Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:24, 07 Kwi 2020    Temat postu:

Uczta dla oczu
Cytat:
Restauracja znana była z doskonałej kuchni. Nie było w tym nic dziwnego, bowiem jej szefem był rodowity Francuz, Arnaud Louis de Nogaret de La Valette, który twierdził, że jego rodzina pochodzi z Prowansji, a jeden z przodków walczył z hugenotami i dzielnie stawał w obronie La Rochelle. Oczywiście zdecydowana większość szacownych mieszkańców Virginia City nie miała bladego pojęcia o czym mówił pan de Nogaret. Liczyły się tylko jego wspaniałe zdolności kulinarne. Dopóki więc w restauracji Hotelu International można było zjeść takie frykasy, jak: soupe à l’oignon**), casserole z kurczaka, stek z masłem ziołowym, schłodzony crème brûlée podawany w kokilkach i rozpływające się w ustach makaroniki, czyli maleńkie dwuwarstwowe przełożone kremem ciasteczka, pan Arnaud mógł opowiadać niestworzone rzeczy. Nawet i to, że pochodził z francuskiej magnaterii.

Ach! Ta dbałość o szczegóły "z epoki"
Cytat:
Wreszcie nie wytrzymała i zapytała wprost:
• Powiesz mi czym tak bardzo naraził ci się pan Adam Cartwright?
• Po prostu go nie lubię – odparła Holly wzruszając ramionami.
• O miłości od pierwszego wejrzenia słyszałam – rzekła z lekko kpiącym uśmiechem Emily – ale o nienawiści, jeszcze nie. Stwierdzenie, że kogoś po prostu się nie lubi to trochę za mało, nie sądzisz?

Dlaczego? Jednych się lubi, innych nie lubi. Tak bywa. Adam upokorzył Holly wręczając jej monetę, a później polecając sklepikarzowi, żeby zapisał szarlotkę na jego konto. Tak to dziewczyna odebrałaPodejrzewam, że podświadomie jest zła o to, że nie rozpoznał w rudym wyrostku dziewczyny
Cytat:
• Tylko wtedy, gdy ty powiesz mi, co masz do Adama.
• Dobrze – Holly energicznie kiwnęła głową. - Uważam, że bardzo źle traktuje swojego synka. Ktoś, kto tak krzywdzi małe dziecko nie wart jest szacunku. Ciociu, przecież widziałaś oczy Matthew. Jest, jak małe przerażone zwierzątko. Nie ma matki, a ojciec… szkoda gadać.
• To nie tak, Holly – rzekła westchnąwszy Emily. - Wraz z odejściem Naomi Adamowi, świat zawalił się na głowę. Nikt nie spodziewał się, że dojdzie do takiej tragedii.

No tak, takie traktowanie synka chwały mu nie przynosi, ale ...
Cytat:
• To powinnaś zrozumieć, że dla Adama było to niczym trzęsienie ziemi.
• A dla Matthew to już nie? Bo jest mały i nic nie rozumie? Bo zapomni? Otóż nie. Ja o tym coś wiem, tylko, że przy mnie był mój tata. Matt też przeżył trzęsienie ziemi, a do tego własny ojciec zafundował mu wstrząs wtórny.
• Skąd ty bierzesz te wszystkie określenia? Gdybyś była kimś innym pomyślałabym, że to widok Adama tak cię pobudza. To bardzo interesujący mężczyzna, a do tego przystojny.

Chyba jest w tym twierdzeniu ziarenko prawdy? Może nie tylko ziarenko?
Cytat:
• Ciociu, doprawdy, jak możesz?! - Holly zrobiła oburzoną minę. - Pan Cartwright zupełnie mnie nie interesuje, a poza tym, zdaje się, że jest sporo starszy ode mnie.
• Nie rób z niego starca. Adam był zawsze świetną partią, a odkąd został wdowcem wiele panien marzy o tym, żeby poprowadził je do ołtarza.
• Niech sobie marzą. Mnie nic do tego. Szkoda mi tylko Matta. To taki miły chłopczyk.

W tamtych czasach taka różnica wieku była akceptowana, więc? ...
Cytat:
... a poza tym bardzo zależy mi, żebyś się z nimi zaprzyjaźniła. A Adam naprawdę jest miłym człowiekiem.
• Och, ciociu – fuknęła Holly – ty ciągle Adam i Adam. A może on wcale nie jest takim ideałem, jakby się wydawało.
• Łatwo się możesz o tym przekonać – odparła Emily z tajemniczym uśmiechem.
• A niby jakim sposobem?
• Zaraz go poznasz. Właśnie szuka wolnego stolika. Zaproszę go do nas.
• Co takiego? - Holly wyglądała tak jakby połknęła kij od szczotki. Tymczasem jej ciotka uśmiechnęła się radośnie, pomachała ręką i zawołała:
• Hallo, Adamie, jak miło cię widzieć. Zapraszam do naszego stolika.

Chciałoby się powiedzieć, "o wilku mowa, a wilk tuż, tuż"

Bardzo interesujący rozdział. Mnóstwo szczegółów "z epoki", dopełniających klimat. Zdaje się, że w tej wyprawie Donnera dochodziło do aktów kanibalizmu? Przynajmniej tak głosi fama. Dobrze, że ciocia Emily w Wirginia City odłączyła się od niej. Jednak wiązało się to dla niej z bardzo smutnymi okolicznościami. Ben pomógł jej i jej mężowi, stąd ta wdzięczność dla Cartwrightów. Ciocia Emily jest bardzo dobrą osobą, o silnym charakterze i jest też dobrą przyjaciółką. Można na niej polegać. Ciekawe, czy Holly przekona się do Adama? A najważniejsze, czy przekona się do niego jego własny syn? Nie mogę doczekać się kontynuacji ... jaki będzie nastrój przy stoliku? Bojowy? Podminowany? Pokłócą się, czy wyjaśnią kilka problemów? Czy Adam rozpozna w eleganckiej, pięknej dziewczynie rudego wyrostka? Kiedy? Kiedy?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:26, 07 Kwi 2020    Temat postu:

Miło mi, że przeczytałaś ten fragment. Dziękuję bardzo za komentarz. Very Happy

Jeśli chodzi o wyprawę Donnerów i Reedów, to trochę o niej poczytałam i okazało się, że odkrycia archeologiczne w obozie w Alder Creek okazały się niejednoznaczne dla dowodów kanibalizmu. Żadnej z kości znalezionych na palenisku kuchennym nie można było z całą pewnością zidentyfikować jako kości człowieka. Jednak we wspomnieniach ocalonych motyw kanibalizmu pojawiał się. Najprawdopodobniej nigdy nie dowiemy się, jak było naprawdę. Jedynym, co jest pewne, to to, że była to największa tragedia w historii amerykańskiego osadnictwa. Z setki ludzi zginęło czterdziestu dwóch osadników i dwóch indiańskich przewodników, nie licząc tych którzy zmarli tuż po ich ocaleniu. Przeglądałam listę osób biorących udział w tej wyprawie. Byli to przede wszystkim młodzi ludzie z maleńkimi dziećmi. W lutym 1847 z Sacramento wyruszyła pierwsza z trzech, ekipa ratownicza. Ta ekipa uratowała 21 osób w tym 15 dzieci w wieku od 2 lat do 17 lat. Oprócz Donnerów i Reedów w wyprawie brały udział również inne rodziny. Jak się później okazało tylko dwie z nich: Reedowie i Breenowie wyszli w komplecie z tej tragedii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 15:14, 10 Kwi 2020    Temat postu:

***

• Emily, co za spotkanie. Ja też się cieszę, że cię widzę – Adam uśmiechnął się, skinąwszy na powitanie głową. Jednocześnie nieznacznie rzucił okiem na towarzyszącą kobiecie dziewczynę, która wydała mu się dziwnie znajoma.
• Pozwól, Adamie – rzekła tymczasem Emily – to moja bratanica Joanna McCulligen.
• Panna, po którą mój brat Hoss pojechał aż do Omaha. Miło mi panią poznać, panno McCulligen – Adam ponownie skinął głową.
• Panie Cartwright – Holly wciąż wyglądała jakby połknęła kij.
• Adamie, proszę usiądź z nami. Będzie nam bardzo miło, prawda Holly?
Posępna mina dziewczyny nie wskazywała na to, żeby podzielała zdanie ciotki. Adam zerknąwszy na młodą kobietę rzekł:
• Nie chciałbym przeszkadzać.
• A co ty też, opowiadasz. Siadaj, mój drogi. - Emily wskazała dłonią krzesło. - Lepszego miejsca nie znajdziesz. O tej porze restauracja hotelowa jest pełna, a ty pewnie chciałbyś zjeść obiad.
• Owszem, ale mogę posilić się w saloonie naprzeciwko. Dają tam całkiem niezłe steki.
• I zapewne whiskey – zauważyła nieco kąśliwe Holly.
• Ma pani rację, panno Holly, ale ja o tej porze whiskey nie pijam – odparł ze stoickim spokojem Adam, podczas gdy dziewczyna lekceważąco wydęła usta.
• Wybacz, Adamie, Holly ma wyjątkowe poczucie humoru – rzekła Emily i jednocześnie spojrzała na bratanicę wzrokiem pełnym nagany. Próbując ratować sytuację ponowiła zaproszenie. Holly miała nadzieję, że mężczyzna na tyle zrozumiał jej przekaz, że grzecznie odmówi ciotce. Adam postąpił jednak wbrew nadziei dziewczyny. Zaintrygowany jej postawą odsunął krzesełko i jak gdyby nigdy nic usiadł przy zajmowanym przez panie stoliku. Następnie stwierdziwszy, że obie niewiasty są przy deserze zaproponował im po kieliszku wina. Emily przystała z ochotą na propozycję. Natomiast Holly mruknęła, że wina nie pija, zwłaszcza wczesnym popołudniem. Jej ciotka ciężko westchnęła i pokręciła z rezygnacją głową. Adam uśmiechnął się tylko pod nosem. Musiał przyznać, że dziewczyna coraz bardziej go intrygowała. Nie mógł pojąć skąd u tej niebrzydkiej, a nawet całkiem ładnej panny było tyle wrogości w stosunku do jego osoby. Postanowił więc to wyjaśnić. Tymczasem zawołał kelnera i zamówił dwa kieliszki porto oraz lemoniadę dla „miłej panny McCulligen”, czy wywołał skrzywienie ust dziewczyny. Następnie nie zwracając na nią uwagi wdał się z Emily w rozmowę, dotyczącą ich wspólnych interesów. Toliverowie podobnie, jak Cartwrightowie byli właścicielami tartaku. Teraz, gdy Ralph został unieruchomiony, to właśnie oni pomagali im w zarządzaniu tym „drewnianym” interesem. Holly udając znudzoną, mimowolnie przysłuchiwała się rozmowie. Musiała przyznać, że Adam Cartwright miał niezwykle ciekawy tembr głosu. Głęboki, bardzo męski i niepokojący. Do tego ten irytujący mężczyzna był naprawdę przystojny. Miał regularne rysy, śniadą cerę i czarne włosy, a spojrzenie jego szarozielonych oczu wywoływało w niej niewytłumaczalną… wściekłość. Tak. Zdecydowanie go nie cierpiała. W tej właśnie chwili do stolika podszedł kelner z zamówionym przez Adama porto oraz lemoniadą dla Holly. Gdy postawił przed dziewczyną szklankę z napojem ta skinęła w podziękowaniu głową i wtedy poczuła, że Adam jej się przygląda. Spojrzała mu prosto w oczy i to, co w nich ujrzała wcale jej się nie spodobało. Patrzył na nią zuchwale i do tego z jawną kpiną. Holly omal nie eksplodowała. Ostatkiem sił powstrzymała się od kąśliwej uwagi. Wreszcie nie mogąc dłużej znieść wzroku bezczelnego Cartwrighta odwróciła spojrzenie, całą swoją uwagę koncentrując na barwnie ubranej damie, która dopiero co weszła do restauracji. Tymczasem Adam prowadził uprzejmą konwersację z Emily, która nieco zażenowana wcześniejszym zachowaniem bratanicy spytała:
• A ty Holly, co o tym sądzisz?
• Ja? - Dziewczyna miała minę uczennicy wyrwanej do odpowiedzi.
• Panna Holly, najwyraźniej nie usłyszała mojego pytania – rzekł Adam. - Pytałem, jak znajduje pani Virginia City?
• Wolałabym, żeby mówił pan do mnie „panno McCulligen” - odparła zimnym tonem Holly.
• Jak pani sobie życzy – Adam skinął głową, nie dając się wyprowadzić z równowagi, po czym obdarzył Holly niezwykle czarującym uśmiechem. Sytuacja zrobiła się na tyle niezręczna, że Emily poczerwieniała i omal nie zapadła się ze wstydu pod ziemię. Holly zaś musiała przyznać, że i to starcie z Adamem przegrała.
• Zbyt krótko się znamy – rzekła i wyglądało to tak, jakby chciała usprawiedliwić swoją wcześniejszą odpowiedź.
• Oczywiście ma pani zupełną rację. Proszę wybaczyć. Jestem tylko prostym kowbojem z Dzikiego Zachodu. Damy z Południa, takie jak pani, nie są przyzwyczajone do małomiasteczkowej bezpośredniości. Jednak Savannah, to nie to, co górnicza dziura w jakiejś tam Nevadzie.
• Nigdy nie powiedziałabym czegoś takiego o Virginia City. To ładne miasto.
• W imieniu jego mieszkańców dziękuję pani za uznanie – Adam położył dłoń na piersi i skłonił się teatralnie.
• Proszę oszczędzić sobie tych popisów. Jeśli chce mnie pan sprowokować, to nie uda się to panu.
• Holly, jak możesz? - syknęła Emily.
• Nic się nie stało. – Rzekł rozbawiony Adam, po czym w ułamku sekundy spoważniał i pochyliwszy się w stronę Holly powiedział: - zapewniam panią, że gdybym chciał panią sprowokować, to nic by mnie przed tym nie powstrzymało. Nawet przyjaźń z pani krewnymi.
Na chwilę przy stoliku zapadła niezręczna cisza, w której rozmowy innych gości wydawały się wyjątkowo głośne. Szczęśliwie dla całej trójki w restauracji pojawił się szeryf i ujrzawszy Cartwrighta, ruchem dłoni przywołał go do siebie. Adam dopiwszy porto, wstał i pożegnał się z paniami. Zrobił dwa, może trzy kroki i zawrócił. Stanąwszy nad Holly, tak, żeby musiała unieść ku niemu głowę powiedział:
• Przez cały ten czas zastanawiałem się skąd panią znam. To pani była tym chłopakiem, który wpadł na mojego brata, a potem naciągnął mnie na trzy dolary, każąc swoje zakupy dopisać do mojego rachunku.
• I cóż w związku z tym?
• Myślę, że powinniśmy wyjaśnić tę sprawę.
• Choćby i teraz.
• Proszę wybaczyć, panno McCulligen, ale teraz jest to niemożliwe. Czeka na mnie szeryf Coffee. Do zobaczenia w sobotę, w Ponderosie.
• Co w ciebie wstąpiło, Holly? – spytała wściekła Emily, gdy Adam wyszedł z restauracji.
• Pan Cartwright jest nad wyraz irytujący.
• Irytujący? A jak nazwałabyś swoje zachowanie? – wypaliła kobieta.
• Przepraszam, ciociu, ale naprawdę nie mogłam się powstrzymać.
• I, co ja mam z tobą zrobić? Zawsze byłaś taka kłótliwa?
• Ja? - Holly zrobiła zdziwioną minę, po czym uśmiechnąwszy się, rzekła: - tato, twierdził, że mam to po McCulligenach.
• I niestety, nie mylił się. – Emily westchnęła ciężko i dodała: - sobota u Cartwrightów zapowiada się ciekawie.
• Jeśli uznasz ciociu, że w tej sytuacji nie powinnam iść na to przyjęcie, to zawsze mogę wymówić się bólem głowy.
• Co, takiego?! Kobiety McCulligenów nie chwytają się takich sposobów. Pojedziemy na to przyjęcie, a ty będziesz uosobieniem wdzięku i delikatności.
• A może spotkanie w Ponderosie zostanie odwołane?
• Skąd taki pomysł?
• Po pana Cartwrighta przyszedł szeryf. Może zatrzyma go na dłużej – zauważyła z niewinnym wyrazem twarzy dziewczyna.
• A to już kompletna niedorzeczność. Roy miałby aresztować Adama? A niby za co? Za niewinność?
• Powód dobry, jak każdy inny – rzekła dziewczyna.
• To nie było śmieszne – zauważyła Emily.
• Fakt – odparła Holly i napiła się lemoniady.
• Smakuje ci?
• Owszem – odparła Holly, po czym cicho dodała: - głupio wyszło.
• Nie zaprzeczę.
• Wybacz, ciociu. Zachowałam się okropnie. Proszę, nie gniewaj się na mnie.
• Ja na ciebie się nie gniewam, ale Adam pewnie chętnie wysłuchałby twoich przeprosin.
• Jego niedoczekanie – mruknęła Holly.
• No, i masz babo placek! - wykrzyknęła Emily. Przechodzący właśnie obok kelner, usłyszawszy słowo „placek” przystanął i spytał:
• Czy życzą sobie panie jeszcze ciasta? Mamy dokonały placek z brzoskwiniami.

***

Tego samego dnia, późnym wieczorem. Stajnia Cartwrightów, Ponderosa.

• Nareszcie jesteś. Już zacząłem się o ciebie martwić – rzekł Ben.
• Byłbym wcześniej, ale Roy mnie zatrzymał – odparł Adam wyprzęgając konia.
• Za co? - zażartował Ben.
• Tato… - Adam ze zniecierpliwieniem spojrzał na ojca.
• Dobrze, już dobrze – rzekł ugodowo Ben. - To czego chciał od ciebie Roy?
• Podobno ktoś o mnie rozpytuje – odparł Adam wprowadzając konia do boksu.
• Kto?
• A skąd mam wiedzieć – Adam wzruszył ramionami.
• Nie miałeś z nikim zatargu? W tartakach, albo na przepędzie?
• W żadnym wypadku. Co prawda na przepędzie jeden z kowboi zaczął rozrabiać, a nawet odgrażał się, że go popamiętam, ale jego koledzy szybko go uspokoili. Poza tym nie sądzę, żeby stać go było na wynajęcie detektywa.
• To detektyw o ciebie rozpytywał? Żartujesz chyba? - Ben wydawał się zaskoczony.
• A wyglądam jakbym żartował? - odparł pytaniem na pytanie Adam.
• Skoro nie masz wrogów i zakładam, że nie wyrządziłeś nikomu krzywdy, to dlaczego miałby interesować się tobą detektyw?
• Jakiś wróg to by się znalazł.
• Kogo masz na myśli?
• Tylko jedną osobę.
• Myślisz o Goldblumie?
• To jedyny człowiek, który na tyle mnie nienawidzi, żeby mnie zniszczyć.
• I w tym celu wynajął detektywa? – Ben skrzywił się i dodał: - nie sądzę. Goldblumowi, jak każdemu można to i owo zarzucić, ale na pewno nie to, że chciałby kogoś z rozmysłem zniszczyć.
• To nikt inny nie przychodzi mi do głowy.
• Co teraz zrobisz?
• Teraz? Zajrzę do mojego syna i jeśli jeszcze nie śpi to mu poczytam.
• Nie o to pytam.
• Wiem. – Westchnął Adam i wzruszając ramionami powiedział: - zaczekam na tego detektywa. Jestem pewien, że prędzej czy później pojawi się w Ponderosie. Tymczasem nie zamierzam się tym martwić. Lepiej zobacz, tato, co kupiłem dla Matta pod choinkę.
• Siodło. Piękne. Prawdziwe cacko – rzekł z uznaniem Ben.
• Zobacz, tu są jego inicjały – Adam wskazał na pięknie wytłoczone w skórze inicjały jego synka. - Kupiłem też czaprak i ogłowie.
• Sporo musiało cię to kosztować – zauważył Ben.
• Nieważne. Chcę odzyskać syna. Cena nie gra roli - odparł cicho Adam.
• A co z kucykiem?
• Jest już w Virginia City, w stajni u Teda Wilsona. Obiecał mi, że dzień przed Świętami dostarczy kuca.
• Matti będzie zachwycony. Ostatnio o niczym nie mówi tylko o własnym koniku. To siodło trzeba będzie dobrze schować.
• Tylko gdzie? - spytał Adam. - Matthew zajrzy w każde miejsce.
• Zostaw to mnie. Pewnie jesteś głodny. Hop Sing zostawił ci trochę potrawki z kurczaka.
• Nie jestem głodny. Jadłem w Virginia City. – Odparł Adam i spojrzawszy na ojca z dziwnym wyrazem twarzy spytał: - tato, czy ty widziałeś tę bratanicę Emily?
• Nie, ale słyszałem, że to bardzo miłą panna.
• „Bardzo miła”, powiadasz – Adam skrzywił się, tak jakby miał coś gorzkiego w ustach.
• Spotkałeś ją? - spytał zaintrygowany Ben.
• Pamiętasz Margaritę?
• Kto by jej nie pamiętał – Ben parsknął śmiechem. - Nieźle dała nam popalić.
• Owszem, dała się nam we znaki, ale przy pannie McCulligen Margarita to niemal anioł.
• Co ty wygadujesz? - Ben ponownie zaśmiał się.
• Dziś po południu poznałem ją i zapewniam cię, że ta panna ma niezły, a właściwie wredny charakterek.
• Bratanica Emily, to niemożliwe! - wykrzyknął zanosząc się śmiechem Ben.
• Tak, tak, śmiej się, ale ja wiem swoje – rzekł z posępną miną Adam.
• To znaczy, że zdążyliście się już pokłócić?
• Można tak powiedzieć. Na pewno zaś nie zapałaliśmy do siebie sympatią.
• Ale nie znaczy to, że nie będzie cię na sobotnim przyjęciu na cześć panny Holly?
• Będę, ale tylko po to żeby zobaczyć minę Małego Joe.
• A, co Joe ma do tego? - spytał zdziwiony Ben.
• Oj, ma – odparł z błyskiem w oczach Adam.
• Nie rozumiem.
• A zrozumiesz, gdy powiem ci, że panna McCulligen jest tym rudym szczeniakiem, któremu nasz Joe chciał przetrzepać tyłek?
• Co ty mówisz?!! - Ben z niedowierzaniem pokręcił głową. - Dopiero Joe się zdziwi.
• Tato, nie mówmy mu o tym. Chciałbym zobaczyć jego minę, gdy ujrzy pannę McCulligen.
• Jasne. Będzie niezła zabawa. Ale to znaczyłoby, że ta Holly przyjechała do Virginia City w męskim przebraniu.
• Owszem i gdyby zachowywała się jak miła panna być może nie zorientowałbym się, że to właśnie ona była tym rudym wyrostkiem ze sklepu Johna.
• Tak czy siak niektórzy będą mieć niespodziankę.
• Oj, będą – Adam westchnąwszy potarł brodę i dodał: - a i jeszcze jedno. Lepiej, żebyś mówił do niej „panno McCulligen”. Pamiętaj, że to prawdziwa dama z Południa. - To ostatnie zdanie Adam wypowiedział z takim sarkazmem, że Ben był pewien, iż bratanica Emily nieźle musiała mu zajść za skórę.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Sob 20:40, 11 Kwi 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:02, 10 Kwi 2020    Temat postu:

Wspaniale. Nareszcie się spotkali Very Happy

Cytat:
Jednocześnie nieznacznie rzucił okiem na towarzyszącą kobiecie dziewczynę, która wydała mu się dziwnie znajoma.

On ma doskonałą pamięć wzrokową
Cytat:
• Adamie, proszę usiądź z nami. Będzie nam bardzo miło, prawda Holly?
Posępna mina dziewczyny nie wskazywała na to, żeby podzielała zdanie ciotki. Adam zerknąwszy na młodą kobietę rzekł:
• Nie chciałbym przeszkadzać.

Tak. Mina może wiele wyrazić
Cytat:
• Owszem, ale mogę posilić się w saloonie naprzeciwko. Dają tam całkiem niezłe steki.
• I zapewne whiskey – zauważyła nieco kąśliwe Holly.
• Ma pani rację, panno Holly, ale ja o tej porze whiskey nie pijam – odparł ze stoickim spokojem

Nieźle mu docięła, ale i riposta była przednia
Cytat:
Holly miała nadzieję, że mężczyzna na tyle zrozumiał jej przekaz, że grzecznie odmówi ciotce. Adam postąpił jednak wbrew nadziei dziewczyny. Zaintrygowany jej postawą odsunął krzesełko i jak gdyby nigdy nic usiadł przy zajmowanym przez panie stoliku. Następnie stwierdziwszy, że obie niewiasty są przy deserze zaproponował im po kieliszku wina. Emily przystała z ochotą na propozycję. Natomiast Holly mruknęła, że wina nie pija, zwłaszcza wczesnym popołudniem.

Oj! Chyba go nie polubiła
Cytat:
Musiał przyznać, że dziewczyna coraz bardziej go intrygowała. Nie mógł pojąć skąd u tej niebrzydkiej, a nawet całkiem ładnej panny było tyle wrogości w stosunku do jego osoby. Postanowił więc to wyjaśnić.

Czyli co? Zapyta ją, dlaczego go nie lubi?
Cytat:
Holly udając znudzoną, mimowolnie przysłuchiwała się rozmowie. Musiała przyznać, że Adam Cartwright miał niezwykle ciekawy tembr głosu. Głęboki, bardzo męski i niepokojący. Do tego ten irytujący mężczyzna był naprawdę przystojny. Miał regularne rysy, śniadą cerę i czarne włosy, a spojrzenie jego szarozielonych oczu wywoływało w niej niewytłumaczalną… wściekłość. Tak. Zdecydowanie go nie cierpiała.

Holly poczyniła interesujące obserwacje ...Jak na osobę, która go nie lubi
Cytat:
Spojrzała mu prosto w oczy i to, co w nich ujrzała wcale jej się nie spodobało. Patrzył na nią zuchwale i do tego z jawną kpiną. Holly omal nie eksplodowała. Ostatkiem sił powstrzymała się od kąśliwej uwagi. Wreszcie nie mogąc dłużej znieść wzroku bezczelnego Cartwrighta odwróciła spojrzenie, całą swoją uwagę koncentrując na barwnie ubranej damie, która dopiero co weszła do restauracji.

Coś takiego! Ten Cartwright wcale się nie przejmuje jej niechęcią
Cytat:
- Pytałem, jak znajduje pani Virginia City?
• Wolałabym, żeby mówił pan do mnie „panno McCulligen” - odparła zimnym tonem Holly.
• Jak pani sobie życzy – Adam skinął głową, nie dając się wyprowadzić z równowagi, po czym obdarzył Holly niezwykle czarującym uśmiechem. Sytuacja zrobiła się na tyle niezręczna, że Emily poczerwieniała i omal nie zapadła się ze wstydu pod ziemię. Holly zaś musiała przyznać, że i to starcie z Adamem przegrała.

Adam sobie zupełnie dobrze radzi w starciu z damą z Południa
Cytat:
• Proszę oszczędzić sobie tych popisów. Jeśli chce mnie pan sprowokować, to nie uda się to panu.
• Holly, jak możesz? - syknęła Emily.
• Nic się nie stało. – Rzekł rozbawiony Adam, po czym w ułamku sekundy spoważniał i pochyliwszy się w stronę Holly powiedział: - zapewniam panią, że gdybym chciał panią sprowokować, to nic by mnie przed tym nie powstrzymało. Nawet przyjaźń z pani krewnymi.

Holly jednak się nie popisała, cóż sprawiła przykrość ukochanej cioci
Cytat:
Adam dopiwszy porto, wstał i pożegnał się z paniami. Zrobił dwa, może trzy kroki i zawrócił. Stanąwszy nad Holly, tak, żeby musiała unieść ku niemu głowę powiedział:
• Przez cały ten czas zastanawiałem się skąd panią znam. To pani była tym chłopakiem, który wpadł na mojego brata, a potem naciągnął mnie na trzy dolary, każąc swoje zakupy dopisać do mojego rachunku.
• I cóż w związku z tym?
• Myślę, że powinniśmy wyjaśnić tę sprawę.

Ciekawe, w którym momencie zorientował się, że rudy wyrostek to Holly?
Cytat:
• A może spotkanie w Ponderosie zostanie odwołane?
• Skąd taki pomysł?
• Po pana Cartwrighta przyszedł szeryf. Może zatrzyma go na dłużej – zauważyła z niewinnym wyrazem twarzy dziewczyna.
• A to już kompletna niedorzeczność. Roy miałby aresztować Adama? A niby za co? Za niewinność?
• Powód dobry, jak każdy inny – rzekła dziewczyna.

Chyba nie życzy dobrze Adamowi, oficjalnie ... a podświadomie?
Cytat:
• Byłbym wcześniej, ale Roy mnie zatrzymał – odparł Adam wyprzęgając konia.
• Za co? - zażartował Ben.
• Tato… - Adam ze zniecierpliwieniem spojrzał na ojca.

Ben żartowniśa swoją drogą ciekawe, że wpadł na taki sam pomysł jak Holly?
Cytat:
• To detektyw o ciebie rozpytywał? Żartujesz chyba? - Ben wydawał się zaskoczony.
• A wyglądam jakbym żartował? - odparł pytaniem na pytanie Adam.
• Skoro nie masz wrogów i zakładam, że nie wyrządziłeś nikomu krzywdy, to dlaczego miałby interesować się tobą detektyw?

Detektyw pytał o Adama? Czyżby gdzieś narozrabiał?
Cytat:
• Jakiś wróg to by się znalazł.
• Kogo masz na myśli?
• Tylko jedną osobę.
• Myślisz o Goldblumie?
• To jedyny człowiek, który na tyle mnie nienawidzi, żeby mnie zniszczyć.
• I w tym celu wynajął detektywa? – Ben skrzywił się i dodał: - nie sądzę. Goldblumowi, jak każdemu można to i owo zarzucić, ale na pewno nie to, że chciałby kogoś z rozmysłem zniszczyć.
• To nikt inny nie przychodzi mi do głowy.

Goldblum go nienawidzi? Czyli ... jego teść
Cytat:
Zajrzę do mojego syna i jeśli jeszcze nie śpi to mu poczytam.
• Nie o to pytam.

Adam stara się odzyskać miłość syna. To dobrze
Cytat:
Tymczasem nie zamierzam się tym martwić. Lepiej zobacz, tato, co kupiłem dla Matta pod choinkę.
• Siodło. Piękne. Prawdziwe cacko – rzekł z uznaniem Ben.
• Zobacz, tu są jego inicjały – Adam wskazał na pięknie wytłoczone w skórze inicjały jego synka. - Kupiłem też czaprak i ogłowie.
• Sporo musiało cię to kosztować – zauważył Ben.
• Nieważne. Chcę odzyskać syna. Cena nie gra roli - odparł cicho Adam.
• A co z kucykiem?
• Jest już w Virginia City, w stajni u Teda Wilsona. Obiecał mi, że dzień przed Świętami dostarczy kuca.
• Matti będzie zachwycony. Ostatnio o niczym nie mówi tylko o własnym koniku. To siodło trzeba będzie dobrze schować.

Starannie obmyślił dla Matta prezent gwiazdkowyBardzo się stara.
Cytat:
- tato, czy ty widziałeś tę bratanicę Emily?
• Nie, ale słyszałem, że to bardzo miłą panna.
• „Bardzo miła”, powiadasz – Adam skrzywił się, tak jakby miał coś gorzkiego w ustach.
• Spotkałeś ją? - spytał zaintrygowany Ben.
• Pamiętasz Margaritę?
• Kto by jej nie pamiętał – Ben parsknął śmiechem. - Nieźle dała nam popalić.
• Owszem, dała się nam we znaki, ale przy pannie McCulligen Margarita to niemal anioł.

Cóż, Holly uczciwie "zarobiła" na taką opinię
Cytat:
• Tak, tak, śmiej się, ale ja wiem swoje – rzekł z posępną miną Adam.
• To znaczy, że zdążyliście się już pokłócić?
• Można tak powiedzieć. Na pewno zaś nie zapałaliśmy do siebie sympatią.
• Ale nie znaczy to, że nie będzie cię na sobotnim przyjęciu na cześć panny Holly?
• Będę, ale tylko po to żeby zobaczyć minę Małego Joe.

O tak! To jest powódCiekawe, czy prawdziwy?
Cytat:
• Nie rozumiem.
• A zrozumiesz, gdy powiem ci, że panna McCulligen jest tym rudym szczeniakiem, któremu nasz Joe chciał przetrzepać tyłek?
• Co ty mówisz?!! - Ben z niedowierzaniem pokręcił głową. - Dopiero Joe się zdziwi.
• Tato, nie mówmy mu o tym. Chciałbym zobaczyć jego minę, gdy ujrzy pannę McCulligen.
• Jasne. Będzie niezła zabawa. Ale to znaczyłoby, że ta Holly przyjechała do Virginia City w męskim przebraniu.
• Owszem i gdyby zachowywała się jak miła panna być może nie zorientowałbym się, że to właśnie ona była tym rudym wyrostkiem ze sklepu Johna.

Więc? Sama sobie winna?

Bardzo fajny rozdział. Nareszcie Adam spotkał Holly. Cóż, na razie nie polubili się. Szkoda. Może kiedyś to się zmieni? Oby tak się stało. No i Joe ... jak zareaguje na widok Holly? Czy rozpozna w niej rudego wyrostka? Czy będzie zakłopotany? Oj ... przecież to Joe, więc pewnie nie będzie ... Czy Holly i dla niego będzie nieprzyjemna? Jak Adam zareaguje na elegancką, wystrojoną Holly? Czy zmieni swoje nastawienie? Jak w tym galimatiasie znajdzie się Matt? Czy przekona się do ojca? A detektyw? Jeśli rozpytuje o Adama, to niekoniecznie w złych zamiarach. Może Teść kazał mu sprawdzić opinię, jaką cieszy się Adam? Może chodzi o spadek dla Noemi? Po niej dziedziczyliby Adam i Matt. Kiedy nie wiadomo o co chodzi, zwykle chodzi o pieniądze. Jestem bardzo ciekawa i niecierpliwie czekam na odpowiedzi zawarte w kolejnym rozdziale


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:36, 11 Kwi 2020    Temat postu:

Serdecznie dziękuję za miły komentarz. Very Happy Holly nie popisała się i ma tego świadomość. Ma nawet wyrzuty sumienia, ale tylko dlatego, że zawiodła ciotkę. Adama wciąż nie cierpi. Czy podobnym uczuciem obdarzy Joe i Hossa, to powinno okazać się w najbliższym odcinku. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 21:01, 16 Kwi 2020    Temat postu:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 17:46, 17 Kwi 2020    Temat postu:

Pracuję nad odcinkiem. Jest sobota i Holly właśnie przyjechała do Ponderosy. Mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj skończę ten fragment opowiadania. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 22:39, 17 Kwi 2020    Temat postu:

Uff, skończyłam Very Happy Dziś będzie nieco dłużej... taka rekompensatka Mruga


Dom Toliverów. Dwa dni później.

• Holly, przy talerzu Ralpha położyłaś dwa noże - rzekła Emily, przypatrując się zupełnie roztargnionej dziewczynie, która właśnie nakrywała do kolacji.
• Przepraszam, nie zauważyłam – odparła Holly, szybko naprawiając swój błąd.
• Co się dzieje? - spytała Emily i dodała: - tylko nie chcę słyszeć żadnych wykrętów.
• Dobrze, powiem cioci – Holly westchnęła ciężko i usiadała na krześle przy stole. - Przemyślałam swoje zachowanie w stosunku do pana Cartwrighta i...
• I jest ci wstyd. Tak? - przerwała jej Emily.
• W żadnym wypadku – żachnęła się dziewczyna. - Moja antypatia do tego człowieka jest niewzruszona.
• Tak, tak. Widziałam już takie niewzruszone „skały”.
• Ależ, ciociu, co sugerujesz? – spytała Holly.
• Ja? - Emily przybrała niewinny wyraz twarzy – nic takiego, ale mówi się, że kto się czubi ten się lubi.
• Nie w moim i pana Cartwrighta przypadku. Wiem, że i on nie darzy mnie sympatią.
• A dziwisz się? Bez wyraźniej przyczyny stał się obiektem twojego ataku. Dopiero, co ciebie poznał, a ty od razu naskoczyłaś na niego, jak nie przymierzając, dzika puma. Każdy na jego miejscu byłby na ciebie wściekły.
• Dobrze, ma ciocia rację – przyznała Holly. – Trochę przesadziłam, dlatego zastanawiam się, czy powitalne przyjęcie, które chcą dla mnie zorganizować Cartwrightowie w ogóle ma sens. Pewnie już wszyscy wiedzą, jakie ze mnie ziółko.
• Boisz się, że Adam powiedział ojcu i braciom, jak się zachowałaś?
• Coś takiego przemknęło mi przez głowę – westchnęła Holly. - To, jakie zdanie na mój temat ma ten pan zupełnie mnie nie interesuje. Natomiast przez wzgląd na ciebie ciociu i wujka zależy mi, żeby pozostali Cartwrightowie nie uznali mnie za niewychowalną osobę.
• Czyli jednak zależy ci na opinii innych – stwierdziła Emily i postawiwszy dzbanek z kawą przysiadła na krześle naprzeciw bratanicy. - Nie martw się, jak znam Adama, to cały ten nieszczęsny incydent zachowa dla siebie.
• Byłby aż tak wspaniałomyślny? - zakpiła Holly.
• Być może, ale sądzę, że tajemnicę zachowa dla siebie, aby móc rozkoszować się wrażeniem, jakie wywrzesz na Małym Joe. Bo, że wywrzesz, to jestem pewna. Adam to też wie i na pewno liczy na doskonałą zabawę.
• Może się przeliczyć.
• Co ci znowu chodzi po głowie, dziewczyno?
• Nic takiego – zapewniła Holly.
• Jakoś ci nie wierzę – Emily pokręciła głową z powątpiewaniem.
• Zapewniam cię, ciociu, że potrafię zachować się jak prawdziwa dama z Południa.
• Mam nadzieję, że tak właśnie zaprezentujesz się w sobotę – rzekła Emily, na co Holly jedynie westchnęła. - Kochanie, wiem, że jest ci bardzo ciężko i wiem, jak wiele w swoim życiu przeszłaś, ale może już czas zacząć normalne życie.
• Każe mi ciocia zapomnieć tatę, Braxtona i moje… - Holly rozpłakała się.
• Skarbie – Emily zerwała się z krzesła i pochyliwszy się nad siedzącą dziewczyną objęła ją ramionami – posłuchaj, nigdy nic tak okrutnego nie przyszłoby mi do głowy. To przecież część ciebie, twojego życia, ale nie możesz żyć tylko wspomnieniami. Jesteś przecież młodą, energiczną, zadziorną kobietą.
• W głębi duszy wcale taka nie jestem – powiedziała cicho Holly. - Ciociu, to przyjęcie w Ponderosie przeraża mnie. Nie chcę poznawać nowych ludzi, nie chcę zawiązywać przyjaźni, nie chcę do nikogo się przywiązywać. Bo widzisz, ciociu, jak tylko skończy się wojna będę chciała wrócić do Georgii. Tam jest mój dom, tam żyje doktorostwo Simpson, którym będę potrzebna.
• Myślałam, że zostaniesz z nami… na zawsze – rzekła równie cicho Emily.
• Wybacz ciociu, ale moje miejsce jest w Georgii.
• Ralph miał rację - Emily pokiwała ze smutkiem głową. – Powiedział, że nie powinnam liczyć na to, że zechcesz z nami dzielić życie. Byłam pewna, że się myli. Miałam nadzieję, że zostaniemy prawdziwą rodziną. Wreszcie tylko ty i ja zostałyśmy z McCulligenów. Jak wiesz nie mogłam dać Ralphowi dzieci, ale zawsze chciałam być mamą. Może dlatego tak wiele nadziei wiązałam z twoim przyjazdem. Przepraszam, Holly. Zapomniałam, że jesteś dorosłą kobietą i masz prawo podejmować decyzje, jakie uznasz za stosowne. I jeśli faktycznie nie chcesz iść na przyjęcie do Cartwrightów, to nie musisz. Porozmawiam z Benem, powiem mu, że jesteś w żałobie. On zrozumie i nie będzie zadawał żadnych pytań, ani do niczego namawiał. Posiedzimy sobie tu w domu i miło spędzimy czas.
• Nie, ciociu. Pojedziemy na to przyjęcie. Nie możemy przecież rozczarować wujka. Od przedwczoraj, gdy doktor Martin zdjął mu gips, o niczym innym nie mówi.
• Tak, to prawda – przyznała Emily. - A nawiasem mówiąc, to doktor nie mógł nachwalić się twoich umiejętności. Powiedział mi, że chciałby mieć taką asystentkę, jak ty.
• To wszystko, to zasługa taty. Od dwunastego roku życia zabierał mnie ze sobą na wizyty domowe. Dużo się wtedy nauczyłam. Marzyłam nawet, żeby studiować medycynę, ale na kobietę lekarza nasze społeczeństwo nie jest jeszcze przygotowane.
• Na co i kto jest nieprzygotowany? - spytał Ralph, który utykając wszedł do salonu.
• Społeczeństwo na mnie, jako lekarza – odparła całkiem wesoło Holly.
• A, co chciałabyś nim zostać? Bo, wiesz twoja ciocia wymyśliła sobie, że zostaniesz zarządcą naszego rancza. Choć ja uważam, że lepiej leczyć ludzi niż liczyć krowie ogony. – Ralph mrugnął porozumiewawczo do dziewczyny.
• Ty, jak już coś powiesz, to podkowy koniom się prostują – rzuciła ze srogą miną Emily. - Dość tego gadania. Siadajmy do kolacji.
• Świetnie! - Ralph zatarł dłonie. - Jestem wściekle głodny.
• A po kolacji Holly, obejrzymy suknie, które przez posłańca przysłała Emma Stone.
• Był posłaniec? - zdziwiła się Holly. - Nikogo nie słyszałam.
• Przyjechał po południu, ale byłaś wtedy w swoim pokoju i zdaje się, że ucięłaś sobie drzemkę. Nie chciałam cię budzić.
• Faktycznie usnęłam. Książka była bardzo nudna.
• Wiem, coś o tym – rzekł Ralph siadając do stołu. - Jak nie mogę zasnąć biorę tę książkę, którą dostałem w ubiegłym roku od Adama i po kilku zdaniach natychmiast zasypiam.
• A cóż za książkę ofiarował ci wujku ten pan? - spytała zaciekawiona Holly.
• Coś o życiu w lesie – odparł Ralph. - Wybacz, ale nie mam głowy do tytułów książek, które mnie nie zainteresują i to od pierwszej strony.
• Zapewne mówi wujek, o książce pan Thoreau „Walden, czyli życie w lesie”. To wspaniała literatura chwaląca proste, surowe życie na łonie natury, ale spisana znakomitym, niezwykle bogatym i pełnym ekspresji językiem.
• Jakbym słyszał Adama – Ralph westchnął i znacząco spojrzał na Emily, po czym zwrócił się do Holly: - wybacz, moja droga, że nie podzielam twoich zachwytów, ale po całym dniu pracy na ranczo lektura tego, jak mu tam… Thoreau, jest ostatnią rzeczą, o której bym zamarzył.
• Czy ty przypadkiem z tą pracą na ranczo nie przesadzasz? - spytała gniewnie Emily i z sarkazmem dodała: - zwłaszcza ostatnie tygodnie miałeś niezwykle pracowite.
• Ależ kochanie, co ja takiego powiedziałem? - Ralph, utkwił z żonie zdziwione spojrzenie.
• Jak zwykle nic mądrego – odparła ze zniecierpliwieniem Emily. - Bierzmy się do jedzenia, bo pieczeń będzie zimna. Holly, zmów modlitwę.
Wszyscy pochylili głowy, a dziewczyna dźwięcznym, mocnym głosem zaczęła:
• Pobłogosław Panie dary, które…

***

Ponderosa, Dom Cartwrightów, 17 grudnia 1864 r., sobota.

Adam po raz kolejny zawiązywał czarną, aksamitną tasiemkę, która podkreślała nieskazitelną biel jego koszuli. Wreszcie zniecierpliwiony rzucił wąski pasek materiału na stolik obok lustra. Westchnął i wzruszył ramionami, tak jakby nie widział sensu w tym, jakże niemęskim strojeniu się i to na przyjęcie z powodu przyjazdu jakieś impertynenckiej panny, której zachciało się udawać podrostka. Dama z Południa się znalazła – rzekł do siebie półgłosem i podszedł do okna zerkając ciekawie na podwórze rozświetlone chińskimi lampionami. Widok ten nie wiadomo czemu wywołał jego irytację, ale gdy przypomniał sobie, jak jego synek wraz z Hossem świetnie bawili się przy instalowaniu tych ozdób, uśmiechnął się. Dawno nie widział Matta tak szczęśliwego. Buzia mu się nie zamykała, a co drugie słowo, jakie padało z jego ust to było imię panny od Toliverów. Swoją drogą, cóż to za imię, Holly? Ostrokrzew? Choć w przypadku panny McCulligen może i odpowiednie. Jest kłująca, jak ostrokrzew, a do tego pewnie przy bliższym poznaniu może okazać się trująca niczym owoce tej skądinąd ładnej rośliny. Adam przeciągnął się nieznacznie, podszedł do łóżka i… położył się. Nie czuł się dobrze. Od rana bolała, go głowa i był w kiepskim nastroju. Poza tym znów zawiódł Matta. Obiecał mu, że sobotnie przedpołudnie spędzą razem. Niestety nic z tego nie wyszło, bowiem wczesnym rankiem musiał jechać do tartaku, żeby załagodzić spór pomiędzy pracownikami. Do domu wrócił po obiedzie, gdy wszyscy zajęci byli przygotowaniami do wieczornego przyjęcia. Matthew ledwie zaszczycił go spojrzeniem, w którym było tyle pretensji i żalu, że Adam wolał zejść mu z oczu. Te niewesołe rozmyślania przerwało mu krótkie, energiczne pukanie do drzwi. Nim Adam powiedział, proszę, drzwi stanęły otworem i do pokoju wszedł Ben. Przystanął zdziwiony i spytał:
• A ty, co tak się wylegujesz? Za pół godziny zaczną zjeżdżać się pierwsi goście.
• Jakoś nie mam ochoty na to przyjęcie – odparł siadając Adam.
• Źle się czujesz? - Ben pochylił głowę uważnie przyglądając się synowi.
• Chyba coś mnie bierze. Przemarzłem wracając do domu.
• Trzeba było na rozgrzewkę wypić kieliszek brandy. Dobrze by ci to zrobiło.
• Być może, ale ja najchętniej poszedłbym teraz spać.
• Tak? A może chcesz wymigać się od spotkania z panną McCulligen?
• Naprawdę źle się czuję – odparł ze zniecierpliwieniem Adam.
• Już dobrze. – Rzekł ugodowo Ben i dodał: - faktycznie, jakoś niewyraźnie wyglądasz. To w takim razie przywitasz się tylko, a potem wymkniesz się po angielsku. Chciałeś przecież zobaczyć minę Joe na widok Holly. Chyba nie przegapisz takiej okazji. Sam jestem ciekaw, co powie Joe.
• Przyznam się, że ja też.
• To w takim razie szykuj się, a ja pójdę sprawdzić moc ponczu Cartwrightów – Ben obrócił się na pięcie i w progu zderzył się z Matthew wołającym: Dziadku! Dziadku! Ben schwycił wnuka za ramiona mówiąc: - nie tak szybko, smyku. Co się stało?
• Nie mogę zawiązać tej tasiemki – odparł zafrasowany chłopczyk. - Pomożesz mi, dziadku?
• Oczywiście - rzekł Ben, kątem oka dostrzegając wyraz twarzy Adama, którego niewątpliwie musiało zaboleć, że syn go zignorował – ale wiesz, co? Lepiej, żeby pomógł ci twój tata. On świetnie wiąże tasiemki, a ja muszę jeszcze zajrzeć do kuchni.
• Ale dziadku… - zaczął Matt.
• Zaufaj mi – przerwał mu Ben – wiem, co mówię. Twój tata uczył wiązać tasiemkę swoich braci, to i ciebie nauczy. A ja naprawdę muszę już iść.
Gdy Adam z synkiem zostali sami, na chwilę zapadła między nimi krępująca cisza. Widać było, że Matt najchętniej uciekłby od ojca. Adam mając świadomość, że chłopiec boi się go poczuł się nieswojo. Wstał z łóżka i przyklęknąwszy przy Matthew spokojnym głosem powiedział:
• Pokaż mi tę tasiemkę. Zaraz ją zawiążę.
• Ale ja się chcę nauczyć – odparł Matt nie patrząc na ojca.
• Skoro tak, to chodźmy – rzekł Adam, wstając z klęczek. Wziąwszy dziecko za rączkę podprowadził do lustra i każąc mu uważnie w nie spoglądać, stanął za nim i powoli, mówiąc, co robi, zawiązał mu tasiemkę. Następnie jednym ruchem ją rozwiązał i zachęcił Matta, aby teraz to on spróbował zawiązać aksamitkę. Chłopczyk bardzo się starał, ale jego ruchy były nieporadne i wreszcie zirytowany krzyknął:
• Nigdy się tego nie nauczę!
• Spokojnie, Matthew – powiedział Adam i ująwszy rączki synka w swoje dłonie pomógł mu zawiązać tasiemkę. - A teraz spróbuj sam – polecił. I Matt powtarzając cicho pod nosem wskazówki ojca niemal bezbłędnie zawiązał aksamitkę. Zadowolony, uśmiechnął się od ucha do ucha i spojrzał na swojego tatę wyraźnie oczekując pochwały.
• Bardzo ładnie – Adam z aprobatą pokiwał głową. - Teraz już będziesz mógł sam to robić, ale gdybyś jeszcze chciał poćwiczyć to chętnie ci pomogę.
• Dziękuję, tato – odparł Matt i zrobił ruch, tak, jakby chciał przytulić się do ojca. Jednak w ułamku sekundy z tego zrezygnował. Uśmiechnął się tylko nieśmiało, jeszcze raz podziękował i powiedział, że pójdzie pochwalić się stryjkowi Hossowi nową umiejętnością.
• Dobrze, synku. Idź – powiedział Adam. - I wiesz, co? Może ty nauczysz go poprawnie wiązać tasiemkę, bo mnie się nie udało.
• Spróbuję, tato – zapewnił z powagą Matt i już go nie było.

***

Z wybiciem godziny szóstej wieczorem powóz państwa Toliverów wtoczył się wolno na podwórze Ponderosy. Holly dziwnie podekscytowania wyjrzała z pojazdu. Na widok lampionów, które różnymi kolorami oświetlały dom Cartwrightów i w połączeniu z prószącym śniegiem tworzyły bajkową wręcz scenerię, westchnęła z zachwytu.
• Nie myślałam, że będzie tu tak pięknie – powiedziała. Emily na te słowa wymieniła z Ralphem porozumiewawcze spojrzenia.
• Przecież mówiłam ci, że dom Cartwrightów to nie byle chałupa – odparła. - Takich na swoim Południu nie zobaczysz.
• To prawda. Ten dom jest naprawdę okazały i ma w sobie coś niezwykłego – przyznała Holly. - Architekt, który zaprojektował i wzniósł tę posiadłość musiał być geniuszem.
• I jest. To Adam Cartwright – rzekł z kamiennym wyrazem twarzy Ralph.
• To w takim razie cofam moje słowa.
• Które? O domu, czy o architekcie?
• Ma się rozumieć, że o architekcie – odparła z zacięciem Holly. Państwo Toliver roześmieli się, a Emily z rezygnacją pokręciła głową mrucząc przy tym: oj, Holly, Holly. Tymczasem z domu wyszedł Ben Cartwright. Siwowłosy, wprostowany, z uśmiechem na twarzy kroczył w kierunku powozu. Holly, nie wiedzieć czemu, od razu poczuła do tego mężczyzny sympatię.
• Ciociu, czy to pan Cartwright? - spytała.
• Tak, to nasz przyjaciel i sąsiad – odparła Emily.
• Musiał być przystojny, gdy był młody – zauważyła Holly.
• A, jak myślisz do kogo podobny jest Adam?
• No, wiesz ciociu – fuknęła dziewczyna, ale już nic więcej nie zdążyła powiedzieć, bowiem Ben otworzył drzwiczki powozu i witając miłych gości pomógł paniom wysiąść. Zaraz też Emily przedstawiła mu swoją bratanicę. Cartwright uprzedzony przez Adama, jaką osobą jest Holly, starał się niczym jej nie urazić. Ona zaś wyczuwając niejaką rezerwę w głosie Bena rzekła:
• Ciocia wiele o panu mi opowiadała. Jest pan niezwykle szlachetnym człowiekiem. Nie każdy udzieliłby pomocy zupełnie nieznanym ludziom.
• Emily, na pewno przesadziła, panno McCulligen. Tu na Dzikim Zachodzie trzeba sobie pomagać, bo w inaczej nie można byłoby przeżyć.
• Och, Ben – rzekła Emily – wszyscy wiedzą, jak bardzo jesteś zaangażowany na rzecz tutejszej społeczności. Holly ma rację. Jesteś szlachetnym człowiekiem. Koniec, kropka.
• I cóż mam na to odpowiedzieć? - spytał Cartwright, rozkładając bezradnie ręce.
• Najlepiej nic – podpowiedział mu Ralph. - Obie moje panie wiedzą, co mówią.
• W takim razie, dziękuję za miłe słowa i zapraszam do mojego domu. Emily, panno McCulligen, proszę przodem. Ralph widzę, że pozbyłeś się gipsu. Jak się czujesz?
• Wyśmienicie, przyjacielu, naprawdę wspaniale – odparł pan Toliver.
Gdy weszli wreszcie do domu, zaproszeni goście ucichli na ich widok. Wszyscy z ogromnym zainteresowaniem spoglądali na pannę McCulligen, której samotna, daleka podróż ze Wschodniego Wybrzeża była już im znana. Ben wskazując nowo przybyłych rzekł:
• Drodzy przyjaciele i sąsiedzi pragnę przedstawić wam naszego miłego gościa, bratanicę naszej kochanej Emily, pannę Joannę Holly McCulligen, pochodzącą z Georgii.
Holly, wyglądająca wprost olśniewająco, wdzięcznie skinęła głową niczym uosobienie wdzięku i niewinności. Adam stojący z boku przy ścianie skrzywił się na ten widok. Panna, którą znał była zupełnym przeciwieństwem tej, którą właśnie przedstawił zgromadzonym jego ojciec. Ciekawe, co ona knuje? – pomyślał, gdy tymczasem Ben przywołał do siebie swoich synów.
• Panno McCulligen, chciałbym przedstawić pani moich synów – zaczął.
• Będzie mi niezwykle miło, panie Cartwright, ale proszę mówić mi po imieniu.
• Z przyjemnością – odparł Ben, rzucając znaczące spojrzenie na Adama. Ten zmarszczył tylko brwi. Był coraz bardziej pewien, że dziewczyna coś zamyśla. - Pozwól więc, Holly, że przedstawię ci moich trzech synów. Oto najstarszy z nich, Adam.
• Panie Cartwright – Holly uśmiechnęła się ujmująco, ale w jej oczach uważny obserwator mógł dostrzec jawną kpinę. Adam z marsowym wyrazem twarzy, skinął tylko głową, mówiąc:
• Panno McCulligen. Mam nadzieję, że miała pani wygodną podróż.
• Zważywszy na fakt, że ranczo mojego wujostwa leży o kwadrans drogi od Ponderosy, to tak.
• Holly – rzekł Ben, widząc, że Adam szykuje się do riposty – a to mój średni syn, Hoss.
• Witam pannę – Hoss skinął głową.
• To pan pojechał po mnie aż do Omaha?
• Owszem, ale niestety, minęliśmy się.
• Przykro mi, że naraziłam pana na tak daleką podróż i to o tej porze roku. W każdym razie bardzo panu dziękuję – rzekła wyciągając do niego dłoń. Hoss uścisnął ją delikatnie, niemal z nabożeństwem i powiedział:
• To nic takiego.
• Jest pan bardzo miły – stwierdziła Holly – ale na takim ranczo, jak Ponderosa na pewno jest dużo pracy.
• Owszem, ale dzięki podróży do Omaha mogłem swoje obowiązki złożyć na barki moich braci i trochę sobie odpocząć.
• Czyli nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – zauważyła Holly, a wszyscy z wyjątkiem Adama, roześmieli się. - Pana imię… Hoss jest nietypowe, ale bardzo do pana pasuje. Piękne imię dla postawnego, mocnego mężczyzny.
Hoss, aż pokraśniał na te słowa.
• Naprawdę mam na imię Eryk, ale wszyscy mówią na mnie Hoss – odparł. - To na cześć brata mojej mamy.
• Co za historia?! Moja jest podobna. Ja jestem Joanna, ale mówią na mnie Holly.
• Z tego, co wiem to, chyba męskie imię?
• Oj, Hoss, są sprawy, o które nie pyta się damy – Ben żartobliwie zwrócił uwagę synowi.
• Ależ panie Cartwright nic nie szkodzi – odparła i zwróciwszy się do Hossa powiedziała: - chętnie panu odpowiem, ale tylko wtedy, gdy będziemy mówić sobie po imieniu. Jestem Holly.
• Hoss – odparł onieśmielony olbrzym.
• Widzisz, Hoss mój tato chciał mieć syna i wybrał nawet imię, ale urodziła się mu córka. Cóż, musiał to zaakceptować, jak i to, że mama chciała, żebym była Joanną. Tyle tylko, że mojego imienia nie znosił i dlatego mówił do mnie Holly. Z czasem wszyscy tak zaczęli mnie nazywać, a ja polubiłam to imię.
• Cóż za urocza historyjka – mruknął z sarkazmem Adam.
• Chciał pan coś powiedzieć? - spytała zaczepnie Holly, a jej zielone oczy zaczęły rzucać błyskawice.
• A to, droga Holly – rzekł Ben zasłaniając sobą Adama i wskazując Josepha - mój najmłodszy syn, Mały Joe.
• Mały Joe? Trochę to dziwne.
• Wszyscy tak do niego mówią – Hoss zaśmiał się.
• Owszem, tak mówią, ale nie mam pojęcia skąd im się to wzięło – odparł uśmiechając się czarująco Joe.
• Mogę ci przypomnieć – wtrącił usłużnie Adam.
• Obejdzie się, bracie. – Syknął Joe i spoglądając na Holly wzrokiem zdobywcy rzekł: piękne panny żyją w Georgii.
• Ma pan rację – Holly skinęła głową. - Takie rude szczeniaki, którym niektórzy chętnie przetrzepaliby siedzenie.
Gdyby w tej właśnie chwili strzelił w środek salonu piorun, Joe nie byłby tym faktem tak zdziwiony, jak słowami Holly. Zupełnie zaskoczony, kilka razy otwierał i zamykał usta, nie mogąc nic powiedzieć. Wreszcie z trudem, wydusił z siebie:
• Jak? Co? Gdzie? - przy czym wyraz jego twarzy nasuwał przypuszczenie, że mógł stracić poczytalność. Zupełnie zrezygnowany, do tej jakże oryginalnej wypowiedzi, dodał: - nic z tego nie rozumiem.
• To może zrozumie pan, gdy przypomnę te słowa: niech pan, tylko spróbuje, to narobię takiego wrzasku, że zleci się pół miasta. - Holly mówiąc to zmieniła głos, czym wywołała u mężczyzny totalne zdumienie, po czym z miną niewiniątka zaczęła intensywnie wpatrywać się w zmieszanego mężczyznę. Joe z trudem przełknął ślinę i spojrzał na Adama. Widząc jego ironiczne spojrzenie, natychmiast wszystko sobie przypomniał i poczerwieniał.
• To pani byłą tym rudym chłopcem w sklepie Johna.
• W rzeczy samej. Z tą tylko różnicą, że nazwał mnie pan szczeniakiem i wytrącił mi z rąk cukierki i ciasto.
• Za, które to ja musiałem zapłacić – wtrącił Adam.
• Oddam ci – warknął Joe, po czym patrząc na Holly wzrokiem skazańca błagającym o litość, rzekł: - nie wiem, jak mam panią przeprosić. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Panno McCulligen, jestem gotów czołgać się przed panią, być pani podnóżkiem, byle tylko pani mi wybaczyła.
• Aż takiego poświęcenie nie mam zamiaru od pana wymagać.
• Ależ proszę mną rozporządzać. Wszystko jestem gotów dla pani zrobić – zapewnił Joseph.
• Wszystko? To bardzo dużo.
• Holly, kochanie – rzekła Emily – nie dręcz tego kawalera, bo gotów nam tu zejść na serce.
Zgromadzeni wybuchnęli śmiechem, uznając uwagę Emily za niezwykle celną. Tymczasem Joe marzył o jednym, jak najszybciej zapaść się pod ziemię. Na szczęście, zupełnie nieświadomie przyszedł mu w sukurs bratanek. Matthew nie mogąc doczekać się końca powitań przecisnął się do przodu i jak mały dżentelmen rzekł:
• Dobry wieczór Holly. Cieszę się, że do nas przyjechałaś.
• Matti, mój skarbie – dziewczyna pochyliła się i wyciągnęła do niego ramiona: - jak miło ciebie widzieć. Nie byłeś u nas rano. Czy coś się stało?
• Nic takiego – odparł chłopczyk obejmując ją w talii i tuląc się do niej – tylko zaspałem.
• Całe szczęście, bo już się martwiłam – odparła Holly.
• Matti, porozmawiacie sobie później – rzekł Ben. - A teraz proszę nie przeszkadzaj nam, bo chciałbym przedstawić Holly naszych gości.
• Dziadku, proszę – powiedział płaczliwe chłopczyk.
• Matt, dziadek ma rację. Chodź ze mną – poprosił Adam wyciągnąwszy rękę do synka, lecz ten odkręcił się do niego tyłem i mocno schwycił dłoń Holly. Sytuacja zrobiła się co najmniej dziwna. Holly chcąc ją ratować powiedziała:
• Panie Cartwright, obecność Matthew w niczym mi nie przeszkadza. Powiem więcej, raźniej będę się czuć, poznając resztę towarzystwa, gdy mój mały przyjaciel będzie przy moim boku.
• Skoro tak, to pozwól Holly: oto nasi najbliżsi przyjaciele i sąsiedzi.
I tak w asyście małego Matthew panna McCulligen, poznawała gości Bena. Dla każdego miała uśmiech i miłe słowo. Gdy Hop Sing oznajmił, że podano do stołu, wszyscy z wyjątkiem Adama, byli już pod ogromnym urokiem dziewczyny z Georgii, prawdziwej damy.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:15, 18 Kwi 2020    Temat postu:

