego bólu. Spojrzał przez ramię i spytał:
• Wszystko w porządku?
• A jak pan myśli? - burknęła.
• Wracasz do formy, więc chyba tak – zauważył z lekkim sarkazmem Adam.
• Panie Cartwright, jestem panu bardzo wdzięczna za wszystko, co pan dla mnie zrobił, ale wolałabym, żebyśmy wrócili do poprzedniej formy grzecznościowej. Zwroty „pan” i „panna” są dla nas najodpowiedniejsze.

Rzeczywiście Holly odzyskuje formę - wraca na wojenną ścieżkę z Adamem
Cytat:
- wydawało mi się, że tam na ulicy mówiła panna do mnie po imieniu.
• Właśnie, wydawało się panu.
• Skoro panna tak twierdzi – odrzekł Adam wzruszając ramionami – to nie będę się upierał. A panny przeprosiny, jak mam rozumieć? To było złudzenie, a może omamy słuchowe?

Adam również "odgryza" się
Cytat:
Bałam się, że nie zdążę powiedzieć panu, jak bardzo jest mi przykro za słowa, które wypowiedziałam o pana żonie. Dlatego pana przeprosiłam. I żeby było jasne, tylko za to.
• Rozumiem, że w pani opinii nadal jestem złym ojcem?

Zdaje się, że trafiła w najczulszy punkt wspominając o jego ojcowskich niedociągnięciach
Cytat:
• A czy ja tak powiedziałam?
• Nie wprost, ale dała mi pani to do zrozumienia.
• Znowu chce pan się kłócić?
• Nie mam takiego zamiaru.
• To proszę jechać. A i mam prośbę.
• Słucham, jaką? - spytał Adam z udawaną uniżonością.
• Byłoby miło, gdyby zechciał pan omijać kamienie i dziury, jakie napotkamy na drodze – rzekła Holly z uśmiechem pełnym słodyczy.

Pojawiają się złośliwości
Cytat:
• Czy mam zsiąść z wozu i poprzedzać go wypatrując ewentualnych przeszkód? - spytał zaciskając zęby Adam.
• Nie wymagam od pana aż takiego poświęcenia, ale skoro pan chce, to proszę bardzo. Bądź co bądź doktor Martin powiedział, że ma pan jechać ostrożnie.

Ach! ten sarkazm Adama ... wyobrażam sobie jak dostojnie kroczy przed wozem wypatrując ewentualne przeszkody
Cytat:
- Jest trochę poobijana i ma złamaną rękę, ale wyjdzie z tego.
• To dlaczego ma zamknięte oczy?
• Śpi i tyle. Zaraz zaniosę ją do domu – Adam opuścił boczną burtę wozu i pochylił się na dziewczyną.

Podziwiam Adama, który mimo złośliwości serwowanych przez Holly osobiście zaniósł ją do domu
Cytat:
Adamowi przypomniał się moment gdy niósł zakrwawioną dziewczynę do gabinetu doktora Martina. W tak krótkim czasie po raz drugi trzymał w ramionach pyskatego rudzielca i gdyby nie okoliczności mógłby powiedzieć, że było to… miłe.

Chyba się zdziwił
Cytat:
• Co się dzieje? Dlaczego pan mnie niesie?
• Jesteś w domu, kochanie – rzekła Emily. - Nie chcieliśmy ciebie budzić. Adam był tak dobry i zaproponował, że zaniesie cię do pokoju. To miłe z jego strony, prawda?
• Tak, bardzo miłe – odparła i jej głowa znowu opadła na tors Adama.

To bardzo miłe, zdaje się i przyjemne, chyba dla obu zwaśnionych stron
Cytat:
• A, co z drutem kolczastym?
• Zostawiłem u Bauscha. Nie mogłem przecież ułożyć panny McCulligen na posłaniu z drutu kolczastego, chociaż… czy ja wiem.
• Adamie, co ty wygadujesz?
• Żartuję.

Oczywiście Adam żartował, chociaż ... jakby Holly znów zakwestionowała jego talenty rodzicielskie, to kto wie?
Cytat:
- A, i jeszcze jedno. Nie zwlekaj z powiedzeniem Matthew o Holly. Wiesz, jak bardzo ją lubi.
• Niestety wiem – odparł westchnąwszy Adam.
• A to, co niby ma znaczyć?
• Boję się, że Matt za bardzo przywiązał się do tej dziewczyny.
• Na takie refleksje chyba trochę za późno. Teraz nie możesz zakazać mu widywania Holly.

Na szczęście Adam zaczął sobie zdawać sprawę, jak wiele Holly znaczy dla jego synka
Cytat:
Ona jest ranna, posiniaczona, a ja nie chcę, aby mój syn oglądał ją w takim stanie. Poza tym pannie McCulligen potrzebny jest spokój. Matt może tylko jej przeszkadzać.
• Naprawdę o to chodzi? - spytał Ben przypatrując się z uwagą synowi.
• Po części – odparł cicho Adam. - Boję się, o niego. Nie wiem, jak zareaguje na wieść, że Holly coś się stało. A jak będzie tak, jak przy Naomi?

Może trochę racji ma, ale tylko trochę i niezupełnie
Cytat:
• Holly żyje, to po pierwsze. Po drugie, twój synek jest bardzo mądrym chłopcem i tylko od ciebie zależeć będzie, jak przekażesz mu wieści o wypadku.
• Tak – Adam pokiwał głową – jak zwykle masz rację.

A Ben ma tu 100% rację
Cytat:
...że mam prezent dla Matta.
• Książkę?
• Książkę i drewniany model dyliżansu, który tak bardzo podobał się Mattowi, gdy w ubiegłym tygodniu byliśmy w Virginia City.
• Widzę, że go rozpieszczasz.
• Nie przesadzaj, tato - Adam wzruszył ramionami – to przecież tylko książeczka i zabawka.
• Acha, prezenty – mruknął Ben do siebie, gdy Adam zniknął w drzwiach domu. - Miłości to one nie zastąpią, zwłaszcza tej matczynej.

Matt na pewno cieszy się z pięknych prezentów, ale z pewnością będzie nadal tęsknił

Kolejna interesująca część opowieści. Zdawałoby się, że Holly jednak polubiła Adama, nawet go przeprosiła i zwracała się do niego po imieniu. On również troszczył się o nią, nosił Holly na rękach, i ... znów zaczęli sobie dogryzać. Zdaje się, że u obojga sarkazm jest ulubionym rodzajem dowcipu. Adamowi noszenie Holly nie sprawiało przykrości, wręcz przeciwnie, ale te ich wzajemne złośliwości przyprawiają o dreszcze ... bynajmniej nie rozkoszy, ale obawy, że ich nerwy nie wytrzymają napięcia i jednak dojdzie do rękoczynów. Czekam na kolejną część, bardzo niecierpliwie ... mam cichą nadzieję, że doczekam przed poniedziałkiem, ale to decyzja autorki ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 8:03, 20 Sie 2020    Temat postu:

Bardzo dziękuję za komentarz. Very Happy Adam i Holly mimo, że wciąż podchodzą do siebie, jak pies do jeża to, coraz bardziej się lubią, choć jeszcze sobie tego nie uświadamiają. Wkrótce jednak przejrzą na oczy. Mruga Kolejny odcinek powinnam wstawić dziś wieczorem. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:02, 20 Sie 2020    Temat postu:

A tak zapytam nieśmiało, planujesz coś dla mojego ulubionego detektywa? Jako człowiek ciężko doświadczony wojną, powinien dostać coś ekstra od życia Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:51, 20 Sie 2020    Temat postu:

Niestety, detektyw jest skazany na rolę drugoplanową. Przynajmniej na razie. Mruga


***

• Co jest na kolację? - spytał Adam schodząc po schodach i zapinając mankiety koszuli.
• Kurczak w potrawce, słodki ziemniaki, groszek z marchewką – zakomunikował Hoss głaszcząc się po brzuchu.
• Brzmi apetycznie – stwierdził Adam. - A Matt gdzie?
• Chyba jeszcze na górze – odparł Joe.
• Niemożliwe. Dopiero, co z nim rozmawiałem. Zaraz potem zszedł na dół. Powiedział, że jest głodny.
• No to pewnie jest w kuchni. Nie martw się zaraz przyjdzie. – Hoss nałożył sobie na talerz porcję kurczaka, po czym spróbował, mówiąc: - ale pysze. No, no Hop Sin się postarał. A ty, Adamie dokąd idziesz?
• Do kuchni, po Matta.
• Usiądź, zaraz przyjdzie.
• Wolę sprawdzić, czy tam jest – odparł Adam, idąc do królestwa Hop Singa.
• Jak tam sobie chcesz – mruknął Hoss, wzruszając ramionami. - Ale ta potrawka jest pyszna.
• Może byś tak zaczekał na tatę, łakomczuchu – Joe z dezaprobatą popatrzył na brata.
• Tato powiedział, żebyśmy na niego nie czekali, tylko siadali do kolacji. Jest w stajni i może to jeszcze potrwać.
• Ale to nie znaczy, że mamy od razu wszystko zdmuchnąć ze stołu – warknął Joe. - Nic ci się nie stanie, jak się trochę przegłodzisz.
• Czy ja wiem – Hoss podrapał się po głowie. – Mogę, na przykład, osłabnąć i kto wtedy pomoże wam naciągać drut na ogrodzenie?
• Jaki znowu drut? - spytał ze zniecierpliwieniem Joe.
• Kolczasty. Nie pamiętasz, co wymyślił Adam?
• Pamiętam, ale nasz brat nie przywiózł żadnego drutu, bo miał, lepszy „ładunek” - odparł Joe i mrugnął porozumiewawczo do Hossa. Ten w lot zrozumiał aluzję i powiedział:
• Jasne. Taki „ładunek” to nie byle, co. Na jego miejscu też bym tak postąpił.
• Pewnie – zaśmiał się Joe – chociaż, wielkiej różnicy pomiędzy tymi „ładunkami” to nie ma.
• Nie rozumiem – zdziwił się Hoss.
• Oboje, tak Holly, jak i ten drut kolczasty, są równie kłujący – rzekł Joe po czym na widok najstarszego brata, który chwilę wrócił z kuchni, spytał: - Adamie, a właściwie jak czuje się Holly?
• Dobrze. Chyba dobrze. – Odparł mężczyzna i dodał: - Hop Sing nie widział Matta.
• Na pewno jest z dziadkiem. Przecież nigdzie wieczorem by nie poszedł – rzekł uspokajająco Joe.
• Pójdę po nich – stwierdził Adam.
W tym właśnie momencie do domu wszedł Ben. Hoss i Joe, jak to mieli w zwyczaju, chcieli wstać od stołu, ale Ben uśmiechnąwszy się powiedział:
• Nie przeszkadzajcie sobie. Umyję tylko ręce i zaraz do was dołączę.
• Tato, a gdzie jest Matt? - spytał zaniepokojony Adam.
• Matt? - Ben zrobił zdziwioną minę.
• Nie było go z tobą?
• A miał być?
• Myślałem, że pobiegł do ciebie. W domu go nie ma.
• Na podwórzu też go nie widziałem – odparł Ben równie, jak syn zaniepokojony. - Powiedziałeś mu o Holly?
• Powiedziałem.
• To w takim razie chyba już wiesz, gdzie jest twój syn – rzekł Ben.
• Owszem, a to znaczy, że kolację mam z głowy. A obiecał mi, że nie będzie naprzykrzał się pannie McCulligen – mówiąc to Adam podszedł do komody stojącej tuż przy drzwiach wyjściowych. Z szuflady wyjął swój pas z bronią i sięgnął po kapelusz. - Miarka się przebrała. Jak go dorwę to złoję mu skórę.
• Matthew bardzo lubi Holly. To nie powód, żebyś go karał – Joe stanął w obronie bratanka.
• On mnie nie posłuchał.
• I to wystarczy, żebyś spuścił mu lanie?
• A ty już nie pamiętasz, jak dostawałeś od taty?
• Pamiętam, ale nigdy nie dostałem za to, że o kogoś się martwiłem. Nie pomyślałeś, że Matti boi się o Holly i chce na własne oczy przekonać się, czy z nią wszystko w porządku, i czy go nie…
• oszukałem – Adam przerwał bratu. - Jadę tam.
• Jechać z tobą? - zaofiarował się Joe.
• Nie. Sam to załatwię.
• Adamie, tylko spokojnie – poradził Ben.
• A ty, na moim miejscu byłbyś spokojny? - rzucił Adam i już w drzwiach dodał: - oby tylko tam był. A wy sprawdźcie całe obejście.

***

Adam biegł do Toliverów, gnany niepokojem o syna. Nie wziął konia, ponieważ uznał, że siodłanie wierzchowca zajmie mu zbyt dużo czasu. Wkrótce jednak zmęczony przystanął, aby złapać nieco powietrza. Pomału uspokajał się. Wraz z wyrównanym, spokojnym oddechem minęła mu chęć spuszczenia Mattowi lania. Pragnął tylko jednego: żeby synek faktycznie był u Toliverów. W kilka minut później Adam zapukał do drzwi sąsiadów. Otworzyła mu Emily, która nie wyglądała na zaskoczoną jego wizytą.
• O, jest i drugi Cartwright – rzekła. - Szybko zauważyłeś nieobecność Matta.
• To znaczy, że jest u was. Bogu dzięki – odparł Adam zdejmując kapelusz i ocierając pot z czoła.
• A jest, jest. Właśnie miałam do was wysłać któregoś z pracowników z informacją, że chłopiec jest u nas. Wejdź do środka. Może czegoś się napijesz?
• Chętnie – odparł Adam – i to czegoś mocniejszego.
• Może być brandy? - spytała Emily podchodząc do stoliczka z alkoholami.
• Tak i to podwójna.
• Proszę – rzekła po chwili Emily, podając mężczyźnie kieliszek z trunkiem. Adam pociągnął spory łyk. Emily uśmiechnęła się półgębkiem i spytała: - lepiej?
• Owszem – potwierdził Adam i głęboko odetchnął. - Jest u niej, prawda?
• Tak. Usiądź, musimy porozmawiać.
• Przepraszam za mojego syna, Emily – rzekł Adam siadając na kanapie. - Powiedziałem mu o Holly, bo uznałem, że tak będzie najlepiej.
• I dobrze zrobiłeś.
• Prosiłem go też, żeby przez kilka dni nie przychodził do was i nie męczył twojej bratanicy swoją obecnością. Nie przewidziałem tylko, że mnie nie posłucha. Jeszcze raz przepraszam za zachowanie mojego syna.
• Nie masz za co przepraszać, Adamie. Czy ci się to podoba, czy nie Matti pokochał Holly, a ona jego. Dobrze byłoby, gdybyś wreszcie to zaakceptował – powiedziała z łagodnością Emily.
• Zaakceptował? - Adam z niedowierzaniem spojrzał na kobietę. - Czy ty wiesz, co mówisz? Mam zaakceptować to, że mój syn traktuje obcą kobietę, jak niemal swoją matkę?
• On ma zaledwie sześć lat. Jego świat stanął na głowie, a ty, wybacz mi, nie pomogłeś mu pojąć, co się stało. Potrzebował ciebie, a ty od niego uciekłeś i zamknąłeś się w swojej rozpaczy. Dziwisz się, że Matti tak bardzo przylgnął do Holly? A może wyczuł w niej bratnią duszę? Kogoś kto nie będzie go oceniał, karcił, tylko pocieszy, zapewni, że wszystko będzie dobrze i zawsze będzie miał dla niego czas.
• Ty również uważasz, że jestem fatalnym ojcem? - spytał cicho Adam.
• Nigdy nie przyszło mi to do głowy. Po prostu trochę się pogubiłeś. Każdy na twoim miejscu miałby do tego prawo. Matti często opowiada o tobie, jest z ciebie dumny i kocha cię.
• Tak, ale równocześnie boi się mnie – westchnął Adam.
• Czyżby? Gdyby tak było, to nie przybiegłby do Holly sprawdzić, jak się czuje. Daj mu trochę czasu. Niech na nowo przyzwyczai się do ciebie i przypomni sobie, jaki byłeś przed śmiercią jego matki. Adamie, czas wrócić do życia. To przede wszystkim w twoim interesie. Matt powinien mieć ojca, który najzwyczajniej w świecie będzie przy nim. Rozumiesz, co mam na myśli?
• Chyba tak – Adam kiwnął głową i zażartował: - ale przecież nie ożenię się tylko dlatego, że mój synek pokochał jakąś kobietę.
• Nie, jakąś kobietę, tylko moją bratanicę, Adamie Cartwright – rzekła dumnie Emily.
• Wybacz, nie chciałem ciebie urazić.
• Już dobrze. Nic takiego się nie stało – twarz Emily wypogodziła się. - Może to dziwnie zabrzmi, ale wy dwoje pasujecie do siebie.
• Co takiego? - Adam wytrzeszczył oczy. - Niby Holly i ja?
• No, przecież nie ja i ty – Emily wzruszyła ramionami.
• Chwileczkę – Adam uniósł dłoń do góry – czyżbyś próbowała nas swatać?
• A jeśli tak, to co ty na to? - spytała niewinnie Emily.
• Powiedziałbym, że dawno już nie słyszałem głupszego pomysłu. Ja i panna McCulligen, to przecież niedorzeczne.
• A możesz mi powiedzieć, dlaczego?
• Jeszcze pytasz? - żachnął się Adam. - My do siebie nie pasujemy. Twoja bratanica jest najbardziej irytującą osobą pod słońcem. Do wszystkiego się wtrąca, wszystko wie najlepiej i zawsze musi mieć rację.
• To tak, jak ty – stwierdziła z kamienną twarzą Emily.
• To nie bywałe! – Adam z irytacją pokręcił głową. - Nie wierzę własnym uszom.
• Mój drogi, jesteście jak dwie połówki jednego jabłka. Im szybciej to zrozumiecie, tym lepiej dla was i dla Matta również. On bardzo potrzebuje kobiecej opieki.
• Emily, nie chciałbym być niegrzeczny, ale Matt miał już mamę i żadna kobieta jej nie zastąpi.
• Wiem, ale pomyśl też o sobie. Matti kiedyś dorośnie, pójdzie do szkół, potem zapewne założy rodzinę, a ty? Naprawdę chcesz sam iść przez życie?
• A nawet, jeśli, czy byłoby to takie złe? Naomi była miłością mojego życia i nikt, ani nic tego nie zmieni. Są mężczyźni, którzy po takiej tragedii szybko znajdują pocieszenie w ramionach innych kobiet. Ja do nich nie należę. Kocham swojego syna, ale nawet dla niego nie ożenię się po raz drugi. Nie mógłbym żyć pod jednym dachem z kimś kogo nie darzę uczuciem. Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno?
• Tak. Jaśniej nie mogłeś – przytaknęła Emily.
• To w taki razie, czy mogłabyś przyprowadzić tu mojego syna?
• Oczywiście. Zaczekaj chwilę – odparła kobieta wstając z kanapy. Powoli weszła po schodach. U ich szczytu przystanęła i spojrzawszy na Adama rzekła: - robisz błąd Adamie, wielki błąd. Znałam doskonale twoją żonę. Byłyśmy przyjaciółkami i wiem, że miałaby takie samo zdanie, jak ja.
• Być może, ale tego już się nie dowiemy – stwierdził Adam i spuścił głowę.

***

Adam siedział ogłuszony słowami Emily. Gdy tak się zastanawiał nad tym, co powiedziała, musiał przyznać, że przynajmniej w części miała rację. Jego synek potrzebował kobiecej opieki i to właściwie nie ulegało dyskusji. Adam to wiedział i nawet rozumiał, co teraz czuje Matti. Przypomniał sobie, gdy sam był w jego wieku, a jego ojciec poznał właśnie Inger, drugą żonę. Adam był wówczas chory, a ona otoczyła go opieką, której nigdy wcześniej nie znał. Ojciec zawsze bardzo dbał o niego, a potem również i o jego braci, ale nie było w tym tego nieuchwytnego ciepła i troski, jaką daje kobieta. Inger oczarowała małego Adama. Był wtedy taki szczęśliwy, gdy zrozumiał, co znaczy mieć mamę. Czy mógł więc mieć pretensję do Matthew, że na swój dziecięcy sposób chłopczyk próbował, jakby to dziwnie nie zabrzmiało, odnaleźć swoją mamę. Choćby i w kimś takim, jak ten pyskaty rudzielec.
• Adamie, pozwól tu na chwilę – głos Emily, przerwał jego rozmyślania.
• O, co chodzi?
• Jeśli chcesz swojego synka, to musisz, go sobie wziąć – odparła z tajemniczym uśmiechem Emily.
• Co takiego? - spytał Adam pokonując po dwa stopnie naraz.
• Sam zobacz – rzekła Emily i stojąc w otwartych drzwiach sypialni Holly, na coś wskazywała. Adam podszedł do niej i spojrzał. Nie był przygotowany na to, co zobaczył. Poczuł, jak nagle wilgotnieją mu oczy. Jego synek i Holly spali sobie w najlepsze. Matti wtulony w jej ramiona, uśmiechał się przez sen, tak, jakby same anioły, szeptały mu coś do ucha.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 15:44, 20 Sie 2020    Temat postu:

Cytat:
• Jaki znowu drut? - spytał ze zniecierpliwieniem Joe.
• Kolczasty. Nie pamiętasz, co wymyślił Adam?
• Pamiętam, ale nasz brat nie przywiózł żadnego drutu, bo miał, lepszy „ładunek” - odparł Joe i mrugnął porozumiewawczo do Hossa. Ten w lot zrozumiał aluzję i powiedział:
• Jasne. Taki „ładunek” to nie byle, co. Na jego miejscu też bym tak postąpił.

A ładnie sobie robić żarty ze starszego brata?
Cytat:
• Pewnie – zaśmiał się Joe – chociaż, wielkiej różnicy pomiędzy tymi „ładunkami” to nie ma.
• Nie rozumiem – zdziwił się Hoss.
• Oboje, tak Holly, jak i ten drut kolczasty, są równie kłujący – rzekł Joe ...

Z ubolewaniem przyznaję, że Joe ma rację
Cytat:
• Na podwórzu też go nie widziałem – odparł Ben równie, jak syn zaniepokojony. - Powiedziałeś mu o Holly?
• Powiedziałem.
• To w takim razie chyba już wiesz, gdzie jest twój syn – rzekł Ben.
• Owszem, a to znaczy, że kolację mam z głowy. A obiecał mi, że nie będzie naprzykrzał się pannie McCulligen – mówiąc to Adam podszedł do komody stojącej tuż przy drzwiach wyjściowych. Z szuflady wyjął swój pas z bronią i sięgnął po kapelusz. - Miarka się przebrała. Jak go dorwę to złoję mu skórę.

Zabrzmiało groźnie
Cytat:
Wraz z wyrównanym, spokojnym oddechem minęła mu chęć spuszczenia Mattowi lania. Pragnął tylko jednego: żeby synek faktycznie był u Toliverów. W kilka minut później Adam zapukał do drzwi sąsiadów.

Odetchnęłam z ulgą. Matt nie dostanie lania
Cytat:
- Powiedziałem mu o Holly, bo uznałem, że tak będzie najlepiej.
• I dobrze zrobiłeś.
• Prosiłem go też, żeby przez kilka dni nie przychodził do was i nie męczył twojej bratanicy swoją obecnością. Nie przewidziałem tylko, że mnie nie posłucha. Jeszcze raz przepraszam za zachowanie mojego syna.
• Nie masz za co przepraszać, Adamie. Czy ci się to podoba, czy nie Matti pokochał Holly, a ona jego. Dobrze byłoby, gdybyś wreszcie to zaakceptował – powiedziała z łagodnością Emily.

Akurat z tym Adamowi bardzo trudno jest się pogodzić - i z nieposłuszeństwem syna i jego uwielbieniu Holly
Cytat:
Mam zaakceptować to, że mój syn traktuje obcą kobietę, jak niemal swoją matkę?
• On ma zaledwie sześć lat. Jego świat stanął na głowie, a ty, wybacz mi, nie pomogłeś mu pojąć, co się stało. Potrzebował ciebie, a ty od niego uciekłeś i zamknąłeś się w swojej rozpaczy. Dziwisz się, że Matti tak bardzo przylgnął do Holly? A może wyczuł w niej bratnią duszę? Kogoś kto nie będzie go oceniał, karcił, tylko pocieszy, zapewni, że wszystko będzie dobrze i zawsze będzie miał dla niego czas.

Właśnie! Holly znalazła się na drodze Matta we właściwym czasie. Adam musi się z tym pogodzić
Cytat:
Po prostu trochę się pogubiłeś. Każdy na twoim miejscu miałby do tego prawo. Matti często opowiada o tobie, jest z ciebie dumny i kocha cię.
• Tak, ale równocześnie boi się mnie – westchnął Adam.

Jak ma się nie bać, jeśli Adam często był dla niego bardzo surowy?
Cytat:
Adamie, czas wrócić do życia. To przede wszystkim w twoim interesie. Matt powinien mieć ojca, który najzwyczajniej w świecie będzie przy nim. Rozumiesz, co mam na myśli?
• Chyba tak – Adam kiwnął głową i zażartował: - ale przecież nie ożenię się tylko dlatego, że mój synek pokochał jakąś kobietę.
• Nie, jakąś kobietę, tylko moją bratanicę, Adamie Cartwright – rzekła dumnie Emily.

Czyżby Emily odkryła karty?
Cytat:
- Może to dziwnie zabrzmi, ale wy dwoje pasujecie do siebie.
• Co takiego? - Adam wytrzeszczył oczy. - Niby Holly i ja?
• No, przecież nie ja i ty – Emily wzruszyła ramionami.
• Chwileczkę – Adam uniósł dłoń do góry – czyżbyś próbowała nas swatać?
• A jeśli tak, to co ty na to? - spytała niewinnie Emily.

Emily sprawdza teren do zagospodarowania
Cytat:
• Powiedziałbym, że dawno już nie słyszałem głupszego pomysłu. Ja i panna McCulligen, to przecież niedorzeczne.
• A możesz mi powiedzieć, dlaczego?
• Jeszcze pytasz? - żachnął się Adam. - My do siebie nie pasujemy. Twoja bratanica jest najbardziej irytującą osobą pod słońcem. Do wszystkiego się wtrąca, wszystko wie najlepiej i zawsze musi mieć rację.

Czyżby ewentualna pani Adamowa C. miała aż tyle wad?
Cytat:
• To tak, jak ty – stwierdziła z kamienną twarzą Emily.
• To nie bywałe! – Adam z irytacją pokręcił głową. - Nie wierzę własnym uszom.
• Mój drogi, jesteście jak dwie połówki jednego jabłka. Im szybciej to zrozumiecie, tym lepiej dla was i dla Matta również. On bardzo potrzebuje kobiecej opieki.

Faktycznie, to takie same "wady" jakie ma i Adam
Cytat:
Przypomniał sobie, gdy sam był w jego wieku, a jego ojciec poznał właśnie Inger, drugą żonę. Adam był wówczas chory, a ona otoczyła go opieką, której nigdy wcześniej nie znał. Ojciec zawsze bardzo dbał o niego, a potem również i o jego braci, ale nie było w tym tego nieuchwytnego ciepła i troski, jaką daje kobieta. Inger oczarowała małego Adama. Był wtedy taki szczęśliwy, gdy zrozumiał, co znaczy mieć mamę. Czy mógł więc mieć pretensję do Matthew, że na swój dziecięcy sposób chłopczyk próbował, jakby to dziwnie nie zabrzmiało, odnaleźć swoją mamę. Choćby i w kimś takim, jak ten pyskaty rudzielec.

Adam musi sobie to dobrze przemyśleć
Cytat:
• Jeśli chcesz swojego synka, to musisz, go sobie wziąć – odparła z tajemniczym uśmiechem Emily.
• Co takiego? - spytał Adam pokonując po dwa stopnie naraz.
• Sam zobacz – rzekła Emily i stojąc w otwartych drzwiach sypialni Holly, na coś wskazywała. Adam podszedł do niej i spojrzał. Nie był przygotowany na to, co zobaczył. Poczuł, jak nagle wilgotnieją mu oczy. Jego synek i Holly spali sobie w najlepsze. Matti wtulony w jej ramiona, uśmiechał się przez sen, tak, jakby same anioły, szeptały mu coś do ucha.

Ten widok powinien dać mu wiele do przemyślenia

Kolejna część opowieści o dziewczynie z Georgii. Bardzo nastrojowa, zwłaszcza zakończenie jest wzruszające. Adam zaczyna "kruszeć", powoli dociera do niego to, że Matt potrzebuje kobiecego ciepła. Pierwszy kowboj Ponderosy miewa czasem przebłyski zadowolenia z bliższych kontaktów z Holly i nie jest to bynajmniej zadowolenie z jej kontuzji. Co prawda oburza go sugestia Emily, że on i Holly pasują do siebie, ale ... to chyba bardziej upór, niż 100% przekonanie. Scena, kiedy widzi śpiącą Holly i przytulonego do niej synka powinna go przekonać do dziewczyny. Kobieta ze złym charakterem, złośliwa, kłótliwa, przekorna nie zyskałaby takiej sympatii u małego chłopca, nawet jeśli on został osierocony przez mamę. Podejrzewam, że Adam sporo czasu spędzi przy kominku, patrząc w ogień i rozmyślając o swoich i Matta problemach. Zdaje się, że jego mały synek szybciej znalazł rozwiązanie swoich problemów niż jego rozsądny tata Very Happy Czekam niecierpliwie na kontynuację ... może przed poniedziałkiem?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:19, 20 Sie 2020    Temat postu:

Błyskawiczny komentarz! Bardzo się cieszę i dziękuję. Very Happy Adam faktycznie ma sporo do przemyślenia i chyba powoli, bardzo powoli zaczyna do niego docierać, że dla dobra synka i swojego nie powinien być sam. Czy wreszcie przekona się do Holly? Zobaczymy. Być może jakoś się dogadają. Very Happy

Kolejny odcinek zaczął się pisać. Mruga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:47, 23 Sie 2020    Temat postu:

Jest przed poniedziałkiem. Kolejna część, trochę dłuższa Smile

***

Gdzieś w okolicy Virginia City. Trzy dni później.

Zza wzgórza porosłego gęstymi krzakami wyłoniła się grupa sześciu jeźdźców. Jechali wolno, rozglądając się uważnie wokół. Wyglądało to tak, jakby kogoś lub czegoś szukali. Na przedzie grupy jechał starszy mężczyzna. W promieniach słońca, co i raz pobłyskiwała na jego piersi gwiazda szeryfa. Twarz miał pobrużdżoną zmarszczkami i widać był na niej zmęczenie. Obok niego jechał dużo młodszy mężczyzna ubrany na czarno, choć prawdę mówiąc kolor jego koszuli, po długiej jeździe w kurzu nie miał nic wspólnego z głęboką czernią. On również, tak jak szeryf, wyglądał na zmęczonego, podobnie zresztą, jak i pozostali jeźdźcy. Tym mężczyzną oczywiście był Adam Cartwright, który od trzech dni pomagał szeryfowi Coffee w pościgu za Speedem Monroe, sprawcą wypadku, w którym ucierpiała Holly McCulligen. Grupa pościgowa pod dowództwem szeryfa już trzeci dzień przeczesywała okolice Virginia City i jeziora Tahoe. Mężczyźni robili, co w ich mocy, żeby dorwać Speeda, lecz ten zapadł się pod ziemię. Po ucieczce z miasta nikt go nie widział. Przypuszczano, że skoro był w sztok pijany, to mógł spaść z wozu i skręcić kark. W to jednak nie wierzył ani Adam, ani szeryf, bo gdyby tak faktycznie było to przecież gdzieś musiał znajdować się koń i wóz. Gdy przed trzema dniami wyruszano na poszukiwania Speeda Monroe, wszyscy byli przekonani, że jego złapanie to kwestia kilku godzin. Odnalezienie człowieka zamroczonego whiskey nie było przecież nie wiadomo jak wielkim wyzwaniem. Szybko jednak okazało się, że sprawa nie jest tak prosta, jakby z pozoru się wydawało. Okolica, różnorodnie ukształtowana, pełna była miejsc idealnych do ukrycia się nie tylko dorosłego mężczyzny, ale i konia z wozem. Pobliskie góry, w których, co krok można było natknąć się na mniejszą lub większą jaskinię też sprzyjały uciekinierowi. Do tego rozrzucone po całym terenie stare traperskie chaty lub szałasy pasterskie mogły również dać schronienie zbiegowi, nie mówiąc już o małych farmach, których właściciele często udzielali schronienia podróżnym. Tak więc Speed Monroe miał wiele różnych możliwości, żeby umknąć pogoni. Natomiast pogoń w liczbie sześciu mężczyzn, nie była w stanie przeczesać tak ogromnego obszaru. Zresztą wszyscy byli już porządnie zmęczeni i zniechęceni. Oprócz szeryfa, pozostali wszak byli ochotnikami, którzy oderwali się od codziennych obowiązków. Liczyli na spektakularny, szybki sukces oraz rozrywkę jaką miał im zapewnić sam proces. Niestety, wszystko wskazywało na to, że odnalezienie pana Monroe równe jest zeru.
• Szeryfie, to nie ma sensu – rzekł jeden z mężczyzn, gdy zatrzymali się na krótki popas – nie znajdziemy tego pijanicy. Nawet gdyby było nas drugie tyle, to i tak nic by to nie dało. Teren jest zbyt rozległy. Możemy tak jeździć przez tydzień i go nie znajdziemy.
• Chcesz, przez to powiedzieć, Frank, że masz już dość? - spytał, głosem ochrypłym od kurzu, szeryf Coffee.
• Tak, mam dość. W domu czeka na mnie rodzina i robota. Zresztą, chyba wszyscy podzielają moje zdanie.
• Wy, też tak uważacie, jak Frank? – szeryf powiódł zmęczonym wzrokiem po otaczających go mężczyznach. Na ich twarzach początkowo odmalowała się konsternacja, potem jednak przekonani do opinii swojego towarzysza przyznali, że dalsze poszukiwania nie mają sensu. Adam nie brał udziału w tej dyskusji. On miał zupełnie inne podejście do tego typu spraw. Zawsze gdy podejmował się jakiegoś zadania doprowadzał go do końca. Oczywiście mógł spróbować przekonać mężczyzn do dalszych poszukiwań, ale uznał, że z takim ich nastawieniem nic nie wskóra.
• Szeryfie, niech pan nas zrozumie – rzekł Frank – my nie uchylamy się od pomocy, ale te nasze działania nie mają już sensu. Poza tym, panna McCulligen nie zginęła. Parę siniaków to nic takiego, dlatego uważamy, że poszukiwania Speeda można zawiesić. To alkoholik. On długo nie wytrzyma bez whiskey. Za kilka dni wyjdzie z nory. Jak wpadnie w delirium to sam do pana się przywlecze i jeszcze będzie prosił, żeby zamknąć go w ciupie.
• Powiedz mi, Frank – rzekł milczący do tej pory Adam – gdyby to twoja córka, byłą ofiarą wypadku też tak lekceważąco mówiłbyś o jej obrażeniach.
• O, co ci chodzi Cartwright? - mężczyzna spojrzał wrogo na Adama.
• Zastanawiam się po co właściwie zgłosiłeś się do tego pościgu, skoro teraz wycofujesz się z niego?
• Przed tobą na pewno nie będę się tłumaczył. Dziewczyna, żyje. Tak czy nie?
• Tak, dzięki Bogu żyje – przytaknął Adam.
• Zrobiliśmy wszystko, żeby złapać Speeda. Tak czy nie?
• Nie – odparł Adam. - Wszystko zrobimy wtedy, gdy Monroe trafi do aresztu.
• To wiesz co, Cartwright? Szukaj go sobie sam – rzekł Frank i ruszając do swojego konia dodał: - my mamy lepsze zajęcia, no nie chłopaki?
• Jasne – potwierdzili mężczyźni i ruszyli w ślady Franka.
• Chwileczkę – rzekł szeryf – umowa obowiązuje was do końca dnia. W przeciwnym razie nici z waszego wynagrodzenia.
• Szeryfie Coffee, z całym szacunkiem, ale te kilka dolarów mam gdzieś.
• Frank, uważaj na to, co mówisz. – Ostrzegł szeryf i potoczywszy wzrokiem po pozostałych mężczyznach powiedział: - wy, też macie gdzieś pieniądze? Jeśli teraz zrezygnujecie, nie liczcie, że wezmę was do jakiejkolwiek obławy.
• Pana wola, szeryfie. Płakać nie będziemy – Frank dosiadł konia, po czym dotknąwszy ronda kapelusza rzekł: - miłych poszukiwań, panowie. Oby wam się poszczęściło.
• I, co ty na to, Adamie? - spytał szeryf Coffee spoglądając za oddalającymi się mężczyznami.
• Siłą ich nie mogliśmy zatrzymać. Najgorsze, że w pewnym sensie mieli rację.
• To znaczy?
• Prędzej czy później Speed pojawi się w mieście. Bez whiskey długo nie pociągnie.
• To pewne – szeryf skinął głową. - Ten Monroe to był kiedyś całkiem przyzwoity człowiek. Pamiętam, gdy rozpoczynał pracę w naszej szkole. Dzieciaki go lubiły.
• Tak. Był dobrym nauczycielem. Potem nagle znikł, a po jakimś czasie pojawił się i był zupełnie nie do poznania.
• To prawda. Podobno miał jakieś długi, ale to nic pewnego. Kiedyś z nim rozmawiałem. Chciałem dowiedzieć się, dlaczego tak się stoczył.
• Powiedział panu?
• Nie – westchnął szeryf Coffee i dodał: - ale tego dnia upił się do nieprzytomności i to tak, że potrzebna była pomoc doktora Martina. Potem, o nic już go nie pytałem. Cóż, Adamie zdaje się, że nie mamy wyjścia i musimy zakończyć poszukiwania. Jutro pojadę do Toliverów i powiem im, że przerwaliśmy pościg.
• Będą rozczarowani – stwierdził Adam. - Liczą, że Monroe poniesie karę, a przede wszystkim, że nikomu już nie wyrządzi krzywdy.
• Ja też miałem taką nadzieję – przyznał szeryf. - Ta robota nie zawsze przynosi sukcesy. Czasem trzeba zaakceptować porażkę. Ruszajmy. Na ciebie czeka syn, a na mnie aresztant, którego wczoraj powinienem wypuścić.

***

• Adam? Co za niespodzianka! Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie. Czyżbyście złapali Speeda? - spytał Ben, który akurat pracował na podwórzu, gdy jego najstarszy syn wrócił do domu.
• Chciałbym, ale niestety, nie – odparł Adam zsiadając z konia. - Przeczesaliśmy okolicę od Virginia City, aż po jezioro Tahoe i nic. Być może wcale się nie ukrywa, tylko uciekł do Reno, albo jeszcze dalej do Carson City. Kto to wie?
• Ale jutro wznowicie poszukiwania?
• Nie. Szeryf zmuszony był je przerwać.
• A to dlaczego?
• Pytasz tak jakbyś nie znał ludzi. - Adam wzruszył ramionami. - Już wczoraj mieli dość pościgu. Pierwszy zbuntował się Frank.
• To było do przewidzenia – stwierdził Ben. - Dziwiłem się nawet, że Roy zgodził się na jego udział w grupie poszukiwawczej.
• A jaki miał wybór? To cud, że udało mu się, oprócz mnie, skaptować czterech mężczyzn. Wypadek panny McCulligen nie zakończył się jej śmiercią. Oburzenie mieszkańców Virginia City minęło, gdy tylko okazało się, że rany, które odniosła nie są ciężkie i nie zagrażają jej życiu. Nie zdziwiłbym się, gdyby zaczęli szemrać, że sama była sobie winna – rzekł Adam zdejmując siodło z grzbietu konia.
• Tak, ludzie czasem bywają okropni. Gdyby w dniu wypadku złapali Speeda mogłoby dość do samosądu. Wystarczyły trzy dni, emocje opadły i to czy Monroe zostanie złapany, czy nie, to już ich nie interesuje. Tak to jest, niestety – Ben ze smutkiem pokiwał głową.
• Właśnie – przyznał Adam. - Gdy tylko Frank zaczął marudzić wiedziałem, że to kwestia czasu i reszta dołączy do niego. Szeryf nie miał wyjścia i musiał przerwać pościg.
• Tyle tylko, że Speed za to, co zrobił Holly może nie ponieść kary.
• Miejmy nadzieję, że sprawiedliwości stanie się zadość. – Odparł Adam i przeciągnąwszy się dodał zmęczonym głosem: - a teraz oporządzę konia, umyję się, zjem, a potem wskoczę do łóżka.
• No, nie wiem, czy się prześpisz – rzekł, jakby od niechcenia Ben.
• A to niby dlaczego?
• Mamy gościa.
• Gościa?
• Owszem i to bardzo miłego. To Holly.
• Co takiego?! - Adam nie krył zaskoczenia.
• Matthew ją zaprosił, a poza tym Holly miała nadzieję, że pojawisz się w domu, bo chce z tobą porozmawiać.
• Ze mną? Porozmawiać? Chyba żartujesz?! - Adam nadal wyglądał na zaskoczonego, ale także zirytowanego.
• Oj, Adamie, Adamie dlaczego ty jej tak nie lubisz?
• Pytasz jakbyś nie wiedział.
• Dałbyś już spokój – rzekł Ben poklepawszy syna po ramieniu. - Holly to miła i dobra dziewczyna, a poza tym…
• A poza tym mój syn ją lubi. To chciałeś mi powiedzieć, prawda?
• Przecież lubi. No, już, nie bocz się tak.
• Gdzie ona jest? - spytał Adam robiąc zbolałą minę.
• W salonie z Matthew. Bądź dla niej miły.
• Spróbuję, choć nie będzie to łatwe – Adam westchnął ciężko i zrezygnowany ruszył do domu.

***

• Tata! Tata wrócił! - Matthew z radością rzucił się do Adama. Zaraz też znalazł się w jego objęciach i obejmując go rączkami za szyję, wycisnął na policzku ojca głośnego całusa. Po chwili jednak, jakby zawstydzony swoją gwałtowną reakcją, cicho szepnął mu do ucha, żeby postawił go na podłodze. Adam nie zadając zbędnych pytań uczynił zadość życzeniu chłopca, a ten wziąwszy go za rękę podprowadził do kanapy, na której siedziała Holly i powiedział: - zobacz, kto nas odwiedził. Holly! I powiedziała, że jest już całkiem zdrowa.
• Właśnie widzę. Witam – Adam skinął głową na powitanie i zauważył: - szybko po takim wypadku doszła pani do siebie.
• Dzień dobry panie Cartwright. Faktycznie, czuję się całkiem dobrze. Oczywiście, gdyby nie ten gips i sińce.
• Oczywiście – odparł Adam z obojętnym wyrazem twarzy. Widać było, że nie miał zamiaru drążyć tego tematu. Po chwili dodał: - widzę, że świetnie oboje się bawicie.
• Tak. Pana syn wciąż wygrywa w warcaby. Nie mam z nim najmniejszych szans – rzekła Holly spoglądając z uśmiechem na chłopca. Na te słowa oczy Matta rozświetliły się radością.
• To tak, jak ja, jego dziadek i stryjowie – rzekł Adam i mrugnął do Holly, nie pozostawiając wątpliwości, co do tego, że wygrane syna nie do końca wynikają z jego umiejętności. - A teraz zmuszony jestem przeprosić panią. Muszę odświeżyć się po trzydniowym pobycie poza domem. Matt dotrzyma pani towarzystwa. Prawda, synku?
• Oczywiście, tato – Matthew energicznie kiwnął głową.
• To w takim razie pójdę już.
• Panie Cartwright, chwileczkę – rzekła Holly wstając z kanapy – chciałam panu podziękować, za to co pan dla mnie zrobił.
• Nic takiego nie zrobiłem. Każdy na moim miejscu…
• Wiem, wiem – przerwała mu – nie musiał pan tego robić, zwłaszcza, że pan i ja nie przepadamy za sobą.
• A to już nie moja wina – Adam wzruszył ramionami.
• Powiedzmy, że wina leży po obu stronach – rzekła ugodowo Holly.
• Niech pani będzie – Adam ponownie wzruszył ramionami, co Holly na równi rozśmieszyło, co i zirytowało. Niepomna na swoją obietnicę (po wypadku obiecała sobie, że powstrzyma się od kąśliwych uwag pod adresem Cartwrighta), wypaliła z tak charakterystycznym dla siebie temperamentem:
• A pan niech uważa, bo ramiona panu odpadną.
• Chce mnie pani sprowokować? – spytał Adam i groźnie zmrużył oczy, co było widomym znakiem, że niewiele brakuje mu do wybuchu. Widząc to Holly przybrała niewinną minę i powiedziała:
• Przepraszam, nie chciałam pana urazić. Po prostu, to jak pan wzruszył ramionami wyglądało dość śmiesznie.
• Śmiesznie? - Adam popatrzył na Holly zupełnie zdezorientowany jej odpowiedzią.
• Tak było, tato – powiedział Matt, który z uciechą przyglądał się dorosłym.
• Siła złego na jednego – mruknął Adam wchodząc na schody.
• Panie Cartwright, proszę zaczekać. Chciałabym z panem porozmawiać – powiedziała Holly idąc w ślad za Adamem. Ten przystanął, odwrócił się przodem do dziewczyny i rzekł:
• Panno McCulligen, jestem brudny, zmęczony, a do tego bardzo głodny. Nie wiem, o czym chce pani ze mną rozmawiać, ale chyba może to poczekać?
• Wolałabym teraz z panem porozmawiać. To, że pan nieco śmierdzi zupełnie mi nie przeszkadza – odparła żartem. Adam jednak nie poznał się na nim, bo niemal warknął:
• Ale mnie przeszkadza, dlatego pójdę teraz umyć się, a pani jak ma życzenie może zaczekać, ale od razu uprzedzam, że to trochę potrwa.
• Nie szkodzi, poczekam. Mogę też poprosić Hop Singa, żeby przygotował panu coś do zjedzenia.
• Nie ma takiej potrzeby – wycedził przez zęby Adam.
• Ale mówiłeś tato, że jesteś głodny – zauważył Matt.
• A ty mój kawalerze nie powinieneś wtrącać się do rozmowy dorosłych – Adam upomniał synka.
• To ja pójdę do Hop Singa i powiem mu, żeby odgrzał ci owsiankę ze śniadania – odparł niezrażony Matt. – Chyba jej nie wylał. Była całkiem dobra.
• Pójdę z nim – rzekła Holly, biorąc chłopca za rączkę.
• Ale ja nie chcę owsianki! - krzyknął ze złością Adam za znikającymi w kuchni Mattem i Holly.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 15:51, 23 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:15, 23 Sie 2020    Temat postu:

Wspaniale! Kolejna część opowieści Very Happy
Cytat:
Obok niego jechał dużo młodszy mężczyzna ubrany na czarno, choć prawdę mówiąc kolor jego koszuli, po długiej jeździe w kurzu nie miał nic wspólnego z głęboką czernią. On również, tak jak szeryf, wyglądał na zmęczonego, podobnie zresztą, jak i pozostali jeźdźcy. Tym mężczyzną oczywiście był Adam Cartwright, który od trzech dni pomagał szeryfowi Coffee w pościgu za Speedem Monroe ...

No i Adaś się nieco zakurzył
Cytat:
• Chcesz, przez to powiedzieć, Frank, że masz już dość? - spytał, głosem ochrypłym od kurzu, szeryf Coffee.
• Tak, mam dość. W domu czeka na mnie rodzina i robota. Zresztą, chyba wszyscy podzielają moje zdanie.
• Wy, też tak uważacie, jak Frank? – szeryf powiódł zmęczonym wzrokiem po otaczających go mężczyznach. Na ich twarzach początkowo odmalowała się konsternacja, potem jednak przekonani do opinii swojego towarzysza przyznali, że dalsze poszukiwania nie mają sensu.

Szybko się zniechęcili do poszukiwań
Cytat:
• No, nie wiem, czy się prześpisz – rzekł, jakby od niechcenia Ben.
• A to niby dlaczego?
• Mamy gościa.
• Gościa?
• Owszem i to bardzo miłego. To Holly.

A to go zaskoczył!
Cytat:
• Ze mną? Porozmawiać? Chyba żartujesz?! - Adam nadal wyglądał na zaskoczonego, ale także zirytowanego.
• Oj, Adamie, Adamie dlaczego ty jej tak nie lubisz?
• Pytasz jakbyś nie wiedział.

Bidulek Very Happy Jak mógł Ben tak go zdenerwować?
Cytat:
- Holly to miła i dobra dziewczyna, a poza tym…
• A poza tym mój syn ją lubi. To chciałeś mi powiedzieć, prawda?
• Przecież lubi. No, już, nie bocz się tak.
• Gdzie ona jest? - spytał Adam robiąc zbolałą minę.
• W salonie z Matthew. Bądź dla niej miły.
• Spróbuję, choć nie będzie to łatwe – Adam westchnął ciężko i zrezygnowany ruszył do domu.

Dla Adama z pewnością nie będzie to łatwe
Cytat:
... a ten wziąwszy go za rękę podprowadził do kanapy, na której siedziała Holly i powiedział: - zobacz, kto nas odwiedził. Holly! I powiedziała, że jest już całkiem zdrowa.
• Właśnie widzę. Witam – Adam skinął głową na powitanie i zauważył: - szybko po takim wypadku doszła pani do siebie.

Początek niezły, spokojny, ale znając oboje długo to nie potrwa
Cytat:
- A teraz zmuszony jestem przeprosić panią. Muszę odświeżyć się po trzydniowym pobycie poza domem. Matt dotrzyma pani towarzystwa. Prawda, synku?
• Oczywiście, tato – Matthew energicznie kiwnął głową.
• To w takim razie pójdę już.

Czyżby odwrót na z góry zaplanowane pozycje?
Cytat:
– chciałam panu podziękować, za to co pan dla mnie zrobił.
• Nic takiego nie zrobiłem. Każdy na moim miejscu…
• Wiem, wiem – przerwała mu – nie musiał pan tego robić, zwłaszcza, że pan i ja nie przepadamy za sobą.
• A to już nie moja wina – Adam wzruszył ramionami.
• Powiedzmy, że wina leży po obu stronach – rzekła ugodowo Holly.

Holly poszła na ustępstwa ... to dobrze wróży ich kontaktom
Cytat:
Niepomna na swoją obietnicę (po wypadku obiecała sobie, że powstrzyma się od kąśliwych uwag pod adresem Cartwrighta), wypaliła z tak charakterystycznym dla siebie temperamentem:
• A pan niech uważa, bo ramiona panu odpadną.
• Chce mnie pani sprowokować? – spytał Adam i groźnie zmrużył oczy, co było widomym znakiem, że niewiele brakuje mu do wybuchu. Widząc to Holly przybrała niewinną minę i powiedziała:
• Przepraszam, nie chciałam pana urazić. Po prostu, to jak pan wzruszył ramionami wyglądało dość śmiesznie.
• Śmiesznie? - Adam popatrzył na Holly zupełnie zdezorientowany jej odpowiedzią.
• Tak było, tato – powiedział Matt, który z uciechą przyglądał się dorosłym.

Istotnie, to musiało zabawnie wyglądać
Cytat:
• Panie Cartwright, proszę zaczekać. Chciałabym z panem porozmawiać – powiedziała Holly idąc w ślad za Adamem. Ten przystanął, odwrócił się przodem do dziewczyny i rzekł:
• Panno McCulligen, jestem brudny, zmęczony, a do tego bardzo głodny. Nie wiem, o czym chce pani ze mną rozmawiać, ale chyba może to poczekać?
• Wolałabym teraz z panem porozmawiać. To, że pan nieco śmierdzi zupełnie mi nie przeszkadza – odparła żartem.

No nie! Jak ona mogła zasugerować, że Adaś śmierdzi? Chociaż, po tym pościgu za piratem drogowym może nieco mniej komfortowo pachniał
Cytat:
• Nie szkodzi, poczekam. Mogę też poprosić Hop Singa, żeby przygotował panu coś do zjedzenia.
• Nie ma takiej potrzeby – wycedził przez zęby Adam.
• Ale mówiłeś tato, że jesteś głodny – zauważył Matt.

Ciekawe, co tak zdenerwowało Adama?
Cytat:
• To ja pójdę do Hop Singa i powiem mu, żeby odgrzał ci owsiankę ze śniadania – odparł niezrażony Matt. – Chyba jej nie wylał. Była całkiem dobra.
• Pójdę z nim – rzekła Holly, biorąc chłopca za rączkę.
• Ale ja nie chcę owsianki! - krzyknął ze złością Adam za znikającymi w kuchni Mattem i Holly.

Chyba go nie uszczęśliwią tą owsianką

Bardzo zabawny fragment, pościg za ówczesnym piratem drogowym, rozmowa Adama z Benem Holly i Mattem. Bardzo dopracowane. Pościg co prawda nieudany, bo jakoś Speed'a nie znaleźli i część ścigających zniechęcona postanowiła wycofać się z imprezy. Jeśli chodzi o rozmowę z Holly, to i Holly starała się ograniczyć złośliwości i Adam starał się okazać cierpliwość. Mniej więcej to im się udało. Nie doszło do okrzyków, rękoczynów itp. ... niestety, Holly nie zdążyła powiedzieć Adamowi tego, co zamierzała ... nie wiem czego, ale jeśli pohamowała się z ciętą ripostą, to musiało być coś istotnego. Może po zjedzeniu pysznej owsianki Adam będzie bardziej skory do kontaktów? Chociaż ... chyba nie miał ochoty na owsiankę - jego ulubione danie to raczej chrupiący bekon Very Happy Może po kąpieli i zjedzeniu posiłku Adam będzie w lepszym nastroju i odzyska poczucie humoru ... nawet sarkastyczne Very Happy Niecierpliwie czekam na kontynuację i zastanawiam się, co takiego pragnie mu powiedzieć Holly?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 18:16, 23 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 12, 13, 14 ... 55, 56, 57  Następny
Strona 13 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin