|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 11 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 11:21, 18 Paź 2020 Temat postu: |
|
|
Oj, ciężko mi idzie. Moja wena siedzi w kącie i nie chce z niego wyleźć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 11 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 19:02, 18 Paź 2020 Temat postu: |
|
|
Ale jakoś się zmobilizowała
***
Ponderosa. Południowe pastwisko. Trzy dni później.
Wiosna była w pełni i Ben Cartwright uznał, że to najlepszy moment, aby rozpocząć przygotowania do letniego przepędu bydła. Stado pasące się zimą na rozległych, nisko położonych pastwiskach zaczęto spędzać w jedno miejsce o mniej więcej godzinę drogi od domu Cartwrightów. Wcześniej wybudowano dwie ogromne zagrody, w których gromadzono bydło przeznaczone na sprzedaż. Nim to jednak nastąpiło trzeba było wybrać odpowiednie sztuki, potem je odłowić, a następnie odpowiednio oznakować. Wybór tych nadających się do przepędu trwał już trzeci dzień. Cartwrightowie mieli więc, jak zwykle dużo roboty. Dodatkowo, pomagali też w znakowaniu bydła swoim sąsiadom w tym oczywiście i Toliverom.
Dochodziło południe, gdy na pastwisko wjechał wóz powożony przez Hop Singa. Wszyscy wiedzieli, co to oznaczało. Ich wzrok od razu pobiegł w kierunku Adama Cartwrighta, który pod nieobecność swojego ojca kierował pracą. Adam, dostrzegłszy Hop Singa, zarządził półgodzinną przerwę na posiłek. Pracownicy rancza przyjęli to z cichym pomrukiem zadowolenia. Po blisko siedmiu godzinach ciężkiej pracy wszyscy byli zmęczeni i głodni. Nic więc dziwnego, że niemal natychmiast obstąpili wóz, którym Hop Sing przywiózł im jedzenie.
Adam z talerzem gulaszu w jednej ręce i kubkiem kawy w drugiej, samotnie usiadł w cieniu pod drzewem. Jakoś nie miał ochoty na towarzystwo. Szybko zjadł gulasz i odłożył miskę na trawę obok siebie. Popijając kawę przyglądał się zgromadzonym wokół Małego Joe kowbojom, którzy spożywając posiłek przysłuchiwali się jego opowieści. Co i raz któryś z nich kręcił z niedowierzaniem głową lub wybuchał śmiechem. Adam, bez cienia złośliwości, stwierdził, że jego najmłodszy brat, mimo wielu wad potrafił być duszą towarzystwa. Pracownicy rancza lubili go. Z kilkoma z nich nawet się przyjaźnił. Był świetnym kompanem do zabawy, ale też, co było nie bez znaczenia, miał wśród ludzi posłuch. I to właśnie Adam cenił u Małego Joe. Kierowanie ludźmi to sztuka. Nie każdy ma do tego predyspozycje. Joseph, jak mało kto potrafił poradzić sobie z najbardziej krnąbrnymi kowbojami, choć nieraz sposoby, jakimi to osiągał pozostawiały sporo do życzenia. Szkoda tylko, że był zbytnio impulsywny, wyczulony na własnym punkcie i ciężko znoszący porażki. Najlepszym tego przykładem było jego niepowodzenie w zalotach do panny LaMarr, która oznajmiła mu, że jest zainteresowana Adamem. Oczywiście o swoje miłosne niepowodzenie natychmiast obwinił najstarszego brata. Nieprzyjemna wymiana zdań między nimi miała miejsce w późny niedzielny wieczór i zakończyła się bójką. Na następny dzień ich ojciec wygłosił mowę, która miała ich zdyscyplinować, ale nikt, nie wyłączając jego samego, nie wierzył w skuteczność takiej pogadanki. I tak od trzech dni bracia nie odzywali się do siebie, wymieniając jedynie wrogie spojrzenia. Jedno trzeba było im przyznać, że na czas pracy wszelkie animozje ulegały zawieszeniu.
Adam, po posiłku, poczuł ogarniającą go senność. Mając jeszcze kwadrans przerwy postanowił się zdrzemnąć. Oparł się więc plecami o drzewo, wyciągnął przed siebie nogi i nasunął kapelusz na oczy. Krótka drzemka zawsze dobrze mu robiła. Takie wytchnienie dawało mu energię na kolejne godziny wytężonej pracy. Jednak, gdy już, już zasypiał przypomniał sobie, jak niezwykle miękkie są włosy Holly. Sen natychmiast pierzchnął, a jego myśli zaczęły krążyć wokół panny McCulligen, ze szczególnym uwzględnieniem wydarzeń w jaskini, w których z takim zapałem oboje brali udział. Tak, te wspomnienia były zdecydowanie lepsze niż sen. Przeciągnął się z zadowoleniem i wtedy poczuł jak ktoś lekko kopnął go w stopę. Zdziwiony uniósł kapelusz. Słońce, które zdążyło się nieco przesunąć oślepiło go. Zmrużywszy oczy dojrzał stojącego przed nim młodego chłopaka w przydużym ubraniu, któremu rondo kapelusza ocieniało twarz. Nie znał go, ale pomyślał, że pewnie szuka jakiegoś zajęcia, dlatego zamknąwszy oczy z zamiarem dalszego odpoczynku, powiedział:
• Jeśli szukasz pracy, to zgłoś się do mojego brata. To ten w zielonej kurtce z wielkim sińcem zamiast lewego oka.
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko znowu go kopnął. Adam zupełnie zaskoczony pomyślał, że chyba śni. Gdy jednak otworzył oczy młodzieniec wciąż stał przed nim. Co za bezczelny smarkacz – pomyślał i zapytał:
• Nikt ci nie powiedział, że za takie zachowanie można oberwać?
• Nie – odparł niewyraźnie chłopak i znowu kopnął go w stopę. Tego Adamowi było za wiele. Zerwał się z ziemi i jednym ruchem dłoni schwycił intruza za połę kurtki. Trzymał mocno, ale chłopak nie próbował się wyrwać. Miał pochyloną głowę, a drobne ramiona drgały mu tak, jakby płakał. Adam zupełnie zdezorientowany puścił chłopaka i wtedy usłyszał jego śmiech. Miał ochotę spuścić mu lanie, ale poprzestał na zerwaniu bezczelnemu młodzieńcowi kapelusza z głowy. Burza rudych włosów tak nagle uwolnionych zupełnie zaskoczyła Adama. Zielone oczy spoglądały na niego z ogromnym rozbawieniem i… impertynencją.
• To ty?! – Adam z niedowierzaniem spoglądał na stojącą przed nim Holly ubraną w męski strój.
• Jak widać. – Odparła i śmiejąc się zauważyła: - ale ma pan idiotyczną minę.
• Co takiego?! - Adamowi jakoś nie było do śmiechu. - Co ty tu właściwie robisz? To znaczy, co pani tu robi? I to w męskim przebraniu?
• To wcale nie jest przebranie. Przyjechałam razem z wujkiem Ralphem pomóc przy naszym stadzie. Nie pamięta pan? Dziś po południu mamy zacząć znaczenie naszych krów.
• Faktycznie, ale po południu.
• Przyjechaliśmy wcześniej. To chyba nie problem?
• Nie, ale nie bardzo rozumiem, co pani zamierza tu robić?
• Jak to, co? Znakować bydło – odparła z powagą Holly.
• Nie wierzę – Adam parsknął śmiechem. - Pani żartuje?
• Nie – odparła z niewinnym wyrazem twarzy Holly. - Chcę zobaczyć, jak to jest.
• To nie jest widowisko, a tym bardziej zajęcie dla młodych kobiet.
• Ale ja chcę spróbować.
• Czy pani widziała kiedyś, jak znakuje się cielęta, krowy, czy konie?
• Nie.
• To powiem pani: najpierw, jeśli to jest cielak, albo źrebak trzeba takiego malucha odseparować od matki, potem złapać na lasso, przyciągnąć do ogniska, gdzie rozpalonym do czerwoności żelazem wypala się mu znak właściciela. Smród palonej skóry w niczym nie przypomina zapachu wody kolońskiej, którą się pani skropiła - rzekł z sarkazmem.
• Ma pan doskonały węch – stwierdziła Holly - niczym pies gończy.
• Ten „pies” może panią zaraz stąd przegonić.
• Niech spróbuje – odparła zadziornie Holly, świdrując mężczyznę oczami. Adam poczuł, jak podskoczyło mu ciśnienie. Najchętniej złapałby dziewczynę, przerzucił ją sobie przez ramię i… no właśnie, sam nie wiedział, co miałby z nią zrobić, choć przez chwilę w zakamarkach jego umysłu pojawiła się pewna jaskinia. Ostatkiem sił opanował złość i powiedział:
• To nie jest miejsce dla takich dam, jak pani.
• Dziękuje. Nazwał mnie pan damą. To takie miłe z pana strony. Ja jednak tu zostanę.
• Nie.
• Tak.
• A ja mówię: nie – rzekł stanowczo Adam. - Nie potrzebuję, żeby pani mi tu zemdlała.
• Tak szybko to nie mdleję – odparowała Holly. - A poza tym skoro ciocia Emily znakowała i pędziła bydło, to ja również mogę.
• To był inny czas i inne okoliczności, a pani ciocia...
• nie była kobietą? – zażartowała Holly.
• Nie… to znaczy była… jest – Adam mimo woli parsknął śmiechem. - Nie odpuści pani, co?
• Nie, a poza tym jeszcze jedna osoba do pomocy zawsze się przyda.
• Panno McCulligen doceniam pani entuzjazm, ale rąk do pracy mamy wystarczająco dużo. Nie trzeba nam pomocnika, którego na każdym kroku trzeba pilnować.
• Strasznie pan uparty – stwierdziła dziewczyna.
• Nie bardziej niż pani.
• To znaczy, że nie zgadza się pan na moją tu obecność?
• Zgadła pani! Cieszę się, że wreszcie pani to zrozumiała, a teraz proszę mi wybaczyć, muszę wracać do pracy – rzekł Adam i wielce z siebie zadowolony wyminął Holly i ruszył w stronę kowboi, którzy właśnie skończyli przerwę.
• Arogant! Arogant i zarozumialec! - krzyknęła za nim Holly i czując, że w tym starciu przegrała z Adamem aż tupnęła ze złości. Dobrze, że przy tym nie widziała miny Cartwrighta, bo na pewno skończyłoby się to rękoczynami.
Tymczasem scenie tej przyglądał się Mały Joe. Jak tylko Adam zaczął wydawać polecenia pracownikom podszedł do wciąż wściekłej dziewczyny i rzekł:
• Witaj Holly. Widzę, że bostoński sztywniak nieźle zaszedł ci za skórę.
• A tobie przyłożył w oko – odparła opryskliwie.
• Nie da się ukryć. Przyłożył. A skąd wiesz?
• Matti mi powiedział.
• Straszna z niego gaduła – stwierdził Joseph i z udawanym smutkiem pokiwał głową.
• Przepraszam, Joe – rzekła Holly. - Nie chciałam być niemiła, ale ten twój brat jest nie do wytrzymania.
• Nikt nie wie o tym lepiej ode mnie – Joe westchnął ciężko. - Przyjechałaś do pomocy?
• To aż tak widać?
• W takim stroju, na popołudniową herbatkę raczej byś się nie wybrała.
• Masz rację – dziewczyna się uśmiechnęła. - Chcę pomóc wujkowi, ale Adam nie jest w stanie tego zrozumieć.
• Ale ja rozumiem. – Rzekł przymilnie Joe i ująwszy dłoń Holly w swoją, spytał: - mogę ci jakoś pomóc?
• Owszem – odparła dziewczyna i patrząc na Adama rzucającego w ich kierunku spojrzenia, poprosiła: - nauczysz mnie znakować bydło?
• Co robić?! - Joe z wrażenia puścił dłoń dziewczyny.
• Masz problemy ze słuchem?
• Nie. Oczywiście, że nie – zaprzeczył żarliwie Joe. - Chętnie cię nauczę i wszystko pokażę. A umówisz się ze mną?
• To będzie zależeć od tego, jak dobrym okażesz się nauczycielem – odparła Holly z półuśmiechem.
• Będę najlepszym – zapewnił Joe i pomyślał, że skoro Valerie go nie chce to może Holly się do niego przekona. A jeśli przy tym uda mu się dopiec Adamowi to będzie w pełni usatysfakcjonowany.
• Joe?
• Tak, Holly? – spytał, a widząc, że Adam wciąż im się przyglądał, przysunął się do dziewczyny bliżej niż by to wypadało.
• Dlaczego nazwałeś swojego brata „bostońskim sztywniakiem”?
• To długa historia, ale chętnie ci ją opowiem.
***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 19:03, 18 Paź 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 14:19, 19 Paź 2020 Temat postu: |
|
|
Już komentuję
Cytat: | ...o swoje miłosne niepowodzenie natychmiast obwinił najstarszego brata. Nieprzyjemna wymiana zdań między nimi miała miejsce w późny niedzielny wieczór i zakończyła się bójką. Na następny dzień ich ojciec wygłosił mowę, która miała ich zdyscyplinować, ale nikt, nie wyłączając jego samego, nie wierzył w skuteczność takiej pogadanki. I tak od trzech dni bracia nie odzywali się do siebie, wymieniając jedynie wrogie spojrzenia. Jedno trzeba było im przyznać, że na czas pracy wszelkie animozje ulegały zawieszeniu. |
Joe jak zwykle ma pretensję do wszystkich, nigdy do siebie
Cytat: | Jednak, gdy już, już zasypiał przypomniał sobie, jak niezwykle miękkie są włosy Holly. Sen natychmiast pierzchnął, a jego myśli zaczęły krążyć wokół panny McCulligen, ze szczególnym uwzględnieniem wydarzeń w jaskini, w których z takim zapałem oboje brali udział. Tak, te wspomnienia były zdecydowanie lepsze niż sen. |
Zachował jednak piękne wspomnienia z pobytu w jaskini ... wspomnienia, które wracają, czy tego chce, czy nie?
Cytat: | Zielone oczy spoglądały na niego z ogromnym rozbawieniem i… impertynencją.
• To ty?! – Adam z niedowierzaniem spoglądał na stojącą przed nim Holly ubraną w męski strój.
• Jak widać. – Odparła i śmiejąc się zauważyła: - ale ma pan idiotyczną minę.
• Co takiego?! - Adamowi jakoś nie było do śmiechu. - Co ty tu właściwie robisz? To znaczy, co pani tu robi? I to w męskim przebraniu? |
Jego senne marzenie tak jakby się ziściłoale skąd ten powrót do formy "pan, pani"?
Cytat: | • Przyjechaliśmy wcześniej. To chyba nie problem?
• Nie, ale nie bardzo rozumiem, co pani zamierza tu robić?
• Jak to, co? Znakować bydło – odparła z powagą Holly.
• Nie wierzę – Adam parsknął śmiechem. - Pani żartuje?
• Nie – odparła z niewinnym wyrazem twarzy Holly. - Chcę zobaczyć, jak to jest. |
Tak, znakowanie bydła to coś, z czym Holly do tej pory nie miała do czynienia
Cytat: | • To nie jest widowisko, a tym bardziej zajęcie dla młodych kobiet.
• Ale ja chcę spróbować.
• Czy pani widziała kiedyś, jak znakuje się cielęta, krowy, czy konie?
• Nie.
• To powiem pani: najpierw, jeśli to jest cielak, albo źrebak trzeba takiego malucha odseparować od matki, potem złapać na lasso, przyciągnąć do ogniska, gdzie rozpalonym do czerwoności żelazem wypala się mu znak właściciela. Smród palonej skóry w niczym nie przypomina zapachu wody kolońskiej, którą się pani skropiła - rzekł z sarkazmem.
• Ma pan doskonały węch – stwierdziła Holly - niczym pies gończy.
• Ten „pies” może panią zaraz stąd przegonić. |
Zdaje się, że Adam nie jest zachwycony pomysłem dziewczyny
Cytat: | • Niech spróbuje – odparła zadziornie Holly, świdrując mężczyznę oczami. Adam poczuł, jak podskoczyło mu ciśnienie. Najchętniej złapałby dziewczynę, przerzucił ją sobie przez ramię i… no właśnie, sam nie wiedział, co miałby z nią zrobić, choć przez chwilę w zakamarkach jego umysłu pojawiła się pewna jaskinia. Ostatkiem sił opanował złość i powiedział:
• To nie jest miejsce dla takich dam, jak pani.
• Dziękuje. Nazwał mnie pan damą. To takie miłe z pana strony. Ja jednak tu zostanę.
• Nie.
• Tak.
• A ja mówię: nie – rzekł stanowczo Adam. |
To zabrzmiało ... bardzo stanowczo
Cytat: | • Panno McCulligen doceniam pani entuzjazm, ale rąk do pracy mamy wystarczająco dużo. Nie trzeba nam pomocnika, którego na każdym kroku trzeba pilnować.
• Strasznie pan uparty – stwierdziła dziewczyna.
• Nie bardziej niż pani.
• To znaczy, że nie zgadza się pan na moją tu obecność?
• Zgadła pani! Cieszę się, że wreszcie pani to zrozumiała, a teraz proszę mi wybaczyć, muszę wracać do pracy – rzekł Adam i wielce z siebie zadowolony wyminął Holly i ruszył w stronę kowboi, którzy właśnie skończyli przerwę.
• Arogant! Arogant i zarozumialec! - krzyknęła za nim Holly i czując, że w tym starciu przegrała z Adamem aż tupnęła ze złości. |
Na razie Adam postawił na swoim ... do określeń Holly dodałabym epitet "męski szowinista"
Cytat: | Tymczasem scenie tej przyglądał się Mały Joe. Jak tylko Adam zaczął wydawać polecenia pracownikom podszedł do wciąż wściekłej dziewczyny i rzekł:
• Witaj Holly. Widzę, że bostoński sztywniak nieźle zaszedł ci za skórę.
• A tobie przyłożył w oko – odparła opryskliwie.
• Nie da się ukryć. Przyłożył. A skąd wiesz?
• Matti mi powiedział. |
Holly jest wściekła na Adama, Joe kipi chęcią zemsty ... ciekawe, czym to się skończy?
Cytat: | • Przepraszam, Joe – rzekła Holly. - Nie chciałam być niemiła, ale ten twój brat jest nie do wytrzymania.
• Nikt nie wie o tym lepiej ode mnie – Joe westchnął ciężko. |
O tak! To Adamowi Joe przypisuje większość swoich klęsk życiowych
Cytat: | - mogę ci jakoś pomóc?
• Owszem – odparła dziewczyna i patrząc na Adama rzucającego w ich kierunku spojrzenia, poprosiła: - nauczysz mnie znakować bydło?
• Co robić?! - Joe z wrażenia puścił dłoń dziewczyny.
• Masz problemy ze słuchem?
• Nie. Oczywiście, że nie – zaprzeczył żarliwie Joe. - Chętnie cię nauczę i wszystko pokażę. A umówisz się ze mną? |
Joe chyba chce upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu - i umówić się z Holly i zrobić na złość Adamowi
Kolejna część opowiadania. Bardzo ciekawa. Już zdawałoby się, że Holly i Adam wreszcie doszli do porozumienia, a tu znów kłótnia. Mają zupełnie inne poglądy na życie. Holly rwie się do gospodarskich zajęć na ranczo słusznie uważając, że jeśli jej ciocia dawała sobie radę ze znakowaniem bydła, to i ona sobie z tą czynnością poradzi. Adam jakoś nie wyobraża sobie dziewczyny w tej roli, straszy ją zemdleniem i przykrymi zapachami. Chyba się przeliczył, a raczej źle ją ocenił. Z ich sporu skwapliwie skorzystał Joe, który jest gotów zaakceptować Holly znakującą bydło, mając w perspektywie dokuczenie Adamowi i ewentualną randkę z dziewczyną. Nawet jest gotów opowiedzieć kilka historii o "bostońskim sztywniaku" ... z podkreśleniem atutów własnej osoby jak mniemam Cóż, Adam cały czas ich obserwuje i ... ciekawa jestem, czy wkroczy do akcji? Czy może zlekceważy starania braciszka? No i Holly ... ciekawe, czy dobrze zniesie to znakowanie, zwłaszcza przestraszonych cieląt odrywanych od matek? Czy zemdleje jak Melinda? Czy poradzi sobie z tym jak ciocia Emily? Ja obstawiam, że sobie poradzi, co zapewne wywoła zdziwienie i konsternację Adama i ... Joe. Oni obaj chyba uważają kobiety za słabszą płeć. Jak to się skończy? Wie tylko autorka. Na razie. Ja podejrzewam, że Joe dorobi się "śliwki" (dużej) na drugim oku. Dla symetriiCzekam więc niecierpliwie na rozwiązanie tej zagadki
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 14:20, 19 Paź 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 11 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 17:57, 19 Paź 2020 Temat postu: |
|
|
Bardzo dziękuję za wnikliwy komentarz. Joe oczywiście chce dopiec Adamowi. Po porażce z panną LaMarr zapałał ponownie "głębokim uczuciem" do Holly. Holly zaś chce pokazać Adamowi, że jest silną, odważną kobietą, dlatego nie cofnie się przed wykorzystaniem do tego celu Małego Joe. Tyle tylko, że może to wywołać zazdrość Adasia, który nieco inaczej zaczyna postrzegać dziewczynę i wcale nie podoba mu się, że jego braciszek zaczyna ją obskakiwać.
Następny odcinek w pisaniu. Moja wena obiecała mi, że podkręci tempo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 11 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 18:51, 21 Paź 2020 Temat postu: |
|
|
Przygód Holly przy znakowaniu bydła ciąg dalszy.
***
Nastrój Adama z każdą chwilą stawał się coraz posępniejszy. Udawał, że nie dostrzega, jak Mały Joe skacze wokół Holly i jak ona wciąż uśmiecha się do niego, i jak pochyla głowę przysłuchując się jego słowom. Robiło mu się niedobrze na widok mizdrzącego się brata. Niby doskonale wiedział, jaki on jest i jak bardzo lubi płeć piękną, ale dzisiaj wyjątkowo go to drażniło. Szybkie zakochiwanie się Małego Joe i równie szybkie odkochiwanie przeszło już do rodzinnej i nie tylko, legendy. Adam pokręciwszy z dezaprobatą głową zajął się swoją pracą. Tymczasem Joseph zupełnie nieświadomy uczuć, jakie wzbudzał w swoim najstarszym bracie starał się ze wszystkich sił zaimponować dziewczynie. Najpierw wyjaśnił jej na czym polega rzut lassem z ziemi, a na czym z konia. Holly nie byłaby sobą, gdyby nie stwierdziła na poły żartobliwie, na poły złośliwie, że wie na czym polega różnica między obu technikami. Joe zupełnie tym niezrażony kilka razy pokazał jej, jak prawidłowo rzucić lassem, a potem wskazując wbity w ziemię palik zachęcił, żeby sama spróbowała. Prawdę mówiąc Holly wcale nie potrzebowała zachęty. Schwyciła lasso i tak, jak pokazał jej Joe, rzuciła nim. Niestety, ani za pierwszym, ani za drugim razem nie udało się jej dosięgnąć celu. Jednak już trzeci rzut lassem został uwieńczony sukcesem i to podwójnym. Holly, bowiem, złapała nie tylko palik, ale również Małego Joe, który właśnie go prostował. Spętanie Josepha sznurem wywołało gromki śmiech mężczyzn pracujących nieopodal. Holly, zadowolona z siebie, mocno pociągnęła lasso i Joe opadł na kolana. W pierwszej chwili chciał zakląć, ale gdy spojrzał na dziewczynę wręcz promieniejącą dumą, podobnie, jak inni roześmiał i powiedział:
• Będziesz niezłym kowbojem. To pewne. Masz celne oko i mocne ręce.
• Dziękuję, Joe. A nauczysz mnie, jak rzuca się lassem z konia?
• Nauczę. Nauczę wszystkiego, czego tylko będziesz chciała. – Zapewnił i wstając z kolan powiedział: - proponuję jednak kolejną lekcję przełożyć na inną porę. Teraz musimy wziąć się za znakowanie cieląt. Możesz się przyglądać, ale stań z boku i nie pod wiatr.
• To miłe, że tak troszczysz się o mnie, ale chyba o czymś zapomniałeś – rzekła Holly.
• Naprawdę chcesz znakować bydło? - spytał Joe, a widząc stanowczą, nieustępliwą minę dziewczyny, kiwnął z rezygnacją głową i sam sobie odpowiedział: - naprawdę.
• Oj, nie marudź. Chodź, bo szkoda czasu.
• W porządku. Tylko czy to wytrzymasz?
• Zaczynasz nudzić, jak twój brat – stwierdziła Holly. - Może poproszę kogoś innego, na przykład pana Monroe lub waszego zarządcę.
• Możesz spróbować, ale Speedy ma wybitny antytalent do takiej roboty, a Berens nie lubi kobiet.
• A to dlaczego? - spytała z ciekawością Holly, zwijając przy tym lasso.
• Po prostu ma staroświeckie poglądy na rolę kobiety w życiu. Jego zdaniem powinny strzec domowego ogniska. Uganianie się za krowami nie mieści się w jego światopoglądzie – zaśmiał się Joe.
• Uważasz, że to śmieszne?
• No, nie, ale kobieta to kobieta i po prostu z racji tego, że fizycznie jest słabsza nie może równać się z mężczyzną.
• Dobrze, że mi to powiedziałeś, bo sama bym się tego nie domyśliła – rzekła Holly, a jej ironiczne spojrzenie zmroziło Josepha, który poniewczasie zorientował się, że palnął głupstwo. Chcąc naprawić swój błąd, jak gdyby nigdy nic spytał:
• To, co? Gotowa na lekcję znakowania cieląt?
• Oczywiście – odparła.
• To zapraszam – Joe wskazał dwóch mężczyzn przytrzymujących wierzgającego cielaka i trzeciego pochylającego się nad nim z rozżarzonym do czerwoności prętem zakończonym znakiem Ponderosy.
***
Fred Berens, zarządca Ponderosy z dezaprobatą przyglądał się poczynaniom panny McCulligen. Gdyby to od niego zależało przepędziłby ją na cztery wiatry. Do czego to podobne, żeby baba brała się do męskiej roboty. Powinna siedzieć w domu i rodzić dzieci. Do tego przecież jest powołana. Owszem, niektóre kobiety pokarane przez los, musiały dawać sobie radę same, ale zawsze, jeśli tylko chciały, mogły liczyć na mocne, męskie ramię. Chętnych do pomocy nigdy przecież nie brakowało, a on, Fred był tego najlepszym przykładem. Tak przecież poznał swoją żonę, Glorię. Kobieta wiedziała, co należy do jej obowiązków. Bądź co bądź miała przed nim dwóch mężów. Najważniejsze jednak było dla Berensa to, że Gloria znała swoje miejsce w szyku. Złośliwi, co prawda, twierdzili, że pani Fredowa Berensowa owinęła sobie męża wokół małego palca i to tak, że ten nie zdawał sobie z tego sprawy, jednak nikt nie ośmielił się powiedzieć mu, jak bardzo się myli.
• A wy, co?!! - wrzasnął na kilku kowboi, przyglądających się, jak Holly znakuje kolejne cielątko. Wśród nich był Speed Monroe, który, odkąd dziewczyna mu pomogła, oddałby za nią życie. - Roboty nie macie?!
• Mamy szefie, mamy – odparł pośpiesznie jeden z nich.
• To czego tak sterczycie? Cartwrightowie nie płacą wam za gapienie się.
• Szefie, ale ta dziewczyna ma w sobie taki ogień, że… ech! - rzucił drugi kowboj i z rozmarzeniem westchnął.
• Diabli ją tu nadali – stwierdził poirytowany Berens. - No, ruszajcie się. W zagrodzie czeka jeszcze tuzin bydląt do znakowania. Potem weźmiemy się za krowy Toliverów. A tobie Speedy potrzebne jest specjalne zaproszenie? - warknął na widok ociągającego się mężczyzny.
• Nie, panie Berens – odparł Monroe.
• To idź do zagrody z bydłem Toliverów – rzekł Fred i wskazawszy dwóch innych pracowników, dodał: - zabierz ich ze sobą. Ja zaraz tam przyjdę.
• Dobrze, panie Berens – Speedy grzecznie skinął głową i podszedł do mężczyzn, aby przekazać im polecenie zarządcy. Tymczasem Fred postanowił powiedzieć Adamowi, co myśli na temat Holly, której obecność coraz bardziej go drażniła. Szybkim, energicznym krokiem podszedł do Adama, który zrobił sobie właśnie chwilę przerwy, żeby napić się wody.
• Jak tam Fred? Kiedy możemy zająć się stadem Toliverów? - spytał, wylewając z kubka resztkę wody.
• Już zaczęliśmy. – Odparł zarządca i wskazując na zagrodę z bydłem powiedział: - wysłałem trzech chłopaków i zaraz do nich dołączę. Chcę tylko z tobą porozmawiać.
• O, co chodzi?
• O tę McCulligen.
• Stwarza problemy?
• I tak i nie - Fred westchnął i podrapał się po brodzie.
• To znaczy?
• Ona odciąga chłopaków od roboty. Gapią się na nią, jak wół na malowane wrota. Adamie, to nie miejsce dla tak młodej dziewczyny. Nic dobrego z tego nie będzie.
• Czego ode mnie oczekujesz?
• Że ją stąd przepędzisz.
• A niby, jak miałbym to zrobić? To krewna Toliverów. Porozmawiaj z Ralphem, ale nie sądzę, żeby on cokolwiek wskórał. Panna McCulligen to kropka w kropkę jego Emily. Tak samo stanowcza i uparta. Nie zwracaj na nią uwagi. Może jej się znudzi i sama zrezygnuje – odparł Adam wzruszając ramionami.
• Chcesz mi powiedzieć, że przez najbliższe dni ta pannica będzie tu przyjeżdżać i dezorganizować nam pracę.
• Na to wygląda.
• Nie do wiary! I ty to tak spokojnie mówisz? A jak przez nią komuś coś się stanie? Już teraz chłopcy na jej widok potykają się o własne nogi.
• Już dobrze, Fred, postaram się jakoś załatwić sprawę – rzekł ze znużeniem w głosie Adam.
• Oby prędko, bo mam złe przeczucia.
• Nie opowiadaj głupstw. A, co niby miałoby się stać? - spytał Adam i właśnie w tej chwili rozległ się pełen bólu krzyk Holly.
• Masz odpowiedź – odparł z tryumfującym spojrzeniem Berens, wskazując przy tym trzymającą się za nogę Holly. Adam w ułamku sekundy ruszył w kierunku siedzącej na ziemi i skrzywionej z bólu dziewczyny, nad którą stał oniemiały Mały Joe. Inni mężczyźni, podobnie, jak Adam rzucili swoją pracę i otoczyli dziewczynę. Tylko Fred przyglądał się z oddali całej scenie. Uśmiechnąwszy się z satysfakcją, mruknął sam do siebie: - a nie mówiłem? Baba na pokładzie, statek tonie.
***
• Co ci się stało? - spytał Adam, przyklęknąwszy przy Holly.
• Cielak ją kopnął – odparł za dziewczynę Mały Joe. - Najlepszym się zdarza.
• Ciebie nie pytałem – warknął Adam. - Lepiej zawołaj Ralpha.
• Nie ma takiej potrzeby. Nic mi nie jest – zapewniła Holly.
• Oby. Możesz wstać?
• Tak – odparła i zawstydzona powtórzyła: – nic mi nie jest.
• To się okaże – stwierdził Adam pomagając stanąć jej na nogi, a gdy dziewczyna syknęła, stwierdził: - jednak boli. Chodź, usiądziesz w cieniu, a ja obejrzę twoją nogę.
• Nie trzeba.
• A jeśli masz złamaną?
• Zapewniam cię, że nie mam.
• A niby skąd to wiesz?
• Wiem i już – dziewczyna przewróciła oczami. Adam zmierzył ją srogim wzrokiem i tonem nie znoszącym sprzeciwu rzekł:
• Pod drzewo, ale już. A wy, co się tak gapicie? - zwrócił się do zgromadzonych wokół nich pracowników. - Wracajcie do pracy. Speedy, przynieś wiadro z zimną wodą i jakąś ścierkę.
• Już się robi, Adamie – odparł przejęty Monroe, podczas gdy pozostali kowboje zaczęli się rozchodzić.
• To ja pomogę – zaproponował Joe podając Holly ramię.
• Ty tu jeszcze? Powiedziałem, żebyś zawołał jej wuja.
• W porządku. Nie musisz się tak pieklić, już idę – odparł Joe i ruszył na poszukiwanie Ralpha. Adam spojrzał na Holly i już nieco łagodniejszym głosem spytał:
• Pomóc ci?
• Nie – odparła siadając pod drzewem. - To teraz znowu mówimy sobie po imieniu?
• A nie sądzisz, że to głupota mówić sobie per pan, pani.
• Masz rację – przyznała.
• Cieszę się, że choć w jednym się zgadzamy – Adam uśmiechnął się pod nosem. - Co tam właściwie się stało?
• Cielak kopnął mnie w nogę.
• Pokaż.
• Daj spokój – Holly wzruszyła ramionami. - Nic mi nie będzie.
• Pokaż – zażądał Adam.
Dziewczyna posłusznie podwinęła nogawkę spodni. Na łydce od wewnętrznej strony widać było ślad po raciczce cielaka, a trochę niżej nad cholewką buta zaogniona skóra wskazywała na poparzenie. Adam pochylił się nad nogą Holly i uważnie przyjrzał się obrażeniom, po czym powiedział:
• Cal, półtora dalej, a złamałby ci nogę. Do tego...
• Ale nie złamał – Holly weszła Adamowi w słowo, próbując zbagatelizować zajście.
• Możesz mi nie przerywać? - spojrzał na nią karcącym wzrokiem. Dziewczyna, żeby nie parsknąć śmiechem, pochyliła głowę. - Ciebie to bawi?
• Oj, Adamie, przecież każdemu mogło to się przytrafić.
• Jasne, ale gdybyś mnie posłuchała to nie miałabyś teraz ogromnego krwiaka i oparzenia od żelaza, którym znakuje się bydło.
• Naprawdę? - zrobiła zdziwioną minę.
• Nie mów mi, że nie czujesz oparzenia.
• No, dobrze trochę piecze – przyznała – ale nie za bardzo.
• Cholewka buta osłoniła ci nogę, ale i tak może zostać ślad. Na szczęście znak Ponderosy prawie w całości wypalił się na twoim bucie.
• Fajna ozdoba – stwierdziła Holly przyglądając się cholewce.
• Bardzo fajna – przyznał z ironią Adam. - O, idzie Speedy z wodą. Zaraz zrobię ci zimny okład, a potem wrócisz do domu. Czy to jasne?
• Jak słońce – odparła z pokorną miną dziewczyna i natychmiast dodała: - ale jutro i tak tu przyjadę.
• Szczerze wątpię.
• Założysz się? - z uśmiechem wyciągnęła do niego dłoń. Udał, że jej nie widzi.
• Holly, na litość boską, czy choć przez chwilę możesz być poważna?
• Ależ jestem. O, co ci chodzi?
• Już o nic – odparł zrezygnowany i zwróciwszy się do Speeda rzekł: - pomóż pannie McCulligen zrobić kompres. Ja porozmawiam z jej wujem.
***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 23:21, 21 Paź 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 19:40, 21 Paź 2020 Temat postu: |
|
|
I znów zaczynają się dogadywać Jutro skomentuję.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 13:57, 22 Paź 2020 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Nastrój Adama z każdą chwilą stawał się coraz posępniejszy. Udawał, że nie dostrzega, jak Mały Joe skacze wokół Holly i jak ona wciąż uśmiecha się do niego, i jak pochyla głowę przysłuchując się jego słowom. Robiło mu się niedobrze na widok mizdrzącego się brata. Niby doskonale wiedział, jaki on jest i jak bardzo lubi płeć piękną, ale dzisiaj wyjątkowo go to drażniło. |
Zachowanie Małego Joe go drażniło? Eeee tam! To tylko zazdrość
Cytat: | Jednak już trzeci rzut lassem został uwieńczony sukcesem i to podwójnym. Holly, bowiem, złapała nie tylko palik, ale również Małego Joe, który właśnie go prostował. Spętanie Josepha sznurem wywołało gromki śmiech mężczyzn pracujących nieopodal. Holly, zadowolona z siebie, mocno pociągnęła lasso i Joe opadł na kolana. W pierwszej chwili chciał zakląć, ale gdy spojrzał na dziewczynę wręcz promieniejącą dumą, podobnie, jak inni roześmiał i powiedział:
• Będziesz niezłym kowbojem. To pewne. Masz celne oko i mocne ręce |
To musiał być niezły widok ... Joe złapany lassem, niczym niesforne cielątko
Cytat: | ...kobieta to kobieta i po prostu z racji tego, że fizycznie jest słabsza nie może równać się z mężczyzną.
• Dobrze, że mi to powiedziałeś, bo sama bym się tego nie domyśliła – rzekła Holly, a jej ironiczne spojrzenie zmroziło Josepha, który poniewczasie zorientował się, że palnął głupstwo. |
Cóż, niestety nie ugryzł się w język przed wygłoszeniem tej szowinistycznej, męskiej opinii
Cytat: | Do czego to podobne, żeby baba brała się do męskiej roboty. Powinna siedzieć w domu i rodzić dzieci. Do tego przecież jest powołana. Owszem, niektóre kobiety pokarane przez los, musiały dawać sobie radę same, ale zawsze, jeśli tylko chciały, mogły liczyć na mocne, męskie ramię. |
Kolejny męski szowinista
Cytat: | Najważniejsze jednak było dla Berensa to, że Gloria znała swoje miejsce w szyku. Złośliwi, co prawda, twierdzili, że pani Fredowa Berensowa owinęła sobie męża wokół małego palca i to tak, że ten nie zdawał sobie z tego sprawy, jednak nikt nie ośmielił się powiedzieć mu, jak bardzo się myli. |
Czyli pani Berensowa uznawała szanownego małżonka za głowę domu ... sama jednak była szyją, która tą głową kręciła, wedle swoich życzeń
Cytat: | • O, co chodzi?
• O tę McCulligen.
• Stwarza problemy?
• I tak i nie - Fred westchnął i podrapał się po brodzie.
• To znaczy?
• Ona odciąga chłopaków od roboty. Gapią się na nią, jak wół na malowane wrota. Adamie, to nie miejsce dla tak młodej dziewczyny. Nic dobrego z tego nie będzie.
• Czego ode mnie oczekujesz?
• Że ją stąd przepędzisz.
• A niby, jak miałbym to zrobić? To krewna Toliverów. |
Istotnie, Adam w tym wypadku był bezsilny, mimo chęci ukrócenia samowoli panny McCulligan
Cytat: | • Masz odpowiedź – odparł z tryumfującym spojrzeniem Berens, wskazując przy tym trzymającą się za nogę Holly. Adam w ułamku sekundy ruszył w kierunku siedzącej na ziemi i skrzywionej z bólu dziewczyny, nad którą stał oniemiały Mały Joe. Inni mężczyźni, podobnie, jak Adam rzucili swoją pracę i otoczyli dziewczynę. Tylko Fred przyglądał się z oddali całej scenie. Uśmiechnąwszy się z satysfakcją, mruknął sam do siebie: - a nie mówiłem? Baba na pokładzie, statek tonie. |
Jednak spełniły się czarne wizje pana Berensa ... i Adama
Cytat: | • Co ci się stało? - spytał Adam, przyklęknąwszy przy Holly.
• Cielak ją kopnął – odparł za dziewczynę Mały Joe. - Najlepszym się zdarza.
• Ciebie nie pytałem – warknął Adam. |
Po prost wypadek przy pracy. Zdarza się
Cytat: | Adam zmierzył ją srogim wzrokiem i tonem nie znoszącym sprzeciwu rzekł:
• Pod drzewo, ale już. |
Ale się rządzi! Jednak Holly posłuchała
Cytat: | • Pomóc ci?
• Nie – odparła siadając pod drzewem. - To teraz znowu mówimy sobie po imieniu?
• A nie sądzisz, że to głupota mówić sobie per pan, pani.
• Masz rację – przyznała.
• Cieszę się, że choć w jednym się zgadzamy – Adam uśmiechnął się pod nosem. - Co tam właściwie się stało?
• Cielak kopnął mnie w nogę. |
Nareszcie zaczęli rozmawiać jak dobrzy znajomi? Przyjaciele?
Byłoby zabawnie, gdyby nie wypadek Holly. Na szczęście niegroźny, tylko stłuczenie i oparzenie. Cóż, wypadek przy pracy. Joe jak zwykle w opozycji do Adama. Na szczęście, to Adam rządzi przy znakowaniu bydła, więc Pasikonik zbyt wiele do gadania nie ma. Holly jak zwykle stawia na swoim i niestety płaci za to bólem i upokorzeniem. Niedużym, ale jednak tym razem to Adam postawił na swoim. Trzeba przyznać, że Holly potrafi przyznać rację oponentowi ... nawet, gdy nim jest Adam Ciekawe, co będzie dalej? Czy uda się Adamowi pozbyć Holly znakującej cielęta? Czy może sam zostanie instruktorem tej, jakże trudnej czynności? Niecierpliwie czekam na kontynuację
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 11 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 18:33, 22 Paź 2020 Temat postu: |
|
|
Jak miło. Dziękuję za komentarz. Tak mi wychodzi, że Adaś i Holly nie będą skakać sobie do oczu (przynajmniej przez jakiś czas). Zobaczymy, czy Holly ulegnie urokowi Adama na tyle, aby odpuścić znakowanie cielaczków. Niewątpliwie Adaś zaczyna dostrzegać w pannie McCulligen kobietę, która mogłaby być jego partnerką życiową. A może Joe mu ją jednak odbije, a nasza gapa po niewczasie zorientuje się, że Holly to ta jedna jedyna. Zobaczymy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 18:47, 22 Paź 2020 Temat postu: |
|
|
Joe ma małe szanse, Holly traktuje go pobłażliwie Raczej jej nie zaimponuje, dreszczyku fascynacji też nie wywoła
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 11 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 20:03, 22 Paź 2020 Temat postu: |
|
|
Joe tego jeszcze nie wie. Myśli, że jeśli będzie spełniać wszystkie zachcianki dziewczyny, to zyska jej uczucia. Coś mi się wydaje, że znowu dojdzie do potyczki Adama i Joe, oczywiście z inicjatywy tego ostatniego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 11 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 17:13, 25 Paź 2020 Temat postu: |
|
|
***
• Nie musiałeś mnie odwozić – powiedziała Holly, przerywając milczenie i z ukosa spoglądając na Adama. Jechali obok siebie wolno, tak jakby nigdzie im się nie spieszyło. Ich konie parskały cicho, zadowolone z niespodziewanej przejażdżki. Adam uśmiechnął się pod nosem i wreszcie odparł:
• Chcę mieć pewność, że dotrzesz do domu i nic głupiego nie strzeli ci do głowy.
• Mam rozumieć, że martwisz się o mnie?
Odpowiedzią mężczyzny było tylko westchnienie.
• Taak… martwisz się – stwierdziła z rozbawieniem Holly.
• Skoro tak twierdzisz – twarz Adama nie wyrażała żadnych uczuć.
• Zastanawiam się, co z wami Cartwrightami jest nie tak – rzekła dziewczyna.
• Nie rozumiem.
• Choćby twój najmłodszy brat. Jest bardzo niestały w uczuciach – zauważyła Holly.
• Tak, Joe ma z tym problem – przyznał Adam.
• A ty? - spytała niemal wyzywająco.
• Co ja? - spojrzał na nią zdziwiony.
• Bostoński sztywniak. Dlaczego tak o tobie mówią?
• Słucham? - Adam zatrzymał konia i wbił w dziewczynę wzrok nie wróżący nic dobrego. Holly zupełnie tym niezrażona również zatrzymała swoją klacz, po czym obróciwszy ją, ustawiła bokiem do wierzchowca mężczyzny.
• Wybacz, za tak bezpośrednio postawione pytanie – rzekła z niewinnym uśmiechem - po prostu ciekawi mnie to, bo jakoś nie odniosłam wrażenia, żebyś był sztywniakiem. Co prawda mógłbyś mieć w sobie więcej spontaniczności i luzu, ale o zupełne sztywniactwo trudno cię posądzać.
• Coś takiego – mruknął Adam, pokręciwszy przy tym głową. I nagle zupełnie nieoczekiwanie dla Holly pochylił się w siodle, otoczył ją ramieniem i pocałował. Holly poczuła się tak, jakby przeniosła się w zupełnie inną rzeczywistość.
• I, co? Nadal uważasz mnie za sztywniaka? - spytał trzymając ją wciąż w ramionach.
• To nie w porządku. – Odparła cicho i zaraz szybko dodała: - na tak postawione pytanie nie potrafię odpowiedzieć. Mam zbyt mało materiału porównawczego.
• Doprawdy? - Adam uniósł kąciki ust w uroczym, szelmowskim uśmiechu, po czym pochylił się nad dziewczyną i przywarł ustami do jej ust. Po chwili, gdy uznał, że powinna już mieć wystarczająco dużo materiału do oceny, spytał: - a teraz?
• Cóż, przyznaję, że ci, którzy nazwali cię bostońskim sztywniakiem, bardzo się mylili. Prawdę mówiąc nie zgadzam się z nimi, ale uznałam, że lepiej się upewnić.
• Sprytna z ciebie osóbka – stwierdził rozbawiony Adam. Holly zmrużyła brew i dłonią zwiniętą w pięść lekko uderzyła go w tors, wywołując jego śmiech. Dziewczyna także zaczęła się śmiać, ale już po chwili spoważniała i powiedziała:
• Co my robimy? Nie powinniśmy. Nie chcę żadnych zobowiązań, żadnych obietnic. To, co było w jaskini, przyznaję, było wyjątkowe, ale pamiętasz, co sobie obiecaliśmy?
• Ja niczego ci nie obiecałem.
• Ale przecież nic do siebie nie czujemy – rzekła słabym, niemal omdlewającym głosem Holly.
• Możemy to sprawdzić – zaproponował Adam.
• Możemy, ale… a właściwie, to czemu nie – odparła Holly i podała mu usta.
***
• Jesteś nareszcie! - wykrzyknął Ralph na widok zsiadającego z konia Adama. - Co tak długo? Już zacząłem się niepokoić. Jak Holly?
• W porządku. To dzielna dziewczyna.
• Owszem. Jest bardzo podobna do mojej Emily – przyznał Ralph – jednak wolałbym, aby siedziała w domu, a nie udawała kowboja.
• To dlaczego jej tego nie powiedziałeś? - spytał Adam luzując popręgi swojemu wierzchowcowi.
• Żartujesz?! Wiesz, jakie miałbym piekło, gdybym, którejś z nich czegokolwiek zabronił?
• Mogę sobie wyobrazić – Adam parsknął śmiechem.
• Ciebie to bawi, a ja i tak po powrocie do domu wysłucham od Emily reprymendy za to, że nie upilnowałem Holly.
• Zdawało mi się, że panna McCulligen jest dorosłą kobietą i opieki nie potrzebuje.
• Mówisz tak, jakbyś nie znał mojej żony – odparł Ralph. - Bez względu na to, czyja była wina, to i tak w końcu będzie moja.
• Nie martw się. Z pomocą Holly wszystko jej wytłumaczyłem.
• Oj, to dobrze. Tyle tylko, że jutro Holly znowu będzie chciała tu przyjechać. Twojemu zarządcy to się nie spodoba.
• Wiem. Nawet poskarżył się, że taka młoda kobieta dezorganizuje pracę.
• I po prawdzie ma rację. Kto widział, żeby panny znakowały bydło. Haftowanie, szycie tak, ale nie trzymanie bydlęcia za ogon.
• Ralph, to trochę do ciebie niepodobne. Od kiedy to zmieniłeś swoje poglądy na temat kobiet? – Adam z zainteresowaniem spojrzał na przyjaciela.
• Nigdy ich nie zmieniłem – odparł i z przebiegłą miną dodał: – ale ze względu na swoje bezpieczeństwo trzymam je głęboko ukryte.
• Sprytnie – stwierdził Adam i obaj mężczyźni roześmieli się. Po chwili Ralph spoważniał i rzekł:
• Dziś Holly mamy z głowy, ale co będzie jutro?
• Nie martw się. Do poniedziałku na pewno się tu nie pojawi.
• Naprawdę?! - Ralph nie dowierzał własnemu szczęściu. - Jak tego dokonałeś?
• Odrobina dyplomacji – rzekł, mrugnąwszy Adam.
• A coś bliżej? - mężczyzna z ciekawością spojrzał na Cartwrighta.
• Z pomocą Emily wytłumaczyłem jej, że stłuczenie nogi to nie przelewki.
• I to niby ją przekonało?
• Niezupełnie, ale opieka nad Matthew już tak.
• Dobry pomysł. Co jej powiedziałeś?
• Że nie mamy opieki dla Matta, a pastwisko to nie miejsce dla dziecka.
• I uwierzyła?
• Jeśli, nie, to nie dała tego po sobie poznać – odparł Adam.
• Przyjacielu, nawet nie wiesz, jak bardzo ci jestem wdzięczny – rzekł westchnąwszy głęboko Ralph. - Gdyby Holly, coś się stało, to nie miałbym życia.
• Cóż, mnie też zależało na tym, żeby Holly tu się nie kręciła. Nasi kowboje z trudem skupiali się na robocie.
• Święte słowa. Jak tylko zniknęła im z pola widzenia od razu wzięli się do uczciwej pracy.
• Cieszy mnie to. Dużo jeszcze zostało twojego bydła do odłowienia?
• Sporo – przyznał Ralph. - Roboty jest przynajmniej na dwa dni.
• To na co czekamy? Bierzmy się do pracy.
***
Późnym wieczorem Adam i Mały Joe wrócili zmęczeni do domu po całodziennej ciężkiej pracy. Oczywiście wciąż nie odzywali się do siebie, co zaczęło już irytować Bena. Miał wystarczająco dużo kłopotów i nie zamierzał dłużej tolerować takiego zachowania, bądź co bądź, dorosłych mężczyzn. Obiecał sobie, że zaraz po kolacji powie im do słuchu. Niestety, jego plany niemal natychmiast został zweryfikowane. Nim to jednak nastąpiło, nie zwracając uwagi na naburmuszone miny synów, spytał:
• I jak? Dużo dziś zrobiliście?
• Sporo – odparł Joe. - Wzięliśmy się już za bydło Toliverów.
• Zrobilibyśmy więcej, gdyby nie wypadek – zauważył Adam.
• Wypadek? Jaki? - Ben natychmiast się zaciekawił.
• Oj, nic wielkiego. Cielak kopnął Holly w nogę – odparł Joe odkładając pas z bronią na blat komody.
• Nic jej nie jest?
• Skończyło się na dużym sińcu. Każdemu może się to przytrafić.
• Do niczego by nie doszło, gdybyś nie bawił się w nauczyciela – wycedził przez zęby Adam.
• To niby ma być moja wina? - Mały Joe najeżył się.
• A niby czyja? - Adam zmierzył go zimnym spojrzeniem. - Panna McCulligen doskonale wiedziała, że nie pochwalam jej pomysłu ze znakowaniem bydła. Ty, zamiast wybić jej to z głowy, jeszcze ją zachęcałeś. No, i efekty tego mamy. Niewiele brakowało, a miałaby złamaną nogę. Czy wtedy też byś to bagatelizował?
• O, co ci właściwie chodzi? - Joe doskoczył do brata.
• Jak zwykle nie rozumiesz – zakpił Adam. - Trudno, nie mam zamiaru ci tego tłumaczyć.
• Jesteś zły, że Holly przyjęła moją pomoc. A może jesteś zazdrosny, bo dobrze bawiła się w moim towarzystwie.
• O, tak – Adam pokiwał głową – bawiła się doskonale. Pamiątkę po tej zabawie będzie nosiła przez kilka tygodni.
• Przesadzasz. Twoje zawsze musi być na wierzchu, co?
• Mylisz się. Nie zawsze, ale gdy to ja kieruję pracami na naszym ranczo, to wymagam od wszystkich podporządkowania się. Od ciebie również. Dziś mogło naprawdę dojść do nieszczęścia i to tylko dlatego, że zgłupiałeś na widok Holly.
• Jak śmiesz tak do mnie mówić! - krzyknął Joe. - Nie masz prawa!
• Mam, bo odpowiadam za wszystkich u nas pracujących. Zrozum to wreszcie, do licha! I dorośnij! Najwyższy na to czas!
• Prosisz się, żeby dać ci w zęby.
• Już tego próbowałeś. Z mizernym rezultatem, ale jeśli chcesz mieć podbite drugie oko, tak dla równowagi, to służę – Adam wyprostował się gotów do potyczki. Joe brał już zamach, żeby uderzyć brata, gdy Ben, wkroczywszy do akcji, schwycił go mocno za rękę i krzyknął:
• Uspokójcie się! Obaj! Mam dość tych waszych ciągłych kłótni. Zachowujecie się jak nieodpowiedzialni smarkacze. Co was napadło?
• Tato, bo… - zaczął Joe rozcierając sobie nadgarstek.
• Nie chcę słyszeć żadnych tłumaczeń. Macie się uspokoić, bo w przeciwnym razie popamiętacie mnie. Żadnych waśni, żadnych bójek. Czy to jasne?!
• Tak, ojcze - odparł Adam, jednak wyraz jego twarzy mówił coś zupełnie innego.
• Joseph? Rozumiesz, co powiedziałem?
• Rozumiem. Tylko, on – tu wskazał na Adama – niech mnie nie prowokuje.
• Kretyn – mruknął Adam.
• Co powiedziałeś? - spytał wrogo nastawiony Joe.
• Nic – odparł Adam i nie zaszczyciwszy brata spojrzeniem zwrócił się do ojca: - Tato, kiedy właściwie wraca Hoss? Powinien być już wczoraj.
• Właśnie, chciałem o tym z wami porozmawiać. Hoss utknął w Reno. Dostałem od niego telegram. Ma problemy z tym naszym kontraktem na dostawę drewna. Muszę do niego jechać. Dlatego, ty Adamie zajmiesz się tutaj wszystkim. Martwię się tylko o Matthew. Trzeba będzie zapewnić mu opiekę. Chyba, że będziesz go brał ze sobą.
• Po tym, co przytrafiło się Holly? Wykluczone. Nie zamierzam ryzykować, żeby i jemu coś się stało. Z opieką nie będzie problemu. Właściwie, już to załatwiłem. Emily wraz z Holly zajmą się Mattem.
• Jesteś bardzo przewidujący – rzekł z uznaniem Ben.
• Aż tak bardzo to nie. Po prostu chciałem ciebie odciążyć.
• Dziękuję za troskę – Ben spojrzał na syna z lekką kpiną i dodał: - rozumiem, że ta troska nie byłą tak zupełnie bezinteresowna.
• Cóż… rozszyfrowałeś mnie – odparł Adam uśmiechając się niewinnie – liczyłem, że dołączysz do nas.
• Chętnie bym to zrobił - Ben położył dłoń na ramieniu syna – ale, niestety, jutro rano jadę do Reno.
• Długo tam będziesz?
• Myślę, że do soboty. Wraz z Hossem powinniśmy być w domu najpóźniej w niedzielę rano. W każdym razie na obiad u Toliverów zdążymy.
• Jesteśmy zaproszeni na obiad do Toliverów? - spytał ożywiwszy się Joe. - Wszyscy?
• Tak, wszyscy – odparła Ben i spojrzawszy na synów powiedział: - a teraz ogarnijcie się trochę. Za kwadrans kolacja.
***
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 17:21, 25 Paź 2020, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 7:26, 26 Paź 2020 Temat postu: |
|
|
Cytat: | • Bostoński sztywniak. Dlaczego tak o tobie mówią?
• Słucham? - Adam zatrzymał konia i wbił w dziewczynę wzrok nie wróżący nic dobrego. Holly zupełnie tym niezrażona również zatrzymała swoją klacz, po czym obróciwszy ją, ustawiła bokiem do wierzchowca mężczyzny. |
Chyba dotknęła go tym stwierdzeniem
Cytat: | • Coś takiego – mruknął Adam, pokręciwszy przy tym głową. I nagle zupełnie nieoczekiwanie dla Holly pochylił się w siodle, otoczył ją ramieniem i pocałował. Holly poczuła się tak, jakby przeniosła się w zupełnie inną rzeczywistość.
• I, co? Nadal uważasz mnie za sztywniaka? - spytał trzymając ją wciąż w ramionach. |
Użył argumentu nie do odrzucenia ... chyba ją przekonał
Cytat: | • W porządku. To dzielna dziewczyna.
• Owszem. Jest bardzo podobna do mojej Emily – przyznał Ralph – jednak wolałbym, aby siedziała w domu, a nie udawała kowboja.
• To dlaczego jej tego nie powiedziałeś? - spytał Adam luzując popręgi swojemu wierzchowcowi.
• Żartujesz?! Wiesz, jakie miałbym piekło, gdybym, którejś z nich czegokolwiek zabronił?
• Mogę sobie wyobrazić – Adam parsknął śmiechem. |
Ciocia Emily doskonale daje sobie radę z mężem
Cytat: | • Mówisz tak, jakbyś nie znał mojej żony – odparł Ralph. - Bez względu na to, czyja była wina, to i tak w końcu będzie moja.
• Nie martw się. Z pomocą Holly wszystko jej wytłumaczyłem.
• Oj, to dobrze. Tyle tylko, że jutro Holly znowu będzie chciała tu przyjechać. Twojemu zarządcy to się nie spodoba. |
No tak, biedny Ralph
Cytat: | Kto widział, żeby panny znakowały bydło. Haftowanie, szycie tak, ale nie trzymanie bydlęcia za ogon.
• Ralph, to trochę do ciebie niepodobne. Od kiedy to zmieniłeś swoje poglądy na temat kobiet? – Adam z zainteresowaniem spojrzał na przyjaciela.
• Nigdy ich nie zmieniłem – odparł i z przebiegłą miną dodał: – ale ze względu na swoje bezpieczeństwo trzymam je głęboko ukryte.
• Sprytnie – stwierdził Adam i obaj mężczyźni roześmieli się. |
Męscy szowiniści jednak ... na szczęście ostrożni
Cytat: | • Dziś Holly mamy z głowy, ale co będzie jutro?
• Nie martw się. Do poniedziałku na pewno się tu nie pojawi.
• Naprawdę?! - Ralph nie dowierzał własnemu szczęściu. - Jak tego dokonałeś?
• Odrobina dyplomacji – rzekł, mrugnąwszy Adam.
• A coś bliżej? - mężczyzna z ciekawością spojrzał na Cartwrighta.
• Z pomocą Emily wytłumaczyłem jej, że stłuczenie nogi to nie przelewki.
• I to niby ją przekonało?
• Niezupełnie, ale opieka nad Matthew już tak.
• Dobry pomysł. Co jej powiedziałeś?
• Że nie mamy opieki dla Matta, a pastwisko to nie miejsce dla dziecka |
Adam jest bardzo przebiegły, ciekawe, czy Holly się zorientuje?
Cytat: | • Oj, nic wielkiego. Cielak kopnął Holly w nogę – odparł Joe odkładając pas z bronią na blat komody.
• Nic jej nie jest?
• Skończyło się na dużym sińcu. Każdemu może się to przytrafić.
• Do niczego by nie doszło, gdybyś nie bawił się w nauczyciela – wycedził przez zęby Adam.
• To niby ma być moja wina? - Mały Joe najeżył się.
• A niby czyja? - Adam zmierzył go zimnym spojrzeniem. - Panna McCulligen doskonale wiedziała, że nie pochwalam jej pomysłu ze znakowaniem bydła. Ty, zamiast wybić jej to z głowy, jeszcze ją zachęcałeś. |
Bracia jak zwykle skonfliktowani
Cytat: | • Jak zwykle nie rozumiesz – zakpił Adam. - Trudno, nie mam zamiaru ci tego tłumaczyć.
• Jesteś zły, że Holly przyjęła moją pomoc. A może jesteś zazdrosny, bo dobrze bawiła się w moim towarzystwie.
• O, tak – Adam pokiwał głową – bawiła się doskonale. Pamiątkę po tej zabawie będzie nosiła przez kilka tygodni.
• Przesadzasz. Twoje zawsze musi być na wierzchu, co?
• Mylisz się. Nie zawsze, ale gdy to ja kieruję pracami na naszym ranczo, to wymagam od wszystkich podporządkowania się. Od ciebie również. Dziś mogło naprawdę dojść do nieszczęścia i to tylko dlatego, że zgłupiałeś na widok Holly. |
Docinki są coraz bardziej uszczypliwe
Cytat: | • Jak śmiesz tak do mnie mówić! - krzyknął Joe. - Nie masz prawa!
• Mam, bo odpowiadam za wszystkich u nas pracujących. Zrozum to wreszcie, do licha! I dorośnij! Najwyższy na to czas!
• Prosisz się, żeby dać ci w zęby.
• Już tego próbowałeś. Z mizernym rezultatem, ale jeśli chcesz mieć podbite drugie oko, tak dla równowagi, to służę – Adam wyprostował się gotów do potyczki. |
Chyba się pobiją
Cytat: | Co was napadło?
• Tato, bo… - zaczął Joe rozcierając sobie nadgarstek.
• Nie chcę słyszeć żadnych tłumaczeń. Macie się uspokoić, bo w przeciwnym razie popamiętacie mnie. Żadnych waśni, żadnych bójek. Czy to jasne?!
• Tak, ojcze - odparł Adam, jednak wyraz jego twarzy mówił coś zupełnie innego.
• Joseph? Rozumiesz, co powiedziałem?
• Rozumiem. Tylko, on – tu wskazał na Adama – niech mnie nie prowokuje.
• Kretyn – mruknął Adam.
• Co powiedziałeś? - spytał wrogo nastawiony Joe. |
Konflikt między nimi pogłębia się
Cytat: | Martwię się tylko o Matthew. Trzeba będzie zapewnić mu opiekę. Chyba, że będziesz go brał ze sobą.
• Po tym, co przytrafiło się Holly? Wykluczone. Nie zamierzam ryzykować, żeby i jemu coś się stało. Z opieką nie będzie problemu. Właściwie, już to załatwiłem. Emily wraz z Holly zajmą się Mattem.
• Jesteś bardzo przewidujący – rzekł z uznaniem Ben.
• Aż tak bardzo to nie. Po prostu chciałem ciebie odciążyć. |
Tak, Holly to doskonała opiekunka dla Matta i ... wszyscy będą zadowoleni
Cytat: | W każdym razie na obiad u Toliverów zdążymy.
• Jesteśmy zaproszeni na obiad do Toliverów? - spytał ożywiwszy się Joe. - Wszyscy?
• Tak, wszyscy – odparła Ben i spojrzawszy na synów powiedział: - a teraz ogarnijcie się trochę. Za kwadrans kolacja. |
Cartwrightowie na obiedzie u Tolliverów? Będzie ciekawie
Kolejna interesująca część opowieści. Holly i Adam cały czas zastanawiają się nad swymi uczuciami. Na szczęście górę biorą emocje, te pozytywne. Mam nadzieję, że już niedługo dojdą do wniosku, że są dla siebie stworzeni, co już dawno zauważyła ciocia Emily Adam chyba pogodził się już z odejściem Noemi i pewnie dojdzie do wniosku, że czas rozpocząć nowe życie, zapewnić Mattowi mamę, której dziecko tak bardzo potrzebuje. Pamiętam, że gdzieś tam Goldblumowie wybierają się do Ponderosy i na pewno nie będą mieli dobrych zamiarów. No i przystojny detektyw, towarzysz broni męża Holly ... czy nie wejdzie w drogę Adamowi? A co z piękną Valerie? Czy zrezygnuje z podboju Adama, czy będzie próbowała go zdobyć? I co na to zazdrosny Joe? Znów będzie miał pretensję do Adama? I co ma Ben zrobić? Synowie cały czas się kłócą ... jak to w rodzinie. Czekam na rozwinięcie tych wątków.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 11 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 10:44, 26 Paź 2020 Temat postu: |
|
|
Fakt, między braćmi iskrzy i pewnie nie przestanie, ale chyba z tego powodu nie będziesz rozczarowana.
Przed Cartwrightami obiad u Toliverów. Zobaczymy, który z braci w starciu o Holly będzie miał większe szanse. O teściach Adama nie zapomniałam. Podobnie, jak i o det. Carterze. Wszyscy oni zmierzają do Ponderosy.
Dziękuję serdecznie za, jak zwykle przychylny i inspirujący komentarz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 11 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 19:14, 28 Paź 2020 Temat postu: |
|
|
Skoro dzisiaj mamy Dzień Odpoczynku od Zszarganych Nerwów proponuję nieco lżejszy fragment opowiadania
Ponderosa. Trzy dni później, niedziela.
W niedzielny, słoneczny poranek w wozowni Ponderosy Joseph, wesoło sobie podśpiewując, pucował najlepszą bryczkę Cartwrightów. Dwa ciemnogniade konie, które miały być do niej zaprzężone stały już na podwórzu. Mały Joe, po odrzuceniu go przez pannę LaMarr, swoje uczucia ponownie skierował w stronę Holly. Nie przeszkadzało mu, że dziewczyna nie jest zbytnio zainteresowana jego zalotami. Miał pewność, że prędzej czy później dostrzeże jego niewątpliwy urok. Trochę niepokoił się tym, że od czasu nieszczęsnego wypadku na pastwisku, Adam codziennie bywał w domu Toliverów. Tłumaczył to, co prawda troską o syna przebywającego pod opieką Holly, ale Joe doskonale wiedział czym mogą skończyć się takie codzienne odwiedziny. Jego brat był przecież przystojnym mężczyzną, co z trudem musiał przyznać, a do tego od kiedy był wolnym człowiekiem, budził duże zainteresowanie panien na wydaniu i ich rodziców. Obawiając się, że panna McCulligen może ulec czarowi Adama, postanowił działać. Chciał zaraz po śniadaniu pojechać do Toliverów i zabrać Holly najpierw na nabożeństwo, a potem po krótkiej, miłej, jak mniemał, przejażdżce razem z nią udać się na obiad do jej ciotki i wuja. Oczywiście nie zamierzał w swój plan nikogo wtajemniczać. Postanowił działać z zaskoczenia. Stąd też brał się jego radosny nastrój. Na chwilę przerwał podśpiewywanie, stanął o krok od bryczki i przyjrzawszy się jej uważnie z zadowoleniem mruknął:
• Idealnie.
• Co „idealnie”? - usłyszał za sobą ciekawski głosik Matthew. Odwrócił się do chłopca wycierając ręce w trzymaną szmatę, którą dopiero, co do błysku pucował okucia bryczki. Uśmiechnął się i zapytał:
• Matthew? A, co ty tu robisz o tej porze?
• Przyszedłem nakarmić Karmelka – odparł chłopczyk.
• Już go nakarmiłem. Wszystkie konie dostały już jeść.
• To dam mu jabłuszka. Bardzo je lubi.
• A pokaż mi konia, który by ich nie lubił – rzekł Joe.
• Stryjku, po co szykujesz bryczkę?
• Mam zamiar jechać nią do kościoła.
• Ale przecież mamy jechać powozem – Matthew wskoczył do bryczki sadowiąc się w niej wygodnie.
• Tak, ale beze mnie. Muszę po kogoś pojechać.
• A po kogo? - spytał Matt wpatrując się przenikliwie w stryja.
• To sekret, ciekawski smyku - Joe zaśmiał się i zmierzwił chłopakowi włosy.
• Bo my, stryjku, pojedziemy po Holly – rzekł Matt mając nadzieję, że Joe jednak zdradzi mu tajemnicę.
• Powodzenia – odparł z zagadkową miną mężczyzna.
• A kiedy jedziesz?
• Strasznie jesteś wścibski.
• Nieprawda. Wcale, a wcale nie jestem wścibski, ale chcę wiedzieć.
• Na jedno wychodzi – stwierdził Joe. – No, dobrze powiem ci: jadę po śniadaniu. A teraz zmykaj, bo ojciec już pewnie cię szuka, a ja muszę zaprząc konie do tej pięknie wyczyszczonej bryczki.
• Wybrałeś stryjku najpiękniejsze konie ze wszystkich.
• To dla mojego gościa – odparł Joe.
• A kto to taki?
• Nie powiem, a teraz naprawdę już zmykaj – Joseph zdjął bratanka z bryczki i stawiając go na ziemi powiedział: - biegnij do domu i powiedz Hop Singowi, żeby nie zapomniał o koszyku z jedzeniem, który ma mi przygotować.
• Dobrze, stryjku. Powiem – odparł Matt i podskakując wybiegł z wozowni. Jednak tuż za drzwiami zatrzymał się, ponieważ przypomniał sobie, że miał stryja o coś jeszcze zapytać. Podszedł do uchylonych drzwi wozowni i wtedy usłyszał jak Mały Joe powiedział do siebie:
• Holly będzie zachwycona. Jestem tego pewien.
***
• Tato! Tato! - wołał Matt z impetem wpadając do sypialni Adama, który akurat skończył się golić i miał zamiar opłukać twarz.
• Co się stało? - spytał Adam, chwyciwszy chłopca za ramiona.
• Jak, ci powiem to nie uwierzysz! Naprawdę! - wykrzyknął niezwykle podekscytowany Matt.
• Spokojnie – Adam posadził synka na łóżku i usiadł obok niego mówiąc: – a teraz słucham, powiedz powoli, co się stało?
• On chce nam zabrać Holly!
• Kto?! - Adam zdziwiony spojrzał na syna.
• Jak to kto?! - Matt westchnął ze zniecierpliwieniem. – No, stryjek Joe, a to przecież my mieliśmy zabrać Holly do kościoła.
• Może postanowiła jechać z Josephem.
• Niemożliwe. Wczoraj, jak zabierałeś mnie do domu jeszcze raz ją zapytałem i powiedziała mi, że tylko ze mną pojedzie. No, i z tobą też, tato.
• Dobrze, że mi to powiedziałeś, bo bałem się już, że nie weźmiecie mnie ze sobą – zażartował Adam.
• Oj, tato – rzekł Matt – przecież to wiadome, że jedziesz z nami.
• Cieszę się.
• A, co będzie, jak stryj Joe nas uprzedzi i zabierze sobie Holly? - spytał z przejęciem chłopiec.
• Po pierwsze, Holly nie jest rzeczą, którą ktoś może sobie ot tak wziąć. Po drugie, to my ją zabierzemy do miasta, a po trzecie, twój stryj wydaje się być sprytny, ale my będziemy sprytniejsi.
• Naprawdę?
• Oczywiście, synku. Joe nie ma z nami żadnych szans – zapewnił Adam.
• Ale stryjek chce jechać do Holly zaraz po śniadaniu.
• To w takim razie musimy go uprzedzić.
• Ale jak? - Matt bezradnie rozłożył ręce – przecież musimy ładnie się ubrać i w ogóle?
• Tym już się nie martw – rzekł Adam i z przebiegłym uśmiechem dodał: - a teraz posłuchaj mnie uważnie. Zrobimy tak… - i ściszonym głosem zaczął wtajemniczać synka w plan mający pokrzyżować zamiary Małego Joe. Chłopczyk, co i raz kiwał głową na potwierdzenie, że wszystko rozumie. Na koniec uśmiechnął się szeroko i zachwycony pomysłem ojca pobiegł szybko do swojego pokoju. Tymczasem Adam, jak gdyby nigdy nic dokończył poranną toaletę i włożył czarną koszulę. Zapinając guziki, spojrzał na swoje odbicie w lustrze i mruknął:
• Nie masz szans braciszku, ani ze mną, ani z moim synem.
***
• Gdzie?! Gdzie u licha jest bryczka?! - Joe z impetem wpadł do domu.
• O, czym ty mówisz? - Ben, zaskoczony wybuchem syna aż poderwał się z fotela.
• O bryczce, którą rano wypucowałem, o koniach, które wyczyściłem! Nie ma! Zniknęły!
• Uspokój się – rzekł Ben. – Chyba nie myślisz, że ktoś je ukradł?
• Nie wiem, tato. Miałem pojechać po Holly. Chciałem wynagrodzić jej ten wypadek na pastwisku i zabrać na przejażdżkę. Bryczki nie ma, po prostu nie ma!
• Przecież nie rozpłynęła się w powietrzu – zauważył Ben. - A może konie coś spłoszyło. Wyjrzałeś na drogę?
• To było pierwsze, co zrobiłem. Nie ma! – Joe uderzył ze złością pięścią w stół.
• Skoro tak, to może faktycznie zakradł się do nas jakiś złodziej – Ben wyraźnie się zaniepokoił. - Nie dalej, jak przedwczoraj, gdy wracaliśmy z Hossem z Reno, widzieliśmy tabor cygański.
• Myślisz, że to mogli być oni?
• Cóż, nie można tego wykluczyć. Jeśli byłaby to prawda, trzeba powiadomić sąsiadów, żeby mieli się na baczności i oczywiście też szeryfa – rzekł przejęty Ben.
• Tylko, co ja teraz zrobię? Miałem zabrać do miasta Holly.
• Już to mówiłeś. O Holly się nie martw. Adam, Matt i ja i tak mieliśmy po drodze wpaść po Toliverów. Nasz powóz i ich bryczka wszystkich nas pomieści. Teraz lepiej jedź do Freda, póki jeszcze jest w domu. Powiedz mu, co się stało. Niech wyśle paru chłopców, żeby rozejrzeli się po okolicy. Powiedz też, żeby na wszelki wypadek przysłał kogoś do pilnowania domu.
• Już biegnę, tato – rzekł Joe, który zdołał nieco się uspokoić. - Zastanawiam się tylko, co zrobimy, gdy okaże się, że to Cyganie ukradli nam bryczkę i konie.
• Cóż, spróbujemy odebrać, co nasze, choć zbytnio bym na to nie liczył. Pamiętasz, jak kilka lat temu Cyganie wyprowadzili nam prosiaka z obory.
• Niestety, pamiętam i to bardzo dobrze – odparł Joe ruszając do drzwi. W tej właśnie chwili do domu wszedł Hoss i jak gdyby nigdy nic rzekł:
• A wiecie, że Adam i Matt pojechali już do Toliverów?
• Co?! Co takiego?! - Joe omal nie eksplodował ze złości.
• To już wiemy, co to za Cyganie ukradli ci bryczkę i konie – Ben ryknął gromkim śmiechem, podczas gdy Mały Joe stał, jak ogłuszony obuchem. Hoss, nie rozumiejąc co właściwie się stało, spoglądał oniemiały to na ojca, to na brata, stwierdzając przy tym, że życie w rodzinie Cartwrightów bywa od czasu do czasu prawdziwym wyzwaniem.
***
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Śro 21:51, 28 Paź 2020 Temat postu: |
|
|
Biedny Joe Ostatnio pech go prześladuje, związany ze starszym bratem. Jutro wstawię obszerniejszy komentarz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|