Cytat:
- Przemyślałam swoje zachowanie w stosunku do pana Cartwrighta i...
• I jest ci wstyd. Tak? - przerwała jej Emily.
• W żadnym wypadku – żachnęła się dziewczyna. - Moja antypatia do tego człowieka jest niewzruszona.
• Tak, tak. Widziałam już takie niewzruszone „skały”.
• Ależ, ciociu, co sugerujesz? – spytała Holly.
• Ja? - Emily przybrała niewinny wyraz twarzy – nic takiego, ale mówi się, że kto się czubi ten się lubi.
• Nie w moim i pana Cartwrighta przypadku. Wiem, że i on nie darzy mnie sympatią.

Holly jest zdecydowana: nie lubi Adama i już ... tak sądzi, ale i ciocia Emily ma rację: kto się czubi ... itd.
Cytat:
- Nie martw się, jak znam Adama, to cały ten nieszczęsny incydent zachowa dla siebie.
• Byłby aż tak wspaniałomyślny? - zakpiła Holly.
• Być może, ale sądzę, że tajemnicę zachowa dla siebie, aby móc rozkoszować się wrażeniem, jakie wywrzesz na Małym Joe. Bo, że wywrzesz, to jestem pewna. Adam to też wie i na pewno liczy na doskonałą zabawę.

Ciocia Emily doskonale zna Adama
Cytat:
• A cóż za książkę ofiarował ci wujku ten pan? - spytała zaciekawiona Holly.
• Coś o życiu w lesie – odparł Ralph. - Wybacz, ale nie mam głowy do tytułów książek, które mnie nie zainteresują i to od pierwszej strony.
• Zapewne mówi wujek, o książce pan Thoreau „Walden, czyli życie w lesie”. To wspaniała literatura chwaląca proste, surowe życie na łonie natury, ale spisana znakomitym, niezwykle bogatym i pełnym ekspresji językiem.

No proszę! Mają podobny gust literacki
Cytat:
Westchnął i wzruszył ramionami, tak jakby nie widział sensu w tym, jakże niemęskim strojeniu się i to na przyjęcie z powodu przyjazdu jakieś impertynenckiej panny, której zachciało się udawać podrostka. Dama z Południa się znalazła – rzekł do siebie półgłosem i podszedł do okna zerkając ciekawie na podwórze rozświetlone chińskimi lampionami. Widok ten nie wiadomo czemu wywołał jego irytację, ale gdy przypomniał sobie, jak jego synek wraz z Hossem świetnie bawili się przy instalowaniu tych ozdób, uśmiechnął się. Dawno nie widział Matta tak szczęśliwego. Buzia mu się nie zamykała, a co drugie słowo, jakie padało z jego ust to było imię panny od Toliverów.

Jak widać ten brak sympatii jest wzajemny
Cytat:
• Bardzo ładnie – Adam z aprobatą pokiwał głową. - Teraz już będziesz mógł sam to robić, ale gdybyś jeszcze chciał poćwiczyć to chętnie ci pomogę.
• Dziękuję, tato – odparł Matt i zrobił ruch, tak, jakby chciał przytulić się do ojca. Jednak w ułamku sekundy z tego zrezygnował. Uśmiechnął się tylko nieśmiało, jeszcze raz podziękował i powiedział, że pójdzie pochwalić się stryjkowi Hossowi nową umiejętnością.
• Dobrze, synku. Idź – powiedział Adam. - I wiesz, co? Może ty nauczysz go poprawnie wiązać tasiemkę, bo mnie się nie udało.
• Spróbuję, tato – zapewnił z powagą Matt i już go nie było.

Matt jest rozczulający i uroczy
Cytat:
• To prawda. Ten dom jest naprawdę okazały i ma w sobie coś niezwykłego – przyznała Holly. - Architekt, który zaprojektował i wzniósł tę posiadłość musiał być geniuszem.
• I jest. To Adam Cartwright – rzekł z kamiennym wyrazem twarzy Ralph.
• To w takim razie cofam moje słowa.
• Które? O domu, czy o architekcie?
• Ma się rozumieć, że o architekcie – odparła z zacięciem Holly. Państwo Toliver roześmieli się, a Emily z rezygnacją pokręciła głową mrucząc przy tym: oj, Holly, Holly.

Niechcący pochwaliła Adama
Cytat:
• Ciociu, czy to pan Cartwright? - spytała.
• Tak, to nasz przyjaciel i sąsiad – odparła Emily.
• Musiał być przystojny, gdy był młody – zauważyła Holly.
• A, jak myślisz do kogo podobny jest Adam?
• No, wiesz ciociu – fuknęła dziewczyna,...

A ciocia Emily za wszelką cenę i przy każdej okazji głosi pochwałę Adama
Cytat:
Holly, wyglądająca wprost olśniewająco, wdzięcznie skinęła głową niczym uosobienie wdzięku i niewinności. Adam stojący z boku przy ścianie skrzywił się na ten widok. Panna, którą znał była zupełnym przeciwieństwem tej, którą właśnie przedstawił zgromadzonym jego ojciec. Ciekawe, co ona knuje? – pomyślał, gdy tymczasem Ben przywołał do siebie swoich synów.

Holly miała doskonałe wejście - idealna dama z Południa, roztaczająca dookoła swój wdzięk i pełna taktu
Cytat:
Adam z marsowym wyrazem twarzy, skinął tylko głową, mówiąc:
• Panno McCulligen. Mam nadzieję, że miała pani wygodną podróż.
• Zważywszy na fakt, że ranczo mojego wujostwa leży o kwadrans drogi od Ponderosy, to tak.
• Holly – rzekł Ben, widząc, że Adam szykuje się do riposty – a to mój średni syn, Hoss.

Ben zna swojego syna. Swoją drogą ciekawe jaka byłaby riposta Adama
Cytat:
• Przykro mi, że naraziłam pana na tak daleką podróż i to o tej porze roku. W każdym razie bardzo panu dziękuję – rzekła wyciągając do niego dłoń. Hoss uścisnął ją delikatnie, niemal z nabożeństwem i powiedział:
• To nic takiego.
• Jest pan bardzo miły – stwierdziła Holly – ale na takim ranczo, jak Ponderosa na pewno jest dużo pracy.
• Owszem, ale dzięki podróży do Omaha mogłem swoje obowiązki złożyć na barki moich braci i trochę sobie odpocząć.
• Czyli nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – zauważyła Holly, a wszyscy z wyjątkiem

Chyba podbiła serce Hossa
Cytat:
• Cóż za urocza historyjka – mruknął z sarkazmem Adam.
• Chciał pan coś powiedzieć? - spytała zaczepnie Holly, a jej zielone oczy zaczęły rzucać błyskawice.
• A to, droga Holly – rzekł Ben zasłaniając sobą Adama i wskazując Josepha - mój najmłodszy syn, Mały Joe.

Czyżby Adam przystąpił do kontrofensywy?
Cytat:
• Mały Joe? Trochę to dziwne.
• Wszyscy tak do niego mówią – Hoss zaśmiał się.
• Owszem, tak mówią, ale nie mam pojęcia skąd im się to wzięło – odparł uśmiechając się czarująco Joe.
• Mogę ci przypomnieć – wtrącił usłużnie Adam.
• Obejdzie się, bracie. – Syknął Joe i spoglądając na Holly wzrokiem zdobywcy rzekł: piękne panny żyją w Georgii.

Adam ... jaki uczynny ... a Joe już zaczął roztaczać swój urok
Cytat:
• Ma pan rację – Holly skinęła głową. - Takie rude szczeniaki, którym niektórzy chętnie przetrzepaliby siedzenie.
Gdyby w tej właśnie chwili strzelił w środek salonu piorun, Joe nie byłby tym faktem tak zdziwiony, jak słowami Holly. Zupełnie zaskoczony, kilka razy otwierał i zamykał usta, nie mogąc nic powiedzieć. Wreszcie z trudem, wydusił z siebie:
• Jak? Co? Gdzie? - przy czym wyraz jego twarzy nasuwał przypuszczenie, że mógł stracić poczytalność. Zupełnie zrezygnowany, do tej jakże oryginalnej wypowiedzi, dodał: - nic z tego nie rozumiem.
• To może zrozumie pan, gdy przypomnę te słowa: niech pan, tylko spróbuje, to narobię takiego wrzasku, że zleci się pół miasta. - Holly mówiąc to zmieniła głos, czym wywołała u mężczyzny totalne zdumienie, po czym z miną niewiniątka zaczęła intensywnie wpatrywać się w zmieszanego mężczyznę. Joe z trudem przełknął ślinę i spojrzał na Adama. Widząc jego ironiczne spojrzenie, natychmiast wszystko sobie przypomniał i poczerwieniał

To musiał być straszny cios dla ego Pasikonika
Cytat:
• To pani byłą tym rudym chłopcem w sklepie Johna.
• W rzeczy samej. Z tą tylko różnicą, że nazwał mnie pan szczeniakiem i wytrącił mi z rąk cukierki i ciasto.
• Za, które to ja musiałem zapłacić – wtrącił Adam.
• Oddam ci – warknął Joe, po czym patrząc na Holly wzrokiem skazańca błagającym o litość, rzekł: - nie wiem, jak mam panią przeprosić. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Panno McCulligen, jestem gotów czołgać się przed panią, być pani podnóżkiem, byle tylko pani mi wybaczyła.

Nie liczyłabym na wybaczenie ... no, szybkie wybaczenie
Cytat:
Matthew nie mogąc doczekać się końca powitań przecisnął się do przodu i jak mały dżentelmen rzekł:
• Dobry wieczór Holly. Cieszę się, że do nas przyjechałaś.
• Matti, mój skarbie – dziewczyna pochyliła się i wyciągnęła do niego ramiona: - jak miło ciebie widzieć. Nie byłeś u nas rano. Czy coś się stało?
• Nic takiego – odparł chłopczyk obejmując ją w talii i tuląc się do niej – tylko zaspałem.

A tych dwoje bardzo się lubi
Cytat:
• Dziadku, proszę – powiedział płaczliwe chłopczyk.
• Matt, dziadek ma rację. Chodź ze mną – poprosił Adam wyciągnąwszy rękę do synka, lecz ten odkręcił się do niego tyłem i mocno schwycił dłoń Holly. Sytuacja zrobiła się co najmniej dziwna. Holly chcąc ją ratować powiedziała:
• Panie Cartwright, obecność Matthew w niczym mi nie przeszkadza. Powiem więcej, raźniej będę się czuć, poznając resztę towarzystwa, gdy mój mały przyjaciel będzie przy moim boku.

To się nazywa taktowne wyjśce z niezręcznej sytuacji ... a swoją drogą chciałabym zobaczyć minę Adama
Cytat:
I tak w asyście małego Matthew panna McCulligen, poznawała gości Bena. Dla każdego miała uśmiech i miłe słowo. Gdy Hop Sing oznajmił, że podano do stołu, wszyscy z wyjątkiem Adama, byli już pod ogromnym urokiem dziewczyny z Georgii, prawdziwej damy.

Holly miała interesującą asystę, a Adam jakoś nie może się przekonać do Holly

Kolejny, bardzo fajny rozdział. Interesujące postacie, dobre dialogi - dowcipne, "z nerwem", odrobina Adamowego sarkazmu, do tego uroczy mały chłopiec z rodzinnymi problemami ... no i urocza, dystyngowana młoda dama z Południa ... dodajmy, że od czasu do czasu przemieniająca się w złośliwą istotę Very Happy ku utrapieniu Adama, który ... nie pozostaje jej dłużny. Jak potoczy się ten konflikt między nimi? Czy zmienią zdanie o sobie? Co dalej z Mattem? Czy przekona się do ojca? Czy Joe w najbliższym czasie dojdzie do siebie po tym szoku? Bo jego dobrego mniemania o sobie na dłuższą metę chyba nic nie zamąci. No i kto kazał detektywowi rozpytywać o Adama? Dlaczego to zrobił? Na te pytania odpowie mi kontynuacja opowieści, mam nadzieję ... oby jak najprędzej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:03, 18 Kwi 2020    Temat postu:

Bardzo dziękuję za komentarz. Very Happy Joe będzie bardzo się starał, aby zmienić swój wizerunek w oczach Holly. Relacje dziewczyny z Adamem nadal będą bardzo napięte. Detektyw pojawi się już w najbliższym odcinku, który jest w trakcie pisania. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:49, 19 Kwi 2020    Temat postu:

***

Przyjęcie, jakie Ben Cartwright wyprawił na powitanie Holly zakończyło się krótko przed północą. Miłe towarzystwo, ciekawe rozmowy i wyśmienite jedzenie gwarantowały doskonałą zabawę, co wszyscy goście zgodnie podkreślali. Zresztą nie mogło być inaczej. Przyjęcia u Cartwrightów zawsze uchodziły za najlepsze i takie na których wypadało bywać.
Adam pożegnał gości zaraz po kolacji, tłumacząc się koniecznością położenia do snu syna, który wyczerpany atrakcjami przysypiał na kolanach Holly. Jednakże pod naciskiem części gości obiecał, że jak tylko utuli Matta do snu to do nich zejdzie. Usypianie Matta okazało się prawdziwym wyzwaniem. Chłopczyk, gdy tylko znalazł się w łóżku natychmiast się rozbudził i zaczął marudzić. Chciał wrócić na przyjęcie, potem zażyczył sobie, żeby Holly do niego przyszła, a gdy Adam kategorycznie się temu sprzeciwił, mały wygiął usta w podkówkę i zaczął pochlipywać. Uspokoił się dopiero wtedy, gdy Adam obiecał mu, że razem z nim odwiedzi państwa Toliverów. Na koniec Matthew poprosił ojca, żeby mu trochę poczytał. Adam chętnie na to przystał, licząc, że zmęczone dziecko szybko uśnie. I tu się przeliczył, bowiem Matt wcale nie miał zamiaru spać. Wsparł się wygodnie na poduszce i otulony kołdrą wsłuchiwał się w głęboki, ciepły głos ojca, a gdy Adam skończył czytać bajkę, zaczął zadawać mu różne pytania z nią związane. Potem poprosił o jeszcze jedną bajkę i jeszcze jedną. Zasnął w trakcie czytania czwartej, co Adam przyjął z prawdziwą ulgą, bowiem kolejnej bajki o dzielnych rycerzach, złych smokach i pięknych wróżkach nie byłby w stanie już znieść. Szczególnie wróżki bardzo go drażniły, gdyż te w wyobraźni Matta miały rude włosy, zielone oczy i piękny uśmiech panny McCulligen.
Adam wreszcie zamknął książkę i ostrożnie odłożył ją na stolik. Blisko dwugodzinne czytanie dało mu się porządnie we znaki. Poczuł się zmęczony i dziwnie rozbity. Miał wrażenie, że ma gorączkę. Dotknął dłonią czoła i okazało się, że było gorące. Czyżby faktycznie złapał jakieś przeziębienie? Wstał z krzesła, zgasił lampę i bezszelestnie wyszedł z pokoju synka. Na korytarzu na chwilę przystanął. Z dołu wciąż słychać było głosy rozbawionych gości. Wśród nich rozpoznał nawet głos Holly, który nie wiadomo czemu zaczął go irytować. Wzruszywszy ramionami wszedł do swojej sypialni. Po chwili już leżał w łóżku i nie wiadomo kiedy zasnął.
Był środek nocy, gdy obudził się zlany potem. Bolała go głowa, gardło i plecy. Poczuł też, że ma dreszcze. Jakby tego było mało zachciało mu się pić. Wyciągnął rękę w kierunku szafki nocnej i sięgnął po szklankę, która niestety okazała się pusta. Perspektywa zejścia do kuchni po wodę, jakoś mu się nie uśmiechała i postanowił spróbować zasnąć. Przekręcił się na bok, ale sen nie nadchodził. Wreszcie usiadł na łóżku i sięgnął po leżący w nogach szlafrok. Z trudem go założył, a gdy wstał zakręciło mu się w głowie, a wszystko wokół jakby falowało. Przymknął oczy i usiadł. Gdy zawrót głowy minął ponownie wstał i po omacku wyszedł na korytarz. Powoli zaczął schodzić po schodach. Obraz przed oczyma znowu zaczął mu pływać.
Jak znalazł się z powrotem w łóżku nie pamiętał. Zdziwiony rozejrzał się wokół. Pokój tonął w ciepłym świetle lampy, a nad nim pochylał się zatroskany ojciec. Po chwili w drzwiach pojawił się się Joe z dzbankiem wody. Ojciec coś do niego powiedział, ale Adam nie dosłyszał co. Zresztą było mu wszystko jedno. Usnął.
Nad ranem Ben zaniepokojony stanem syna wysłał Małego Joe po doktora Martina. Dochodziła szósta rano, gdy doktor pojawił się w Ponderosie. Adam miał wysoką gorączkę i majaczył. Doktor Martin zbadał go i z ulgą stwierdził, że płuca są czyste. Teraz można było skupić się na zbiciu gorączki. Zimne kompresy na czoło i kark oraz pojenie chorego naparami z lipy przyniosły wreszcie skutek. Temperatura spadła na tyle, że Adam odzyskał świadomość.

***

Była niedziela rano. Słońce pięknie odbijało się od śniegu, okrywającego białym puchem drzewa i rozległe pastwiska. Joseph Cartwright jechał konno na ranczo Toliverów. W siodle przed nim siedział synek Adama. Chłopczyk co i raz spoglądał na Małego Joe i wreszcie zebrawszy się na odwagę i spytał:
• Stryjku, czy naprawdę mam zostać u cioci Emily na noc?
• Tak i przez kolejne dwa, a może nawet trzy dni. To dla twojego dobra, Matthew. Słyszałeś przecież, co powiedział doktor Martin. Twój ojciec jest chory, a ty możesz się od niego zarazić. A tego nikt by nie chciał.
• Ale tata wyzdrowieje, prawda stryjku?
• Oczywiście, że wyzdrowieje – odparł pogodnie Joe. - A swoją drogą twój ojciec wybrał sobie dobry czas na chorowanie. Akurat teraz, przed świętami, gdy mamy tyle pracy.
• Stryjku, przecież tata nie chciał zachorować - rzekł z oburzeniem w dziecięcym głosiku Matt. - Obiecał mi, że pojedziemy do lasu po choinkę. Taką największą i najpiękniejszą. Dla Holly też mieliśmy wybrać choinkę.
• Dla panny McCulligen? - spytał Joseph, a w jego oczach pojawił się nagły błysk zainteresowania.
• Tak, ale teraz, gdy tata jest chory, to nie wiem, czy coś z tego wyjdzie – rzekł zmartwiony chłopiec.
• Nie martw się. Temu da się zaradzić. Jak będziesz chciał to pojedziemy jutro do lasu i wybierzesz sobie najpiękniejsze drzewka. Zabierzemy też Hossa, to pomoże nam je ściąć. Co ty na to?
• Fajnie, stryjku – na buzi Matta pojawił się uśmiech, który zaraz przygasł – tylko, co powie tata?
• Na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu. Głowa do góry, chłopaku – odparł Joe i wskazując zabudowania rancza Toliverów, dodał: - no i jesteśmy na miejscu.
W chwilę potem Joe i Matt byli już w ciepłym salonie Emily i Ralpha, którzy z przejęciem słuchali relacji Josepha. Gdy tylko okazało się, jak bardzo chory jest Adam, Holly wzięła Matthew za rączkę i obiecując mu gorącą czekoladę zaprowadziła do kuchni. Tymczasem zaniepokojona sytuacją Emily rzekła:
• Nie rozumiem, jak to możliwe, przecież wczoraj na przyjęciu wydawał się całkiem zdrowy. Dowcipkował, a nawet próbował drażnić się z Holly.
• Cały Adam – stwierdził Joe. - Podobno już po południu źle się czuł. W nocy wzięło go na dobre. Pewnie do rana nikt by się nie zorientował, co się z nim dzieje, ale chciał się napić, poszedł do kuchni i spadł ze schodów.
• O mój Boże – zatrwożyła się Emily - ale nic mu się nie stało?
• Na szczęście nic sobie nie zrobił, ale i tak nad ranem musiałem pojechać po doktora Martina.
• I, co powiedział Paul?
• Że to bardzo silne przeziębienie. Tato martwił się, że Adam może mieć zapalenie oskrzeli, albo płuc, ale doktor to wykluczył.
• Oj, to dobrze. Zapalenie płuc to bardzo niebezpieczna choroba.
• Wiem, Emily. Na to przecież zmarła matka Matthew.
• Trzeba wierzyć, że wszystko będzie dobrze, a o Matta nie martwcie się. Chętnie nim się zaopiekujemy. Niczego mu nie zabraknie. Może u nas być, jak długo zechce.
• Najwyżej dwa, trzy dni, dopóki Adam nie poczuje się lepiej.
• Oczywiście – Emily kiwnęła głową. - Rozumiem, że w tym roku nie będzie u was przyjęcia bożonarodzeniowego.
• No, właśnie, tata prosił, żeby was uprzedzić, że wieczorem wpadnie, bo chce o tym porozmawiać.
• Będziemy czekać.
• To ja już pójdę – rzekł Joe. - Proszę, pożegnajcie ode mnie Matthew.
• Zrobimy to – zapewnił Ralph. – Chodź, odprowadzę cię.

***

• Wpadłem do was tylko na chwilę. Zaraz muszę wracać do domu – powiedział Ben zdejmując kurtkę.
• Proszę wejdź dalej – Ralph zaprosił go do salonu ruchem dłoni. - Jak czuje się Adam?
• Właściwie bez zmian. Po południu gorączka trochę mu spadła, ale nadal jest wysoka. Wieczorem ma przyjechać doktor Martin – odparł zmęczonym głosem Ben.
• Proszę siadaj, przyjacielu. Może napijesz się kieliszek brandy?
• Nie odmówię – rzekł mężczyzna i ciężko usiadł przy stole. Tymczasem Ralph postawił przed nim niski, okrągły kieliszek osadzony na grubej nóżce i nalał do niego trunku do wysokości jednej czwartej.
• Zaraz zawołam Emily. Razem z Mattem i Holly są w kuchni.
• Mam nadzieję, że mój wnuk nie sprawia wam kłopotu? - spytał Ben i upił trochę brandy. Poczuł jak alkohol przyjemnie rozgrzewa mu podniebienie. Trunek był wyborny. Aby osiągnąć tak wyśmienity smak musiał leżakować przynajmniej dziesięć lat. I tak na pewno było, bo przecież Ralph był prawdziwym koneserem, znanym ze słabości do alkoholi najwyższej jakości.
• Matthew i kłopot? To przecież prawdziwy aniołek. Cieszymy się, że pobędzie trochę z nami, i że możemy wam pomóc. – Zapewnił Ralph i zawołał: - Emily, Holly mamy gościa!
Zaraz też w salonie pojawiły się obie panie i oczywiście Matt z buzią wypchaną ciastem, które specjalnie dla niego zdążyła już upiec Emily.
• Matti, zobacz kto przyszedł – rzekła Holly.
• Dziadek! – chłopczyk podbiegł do Bena.
• Witaj, smyku. Widzę, że jesteś tu rozpieszczany, a chociaż jesteś grzeczny?
• Jestem, dziadku.
• To wspaniale.
• A tata czuje się już dobrze? - spytał Matt przypatrując się z uwagą dziadkowi.
• Niestety, wciąż gorączkuje, dlatego chciałbym, abyś przez najbliższe dni mieszkał razem z ciocią i wujkiem.
• I z Holly – dodał Matt.
• Tak – Ben uśmiechnął się – i z Holly. Tylko musisz mi przyrzec, że nie sprawisz im żadnego kłopotu.
• Obiecuję, dziadku – odparł z powagą Matt.
• Bardzo się cieszę, a teraz chodź tu do mnie. - Ben wyciągnął ramiona do wnuka, a gdy ten usiadł na jego kolanach, przytulił do siebie chłopczyka i pocałował w czoło. Prawdę mówiąc po raz pierwszy Matthew miał nie nocować w domu i Ben bardzo się tym niepokoił. Wiedział jednak, że tak będzie dla dziecka najlepiej.
• Joe, powiedział nam, że chciałeś z nami porozmawiać o świętach – zaczęła Emily. - Rozumiem, że w sytuacji, w jakiej się znaleźliście nie masz głowy do przyjmowania gości.
• Masz rację, dlatego chciałem was prosić o przysługę. Bożonarodzeniowe przyjęcie to już tradycja. Nie chciałbym zawieść znajomych i sąsiadów, a wszystko wskazuje na to, że…
• Ben, nie musisz nam nic tłumaczyć, a o przyjęcie się nie martw. Zorganizujemy je tu, u nas. Mam nadzieję, że Hop Sing nam pomoże.
• Ależ oczywiście – zapewnił Cartwright. - Rozmawiałem z nim o tym. Jutro rano przyjedzie do Was i wszystko sobie ustalicie.
• I to chciałam usłyszeć – rzekła Emily.
• Mam wyrzuty sumienia, że tak niespodziewanie obarczam was tym przyjęciem.
• Panie Cartwright, był pan tak miły, że zorganizował dla mnie powitanie – wtrąciła Holly. - Proszę pozwolić, że choć w ten sposób się zrewanżujemy. Ja też chętnie pomogę.
• Miło mi to słyszeć, Holly.
• Ben, nie martw o nic. Teraz najważniejszy jest Adam, a my damy sobie radę. Rozmawiałam już z Johnsonami. Oni też chętnie pomogą – powiedziała Emily.
• Dziękuję. Jesteście wspaniałymi przyjaciółmi. – Odparł wzruszony Ben, po czym stwierdził: - późno już, muszę się zbierać. Niedługo powinien przyjechać doktor Martin. Ma postawić Adamowi bańki.
• Bańki? - spytała z zainteresowaniem Holly.
• Tak, a dlaczego pytasz?
• Mój tata, często stosował tę metodę i to z naprawdę dobrymi wynikami – odparła Holly. - Przy tak silnym przeziębieniu bańki mogą przynieść szybką poprawę. Umiejętnie postawione w ciągu dwudziestu minut potrafią wyciągnąć „złą krew”. Ciemnoczerwone ślady po bańkach będą utrzymywać się przez kilka dni, ale to nic takiego w porównaniu z korzyściami, jakie daje ten zabieg. No i oczywiście trzeba tylko pilnować, aby chory leżał w cieple. To bardzo ważne.
• Widzę, że znasz się na tym – rzekł z uznaniem Ben.
• Ojciec Holly był wspaniałym lekarzem, a ona jego najlepszą uczennicą i często mu pomagała. Tak, jak doktorowi Martinowi przy zdejmowaniu gipsu z nogi Ralpha. Doktor był pod wrażeniem – powiedziała z dumą Emily.
• Naprawdę? - Ben spojrzał na dziewczynę i nim ta mu odpowiedziała, zapytał: - a może pojechałabyś ze mną do Ponderosy. Nie ukrywam, że przydałoby mi się wsparcie, a może nawet pomoc doktorowi.
• Nie sądzę, żeby doktor Martin potrzebował mojej pomocy, ale dobrze, pojadę z panem – odparła Holly. - Ciociu mogę?
• Oczywiście. Nie musisz mnie pytać – rzekła Emily.
• To Holly pojedzie z tobą dziadku? - spytał posmutniały Matthew.
• Tak, ale na krótko. Niedługo wróci – zapewnił wnuka Ben.
• I zdążymy się jeszcze pobawić. Ale, wiesz Matti może być tak, że będę musiała zostać w Ponderosie do rana. Rozumiesz mnie? – Holly uśmiechnęła się do chłopca.
• Bo mój tata jest chory, tak?
• Tak, skarbie i być może będę musiała pomóc panu doktorowi, ale obiecuję ci, że jutro rano razem zjemy śniadanie.
• Holly?
• Tak?
• Powiedz mojemu tacie, że bardzo chcę, żeby szybko wyzdrowiał – powiedział cichutko Matt i pociągnął nosem.
• Powiem. Na pewno się ucieszy.

***

P.S. Obiecałam, że w tym odcinku pojawi się detektyw. Niestety musiałam przesunąć, go do następnego fragmentu. Uznałam, że ściągnięcie Holly do Ponderosy jest ważniejsze. Mruga


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 22:51, 19 Kwi 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:49, 21 Kwi 2020    Temat postu:

Cytat:
Na koniec Matthew poprosił ojca, żeby mu trochę poczytał. Adam chętnie na to przystał, licząc, że zmęczone dziecko szybko uśnie. I tu się przeliczył, bowiem Matt wcale nie miał zamiaru spać. Wsparł się wygodnie na poduszce i otulony kołdrą wsłuchiwał się w głęboki, ciepły głos ojca, a gdy Adam skończył czytać bajkę, zaczął zadawać mu różne pytania z nią związane. Potem poprosił o jeszcze jedną bajkę i jeszcze jedną. Zasnął w trakcie czytania czwartej, co Adam przyjął z prawdziwą ulgą, bowiem kolejnej bajki o dzielnych rycerzach, złych smokach i pięknych wróżkach nie byłby w stanie już znieść. Szczególnie wróżki bardzo go drażniły, gdyż te w wyobraźni Matta miały rude włosy, zielone oczy i piękny uśmiech panny McCulligen.

Dzieci mają duże wymagania, a Adamowi zaczyna się wszystko kojarzyć Z panną Holly
Cytat:
Był środek nocy, gdy obudził się zlany potem. Bolała go głowa, gardło i plecy. Poczuł też, że ma dreszcze. Jakby tego było mało zachciało mu się pić. Wyciągnął rękę w kierunku szafki nocnej i sięgnął po szklankę, która niestety okazała się pusta. Perspektywa zejścia do kuchni po wodę, jakoś mu się nie uśmiechała i postanowił spróbować zasnąć. Przekręcił się na bok, ale sen nie nadchodził. Wreszcie usiadł na łóżku i sięgnął po leżący w nogach szlafrok. Z trudem go założył, a gdy wstał zakręciło mu się w głowie, a wszystko wokół jakby falowało. Przymknął oczy i usiadł. Gdy zawrót głowy minął ponownie wstał i po omacku wyszedł na korytarz. Powoli zaczął schodzić po schodach. Obraz przed oczyma znowu zaczął mu pływać.

Chyba z Adamem jest bardzo źle
Cytat:
• Stryjku, przecież tata nie chciał zachorować - rzekł z oburzeniem w dziecięcym głosiku Matt. - Obiecał mi, że pojedziemy do lasu po choinkę. Taką największą i najpiękniejszą. Dla Holly też mieliśmy wybrać choinkę.
• Dla panny McCulligen? - spytał Joseph, a w jego oczach pojawił się nagły błysk zainteresowania.

Choinka ważna rzecz ... a jeszcze choinka dla Holly
Cytat:
Jak będziesz chciał to pojedziemy jutro do lasu i wybierzesz sobie najpiękniejsze drzewka. Zabierzemy też Hossa, to pomoże nam je ściąć. Co ty na to?
• Fajnie, stryjku – na buzi Matta pojawił się uśmiech, który zaraz przygasł – tylko, co powie tata?
• Na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu. Głowa do góry, chłopaku – odparł Joe ...

Joe ciekawie kombinuje - jak tu przy ścinaniu drzewka wyręczyć się Hossem, a przy wręczaniu? drzewka "wykolegować" AdamaCzuję, że to się nie skończy dobrze dla Pasikonika.
Cytat:
• Dziadek! – chłopczyk podbiegł do Bena.
• Witaj, smyku. Widzę, że jesteś tu rozpieszczany, a chociaż jesteś grzeczny?
• Jestem, dziadku.
• To wspaniale.

Matt jest tutaj bardzo mile widzianym goście
Cytat:
Niedługo powinien przyjechać doktor Martin. Ma postawić Adamowi bańki.
• Bańki? - spytała z zainteresowaniem Holly.
• Tak, a dlaczego pytasz?
• Mój tata, często stosował tę metodę i to z naprawdę dobrymi wynikami – odparła Holly. - Przy tak silnym przeziębieniu bańki mogą przynieść szybką poprawę. Umiejętnie postawione w ciągu dwudziestu minut potrafią wyciągnąć „złą krew”. Ciemnoczerwone ślady po bańkach będą utrzymywać się przez kilka dni, ale to nic takiego w porównaniu z korzyściami, jakie daje ten zabieg. No i oczywiście trzeba tylko pilnować, aby chory leżał w cieple. To bardzo ważne.
• Widzę, że znasz się na tym – rzekł z uznaniem Ben.
• Ojciec Holly był wspaniałym lekarzem, a ona jego najlepszą uczennicą i często mu pomagała.

Holly dużo wie o medycynie, może ta wiedza i tu jej się przyda
Cytat:
• Naprawdę? - Ben spojrzał na dziewczynę i nim ta mu odpowiedziała, zapytał: - a może pojechałabyś ze mną do Ponderosy. Nie ukrywam, że przydałoby mi się wsparcie, a może nawet pomoc doktorowi.
• Nie sądzę, żeby doktor Martin potrzebował mojej pomocy, ale dobrze, pojadę z panem – odparła Holly. - Ciociu mogę?
• Oczywiście. Nie musisz mnie pytać – rzekła Emily.
• To Holly pojedzie z tobą dziadku? - spytał posmutniały Matthew.
• Tak, ale na krótko. Niedługo wróci – zapewnił wnuka Ben.
• I zdążymy się jeszcze pobawić. Ale, wiesz Matti może być tak, że będę musiała zostać w Ponderosie do rana. Rozumiesz mnie? – Holly uśmiechnęła się do chłopca.
• Bo mój tata jest chory, tak?
• Tak, skarbie i być może będę musiała pomóc panu doktorowi, ...

Holly miałaby pomagać doktorowi Martinowi w kurowaniu Adama? Zrobiło się ... interesująco, co najmniej
Cytat:
• Holly?
• Tak?
• Powiedz mojemu tacie, że bardzo chcę, żeby szybko wyzdrowiał – powiedział cichutko Matt i pociągnął nosem.
• Powiem. Na pewno się ucieszy.

Adam z pewnością się ucieszy ... a z jaką radością Holly przekaże mu tę wiadomość

Kolejny interesujący i starannie opracowany rozdział. Doszła choroba Adama, mam nadzieję, że da się ją wyleczyć wspólnymi siłami doktora Martina i Holly. Kuracja w każdym razie zapowiada się interesująco. Ciekawe jak Holly spisze się jako pomoc doktora Martina? No i co powie Adam na jej opiekę. Do tej pory był raczej uprzedzony do niej. Czekam na tego zapowiadanego detektywa. Ciekawa jestem, czy "trafiłam" zastanawiając się nad przyczyną jego poszukiwań? Czekam bardzo niecierpliwie na kontynuację


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:56, 21 Kwi 2020    Temat postu:

Intuicja Cię nie zawiodła - Joe zacznie kombinować z choinką dla Holly. Uzna, że to dobry sposób, żeby się jej przypodobać. Tymczasem dziewczyna stanie przed poważnym wyzwaniem. Czy mu podoła? To się okaże. Cool Jak Adam zareaguje na jej widok, jeszcze nie wiem. Może uzna ją za senne widziadło. Bądź, co bądź ma wysoką temperaturę. Smile
Dziękuję za sympatyczny komentarz. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 1:50, 23 Kwi 2020    Temat postu:

Dom Cartwrightów. Niedziela, wieczorem.

• Joe, jest już doktor Martin? - spytał Ben, gdy wraz z Holly wszedł do domu.
• Nie, jeszcze nie przyjechał – odparł siedzący na kanapie Joe. Głowę miał pochyloną nad gazetą, a nogi wygodnie wsparte o stół. - Pewnie ma innych pacjentów.
• Być może – rzekł Ben i dodał: - mamy gościa, Josephie. – Jednocześnie chrząknął znacząco, spoglądając na nogi beniaminka. Joe w lot zrozumiał przesłanie. Uśmiechnął się przepraszająco i wtedy dostrzegł, że obok Bena stoi nie kto inny, jak Holly. Skoczył więc na równe nogi i żeby zatrzeć niekorzystne wrażenie rzekł:
• O, panna McCulligen, co za miła niespodzianka. Dobry wieczór. Pozwoli pani, że pomogę pani się rozgościć.
• Dobry wieczór, a za pomoc dziękuję – odparła Holly, zdejmując płaszcz, który Ben odwiesił na wieszak. - Pana ojciec poprosił mnie o pomoc przy pana bracie. Jak teraz czuje się chory?
• Szczęściarz z tego Adama – Joseph westchnął głośno.
• Joe, daruj sobie te żarty. Holly o coś pytała.
• Przepraszam – mruknął. - Temperaturę nadal ma wysoką, ale zaraz po twoim, tato wyjściu, usnął.
• Daliście mu rosół?
• Tak, ale nie chciał jeść. Nawet pić nie chciał.
• To źle – stwierdziła Holly. - Powinien pić i to dużo.
• To niech panna spróbuję, zmusić go do tego zmusić – odparł wzruszając ramionami Joe.
• Na każdego pacjenta znajdzie się sposób – stwierdziła Holly.
• Nie zna pani mojego najstarszego brata – rzekł z lekkim politowaniem Joe.
• Synu, oszczędź nam tych swoich uwag – powiedział zdecydowanym głosem Ben. - Czy Hoss jest teraz przy nim?
• Nie…
• Jak to?! Zostawiliście go samego?! - zagrzmiał Ben. - Mów natychmiast, gdzie jest Hoss?!
• Pojechał do tartaku. Znowu jest jakaś rozróba. Adam mówił w sobotę, że sprawa jest załatwiona, ale widać nie do końca. Ja to bym inaczej...
• Nie będziemy teraz o tym dyskutować – Ben uciął wywód Josepha. - A ty zamiast tu siedzieć i czytać sobie gazetę powinieneś być na górze, przy bracie.
• Ale przecież, ja… - Joe poczerwieniał na twarzy i chciał coś powiedzieć, ale zabrakło mu słów. Tymczasem Holly, będąca mimowolnym świadkiem rozmowy, która niewątpliwie rozwijała się w niekorzystnym dla Małego Joe kierunku, spytała:
• Panie Cartwright, czy mogłabym zobaczyć chorego?
• Tak, oczywiście. Proszę za mną – odparł Ben. Nim ruszył do schodów, spojrzał karcąco na Josepha mówiąc: - z tobą to jeszcze sobie porozmawiam, a teraz jedź do tartaku. Może tam na coś się przydasz.

***

• Przepraszam, Holly. Joe potrafi czasem wyprowadzić mnie z równowagi. W gruncie rzeczy to dobry chłopak, ale jeszcze dziecinny – powiedział Ben otwierając drzwi do sypialni Adama.
• Cóż, i tak bywa – odparła Holly wchodząc do środka. Rozejrzała się ciekawie po pokoju, który urządzony był bez przepychu, ale z ogromnym wyczuciem i znajomością rzeczy. Widać w tym było kobiecą rękę. Holly nie miała wątpliwości, że wystrój sypialni był dziełem żony Adama. Jej uwagę zwróciła gustowna toaletka wykonana z drewna mahoniowego, z marmurowym blatem, na którym znajdowały się różne kobiece drobiazgi: szczotka do włosów w srebrnej oprawie, w komplecie z lusterkiem i grzebieniem, puszka na szpilki do włosów, trzy różnej wielkości porcelanowe pudełeczka i dwa kryształowe flakony z wodą kolońską i perfumami. Do toaletki przysunięty był taboret wyściełany granatowym aksamitem w dyskretne pasy o różnym połysku. Na szafce przy łóżku chorego, stała fotografia pięknej, ciemnowłosej kobiety o ogromnych nieco smutnych oczach, przypominających oczy małego Matthew. Obok zdjęcia stała mała miska z wodą oraz dzbanek i szklanka z jakimś napojem.
• Śpi, ale jest rozpalony – stwierdził Ben, przykładając dłoń do czoła Adama.
• Pozwoli, pan, że sprawdzę – rzekła Holly, podchodząc do łóżka chorego. Ben odsunął się robiąc jej miejsce. Dziewczyna pochyliła się nad Adamem, który wyszeptał coś niezrozumiale. Oczy miał przymknięte i ciężko oddychał. Kompres zrobiony z małego płóciennego ręcznika, zsunął mu się z czoła i leżał na poduszce. Holly dotknęła materiału. Był suchy. Dziewczyna z niezadowoleniem pokręciła głową i zanurzyła ręcznik w misce z wodą. Wykręciła go i rozprostowała, po czym unosząc głowę chorego podłożyła mu pod kark. Adam cicho westchnął, nadal jednak nie otwierał oczu. Holly wzięła ściereczkę leżącą w nogach łóżka. Podobnie, jak z ręcznika zrobiła z niej drugi kompres i położyła choremu na czole. Adam otworzył oczy błyszczące gorączką i z trudem przełykając ślinę wykrztusił:
• Naomi… Naomi…
• Majaczy – rzekł przejęty Ben.
• Tak, gorączka rośnie – stwierdziła Holly.
• Doktor już dawno powinien przyjechać. Musiało, coś się stać. - Ben z trudem panował na emocjami.
• Proszę się uspokoić, panie Cartwright - rzekła łagodnie Holly. - Nerwy tu nic nie pomogą. Teraz musimy Adamowi zbić gorączkę.
• Masz rację, moja droga. Mów, co mam robić?
• Potrzebna będzie woda, ale niezbyt zimna. Raczej letnia. Mój tato mówił, że w takich przypadkach kompres powinien być chłodniejszy od ciała chorego zaledwie o kilka stopni.
• Już po nią idę.
• A i proszę przynieść kilka ręczników i koszulę nocną na zmianę. Chorego musimy przebrać. Jest bardzo spocony. Przydałby się też pościel na zmianę.
• Zaraz wszystko przyniosę – zapewnił Ben, szybko wychodząc z sypialni syna. Tymczasem Holly zdjęła ściereczkę z czoła Adama i przetarła mu twarz i szyję. Mężczyzna westchnął i zupełnie niespodziewanie spojrzał na nią całkiem przytomnie.
• To pani? - spytał.
• Tak, to ja. – Odparła i wziąwszy szklankę, w której jak okazało się był napar rumianku, powiedziała: - proszę to wypić.
• Nie chcę – mruknął, odkręcając twarz.
• Będzie pan pił.
• Nie. Nie mam ochoty.
• A to mnie zupełnie nie interesuje. Proszę otworzyć usta.
• Daj mi spokój – wychrypiał i ciężko jęknął.
• Ja ci zaraz dam spokój! - Holly stanowczym ruchem podłożyła dłoń pod głowę Adama i unosząc ją do góry rozkazała: - pij!
Adam zaskoczony tak stanowczą reakcją dziewczyny, do tego półprzytomny i zbyt słaby, żeby dalej się z nią sprzeczać posłusznie otworzył usta i wypił cały rumianek. Zmęczony zamknął oczy. Bez sprzeciwu pozwolił zmienić sobie kompres na karku. Usnął.
Tymczasem Ben wydał Hop Singowi dyspozycje, co do wody, a sam z naręczem rzeczy, których zażyczyła sobie Holly, ruszył do pokoju syna. Przystanął jednak usłyszawszy turkot kół. Położył ręczniki i pościel na fotelu, i poszedł otworzyć drzwi. Miał nadzieję, że przyjezdnym okaże się tak wyczekiwany lekarz. I faktycznie z bryczki, która dopiero, co zatrzymała się na podwórzu wysiadł doktor Martin. Zobaczywszy Cartwrighta szybko ruszył w jego kierunku.
• Nareszcie jesteś! - krzyknął Ben. - Już myślałem, że coś się stało.
• A żebyś wiedział, że się stało – odparł Martin. - Jadę do Owensów. Ich chłopak prawdopodobnie ma zapalenie ślepej kiszki. Wpadłem do was po drodze i to tylko na chwilę. Mów, jak czuje się Adam.
• Właściwie bez zmian. Wciąż ma wysoką gorączkę – odparł Ben, wpuszczając lekarza do domu. Martin postawił na stole swoją torbę lekarską i wyjął z niej dwie buteleczki z brązowego szkła z białymi nalepkami.
• Oddycha normalnie? Nie dusi się?
• Na razie nie ma z tym problemów.
• Dobrze, bardzo dobrze. – Rzekł doktor, podając Cartwrightowi buteleczki – tu masz lekarstwo na gorączkę. Powinno mu pomóc. Dawkowanie według tego, co napisałem na etykietce. Gdyby zaczął się dusić, podasz mu lekarstwo z drugiej butelki. Dawkowanie tego leku możesz zwiększyć maksymalnie o dziesięć kropli i ani o kroplę więcej. Rozumiesz?
• Tak, a co z bańkami. Miałeś mu postawić.
• Ben, nie mam na to czasu. Wiesz, co grozi temu chłopakowi, jeśli pęknie mu wyrostek?
• Wiem.
• To wiesz, że nie mam wyboru. Przyjadę do was, jak tylko będę mógł. Może jutro. Tymczasem musicie dać sobie radę sami.
• A może ja bym mogła spróbować? - spytała Holly zbiegając po schodach.
• Panna McCulligen, pani tutaj? - spytał zdziwiony lekarz.
• Pan Cartwright poprosił mnie o pomoc przy synu.
• Rozumiem, ale nie rozumiem, czego chciałaby pani spróbować.
• Przepraszam, źle się wyraziłam – rzekła Holly. - Mogę postawić Adamowi bańki. Znam się na tym i kilka razy już to robiłam.
• Pani raczy sobie żartować, a ja nie mam na to czasu – odparł Martin zamykając swoją torbę.
• Nie żartuję. Naprawdę potrafię stawiać bańki, cięte i suche – powiedziała z siłą Holly. - Co prawda nic nie wskazuje na zapalenie oskrzeli lub płuc, ale...
• Skoro nic nie wskazuje – przerwał jej Martin - to i nie ma potrzeby stawiania baniek. Przynajmniej na razie.
• Ale chory zaczął ciężko oddychać – kontynuowała niezrażona Holly. - Być może to efekt kataru. Uważam jednak, że nie ma, co czekać na rozwój choroby, bo wtedy może być za późno na jakąkolwiek kurację. Ja potrafię to zrobić. Potrzebuję tylko zestawu baniek, które pobrzękują w pańskiej torbie i pańskiej zgody.
Doktor Martin przez chwilę mierzył dziewczynę wzrokiem, po czym wyjął z torby pudełko z bańkami, szybko zdjął kurtkę i marynarkę, a następnie podwinął lewy rękaw koszuli.
• Proszę pokazać, jak pani stawia bańki – rzekł podsuwając jej przedramię wewnętrzną stroną.
• Po pierwsze, nie stawia się baniek, tam gdzie przebiegają duże żyły, ani w okolicy serca – odparła wyjmując z pudełeczka jedną bańkę. Następnie schwyciwszy rękę lekarza rzekła: – a tu, jak widzę ma pan żyły i mało tkanki tłuszczowej. Po drugie, najczęściej stawia się je na plecach oraz po bokach ciała. To pomaga w przeziębieniu, zapaleniu oskrzeli i zapaleniu płuc. Na inne schorzenia ta metoda również pomaga, ale nie mamy czasu, żeby o tym teraz dyskutować. Panie Cartwright – zwróciła się do Bena – poproszę trochę whiskey i małe drewienko lub zapałkę.
Ben, zaciekawiony, szybko wykonał to, o co poprosiła dziewczyna. Holly z dużą wprawą zaczęła przygotowywać bańkę, jednocześnie objaśniając:
• Obrzeże bańki należy zwilżyć wodą, potem patyczek nasączony alkoholem podpala się i ociera nim dookoła wnętrze bańki. Następnie bańkę przystawia się do skóry pacjenta, o tak – bańka wylądowała na przedramieniu doktora – i przytrzymuje się aż do zassania. Gorące powietrze we wnętrzu stygnąc, zmniejsza swą objętość i wytwarza podciśnienie. To pozwala utrzymać się bańce na ciele chorego. Przed zabiegiem skórę należy lekko natłuścić, po zabiegu przetrzeć alkoholem i ponownie natłuścić. Na koniec dobrze okryć chorego. Czy mam też powiedzieć, co świadczy o dobrze postawionych bańkach?
• Nie trzeba – odparł doktor Martin uśmiechając się na widok ciemnoczerwonego okrągłego śladu po zdjętej bańce. - Dobrze, ma pani moją zgodę. Postawi pani choremu po piętnaście baniek ma każdą stronę ciała. Suchych, nie ciętych. I nie dłużej niż na kwadrans. Najpierw jednak musi pani obniżyć mu temperaturę.
• To zrozumiałe, panie doktorze. Wysoka temperatura jest jednym z przeciwwskazań do postawienia baniek.
• Widzę, że zostawiam Adama w dobrych rękach – rzekł Martin ubierając się. - Myślała pani kiedyś o medycynie?
• Cały czas o tym myślę, ale świat jeszcze nie jest gotowy na lekarza-kobietę.
• Myślę, że niedługo to się zmieni. – Odparł doktor Martin i dodał: - wpadnę jutro, ale o której to nie wiem.

***

• Holly, połóż się i odpocznij – Ben lekko dotknął ramienia przysypiającej na krześle dziewczyny. - Siedziałaś przy nim całą noc.
• Jak Adam? - spytała przeciągając się nieznacznie.
• Śpi spokojnie, a czoło ma chłodne – odparł Ben, uśmiechnąwszy się do dziewczyny. - No idź, prześpij się. Niedługo zacznie świtać. Na stole w salonie znajdziesz jedzenie i dzbanek z gorącą kawą.
• Świetnie brzmi – rzekła i wstała z krzesła. Spojrzała na Adama. Mężczyzna oddychał równo i regularnie. Zadowolona, spojrzała na Bena i powiedziała: - powinno być już dobrze. Gdy się obudzi proszę dać mu pić i coś do zjedzenia. Potem dopiero lekarstwo, które zalecił doktor Martin.
• Będzie tak, jak powiedziałaś, a teraz moja droga, idź już. W pokoju dla gości, czeka na ciebie wygodne łóżko.
• Może faktycznie przyda mi się trochę snu – odparła zmęczonym głosem Holly – ale gdyby coś się działo, proszę mnie zawołać.
• Oczywiście – zapewnił Ben. - No, idź wreszcie. A i Holly…
• Tak?
• Dziękuję ci za to, co zrobiłaś dla mojego syna.

***

Dochodziła dziesiąta rano. Holly zmęczona nocnym czuwaniem przy Adamie, spała w najlepsze w pokoju gościnnym domu w Ponderosie. Hoss i Joe zaraz po śniadaniu pojechali do tartaku wyjaśnić ostatecznie konflikt do jakiego doszło pomiędzy pracownikami. Ben, zajrzawszy do Adama, który po lekkim posiłku i zażyciu leku natychmiast usnął, siedział w fotelu i popijając kawę, czytał gazetę. Z kuchni dochodziło pobrzękiwanie naczyń i ciche narzekanie Hop Singa oczywiście w jego ojczystym języku. Ben uśmiechnął się, złożył gazetę na czworo i wrócił myślami do wydarzeń minionej nocy. Holly prawdziwie mu zaimponowała. To, że miała wiedzę medyczną nie ulegało żadnej dyskusji, ale, że tak świetnie dała sobie radę z jego synem to było godne podziwu. Adam z natury niezwykle uparty i stawiający na swoim, był powolny wszystkim zabiegom Holly. Jedynym wytłumaczeniem tego stanu rzeczy mogła być wysoka gorączka, ale późnym wieczorem spadła ona na tyle, że dziewczyna mogła postawić mu bańki. I tu Adam, co prawda słaby, ale całkiem przytomny, próbował się sprzeciwić. Wywołał tym ostrą ripostę dziewczyny. Zrobiła mu wykład o braku odpowiedzialności i niewdzięczności, i to w obecności ojca i braci. Adamowi odebrało mowę. Posłusznie przekręcił się na brzuch i z ogromną cierpliwością znosił, jak to określił, wymyślne tortury panny McCulligen. Po zdjęciu baniek usnął niczym dziecko i spokojnie spał aż do rana. Gdy Ben przyniósł mu śniadanie, zjadł niemal wszystko, przy czym cały czas spoglądał w kierunku drzwi, tak jakby na kogoś oczekiwał, ale nie zadał żadnego pytania. Ben z rozbawieniem przypomniał sobie minę Adama, gdy ten zorientował się, że Holly naprawdę będzie stawiać mu bańki. Parsknął cichym śmiechem, choć wtedy wcale nie było mu do śmiechu. Teraz był już pewien, że wszystko idzie ku dobremu. Ciężar spadł mu z serca. Z niecierpliwością więc czekał na doktora Martina, niezmiernie ciekaw jego reakcji na wieść, jak to Holly wspaniale poradziła sobie z upartym pacjentem.
Niespodziewane pukanie do drzwi przerwało Benowi rozmyślania. Gdy je otworzył ze zdziwieniem ujrzał na progu swego domu zupełnie nieznanego mężczyznę.
• Słucham? W czym mogę panu pomóc? - zapytał. Mężczyzna najwyżej trzydziestopięcioletni, o ciemnoblond włosach, niebieskich oczach i miłym wyglądzie, skinął głową i powiedział:
• Dzień dobry. Czy tu mieszka pan Adam Cartwright?
• Owszem, a kto pyta?
• Przepraszam, nie przestawiłem się – rzekł mężczyzna. - Nazywam się Logan Carter i jestem prywatnym detektywem.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 5:05, 23 Kwi 2020    Temat postu:

No, w końcu nadrobiłam zaległości Wesoly
Podsumuję krótko, w punktach Mruga
- wspaniale opisane realia, tło historyczne i do tego wszystkie te smakowite ciekawostki o życiu codziennym! Cudo Wesoly
- Holly zapowiada się na ciekawą osóbkę. Ciekawi mnie ów Braxton. To narzeczony? Jego los jest definitywnie określony?
-Ciotka Holly jest uroczą, energiczną kobietą. Jestem pewna, że bydło państwa Tollivarów czuje przed nią zdrowy respekt, szacunek i pełne zaufanie.
-I teraz muszę się przyznać: Adam mnie potwornie irytuje. Na miejscu Holly też bym gryzła, kąsała i pluła jadem. I nie chodzi mi nawet o stosunek Adama do jego synka, co po prostu o Adam. Jest zbyt adamowaty.
I tak sobie myślę... oby Holly się nie zakochała w Adamie!!!

Opowiadanie świetne, czekam na rozwój wypadków Wesoly Holly zdecydowanie powinna sie zastanowić nad karierą w medycynie. Jak świat nie jest gotowy, to trzeba go przygotować.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 55, 56, 57  Następny
Strona 4 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin