Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 26, 27, 28 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7586
Przeczytał: 12 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:17, 25 Sty 2021    Temat postu:

***

Dom Cartwrightów. Tego samego dnia, późnym popołudniem.

Adam zszedł powoli po schodach. Z patery stojącej na stole wziął jabłko i leniwym krokiem podszedł do kanapy, na której siedział Mały Joe z nogami wspartymi na stojącym obok niskim stole. Adam spojrzał z naganą na brata i siadając obok rzucił od niechcenia:
• Zdejmij nogi.
Joe odruchowo wykonał polecenie brata. Ben, odpoczywający w fotelu, uśmiechnął się pod nosem i złożywszy dopiero, co czytaną gazetę na pół, spytał:
• Matthew, śpi?
• Tak.
• Nie będzie spał w nocy.
• Miał wyjątkowo ciężki dzień – rzekł Adam. - Widziałeś, przecież, że przy obiedzie oczy mu się zamykały.
• Powiedziałeś mu o ewentualnej wizycie jego dziadków?
• Owszem – Adam skinął głową.
• I jak zareagował?
• Cóż… zachwycony nie był, ale trudno mu się dziwić. Boi się.
• Rozmawiałeś już Johnem i Bernem?
• A, rozmawiałem, rozmawiałem – odparł Adam skinąwszy głową.
• I, co?
• W pierwszym odruchu chciałem ich zwolnić, ale trudno dziś o dobrych kowboi. Dostali porządną reprymendę, a nasz zarządca dołożył im od siebie. Najbliższy tydzień spędzą na przerzucaniu obornika. Odechce im się paplania, niczym przekupki na targu.
• Będą śmierdzieć, jak skunksy – Joe zaśmiał się, po czym dodał: - Fred wie, jak poradzić sobie z takimi, jak ci dwaj.
• To prawda. Lepszego zarządcy ze świecą szukać. – Przyznał Ben i zwracając się do Adama spytał: - myślisz, że państwo Goldblum pojawią się w Ponderosie?
• Zważywszy na to kim są, musiałby zdarzyć się cud – odparł Adam.
• Może jednak…
• Nie tato, to niemożliwe. Dajmy lepiej temu spokój. Co ma być to będzie. Teraz możemy tylko czekać na ruch ze strony Goldbluma.
• Chyba masz rację. – rzekł Ben. - Niepokoi mnie tylko ten nakaz, o którym mówiłeś. Jaki sędzia wystawia zaocznie taki dokument?
• Przekupny - Adam wzruszył ramionami. - A jak wiesz mój były teść jest ustosunkowany i obrzydliwie bogaty.
• Chyba nie posunąłby się do wręczenia sędziemu łapówki?
• A dlaczego nie? Dla niego wszystko jest kwestią ceny.
• Ostro go oceniasz – zauważył Ben.
• Oceniam go tak, jak sobie na to zasłużył. – Odparł Adam i zerknąwszy na Małego Joe, który znowu wsparł stopy o blat stołu, rzucił: - zdejmiesz te nogi ze stołu?
• Nie jesteś moim ojcem, żebyś mówił mi, co mam robić.
• Ale jestem twoim bratem i mogę dać ci w ucho – Adam groźnie spojrzał na Josepha.
• Spróbuj, to wtedy okaże się kto komu przyłoży – zagroził Joe.
• Chłopcy, chłopcy uspokójcie się – powiedział pojednawczo Ben. - A ty, Joe mógłbyś wreszcie zapamiętać do czego służy stół. - I wyciągnąwszy w jego stronę wskazujący palec dodał: - nogi, synu.
• Tak, tato – westchnął Joe i wykonał polecenie ojca. Jednocześnie popatrzył ze złością na Adama, który z trudem ukrywał zadowolenie z takiego obrotu sprawy. Tymczasem z podwórza doszedł ich turkot kół, a potem głosy: najpierw Hossa, a potem jakiegoś nieznanego mężczyzny.
• Zdaje się, że mamy gości – zauważył wstając z fotela Ben. Adam i Joe poszli w jego ślady. Po chwili drzwi stanęły otworem i pojawił się w nich Hoss, mówiąc:
• Adamie, to do ciebie. Posłańcy od twojego teścia.
• Doprawdy? - Adam wysunął się do przodu. - Niech wejdą.
• Nie chcą. Proszą, żebyś wyszedł do nich na podwórze.
• Skoro tak, to zobaczmy, o co im chodzi – powiedział Adam i wyszedł przed dom z ciekawością spoglądając na przybyszy. Jednego z nich poznał od razu. Był to Mosze, asystent Goldbluma. Drugi, wyglądający niczym brat bliźniak Moszego, też musiał nim być. Mężczyźni ubrani byli na czarno i stali przy czarnej dwukółce zaprzężonej w karego konia. Cóż tu dużo mówić, sprawiali posępne wrażenie. Adam, a za nim reszta rodziny, podszedł bliżej do swoich gości i spytał:
• Co, panów do nas sprowadza?
• Jesteśmy asystentami szacownego pana Aarona Goldbluma.
• To wiemy – odparł z sarkazmem Adam.
• Ale również jego wysłanikami – rzekł Mosze, niezrażony tonem Adama. - Pan Goldblum informuje pana, że nie pojawi się jutro w Ponderosie. Przez moment nawet rozpatrywał taką możliwość, ale natłok spraw nie pozwoli mu na to. Nasz pryncypał, bowiem jest człowiekiem interesu i każda jego chwila jest na wagę złota.
• Jakim człowiekiem jest pan Goldblum, to my doskonale wiemy – stwierdził Adam. - Nie musi go pan wychwalać pod niebiosa.
• Dla wielkiego człowiek nigdy dość pochwał – odparł Mosze, lekko pochyliwszy głowę.
• Doprawdy? - Adam spojrzał z ironią na stojących przed nim mężczyzn, po czym stanowczym głosem rzekł: - dowiem się wreszcie, o co panom chodzi, bo tak się składa, że mój czas jest również na wagę złota.
Abram, drugi z mężczyzn, spojrzał porozumiewawczo na Moszego. Ten z niemal obrażoną miną, wyciągnął z przepastnej kieszeni czarnego płaszcza kopertę i podając ją Adamowi rzekł:
• To nakaz wydania Matthew Cartwrighta, jedynemu opiekunowi, jakim jest szacowny pan Aaron Goldblum, ojciec matki tego chłopca.
• Ów chłopiec ma ojca i opiekuna. Jeśli pan jeszcze tego nie wie, ja nim jestem. Ten nakaz jest zupełnie bezpodstawny – odparł Adam obracając kopertę w palcach.
• Nie mnie to roztrząsać. Ja wykonuję polecenie mojego pryncypała, który polecił mi, abym panu przekazał, że chłopiec ma być dostarczony jutro o dwunastej do …
• Mój syn nie jest rzeczą, którą ktoś może ot, tak sobie zażyczyć! – warknął Adam.
• Czy mam przez to rozumieć, że nie wykona pan nakazu?
• Dokładnie to ma pan rozumieć. A teraz żegnam.
• Świadomie złamanie prawa, to przestępstwo. Za to trafia się do więzienia.
• Pan mi grozi? - Adam postąpił krok do przodu.
• Tylko ostrzegam.
• Ostrzeżenie przyjąłem, a z pana pryncypałem spotkam się w sądzie.
• Nie sądzę – odparł z kamiennym wyrazem twarzy Mosze i spoglądając z lekceważeniem na Adama, rzucił: - Ten nakaz podpisał gubernator stanu Nevada. Nie ma od niego odwołania.

***

• To jest w ogóle możliwe? - spytał Joe, gdy ludzie Goldbluma wreszcie odjechali.
• Gubernator ma takie uprawnienia – rzekł westchnąwszy ciężko Ben – ale korzysta z nich w wyjątkowych przypadkach. Widocznie uznał, że ma z takim do czynienia.
• Albo ktoś go przekonał, że tak właśnie jest – dodał z posępną miną Adam.
• Myślisz, że wziął łapówkę? - spytał Hoss.
• Już sam nie wiem, co mam myśleć – odparł Adam. Tymczasem Ben pokręciwszy z niedowierzaniem głową, powiedział:
• Znam Henry’ego Blasdela.*) To uczciwy, nieprzekupny człowiek. Od jego wyboru na stanowisko gubernatora minął niecały rok. Nie, nie zrobiłby tego. Nie wziąłby pieniędzy za wydanie nakazu. To nie ten typ człowieka.
• To jak to wszystko wyjaśnić? – Joe spojrzał nieprzekonany na ojca. - Skoro jest taki nieprzekupny, to dlaczego podpisał nakaz? Powinien wysłuchać drugiej strony.
• Joe ma rację – stwierdził Hoss. - Coś mi się wydaje, że gubernator Blasdel zbytnio się pośpieszył.
• Cóż – Ben westchnął – to całkiem prawdopodobne. Ktoś mógł celowo wprowadzić go w błąd.
• Myślę, że tak właśnie było – orzekł Adam. - Ja też znam gubernatora, może nie tak dobrze, jak ty, tato, ale znam i nie uwierzę, że mógłby skusić się na pieniądze.
• Ludzie się zmieniają – zauważył Hoss.
• Tak synu, ale nie ktoś taki, jak Henry. Nie on. - Rzekł Ben i zapadła cisza zakłócana jedynie tykaniem zegara. Po chwili Adam stanąwszy przy schodach powiedział:
• Pójdę zobaczyć, czy Matthew już się obudził.
• Zaczekaj – Ben podszedł do niego – co zamierzasz zrobić z tym nakazem?
• Najchętniej wrzuciłbym go do ognia.
• Pytam poważnie.
• Nie oddam syna Goldblumowi. Powinieneś to wiedzieć.
• Goldblum może nasłać na ciebie szeryfa, a Matta odebrać siłą.
• Niech spróbuje – rzekł Adam z groźbą w głosie.
• To nie byłoby najlepsze wyjście z sytuacji – zauważył Ben.
• Ale może okazać się jedyne. – Odparł Adam i spytał: - czy wtedy będziecie ze mną?
• Musisz pytać?
• Nie, nie muszę. – I uśmiechnąwszy się przepraszająco, powiedział: - wybaczcie, ale teraz chcę iść do syna.
• Oczywiście - Ben skinął głową i odprowadził wzrokiem wchodzącego po schodach Adama. Tymczasem Hoss i Joe szeptem coś do siebie mówili. Po chwili Hoss spoglądając na zatroskanego ojca, zapytał:
• Tato, skoro tak dobrze znasz gubernatora Blasdela, to może mógłbyś z nim porozmawiać, żeby cofnął swój nakaz?
• Właśnie się o tym pomyślałem, ale obawiam się zostawić Adama samego – odparł Ben. - Wiecie przecież jaki potrafi być gwałtowny.
• Nie zostanie sam – rzekł Joe. – Poza tym możemy liczyć na pomoc detektywa Cartera i wsparcie naszych ludzi. Nie martw się tato, nikt nie zabierze nam Matta.
• Tym się nie martwię, bo wiem, że z wam wszystkimi Matthew jest bezpieczny. Jedyne, co mnie niepokoi, to ewentualny rozlew krwi. Nie chciałbym, żeby do tego doszło.
• Tato, nikt tego nie chce – zapewnił Hoss.
• Wiem synu, ale i tak się niepokoję.
• To jedź, jak najszybciej do gubernatora. Jutro rano masz dyliżans do Carson City. My tu sobie damy radę, a ty, tato jedź i załatw sprawę.
• Masz rację – przytaknął Ben. - To jedyne, sensowne wyjście z sytuacji.

***

_________________________________________________________
*) Henry Goode Blasdel - (ur. 29 stycznia 1825, zm. 22 lipca 1900) – amerykański polityk, pierwszy gubernator Nevady. Członek Partii Republikańskiej. Blasdel urodził się w Lawrenceburgu w stanie Indiana. Pracował jako rolnik, magazynier i kapitan jednostek rzecznych. W 1859 roku przeprowadził się do Nevady. Dwa lata później zameldowany w hrabstwie Storey (stolica Virginia City). W 1864 roku wybrany na gubernatora stanu. Reelekcja w 1866 roku. W 1891 roku Blasdel przeprowadził się z rodziną do Oakland w Kalifornii, gdzie spędził resztę życia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aga




Dołączył: 08 Maj 2017
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 22:27, 25 Sty 2021    Temat postu:

Cytat:
• Ty!!! - krzyknął chłopczyk i rozszlochał się zasłaniając twarzyczkę ramieniem.
• Ja? A, co ja takiego zrobiłem? - spytał zszokowany Adam.
• Chcesz mnie sprzedać, bo już mnie nie kochasz! A jak mnie sprzedasz, to znajdziesz sobie żonę!
• Matthew, synku to nieprawda! Kto naopowiadał ci takich bzdur?
• Kowboje mówili, że dostaniesz za mnie dużo pieniędzy – odparł chlipiąc chłopiec. Adam otoczył go ramionami i przytulił mocno do siebie. Po chwili powiedział:

Od łyczka do rzemyczka i Adam wszystko wie. Szczera rozmowa przyniosła skutek. Mam nadzieję, że Adam nie zlinczuje „plotkarzy”
Cytat:
• Chyba muszę przeprosić Holly.
• Co zrobiłeś?
• Niegrzecznie się do niej odezwałem i teraz pewnie jest na mnie zła.

Matt jest mądry i kulturalny po tatusiu.
Cytat:
• Jutro w południe możemy mieć gości – rzekł Adam. (…)
• W porządku. Rozmawiałem więc z panem Goldblumem i zaprosiłem go do nas.


Adam zaprosił, ale jak on to ładnie Mattowi przedstawił.
Cytat:
W tym samym czasie babcia Matthew Cartwrighta podjęła najważniejszą w swoim życiu decyzję.(…) • Nie krzywdź naszego wnuka.

Estera zbierała się w sobie, ale czy nie będzie to jednorazowa akcja? Odwagi na jeden krok? Zobaczymy…
Cytat:
• Nie zapomniałam. Jestem twoją żoną.
• Z mojej woli. Dobrze wiesz, że gdybym chciał już dawno bym cię oddalił.

No nóż w kieszenie się otwiera….
Cytat:
• Otóż, Rockefeller twierdzi, że już wkrótce gospodarka tego kraju nie obędzie się bez ropy naftowej.

Taaa….
Cytat:
W drodze powrotnej zahaczycie o Ponderosę i wręczycie temu gojowi Cartwrightowi nakaz. Powiesz mu, że żądam, aby mój wnuk jak najszybciej został mi przekazany.

Jeśli miałam cień podejrzenia, że Goldblum przyjedzie do Ponderosy ….
Cytat:
Adam spojrzał z naganą na brata i siadając obok rzucił od niechcenia:
• Zdejmij nogi.
Joe odruchowo wykonał polecenie brata.

To już taka tradycja…. Jak ubieranie choinki…. Inaczej już nie będzie.
Cytat:
• Powiedziałeś mu o ewentualnej wizycie jego dziadków?

„Ewentualnej” to bardzo dobre słowo.
Cytat:
Najbliższy tydzień spędzą na przerzucaniu obornika. Odechce im się paplania, niczym przekupki na targu.

Ale cały tydzień?
Cytat:
• Chyba masz rację. – rzekł Ben. - Niepokoi mnie tylko ten nakaz, o którym mówiłeś. Jaki sędzia wystawia zaocznie taki dokument?

Mnie też niepokoi.
Cytat:
• Ale jestem twoim bratem i mogę dać ci w ucho – Adam groźnie spojrzał na Josepha.
• Spróbuj, to wtedy okaże się kto komu przyłoży – zagroził Joe.

Joe stąpa po cienkim lodzie.
Cytat:
• Ale również jego wysłanikami – rzekł Mosze, niezrażony tonem Adama. - Pan Goldblum informuje pana, że nie pojawi się jutro w Ponderosie. Przez moment nawet rozpatrywał taką możliwość, ale natłok spraw nie pozwoli mu na to.

Jasne…przyjechał specjalnie do/po wnuka a teraz taki zapracowany.
Cytat:
• Czy mam przez to rozumieć, że nie wykona pan nakazu?

Chyba nie wierzył, że Adam odda syna….
Cytat:
* Nie sądzę – odparł z kamiennym wyrazem twarzy Mosze i spoglądając z lekceważeniem na Adama, rzucił: - Ten nakaz podpisał gubernator stanu Nevada. Nie ma od niego odwołania.

No i masz…..babo placek.
Cytat:
• Myślisz, że wziął łapówkę? - spytał Hoss.
• Już sam nie wiem, co mam myśleć – odparł Adam. Tymczasem Ben pokręciwszy z niedowierzaniem głową, powiedział:
• Znam Henry’ego Blasdela.*) To uczciwy, nieprzekupny człowiek. Od jego wyboru na stanowisko gubernatora minął niecały rok. Nie, nie zrobiłby tego. Nie wziąłby pieniędzy za wydanie nakazu. To nie ten typ człowieka.

Jak wiemy zawsze można mieć na kogoś haka…. Niczego nie byłabym pewna
Cytat:
• Tak synu, ale nie ktoś taki, jak Henry. Nie on. - Rzekł Ben i zapadła cisza zakłócana jedynie tykaniem zegara.

Można być pewnym i na głos powtarzać słowa wiary, ale to milczenie jest trochę wymowne. Zawsze jest wątpliwość.
Cytat:
• To jedź, jak najszybciej do gubernatora. Jutro rano masz dyliżans do Carson City. My tu sobie damy radę, a ty, tato jedź i załatw sprawę.
• Masz rację – przytaknął Ben. - To jedyne, sensowne wyjście z sytuacji.

ADA przerwałaś w takim momencie.... Ben pojedzie, ale czy dojedzie? Czy coś wskóra? Napięcie rośnie….ADA chyba zniosę jajko. Niech....."coś się wydarzy"....chociaż w oczekiwaniu na to "coś" przeżywam rozterki....Ty ostatnio jesteś nieobliczalna Shocked popędzać Cię czy nie? Lepiej chyba nie ... chyba zejdę na zawał wielokrotnie napięcie rośnie i nie wiem ile jeszcze zniosę. nie wiem...chcę wiedzieć albo lepiej nie chcę. A i jeszcze jedno....zabrakło mi Cartera coś byś tam wspomniała co u niego Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 1:30, 26 Sty 2021    Temat postu:

Cytat:
Adam zszedł powoli po schodach. Z patery stojącej na stole wziął jabłko i leniwym krokiem podszedł do kanapy, na której siedział Mały Joe z nogami wspartymi na stojącym obok niskim stole. Adam spojrzał z naganą na brata i siadając obok rzucił od niechcenia:
• Zdejmij nogi.
Joe odruchowo wykonał polecenie brata.

U Joe to chyba jest prawie odruch bezwarunkowy
Cytat:
• Rozmawiałeś już Johnem i Bernem?
• A, rozmawiałem, rozmawiałem – odparł Adam skinąwszy głową.
• I, co?
• W pierwszym odruchu chciałem ich zwolnić, ale trudno dziś o dobrych kowboi. Dostali porządną reprymendę, a nasz zarządca dołożył im od siebie. Najbliższy tydzień spędzą na przerzucaniu obornika. Odechce im się paplania, niczym przekupki na targu.

Jest wina, jest i kara. I słusznie
Cytat:
- Pan Goldblum informuje pana, że nie pojawi się jutro w Ponderosie. Przez moment nawet rozpatrywał taką możliwość, ale natłok spraw nie pozwoli mu na to. Nasz pryncypał, bowiem jest człowiekiem interesu i każda jego chwila jest na wagę złota.
• Jakim człowiekiem jest pan Goldblum, to my doskonale wiemy – stwierdził Adam. - Nie musi go pan wychwalać pod niebiosa.
• Dla wielkiego człowiek nigdy dość pochwał – odparł Mosze, lekko pochyliwszy głowę.
• Doprawdy? - Adam spojrzał z ironią na stojących przed nim mężczyzn, po czym stanowczym głosem rzekł: - dowiem się wreszcie, o co panom chodzi, bo tak się składa, że mój czas jest również na wagę złota.

Pan Goldblum skromnością nie grzeszy
Cytat:
• To nakaz wydania Matthew Cartwrighta, jedynemu opiekunowi, jakim jest szacowny pan Aaron Goldblum, ojciec matki tego chłopca.
• Ów chłopiec ma ojca i opiekuna. Jeśli pan jeszcze tego nie wie, ja nim jestem. Ten nakaz jest zupełnie bezpodstawny – odparł Adam obracając kopertę w palcach.
• Nie mnie to roztrząsać. Ja wykonuję polecenie mojego pryncypała, który polecił...

No i pokazali nakaz
Cytat:
• Ostrzeżenie przyjąłem, a z pana pryncypałem spotkam się w sądzie.
• Nie sądzę – odparł z kamiennym wyrazem twarzy Mosze i spoglądając z lekceważeniem na Adama, rzucił: - Ten nakaz podpisał gubernator stanu Nevada. Nie ma od niego odwołania.

A tego to się Cartwrightowie nie spodziewali
Cytat:
• Gubernator ma takie uprawnienia – rzekł westchnąwszy ciężko Ben – ale korzysta z nich w wyjątkowych przypadkach. Widocznie uznał, że ma z takim do czynienia.
• Albo ktoś go przekonał, że tak właśnie jest – dodał z posępną miną Adam.
• Myślisz, że wziął łapówkę? - spytał Hoss.
• Już sam nie wiem, co mam myśleć – odparł Adam. Tymczasem Ben pokręciwszy z niedowierzaniem głową, powiedział:
• Znam Henry’ego Blasdela.*) To uczciwy, nieprzekupny człowiek.

No właśnie, dlaczego gubernator podpisał ten nakaz?
Cytat:
– stwierdził Hoss. - Coś mi się wydaje, że gubernator Blasdel zbytnio się pośpieszył.
• Cóż – Ben westchnął – to całkiem prawdopodobne. Ktoś mógł celowo wprowadzić go w błąd.
• Myślę, że tak właśnie było – orzekł Adam. - Ja też znam gubernatora, może nie tak dobrze, jak ty, tato, ale znam i nie uwierzę, że mógłby skusić się na pieniądze.

Goldblum mógł okłamać gubernatora
Cytat:
• To jedź, jak najszybciej do gubernatora. Jutro rano masz dyliżans do Carson City. My tu sobie damy radę, a ty, tato jedź i załatw sprawę.
• Masz rację – przytaknął Ben. - To jedyne, sensowne wyjście z sytuacji.

Ciekawe, czy Ben zdąży i czy coś załatwi?

I znów problemy w Ponderosie. Okazało się, że Goldblum postarał się o nakaz wydania Matta, w dodatku nakaz podpisany przez samego gubernatora Nevady. Cartwrightowie zwarli szeregi i postanowili nie oddawać chłopca, ale ... jak zachowa się szeryf? Co zrobi Adam? Ben uważa, że jego syn jest bardzo porywczy. Jeśli chodzi o kochane dziecko, to istotnie, może nie wytrzymać i komuś przyłożyć. Albo i więcej Jestem ciekawa, czy Ben wyjaśni sprawę u gubernatora? Bo to musi być pomyłka, nieprawdziwe przedstawienie sprawy, albo ... sama nie wiem już co? No i czy Carter i Holly coś pomogą? Oni są rozsądni i lubią rodzinkę z Ponderosy, więc? Może? ... Czekam na rozwiązanie tej sprawy ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7586
Przeczytał: 12 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:04, 26 Sty 2021    Temat postu:

Koleżanki, serdecznie dziękuję za wnikliwe i miłe komentarze. Very Happy

Aga, twierdzisz, że jestem nieobliczalna i... masz rację. Laughing Oczywiście jeśli chodzi o opowiadanie. Mruga O Carterze wspomniałam, czyżby Koleżanka chciała więcej?

Ewelino, Carter i Holly na pewno będą starali się pomóc rodzinie Cartwrightów, ale z jakim skutkiem to zobaczymy. Cool Aga podsunęła mi pewien pomysł i muszę się nad nim zastanowić.
Obiecuję, że sytuacja się zagęści.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:07, 29 Sty 2021    Temat postu:

Kiedy? Kiedy?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7586
Przeczytał: 12 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 22:12, 01 Lut 2021    Temat postu:

Trochę nie jestem w formie... stąd i opóźnienie Smutny Wybaczcie ewentualne błędy i brak sensu...


***

Późnym wieczorem, gdy mały Matthew spał smacznie w swoim pokoju, jego ojciec, dziadek i stryjowie przystąpili do rodzinnej narady. Ustalono, że następnego dnia wczesnym rankiem Ben uda się do Carson City. Z gubernatorem Nevady znał się naprawdę dobrze i to z czasów budowania Virginia City, dlatego był pewien, że stary przyjaciel nie odmówi mu spotkania. Ben zastanawiał się, jak Blasdel mógł w takiej sprawie przeoczyć ich nazwisko i nie zażądać wyjaśnień. Joe stwierdził, że być może stanowisko zmieniło pana Blasdela i stąd wziął się nakaz. Zasugerował też, że mogło faktycznie dojść do przekupstwa, na co Ben oburzył się, bowiem wierzył w uczciwość gubernatora, jak nikt inny. Dodał, że zamiast roztrząsać cechy charakteru Blasdela, powinni skupić się na zapewnieniu Mattowi bezpieczeństwa. Obawiał się bowiem, że pod jego nieobecność Goldblum, rozzłoszczony nieugiętą postawą Adama, może porwać chłopca. Młodzi Cartwrigtowie zapewnili ojca, że nie ma takiej możliwości odkąd Ponderosa stała się niemal twierdzą. Ben przygasił jednak entuzjazm swoich synów zwracając im uwagę na słowo „niemal”. Wtedy wszyscy zapewnili go, że do jego powrotu nie spuszczą Matta z oczu. Adam dodał, że czeka na wieści od detektywa Cartera, które być może pomogą im w starciu z Goldblumem, bo, że do takiego starcia dojdzie był pewien.
Dochodziła północ, gdy mężczyźni rozeszli się wreszcie do swoich sypialni. Wcześniej rozstawili warty w kilku miejscach w pobliżu domu. Wreszcie światła w Ponderosie pogasły i sen zmorzył jej mieszkańców. Jedynie Matthew nie mógł zasnąć i nie była to wina jego popołudniowej drzemki. Chłopczyk, otrzymawszy zapewnienie od ojca, że następnego dnia pójdą w odwiedziny do Holly, zastanawiał się jakich słów użyć, żeby ją przeprosić. Pomyślał, że musi mieć też kwiaty. Westchnął ciężko na wspomnienie tego co, zrobił z bukietem, który tak pracowicie zbierał poprzedniego dnia i zrobiło mu się wstyd. Tak, musi mieć dla Holly ogromny bukiet polnych kwiatów, które ona tak bardzo lubi. Z tym postanowieniem ułożył się na boku i podkładając pod policzek dłonie złożone, jak do modlitwy, wreszcie usnął.

***

Tej nocy Ben spał wyjątkowo niespokojnie. Co i raz budził się, a potem zapadał w niespokojny sen. Wreszcie około wpół do czwartej nad ranem wstał, umył się i zszedł na dół do salonu. Przez chwilę stał przy oknie obserwując podwórze. Nieopodal stajni ktoś się przechadzał. Po lekko zgarbionej sylwetce poznał, że był to Speed Monroe. Ben uśmiechnął się. Takiego pracownika ze świecą szukać. Holly jednak miała rację zapewniając, że warto Speedowi dać szansę. Mężczyzna przestał pić i zmienił się nie do poznania. Był właściwie przez wszystkich lubiany. I nawet ci najbardziej sceptycznie do niego nastawieni, musieli przyznać, że równy z niego facet. Nie bez znaczenia był fakt, że Matthew za nim przepadał. Właściwie to od jakiegoś czasu chłopiec pobierał od Speeda regularne lekcje. Monroe bądź co bądź był kiedyś nauczycielem i jak się okazało całkiem niezłym, skoro nawet tak tępy kowboj, jak John Oks, ten który z Bernem Lee miał przez najbliższy tydzień przerzucać krowie łajno, nauczył się czytać i pisać.
Zegar w salonie wybił czwartą. Ben postanowił napić się kawy i w ciszy, i spokoju jeszcze raz przemyśleć sobie to wszystko, co wydarzyło się w ciągu minionych trzech dni. Co do Goldbluma nie miał najmniejszych złudzeń i wiedział, że to człowiek wyrachowany i pozbawiony wyższych uczuć. To, co jednak najbardziej nurtowało Bena, to pytanie na jakiej podstawie gubernator Blasdel, podpisał nakaz na mocy którego Matt miał zostać przekazany Goldblumowi. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej był przekonany, że musiało dojść do jakiegoś matactwa. Tak, wyjazd do Carson City i wyjaśnienie wszystkiego u źródła było jedynym sposobem rozwikłania tej zagadki. Tymczasem jednak miał zamiar napić się kawy. Gdy wszedł do kuchni ze zdziwieniem stwierdził, że lampy są zapalone, a pod blachą paleniska buzuje wesoło ogień. Drzwi na podwórze były uchylone. Po chwili w ich progu pojawił się Hop Song niosąc ze sobą koszyk z jajkami. Na widok Bena uśmiechnął się szeroko i ze zdziwieniem stwierdził:
• O, pan Cartwright. Nie może pan spać?
• Zgadłeś. Ale ty, jak widzę już na nogach i to dużo wcześniej niż zwykle.
• A tak jakoś – rzekł Hop Sing krzątając się po kuchni.
• Też nie mogłeś spać? - spytał Ben spoglądając uważnie na kucharza, który tylko cicho westchnął. - Coś cię gnębi?
• Nie…
• Hop Sing, przecież wiesz, że mnie możesz wszystko powiedzieć.
• Wiem.
• To? - Ben zawiesił głos.
• Pan Adam nie odda małego Matta, prawda? - spytał cicho Hop Sing.
• Skąd ci to przyszło do głowy?
• Usłyszałem, co mówiło tych dwóch, co to wczoraj przyjechali do pana Adama. To nie brzmiało dobrze.
• Masz rację. Nie brzmiało. Ale nie martw się, nikt nam go nie odbierze.
• To dobrze, bo już zacząłem się martwić – odparł Hop Sing i dziwnie szybko zamrugał powiekami. - Może zrobić panu kawy, albo coś do jedzenia?
• Na razie zrób mi kawy – rzekł uśmiechając się Ben.
• Zaraz panu zaparzę. Woda właśnie się zagotowała.
• A ja też mogę liczyć na filiżankę kawy? - spytał Adam, który chwilę wcześniej pojawił się w kuchni.
• Pan Adam też nie może spać?
• A żebyś wiedział, Hop Sing. Gdy księżyc, tak jak tej nocy, jest w pełni, nikt nie może spać.
W kilka minut później Ben i Adam siedzieli w salonie i delektowali się gorącą, aromatyczną kawą. Za oknem pomału robiło się szarawo. Leniwie wstawał nowy dzień. Adam popatrzył na ojca i cicho spytał:
• Uważasz, że rozmowa z gubernatorem pomoże?
• Taką mam nadzieję. Myślę, że Henry nie wiedział, co podpisuje.
• Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Przecież musiał przeczytać ten nakaz i na pewno zobaczył nasze nazwisko. Gdyby był twoim przyjacielem, tak jak twierdzisz tato, przynajmniej zapytałby nas, co tak naprawdę się u nas dzieje. To pachnie mi jakąś intrygą.
• Ja też tak sądzę – odparł Ben – i zrobię wszystko, żeby gubernator cofnął swój nakaz.
• A jeśli tego nie zrobi?
• To wtedy będziemy się zastanawiać. Jedno jest pewne: miejsce mojego wnuka jest tu w Ponderosie i nikt tego nie zmieni.
• Niepokoi mnie jednak, że zanim wrócisz z Carson City pojawi się tu szeryf, a wtedy może dojść do konfrontacji – rzekł Adam.
• Pamiętaj, że Roy to nasz przyjaciel.
• Gubernator podobno też nim jest, a przynajmniej był.
• Wiesz, co myślę? Blasdel nie wiedział, co podpisuje – rzekł z przekonaniem Ben.
• Trudno mi w to uwierzyć – stwierdził Adam, kręcąc z powątpiewaniem głową. - Nie, to niemożliwe.
• Czyżby? Wyobraź sobie, że jesteś gubernatorem. Masz na głowie mnóstwo różnych spraw i całą górę dokumentów do podpisania. Brakuje ci czasu. Część obowiązków związanych na przykład z korespondencją załatwiają za ciebie różni urzędnicy. Większość dokumentów sporządza się w kilku egzemplarzach. Na ogół czytasz tylko ten pierwszy, kolejne podpisujesz w ciemno. Rozumiesz już?
• Ktoś mógł wsunąć nakaz pomiędzy dokumenty dotyczące innej sprawy i w taki sposób gubernator podpisał nakaz. Tak, to mogłoby być możliwe.
• Możliwe? Ja, jestem tego niemal pewien. Pozostaje tylko to udowodnić.
• Tak… tylko – mruknął Adam i dopił zimną już kawę.

***

Zaraz po wczesnym śniadaniu Ben zajrzał do pokoju wnuka. Chciał przed wyjazdem pożegnać się z nim, ale Matthew wciąż jeszcze spał. Mężczyzna cicho podszedł do łóżka chłopca i poprawił kołdrę, która częściowo zsunęła się na podłogę. Matt poruszył się niespokojnie. Musiało mu się coś śnić, bo ściągnął brwi i zacisnął usta. Był w tym taki podobny do swojego ojca, że Bena aż coś zadrapało w gardle. Po cichu wycofał się na korytarz, gdzie czekał na niego Adam.
• Pilnuj go. – Powiedział wzruszonym głosem i dodał: - na mnie już czas.
W kilka minut później Mały Joe odwiózł Bena do Virginia City na dyliżans. W tym czasie na ranczo trwała już zwykła, codzienna praca. Adam uznał, że dopóki w Ponderosie nie pojawi się szeryf, to nic złego nie grozi jego synkowi. Oczywiście chłopcu nie wolno było nigdzie się oddalać. Zawsze też musiał przebywać w towarzystwie kogoś dorosłego. Adam postanowił, że do powrotu ojca z Carson City nie ruszy się z domu ani na krok. Wszystkimi obowiązkami, czy to w tartakach, czy na pastwiskach, mieli się zająć Hoss i Joseph. Przedpołudnie Adam spędził pracując w obejściu. Pomagał mu w tym Matt, dumny, że ojciec traktował go prawie, jak dorosłego. Chłopiec wszystko to, co mówił ojciec chłonął jak gąbka. Adam pokazał mu, jak prawidłowo czyścić koniom kopyta i jak sprawdzać, czy podkowa nie jest poluzowania. Matt z ogromną ciekawością słuchał wszystkich uwag na temat pielęgnacji koni. A gdy ojciec wspomniał mu o ochwacie, chłopczyk popisał się swoją wiedzą na ten temat, którą podzielił się z nim stryjek Hoss. Adam, pełen uznania dla synka, powiedział mu, że w przyszłości na pewno będzie świetnym ranczerem. Potem razem poszli do kurnika sprawdzić, czy kury zniosły jajka. Zważywszy na fakt, że rankiem Hop Sing podebrał ich sporo, cztery znalezione uznali za sukces, a Matt był dumny, że mógł je wyjąć spod kur i żadna z nich go nie dziobnęła. Tuż przed obiadem przyjechał do Ponderosy Logan Carter. Na jego widok Adam poprosił Matta, żeby poszedł do siebie na górę i przygotował się do posiłku. Chłopiec zrobił nadąsaną minkę, gdyż bardzo chciał posłuchać, jakie wieści przywiózł miły pan detektyw. Jednak, gdy ojciec przypomniał mu, że zaraz po obiedzie pójdą w odwiedziny do panny McCulligen, szybko pobiegł do swojego pokoju. Musiał przecież wyglądać elegancko, gdy będzie przepraszał Holly za swoje niewybaczalne zachowanie. Tymczasem Adam i Logan wyszli przed dom, żeby swobodnie porozmawiać. Adam poinformował detektywa o wizycie asystentów Goldbluma. Logan nie wydawał się tym zaskoczony. Nie był też zdziwiony dostarczonym Cartwrightowi nakazem. Pochwalił decyzję Bena o spotkaniu z gubernatorem Blasdelem i przestrzegł przed podejmowaniem jakichkolwiek siłowych rozwiązań. Kazał uzbroić się w cierpliwość i zaufać mu. Adam stwierdził, że od czekania wolałby działanie. Nie było bowiem w jego naturze bierne przyglądanie się rozwojowi sytuacji. Tuż przed obiadem prosto z tartaku przyjechał zmęczony Hoss. W kilka minut później na podwórze wtoczył się wóz powożony przez Małego Joe, który przy okazji odwiezienia ojca na dyliżans zrobił zakupy. Rozglądając się wokół spytał Adama, gdzie podziewa się Matthew, bowiem miał dla niego duży rożek jego ulubionych cukierków. W międzyczasie Hop Sing wyjrzał z domu i zawołał ich na obiad. Stół był już nakryty i wszystkie potrawy pachniały niesamowicie. Adam stanął przy schodach i zawołał Matta, ale chłopiec jakoś się nie śpieszył z zejściem na obiad. Wtedy Joe zaproponował, że pójdzie po niego. Z rożkiem cukierków w dłoni szybko wspiął się po schodach. Tymczasem mężczyźni usiedli do stołu. Hoss na widok smakowicie wyglądających potraw, aż westchnął z rozmarzeniem. Oczywiście wywołał tym ogólne rozbawienie. Adam zaczął opowiadać Loganowi o legendarnym wręcz apetycie brata, dodając przy tym, że właściwie wszyscy Cartwrightowie lubią dużo i dobrze zjeść, a na hasło „jedzenie na stole” żaden z nich nie każe na siebie czekać. Jakby na potwierdzenie tych słów u szczytu schodów pojawił się Mały Joe. Jego mina była jednak cokolwiek dziwna.
• Adamie, mówiłeś, że Matt jest u siebie w pokoju – rzekł – tyle tylko, że tam go nie ma.
• Co takiego?! To niemożliwe! - Adam wstał od stołu. - Może schował się przed tobą?
• Sprawdziłem wszystkie pokoje. Nie ma go.
• Pewnie jest u Karmelka - stwierdził Hoss.
• Nie sądzę. Niemal całe przedpołudnie spędziliśmy w stajni, a poza tym zauważyłbym gdyby tam szedł. Byliśmy z Loganem na podwórzu.
• Mimo to sprawdzę – rzekł Hoss i zerwawszy się od stołu zniknął w drzwiach. Po chwili wrócił i pokręcił przecząco głową. Adam poczuł narastający niepokój.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:13, 02 Lut 2021    Temat postu:

Cytat:
Ben zastanawiał się, jak Blasdel mógł w takiej sprawie przeoczyć ich nazwisko i nie zażądać wyjaśnień. Joe stwierdził, że być może stanowisko zmieniło pana Blasdela i stąd wziął się nakaz. Zasugerował też, że mogło faktycznie dojść do przekupstwa, na co Ben oburzył się, bowiem wierzył w uczciwość gubernatora, jak nikt inny. Dodał, że zamiast roztrząsać cechy charakteru Blasdela, powinni skupić się na zapewnieniu Mattowi bezpieczeństwa.

No, nie wiem, jeśli on jest taki uczciwy, to dlaczego znając Bena podpisał nakaz? Przecież widział imię, nazwisko i adres
Cytat:
Obawiał się bowiem, że pod jego nieobecność Goldblum, rozzłoszczony nieugiętą postawą Adama, może porwać chłopca. Młodzi Cartwrigtowie zapewnili ojca, że nie ma takiej możliwości odkąd Ponderosa stała się niemal twierdzą. Ben przygasił jednak entuzjazm swoich synów zwracając im uwagę na słowo „niemal”. Wtedy wszyscy zapewnili go, że do jego powrotu nie spuszczą Matta z oczu.

Czy aby jego synowie nie przeceniają swych sił? Upilnowanie małego, ruchliwego, pełnego pomysłów chłopca nie wydaje się zadaniem ponad siły, ale ... Ben jednak wychował trzech synów, ma doświadczenie
Cytat:
Jedynie Matthew nie mógł zasnąć i nie była to wina jego popołudniowej drzemki. Chłopczyk, otrzymawszy zapewnienie od ojca, że następnego dnia pójdą w odwiedziny do Holly, zastanawiał się jakich słów użyć, żeby ją przeprosić. Pomyślał, że musi mieć też kwiaty. Westchnął ciężko na wspomnienie tego co, zrobił z bukietem, który tak pracowicie zbierał poprzedniego dnia i zrobiło mu się wstyd. Tak, musi mieć dla Holly ogromny bukiet polnych kwiatów, które ona tak bardzo lubi. Z tym postanowieniem ułożył się na boku i podkładając pod policzek dłonie złożone, jak do modlitwy, wreszcie usnął.

Tak, przeprosiny powinny być poparte ogromnym bukietem kwiatów. Matt ma rację, ale skąd on weźmie ten bukiet? Wietrzę tu kłopoty
Cytat:
Co do Goldbluma nie miał najmniejszych złudzeń i wiedział, że to człowiek wyrachowany i pozbawiony wyższych uczuć. To, co jednak najbardziej nurtowało Bena, to pytanie na jakiej podstawie gubernator Blasdel, podpisał nakaz na mocy którego Matt miał zostać przekazany Goldblumowi. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej był przekonany, że musiało dojść do jakiegoś matactwa. Tak, wyjazd do Carson City i wyjaśnienie wszystkiego u źródła było jedynym sposobem rozwikłania tej zagadki.

Tak, to jest zagadka, którą Ben musi rozwiązać
Cytat:
• Uważasz, że rozmowa z gubernatorem pomoże?
• Taką mam nadzieję. Myślę, że Henry nie wiedział, co podpisuje.
• Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Przecież musiał przeczytać ten nakaz i na pewno zobaczył nasze nazwisko. Gdyby był twoim przyjacielem, tak jak twierdzisz tato, przynajmniej zapytałby nas, co tak naprawdę się u nas dzieje. To pachnie mi jakąś intrygą.
• Ja też tak sądzę – odparł Ben – i zrobię wszystko, żeby gubernator cofnął swój nakaz.
• A jeśli tego nie zrobi?
• To wtedy będziemy się zastanawiać. Jedno jest pewne: miejsce mojego wnuka jest tu w Ponderosie i nikt tego nie zmieni.

Adam jak zwykle realnie ocenia sytuację
Cytat:
Wyobraź sobie, że jesteś gubernatorem. Masz na głowie mnóstwo różnych spraw i całą górę dokumentów do podpisania. Brakuje ci czasu. Część obowiązków związanych na przykład z korespondencją załatwiają za ciebie różni urzędnicy. Większość dokumentów sporządza się w kilku egzemplarzach. Na ogół czytasz tylko ten pierwszy, kolejne podpisujesz w ciemno. Rozumiesz już?
• Ktoś mógł wsunąć nakaz pomiędzy dokumenty dotyczące innej sprawy i w taki sposób gubernator podpisał nakaz. Tak, to mogłoby być możliwe.
• Możliwe? Ja, jestem tego niemal pewien. Pozostaje tylko to udowodnić.
• Tak… tylko – mruknął Adam i dopił zimną już kawę.

To oczywiście jest możliwe, ale czy tak się właśnie stało?
Cytat:
ego mina była jednak cokolwiek dziwna.
• Adamie, mówiłeś, że Matt jest u siebie w pokoju – rzekł – tyle tylko, że tam go nie ma.
• Co takiego?! To niemożliwe! - Adam wstał od stołu. - Może schował się przed tobą?
• Sprawdziłem wszystkie pokoje. Nie ma go.
• Pewnie jest u Karmelka - stwierdził Hoss.
• Nie sądzę. Niemal całe przedpołudnie spędziliśmy w stajni, a poza tym zauważyłbym gdyby tam szedł. Byliśmy z Loganem na podwórzu.
• Mimo to sprawdzę – rzekł Hoss i zerwawszy się od stołu zniknął w drzwiach. Po chwili wrócił i pokręcił przecząco głową. Adam poczuł narastający niepokój.

Matt zniknął! To rzeczywiście powód do niepokoju

Cartwrightowie mają duży problem, a raczej kilka problemów. Muszą wyjaśnić sprawę nakazu, ochronić Matta i zakończyć sprawę z Goldblumem. Na razie mają "pod górkę". Zaprzyjaźniony z Benem gubernator podpisał krzywdzący dla rodziny nakaz, Goldblum straszy i do tego Matt zniknął. Gdzie się podział Matt? Czy dosięgła go wredna ręka Goldbluma? Czy może chłopczyk wybrał się po kwiaty dla Holly, nie zdając sobie sprawy jakie zamieszanie wywoła jego zniknięcie. Ciekawa też jestem, co powie Benowi gubernator? Czy świadomie podpisał ten nakaz? Czy może jego podpis został podstępnie zdobyty? Jeśli tak, to przez kogo? Dodałabym cynicznie - za ile? Tyle pytań na które może odpowiedzieć tylko autorka. Mniemam, że niebawem to uczyni. Czekam niecierpliwie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aga




Dołączył: 08 Maj 2017
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:22, 02 Lut 2021    Temat postu:

Cytat:
Trochę nie jestem w formie... stąd i opóźnienie Smutny Wybaczcie ewentualne błędy i brak sensu...

Brzmi jakbyś dostała co najmniej pomieszania zmysłów…
Cytat:
Ben zastanawiał się, jak Blasdel mógł w takiej sprawie przeoczyć ich nazwisko i nie zażądać wyjaśnień.

Otóż to… musi być jakieś wytłumaczenie jeśli pominąć przekupstwo.
Cytat:
Obawiał się bowiem, że pod jego nieobecność Goldblum, rozzłoszczony nieugiętą postawą Adama, może porwać chłopca.

Również mam takie obawy.
Cytat:
Adam dodał, że czeka na wieści od detektywa Cartera, które być może pomogą im w starciu z Goldblumem, bo, że do takiego starcia dojdzie był pewien.


Cytat:
• Pan Adam nie odda małego Matta, prawda? - spytał cicho Hop Sing.

Błagam…on też?
Cytat:
• Niepokoi mnie jednak, że zanim wrócisz z Carson City pojawi się tu szeryf, a wtedy może dojść do konfrontacji – rzekł Adam.

Właśnie o tym myślałam. Zanim Ben wróci (nawet mając wyjaśnioną sprawę z „pomyłką w nakazie”) Matt mógłby zostać odebrany do tzw. wyjaśnienia sprawy i szkody na psychice okropne.
Cytat:
Przedpołudnie Adam spędził pracując w obejściu. Pomagał mu w tym Matt, dumny, że ojciec traktował go prawie, jak dorosłego. (…)Matt był dumny, że mógł je wyjąć spod kur i żadna z nich go nie dziobnęła.

Chociaż okoliczności nie są łaskawe to wspólna praca Adama i synka przyniosła im wiele radości i wspomnień dla Matta na zawsze.
Cytat:
Tuż przed obiadem przyjechał do Ponderosy Logan Carter. (…) Adam poinformował detektywa o wizycie asystentów Goldbluma. Logan nie wydawał się tym zaskoczony. Nie był też zdziwiony dostarczonym Cartwrightowi nakazem. Pochwalił decyzję Bena…

Nareszcie pojawił się Carter. Mam nadzieję, że jego spokój i trzeźwe spojrzenie uspokoi Adama.
Cytat:
Adam stwierdził, że od czekania wolałby działanie. Nie było bowiem w jego naturze bierne przyglądanie się rozwojowi sytuacji.

Ba! Cały Adam…
Cytat:
Wtedy Joe zaproponował, że pójdzie po niego. Z rożkiem cukierków w dłoni szybko wspiął się po schodach.

Joe jest fajnym wujkiem. Ciekawe ile sam sobie zostawi cuksów?
Cytat:
• Adamie, mówiłeś, że Matt jest u siebie w pokoju – rzekł – tyle tylko, że tam go nie ma.

Dżises! Aż mi serce stanęło! Nie wiem czemu, ale mam złe przeczucia….
ADA ja Cię zamorduję! moje ciśnienie było pod czachą, a Ty przerywasz w takim momencie. A Logan? Ależ było go dużooooo…. ADA Ty się lepiej do roboty.
Ogólnie cudne dozowanie napięcia (kolejnego), ale ja nie wiem czy pociągnę tak długo. Tłumaczy Cie tylko pomieszanie zmysłów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7586
Przeczytał: 12 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:34, 02 Lut 2021    Temat postu:

Dziękuję za miłe i inspirujące komentarze. Very Happy

Ewelino, zgodnie z Twoim życzeniem powstanie dodatkowy odcinek z Benem w Carson City. Smile

Aga, ja cały czas pracuję... myślę, obmyślam... oczyma wyobraźni widzę to i owo, a nawet zakończenie tej opowieści. Tylko ty mnie nie strasz, bo mogę się spłoszyć i z pisania nic mi nie wyjdzie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aga




Dołączył: 08 Maj 2017
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:07, 07 Lut 2021    Temat postu:

ADA ja Cię nie płoszę....nie chcę abyś naciskana poszła nie w tę stronę. Very Happy Pisz sobie spokojnie....pisz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7586
Przeczytał: 12 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:44, 07 Lut 2021    Temat postu:

Tak, teraz to mówisz mi: pisz sobie spokojnie, a Aderato mi się spłoszyła, jak przeczytała o Twoich morderczych zapędach.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7586
Przeczytał: 12 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 0:16, 09 Lut 2021    Temat postu:

***

Biegł ile sił w nogach. Był wściekły. Prosił Matthew, żeby ten nie wychodził z domu, ale chłopiec go nie posłuchał i poszedł do Holly. Przynajmniej taką miał nadzieję. Jednak, gdy wbiegł na podwórze Toliverów i zobaczył zdziwioną minę znieruchomiałego Ralpha wiedział już, że Matta u nich nie ma. Mimo to, jakby nie chcąc przyjąć tego do wiadomości spytał:
• Mój syn jest u was?
• Nie, nie ma go tu – odparł Toliver odstawiając puszkę z mazidłem na ziemię i wycierając dłonie w szarą poplamioną szmatę. Akurat smarował ośki kół wozu, gdy Adam Cartwright tak nieoczekiwanie wbiegł na jego podwórze. - Coś się stało?
• Matthew zniknął.
• Co ty mówisz? Jak to zniknął?
• Nie ma go w domu – odparł zdyszany Adam. - Myślałem, że znajdę go u was.
• Przykro mi, ale od kilku dni do nas nie zaglądał. Holly powiedziała nam, że to przez tego Goldbluma. To prawda?
• Tak. Ten człowiek może być nieobliczalny, dlatego prosiłem Matta, żeby na krok nie oddalał się z domu.
• Myślisz, że Goldblum mógłby siłą dochodzić swoich praw? – zaniepokoił się Ralph.
• On nie ma żadnych praw. A czy mógłby Matta porwać? Obawiam się, że to możliwe – odparł Adam i głęboko westchnął. Tymczasem z domu wyjrzała zaciekawiona Holly. Uśmiechnąwszy się na widok gościa szybko dołączyła do mężczyzn, mówiąc:
• Miło cię widzieć Adamie. A Matthew z tobą nie przyszedł? Szkoda, upiekłam na zgodę jego ulubione ciasto. Ostatnio, nie był w najlepszym humorze.
• Jak widzisz, nie przyszedł, bo… - Adam zamilkł, czując, że za chwilę wybuchnie. Nie wiadomo dlaczego słowa dziewczyny zirytowały go.
• Holly – rzekł Ralph – Matti gdzieś się zapodział i Adam bardzo się o niego martwi.
• Jak to zapodział się?! O czym, wujku mówisz? - spytała dziewczyna spoglądając badawczo na mężczyznę. Ten tylko wzruszył ramionami, nie bardzo wiedząc, co ma jej odpowiedzieć. - Czy któryś z was zechce łaskawie mi powiedzieć, co tu właściwie się dzieje?! I gdzie jest Matthew?!!
• Sam chciałbym wiedzieć! - krzyknął Adam i dodał: - jak go znajdę, to przez tydzień nie będzie mógł usiąść na tyłku! Już on mnie popamięta. Dość pobłażania. Dziecko jest dzieckiem i powinno wiedzieć, co mu wolno, a czego nie. Miał siedzieć w domu. Nie posłuchał mnie i poniesie tego konsekwencje.
• Co ty za idiotyzmy wygadujesz? Dziecko zaginęło, a ty zamiast go szukać, stoisz tu i opowiadasz, co mu zrobisz, jak go odnajdziesz? Kim ty właściwie jesteś?! Ojcem, czy nadzorcą niewolników?!
• Jak śmiesz tak do mnie mówić! Kto dał ci takie prawo?! – Adam zjeżył się i wrogo spojrzał na Holly. - I do twojej wiadomości: tu nie ma niewolników!
• Słuchając ciebie, nie byłabym tego pewna. I do twojej wiadomości: będę mówiła do ciebie, tak jak uznam to za stosowne. Co, tak patrzysz? Zamiast tu stać, zacznij szukać syna!
• A jak ci się wydaje, co ja robię?!
• Jak na razie wrzeszczysz na mnie, tak jakby to była moja wina – rzekła Holly.
• Być może i jest! - wypalił trzęsąc się ze złości Adam.
• Co takiego?! Chyba się przesłyszałam!
• Gdyby nie wasza rozmowa w stajni, chłopak nie napierałby się, żeby ciebie odwiedzić. Chciał cię koniecznie przeprosić. No i efekt tego mamy.
• To bardzo wrażliwe i dobre dziecko. Mógłbyś to wreszcie uszanować – wycedziła przez zęby Holly.
• Tego już za wiele! Nie jesteś jego matką i nie będziesz mi mówiła, jak mam traktować własne dziecko! Zrób mi tę uprzejmość i przestań wtrącać się w sprawy, o których nie masz bladego pojęcia. – Rzekł Adam i odwróciwszy się tyłem do dziewczyny, zwrócił się do Ralpha: - przykro mi, że musiałeś być świadkiem tego zajścia. Posłuchaj, gdyby Matthew pojawił się u was, daj nam znać i w żadnym razie nie pozwól mu samemu wracać do domu.
• To oczywiste. Co zamierzasz?
• Jeśli nie wrócił do domu, to pozostaje mi jedno miejsce do sprawdzenia.
• Chyba nie myślisz, że Goldblum posunąłby się do porwania Matta?
• Do porwania nie, ale do odebrania wnuka przyznanego mu nakazem gubernatora, już tak – odparł Adam. - Jeśli Matt wyszedł z domu, żeby na przykład pozrywać kwiatki dla swojej przyjaciółki, to Goldblum mógł skorzystać z nadarzającej się okazji.
• Kogo masz na myśli, mówiąc „przyjaciółka”?! - Holly z całej siły dźgnęła Adama palcem w plecy.
• Zrób to jeszcze raz, a…
• A, co? Przetrzepiesz mi tyłek?
• Nie prowokuj mnie – wycedził przez zęby.
• Uspokójcie się. Jak można kłócić się w takiej chwili? Czy rozum wam odjęło? – Ralph próbował jakoś załagodzić sytuację.
• To jemu rozum odjęło – rzekła wściekła Holly. - Nie zrobiłam nic, co mogłoby go aż tak zdenerwować. A winienie mnie za całą sytuację to gruba przesada. Nie wiem, jak wy, ale ja jadę szukać Matta.
• Jeszcze tego brakowało! – rzucił Adam za Holly idącą do stajni. - Nie znasz terenu, a ja nie mam zamiaru ratować ciebie z kolejnej opresji.
Na te słowa dziewczyna przystanęła i spojrzawszy kpiąco na mężczyznę powiedziała:
• Niedoczekanie twoje, Cartwright. Już szybciej grizzly poprosiłabym o pomoc niż ciebie.
• Holly, Adam… proszę, przestańcie – Ralph bezskutecznie próbował uspokoić kłócących się. Tymczasem Adam rozsierdzony do granic możliwości, powiedział:
• O pomoc zawsze możesz poprosić detektywa Cartera. Zdaje się, że całkiem nieźle się znacie.
• To prawda. I wiesz, co? To doskonały pomysł. Że też sama na to nie wpadłam. No, popatrz, jakie te kobietki są głupiutkie. Co byśmy zrobiły, gdyby nie tacy, jak ty mężczyźni – odparła głosem ociekającym ironią.
Ralph stał bez ruchu, nie bardzo wiedząc, gdzie podziać wzrok. W tej właśnie chwili żałował bardzo, że nie ma przy nim Emily, która akurat wybrała się z wizytą do sąsiadki. Ona na pewno wiedziałaby, jak okiełznać tych dwoje. Tymczasem Adam, nie spuszczając z tonu powiedział:
• Masz ku temu okazję. Właśnie przyjechał – i z ironicznym uśmiechem wskazał Cartera, który w towarzystwie Joe i Hossa, prowadzącego konia Adama, wjechał na podwórze Toliverów. Logan nie zdając sobie sprawy z tego, że jest właśnie obiektem rozmowy, a właściwie kłótni, zsiadł z konia i skinieniem głowy przywitał się ze wszystkimi. Spojrzawszy na Holly uśmiechnął się i dłonią dotknął ronda kapelusza. Dziewczyna również uśmiechnęła się i pomyślała, że detektyw jest niezwykle przystojnym mężczyzną, czego do tej pory, skupiona niestety na zupełnie innym obiekcie, jakoś nie zauważyła,
• Panie Carter, czy znaleźliście chłopca? - spytała.
• Przykro mi, ale nie – odparł Logan. - Kowboje przeczesali najbliższe sąsiedztwo domu. Teraz sprawdzają drogę w kierunku Virginia City i las na zachód od Ponderosy.
• A sprawdziliście ulubioną łąkę Matthew?
• Owszem, bez rezultatu. Pozostaje nam przeszukać jeszcze jedno miejsce – rzekł Carter i zwróciwszy się do Adama, spytał: - co, ty na to?
• Jedźmy i to, jak najszybciej – odparł i dosiadł konia.
Tymczasem Holly podeszła bliżej do Cartera i ściszonym głosem powiedziała:
• Detektywie, proszę odnaleźć Matta i proszę uważać na jego ojca. Jest bardzo zdenerwowany.
• Dobrze. Będę go miał na oku. A pani niech się nie martwi, znajdziemy chłopca – odparł, pochyliwszy się lekko w jej kierunku. Oczywiście nie uszło to uwadze Adama.
• Jedziecie, czy nie? - rzucił przez ramię i spiąwszy konia, galopem ruszył przed siebie.

***

• Mosze, powiadasz więc, że to pewny zysk? - Aaron wpatrywał się w leżące przed nim dokumenty.
• Oczywiście. Abram może to potwierdzić. Długo siedzieliśmy nad kalkulacją całego tego przedsięwzięcia i jestem pewien, że należy inwestować. Zysk na początek może być niewielki, ale to tylko kwestia czasu, gdy firma Rockefeller, Andrews & Flagler trafi na giełdę. Panie Goldblum, ropa naftowa to przyszłość.
• Radzisz inwestować?
• Inwestować i to jak najszybciej, żeby nikt pana nie uprzedził. Ropa to czarne złoto. A zysk może być niewyobrażalny.
• W takim razie działaj. Do szabatu macie niecałe pięć godzin. Jedźcie do Virginia City i nadajcie do Szloma telegram. Niech, jak najszybciej sfinalizuje umowę z Rockefellerem. Równocześnie niech zrobi rozpoznanie, gdzie najkorzystniej można kupić pola naftowe.
• Jeśli można, panie Goldblum, to... – Abram skłonił się z przepraszającym wyrazem twarzy.
• Mów.
• To, że pola naftowe są w Teksasie, Kalifornii, czy Luizjanie, to wiadomo. Powinniśmy zainteresować się Pensylwanią.
• Pensylwanią? - zdziwił się Goldblum. - Tam przede wszystkim wydobywa się węgiel.
• Owszem, ale mam informacje z pewnego źródła, że właśnie tam istnieje możliwość, zakupu za bezcen ziemi, kryjącej ropę.
• To ciekawe – stwierdził Goldblum. - Coś jeszcze?
• Kanada. Tam też jest ropa. Sugerowałbym, żeby skontaktował się pan z „pułkownikiem” Drake’m.*) Obaj panowie dobrze się znacie. Drake już tam działa i to z sukcesami. Wiem, że teraz bawi w San Francisco.
• Dlaczego ja o tym nie wiem? - Goldblum spojrzał z naganą na obu asystentów. Mężczyźni znieruchomieli oczekując wyrzutów pryncypała. Aaaron tymczasem westchnął tylko i pokręcił z dezaprobatą głową, po czym rzekł: - umówcie mnie z nim na najbliższy czwartek. I lepiej, żeby znalazł dla mnie czas. Czy to jasne?
• Oczywiście, szanowny panie Goldblum – odparł Abram. - Zaraz tym się zajmiemy.
• Tak, tak, zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby tylko pan był zadowolony – zapewnił Mosze.
• Drogi Mosze, czas to pieniądz, nie marnuj go niepotrzebnie – rzekł ze zniecierpliwieniem Aaron. - A i jeszcze jedno, jak będziecie w tym Virginia City to zawiadomcie szeryfa, że Cartwright złamał prawo. Niech czyni swoją powinność.
W tym momencie dało się słyszeć podniesione głosy i po chwili do gabinetu Goldbluma wpadł z impetem, dopiero, co wspomniany Adam. Goldblum zerwał się od biurka, ale zanim ktokolwiek zdążył zareagować mężczyzna doskoczył do niego krzycząc:
• Gdzie mój syn?! Co z nim zrobiłeś, draniu?!
• Oszalałeś, Cartwright?
• Gdzie go ukryłeś?! W tajemnym pokoju?!
• Nie wiem, o czym mówisz – odparł stanowczym głosem Aaron.
• Nie wiesz? To może to rozjaśni ci w głowie. – Mówiąc to Adam wyciągnął rewolwer i wycelował w Goldbluma – no, pośpiesz się, bo zaczynam tracić cierpliwość i powiedz tym swoim pachołkom, żeby się do nas nie zbliżali.
• Myślisz, że mnie zastraszysz? - Aaron spojrzał z politowaniem na Adama.
• Pytam po raz ostatni: gdzie jest mój syn? - słowom tym towarzyszył odgłos odwodzonego kurka rewolweru.
• Tu go nie ma. Jeśli chcesz możesz przeszukać dom. Nawet, jak to się wyraziłeś, tajny pokój. Abram może cię tam zaprowadzić.
• Myślisz, że dam się na to nabrać?
• Powtarzam, chłopca tu nie ma, a skoro zaginął, to ty ponosisz za to odpowiedzialność. W ten sposób potwierdziłeś, że nie nadajesz się na ojca – rzekł nadal niezwykle opanowany Aaron. Nagle za plecami Adama, coś śmignęło. Goldblum krzyknął: - Mosze, nie!
Było jednak za późno. Adam poczuł ostry ból w ramieniu i pod wpływem uderzenia upadł na podłogę. Padając nacisnął spust rewolweru. Huk wystrzału i dym z broni wypełniły gabinet. Niemal równocześnie rozległy się czyjeś krzyki i tupot nóg. Po chwili do pokoju wpadł Logan Carter, a za nim Hoss i Joe. Wszyscy z rewolwerami w dłoniach. Logan ruchem głowy polecił Hossowi sprawdzić, co z Adamem. Joe stanął na wprost Abrama i Mosze, polecając temu ostatniemu, aby rzucił trzymany w dłoni świecznik, którym uderzył Adama. Tymczasem Goldblum zdążył ochłonąć i jakby nigdy nic usiadł w fotelu przy biurku.
• Detektyw Carter, jeśli pamięć mnie nie myli – powiedział. - To teraz pracuje pan dla Cartwrighta. Ciekawy zbieg okoliczności. A pana wuj wie o tym?
• A, co ma do tego mój wuj? - Logan zmierzył Goldbluma zimnym spojrzeniem.
• Na pewno byłby zainteresowany pana brakiem lojalności w stosunku do jednego z najlepszych klientów swojej agencji detektywistycznej.
• Skoro pan tak twierdzi, to powinien pan go o tym poinformować – Carter wzruszył ramionami i zwróciwszy się do Hossa, spytał: - co z Adamem?
• Nic mu nie będzie. Jest tylko trochę oszołomiony – odparł Hoss pomagając Adamowi podnieść się z podłogi.
• Co tu zaszło? – Logan spojrzał wyczekująco na Aarona.
• Cóż… - Goldblum rozłożył dłonie w iście teatralnym geście – pana klient wpadł tu z wymierzoną we mnie bronią i oskarżył o uprowadzenie swojego syna. Gdyby nie Mosze pewnie by mnie zabił. Oczywiście tak tego nie pozostawię. Nie spocznę, aż ten człowiek nie trafi do więzienia. Jest niebezpieczny i jest zagrożeniem dla własnego dziecka. Chyba już pan rozumie, detektywie, że w takiej sytuacji tylko w moim domu to nieszczęsne dziecko będzie bezpieczne.
• To poważne oskarżenia – stwierdził Carter.
• I takie są, ale chyba teraz nie będziemy tego roztrząsać. Skoro chłopiec zaginął, powinniście zająć się poszukiwaniami, a nie napadać na spokojnego człowieka.
• Trzymaj mnie Hoss, bo zaraz mu przyłożę – rzekł Adam z nienawiścią patrząc na Aarona.
• Słyszał pan, detektywie. Sam pan widzi, jaki to człowiek.
• Spokojnie – powiedział Logan – zaraz sobie pójdziemy. Proszę tylko odpowiedzieć mi na jedno pytanie: czy wie pan, gdzie może przebywać Matthew Cartwright?
• Nie mam pojęcia – odparł Goldblum. - Wiem natomiast, że gdyby zgodnie z nakazem jego ojciec przywiózłby go tu, to nic złego by się nie stało. A teraz zechcą panowie opuścić ten dom. I tak zbyt dużo czasu przez was zmarnowałem. Uprzedzam też, że o zachowaniu pana Cartwrighta powiadomię tutejszego szeryfa. Może to i jest Dziki Zachód, ale wszystko ma swoje granice.
• Dziki Zachód? - Adam strząsnął ze swego ramienia dłoń Hossa – nie masz pojęcia, Goldblum, co to znaczy, ale mogę ci to pokazać.
• Nie pogrążaj się Cartwright. Lepiej zacznij szukać chłopca, bo jeśli, coś mu się stało, to obiecuję ci, że za to odpowiesz – zagroził Aaron.
• Chodźmy stąd. Szkoda czasu – rzekł Logan.
• Wreszcie jakiś głos rozsądku – zauważył Goldblum. Mówiąc to kątem oka dojrzał stojącą w przedpokoju Esterę. Na twarzy kobiety malowało się przerażenie i niedowierzanie. Popatrzyła na męża z nieskrywaną nienawiścią, po czym odkręciła się na pięcie i wyszła z domu.

***
_________________________________________________________
*)Edwin Laurentine Drake (1819 - 1880), znany również jako „pułkownik” Drake, był amerykańskim biznesmenem i pierwszym Amerykaninem, któremu udało się wydobyć ropę naftową.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 13:44, 09 Lut 2021    Temat postu:

Cytat:
A Matthew z tobą nie przyszedł? Szkoda, upiekłam na zgodę jego ulubione ciasto. Ostatnio, nie był w najlepszym humorze.
• Jak widzisz, nie przyszedł, bo… - Adam zamilkł, czując, że za chwilę wybuchnie. Nie wiadomo dlaczego słowa dziewczyny zirytowały go.

Zirytowany Adam? To brzmi groźnie
Cytat:
... gdzie jest Matthew?!!
• Sam chciałbym wiedzieć! - krzyknął Adam i dodał: - jak go znajdę, to przez tydzień nie będzie mógł usiąść na tyłku! Już on mnie popamięta. Dość pobłażania. Dziecko jest dzieckiem i powinno wiedzieć, co mu wolno, a czego nie. Miał siedzieć w domu. Nie posłuchał mnie i poniesie tego konsekwencje.

A to brzmi jeszcze groźniej
Cytat:
• Co ty za idiotyzmy wygadujesz? Dziecko zaginęło, a ty zamiast go szukać, stoisz tu i opowiadasz, co mu zrobisz, jak go odnajdziesz? Kim ty właściwie jesteś?! Ojcem, czy nadzorcą niewolników?!

Słuszna uwaga, ale te słowa raczej rozzłoszczą Adama, niż zdopingują do czegokolwiek
Cytat:
• Jak śmiesz tak do mnie mówić! Kto dał ci takie prawo?! – Adam zjeżył się i wrogo spojrzał na Holly. - I do twojej wiadomości: tu nie ma niewolników!
• Słuchając ciebie, nie byłabym tego pewna. I do twojej wiadomości: będę mówiła do ciebie, tak jak uznam to za stosowne. Co, tak patrzysz? Zamiast tu stać, zacznij szukać syna!
• A jak ci się wydaje, co ja robię?!
• Jak na razie wrzeszczysz na mnie, tak jakby to była moja wina – rzekła Holly.
• Być może i jest! - wypalił trzęsąc się ze złości Adam.
• Co takiego?! Chyba się przesłyszałam!

Wykrakałam! Znów się kłócą
Cytat:
Chciał cię koniecznie przeprosić. No i efekt tego mamy.
• To bardzo wrażliwe i dobre dziecko. Mógłbyś to wreszcie uszanować – wycedziła przez zęby Holly.
• Tego już za wiele! Nie jesteś jego matką i nie będziesz mi mówiła, jak mam traktować własne dziecko! Zrób mi tę uprzejmość i przestań wtrącać się w sprawy, o których nie masz bladego pojęcia.

Holly nawiązała dobry kontakt z chłopcem, to raczej Adam ma problemy z "dogadaniem" się z synem
Cytat:
- Jeśli Matt wyszedł z domu, żeby na przykład pozrywać kwiatki dla swojej przyjaciółki, to Goldblum mógł skorzystać z nadarzającej się okazji.
• Kogo masz na myśli, mówiąc „przyjaciółka”?! - Holly z całej siły dźgnęła Adama palcem w plecy.
• Zrób to jeszcze raz, a…
• A, co? Przetrzepiesz mi tyłek?
• Nie prowokuj mnie – wycedził przez zęby.

Chyba nie podniesie ręki na kobietę? Chociaż ... kiedyś się zdarzyło
Cytat:
- Nie znasz terenu, a ja nie mam zamiaru ratować ciebie z kolejnej opresji.
Na te słowa dziewczyna przystanęła i spojrzawszy kpiąco na mężczyznę powiedziała:
• Niedoczekanie twoje, Cartwright. Już szybciej grizzly poprosiłabym o pomoc niż ciebie.

Chyba się na niego obraziła
Cytat:
Spojrzawszy na Holly uśmiechnął się i dłonią dotknął ronda kapelusza. Dziewczyna również uśmiechnęła się i pomyślała, że detektyw jest niezwykle przystojnym mężczyzną, czego do tej pory, skupiona niestety na zupełnie innym obiekcie, jakoś nie zauważyła,

Interesujące spostrzeżenie. Oby Adam nie pożałował swojej arogancji
Cytat:
Panie Goldblum, ropa naftowa to przyszłość.
• Radzisz inwestować?
• Inwestować i to jak najszybciej, żeby nikt pana nie uprzedził. Ropa to czarne złoto. A zysk może być niewyobrażalny.

A ten jak zwykle o interesach rozmawia
Cytat:
...wpadł z impetem, dopiero, co wspomniany Adam. Goldblum zerwał się od biurka, ale zanim ktokolwiek zdążył zareagować mężczyzna doskoczył do niego krzycząc:
• Gdzie mój syn?! Co z nim zrobiłeś, draniu?!
• Oszalałeś, Cartwright?
• Gdzie go ukryłeś?! W tajemnym pokoju?!
• Nie wiem, o czym mówisz – odparł stanowczym głosem Aaron.
• Nie wiesz? To może to rozjaśni ci w głowie. – Mówiąc to Adam wyciągnął rewolwer i wycelował w Goldbluma – no, pośpiesz się, bo zaczynam tracić cierpliwość i powiedz tym swoim pachołkom, żeby się do nas nie zbliżali.

Bardzo nierozsądne ... najpierw działa, potem myśli ... ale można to wytłumaczyć zdenerwowaniem z powodu zniknięcia Matta
Cytat:
Huk wystrzału i dym z broni wypełniły gabinet. Niemal równocześnie rozległy się czyjeś krzyki i tupot nóg. Po chwili do pokoju wpadł Logan Carter, a za nim Hoss i Joe. Wszyscy z rewolwerami w dłoniach. Logan ruchem głowy polecił Hossowi sprawdzić, co z Adamem. Joe stanął na wprost Abrama i Mosze, polecając temu ostatniemu, aby rzucił trzymany w dłoni świecznik, którym uderzył Adama.

Na szczęście odsiecz była niedaleko
Cytat:
Gdyby nie Mosze pewnie by mnie zabił. Oczywiście tak tego nie pozostawię. Nie spocznę, aż ten człowiek nie trafi do więzienia. Jest niebezpieczny i jest zagrożeniem dla własnego dziecka. Chyba już pan rozumie, detektywie, że w takiej sytuacji tylko w moim domu to nieszczęsne dziecko będzie bezpieczne.

Ten to potrafi każdą okoliczność wykorzystać dla siebie
Cytat:
... kątem oka dojrzał stojącą w przedpokoju Esterę. Na twarzy kobiety malowało się przerażenie i niedowierzanie. Popatrzyła na męża z nieskrywaną nienawiścią, po czym odkręciła się na pięcie i wyszła z domu.

Pani Goldblum chyba zdecydowała się, po której jest stronie. I dobrze

Kontynuacja opowieści, która na razie nie wyjaśnia gdzie jest Matt, ale zapowiada dalsze jego poszukiwania. Oby skuteczne. Zdenerwowany Adam zdążył już się pokłócić z Holly. Padło między nimi wiele przykrych słów i zarzutów, ale mam nadzieję, że po odnalezieniu Matta wszystko się jakoś ułoży i nadal zostaną przyjaciółmi. A może nawet więcej niż przyjaciółmi? Holly spostrzegła, że Carter jest przystojnym, atrakcyjnym mężczyzną. Detektyw zachowuje się wobec niej z galanterią ... to chyba wzbudza lekką (na razie) zazdrość w Adamie i może skłoni go do określenia swoich uczuć. A może odnaleziony Matt pomoże im wyznać co naprawdę czują. Do siebie. Oby tak się stało. No i co z Goldblumami? Nie chciałabym, żeby ten wredny cwaniak triumfował, ale kto go pokona? Ben plus gubernator? Połączone siły braci i Cartera z pomocą pani Goldblum? Czy może jeszcze coś się pojawi na horyzoncie, czego ani Goldblum ani Mosze z Abramem nie przewidzieli? Czekam więc na kontynuację ... Bardzo niecierpliwie czekam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7586
Przeczytał: 12 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:06, 09 Lut 2021    Temat postu:

Ewelino, serdecznie dziękuje za ciekawy komentarz. Very Happy
Adamowi trochę "puściły" nerwy. Być może w serialu byłby bardziej opanowany, ale przecież chodzi tu o jego syna. To trochę dziwne zachowanie, naszego pupila, tak w stosunku do Holly, jak i Goldbluma wynika z jego bezradności w tej konkretnej sytuacji. Adam jej nie kontroluje i stąd jego frustracja, ale miejmy nadzieję, że szybko to się zmieni. Mruga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7586
Przeczytał: 12 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 13:32, 10 Lut 2021    Temat postu:

***

• Co ty, u licha, wyprawiasz?! - spytał Logan Carter, przyglądając się Adamowi, który z zaciętym wyrazem twarzy stał przy kominku. Przez całą drogę powrotną do domu nie odezwał się ani słowem. Nic też nie powiedział, gdy zarządca Ponderosy poinformował go o braku postępu w poszukiwaniach Matta. Tymczasem Logan, głośniej niż powinien, zadał mu kolejne pytanie: - słyszysz, co do ciebie powiedziałem?!
• Słyszę i nie musisz podnosić głosu – odparł wreszcie Adam.
• Odpowiedz mi więc, co cię podkusiło, żeby zaatakować Goldbluma?
• Nie wiem.
• I to wszystko? – Logan pokręcił z niedowierzaniem głową i spojrzał bezradnie na milczących braci Adama. Westchnąwszy, spytał: – czy ty zdajesz sobie sprawę, z tego, co zrobiłeś? Goldblum tylko czekał na coś takiego. Trzeba być niespełna rozumu, żeby atakować go w obecności świadków. Myślisz, że on tego nie wykorzysta? Teraz potrzebny będzie cud, żeby Matthew został przy tobie.
• Na razie to cud będzie potrzebny, żeby go odnaleźć – zauważył cicho Adam. - Słyszałeś, co powiedział Fred. Razem z pracownikami rancza przeszukali najbliższe otoczenie. Objechali wszystkich naszych sąsiadów. I jak kamień w wodę. Nikt nic nie widział. Matthew nie mógł przecież, ot tak zniknąć. Gdzie ja mam go szukać?! Pewnie wyszedł kuchennymi drzwiami i przemknął na tyły domu, ale po co to zrobił? Trzeba to sprawdzić.
• Sprawdziliśmy. Żadnych śladów nie było – rzekł posępnym głosem Hoss.
• To, co? Zapadł się pod ziemię?!
• Spokojnie, Adamie – powiedział Carter. - Wspominałeś, że Matt podsłuchał rozmowę dwóch waszych kowboi. No, wiesz o tym, że Goldblum gotów byłby sięgnąć do kieszeni, żeby tylko dostać chłopca.
• Owszem, tak było. Matthew bardzo się tym przejął. Do tego niemal uwierzył, że mógłbym za niego wziąć pieniądze. Podobno, aż sto tysięcy dolarów. To niewyobrażalna kwota. Dla wielu ludzi nawet sto dolarów, to prawdziwy majątek.
• Ciekawe – mruknął Logan. - A gdzie są teraz ci dwaj kowboje?
• John i Bern zbierają krowie łajno na północnym pastwisku – rzekł Joe.
• Ciekawe zajęcie – stwierdził Logan – takie na świeżym powietrzu.
• Mają szczęście, że w ogóle zachowali pracę. Na miejscu Adama wyrzuciłbym ich na zbity pysk. Dlaczego o nich pytasz?
• Skoro rozmawiali o tym, że Goldblum gotów jest zapłacić za wnuka, to musieli od kogoś o tym usłyszeć. Nie pomyśleliście, że to oni mogli porwać chłopca? Nawet gdyby dostali jedną czwartą tej sumy to i tak by im się opłacało.
• Nie, każdy inny, ale nie Bern i John – rzekł Adam. - Są u nas od pięciu lat. John jest trochę tępawy, czasem gada od rzeczy, ale nie pozwoliłby zrobić Mattowi krzywdy.
• Skąd to możesz wiedzieć? Dla takich pieniędzy ludzie potrafią zabić.
• Nie oni. Trzy lata temu koń chciał kopnąć Matta. Wiesz, co zrobił Bern? Zasłonił go sobą. Miał złamane trzy żebra i podejrzenie obrażeń wewnętrznych. Miesiąc przeleżał w łóżku.
• Ludzie się zmieniają – zauważył Logan – nawet ci, którym ufamy bezgranicznie. Jesteście pewni, że oni wciąż jeszcze u was pracują?
• Tak – rzekł Joe. - Rano z innymi pojechali na pastwisko.
• Ciekawe, czy wrócą?
• Co insynuujesz? Mogę jechać po nich i udowodnię, że nie masz racji.
• Dopiero, co powiedziałeś, że wyrzuciłbyś ich z pracy, a teraz ich bronisz. - Logan ze zdziwieniem popatrzył na Małego Joe. Wzruszywszy ramionami powiedział: - trudno za wami, Cartwrightami trafić. Ale, dobrze, załóżmy, że są poza podejrzeniami, jednak mogli rozmawiać z innymi waszymi pracownikami, z ludźmi z miasta. Od kogoś musieli dowiedzieć się, że Goldblum gotów jest wyłożyć tak dużą kwotę.
• Przecież to tylko plotka – rzucił Adam. - Doskonale wiesz, że ten człowiek ma węża w kieszeni.
• To prawda, ale nie wszyscy o tym wiedzą. Ktoś mógł faktycznie w to uwierzyć i porwać Matta. Myślę, że trzeba, jak najszybciej ściągnąć tu tego Berna i Johna, i trochę ich przycisnąć. Skoro oni rozmawiali o sprzedaniu chłopca, to inni też mogli. Tego trzeba się dowiedzieć – rzekł Logan.
• To ma sens. – Stwierdził Joe i dodał: - szkoda czasu na gadanie, jadę po nich. Może faktycznie coś z nich wyciągniemy.
• A my będziemy tu tak bezczynnie czekać? - spytał Hoss.
• Oczywiście, że nie – odparł Adam. - Jedź do Virginia City i powiadom szeryfa, że Matthew zaginął. Niech zorganizuje grupę poszukiwawczą. Im więcej ludzi będzie szukać Matta tym lepiej.
• Jasne. Tylko, czy szeryf zechce. Upłynęły raptem trzy godziny od zniknięcia małego.
• To już twoja głowa w tym, żeby Roy zechciał. Rozumiesz?
• Rozumiem, Adamie – Hoss skinął głową i w chwilę później był już w siodle. Zaraz po nim wyszedł z domu Mały Joe. Miał już dosiąść konia, gdy jego uwagę zwróciła czyjaś postać stojąca przy ganku, a której w pierwszej chwili nie zauważył. Podszedł więc bliżej i spytał:
• W czym mogę pani pomóc?
• Czy to ranczo Ponderosa? - spytała nieśmiało kobieta nie patrząc na niego. Była ubrana na czarno, a na głowie miała ściśle zawiązaną chustkę, również czarną.
• Tak, to Ponderosa – odparł Joe przyglądając się z uwagą kobiecie.
• Szukam pana Adama Cartwrighta – odparła i nieco ciszej dodała: - nazywam się Estera Goldblum i jestem jego teściową.
• Mama Naomi? - Joe nie był w stanie ukryć zaskoczenia.
• Tak.
• Miło mi panią poznać. Nazywam się Joseph Cartwright i jestem bratem Adama. Zapraszam do środka. Adam jest w domu.
• Czy mógłby pan poprosić, żeby tu do mnie wyszedł. Wiem, że nie powinnam tu przychodzić, ale koniecznie muszę z nim porozmawiać. – powiedziała z przejęciem Estera.
• Oczywiście, jak pani sobie życzy. Proszę chwileczkę zaczekać – odparł.

***

• Masz rację – powiedział Adam – zupełnie nad sobą nie panowałem, ale jak pomyślałem sobie, że Goldblum zabierze mi syna, to przestałem racjonalnie myśleć. Teraz wiem, że źle zrobiłem.
• Przestań się obwiniać – rzekł Logan. - Na twoim miejscu pewnie też bym tak zareagował.
• Niewielkie to pocieszenie. On to wykorzysta. Wykorzysta, jak nic.
• Póki, co nie martw się tym.
• Łatwo powiedzieć - Adam pokręcił głową – choć w tej sytuacji to nie ma to najmniejszego znaczenia. Najważniejsze, żeby Matthew się odnalazł. Tylko to jest ważne. Nie usiedzę tu. Muszę zacząć działać.
• Adamie, wiem, że niepokoisz się o syna, ale poszukiwania muszą być ukierunkowane. Na razie to nic nie wiemy. Zaczekajmy, aż Joe przywiezie tych dwóch kowboi. Może dowiemy się czegoś więcej.
• A jeżeli nie. Przecież ktoś mógł wywieźć go poza granice stanu. Czas nie jest naszym sprzymierzeńcem. Niedługo się ściemni, a ty każesz mi siedzieć w domu i czekać!
• Już dobrze. Nie denerwuj się. - Logan uniósł dłoń w uspokajającym geście. - Tak, jak powiedziałem musimy zaczekać na Joego. Skoro twierdzisz, że Matt wyszedł kuchennymi drzwiami…
• Nie miał innej możliwości – Adam wszedł w słowo Loganowi.
• To pokaż mi gdzie są. Spróbujemy odtworzyć drogę, jaką miał do pokonania Matt.
• Tylko, żebyśmy wiedzieli po jakie licho wyszedł z domu?
• Dlatego warto jeszcze raz sprawdzić dokładnie najbliższą okolicę. Może jednak znajdziemy jakieś ślady.
• To chodźmy do kuchni. Matthew, często korzystał z bocznych drzwi, gdy wybierał się do Toliverów. Ścieżka prowadzi na tyły domu, a stamtąd wprost do drogi. Ranczo Toliverów leży niedaleko, o niecały kwadrans stąd.
• Tak, wiem. Panna McCulligen opowiadała mi o codziennych, porannych wizytach Matta. Chłopiec bardzo ją lubi, a ona jego.
• To prawda. Lubią się – stwierdził Adam i sięgnął po kapelusz. Wtedy właśnie otworzyły się drzwi i stanął w nich Mały Joe.
• A ty, co tu robisz? - spytał Adam. - Miałeś jechać po Berna i Johna.
• Już jadę, ale chciałem ci powiedzieć, że na podwórzu ktoś na ciebie czeka – odparł z dziwnym wyrazem twarzy.
• Kto?
• Matka Naomi.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 22:31, 10 Lut 2021, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 26, 27, 28 ... 55, 56, 57  Następny
Strona 27 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin