Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:34, 23 Kwi 2020    Temat postu:

Senszen, jak miło, że zajrzałaś. Very Happy Dziękuję za poświęcony czas i komentarz Wesoly Cieszę się, że tak odebrałaś Adama, bo znaczy to, że w pewnym stopniu udało mi się zrobić z niego takiego "adamowatego" Adama, irytującego, znudzonego, lekko odpychającego. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:57, 23 Kwi 2020    Temat postu:

Podzielam zdanie Senszen o realiach, tle historycznym i smakowitych ciekawostkach, jednak w kwestii uczuć Holly mam zupełnie inne zdanie. Chyba takie jak ciocia Emily - kto się czubi, ten się lubi i ... reszta to inwencja autorkiW każdym razie nie mam nic przeciwko bliższym kontaktom Adama i Holly ... no i Matt miałby przy sobie kogoś, kogo polubił.
Cytat:
• Być może – rzekł Ben i dodał: - mamy gościa, Josephie. – Jednocześnie chrząknął znacząco, spoglądając na nogi beniaminka. Joe w lot zrozumiał przesłanie. Uśmiechnął się przepraszająco i wtedy dostrzegł, że obok Bena stoi nie kto inny, jak Holly. Skoczył więc na równe nogi i żeby zatrzeć niekorzystne wrażenie rzekł:
• O, panna McCulligen, co za miła niespodzianka. Dobry wieczór. Pozwoli pani, że pomogę pani się rozgościć.

A Joe zamiast pielęgnować chorego brata, to siedzi sobie przy stole i czyta gazetę, a nogi jak zwykle oparte na stole
Cytat:
- Pana ojciec poprosił mnie o pomoc przy pana bracie. Jak teraz czuje się chory?
• Szczęściarz z tego Adama – Joseph westchnął głośno.
• Joe, daruj sobie te żarty. Holly o coś pytała.
• Przepraszam – mruknął. - Temperaturę nadal ma wysoką, ale zaraz po twoim, tato wyjściu, usnął.
• Daliście mu rosół?
• Tak, ale nie chciał jeść. Nawet pić nie chciał.

Nie wiem, czy taki szczęściarz ... jednak Adam jest bardzo chory
Cytat:
• Synu, oszczędź nam tych swoich uwag – powiedział zdecydowanym głosem Ben. - Czy Hoss jest teraz przy nim?
• Nie…
• Jak to?! Zostawiliście go samego?! - zagrzmiał Ben. - Mów natychmiast, gdzie jest Hoss?!
• Pojechał do tartaku. Znowu jest jakaś rozróba. Adam mówił w sobotę, że sprawa jest załatwiona, ale widać nie do końca. Ja to bym inaczej...
• Nie będziemy teraz o tym dyskutować – Ben uciął wywód Josepha. - A ty zamiast tu siedzieć i czytać sobie gazetę powinieneś być na górze, przy bracie.
• Ale przecież, ja… - Joe poczerwieniał na twarzy i chciał coś powiedzieć, ale zabrakło mu słów.

Ben powinien ostro skarcić Pasikonika ... jednak co brat, to brat
Cytat:
Tymczasem Holly zdjęła ściereczkę z czoła Adama i przetarła mu twarz i szyję. Mężczyzna westchnął i zupełnie niespodziewanie spojrzał na nią całkiem przytomnie.
• To pani? - spytał.
• Tak, to ja. – Odparła i wziąwszy szklankę, w której jak okazało się był napar rumianku, powiedziała: - proszę to wypić.
• Nie chcę – mruknął, odkręcając twarz.
• Będzie pan pił.
• Nie. Nie mam ochoty.
• A to mnie zupełnie nie interesuje. Proszę otworzyć usta.
• Daj mi spokój – wychrypiał i ciężko jęknął.
• Ja ci zaraz dam spokój! - Holly stanowczym ruchem podłożyła dłoń pod głowę Adama i unosząc ją do góry rozkazała: - pij!
Adam zaskoczony tak stanowczą reakcją dziewczyny, do tego półprzytomny i zbyt słaby, żeby dalej się z nią sprzeczać posłusznie otworzył usta i wypił cały rumianek.

I bardzo dobrze, że wypił. Holly umie sobie radzić z niesfornymi pacjentami
Cytat:
• Tak, a co z bańkami. Miałeś mu postawić.
• Ben, nie mam na to czasu. Wiesz, co grozi temu chłopakowi, jeśli pęknie mu wyrostek?
• Wiem.
• To wiesz, że nie mam wyboru. Przyjadę do was, jak tylko będę mógł. Może jutro. Tymczasem musicie dać sobie radę sami.

No tak, z zapaleniem wyrostka nie można czekać
Cytat:
• Nie żartuję. Naprawdę potrafię stawiać bańki, cięte i suche – powiedziała z siłą Holly. - Co prawda nic nie wskazuje na zapalenie oskrzeli lub płuc, ale...
• Skoro nic nie wskazuje – przerwał jej Martin - to i nie ma potrzeby stawiania baniek. Przynajmniej na razie.
• Ale chory zaczął ciężko oddychać – kontynuowała niezrażona Holly. - Być może to efekt kataru. Uważam jednak, że nie ma, co czekać na rozwój choroby, bo wtedy może być za późno na jakąkolwiek kurację. Ja potrafię to zrobić. Potrzebuję tylko zestawu baniek, które pobrzękują w pańskiej torbie i pańskiej zgody.

Na co on czeka? Przecież Holly da sobie radę i z bańkami i z kapryszącym Adamem
Cytat:
• Holly, połóż się i odpocznij – Ben lekko dotknął ramienia przysypiającej na krześle dziewczyny. - Siedziałaś przy nim całą noc.
• Jak Adam? - spytała przeciągając się nieznacznie.
• Śpi spokojnie, a czoło ma chłodne – odparł Ben, uśmiechnąwszy się do dziewczyny. - No idź, prześpij się. Niedługo zacznie świtać. Na stole w salonie znajdziesz jedzenie i dzbanek z gorącą kawą.

To Holly siedziała przy chorym całą noc? Przy tym nielubianym i zarozumiałym Cartwrighcie?
Cytat:
Holly prawdziwie mu zaimponowała. To, że miała wiedzę medyczną nie ulegało żadnej dyskusji, ale, że tak świetnie dała sobie radę z jego synem to było godne podziwu. Adam z natury niezwykle uparty i stawiający na swoim, był powolny wszystkim zabiegom Holly. Jedynym wytłumaczeniem tego stanu rzeczy mogła być wysoka gorączka, ale późnym wieczorem spadła ona na tyle, że dziewczyna mogła postawić mu bańki. I tu Adam, co prawda słaby, ale całkiem przytomny, próbował się sprzeciwić. Wywołał tym ostrą ripostę dziewczyny. Zrobiła mu wykład o braku odpowiedzialności i niewdzięczności, i to w obecności ojca i braci. Adamowi odebrało mowę. Posłusznie przekręcił się na brzuch i z ogromną cierpliwością znosił, jak to określił, wymyślne tortury panny McCulligen.

I tyle jego, że sobie określił te "wymyślne tortuty panny McCulligen"
Cytat:
Ben z rozbawieniem przypomniał sobie minę Adama, gdy ten zorientował się, że Holly naprawdę będzie stawiać mu bańki. Parsknął cichym śmiechem, choć wtedy wcale nie było mu do śmiechu.

Faktycznie, mina Adama musiała być bezcenna
Cytat:
• Dzień dobry. Czy tu mieszka pan Adam Cartwright?
• Owszem, a kto pyta?
• Przepraszam, nie przestawiłem się – rzekł mężczyzna. - Nazywam się Logan Carter i jestem prywatnym detektywem.

A to jest nowa postać, w dodatku prywatny detektyw ... czego on może chcieć od Adama?

Bardzo interesujący rozdział. Ciekawe informacje medyczne, do tego Holly w roli stanowczej pielęgniarki, dodam, że i skutecznej, bo Adamowi się poprawiło. No i pojawiła się nowa postać, może jest zwiastunem nowego wątku, to to prywatny detektyw. Zrobił chyba dość sympatyczne wrażenie na Benie, ale zobaczymy, czego chce od Adama? No i jak potoczy się to kurowanie Adasia z choróbska? Czy wyrazi swoją wdzięczność za pielęgnację, czy nadal będzie wymieniał złośliwe docinki ze swoją pielęgniarką? I co na to Matt? Czekam niecierpliwie na rozwikłanie tych kwestii ...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 12:58, 23 Kwi 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:15, 23 Kwi 2020    Temat postu:

Serdecznie dziękuję za przemiły komentarz. Very Happy Holly, nadal nie lubi Adama, ale z miłości do medycyny postanowiła się poświęcić. Mruga Myślę, że Adaś bez względu na miotające nim uczucia doceni poświęcenie dziewczyny i odpowiednio jej podziękuje. Jednak na wybuch wielkiej sympatii, przynajmniej na razie, nie ma co liczyć. Laughing Detektyw będzie chciał koniecznie rozmawiać z Adamem. Ben nie będzie temu przychylny. Jak potoczy się dalej opowiadanie? Zobaczymy Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 0:30, 29 Kwi 2020    Temat postu:

Wreszcie udało mi się wkleić Very Happy

***

• Jest pan więc prywatnym detektywem i interesuje się moim synem – Ben przenikliwie wpatrywał się w stojącego przed nim mężczyznę.
• Już się przedstawiłem i tak, chciałbym porozmawiać z pana synem, Adamem – odparł spokojnym głosem Carter.
• To niemożliwe.
• A to dlaczego, jeśli wolno spytać?
• Mój syn jest ciężko chory i jakiekolwiek wizyty są wykluczone, zwłaszcza wizyty prywatnych detektywów.
• Przykro mi, że pan Adam zaniemógł. Czy to coś poważnego?
• Owszem.
• A czy mogę wiedzieć, co mu dolega?
• Nie. – Odparł Ben i dodał: – nie widzę powodu dla którego miałbym informować pana na co choruje mój syn.
• Ma pan rację, to nie moja sprawa – rzekł z przepraszającym uśmiechem detektyw. Po czym posmutniawszy z westchnieniem stwierdził: - to znaczy, że dziś nie mam szans na rozmowę z nim?
• Tak, to dokładnie tyle znaczy. Znaczy to też, że w najbliższym czasie nie ma pan na to najmniejszych szans, chyba, że dowiem się, o co panu chodzi? – rzekł stanowczo Ben.
• Jeżeli wpuści mnie pan do środka to chętnie panu powiem – odparł Carter.
• Proszę – Ben cofnął się i ruchem dłoni zaprosił gościa do środka. Detektyw zdjął kapelusz i rozejrzał się ciekawie wokół, a gdy gospodarz wskazał mu miejsce na kanapie, usiadł nic nie mówiąc. Ben tymczasem usadowił się w fotelu naprzeciw mężczyzny. Dłonie złożył, jedną na drugiej i wspierając na nich brodę w milczeniu przyglądał się detektywowi. Wreszcie zapytał:
• Kto i w jakim celu pana tu przysłał?
• Miałem nadzieję, że o tym porozmawiam z panem Adamem – odparł wymijająco Carter.
• Cóż… porozmawia pan ze mną albo z nikim.
• Zdaje się, że nie mam wyjścia – zauważył detektyw i założył nogę na nogę. - Wynajął mnie Aaron Goldblum, teść pana syna.
• A jednak – rzekł jakby do siebie Ben, a potem spojrzawszy na Cartera powiedział: - pan Goldblum nigdy nie był teściem Adama.
• Nie rozumiem. Z tego, co powiedział mój klient wynika, że siedem lat temu pan Adam Cartwright poślubił jego córkę Naomi. Czyżby ślub był fikcyjny?
• Nie, był jak najbardziej prawdziwy. Zawarty w kościele, w obecności licznych świadków.
• To dlaczego pan twierdzi, że mój klient nie był teściem pana syna?
• Bo sam tak zdecydował – odparł Ben. - Czyżby pan nic o tym nie wiedział? O tym, że Goldbum wyrzekł się własnej córki, gdyż ta zakochała się i wyszła za mąż za goja.
• Mój klient wspominał o tym ciężkim dla niego fakcie.
• Ale, o którym? Wyrzeczenia się córki, czy jej zamążpójścia.
• Panie Cartwright, to pozostawmy panu Goldblumowi, który bardzo rozpacza po śmierci jedynego dziecka…
• Jakoś nie wierzę – Ben z powątpiewaniem pokręcił głową.
• … i chciałby poznać jej syna, a swojego jedynego wnuka.
• A więc o to chodzi – rzekł z ironicznym uśmiechem Ben. - Pan Goldblum przypomniał sobie, że ma wnuka. A gdzie był przez te wszystkie lata?! Gdzie był, gdy jego córka w cichości serca bolała nad tym, że ojciec i matka się jej wyrzekli? Gdzie był, gdy Matthew przyszedł na świat, a jego rodzice chcieli mu przedstawić wnuka, bo liczyli, że widok dziecka zmiękczy jego serce?! Gdzie wreszcie był, gdy jego, jak raczył pan zauważyć, jedyna córka, ciężko zachorowała, a potem zmarła?! Mój syn pojechał do niego i błagał, żeby przyjechał na jej pogrzeb. Pan Goldblum przez zamknięte drzwi odpowiedział mu, że córki nie ma, więc na żaden pogrzeb nie pojedzie. A teraz, jakby nigdy nic przysyła tu pana na przeszpiegi. Czego oczekuje?! Przebaczenia?! Tego, że Adam puści to wszystko w niepamięć?! Mam uwierzyć, że pan Goldblum nagle poczuł tak ogromną tęsknotę za swoim zupełnie nieznanym wnukiem, że chce się z nim widzieć?! Nie uwierzę! Nikt, kto zna historię Adama i jego żony nie uwierzy.
• Panie Cartwright, przemawia przez pana rozgoryczenie i ja to rozumiem, ale mój klient…
• Nic pan nie rozumie! – przerwał mu Ben i zapadła przykra cisza. Carter poczuł że w swej wypowiedzi posunął się za daleko.
• Proszę mi wybaczyć, nie miałem prawa tak mówić – rzekł.
• Owszem, nie miał pan.
• Panie Cartwright, nie jestem waszym wrogiem. Proszę posłuchać, panu Goldblumowi bardzo zależy na tym, żeby poznać wnuka. Dlatego też wynajął mnie, żebym ustalił w jakich warunkach żyje chłopiec, a następnie zorganizował spotkanie z nim.
• Co do warunków, to chyba już zdążył się pan zorientować i zapewne o wszystkim zasięgnąć języka.
• To prawda. Rozmawiałem z kilkoma osobami. Ich opinie o rodzinie Cartwrightów są bez zarzutu. Myślę, że mój klient, usłyszawszy to, będzie zadowolony. Pozostaje jedynie porozmawiać o warunkach na jakich pan Goldblum będzie mógł spotkać się ze swoim wnukiem.
• Panie Carter, chyba pan się nieco zagalopował. Jeśli miałoby w ogóle dojść do jakiegokolwiek spotkania to nie pana klient będzie o tym decydował, a mój syn. Tylko on.
• Kiedy więc, będę mógł z nim porozmawiać?
• Nie wiem. Może po Nowym Roku, ale nie wcześniej.
• W takim razie, przyjadę tu na początku stycznia. Mam nadzieję, że do tej pory pański syn poczuje się na tyle dobrze, że zechce ze mną porozmawiać.
• Być może – rzekł ozięble Ben, wstając z fotela – jednak tego nie mogę panu zagwarantować – zastrzegł.
• Cóż, miejmy nadzieję, że dopisze mi szczęście, a tymczasem pozwoli pan, że się pożegnam. Proszę też przyjąć najlepsze życzenia z okazji Świąt – detektyw skinął głową.
• Dziękuję i tego samego życzę panu – odparł Ben. - Chciałbym powiedzieć „żegnam”, ale wszystko wskazuje na to, że jeszcze się zobaczymy.
• Owszem. Do zobaczenia wkrótce.

***

Holly otworzyła oczy i spojrzała na zegar stojący na komodzie. Dochodziło pierwsza po południu. Ziewnęła raz i drugi. Łóżko było takie wygodne i cieplutkie, że najchętniej jeszcze trochę by pospała. Zwinęła się w kłębek i naciągnęła na głowę kołdrę. Przez chwilę zastygła w bezruchu. Przyjemnie było tak sobie poleżeć. Zaraz jednak do głosu doszła niesamowita, jak na tak młodą osobę, obowiązkowość. Ojciec zawsze jej powtarzał, że dobro pacjenta jest najważniejsze, nawet takiego, za którym specjalnie się nie przepadało. To, że nie lubiła Adama Cartwrighta w żadnym wypadku nie mogło mieć wpływu na jej wobec niego działania. Z ogromnym zadowoleniem uśmiechnęła się, gdy przypomniała sobie przerażenie w jego oczach, na wieść, że to ona właśnie będzie mu stawiać bańki. Ach, cóż to było za rozkoszne uczucie. Szkoda tylko, że nie były to bańki cięte, westchnęła, dopiero byłaby zabawa. No, ale przecież nie można mieć wszystkiego. A tak nawiasem mówiąc, to ten Cartwright miał niesamowite oczy. U żadnego ze znanych jej mężczyzn nie widziała takiej głębi spojrzenia. To było dla niej zaskakujące i niepokojące. Stwierdziwszy, że jej myśli idą w zupełnie niepożądanym kierunku, wyskoczyła z łóżka i podeszła do stoliczka na którym stała porcelanowa miska i dzban z wodą. Obok na mosiężnym wieszaczku wisiał biały, sztywny od krochmalu ręcznik, co stwierdziła z zadowoleniem. Widać było, że w Ponderosie zamieszkiwanej jedynie przez mężczyzn, dbano o czystość. Holly zanim zaczęła się myć postanowiła sprawdzić, czy drzwi pokoju są zamknięte. Nie pamiętała, czy przekręciła klucz w zamku. Rankiem, gdy stan Adama pozwolił wreszcie wszystkim odpocząć, marzyła o jednym: jak najszybciej się położyć. Była tak zmęczona, że ostatkiem sił zdjęła z siebie suknię, wsunęła się do łóżka i zanim przyłożyła głowę do poduszki już spała. Miała właśnie nacisnąć klamkę, gdy usłyszała podniesione głosy. Jeden z nich należał do Bena Cartwrighta, a drugi był jej zupełnie obcy. Mężczyźni momentami mówili na tyle głośno, że fragmenty rozmowy, były całkiem dobrze słyszalne. Do uszu Holly dotarł niemal w całości emocjonalny wywód Bena dotyczący teścia Adama. Wiedziała, że nie powinna podsłuchiwać, ale było to silniejsze od niej. Stała więc pod drzwiami i słuchała. Gdy padły słowa pożegnania, zaczekała chwileczkę i wreszcie nacisnęła klamkę. Drzwi przez cały czas były zamknięte, szybko więc umyła się, ubrała, a włosy ukryła w czarnej siateczce. Przed wyjściem z pokoju, zerknęła jeszcze w lustro i ciężko westchnęła. Jej odrastające włosy wciąż jeszcze były zbyt krótkie, żeby można było je upiąć w elegancki sposób. Cóż musiała uzbroić się w cierpliwość. Była jednak pewna, że do powrotu, do Savannah odrosną i będą bujne tak, jak dawniej.
Gdy weszła do salonu, stwierdziła z ulgą, że nikogo w nim nie było. Myliła się jednak. Ben, zamyślony, siedział przy dużym dębowym biurku stojącym we wnęce tuż przy drzwiach wejściowych. Na jej widok wstał i uśmiechnął się mówiąc:
• Trzeba było sobie jeszcze pospać.
• Czuję się wypoczęta – odparła Holly. - A jak nasz chory? Zjadł śniadanie?
• Tak i to całe. Potem wziął lekarstwo i usnął. Przed chwilą byłem u niego i wciąż jeszcze śpi.
• To dobrze. Teraz powinien dużo spać. Sen to zdrowie.
• To prawda – odparł Ben i ciężko westchnął. Holly zdziwiona spojrzała na Cartwrighta i spytała:
• Czy coś się stało? Może mogłabym jakoś pomóc?
• Nie, moja droga, to nic takiego – Ben zmusił się do uśmiechu.
• Miał pan gościa, prawda?
• Owszem. Słyszałaś o czym rozmawialiśmy?
• Tylko trochę – przyznała. - Panowie mówiliście tak głośno, że …
• To był detektyw – przerwał jej. - Chciał koniecznie rozmawiać z Adamem.
• To wybrał sobie nie najlepszy czas.
• Obawiam się, że dla rewelacji, które przywiózł ten człowiek nigdy nie będzie dobrego czasu.
• Może mnie pan uznać za wścibską, ale z tego, co usłyszałam wynikałoby, że ów detektyw występował w imieniu teścia pana Adama.
• To prawda. Wynajął go Aaron Goldblum, ojciec Naomi. Nie odzywał się przez siedem lat i nagle przypomniał sobie, że ma wnuka. I teraz jakby nigdy nic chce się z nim spotkać.
• Rozumiem, że do tej pory ten Goldblum nie interesował się chłopcem?
• On nigdy go nie widział – odparł Ben.
• To trochę dziwne – zauważyła Holly. - Nie rozumiem, jak można nie chcieć poznać własnego wnuka.
• Można, jeśli religię i tradycję swojego narodu stawia się ponad wszystko.
• Być może, ale to bardzo drażliwe kwestie.
• Masz rację i poprzestańmy na tym. Mam nadzieję, że mogę liczyć na twoją dyskrecję.
• Może być pan tego pewny. Zresztą to nie moja sprawa. Nie zamierzam nikomu rozgłaszać, co tu słyszałam.
• Dziękuję. Jesteś wspaniałą, młodą kobietą – stwierdził Ben uśmiechnąwszy się ciepło do dziewczyny.
• To miłe, co pan powiedział, ale z tą wspaniałością to bym tak nie przesadzała – Holly odwzajemniła uśmiech.
• Wiem, co mówię – zapewnił Ben. - Mam nadzieję, że zostaniesz u nas na obiedzie?
• Z przykrością muszę odmówić. Ciocia na pewno się niepokoi, a i Matthew pewnie ciekawy jest, jak ma się jego ojciec. Powinnam już iść. Zajrzę tylko na chwilkę do pana Adama.
• Pójdę z tobą. Mam nadzieję, że ta rozmowa z detektywem nie obudziła go. Na razie nic nie będę mu mówił.
• Ale w końcu będzie pan musiał.
• To oczywiste, ale najpierw musi lepiej się poczuć.
• Im dłużej będzie pan zwlekał, tym będzie gorzej.
• Masz rację, Holly. Powiem mu, jak tylko doktor Martin oceni jego stan. A teraz chodźmy na górę.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 13:10, 29 Kwi 2020    Temat postu:

Cytat:
• A czy mogę wiedzieć, co mu dolega?
• Nie. – Odparł Ben i dodał: – nie widzę powodu dla którego miałbym informować pana na co choruje mój syn.
• Ma pan rację, to nie moja sprawa – rzekł z przepraszającym uśmiechem detektyw.

Ben musi być zaniepokojony przybyciem detektywa, jeśli jest dla niego tak opryskliwy ... przecież przybysz jest bardzo uprzejmy i sprawia dobre wrażenie
Cytat:
Wreszcie zapytał:
• Kto i w jakim celu pana tu przysłał?
• Miałem nadzieję, że o tym porozmawiam z panem Adamem – odparł wymijająco Carter.
• Cóż… porozmawia pan ze mną albo z nikim.
• Zdaje się, że nie mam wyjścia – zauważył detektyw i założył nogę na nogę. - Wynajął mnie Aaron Goldblum, teść pana syna.

Czyżby "ukochany" teściunio przypomniał sobie o wnuku?
Cytat:
• Nie rozumiem. Z tego, co powiedział mój klient wynika, że siedem lat temu pan Adam Cartwright poślubił jego córkę Naomi. Czyżby ślub był fikcyjny?
• Nie, był jak najbardziej prawdziwy. Zawarty w kościele, w obecności licznych świadków.
• To dlaczego pan twierdzi, że mój klient nie był teściem pana syna?
• Bo sam tak zdecydował – odparł Ben. - Czyżby pan nic o tym nie wiedział? O tym, że Goldbum wyrzekł się własnej córki, gdyż ta zakochała się i wyszła za mąż za goja.

Cóż, dla pana Goldbluma to był istotny powód, żeby wyrzec się córki ... czego więc teraz chce?
Cytat:
• Mój klient wspominał o tym ciężkim dla niego fakcie.
• Ale, o którym? Wyrzeczenia się córki, czy jej zamążpójścia.
• Panie Cartwright, to pozostawmy panu Goldblumowi, który bardzo rozpacza po śmierci jedynego dziecka…
• Jakoś nie wierzę – Ben z powątpiewaniem pokręcił głową.
• … i chciałby poznać jej syna, a swojego jedynego wnuka.

Znaczy się pan Goldblum skruszał?
Cytat:
- Pan Goldblum przypomniał sobie, że ma wnuka. A gdzie był przez te wszystkie lata?! Gdzie był, gdy jego córka w cichości serca bolała nad tym, że ojciec i matka się jej wyrzekli? Gdzie był, gdy Matthew przyszedł na świat, a jego rodzice chcieli mu przedstawić wnuka, bo liczyli, że widok dziecka zmiękczy jego serce?! Gdzie wreszcie był, gdy jego, jak raczył pan zauważyć, jedyna córka, ciężko zachorowała, a potem zmarła?! Mój syn pojechał do niego i błagał, żeby przyjechał na jej pogrzeb. Pan Goldblum przez zamknięte drzwi odpowiedział mu, że córki nie ma, więc na żaden pogrzeb nie pojedzie.

No właśnie, cały czas wyrzekał się córki, a teraz nagle zmienił zdanie? Musi być jakiś powód
Cytat:
Proszę posłuchać, panu Goldblumowi bardzo zależy na tym, żeby poznać wnuka. Dlatego też wynajął mnie, żebym ustalił w jakich warunkach żyje chłopiec, a następnie zorganizował spotkanie z nim.
• Co do warunków, to chyba już zdążył się pan zorientować i zapewne o wszystkim zasięgnąć języka.
• To prawda. Rozmawiałem z kilkoma osobami. Ich opinie o rodzinie Cartwrightów są bez zarzutu. Myślę, że mój klient, usłyszawszy to, będzie zadowolony. Pozostaje jedynie porozmawiać o warunkach na jakich pan Goldblum będzie mógł spotkać się ze swoim wnukiem.

Detektyw jest uczciwym i obiektywnym facetem, ale ... pan Goldblum chyba coś knuje
Cytat:
Zaraz jednak do głosu doszła niesamowita, jak na tak młodą osobę, obowiązkowość. Ojciec zawsze jej powtarzał, że dobro pacjenta jest najważniejsze, nawet takiego, za którym specjalnie się nie przepadało. To, że nie lubiła Adama Cartwrighta w żadnym wypadku nie mogło mieć wpływu na jej wobec niego działania. Z ogromnym zadowoleniem uśmiechnęła się, gdy przypomniała sobie przerażenie w jego oczach, na wieść, że to ona właśnie będzie mu stawiać bańki. Ach, cóż to było za rozkoszne uczucie. Szkoda tylko, że nie były to bańki cięte, westchnęła, dopiero byłaby zabawa. No, ale przecież nie można mieć wszystkiego.

O tak! Jego mina musiała być bezcenna. Czyżby w Holly odezwały się iskierki sadyzmu?
Cytat:
A tak nawiasem mówiąc, to ten Cartwright miał niesamowite oczy. U żadnego ze znanych jej mężczyzn nie widziała takiej głębi spojrzenia. To było dla niej zaskakujące i niepokojące. Stwierdziwszy, że jej myśli idą w zupełnie niepożądanym kierunku, wyskoczyła z łóżka i podeszła do stoliczka na którym stała porcelanowa miska i dzban z wodą.

No tak, sama zaobserwowała u siebie myśli idące w niepożądanym kierunku, tak jak spostrzeżenia dotyczące głębi spojrzenia, głosu itd.
Cytat:
- A jak nasz chory? Zjadł śniadanie?
• Tak i to całe. Potem wziął lekarstwo i usnął. Przed chwilą byłem u niego i wciąż jeszcze śpi.
• To dobrze. Teraz powinien dużo spać. Sen to zdrowie.

Holly jako wzorowa pielęgniarka troszczy się o każdego pacjenta! Czyżby to był tylko altruizm? Li i jedynie?

Kolejny rozdział, taki spokojny, co nieco wyjaśniający. Mam nadzieję, że to wprowadzenie do dalszej opowieści o wrednym teściu, sympatycznym detektywie i troskliwej pielęgniarce Very Happy No i trochę jestem zawiedziona, bo za mało było Adama w tej części, ale nie narzekam, nie narzekam, tak tylko sobie popiskuję, cichutko ... Może autorka w następnej części "dołoży" nam lubionego bohatera. Wszak jest tyle możliwości ... jego kontakty z sumienną pielęgniarką aż "krzyczą" o opisyGrzecznie więc czekam na kontynuację i proszę: więcej Adama!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:05, 29 Kwi 2020    Temat postu:

Holly wykazuje niespotykany... lekki sadyzm Shocked Zakładam jednak, że to tylko takie myśli niemające pokrycia w rzeczywistości Twisted Evil W rzeczywistości przerażony pacjent to trudny pacjent. Całe te mecyje z omdlewaniem itp...

Ciekawe jak rozwinie się wątek z prywatnym detektywem. W gruncie rzeczy pan detektyw wydaje się być całkiem sympatyczny. Albo przynajmniej - dobrze wychowany i inteligentny. Wie, kiedy odpuścić. Dowiemy się o panu czegoś więcej?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:32, 29 Kwi 2020    Temat postu:

Dziękuję za miłe komentarze. Postaram się, żeby było więcej Adasia. Po bańkach wyspał się i jest gotowy do działania. Mruga

Holly po prostu cieszyła się, że zdołała pomóc pacjentowi. Laughing

Detektyw jeszcze się pojawi. Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:46, 03 Maj 2020    Temat postu:

Zgodnie z życzeniem Eweliny, Adasia jest więcej. Mruga


***

Dzień był niezwykle piękny. Jechał stępa przez las. Słońce łagodnie przeświecało przez konary drzew. Wokół panowała cisza, jedynie od czasu do czasu przerywana śpiewem ptaków. Uczucie błogości ogarnęło całe jego ciało. Przymknął oczy, a gdy je otworzył ujrzał urokliwą polanę na skraju lasu. Westchnął z rozmarzeniem, gdy ujrzał czekającą na niego kobietę. Była taka, jak zawsze, piękna, zwiewna i uśmiechnięta. Czarne, długie włosy spływały jej na ramiona. Pomachała do niego ręką. Zatrzymał konia i w geście powitania uniósł dłoń i dotknął ronda kapelusza. Zsiadł z wierzchowca, który zaczął sobie skubać trawę. Ruszył na spotkanie kobiety, ale im bliżej jej był, tym ona bardziej się oddalała. Chciał ją zawołać, ale głos nie wyszedł z jego ust. Nie wiadomo skąd pojawiła się dziwna mgła. Spowiła kobietę, wchłonęła. Wiedział, że nie może nic zrobić. Stał zupełnie zrezygnowany. Nagle poczuł dotyk czyichś dłoni na swoich plecach. Odkręcił się z nadzieją, że kobieta wróciła, ale to nie była ona. Rudowłosa dziewczyna, o intensywnie zielonych oczach, z małym nożykiem w dłoni, zwracając się do kogoś, kto stał z boku powiedziała: Cięte byłyby lepsze.
• Nie! Nie! - Adam gwałtownie otworzył oczy. Był we własnym łóżku, a nad nim pochylał się zatroskany ojciec.
• Spokojnie – powiedział – to tylko zły sen. Spokojnie, synu.
• Pić – szepnął Adam – chce mi się pić.
Uniósł się na łokciu i sięgnął po szklankę z wodą, ale był zbyt słaby, żeby ją unieść. Opadł na poduszkę. Ben wsunąwszy dłoń pod głowę syna i podał mu picie. Adam ruchem głowy podziękował ojcu.
• Długo spałem? – spytał.
• Prawie dwanaście godzin – odparł z łagodnym wyrazem twarzy Ben.
• Aż tyle? - westchnął z niedowierzaniem Adam i rozejrzał się po pokoju. Światło lampy łagodnie oświetlającej sypialnię nie pozostawiało, co do tego wątpliwości.
• Widocznie było ci to potrzebne. Nie masz już gorączki i lepiej wyglądasz.
• I chyba lepiej się czuję. Tylko, dziwnie słaby jestem.
• Zobaczysz z każdą godziną będzie lepiej – zapewnił Ben. - A teraz pójdę do kuchni i powiem Hop Singowi, żeby przygotował dla ciebie kolację.
• Zaczekaj, tato – poprosił Adam i zwilżywszy językiem spierzchnięte usta spytał: - Matthew? Jak ma się Matthew?
• W porządku. – Starszy mężczyzna uśmiechnął się. - Jest u Toliverów.
• Dlaczego? - Adam utkwił w ojcu niespokojny wzrok.
• Nie wiedzieliśmy na co zachorowałeś. Doktor Martin powiedział, że lepiej byłoby, gdyby Matti na czas twojej choroby znalazł się w innym miejscu. Chodziło o to, żeby się od ciebie nie zaraził.
• Rozumiem. Ale dobrze się czuję?
• Tak. Nie musisz się o niego martwić.
• Nie darowałbym sobie, gdyby jemu miało się coś stać.
• Wiem. – Ben pokiwał ze zrozumieniem głową i dodał: - taka już rola ojca.
• Byłeś tu przez cały czas? - spytał Adam chcąc ukryć nagłe wzruszenie.
• Taka rola ojca. Nie darowałbym sobie, gdyby coś ci się stało – odparł Ben niemal takimi samymi słowami, które dopiero, co wypowiedział Adam. Mężczyzna uśmiechnął się do ojca, po czym zagadnął:
• A panna McCulligen?
• Co panna McCulligen?
• Jest jeszcze, czy już sobie poszła? - spytał z lekkim niepokojem Adam.
• Wczesnym popołudniem wróciła do domu. Nie gorączkowałeś i wszystko wskazywało na to, że zdrowiejesz, więc nie było potrzeby, żeby kolejne, długie godziny spędzała przy twoim łóżku.
• I dobrze – odparł z widoczną ulgą Adam i spytał: - a w ogóle to skąd ona tu się wzięła?
• A cóż to za pytanie? - Ben spojrzał zdziwiony na syna.
• Normalne. Po prostu chciałbym wiedzieć, kto wpadł na ten genialny pomysł.
• Holly zaproponowała swoją pomoc, a ja się zgodziłem. Doktor Martin nie mógł być przy tobie, bo syn Teda Owensa miał zapalenie ślepej kiszki. To, że lepiej się poczułeś to zasługa Holly. Jej pomoc okazała się nieoceniona i zamiast wywracać oczami, raczej pomyślałbyś, jak dziewczynie podziękować. A w ogóle, dlaczego ty jej tak nie lubisz?
• Ja? - Adam popatrzył oburzony na ojca. - To ona mnie nie znosi. I doprawdy nie wiem, z jakiego powodu?
• Nie przesadzasz przypadkiem? Bardzo się o ciebie troszczyła.
• Pewnie tylko dlatego, żeby sobie na mnie poeksperymentować – fuknął Adam.
• Masz na myśli bańki? Mylisz się. Zrobiła to w pełni profesjonalnie.
• No, nie wiem.
• Przez tę chorobę zrobiłeś się bardzo marudny. Nie zmienia to jednak faktu, że musisz jej podziękować.
• A ty, tato, nie mógłbyś tego za mnie załatwić?
• Chyba się przesłyszałem? A ile ty właściwie masz lat?
• Żartowałem. – Odparł z ciężkim westchnieniem Adam i z rezygnacją dodał: - podziękuję jej. Jak tylko stanę na nogi. Tylko już nie proś panny McCulligen o pomoc.
• Tego obiecać ci nie mogę. Ta dziewczyna ma sporą wiedzę medyczną i nawet doktor Martin jest pod jej wrażeniem.
• Nie wątpię, ale czy moglibyśmy już o niej nie rozmawiać?
• Dobrze, skoro tak bardzo cię to drażni – Ben wzruszył ramionami.
• Może trochę – rzekł Adam robiąc skruszoną minę. - Po prostu jestem zły sam na siebie. Idą święta i myślałem, że ten przedświąteczny czas spędzę z Matthew. Obiecałem mu, że wybierzemy się do lasu po choinkę, i co? Leżę w łóżku chory.
• Przestań. Matti nie ma do ciebie pretensji. Rozumie, że nie możesz wywiązać się z danej mu obietnicy. A choinką się nie martw. Jutro, rano Joe i Hoss mają razem z małym pojechać do lasu. Na pewno wybiorą wspaniałe drzewka i dla nas i dla Toliverów. A pojutrze, jak dobrze pójdzie będziesz miał Matthew w domu.
• Mam nadzieję, że Hoss i Joe nie spuszczą go z oczu.
• Nie martw się. Matti będzie pod dobrą opieką. A teraz dość tego gadania. Najwyższy czas na kolację. Zaraz ci przyniosę. - Ben wstał z krzesła.
• Tato?
• Tak?
• Mam do ciebie prośbę, mógłbyś dopilnować, żeby pod nieobecność Matthew przywieziono jego kucyka.
• Oczywiście. Coś jeszcze?
• Tak. W sklepie Portera mam do odebrania zamówienie. To prezenty pod choinkę. Gdybyś mógł załatwić to osobiście, bo w tej materii jakoś ani Hossowi, ani Joe nie ufam.

***
Dzień później, las w pobliżu jeziora Tahoe.

Był to jeden z tych nielicznych, grudniowych dni, gdy słońce pięknie świeciło. Śnieg w jego promieniach skrzył się i migotał. Delikatny mróz zaróżowił policzki Holly, która z uśmiechem przypatrywała się, jak Hoss, Joe i Matthew obrzucali się śnieżkami. Gdy tuż po śniadaniu do drzwi domu Toliverów zapukali bracia Cartwright’s, Holly była pewna, że Adamowi pogorszyło się. Z ulgą przyjęła informację, że chory czuje się już dużo lepiej. Prawdę mówiąc poczuła swego rodzaju satysfakcję. Bądź, co bądź miała pewien wkład w zdrowienie tego aroganckiego Cartwrighta, który w przedziwny i zupełnie niewytłumaczalny sposób burzył jej spokój. Sama nie wiedziała, dlaczego tak się działo. Owszem, był przystojny, ale co z tego? Jego głos potrafiłby pobudzić zmysły każdej kobiety, tego była pewna. A oczy? W nich można było utonąć. To wszystko jednak nie zmieniało faktu, że Adam Cartwright mógł być obiektem westchnień każdej kobiety, ale nie Holly. Raz powziętego o nim zadania, panna McCulligen zmienić nie zamierzała. Tak, jak nie zamierzała pojechać z jego braćmi po choinkę. Zgodziła się tylko, dlatego, że Matthew poprosił ją o to i teraz nie żałowała, że dała się namówić na ten wypad do lasu. Przyjemnie bowiem było spoglądać na rozradowanego chłopca. Gdy tak stała, przyglądając się zabawie Matta i jego stryjów, nagle poczuła, że jedna ze śnieżek wylądowała na jej ramieniu. Nie zdążyła strząsnąć śniegu, a już kolejne śnieżne kule leciały w jej kierunku. Krzyknęła udając oburzenie. Nic to jednak nie pomogło. Śnieżki leciały jedna za drugą. Holly nie pozostało nic innego, jak odpowiedzieć tym samym. Pochyliła się, zagarnęła dłońmi trochę śniegu, szybko ulepiła zgrabną kulę i rzuciła w najbliżej stojącego Małego Joe. Miała niezłe oko, bowiem jej śnieżny pocisk strącił Josephowi kapelusz z głowy. Matthew na ten widok zapiszczał z radości. Joe udał zagniewanego i chciał rzucić śnieżką w bratanka, ale uniemożliwił mu to zmasowany śnieżny atak w wykonaniu Hossa i Holly. Chłopiec zaśmiewał się w głos. Walka na śnieżki trwała w najlepsze. Wreszcie Joe złapał Matthew w pół i zagroził, że zrobi z niego małego bałwanka. Położył go na śniegu i kilka razy przeturlał. Matt, udając wystraszonego, zaczął wzywać na pomoc Hossa i Holly, którzy oczywiście ruszyli mu z odsieczą. Hoss robiąc srogą minę, schwycił Małego Joe za kołnierz i przewracając go na śnieg, zrobił z nim to, co on wcześniej zrobił z Mattem. Chłopczyk widząc stryja Joe białego od stóp do głów był w siódmym niebie. Krzycząc:zróbmy aniołka, położył się na wznak z nogami i ramionami rozłożonymi w bok, po czym zaczął nimi przesuwać po śniegu tworząc malownicze wgłębienia. Dorośli niewiele myśląc poszli w jego ślady. Wkrótce wszyscy podziwiali cztery śnieżne anioły. Szczególnie jeden z nich, należący do Hossa, wzbudził podziw Matta, który wykrzyknął:
• Ale wielki anioł! Holly, prawda, że jest wspaniały?!
• O, tak – przyznała dziewczyna.
• A mój ci się nie podoba? - spytał Joe.
• Może być.
• Tylko może być? - Joe udał zasmuconego.
• No, ładny jest, ale nie tak duży, jak stryjka Hossa i na skrzydle ma odcisk buta. To dobrze nie wygląda – odparł Matt, wskazując miejsce, w którym Joe przez nieuwagę postawił nogę, zostawiając charakterystyczne wgłębienie.
• Za takiego anioła to powinieneś dostać rózgę pod choinkę – zaśmiał się Hoss.
• Ej, uważaj sobie. – Fuknął Joe i udając urażonego dodał: - nie znacie się. To taka moja wizja.
• Wizja?! - parsknął głośnym śmiechem Hoss, a Holly nie mogąc się powstrzymać zawtórowała mu.
• Śmiejcie się głośniej – rzucił Joe – to lawina z gór zejdzie.
• Naprawdę, stryjku? - spytał zaciekawiony, ale i trochę przestraszony Matt.
• Tu? Lawina? - Hoss popukał się w czoło. - Lepiej nie straszyłbyś dziecka. Nie martw się Matthew, twój stryjek tylko tak żartował. A teraz – tu zwrócił się do Josepha – najwyższa pora poszukać odpowiednich drzewek. Nie zamierzam po ciemku wracać do domu.

***

Choinka była wyjątkowo piękna. Wysoka do sufitu i rozłożysta. Jeszcze tego samego dnia, zaraz po powrocie z lasu Hoss i Joe pomogli ją obsadzić i ustawić w salonie Toliverów. Niepowtarzalny zapach choinki wprowadził wszystkich w świąteczny nastrój. Emily zdjęła ze strychu pudła z ozdobami świątecznymi i zaczęło się wspólne dekorowanie drzewka. Hoss, najwyższy ze wszystkich, pod dyktando Emily zawieszał ozdoby na najwyższych gałęziach. Potem posadził sobie Matthew na ramionach i chłopczyk z ogromnym przejęciem zamocował złotą gwiazdę na czubku choinki. Joe i Holly dekorowali niższe gałęzie rozmawiając przy tym o różnych zwyczajach świątecznych. Wreszcie drzewko było ubrane. Matt z podziwu aż zaklaskał w ręce i powiedział, że jest to najpiękniejsza choinka, jaką kiedykolwiek widział.
• Myślę, Matti, że u ciebie w domu będzie równie piękna – rzekła Holly.
• A przyjedziesz do nas, żeby pomóc nam ubrać choinkę? - spytał chłopiec i wziąwszy dziewczynę za rękę, poprosił: - Holly, przyjedź.
• Zapraszamy. Pomoc na pewno nam się przyda – Joe natychmiast poparł pomysł bratanka.
• Dziękuję za zaproszenie, ale jestem pewna, że świetnie dacie sobie sami radę. – odparła Holly i zwracając się do Matta powiedziała: - skarbie, wiesz przecież, że przed świętami jest niezwykle dużo pracy.
• Ale, Holly, jak tak bardzo proszę – Matti uśmiechnął się niewinnie, a w policzkach pojawiły mu się urocze dołeczki. Dziewczyna patrząc na niego, uświadomiła sobie, że takie same już widziała i na myśl o ich właścicielu zrobiło się jej... gorąco.
• Matthew, nie mogę ci nic obiecać – odparła, głaszcząc dziecko po czarnej zwichrzonej czuprynce.
• Ale dlaczego? - chłopiec nie ustępował.
• Mówiłam ci już, że przed świętami jest mnóstwo zajęć, a do tego ciocia Emily wyprawia duże przyjęcie i muszę jej pomóc.
• Ciocia Emily, przez kilka godzin da sobie radę – rzekła przysłuchująca się rozmowie pani Toliver.
• Ależ, ciociu tak nie wypada – Holly zaskoczona spojrzała na kobietę. Takiego „wsparcia” zupełnie się nie spodziewała.
• Nie wypada, to odmawiać prośbie dziecka – stwierdziła z powagą Emily.
• Dobrze – westchnęła Holly – przyjadę do Ponderosy.
• Hura!!! - krzyknął rozradowany Matt i mocno przytulił się do dziewczyny.
W godzinę później, gdy bracia Cartwright’s wracali do domu, Joe uśmiechnąwszy się powiedział:
• Wiesz Hoss z tego naszego bratanka to mały spryciarz.
• Nie rozumiem, o co ci chodzi?
• Jak to, o co? Widziałeś, jak sprytnie podszedł pannę McCulligen? Jakbym siebie widział.
• Jasne, tylko, że ty nie masz sześciu lat i jego uroku.
• Co, do wieku to się zgadzam, ale uroku nie możesz mi odmówić. Wszystkie panny na mnie lecą, no może z wyjątkiem Bessie Sue. Ona przecież woli ciebie.
• Skromnością to nie grzeszysz – zauważył Hoss, pominąwszy milczeniem uwagę o Bessie Sue. - I nie mów mi, że Holly wpadła ci w oko.
• A żebyś wiedział! Z taką dziewczyną mógłbym nawet się ożenić – odparł z rozmarzeniem Joe.
• Pytanie, czy ona chciałaby za ciebie wyjść?
• Masz wątpliwości? A czego niby mi brakuje?
• Tobie? Czy ja wiem? Myślę, że zawsze coś by się znalazło – Hoss zaśmiał się cicho.
• Śmiej się, śmiej. Zobaczysz, jak szybko ją oczaruję. Na wiosnę będziemy już narzeczeństwem, a może i małżeństwem.
Na taką deklarację Hoss wybuchnął głośnym, niepohamowanym śmiechem. Gdy dojeżdżali do domu wciąż jeszcze śmiał się ze słów brata.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:53, 03 Maj 2020    Temat postu:

Cytat:
Rudowłosa dziewczyna, o intensywnie zielonych oczach, z małym nożykiem w dłoni, zwracając się do kogoś, kto stał z boku powiedziała: Cięte byłyby lepsze.
• Nie! Nie! - Adam gwałtownie otworzył oczy. Był we własnym łóżku, a nad nim pochylał się zatroskany ojciec.

To się chyba nazywa senny koszmar. Mam na myśli tę z bańkami, nie Bena
Cytat:
• A panna McCulligen?
• Co panna McCulligen?
• Jest jeszcze, czy już sobie poszła? - spytał z lekkim niepokojem Adam.
• Wczesnym popołudniem wróciła do domu. Nie gorączkowałeś i wszystko wskazywało na to, że zdrowiejesz, więc nie było potrzeby, żeby kolejne, długie godziny spędzała przy twoim łóżku.
• I dobrze – odparł z widoczną ulgą Adam i spytał: - a w ogóle to skąd ona tu się wzięła?

Z ulgą?! A gdzie wdzięczność za fachowo postawione bańki?
Cytat:
To, że lepiej się poczułeś to zasługa Holly. Jej pomoc okazała się nieoceniona i zamiast wywracać oczami, raczej pomyślałbyś, jak dziewczynie podziękować. A w ogóle, dlaczego ty jej tak nie lubisz?
• Ja? - Adam popatrzył oburzony na ojca. - To ona mnie nie znosi. I doprawdy nie wiem, z jakiego powodu?

Jakoś tak wyszło, że nie przepadają za sobą ... mam nadzieję, że to stan przejściowy
Cytat:
• Nie przesadzasz przypadkiem? Bardzo się o ciebie troszczyła.
• Pewnie tylko dlatego, żeby sobie na mnie poeksperymentować – fuknął Adam.
• Masz na myśli bańki? Mylisz się. Zrobiła to w pełni profesjonalnie.
• No, nie wiem.
• Przez tę chorobę zrobiłeś się bardzo marudny. Nie zmienia to jednak faktu, że musisz jej podziękować.
• A ty, tato, nie mógłbyś tego za mnie załatwić?

Adam robi uniki? To do niego niepodobne. Musi być jakiś powód
Cytat:
Delikatny mróz zaróżowił policzki Holly, która z uśmiechem przypatrywała się, jak Hoss, Joe i Matthew obrzucali się śnieżkami. Gdy tuż po śniadaniu do drzwi domu Toliverów zapukali bracia Cartwright’s, Holly była pewna, że Adamowi pogorszyło się. Z ulgą przyjęła informację, że chory czuje się już dużo lepiej. Prawdę mówiąc poczuła swego rodzaju satysfakcję.

Czyżby się martwiła o niewdzięcznego pacjenta?
Cytat:
Gdy tak stała, przyglądając się zabawie Matta i jego stryjów, nagle poczuła, że jedna ze śnieżek wylądowała na jej ramieniu. Nie zdążyła strząsnąć śniegu, a już kolejne śnieżne kule leciały w jej kierunku. Krzyknęła udając oburzenie. Nic to jednak nie pomogło. Śnieżki leciały jedna za drugą. Holly nie pozostało nic innego, jak odpowiedzieć tym samym. Pochyliła się, zagarnęła dłońmi trochę śniegu, szybko ulepiła zgrabną kulę i rzuciła w najbliżej stojącego Małego Joe. Miała niezłe oko, bowiem jej śnieżny pocisk strącił Josephowi kapelusz z głowy. Matthew na ten widok zapiszczał z radości. Joe udał zagniewanego i chciał rzucić śnieżką w bratanka, ale uniemożliwił mu to zmasowany śnieżny atak w wykonaniu Hossa i Holly.

To musiała być wspaniała zabawa
Cytat:
Choinka była wyjątkowo piękna. Wysoka do sufitu i rozłożysta. Jeszcze tego samego dnia, zaraz po powrocie z lasu Hoss i Joe pomogli ją obsadzić i ustawić w salonie Toliverów. Niepowtarzalny zapach choinki wprowadził wszystkich w świąteczny nastrój. Emily zdjęła ze strychu pudła z ozdobami świątecznymi i zaczęło się wspólne dekorowanie drzewka.

W salonie już panuje atmosfera świąt
Cytat:
Matt z podziwu aż zaklaskał w ręce i powiedział, że jest to najpiękniejsza choinka, jaką kiedykolwiek widział.
• Myślę, Matti, że u ciebie w domu będzie równie piękna – rzekła Holly.
• A przyjedziesz do nas, żeby pomóc nam ubrać choinkę? - spytał chłopiec i wziąwszy dziewczynę za rękę, poprosił: - Holly, przyjedź.

Czyżby Holly miała jechać ponownie do Ponderosy i tam w trakcie ubierania choinki spotkać "wdzięcznego" pacjenta?
Cytat:
• Zapraszamy. Pomoc na pewno nam się przyda – Joe natychmiast poparł pomysł bratanka.
• Dziękuję za zaproszenie, ale jestem pewna, że świetnie dacie sobie sami radę. – odparła Holly i zwracając się do Matta powiedziała: - skarbie, wiesz przecież, że przed świętami jest niezwykle dużo pracy.

Holly zdecydowanie nie chce jechać
Cytat:
• Matthew, nie mogę ci nic obiecać – odparła, głaszcząc dziecko po czarnej zwichrzonej czuprynce.
• Ale dlaczego? - chłopiec nie ustępował.
• Mówiłam ci już, że przed świętami jest mnóstwo zajęć, a do tego ciocia Emily wyprawia duże przyjęcie i muszę jej pomóc.
• Ciocia Emily, przez kilka godzin da sobie radę – rzekła przysłuchująca się rozmowie pani Toliver.
• Ależ, ciociu tak nie wypada – Holly zaskoczona spojrzała na kobietę. Takiego „wsparcia” zupełnie się nie spodziewała.
• Nie wypada, to odmawiać prośbie dziecka – stwierdziła z powagą Emily.
• Dobrze – westchnęła Holly – przyjadę do Ponderosy.

I ciocia Emily jest przeciwko? Cóż, chyba Holly musi jechać
Cytat:
• Wiesz Hoss z tego naszego bratanka to mały spryciarz.
• Nie rozumiem, o co ci chodzi?
• Jak to, o co? Widziałeś, jak sprytnie podszedł pannę McCulligen? Jakbym siebie widział.
• Jasne, tylko, że ty nie masz sześciu lat i jego uroku.
• Co, do wieku to się zgadzam, ale uroku nie możesz mi odmówić. Wszystkie panny na mnie lecą, no może z wyjątkiem Bessie Sue. Ona przecież woli ciebie.

O tak. Pasikonik ma wiele uroku, ale ... myślę, że Holly mu nie ulegnie
Cytat:
• A żebyś wiedział! Z taką dziewczyną mógłbym nawet się ożenić – odparł z rozmarzeniem Joe.
• Pytanie, czy ona chciałaby za ciebie wyjść?
• Masz wątpliwości? A czego niby mi brakuje?
• Tobie? Czy ja wiem? Myślę, że zawsze coś by się znalazło – Hoss zaśmiał się cicho.
• Śmiej się, śmiej. Zobaczysz, jak szybko ją oczaruję. Na wiosnę będziemy już narzeczeństwem, a może i małżeństwem.
Na taką deklarację Hoss wybuchnął głośnym, niepohamowanym śmiechem. Gdy dojeżdżali do domu wciąż jeszcze śmiał się ze słów brata.

Joe jest bardzo pewny swojego uroku ... oby się zbytnio nie rozczarował. Hoss ... jest bystrzejszy, niż wszystkim się wydaje

Kolejna część opowiadania, bardzo nastrojowa, pełna świątecznej, właściwie przedświątecznej magii, przygotowań do świąt, spotkań rodzinnych, strojenia choinki itd. Bardzo urokliwa. Adam lekko kapryszący, Ben przywołujący go do porządku ... ciekawe, jak będzie dziękował Holly za opiekę? Czy szczerze, z wdzięcznością, czy może z zaciśniętymi zębami pogratuluje jej wyboru obiektu do medycznych ćwiczeń?Fajne relacje między braćmi. Hoss jest kochającym bratem ale widzi wady Joe. Cóż, Pasikonik i tak ma duże powodzenie wśród okolicznych dziewcząt, więc nawet odmowa Holly nie zwali go z nóg. No może na jakiś czas, a potem gdzieś sobie podleczy złamane? serce. Cóż, w tej części było nieco więcej Adasia, ale wciąż za mało, za małoCzekam na dalszy ciąg i większe ilości Adasia Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:43, 03 Maj 2020    Temat postu:

Bardzo dziękuję za miły komentarz i celne uwagi. Very Happy Mogę zapewnić, że Holly jeszcze przed świętami spotka się z Adasiem. Adaś faktycznie robi uniki, bo jego jestestwo jest szarpane myślami o Holly. Na razie chłopina upiera się, że nie przepada za sympatycznym rudzielcem. Myślę, że to może wkrótce się zmienić, zwłaszcza gdy na arenę wkroczy Pasikonik. Mruga Joe, pewien swego uroku, będzie robił podchody mające na celu oczarowanie Holly. Czy mu się to uda? Zobaczymy. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:19, 07 Maj 2020    Temat postu:

Dom Toliverów, dzień później, rano.

Holly stała w oknie kuchni i spoglądała na wirujący i łagodnie opadający na ziemię śnieg. Wydawała się zupełnie zatopiona w swoich myślach. Cicha, jakby nieobecna. Emily spoglądała, co i raz na bratanicę. Niepokoił ją ten nagły smutek dziewczyny. Myślała, że święta pomogą Holly zapomnieć, o tym, co przeszła, ale wszystko wskazywało na to, że to właśnie one odpowiedzialne były za kiepski nastrój bratanicy.
• Co jesteś taka markotna? - spytała Emily, wyjmując z pieca dużą blachę dopiero co upieczonej szarlotki.
• Ja? - Holly wyglądała, jak zbudzona ze snu. - Wydaje się cioci.
• Czyżby? - spytała Emily, nakrywając ciasto czystą, lnianą ściereczką. - W nocy znowu nie spałaś, a od rana snujesz się po domu, jak zjawa. Nawet Matti zauważył, że jesteś nieswoja. No, skarbie, ciotce możesz powiedzieć. O co chodzi?
• Dobrze, powiem. Po prostu nie chce mi się jechać do Ponderosy.
• A oprócz tego, że nie masz ochoty tam jechać, to co cię jeszcze gnębi? - Emily usiadła przy stole kuchennym.
• Święta – odparła Holly uśmiechając się smutnie. - Nie lubię ich, przecież ciocia wie.
• Wiem, że bardzo źle ci się kojarzą – powiedziała ostrożnie Emily – ale wczoraj wyglądałaś na zadowoloną. To był miły dzień, prawda?
• Nie zaprzeczę – rzekła Holly siadając na vis-à-vis ciotki. - Było bardzo sympatycznie, ale wieczorem, gdy uświadomiłam sobie, że święta są już za dwa dni, wróciły wspomnienia… te najgorsze wspomnienia. Kiedyś święta kojarzyły mi się z dzieciństwem, zapachem ciasta i z oczekiwaniem. Od trzech lat już nie.
• To już trzy lata – powiedziała wzdychając Emily. - Och, Holly, wiem, dobrze wiem, co znaczy twoja strata, ale przecież jesteś młodą kobietą i nie możesz obrażać się na życie. Trzeba żyć i to najlepiej, jak się da.
• Jak mam zapomnieć o tacie, Braxtonie, o… - tu głos jej się załamał – o całym moim życiu w Georgii?
• Nikt nie każe ci tego robić. Pamiętać trzeba, ale trzeba też pomyśleć o sobie. Już najwyższa pora.
• Może i masz rację, ciociu, ale przychodzi taki dzień, jak dziś i wszystko staje mi przed oczyma, jakby to zaledwie było wczoraj. Czy to się kiedyś zmieni? Czy moje serce przestanie tak bardzo tęsknić?
• Nie mam pojęcia, kochanie. A serce… no, cóż, ono nigdy się nie zagoi. Możesz tylko spróbować zapomnieć. – Rzekła Emily, a potem uśmiechając się dodała: - jedź do Ponderosy. Zobaczysz spędzisz miły dzień, a poza tym chyba nie chcesz zawieść Matthew. Ten chłopiec jest wpatrzony w ciebie, jak w obrazek.
• Co też ciocia mówi? - Holly uśmiechnęła się przelotnie.
• Potwierdzam. Matti mówi tylko o tobie - rzekł Ralph, który wszedł do kuchni wspierając się na lasce.
• A ty, co? Podsłuchujesz? - Emily zrobiła groźną minę.
• Doktor Martin kazał mi dużo chodzić – odparł z niewinnym wyrazem twarzy Ralph.
• Chodzić, a nie podsłuchiwać.
• Emily, ja nie podsłuchuję, ja… słyszę. – Odparł Ralph i pochylając się nad żoną cmoknął ją w policzek, po czym spojrzawszy na ukryte pod ściereczką ciasto z przymilnym uśmiechem rzekł: - ale pachnie. Szarlotka, jak mniemam? Dostanę kawałek?
• Dostaniesz, ale dopiero, gdy ostygnie.
• A nie mogę teraz choć okruszka? - Ralph wyciągnął dłoń i chwyciwszy za brzeg ściereczki zajrzał pod nią wciągając przy tym do nosa zapach świeżego ciasta.
• Nie, łakomczuchu – odparła Emily i pacnęła go w dłoń. - Dostaniesz później.
• Mówi się trudno. – Mężczyzna udając posmutniałego wzruszył ramionami, po czym spojrzawszy na Holly spytał: - nie czas już się szykować? Lada moment przyjadą z Ponderosy. Matthew przebiera nogami z niecierpliwości. Pytał o ciebie.
• To w takim razie pójdę, sprawdzę, czego chce. – Odparła Holly i zwracając się do Emily poprosiła: - ciociu, byłabyś tak dobra i ukroiła kawałek tej szarlotki? Nie wypada, tak z gołą ręką jechać z wizytą.
• Oczywiście. Zaraz zapakuję.
• Ciociu, mam jeszcze jedną prośbę.
• Słucham?
• Dla wujka też ukrój.
• Ukroję – zapewniła Emily wstając od stołu, a tymczasem Ralph zatarłszy dłonie wykrzyknął:
• Coraz bardziej lubię tę dziewczynę! – i mrugnąwszy okiem do Holly, zwrócił się do żony: - a kawę dostanę?
• Dostaniesz. Siadaj już i przestań robić te swoje miny.

***

Ponderosa, tego samego dnia.

• Ten kucyk jest piękny. Matthew będzie zachwycony – rzekł Ben, siadając na krześle stojącym przy łóżku, na którym leżał Adam. Mężczyzna z dnia na dzień czuł się coraz lepiej. Co prawda jeszcze trochę gorączkował i miewał ataki kaszlu, ale doktor Martin był dobrej myśli. Święta jednak miał spędzić w łóżku.
• Oby tylko, nie odkrył go przed czasem.
• Z tym może być problem. Twój syn, to żywe srebro, przy tym niezwykle ciekawskie.
• Jest, jak każdy mały chłopiec – odparł Adam. - Tato, czuję się lepiej i nie potrzeby, żeby Toliverowie zajmowali się Matthew. Oni i tak mają mnóstwo pracy przy świątecznym przyjęciu. Chcę, żeby mój syn wrócił już do domu.
• I wróci. Właśnie Joe po niego się wybiera.
• Joe? Dlaczego akurat on? - spytał jakby od niechcenia Adam.
• Bo Hoss pojechał do Virginia City, a ja mam kilka spraw do załatwienia, tu na ranczo. O, co ci właściwie chodzi?
• Tak spytałem. – Adam wzruszył ramionami.
• Przez tę chorobę zrobiłeś się strasznie marudny – zauważył Ben.
• Nie przesadzaj, tato. To już o nic nie można zapytać? Siedzę uwięziony w sypialni i kompletnie o niczym nie wiem. Tak, jakby mnie tu nie było.
• Już dobrze. Będziemy cię o wszystkim informować – odparł Ben, uśmiechając się łagodnie. Doskonale wiedział, jak bardzo nudzi się człowiekowi, gdy zmuszony jest leżeć w łóżku. - Adamie, prawdę mówiąc, to mam ci coś do powiedzenia.
• Co takiego? - Adam wsparł się wygodniej na poduszce i z uwagą zaczął wpatrywać się w ojca.
• Pamiętasz, jak jakiś czas temu mówiłeś mi o detektywie, który o ciebie rozpytywał?
• Oczywiście. Szeryf mi o nim powiedział.
• Ten detektyw pojawił się tu, w Ponderosie.
• Kiedy?
• Na następny dzień, gdy się rozchorowałeś.
• Dlaczego nic mi wcześniej nie powiedziałeś?
• Jak to, dlaczego? - Ben westchnął. – Miałeś wysoką gorączkę i byłeś półprzytomny. Myślisz, że pozwoliłbym komukolwiek cię męczyć?
• Pannie McCulligen pozwoliłeś – rzucił od niechcenia Adam.
• A ten swoje – Ben uniósł oczy w górę.
• Czego chciał ten detektyw? Powiedział, kto go nasłał?
• Detektyw nazywa się Logan Carter i wynajął go Goldblum. Co do tego miałeś rację.
• Myślałem, że więcej nie usłyszę o tym człowieku – rzekł z zaciętym wyrazem twarzy Adam.
• Niestety, zdaje się, że to nie będzie możliwie.
• Co przez to rozumiesz, tato?
• Goldblum, chce widzieć się z Matthew, dlatego przysłał tu Cartera, żeby z tobą porozmawiał na temat jego spotkania z wnukiem.
• Co?!! Po moim trupie! Nigdy na to nie pozwolę! - krzyczał Adam. - Jakim prawem on chce widzieć się z Matthew?! Jakim prawem nazywa go swoim wnukiem?!
• Czy ci się podoba, czy nie Matti jest jego wnukiem, a on jego dziadkiem.
• Nigdy! Dziadkiem Matthew jesteś tylko ty! W dniu, w którym Goldblum wyrzekł się Naomi, wyrzekł się również jej potomstwa. Dlatego nie ma prawa, wchodzić z buciorami w życie mojego syna, w nasze życie. – Adam zacisnął prawą dłoń w pięść i z nieukrywaną złością uderzył nią w książkę leżącą obok niego na łóżku.
• Nie gorączkuj się tak – rzekł uspokajająco Ben. - Nerwy w niczym tu nie pomogą. Powiedziałem temu detektywowi, że jesteś chory i o żadnej z tobą rozmowie nie może być mowy.
• Myślisz, że to załatwi sprawę? - spytał z powątpiewaniem Adam.
• Nie, lecz odsunie w czasie. Ten Carter zapowiedział, że pojawi się po Nowym Roku i jestem pewien, że słowa dotrzyma.
• I dobrze. Niech przyjedzie. Usłyszy ode mnie, co myślę o jego zleceniodawcy.
• Może jednak warto byłoby dowiedzieć się, o co chodzi Goldblumowi?
• Nie mam zamiaru wikłać się w jakiekolwiek układy z tym człowiekiem.
• Adamie, radziłbym ci przemyśleć wszystko na spokojnie. Nie jesteś ciekawy, dlaczego po siedmiu latach Goldblum nagle się odezwał. A może ruszyło go sumienie? – zasugerował Ben.
• Sumienie? Ten człowiek go nie ma. Po tym, co zrobił Naomi, nie przypuszczałem, że staniesz się jego adwokatem.
• Nie jestem niczyim stronnikiem. Chodzi mi tylko o dobro dziecka. Moim zdaniem powinieneś dowiedzieć się, o co chodzi Goldblumowi i to w dobrze pojętym interesie Matthew, a przy okazji i własnym. Nie wierzę, że nie liczyłeś się z tym, że rodzina twojej żony może kiedyś do ciebie się odezwać.
• Wyobraź sobie, że nie przeszło mi to przez myśl. Gdybyś był ze mną, wtedy, gdy mówiłem Goldblumowi o śmierci jego córki, zrozumiałbyś wszystko. Wiesz, w co ja nie wierzę? W to, że ktoś taki, jak Aaron Goldblum zmieni się kiedykolwiek.
• Cóż, Matthew to twoje dziecko i zrobisz, jak uznasz za stosowne.
• Co do tego masz rację, tato. To mój syn i zrobię wszystko, żeby go chronić – rzekł stanowczym głosem Adam. - A teraz proszę, idź i powiedz Małemu Joe, żeby pojechał do Toliverów. Po tym, co od ciebie usłyszałem, nie chcę, aby Matthew przebywał poza domem dłużej niż jest to konieczne.
• Dobrze, już idę – Ben skinął głową i wstał z krzesła. Spojrzał zatroskanym wzrokiem na syna i spytał: - przynieść ci coś?
• Dziękuję, nic mi nie trzeba – odparł Adam i widać było, że myślami jest gdzieś daleko.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 18:31, 07 Maj 2020    Temat postu:

Cytat:
... ale przychodzi taki dzień, jak dziś i wszystko staje mi przed oczyma, jakby to zaledwie było wczoraj. Czy to się kiedyś zmieni? Czy moje serce przestanie tak bardzo tęsknić?
• Nie mam pojęcia, kochanie. A serce… no, cóż, ono nigdy się nie zagoi. Możesz tylko spróbować zapomnieć. – Rzekła Emily...

Holly tak jak Adam, też straciła kogoś kochanego
Cytat:
• A ty, co? Podsłuchujesz? - Emily zrobiła groźną minę.
• Doktor Martin kazał mi dużo chodzić – odparł z niewinnym wyrazem twarzy Ralph.
• Chodzić, a nie podsłuchiwać.
• Emily, ja nie podsłuchuję, ja… słyszę. – Odparł Ralph i pochylając się nad żoną cmoknął ją w policzek, po czym spojrzawszy na ukryte pod ściereczką ciasto z przymilnym uśmiechem rzekł: - ale pachnie. Szarlotka, jak mniemam? Dostanę kawałek?
• Dostaniesz, ale dopiero, gdy ostygnie.

Skoro doktor Martin kazał, to pacjent musi słuchać Very Happy więc Ralph chodzi i ... słucha, a przy okazji "załapuje" się na pyszną szarlotkę
Cytat:
• Ten kucyk jest piękny. Matthew będzie zachwycony – rzekł Ben, siadając na krześle stojącym przy łóżku, na którym leżał Adam. (...)
• Oby tylko, nie odkrył go przed czasem.
• Z tym może być problem. Twój syn, to żywe srebro, przy tym niezwykle ciekawskie.
• Jest, jak każdy mały chłopiec – odparł Adam. - Tato, czuję się lepiej i nie potrzeby, żeby Toliverowie zajmowali się Matthew.

I słusznie, Matt jest przecież małym chłopcem, powinien być ciekawy wszystkiego i ruchliwy
Cytat:
Chcę, żeby mój syn wrócił już do domu.
• I wróci. Właśnie Joe po niego się wybiera.
• Joe? Dlaczego akurat on? - spytał jakby od niechcenia Adam.
• Bo Hoss pojechał do Virginia City, a ja mam kilka spraw do załatwienia, tu na ranczo. O, co ci właściwie chodzi?
• Tak spytałem. – Adam wzruszył ramionami.

Właśnie! Dlaczego dziwi go wyjazd Joe? A raczej dlaczego tak reaguje na tę wiadomość? Czyżby jakieś drugie dno?
Cytat:
• Jak to, dlaczego? - Ben westchnął. – Miałeś wysoką gorączkę i byłeś półprzytomny. Myślisz, że pozwoliłbym komukolwiek cię męczyć?
• Pannie McCulligen pozwoliłeś – rzucił od niechcenia Adam.
• A ten swoje – Ben uniósł oczy w górę.

Niewdzięczny pacjent nie docenia wkładu Holly w swoje wyzdrowienie
Cytat:
• Goldblum, chce widzieć się z Matthew, dlatego przysłał tu Cartera, żeby z tobą porozmawiał na temat jego spotkania z wnukiem.
• Co?!! Po moim trupie! Nigdy na to nie pozwolę! - krzyczał Adam. - Jakim prawem on chce widzieć się z Matthew?! Jakim prawem nazywa go swoim wnukiem?!
• Czy ci się podoba, czy nie Matti jest jego wnukiem, a on jego dziadkiem.

A tego co tak wzięło na wznowienie kontaktów rodzinnych? To podejrzane jest
Cytat:
• Nigdy! Dziadkiem Matthew jesteś tylko ty! W dniu, w którym Goldblum wyrzekł się Naomi, wyrzekł się również jej potomstwa. Dlatego nie ma prawa, wchodzić z buciorami w życie mojego syna, w nasze życie. – Adam zacisnął prawą dłoń w pięść i z nieukrywaną złością uderzył nią w książkę leżącą obok niego na łóżku.

Właśnie! Pan Goldblum oficjalnie się wyrzekł córki
Cytat:
• Może jednak warto byłoby dowiedzieć się, o co chodzi Goldblumowi?
• Nie mam zamiaru wikłać się w jakiekolwiek układy z tym człowiekiem.
• Adamie, radziłbym ci przemyśleć wszystko na spokojnie. Nie jesteś ciekawy, dlaczego po siedmiu latach Goldblum nagle się odezwał. A może ruszyło go sumienie? – zasugerował Ben.
• Sumienie? Ten człowiek go nie ma. Po tym, co zrobił Naomi, nie przypuszczałem, że staniesz się jego adwokatem.

Może Ben ma trochę racji. Warto dowiedzieć się, czego on chce?

Kolejny interesujący fragment opowieści. Adam nadal marudzi, można rzec, że wszystko mu przeszkadza, ale ... jakby zaczął się nieco zmieniać. W dalszym ciągu nie wiadomo, o co chodzi panu Goldblumowi? Jeśli nawet po śmierci córki nie chciał znać ani wnuka, ani brać udziału w pogrzebie, to chyba i teraz nie zmienił poglądów. Może chodzi o jakiś spadek po dziadku Noemi? Albo po innym krewniaku? Może pan Goldblum poważnie zachorował? Ale to chyba nie zmieniłoby jego stanowiska ... nadal nie znamy przyczyny chęci nawiązania kontaktów z Mattem? Przecież według prawa żydowskiego Matt nie jest Żydem ponieważ Noemi zmieniła religięMoże autorka to wyjaśni w kolejnych odcinkach, na które niecierpliwie czekam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 22:14, 07 Maj 2020    Temat postu:

Cytat:

Właśnie! Dlaczego dziwi go wyjazd Joe? A raczej dlaczego tak reaguje na tę wiadomość? Czyżby jakieś drugie dno?


Adaś, chyba czuje przez skórę, że Joe jest zainteresowany Holly. Czy już uświadamia sobie, że Holly warta jest i jego uwagi, tego jeszcze nie wiem. Zobaczymy, jak akcja rozwinie się w następnych odcinkach.

Jeśli chodzi o Goldbluma to na razie nie mogę nic powiedzieć, bo nie będzie niespodzianki. Very Happy

Dziękuję serdecznie za interesujący i miły komentarz. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:32, 08 Maj 2020    Temat postu:

Przeczytałam i z niecierpliwością czekam na ponowne pojawienie sie pana detektywa Wesoly Jakiś ten człowiek wydaje mi się ciekawy Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 23:02, 08 Maj 2020    Temat postu:

Widzę, że detektyw Carter wpadł Ci w oko. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 55, 56, 57  Następny
Strona 5 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin