Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 14, 15, 16 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:45, 02 Wrz 2020    Temat postu:

Już, już wklejam. Very Happy


***
• Oto prawdziwe oblicze panny McCulligen – mruknął Adam i sięgnął po muffinkę. Holly naprawdę wyprowadziła go z równowagi, ale to nie przeszkodziło mu zjeść dwóch następnych ciastek. Gdy sięgał po trzecie, jak spod ziemi pojawił się Hop Sing mówiąc:
• Niedługo obiad. Jeść tyle muffinek to źle. Pan Adam nie zje potem obiadu. A na obiad jest pieczeń.
• Zjem – odparł Cartwright. - Nie musisz o mnie się martwić.
• A panna Holly gdzie? - spytał Hop Sing.
• Poszła sobie.
• To nie będzie na obiedzie? – kucharz zrobił zafrasowaną minę.
• Skoro poszła, to chyba jasne, że jej nie będzie, prawda?
• Tylko pytałem. – Odparł, usprawiedliwiając się Hop Sing, po czym dodał: - To taka miła panna. Matti będzie rozczarowany.
• Hop Sing, możesz sprawdzić, czy pieczeń się przypadkiem nie przypala? - Adam zmierzył kucharza wrogim spojrzeniem.
• Mnie się nigdy nic nie przypala – odrzekł wyraźnie obrażony kucharz. Jakby w odwecie za słowa Adama, Hop Sing zabrał ze stołu paterę z ciastkami mówiąc:
• Nie ma panny Holly, nie ma muffinek.
Adam z niedowierzaniem pokręcił głową. Ten pyskaty rudzielec każdego owinie sobie wokół małego palca. Nawet kucharz jest po jej wrażeniem. No, ale on, Adam Cartwright nie pozwoli sobą manipulować. Po to jest prawo aby je przestrzegać. Podobnie, jest z zasadami, którymi kieruje się człowiek w życiu. Albo się je ma, albo nie. Adam przywiązywał do nich ogromną wagę i nie zamierzał ich łamać. Jego zdaniem była to kwestia honoru. Dlatego też nic dziwnego, że był na siebie zły, za to że tak łatwo uległ pannie McCulligen. Był też wściekły na nią. Takiej bezczelności i tupetu nie spodziewał się po Holly, ale widocznie rozpuszczone dziewczyny z Georgii tak właśnie mają. Cóż, trzeba będzie pokazać jej miejsce w szeregu - pomyślał. Skoro świt pojedzie do szeryfa Coffee – wątpił, żeby dziewczyna go w tym uprzedziła, zwłaszcza, że szeryf zapowiedział się z wizytą u Toliverów – i opowie mu o wszystkim, a wtedy okaże się kto będzie górą. I wcale nie chodziło mu o ukaranie Speed’a, bo pomysł Holly wcale nie był taki zły – to nawet Adam musiał przyznać. Jednak prawo było prawem i wszystkich obowiązywało. Monroe powinien trafić w ręce szeryfa i to on, a nie panna McCulligen powinien zadecydować o dalszym losie Speed’a.
Adam, wciąż jeszcze rozzłoszczony, poczuł się nieco lepiej. Jednak poprawa humoru była chwilowa. Gdy usłyszał tętent koni, a potem wesołe głosy ojca i braci, nad którymi górował szczebiot Matta, jego nastrój radykalnie się zmienił. Uświadomił sobie bowiem, że to ojciec wmanewrował go w całą tę aferę z Holly i Speed’em. Tymczasem do domu wpadł rozpromieniony Matthew. Ujrzawszy jedynie ojca, przystanął i zapytał:
• Gdzie jest Holly?
• Wróciła do domu – odparł Adam, próbując nadać swojemu głosowi naturalny ton.
• Miała na mnie zaczekać. – Chłopczyk wyraźnie posmutniał i z wyrzutem powiedział: - dlaczego jej nie zatrzymałeś, tato?
• Lepiej idź umyj ręce. Zaraz będzie obiad.
• Ale Holly… - zaczął Matt.
• Przestań marudzić – przerwał mu stanowczo Adam. - Rób, co ci powiedziałem.
• Tato…
• Dwa razy nie będę powtarzać. No, już zmykaj.
Chłopczyk z ustami wygiętymi w podkówkę pobiegł do swojego pokoju. Adam ciężko westchnął. Nie chciał być dla synka nieprzyjemny, ale sama wzmianka o Holly podniosła mu ciśnienie. Miał zamiar iść za synem i go przeprosić, ale zatrzymał go głos ojca, który akurat wszedł do domu i usłyszał część jego rozmowy z Mattem.
• A ciebie, co znowu ugryzło?!
• Jeszcze pytasz?! - Adam podniósł głos.
• O, co ci chodzi? - Ben ze zdumieniem spoglądał na rozgniewanego syna.
• Dobrze się bawiliście?
• Z Mattem? Świetnie – odparł Ben zdejmując pas z bronią.
• Nie o to mi chodzi – wycedził przez zęby Adam. - pytam, czy ty, tato i panna McCulligen dobrze bawiliście się moim kosztem?
• Słucham? - oczy Bena wyrażały zdziwienie w czystej postaci.
• Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. Twoja ulubienica powiedziała mi, że zgodziłeś się zatrudnić Speed’a w Ponderosie.
• To prawda – przyznał Ben – ale powiedziałem jej też, że twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. Dlatego poradziłem jej, żeby również ciebie spytała, co sądzisz o zatrudnieniu Speed’a. Po twojej reakcji wnoszę, że spytała.
• Owszem, spytała – odparł powoli Adam.
• Zgodziłeś się?
• Tak.
• To, o co ci chodzi? Nie rozumiem. Czyżbyście się pokłócili?
• Zgadałeś. – Odparł Adam i zaraz z wyrzutem powiedział: - dlaczego nie uprzedziłeś mnie, czego będzie ode mnie chciała? Czułem się, jak skończony kretyn, gdy rzuciła mi w twarz, że bez względu na to, jaką decyzję podejmę, to ty i tak przyjąłeś już Speed’a do pracy.
• I to ciebie tak rozzłościło? - Ben pokręcił z niedowierzaniem głową.
• A ty się jeszcze dziwisz? Nieźle sobie ze mnie zakpiliście?!
• Uspokój się. Ani mnie, ani tym bardziej Holly nie przyszło to do głowy. No, dobrze, może to i moja wina – przyznał Ben – ale pomyślałem sobie, że to niezła okazja żebyście ostatecznie zakopali topór wojenny. Te wasze ciągłe sprzeczki są bezsensowne. Więcej was łączy niż dzieli.
• Czyżby?! - Adam wyglądał tak, jakby za chwilę miał się udusić – to powiem ci coś, tato: zakopać topór wojenny można z kimś, kto prawdziwie chce zgody. Panna McCulligen tego nie chce. Za to pragnie wszystkich sobie podporządkować i nawet całkiem nieźle jej to idzie. Ale ja nie dam sobą manipulować! Doprawdy, co wy wszyscy w niej widzicie?! Przecież to zwykła intrygantka!
• Teraz to przesadziłeś! - stwierdził podniesionym głosem Ben. Widać było, że pomału tracił cierpliwość. - Bredzisz, jak w malignie! To porządna dziewczyna. Może i nazbyt energiczna, ale dobra i do bólu szczera. A poza tym, mam ci przypomnieć, dzięki komu tak szybko wróciłeś do zdrowia?
• Uważasz, że z tego powodu powinienem być jej dozgonnie wdzięczny?! - spytał Adam zupełnie nie panując nad sobą. - Nigdy!
• Adamie, widzę, że nie jesteś w stanie racjonalnie myśleć. Dalsza rozmowa do niczego dobrego nas nie doprowadzi. Zjedzmy obiad, a potem w spokoju wrócimy do tematu – zaproponował Ben.
• To smacznego – rzekł Adam. - Ja nie będę jadł. Straciłem apetyt.
• Synu, nie zachowuj się, jak małe rozkapryszone dziecko. To do ciebie zupełnie niepodobne. Jeśli uważasz, że uraziłem cię swoją decyzją, to przepraszam. Nie sądziłem, że moja zgoda na zatrudnienie Speed’a wywoła twój gniew.
• Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz, tato? Tu nie chodzi o Speed’a, tylko o to, że oboje, ty i ta pannica, postawiliście mnie w idiotycznej sytuacji. To miał być taki test? Zgodzi się, nie zgodzi? A, co by było, gdybym powiedział „nie”? Tylko szczerze – zastrzegł Adam.
• Monroe i tak u nas by został. Przynajmniej na próbę. Uważam, że pomysł Holly jest świetny. Łatwo jest wsadzić kogoś do więzienia, trudniej dać mu szansę na poprawę.
• Jakbym słyszał tę rudą piekielnicę!
• Opanuj się. W mojej obecności nie będziesz tak mówił o Holly.
• To znaczy, że ciebie już całkowicie przekabaciła – zauważył z ironią Adam.
• Uważaj na słowa, bo mogę stracić cierpliwość – zagroził Ben.
• I, co mi zrobisz?
• Adamie, dosyć! Nie zamierzam się z tobą kłócić. A teraz pozwól, że przygotuję się do obiadu. W przeciwieństwie do ciebie, ja jestem głodny.
• Jeśli myślisz, że tak to zostawię, to się mylisz – rzekł z groźbą w głosie Adam.
• Chcesz w imię urażonej dumy kazać zamknąć Speed’a w areszcie? - spytał Ben, badawczo spoglądając na syna.
• Wiesz dobrze, że nigdy bym do tego się nie posunął, ale też nie zamierzam niczego ukrywać przed szeryfem Coffee.
• To jedź do niego i wszystko mu powiedz. A teraz daj mi już spokój.
• Jak sobie życzysz, tato – mruknął Adam i dodał: - a i jeszcze jedno: nie chcę, żeby Matthew dzień w dzień biegał do Toliverów.
• Dlaczego mnie to mówisz? Powiedz swojemu synowi.
• Powiem.
• Ciekawe, jak mu wytłumaczysz swój zakaz – prychnął Ben.
Adam nie odezwał się, tylko zacisnąwszy z całej siły usta ruszył po schodach do swojej sypialni. Ben odprowadził go wzrokiem i ciężko westchnął. Wszystkiego mógł się spodziewać, ale nie histerycznego zachowania najstarszego syna, który na ogół był opanowanym, trzeźwo myślącym człowiekiem. Ben stał na środku salonu z ledwością dowierzając temu, co się stało, gdy do domu weszli, opowiadając sobie coś wesołego, Hoss i Joe. Zaraz też zauważyli dziwny nastrój ojca.
• Stało się coś, tato? - spytał Joe.
• Adam zwariował – odrzekł Ben, kręcąc przy tym głową tak jakby nie wierzył w to, co powiedział.
• Co zrobił? - zainteresował się Hoss, a stwierdziwszy, że na obiad będzie musiał jeszcze trochę zaczekać sięgnął do talerza z jabłkami, stojącego na stoliku w pobliżu kominka. Wybrał duże i rumiane. Wytarł je energicznie o połę kamizelki i zatopił w nim zęby. Tymczasem Ben, wciąż jeszcze zszokowany zachowaniem pierworodnego syna rzekł;
• Adam najpierw pokłócił się z Holly, potem ze mną, a w międzyczasie zdążył nakrzyczeć na Matta.
• Dobry jest - zauważył z kpiącym uśmiechem Joe.
• Nie wiem, co w niego wstąpiło – Ben bezradnie rozłożył ręce. - Zupełnie go nie poznaję.
• Może to przez wiosnę – rzekł Hoss, głośno mlaskając. - Pamiętacie, co ze mną się działo, jak tylko robiło się ciepło, a ptaki zaczynały śpiewać?
• Niestety, pamiętam – mruknął Joe z posępną miną - i moja noga również. Ta, którą mi kilka lat temu złamałeś w tym wiosennym szale.
• Wybacz braciszku, ale nie byłem sobą.
• Myślisz, że to jest zaraźliwe?
• Co?
• No, taka wiosenna gorączka.
• A dlaczego pytasz?
• Bo, jeśli tak, to Adam mógł ją gdzieś złapać, a wtedy trzeba będzie podać mu siarkę z melasą.
• Dajcie chłopcy spokój – rzekł ze zniecierpliwieniem Ben. - To nie wiosenna gorączka trapi waszego brata.
• A, co innego? - spytał Joe i dodał: - Adam już od jakiegoś czasu zachowuje się dziwnie.
• Dokładnie od czasu, gdy Holly przyjechała do Toliverów – zauważył Hoss kończąc jeść jabłko.
• A wiesz, to może być prawda – przyznał Joe. - Czyżby się w niej zakochał? Nieee. Raczej rzuciło mu się coś na głowę. Możliwe, że po tych bańkach, które mu Holly postawiła. A może by tak pojechać po doktora Martina?
• Na chorą duszę doktor nic nie poradzi – stwierdził Ben. - Adam będzie musiał sam sobie poradzić.
• Może jednak dałoby mu się jakoś pomóc? - spytał Hoss. - Na dłuższą metę te jego humory są nie do zniesienia.
• Pomóc można komuś, kto tego chce – stwierdził Ben. - I wiecie, co? Nie chcę już dłużej o tym rozprawiać.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 19:47, 02 Wrz 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 0:31, 03 Wrz 2020    Temat postu:

Jak fajnie, kolejna część Very Happy
Cytat:
• Oto prawdziwe oblicze panny McCulligen – mruknął Adam i sięgnął po muffinkę. Holly naprawdę wyprowadziła go z równowagi, ale to nie przeszkodziło mu zjeść dwóch następnych ciastek. Gdy sięgał po trzecie ...

A to łakomczuch!
Cytat:
• Skoro poszła, to chyba jasne, że jej nie będzie, prawda?
• Tylko pytałem. – Odparł, usprawiedliwiając się Hop Sing, po czym dodał: - To taka miła panna. Matti będzie rozczarowany.
• Hop Sing, możesz sprawdzić, czy pieczeń się przypadkiem nie przypala? - Adam zmierzył kucharza wrogim spojrzeniem.

Hop Sing też lubi Holly. Adam ma przechlapane u kucharza. Jak nic będzie teraz dostawał przypaloną pieczeń, a i dokładki smakowitości go ominą
Cytat:
Jakby w odwecie za słowa Adama, Hop Sing zabrał ze stołu paterę z ciastkami mówiąc:
• Nie ma panny Holly, nie ma muffinek.
Adam z niedowierzaniem pokręcił głową. Ten pyskaty rudzielec każdego owinie sobie wokół małego palca. Nawet kucharz jest po jej wrażeniem. No, ale on, Adam Cartwright nie pozwoli sobą manipulować.

No i Hop Sing pokazał mu miejsce w szeregu Very Happy Ciekawe czy Adamowi uda się unikanie "manipulacji" panny Holly
Cytat:
Cóż, trzeba będzie pokazać jej miejsce w szeregu - pomyślał. Skoro świt pojedzie do szeryfa Coffee – wątpił, żeby dziewczyna go w tym uprzedziła, zwłaszcza, że szeryf zapowiedział się z wizytą u Toliverów – i opowie mu o wszystkim, a wtedy okaże się kto będzie górą. I wcale nie chodziło mu o ukaranie Speed’a, bo pomysł Holly wcale nie był taki zły – to nawet Adam musiał przyznać. Jednak prawo było prawem i wszystkich obowiązywało.

Jeśli Adam uważa, że to był dobry pomysł, to dlaczego ma pretensję? Chyba jest zły o to, że ktoś inny też miewa dobre pomysły
Cytat:
Tymczasem do domu wpadł rozpromieniony Matthew. Ujrzawszy jedynie ojca, przystanął i zapytał:
• Gdzie jest Holly?
• Wróciła do domu – odparł Adam, próbując nadać swojemu głosowi naturalny ton.
• Miała na mnie zaczekać. – Chłopczyk wyraźnie posmutniał i z wyrzutem powiedział: - dlaczego jej nie zatrzymałeś, tato?
• Lepiej idź umyj ręce. Zaraz będzie obiad.
• Ale Holly… - zaczął Matt.
• Przestań marudzić – przerwał mu stanowczo Adam. - Rób, co ci powiedziałem.
• Tato…
• Dwa razy nie będę powtarzać. No, już zmykaj.
Chłopczyk z ustami wygiętymi w podkówkę pobiegł do swojego pokoju

W dodatku sprawił przykrość synkowi
Cytat:
• A ciebie, co znowu ugryzło?!
• Jeszcze pytasz?! - Adam podniósł głos.
• O, co ci chodzi? - Ben ze zdumieniem spoglądał na rozgniewanego syna.
• Dobrze się bawiliście?
• Z Mattem? Świetnie – odparł Ben zdejmując pas z bronią.
• Nie o to mi chodzi – wycedził przez zęby Adam. - pytam, czy ty, tato i panna McCulligen dobrze bawiliście się moim kosztem?

A teraz oberwie się pa
Cytat:
Twoja ulubienica powiedziała mi, że zgodziłeś się zatrudnić Speed’a w Ponderosie.
• To prawda – przyznał Ben – ale powiedziałem jej też, że twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. Dlatego poradziłem jej, żeby również ciebie spytała, co sądzisz o zatrudnieniu Speed’a. Po twojej reakcji wnoszę, że spytała.
• Owszem, spytała – odparł powoli Adam.
• Zgodziłeś się?
• Tak.
• To, o co ci chodzi? Nie rozumiem. Czyżbyście się pokłócili?

Kto by pomyślał? Kłótnia między nim a Holly? Ben nigdy by na to nie wpadł
Cytat:
No, dobrze, może to i moja wina – przyznał Ben – ale pomyślałem sobie, że to niezła okazja żebyście ostatecznie zakopali topór wojenny. Te wasze ciągłe sprzeczki są bezsensowne. Więcej was łączy niż dzieli.
• Czyżby?! - Adam wyglądał tak, jakby za chwilę miał się udusić – to powiem ci coś, tato: zakopać topór wojenny można z kimś, kto prawdziwie chce zgody. Panna McCulligen tego nie chce. Za to pragnie wszystkich sobie podporządkować i nawet całkiem nieźle jej to idzie. Ale ja nie dam sobą manipulować! Doprawdy, co wy wszyscy w niej widzicie?! Przecież to zwykła intrygantka!

Sama sugestia, że cokolwiek go łączy z panną McCulligan powoduje u Adasia atak duszności
Cytat:
To porządna dziewczyna. Może i nazbyt energiczna, ale dobra i do bólu szczera. A poza tym, mam ci przypomnieć, dzięki komu tak szybko wróciłeś do zdrowia?
• Uważasz, że z tego powodu powinienem być jej dozgonnie wdzięczny?! - spytał Adam zupełnie nie panując nad sobą. - Nigdy!

Niewdzięcznik!
Cytat:
Zjedzmy obiad, a potem w spokoju wrócimy do tematu – zaproponował Ben.
• To smacznego – rzekł Adam. - Ja nie będę jadł. Straciłem apetyt.
• Synu, nie zachowuj się, jak małe rozkapryszone dziecko.

Faktycznie, Adam zachowuje się jak dziecko, któremu zabrano zabawkę
Cytat:
Uważam, że pomysł Holly jest świetny. Łatwo jest wsadzić kogoś do więzienia, trudniej dać mu szansę na poprawę.
• Jakbym słyszał tę rudą piekielnicę!
• Opanuj się. W mojej obecności nie będziesz tak mówił o Holly.
• To znaczy, że ciebie już całkowicie przekabaciła – zauważył z ironią Adam.

Rzeczywiście, Adam bardzo to przeżywa
Cytat:
... - a i jeszcze jedno: nie chcę, żeby Matthew dzień w dzień biegał do Toliverów.
• Dlaczego mnie to mówisz? Powiedz swojemu synowi.
• Powiem.
• Ciekawe, jak mu wytłumaczysz swój zakaz – prychnął Ben.
Adam nie odezwał się, tylko zacisnąwszy z całej siły usta ruszył po schodach do swojej sypialni. Ben odprowadził go wzrokiem i ciężko westchnął. Wszystkiego mógł się spodziewać, ale nie histerycznego zachowania najstarszego syna, który na ogół był opanowanym, trzeźwo myślącym człowiekiem.

A tutaj to chyba przesadził! Chce ukarać Matthew za swoją urażoną ambicję?
Cytat:
• Myślisz, że to jest zaraźliwe?
• Co?
• No, taka wiosenna gorączka.
• A dlaczego pytasz?
• Bo, jeśli tak, to Adam mógł ją gdzieś złapać, a wtedy trzeba będzie podać mu siarkę z melasą.

Hoss ma dla niego lekarstwo

Kolejna, ciekawa część. Byłaby zabawna, gdyby nie problemy jej bohaterów. Najbardziej smutny będzie Matt, jeśli Adam zabroni mu odwiedzać Tolliverów i Holly. Ben również ma kiepskie samopoczucie - jest zły na Adama i nie wie, jak do niego trafić. Brakuje mu argumentów, a to, co usiłuje przekazać synowi - do niego nie trafia. Młodsi bracia mają ubaw. Nareszcie ten najstarszy wzór do naśladowania, ideał miota się ... no właśnie, jak się miota i dlaczego? On rzeczywiście się pogubił. Właściwie nie ma już nic przeciwko Speed'owi, ale ... obraził się, że Holly wcześniej uzgodniła zatrudnienie Speed'a z Benem. Czyżby tylko to było przyczyną wściekłości Adama? Taki drobiazg? Przecież on sam niektóre decyzje uzgadniał z ojcem. Nie uważał wtedy, że robi z siebie głupka. No i znów uważa Holly za "rudą piekielnicę", choć niedawno niósł ją na rękach i troszczył się o jej samopoczucie. Wtedy jego odczucia były zupełnie inne - chęć opiekowania się, czułość, jakieś ciepło koło serca Very Happy ku jego zdziwieniu. W każdym razie największy problem tutaj ma chyba Adam, który nie wie, co ma robić? Nie wie co czuje do Holly i ... któremu znów popsuły się relacje z ojcem i synkiem. Mam nadzieję, że w następnych odcinkach autorka postawi złośnika do pionu i powróci ten spokojny, zrównoważony Adam, który zawsze wie, co ma robić.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 0:31, 03 Wrz 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 18:25, 03 Wrz 2020    Temat postu:

Jak miło! Very Happy Błyskawiczny komentarz i bardzo inspirujący Very Happy Dziękuję. Very Happy
Adaś jeszcze przez góra dwa odcinki będzie nie do wytrzymania. Mruga Obiecuję, że potem wróci do normy. Very Happy Tymczasem będzie się miotał, jak rybka w sieci. Pogubił się chłopak. Tęskni za Naomi i najchętniej nic nie zmieniałby w swoim życiu, a ono nie stoi w miejscu. Jest taki chimeryczny, bo zaczęło do niego docierać, że są kobiety, które mogą mu być nieobojętne. Tak jest z Holly, do której Adaś już coś czuje. To mu się nie podoba, dlatego próbuje zdusić w sobie uczucie, które zaczęło wbrew jego woli kiełkować. Zobaczymy, jak dalej potoczy się akcja. Plan mam, ale, jak to zwykle bywa w trakcie pisania pojawia się nowy wątek i wszystko staje na głowie. Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:04, 08 Wrz 2020    Temat postu:

Adam, pewny zwycięstwa, wkracza do akcji. Very Happy

***
Następnego dnia, czwarta rano. Ponderosa.

Adam wstał na długo przed świtem. Szybko umył się i ubrał. Nie jadł śniadania, ponieważ postanowił zjeść je w Virginia City, oczywiście po rozmowie z szeryfem Coffee. Poza tym zależało mu na uniknięciu spotkania z rodziną przy wspólnym stole. Był pewien, że bracia nie powstrzymają się przed kąśliwymi uwagami i żartami. Nie miał ochoty ich wysłuchiwać, tak jak nie miał ochoty oglądać pełnej wyrzutu twarzy ojca. Zanim ruszył do miasta zajrzał jeszcze do synka, który spał z rozrzuconymi rączkami lekko posapując. Malec przedstawiał rozczulający widok i tak bardzo podobny był do swojej matki. Miał jej brodę i usta. Nawet uśmiechał się tak, jak ona. W takich chwilach Adam czuł, jak bardzo kocha synka. Najchętniej zatrzymałby czas, ale wiedział, że to niemożliwe. Chłopiec rósł jak na drożdżach. Jeszcze kilka lat i z dziecka stanie się młodzieńcem. Dzień wcześniej w sprzeczce z ojcem Adam rzucił w gniewie, że nie pozwoli synowi na odwiedziny u Toliverów. Na szczęście dość szybko oprzytomniał i zrozumiał, że taki zakaz mógłby tylko źle wpłynąć na jego relacje z synkiem. Miał jeszcze świeżo w pamięci, jak Matt całkiem niedawno reagował na jego widok. Nie chciał, żeby to wróciło. Zresztą, fakt, że nie mógł sobie poradzić z rudym szczeniakiem, nie powinien odbijać się na Matthew, który wpatrzony był w Holly, jak w tęczę. Adam uznał, że jakoś przetrzyma te codzienne, poranne wizyty synka u sąsiadów. Z czasem na pewno mu to przejdzie i problem sam się rozwiąże.
Powoli, tak żeby nie obudzić Matthew, Adam zamknął drzwi do pokoju chłopca. Niemal na palcach zszedł po schodach. Po omacku znalazł pas z bronią i zdjął z wieszaka kurtkę i kapelusz. Starając się nie robić hałasu wyszedł z domu i poszedł prosto do stajni, skąd w kwadrans później wyprowadził osiodłanego konia. Nie dosiadł go na podwórzu, tylko wyprowadził na drogę. Chciał niepostrzeżenie wymknąć się z rancza. Był pewien, że to mu się udało. Niestety, mylił się. Ben, który przez większość nocy nie mógł spać, stał w oknie i obserwował działania syna. Było mu przykro, że Adam wymyka się z domu, jak złodziej. Wiedział, że coś go gryzie, ale nie mógł go rozszyfrować. Podczas wczorajszej kłótni nie poznawał swojego poukładanego syna. Tak, jakby stał przed nim ktoś zupełnie obcy, do którego nie trafiał żaden argument. Najgorsze, z czym Benowi trudno było się pogodzić, to fakt, że Adam nie chciał z nim rozmawiać. Zwykle jakoś dochodzili do porozumienia. Teraz wydawało się to nad wyraz skomplikowane. Czy powodem tego stanu rzeczy była urażona duma Adama, czy też Holly, na którą jego syn reagował niemal alergicznie? Im dłużej się nad tym zastanawiał tym bardziej był skłonny twierdzić, że Emily myliła się, co do tych dwojga. Chyba jednak więcej ich dzieliło niż łączyło. W każdym razie Ben obiecał sobie, że już więcej nie napomknie Adamowi o Holly. Jeśli są sobie pisani, to będą razem, jeśli nie to trudno.
Tymczasem Adam zmierzał do Virginia City. Droga była zupełnie pusta. Wciąż jeszcze było ciemno, ale na horyzoncie niebo wyraźnie pojaśniało. Jechał galopem, tak, jak najbardziej lubił. Odgłos końskich kopyt i wiatr owiewający twarz dawały mu poczucie wolności i niemal dziecięcej radości. Było coś magicznego w tym zespoleniu konia i jeźdźca. Coś, co przed dziesiątkami lat dostrzegli Indianie Nez Perce, dla których koń stał się czymś więcej niż sunka wakan *1. To oni pierwsi, oprócz praktycznych korzyści wynikających z posiadania koni, uznali je za wyjątkowo piękne i mądre zwierzęta. Adam po stracie Sporta, który padł rok wcześniej, jeździł na tarantowatym ogierze, niezwykłej urody i wytrzymałości. Był to dar od zaprzyjaźnionego Indianina z plemienia Szoszonów. Ze względu na umaszczenie, Adam nazwał swojego wierzchowca Frost. *2 Koń dość szybko zaakceptował nowego właściciela. Z pozoru łagodny, nikomu oprócz Adama nie pozwolił do siebie podejść. Nawet Hoss, do którego lgnęły niemal wszystkie zwierzęta nie uniknął kopyt Frosta. Nic więc dziwnego, że wolał omijać go szerokim łukiem. Zresztą nie tylko on. Kiedyś pod saloonem w Virginia City Frost dał popis swych możliwości, gdy pewien pijany górnik z pobliskiej kopalni srebra postanowił go dosiąść. Dość powiedzieć, że mężczyzna ten przez trzy tygodnie leżał w domu niczym kłoda. Frost znał swoją wartość i bardzo szybko upodobnił się do swojego właściciela. Posiadał ponadto pewną niezwykle przydatną umiejętność. Przychodził do swojego pana na cichy, odpowiednio wykonany gwizd, którego Adam nauczył się od wspomnianego już Szoszona.
Adam był coraz bliżej Virginia City. Wokół wszystko jakby pojaśniało. Rozpoczynał się codzienny, wyjątkowy spektakl. Wstawał nowy dzień. Gdy słońce pojawiło się na niebie wszystko nagle ożyło i zadrgało kaskadą barw i dźwięków. Trawa pobłyskiwała kroplami rosy, a tuż nad samą ziemią widać było szarawą mgiełkę. W powietrzu wyraźnie czuć było wiosnę. Zapach drzew mieszał się ze specyficzną wonią wilgotnego mchu. Adam zatrzymał konia i przez dobrych kilkanaście minut przypatrywał się wschodowi słońca. Niebo, niemal bezchmurne, zapowiadało naprawdę ładny dzień. Mężczyzna miał nadzieję, a właściwie był pewien, że uda mu się utrzeć nosa pannie McCulligen. Co prawda nie był już na nią tak wściekły, jak poprzedniego dnia, ale skoro postanowił pokazać jej z kim zadarła, to zamierzał to uczynić.
Miasto przywitało Adama poranną krzątaniną. Część sklepów otwierała już swe podwoje, a część saloonów je zamykała. Ktoś spieszył się do telegrafu, ktoś inny kupował bilety na dyliżans. Nieopodal Hotelu International Adam minął czarną bryczkę doktora Martina, udającego się, jak co dnia do chorych mieszkających poza Virginia City. Potem skierował się do miejskiej stajni Teda Grossa, gdzie zostawił Frosta. Przez chwilę rozmawiał ze stajennym narzekającym na kiepskie zarobki, złośliwych klientów i jeszcze złośliwsze konie. Gdy upewnił się, że jego wierzchowiec dostał odpowiednio dużo owsa ruszył do szeryfa Coffee. Co prawda najpierw chciał zjeść porządne śniadanie, ale zrezygnował, uznając słusznie, że sprawa Speed’a Monroe jest ważniejsza niż to, że burczy mu w brzuchu. Ruszył więc do biura szeryfa. Po kilku minutach był już na miejscu. Gdy wszedł do środka szeryf, który właśnie wybierał się na śniadanie, nie krył na jego widok zdziwienia.
• Adam? A cóż ciebie sprowadza o tak wczesnej porze? Czy coś się stało?
• Nie. Przyjechałem w sprawie Speed’a Monroe.
• Monroe, powiadasz – szeryf spojrzał spod oka na Adama i uśmiechnął się. - A to zupełnie niepotrzebnie. Panna Holly i jej wuj byli tu wczoraj i wszystko mi opowiedzieli. I wiesz, co? Miałeś świetny pomysł z tym zatrudnieniem Speed’a w Ponderosie. Takiemu człowiekowi, jak on trzeba dać szansę. W więzieniu zupełnie by się zmarnował. Przyznaję, wziąłeś na siebie ogromną odpowiedzialność, ale przecież jesteś Cartwrightem, więc ten eksperyment musi się udać.
• Szeryfie, ale ja…
• Dobrze, dobrze. Nie bądź taki skromny. Panna Holly nie mogła się ciebie nachwalić. Ktoś inny na twoim miejscu przyciągnąłby tu Speed’a na postronku i jeszcze domagałby się nagrody. A ty zobaczyłeś w nim człowieka, zresztą tak, jak panna Holly, która powiedziała, że nie złoży na niego doniesienia. Monroe przeprosił ją i przyjął twoją propozycję. I to, przynajmniej na razie, mi wystarczy. Oczywiście, będę miał go na oku i jutro do was zajrzę. Chcę z nim porozmawiać i ostrzec, że jeżeli złamie warunki waszej umowy natychmiast trafi do mojego aresztu. Dziś natomiast zajrzy do niego doktor Martin.
• Widziałem go, jak wyjeżdżał z miasta – wtrącił Adam.
• Obiecał, że pojedzie do Ponderosy z samego rana. Panna Holly przekonała naszego doktora, że Speed bez jego pomocy nie da sobie rady z uzależnieniem od whiskey. Martin ma mu zaaplikować jakąś specjalną miksturę ziołową, po której nie spojrzy na alkohol. A swoją drogą, gdyby wszyscy tak jak ona i ty przejmowali się bliźnimi, nawet takimi, jak Speed, to ja nie miałbym nic do roboty.
• Bez przesady, szeryfie. Na tym świecie są gorsi niż Monroe.
• Masz rację – westchnął Coffee - ale czasem dobrze jest pomarzyć. Wiesz, z tej panny Holly to przemiły i bardzo ładny rudzielec.
• Mówią, że rude są wredne – Adam zdołał tylko tyle z siebie wydusić, uświadomiwszy sobie, jak sprytną przeciwniczką okazała się panna McCulligen.
• Zwykłe uprzedzenia. - Szeryf machnął ręką. - Moja żona była rudowłosa, a charakter miała prawdziwego anioła.
• Wyjątki potwierdzają regułę – mruknął Adam.
• Gdyby nie ta wasza wspólna inicjatywa pomyślałbym, że jej nie lubisz. To naprawdę wartościowa młoda kobieta. Inne w jej wieku mają pstro w głowie. Stroją się i rozglądają za chłopcami. A ona, nie. Jest nad wyraz dojrzała. Wierz mi Adamie, wiem, co mówię. A na ludziach to ja się znam.
• O, tak – przyznał Adam – jak nikt inny.
• Cóż, wychodzi na to, że niepotrzebnie tak wcześnie zerwałeś się z łóżka, ale oczywiście doceniam to, że pofatygowałeś się do mnie. Na kogo, jak na kogo, ale na was, Cartwrightów zawsze można liczyć.
• Owszem. Można.
• To w takim razie, co powiedziałbyś na talerz jajecznicy z bekonem? Nie wiem, jak ty, ale ja jestem bardzo głodny. No, chyba, że już jadłeś śniadanie?
• Nie jadłem, ale jajecznicy przynajmniej na jakiś czas mam dość – rzekł Adam.
• W knajpie u Jake’a zjesz doskonały gulasz, a i kawę ostatnio całkiem niezłą mają.
• Doprawdy? Może to panna McCulligen nauczyła go, jak parzy się dobrą kawę – rzekł z przekąsem Adam.
• Nie rozumiem? - szeryf wydawał się zdziwiony jego uwagą. - Nie sądzę, żeby panna Holly udzielała naszemu Jake’owi lekcji parzenia kawy. Do takich miejsc, jak ten jego saloon panny pokroju Holly McCulligen nie zaglądają.
• Zdziwiłby się pan, szeryfie do czego zdolne są takie panny. – Westchnął Adam i z dziwną rezygnacją w głosie dodał: - jak mamy iść na to śniadanie to chodźmy. Ja stawiam.

***

_________________________________________________________
*1 sunka wakan – w dialekcie dakota znaczy tyle, co „tajemniczy pies”. Początkowo większość Indian widziała w koniu kolejne zwierzę mięsodajne, a następnie pociągowe w tym samym sensie, w jakim od stuleci wykorzystywano na preriach psy. Dopiero po odkryciu koni bojowych, Indianie docenili konia, co stało się podstawą zmiany ich stylu bycia i prowadzenia wojen, a w końcu, niestety ich zagłady.

*2 Mowa tu o koniach Appoloosa. Rasa Appaloosa została stworzona przez Indian z narodu Nez Perce (Przekłute Nosy), zamieszkujących Płaskowyż na północnym zachodzie Stanów Zjednoczonych. Są to silne konie o smukłej sylwetce. Posiadają małe, szlachetne głowę i silne kończyny tylne. Appaloosa: odmiana maści tarantowatej, ale nie dotyczy wszystkich dropiatych koni. Rozróżnia się tu pięć wzorów: blanket (czaprak) - biała plama nad biodrami, z ciemnym nakrapianiem lub bez niego; marble (marmurek) - sierść dereszowata o różnym zabarwieniu z ciemnym na skrajnych partiach ciała oraz białym, przypominającym szron wzorem w środku; leopard (lampart) - biała sierść z ciemnymi plamkami; snoeflake (płatki śniegu) - nakrapiana głównie okolica ud i bioder; frost (mróz) - białe nakrapianie na ciemnym tle. Wszystkie appaloosa mają nakrapianą skórę na nosie i genitaliach, białą obwódkę dookoła twardówki w oczach, często też pionowe paski na jasnym rogu kopytowym. Mierzą od 140 do 155 cm w kłębie. Appaloosa to doskonałe wierzchowce spokojne, wszechstronne i łagodne konie użytkowe. Posiadają ogromną dawkę odporności i wytrzymałości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 13:52, 09 Wrz 2020    Temat postu:

Cytat:
Adam wstał na długo przed świtem. Szybko umył się i ubrał. Nie jadł śniadania, ponieważ postanowił zjeść je w Virginia City, oczywiście po rozmowie z szeryfem Coffee.

Chce być u szeryfa przed Holly? No, nie wiem, czy mu się uda. Holly jest sprytna
Cytat:
Zresztą, fakt, że nie mógł sobie poradzić z rudym szczeniakiem, nie powinien odbijać się na Matthew, który wpatrzony był w Holly, jak w tęczę. Adam uznał, że jakoś przetrzyma te codzienne, poranne wizyty synka u sąsiadów. Z czasem na pewno mu to przejdzie i problem sam się rozwiąże.

Dobrze, że Adam nie zabroni synkowi odwiedzać Holly, ale czy Matt kiedykolwie zrezygnuje z tej przyjaźni? Wątpię
Cytat:
Zwykle jakoś dochodzili do porozumienia. Teraz wydawało się to nad wyraz skomplikowane. Czy powodem tego stanu rzeczy była urażona duma Adama, czy też Holly, na którą jego syn reagował niemal alergicznie? Im dłużej się nad tym zastanawiał tym bardziej był skłonny twierdzić, że Emily myliła się, co do tych dwojga. Chyba jednak więcej ich dzieliło niż łączyło. W każdym razie Ben obiecał sobie, że już więcej nie napomknie Adamowi o Holly. Jeśli są sobie pisani, to będą razem, jeśli nie to trudno.

Chyba najlepiej zrobi, jeśli się nie będzie wtrącał ... jeśli są sobie pisani, to jakoś dojdą do porozumienia ... kiedyś, po długich utarczkach
Cytat:
...jeździł na tarantowatym ogierze, niezwykłej urody i wytrzymałości. Był to dar od zaprzyjaźnionego Indianina z plemienia Szoszonów. Ze względu na umaszczenie, Adam nazwał swojego wierzchowca Frost. Koń dość szybko zaakceptował nowego właściciela. Z pozoru łagodny, nikomu oprócz Adama nie pozwolił do siebie podejść. Nawet Hoss, do którego lgnęły niemal wszystkie zwierzęta nie uniknął kopyt Frosta. Nic więc dziwnego, że wolał omijać go szerokim łukiem. Zresztą nie tylko on. Kiedyś pod saloonem w Virginia City Frost dał popis swych możliwości, gdy pewien pijany górnik z pobliskiej kopalni srebra postanowił go dosiąść. Dość powiedzieć, że mężczyzna ten przez trzy tygodnie leżał w domu niczym kłoda. Frost znał swoją wartość i bardzo szybko upodobnił się do swojego właściciela.

Nowy wierzchowiec ... ma podobne usposobienie jak jego właściciel
Cytat:
Przyjechałem w sprawie Speed’a Monroe.
• Monroe, powiadasz – szeryf spojrzał spod oka na Adama i uśmiechnął się. - A to zupełnie niepotrzebnie. Panna Holly i jej wuj byli tu wczoraj i wszystko mi opowiedzieli. I wiesz, co? Miałeś świetny pomysł z tym zatrudnieniem Speed’a w Ponderosie. Takiemu człowiekowi, jak on trzeba dać szansę. W więzieniu zupełnie by się zmarnował.

Super! Holly była wcześniej u szeryfa
Cytat:
• Szeryfie, ale ja…
• Dobrze, dobrze. Nie bądź taki skromny. Panna Holly nie mogła się ciebie nachwalić. Ktoś inny na twoim miejscu przyciągnąłby tu Speed’a na postronku i jeszcze domagałby się nagrody. A ty zobaczyłeś w nim człowieka, zresztą tak, jak panna Holly, która powiedziała, że nie złoży na niego doniesienia.

Adam i skromność? No, nie wiem, chociaż w tym przypadku chyba nie czuje się aż tak zasłużony
Cytat:
A swoją drogą, gdyby wszyscy tak jak ona i ty przejmowali się bliźnimi, nawet takimi, jak Speed, to ja nie miałbym nic do roboty.
• Bez przesady, szeryfie. Na tym świecie są gorsi niż Monroe.
• Masz rację – westchnął Coffee - ale czasem dobrze jest pomarzyć. Wiesz, z tej panny Holly to przemiły i bardzo ładny rudzielec.
• Mówią, że rude są wredne – Adam zdołał tylko tyle z siebie wydusić, uświadomiwszy sobie, jak sprytną przeciwniczką okazała się panna McCulligen.

Bardzo sprytną przeciwniczką jest Holly, nawet szeryf ją polubił
Cytat:
• Gdyby nie ta wasza wspólna inicjatywa pomyślałbym, że jej nie lubisz. To naprawdę wartościowa młoda kobieta. Inne w jej wieku mają pstro w głowie. Stroją się i rozglądają za chłopcami. A ona, nie. Jest nad wyraz dojrzała. Wierz mi Adamie, wiem, co mówię. A na ludziach to ja się znam.
• O, tak – przyznał Adam – jak nikt inny.

Ach! Ten sarkazm Adama ... niby potwierdza, a jednocześnie zaprzecza opinii szeryfa
Cytat:
• To w takim razie, co powiedziałbyś na talerz jajecznicy z bekonem? Nie wiem, jak ty, ale ja jestem bardzo głodny. No, chyba, że już jadłeś śniadanie?
• Nie jadłem, ale jajecznicy przynajmniej na jakiś czas mam dość – rzekł Adam.

A co? Jajeczniczka przygotowana przez Holly i Hop Singa nie smakowała?
Cytat:
• W knajpie u Jake’a zjesz doskonały gulasz, a i kawę ostatnio całkiem niezłą mają.
• Doprawdy? Może to panna McCulligen nauczyła go, jak parzy się dobrą kawę – rzekł z przekąsem Adam.
• Nie rozumiem? - szeryf wydawał się zdziwiony jego uwagą. - Nie sądzę, żeby panna Holly udzielała naszemu Jake’owi lekcji parzenia kawy. Do takich miejsc, jak ten jego saloon panny pokroju Holly McCulligen nie zaglądają.
• Zdziwiłby się pan, szeryfie do czego zdolne są takie panny. – Westchnął Adam i z dziwną rezygnacją w głosie dodał: - jak mamy iść na to śniadanie to chodźmy. Ja stawiam.

Adam zapamiętał jednak smak kawy parzonej przez Holly. Chyba powoli zaczyna godzić się z nową dla niego sytuacją

Kolejna, interesująca część opowieści. Adam, nieprzejednany (jak dotąd) wróg Holly, zostaje zaskoczony. Nie dość, że rudzielec wyprzedził go w rozmowie z Roy'em, to jeszcze tak go opisał, że ... nie wypadało zaprzeczać. Co prawda Adam pewnie nie bardzo wierzy w te zachwyty Holly nad jego wielkodusznością, ale co on ma powiedzieć szeryfowi? Że Holly sprytnie go podeszła? Wykorzystała? O nie, do tego to się żaden facet nie przyzna. Bidula chyba będzie teraz milczał i cierpiał, a raczej będzie cierpiała jego męska ambicja, że Rudzielec tak go podszedł. Cóż, nawet Cartwrighta, nawet tego najsprytniejszego można czasem poskromić? Ustawić? Pokonać. I dobrze. Mają bardzo podobne charaktery i rzeczywiście pasują do siebie. Oby jak najprędzej oboje doszli do takiego wnioskuCzekam więc na obfitą kontynuację i może dalsze zmagania dwóch silnych osobowości ... a może już dogadywanie się tychże osobowości?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:20, 09 Wrz 2020    Temat postu:

Dziękuję za bardzo ciekawy komentarz. Very Happy Adam będzie musiał jakoś pogodzić się z tym, że w starciu z Holly to ona jest górą. Coraz bliżej do wiosennego pikniku. To może być dobra okazja do pojednania lub do otwartej wojny. Zobaczymy, jak wszystko się potoczy. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:17, 10 Wrz 2020    Temat postu:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:26, 12 Wrz 2020    Temat postu:

Ten odcinek, nieco dłuższy, zdominował Adam, którego wciąż prześladuje Holly Very Happy

***
Gulasz u Jake’a, zgodnie z zapewnieniem szeryfa Coffee, okazał się bardzo smaczny, a co za tym idzie nastrój Adama uległ znacznej poprawie. Oczywiście nie znaczyło to, że pogodził się z przebiegłością Holly, a w efekcie jej zwycięstwem. Jak dla niego dziewczyna dążyła do konfrontacji, a skoro tak, to miał jeszcze szansę żeby nauczyć ją moresu. Tymczasem postanowił nie zawracać sobie głowy cwanym rudzielcem, wychodząc z założenia, że na wszystko przyjdzie pora.
• Jak człowiek sobie podje to od razu ma lepszy humor – rzekł z błogim wyrazem twarzy szeryf Coffee, siorpiąc przy tym z zadowoleniem kawę.
• Pełen brzuch to niemal pełnia szczęścia – zauważył z uśmiechem Adam, po czym przywołał Jake’a, właściciela niewielkiej, ale ostatnimi czasy popularnej jadłodajni. Wczesna pora nie przeszkodziła, aby małe, ale czyste pomieszczenie wypełnione było po brzegi klientami, na których składali się przede wszystkim górnicy pracujący w pobliskich kopalniach srebra. Jedni posilali się przed rozpoczęciem szychty, inni zaś po zakończeniu pracy na nocnej zmianie. Jake i jego żona podawali smaczne i niedrogie dania, takie na każdą kieszeń. Nic więc dziwnego, że drzwi ich jadłodajni prawie się nie zamykały.
• Smakowało? - spytał Jake
• Jak zawsze – odparł szeryf.
• Fakt, gulasz był wyśmienity – przyznał Adam.
• To bardzo się cieszę. Może podać coś jeszcze?
• Tak. Napilibyśmy się z szeryfem jeszcze tej doskonałej kawy – odparł Adam – i zjedli coś słodkiego.
• Moja Maggie dopiero co wyjęła z pieca placek z brzoskwiniami i szarlotkę. Mogą też być muffinki, ale nie są najświeższe.
• Muffinki jadłem wczoraj – Adam skrzywił się nieznacznie. - Poproszę porcję szarlotki.
• A pan, szeryfie? - Jake spojrzał wyczekująco na Roy’a Coffee.
• To samo, co Adam. Kawę podaj nam w dzbanku. Jak coś zostanie to wezmę do biura.
• Oczywiście, już się robi. – Odparł Jake i dodał: - widzę szeryfie, że rozsmakował się pan w naszej kawie.
• Żebyś wiedział. Wreszcie ktoś w tym mieście parzy przyzwoitą kawę.
• A to tylko dzięki tej pannie od Toliverów – rzekł Jake, a Adam, który właśnie dopijał resztkę kawy, zakrztusił się nią. Szeryf już chciał mu pośpieszyć z pomocą, ale Cartwright dał znak dłonią, że nad wszystkim panuje. Tymczasem Jake ciągnął swoją opowieść: - nie dalej, jak trzy tygodnie temu poszliśmy z Maggie po zakupy do sklepu Brauna i tam właśnie spotkaliśmy tę pannę. Bardzo miła i serdeczna osoba. - Na te słowa Adam skrzywił się tak, jakby napił się octu. Jake spojrzał zdziwiony na niego, ale nie przestał mówić: - to ona przekonała nas, że powinniśmy zainwestować w naprawdę dobry towar, bo to w dłuższym czasie zapewni nam stałych klientów, ale także przyniesie zysk. Była na tyle przekonująca, że moja Maggie uparła się, żeby spróbować. No, i okazało się, że lepszy towar, a co za tym idzie lepsze dania przyciągają klientelę. A kawy to nie mogą się nachwalić. Panna Holly nauczyła Maggie, jak ją dobrze zaparzyć. Początkowo to śmiałem się, że wygląda to niczym jakieś indiańskie sztuczki, ale gdy raz spróbowałem, nie było już mowy o powrocie do tej lury, którą piliśmy.
• Jake, wziąłbyś się do roboty! – krzyknęła w jego stronę ładna, drobna brunetka uwijająca się, jak w ukropie pomiędzy stolikami i zapleczem jadłodajni.
• Już moje złotko! - odkrzyknął mężczyzna i uśmiechnąwszy się do Adama i szeryfa, rzekł: - szarlotkę zaraz podam, a na kawę trzeba będzie chwilkę poczekać.
• Oby nie za długo – zastrzegł szeryf.
• Kawa musi się parzyć tyle ile musi – odparł tonem prawdziwego znawcy Jake.
• Jake, rusz się! Sama nie dam rady!
• Wybaczcie panowie, ale moja żona nie da sobie beze mnie rady. Rozumiecie sami – Jake mrugnął porozumiewawczo do swoich klientów i ruszył na zaplecze.
• To raczej on bez niej nie dałby sobie rady – zauważył szeryf. - Maggie tu rządzi i całkiem nieźle jej to wychodzi.
• Fakt. To przedsiębiorcza kobieta – przyznał Adam.
• Słyszałem, że o tę ich knajpkę zaczęli pytać już przyjezdni. Fama, że tu dobrze karmią, rozniosła się już poza Virginia City. I dobrze.
• Właściciele saloonów nie mają im za złe, że stracili klientów? - spytał Adam.
• No, co ty mówisz? - szeryf nieznacznie wzruszył ramionami. - Większość saloonów kończy swoją działalność wczesnym rankiem. Dla nich to ulga, że nie muszą podawać śniadania tym, co dopiero od nich wychodzą lub tym, którzy śpieszą do pracy. Strat nie ponoszą, bo zawsze odbiją to sobie wieczorem, gdy towarzystwo chce się dobrze zabawić.
• W sumie to racja. Nikt, tak jak dobry barman i dziewczęta z saloonu, nie potrafi opróżnić kieszeni klienta z pieniędzy – zaśmiał się Adam.
• Otóż to – przyznał szeryf Coffee.
• Panna McCulligen robi w mieście prawdziwą furorę – zauważył jakby od niechcenia, ale z przekąsem Adam. Szeryf spojrzał na niego z uwagą i rzekł:
• Mówisz tak, jakbyś miał do niej jakieś pretensje.
• Może i coś by się znalazło – mruknął Adam zły na siebie, że szeryf tak szybko go rozszyfrował. Prawdą bowiem było, że w jakiś niewytłumaczalny sposób popularność Holly wyprowadzała go z równowagi.
• Dziwne, bo ona zdaje się, lubi ciebie. Podobnie jak i twojego synka. To dobrze rokuje na przyszłość – szeryf mrugnął porozumiewawczo do Adama.
• Dałby pan spokój. Amory mi nie w głowie.
• Wybacz. Wiem, jak ciężko pogodzić się ze stratą ukochanej kobiety.
• Pójdę już – rzekł nagle Adam, kładąc na stole zapłatę za śniadanie.
• A szarlotka i kawa? - spytał niepocieszony szeryf Coffee, który wyraźnie miał ochotę na dłuższą pogawędkę. Adam uśmiechnął się przepraszająco i powiedział:
• Proszę zjeść moją porcję.
• Naprawdę nie możesz ze mną posiedzieć? Tak dobrze nam się gadało.
• Przypomniałem sobie, że muszę załatwić pewną sprawę. Obiecuję, że następnym razem dłużej porozmawiamy.
• Jasne. Wy młodzi tylko obiecujecie, a potem zapominacie i gnacie nie wiadomo gdzie – szeryf pokiwał z rezygnacją głową.
• Ja dotrzymuję obietnic – odparł Adam. - Proszę powiedzieć Jake’owi, że wszystko było bardzo smaczne. Do zobaczenia.
• Do zobaczenia – szeryf Coffee ciężko westchnął. W tej właśnie chwili podszedł do stolika Jake. Widząc wychodzącego Adama, krzyknął za nim:
• A twoje zamówienie?
• Ja zjem – rzekł szeryf. - A tu masz zapłatę. Dziś Adam stawiał.
• Pięć dolarów? - Jake spojrzał zdziwiony na pieniądze leżące na stoliku. - Od kiedy Adam jest taki rozrzutny?
• Od kiedy, ktoś zaczął mu mącić w głowie.
• Czyżby kobieta?
• A jak myślisz?
• Czyżby ta z rudymi lokami?
• Mhhhm. Wspomnisz moje słowa. Z nich jeszcze coś będzie – pokiwał z uśmiechem szeryf.
• Co? - Jake zdziwiony spojrzał na szeryfa Coffee.
• Para, gamoniu, para – rzekł szeryf i dodał: - daj mi wreszcie tę szarlotkę, bo zaraz spadnie ci z talerzyka.

***

Adam tymczasem szedł główną ulicą Virginia City w kierunku miejskiej stajni. Rozmowa z szeryfem wyprowadziła go nieco z równowagi, a i Jake dołożył swoje. Gdzie by się nie odkręcił wszyscy wychwalali pod niebiosa Holly. Jak nic stawała się miejscową gwiazdą. Adam przez moment pomyślał, czy to aby nie spisek przeciwko niemu. Zaraz jednak odrzucił tę myśl, jako zupełnie niedorzeczną. Cóż, musiał pogodzić się z faktem obecności w w swoim życiu tej irytującej panny. Najgorsze jednak było, że swoim sprytem i inteligencją wytrąciła mu z rąk wszelkie przeciw niej argumenty. Skoro w oczach szeryfa stał się niemal zbawcą Speeda, nie mógł temu zaprzeczyć. Zastanawiał się, co powie Holly, gdy się z nią spotka. Co prawda mógłby spróbować jej unikać, ale to dopiero dolałoby oliwy do ognia. Nagle otworzyły mu się oczy i zrozumiał, że wszyscy, poczynając od jego ojca i braci przez państwa Toliverów na szeryfie skończywszy, łączą go z Holly. Ciekawe, czy ona ma tego świadomość? – pomyślał – a może zarzuciła na mnie sidła? Czyżbym naprawdę był aż tak ślepy? A do tego jeszcze Matt, który jest nią taki zauroczony. Te rozmyślania tak go pochłonęły, że nie odpowiedział na pozdrowienia kilku osób, które właśnie go mijały. Na wysokości poczty czyjś podniesiony głos zwrócił jego uwagę, ale tylko dlatego, że usłyszał swoje nazwisko.
• Cartwright, u licha, ogłuchłeś, czy co?! Nie słyszysz, jak cię wołam?! - To pracownik poczty wydzierał się ile sił w płucach. Adam przystanął trochę zdezorientowany, jednak w ułamku sekundy przybrał pewną siebie minę i spytał:
• Sam, co takiego się stało, że wrzeszczysz na całą ulicę?
• Mam dla ciebie listy i prasę – odparł mężczyzna.
• I tylko dlatego krzyczałeś tak, jakby ktoś obdzierał cię ze skóry?
• No, wiesz Cartwright – rzekł z wyrzutem Sam – ja mam tu jeszcze dla ciebie telegram.
• Tak? Ciekawe od kogo?
• A skąd niby mam wiedzieć – fuknął Sam. - Z Carson City przyszedł.
• To miał długą drogę – zauważył z sarkazmem Adam.
• Ty i te twoje żarty – Sam pokręcił z dezaprobatą głową.
• Już dobrze. Nie gniewaj się.
• Tak, człowiek się stara, a inni nie potrafią tego docenić. Ciekawe, co byście wszyscy zrobili, gdyby, ot tak zamknął pocztę.
• Byłby to zapewne spory problem. Bez ciebie, Sam, miasto nie mogłoby funkcjonować – rzekł pojednawczo Adam.
• To się wie samo przez się – odparł chełpliwie mężczyzna. - No, chodź po te listy. A wziąłbyś przy okazji korespondencję dla Toliverów?
• Chyba nie mam wyjścia, prawda? - Adam zrobił zrezygnowaną minę. Tymczasem Sam wesoło odparł:
• Pewnie, że nie masz.

***

Frost gnał ile sił w kopytach. Adam, jak najszybciej chciał się znaleźć w domu. Nagle zapragnął mocno przytulić synka i ukryć go w swych ramionach. List, który dostał wzbudził w nim prawdziwy niepokój. Wszystkiego mógł się spodziewać, ale nie tego, że napisze do niego ojciec Naomi, który zapowiedział swój przyjazd do Ponderosy. W perspektywie tak niespodziewanych i niepożądanych odwiedzin, problem z Holly zszedł na dalszy plan i stał się nic nieznaczącą sprawą. Teraz nic nie było dla niego tak ważne, jak Matthew. Drogę do domu pokonał w zawrotnym tempie. Jechał na złamanie karku i tylko dzięki swoim umiejętnościom zdołał pokonać cały dystans pomiędzy Virginia City a Ponderosą bez wypadku. Gdy wjechał na podwórze na spienionym koniu, jego ojciec, który akurat naprawiał uszkodzoną ośkę koła, z wrażenia zamarł. Po chwili, kiedy już Adam zsiadł z Frosta rzekł:
• Wyglądasz tak, jakby stało się coś strasznego.
• Jeszcze nie, ale już wkrótce tak może być – odparł Adam.
• O czym mówisz? Czyżby Holly, aż tak zaszła ci za skórę?
• Panna McCulligen jest teraz moim najmniejszym zmartwieniem.
• Co więc jest tym większym?
• Proszę, czytaj – Adam wyszarpnął list z kieszeni kurtki i podał ojcu.
• List? Od kogo?
• Czytaj – Adam ponaglił ojca.
• To od Goldbluma – stwierdził Ben rzuciwszy okiem na nadawcę listu. - Czego może chcieć?
• Dowiesz się, gdy przeczytasz. Ja w tym czasie rozsiodłam Frosta.
• Musiałeś go bardzo poganiać. Cały jest spocony.
• Nie musiałem. On lubi biegać. Mógłby startować w wyścigach – rzekł Adam pogłaskawszy Frosta po szyi. - Poza tym chciałem, jak najszybciej wrócić do domu. Matt już wrócił od Toliverów?
• Jeszcze nie.
• To dobrze. Będziemy mogli swobodnie porozmawiać.
W jakiś czas potem Ben i Adam siedzieli w salonie i dyskutowali o liście Aarona Goldbluma. Obaj byli wyraźnie przejęci czekającą ich wizytą. Ben nie mógł uwierzyć w to, że człowiek, który przed laty zupełnie wyrzekł się własnej córki, nagle poczuł nieodpartą konieczność poznania wnuka. Jak dla niego było to szyte grubymi nićmi. Nie omieszkał więc podzielić się swoimi wątpliwościami z synem.
• Naprawdę, nie chce mi się wierzyć, że po tylu latach Goldblum zapragnął poznać Matta. Czyżby ruszyło go sumienie?
• Nie łudź się tato. To nie jest człowiek, któremu sumienie w czymkolwiek by przeszkadzało. On musi mieć w tym jakiś interes – stwierdził Adam.
• Interes? - Ben pokręcił z powątpiewaniem głową. - A nie sądzisz, że jest po prostu ciekaw syna swojej jedynej córki. Minęło wystarczająco dużo czasu, żeby zmiękł.
• Mało prawdopodobne. Goldblum miał ku temu wiele okazji. Z żadnej nie skorzystał.
• To, co zamierzasz zrobić?
• Jeszcze nie wiem – Adam bezradnie wzruszył ramionami. - Najchętniej zabrałbym Matta i wyjechał na Wschodnie Wybrzeże , albo jeszcze dalej, do Europy.
• To byłaby ucieczka – stwierdził Ben.
• Możliwe, ale nie chcę narażać syna na kontakt z Goldblumem.
• To jednak jest jego dziadek.
• Nie. Dziadkiem jesteś ty. Goldblum siedem lat temu sam odebrał sobie taką możliwość.
• Nie zmienia to faktu, że ma zamiar przyjechać tu na początku czerwca i to z żoną.
• Właśnie. Nie uważasz, że to dziwne? - spytał Adam.
• To, że Goldblum wybiera się w podróż z żoną?
• Tato, przecież wiesz, jak Żydzi, zwłaszcza ci ortodoksyjni postrzegają rolę kobiet. Goldblum to chasyd. Z własnej woli nie zabrałby z sobą żony. Musiał mieć ku temu ważny powód lub – tu Adam zawiesił głos - ktoś musiał mu na to pozwolić.
• Czy ty aby nie przesadzasz? - spytał z powątpiewaniem Ben. - Matt to jednak ich wnuk. O ile Goldblum może być upartym, nieprzejednanym głupcem, o tyle jego żona, jak każda kobieta na pewno pragnie poznać Matthew.
• Być może, co do pani Goldblum masz rację. Jednak jej mąż to człowiek, który całe swoje życie podporządkował wyznawanej religii.
• To źle? My też wierzymy w Boga i chodzimy do kościoła – rzekł Ben.
• Owszem, ale my nie popadamy w religijny fanatyzm. Naomi opowiadał mi o chasydach, o cadyku, rabinach i o tym, jak wielki wpływ mają na życie swojej gminy. Dlatego nie sądzę, żeby Goldblum sam z siebie chciał przyjechać do Ponderosy. Poza tym, gdzie oni się zatrzymają?
• W naszym domu jest dużo miejsca. Dla gości również.
• Masz rację, ale nie dla takich, jak Goldblumowie – odparł Adam. - Pamiętasz handlarza Kaufmanna i to, jak on i jego córka zostali napadnięci przez złodziei?
• Tak, ale co to ma do rzeczy?
• A pamiętasz, że mimo tego, iż był poturbowany nie chciał skorzystać z naszej gościnności?
• Pamiętam. Chodzi ci o tę ich koszerność?
• Otóż to właśnie. Dlatego zastanawiam się, gdzie zamierzają się zatrzymać. W Virginia City to raczej niemożliwe. Nie ma tam wystarczająco „czystego” miejsca.
• Może, gdzieś w okolicy mają znajomych, u których mogą zamieszkać.
• Albo przyjadą tylko na jeden dzień. To wydaje mi się najbardziej prawdopodobne – stwierdził Adam. - Tak czy siak nie podoba mi się to wszystko, zwłaszcza, że dostałem telegram od detektywa Cartera.
• Co takiego? Czego on od ciebie chce?
• Właściwie niczego. Przesłał mi tylko nazwiska dwóch prawników, biegłych w prawie żydowskim.
• To znaczy, że on coś wie – rzekł powoli Ben. - Czyżby Goldblum chciał dochodzić swoich praw do Matta?
• Ustalmy coś, tato: Goldblum nie ma żadnych praw do mojego syna. Nie wiemolę mieszać mojemu dziecku w głowie. Zrobię wszystko, żeby ochronić Matta.
• Wszystko?
• Tak, wszystko – odparł z ogromną stanowczością Adam, a Ben wiedział, że nie było to czcze zapewnienie.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:46, 13 Wrz 2020    Temat postu:

Jak milutko Very Happy
Cytat:
...nastrój Adama uległ znacznej poprawie. Oczywiście nie znaczyło to, że pogodził się z przebiegłością Holly, a w efekcie jej zwycięstwem. Jak dla niego dziewczyna dążyła do konfrontacji, a skoro tak, to miał jeszcze szansę żeby nauczyć ją moresu. Tymczasem postanowił nie zawracać sobie głowy cwanym rudzielcem, wychodząc z założenia, że na wszystko przyjdzie pora.

Dla Adama, jak dla większości facetów jedzenie było bardzo ważne. Humor mu się poprawił, ale nadal jest w bojowym nastroju
Cytat:
• Tak. Napilibyśmy się z szeryfem jeszcze tej doskonałej kawy – odparł Adam – i zjedli coś słodkiego.
• Moja Maggie dopiero co wyjęła z pieca placek z brzoskwiniami i szarlotkę. Mogą też być muffinki, ale nie są najświeższe.
• Muffinki jadłem wczoraj – Adam skrzywił się nieznacznie. - Poproszę porcję szarlotki.
(...)rozsmakował się pan w naszej kawie.
• Żebyś wiedział. Wreszcie ktoś w tym mieście parzy przyzwoitą kawę.
• A to tylko dzięki tej pannie od Toliverów – rzekł Jake, a Adam, który właśnie dopijał resztkę kawy, zakrztusił się nią.

Tak, dobra kawa to podstawa Very Happy ale jakoś Adamowi stanęła w gardleI to "depresyjne" wspomnienie mufinek
Cytat:
Bardzo miła i serdeczna osoba. - Na te słowa Adam skrzywił się tak, jakby napił się octu. Jake spojrzał zdziwiony na niego, ale nie przestał mówić: - to ona przekonała nas, że powinniśmy zainwestować w naprawdę dobry towar, bo to w dłuższym czasie zapewni nam stałych klientów, ale także przyniesie zysk. Była na tyle przekonująca, że moja Maggie uparła się, żeby spróbować. No, i okazało się, że lepszy towar, a co za tym idzie lepsze dania przyciągają klientelę. A kawy to nie mogą się nachwalić. Panna Holly nauczyła Maggie, jak ją dobrze zaparzyć.

Kolejni ludzie wychwalający Holly pod niebiosa
Cytat:
• Panna McCulligen robi w mieście prawdziwą furorę – zauważył jakby od niechcenia, ale z przekąsem Adam. Szeryf spojrzał na niego z uwagą i rzekł:
• Mówisz tak, jakbyś miał do niej jakieś pretensje.
• Może i coś by się znalazło – mruknął Adam zły na siebie, że szeryf tak szybko go rozszyfrował. Prawdą bowiem było, że w jakiś niewytłumaczalny sposób popularność Holly wyprowadzała go z równowagi.
• Dziwne, bo ona zdaje się, lubi ciebie. Podobnie jak i twojego synka. To dobrze rokuje na przyszłość – szeryf mrugnął porozumiewawczo do Adama.
• Dałby pan spokój. Amory mi nie w głowie.

Roy też uważa, że oni do siebie pasują
Cytat:
• Od kiedy, ktoś zaczął mu mącić w głowie.
• Czyżby kobieta?
• A jak myślisz?
• Czyżby ta z rudymi lokami?
• Mhhhm. Wspomnisz moje słowa. Z nich jeszcze coś będzie – pokiwał z uśmiechem szeryf.
• Co? - Jake zdziwiony spojrzał na szeryfa Coffee.
• Para, gamoniu, para – rzekł szeryf ...

Tak, kto jak kto, ale Roy zna się na ludziach
Cytat:
Nagle otworzyły mu się oczy i zrozumiał, że wszyscy, poczynając od jego ojca i braci przez państwa Toliverów na szeryfie skończywszy, łączą go z Holly. Ciekawe, czy ona ma tego świadomość? – pomyślał – a może zarzuciła na mnie sidła? Czyżbym naprawdę był aż tak ślepy? A do tego jeszcze Matt, który jest nią taki zauroczony.

Tak, Adam ma sporo do przemyślenia
Cytat:
Ben nie mógł uwierzyć w to, że człowiek, który przed laty zupełnie wyrzekł się własnej córki, nagle poczuł nieodpartą konieczność poznania wnuka. Jak dla niego było to szyte grubymi nićmi. Nie omieszkał więc podzielić się swoimi wątpliwościami z synem.
• Naprawdę, nie chce mi się wierzyć, że po tylu latach Goldblum zapragnął poznać Matta. Czyżby ruszyło go sumienie?

Tak, to bardzo podejrzana sprawa
Cytat:
To nie jest człowiek, któremu sumienie w czymkolwiek by przeszkadzało. On musi mieć w tym jakiś interes – stwierdził Adam.
• Interes? - Ben pokręcił z powątpiewaniem głową. - A nie sądzisz, że jest po prostu ciekaw syna swojej jedynej córki. Minęło wystarczająco dużo czasu, żeby zmiękł.
• Mało prawdopodobne. Goldblum miał ku temu wiele okazji. Z żadnej nie skorzystał.

Adam miał okazję dobrze poznać swojego teścia
Cytat:
Goldblum to chasyd. Z własnej woli nie zabrałby z sobą żony. Musiał mieć ku temu ważny powód lub – tu Adam zawiesił głos - ktoś musiał mu na to pozwolić.
• Czy ty aby nie przesadzasz? - spytał z powątpiewaniem Ben. - Matt to jednak ich wnuk. O ile Goldblum może być upartym, nieprzejednanym głupcem, o tyle jego żona, jak każda kobieta na pewno pragnie poznać Matthew.
• Być może, co do pani Goldblum masz rację. Jednak jej mąż to człowiek, który całe swoje życie podporządkował wyznawanej religii.

To, że pani Goldblum też przyjeżdża jest dziwne ... a raczej niepokojące
Cytat:
Poza tym, gdzie oni się zatrzymają?
• W naszym domu jest dużo miejsca. Dla gości również.
• Masz rację, ale nie dla takich, jak Goldblumowie – odparł Adam. - Pamiętasz handlarza Kaufmanna i to, jak on i jego córka zostali napadnięci przez złodziei?
• Tak, ale co to ma do rzeczy?
• A pamiętasz, że mimo tego, iż był poturbowany nie chciał skorzystać z naszej gościnności?
• Pamiętam. Chodzi ci o tę ich koszerność?
• Otóż to właśnie. Dlatego zastanawiam się, gdzie zamierzają się zatrzymać. W Virginia City to raczej niemożliwe. Nie ma tam wystarczająco „czystego” miejsca.

Czyżby pan Goldblum zamierzał głodować w czasie tej wizyty?

Kolejny, bardzo ciekawy odcinek opowieści. Adam zewsząd jest osaczany wyjątkowością i wspaniałością Holly. Wszyscy ją bardzo chwalą - od szeryfa, po restauratorów. Bidula się zastanawia, czy aby Holly nie zastawiła sideł, aby złapać na męża jego cartwrightowską wspaniałość. Ciekawe, kiedy do niego dotrze, że Holly ma podobne odczucia co on. Nie lubi Adama, uważa go za nieprzyjemnego, aroganckiego człowieka, ... a przynajmniej tak jej się wydaje. Na razie. Nawet w jadlodajni Adam napotyka na ślady Holly ... w postaci doskonale zaparzonej kawy. Napoju, który stanął mu w gardle, gdy się dowiedział, kto udzielił instrukcji dotyczącej prawidłowego zaparzania.
Pojawiło się kolejne, a właściwie odnowiło dawne zagrożenie - wizyta dziadka Matta - pana Goldbluma. Ten facet z pewnością coś knuje i z pewnością nie życzy dobrze swojemu zięciowi, może i wnukowi. Nie wiadomo, po co ciągnie ze sobą żonę, ale chyba po to, żeby mu ułatwiła intrygę. Może się przeliczy, bo pani Goldblum wygląda na łagodną, życzliwą kobietę. Może ... a może okaże się taka sama jak jej mąż. Zobaczymy. Czekam na kolejny, równie ciekawy rozdział opowiadania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:10, 13 Wrz 2020    Temat postu:

Serdecznie dziękuję za wnikliwy komentarz i oczywiście bardzo miły. Very Happy Adam faktycznie będzie miał poważny problem do rozwiązania. Sprzeczki z Holly zejdą na bardzo daleki plan, co w pewien sposób zacznie intrygować dziewczynę. O tym już wkrótce. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 9:57, 16 Wrz 2020    Temat postu:

***
Dom Toliverów. Dwa tygodnie później.

• Proszę jeszcze poruszyć palcami – rzekł doktor Martin, który dopiero, co zdjął z ręki Holly gips. Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie. Wszystko wskazywało na to, że złamana ręka dobrze się zrosła. - Doskonale. Po złamaniu nie powinno być śladu. Oczywiście rękę przez jakiś czas musi panna oszczędzać. Gdyby spuchła, zalecam okłady, ale o tym nie muszę przecież pani mówić. Prawda?
• Oczywiście – odparła Holly.
• Gdyby jednak, coś panią zaniepokoiło proszę dać mi znać – rzekł uśmiechając się ciepło doktor Martin. - No, czas na mnie. Muszę jeszcze zajrzeć do waszych sąsiadów.
• Czyżby ktoś u nich zachorował? - spytała Emily, która asystowała doktorowi przy zdejmowaniu gipsu z ręki Holly.
• Z tego, co wiem Cartwrightowie są zdrowi. Chciałem zajrzeć do Speed’a Monroe.
• A, coś z nim nie tak? - zainteresowała się Holly.
• Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku, ale sama panna wie, jak to bywa z osobami uzależnionymi od alkoholu. Na razie Monroe daje sobie radę. Mikstura, którą mu zaordynowałem jest dość skuteczna, ale i tak trzeba go kontrolować. Ten pomysł z pracą u Cartwrightów okazał się trafionym w dziesiątkę. Ciężka praca na powietrzu, to jeden z elementów uwolnienia się od nałogu.
• Wierzę, że panu Monroe uda się go pokonać – rzekła Holly.
• Podziwiam pani wiarę w drugiego człowieka – powiedział z uznaniem doktor. - Istotne jest jednak, żeby zainteresowany chciał się zmienić.
• On chce. Rozmawiałam z nim kilka razy i wiem, że takie jest jego pragnienie.
• Tak, Speed Monroe ma duże szanse, żeby wydźwignąć się z tego bagna. Jeśli to mu się uda, to będzie przede wszystkim pani zasługa.
• Bardzo pan dla mnie łaskaw, ale jest sporo osób, które mu pomagają. Choćby pan, doktorze, Cartwrightowie, ich zarządca, czy szeryf Coffee. Pan Monroe też się zmienił. Jest zawsze czysty i zadbany. Innie kowboje podśmiewają się z niego, ale on nic z tego sobie nie robi.
• Słyszałem, że kilku z nich próbowało go upić.
• To prawda – rzekła Emily. - Na szczęście Fred Berens, zarządca Ponderosy w porę zorientował się, co się świeci, choć i tak niewiele brakowało, a wyprawiliby biedaka na tamten świat. Siła wlali mu do gardła whiskey. Speed ciężko to odchorował. Gdyby nie Berens już by go z nami nie było. Adam, gdy o tym się dowiedział od razu wyrzucił z rancza dwóch prowodyrów, a innych uprzedził, że jeśli nie przestaną nękać Speeda to ich także zwolni.
• Rozumiem, że ta groźba poskutkowała?
• I to jak – odparła. - Teraz wszyscy chcą pomagać Speedowi.
• A to ciekawe? Nagle stali się tacy troskliwi – doktor Martin ze zdziwienia aż pokręcił głową.
• Troskliwi, jak troskliwi. Oni dobrze wiedzą, że takiej pracy, jak u Cartwrightów nigdzie nie znajdą, a poza tym boją się Adama. Wiedzą, że nie rzuca słów na wiatr.
• O tak, muszę cioci przyznać rację – rzekła Holly. - Pan Cartwright, pomijając jego różne wady, dotrzymuje słowa. Jednak nie przeceniałabym tak bardzo jego zasług. Ci dwaj, których zwolnił już od dawna o to się prosili. Dziwię się, że Cartwrightowie wcześniej ich nie wyrzucili. A wracając do pana Monroe, to nie wiem, czy pan słyszał, doktorze, że nasz podopieczny zaczął uczyć niektórych kowboi pisać i czytać.
• To bardzo dobrze. Monroe był przecież kiedyś nauczycielem. Może znowu nim będzie. No, dobrze moje panie, miło się z wami rozmawia, ale na mnie naprawdę już czas. Do zobaczenia.
• Do zobaczenia, doktorze i dziękuję.
• Nie ma za co panno Holly. Życzę dużo zdrowia – doktor Martin uśmiechnął się i schwyciwszy torbę lekarską ruszył do drzwi.
• Odprowadzę pana – rzekła Emily idąc w ślad za lekarzem.
Tymczasem Holly przyjrzała się swojej dopiero, co uwolnionej od gipsu ręce. Poruszyła palcami dłoni, a następnie kilka razy zacisnęła ją w pięść. Faktycznie, tak jak mówił doktor Martin, z jej ręką było wszystko w porządku. Sprawa Speeda Monroe też ułożyła się po jej myśli, a jednak od jakiegoś czasu jej nastrój był, delikatnie mówiąc, nie najlepszy. Holly, zwykle mająca sporo do powiedzenia, prawie się nie odzywała. Ożywiała się jedynie rankiem, gdy w odwiedziny przychodził Matthew. Trudno było nie zauważyć, że z dziewczyną dzieje się coś złego. Emily, aż skręcało z ciekawości, co też gryzie Holly. Niestety, musiała uzbroić się w cierpliwość, bowiem Ralph, jej mąż, pod groźbą wyprowadzenia się z domu zabronił kobiecie wtrącania się w sprawy Holly. Emily, co prawda nie wierzyła w groźby męża – gdzie byłoby mu lepiej niż pod skrzydłami kochającej żony – mimo to zastosowała się do mężowskiego polecenia. Jednak, gdy po odprowadzeniu doktora Martina wróciła do salonu i ujrzała Holly, która sprawia wrażenie jakby nieobecnej, nie wytrzymała i z troską w głosie zapytała:
• Dziecko, co z tobą się dzieje?
• Ze mną? - Holly spojrzała ze zdziwieniem na ciotkę. - A niby, co miałoby się ze mną dziać?
• Nie udawaj. Przecież widzę, że od prawie tygodnia chodzisz, jak struta. Może coś ci dolega?
• Nic mi nie dolega, ciociu – odparła z wymuszonym uśmiechem Holly.
• Doprawdy? Twoje zachowanie i wyraz twarzy mówią coś innego. Nawet Matt zauważył, że nie jesteś sobą.
• Niemożliwe – rzekła dziewczyna – przy nim bardzo się pilnuję.
• A jednak mam rację – Emily triumfalnie spojrzała na bratanicę i usiadła obok niej na kanapie. Wziąwszy dłonie dziewczyny w swoje stanowczo powiedziała:
• Mów i to natychmiast, co cię dręczy. Razem z wujkiem gotowi jesteśmy ci pomóc. Przecież wiesz, że na nas możesz liczyć.
Holly spojrzała z niejakim zakłopotaniem na ciotkę i zaczerpnąwszy głęboko powietrza odparła:
• Wiem, że jesteście gotowi wszystko dla mnie zrobić. I za to jestem wam bardzo wdzięczna, ale są sprawy, które trzeba załatwić samemu.
• To załatw je, bo tak się składa, że tęsknimy za dawną Holly.
• Żeby to było takie proste – dziewczyna westchnęła i pokiwała głową.
• Dość tego. Mów i to zaraz, co się stało?
• Chodzi o… ojca Matthew – wydukała cicho Holly.
• O Adama? Pewnie znów się pokłóciliście – stwierdziła Emily. – A, o co tym razem, jeśli można spytać?
• Pośrednio o pana Monroe.
• A tak bardziej bezpośrednio? - Emily utkwiła lekko kpiący wzrok w bratanicy.
• Cóż… zdaje się ciociu, że trochę przeholowałam.
• To znaczy?
• Ośmieszyłam go, potem powiedziałam coś, czego nie powinnam, a potem jeszcze wmówiłam szeryfowi Coffee, że to pan Cartwright wpadł na pomysł zatrudnienia u siebie pana Monroe i objęcia go swoją opieką.
• Tylko tyle?
• A, co to mało? - Holly zrobiła nieszczęśliwą minę. - On mnie nienawidzi. Zresztą, kto nie obraziłby się gdyby usłyszał, że ma wsadzić sobie muffinki w...
• Jeśli tam, gdzie myślę – przerwała dziewczynie Emily – to faktycznie nie popisałaś się. Naprawdę powiedziałaś mu to tak wprost?
• Mhhm. Rozzłościł mnie.
• Musisz przyznać, że było to z twojej strony mało dyplomatyczne.
• Oj, wiem ciociu. Czuję się z tym okropnie.
• Na twoim miejscu też tak bym się czuła. Dobrze wychowana, młoda dama potrafi zapanować nad swoim językiem.
• Widocznie nie jestem damą – duknęła Holly.
• Nie przesadzaj. Powiedz mi lepiej to ośmieszenie, na czym polegało?
• Widzi ciocia, sprawę zatrudnienia pana Monroe załatwiłam najpierw z panem Benem.
• I dobrze. To Ben jest właścicielem Ponderosy i to on decyduje, koga przyjąć do pracy.
• Tak, ale przecież wiesz, że bardzo liczy się ze zdaniem synów. Zgodził się na zatrudnienie Speed’a, ale poprosił mnie, żebym porozmawiała o tym…
• Z Adamem, tak? - spytała Emily, a potem mruknęła pod nosem: - to stary spryciarz.
• Co mówisz ciociu?
• Nic, nic – odparła pospiesznie kobieta. - Rozumiem, że rozmawiałaś z nim.
• Tak, ciociu – Holly niczym uczennica w szkole skinęła głową.
• I w trakcie tej rozmowy Adam zorientował się, że nie traktujesz go poważnie. Czy, tak?
Holly w odpowiedzi tylko ciężko westchnęła, po czym opowiedziała ciotce, jak wyglądała jej rozmowa z ojcem Matta. Przyznała się, że chciała zabawić się kosztem Adama. Od początku, gdy tylko się poznali, doprowadzał ją do pasji. Uznała, że skoro ma po swojej stronie Bena może dokuczyć jego synowi. Wymyśliła sobie, że tak pokieruje rozmową, aby Adam uznał, że zatrudnienie Speeda to jego pomysł. Niestety przeliczyła się. Nie wzięła bowiem pod uwagę, że mężczyzna może chcieć rozwiązać sprawę inaczej niż ona to sobie zaplanowała. Co prawda w końcu zgodził się na zatrudnienie Speed’a, ale w późniejszej rozmowie, tak ją zdenerwował, że nie wiadomo kiedy wykrzyczała mu prosto w oczy, że jego ojciec nie miał takich dylematów moralnych, jak on, przyjmując Monroe do pracy.
• I tak to ciociu wyglądało. Powinnam od razu mu powiedzieć, że pan Ben zgodził się na pracę pana Monroe na ich ranczu. Wtedy ta rozmowa zupełnie inaczej by wyglądała. Uraziłam jego dumę. Na pewno jest na mnie obrażony.
• Cóż mam ci powiedzieć Holly – westchnęła Emily. - To nie było najmądrzejsze. Żaden mężczyzna nie lubi być ośmieszany. Powinnaś coś o tym wiedzieć. Byłaś, przecież mężatką.
• Tak, ale Braxton był zupełnie inny.
• Taki prawdziwy dżentelmen z Południa.
• A żeby ciocia wiedziała. Braxton mnie rozumiał i nigdy nie podnosił na mnie głosu.
• Czyli nigdy ci się nie sprzeciwiał – stwierdziła Emily. - Coś mi się wydaje, że już wiem, dlaczego tak bardzo cię irytuje Adam.
• Dlaczego? - spytała z miną niewiniątka Holly.
• Nie jesteś przyzwyczajona, żeby mężczyzna ci się sprzeciwiał. Do tej pory wszyscy bez wyjątku ulegali twojemu urokowi i osiągałaś to co chciałaś.
• Sugeruje ciocia, że jestem manipulantką – Holly zrobiła oburzoną minę.
• W pewnym stopniu, tak. Na twoją obronę przemawia jednak to, że działasz w dobrej wierze. Moim zdaniem powinnaś porozmawiać z Adamem, wyjaśnić mu wszystko i przeprosić.
• Próbowałam, ale on nie chciał ze mną rozmawiać, a poza tym tydzień temu wyjechał do Carson City.
• To porozmawiasz z nim, gdy wróci. Matti mówił mi, że jutro spodziewa się ojca.
• Wiem. Też mi to mówił. Jest z tego powodu bardzo szczęśliwy.
• Jak to dziecko – odparła Emily. - Tęskni za ojcem. Holly, dobrze ci radzę porozmawiaj jak najszybciej z Adamem. To oczyści atmosferę.
• Albo jeszcze bardziej zagęści – stwierdziła posępnym głosem Holly.
• To tylko od ciebie zależy, czy tak faktycznie będzie.
• Masz rację, ciociu. Spróbuję z nim porozmawiać, ale blado to widzę. On śmiertelnie obraził się na mnie.
• Adam jest zapalczywy i uparty, ale nigdy się nie obraża.
• To tym razem zrobił wyjątek.
• Niemożliwe. Znam Cartwrightów szmat czasu i nigdy żaden z nich nie chował do nikogo urazy.
• No, nie wiem – mruknęła nieprzekonana Holly i dodała: - kiedyś zawsze jest ten pierwszy raz.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 13:23, 16 Wrz 2020    Temat postu:

Cytat:
Ten pomysł z pracą u Cartwrightów okazał się trafionym w dziesiątkę. Ciężka praca na powietrzu, to jeden z elementów uwolnienia się od nałogu.
• Wierzę, że panu Monroe uda się go pokonać – rzekła Holly.
• Podziwiam pani wiarę w drugiego człowieka – powiedział z uznaniem doktor. - Istotne jest jednak, żeby zainteresowany chciał się zmienić.
• On chce.

Holly znalazła doskonałe rozwiązanie
Cytat:
• Słyszałem, że kilku z nich próbowało go upić.
• To prawda – rzekła Emily. - Na szczęście Fred Berens, zarządca Ponderosy w porę zorientował się, co się świeci, choć i tak niewiele brakowało, a wyprawiliby biedaka na tamten świat. Siła wlali mu do gardła whiskey. Speed ciężko to odchorował. Gdyby nie Berens już by go z nami nie było. Adam, gdy o tym się dowiedział od razu wyrzucił z rancza dwóch prowodyrów, a innych uprzedził, że jeśli nie przestaną nękać Speeda to ich także zwolni.

Złych ludzi nigdzie nie brakuje
Cytat:
• A jednak mam rację – Emily triumfalnie spojrzała na bratanicę i usiadła obok niej na kanapie. Wziąwszy dłonie dziewczyny w swoje stanowczo powiedziała:
• Mów i to natychmiast, co cię dręczy. Razem z wujkiem gotowi jesteśmy ci pomóc. Przecież wiesz, że na nas możesz liczyć.

Emily jest bardzo spostrzegawcza
Cytat:
• Dość tego. Mów i to zaraz, co się stało?
• Chodzi o… ojca Matthew – wydukała cicho Holly.
• O Adama? Pewnie znów się pokłóciliście – stwierdziła Emily. – A, o co tym razem, jeśli można spytać?
• Pośrednio o pana Monroe.
• A tak bardziej bezpośrednio? - Emily utkwiła lekko kpiący wzrok w bratanicy.

Czyżby Holly zaczęła przejmować się Adamem?
Cytat:
• Cóż… zdaje się ciociu, że trochę przeholowałam.
• To znaczy?
• Ośmieszyłam go, potem powiedziałam coś, czego nie powinnam, a potem jeszcze wmówiłam szeryfowi Coffee, że to pan Cartwright wpadł na pomysł zatrudnienia u siebie pana Monroe i objęcia go swoją opieką.
• Tylko tyle?
• A, co to mało?

Chyba żałuje, że wtedy nie ugryzła się w język
Cytat:
- On mnie nienawidzi. Zresztą, kto nie obraziłby się gdyby usłyszał, że ma wsadzić sobie muffinki w...
• Jeśli tam, gdzie myślę – przerwała dziewczynie Emily – to faktycznie nie popisałaś się. Naprawdę powiedziałaś mu to tak wprost?
• Mhhm. Rozzłościł mnie.
• Musisz przyznać, że było to z twojej strony mało dyplomatyczne.

Zaiste, to były słowa niegodne damy
Cytat:
Powiedz mi lepiej to ośmieszenie, na czym polegało?
• Widzi ciocia, sprawę zatrudnienia pana Monroe załatwiłam najpierw z panem Benem.
• I dobrze. To Ben jest właścicielem Ponderosy i to on decyduje, koga przyjąć do pracy.
• Tak, ale przecież wiesz, że bardzo liczy się ze zdaniem synów. Zgodził się na zatrudnienie Speed’a, ale poprosił mnie, żebym porozmawiała o tym…
• Z Adamem, tak? - spytała Emily, a potem mruknęła pod nosem: - to stary spryciarz.
• Co mówisz ciociu?

Emily sprytnie rozszyfrowała Bena
Cytat:
Powinnam od razu mu powiedzieć, że pan Ben zgodził się na pracę pana Monroe na ich ranczu. Wtedy ta rozmowa zupełnie inaczej by wyglądała. Uraziłam jego dumę. Na pewno jest na mnie obrażony.
• Cóż mam ci powiedzieć Holly – westchnęła Emily. - To nie było najmądrzejsze. Żaden mężczyzna nie lubi być ośmieszany. Powinnaś coś o tym wiedzieć. Byłaś, przecież mężatką.
• Tak, ale Braxton był zupełnie inny.

Teraz do niej dotarło, że Adam mógł poczuć się ośmieszony i urażony
Cytat:
• A żeby ciocia wiedziała. Braxton mnie rozumiał i nigdy nie podnosił na mnie głosu.
• Czyli nigdy ci się nie sprzeciwiał – stwierdziła Emily. - Coś mi się wydaje, że już wiem, dlaczego tak bardzo cię irytuje Adam.
• Dlaczego? - spytała z miną niewiniątka Holly.
• Nie jesteś przyzwyczajona, żeby mężczyzna ci się sprzeciwiał. Do tej pory wszyscy bez wyjątku ulegali twojemu urokowi i osiągałaś to co chciałaś.

Adam nie jest dżentelmenem z Południa, który grzecznie damie potakuje, może to właśnie irytuje Holly?
Cytat:
Moim zdaniem powinnaś porozmawiać z Adamem, wyjaśnić mu wszystko i przeprosić.
• Próbowałam, ale on nie chciał ze mną rozmawiać, a poza tym tydzień temu wyjechał do Carson City.
• To porozmawiasz z nim, gdy wróci.

Rada Emily to krok na drodze do spełnienia jej marzenia o połączeniu Holly i Adama
Cytat:
...Holly, dobrze ci radzę porozmawiaj jak najszybciej z Adamem. To oczyści atmosferę.
• Albo jeszcze bardziej zagęści – stwierdziła posępnym głosem Holly.
• To tylko od ciebie zależy, czy tak faktycznie będzie.
• Masz rację, ciociu. Spróbuję z nim porozmawiać, ale blado to widzę. On śmiertelnie obraził się na mnie.
• Adam jest zapalczywy i uparty, ale nigdy się nie obraża.

Myślę, że jeśli Holly zapanuje nad językiem, to ma szansę na zgodę z Adamem

Kolejna ciekawa część opowiadania. Holly powoli się zmienia. Dociera do niej, że mogła urazić drugiego człowieka. Dotarło do dziewczyny, że powinna zapanować nad językiem. Dziewczyna ma bardzo dobre serce, dobre intencje, chęć bezinteresownej pomocy potrzebującym. Podobne cechy ma też Adam. Oboje jednak mają silne charaktery i może dlatego tak często dochodzi między nimi do starć, kłótni itd. Holly jest porywcza, najpierw mówi, potem myśli Very Happy Adam jest rozważniejszy, bardziej powściągliwy, ale jest bardzo ambitnym facetem i czułym na wszelkie zaczepki, zakusy na jego samodzielność itp. Do Holly dotarło z opóźnieniem to, że nietaktem było przemilczenie jej rozmowy z Benem, Adam miał prawo czuć się zmanipulowany. Na usprawiedliwienie Holly może być to, że do tej pory miała do czynienia z dżentelmenami z Południa, którzy zwykle grzecznie damie potakiwali. Nawet, gdy nie miała racji. Cóż, dziewczyna będzie musiała się przyzwyczaić do mężczyzn z innymi obyczajami. Być może ta cecha ją zaintryguje? Zainteresuje? Zafascynuje? Kto wie? Zobaczymy. Oby niebawem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 18:36, 16 Wrz 2020    Temat postu:

Ewelino, dziękuję serdecznie za wyczerpujący komentarz. Bardzo z niego się cieszę. Very Happy Z kolejnym odcinkiem prawie finiszuję, tak więc mam nadzieję, że jutro będzie ciąg dalszy tej opowieści. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 8:56, 17 Wrz 2020    Temat postu:

***
Ponderosa. Dzień później.

• Dziadziu, tata, tata przyjechał! - wykrzyknął Matthew na widok ojca wjeżdżającego konno na podwórze Ponderosy. Razem z dziadkiem siedzieli właśnie na werandzie i grali w warcaby. Chłopiec natychmiast stracił zainteresowanie grą i zerwawszy się z krzesła z buzią rozświetloną ogromnym szczęściem ruszył na powitanie ojca. Ten, gdy tylko zsiadł z konia, uniósł go do góry i zamknął w swych ramionach. Uściskom i głośnym okrzykom radości nie było końca. Frost, wierzchowiec Adama, niespokojnie zastrzygł uszami. Jak dla niego to ten mały człowieczek był stanowczo zbyt głośny. W międzyczasie podszedł do nich Ben. Poczekał chwilkę, aż Adam postawił Matta na ziemi, po czym wyciągając dłoń, żeby się przywitać, powiedział:
• Dobrze cię widzieć synu. Jak podróż?
• Całkiem znośnie. A tu, co słychać? Matthew byłeś grzeczny?
• Byłem, tato – zapewnił chłopczyk. - I nie mogłem doczekać się twojego powrotu.
• Miło mi to słyszeć – odparł uśmiechnąwszy się Adam.
• A przywiozłeś coś dla mnie?
• A jak myślisz?
• Że tak – Matt radośnie kiwnął głową.
• I masz rację – rzekł Adam sięgając do sakwy przytroczonej do siodła. Udając, że nie może znaleźć prezentu zrobił smutną minę, czym wywołał konsternację na twarzyczce synka. Nie chcą dłużej trzymać chłopca w niepewności wyciągnął wreszcie pakunek obwiązany sznurkiem. Matt klasnął w rączki i szybko schwycił prezent, mówiąc:
• To na pewno nowa książka. Dziękuję, tato.
• Proszę bardzo, a tu masz jeszcze jeden drobiazg – Adam podał synkowi drugi, nieco większy od pierwszego, pakunek.
• Druga książka?
• Nie zgadłeś.
• To, co tam jest? – oczy Matta błysnęły ciekawością.
• Zajrzyj – poradził Ben. Chłopiec szybko rozdarł papier i na sekundę znieruchomiał. W rączkach trzymał pudełko, na wierzchu którego była nalepka z pięknym dyliżansem.
• To jakaś gra, tato? - spytał.
• Nie zgadłeś – odparł Adam. - To kartonowy model dyliżansu do złożenia.
• Ojej! Ale ja nie dam sobie rady – rzekł przejęty Matt.
• Pomogę ci – zapewnił Adam. - To wcale nie jest takie trudne. Wieczorem go złożymy. Zobaczysz będzie piękny.
• A nie możemy teraz?
• Matti, twój tata jest zmęczony – Ben wtrącił się do rozmowy. - Po tak długiej podróży musi zjeść i odpocząć.
• No, tak – westchnął posmutniały Matt.
• Wiesz, co? – Ben pochylił się nad wnukiem – biegnij teraz do Hop Singa i powiedz mu, że twój tata wrócił i żeby przygotował mu coś do zjedzenia.
• Dobrze, dziadziu – odparł chłopczyk i spojrzawszy na ojca zapytał: - ale, wieczorem złożymy dyliżans?
• Jasne. Zobaczysz będzie świetna zabawa – Adam mrugnął do synka.
• A wiesz tato, że ja już trochę umiem pisać i czytać – pochwalił się Matt.
• Co takiego? - Adam, zupełnie zaskoczony, spojrzał na chłopca. - Kto cię nauczył? Dziadek?
• Nie – Matti pokręcił głową – Speed. A wiesz tato, że on był nauczycielem?
• Wiem. To czego cię nauczył?
• Jak się pisze moje imię – odparł z dumą chłopczyk.
• Pokażesz mi?
• Pewnie. Mogę nawet teraz.
• Może jednak później – rzekł Ben. - Matti, mówiłem ci przecież, że twój tato jest zmęczony.
• Ale dziadziu, to tylko chwilka – odparł Matt i wcisnąwszy Benowi w dłonie prezenty, które dopiero, co dostał od ojca, rozejrzał się wokół. Zobaczywszy leżący przy poidle dla koni patyczek, podniósł go i kucnąwszy obok nóg ojca, rączką wygładził ziemię, po czym literka po literce zaczął pisać swe imię, jednocześnie objaśniając, co robi.
• To jest „m”, bo moje imię zaczyna się na tę literkę – mówił – a to kółeczko i laseczka to „a” i jeszcze „t”. Oczywiście dwa razy.
• Oczywiście – przytaknął z powagą Adam.
• I te literki złożyły się w moje imię, czyli Matt.
• Faktycznie. Pięknie to wytłumaczyłeś. A wiesz, że twoje całe imię brzmi trochę inaczej?
• Pewnie, że wiem, ale muszę jeszcze potrenować, pisanie tych wszystkich literek. Gdy się nauczę, to wtedy pokażę ci, tato, jak pisze się moje calutkie imię. I nazwiska też się nauczę – zapewnił chłopczyk.
• Świetnie. Jestem tego bardzo ciekaw, ale teraz idź już do Hop Singa, bo ja muszę oporządzić Frosta. Zaczyna się biedak niecierpliwić.
• To ja biegnę, tato – rzekł Matt i nie zapomniawszy o prezentach, które na chwilę powierzył dziadkowi, ruszył biegiem do domu.
• Zostaw konia – rzekł Ben – ja się nim zajmę.
• Nie pozwoli ci się dotknąć – odparł Adam.
• Nie z takimi wierzchowcami dawałem sobie radę.
• Skoro tak, to proszę – Adam podał ojcu wodze. - Tato, jak to się stało, że Speed uczy Matta?
• A masz coś przeciwko temu?
• W zasadzie to, nie. Tak pytam?
• Speed uczy naszych kowboi czytać i pisać. Oczywiście tych, którzy tego chcą. Matt kręcił się przy baraku pracowniczym i też chciał się uczyć. Pozwoliłem mu. Chyba nie masz o to do mnie pretensji?
• Dobrze zrobiłeś. Matt niedługo pójdzie do szkoły. Nie zaszkodzi mu, gdy będzie już potrafił trochę czytać i pisać – stwierdził Adam. - To mówisz, że Speed uczy naszych pracowników? No, no, kto by pomyślał.

***

• Nie ma jak w domu – stwierdził Adam siadając na kanapie w salonie. Po poobiedniej drzemce czuł się wypoczęty, choć był w nie najlepszym humorze, bowiem wieści, które przywiózł z Carson City również takie były.
• A teraz powiedz mi, co udało ci się ustalić? - spytał Ben podając synowi kieliszek brandy.
• Gdzie jest Matthew? - zainteresował się Adam. - Nie chciałbym, żeby cokolwiek z naszej rozmowy dotarło do jego uszu.
• Mów śmiało. Matt jest teraz ze Speedem. Uczy się pisania. – Odparł Ben i dodał: - to trochę potrwa.
• Czyli mamy trochę czasu – stwierdził Adam i ubił nieco brandy.
• Mów, widziałeś się z Goldblumem? - Ben wyraźnie się niecierpliwił.
• Nie. Carter i prawnicy, z którymi mnie skontaktował odradzili mi to.
• To znaczy, że nie dowiedziałeś się, o co chodzi twojemu byłemu teściowi?
• Niezupełnie. Carter, mimo że nie musiał, zainteresował się moją sprawą. Wysłał swojego kolegę na przeszpiegi. Sam nie mógł, bo środowisko Goldbluma dobrze go zna. W każdym razie ten jego kolega dowiedział się, że mój były teść wcale nie pała chęcią poznania Matthew. Jeśli już to bardziej pani Goldblum.
• W takim razie nie rozumiem, dlaczego do nas przyjeżdża? - Ben rozłożył ręce.
• Wszystko wskazuje na to, że Goldblum postanowił poznać wnuka, bo tak mu ktoś doradził lub nawet kazał.
• Nie do wiary. Ale kto, u licha?
• Cadyk. Niejaki Elimelech Lurie.
• A, co on ma do tego? - prychnął z oburzeniem Ben.
• Więcej niż by ci się wydawało – odparł Adam. - Powiedzmy to tak: on decyduje o życiu gminy żydowskiej. Jednym słowem może kogoś zniszczyć lub wynieść do chwały. Carter powiedział mi, że wszystko wskazuje na to, iż Goldblum zasięgnął rady cadyka w kwestii Naomi i Matta. Jeśli ten Lurie, pomijając wszelkie aspekty tej sprawy, uznał, że Matthew, jest jednak Żydem, to możemy mieć bardzo poważne problemy.
• To znaczy?
• To znaczy, że Goldblum może spróbować odebrać mi syna.
• Co ty wygadujesz? To przecież, jakaś bzdura! - krzyknął wzburzony Ben.
• Początkowo i mnie tak się wydawało, ale prawnicy, o których ci mówiłem, stwierdzili, że istnieje takie niebezpieczeństwo. Może okazać się, że będę musiał walczyć o syna w sądzie.
• To przecież jakiś idiotyzm! Zrozumiałbym jeszcze, gdyby Matt był sierotą i nie miał zupełnie nikogo, ale przecież ma ciebie, ma nas. To niemożliwe, żeby jakikolwiek sąd odebrał ci syna! - Ben potrząsnął z niedowierzaniem głową. - I co teraz zamierzasz zrobić?
• Szczerze? W tej chwili zabrałby Matthew i wyjechał do Nowej Anglii.
• To nie jest rozwiązanie – stwierdził Ben. - Akurat tam najszybciej by was znaleźli. Zresztą, już ci mówiłem, ucieczka nie jest rozwiązaniem. Jak zaczniesz uciekać, to nie będzie temu końca.
• Zdaje sobie z tego sprawę, dlatego muszę stawić czoła Goldblumowi.
• Pamiętaj, że ja i chłopcy pomożemy ci we wszystkim.
• Dziękuję – rzekł cicho Adam i dopił brandy.
• Wychodzi na to, że teraz nie pozostaje nam nic innego, jak tylko czekać.
• To prawda – przyznał Adam. - Nie wiem, jak wytrzymam te trzy tygodnie.
• Moim zdaniem powinieneś jednak skontaktować się z Goldblumem. On nawet nie zapytał, czy może w tym terminie do nas przyjechać. Po prostu narzucił nam swoją wolę.
• Też na to zwróciłem uwagę, ale Carter poradził mi, żeby nie reagować i spokojnie oczekiwać na wizytę Goldblumów. Tato, nie mogę teraz popełnić żadnego błędu, bo Goldblum wykorzysta to przeciwko mnie. Tego jestem pewny.
• Co racja to racja. Poczekamy i zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja. Teraz powinieneś skupić się na czymś innym, dużo ważniejszym. Musisz wreszcie powiedzieć Mattowi, że niedługo pozna rodziców swojej matki.
• Niestety – Adam westchnął ciężko. - Trochę obawiam się jego reakcji.
• Jeżeli chcesz mogę być przy tej rozmowie – zaproponował Ben.
• Nie. Sam porozmawiam z synem.
• Jak chcesz, ale pamiętaj: jestem tu i służę wszelką pomocą.
• Wiem i bardzo to doceniam – odparł Adam uśmiechając się z wdzięcznością.
• Czyli nie pozostało nam nic innego, jak tylko czekać.
• Na to wychodzi – przyznał Adam.
• Jeszcze brandy? - spytał Ben wstając z fotela.
• Chętnie.
Ben nalał trunku do kieliszków i jeden z nich podał synowi. Siadając na powrót w fotelu rzekł:
• Skoro, niewiele można zrobić w kwestii Goldblumów, to może najlepiej byłoby choć na jakiś czas o nich zapomnieć.
• A jak to sobie wyobrażasz? Nie ma minuty, żebym nie myślał o tych ludziach. Przecież oni mogą zniszczyć mojemu synowi i mnie życie. Trudno się tym nie przejmować.
• Masz rację, ale zamartwianie się nic nie da. Powinieneś spróbować wypocząć, wyciszyć się.
• Niby jak? - Adam z politowaniem spojrzał na ojca.
• Piknik – rzucił Ben.
• Co takiego?! Nie w głowie mi teraz zabawa. Do tego jeszcze panna McCulligen, która zapewne zaszczyci nas swoją obecnością – rzekł z sarkazmem Adam. - Nie, nie. To ponad moje siły.
• A może byłaby to dobra okazja, żebyście przestali na siebie warczeć, a zaczęli ze sobą rozmawiać – zasugerował Ben.
• Żartujesz, tato? Z nią nie da się normalnie rozmawiać. W niej jest coś takiego, że świętego doprowadziłaby do szału.
• Chcesz przez swoje nieporozumienia z Holly zawieść syna? Przez miniony tydzień o niczym innym nie mówił tylko o wiosennym pikniku. Podobno obiecałeś mu, że razem wybierzecie odpowiednie miejsce do jego zorganizowania.
• Faktycznie – Adam westchnął. - Zupełnie zapomniałem, a to przecież już w tę sobotę.
• Zgadza się – Ben skinął głową.
• A któryś z moich braci nie mógłby tego zrobić.
• Hoss ma dużo roboty w tartaku, a Joe… - Ben zawiesił głos.
• Co z nim? Czyżby znowu się zakochał? - zażartował Adam.
• Trafiłeś w samo sedno.
• Która tym razem? Ellen, Lori, czy może Janet, bo przecież nie panna McCulligen.
• Żadna z nich – odparł Ben.
• To znaczy, że spotkał jakąś zupełnie nową pannę – stwierdził Adam.
• A żebyś wiedział. W zeszłym tygodniu przyjechał nowy dyrektor banku, pan Richard LaMarr. Przywiózł ze sobą żonę i dwie córki.
• Rozumiem, że Joe ma problem, którą wybrać.
• Jedna z nich ma dopiero dziesięć lat, ale druga jest rówieśnicą Holly.
• Jeśli powiesz mi, że do tego jest ruda i tak samo pyskata, to nie mam zamiaru jej poznawać.
• Ale będziesz musiał, bo twój brat zaprosił ją i jej rodzinę na nasz piknik.
• Czy on już do reszty zgłupiał?! To ma być piknik rodzinny, a nie towarzyski spęd. Wystarczy, że będę musiał znosić obecność panny McCulligen – odparł ze złością Adam. - O nie tato, jak dla mnie to zbyt duże towarzystwo. Potrzebuję spokoju. Najchętniej wybrałby się na samotną wędrówkę po górach.
• Nikt ci nie broni – rzekł Ben – ale na pikniku musisz być, choćby ze względu na Matthew.
• Masz rację. – Adam z rezygnacją kiwnął głową. - Zdaje się, że nie mam wyjścia. Cóż.. w takim razie jutro przed południem pojedziemy razem z Matthew i znajdziemy jakieś ładne miejsce. Rozumiem, że powinno blisko jeziora.
• Oczywiście.
• Załatwione, ale w zamian oczekuję przysługi – zaczął z chytrym uśmieszkiem Adam.
• Mów.
• Zajmiesz się Mattem, gdy ja pojadę w góry.
• Nie ma problemu, a kiedy to ma być?
• W najbliższą sobotę.
• O nie, Adamie. W sobotę to mamy piknik.
• A gdybym tak godzinkę może dwie posiedział z wami, a potem po cichutku was opuścił?
• Widzę, że naprawdę nie masz ochoty na wiosenny piknik. Cóż, niech będzie tak jak proponujesz – rzekł Ben. – Ciekaw jestem tylko, jak wytłumaczysz się przed Mattem?
• Nie martw się. Poradzę sobie – zapewnił Adam.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 8:57, 17 Wrz 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:40, 17 Wrz 2020    Temat postu:

Cytat:
Udając, że nie może znaleźć prezentu zrobił smutną minę, czym wywołał konsternację na twarzyczce synka. Nie chcą dłużej trzymać chłopca w niepewności wyciągnął wreszcie pakunek obwiązany sznurkiem. Matt klasnął w rączki i szybko schwycił prezent, mówiąc:
• To na pewno nowa książka. Dziękuję, tato.

Jak można tak znęcać się nad dzieckiem?
Cytat:
• A wiesz tato, że ja już trochę umiem pisać i czytać – pochwalił się Matt.
• Co takiego? - Adam, zupełnie zaskoczony, spojrzał na chłopca. - Kto cię nauczył? Dziadek?
• Nie – Matti pokręcił głową – Speed. A wiesz tato, że on był nauczycielem?

No proszę, nawet Matt odniósł korzyść z decyzji o zatrudnieniu Speed'a, tego chyba się Adam nie spodziewał
Cytat:
- Tato, jak to się stało, że Speed uczy Matta?
• A masz coś przeciwko temu?
• W zasadzie to, nie. Tak pytam?
• Speed uczy naszych kowboi czytać i pisać. Oczywiście tych, którzy tego chcą. Matt kręcił się przy baraku pracowniczym i też chciał się uczyć. Pozwoliłem mu. Chyba nie masz o to do mnie pretensji?
• Dobrze zrobiłeś. Matt niedługo pójdzie do szkoły. Nie zaszkodzi mu, gdy będzie już potrafił trochę czytać i pisać – stwierdził Adam. - To mówisz, że Speed uczy naszych pracowników? No, no, kto by pomyślał.

I znów punkt dla Hollya i kowbojom też się przyda umiejętność czytania i pisania.
Cytat:
Carter, mimo że nie musiał, zainteresował się moją sprawą. Wysłał swojego kolegę na przeszpiegi. Sam nie mógł, bo środowisko Goldbluma dobrze go zna. W każdym razie ten jego kolega dowiedział się, że mój były teść wcale nie pała chęcią poznania Matthew. Jeśli już to bardziej pani Goldblum.
• W takim razie nie rozumiem, dlaczego do nas przyjeżdża? - Ben rozłożył ręce.
• Wszystko wskazuje na to, że Goldblum postanowił poznać wnuka, bo tak mu ktoś doradził lub nawet kazał.
• Nie do wiary. Ale kto, u licha?
• Cadyk. Niejaki Elimelech Lurie.

Czyli to nie pan Goldblum zatęsknił za wnukiem
Cytat:
Carter powiedział mi, że wszystko wskazuje na to, iż Goldblum zasięgnął rady cadyka w kwestii Naomi i Matta. Jeśli ten Lurie, pomijając wszelkie aspekty tej sprawy, uznał, że Matthew, jest jednak Żydem, to możemy mieć bardzo poważne problemy.
• To znaczy?
• To znaczy, że Goldblum może spróbować odebrać mi syna.

To bardzo groźnie zabrzmiało
Cytat:
• Początkowo i mnie tak się wydawało, ale prawnicy, o których ci mówiłem, stwierdzili, że istnieje takie niebezpieczeństwo. Może okazać się, że będę musiał walczyć o syna w sądzie.
• To przecież jakiś idiotyzm! Zrozumiałbym jeszcze, gdyby Matt był sierotą i nie miał zupełnie nikogo, ale przecież ma ciebie, ma nas. To niemożliwe, żeby jakikolwiek sąd odebrał ci syna!

Ciekawe, jak postąpiłby sąd? Być może jest się czego bać
Cytat:
Powinieneś spróbować wypocząć, wyciszyć się.
• Niby jak? - Adam z politowaniem spojrzał na ojca.
• Piknik – rzucił Ben.
• Co takiego?! Nie w głowie mi teraz zabawa. Do tego jeszcze panna McCulligen, która zapewne zaszczyci nas swoją obecnością – rzekł z sarkazmem Adam. - Nie, nie. To ponad moje siły.
• A może byłaby to dobra okazja, żebyście przestali na siebie warczeć, a zaczęli ze sobą rozmawiać – zasugerował Ben.
• Żartujesz, tato? Z nią nie da się normalnie rozmawiać. W niej jest coś takiego, że świętego doprowadziłaby do szału.

Tak, wiosenny piknik to świetna odtrutka na zmartwienianawet jeśli na nim będzie panna McCulligen.
Cytat:
• Hoss ma dużo roboty w tartaku, a Joe… - Ben zawiesił głos.
• Co z nim? Czyżby znowu się zakochał? - zażartował Adam.
• Trafiłeś w samo sedno.
• Która tym razem? Ellen, Lori, czy może Janet, bo przecież nie panna McCulligen.
• Żadna z nich – odparł Ben.

A dlaczego Adam wyklucza pannę McCulligen?
Cytat:
To ma być piknik rodzinny, a nie towarzyski spęd. Wystarczy, że będę musiał znosić obecność panny McCulligen – odparł ze złością Adam. - O nie tato, jak dla mnie to zbyt duże towarzystwo. Potrzebuję spokoju. Najchętniej wybrałby się na samotną wędrówkę po górach.

Czyżby zamierzał się wymigać od spełnienia rodzinnego obowiązku?
Cytat:
• W najbliższą sobotę.
• O nie, Adamie. W sobotę to mamy piknik.
• A gdybym tak godzinkę może dwie posiedział z wami, a potem po cichutku was opuścił?
• Widzę, że naprawdę nie masz ochoty na wiosenny piknik. Cóż, niech będzie tak jak proponujesz – rzekł Ben. – Ciekaw jestem tylko, jak wytłumaczysz się przed Mattem?
• Nie martw się. Poradzę sobie – zapewnił Adam.

Jednak chce się uchylić od pikniku, ale Ben nie rezygnuje

Wspaniale. Kolejna część opowiadania i to tak prędko wstawiona na forum.
W zasadzie spokojna, ale w tle czai się zagrożenie - Goldblumowie. Jeszcze nie wiadomo, czy to tylko Goldblum knuje, czy jego żona też ma złe zamiary. Adam dowiedział się, że to cadyk uznał Matthew za Żyda i zdecydował o włączeniu chłopca do gminy. Czyli Mattowi grozi "wyrwanie" go ze środowiska, w którym się wychował i przeniesienie do miejsca, którego nie zna. Goldbluma nie obchodzi dobro wnuka, on chce spełnić prośbę? Żądanie cadyka. To zwyczajny egoista, zapatrzony w siebie fanatyk. Ciekawa jestem jaka okaże się pani Goldblum? Czy też będzie taką bezduszną istotą, czy dobro wnuka będzie dla niej ważne? No i wiosenny piknik, ciekawe co się na nim wydarzy? Może Adam przekona się do Holly? A może jeszcze bardziej się pokłócą? Zobaczymy ... w następnej części. Oby jak najprędzej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 14, 15, 16 ... 55, 56, 57  Następny
Strona 15 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin