Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 23, 24, 25 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:19, 17 Gru 2020    Temat postu:

Kim jest Chaim Gottlieb, o tym w następnym odcinku (mam taką nadzieję :oczko ) Goldbum przepełniony jest chęcią zemsty. Adam jest jego wrogiem, dlatego postanowił odebrać mu to, co najcenniejsze, czyli syna. Do tego obiecał cadykowi, że przywiezie chłopca, bo to przywróci mu dobre imię. Uczucia Matta zupełnie go nie interesują. Przez tę swoją zapiekłość z nikim się nie liczy, ani z żoną, ani tym bardziej z LaMarrem, którego, jak słusznie zauważyłaś po prostu szantażuje.

Dziękuję za ciekawy i wnikliwy komentarz. Biedronka, jak zwykle bardzo mnie dopinguje. śmieszek


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 14:35, 19 Gru 2020    Temat postu:

***
• Matti... Matti dość już tego biegania – Holly, zmęczona zabawą, przysiadła na zwalonym pniu starej sosny. Matthew podbiegł do dziewczyny i usiadł grzecznie przy niej. Byli na skraju lasu, skąd rozciągał się przepiękny widok na ulubioną łąkę chłopca. Obok przywiązane do drzewa stały klacz Holly i kucyk Matta. Dzień był słoneczny, wręcz idealny do spędzenia go na łonie natury.
• Fajnie jest – powiedział Matthew i zerknąwszy na Holly westchnął cichutko, po czym dodał: – szkoda, że nie ma taty.
• Przecież wiesz, że nie mógł tu z nami przyjechać. Ma ważnego gościa.
• Tak, wiem i dlatego pozwolił mi zabrać ze sobą Karmelka – odparł chłopiec. - Ten pan to znajomy taty z Carson City. Nigdy go nie widziałem. Miły jest. Ma na imię Logan. A ty go znasz?
• Tak. Kiedyś z nim rozmawiałam i zgadzam się z tobą, jest bardzo miły.
• Ale nie tak miły, jak mój tata, prawda? - spytał Matt spoglądając badawczo na dziewczynę. - Prawda?
• Prawda, skarbie – Holly zaśmiała się i przytuliła go do siebie. - Twój tata, jak chce potrafi być nawet czarujący.
• Holly, to teraz, jak się polubiliście to może zostaniesz moją mamą?
• Matthew, rozmawialiśmy już o tym i doskonale wiesz, że mogę jedynie być twoją przyjaciółką.
• Ale dlaczego? - spytał chłopiec robiąc płaczliwą minkę.
• Widzisz, to jest bardziej skomplikowane niż by się wydawało.
• Wcale nie – odparł Matt – przecież się całowaliście. Ciocia Emily powiedziała, że to dobry znak.
• Powiedziałeś cioci Emily? - Holly odsunęła chłopca od siebie i spojrzała na niego karcącym wzrokiem: - Matt, dlaczego to zrobiłeś?
• Ciocia pytała, jak było na wycieczce, no to jej opowiedziałem.
• Jasne – westchnęła dziewczyna.
• Źle zrobiłem? - spytał Matt i widząc niezadowolenie w oczach Holly rzekł: - przepraszam, ale nie mówiliście, że to tajemnica.
• Bo nie wiedzieliśmy, że nas widziałeś. Poza tym to nie było nic takiego. Twój tata był smutny po tym, jak zareagowałeś na wiadomość, że masz dziadków.
• I ty go pocieszałaś?
• Rozmawialiśmy tylko, jak para przyjaciół, a ten całus…
• Długo trwał – zauważył niewinnie Matt.
Holly ze zniecierpliwieniem pokręciła głową, ale jednocześnie nie mogła nie uśmiechnąć się na jakże celną uwagę chłopca. Tak, Matthew był wyjątkowo bystrym dzieckiem, a do tego dokładnie wiedział, czego pragnie. A pragnął mieć mamę, a skoro nie mógł mieć tej prawdziwej wybrał sobie Holly i nie przyjmował do wiadomości, że może być inaczej.
• Wiesz, co smyku, jesteś jeszcze za mały, żeby rozmawiać o takich sprawach. A poza tym obiecałeś mi pokazać strumyk. Pamiętasz?
• Mhmm – mruknął posmutniały Matthew.
• To, co idziemy?
• Nie chce mi się – chłopiec wzruszył ramionami.
• Jesteś na mnie zły? - spytała łagodnie Holly.
• Nie – odparł ze wzrokiem wbitym w ziemię.
• To, o co chodzi?
• Myślisz, że oni już przyjechali?
• Twoi dziadkowie?
• Tak.
• Nie wiem. Być może – odparła przyglądając się chłopcu.
• Nie chcę ich widzieć – rzekł z uporem tak charakterystycznym dla Cartwrightów.
• Matti, to są twoi dziadkowie…
• I co z tego?! - przerwał jej gniewnie. - Mogli przyjechać wcześniej, gdy byłem malutki i gdy była jeszcze mama. Dlaczego wtedy nie przyjechali?
• Tato już ci to tłumaczył? Twoi dziadkowie nie potrafili pogodzić się z tym, że twoja mama została żoną twojego taty.
• Byli na nią źli. Czy tak?
• Można tak powiedzieć – Holly skinęła głową.
• Nienawidzę ich! – krzyknął z zaciętym wyrazem twarzy Matthew.
• Nie mów tak. Nie znasz ich, nie wiesz jacy są. A może okażą się całkiem mili.
• Na pewno nie będą mili.
• Widzę, że nie zmienisz o nich swojego zdania.
• Byli niedobrzy dla mamy, to dlaczego mieliby być mili dla mnie. Ja mam dziadka… dziadka Bena i innego nie potrzebuję.
• Ale nigdy nie miałeś babci – zauważyła Holly. - Może warto byłoby sprawdzić, jak to jest mieć babcię.
• Czy ja wiem? - chłopiec wzruszył ramionami.
• Matthew, posłuchaj mnie – Holly uśmiechnęła się i wzięła go za rączkę – wiem, że jest ci teraz bardzo ciężko. I pewnie boisz się tego spotkania z dziadkami, ale przecież nic ci nie grozi. Będzie z tobą twój tata, który nie pozwoli ci zrobić krzywdy. On kocha cię z całych sił. Jesteś jego ukochanym synkiem. Jesteś jego całym światem.
• Tak myślisz? - spytał niepewnie.
• Ja to wiem. Może nie potrafi ci tego odpowiednio okazać, ale wskoczyłby za tobą w ogień.
• Naprawdę? - Matt spojrzał na dziewczynę okrągłymi ze zdziwienia oczami.
• Tak. Twój tato na pewno by to zrobił, co do tego nie mam żadnych wątpliwości – odparła Holly.
• To wiesz, co? Spotkam się z nimi, ale tylko wtedy, jeśli będzie ze mną tata.
• Prawdziwie męska decyzja – pochwaliła chłopca Holly.
Matti uśmiechnął się zadowolony z jej słów. Zaraz też poprawił mu się humor i rzekł:
• Jak chcesz to mogę pokazać ci ten strumyk.
• Pewnie, że chcę – odparła wstając z drzewa. - Pojedziemy, czy pójdziemy?
• Możemy pójść, ale koniki i tak musimy zabrać ze sobą.
• To oczywiste. Nie zostawimy ich tu przecież samych.
• No, to w drogę. Zobaczysz, jak tam jest ładnie. Stryjcio Hoss uczył mnie w tym strumyku łowić ryby, ale nie bardzo mi szło. A ty, Holly potrafisz łowić ryby?
• Nie, ale chętnie się nauczę.
• To ja porozmawiam ze stryjciem. Jak dowie się, że to ciebie będzie uczył to na pewno nie odmówi – stwierdził Matt. - A wiesz, że ciocia Emily też łowi?
• Nie. Wiem tylko, że wujek Ralph od czasu do czasu wymyka się nad rzekę. Kilka razy przyniósł naprawdę dużo ryb.
• Wujek Ralph jest prawie tak dobry, jak stryjcio Hoss. Zresztą oni razem chodzą na te ryby.
• No, proszę i tajemnica się wyjaśniła – rzekła Holly. - Wiesz, co moglibyśmy któregoś dnia zrobić im niespodziankę i dołączyć do nich. Co ty na to?
• Byłoby świetnie.
• To jesteśmy umówieni, a teraz zaprowadź mnie do tego strumyka.

***

Strumyk, a właściwie mały potoczek położony był w niezwykle urokliwym miejscu. Źródełko, z którego brał swój początek znajdowało się wysoko w górach. Jego woda ślizgała się po kamieniach, jakby je głaskała. Potem przybierając na sile rwała wesoło do przodu. Im było niżej tym woda płynęła jakby spokojniej i szerzej, zmieniając się w niewielki strumień, który wypływając z lasu wił się poprzez wysokie trawy skrajem łąki. Dla ludzkiego oka był prawie niewidoczny i gdyby nie jego ciche szemranie trudno byłoby odgadnąć, że w ogóle tam jest.
Podczas gdy konie, którym Holly spętała nogi, skubały sobie trawę, dziewczyna z uwagą przysłuchiwała się opowieści Matta o tym, jak to któregoś dnia dziadek Ben pokazał mu to szczególne miejsce. Już wcześniej wiedział, że łąka była ulubionym miejscem jego mamy. Wkrótce okazało się, że również i jego. Szczególnie zaś strumyk, który, jak zapewnił go dziadek, wiele mil dalej zmieniał się w małą rzeczkę, wpływającą do dużej rzeki nazwanej Carson. Matt marzył, że kiedyś, gdy już dorośnie przemierzy cały jej bieg i zajrzy do wszystkich najważniejszych miejsc przez które przepływa rzeka.
• Lubię tu przychodzić, bo to tak, jakbym był z mamą – zakończył swą opowieść Matthew.
• To piękna historia i wierzę, że twoja mama przez cały czas jest z tobą – odparła Holly.
• Naprawdę? Byłoby fajnie – westchnął chłopiec i posmutniał.
• Berek! – krzyknęła Holly dotykając ramienia Matta. Zerwała się gwałtownie i zaczęła uciekać, a chłopiec ze śmiechem próbował ją dogonić. Już, już prawie dotknął jej sukni, ale zrobiła nagły unik i Matt trafił w próżnię, a potem klapnął z rozmachem na pupę. Tymczasem Holly pobiegła przed siebie. Czuła się, jak mała dziewczynka. Wszystkie jej troski i zmartwienia gdzieś uleciały. Był tylko Matt, słońce i łąka. Przystanęła kilka kroków dalej i z radością obserwowała, jak chłopiec wstaje i otrzepuje spodnie, a potem szykuje się do ataku na nią. Gdy był już blisko, krzyknęła udając przerażenie i znowu zaczęła biec, ale dużo wolniej, tak aby chłopiec mógł ją dogonić. Wreszcie Matt krzyknął radośnie: berek! i teraz to on stał się tym uciekającym. Nagle jednak przystanął i osłoniwszy dłonią oczy przed słońcem przez chwilę przyglądał się jakiejś bryczce stojącej na wzniesieniu przy drodze do Virginia City. Wreszcie rozpoznawszy osobę, która w niej siedziała pomachał i zawołał:
• Dzień dobry panie LaMarr! Dzień dobry!
Nikt mu jednak nie odpowiedział, a konie zacięte batem ruszyły gwałtownie z miejsca.
• To był tata Susan, pan LaMarr – powiedział Matt, gdy Holly stanęła przy nim. - Chyba nas nie zauważył.

***

Matthew był jednak w błędzie. Richard LaMarr spostrzegł i chłopca, i jego opiekunkę. Przez dłuższą chwilę przyglądał się ich zabawie. Dziecko wydawało się takie szczęśliwe i radosne. Richard przypomniał sobie, jak w podobny sposób bawił się z Valerie, a potem z Susan. Przypomniał sobie jeszcze kogoś i łzy zakręciły mu się w oczach. Minęło osiemnaście lat od dnia, w którym stracił swojego jedynego, małego synka. Chłopczyk miał na imię tak samo, jak ten mały Cartwright, wnuk Goldbluma. Richard wiedział, że to w czym bierze udział jest złe, ale nie miał wyjścia. Nie mógł stracić rodziny. To ona dawała mu siłę do dalszego życia. To ona pozwalała mu zapomnieć kim tak naprawdę był. I nawet, gdyby miał zniszczyć inną rodzinę, zrobi to, by chronić swoją żonę i córki. Po prostu nie miał wyjścia. W drodze do Ponderosy przystanął na chwilę, żeby jeszcze raz przemyśleć sobie, to co miał powiedzieć Adamowi Cartwrightowi. Obiecał sobie, że będzie rzeczowy i nie pozostawi mu, jakiejkolwiek możliwości do polemiki. Postąpi tak samo, jak kiedyś dawno temu Haim Gottlieb. Bezwzględność i stanowczość to klucz do każdego sukcesu. I wtedy usłyszał beztroski śmiech dziecka, i całe jego postanowienie legło w gruzach. Sumienie, o którym w ostatnich dniach tak usilnie próbował zapomnieć, dało znać o sobie. Wiedział, że bez względu na to, jak postąpi, jego życie nie będzie już normalne. Ale, czy kiedykolwiek takie było? Nie mógł dłużej patrzeć na radosnego synka Adama Cartwrighta. Jak nikt inny dobrze wiedział, że wkrótce to wszystko się skończy. Zaciął konie i ruszył przed siebie. Byle dalej od tego miejsca, byle dalej od widoku dziecka, któremu musi zniszczyć życie.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:15, 19 Gru 2020    Temat postu:

Świetnie ... jutro wstawię komentarz ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 17:30, 20 Gru 2020    Temat postu:

Cytat:
Miły jest. Ma na imię Logan. A ty go znasz?
• Tak. Kiedyś z nim rozmawiałam i zgadzam się z tobą, jest bardzo miły.
• Ale nie tak miły, jak mój tata, prawda? - spytał Matt spoglądając badawczo na dziewczynę. - Prawda?
• Prawda, skarbie – Holly zaśmiała się i przytuliła go do siebie. - Twój tata, jak chce potrafi być nawet czarujący.

Jeśli chodzi o Holly, to Matt jest bardzo spostrzegawczy i ostrożny ... żeby nikt mu nie sprzątnął ewentualnej mamy sprzed nosa
Cytat:
Twój tata był smutny po tym, jak zareagowałeś na wiadomość, że masz dziadków.
• I ty go pocieszałaś?
• Rozmawialiśmy tylko, jak para przyjaciół, a ten całus…
• Długo trwał – zauważył niewinnie Matt.

Holly bardzo się stara, ale ... chyba to Matt prowadzi w tym meczu
Cytat:
• Nie chcę ich widzieć – rzekł z uporem tak charakterystycznym dla Cartwrightów.
• Matti, to są twoi dziadkowie…
• I co z tego?! - przerwał jej gniewnie. - Mogli przyjechać wcześniej, gdy byłem malutki i gdy była jeszcze mama. Dlaczego wtedy nie przyjechali?
• Tato już ci to tłumaczył? Twoi dziadkowie nie potrafili pogodzić się z tym, że twoja mama została żoną twojego taty.
• Byli na nią źli. Czy tak?
• Można tak powiedzieć – Holly skinęła głową.

Tak, to są jego dziadkowie, ale ... chyba nieco spóźnieniO kilka lat co najmniej.
Cytat:
• Widzę, że nie zmienisz o nich swojego zdania.
• Byli niedobrzy dla mamy, to dlaczego mieliby być mili dla mnie. Ja mam dziadka… dziadka Bena i innego nie potrzebuję.
• Ale nigdy nie miałeś babci – zauważyła Holly. - Może warto byłoby sprawdzić, jak to jest mieć babcię.
• Czy ja wiem? - chłopiec wzruszył ramionami.

Pan Goldblum raczej nie ma szans na tytuł Dziadka Roku, ale jego żona? Może na Dobrą Babcię, jeśli przestanie być tak podporządkowana mężowi, na co się niestety nie zanosi
Cytat:
I pewnie boisz się tego spotkania z dziadkami, ale przecież nic ci nie grozi. Będzie z tobą twój tata, który nie pozwoli ci zrobić krzywdy. On kocha cię z całych sił. Jesteś jego ukochanym synkiem. Jesteś jego całym światem.
• Tak myślisz? - spytał niepewnie.
• Ja to wiem. Może nie potrafi ci tego odpowiednio okazać, ale wskoczyłby za tobą w ogień.
• Naprawdę? - Matt spojrzał na dziewczynę okrągłymi ze zdziwienia oczami.

Dlaczego Matt nie dowierza? Może do tej pory Adam był dla niego zbyt surowy ?
Cytat:
Już wcześniej wiedział, że łąka była ulubionym miejscem jego mamy. Wkrótce okazało się, że również i jego. Szczególnie zaś strumyk, który, jak zapewnił go dziadek, wiele mil dalej zmieniał się w małą rzeczkę, wpływającą do dużej rzeki nazwanej Carson. Matt marzył, że kiedyś, gdy już dorośnie przemierzy cały jej bieg i zajrzy do wszystkich najważniejszych miejsc przez które przepływa rzeka.
• Lubię tu przychodzić, bo to tak, jakbym był z mamą – zakończył swą opowieść Matthew.
• To piękna historia i wierzę, że twoja mama przez cały czas jest z tobą – odparła Holly.

Tak, być może Matt szuka tu swojej mamy, wspomnienia o niej?
Cytat:
Richard przypomniał sobie, jak w podobny sposób bawił się z Valerie, a potem z Susan. Przypomniał sobie jeszcze kogoś i łzy zakręciły mu się w oczach. Minęło osiemnaście lat od dnia, w którym stracił swojego jedynego, małego synka. Chłopczyk miał na imię tak samo, jak ten mały Cartwright, wnuk Goldbluma. Richard wiedział, że to w czym bierze udział jest złe, ale nie miał wyjścia. Nie mógł stracić rodziny. To ona dawała mu siłę do dalszego życia. To ona pozwalała mu zapomnieć kim tak naprawdę był. I nawet, gdyby miał zniszczyć inną rodzinę, zrobi to, by chronić swoją żonę i córki.

Pan LaMarr ma tajemnice, Goldblm zmusza go do robienia złych rzeczy ... czy bankier ulegnie jego żądaniom?
Cytat:
Obiecał sobie, że będzie rzeczowy i nie pozostawi mu, jakiejkolwiek możliwości do polemiki. Postąpi tak samo, jak kiedyś dawno temu Haim Gottlieb. Bezwzględność i stanowczość to klucz do każdego sukcesu. I wtedy usłyszał beztroski śmiech dziecka, i całe jego postanowienie legło w gruzach. Sumienie, o którym w ostatnich dniach tak usilnie próbował zapomnieć, dało znać o sobie.

Jednak się waha

Kolejna część, trochę rodzinna, bo przecież Matt uważa Holly za kandydatkę na mamę. I dobrze wybrał. Urocza scenka na tej ich wycieczce. Pojechali na ulubioną łąkę Matta, a wcześniej żony Adama. To bardzo urokliwe miejsce. Matt nie rezygnuje z pomysłu powiększenia swojej rodziny, choć Holly tłumaczy mu, że jedynie przyjaźni się z jego ojcem. Spryciula przywołał scenę pocałunku i podkreślił długość jego trwania. Holly chyba zabrakło argumentów. Radosna, beztroska zabawa, a w cieniu czający się Goldblumowie, których instynktownie Matt nie lubi. No i pan LaMarr, któremu Goldblum kazał popełnić coś złego ... a raczej zmusił go do tego szantażem. Nie wiem, co to może być? Porwanie chłopca? Przekonanie Adama o konieczności przekazania Matta Goldblumom? Może jeszcze coś ten zły, podstępny facet wymyślił? Kto wie? W każdym razie pan LaMarr ma wyrzuty sumienia, nie chce tego zrobić, ale ... zdaje się, że i jego rodzinne szczęście jest zagrożone. Goldblum jest jak widać zdolny do wszystkiego ... Zobaczymy w kolejnych odcinkach, jak rozwinie się ta sytuacja. Niecierpliwie czekam na kontynuację.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:18, 20 Gru 2020    Temat postu:

Dziękuję za ciekawy komentarz śmieszek Matt faktycznie robi wszystko, żeby Holly była jego mamą. Warto zadbać, o spełnienie marzeń. :oczko

Pan LaMarr znajduje się w wyjątkowo niewdzięcznej sytuacji. Jaką podejmie decyzję, czy będzie powolny żądaniom Goldbluma? To okaże się w trakcie pisania. Wariantów mam kilka. śmieszek


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:09, 26 Gru 2020    Temat postu:




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 17:38, 28 Gru 2020    Temat postu:

Święta mnie nieco rozleniwiły :oczko ale dziś wieczorem powinnam wkleić ciąg dalszy. Bądź co bądź biedronki zobowiązują. uśmiech

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:30, 29 Gru 2020    Temat postu:

Z opóźnieniem, ale odcinek jest nieco dłuższy. uśmiech


***

• Jesteś pewien, że LaMarr zna Goldbluma? - spytał Adam podając Loganowi Carterowi kieliszek brandy. Było późne popołudnie i gdy detektyw przyjechał do Ponderosy oprócz Adama nikogo nie było na ranczo. Loganowi to odpowiadało, bo mógł swobodnie porozmawiać z przyjacielem.
• Tak. To nie ulega żadnej kwestii. Znają się i to od wielu lat. Dzisiaj rano odebrałem raport od mojego współpracownika. Wynika z niego, że LaMarr ma co nieco na sumieniu.
• Dziwne – rzekł nie kryjąc zaskoczenia Adam. - Wydaje się uczciwym, sympatycznym człowiekiem. W Virginia City jest od trzech miesięcy, a już zjednał sobie większość mieszkańców. Gościliśmy go na wiosennym pikniku. On i jego rodzina sprawili, jak najlepsze wrażenie. Potem zaprosili nas na obiad i było bardzo miło.
• To o niczym jeszcze nie świadczy. Ten człowiek może być na przykład przestępcą.
• A jest?
• Cóż… - Logan zawahał się. Napiwszy się brandy stwierdził: - dobra. Długo leżakowała?
• Sześć lat, ale nie zmieniaj tematu. Jeśli nie chcesz mi powiedzieć, to nie mów.
• Wybacz, ale informacje, które dostałem muszę jeszcze zweryfikować i to z panem LaMarr.
• Rozumiem – Adam skinął głową.
• Dziś przed przyjazdem do ciebie przez przypadek poznałem jego córki: Valerie i Susan.
• Przez przypadek?
• No, niezupełnie. Trochę w tym pomogłem – odparł uśmiechnąwszy się Logan.
• Nie podoba mi się, że w swoje dochodzenie wciągasz panny LaMarr – rzekł Adam. - To porządne dziewczęta i nawet jeśli ich ojciec ma coś na sumieniu, to nie znaczy, że one cokolwiek o tym wiedzą. Zwłaszcza Susan, która ma zaledwie dziesięć lat.
• Spokojnie Adamie. Potrafię rozpoznać, czy ludzie, z którymi rozmawiam wiedzą coś, co mnie interesuje. A one nic nie wiedzą. Za to ubóstwiają swojego ojca i przez myśl im nie przejdzie, że dopuścił się jakiejś niegodziwości.
• Czyli zrobił coś, co nie przynosi mu chwały – stwierdził Adam.
• Już ci powiedziałem, że nic ze mnie nie wydobędziesz, ale obiecuję, dowiesz się w stosownym czasie.
• W gruncie rzeczy to najmniej mnie to interesuje. Goldblum jest już na miejscu. Ciekawe kiedy się odezwie? Dużo czasu do szabatu mu nie zostało. Jeśli chce coś przedsięwziąć to musi działać teraz.
• Myślę, że już wkrótce przyśle swego posłańca.
• Oby, jak najszybciej – rzekł z posępnym wyrazem twarzy Adam. - Matthew bardzo to wszystko przeżywa.
• To zrozumiałe. A gdzie teraz jest?
• Po opieką panny McCulligen – odparł Adam i spojrzawszy na Logana dodał: - chyba ją znasz?
• Owszem – Carter skinął głową. - Mamy wspólnego, niestety nie żyjącego już znajomego.
• Rozumiem.
• A ja rozumiem, że do panny McCulligen masz pełne zaufanie.
• Tak. To krewna naszych najlepszych przyjaciół. Matt bardzo ją lubi. Ona go również. Ale dlaczego pytasz? Czy twoim zdaniem coś grozi mojemu dziecku? - Adam zaniepokoił się.
• Nie wiem jeszcze do czego może posunąć się Goldblum – odparł Logan. – Uważam jednak, że lepiej byłoby gdyby Matthew był razem z tobą. Poza tym nie powinien sam chodzić do Toliverów.
• Wiesz o tym? - spytał, nie kryjąc zdziwienia, Adam.
• Owszem. I pomyśl, skoro ja bez problemu poznałem wasze zwyczaje, to ludzie Goldbluma nie będą mieć z tym żadnego kłopotu.
• Ty naprawdę myślisz, że Matthew coś grozi.
• Byłbym kiepskim detektywem, gdybym tego nie zakładał. Adamie, nie chcę ciebie straszyć, ale uważam, że dopóki nie dowiesz się, o co chodzi Goldblumowi, twój synek powinien być otoczony szczególną opieką.
• Mam go zamknąć w domu? I tak jest wystraszony.
• Nie o to mi chodzi. Po prostu nie spuszczaj go z oczu.
• Nie będzie to łatwe. To jest ranczo i pracy mamy w bród, a Matthew to żywe srebro i wszędzie go pełno.
• Ufam, że coś wymyślisz – rzekł Logan.
• Będę musiał – westchnął Adam i wtedy rozległo się pukanie do drzwi.
• Spodziewasz się gości? – spytał detektyw.
• Nie – odparł Adam wstając z fotela. Mężczyźni wymienili spojrzenia, a pukanie powtórzyło się. Cartwright podszedł do drzwi, otworzył je i... odetchnął z ulgą. W progu stał Speed Monroe. Zerkając ciekawie w stronę Cartera, zapytał:
• Nie przeszkadzam?
• Wchodź – odparł Adam. - Co się stało?
Speed niepewnie spojrzał na Logana. Adam widząc to, uśmiechnął się i rzekł:
• Mów śmiało. To Logan Carter, detektyw i mój przyjaciel. – I zwracając się do Cartera powiedział: - a to Speed Monroe, nasz pracownik i nauczyciel naszych kowboi.
• Miło poznać – Speed zdjął kapelusz i skinął głową w stronę Cartera, który odwzajemnił się uśmiechem, a potem zwrócił się do Adama mówiąc: - nie zajmę ci dużo czasu. Chciałem tylko powiedzieć, że ten gość na którego czekasz jest już w Virginia City. Widziałem go w południe, gdy byłem z Hop Singiem w mieście.
• Dziękuję. Wiem już o tym.
• A wiesz, że czekał na niego ten bankier LaMarr? Chwilę porozmawiali przed hotelem, a potem pojechali do białej rezydencji przy drodze do Reno. No, wiesz tej która jest własnością pana LaMarr.
• Jesteś pewien?
• Tak. Śledziłem ich. Widziałem, jak wchodzili do tego domu. Stary chasyd, jakaś kobieta, możliwe, że jego żona i dwóch młodszych mężczyzn, też chasydów.
• A pan LaMarr?
• Przyjechał tuż przed nimi i zachowywał się tak, jakby podejmował szczególnych gości. Takiej czołobitności dawno nie widziałem. – Rzekł Speed i dodał: - ten bankier wyglądał tak, jakby czegoś się bał. A i jeszcze jedno: ci dwaj młodzi, wyszli po chwili i zaczęli sprawdzać teren. Potem krótko o czymś rozmawiali, jakby się naradzali. Jeden z nich zabrał się z panem LaMarr, gdy ten opuścił wreszcie dom.
• Co było dalej?
• Bankier zawiózł młodego chasyda do miasta, do biura telegrafu. Po jakimś czasie wyszli stamtąd i pan LaMarr odwiózł tego człowieka do swojego domu. Więcej nie widziałem, bo musiałem wracać do Hop Singa, żeby pomóc zapakować mu zakupy. Nie wiem, czy to jest ważne, ale myślę, że pan LaMarr nie ma czystych intencji.
• Dlaczego tak myślisz?
• Po prostu człowiek honoru tak się nie zachowuje.
• Może tylko okazuje swojemu gościowi szacunek – zasugerował Adam.
• Szacunek? Nie sądzę – Speed pokręcił głową. - Pan LaMarr wyglądał mi na człowieka, który ujrzał diabła. Był najzwyczajniej w świecie przerażony.
• Coś jeszcze?
• To wszystko. – Odparł Speed i zmiąwszy w dłoniach kapelusz dodał: - Adamie, bardzo lubię twojego syna. To dobre dziecko. Dobre i bardzo wrażliwe. Wczoraj powiedział mi, że mają przyjechać jego dziadkowie, których nie zna, i których się boi. Wybacz, że to powiem, ale gdyby to był mój syn nie dopuściłby do takiego spotkania. Ono może przynieść więcej złego niż dobrego… pójdę już.
• Speed, zaczekaj chwilę. Mam do ciebie prośbę – powiedział Adam. - Matthew jest teraz z panną McCulligen na łące pod lasem. Wiesz gdzie?
• Tak, na łące pani Naomi – odparł Speed. Adam spojrzał zdziwiony na mężczyznę.
• Słucham?
• To pan nie wie? Wszyscy ją tak nazywają.
• Nie wiedziałem. – Rzekł cicho Adam i chrząknąwszy, tak jakby chciał ukryć nagłe wzruszenie powiedział: - jedź tam i powiedz pannie McCulligen, żeby zabrała Matta do Toliverów. Zostań z nimi, dopóki nie przyjadę.
• Czy chłopcu coś grozi?
• Mam nadzieję, że nie.
• Nie odstąpię ich ani na krok – zapewnił Speed i skinął głową w geście pożegnania. Będąc już w drzwiach usłyszał turkot kół. Na podwórze wjechała bryczka, którą powoził Richard LaMarr.
• O wilku mowa – mruknął wrogo, gdy Adam stanął za jego plecami.
• Spokojnie. Jedź do Matta i panny McCulligen – odparł półgłosem mężczyzna, po czym z uśmiechem na twarzy podszedł do zsiadającego z bryczki bankiera.

***

• Zapraszam do środka – rzekł Adam po przywitaniu gościa.
• To miłe z pana strony, ale lepiej będzie, gdy to co mam panu do przekazania powiem tu i teraz – odparł wyraźnie zdenerwowany LaMarr.
• Zaintrygował mnie pan. Tym bardziej zapraszam – powiedział Adam tonem nie znoszącym sprzeciwu i dodał: - o ważnych sprawach nie zwykłem rozmawiać na podwórzu. Bo jest to coś ważnego, prawda?
LaMarr chciał zaprzeczyć, ale widząc wyraz twarzy Adama, zrezygnował. Miał nieodparte wrażenie, że Cartwright doskonale wiedział, co sprowadziło go do Ponderosy. Myślał, że sprawę załatwi od ręki. Niestety, od samego rana nic nie szło po jego myśli. Zanosiło się na to, że ta rozmowa do przyjemnych nie będzie należała.
• Cóż... - powiedział z wahaniem w głosie LaMarr - w takim razie wejdę na chwilę.
• Proszę przodem – Adam wskazał bankierowi drogę.
Ten ze spuszczoną głową wszedł do domu. Powoli zdjął kapelusz. Obracając go w dłoniach czekał aż gospodarz zamknie drzwi i wtedy właśnie spostrzegł stojącego przy kominku mężczyznę. Rozpoznał w nim człowieka, który kilka godzin wcześniej tak przyjaźnie z nim rozmawiał i dotrzymywał towarzystwa jego córkom. Ale też rozpoznał w nim jeszcze kogoś. Kilka miesięcy wcześniej w Carson City, minął się z nim w biurze Aarona Goldbluma, który wspomniał coś o zatrudnieniu detektywa. Tak więc ten młody człowiek musiał pracować dla Goldbluma, tylko, co robił w domu Cartwrighta? Tymczasem Adam nie spuszczając wzroku z LaMarra powiedział:
• Pozwoli pan, to Logan Carter, mój przyjaciel.
• My już się znamy – wykrztusił bankier.
• To prawda – rzekł Logan. - Pana córki są niezwykłymi młodymi damami. Pozostaję pod ich ogromnym wrażeniem i zapewniam, że w niczym im nie uchybiłem.
• Miło mi to słyszeć – stwierdził LaMarr.
• Panowi, usiądźmy – zaproponował Adam i zwracając się do bankiera rzekł: - muszę przyznać, że jestem trochę zaskoczony pana wizytą. Czyżby Cartwrightowie mieli jakieś długi bankowe? - zażartował.
• Nie przyjechałem tu w sprawach finansowych. – Rzekł LaMarr i z trudem przełykając ślinę spytał: - czy moglibyśmy porozmawiać w cztery oczy?
• Proszę mówić śmiało. Pan Carter, jak już wspomniałem jest moim przyjacielem i nie mam przed nim tajemnic – odparł Adam.
• Jednak wolałbym...
• Panie LaMarr, zagrajmy w otwarte karty. Wiemy z czyjego polecenia zjawił się pan w Ponderosie, dlatego ułatwię panu sprawę i zapytam: czego chce ode mnie Aaron Goldblum?
LaMarr czując się przyparty do muru, poluzował kołnierzyk koszuli i nie bawiąc się w dyplomację, rzekł:
• Chce, żeby jutro, punktualnie o godzinie jedenastej przyjechał pan do niego. Będzie na pana oczekiwał w moim domu. To zaproszenie jest z tych, którym się nie odmawia.
• Doprawdy? A jeśli odmówię?
• Na pana miejscu nie robiłbym tego. – Ostrzegł LaMarr i wyraźnie zdenerwowany dodał: - to może źle skończyć się nie tylko dla pana. Jeśli kocha pan syna, to stawi się pan na spotkanie z Aaronem Goldblumem.
• Czyżby to była groźba? - spytał lodowatym głosem Adam.
• Nie, jedynie życzliwa rada – rzekł wstając z krzesła LaMarr. - Co miałem panu przekazać, przekazałem. Jeśli nie chce pan mieć w Goldblumie wroga, proszę nie lekceważyć jego zaproszenia.
• Rada cenna, ale spóźniona o jakieś osiem lat. A tak między nami mówiąc zdziwiłbym się, gdyby Goldblum miał choć jednego przyjaciela.
• Panie Cartwright, ja nie żartuję. To naprawdę niebezpieczny, zdolny do wszystkiego człowiek.
• Pan się go boi, LaMarr - zauważył bez ogródek Logan.
• Jak pan śmie! - krzyknął bankier.
• Proszę powiedzieć, dlaczego ktoś tak szanowany, jak pan jest na jedno skinienie Goldbluma? - spytał Logan nie zważając na reakcję bankiera.
• Nie będę z panem rozmawiał! – Odparował poczerwieniały na twarzy LaMarr i spojrzawszy na Adama rzekł: - Panie Cartwright, zrobi pan, jak uzna za stosowne, jednak musi pan wiedzieć, że zlekceważenie pana Goldbluma zemści się nie tylko na panu.
• Już mi pan to zasugerował - zauważył Adam. - Mój przyjaciel miał rację mówiąc, że obawia się pan Aarona Goldbluma. Co on takiego ma na pana?
• Nie rozumiem, o czym pan mówi - LaMarr próbował uśmiechnąć się, ale zamiast tego na jego twarzy pojawił się grymas, a oczy wyrażały przestrach.
• Z nami może pan być szczery.
• Ależ jestem!
• Doprawdy panie LaMarr? – spytał Carter. - A może Gottlieb, Haim Gottlieb? Bo tak pan naprawdę się nazywa.
LaMarr wyglądał, jak człowiek bliski zawału serca. Całym ciężarem ciała osunął się na krzesło i cicho jęknął.
• Czy to prawda? - Adam zupełnie zaskoczony spoglądał to na Logana, to na bankiera - niech pan odpowie.
• Tak, to prawda. Kiedyś tak właśnie się nazywałem, ale to nie nic do sprawy, z którą do pana przyjechałem – odparł pobladły bankier.
• A ja myślę, że ma i to bardzo dużo – rzekł Logan i usiadł naprzeciwko LaMarra.
• Czego wy ode mnie chcecie? - spytał cicho mężczyzna.
• Prawdy.
• Nic nie rozumiecie. Ten człowiek to potwór. Nie cofnie się przed niczym. Mam zbyt dużo do stracenia, żeby mu się sprzeciwić.
• Dlatego robi pan wszystko, co każe panu Goldblum – stwierdził Logan. - Ilu ludzi chce pan jeszcze skrzywdzić, żeby zadowolić tego, jak go pan nazwał, potwora?
• To nie tak, jak pan myśli – wydusił z siebie LaMarr. - Nie krzywdzę ludzi.
• Czyżby? A Abram Sztejn?
LaMarr przymknął powieki i przyłożył trzęsącą się dłoń do ust. Po chwili spojrzał na Cartera i rzekł:
• Skoro pan wie, to po co pyta?
• Bo chce zrozumieć, dlaczego człowiek, który jest autorytetem dla swoich córek, gotów jest zniszczyć życie małemu chłopcu i jego ojcu.
• Przecenia mnie pan – odparł z ironią LaMarr. - A Goldblum i bez mojej pomocy osiągnie to, czego zapragnie.
• On chce mojego syna, tak? - spytał Adam.
• Przede wszystkim chce na panu się zemścić.
• Powie pan wreszcie, jaką rolę w tym wszystkim pan odgrywa?
• Wynająłem mu jedynie dom – odparł ciężko westchnąwszy LaMarr.
• Nie wierzę panu.
• To już pana sprawa, panie Cartwright. Ze swej strony mogę tylko pana prosić, nie, błagać, żeby jutro o jedenastej stawił się pan u Goldbluma. W przeciwnym razie będzie pan miał na sumieniu nie tylko swojego syna, ale jeszcze cztery osoby.
• Te cztery osoby to pan i pana rodzina? - spytał Carter.
LaMarr nic nie odpowiedział, ale jego spojrzenie mówiło samo za siebie. Adam tymczasem wstał od stołu i podszedł do stolika z alkoholami. Wziął z niego karafkę z brandy i kieliszek dla LaMarra.
• Napijmy się – rzekł i zwracając się do bankiera dodał: – a pan, niech nam opowie wszystko po kolei.
LaMarr jednym haustem opróżnił postawiony przed nim kieliszek. Poczuł pieczenie w gardle, a potem ciepło wypełniające żołądek. Ruchem dłoni poprosił o napełnienie kieliszka. Tym razem upił z niego niewiele i wpatrując się w złotawo-brązową barwę trunku zaczął swoją opowieść:
• Tak, zanim zostałem Richardem LaMarr nazywałem się Haim Gottlieb. Moi rodzice pochodzili z Francji i byli Żydami. Wiecie zapewne panowie, co to takiego była rewolucja francuska. W największym skrócie mówiąc zniesiono monarchię i proklamowano republikę. Dla wielu Francuzów był to czas głodu, nędzy i terroru. Mój ojciec, mimo to, całkiem nieźle sobie radził. Był najmłodszym z ośmiorga synów Izaaka Gottlieba. Najmłodszym i najsprytniejszym. Wiedział, że nic dobrego nie czeka go we Francji. Na pomoc rodziny też w zasadzie nie mógł liczyć. Odbił więc narzeczoną jednemu z braci, nawiasem mówiąc dość posażną pannę i razem ze świeżo poślubioną małżonką uciekł do Ameryki. Był rok tysiąc osiemset dziesiąty. W tym czasie we Francji rządził już cesarz Napoleon Bonaparte. Nawet gdyby, jakimś cudem wybaczono mojemu ojcu jego niecny postępek, to i tak musiałby uciekać. Nie zamierzał walczyć, a cesarz wdawał się w coraz to nowe wojny. Mój ojciec miłował pokój i nie chciał zostać mięsem armatnim. I tak moi rodzice wylądowali w Nowym Świecie. Wkrótce urodziłem się ja, a w dwa lata później moja siostra Rachela. Od początku mieszkaliśmy w Nowym Jorku. Ojciec szybko stanął na nogi. Udało mu się zatrudnić w lombardzie. Był naprawdę dobry i w krótkim czasie z pracownika lombardu stał się jego właścicielem. Zresztą nie jednego, a kilku. - LaMarr na chwilę zamilkł, tak jakby wrócił myślami do minionych czasów. Wreszcie napił się brandy i uśmiechnąwszy się smutno, kontynuował: - było nam dobrze. Nie cierpieliśmy biedy. Uchodziliśmy nawet za zamożnych ludzi. Rodzice nie byli zbytnio religijni i może dlatego mojemu ojcu udało się nawiązać bardzo różne kontakty, oczywiście czysto finansowe. Gdy skończyłem czternaście lat zacząłem praktykować w jednym z lombardów ojca. Miałem do tej roboty niesamowitą smykałkę. Lubiłem pieniądze, a one lubiły mnie. Bezbłędnie sumowałem i to w pamięci największe kwoty. Potrafiłem jednym rzutem oka ocenić, czy coś jest warte swojej ceny, czy nie. Instynktownie wyczuwałem, co przyniesie zysk, a co stratę. Któregoś dnia, miałem wtedy jakieś osiemnaście lat, pojawił się w kantorze bardzo dystyngowany człowiek. Chciał zastawić biżuterię rodową. Nigdy nie widziałem tak pięknych klejnotów. Zwykle nie wdawałem się w rozmowy z klientami. Robiłem tylko to, co do mnie należało. Tym razem ten człowiek bardzo mnie zaciekawił. Usta mu się nie zamykały. Zachowywał się, jak nawiedzony. Mówił o jakiejś niesamowitej okazji, która może przynieść mu ogromny majątek, ale musi mieć gotówkę, dużo gotówki. Ponieważ o takich transakcjach nie mogłem decydować sam, zawołałem ojca, który szybko doszedł z klientem do porozumienia. Okazało się, że ten człowiek pracował na Wall Street i był znaną postacią rynku finansowego. Jego pojawienie się w naszym życiu było początkiem końca mojej rodziny. Wtedy jednak nie zdawałem sobie z tego sprawy. Tak ojciec, jak i ja byliśmy pod jego ogromnym wrażeniem. Marzyłem o jednym, wyrwać się z sieci lombardów mojego ojca i rozpocząć pracę w New York Stock & Exchange Board.*) Wreszcie udało mi się, a że byłem naprawdę dobry, to w wieku dwudziestu trzech lat stanąłem przed ogromną szansą wielkiego awansu. Jedna spektakularna transakcja i zostałbym najmłodszym szefem maklerów. Nie muszę mówić, że o takie stanowisko rywalizowało mnóstwo różnych osób. Nikt z nich nie bawił się w sentymenty. Nie obowiązywały żadne reguły gry. Znałem ich niemal wszystkich i wszystko o nich wiedziałem. W tamtym czasie nie miałem żadnych przyjaciół z wyjątkiem Abrama Sztejna, nowo przyjętego praktykanta, który nie odstępował mnie ani na krok. Wszystko, co robiłem wzbudzało jego zachwyt. Jemu też marzyła się wielka kariera i wielkie pieniądze. Miał zaledwie osiemnaście lat. Jakoś tak się stało, że zaprzyjaźniliśmy się. Abram pozyskiwał dla mnie mnóstwo cennych informacji. Zacząłem od czasu do czasu dopuszczać go do niewielkich transakcji. Był bystry i zdolny. Mógł zrobić ogromną karierę.
• Ale nie zrobił – zauważył Logan.
• Nie zrobił i to z mojej winy.
• Czy to wtedy po raz pierwszy zetknął się pan z Aaronem Goldblumem?
• Tak. On i kilku ważnych oficjeli i to z samej góry zaprosili mnie na rozmowę. Poszukiwali kogoś zaufanego do przeprowadzenia ogromnej transakcji finansowej. Okazało się, że doskonale wiedzieli o moim zawodowym marzeniu i rywalizacji, jaką toczyłem z moimi kolegami. Wiedzieli, że byłem zdolniejszy od innych i miałem niesamowite wyczucie rynku. Parę miłych słówek i byłem ich. Gdybym nie był tak pewny siebie i arogancki nie zgodziłbym się na ich propozycję. Niestety, byłem młody i głupi. Imponowało mi, że tacy ludzie poprosili mnie o pomoc.
• To był jakiś przekręt? - zaciekawił się Adam.
• Tak, ale o tym przekonałem się dużo później – odparł LaMarr. - Goldblum i jego znajomi byli niezwykle przekonywający, niemal przyjacielscy. Imponowało mi, że tacy ludzie proszą mnie o pomoc. Ależ byłem głupcem. Nie wdając się w szczegóły, powiem tylko, że posłużyli się mną, żeby zrujnować właścicieli kilku spółek. To miały być łatwe i ogromne pieniądze. Nie wszystko jednak poszło tak jak przewidywał Goldblum. Jeden z tych właścicieli zorientował się, że to zwykły szwindel. On uratował swoje pieniądze, ale inni stali się bankrutami. Wtedy rozpętało się prawdziwe piekło. Zrozumiałem, że mogę trafić do więzienia. Poszedłem wtedy do Goldbluma i poprosiłem o pomoc. Bardzo się bałem. Goldblum powiedział, że mi pomoże, ale nie za darmo. Obiecałem mu dać wszystkie moje oszczędności, a miałem ich wówczas sporo. Zaśmiał się tylko i powiedział, że chodzi mu o coś innego.
• Domyślam się, że chciał pana od siebie uzależnić – rzekł Adam.
• W rzeczy samej. Nawet nie zauważyłem, jak wpadłem w jego sidła. Odetchnąłem, gdy powiedział, żebym się niczym nie martwił. Zobowiązał się, że odpowiednio załatwi sprawę. Musiałem tylko na jakiś czas opuścić Nowy Jork. Goldblum załatwił mi posadę w banku, w Richmond. Powiedział, że to dla mnie ogromna szansa, że nauczę się czegoś nowego. I tak też przedstawiłem to moim rodzicom. Powiedziałem im, że wkrótce wrócę. Ani ich, ani mojej siostry nigdy już nie zobaczyłem.
• Co się stało?
• Rodzice i Rachela zginęli w pożarze naszego domu. Ktoś podłożył ogień. Mówiło się, że to jakiś niezadowolony klient ojca. Prawda była jednak inna. Podpalaczem okazał się Abram Sztejn.
• Pana przyjaciel? - spytał głęboko poruszony Adam. Carter nic nie mówił tylko uważnie się przysłuchiwał, tak, jakby chciał porównać znane mu już fakty z opowieścią LaMarra.
• Tak, mój przyjaciel Abram.
• Ale dlaczego?
• Z zemsty. Wiecie w jaki sposób Goldblum zatuszował moją sprawę?
• Wrobił Sztejna – rzekł Logan.
• Tak. Mojego nazwiska nie było w tej sprawie, a cała odpowiedzialność spadła na Abrama, który trafił na rok do ciężkiego więzienia. Gdy z niego wyszedł nie był już tym samym człowiekiem. Żył żądzą zemsty, a mnie winił za swoją niedolę. Szukał mnie, ale nie znalazł, dlatego postanowił spalić dom moich rodziców. Podobno był przekonany, że w domu nikogo nie było. Powiesił się w celi aresztu, gdy dowiedział się od śledczych, że zabił trzy osoby. Znał Rachelę. Bardzo się lubili. Chyba nawet ją kochał.
• Od kogo pan o tym się dowiedział?
• Od policji i od matki Abrama, która wykrzyczała mi w oczy, że mam na swoich rękach nie tylko krew jej syna, ale i swojej rodziny. Wtedy to dowiedziałem się, co zrobił Goldblum. Zaraz po załatwieniu wszystkich spraw związanych z pochówkiem rodziców i siostry wyjechałem z Nowego Jorku.
• Wrócił pan do Richmond? - zagadnął Adam.
• Nie. Miałem pieniądze po sprzedaży sieci lombardów. Postanowiłem jechać, gdzie oczy mnie poniosą. Byle dalej od Goldbluma i wyrzutów sumienia.
• I gdzie pan trafił?
• Do Nowego Orleanu.
• Doprawdy? - zdziwił się Adam. - Trzecia żona mojego ojca pochodziła stamtąd.
• Ja się nazywała?
• Marie DeMarigny.
• Niestety, nie dane było mi jej poznać, ale poznałem tam moją przyszłą żonę, Erin. Jej rodzina może coś wiedzieć o pana macosze.
• To nieistotne – odparł Adam. - Lepiej niech pan opowie, co było dalej.
• Gdy trafiłem do Nowego Orleanu miałem nadzieję, że to, co najgorsze, oprócz wyrzutów sumienia, zostawiłem za sobą. Miałem pieniądze i przynajmniej przez jakiś czas nie musiałem pracować. Wówczas też poznałem zabawnego staruszka, który rozpoznał we mnie syna swego dalekiego krewnego. Nazywał się Armand LaMarr. Często się widywaliśmy. Obaj mieliśmy dużo czasu i sporo rozmawialiśmy. Któregoś razu zwierzyłem mu się z moich problemów. Nie oceniał mnie. Powiedział mi, że przeszłość trzeba zostawić daleko za sobą i żyć najlepiej, jak się potrafi. Być dobrym i uczciwym. Kazał mi wziąć się w garść, iść między ludzi i spróbować ich zrozumieć. W Nowym Orleanie oprócz Armanda nie znałem nikogo. Któregoś dnia dowiedziałem się, że w miejscowym banku zwolniła się posada kasjera. Zgłosiłem się i przyjęto mnie. I tak, świetnie zapowiadający się finansista stał się kasjerem w prowincjonalnym banku. Ale nie przeszkadzało mi to. Już wówczas za namową mojego nowego przyjaciela zmieniłem swoją tożsamość i stałem się Richardem LaMarr, podporą starości Armanda, a dla wszystkich cudownie odnalezionym krewnym staruszka. Wkrótce poznałem miłą pannę. Pobraliśmy się i urodziła się nam córeczka, której daliśmy na imię Valerie. W jakimś czas potem na świat przyszedł nasz synek, Matthew…
• Matthew? - Adam nie potrafił ukryć zaskoczenia.
• Tak. Miał na imię, tak, jak pana syn. Niestety, cieszyliśmy się nim zaledwie trzy dni. Potem odszedł od nas Armand. Okazało się, że uczynił mnie swoim spadkobiercą. Nie było tego dużo. Trochę oszczędności i dom, któremu potrzebny był remont. Ale nie dbałem o to. Strata Armanda bardzo mnie dotknęła. Nie płakałem tak, ani po śmierci rodziców i siostry, ani po śmierci synka. Armand LaMarr może i był dziwakiem, ale dla mnie był kimś zesłanym przez Opatrzność. I wtedy przyrzekłem sobie, że nikt przeze mnie nie będzie cierpiał.
• Chyba jednak nie udało się panu dotrzymać przyrzeczenia – zauważył Carter.
• Myli się pan. Do dzisiejszego dnia, jakoś mi się udawało – odparł LaMarr.
• A Goldblum, kiedy pana namierzył?
• Jeszcze w Nowym Orleanie. Byłem już żonaty. Powiedział, że nie ma takiego miejsca na ziemi, w którym mógłbym się przed nim ukryć. Uwierzyłem mu. Dał mi wówczas propozycję nie do odrzucenia. Miałem dla niego pracować i to w zarządzie Banku Kalifornijskiego. W przeciwnym razie o mojej przeszłości miała dowiedzieć się żona. Nie mogłem na to pozwolić. Bez Erin i moich córek życie nie miałoby sensu.
• Na czym polega ta praca? - spytał Adam.
• Byłem… jestem czyścicielem.
• Co to znaczy?
• Nie to, co pan myśli. Gdy dzieje się coś złego, w którymś z oddziałów Banku Kalifornijskiego, jadę tam i doprowadzam wszystko do porządku. Goldblum potrzebował kogoś zaufanego i... zastraszonego.
• I tym kimś jest pan?
• Tak.
• Bank w Virginia City nie miał kłopotów, prawda? - Adam spojrzał spod oka na LaMarra.
• Nie miał, ale o tym dowiedziałem się na miejscu.
• Jednak pana poprzednik został zwolniony.
• Nieprawda – odparł LaMarr. - Pan Edwards sam poprosił o zwolnienie.
• Coś takiego? Cóż za wspaniały zbieg okoliczności - zakpił Carter.
• Pan Edwards jest poważnie chory. Możecie zapytać doktora Martina. Pan Edwards dostał godziwą odprawę i w zeszłym miesiącu wyjechał do Europy na leczenie.
• To w takim razie, co pan tu robi?
• Goldblum kazał mi tu przyjechać. Miałem kupić dom, wyremontować go i czekać na jego przyjazd.
• Ten dom jest jego własnością? - spytał Adam.
• Moją. Gdy załatwi z panem sprawę, mógłbym się tam wprowadzić, ale już nie chcę.
• Dlaczego?
• Bo ten dom to więzienie. Gdy był już prawie wyremontowany, pojawiło się trzech rzemieślników z Carson City. Dostali specjalne zlecenie. Mieli przygotować tajemny pokój, w którym można byłoby na przykład ukryć człowieka… małego człowieka. Rozumiecie?
• Goldblum chce porwać mojego syna?! - Adam zerwał się od stołu.
• To możliwe, o ile rozmowa z panem nie przebiegnie po jego myśli.
• Nie pozwolę mu! Po moim trupie! - wykrzyknął Adam.
• Usiądź i ochłoń – rzekł stanowczo Logan. - Goldblum niczego jeszcze nie zrobił.
• Nie będę czekał do jutra. Pojadę teraz i rozprawię się z tą gnidą!
• Powiedziałem, usiądź! – głos Logana zabrzmiał rozkazująco. Pod jego wpływem Adam zamilkł i usiadł na krześle. - Gdybyś tam teraz pojechał, to okazałbyś Goldblumowi swoją słabość.
• To, co mam robić? Pozwolić, żeby zabrał mi syna?!
• Poczekaj do jutra i dowiedz się, o co tak naprawdę mu chodzi. Poza tym pamiętaj, jeden nieprzemyślany krok, a będziesz miał na sumieniu nie tylko syna, ale i całą rodzinę pana LaMarr.
• Trzymasz jego stronę? - spytał Adam nie zważając na obecność bankiera.
• To nie o to chodzi.
• A o co?!
• Posłuchaj, ja nie trzymam niczyjej strony. Jestem detektywem i jeśli mogę pomóc to pomagam. Nie da się ukryć, że Pan LaMarr ma, co nieco na sumieniu, ale myślę, że był z nami szczery. Podobnie, jak ty, ma dużo do stracenia. Teraz, zamiast przerzucać się słowami, powinniśmy wszyscy zastanowić się, jak raz na zawsze pozbyć się Goldbluma.
• Pan chyba żartuje – rzekł LaMarr. - Ten człowiek jest nie do ruszenia.
• Nie ma takich ludzi, zwłaszcza wśród tych najbardziej uprzywilejowanych.
• Za nim stoi potężna siła.
• Do czasu, panie LaMarr – odparł Carter i dodał: - prędzej, czy później Goldblum zostanie rozliczony ze swoich niegodziwości.
• Wolałbym, żeby stało się to prędzej – rzekł Adam.
• Zgadzam się z panem – powiedział LaMarr.
• W takim razie tak się stanie – zapewnił Carter i uśmiechnął się tajemniczo. Adam i LaMarr zaintrygowani spojrzeli na detektywa, który ze stoickim spokojem zaczął sączyć brandy.

***
_________________________________________________________
*) New York Stock & Exchange Board - to dawna nazwa Nowojorskiej Giełdy Papierów Wartościowych, która założona została w 1817 r.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 12:34, 29 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4150
Przeczytał: 32 tematy

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:01, 29 Gru 2020    Temat postu:

Muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba styl bycia detektywa Cartera Mruga Urok, inteligencja i nuta powściągliwości okraszona uprzejmością Wesoly Wspaniałe połączenie Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:12, 29 Gru 2020    Temat postu:

Dziękuję. śmieszek Carter taki właśnie miał być. Dodałabym jeszcze do tej charakterystyki taką lekką, prawie nieuchwytną rezygnację wynikającą z jego doświadczeń wojennych. Carter wydaje się pogodzony z życiem i niewiele od niego oczekuje. Może jednak, ktoś sprawi, że Logan nieco się ożywi. :oczko

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:10, 29 Gru 2020    Temat postu:

Cytat:
Znają się i to od wielu lat. Dzisiaj rano odebrałem raport od mojego współpracownika. Wynika z niego, że LaMarr ma co nieco na sumieniu.
• Dziwne – rzekł nie kryjąc zaskoczenia Adam. - Wydaje się uczciwym, sympatycznym człowiekiem. W Virginia City jest od trzech miesięcy, a już zjednał sobie większość mieszkańców. Gościliśmy go na wiosennym pikniku. On i jego rodzina sprawili, jak najlepsze wrażenie.

Tak rodzina LaMarr jest bardzo sympatyczna, ale jednak pan LaMarr coś ukrywa
Cytat:
Czy twoim zdaniem coś grozi mojemu dziecku? - Adam zaniepokoił się.
• Nie wiem jeszcze do czego może posunąć się Goldblum – odparł Logan. – Uważam jednak, że lepiej byłoby gdyby Matthew był razem z tobą. Poza tym nie powinien sam chodzić do Toliverów.
• Wiesz o tym? - spytał, nie kryjąc zdziwienia, Adam.
• Owszem. I pomyśl, skoro ja bez problemu poznałem wasze zwyczaje, to ludzie Goldbluma nie będą mieć z tym żadnego kłopotu.

Logan jest kompetentnym, przewidującym detektywem. Jego rady są bezcenne
Cytat:
• A wiesz, że czekał na niego ten bankier LaMarr? Chwilę porozmawiali przed hotelem, a potem pojechali do białej rezydencji przy drodze do Reno. No, wiesz tej która jest własnością pana LaMarr.
• Jesteś pewien?
• Tak. Śledziłem ich. Widziałem, jak wchodzili do tego domu. Stary chasyd, jakaś kobieta, możliwe, że jego żona i dwóch młodszych mężczyzn, też chasydów.
• A pan LaMarr?
• Przyjechał tuż przed nimi i zachowywał się tak, jakby podejmował szczególnych gości. Takiej czołobitności dawno nie widziałem. – Rzekł Speed i dodał: - ten bankier wyglądał tak, jakby czegoś się bał.

Speed Monroe ... kolejny sojusznik Adama - mądry, rozważny, spostrzegawczy i bardzo wdzięczny Cartwrightom i Holly
Cytat:
Nie wiem, czy to jest ważne, ale myślę, że pan LaMarr nie ma czystych intencji.
• Dlaczego tak myślisz?
• Po prostu człowiek honoru tak się nie zachowuje.
• Może tylko okazuje swojemu gościowi szacunek – zasugerował Adam.
• Szacunek? Nie sądzę – Speed pokręcił głową. - Pan LaMarr wyglądał mi na człowieka, który ujrzał diabła. Był najzwyczajniej w świecie przerażony.

Tak, Speed jest bardzo spostrzegawczy
Cytat:
- Adamie, bardzo lubię twojego syna. To dobre dziecko. Dobre i bardzo wrażliwe. Wczoraj powiedział mi, że mają przyjechać jego dziadkowie, których nie zna, i których się boi. Wybacz, że to powiem, ale gdyby to był mój syn nie dopuściłby do takiego spotkania. Ono może przynieść więcej złego niż dobrego… pójdę już.

W tej kwestii Speed również ma rację, ale decyzja należy do Adama
Cytat:
- jedź tam i powiedz pannie McCulligen, żeby zabrała Matta do Toliverów. Zostań z nimi, dopóki nie przyjadę.
• Czy chłopcu coś grozi?
• Mam nadzieję, że nie.
• Nie odstąpię ich ani na krok – zapewnił Speed i skinął głową w geście pożegnania.

Tak, Speed również czuje, że chasyd nie ma dobrych zamiarów
Cytat:
- Pana córki są niezwykłymi młodymi damami. Pozostaję pod ich ogromnym wrażeniem i zapewniam, że w niczym im nie uchybiłem.
• Miło mi to słyszeć – stwierdził LaMarr.

Na razie istny Wersal
Cytat:
• Chce, żeby jutro, punktualnie o godzinie jedenastej przyjechał pan do niego. Będzie na pana oczekiwał w moim domu. To zaproszenie jest z tych, którym się nie odmawia.
• Doprawdy? A jeśli odmówię?
• Na pana miejscu nie robiłbym tego. – Ostrzegł LaMarr i wyraźnie zdenerwowany dodał: - to może źle skończyć się nie tylko dla pana. Jeśli kocha pan syna, to stawi się pan na spotkanie z Aaronem Goldblumem.

To brzmi jak ostrzeżenie ... i jest ostrzeżeniem
Cytat:
To naprawdę niebezpieczny, zdolny do wszystkiego człowiek.
• Pan się go boi, LaMarr - zauważył bez ogródek Logan.
• Jak pan śmie! - krzyknął bankier.
• Proszę powiedzieć, dlaczego ktoś tak szanowany, jak pan jest na jedno skinienie Goldbluma? - spytał Logan nie zważając na reakcję bankiera

Właśnie! Dlaczego pan LaMarr się go boi?
Cytat:
• Doprawdy panie LaMarr? – spytał Carter. - A może Gottlieb, Haim Gottlieb? Bo tak pan naprawdę się nazywa.
LaMarr wyglądał, jak człowiek bliski zawału serca. Całym ciężarem ciała osunął się na krzesło i cicho jęknął.
• Czy to prawda? - Adam zupełnie zaskoczony spoglądał to na Logana, to na bankiera - niech pan odpowie.
• Tak, to prawda. Kiedyś tak właśnie się nazywałem, ale to nie nic do sprawy, z którą do pana przyjechałem – odparł pobladły bankier.

I już wiadomo kim jest Haim Gottlieb ... zapewne zrobił coś złego o czym Goldblum wie i go szantażuje
Cytat:
Ten człowiek to potwór. Nie cofnie się przed niczym. Mam zbyt dużo do stracenia, żeby mu się sprzeciwić.
• Dlatego robi pan wszystko, co każe panu Goldblum – stwierdził Logan. - Ilu ludzi chce pan jeszcze skrzywdzić, żeby zadowolić tego, jak go pan nazwał, potwora?

Szantażowany LaMarr zrobi wszystko, czego żąda Goldblum ... no, może prawie wszystko jak widać
Cytat:
- A Goldblum i bez mojej pomocy osiągnie to, czego zapragnie.
• On chce mojego syna, tak? - spytał Adam.
• Przede wszystkim chce na panu się zemścić.
• Powie pan wreszcie, jaką rolę w tym wszystkim pan odgrywa?
• Wynająłem mu jedynie dom – odparł ciężko westchnąwszy LaMarr.
• Nie wierzę panu.
• To już pana sprawa, panie Cartwright. Ze swej strony mogę tylko pana prosić, nie, błagać, żeby jutro o jedenastej stawił się pan u Goldbluma. W przeciwnym razie będzie pan miał na sumieniu nie tylko swojego syna, ale jeszcze cztery osoby

Ciekawe co się stanie na tym spotkaniu. Jeśli Goldblum tak na nie nalega, to musi być bardzo ważne. Coś knuje
Cytat:
Wiecie w jaki sposób Goldblum zatuszował moją sprawę?
• Wrobił Sztejna – rzekł Logan.
• Tak. Mojego nazwiska nie było w tej sprawie, a cała odpowiedzialność spadła na Abrama, który trafił na rok do ciężkiego więzienia. Gdy z niego wyszedł nie był już tym samym człowiekiem. Żył żądzą zemsty, a mnie winił za swoją niedolę. Szukał mnie, ale nie znalazł, dlatego postanowił spalić dom moich rodziców.

I tak Haim wpadł w pułapkę zastawioną przez Goldbluma ...
Cytat:
• Ten dom jest jego własnością? - spytał Adam.
• Moją. Gdy załatwi z panem sprawę, mógłbym się tam wprowadzić, ale już nie chcę.
• Dlaczego?
• Bo ten dom to więzienie. Gdy był już prawie wyremontowany, pojawiło się trzech rzemieślników z Carson City. Dostali specjalne zlecenie. Mieli przygotować tajemny pokój, w którym można byłoby na przykład ukryć człowieka… małego człowieka. Rozumiecie?
• Goldblum chce porwać mojego syna?! - Adam zerwał się od stołu.
• To możliwe, o ile rozmowa z panem nie przebiegnie po jego myśli.
• Nie pozwolę mu! Po moim trupie! - wykrzyknął Adam.

Teraz Adam wie, czego może spodziewać się po teściu ... byłym teściu
Cytat:
Teraz, zamiast przerzucać się słowami, powinniśmy wszyscy zastanowić się, jak raz na zawsze pozbyć się Goldbluma.
• Pan chyba żartuje – rzekł LaMarr. - Ten człowiek jest nie do ruszenia.
• Nie ma takich ludzi, zwłaszcza wśród tych najbardziej uprzywilejowanych.
• Za nim stoi potężna siła.
• Do czasu, panie LaMarr – odparł Carter i dodał: - prędzej, czy później Goldblum zostanie rozliczony ze swoich niegodziwości.
• Wolałbym, żeby stało się to prędzej – rzekł Adam.

A jest ktoś, kto dobrze życzy Goldblumowi? Chyba nie ma takiego człowieka
Cytat:
• Zgadzam się z panem – powiedział LaMarr.
• W takim razie tak się stanie – zapewnił Carter i uśmiechnął się tajemniczo. Adam i LaMarr zaintrygowani spojrzeli na detektywa, który ze stoickim spokojem zaczął sączyć brandy.

Ach! Sprytny detektyw pewnie już ma plan działania

Kolejna część, długo czekałam, ale warto było! Jest długa i treściwa. Adam z Carterem omawiają plan działania. Znajdują sojusznika w Speed'zie Monroe i ... ku ich zdziwieniu również w panu LaMarr. Nieszczęsny bankier, szantażowany przez Goldbluma spełnia jego polecenia, ale ... ma swoje zdanie i poczucie przyzwoitości. Pan LaMarr ma za sobą trudne chwile. Historia jego rodziny jest bardzo dramatyczna. Z winy podstępnego Goldbluma. Kiedy ułożył sobie jakoś życie, podniósł się z klęski, znów pojawił się zły człowiek i podstępem, szantażem zmusił go do spełniania jego poleceń. Ciekawe, co na to pani Goldblum? Czy sprzeciwi się mężowi? Czy jako religijna chasydka będzie milcząco zgadzała się na jego postępowanie? Czy przejdzie do porządku nad skrzywdzeniem jej jedynego wnuka? Zobaczymy. Mam nadzieję, że niedługo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 0:49, 30 Gru 2020    Temat postu:

Dziękuję za wnikliwy i ciekawy komentarz. Very Happy Jak postąpi żona Aarona trudno przewidzieć. Jako chasydka nie ma żadnego wyboru. Musi być posłuszna mężowi i już. Confused

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aga




Dołączył: 08 Maj 2017
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 8:50, 31 Gru 2020    Temat postu:

Cytat:
Co w ciebie wstąpiło?! Chyba jasno wyraziłem swoją wolę. Pojedziesz ze mną do Virginia City i koniec dyskusji. Do czego to podobne, żeby żona sprzeciwiała się mężowi. Twoim obowiązkiem jest mnie słuchać.

Od razu nóż w kieszeni się otwiera.
Cytat:
• Mówiąc „z nami” miałem na myśli naszą gminę. On powinien wiedzieć kim jest i kim byli jego przodkowie, a nie wychowywać się wśród ludzi, którzy za nic mają naszą religię, nasze tradycje. Poza tym tylko w ten sposób można zmazać hańbę, jaką sprowadziła na naszą rodzinę Noemi.

Czyli tyle różnych „argumentów” a tak naprawdę jeden….zadać ból ojcu Matta.
Cytat:
Ogarnął ją półmrok panujący w przedpokoju. Poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Oparła się plecami o ścianę i zapłakała.

Myślę, że mrok ogarnął nie tylko przedpokój, ale już dawno życie Estery i być może nie ma to związku ze śmiercią córki. Ta kobieta nie tylko widzi jaki stał się (a może był od zawsze) jej mąż, ale potrafi się przeciwstawić. Co prawda na tę chwilę słownie, ale to już postęp. Brawo dla niej!
Cytat:
• Ja to robię tylko dla Matthew – odparła Holly. - Przecież już mówiłam z jakiego powodu przyjęłam zaproszenie Adama.

Taaa…..jasne.
Cytat:
• Czy Adam bywał dla swojej żony obcesowy?
• Adam dla Naomi? - Ralph z osłupieniem popatrzył na Holly. - Co też przyszło ci do głowy? Oni stanowili idealną parę. Świata poza sobą nie widzieli. Aż miło było na nich patrzeć. Adam obcesowym? Dobre sobie. Przecież on ją wielbił. Zresztą wszyscy za nią przepadali. Dla każdego miała miłe słowo i w każdym starała się dostrzec dobro. Trudno było jej nie lubić. Matthew jest do niej w tym podobny. Naomi była uosobieniem spokoju i słodyczy, a Adam, jakby mógł to nieba by jej przychylił.

Dla Holly to jak cios jak obuchem….Szok i niedowierzanie…. I zazdrość? Pewnie bomba mieszanych uczuć. Adam był INNY co oznacza, że śmierć Naomi tak bardzo go zmieniła, a to oznacza, że bardzo ją kochał…..wiesz co mam na myśli ADA…. Kobieta chce być adorowana, kochana, widać, że coś „się kroi” i nagle taki zestaw cech i uczuć Adama, który jeszcze nie okazał podobnych wobec Holly pokazuje, że „związek” Adama i Holly raczkuje.
Cytat:
• Spytałam, czy gdyby nie Matti, to zaprosiłby mnie na tę wycieczkę.
• I, co odpowiedział?
• Początkowo nic, ale gdy spytałam jeszcze raz zrobił się zły i burknął, że nie.

Do końca nie zgodzę się z rozumowaniem Holly. Adam na pewno by wymyślił coś innego, np.: piknik nad rzeczką lub pod drzewkiem albo zaprosił by Holly do cukierni po niedzielnym nabożeństwie Akurat zgodnie z prawdą (typową dla mężczyzn nie owijających w bawełnę i odnoszących się tylko do dokładnie konkretnej sytuacji) powiedział, że „NIE” ponieważ w innych okolicznościach w góry nie miał zamiaru się akurat wybierać.
Cytat:
zakochane kobiety, a i zakochani mężczyźni już tak mają. Doszukują się nie wiadomo czego w najprostszych sprawach.

Wujek jako doświadczony mężczyzna trafił w samo sedno, a Holly zaczerwieniła się na pewno nie tylko ze świętego oburzenia….
Cytat:
• Kochasz go, żebyś nie wiadomo, jak zaprzeczała. I on ciebie kocha. Pasujecie do siebie. Nie zniszcz tego.
• Ja już kochałam – odparła z zaciętym wyrazem twarzy. - Taka miłość dwa razy się nie zdarza.

Typowe rozumowanie osób, które mocno kiedyś kochały i uważają, że ich więcej ten stan nie trafi. Ale ja wierzę w Adama i tę raczkującą w bólach się rodzącą miłość.
ADA bardzo fajny fragment pełen mądrości życiowych, postępujących przemian wewnętrznych (Estera) i szczerych rozmów (Holly) oraz wujka, który jak na mężczyznę sporo trafnych uwag na temat uczuć wyraził. Gwizdze.. Brawo ON! i brawo TY! Applause
Czytam dalej....


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Czw 11:21, 31 Gru 2020, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aga




Dołączył: 08 Maj 2017
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:58, 31 Gru 2020    Temat postu:

Cytat:
Od wyjazdu z domu buzia mu się nie zamykała, jednak, gdy opuścili teren Ponderosy i wjechali w wyższe partie gór zamilkł, zdziwiony i onieśmielony pięknem groźnych gór. Za nimi jechała równie cicha Holly.

Pewnie i Adam milczy bo do kogo mówić…. Holly ma wiele do przemyślenia, zwłaszcza po rozmowie z wujkiem.
Cytat:
• To Głodna Góra*) - odparł Adam.
• Śmiesznie się nazywa – zauważył Matt.
• Owszem i ma mroczną legendę.
• Jaką?
• Pożera ludzi – powiedział robiąc straszliwą minę Adam.
(…)
• Rób, jak uważasz – odpowiedziała bezbarwnym głosem. - Ty, tu rządzisz.

O mateńko! Adam obawiał się jechać sam z synem obawiając się, że „nie ogarnie tematu” a tymczasem Holly zachowuje się jakby miała muchy w nosie (wciąż trawi i trawi) czym może zepsuć wycieczkę.
Cytat:
Jedno, co go niepokoiło, to dziwaczny nastrój Holly. Była cicha, przygaszona, jak nie ona. Niewiele się odzywała i unikała jego wzroku. Adam i tak sfrustrowany koniecznością przeprowadzenia rozmowy z synem, postanowił nie zwracać na nią uwagi. Wszak wiadomo było, że kobiety miewają słabsze dni i zapewne Holly, takie właśnie miała.

Adam wysnuł własne wnioski, wygodnie nie dopytuje Holly o jej nastrój, tłumacząc sobie wszystko na swój - bezpieczny dla siebie - sposób.
Cytat:
Niebo i szczyty skąpane w słonecznej barwie sprawiały wrażenie jakby pochłaniał je pożar. Wszechogarniający spokój i cisza były naturalnym dopełnieniem tego niesamowitego spektaklu. Wreszcie ostatnie promienie słońca, musnąwszy grzbiety górskie, skryły się za horyzontem.

Piękny opis ADA.
Cytat:
…. że dla tego dziecka jest gotowa zrobić wszystko, nawet dogadać się z jego koszmarnie upartym, apodyktycznym i nadętym ojcem. (…)Nagle zrobiło się jej żal mężczyzny.

Czyli Holly stosuje zasłonę dymną dla prawdziwych uczuć wobec Adama, z których ciągle nie zdaje sobie sprawy.
Cytat:
Oczy Adama, podobnie jak Matta wyrażały smutek pomieszany ze strachem i złością, ale też ogromną determinację.

Adam ma problem ze zdefiniowaniem swoich uczuć i obaw, a Holly doskonale to widzi. Plus dla niej i mam nadzieję, że intuicja jej podpowie jak pomóc mężczyźnie. Zalecam rozmowę, rozmowę i jeszcze raz rozmowę….
Cytat:
• Czyżbyś za takiego mnie uważała? - Adam lekko się ożywił.
• Jesteś wykształcony. Bywasz czasami zabawny i miły. Potrafisz współczuć innym, choć bywasz także uparty, jak muł i szybko ponoszą cię nerwy.

I tu czasami dobrze zauważyć, że mężczyźni też potrzebują słownego wsparcia, komplementu, sympatycznego słowa. Nawet jeśli się jest mężczyzną z krwi i kości, a może zwłaszcza…..
Cytat:
• Że jestem pyskatym, rudym szczeniakiem i rozwydrzoną pannicą.(…)
• Cóż, sporo między nami się zmieniło. Chyba nie zaprzeczysz?
• Nawet, gdybym chciała to nie zrobiłabym tego, bo przecież my…
• …przyjaźnimy się – dopowiedział za nią. - Czy tak?

Problem Holly tkwi w tym, że zatrzymała się na początku znajomości z Adamem. Przecież ich znajomość trwa jakiś czas, ewaluuje, tymczasem dziewczyna zaprzecza temu mimo iż ona sama zmieniła się i wzbogaciła uczuciowo od początku ich znajomości. Mam wrażeniez że traktując w ten sposób Adama, zachowuje się niedojrzale,
Cytat:
• Tak. Chyba liczyłam na coś więcej i przeliczyłam się. Było mi przykro, że potraktowałeś mnie przedmiotowo.
• Ja? Nieprawda – potrząsnął przecząco głową. - Nigdy nikogo tak bym nie potraktował. Poza tym, to ty ustanowiłaś między nami granicę.

Niby rozmowa zmierzała w dobrym kierunku i nagle znowu jak w piaskownicy….nie bo Ty, nie bo ja….

Cytat:
Jednak nie była gotowa na trwały związek, a jak zrozumiała ze słów Adama, to on do tego właśnie dążył. Jeszcze przed kwadransem, gdy tuliła zapłakanego Matthew była gotowa dla dobra dziecka związać się z jego ojcem. Lecz gdy ten ojciec niemal jej to zaproponował, stchórzyła. Nagle poczuła się, jak mała zagubiona dziewczynka, która nie wie czego tak naprawdę chce. Gdy Adam objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie, nie oponowała. Gdy ją pocałował, oddała pocałunek, prosząc o jeszcze.

Chyba tylko westchnę…. i pochlipię.
Cytat:
Niestety im dłużej je liczyła tym słodkie owieczki przybierały postać rozjuszonych, wściekłych baranów.


Cytat:
• O Matta i Adama też. O całą trójkę. Widziałeś, jaką minę miała na widok Adama?
(..)
• Rozmawiałem z nią tuż przed wyjazdem. Była smutna i przygaszona.
• To znaczy, że przeczucie mnie nie myliło – powiedziała. - Mój Boże, kiedy oni wreszcie zrozumieją, że są sobie przeznaczeni.

Cała rozmowa małżonków bardzo fajna. Widać, że się rozumieją i potrafią wesprzeć.
Cytat:
• Otóż, powiedziała mi, że wszyscy wiedzą o potajemnych schadzkach Holly i Adama, i są tym faktem wstrząśnięci i oburzeni. Zapytała, czy w związku z tym podejmiemy stosowne działania.

„Ło masz”….. plotkarki na pierwszym froncie wiadomości miejskich.
Cytat:
• A jednak – odparła Emily. - Wyobraź sobie, że gdy odbierałam od Emmy Stone suknię letnią dla Holly, ona również zapytała o to samo, ale w o wiele delikatniejszy sposób.

….poszło w świat i żyje własnym zyciem …..
Cytat:
Tego dnia Richarda LaMarr drażniło wszystko.(…) Była bowiem środa, dzień przyjazdu tajemniczego pana Goldbluma, którego jej papa tak bardzo się obawiał. Dla Valerie było to niezwykle intrygujące. Zastanawiała się, co też takiego ma na sumieniu jej, do granic możliwości, uczciwy papa.

Valerie to bardzo mądra i spostrzegawcza dziewczyna. Dobrze kombinuje. Pytanie czy odkryje co się święci?
Cytat:
• Już dobrze – rzekła uspokajająco Valerie i przytuliła siostrę do siebie. Po chwili spytała: - a, co byś powiedziała na porcję meringue*) i dużą szklankę lemoniady?
(…)
• Jake – zaczęła Valerie – chciałam Cię przeprosić za to, do czego doszło w naszym apartamencie. Mój papa nie chciał cię obrazić. On po prostu jest dzisiaj bardzo zdenerwowany. Pragnę, żebyś wiedział, że bardzo doceniamy twoją pracę.

Valerie jest wspaniałą siostrą i do tego ma moralny obowiązek wziąć na klatę przewinienia ojca i potrafić za nie przeprosić. Bardzo podoba mi się ta dziewczyna.
Cytat:
• Pozwoli panna, że się przedstawię: Logan Carter.
• Valerie LaMarr. Miło mi pana poznać – odparła zaskoczona głębią spojrzenia mężczyzny.
• Mnie również – odparł uśmiechnąwszy się w chłopięcy, ujmujący sposób. Oboje przez chwilę wpatrywali się w siebie. W oczach Cartera pojawił się błysk zainteresowania. Czyżby ta urocza dziewczyna była córką wspólnika Goldbluma? - pomyślał.

Jeeeest! Bardzo się cieszę z tego spotkania….a nóż, widelec coś się zacznie dziać w wiadomej materii… chociaż chwilę później takie słowa…..córka wspólnika….. leżę i płaczę.
Cytat:
• Cóż… pracuję w firmie mojego wuja. To nic wielkiego, takie tam usługi dla ludności.

Wybitnie dobra odpowiedź…nie skłamał, ale prawdy nie powiedział….
Cytat:
• Mhmm – Susan kiwnęła blond główką i dodała z ogromną powagą: - jak jest się małżeństwem, to ma się dzieci. A pan? Ma pan dzieci?
• Najpierw musiałbym mieć żonę – odparł Carter rozbawiony rezolutnością dziewczynki.
• No, tak – westchnęła ciężko Susan i z troską powiedziała: - moja siostra też jest sama.

Cudowne…. Susan niczym rasowy detektyw dowiedziała się a jednocześnie przekazała więcej niż niektórzy po wielu tygodniach niuchania.
Cytat:
• Bardzo pani kocha ojca?
• O, tak. Jest wspaniałym człowiekiem.
• Doprawdy? - w głosie Logana zabrzmiała jakaś dziwna ostrość, a nawet wrogość. Valerie spojrzała zdziwiona na Cartera.

Ach to zjeżenie się Logana….te uprzedzenia! Cudownie! Będzie się działo…. ADA moja miłość do Twojego maltretowania bohaterów bierze górę…. Nie jestem sadystką to tylko świadomość komplikacji na drodze ku…..wyższemu celu…. mam nadzieję.
Cytat:
• Może powinieneś pomyśleć o powrocie do szkoły – rzekł szeryf.

Szeryf jest człowiekiem bez uprzedzeń dający szansę człowiekowi będącemu kiedyś na dnie. Ciekawe co na to plotkarki - Myrny Chump i Emmy Stone. Spadną z krzeseł.
Cytat:
• Bankier ma tajemniczego gościa. Ciekawe, co oni knują?

My wiemy….niestety….
Cytat:
• Moja żona, Estera jest zadowolona, gdy ja jestem zadowolony.

Ach ten nóż w kieszeni…znowu się otwiera….
Cytat:
• To wspaniale. Taka rodzina to prawdziwy skarb. Chyba nie chciałbyś jej stracić? Wiesz, wstydliwe fakty z przeszłości mogą pojawić się w każdym momencie życia. Twoja żona byłaby zaskoczona, gdyby ktoś poinformował ją kim jest Haim Gottlieb.

Strasznie przebiega ta rozmowa. Goldblum zachowuje się apodyktycznie, do tego jest szantażystą i jawnie to podkreśla. Ciekawe co takiego na sumieniu ma LaMarr, że jest gotów z nim spółkować…
Cytat:
• Holly, to teraz, jak się polubiliście to może zostaniesz moją mamą?

Taaak….gadka szmatka o niczym i nagle cios między oczy. Matt jest bardzo bezpośredni i wie jak zagaić rozmowę w wiadomym dla siebie kierunku.
Cytat:
• Bo nie wiedzieliśmy, że nas widziałeś. Poza tym to nie było nic takiego. Twój tata był smutny po tym, jak zareagowałeś na wiadomość, że masz dziadków.
• I ty go pocieszałaś?
• Rozmawialiśmy tylko, jak para przyjaciół, a ten całus…
• Długo trwał – zauważył niewinnie Matt.

Adam ma dużo zmartwień to i długo go pocieszała…..
Cytat:
• Ale nigdy nie miałeś babci – zauważyła Holly. - Może warto byłoby sprawdzić, jak to jest mieć babcię.
• Czy ja wiem? - chłopiec wzruszył ramionami.

Ziarno wątpliwości Matta wobec dziadków zostało zasiane….
Cytat:
Nagle jednak przystanął i osłoniwszy dłonią oczy przed słońcem przez chwilę przyglądał się jakiejś bryczce stojącej na wzniesieniu przy drodze do Virginia City. Wreszcie rozpoznawszy osobę, która w niej siedziała pomachał i zawołał:
• Dzień dobry panie LaMarr! Dzień dobry!
Nikt mu jednak nie odpowiedział, a konie zacięte batem ruszyły gwałtownie z miejsca.
• To był tata Susan, pan LaMarr – powiedział Matt, gdy Holly stanęła przy nim. - Chyba nas nie zauważył.

Jestem złych przeczuć. Niby taki niewinny fragment, a dreszcz przeszedł mnie po krzyżu.
Cytat:
Richard przypomniał sobie, jak w podobny sposób bawił się z Valerie, a potem z Susan. Przypomniał sobie jeszcze kogoś i łzy zakręciły mu się w oczach.

Czyżby cos na kształt wyrzutów sumienia?
Cytat:
Ale, czy kiedykolwiek takie było? Nie mógł dłużej patrzeć na radosnego synka Adama Cartwrighta. Jak nikt inny dobrze wiedział, że wkrótce to wszystko się skończy. Zaciął konie i ruszył przed siebie. Byle dalej od tego miejsca, byle dalej od widoku dziecka, któremu musi zniszczyć życie.

Straszne rzeczy czytam….jak zwykle okazuje się, że nic nie jest tylko czarne albo tylko białe. Richard LaMaar nie jest człowiekiem złym… jest dobrym mężem, córki go kochają….gdzieś po drodze popełnił błąd, za który płaci teraz ogromną cenę. Goldblum jest zaślepionym, żądnym zemsty dla swoich celów szantażystą, złym mężem….natomiast Richard kolejną jego ofiarą. Niedobrze się dzieje…..a do tego zaczynam rozumieć Richarda i współczuć mu. .

Czytam dalej... z drżeniem serca dodam.... Przestraszony Przestraszony Przestraszony


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Czw 11:07, 31 Gru 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:47, 31 Gru 2020    Temat postu:

Aga... jestem pod ogromnym wrażeniem... dziękuję za ciekawe i wnikliwe komentarze. Ja już zauważyłaś Adam i Holly za bardzo nie wiedzą, co zrobić z uczuciem, które na nich spadło. Ot, "kopnęła" ich ta miłość i biedactwa są takie zagubione. Do tego złowrogi, czający się niczym zły smok, Goldblum. Estera, żona Goldbluma więcej rozumie i dostrzega niż by się wydawało. Czy jednak jawnie przeciwstawi się owładniętemu żądzą zemsty religijnemu fanatykowi - wątpliwe.
Cieszę się, że spodobał Ci się Logan Carter. Facet zbiera coraz więcej fanek Laughing W związku z tym muszę zastanowić się, jaką to kłodę rzucić mu pod nogi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 23, 24, 25 ... 55, 56, 57  Następny
Strona 24 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin