Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 30, 31, 32 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:48, 28 Mar 2021    Temat postu:

Cytat:
Grupą górników, którzy zjawili się, jako pierwsi, kierował Allan Scott, stary doświadczony sztygar z kopalni srebra Mizpah, położonej najbliżej Virginia City. Niemal w tym samym czasie zjawił się Adam z grupą pomagających mu mężczyzn.

Na miejsce dotarła ekipa fachowców i ochotników. Powinno wszystko pójść dobrze
Cytat:
Hoss z racji swej niebywałej siły pracował wraz z górnikami przy drążeniu szybu. Jego potężne ramiona i mocne dłonie były nie do przecenienia. Gdy inni ustawali w pracy, on nie przestawał kopać. Wiedział, że czas w ratowaniu Matta i Holly odgrywa kluczową rolę.

Hoss jest niezastąpionym pomocnikiem
Cytat:
• Owszem, jak na kobietę jest bardzo odważna.
• Jak na kobietę? - Scott skrzywił się i dodał: - panie Cartwright, niejeden mężczyzna na jej miejscu narobiłby w gacie. Rozmawiałem z nią. Ją również chciałbym poznać. Musi mieć niezły temperament.
• Co do tego ma pan rację. - Adam kiwnął głową. - Świętego wyprowadziłaby z równowagi.
• Skoro tak, to tym bardziej muszę ją poznać.

Adam stanowczo nie docenia Holly
Cytat:
• Synku, wszystko będzie dobrze, tylko słuchaj Holly – mówił głośno Adam, leżąc na brzuchu z głową pochyloną nad osuwiskiem. Obok niego stała lampa, która rzucała długie cienie, ale nie pozwalała dostrzec nic oprócz krawędzi dołu – Obiecujesz?
• Tak, tato. A szybko nas wyciągniecie?
• To jeszcze trochę potrwa, ale już nie długo. Postaram się przyjść po ciebie.
• Tato, gniewasz się na mnie?
• Nie, wcale się nie gniewam – zapewnił Adam ...

Dziecko jak to dziecko ... co tam osuwisko, bęcki od taty to jest problem
Cytat:
- Zamiast wygadywać bzdury skup się lepiej na tym, co chcę ci powiedzieć.
• Miłość twoim zdaniem to bzdura?! - krzyknęła ze złością.
• Nie to miałem na myśli!
• A, co?!
• Czy ty nawet w takiej sytuacji musisz się ze mną kłócić?! - spytał rozzłoszczony Adam.
• To mnie nie prowokuj!

Nawet w takiej sytuacji kłócą się ze sobą ... muszą się bardzo lubić
Cytat:
• Będziesz w tym szybie?
• Postaram się, ale nie wiem, czy mnie wpuszczą.
• Dobrze byłoby cię zobaczyć.
• Naprawdę? To, coś nowego w twoich ustach.
• Jesteś okropny!
• Skoro tak twierdzisz. Cóż, jakoś to przeboleję – rzekł z nieukrywaną ironią Adam.

Ach! Ten słynny sarkazm
Cytat:
Wierzysz mi?
• Tobie, Cartwright? - spytała i po dłuższej chwili odparła: - wierzę. Doprowadzasz mnie do szału, ale mimo to wierzę ci.
• Miło to słyszeć.(...)
• Cartwright? Dużo jest ludzi obok ciebie?
• Tu nad tą dziurą nie ma nikogo. Chcesz mi coś powiedzieć?
• Tak. To, co było między nami jest dla mnie ważne.
• Nie wiem, co powiedzieć.
• Nie musisz nic mówić. Chciałam, żebyś to wiedział… tak na wszelki wypadek... jak masz iść to już idź. – Rzekła i szybko szeptem dodała: - kocham cię.

Ciekawe, czy usłyszał? Pewnie tak, ale nie wiadomo, czy odpowiedział?
Cytat:
Dwa uderzenia kilofem otworzyły drogę do uwięzionych. Pierwsze, co Scott ujrzał to była umorusana buzia chłopca, wpatrującego się w niego z ogromnym napięciem.
• Witaj Matthew – rzekł mężczyzna. - Miło mi ciebie poznać.
• Skąd zna pan moje imię? - zdziwienie dziecka sięgnęło zenitu.
• Twój tata powiedział mi, jak się nazywasz.

No i poznał Matta, teraz musi mu wytłumaczyć jak ma się zachować
Cytat:
Jak się czujecie?
• Całkiem nieźle, jak na te okoliczności.
• Będziecie mogli poruszać się o własnych siłach?
• Ja, tak – odparła Holly. - Gorzej z Mattem. Ma skręconą kostkę.
• Przykro mi – rzekł Scott i zwrócił się do chłopca: - Matt wiesz, jak należy się czołgać?
• Wiem.
• W takim razie zabierajmy się stąd.

Nareszcie. Wydostaną się z pułapki
Cytat:
Gdy Scott wreszcie zobaczył światło u wylotu tunelu odetchnął z ulgą. Jeszcze kilka ruchów ramionami i byli niemal na powierzchni. I wtedy właśnie poczuł znajome drżenie ziemi i trzask łamanych podpór. Kurz przesłonił wylot tunelu. Ostatkiem sił niemal rzucił Mattem w czyjeś wyciągnięte ramiona. Ktoś inny mocno schwycił go za kołnierz kurtki. Nagle poczuł ostry ból w tyle głowy. Nim stracił przytomność dotarło do niego, że szyb właśnie się zapadł.

A to już nie zapowiada szczęśliwego zakończenia

Kolejny, pełen emocji odcinek. Akcja ratunkowa trwa. Prowadzą ją najlepsi fachowcy w okolicy plus rzesza ochotników. Adam szaleje, bo czuje się odsunięty ... jak mu wytłumaczył doświadczony sztygar, emocje, jakie targają Cartwrightem mogą przeszkodzić. I słusznie. Ratownik powinien być kompetentny, opanowany i oczywiście odważny. Do dziewczyny i chłopczyka już dotarł pan Scott. Niestety Matt ma skręconą nogę, jest zmęczony i z trudem się porusza. To opóźnia akcję. To osuwisko cały czas jest groźne, możliwe jest dalsze osuwanie się ziemi i niestety do tego doszło pod koniec akcji, kiedy już widzieli światło w tunelu. Koleżanka sadystycznie "urwała" w najbardziej emocjonującym momencie. Z tekstu wynika, że Matta ktoś złapał, sztygara też ktoś chwycił za kołnierz kurtki, ale ... Scott oberwał w głowę. Nie wiadomo, czy też został wyciągnięty z szybu? No i co z Holly? Ona chyba szła za nimi ... aż boję się pomyśleć, co się z nią mogło stać a koleżanka jeszcze rozważa dwie opcje - optymistyczną i pesymistyczną. Cóż, karmić bohaterkę własną weną, a potem pesymistycznie z nią postąpić? To bardzo przewrotne. I to po tym jak Holly wyznała miłość. Wolałabym wersję optymistyczną. Dla sztygara również bo fajny gość. Ale cóż, to zależy od autorki ... czekam więc niecierpliwie na kontynuację i rozwiązanie (optymistyczne, jeśli można prosić Very Happy ) w nadziei, że jednak bohaterowie przeżyją i Matt nie będzie rósł z poczuciem winy, że przez niego zginęli ludzie. To kiepsko wpływa na psychikę dziecka. Moją również ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 23:57, 29 Mar 2021    Temat postu:

Bardzo dziękuję, za miły i wnikliwy komentarz. Urwałam opowieść w takim, a nie innym momencie, ponieważ mojej wenie zabrakło... weny. Mruga Teraz zastanawiam się, co zrobić z bohaterami. Mogę obiecać, wersję optymistyczną, tzn. sztygar ocaleje. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:25, 30 Mar 2021    Temat postu:

Cieszę się z zamiarów optymistycznych, gdyż przez wersję pesymistyczną ucierpiało by moje jestestwo sponiewierane kolejnymi kuracjami. Trzymam kciuki za wenę, a głównie za jej pracowitość Very Happy

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 11:25, 30 Mar 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aga




Dołączył: 08 Maj 2017
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:30, 03 Kwi 2021    Temat postu:

Ewelina to chyba szantaż emocjonalny.... Wesoly Wesoly

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aga dnia Sob 18:31, 03 Kwi 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:32, 03 Kwi 2021    Temat postu:

Oczywiście, wcale tego nie ukrywam Very Happy ale w dobrym celu Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:00, 08 Kwi 2021    Temat postu:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 10:19, 09 Kwi 2021    Temat postu:

Na razie wklejam to, co mam Confused


Nazajutrz, wczesnym rankiem.

Adam z ogromną troską spoglądał na śpiącego niespokojnie synka. Drobna rączka dziecka leżała w jego dłoni. Za każdym razem, gdy próbował ją zabrać, palce chłopca mocno się zaciskały i Matthew budził się, spoglądając z przerażeniem na ojca. Uspokajał się, gdy Adam zapewniał go, że nic mu nie grozi, że jest już w domu i wszystko będzie dobrze. Wtedy chłopczyk zasypiał, jak mały zajączek pod miedzą. Coś mówił niewyraźnie przez sen, jakby się komuś skarżył. Raz nawet zapłakał. Adam dałby wszystko, aby wymazać z pamięci dziecka ostatnią dramatyczną dobę, a szczególnie moment, w którym zawalił się szyb. To był prawdziwy cud, że Matthew oprócz zwichniętej kostki i kilku zadrapań nie odniósł poważnych obrażeń. Niestety, to co przeżył odcisnęło się na jego stanie emocjonalnym. Swoją babcię pomylił ze zmarłą matką, a potem z płaczem dopytywał się o sztygara Scotta i Holly. Adam, nie chcąc okłamywać synka, udzielał mu wymijających odpowiedzi. Wtedy Matthew dostał takiej histerii, że doktor Martin musiał podać mu laudanum. Na swoje szczęście jeszcze na łące, chłopczyk usnął i nie widział finału akcji ratowniczej.
Do Ponderosy dotarli grubo po północy. Adam z pomocą Estery umył chłopca i położył do łóżka. Na dole w pokoju gościnnym, odpoczywał ranny sztygar, opatrzony przez doktora Martina. Początkowo Scott uderzony odłamkami desek, które pękły pod naporem zwałów ziemi, długo nie odzyskiwał przytomności. Wreszcie, jakoś doszedł do siebie, ale okazało się, że doznał wstrząśnienia mózgu i miał rozciętą głowę. Konieczne było szycie rany. Oczywiście, nie chcąc robić Cartwrightom dodatkowego kłopotu, postanowił wrócić do domu. Wstał z łóżka próbując udowodnić, że nic mu nie jest. Niestety siły nie szyły w parze z zamiarami i gdyby nie mocne ramiona Hossa, sztygar upadłby na podłogę. Doktor Martin w krótkich, dosadnych słowach skwitował zachowanie Scotta, a Hoss zagroził rannemu, że jeśli będzie musiał, to go zwiąże. Sztygar nie miał więc wyboru i posłusznie położył się do łóżka. Doktor Martin polecił Hossowi, aby z kimś na zmianę czuwał przy rannym i ze względu na uraz głowy przez najbliższe dwie godziny nie pozwalał mu spać. Hoss, jak łatwo się domyślić nie był zachwycony taką perspektywą. Jednak na doktorze nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. Miał bowiem tej nocy tyle obowiązków, że nie wiedział, w co włożyć ręce. Przed opuszczeniem Ponderosy zajrzał jeszcze do Matthew. Uspokoił Adama, co do stanu synka, a następnie obiecał, że odwiedzi ich rano.
Adam, przymknąwszy oczy, przypomniał sobie ze szczegółami wypadki ostatnich godzin. Moment, w którym usłyszał głosik wołającego go synka, był najszczęśliwszym w jego życiu. Jednak w ułamku sekundy radość zmieniła się w przerażenie, gdy wylot szybu ratowniczego zawalił się pod ciężarem ziemi. Nagle, nie wiedząc w jaki sposób Matthew znalazł się w jego ramionach. Upadł wraz z nim na ziemię zasłaniając go własnym ciałem przed odłamkami desek. Kątem oka zauważył, że Hoss ciągnął kogoś po ziemi. Inni, w tym Joe i Logan rzucili się mu na pomoc. Wszystko spowijał kurz. I wtedy usłyszał krzyk mrożący krew w żyłach, krzyk należący do Emily Toliver i wiedział już, że stało się coś strasznego. Oddał Matthew pod opiekę Estery i wraz z innymi mężczyznami rzucił się na pomoc Holly. Gdy ją wyciągnęli zdawało się, że nie oddycha. Na szczęście na miejscu był doktor Martin, który szybko zajął się ranną. Tymczasem Adam, sparaliżowany strachem, stał i patrzył. I wtedy bardzo wyraźnie usłyszał w swojej głowie głos Holly mówiący: „kocham cię”. Były to ostatnie słowa, jakie dziewczyna do niego wypowiedziała. Wtedy nad osuwiskiem wydawało mu się, że się przesłyszał. Teraz miał pewność. Teraz i on mógłby to samo jej powiedzieć…
Drzwi skrzypnęły cichutko i zanim Adam otworzył oczy usłyszał szept Estery:
• Jesteś zmęczony. Powinieneś położyć się.
• Nie zasnę - westchnął i przetarł dłońmi twarz. - Jak ma się Scott?
• Śpi. Chyba wszystko będzie dobrze.
• Cieszę się. Wiele zawdzięczamy temu człowiekowi.
• To prawda.
• Nigdy mu się nie wywdzięczę - stwierdził Adam. - Nie przeżyłbym, gdyby Mattowi coś się stało.
• Nie myśl teraz o tym – rzekła Estera. - Twój syn, a mój wnuk żyje i tylko to się liczy.
• Żałuję, że poznaliście się w takich okolicznościach.
• Nie mówmy teraz o tym. Proszę, przyniosłam ci gorącą kawę.
• Dziękuję. – Adam uśmiechnął się do kobiety i spytał: - posiedzi tu pani razem ze mną?

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:11, 09 Kwi 2021    Temat postu:

Cytat:
Swoją babcię pomylił ze zmarłą matką, a potem z płaczem dopytywał się o sztygara Scotta i Holly. Adam, nie chcąc okłamywać synka, udzielał mu wymijających odpowiedzi. Wtedy Matthew dostał takiej histerii, że doktor Martin musiał podać mu laudanum. Na swoje szczęście jeszcze na łące, chłopczyk usnął i nie widział finału akcji ratowniczej.

To zabrzmiało złowrogo
Cytat:
Początkowo Scott uderzony odłamkami desek, które pękły pod naporem zwałów ziemi, długo nie odzyskiwał przytomności. Wreszcie, jakoś doszedł do siebie, ale okazało się, że doznał wstrząśnienia mózgu i miał rozciętą głowę.

Scott jest ranny, ale przeżył
Cytat:
... Adam, sparaliżowany strachem, stał i patrzył. I wtedy bardzo wyraźnie usłyszał w swojej głowie głos Holly mówiący: „kocham cię”. Były to ostatnie słowa, jakie dziewczyna do niego wypowiedziała. Wtedy nad osuwiskiem wydawało mu się, że się przesłyszał. Teraz miał pewność. Teraz i on mógłby to samo jej powiedzieć…

Oświeciło go po czasie?

Króciutki fragment, ale pełen treści. Niestety, nie odpowiedział na wszystkie pytania. Odetchnęłam ... Scott przeżył, obolały, ranny, ale żywy. Nie wiem jednak co z Holly? Czyżby? stało się to najgorsze? Niemożliwe!!! Holly musi przeżyć!!! Jej odejście pogrążyłoby Matta w rozpaczy. Adama pewnie również. Mam nadzieję, że koleżanka oszczędzi im i nam tego stresu. Oby ... no i moje jestestwo też by mocno ucierpiało Sad Czekam niecierpliwie na kontynuację i oby lepsze wieści.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:41, 10 Kwi 2021    Temat postu:

Dziękuję za komentarz. Very Happy Co stało się z Holly, to wyjaśni się w kolejnym fragmencie. Jutro wezmę się do pisania (mam taką nadzieję). Dzisiaj miałam szczepienie i trochę nie jestem w formie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:37, 11 Kwi 2021    Temat postu:

To trzymam kciuki za twórczą wenę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 23:47, 14 Kwi 2021    Temat postu:

***

Tuż przed śniadaniem Adam wyszedł przed dom, aby rozprostować kości. Estera, co prawda namawiała go, aby choć trochę się przespał, ale nie chciał o tym słyszeć. Zresztą nie zmrużyłby oka. Myśli przebiegały mu przez głowę z szybkością błyskawicy. Wciąż odtwarzał sobie wypadki minionej nocy i zastanawiał się, czy gdyby zaufał intuicji kobiet to Matta i Holly odnaleziono by dużo wcześniej. Niestety tego nikt nie byłby w stanie stwierdzić. Adam wiedział, że takie zadręczanie się nie ma sensu, jednak trudno było mu przejść nad tym, co się stało do porządku dziennego. Głęboko zaczerpnął powietrza i spojrzał w błękitne niebo. Słońce świeciło radośnie, obiecując wspaniały dzień. Adam podszedł do małego padoku, gdzie konie skubały leniwie trawę. Oparł dłonie o ogrodzenie i przypatrywał się jak kucyk Matta zaczepiał Frosta. Wierzchowiec Adama z wielką wyrozumiałością traktował swego małego pobratymca, ale wreszcie zniecierpliwiony jego zachowaniem machnął kilka razy głową próbując postraszyć kucyka. Gdy to nie pomogło zaczął go zaganiać. Karmelek w pierwszym momencie wystraszył się, ale już w następnym nie dawał za wygraną. Wciąż krążył wokół Frosta, wyraźnie go prowokując. Wreszcie ogier nie wytrzymał i zamarkował gryzienie. To na jakiś czas uspokoiło kucyka. Adam był pełen podziwu dla swojego konia, który z pozoru spokojny, potrafił każdemu wskazać jego miejsce. W przypadku Karmelka był jednak wyjątkowo cierpliwy, tak, jakby wiedział, że kucyk potrzebuje dużo ruchu i zabawy, której jego mały właściciel nie może mu zapewnić.
Tymczasem na podwórze wjechał konno Mały Joe. Zeskoczywszy z wierzchowca, zdjął mu z grzbietu siodło i podprowadził do poidła. Rozejrzał się na boki i wówczas zauważył Adama przypatrującego się koniom dokazującym na padoku.
• Sprytny ten maluch i odważny – zauważył Joe stanąwszy obok brata.
• Nie da się zaprzeczyć – odparł Adam – ale trzeba będzie nad nim popracować. Coś ostatnio zrobił się za bardzo rozbrykany. Nie chciałbym, żeby zrzucił Matthew.
• A, jak ma się Matthew?
• Śpi.
• Co powiedział doktor Martin?
• Że będzie dobrze. – Odparł Adam i zapytał: - Zabezpieczyliście teren?
• Staraliśmy się – rzekł Joe, przecierając dłonią twarz.
• Co to znaczy?
• Pojawił się właściciel terenu.
• Williams.
• A i owszem. Williams.
• Z twojego tonu wnoszę, że doszło do jakiegoś nieporozumienia.
• Przegonił nas. Nawet nie zapytał, co takiego się stało.
• Nie musiał. Wszyscy wokół wiedzieli, że szukamy Matthew.
• A nie zdziwiłeś się, że on jeden nie dołączył do poszukiwań?
• Zdziwiłbym się, gdyby to zrobił. Od tej awantury sprzed dwóch lat nie odzywa się do nas.
• Masz rację, ale w takiej sytuacji, jak nasza wszelkie animozje powinny iść w niepamięć.
• Powinny, ale widać, Williams jest niezwykle pamiętliwy.
• On coś ukrywa – rzekł Joe – i mam przeczucie, że ma to coś wspólnego z tymi osuwiskami.
• Jak to z osuwiskami? - Adam z zainteresowaniem spojrzał na brata.
• Oprócz tego, do którego wpadł Matthew, znaleźliśmy dwa mniejsze.
• Co ty mówisz?! Tam nigdy nie było takich problemów. Może ostatnie trzęsienie ziemi coś naruszyło?
• Możliwe, ale bardziej prawdopodobne jest to, że ktoś nielegalnie eksploatuje starą kopalnię.
• Słyszałem o tym, ale nie sądzę, żeby to było prawdą.
• A słyszałeś, że podobno Williams ma z tym coś wspólnego?
• Nie, ale nie byłbym zaskoczony, gdyby faktycznie tak było. – Rzekł Adam i dodał: - skoro was przegonił, to musi być coś na rzeczy.
• Powiedział nam, że dziura w którą wpadł Matthew, a potem Holly powstała po wycince drzew.
• Niezła wymówka. Jakoś nam nigdy coś takiego się nie przydarzyło, a trochę tych drzew wycięliśmy – zauważył Adam.
• Tak właśnie mu powiedziałem – odparł Joe.
• A on, co na to?
• Że powinieneś lepiej pilnować swojego syna.
• Williams, chyba dawno nie dostał w pysk – zauważył Adam z zaciętym wyrazem twarzy.
• Logan stwierdził to samo i mu przyłożył – odparł Joe z błyskiem satysfakcji w oczach.
• I dobrze. A gdzie jest Carter?
• Po spięciu z Williamsem postanowił wrócić do miasta i o wszystkim powiadomić szeryfa. Speed z nim pojechał. Po drodze mieli zajrzeć do Toliverów. Sprawdzić, co i jak.
• To dobrze. Może Toliverowie będą potrzebowali jakieś pomocy – odparł Adam z dziwnym wyrazem twarzy. Wyglądał przy tym tak, jakby nie chciał już rozmawiać. Joe, który miał zamiar o coś jeszcze go zapytać, zrezygnował z tego zamiaru. Westchnąwszy tylko, powiedział:
• Rozsiodłam konia, a potem muszę choć trochę się przespać. Padam na twarz.
• Joe… - zaczął Adam patrząc przed siebie – dziękuję, za pomoc. Bardzo to doceniam.
• Nie ma sprawy, to przecież mój jedyny bratanek – odparł cicho Joe. - Adamie, choć nie zawsze ze sobą się zgadzamy, to za twojego syna oddałbym życie.
• Wiem – mruknął ledwo dosłyszalnie Adam i pochylił głowę.
• Pójdę już – rzekł Joe.
• Zaraz będzie śniadanie. Obudź Hossa. Pani Goldblum jest teraz z Matthew. Zajrzyj do nich i zapytaj czy czegoś im nie potrzeba.
• A ty?
• Pójdę do Toliverów – odparł. - Joe, gdyby Matthew pytał o Holly, to na razie nic mu nie mów.

***

Im bliżej miał do rancza Toliverów, tym szedł coraz wolniej. Tak, jakby chciał opóźnić to, co było nieuniknione. Czy bał się wieści, których przez całą noc wyczekiwał? Tak, bał się. Bał się, zwłaszcza, że uświadomił sobie, iż Holly znaczy dla niego dużo więcej niż chciałby się przyznać. Gdy po kilku, ciągnących się w nieskończoność minutach wyciągnięto dziewczynę spod zwałów ziemi, wszyscy bez wyjątku byli przekonani, że Holly nie żyje. Adam miał nadal w pamięci rozdzierający krzyk Emily i bladą zakrwawioną, i zupełnie bezwładną Holly. Siedząc przy synku przez całą noc, wspomnieniami powrócił do pierwszego spotkania z dziewczyną, która przebrana za chłopaka napyskowała Małemu Joe. Przypomniał sobie, jak stawiała mu bańki i jak się nim opiekowała, gdy był chory. Każdą sprzeczkę, każdą awanturę z nią pamiętał w najdrobniejszych szczegółach. Tak, jak pamiętał ich pierwszy raz w jaskini, kiedy skryli się tam przed gwałtowną burzą. I potem jeszcze raz, w górach, gdy musiał powiadomić synka o przyjeździe nieznanych mu dziadków. Ten drugi raz był dla nich niezwykłe spontaniczny i zupełnie nieoczekiwany. Nigdy potem nie wracali do tego, co stało się w górach, gdy ukryci za małą skałą w blasku księżyca kochali się, jednocześnie nasłuchując, czy Matthew przypadkiem się nie obudził. Na wspomnienie, jak sprytnie podeszła go w sprawie Speeda Monroe nie mógł się nie uśmiechnąć. Zaraz jednak posmutniał, gdy przypomniał sobie ich ostatnią rozmowę. Żałował, że zabrakło mu odwagi, aby przyznać się, jak wiele dla niego znaczy.
Rozmyślając tak, nie wiadomo kiedy znalazł się na podwórzu Toliverów. Ralph siedział przed domem i pił kawę. Już od pierwszego spojrzenia widać było, jak bardzo jest zmęczony i przybity. Poszarzała twarz i podkrążone oczy mówiły wszystko. Adam nigdy nie widział przyjaciela w takim stanie. Myśląc o najgorszym, przystanął niepewnie tuż przy studni. Wówczas Ralph uniósł głowę i spostrzegł go. Wstał powoli z ławki i podszedł do niego.
• Witaj – powiedział. - Co z Matthew?
• Lepiej. A, jak ma się Holly?
• Cóż… - zaczął Ralph drżącym głosem – chciałbym powiedzieć to samo, co ty. Niestety, Holly wciąż nie odzyskała przytomności. Doktor Martin powiedział, że uraz głowy jest bardzo poważny, do tego długo była pod ziemią. Najbliższe godziny zadecydują o wszystkim.
Adam przymknął oczy. Miał wrażenie, że za chwilę upadnie. Czuł się niemal tak samo, jak wtedy, gdy doktor Martin powiadomił go o beznadziejnym stanie Naomi. Na myśl, że znowu się to powtarza musiał przytrzymać się obramowania studni.
• Dobrze się czujesz? - spytał zatroskany Ralph.
• Trochę kręci mi się w głowie…
• Usiądź – rzekł mężczyzna, podprowadzając go do ławki. - Kiedy ostatnio jadłeś?
• Nie pamiętam. Chyba wczoraj rano.
• Oszalałeś?! Chcesz i ty się rozchorować? Mało mamy kłopotów?
• Ralph… ja po prostu… no wiesz, nie mógłbym nic przełknąć - mówił nieskładnie Adam, siadając na ławce. - Matt, Holly i ten sztygar.
• Tak, to dla wszystkich szok – powiedział łagodnym głosem Ralph, siadając obok Adama - ale powinieneś coś zjeść.
• Nic nie przełknę.
• A powinieneś. Teraz nam wszystkim potrzeba będzie dużo sił. No, lepiej ci? - spytał Ralph, a gdy Adam skinął głową, rzekł: - to w takim razie zapraszam do kuchni. Przygotuję śniadanie. Emily nie ma teraz do tego głowy. Nie chce opuszczać pokoju Holly.
• Cały czas jest z nią?
• Tak. Doktorowi Martinowi zrobiła piekielną awanturę, gdy ten powiedział, że musi odwiedzić innych pacjentów. Żadne argumenty do niej nie trafiały. Dopiero Logan Carter ją uspokoił.
• Jest tu? - spytał Adam.
• Był. On i Speed Monroe pojechali do szeryfa. Podobno to osuwisko nie powstało w naturalny sposób, a Williams zachowywał się tak, jakby miał coś na sumieniu. Wiesz, może coś o tym?
• Nie bardzo. Mały Joe wspomniał mi tylko, że doszło do scysji z Williamsem, który kazał im natychmiast opuścić swoją ziemię. Nie zdążyli nawet zabezpieczyć terenu. Joe powiedział, że znaleźli jeszcze dwa takie osuwiska, tyle że mniejsze niż to, w które wpadli Matt i Holly.
• Ciekawe skąd się wzięły? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że powstały same z siebie.
• Możliwe, że nastąpiło to w wyniku eksploatacji starej kopalni, która leży na ziemiach Williamsa. Podobno ktoś w poszukiwaniu srebra zaczął drążyć nowe korytarze.
• Przecież to niedorzeczność. Tam od dawna nic nie ma. Gdy tu się osiedliliśmy była to pierwsza kopalnia, którą zamknięto. Pamiętam, że zginęło wtedy kilkunastu górników.
• Jedenastu – rzekł Adam. - Pokłady srebra szybko się skończyły, a korytarze drążone naprędce, bez dobrych zabezpieczeń, wciąż grożą zawaleniem.
• Nie wierzę, że ktoś byłby na tyle głupi, żeby tam wejść, nie mówiąc już o jakiejkolwiek eksploatacji. Ta kopalnia jest niezwykle niebezpieczna.
• Masz rację, tyle tylko, że leży na ziemi Williamsa i jako taka jest jego własnością. Bez szeryfa nic nie zrobimy.
• Jeśli okaże się, że przez tego skurczybyka doszło do wypadku, to odstrzelę mu łeb – zagroził Ralph.
• Będziesz musiał ustawić się w kolejce – odparł Adam głosem nie wróżącym nic dobrego. Toliver położył mu dłoń na ramieniu i westchnąwszy, powiedział:
• Załatwimy to razem. A teraz chodź już ze mną. Najwyższa pora coś zjeść.

***

Adam czuł się nieswojo, siedząc przy stole w kuchni Toliverów. Powinien wrócić do domu, do synka, ale nie był w stanie opuścić domu przyjaciół. Bardzo chciał zobaczyć Holly, ale nie miał odwagi poprosić o to Ralpha. Siedział, więc tylko obserwując, jak mężczyzna krząta się nieporadnie po kuchni. Wreszcie śniadanie było gotowe. Zapach jajecznicy i kawy wypełnił pomieszczenie, i Adam poczuł, jak bardzo jest głodny.
• Jedz. Co, jak co, ale jajecznicę robię wyśmienitą – rzekł Ralph i biorąc tacę z kredensu dodał: - zaniosę Emily śniadanie. Może coś zje.
• Nie musisz, kochanie – w drzwiach kuchni stanęła pani Toliver. - Zjem z wami.
Adam przeraził się na jej widok. Kobieta wyglądała tak, jakby w ciągu jednej nocy postarzała się o dziesięć lat. W niczym nie przypominała, tej radosnej i energicznej Emily.
• Proszę, siadaj moja droga. – Ralph odsunął krzesło, a gdy usiadała, spytał: - jak ma się nasza dziewczynka?
• Bez zmian. Wciąż jest nieprzytomna. – Odparła Emily i spojrzawszy na poszarzałego na twarzy Adama, zagadnęła: - a Matti? Co z nim?
• Doktor Martin powiedział, że nic mu nie będzie. Jest trochę potłuczony i wystraszony. Pani Goldblum jest teraz przy nim, dlatego mogłem do was przyjść. Tak bardzo mi przykro.
• Wiem, Adamie.
• Gdybym mógł coś zrobić…
• Nic nie można – przerwała mu Emily. - Można tylko czekać i modlić się o cud. Im dłużej jest nieprzytomna tym jej szanse są coraz mniejsze. Tracimy ją.
• Nie mów tak! – krzyknął Ralph. - Dopóki trwa życie, dopóty jest nadzieja.
• Nadzieja. Masz rację, tylko ona trzyma mnie przy zdrowych zmysłach – odparła drżącym głosem Emily. - Kocham ją, jak własną córkę i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Tyle już wycierpiała, a teraz jeszcze to. - Kobieta zaniosła się płaczem. Ralph zerwał się od stołu i otoczywszy żonę ramieniem mocno przytulił do siebie. Adam pochylił głowę, czując napływające do oczu łzy. Tymczasem Ralph pocieszając Emily, powiedział:
• Holly wyjdzie z tego. Jest niezwykle silna, jak każda kobieta z rodu McCulligenów. To prawdziwa wojowniczka. Nie po to pojawiła się w naszym życiu, żeby z niego ot, tak zniknąć. Ocknie się i wróci do nas. Zobaczysz. Ja to wiem, po prostu wiem.
Po słowach Ralpha zapadła cisza. Emily wzruszona spojrzała na męża i dłonią otarła łzy. Nagle poczuła przypływ nowych sił. Uśmiechnęła się do obu mężczyzn i rzekła:
• Tak, Pan Bóg przyprowadził ją do nas w konkretnym celu. Na pewno nie po to, żeby nam ją zabrać. Masz rację, kochany. Holly odzyska przytomność i nadal będzie światełkiem naszego życia. Ralfi, teraz sam sobie będziesz musiał ze wszystkim dać sobie radę. Rozumiesz mnie, prawda?
• Oczywiście. O nic się nie martw. Holly jest najważniejsza.
• Nie zostanie sam – zapewnił Adam. - Wy nie zostaniecie sami. We wszystkim możecie na mnie liczyć.
• Dziękuję. Co do tego nie miałam żadnych wątpliwości – rzekła Emily, wstając od stołu. - A teraz wybaczcie, pójdę do Holly.
Mężczyźni również wstali z miejsc, odsuwając głośno krzesła. Adam, zaczerpnąwszy głęboko powietrza wyrzucił z siebie szybkim, niepewnym głosem:
• Emily, czy… mógłbym ją zobaczyć?
• Tak – kobieta skinęła głową i dodała: - myślałam, że już o to nie poprosisz.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 21:21, 15 Kwi 2021, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:21, 15 Kwi 2021    Temat postu:

Cytat:
Wciąż odtwarzał sobie wypadki minionej nocy i zastanawiał się, czy gdyby zaufał intuicji kobiet to Matta i Holly odnaleziono by dużo wcześniej. Niestety tego nikt nie byłby w stanie stwierdzić. Adam wiedział, że takie zadręczanie się nie ma sensu, jednak trudno było mu przejść nad tym, co się stało do porządku dziennego.

Zadręczanie się nie ma sensu, ale może w przyszłości Adam dwa razy zastanowi się, czy warto upierać się przy swoim zdaniu
Cytat:
• On coś ukrywa – rzekł Joe – i mam przeczucie, że ma to coś wspólnego z tymi osuwiskami.
• Jak to z osuwiskami? - Adam z zainteresowaniem spojrzał na brata.
• Oprócz tego, do którego wpadł Matthew, znaleźliśmy dwa mniejsze.
• Co ty mówisz?! Tam nigdy nie było takich problemów. Może ostatnie trzęsienie ziemi coś naruszyło?
• Możliwe, ale bardziej prawdopodobne jest to, że ktoś nielegalnie eksploatuje starą kopalnię.

Tak, to nagłe pojawienie się osuwisk jest bardzo podejrzane
Cytat:
• Powiedział nam, że dziura w którą wpadł Matthew, a potem Holly powstała po wycince drzew.
• Niezła wymówka. Jakoś nam nigdy coś takiego się nie przydarzyło, a trochę tych drzew wycięliśmy – zauważył Adam.
• Tak właśnie mu powiedziałem – odparł Joe.
• A on, co na to?
• Że powinieneś lepiej pilnować swojego syna.
• Williams, chyba dawno nie dostał w pysk – zauważył Adam z zaciętym wyrazem twarzy.
• Logan stwierdził to samo i mu przyłożył – odparł Joe z błyskiem satysfakcji w oczach.
• I dobrze.

Prawidłowa reakcja! Brawo Logan
Cytat:
...uświadomił sobie, iż Holly znaczy dla niego dużo więcej niż chciałby się przyznać. Gdy po kilku, ciągnących się w nieskończoność minutach wyciągnięto dziewczynę spod zwałów ziemi, wszyscy bez wyjątku byli przekonani, że Holly nie żyje. Adam miał nadal w pamięci rozdzierający krzyk Emily i bladą zakrwawioną, i zupełnie bezwładną Holly.

Lepiej późno niż wcale ... dobrze, że uświadomił sobie swoje uczucie
Cytat:
... posmutniał, gdy przypomniał sobie ich ostatnią rozmowę. Żałował, że zabrakło mu odwagi, aby przyznać się, jak wiele dla niego znaczy.

I dobrze, będzie miał nauczkę na przyszłość
Cytat:
Niestety, Holly wciąż nie odzyskała przytomności. Doktor Martin powiedział, że uraz głowy jest bardzo poważny, do tego długo była pod ziemią. Najbliższe godziny zadecydują o wszystkim.
Adam przymknął oczy. Miał wrażenie, że za chwilę upadnie. Czuł się niemal tak samo, jak wtedy, gdy doktor Martin powiadomił go o beznadziejnym stanie Naomi. Na myśl, że znowu się to powtarza musiał przytrzymać się obramowania studni.

Niestety z Holly nie jest dobrze
Cytat:
Mały Joe wspomniał mi tylko, że doszło do scysji z Williamsem, który kazał im natychmiast opuścić swoją ziemię. Nie zdążyli nawet zabezpieczyć terenu. Joe powiedział, że znaleźli jeszcze dwa takie osuwiska, tyle że mniejsze niż to, w które wpadli Matt i Holly.

Jeszcze dwa takie osuwiska? To zagrożenie dla ludzi!
Cytat:
• Możliwe, że nastąpiło to w wyniku eksploatacji starej kopalni, która leży na ziemiach Williamsa. Podobno ktoś w poszukiwaniu srebra zaczął drążyć nowe korytarze.
• Przecież to niedorzeczność. Tam od dawna nic nie ma. Gdy tu się osiedliliśmy była to pierwsza kopalnia, którą zamknięto. Pamiętam, że zginęło wtedy kilkunastu górników.

Ten Williams jest bardzo podejrzany
Cytat:
Adam, zaczerpnąwszy głęboko powietrza wyrzucił z siebie szybkim, niepewnym głosem:
• Emily, czy… mógłbym ją zobaczyć?
• Tak – kobieta skinęła głową i dodała: - myślałam, że już o to nie poprosisz

Tak, mógłby wcześniej o to poprosić

Kolejna część opowiadania. Bardzo ciekawa. Trochę wątków zostaje wyjaśnionych. Cartwrightowie mają podejrzenia co do powstania tajemniczych i groźnych osuwiska, ale ... niestety nie mają dowodów. Może, gdy szery się włączy zdobędą je. Z Mattem jest coraz lepiej, tylko osamotniony Karmelek się nieco nudzi Very Happy Niestety, z Holly jest bardzo źle. Adam ma wyrzuty sumienia, bo nie powiedział jej wcześniej o swoim uczuciu. Cóż, musi teraz czekać aż dziewczyna odzyska świadomość ... jego wina. Mógł nie zwlekać tak długo. Tolliverowie bardzo przezywają chorobę Holly. Mam nadzieję, że dziewczyna jednak odzyska przytomność i będzie powraca do zdrowia. Niecierpliwie czekam na kontynuację ... bardzo niecierpliwie Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 21:25, 15 Kwi 2021    Temat postu:

Dziękuję serdecznie za komentarz. Very Happy Zaręczam, że Adam tak szybko nie uwolni się od wyrzutów sumienia. Trochę chłopinę pomęczę. Mruga Na razie jednak do akcji powróci Goldblum i być może jeszcze kilku zapomnianych bohaterów. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:03, 17 Kwi 2021    Temat postu:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 1:29, 18 Kwi 2021    Temat postu:

Już się wkleja. Mruga


Dzień później. Carson City. Dom gubernatora Blasdela.


Późnym, niedzielnym popołudniem gubernator Henry Blasdel w towarzystwie swojego starego przyjaciela, Bena Cartwrighta sączył brandy w zaciszu rozległego, domowego ogrodu. Panowie siedzieli w wyściełanych poduszkami wiklinowych fotelach, ustawionych w cieniu pergoli, po której pięła się róża roztaczająca wokół odurzający, słodki zapach. Leniwa, poobiednia atmosfera pozwalała obu mężczyznom wspominać stare, dobre czasy. Jednak, co było do przewidzenia, rozmowa i tak zeszła na wydarzenia, które gdyby nie szczęśliwy zbieg okoliczności, okryłyby niesławą gubernatora.
• Przykro mi Ben, że Alister McGarth naraził twoją rodzinę na tak ogromny stres – rzekł Blasdel.
• Na szczęście wszystko się wyjaśniło. Wiesz, nad czym teraz się zastanawiam. Ilu ludzi w taki sam sposób skrzywdził McGarth - powiedział w zadumie Ben.
• Wkrótce będziemy wiedzieć – zapewnił gubernator. - Szef policji i Galahad wzięli go już w obroty. Początkowo wszystkiego się wypierał, ale gdy usłyszał ile lat może spędzić za kratami i to w więzieniu o ciężkim rygorze, zmiękł i zaczął sypać. Przyznam się, że byłem wstrząśnięty rozmiarem tego procederu. Jak to możliwe, że nic nie zauważyłem, że nikt oprócz Ray’a Colemana, nie miał wątpliwości, co do McGarth’a.
• Coleman to niezwykły, młody człowiek. Spostrzegawczy, inteligentny, znający swoją wartość i lojalny.
• To prawda – Blasdel skinął głową i uśmiechnąwszy się dodał: - nawet Galahad do niego się przekonał, a skoro tak to niedługo nie będę miał sekretarza.
• A to dlaczego?
• Coleman skończył prawo. To tylko kwestia czasu, gdy Galahad weźmie go pod swoje skrzydła.
• A jego uprzedzenia?
• Cóż… nikt nie jest od nich wolny. Galahad przeżył tragedię i nie można się dziwić, że wrogo traktuje Indian. Ma jednak pewną wyróżniającą go cechę: potrafi zdusić swoje uprzedzenia, gdy przekona się, że człowiek, którego nie darzył sympatią jest na wskroś uczciwy.
• Ja rzekłbym, że to rzadka cecha – Ben upił nieco brandy.
• Masz rację. Taki mamy już świat. To co winno być normą staje się rzadkością. Myślisz, że kiedyś to się zmieni?
• Nie sądzę. Są ludzie, którzy dla sukcesu gotowi są na wszystko. Tak, jak McGarth. Chciał wspiąć się, jak najwyżej i jak najszybciej. Pewnie uznał, że cel uświęca środki. Nic dziwnego, że dał się skorumpować. Teraz przyjdzie mu za to zapłacić.
• Nie tylko jemu. Tym, którzy korzystali z jego usług również. McGarth sypie nazwiskami, jak z rękawa – rzekł gubernator.
• Jakoś Goldbluma wśród nich nie dosłyszałem.
• To prawda, ale znalazło się wśród nich nazwisko Apfelbaum – Blasdel spojrzał na Cartwrighta z zagadkowym wyrazem twarzy. - Czy ono coś ci mówi?
• Nie – odparł zdziwiony Ben – a powinno?
• Apfelbaum jest rabinem w tutejszej ortodoksyjnej, żydowskiej gminie.
• Niech zgadnę: tej samej, do której należy Goldblum.
• Strzał w dziesiątkę.
• Ale to jeszcze o niczym nie świadczy.
• Masz słuszność. Tyle tylko, że Apfelbaum to nie tylko rabin. Ma rozliczne kontakty biznesowe poza swoją gminą. Kilku moich znajomych robiło z nim interesy. Nigdy nie mieli, co do niego zastrzeżeń. Jest dobrym łącznikiem między swoimi ludźmi, a nami. W interesach, co prawda bywa bezwzględny, ale uczciwy. Przynajmniej tak było do tej pory. Wiem, że Apfelbaum i Goldblum są w dużej zażyłości. Podobno Goldblum nie podejmuje żadnych decyzji bez porozumienia z rabinem, co mogłoby wskazywać na udział Apfelbauma w sprawie twojego wnuka.
• Obawiam się, że tego nigdy się nie dowiemy – Ben pokręcił z powątpiewaniem głową - a McGarth mógł przecież podać nazwisko rabina, żeby nas zmylić.
• Możliwe, ale tym się nie martw. Szef policji ma ogromne doświadczenie w wydobywaniu interesujących go zeznań.
• Siłą?
• Nieraz tak trzeba, choć osobiście nie pochwalam takich metod. Nie obawiaj się jednak, w przypadku McGarth’a nie będzie to konieczne. Dostał propozycję nie do odrzucenia. Londyn bez prawa powrotu do kraju lub ciężkie więzienie. Jak myślisz, co wybrał?
• To znaczy, że nie poniesie prawdziwej kary – stwierdził Ben.
• I tu się mylisz. Ojciec McGarth’a odciął się od niego. Chłopak, jak tylko z nim skończymy zostanie, tak jak stoi, wsadzony na pokład statku do Anglii. Dostanie bilet w jedną stronę i pięć dolarów.
• To twój pomysł?
• Nie. Jego ojca. Ja wsadziłbym go za kratki – rzekł Blasdel.
• To dlaczego tego nie zrobiłeś?
• Z McGarth’em seniorem z nie jednego pieca jadłem chleb. Nigdy mnie nie zawiódł, tak jak ty. Nigdy o nic nie prosił, tylko ten jeden raz. Nie mogłem mu odmówić. Rozumiesz?
• Tak. Będąc na twoim miejscu pewnie zrobiłbym tak samo – stwierdził Cartwright.
• Ben, obiecuję ci, że wyjaśnię tę sprawę do końca, a na przyszłość bardziej będę uważał, co podpisuję.
• W to nie wątpię – zapewnił z powagą Ben.
• W takim razie napijmy się za naszą przyjaźń – zaproponował Blasdel wznosząc kieliszek z brandy w górę.
• Za przyjaźń. – Odparł Ben i uśmiechnąwszy się stwierdził: - piękna niedziela. Szkoda, że piknik przeszedł nam koło nosa. Twoja żona nie była szczęśliwa z tego powodu.
• Fakt, ale to dobra kobieta i długo nie będzie się droczyć. Tymczasem może partyjkę szachów? Co ty na to?
• A wiesz, chętnie.
• To przejdźmy do mojego gabinetu – rzekł Blasdel, wstając z fotela. - Dawno nie grałem, więc szybko dasz sobie ze mną radę.
• To jeszcze się okażę – odparł Ben stawiając pusty kieliszek na stoliku i również wstając. Blasdel zaśmiał się i poklepał przyjaciela po na ramieniu. W tym momencie tuż przed nimi, niemal bezszelestnie, pojawiła się służąca.
• O, Alice, coś się stało?
• Proszę wybaczyć panie gubernatorze, ale przyszedł pan George Talbert z Detective Service Company i pragnie pilnie zobaczyć się z panem Cartwrightem.
• Czyżbyś narozrabiał przyjacielu? - zażartował Blasdel.
• Nic mi o tym nie wiadomo, ale zaraz możemy się przekonać. Pójdziesz ze mną?
• Chcesz mi coś powiedzieć? - spytał zaintrygowany gubernator i zwrócił się do służącej: - Alice, zaprowadź pana Talberta do zielonego salonu i powiedz, że pan Cartwright zaraz przyjdzie. Podaj też kawę.
• Tak jest – dziewczyna skinęła głową i dygnęła. W sekundę później już jej nie było.
• Henry, nie wiem z czym przyszedł do mnie ten Talbert…
• Ten Talbert – Blasdel przerwał Benowi – to szef najbardziej renomowanej agencji detektywistycznej i to w całej Nevadzie. Nie mów, że o niej nie słyszałeś.
• Masz rację. Faktycznie. Detektyw Carter u niego pracuje.
• Detektyw Carter? Nie znam.
• Później ci o nim opowiem, teraz jednak upieram się, żebyś towarzyszył mi przy tej rozmowie.
• Dobrze. Skoro tak sobie życzysz, to chodźmy. Nie możemy pozwolić, żeby pan Talbert czekał.

***

• Dzień dobry panie gubernatorze – George Talbert uścisnął dłoń Blasdela.
• Witaj przyjacielu. Podobno koniecznie chcesz porozmawiać z moim serdecznym druhem.
• Tak, panie gubernatorze – odparł Talbert i rzucił okiem na towarzyszącego Blasdelowi mężczyznę. - To, jak mniemam pan Cartwright.
• Dobrze pan mniema – rzekł Ben.
• Miło mi pan poznać. Jestem George Talbert, właściciel Detective Service Company. Wiele o panu i pana rodzinie słyszałem.
• Doprawdy? Choć właściwie nie powinienem się dziwić. Jeden z pańskich detektywów, Logan Carter, prowadził przeciwko mojemu synowi sprawę.
• Nie przeciwko, drogi panie, a na zlecenie klienta, z którym obecnie moja firma nie prowadzi żadnych interesów. Gdy tylko okazało się, o co chodzi temu klientowi, poleciłem moim ludziom wycofać się ze wszystkich spraw dla niego prowadzonych.
• Wiem, że obowiązuje pana tajemnica zawodowa, ale ten klient to Aaron Goldblum i w tym towarzystwie nie musi pan ukrywać jego nazwiska.
• Ben ma rację – zauważył gubernator. - George, skończ z tymi formalnościami i mów o, co chodzi. Czyżby Goldblum „dobijał się” o swoje prawa do wnuka? W takim razie musisz wiedzieć, że nakaz, którym się legitymował był niezgodny z prawem i właśnie został anulowany. Stosowna decyzja jest już w posiadaniu mojego przyjaciela.
• Bardzo się cieszę – rzekł Talbert. - Gdy mój detektyw przekazał mi informację dotyczącą próby odebrania chłopca, podejrzewałem, że nie wszystko jest w porządku.
• Pana podejrzenia się sprawdziły – powiedział Ben. - Mam rozumieć, że pobyt pana Cartera w Ponderosie odbywa się za pana zgodą.
• Można tak powiedzieć – Talbert uśmiechnął się, po czy dodał: - jednak musi pan wiedzieć, że mój siostrzeniec jest w pełni samodzielnym detektywem. A w Ponderosie znalazł się z własnej inicjatywy. Uznał, że taka rodzina, jak pańska warta jest pomocy.
• Miło mi to słyszeć – rzekł Ben i lekko skinął głową. - Nadal jednak nie rozumiem, o czym chce pan ze mną rozmawiać.
• Henry, czy moglibyśmy usiąść? - spytał Talbert spojrzawszy znacząco na gubernatora. Ten w ułamku sekundy zorientował się, że wieści, które przywiózł George są z gatunku nagłych, niespodziewanych i niezbyt miłych.
• Proszę, siadajmy – wskazał fotele i kanapę ustawione wokół niskiego, dębowego stołu. Gdy mężczyźni zajęli miejsca, weszła służąca niosąca tacę z kawą i ciasteczkami. Szybko i sprawnie nakryła stół, a następnie dygnąwszy, opuściła salon. Tymczasem tak Ben, jak i gubernator utkwili wyczekujące spojrzenia w Talbercie. Ten westchnąwszy, powiedział:
• Panie Cartwright, otrzymałem od Logana telegram. W Ponderosie doszło do wypadku. Pana wnuk został ranny, na szczęście niegroźnie.
• Co takiego?! - Ben zerwał się z fotela. - Ale, co się stało?!
• Proszę usiąść.
• Ben, usiądź. George zaraz wszystko nam opowie. Najważniejsze, że chłopiec żyje.
• Masz rację – Ben pokiwał głową i usiadł, próbując uspokoić oddech. Tymczasem Blasdel spytał:
• Goldblum maczał w tym paluchy?
• Nie zdążył – odparł Talbert.
• To, co właściwie się stało?
• Chłopiec wpadł do jakiegoś osuwiska.
• Mój Boże – jęknął Ben. - Biedny Matthew. Wie pan coś więcej?
• Przykro mi, ale oprócz tego, co w telegramie przekazał Logan nic więcej nie wiem – odparł Talbert. - Mój siostrzeniec sugeruje, że powinien pan, jak najszybciej wrócić do domu.
• To oczywiste. Wyobrażam sobie, co musiał przeżyć mój syn Adam.
• Panie Cartwright, to nie wszystko. Musi pan wiedzieć, że w tym wypadku ucierpiała panna Holly McCulligen.
• Holly? Żyje?
• Tak, ale stan jest podobno bardzo ciężki.
• Biedna Emily. – Jęknął Ben i gwoli wyjaśnienia dodał: - to ciotka dziewczyny. Kocha ją, jak własną córkę. Co za nieszczęście. Henry – tu zwrócił się do gubernatora – w takiej sytuacji nie zagramy w szachy.
• To zrozumiałe, Ben. Jeśli mogę ci w czymś pomóc, to mów – rzekł Blasdel.
• Dziękuję, już i tak bardzo mi pomogłeś – odparł Cartwright ściskając dłoń przyjaciela. - Teraz muszę sprawdzić, czy dziś jeszcze jest jakiś dyliżans do Virginia City, a potem pojechać do hotelu i spakować się.
• Nie ma takiej potrzeby, panie Cartwright – powiedział Talbert. - Logan napisał, że sprawa jest bardzo pilna, dlatego pozwoliłem sobie wyręczyć pana w tych wszystkich formalnościach. Mój człowiek spakował pana rzeczy. Bagaż czeka w korytarzu. Dyliżans ma pan za dwie godziny. Proszę, oto bilet.
• Dziękuję – odparł oszołomiony Ben - ale przecież muszę uiścić opłatę za pobyt w hotelu.
• To też jest załatwione – odparł Talbert.
• Nie wiem, co mam powiedzieć. Mimo wszystko chciałbym zwrócić panu poniesione koszty.
• To zbędne. Kwota jest niewielka i zostanie wliczona w koszty firmy.
• Ale… - zaczął Ben.
• Nie ma żadnego „ale” - przerwał mu Blasdel. - Skoro George tak mówi, to tak będzie.
• Ale taki prezent?
• Panie Cartwright, ten prezent, jak pan to nazwał, ofiaruję panu z czystej życzliwości, ale też z wdzięczności - zapewnił Talbert.
• Nie rozumiem – Ben utkwił w detektywie zdziwione spojrzenie.
• Dzięki pana rodzinie, Ponderosie i pani… to znaczy pannie McCulligen mój siostrzeniec odzyskał chęć życia.
• Nadal nie rozumiem.
• Być może Logan kiedyś to panu wyjaśni. Tymczasem musi panu wystarczyć moje wyjaśnienie.
• No, cóż panowie, skoro Ben ma dyliżans za dwie godziny, to proponuję po kieliszku brandy. To najlepszy trunek na zmartwienia – rzekł gubernator.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 17:49, 29 Sie 2021, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 30, 31, 32 ... 55, 56, 57  Następny
Strona 31 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin