Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 48, 49, 50 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8222
Przeczytał: 7 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:25, 08 Lis 2022    Temat postu:

Dziękuję za miły komentarz. Very Happy Obawiam się, że rabin nie odpuści, szczególnie zaś Josephowi. Mosze, nie znający słowa lojalność, będzie próbował "ugrać" coś dla siebie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8222
Przeczytał: 7 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 13:13, 14 Lis 2022    Temat postu:

***

Gdy wreszcie drzwi zamknęły się za niechcianymi gośćmi na krótką chwilę zapadała niezręczna cisza. Abram poczuł się nagle, tak jakby opuściły go wszystkie siły. Poczuł ogromne zmęczenie i rozcierając obolałą po znokautowaniu Moszego dłoń, opuścił głowę. Pani Estera przyglądała mu się ze współczuciem. Zdawała sobie doskonale sprawę z czym musiał zmierzyć się ten młody człowiek w ciągu minionych dni. Podeszła więc do niego i nic nie mówiąc uścisnęła mu ramię. Abram zdziwiony spojrzał na panią Esterę, a ta uśmiechnąwszy się ciepło, rzekła:
- Dziękuję, że tak dobrze opiekowałeś się moim mężem. Detektyw Carter mówił mi o twoim poświęceniu. Teraz już możesz odpocząć. Ja zajmę się wszystkim.
- Tak, rozumiem – odparł Abram i dodał: - zaraz się spakuję. To nie potrwa długo. Mam niewiele rzeczy.
- Nic nie rozumiesz, chłopcze – powiedziała łagodnie pani Estera. - Nie chcę, żebyś nas opuszczał. Myślę, że zasmuciłbyś tym mojego męża.
- Ale - zaczął drżącym głosem Abram – skąd pani może wiedzieć, czego życzyłby sobie pan Goldblum?
- Nie zapominaj, że trochę go znam. Poza tym sporo ciekawych informacji przekazał mi detektyw Carter – odparła spoglądając znacząco na mężczyznę.
- To znaczy, że pani wie? - Abram pobladł na twarzy.
- Wiem i uważam, że powinniśmy o tym spokojnie porozmawiać.
- Oczywiście. Jak pani sobie życzy – rzekł mężczyzna lekko pochylając głowę.
- Świetnie, ale nieco później. Teraz chciałabym zobaczyć mojego męża – powiedziała pani Estera i zwróciwszy się do doktora Silbermana, spytała: - czy mogę?
- Nie musi pani pytać o pozwolenie. – Zapewnił doktor i dodał: - teraz jestem pewien, że chory szybko odzyska zdrowie. Nic tylko na okrągło o panią pytał. Co za szczęście, że pani wróciła. Co za szczęście. Chodźmy. Co prawda mąż pani śpi, ale wkrótce się obudzi. Po tym, jak rabin próbował na mężu pani wymóc zmianę pewnych decyzji, chory tak bardzo się zdenerwował, że musiałem mu podać lek uspokajający.
- O jakich decyzjach pan mówi? - zaciekawiła się pani Estera.
- Wybaczy pani, ale nie czuję się upoważniony, aby o tym rozmawiać.
- Rozumiem i nie nalegam – odparła kobieta. - W takim razie proszę powiedzieć mi, jaki obecnie jest stan mojego męża. Czy coś zagraża jego życiu?
- Proszę się nie niepokoić. Stan pana Goldbluma z dnia na dzień ulega poprawie. Nie ukrywam, że przed nim daleka droga do wyzdrowienia, ale teraz – tu spojrzał życzliwie na panią Esterę – wszystko powinno się zmienić.
- Mam taką nadzieję. Chciałabym, żeby powiedział mi pan, jak mam opiekować się mężem.
- Oczywiście, droga pani. Chodźmy w takim razie do sypialni pani męża. Tam udzielę stosownych informacji.
Gdy pani Estera i doktor Silberman opuścili salon, Joe podszedł do Abrama i powiedział:
- Na pana miejscu zrobiłbym na tę dłoń zimy okład.
- Co takiego? - Abram spojrzał rozkojarzonym wzrokiem na Josepha, a potem na swoją opuchniętą rękę – ach to. Drobiazg. Przejdzie.
- Na pewno, ale zimny okład naprawdę się przyda. Proszę mi zaufać – Joe uśmiechnął się – wiem coś o tym.
- Nie wątpię. Pan Joseph Cartwright, jeśli się nie mylę. Pan jest bratem pana Adama.
- W rzeczy samej, ale proszę mówić mi Joe, po prostu Joe – rzekł wyciągając do Abrama dłoń.
- Dobrze. Jestem Abram Berkowitz – odparł mężczyzna: - po prostu Abram. Może chcesz się czegoś napić lub zjeść? Po tak długiej podróży pani Estera i ty musicie być bardzo zmęczeni – i westchnąwszy ciężko, dodał: - a tu takie powitanie. Pani Goldblum powinna od razu mnie wyrzucić.
- A to niby dlaczego? - spytał zdziwiony Joe.
- Bo nie sprostałem zadaniu. Nie powinienem dopuścić rabina Apfelbauma do łóżka pana Goldbluma, nie mówiąc już o tym łajdaku Levy’m. Nie popisałem się.
- Nie przejmuj się tym. Miałeś bardzo dużo na głowie.
- Dziękuję za te słowa pocieszenia, ale i tak czuję się parszywie. Pani Estera może mieć do mnie w pełni uzasadnione pretensje.
- Pani Estera? - Joe spojrzał na Abrama i z niedowierzaniem pokręcił głową. - Każdy, ale nie ona. To anioł w ludzkiej postaci. Nie martw się. Będzie dobrze.
- Skoro tak twierdzisz – odparł bez przekonania Abram.
- Tak właśnie twierdzę. I wiesz, co? Chętnie napiłbym się mocnej, gorącej kawy. A ty?
- Ja też. Zaraz poproszę panią Hajfec, żebym nam zaparzyła.
- Już zaparzyłam – rzekła pani Hajfec, która jak na zawołanie pojawiła się w salonie z tacą, na której był nie tylko dzbanek z kawą, ale też świeżo upieczone ciasteczka z cynamonem, roznoszące wręcz zniewalający zapach. Mężczyźni tymczasem usiedli do stołu, a pani Hajfec postawiła przed każdym z nich misternie zdobioną filiżankę i takiż talerzyk deserowy. Nalała kawy, mówiąc: - częstujcie się panowie. Kolacja będzie wkrótce. A tobie, Abramie, zaraz zrobię kompres na tę opuchniętą dłoń.
- Nie trzeba – odparł mężczyzna.
- Już ja lepiej wiem, co trzeba – zamruczała pani Hajfec i zabierając pustą tacę, dodała: - świetnie się spisałeś. Mosze dostał, co mu się należało. Teraz przez tydzień, albo i dłużej będzie wyglądał, jak dojrzała śliwka.
- Wcale nie jestem z tego dumny. Brzydzę się przemocą, przecież pani wie.
- Wiem, chłopcze, wiem doskonale. Jesteś bardzo dobrym człowiekiem. Nikt tego nie wie lepiej niż ja i moi synowie.
- Pani Hajfec, proszę… - Abram wyglądał na zawstydzonego.
- Wiem, co mówię. Drugiego takiego ze świecą szukać – rzekła gospodyni i spojrzawszy na Małego Joe, dodała: - mówię panu, Abram to chodząca dobroć.
- Też tak myślę – zgodził się uprzejmie Joseph.
- Pani Hajfec, pani Estera jest teraz u męża. Zechciałaby pani zanieść do sypialni pana Goldbluma coś do jedzenia i kawę – poprosił Abram, mając już dosyć zainteresowania swoją osobą.
- Już to zrobiłam chłopcze. I wiesz co, bardzo się cieszę, że pani Goldblum wróciła. Może teraz rabin i ten farbowany lis Mosze Levy dadzą spokój naszemu panu.
- Nie byłbym tego taki pewien. Obawiam się, że tak łatwo nie odpuszczą – odparł, ciężko westchnąwszy, Abram.

***

Dom Cartwrightów. Dzień później.

Było już po śniadaniu, gdy Holly z kubkiem gorącej indiańskiej mięty stanęła przed drzwiami sypialni Hossa i Aileen. Zapukała lekko raz i drugi, a gdy usłyszała słabe „proszę”, weszła do środka. Aileen była wciąż jeszcze w łóżku. Leżała wsparta na wysoko ułożonych poduszkach i już na pierwszy rzut oka widać było, że nie czuje się najlepiej. Nim Holly zdążyła o cokolwiek zapytać młoda kobieta zerwała się z łóżka i dopadłszy miednicy stojącej na szafce w rogu pokoju, pochyliła się nad nią i zaczęła wymiotować. Holly szybko postawiła na stole trzymany kubek i podeszła do kobiety. Najpierw przytrzymała jej głowę, a potem zmoczoną ściereczką przetarła jej twarz. W chwilę później pomogła jej położyć się do łóżka i okryła kołdrą. Podając jej kubek z miętą poleciła:
- Napij się. To ci dobrze zrobi. Tylko małymi łykami – zastrzegła.
Aileen skinęła głową i upiwszy trochę napoju powiedziała:
- Dziękuję, że przyszłaś. Strasznie źle się dzisiaj czuję. Już nawet nie mam czego zwracać – poskarżyła się.
- Nie martw się, to minie. Na początku tak już jest, ale potem wszystko przechodzi i spokojnie będziesz sobie tyć, tak jak ja – zażartowała. - Widzę, że nabrałaś już trochę kolorków. Może coś byś zjadała.
- Nie mów mi nic mi o jedzeniu. Może później. Teraz nic bym nie przełknęła.
- Dobrze, to za jakiś czas zjemy razem drugie śniadanie – odparła Holly, a widząc, jak jej przyjaciółka zielenieje, złapała miednicę i podsunęła ją Aileen pod twarz. Po kilku dłuższych chwilach, gdy torsje ustąpiły, Aileen tonem skarżącego się dziecka, powiedziała:
- Prosiłam, żebyś nic nie mówiła o jedzeniu.
- Przepraszam. Już nie będę – zapewniła Holly.
- Ty też tak się męczyłaś? - spytała Aileen i napiła się mięty.
- Nie tak bardzo. Można było wytrzymać. Gorzej było za pierwszym razem, bo… - Holly, zorientowawszy się, że powiedziała więcej niż by chciała, umilkła.
- O czym ty mówisz? - Aileen spojrzała zdziwiona na przyjaciółkę.
- No tak, przecież ty nic nie wiesz – odparła Holly. - Zanim przyjechałam tu do Nevady miałam męża i dziecko.
- Co takiego? Byłaś już mężatką? - spytała szeptem Aileen. Tu trzeba powiedzieć, że poranne mdłości przeszły jej, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Tak. Mój mąż, Braxton zginął na wojnie. Byłam przy nadziei, gdy o tym się dowiedziałam. Szok spowodował, że urodziłam przedwcześnie mojego synka. Bardzo chciałam, żeby żył, ale nic nie dało się zrobić – odparła, posmutniawszy, Holly.
- Nawet nie wiesz, jak mi przykro. Dlaczego wcześniej nic mi nie powiedziałaś?
- Bo nie chciałam współczucia, a poza tym trudno mówi się o takich sprawach.
- Rozumiem – odparła poruszona Aileen. - Adam wie?
- Oczywiście. Oprócz niego także teść, no i ciocia i wujek, a teraz także ty.
- Możesz być pewna, że nikomu nie powiem, nawet Hossowi.
- Dziękuję – Holly uśmiechnęła się - jesteś kochana. Cieszę się, że zostałyśmy przyjaciółkami. Prawie siostrami.
- A wiesz, że zawsze żałowałam, że nie mam rodzeństwa.
- Jak to nie masz? A twój brat przyrodni?
- No, tak, ale to nie to, co prawdziwe rodzeństwo, takie z którym razem się wychowujesz. Nie zrozum mnie źle, bardzo kocham małego Johna. Jest miłym, inteligentnym chłopcem, ale różnica wieku, a przede wszystkim odległość, jaka nas dzieli i ta cała pogmatwana historia rodzinna nie pozwoliły nam lepiej się poznać.
- Faktycznie, wszystko to skomplikowane i raczej nie zanosi się na to, żeby twój ojciec wrócił tu ze swoją nową rodziną. Musi ci być przykro.
- Trochę, ale tato nie ma innego wyjścia. Sama wiesz, co by się działo, gdyby chciał zamieszkać w Virginia City z Caroline i Johnnym. Ludzie nie daliby im spokoju. Zaraz zaczęliby im wytykać, że żyją bez ślubu.
- A tak swoją drogą, to dlaczego jeszcze nie zalegalizowali swojego związku? - zaciekawiła się Holly. - Może nie chcą?
- Oczywiście, że chcą. Ślub odbędzie się po Nowym Roku.
- No to klops – westchnęła Holly.
- A to dlaczego? - spytała zdziwiona Aileen.
- Bo wszystko wskazuje na to, że ominie cię tak ważna uroczystość.
- Ale ja zamierzam być na tym ślubie.
- Aha, już widzę, jak Hoss pozwoli ci gdziekolwiek pojechać – odparła z sarkazmem Holly. - Nie zapominaj, że jesteś w błogosławionym stanie.
- Do tego czasu na pewno przejdą mi mdłości.
- Ale ciąża nie. Pamiętasz, jak zareagował Adam gdy powiedziałam mu, że chcę jechać z wami do San Francisco?
- Trochę się zdenerwował.
- Trochę? On dostał szału.
- Mój Hoss jest łagodny jak baranek.
- Przypominam ci, że Adam i Hoss to bracia – rzekła z naciskiem na ostatnie słowo Holly.
- Przyrodni – odparła nieco zbita z tropu Aileen.
- Ale to Cartwrightowie, a wszyscy Cartwrightowie, nawet nasz słodziak Matthew, są straszliwie uparci i jak coś wbiją sobie do głowy to żadna siła tego nie zmieni.
- Może i tak, ale nie dotyczy to Hossa. Mój mąż jest kochany i nie ma w nim nawet odrobiny uporu.
- Czyżby? - Holly z politowaniem spojrzała na przyjaciółkę. - To powiem ci, że dziś przy śniadaniu mój mąż udzielił twojemu mężowi instruktażu.
- Jakiego znowu instruktażu?! - Aileen zrobiła wielkie oczy.
- Jak należy postępować z żoną przy nadziei. No, wiesz zakazy, nakazy i pouczenia. Nie zdziwię się, jak Hoss po powrocie z Virginia City przejrzy twoją całą garderobę i wyrzuci ci na przykład gorset.
- To musiałby bardzo długo szukać – Aileen zaśmiała się.
- Nie rozumiem.
- Bo też nie ma czego. Odkąd wyszłam za Hossa nie noszę gorsetów. Matka mnie do tego zmuszała, bo niby taka moda. Ja nigdy nie lubiłam się ściskać. Ani zjeść, ani się napić, a już latem to była katorga nie do zniesienia.
- Proszę, proszę to mnie zaskoczyłaś – Holly z podziwem pokiwała głową. - Byłam pewna, że nosisz gorset. Masz taką nienaganną sylwetkę i szczuplutką talię.
- Już niedługo – Aileen westchnęła, po czym stwierdziła: - muszę u pani Stone zamówić odpowiednie suknie i jakąś kreację na ślub taty.
- Nie licz na to, że Hoss pozwoli ci ruszyć się z Ponderosy i do tego jeszcze zimą.
- Przecież nie zabroni mi pojechać do taty.
- Zabroni – odparła z pewnością w głosie Holly.
- Niemożliwe.
- Uwierz mi, to pewne.
- No to, co ja mam zrobić? - spytała Aileen, rozłożywszy bezradnie dłonie. - Nie wyobrażam sobie, żebym nie uczestniczyła w tak ważnym dla mojego taty momencie.
- Czekaj niech pomyślę – Holly na chwilę zamilkła, po czym klasnęła w dłonie i krzyknęła: - mam!
- Co?
- Pomysł, jak załatwić, żebyś nie wyjeżdżając z Ponderosy była na ślubie swojego ojca.
- To ciekawe, ale ja nic z tego nie pojmuję.
- Posłuchaj, nasz teść przyjaźni się z twoim tatą, prawda?
- Prawda - odparła powoli Aileen, nie bardzo wiedząc do czego zmierza Holly.
- To mógłby zaprosić twojego ojca i jego nową rodzinę na święta Bożego Narodzenia, a przy okazji namówić go, żeby ze względu na twój stan rozważył możliwość zorganizowania uroczystości zaślubin tu w Ponderosie.
- Daj spokój, to zupełnie nierealne, a poza tym to przecież byłby kłopot.
- Dla naszego teścia? No, co ty? Na pewno się zgodzi, już moja w tym głowa.
- Sama nie wiem.
- Jak chcesz to z nim porozmawiam – zaoferowała się Holly.
- Dobrze, ale najpierw chcę wiedzieć, co na to Hoss.
- Myślę, że mi przyklaśnie.
- Oby. A tak właściwie, to dlaczego Hoss pojechał do Virginia City? Nic mi wcześniej nie mówił, że tam się wybiera.
- Pojechał po doktora Martina.
- Stało się coś? Ktoś zachorował? - zaniepokoiła się Aileen.
- Ty.
- Żarty sobie ze mnie robisz? A co niby ma mi być?
- A to nie wiesz?
- Nie denerwuj mnie.
- Dobra, Hoss bardzo przejął się tymi twoim torsjami. Tłumaczyłam mu, że u kobiet w ciąży to normalne, ale nie dał sobie nic wytłumaczyć. Do tego Adam powiedział mu, że lepiej będzie, jak obejrzy cię lekarz.
- A co Adam ma do mojej ciąży?
- Niepokoi się – odparła niewinnie Holly.
- Mogłabyś poprosić tu do mnie swojego męża? Chętnie bym sobie z nim porozmawiała.
- A ja chętnie bym na to popatrzyła, ale niestety pojechał na budowę domu.
- Czyjego? No, chyba nie naszego, bo Hoss dopiero w przyszłym tygodniu ma zacząć zwozić deski.
- Nie, to chodzi o inny dom, a dokładnie o świąteczną niespodziankę – odparła z tajemniczym błyskiem w oku Holly.
- Czekaj, czyżby chodziło o ten dom, który zaczął budować dla…
- Tak właśnie ten – przerwała Aileen Holly. - Uzgodniliśmy, że zamieszkamy tam, ale nie wcześniej niż na wiosnę. Przez przypadek dowiedziałam się, że Adam w tajemnicy przede mną i Mattem wykańcza dom.
- Pewnie się cieszysz.
- Jasne, ale muszę udawać, że nic nie wiem.
- To musi być dla ciebie bardzo trudne – stwierdziła z udawanym współczuciem Aileen.
- Żebyś wiedziała. W sprawę wtajemniczyłam ciocię Emily i już trzy razy byłyśmy tam pod nieobecność Adama i pracowników.
- Naprawdę? I jak, podoba ci się?
- Dom jest wspaniały. Już nie mogę się doczekać, kiedy tam zamieszkamy – odparła z rozmarzeniem Holly.
- Tak ci tu źle?
- Nie, skąd ci to przyszło do głowy? Po prostu chciałabym mieć własny kąt, a poza tym niedługo zrobi się tu naprawdę ciasno.
- Co prawda, to prawda – westchnęła Aileen – tylko, że bez was będzie tu smutno.
- Ale za to dużo ciszej – odparła Holly i obie kobiety roześmiały się. Po chwili Aileen nieśmiało poprosiła:
- Holly, a mogłabyś zabrać mnie na tę waszą budowę? Jestem bardzo ciekawa, jak będzie wyglądać wasz dom.
- Pewnie, ale pod warunkiem, że będziesz trzymała język za zębami.
- To się rozumie samo przez się – zapewniła Aileen.
- To w takim razie, jak będziesz czuła się na siłach, to możemy wybrać się tam choćby jutro. Co ty na to?
- Chętnie, ale jak chcesz to zorganizować?
- To żaden problem – stwierdziła Holly. - Chyba nie zapomniałaś, że jutro zostajemy same, bo nasi mężowie razem z ojcem jadą do Reno w interesach. Wrócą dopiero późnym wieczorem.
- A co zrobisz z Mattem?
- On jedzie z nimi.
- I my naprawdę zostaniemy same?
- Niezupełnie. Będzie oczywiście Hop Sing, a po śniadaniu przyjedzie moja ciocia, żeby dotrzymać nam towarzystwa. Jeśli tylko nie będzie padać, a ty będziesz czuć się dobrze, to wybierzemy się na spacer. Świeże powietrze doskonale zrobi przyszłym mamom.
- Wnoszę z tego, że dom stoi niedaleko.
- Owszem. Jakieś półgodziny wolnym marszem, ale my pojedziemy bryczką.
- Jesteś pewna, że nikt nas nie przyłapie?
- Nie martw się, już moja w tym głowa, żeby niespodzianka pozostała niespodzianką – odparła Holly, mrugnąwszy przy tym łobuzersko.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:25, 14 Lis 2022    Temat postu:

Cytat:
Podeszła więc do niego i nic nie mówiąc uścisnęła mu ramię. Abram zdziwiony spojrzał na panią Esterę, a ta uśmiechnąwszy się ciepło, rzekła:
- Dziękuję, że tak dobrze opiekowałeś się moim mężem. Detektyw Carter mówił mi o twoim poświęceniu. Teraz już możesz odpocząć. Ja zajmę się wszystkim.
- Tak, rozumiem – odparł Abram i dodał: - zaraz się spakuję. To nie potrwa długo. Mam niewiele rzeczy.
- Nic nie rozumiesz, chłopcze – powiedziała łagodnie pani Estera. - Nie chcę, żebyś nas opuszczał. Myślę, że zasmuciłbyś tym mojego męża.

Pani Estera bardzo ładnie się zachowała
Cytat:
Poza tym sporo ciekawych informacji przekazał mi detektyw Carter – odparła spoglądając znacząco na mężczyznę.
- To znaczy, że pani wie? - Abram pobladł na twarzy.
- Wiem i uważam, że powinniśmy o tym spokojnie porozmawiać.
- Oczywiście. Jak pani sobie życzy – rzekł mężczyzna lekko pochylając głowę.

Na pewno zaprzyjaźnią się
Cytat:
- Na pana miejscu zrobiłbym na tę dłoń zimy okład.
- Co takiego? - Abram spojrzał rozkojarzonym wzrokiem na Josepha, a potem na swoją opuchniętą rękę – ach to. Drobiazg. Przejdzie.
- Na pewno, ale zimny okład naprawdę się przyda. Proszę mi zaufać – Joe uśmiechnął się – wiem coś o tym.

Kto jak kto, ale Joe jest bardzo kompetentny w tym temacie
Cytat:
A tobie, Abramie, zaraz zrobię kompres na tę opuchniętą dłoń.
- Nie trzeba – odparł mężczyzna.
- Już ja lepiej wiem, co trzeba – zamruczała pani Hajfec i zabierając pustą tacę, dodała: - świetnie się spisałeś. Mosze dostał, co mu się należało. Teraz przez tydzień, albo i dłużej będzie wyglądał, jak dojrzała śliwka.

Pani Hajfec poznała się na Mosze
Cytat:
- Wcale nie jestem z tego dumny. Brzydzę się przemocą, przecież pani wie.
- Wiem, chłopcze, wiem doskonale. Jesteś bardzo dobrym człowiekiem. Nikt tego nie wie lepiej niż ja i moi synowie.
- Pani Hajfec, proszę… - Abram wyglądał na zawstydzonego.
- Wiem, co mówię. Drugiego takiego ze świecą szukać – rzekła gospodyni i spojrzawszy na Małego Joe, dodała: - mówię panu, Abram to chodząca dobroć.
- Też tak myślę – zgodził się uprzejmie Joseph.

Abrama chyba wszyscy lubią, może oprócz Moszego i rabina
Cytat:
I wiesz co, bardzo się cieszę, że pani Goldblum wróciła. Może teraz rabin i ten farbowany lis Mosze Levy dadzą spokój naszemu panu.
- Nie byłbym tego taki pewien. Obawiam się, że tak łatwo nie odpuszczą – odparł, ciężko westchnąwszy, Abram.

Chyba czeka ich ciężka przeprawa z chciwym rabinem i podstępnym Mosze
Cytat:
- Dziękuję, że przyszłaś. Strasznie źle się dzisiaj czuję. Już nawet nie mam czego zwracać – poskarżyła się.
- Nie martw się, to minie. Na początku tak już jest, ale potem wszystko przechodzi i spokojnie będziesz sobie tyć, tak jak ja – zażartowała. - Widzę, że nabrałaś już trochę kolorków. Może coś byś zjadła.
- Nie mów mi nic mi o jedzeniu. Może później. Teraz nic bym nie przełknęła.
- Dobrze, to za jakiś czas zjemy razem drugie śniadanie – odparła Holly, a widząc, jak jej przyjaciółka zielenieje, złapała miednicę i podsunęła ją Aileen pod twarz. Po kilku dłuższych chwilach, gdy torsje ustąpiły, Aileen tonem skarżącego się dziecka, powiedziała:
- Prosiłam, żebyś nic nie mówiła o jedzeniu.
- Przepraszam. Już nie będę – zapewniła Holly.

Biedaczka, tak się męczy, ale to przejdzie
Cytat:
Ślub odbędzie się po Nowym Roku.
- No to klops – westchnęła Holly.
- A to dlaczego? - spytała zdziwiona Aileen.
- Bo wszystko wskazuje na to, że ominie cię tak ważna uroczystość.
- Ale ja zamierzam być na tym ślubie.
- Aha, już widzę, jak Hoss pozwoli ci gdziekolwiek pojechać – odparła z sarkazmem Holly. - Nie zapominaj, że jesteś w błogosławionym stanie.

Czyżby kobiecie w ciąży nie wolno było podróżować?
Cytat:
Pamiętasz, jak zareagował Adam gdy powiedziałam mu, że chcę jechać z wami do San Francisco?
- Trochę się zdenerwował.
- Trochę? On dostał szału.
- Mój Hoss jest łagodny jak baranek.
- Przypominam ci, że Adam i Hoss to bracia – rzekła z naciskiem na ostatnie słowo Holly.
- Przyrodni – odparła nieco zbita z tropu Aileen.
- Ale to Cartwrightowie, a wszyscy Cartwrightowie, nawet nasz słodziak Matthew, są straszliwie uparci i jak coś wbiją sobie do głowy to żadna siła tego nie zmieni.
- Może i tak, ale nie dotyczy to Hossa. Mój mąż jest kochany i nie ma w nim nawet odrobiny uporu.

W przypadku niepokoju o ukochaną kobietę w Hossie może obudzić się lew
Cytat:
- To powiem ci, że dziś przy śniadaniu mój mąż udzielił twojemu mężowi instruktażu.
- Jakiego znowu instruktażu?! - Aileen zrobiła wielkie oczy.
- Jak należy postępować z żoną przy nadziei. No, wiesz zakazy, nakazy i pouczenia. Nie zdziwię się, jak Hoss po powrocie z Virginia City przejrzy twoją całą garderobę i wyrzuci ci na przykład gorset.
- To musiałby bardzo długo szukać – Aileen zaśmiała się.
- Nie rozumiem.
- Bo też nie ma czego. Odkąd wyszłam za Hossa nie noszę gorsetów.

Ciekawe, czy spełni się przepowiednia Holly?
Cytat:
- Nie licz na to, że Hoss pozwoli ci ruszyć się z Ponderosy i do tego jeszcze zimą.
- Przecież nie zabroni mi pojechać do taty.
- Zabroni – odparła z pewnością w głosie Holly.
- Niemożliwe.
- Uwierz mi, to pewne.

To wszystko z troski o ukochaną żonę
Cytat:
A tak właściwie, to dlaczego Hoss pojechał do Virginia City? Nic mi wcześniej nie mówił, że tam się wybiera.
- Pojechał po doktora Martina.
- Stało się coś? Ktoś zachorował? - zaniepokoiła się Aileen.
- Ty.
- Żarty sobie ze mnie robisz? A co niby ma mi być?
- A to nie wiesz?
- Nie denerwuj mnie.
- Dobra, Hoss bardzo przejął się tymi twoim torsjami. Tłumaczyłam mu, że u kobiet w ciąży to normalne, ale nie dał sobie nic wytłumaczyć. Do tego Adam powiedział mu, że lepiej będzie, jak obejrzy cię lekarz.
- A co Adam ma do mojej ciąży?
- Niepokoi się – odparła niewinnie Holly.

Bracia wyjątkowo w tym temacie są zgodni
Cytat:
Przez przypadek dowiedziałam się, że Adam w tajemnicy przede mną i Mattem wykańcza dom.
- Pewnie się cieszysz.
- Jasne, ale muszę udawać, że nic nie wiem.
- To musi być dla ciebie bardzo trudne – stwierdziła z udawanym współczuciem Aileen.
- Żebyś wiedziała. W sprawę wtajemniczyłam ciocię Emily i już trzy razy byłyśmy tam pod nieobecność Adama i pracowników.
- Naprawdę? I jak, podoba ci się?
- Dom jest wspaniały. Już nie mogę się doczekać, kiedy tam zamieszkamy – odparła z rozmarzeniem Holly.

Kolejna niespodzianka Adama?

Kolejna część opowieści. Bardzo sympatyczna, pełna ciepła i oczekiwania no kolejnych Cartwrightów. Pani Estera już dotarła do swojego domu. Wygląda na to, że świetnie się dogaduje z Abramem. Chyba go polubiła, choć wie, że on jest nieślubnym synem jej męża. Myślę, że razem stawią opór przed zakusami rabina i Mosze’go, zwłaszcza, że wspiera ich Joe i doktor. W Ponderosie Holly i Aileen świetnie się dogadują. Trochę żartują z własnych mężów, ich apodyktyczności i wręcz zaborczej troski o ich zdrowie. Co prawda Aileen nie wierzy, że Hoss może jej czegokolwiek zabronić, ale chyba Holly ją przekonała. Pomysł, żeby wyprawić w Ponderosie wesele ojca Aileen jest doskonały. Na pewno spotka się z aprobatą Bena i jego synów. No i ten dom budowany w tajemnicy przez Adama. Tajemnicy Poliszynela, bo jak widać wszyscy prawie o nim wiedzą, ale nie chcą robić przykrości budowniczemu i udają, że nie wiedzą. Wydaje mi się, że Adam robi błąd. Jeśli wykańcza wspólny dom dla siebie, Holly i ich dzieci, to jednak powinien się z nią skonsultować, wysłuchać jej opinii, bo może ona marzy o czymś, co mógłby umieścić w tym domu. Cóż, Holly i tak jest zachwycona domem i nie może się doczekać, kiedy tam się przeprowadzą. Zobaczymy, jak się to potoczy? Czy rabin i Mosze dostaną należną nauczkę? No i co z tymi niesfornymi kobietami? Czy podporządkują się braciom, czy czasem uda się im postawić na swoim? Czekam niecierpliwie na kontynuację …


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8222
Przeczytał: 7 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:38, 14 Lis 2022    Temat postu:

Bardzo dziękuję za sympatyczny komentarz, dzięki któremu coś przyszło mi do głowy. Cool Myślę, że już w następnym odcinku o tym napiszę. Co z tego wyjdzie to się okaże. Very Happy Na razie Holly i Aileen planują, pod nieobecność małżonków, mały wypad. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8222
Przeczytał: 7 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 10:45, 23 Lis 2022    Temat postu:

***

Tymczasem w Carson City rabin Apfelbaum przy wydatnym współudziale Mosze Levy’ego postarał się, żeby wszyscy starsi kahału i nie tylko, dowiedzieli się, kto przyjechał do stojącego nad grobem Aarona Goldbluma. Oczywiście obaj mężczyźni przedstawili powrót pani Estery, jako z góry ukartowany, mający na celu niedopuszczenie do rozwodu i przejęcie majątku schorowanego męża. Umiejętnie podsycana atmosfera sprawiła, że oburzeniu i złorzeczeniu nie było końca. Znaleźli się nawet tacy, którzy gotowi byli iść do Goldbluma i siłą wyrzucić tę bezwstydnicę, która ośmieliła się zbrukać dom jednego z najważniejszych członków kahału. Wielu z nich nie było w stanie pojąć, jak Żydówka mogła dopuścić się tak ciężkiego przewinienia. Uciec od męża i mieszkać u gojów to było dla nich nie do pojęcia. Wszak żydowska kobieta to wzór cnót wszelkich. Musi być skromna, cicha, milcząca, pracowita, posłuszna mężowi i dbająca o rodzinę. Pani Estera taką już nie była i o zgrozo, wyrzuciła z domu samego rabina Apfelbauma. Starsi kahału uznali jednomyślnie, że zrobiła się krnąbrna i bezczelna, a to wszystko przez kontakty z gojami, których wartości nijak nie przystawały do ich uporządkowanego świata. Rabin musiał studzić ich emocje. Na razie nie chciał posuwać się do przemocy. Na to zawsze był czas. Lepsza od tego była dyplomacja, czyli mały szantaż. W jego opinii kobiety były głupie, dlatego też uznał, że zastraszenie pani Estery będzie wystarczające, aby przegonić ją z Carson City.
Podczas gdy rabin knuł, jak usunąć panią Esterę niczego nieświadoma kobieta siedziała przy łożu śpiącego męża. Aaron, po raz pierwszy odkąd zachorował, spał spokojnie. Niewątpliwie była to zasługa jego żony. Tak bardzo na nią czekał, że kiedy ujrzał ją w progu sypialni pomyślał, że to przywidzenie. Dopiero, gdy podeszła bliżej i pogłaskała go po twarzy zrozumiał, że nie jest ona wytworem jego wyobraźni. Chciał coś powiedzieć, ale wzruszenie mu na to nie pozwoliło. Jedynie łzy spłynęły mu po policzkach. Gdy usiadła przy nim i ujęła jego dłoń w swoją wiedział, że wszystko będzie dobrze.
Pani Estera, zmęczona nocnym czuwaniem, przeciągnęła się nieznacznie. Powinna trochę się przespać, ale wydarzenia sprzed kilkunastu godzin, kiedy to we własnym domu została bez powodu obrażona, nie pozwoliłyby zmrużyć jej oka. Bała się rabina, ale paradoksalnie właśnie ten strach dodał jej sił, aby mu się przeciwstawić. Strach oraz postawa Abrama i Josepha sprawiły, że nagle poczuła przypływ ogromnej odwagi i powiedziała głośno to, co naprawdę myśli. Nie miała z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, i co było dla niej prawdziwym zaskoczeniem ta nowa Estera bardzo jej się spodobała. Spojrzała na zegar stojący na kominku. Dochodziła szósta. Otuliła się szczelniej chustą i pomyślała, że chętnie napiłaby się gorącej aromatycznej kawy. Aaron wciąż spał. Poprawiła mu kołdrę i cichutko wyszła z sypialni. W drodze do kuchni zajrzała do salonu. W półmroku przy stole siedział Abram. Głowę miał podpartą rękami i wyglądał tak, jakby drzemał.
- Wygodniej byłoby ci w łóżku – rzekła pani Estera podchodząc do mężczyzny. On, zaskoczony, spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem i odparł:
- Nie mogłem zasnąć. Przyszedłem tu, żeby przemyśleć sobie kilka spraw.
- Rozumiem, że jest ci ciężko, ale musisz odpocząć. Chyba nie chcesz się rozchorować.
- Nic mi nie będzie – Abram uśmiechnął się blado. - Proszę mi powiedzieć, jak czuje się pan Goldblum?
- Spokojnie przespał noc.
- Wspaniale. To pani zasługa.
- Bez przesady, mój chłopcze – odparła pani Estera siadając przy stole naprzeciw mężczyzny.
- To nie przesada. Jestem przekonany, że pani obecność dobrze wpłynęła na pana Goldbluma. Teraz można mieć nadzieję, że mu się polepszy.
- Miejmy nadzieję.
- Pani Goldblum, proszę wybaczyć moją śmiałość, ale obiecała mi pani, rozmowę. Muszę wiedzieć na czym stoję. Czy jestem tu potrzebny, czy nie?
- Jak możesz w to wątpić? Oczywiście, że jesteś potrzebny. Mojemu mężowi i mnie również – zapewniła pani Estera, łagodnie się uśmiechając.
- Naprawdę? - Abram spojrzał na kobietę z niedowierzaniem. - Nie mówi pani tego przez grzeczność? Przecież wie pani kim jestem.
– Wiem, ale to nic między nami nie zmienia. Nie jest twoją winą, że się urodziłeś. Dla mnie istotne jest to jakim jesteś człowiekiem. A jesteś dobrym człowiekiem. Wiem, co zrobiłeś dla pani Hajfec i jej synów.
- Zdążyła już pani wszystko opowiedzieć?
- Zdążyła – pani Estera skinęła głową. - Ma o tobie bardzo wysokie mniemanie. Zauważyłam, że traktuje cię, jak syna.
- To prawda – przyznał Abram. - Odkąd straciłem rodziców, to pani Hajfec i jej synowie stali się moją rodziną. Starałem się im pomagać na miarę swych sił, ale dopiero gdy pan Goldblum dał pracę pani Hajfec, a jej synów posłał do szkoły, polepszyło się im. Gdyby nie jego pomoc to Icek wciąż pracowałby u mleczarza, a młodsi chłopcy zbijaliby bąki.
- Widzę, że bardzo ich lubisz.
- Tak. Spędzam z nimi każdy szabas.
- Opowiesz mi, jak ich poznałeś?
- Opowiem.
- To w taki razie chodźmy do kuchni. Zaparzę kawę, zjemy coś i porozmawiamy – rzekła pani Estera wstając od stołu.
- Jak pani sobie życzy – Abram poderwał się z krzesła i posłusznie ruszył za panią Esterą.

***

Ogień wesoło trzaskał pod kuchnią. Zapach kawy wypełniał całe pomieszczenie. Przy kuchennym stole siedzieli pani Estera i Abram, i w ciszy spożywali przygotowane przez kobietę śniadanie. Żadne z nich nie kwapiło się do rozpoczęcia rozmowy. Doskonale bowiem wiedzieli, że nie będzie ona łatwa. Wreszcie Abram zdobył się na odwagę i powiedział:
- Nie zdawałem sobie sprawy, że jestem aż tak głodny. Pyszne śniadanie, a kawa to cymes. Dawno nie piłem tak świetnie zaparzonej. Dziękuję.
- Cieszę się, że ci smakowało – odparła pani Estera. - Kawy nauczył mnie parzyć Hop Sing.
- Kto to?
- Kucharz Cartwrightów. Chińczyk. Wspaniale gotuje.
- Pani spożywała niekoszerne potrawy?
- Co to, to nie. U Cartwrightów miałam swój pokój, w którym mogłam bez przeszkód przygotowywać koszerne posiłki. A z Hop Singiem wymienialiśmy się przepisami. Ja nauczyłam go jak zrobić czulent, a on pokazał mi jak zaparzyć kawę, żeby była aromatyczna i smaczna.
- Pani ich lubi?
- Tak. To dobrzy, szlachetni ludzie. Pomogli mi w najgorszym momencie mojego życia i to oni, a dokładniej mój wnuk Matthew powiedział, że powinnam tu przyjechać.
- Doprawdy? On ma zdaje się sześć lat.
- Prawie siedem, ale jest niezwykle inteligentny i bardzo czuły na krzywdę innych. W tym przypomina mi Noemi, moją córkę.
- Nie znałem jej, ale pani Hajfec mówiła mi, że to była wyjątkowa panna.
- To prawda. Nie powinnam tego mówić, bo byłam jej matką, ale tak, była wyjątkowa. Miała w sobie takie światełko, które rozświetlało ją od wewnątrz. Była wszystkiego ciekawa. Coś ją gnało do świata. Bałam się, że przez to może napytać sobie biedy i nie myliłam się. Gdy poznała Adam Cartwrighta wiedziałam, że z nim odejdzie. Nie przypuszczałam jednak, że położy to kres naszej rodzinie. Mój mąż nie potrafił pogodzić się z wyborem córki. To go zmieniło nie do poznania. Winił mnie, że jej nie upilnowałam, a tym samym nie sprawdziłam się w roli żony. Właściwie przestał się do mnie odzywać, a jeśli już, to robił to w trybie rozkazu. Małżeństwo Noemi spowodowało, że coś w nim pękło. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że człowiek może aż tak się zmienić, nie uwierzyłabym.
- Mosze Levy mówił mi, że pan Goldblum zawsze był wymagający, a nawet, proszę wybaczyć, bezwzględny.
- Owszem był wymagający, a w interesach bezwzględny, ale miewał też odruchy serca. Gdy Noemi nas opuściła zamknął się w sobie i nie chciał nikogo do siebie dopuścić z wyjątkiem rabina. Ten zwietrzył dobry interes. Wiedział, że podsycając nienawiść do Adama Cartwrighta może kierować moim mężem, jak mu się podoba. Teraz liczy, że położy łapę na jego majątku, ale najpierw musi pozbyć się nas, ciebie i mnie – rzekła, westchnąwszy ciężko, pani Estera.
- To się nie stanie – zapewnił Abram. - Pan Goldblum jakiś czas temu rozszyfrował intencje rabina i dowiedział się o knowaniach Levy’ego. Młodą Gołdę mu podsunięto. Początkowo faktycznie liczył, że dzięki niej może jeszcze mieć dzieci, ale po powrocie z Virginia City zupełnie się zmienił. Nie chciał się żenić. Mosze Levy’ego wyrzucił z hukiem i nie chciał słuchać rabina. Pragnął, żeby pani do niego wróciła. Proszę mi wierzyć, bardzo się zmienił.
- Nawet znam przyczynę tej zmiany – odparła Estera, po czym uśmiechając się łagodnie dodała: - ty nią jesteś. Jego syn.
- Ja naprawdę nie wiedziałem, że pan Goldblum jest moim ojcem. Powiedział mi o tym w przeddzień wyjazdu do Virginia City. Nie byłem w stanie uwierzyć, ale wszystkie dowody, które mi przedstawił, potwierdzały to.
- Domyślam się, że polecił cię sprawdzić.
- Właśnie. Byłem zaskoczony, bo nie zrobiłem nic, żeby dać mu ku temu okazję.
- Mój mąż zawsze tak robił. Gdy przyjmował kogoś do pracy, to jeśli ten ktoś mu się spodobał, zlecał firmie detektywistycznej sprawdzenie go. Chciał mieć pewność, że taki pracownik jest godny zaufania, i że będzie w stosunku do niego lojalny.
- To znaczy, że widział mnie w swojej firmie?
- Ależ oczywiście. Przerastałeś Mosze Levy’ego we wszystkim. Kiedyś mój mąż powiedział mi, że przypominasz mu, jego starszego brata Natana. Teraz wiem dlaczego. To więzy krwi. One zawsze dają o sobie znać. Jesteś prawdziwym Goldblumem i nazwisko Berkowitz tego nie zmieni.
- Czy pani... nie jest na mnie zła? - spytał cicho Abram
- A niby za co miałbym być na ciebie zła? - spytała ze szczerym zdziwieniem pani Estera.
- Jestem przecież mamzerem1…
- Czy mój mąż tak o tobie powiedział?
- Nie – odparł drżącym głosem Abram.
- To w takim razie nie waż się tak o sobie mówić. Jesteś jego dzieckiem, jego synem, a ja, jeśli mam być zła to tylko na mojego męża. Zdradził mnie, ale to sprawa między nim, a mną.
- Ale… jeśli ludzie dowiedzą się o mnie, to spadnie na pana Goldbluma niesława.
- To piękne, że martwisz się o niego, ale sądzę, że niepotrzebnie. On ciebie już zaakceptował.
- Skąd pani może o tym wiedzieć? Przecież pan Goldblum prawie nie mówi.
- To prawda, ale słowo zun2 jest w stanie wypowiedzieć. Poza tym widziałam jego oczy, gdy na ciebie patrzył. Tak patrzy ojciec na drogiego mu syna.
Pod wpływem tych słów Abram pochylił głowę, a jego ramionami wstrząsnął urywany szloch. Po chwili mężczyzna spojrzał na panią Esterę i roztarłszy łzy płynące po policzkach, niczym mały, zagubiony chłopiec, powiedział:
- Nie wiem, co mam robić. To wszystko mnie przerasta.
- Spokojnie – rzekła pani Estera – ze wszystkim damy sobie radę.
- Dlaczego pani to robi?
- Bo tak trzeba. Zawsze chciałam mieć dużo dzieci, ale Jahwe mi nie pobłogosławił. Nie zrozum mnie źle Abramie, nie chcę ci matkować, ale byłoby mi miło gdybyś uznał mnie za swoją przyjaciółkę.
- Będę zaszczycony – Abram zerwał się od stołu i skłonił się. W tym samym momencie rozległ się brzęk tłuczonej szyby i po podłodze potoczył się kamień owinięty w papier.

***

_____________________________________________________________
*1 Mamzer – inaczej bastard.
*2 Zun (זון ) - syn


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 13:23, 23 Lis 2022    Temat postu:

Cytat:
Tymczasem w Carson City rabin Apfelbaum przy wydatnym współudziale Mosze Levy’ego postarał się, żeby wszyscy starsi kahału i nie tylko, dowiedzieli się, kto przyjechał do stojącego nad grobem Aarona Goldbluma. Oczywiście obaj mężczyźni przedstawili powrót pani Estery, jako z góry ukartowany, mający na celu niedopuszczenie do rozwodu i przejęcie majątku schorowanego męża. Umiejętnie podsycana atmosfera sprawiła, że oburzeniu i złorzeczeniu nie było końca. Znaleźli się nawet tacy, którzy gotowi byli iść do Goldbluma i siłą wyrzucić tę bezwstydnicę, która ośmieliła się zbrukać dom jednego z najważniejszych członków kahału. Wielu z nich nie było w stanie pojąć, jak Żydówka mogła dopuścić się tak ciężkiego przewinienia. Uciec od męża i mieszkać u gojów to było dla nich nie do pojęcia.

Rabin Apfelbaum i Mosze nadal knują i chcą zniszczyć opinię pani Esterze
Cytat:
Rabin musiał studzić ich emocje. Na razie nie chciał posuwać się do przemocy. Na to zawsze był czas. Lepsza od tego była dyplomacja, czyli mały szantaż. W jego opinii kobiety były głupie, dlatego też uznał, że zastraszenie pani Estery będzie wystarczające, aby przegonić ją z Carson City.

Może się przeliczyć
Cytat:
Aaron, po raz pierwszy odkąd zachorował, spał spokojnie. Niewątpliwie była to zasługa jego żony. Tak bardzo na nią czekał, że kiedy ujrzał ją w progu sypialni pomyślał, że to przywidzenie. Dopiero, gdy podeszła bliżej i pogłaskała go po twarzy zrozumiał, że nie jest ona wytworem jego wyobraźni.
Chciał coś powiedzieć, ale wzruszenie mu na to nie pozwoliło. Jedynie łzy spłynęły mu po policzkach. Gdy usiadła przy nim i ujęła jego dłoń w swoją wiedział, że wszystko będzie dobrze.

Może nareszcie doceni swoją żonę
Cytat:
Czy jestem tu potrzebny, czy nie?
- Jak możesz w to wątpić? Oczywiście, że jesteś potrzebny. Mojemu mężowi i mnie również – zapewniła pani Estera, łagodnie się uśmiechając.
- Naprawdę? - Abram spojrzał na kobietę z niedowierzaniem. - Nie mówi pani tego przez grzeczność? Przecież wie pani kim jestem.
– Wiem, ale to nic między nami nie zmienia. Nie jest twoją winą, że się urodziłeś. Dla mnie istotne jest to jakim jesteś człowiekiem. A jesteś dobrym człowiekiem.

To dobrze, że Estera tak przyjaźnie rozmawia z Abramem
Cytat:
Odkąd straciłem rodziców, to pani Hajfec i jej synowie stali się moją rodziną. Starałem się im pomagać na miarę swych sił, ale dopiero gdy pan Goldblum dał pracę pani Hajfec, a jej synów posłał do szkoły, polepszyło się im. Gdyby nie jego pomoc to Icek wciąż pracowałby u mleczarza, a młodsi chłopcy zbijaliby bąki.

No proszę, Goldblum ma jednak na swoim koncie i dobre uczynki
Cytat:
Wreszcie Abram zdobył się na odwagę i powiedział:
- Nie zdawałem sobie sprawy, że jestem aż tak głodny. Pyszne śniadanie, a kawa to cymes. Dawno nie piłem tak świetnie zaparzonej. Dziękuję.
- Cieszę się, że ci smakowało – odparła pani Estera. - Kawy nauczył mnie parzyć Hop Sing.
- Kto to?
- Kucharz Cartwrightów. Chińczyk. Wspaniale gotuje.
- Pani spożywała niekoszerne potrawy?

Czyżby się tym zgorszył? No tak, ona powinna jeść tylko koszerne jedzenia
Cytat:
- Co to, to nie. U Cartwrightów miałam swój pokój, w którym mogłam bez przeszkód przygotowywać koszerne posiłki. A z Hop Singiem wymienialiśmy się przepisami. Ja nauczyłam go jak zrobić czulent, a on pokazał mi jak zaparzyć kawę, żeby była aromatyczna i smaczna.

Jednak dało się zachować tradycję
Cytat:
Mój mąż nie potrafił pogodzić się z wyborem córki. To go zmieniło nie do poznania. Winił mnie, że jej nie upilnowałam, a tym samym nie sprawdziłam się w roli żony. Właściwie przestał się do mnie odzywać, a jeśli już, to robił to w trybie rozkazu. Małżeństwo Noemi spowodowało, że coś w nim pękło. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że człowiek może aż tak się zmienić, nie uwierzyłabym.

No tak, dla religijnego Żyda małżeństwo córki z gojem to cios poniżej pasa
Cytat:
- Mosze Levy mówił mi, że pan Goldblum zawsze był wymagający, a nawet, proszę wybaczyć, bezwzględny.
- Owszem był wymagający, a w interesach bezwzględny, ale miewał też odruchy serca. Gdy Noemi nas opuściła zamknął się w sobie i nie chciał nikogo do siebie dopuścić z wyjątkiem rabina. Ten zwietrzył dobry interes. Wiedział, że podsycając nienawiść do Adama Cartwrighta może kierować moim mężem, jak mu się podoba. Teraz liczy, że położy łapę na jego majątku, ale najpierw musi pozbyć się nas, ciebie i mnie – rzekła, westchnąwszy ciężko, pani Estera.

Pani Estera bezbłędnie rozszyfrowała intencje rabina
Cytat:
Proszę mi wierzyć, bardzo się zmienił.
- Nawet znam przyczynę tej zmiany – odparła Estera, po czym uśmiechając się łagodnie dodała: - ty nią jesteś. Jego syn.
- Ja naprawdę nie wiedziałem, że pan Goldblum jest moim ojcem. Powiedział mi o tym w przeddzień wyjazdu do Virginia City. Nie byłem w stanie uwierzyć, ale wszystkie dowody, które mi przedstawił, potwierdzały to.

To musiał być szok dla Abrama
Cytat:
- To znaczy, że widział mnie w swojej firmie?
- Ależ oczywiście. Przerastałeś Mosze Levy’ego we wszystkim. Kiedyś mój mąż powiedział mi, że przypominasz mu, jego starszego brata Natana. Teraz wiem dlaczego. To więzy krwi. One zawsze dają o sobie znać. Jesteś prawdziwym Goldblumem i nazwisko Berkowitz tego nie zmieni.
- Czy pani... nie jest na mnie zła? - spytał cicho Abram
- A niby za co miałbym być na ciebie zła? - spytała ze szczerym zdziwieniem pani Estera.
- Jestem przecież mamzerem1…
- Czy mój mąż tak o tobie powiedział?
- Nie – odparł drżącym głosem Abram.
- To w takim razie nie waż się tak o sobie mówić. Jesteś jego dzieckiem, jego synem, a ja, jeśli mam być zła to tylko na mojego męża. Zdradził mnie, ale to sprawa między nim, a mną.

Pani Estera naprawdę polubiła Abrama … i dobrze
Cytat:
- Ale… jeśli ludzie dowiedzą się o mnie, to spadnie na pana Goldbluma niesława.
- To piękne, że martwisz się o niego, ale sądzę, że niepotrzebnie. On ciebie już zaakceptował.
- Skąd pani może o tym wiedzieć? Przecież pan Goldblum prawie nie mówi.
- To prawda, ale słowo zun2 jest w stanie wypowiedzieć. Poza tym widziałam jego oczy, gdy na ciebie patrzył. Tak patrzy ojciec na drogiego mu syna.

Stracili córkę, ale pozostał im jeszcze wnuk i Abram
Cytat:
- Spokojnie – rzekła pani Estera – ze wszystkim damy sobie radę.
- Dlaczego pani to robi?
- Bo tak trzeba. Zawsze chciałam mieć dużo dzieci, ale Jahwe mi nie pobłogosławił. Nie zrozum mnie źle Abramie, nie chcę ci matkować, ale byłoby mi miło gdybyś uznał mnie za swoją przyjaciółkę.
- Będę zaszczycony – Abram zerwał się od stołu i skłonił się. W tym samym momencie rozległ się brzęk tłuczonej szyby i po podłodze potoczył się kamień owinięty w papier.

Oni już są zaprzyjaźnieni … a ten kamień to rzucił przyjaciel czy wróg?

Kolejna część opowiadania. Sporo dowiadujemy się o pani Esterze i Abramie. Pani Estera jak zwykle jest czuła, opiekuńcza,wyrozumiała i troskliwa. Z oddaniem pielęgnuje męża, który przemieć sporo krzywd jej uczynił. Przyjaźnie też traktuje Abrama, który jest pozamałżeńskim synem jej męża. Możliwe, że ona też widzi w nim syna, którego nigdy z Goldblumem nie mieli. Abram jest bardzo dobrym synem, cały czas opiekuje się Goldblmem. Odbyła bardzo wzruszającą rozmowę z Abramem. Niestety, cały czas w tle czają się chciwy Apfelbaum i podstępny Mosze. Udało im się przekonać większość społeczności żydowskiej, że pani Estera jest podłą, występną kobietą, która opuściła męża i mieszjała z gojami. Ciekawe, jak skończy się ten konflikt? No i ten kamień owinięty w papier. Zapewne jest to wiadomość przesłana „pocztą lotniczą”, ale kto ją wysłał? Przyjaciel, czy wróg? Czy to jest ostrzeżenie, czy groźba? Tyle pytań … mam nadzieję, że Autorka niedługo na nie odpowie ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8222
Przeczytał: 7 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:48, 23 Lis 2022    Temat postu:

Bardzo dziękuję za ciekawy komentarz. Very Happy Panią Esterę i Abrama czekają trudne dni. Już o to postara się wiadoma osoba.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8222
Przeczytał: 7 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 23:09, 24 Lis 2022    Temat postu:

***

- Co się stało? - Joe wpadł do kuchni w niedopiętej koszuli, ale z rewolwerem gotowym do strzału.
- Nic takiego – odparła siląc się na spokój pani Estera – po prostu ktoś postanowił wpuścić tu odrobinę świeżego powietrza. Schowaj broń. Nie będzie potrzebna.
- Kto to mógł zrobić? - spytał Joe podchodząc do okna i ostrożnie wyglądając na zewnątrz. Oczywiście po sprawcy tego incydentu nie było już śladu.
- A nie domyślasz się?
- Czyżby rabin? W sumie to wielce prawdopodobne. Odgrażał się gdy stąd wychodził – stwierdził Joe, a Abram podniósłszy kamień owinięty w kartkę białego papieru przez chwilę ważył go w dłoni.
- Może to miejscowe łobuziaki – zasugerowała pani Estera.
- Gdyby to byli oni nie owijaliby kamienia w biały papier i to papier z wiadomością. – Rzekł Abram rozprostowując kartkę, po czym stwierdził: - dobrej jakość. Takiego papieru używa zwykle puryc.
- Puryc? A kto to taki? - spytał zaciekawiony Joe.
- To ktoś bardzo bogaty lub wpływowy.
- W takim razie ten „telegram” pasuje mi do waszego rabina. Co napisał?
- Joe, spokojnie. Nie sądzisz chyba, że rabin rzuciłby kamieniem w okno kuchni – rzekła pani Estera, która mimo że wiedziała na co stać Apfelbauma, próbowała nie dopuścić do siebie myśli, że to on stał za tym przykrym incydentem.
- On nie, ale ktoś inny, na przykład ten, jak mu tam… Levy, już tak. To mściwy gnojek.
- Zgadzam się z tobą – Abram kiwną głową. - Upokorzyłem Mosze na oczach rabina i on mi tego nie daruje, tyle tylko, że nie chodzi tu o mnie, ale o panią Esterę.
- Co tam jest? Ostrzeżenie, czy groźna? - spytała kobieta.
- Cóż… - zaczął Abram, ale jakoś nie kwapił się z odpowiedzią.
- Czytaj.
- Pani Estero, to są jakieś głupoty. Lepiej spalić ten papier.
- Myślisz, że to cokolwiek pomoże? Czytaj.
Abram westchnął z rezygnacją i niemal szeptem przeczytał:
- di zunh, gey aroys fun shtot! du vest nit faraumreynikn das hoyz fun dem erlekhn mr galdblum. du bist a shmate aun a plog fun der gantser khkhl. aoyb ir vet nisht geyn durkh morgn, ir vet gedenken aundz!
Po tych słowach zapadła chwila ciszy, po czym pani Estera nabrawszy w płuca powietrza rzekła:
- To już wiem z czym mam do czynienia.
- Mówiłem, żeby spalić to plugastwo – Abram z pasją zmiął kartkę.
- Myślisz, że to cokolwiek by zmieniło. Będą następne groźby i następne. Aż do skutku.
- Przepraszam, ale czy mógłbym się dowiedzieć, co tam było napisane? - spytał zniecierpliwiony Joseph, podczas gdy Abram niepewnie spojrzał na panią Esterę.
- Przetłumacz mu Abramie. Joe to nasz przyjaciel i powinien wiedzieć, co się dzieje, tym bardziej, że jego ta sytuacja również dotyczy.
- Ale…
- Nie ma żadnego „ale” – powiedziała stanowczo pani Estera. - Tłumacz chłopcze.
Abram wyraźnie zmieszany z trudem zaczął mówić:
- „Ty wszetecznico, wynoś się z miasta! Nie będziesz kalać domu szanownego pana Goldbluma. Jesteś szmatą i zakałą całego kahału. Jeśli do jutra nie wyjedziesz to nas popamiętasz!”
- To gnidy! Trzeba coś zrobić! Nie mogą pani wygnać z własnego domu! - Joe zdenerwowany zaczął chodzi po kuchni. - Ja już coś wymyślę i to oni mnie popamiętają.
- Ja ci pomogę – zaoferował się Abram.
- Uspokójcie się obaj! - rozkazała pani Estera. - Nie będzie żadnego odwetu. To tylko słowa.
- Na razie – zauważył Joe.
- To słowa i należy je zignorować.
- Od słów blisko do czynów. Wie pani o tym.
- Wiem, ale póki co nie mam zamiaru reagować na tę groźbę. I wam radzę zrobić to samo. Ty, Joe ubierz się tak, jak należy, bo niedługo będzie śniadanie, a ty Abramie, jeśli możesz to zajmij się wybitą szybą.
- Oczywiście, jak pani sobie życzy.
- Świetnie – pani Estera kiwnęła głową. - Ja teraz pójdę do męża. Mam nadzieję, że ten hałas go nie obudził. No, chłopcy nie róbcie takich min. Nie damy się sprowokować rabinowi. On tylko na to czeka. Obiecajcie mi, że nie zrobicie nic głupiego.
Joe spojrzał na Abrama, Abram na Joego i niemal równocześnie powiedzieli:
- Obiecujemy.
Nie trzeba dodawać, że zabrzmiało to wyjątkowo niewiarygodnie.

***

- Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że tak szybko sfinalizowaliśmy umowę z koleją na dostawę drewna – rzekł Ben, gdy w drodze powrotnej do domu wraz z synami i wnukiem zatrzymali się na krótki odpoczynek. - Myślałem, że będą bardziej się targować, a tu proszę, bez mrugnięcia okiem przyjęli nasze warunki.
- Nie mieli wyboru – zauważył Adam. - Dowiedziałem się, że mają bardzo napięte terminy. Brakuje im podkładów, a bez nich nie ruszą z budową. Dlatego podpisują umowy z każdym kto jest w stanie dostarczyć im drewno. Cena nie gra roli.
- Dla nas to czysta korzyść – wtrącił Hoss.
- A pewnie, tylko, że czeka nas mnóstwo pracy i to niemal do samych Świąt Bożego Narodzenia – rzekł Ben.
- Damy radę tato – zapewnił Adam. - Niedługo wróci Mały Joe i ruszymy pełną parą.
- Oby. Pamiętajcie chłopcy, że nas też obowiązują terminy. Ich niedotrzymanie skutkuje karami, a tego chciałbym za wszelką cenę uniknąć.
- Nie ma co martwić się na zapas. Nasze tartaki mogą pracować całą dobę - powiedział Hoss.
- Owszem, ale nie kosztem czyjegokolwiek zdrowia. Pamiętajcie o tym – odparł Ben. - A teraz, jeśli odpoczęliście, ruszajmy. Chcę na kolację być w domu.
- Ja też – przyznał Hoss. - Z głodu flaki marsza mi grają.
- Co takiego? - Adam z niedowierzaniem popatrzył na brata – zjadłeś trzy befsztyki, górę jarzyn i batatów, o dwóch kuflach piwa i deserze nie wspominając, i twierdzisz, że już jesteś głodny?!
- Co się tak dziwisz - odparł niemal urażony Hoss. - Jechaliśmy szybko i trochę mnie wytrzęsło. Zawsze wtedy robię się straszliwie głodny.
- To tak, jak ja, stryjciu – wtrącił Matt, który właśnie podbiegł do mężczyzn chowając coś do kieszeni spodni.
- Dobrze, że jesteś – rzekł na widok syna Adam – zaraz ruszamy w drogę. Tyle razy mówiłem ci, żebyś nie odchodził tak daleko. Zapomniałeś już, co stało się latem?
- Cały czas o tym pamiętam, tato – zapewnił Matthew – i wcale tak daleko nie byłem. Miałem was ciągle na oku.
- Cieszę się. A powiesz mi czym tak wypchałeś kieszenie? - spytał Adam, dociągając popręgi siodła.
- Tam pod tym drzewem – Matt wskazał samotną karłowatą sosenkę - znalazłem takie fajne kamyczki. Chcesz zobaczyć?
- Może później, synku – odparł Adam, sadzając Matta w siodle, by w chwilę potem usiąść tuż za nim i specjalnymi szelkami przypiąć go do siebie. – Strasznie ciężki się zrobiłeś, to chyba przez te twoje kamienie. Nie wiem, czy Frost nas obu uniesie.
- Uniesie, uniesie – Matt zachichotał.
- Możemy już jechać? - spytał Ben rozglądając się wokół, by upewnić się, że niczego nie zapomnieli ze sobą zabrać. Adam i Hoss skinęli głowami. Podobnie uczynił Matthew, który już od jakiegoś czasu starał się we wszystkim naśladować dorosłych. Ruszyli. Było wczesne popołudnie, a droga nie nastręczała żadnych problemów. Wreszcie, po blisko trzy godzinnej jeździe, na horyzoncie pojawiły się zabudowania Virginia City. Do Ponderosy było coraz bliżej. Adam dał znak, żeby się zatrzymać.
- Co jest? - spytał schrypniętym głosem Ben.
- Nic, nic – zapewnił Adam, podtrzymując ramieniem śpiącego Matta – pomyślałem tylko, że skoro jest jeszcze tak wcześnie, to może zajrzałbym do tartaku i uprzedził pracowników, że będą mieć dużo pracy. Poza tym Flynn Morton obiecał, że skończy mebelki do pokoju dziecka. Chciałbym je zobaczyć, tylko musielibyście wziąć ze sobą Matthew.
- Nie ma problemu – zapewnił Ben. - Daj mi tego smyka. A, co mam powiedzieć Holly, bo na pewno o ciebie zapyta.
- Że wrócę na kolację.
- W porządku, tylko uważaj na siebie.
- Jak zawsze – odparł Adam i mrugnąwszy do ojca, spiął konia i już go nie było.
- Po co on z tej budowy domu robi aż tak wielką tajemnicę? - spytał Hoss spoglądając za szybko oddalającym się bratem.
- Nie wiesz? To mam być prezent gwiazdkowy dla Holly i Matta.
- Na jego miejscu to bym im wcześniej powiedział.
- A ja już wiem – rzekł zaspanym głosikiem Matthew i przytuliwszy się do Bena, poprosił: - dziadziu, jedźmy już do domu.
Tymczasem Adam będąc w połowie drogi do tartaku zmienił swoją decyzję i postanowił zajrzeć do wykańczanego w tak „wielkiej tajemnicy” domu. Chciał jeszcze raz wymierzyć kuchnię, aby upewnić się, że specjalny piec do wypieku chleba na pewno się zmieści. Kuchnia, którą zaprojektował miała być niezwykle nowoczesna. Oprócz pieca głównego i tego do chleba, miał być też trzeci piec, znacznie mniejszy, do pieczenia ciast. Tradycyjne palenisko z rusztem postanowił zastąpić piecem murowanym z ukrytym ogniem. To rozwiązanie pozwalało osiągnąć znacznie wyższą temperaturę podczas gotowania. Ponadto, co było nie bez znaczenia, piec taki zapewniał bezpieczeństwo, a dzięki dużo większej powierzchni grzewczej można było stosować naczynia niższe o szerszym dnie. Pomysł ten Adam zaczerpnął z angielskiej prasy fachowej. Trochę czasu zajęło mu znalezienie fachowca, który postawiłby owe piece. W końcu znalazł go w San Francisco i to najlepszego z najlepszych. John McKee, zdun, jakich mało już za tydzień miał rozpocząć pracę i Adam musiał mieć wszystko przygotowane na jego przyjazd.
Pod dom podjechał od tyłu. Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku. Z kieszeni kurtki wyjął klucz i otworzył nim drzwi prowadzące wprost do kuchni. Wszedł do środka i pociągnął nosem. Trochę się zdziwił, bo nie czuć było zaduchu tak charakterystycznego dla zamkniętych pomieszczeń. Widocznie musiał nie domknąć któregoś z okien i stąd dopływ świeżego powietrza. Przed powrotem do domu będzie musiał to sprawdzić. Tymczasem podszedł do wnęki, w której ustawiony był prosty, zbity z nieheblowanych desek stół roboczy. Na nim stały dwie sporych rozmiarów skrzynki z przeróżnymi narzędziami. Ponieważ we wnęce panował półmrok Adam pochylił się nad skrzynkami i po omacku zaczął w nich szukać drewnianej, składanej miarki. Znalazłszy ją mruknął z zadowolenia. Miał się właśnie odwrócić, gdy nagle poczuł uderzenie w tył głowy i ogarnęła go ciemność.

***




Piec w stylu angielskim. Rycina z książki kucharskiej autorstwa Marii Ochorowicz-Monatowej.
Podobną kuchnię tylko, że kaflową postanowił zbudować w swoim domu Adam. Do tego trzy piece różnej wielkości. W bogatych angielskich domach były też oddzielne piece do pieczenia mięsa. Trzy piece w domu Adama i Holly mogą wydawać się ekstrawagancją, ale w XIX w. w zamożnych domach często się to zdarzało. Czy na Dzikim Zachodzie również? Cóż mam co do tego watpliwości, ale dla potrzeb niniejszego opowiadania przymknijmy na tę kwestię oko. Mruga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 12:33, 25 Lis 2022    Temat postu:

Cytat:
- Może to miejscowe łobuziaki – zasugerowała pani Estera.
- Gdyby to byli oni nie owijaliby kamienia w biały papier i to papier z wiadomością. – Rzekł Abram rozprostowując kartkę, po czym stwierdził: - dobrej jakość. Takiego papieru używa zwykle puryc.
- Puryc? A kto to taki? - spytał zaciekawiony Joe.
- To ktoś bardzo bogaty lub wpływowy.
- W takim razie ten „telegram” pasuje mi do waszego rabina.

Tak, to z pewnością inspiracja Apfelbauma
Cytat:
Nie sądzisz chyba, że rabin rzuciłby kamieniem w okno kuchni – rzekła pani Estera, która mimo że wiedziała na co stać Apfelbauma, próbowała nie dopuścić do siebie myśli, że to on stał za tym przykrym incydentem.
- On nie, ale ktoś inny, na przykład ten, jak mu tam… Levy, już tak. To mściwy gnojek.
- Zgadzam się z tobą – Abram kiwną głową. - Upokorzyłem Mosze na oczach rabina i on mi tego nie daruje, tyle tylko, że nie chodzi tu o mnie, ale o panią Esterę.

Abram też podejrzewa Apfelbauma
Cytat:
- Tłumacz chłopcze.
Abram wyraźnie zmieszany z trudem zaczął mówić:
- „Ty wszetecznico, wynoś się z miasta! Nie będziesz kalać domu szanownego pana Goldbluma. Jesteś szmatą i zakałą całego kahału. Jeśli do jutra nie wyjedziesz to nas popamiętasz!”

Czyli tekst jest wymierzony w panią Esterę
Cytat:
- To gnidy! Trzeba coś zrobić! Nie mogą pani wygnać z własnego domu! - Joe zdenerwowany zaczął chodzi po kuchni. - Ja już coś wymyślę i to oni mnie popamiętają.
- Ja ci pomogę – zaoferował się Abram.

Abram zgadza się z Joe … i dobrze
Cytat:
- Wiem, ale póki co nie mam zamiaru reagować na tę groźbę. I wam radzę zrobić to samo. Ty, Joe ubierz się tak, jak należy, bo niedługo będzie śniadanie, a ty Abramie, jeśli możesz to zajmij się wybitą szybą.
- Oczywiście, jak pani sobie życzy.
- Świetnie – pani Estera kiwnęła głową. - Ja teraz pójdę do męża. Mam nadzieję, że ten hałas go nie obudził. No, chłopcy nie róbcie takich min. Nie damy się sprowokować rabinowi. On tylko na to czeka. Obiecajcie mi, że nie zrobicie nic głupiego. Joe spojrzał na Abrama, Abram na Joego i niemal równocześnie powiedzieli:
- Obiecujemy.
Nie trzeba dodawać, że zabrzmiało to wyjątkowo niewiarygodnie.

Nareszcie jakiś głos rozsądku, ale czy oni go posłuchają?
Cytat:
Chcę na kolację być w domu.
- Ja też – przyznał Hoss. - Z głodu flaki marsza mi grają.
- Co takiego? - Adam z niedowierzaniem popatrzył na brata – zjadłeś trzy befsztyki, górę jarzyn i batatów, o dwóch kuflach piwa i deserze nie wspominając, i twierdzisz, że już jesteś głodny?!
- Co się tak dziwisz - odparł niemal urażony Hoss. - Jechaliśmy szybko i trochę mnie wytrzęsło. Zawsze wtedy robię się straszliwie głodny.

Hoss jak zwykle chce jeść
Cytat:
- Cieszę się. A powiesz mi czym tak wypchałeś kieszenie? - spytał Adam, dociągając popręgi siodła.
- Tam pod tym drzewem – Matt wskazał samotną karłowatą sosenkę - znalazłem takie fajne kamyczki. Chcesz zobaczyć?
- Może później, synku – odparł Adam, sadzając Matta w siodle, by w chwilę potem usiąść tuż za nim i specjalnymi szelkami przypiąć go do siebie. – Strasznie ciężki się zrobiłeś, to chyba przez te twoje kamienie. Nie wiem, czy Frost nas obu uniesie.
- Uniesie, uniesie – Matt zachichotał.

Adam ma dobry humor i żartuje, ale … ciekawe co to za kamyki?
Cytat:
- Po co on z tej budowy domu robi aż tak wielką tajemnicę? - spytał Hoss spoglądając za szybko oddalającym się bratem.
- Nie wiesz? To mam być prezent gwiazdkowy dla Holly i Matta.
- Na jego miejscu to bym im wcześniej powiedział.
- A ja już wiem – rzekł zaspanym głosikiem Matthew i przytuliwszy się do Bena, poprosił: - dziadziu, jedźmy już do domu.

Adam nadal utrzymuje „niespodziankę” w tajemnicy
Cytat:
Chciał jeszcze raz wymierzyć kuchnię, aby upewnić się, że specjalny piec do wypieku chleba na pewno się zmieści. Kuchnia, którą zaprojektował miała być niezwykle nowoczesna. Oprócz pieca głównego i tego do chleba, miał być też trzeci piec, znacznie mniejszy, do pieczenia ciast. Tradycyjne palenisko z rusztem postanowił zastąpić piecem murowanym z ukrytym ogniem. To rozwiązanie pozwalało osiągnąć znacznie wyższą temperaturę podczas gotowania. Ponadto, co było nie bez znaczenia, piec taki zapewniał bezpieczeństwo, a dzięki dużo większej powierzchni grzewczej można było stosować naczynia niższe o szerszym dnie.

Adam sporo wydał na te nowinki, ale chyba Holly będzie bardzo zadowolona
Cytat:
Ponieważ we wnęce panował półmrok Adam pochylił się nad skrzynkami i po omacku zaczął w nich szukać drewnianej, składanej miarki. Znalazłszy ją mruknął z zadowolenia. Miał się właśnie odwrócić, gdy nagle poczuł uderzenie w tył głowy i ogarnęła go ciemność.

Kto go ogłuszył i czy rodzina prędko się zorientuje, ze coś się stało?

Kolejna, ciekawa część opowiadania. Pani Estera jest w niebezpieczeństwie. Apfelbaum cały czas knuje i podburza ludzi przeciw niej. Na szczęście ma sojuszników - Abrama, Joe’go i doktora. Myślę, że dadzą sobie radę z przeciwnikami, zwłaszcza, że Goldblum odzyskuje zdrowie.
W Ponderosie praca wre. Duży kontrakt na drewno, potrzeba dopilnowania terminów, do tego codzienne obowiązki na ranczo - czyli rodzinka ma pełne ręce roboty. Ciekawe, jakie kamyczki znalazł Matthew? Jeśli zwróciły jego uwagę, to może są cenne? Może to tylko „błyskotki” niewiele warte? Ciekawe, czy ktoś je obejrzy i rozpozna? Zobaczymy. Ja czekam na dalszy ciąg … niecierpliwie czekam ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8222
Przeczytał: 7 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 17:21, 25 Lis 2022    Temat postu:

Myślę, że rodzina dość szybko zorientuje się, że Adam padł ofiarą napadu, Mruga ale o tym w następnym odcinku. Tymczasem dziękuję za miły i interesujący komentarz. Very Happy Zabieram się za pisanie, bo przecież biedny Adaś leży ogłuszony w swojej nowoczesnej kuchni. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8222
Przeczytał: 7 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 18:53, 25 Lis 2022    Temat postu:

Od początku tego opowiadania szukałam wizerunku Holly i wreszcie znalazłam. Very Happy Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Holly McCulligen wygląda tak:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:28, 25 Lis 2022    Temat postu:

Zgodnie z opisem podobizna "trafiona"

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8222
Przeczytał: 7 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:52, 27 Lis 2022    Temat postu:

Dziś będzie króciutko.

***

Głosy docierające do niego były wyraźnie zaniepokojone, ale jednocześnie dziwnie znajome i nawet miłe. Uchylił powoli oczy. Nad nim pochylały się trzy zjawy przypominające, co prawda dość mgliście, ale jednak, wróżki z świetlistego dworu, o których ostatnio czytał synkowi na dobranoc. Szumiało mu w głowie. Zamknął oczy i próbował zrozumieć, co się stało. Jedna z wróżek musiała się nad nim pochylić, bo poczuł jej zapach, a potem delikatny dotyk dłoni na swojej twarzy. O, do licha, znał ten dotyk aż nadto dobrze. Niczym smagnięty batem usiadł, ale zaraz tego pożałował, bo ból głowy zaatakował go ze zdwojoną siłą. Tymczasem dobra wróżka z troską w głosie powiedziała:
- Kochany nie zrywaj się tak gwałtownie. Możesz mieć wstrząśnienie mózgu.
Adam ze zdziwieniem otworzył szeroko oczy. Jakim prawem obca kobieta, choćby i świetlista wróżka mówiła do niego „kochany”. Zaraz jednak zdziwienie przerodziło się w złość, by w chwilę później zmienić się w tajfun wściekłości. Nad nim pochylał się nie kto inny tylko rudy, pyskaty szczeniak, czyli jego żona i to z miną, która jednoznacznie wskazywała na nią, jako sprawczynię brutalnego ataku.
- To ty… ty mnie uderzyłaś?! Chciałaś mnie zabić, czy co?!!!
- Ja? Ciebie? Ojca mojego dziecka - w głosie świetlistej wróżki, czyli Holly zabrzmiało szczere oburzenie. - To była zwykła pomyłka. Myślałam, że to złoczyńca. Musiałam nas bronić. Co, miałam czekać aż nas zaatakuje? - tu wskazała na stojące obok niej z dość niepewnymi minami Emily Toliver i bratową Adama, Aileen.
- Ona nas tylko broniła – wtrąciła nieśmiało Aileen, a Emily z właściwym sobie animuszem spytała:
- Skąd właściwie się tu wziąłeś? Miałeś być w Reno.
- Właśnie – Holly kiwnęła głową – i gdzie jest Matti?
- A Hoss? Też przyjechał? - spytała trochę zaniepokojona Aileen.
- Przyjechał. Jest w domu. Śpieszył się do ciebie, bo rano byłaś niezdrowa, ale widzę, że mój brat niepotrzebnie się martwił. Zapewne ucieszy się, gdy zobaczy swoją małżonkę w tak doskonałej formie – odparł z nieukrywaną złośliwością Adam. Aileen bliska płaczu cichutko westchnęła. Holly zaraz ujęła się za przyjaciółką.
- Jak śmiesz tak mówić do kobiety w odmiennym stanie?!
- W odmiennym stanie? - zakpił Adam. - Tak, wy wszystkie jesteście w odmiennym stanie…
- O przepraszam, ja nie – zaprzeczyła z oburzeniem Emily.
- Świadomości – dokończył jadowicie i jęknął, bo piekący ból z tyłu głowy wzmógł się. Dotknął obolałej potylicy. Poczuł coś ciepłego i lepkiego.
- Ja krwawię! - krzyknął.
- Niemożliwie – Holly uśmiechnęła się niepewnie. - Pokaż.
- Nie dotykaj mnie – Adam odsunął się od swojej połowicy na bezpieczną odległość. - Czym ty mnie do licha uderzyłaś?
- Deseczką – Holly uśmiechnęła się niewinnie.
- Chodzi ci o tę grubą, kostropatą dechę? - Adam wskazał na leżącą na środku kuchni sękatą deskę – tym można zabić człowieka.
- Nie przesadzają, mój drogi.
- Ja przesadzam?! - Adam był bliski wybuchu. - A w ogóle co wy tu robicie?! Jak się tu dostałyście?!
- Normalnie.
- Jakoś ci nie wierzę – odparł Adam podnosząc się z podłogi.
- Przecież nie wleciałyśmy kominem – westchnęła Holly, przewracając oczami.
- A kto was tam wie! - prychnął Adam i z groźną miną ruszył w kierunku małżonki. Holly cofnęła się o krok, a wraz z nią Aileen i Emily. Myliłby się jednak ten, kto pomyślałby, że się wystraszyły. Holly spojrzała na męża i wyzywająco spytała:
- Podniesiesz rękę na ciężarne?
- Coooo?! Za kogo ty mnie masz, kobieto?!!! Czy kiedykolwiek cię uderzyłem?!
- Nie, ale kto cię tam wie – odparła z jadowitą słodyczą, naśladując wypowiedziane wcześniej przez jej wzburzonego małżonka słowa.
- Dosć tego! Do domu! Wszystkie! Marsz!
- Wybacz Adamie, ale wolimy jechać. Mamy tu bryczkę – rzekła Emily, a Holly i Aileen omal nie parsknęły śmiechem.
- Róbcie, co chcecie, tylko zejdźcie mi z oczu – wycedził przez zęby Adam i jęknął, bo ból głowy znowu dał o sobie znać.
- Pozwól, że cię opatrzę.
- Nie, poradzę sobie.
- Jak sobie życzysz – odparła Holly i zwróciła się do swoich towarzyszek: - chodźmy moje panie. Nie jesteśmy tu mile widziane.
- Chwileczkę – rzekł przeciągle Adam i wyciągnął dłoń do żony, mówiąc: – oddaj klucze.
- Jakie znowu klucze?
- Nie udawaj. Klucze.
- Nie mam.
- To, jak tu weszłyście?
- Przez okno w salonie. Było niedomknięte.
- Mam wierzyć, że ty z tym brzuchem weszłaś przez okno? - Adam z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Ja to zrobiłam – rzekła Emily. - Dostałam się do środka i otworzyłam drzwi. To wszystko.
- To wszystko. Mhm – mruknął Adam. - A jak zamierzałyście zamknąć dom?
- No, wiesz…
- Tak wiem. Jedźcie już.
- A ty? - spytała Holly.
- Trafię do domu. Wyobraź sobie, że znam drogę.
- Nie musisz być taki niemiły. Nie wiedziałam, że to ty. Naprawdę myślałam, że to jakiś złodziej.
- To jeszcze nie powód, żeby walić człowieka dechą w głowę i to z całej siły.
- Przepraszam, ale…
- Holly – Adam przerwał żonie – jedźcie już zanim powiem coś, czego będę żałował.
Kobiety popatrzyły na siebie i nic nie mówiąc ruszyły do wyjścia. W chwilę później dało się słyszeć turkot kół odjeżdżającej bryczki. Wreszcie zapadła cisza. Adam wyciągnął z kieszeni spodni chustkę do nosa i przyłożył ją do tyłu głowy. Na szczęście rana nie była poważna. Ot, zwykłe zadrapanie, które zdążyło się już zasklepić. Rozejrzał się po kuchni i przypomniał sobie, po co tu właściwie przyjechał. Miarka leżała na podłodze. Podniósł ją i odłożył do skrzynki z narzędziami. Teraz, gdy jego świąteczna niespodzianka przestała być tajemnicą, odechciało mu się jakichkolwiek pomiarów.

***


Adam zamknął książeczkę z bajkami i odłożył ją na szafkę nocną stojącą przy łóżku jego syna. Matti usnął w połowie opowieści o dzielnych rycerzach. Na szczęście chłopiec nie upierał się przy bajce o świetlistych wróżkach, bo tego Adam pewnie by nie zniósł. W ogóle był dziwnie grzeczny. Tylko raz wspomniał coś o kamieniach, które znalazł gdy odpoczywali w drodze do domu, ale zaraz zamilkł, gdy Adam powiedział mu, żeby nie zawracał mu głowy. Teraz, patrząc na lekko posapującego przez sen synka, miał wyrzuty sumienia. Jego nieporozumienie z Holly nie powinno w żaden sposób odbijać się na dziecku, ale niestety Adam był tak wzburzony, że po powrocie do domu z trudem nad sobą panował. Żeby nie zaogniać i tak już napiętej atmosfery nie zszedł na kolację, a gdy Holly chciała, jak zwykle utulić Matta do snu, powiedział jej, żeby się nie fatygowała, bo on już się zajął swoim synem. Widział, że tymi słowami zrobił jej przykrość. Czuł się przez to podle. Nic więc dziwnego, że chwilę powrotu do małżeńskiej sypialni przeciągał w nieskończoność. Wreszcie tuż przed północą zgasił lampę i wyszedł cicho z pokoju synka. Gdy wszedł do sypialni Holly już spała. Po omacku rozebrał się i wsunął się pod kołdrę starając się nie obudzić żony. Przez chwilę miał wielką ochotę po prostu ją przytulić. Nawet wyciągnął w jej stronę rękę, ale zaraz ją cofnął. Westchnął cicho i odwrócił się do Holly plecami. Tymczasem ona wcale nie spała. Czekała na niego i w myślach powtarzała sobie, co mu powie. Początkowo było jej głupio, że Adam przyłapał ją w ich nowym domu. Od jakiegoś czasu wiedziała już, co dla niej i Matta szykuje. Miała jednak nadzieję, że gdy przyjdzie do urządzania pokoi i kuchni, to jej o tym powie. Niestety, nic na to nie wskazywało, dlatego też co i raz zaglądała na budowę i uważnie przyglądała się postępom prac. Gdyby wiedziała, że Adam wróci z Reno dużo wcześniej nie namówiłaby na zwiedzanie domu ani cioci Emily, ani tym bardziej Aileen. Przede wszystkim zaś uniknęłaby ogłuszenia własnego męża. Z tego powodu prawdę mówiąc było jej niezwykle przykro. Dlatego też przez cały wieczór była cichutka, jak trusia. Gdy Adam powiedział, że nie zejdzie na kolację, przyniosła mu ją do sypialni. Pomyślała, że złość złością, ale żołądek ma swoje prawa. Była pewna, że Adam był głodny, ale ten mruknął tylko, że niepotrzebnie zrobiła sobie kłopot, bo on nie ma apetytu i jeść nie zamierza. Potem poszedł poczytać Mattowi na dobranoc i dał jej wyraźnie do zrozumienia, że nie chce jej obecności w pokoju chłopca. Nie sprzeciwiła się, choć serce jej krwawiło. Postanowiła zaczekać na jego powrót i wszystko mu wytłumaczyć. Matthew już przy kolacji usypiał, więc pomyślała, że Adam spędzi w jego pokoju nie dłużej niż kwadrans. Myliła się. Minęło kilka kwadransów, a on nie wracał. Wreszcie zmęczona czekaniem przysnęła. Przebudziło ją ciche skrzypnięcie drzwi. Miała nadzieję, że mąż coś powie, zrobi cokolwiek, aby rozładować tę nieznośnie duszną atmosferę. Zrobił. Wsunął się do łóżka, jak złodziej i odwrócił się do niej plecami.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 20:28, 27 Lis 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:41, 27 Lis 2022    Temat postu:

Cytat:
Uchylił powoli oczy. Nad nim pochylały się trzy zjawy przypominające, co prawda dość mgliście, ale jednak, wróżki z świetlistego dworu, o których ostatnio czytał synkowi na dobranoc. Szumiało mu w głowie. Zamknął oczy i próbował zrozumieć, co się stało. Jedna z wróżek musiała się nad nim pochylić, bo poczuł jej zapach, a potem delikatny dotyk dłoni na swojej twarzy. O, do licha, znał ten dotyk aż nadto dobrze.

Rozpoznaje dotyk, czyli nie jest z nim tak źle
Cytat:
Niczym smagnięty batem usiadł, ale zaraz tego pożałował, bo ból głowy zaatakował go ze zdwojoną siłą. Tymczasem dobra wróżka z troską w głosie powiedziała:
- Kochany nie zrywaj się tak gwałtownie. Możesz mieć wstrząśnienie mózgu.
Adam ze zdziwieniem otworzył szeroko oczy. Jakim prawem obca kobieta, choćby i świetlista wróżka mówiła do niego „kochany”. Zaraz jednak zdziwienie przerodziło się w złość, by w chwilę później zmienić się w tajfun wściekłości. Nad nim pochylał się nie kto inny tylko rudy, pyskaty szczeniak, czyli jego żona i to z miną, która jednoznacznie wskazywała na nią, jako sprawczynię brutalnego ataku.
- To ty… ty mnie uderzyłaś?! Chciałaś mnie zabić, czy co?!!!

Napastnik rozpoznany, ale co dalej?
Cytat:
- Ja? Ciebie? Ojca mojego dziecka - w głosie świetlistej wróżki, czyli Holly zabrzmiało szczere oburzenie. - To była zwykła pomyłka. Myślałam, że to złoczyńca. Musiałam nas bronić. Co, miałam czekać aż nas zaatakuje? - tu wskazała na stojące obok niej z dość niepewnymi minami Emily Toliver i bratową Adama, Aileen.
- Ona nas tylko broniła – wtrąciła nieśmiało Aileen, a Emily z właściwym sobie animuszem spytała:
- Skąd właściwie się tu wziąłeś? Miałeś być w Reno.
- Właśnie – Holly kiwnęła głową – i gdzie jest Matti?

Czyli … Adam jest sam sobie winien?
Cytat:
… ale widzę, że mój brat niepotrzebnie się martwił. Zapewne ucieszy się, gdy zobaczy swoją małżonkę w tak doskonałej formie – odparł z nieukrywaną złośliwością Adam. Aileen bliska płaczu cichutko westchnęła. Holly zaraz ujęła się za przyjaciółką.
- Jak śmiesz tak mówić do kobiety w odmiennym stanie?!
- W odmiennym stanie? - zakpił Adam. - Tak, wy wszystkie jesteście w odmiennym stanie…
- O przepraszam, ja nie – zaprzeczyła z oburzeniem Emily.
- Świadomości – dokończył jadowicie i jęknął, bo piekący ból z tyłu głowy wzmógł się.

Charakterystyczne poczucie humoru go nie opuszcza
Cytat:
- Nie dotykaj mnie – Adam odsunął się od swojej połowicy na bezpieczną odległość. - Czym ty mnie do licha uderzyłaś?
- Deseczką – Holly uśmiechnęła się niewinnie.
- Chodzi ci o tę grubą, kostropatą dechę? - Adam wskazał na leżącą na środku kuchni sękatą deskę – tym można zabić człowieka.
- Nie przesadzają, mój drogi.
- Ja przesadzam?! - Adam był bliski wybuchu. - A w ogóle co wy tu robicie?! Jak się tu dostałyście?!
- Normalnie.
- Jakoś ci nie wierzę – odparł Adam podnosząc się z podłogi.

Tak, najważniejsza kwestia - jak tam się dostały?
Cytat:
- Przecież nie wleciałyśmy kominem – westchnęła Holly, przewracając oczami.
- A kto was tam wie! - prychnął Adam i z groźną miną ruszył w kierunku małżonki. Holly cofnęła się o krok, a wraz z nią Aileen i Emily. Myliłby się jednak ten, kto pomyślałby, że się wystraszyły. Holly spojrzała na męża i wyzywająco spytała:
- Podniesiesz rękę na ciężarne?
- Coooo?! Za kogo ty mnie masz, kobieto?!!! Czy kiedykolwiek cię uderzyłem?!
- Nie, ale kto cię tam wie – odparła z jadowitą słodyczą, naśladując wypowiedziane wcześniej przez jej wzburzonego małżonka słowa.
- Dosć tego! Do domu! Wszystkie! Marsz!
- Wybacz Adamie, ale wolimy jechać. Mamy tu bryczkę – rzekła Emily, a Holly i Aileen omal nie parsknęły śmiechem.

Kobiety również mają poczucie humoru
Cytat:
- Nie musisz być taki niemiły. Nie wiedziałam, że to ty. Naprawdę myślałam, że to jakiś złodziej.
- To jeszcze nie powód, żeby walić człowieka dechą w głowę i to z całej siły.
- Przepraszam, ale…
- Holly – Adam przerwał żonie – jedźcie już zanim powiem coś, czego będę żałował.

Złodzieja nie należy bić? To coś nowego w Ponderosie
Cytat:
Matti usnął w połowie opowieści o dzielnych rycerzach. Na szczęście chłopiec nie upierał się przy bajce o świetlistych wróżkach, bo tego Adam pewnie by nie zniósł. W ogóle był dziwnie grzeczny. Tylko raz wspomniał coś o kamieniach, które znalazł gdy odpoczywali w drodze do domu, ale zaraz zamilkł, gdy Adam powiedział mu, żeby nie zawracał mu głowy. Teraz, patrząc na lekko posapującego przez sen synka, miał wyrzuty sumienia. Jego nieporozumienie z Holly nie powinno w żaden sposób odbijać się na dziecku, ale niestety Adam był tak wzburzony, że po powrocie do domu z trudem nad sobą panował.

Chyba ma uczulenie na historie o wróżkach
Cytat:
Przez chwilę miał wielką ochotę po prostu ją przytulić. Nawet wyciągnął w jej stronę rękę, ale zaraz ją cofnął. Westchnął cicho i odwrócił się do Holly plecami. Tymczasem ona wcale nie spała. Czekała na niego i w myślach powtarzała sobie, co mu powie.

Biedna, chciała wyjaśnić pomyłkę
Cytat:
… dał jej wyraźnie do zrozumienia, że nie chce jej obecności w pokoju chłopca. Nie sprzeciwiła się, choć serce jej krwawiło. Postanowiła zaczekać na jego powrót i wszystko mu wytłumaczyć. Matthew już przy kolacji usypiał, więc pomyślała, że Adam spędzi w jego pokoju nie dłużej niż kwadrans. Myliła się. Minęło kilka kwadransów, a on nie wracał. Wreszcie zmęczona czekaniem przysnęła. Przebudziło ją ciche skrzypnięcie drzwi. Miała nadzieję, że mąż coś powie, zrobi cokolwiek, aby rozładować tę nieznośnie duszną atmosferę. Zrobił. Wsunął się do łóżka, jak złodziej i odwrócił się do niej plecami.

Nie wiem, czy bardziej ucierpiało jego jestestwo, czy ambicja

Kolejna część opowieści. Bardzo zabawna. Oczywiście nie dla Adama, który ucierpiał. Podwójnie, bo i oberwał deską w głowę i jego ambicja też została nadwyrężona. Bardzo się zdenerwował tym zajściem i jest obrażony na Holly. Holly ma z kolei wyrzuty sumienia i chciałaby jakoś wyjaśnić, przeprosić męża, ale chyba nie będzie łatwo. Zabawne jest to odniesienie do wróżek, ale nie dziwię się, po takim ciosie mógł spokojnie widzieć całą gromadę wróżek, a nie tylko trzy ich przedstawicielki. Mam nadzieję, że wkrótce przejdzie mu złość na Holly. Właściwie chyba już przeszła, ale ambicja nie pozwala mu się do tego przyznać, choć źle się z tym czuje. Chyba jeszcze trochę się na siebie poboczą i … potem pogodzą. Są bardzo udanym małżeństwem, mimo, że różnią się charakterami. Czekam więc na ciąg dalszy opowieści …


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8222
Przeczytał: 7 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 14:06, 28 Lis 2022    Temat postu:

Dziękuję za ciekawy komentarz i wklejam kolejny fragment opowiadania z nadzieją, że Czytelnicy znajdą w nim sporo odpowiedzi na swoje pytania. Very Happy


***

Adam przebudził się tuż nad ranem. Coś mu się przyśniło i nie było to wcale miłe. Przez dłuższą chwilę leżał ze wzrokiem utkwionym w sufit, po czym zamknął oczy i wrócił myślami do wydarzeń dnia poprzedniego. Dość szybko doszedł do wniosku, że jego reakcja na to, co się stało była niewspółmierna do całej sytuacji. Niepotrzebnie uniósł się i sprawił Holly przykrość. Było mu z tego powodu wstyd. Znowu okazało się, że ojciec miał rację mówiąc, że sekrety skrywane przed żoną z reguły nie przynoszą nic dobrego. Tak, to był z jego strony błąd. Na swoje usprawiedliwienie miał tylko to, że chciał Holly i Mattowi zrobić świąteczną niespodziankę. Teraz nie dość, że nie było niespodzianki to jeszcze musiał jakość udobruchać obrażoną małżonkę. Obawiał się jednak, że przy temperamencie Holly może to okazać się bardzo ciężkim zadaniem. Ale cóż, skoro nawarzyło się piwa to trzeba je wypić. Adamowi na odwadze nie zbywało. Postanowił przyznać się do błędu i prosić żonę o wybaczenie. Od razu poczuł się lepiej i zaraz też zrobił się senny. Gdy miał już usnąć usłyszał coś jakby cichutki płacz. Początkowo był przekonany, że się przesłyszał. Mimo to odruchowo spojrzał w stronę Holly, ale jej w łóżku nie było. Zerwał się z posłania i wtedy ją zobaczył siedzącą przy oknie i ocierającą łzy.
- Holly, co się stało? Dlaczego płaczesz? Źle się czujesz? - wyrzucał z siebie z niepokojem pytania.
- Nic mi nie jest – odparła niewyraźnie i dodała: - idź spać.
- Pójdę, jeśli i ty położysz się do łóżka – rzekł wyciągając do niej dłoń. - Przyszła mama powinna się wysypiać.
- Proszę, daj mi spokój – udała, że nie widzi wyciągniętej dłoni męża. - Chcę sobie tu posiedzieć.
- Możesz to zrobić w łóżku. Będzie ci cieplej i wygodniej.
- Tu mi jest dobrze.
- Jesteś na mnie zła, prawda?
- Tak, ale również na siebie – odparła nie patrząc na Adama.
- Nie rób sobie wyrzutów. Mogłaś nie wiedzieć, że to ja, a poza tym głowa już mnie nie boli – uśmiechnął się.
- Nie o to chodzi.
- A o co? - spytał, ale Holly nie kwapiła się z odpowiedzią. Adam przysunął więc sobie krzesło i usiadł na wprost żony. - Proszę porozmawiaj ze mną – powiedział.
- Teraz chcesz rozmawiać? - w jej głosie słychać było zaskoczenie.
- Pora dobra, jak każda inna.
- Tak – skinęła głową i spojrzała w okno.
- Holly, posłuchaj, przyznaję byłem zły, że odkryłaś moją tajemnicę. Ten dom to miał być świąteczny prezent dla ciebie i Matta, dlatego nic ci nie powiedziałem. Byłem przekonany, że dobrze robię.
- Cóż, myliłeś się.
- Masz rację. Przepraszam.
- I myślisz, że to wystarczy?
- Przecież przeprosiłem.
- Tak, przeprosiłeś – przyznała z goryczą Holly, lecz Adam zdawał się tego nie zauważyć.
- Czyli wszystko w porządku - stwierdził niemal radosnym głosem. - Możemy już iść do łóżka?
- Jak chcesz to idź.
- Holly, czyżbyś wciąż była na mnie zła?
- Zła jestem sama na siebie, bo uwierzyłam, że traktujesz mnie poważnie, i że masz do mnie zaufanie, ale niestety myliłam się.
- Jak możesz tak mówić? Przecież jesteśmy małżeństwem.
- Skoro tak twierdzisz – wzruszyła ramionami.
- Czekaj, czegoś tu nie rozumiem. To znaczy, że za cały ten stan rzeczy ja ponoszę odpowiedzialność? To ja zepsułem niespodziankę, którą z takim trudem przygotowywałem dla ciebie? To ja przyłożyłem sobie deską w głowę? I to ja wreszcie robię, co mi się żywnie podoba?
- Ja, ja, ja – westchnęła ze smutkiem Holly. - Widzisz tylko siebie i nic nie rozumiesz.
- Tak? Uważasz mnie za egocentryka?
- Nie, ale czasem nie dostrzegasz potrzeb innych.
- Domyślam się, że chodzi o ciebie. Czym więc cię uraziłem?
- Naprawdę nie wiesz? - spytała z niedowierzaniem Holly.
- Wyobraź sobie, że nie! Wyjaśnij mi o co ci chodzi?! Słucham!
- Nie podnoś głosu. Czy koniecznie chcesz obudzić cały dom?
Adam nic nie odpowiedział, tylko sapnął wyraźnie wytrącony z równowagi. Tymczasem Holly poważnym, zupełnie do niej nie przystającym głosem, powiedziała:
- Myślałam, że małżeństwo to miłość, zaufanie i wspólne podejmowanie decyzji.
- Tak właśnie jest.
- Czyżby? Ja to widzę inaczej. Ta historia z domem uświadomiła mi, że jestem tylko dodatkiem do twojego życia i to dość przypadkowym. W naszym związku tylko ty masz prawo głosu. Nie interesuje cię, co Matt i ja mamy do powiedzenia. Nie sądzisz, że o ważnych dla nas sprawach powinnyśmy rozmawiać otwarcie?
- Holly, jestem głową rodziny i to ja za was odpowiadam. Moim obowiązkiem jest zapewnić wam, jak najlepsze warunki do życia.
- To prawda, ale czy przeszkadza ci to w tym, żeby zapytać nas o zdanie, poradzić się, dowiedzieć się jakie mamy marzenia? Czy przez to autorytet Adama Cartwrighta ległby w gruzach?
- Z tego co sobie przypominam nie miałaś nic przeciwko temu, żeby dom, który zacząłem budować dla Naomi, był naszym wspólnym domem. Czyżby to się zmieniło?
- Nie, nadal uważam, że to wspaniałe miejsce do życia i wychowywania dzieci.
- To w czym rzecz?
- Widzę, że muszę wyłożyć ci kawę na ławę.
- Tak byłoby najlepiej.
- Dobrze, posłuchaj więc, miałam nadzieję, że nasz dom urządzimy wspólnie, ale ty postanowiłeś o wszystkim decydować sam. Czy nie rozumiesz, że każda kobieta, każda mężatka chce mieć dom taki, jak sobie wymarzyła? Ty o nic mnie nie zapytałeś. Z góry założyłeś, że wszystko co zrobisz, przypadnie mi do gustu. Postanowiłeś sam urządzić dom. Pytanie, dla kogo? Bo chyba nie dla mnie i nie dla naszych dzieci.
- Jak możesz tak mówić – Adam spojrzał z wyrzutem na żonę.
- A ty, jak mogłeś pomyśleć, że bez mrugnięcia okiem zaakceptuję twoje pomysły? Ja chcę mieszkać w domu, w którym będę dobrze się czuć, w którym widać będzie moją rękę. Jak w ogóle wyobrażałeś sobie tę „niespodziankę”? Chciałeś nas ot tak, po prostu zabrać do urządzonego w każdym szczególe domu? To tak, jakbyś wynajął pokój w hotelu. Niby wszystko jest schludne, nawet eleganckie, ale nie jest moje. Liczyłam, że pozwolisz mi przynajmniej zadecydować o tym, jakie firany i zasłony zawisną w oknach i jak będą wyglądać pokoje dzieci, jaki będzie wystój naszej sypialni, i w jakich garnkach będę gotować. Niestety, nawet o tym nie mogę zadecydować, bo ty już dokonałeś wyboru. Dlatego jeszcze raz pytam: dla kogo ma być ten dom?
- Dla ciebie… dla naszej rodziny – odparł zduszonym głosem Adam.
- Doprawdy? Zacząłeś go budować dla swojej pierwszej żony. Może zupełnie podświadomie chciałeś zrobić wszystko tak, jakby to ona zrobiła. Uwierz mi, że przez wzgląd na ciebie, Matthew, panią Esterę szanuję pamięć Naomi ale nie pozwolę, aby jej cień kładł się na moje… na nasze życie. Musisz wybrać czy chcesz żyć ze mną, czy ze wspomnieniem kobiety, którą wciąż kochasz.
- To o to ci chodzi. Tak, kochałem i nadal kocham Naomi. Była moją prawdziwą miłością i dała mi wspaniałego syna. Gdy odeszła ziemia usunęła mi się spod stóp. Chcesz, żebym dokonał wyboru, ale ja nie muszę wybierać. Nie myślałem, że jeszcze kiedykolwiek pokocham jakąś inną kobietę, ale pokochałem i teraz nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Masz rację, nie powinienem robić ci takiej „niespodzianki”, ale naprawdę myślałem, że będziesz zadowolona. Myliłem się. Przepraszam. Jeśli chcesz możesz wszystko w naszym domu zmienić, tylko już nie gniewaj się na mnie, bo tego na dłuższą metę nie zniosę.
- Mówisz szczerze? - Holly z uwagą wpatrywała się w oczy męża.
- Masz wątpliwości? - spytał, chwytając jej dłonie w swoje ręce.
- Teraz już żadnych.
- To, co chciałabyś zmienić lub mieć w tym naszym domu?
- Emma Stone pokazała mi materiał na zasłony – zaczęła Holly.
- To znaczy, że ona mnie zdradziła?
- Nie. Dzielnie trzymała język za zębami, ale zbyt natarczywie podtykała mi jedną jedyną tkaninę i wciąż się o nią dopytywała. Nawiasem mówiąc masz dobry gust. Sama bym lepiej nie wybrała. Potem podobna sytuacja powtórzyła się w sklepie u Johna. Nagle zapragnął poznać moją opinię na temat dopiero, co sprowadzonej z Nowego Jorku zastawy i garnków. Potem jeszcze pani Larkin, gospodyni pastora, powiedziała mi, że jestem szczęściarą mając takiego zaradnego męża, a gdy przez zupełny przypadek usłyszałam rozmowę twojego ojca z Hossem o tym, jak bardzo zaangażowałeś się w tę „niespodziankę”, wszystko stało się jasne. Przyznaję, ucieszyłam się, ale liczyłam, że gdy tylko skończysz typowo męskie prace, poprosisz, żebym wraz z tobą urządziła nasz dom.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że tak bardzo ci na tym zależy?
- Myślałam, że to rozumie się samo przez się. Czekałam, ale ty byłeś ślepy i niczego nie dostrzegłeś. A wczoraj, gdy tak gwałtownie zareagowałeś na mój widok, naprawdę nie wiedziałam, co mam myśleć.
- Uderzyłaś mnie w głowę i dziwisz się mojej wściekłości?
- Wcale nie chodziło ci o głowę.
- Chyba masz rację – Adam uśmiechnął, po czym, jakby dokonał wielkiego odkrycia, rzekł: - nie wiem, jak to możliwe, ale mam przy boku piękną, młodą dziewczynę o duszy dojrzałej kobiety.
- Przecież wiesz, że musiałam szybko dorosnąć. Czy to źle?
- To wspaniale – zapewnił Adam i ucałował jej dłonie. - A teraz powiedz mi, jak wyobrażasz sobie nasz dom?
- Teraz?
- Tak teraz, chyba, że jesteś zmęczona, to możemy to odłożyć na później.
- Nie, nie, chętnie powiem, jakie mam marzenia, ale przedtem chciałabym…
- Cokolwiek sobie życzysz.
- Pocałuj mnie.
- Słucham? - Adam wyraźnie nie był przygotowany na taki obrót sprawy.
- Proszę, do tego jeszcze ogłuchłeś – Holly westchnęła z politowaniem, po czym ściszonym głosem zażądała: - pocałuj mnie, ale tak, jak lubię. Mocno i zachłannie.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 48, 49, 50 ... 55, 56, 57  Następny
Strona 49 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin