Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 49, 50, 51 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:46, 29 Lis 2022    Temat postu:

Cytat:
Dość szybko doszedł do wniosku, że jego reakcja na to, co się stało była niewspółmierna do całej sytuacji. Niepotrzebnie uniósł się i sprawił Holly przykrość. Było mu z tego powodu wstyd. Znowu okazało się, że ojciec miał rację mówiąc, że sekrety skrywane przed żoną z reguły nie przynoszą nic dobrego. Tak, to był z jego strony błąd. Na swoje usprawiedliwienie miał tylko to, że chciał Holly i Mattowi zrobić świąteczną niespodziankę.

Dobrze że ma wyrzuty sumienia. Lepiej późno niż wcale
Cytat:
Adamowi na odwadze nie zbywało. Postanowił przyznać się do błędu i prosić żonę o wybaczenie. Od razu poczuł się lepiej i zaraz też zrobił się senny. Gdy miał już usnąć usłyszał coś jakby cichutki płacz. Początkowo był przekonany, że się przesłyszał. Mimo to odruchowo spojrzał w stronę Holly, ale jej w łóżku nie było. Zerwał się z posłania i wtedy ją zobaczył siedzącą przy oknie i ocierającą łzy.

Biedna Holly, choć to nie ona oberwała deską
Cytat:
- Nie rób sobie wyrzutów. Mogłaś nie wiedzieć, że to ja, a poza tym głowa już mnie nie boli – uśmiechnął się.

To już mu złość przeszła?
Cytat:
- Holly, posłuchaj, przyznaję byłem zły, że odkryłaś moją tajemnicę. Ten dom to miał być świąteczny prezent dla ciebie i Matta, dlatego nic ci nie powiedziałem. Byłem przekonany, że dobrze robię.

Ach! To jego przekonanie o własnej nieomylności
Cytat:
- Tak, przeprosiłeś – przyznała z goryczą Holly, lecz Adam zdawał się tego nie zauważyć.
- Czyli wszystko w porządku - stwierdził niemal radosnym głosem. - Możemy już iść do łóżka?
- Jak chcesz to idź.
- Holly, czyżbyś wciąż była na mnie zła?
- Zła jestem sama na siebie, bo uwierzyłam, że traktujesz mnie poważnie, i że masz do mnie zaufanie, ale niestety myliłam się.

Oj! Chyba tym razem zwykłe przeprosiny nie wystarczą
Cytat:
To znaczy, że za cały ten stan rzeczy ja ponoszę odpowiedzialność? To ja zepsułem niespodziankę, którą z takim trudem przygotowywałem dla ciebie? To ja przyłożyłem sobie deską w głowę? I to ja wreszcie robię, co mi się żywnie podoba?

Toż to prawie samokrytyka
Cytat:
Czym więc cię uraziłem?
- Naprawdę nie wiesz? - spytała z niedowierzaniem Holly.
- Wyobraź sobie, że nie! Wyjaśnij mi o co ci chodzi?! Słucham! (…)
- Myślałam, że małżeństwo to miłość, zaufanie i wspólne podejmowanie decyzji.
- Tak właśnie jest.
- Czyżby? Ja to widzę inaczej. Ta historia z domem uświadomiła mi, że jestem tylko dodatkiem do twojego życia i to dość przypadkowym. W naszym związku tylko ty masz prawo głosu. Nie interesuje cię, co Matt i ja mamy do powiedzenia. Nie sądzisz, że o ważnych dla nas sprawach powinnyśmy rozmawiać otwarcie?

To już prawie konkretne zarzuty
Cytat:
- To w czym rzecz?
- Widzę, że muszę wyłożyć ci kawę na ławę.
- Tak byłoby najlepiej.
- Dobrze, posłuchaj więc, miałam nadzieję, że nasz dom urządzimy wspólnie, ale ty postanowiłeś o wszystkim decydować sam. Czy nie rozumiesz, że każda kobieta, każda mężatka chce mieć dom taki, jak sobie wymarzyła? Ty o nic mnie nie zapytałeś. Z góry założyłeś, że wszystko co zrobisz, przypadnie mi do gustu. Postanowiłeś sam urządzić dom.

Holly ma rację
Cytat:
Jak w ogóle wyobrażałeś sobie tę „niespodziankę”? Chciałeś nas ot tak, po prostu zabrać do urządzonego w każdym szczególe domu? To tak, jakbyś wynajął pokój w hotelu. Niby wszystko jest schludne, nawet eleganckie, ale nie jest moje. Liczyłam, że pozwolisz mi przynajmniej zadecydować o tym, jakie firany i zasłony zawisną w oknach i jak będą wyglądać pokoje dzieci, jaki będzie wystrój naszej sypialni, i w jakich garnkach będę gotować. Niestety, nawet o tym nie mogę zadecydować, bo ty już dokonałeś wyboru. Dlatego jeszcze raz pytam: dla kogo ma być ten dom?
- Dla ciebie… dla naszej rodziny – odparł zduszonym głosem Adam.

To bardzo dobre pytanie. Popieram Holly
Cytat:
Nie myślałem, że jeszcze kiedykolwiek pokocham jakąś inną kobietę, ale pokochałem i teraz nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Masz rację, nie powinienem robić ci takiej „niespodzianki”, ale naprawdę myślałem, że będziesz zadowolona. Myliłem się. Przepraszam. Jeśli chcesz możesz wszystko w naszym domu zmienić, tylko już nie gniewaj się na mnie, bo tego na dłuższą metę nie zniosę.
- Mówisz szczerze? - Holly z uwagą wpatrywała się w oczy męża.
- Masz wątpliwości? - spytał, chwytając jej dłonie w swoje ręce.
- Teraz już żadnych.

Nareszcie się dogadali
Cytat:
… ale liczyłam, że gdy tylko skończysz typowo męskie prace, poprosisz, żebym wraz z tobą urządziła nasz dom.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że tak bardzo ci na tym zależy?
- Myślałam, że to rozumie się samo przez się. Czekałam, ale ty byłeś ślepy i niczego nie dostrzegłeś. A wczoraj, gdy tak gwałtownie zareagowałeś na mój widok, naprawdę nie wiedziałam, co mam myśleć.
- Uderzyłaś mnie w głowę i dziwisz się mojej wściekłości?
- Wcale nie chodziło ci o głowę.
- Chyba masz rację – Adam uśmiechnął, po czym, jakby dokonał wielkiego odkrycia, rzekł: - nie wiem, jak to możliwe, ale mam przy boku piękną, młodą dziewczynę o duszy dojrzałej kobiety.

Samokrytyki Adama ciąg dalszy

Kolejna część opowiadania. Bardzo rodzinna, pełna uzasadnionych wyrzutów i rozmowy, która wiele wyjaśnia między Holly a Adamem. On przyznaje się do błędów, ona otwarcie mówi o co jej chodzi i co ją irytuje. Holly ma rację, Adam nie powinien urządzać domu bez porozumienia się z żoną. To Holly powinna wybierać firanki, garnki, zastawę. To ona powinna decydować w którym pokoju będzie sypialnia, a w którym salonik i to ona powinna razem z nim wybierać meble. Na szczęście doszli do porozumienia i myślę, ze w przyszłości razem będą rozwiązywać wszelkie problemy, nie tylko takie jak wystrój przyszłego domu. Myślę, że i Matt powinien mieć swój udział w urządzaniu domu - wybrać swój pokój, meble jakie chciałby tam mieć itd. To byłoby prawdziwie rodzinne przedsięwzięcie. Wspólne. I o to chodzi. Czekam na kontynuację … niecierpliwie czekam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8219
Przeczytał: 8 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:36, 29 Lis 2022    Temat postu:

Dziękuję bardzo za komentarz. Very Happy Adam szykując dla Holly niespodziankę wyszedł z założenia, że on lepiej wie, jak urządzić dom. Być może pomyślał, że jego młoda żona nie poradzi sobie z takim wyzwaniem. Cóż Adaś jest typowym facetem i wszystko wie lepiej. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8219
Przeczytał: 8 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:40, 04 Gru 2022    Temat postu:

***

Następny dzień okazał się dla Adama i Holly niezwykle pracowity. Spędzili go wspólnie przy desce kreślarskiej, bowiem Holly nie ograniczyła się jedynie do kwestii urządzania domu. Można powiedzieć, że poszła na całość. Skoro Adam zażyczył sobie, żeby żona była z nim całkowicie szczera, szczególnie w kwestii domu, to Holly postanowiła temu zadośćuczynić. I tak przedstawiła mu swoje pomysły, które, o dziwo, Adam zaakceptował i to niemal bez mrugnięcia okiem. Holly przede wszystkim zażyczyła sobie powiększenia okna kuchennego wychodzącego na podwórze. Chciała mieć w kuchni więcej światła, ale także w trakcie przygotowywania posiłków możliwość obserwowania dzieci bawiących się na podwórzu, czy zobaczenia kto akurat przyjechał w odwiedziny. Adam początkowo miał, co do tego mieszane uczucia, wszak w domu jego ojca okno wychodzące na podwórze i to w salonie, było wąskie, umiejscowione prawie pod sufitem i jakoś się sprawdzało. Czemu więc nie mogło tak być w ich domu? Holly jednak się uparła przypominając mu jego obietnicę poczynioną podczas nocnej rozmowy. Powiedział wówczas: Jeśli chcesz możesz wszystko w naszym domu zmienić i Holly tego właśnie się trzymała. Adam nie próbował oponować, wszak obietnic trzeba dotrzymywać. Potem przyznał, że jej pomysł okazał się całkiem trafiony, a dom zyskał na wyglądzie. Holly poszła więc za ciosem i zażyczyła sobie dodatkowego pokoju gościnnego i to z małą kuchnią. Tu Adam zrobił ogromne oczy, gdyż nie był w stanie zrozumieć po co im dodatkowy pokój skoro na piętrze mają ich aż pięć, nie licząc ogromnego salonu i jego gabinetu. I tu po raz kolejny Holly go zaskoczyła. Oświadczyła mu, że pokój ten chciałaby przeznaczyć dla babci Matthew, bo nie miała wątpliwości, że pani Estera będzie ich odwiedzać. Znowu musiał przyznać jej rację. I tak zanim przyjechał zdun, John McKee, Adam z wydatną pomocą ojca, Hossa i Ralfa, wuja Holly, nie tylko powiększył okno kuchenne, ale i dobudował pokój dla pani Estery. Holly oczywiście towarzyszyła mu we wszystkich pracach. Czuła się wspaniale, wręcz promieniowała, a odmienny stan w niczym jej nie przeszkadzał. Odkąd Adam rozprawił się z jej gorsetem, nie zdarzyło się, żeby zemdlała. Apetyt jej dopisywał, a brzuszek robił się coraz większy. Widać było, że zdrowie jej dopisywało, a szczęście wręcz rozpierało. Czasami do nowego domu małżonkowie zabierali Matta, któremu pozwolono wybrać pokój. Nie trzeba nikogo przekonywać, że chłopiec był w siódmym niebie. Niemal nie odstępował ojca, zarzucając go całą masę pytań i to całkiem fachowych, czym wzbudził jego szczere zdziwienie. A gdy któregoś razu przy kolacji Matthew zakomunikował, że zostanie architektem, Adam poczuł prawdziwą dumę.
Wykończenie domu szło niezwykle sprawnie. Piece w kuchni stanęły, jako pierwsze. John McKee dwoił się i troił, a to za sprawą pani domu, roztaczającej urok, któremu nie można było się oprzeć. Młoda, radosna, wsadzająca nos we wszystkie sprawy i niezwykle serdeczna skradła serce starego zduna. Przypominała mu narzeczoną, którą stracił w młodości. Ten z pozoru gburowaty mężczyzna przy Holly zmieniał się nie do poznania, a jego twarz wręcz jaśniała. Gdy wreszcie skończył swoją pracę i miał już wracać do San Francisco powiedział Adamowi, żeby dbał o żonę, bo taka żona to prawdziwy skarb, który rzadko trafia się mężczyźnie. Adam nie zamierzał wchodzić z nim w polemikę. Uśmiechnął się tylko i skinął głową. Kto wie, być może był tego samego zdania.
Tymczasem pobyt Małego Joe w Carson City zaczął się przedłużać. W kolejnych listach Joseph donosił rodzinie, że co prawda stan zdrowia pana Goldbluma nieco się poprawił, ale z kolei położenie pani Estery znacznie się skomplikowało. Opisał knowania rabina Apfelbauma i Mosze Levy’ego, i poprosił ojca o zgodę na dłuższy pobyt w domu państwa Goldblumów. Ben, rozumiejąc złożoność sytuacji, zgodził się, aby Joe pozostał w Carson City, tyle ile będzie trzeba. Oczywiście rodzina Cartwrightów była wzburzona tym w jak bezpardonowy sposób została potraktowana pani Estera, a próbę podstępnego wymuszenia dokumentu rozwodowego, a tym samym pozbawienia kobiety praw do spadku, nie mieściła im się w głowie. Adam choć nigdy nie ukrywał swoich negatywnych uczuć względem byłego teścia stwierdził, że na swój sposób nawet mu współczuje. Poznanie prawdziwego oblicza tak zwanych przyjaciół musiało być dla niego nie lada wstrząsem. Jednocześnie stwierdził, że w całym tym nieszczęściu Goldblum był wielkim szczęściarzem, bowiem opieką otoczyli go ludzie, których najmniej poważał, a którzy z przyzwoitości i poczucia obowiązku nie potrafili zostawić go samemu sobie.

***

Mosze Levy z obrzydzeniem przeskoczył nad nieczystościami płynącymi środkiem ulicy. Zaklął przy tym szpetnie pod nosem, dając tym samym wyraz tego, co myśli o żydowskiej biedocie. Mała, ślepa uliczka zamieszkana przez ludzi, do których szczęście nie miało zamiaru się uśmiechnąć w żaden sposób nie przypominała Sunset Way, gdzie mieszkała elita kahału. Mosze, rzucając pod nosem ciche przekleństwa, szedł wzdłuż byle jak skleconych i w większości przypadków rozpadających się chałup. Przed niektórymi z nich bawiła się umorusana, rozkrzyczana dzieciarnia. Mosze nagle potknął się o wystający kamień i omal nie upadł. Z jego ust wydobyło się kolejne, tym razem głośne przekleństwo. Część dzieci przerwało zabawę, ciekawie przyglądając się bogato ubranemu mężczyźnie. Mały Josele Rosenkranz znał go doskonale. Owym mężczyzną był Mosze Levy, dla którego za drobnym wynagrodzeniem, chłopiec często biegał na posyłki. Josele miał nadzieję, że i tym razem pan Levy da mu co nieco zarobić. Nie mylił się. Mosze kiwnął na chłopca, a ten natychmiast podbiegł do niego.
- Czy ma pan dla mnie jakąś pracę? - spytał z nadzieją w głosie.
- A co, chciałbyś zarobić? - odparł pytaniem na pytanie Levy.
- Przydałoby się. Mame straciła pracę u pani Broches, żony kupca bławatnego – poinformował Josele.
- Czyżby coś za bardzo wybieliła? - zaśmiał się Mosze.
- No, co pan – odparł z oburzeniem chłopiec. - Moja mame jest najlepszą praczką na świecie.
- To, co się stało?
- Państwo Broches wyjeżdżają do Nowego Jorku, do córki i to na trzy miesiące. Sam pan rozumie, że praczka im nie będzie potrzebna.
- Faktycznie, nie będzie. – Przyznał Mosze i z chytrym uśmieszkiem dodał: - to w takim razie zjawiłem się w idealnym momencie. Mam dla ciebie pracę.
- Jaką? - oczy Josele pełne były nadziei i ciekawości.
- Dobrze płatną.
- Jak dobrze?
- No, cóż – tu Mosze zwiesił głos na dłuższą sekundę – mógłbyś dostać nawet całego dolara.
- Naprawdę? - oczy Josele zabłysły radością – a jakiego? W papierku, czy w monecie?
- Jakiego będziesz chciał.
- W monecie. A, co miałbym dla pana zrobić?
- Drobnostkę. Wiesz, który to dom Aarona Goldbluma?
- Pewnie, że wiem. Każdy wie – odparł Josele.
- To w takim razie posłuchaj – i Mosze ściszając głos zaczął objaśniać chłopcu czego od niego oczekuje. Początkowo Josele nie chciał się zgodzić na propozycję mężczyzny, ale gdy ten wcisnął mu do brudnej dłoni srebrną, błyszczącą nowością jednodolarówkę*), opór chłopca zaczął słabnąć. Nigdy w swoim krótkim życiu nie miał aż tylu pieniędzy, ale czy powinien ulec prośbie pana Levy’ego. Już miał z żalem odmówić, gdy Mosze widząc, jak chłopiec walczy ze sobą, pokazał mu drugą dolarówkę i obiecał, że będzie jego, jeśli wykona dokładnie to, o co go poprosił. Josele zgodził się. Nie pomyślał o konsekwencjach, jakie mogą go czekać, jeśli coś pójdzie niezgodnie z życzeniem pana Levy’ego. Liczył się jedynie zarobek. Te dwa dolary, za które jego mame kupi całą górę jedzenia i kurę, tłustą kurę na szabas rozwiały wszelkie wątpliwości.

***

- Skąd masz te pieniądze?! - krzyknęła Sara Rosenkranz, potrząsając wątłym ramieniem swojego syna.
- Mame, przecież już ci mówiłem – odparł Josele, zupełnie nie pojmując dlaczego jego dobra mama tak bardzo się rozzłościła.
- Mam uwierzyć, że ten krętacz Levy ot, tak dał, ci całego dolara i to srebrnego?! Pewnie znowu wysłał cię z liścikiem do tej Gołdy. Josele, czy już nie pamiętasz, jak jej ojciec przetrzepał ci tyłek?! Przez tydzień nie mogłeś normalnie siedzieć. Obiecałeś mi wtedy, że nie będziesz zadawał się z Levy’m. Obiecałeś, czy nie?! - Sara ponownie potrząsnęła synem.
- Obiecałem, ale mój żołądek nie – odparł rezolutnie chłopiec.
Sara Rosenkranz pokręciła z rezygnacją głową. Nie miała już sił do ciągłego strofowania syna. Był niczym żywe srebro. Wszędzie go było pełno, wszystkim się interesował i nieraz za to obrywał. Sara zdawała sobie sprawę, że z każdym dniem ma coraz mniejszy wpływ na swojego jedenastoletniego syna. Nim popadli w biedę, byli zwykłą, przeciętną rodziną, o której mówiono, że jest porządna. Sąsiedzi lubili ich, a w sklepach i na targu zawsze mieli otwarty kredyt. Wszystko to skończyło się, gdy zupełnie nieoczekiwanie okazało się, że przykładny mąż Sary wcale taki nie był. W dniu czwartych urodzin Josele, jego ojciec usłyszał wyrok: dziesięć lat ciężkiego więzienia za złodziejstwo, paserstwo i przewodzenie bandzie napadającej na dyliżanse. Na szczęście nie udowodniono mu żadnego zabójstwa, bo w przeciwnym razie, jak nic zadyndałby na szubienicy. Sara Rosenkrantz czasami żałowała, że tak się nie stało. Może wtedy ludzie nie wytykaliby jej i małego Josele palcami. Może udałoby się jej wyjechać z synkiem z tego przeklętego miasta i rozpocząć życie od nowa. Tak, pragnęła tego i to nie ze względu na siebie, ale ze względu na Josele, o którego bardzo się bała. Miała zaledwie trzydzieści dwa lata, a wyglądało o dziesięć starzej. Była cieniem dawnej Sary. Chuda, blada, z dłońmi zniszczonymi ługiem i mydłem, w nicowanej, starej sukience i rozpadających się pantoflach, dawno straciła nadzieję na lepsze jutro. Mimo to święcie wierzyła, że uda się jej uchronić syna przed złem całego świata. Czasami jednak, tak, jak teraz, wiara ta poddawana była ciężkiej próbie.
- Mów i to bez kręcenia, za co Levy dał ci aż tyle pieniędzy?
- Nie mogę – odparł chłopiec. - Obiecałem, że nikomu nie powiem. Mame, weź te pieniądze i o nic nie pytaj.
- Mówisz, tak jak twój ojciec. Czy naprawdę chcesz skończyć tak, jak on?! - krzyknęła. - Ty koniecznie chcesz wpędzić mnie do grobu! Co się wtedy z tobą stanie! Pomyślałeś o tym!
- Oj, mame – chłopiec się skrzywił, ciężko przy tym wzdychając.
- Ty mi tu nie wzdychaj, tylko mów, co miałeś zrobić za te pieniądze?!
Josele wyraźnie nie miał ochoty odpowiedzieć na pytanie matki. Rozsierdzona kobieta schwyciła go za ucho i mocno pociągnęła, krzycząc:
- Moja cierpliwość się kończy! Mów, albo nogi z tyłka ci powyrywam!
- No, dobrze, powiem – odparł Josele zupełnie nie przestraszony perspektywą pozbawienia go kończyn dolnych, ale małżowiny usznej już tak, zwłaszcza, że matka wciąż mocno ją ściskała – tylko już nie ciągnij mnie za ucho – poprosił żałośnie. Sara Rozenkranz utkwiła w synu groźne spojrzenie. Znała te jego sztuczki. Chłopak gotów był uciec z domu byle tylko wymigać się od odpowiedzi, ale, jak się zaraz okazało nie tym razem. Josele bowiem szybko skalkulował sobie, co tak naprawdę mu się opłaca. Dolar, a właściwie dwa bardzo kusiły, ale wciąż jeszcze bał się gniewu matki. Z miną winowajcy, który prosi o łaskę wszystko jej opowiedział. Sara z wrażenia aż przysiadła na rozchybotanym stołku. Przez dłuższą chwilę z niedowierzaniem wpatrywała się w syna i milczała. To milczenie niebezpiecznie przedłużało się i chłopiec zaczął poważnie obawiać się o swoje ucho. Wreszcie Sara cicho spytała:
- Dlaczego zgodziłeś się na propozycję tego szubrawca?
- Dobrze zapłacił – odparł z całą szczerością Josele.
- I to jest twoim zdaniem usprawiedliwienie dla tak podłego postępku?!
- Mame, ale przecież pan Goldblum jest obrzydliwym bogaczem. Jemu nie ubędzie, a pan Levy po tym, jak tamten go zwolnił poczuje się lepiej. Przyzna mame, że pozbawienie kogoś pracy nie jest w porządku.
- Być może, ale nie wiesz z jakiego powodu pan Goldblum go zwolnił. Za to wszyscy wiedzą, że z tego twojego Levy’ego to lepszy krętacz. Dlatego synu, natychmiast oddasz mu te brudne pieniądze.
- Ależ mame, jak to tak? Mam oddać tyle pieniędzy? Przecież za tego dolara mogłabyś kupić jedzenia na cały tydzień. Co ja mówię, tydzień?! Może i na cały miesiąc. Mame, kupiłabyś wreszcie kurę. Tak dawno jej nie jadłem.
- I długo jej nie zjesz, bo w kryminale, gdzie możesz trafić, kur nie podają – zapewniła go Sara.
- Dobrze, zrobię, jak sobie życzysz. Daj mi, proszę tego dolara, to od razu pobiegnę do pana Levy’ego i mu oddam.
Gotowość Josele wydała się Sarze podejrzana, dlatego też poprawiwszy chustkę na głowie, rzekła:
- Wiesz, mam inny pomysł, pójdziemy do niego razem.
- Ale ja dam sobie radę – zapewnił chłopiec.
- Nie wątpię, jednak chcę mieć pewność, że nic głupiego nie przyjdzie ci do głowy.

***


_____________________________________________________________
*) Mowa tu o Dolar Seated Liberty. Była to amerykańska srebrna moneta obiegowa, zaprojektowana przez Roberta Balla Hughesa i wybijana przez U.S. Mint w latach 1840-1873. Ważyła 26,73 grama, a średnica wynosiła 38,1 mm. Wykonana w 90% ze srebra (Ag 900) i 10% z miedzi. Dolar Seated Liberty był bity w mennicach w: Filadelfii, Nowym Orleanie, Carson City i San Francisco.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pon 22:12, 05 Gru 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:17, 05 Gru 2022    Temat postu:

Cytat:
Skoro Adam zażyczył sobie, żeby żona była z nim całkowicie szczera, szczególnie w kwestii domu, to Holly postanowiła temu zadośćuczynić. I tak przedstawiła mu swoje pomysły, które, o dziwo, Adam zaakceptował i to niemal bez mrugnięcia okiem. Holly przede wszystkim zażyczyła sobie powiększenia okna kuchennego wychodzącego na podwórze. Chciała mieć w kuchni więcej światła, ale także w trakcie przygotowywania posiłków możliwość obserwowania dzieci bawiących się na podwórzu, czy zobaczenia kto akurat przyjechał w odwiedziny. Adam początkowo miał, co do tego mieszane uczucia, wszak w domu jego ojca okno wychodzące na podwórze i to w salonie, było wąskie, umiejscowione prawie pod sufitem i jakoś się sprawdzało. Czemu więc nie mogło tak być w ich domu? Holly jednak się uparła przypominając mu jego obietnicę poczynioną podczas nocnej rozmowy.

Holly jest swoim żywiole
Cytat:
Potem przyznał, że jej pomysł okazał się całkiem trafiony, a dom zyskał na wyglądzie. Holly poszła więc za ciosem i zażyczyła sobie dodatkowego pokoju gościnnego i to z małą kuchnią. Tu Adam zrobił ogromne oczy, gdyż nie był w stanie zrozumieć po co im dodatkowy pokój skoro na piętrze mają ich aż pięć, nie licząc ogromnego salonu i jego gabinetu. I tu po raz kolejny Holly go zaskoczyła. Oświadczyła mu, że pokój ten chciałaby przeznaczyć dla babci Matthew, bo nie miała wątpliwości, że pani Estera będzie ich odwiedzać. Znowu musiał przyznać jej rację. I tak zanim przyjechał zdun, John McKee, Adam z wydatną pomocą ojca, Hossa i Ralfa, wuja Holly, nie tylko powiększył okno kuchenne, ale i dobudował pokój dla pani Estery. Holly oczywiście towarzyszyła mu we wszystkich pracach. Czuła się wspaniale, wręcz promieniowała, a odmienny stan w niczym jej nie przeszkadzał.

I bardzo dobrze, ona lepiej wie, co jest potrzebne rodzinie
Cytat:
Czasami do nowego domu małżonkowie zabierali Matta, któremu pozwolono wybrać pokój. Nie trzeba nikogo przekonywać, że chłopiec był w siódmym niebie. Niemal nie odstępował ojca, zarzucając go całą masę pytań i to całkiem fachowych, czym wzbudził jego szczere zdziwienie. A gdy któregoś razu przy kolacji Matthew zakomunikował, że zostanie architektem, Adam poczuł prawdziwą dumę.

Może być dumny z Matta
Cytat:
W kolejnych listach Joseph donosił rodzinie, że co prawda stan zdrowia pana Goldbluma nieco się poprawił, ale z kolei położenie pani Estery znacznie się skomplikowało. Opisał knowania rabina Apfelbauma i Mosze Levy’ego, i poprosił ojca o zgodę na dłuższy pobyt w domu państwa Goldblumów. Ben, rozumiejąc złożoność sytuacji, zgodził się, aby Joe pozostał w Carson City, tyle ile będzie trzeba. Oczywiście rodzina Cartwrightów była wzburzona tym w jak bezpardonowy sposób została potraktowana pani Estera, a próbę podstępnego wymuszenia dokumentu rozwodowego, a tym samym pozbawienia kobiety praw do spadku, nie mieściła im się w głowie.

Tak, Joe ma co robić w Carson City
Cytat:
Część dzieci przerwało zabawę, ciekawie przyglądając się bogato ubranemu mężczyźnie. Mały Josele Rosenkranz znał go doskonale. Owym mężczyzną był Mosze Levy, dla którego za drobnym wynagrodzeniem, chłopiec często biegał na posyłki. Josele miał nadzieję, że i tym razem pan Levy da mu co nieco zarobić. Nie mylił się. Mosze kiwnął na chłopca, a ten natychmiast podbiegł do niego.
- Czy ma pan dla mnie jakąś pracę? - spytał z nadzieją w głosie.
- A co, chciałbyś zarobić? - odparł pytaniem na pytanie Levy.
- Przydałoby się. Mame straciła pracę u pani Broches, żony kupca bławatnego – poinformował Josele.

Bystry chłopiec i chce pomagać rodzinie
Cytat:
Mam dla ciebie pracę.
- Jaką? - oczy Josele pełne były nadziei i ciekawości.
- Dobrze płatną.
- Jak dobrze?
- No, cóż – tu Mosze zwiesił głos na dłuższą sekundę – mógłbyś dostać nawet całego dolara.
- Naprawdę? - oczy Josele zabłysły radością – a jakiego? W papierku, czy w monecie?
- Jakiego będziesz chciał.
- W monecie.

Podejrzewam, że Mosze chce wykorzystać chłopca do popełnienia jakiejś niegodziwości
Cytat:
Początkowo Josele nie chciał się zgodzić na propozycję mężczyzny, ale gdy ten wcisnął mu do brudnej dłoni srebrną, błyszczącą nowością jednodolarówkę*), opór chłopca zaczął słabnąć. Nigdy w swoim krótkim życiu nie miał aż tylu pieniędzy, ale czy powinien ulec prośbie pana Levy’ego. Już miał z żalem odmówić, gdy Mosze widząc, jak chłopiec walczy ze sobą, pokazał mu drugą dolarówkę i obiecał, że będzie jego, jeśli wykona dokładnie to, o co go poprosił. Josele zgodził się. Nie pomyślał o konsekwencjach, jakie mogą go czekać, jeśli coś pójdzie niezgodnie z życzeniem pana Levy’ego. Liczył się jedynie zarobek. Te dwa dolary, za które jego mame kupi całą górę jedzenia i kurę, tłustą kurę na szabas rozwiały wszelkie wątpliwości.

Tak, jeśli rodzina jest głodna, to na bok idą wszelkie skrupuły
Cytat:
- Skąd masz te pieniądze?! - krzyknęła Sara Rosenkranz, potrząsając wątłym ramieniem swojego syna.
- Mame, przecież już ci mówiłem – odparł Josele, zupełnie nie pojmując dlaczego jego dobra mama tak bardzo się rozzłościła.
- Mam uwierzyć, że ten krętacz Levy ot, tak dał, ci całego dolara i to srebrnego?!

Pani Sara Rosenkrantz dobrze ocenia Moszego
Cytat:
Obiecałeś mi wtedy, że nie będziesz zadawał się z Levy’m. Obiecałeś, czy nie?! - Sara ponownie potrząsnęła synem.
- Obiecałem, ale mój żołądek nie – odparł rezolutnie chłopiec.
Sara Rosenkranz pokręciła z rezygnacją głową.

On też ma rację
Cytat:
Nim popadli w biedę, byli zwykłą, przeciętną rodziną, o której mówiono, że jest porządna. Sąsiedzi lubili ich, a w sklepach i na targu zawsze mieli otwarty kredyt. Wszystko to skończyło się, gdy zupełnie nieoczekiwanie okazało się, że przykładny mąż Sary wcale taki nie był. W dniu czwartych urodzin Josele, jego ojciec usłyszał wyrok: dziesięć lat ciężkiego więzienia za złodziejstwo, paserstwo i przewodzenie bandzie napadającej na dyliżanse. Na szczęście nie udowodniono mu żadnego zabójstwa, bo w przeciwnym razie, jak nic zadyndałby na szubienicy.

Miała pecha przy wyborze męża
Cytat:
Mimo to święcie wierzyła, że uda się jej uchronić syna przed złem całego świata. Czasami jednak, tak, jak teraz, wiara ta poddawana była ciężkiej próbie.
- Mów i to bez kręcenia, za co Levy dał ci aż tyle pieniędzy?
- Nie mogę – odparł chłopiec. - Obiecałem, że nikomu nie powiem. Mame, weź te pieniądze i o nic nie pytaj.

Ona za bardzo boi się o syna, żeby odpuściła
Cytat:
- No, dobrze, powiem – odparł Josele zupełnie nie przestraszony perspektywą pozbawienia go kończyn dolnych, ale małżowiny usznej już tak, zwłaszcza, że matka wciąż mocno ją ściskała – tylko już nie ciągnij mnie za ucho – poprosił żałośnie. Sara Rozenkranz utkwiła w synu groźne spojrzenie. Znała te jego sztuczki. Chłopak gotów był uciec z domu byle tylko wymigać się od odpowiedzi, ale, jak się zaraz okazało nie tym razem. Josele bowiem szybko skalkulował sobie, co tak naprawdę mu się opłaca. Dolar, a właściwie dwa bardzo kusiły, ale wciąż jeszcze bał się gniewu matki. Z miną winowajcy, który prosi o łaskę wszystko jej opowiedział. Sara z wrażenia aż przysiadła na rozchybotanym stołku. Przez dłuższą chwilę z niedowierzaniem wpatrywała się w syna i milczała.

Jednak posłuchał matki
Cytat:
Wreszcie Sara cicho spytała:
- Dlaczego zgodziłeś się na propozycję tego szubrawca?
- Dobrze zapłacił – odparł z całą szczerością Josele.
- I to jest twoim zdaniem usprawiedliwienie dla tak podłego postępku?!
- Mame, ale przecież pan Goldblum jest obrzydliwym bogaczem. Jemu nie ubędzie, a pan Levy po tym, jak tamten go zwolnił poczuje się lepiej. Przyzna mame, że pozbawienie kogoś pracy nie jest w porządku.
- Być może, ale nie wiesz z jakiego powodu pan Goldblum go zwolnił. Za to wszyscy wiedzą, że z tego twojego Levy’ego to lepszy krętacz. Dlatego synu, natychmiast oddasz mu te brudne pieniądze.

To jest uczciwe postawienie sprawy
Cytat:
- Ależ mame, jak to tak? Mam oddać tyle pieniędzy? Przecież za tego dolara mogłabyś kupić jedzenia na cały tydzień. Co ja mówię, tydzień?! Może i na cały miesiąc. Mame, kupiłabyś wreszcie kurę. Tak dawno jej nie jadłem.
- I długo jej nie zjesz, bo w kryminale, gdzie możesz trafić, kur nie podają – zapewniła go Sara.

Głód nie jest najlepszym doradcą
Cytat:
- Dobrze, zrobię, jak sobie życzysz. Daj mi, proszę tego dolara, to od razu pobiegnę do pana Levy’ego i mu oddam.
Gotowość Josele wydała się Sarze podejrzana, dlatego też poprawiwszy chustkę na głowie, rzekła:
- Wiesz, mam inny pomysł, pójdziemy do niego razem.
- Ale ja dam sobie radę – zapewnił chłopiec.
- Nie wątpię, jednak chcę mieć pewność, że nic głupiego nie przyjdzie ci do głowy.

Bardzo rozsądna decyzja. Josele jest głodny i może się rozmyślić

Kolejna, świetna część opowiadania. Składa się z trzech części, z których każda coś wyjaśnia. Adam dopuścił Holly do decydowania o przyszłym wyglądzie ich domu. Przyznał (zapewne z bólem), że wyszło to projektowi na dobre. Holly pomyślała o wszystkim, tym, czego facet nie brał pod uwagę - o obserwowaniu dzieci podczas zabawy na podwórku, w czasie, kiedy ona będzie zajęta gotowaniem, o tym, że dzienne światło w kuchni jest przydatne, o dodatkowym pokoju z kuchenką dla pani Estery, która przecież musi jeść koszerne jedzenie. No i zdobyła względy zduna, Johna MacKee, który bardzo starał się przy budowie pieców w ich domu. Adam jest również zadowolony z Matta, który sam wybrał pokoik dla siebie, a w dodatku oświadczył, że zostanie architektem. Gorzej ma Joe, który w Carson City pomaga Goldblumom w walce z rabinem i zdradzieckim Mosze. Myślę, że pasikonik jakoś sobie z tym poradzi. Wszak jest Cartwrightem. Mosze oczywiście nadal knuje i do swojej intrygi wciągnął ubogiego chłopca. Na szczęście mama Josele jest uczciwą (choć bardzo biedną) kobietą i zakazuje synowi kontaktów Z Moszem. Nakazuje również zwrócić dolara, który jej syn dostał od Moszego, za wypełnienie jego polecenia. Josele protestuje, narzeka, że jest głodny i za te pieniądze rodzina mogłaby się porządnie najeść, ale jego mame jest nieugięta. Uczciwość przede wszystkim! Osobiście pilnuje, żeby synek spełnił obietnicę. Myślę, ze ta rodzina zasługuje za pomoc. Może jakby zgłosiła się do Goldblumów i opowiedziała, co Mosze kazał zrobić jej synowi, to bogacze poratowaliby ją. Może znaleźli jakąś pracę? Kto wie. W każdym razie czekam niecierpliwie na kontynuację i liczę na to, że mały Josele nie zejdzie na złą drogę. Dzięki swojej mądrej, uczciwej mame.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 20:18, 05 Gru 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8219
Przeczytał: 8 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:50, 05 Gru 2022    Temat postu:

Dziękuję bardzo za miły, obszerny i wnikliwy komentarz. Very Happy Mały Joe trochę pomieszka u Goldblumów. O Josele i jego mamie też usłyszymy. Very Happy A Mosze, jak to on będzie knuć ze wszystkich sił. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 8219
Przeczytał: 8 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:43, 17 Gru 2022    Temat postu:

***

Sara Rosenkranz wielce zdeprymowana ciągnęła za rękę naburmuszonego syna. Josele zapierał się jak mógł. Płaczliwym głosem prosił matkę, żeby dała spokój i nie robiła mu wstydu na całą ulicę. Kobieta na tak postawioną sprawę trzepnęła go tylko w ucho. Grupka chłopaków, mniej więcej w wieku syna Sary, przyglądających się z zaciekawieniem rozgrywającej się scenie zaśmiała się gromko. Josele spojrzał na nich dumnie i zapamiętał sobie, którzy z chłopców śmiali się najgłośniej. Obiecał sobie w myślach, że po wszystkim policzy się z nimi. Tymczasem czerwony niczym burak, mocno trzymany za rękę przez matkę, szedł do biura Mosze Levy’ego, który po tym, jak został zwolniony z pracy przez pana Goldbluma, zadziwiająco szybko znalazł nowe zajęcie i to w ścisłym kierownictwie kahału. Nie trzeba dodawać, że rabin Apfelbaum miał w tym zakresie decydujący głos. Sara Rosenkrantz wzburzona propozycją, jaką złożył jej synowi Levy, zamierzała odpowiednio rozmówić się z nim. Obawiała się tylko, że ze względu na swoją marną pozycję i biedny wygląd nie zostanie dopuszczona przed oblicze kogoś takiego jak Mosze Levy, pracującego dla najważniejszych osób w gminie. Okazało się jednak, że szczęście jej dopisało. Tuż przed wejściem do trzypiętrowej, okazałej kamienicy, będącej siedzibą starszych kahału stał Levy i rozmawiał z jakimś dystyngowanym mężczyzną. Gdy uścisnąwszy sobie dłonie pożegnali się, Sara, nabrawszy głęboko powietrza do płuc, szybkim krokiem podeszła do Levy’ego. Ten, początkowo zdziwiony, kpiącym wzrokiem zmierzył kobietę i chowającego się za jej plecami Josele. Już miał się odkręcić na pięcie, gdy usłyszał:
- Panie Levy mamy do pogadania.
- My? - rzucił z oburzeniem Mosze. - Nie przypominam sobie, abyśmy mieli jakieś wspólne sprawy.
- Owszem, mamy i pan doskonale wie o czym mówię. Dał pan mojemu synowi dolara za coś, co na milę śmierdzi kryminałem.
- Nie mam pojęcia o co ci chodzi, kobieto! Ten bachor łże, jak najęty. Sam prosił mnie o wsparcie. Mówił, że nie macie z czego żyć. Zrobiło mi się was żal i dlatego dałem mu tego dolara.
- Czyżby?! Już pan dobrze wie, o czym mówię! Trzeba nie mieć serca, żeby wykorzystywać biedne dziecko do takiej podłości. Masz pan tego swojego dolara – Sara wcisnęła monetę w dłoń Levy’ego – i wara od mojego syna!
- Co?! Jak?! Chyba nie wiesz do kogo mówisz, nędzarko?!
- Niestety, wiem. Może i jestem biedna, ale swój honor mam – odparła mieniąc się na twarzy Sara – i nie pozwolę tak niecnie wykorzystywać mojego Josele. Wystarczy, że jego ojciec siedzi w kryminale. Nie pozwolę zmarnować życia mojemu dziecku.
- A cóż ja takiego złego zrobiłem? - spytał Mosze z miną niewinnego człowieka. - Chciałem wam pomóc. Podobno przymieracie głodem, a ty honorowa kobieto straciłaś pracę.
- Nie pana interes.
- Martwiłem się o was – odparł kpiąco Levy.
- Zbytek łaski – rzekła Sara i pociągnąwszy syna za rękę, dodała: - idziemy. Co mieliśmy załatwić, załatwiliśmy.
- I bądź tu dobrym człowiekiem – Mosze rozłożył ramiona i wzniósł wzrok do góry.
- Już lepiej niech pan nie mówi o tej swojej „dobroci”. Więcej z niej szkody niż pożytku.
- Ty, Rosenkrantz jesteś głupia jak kury na straganie Selmana! Nic dziwnego, że nawet posady praczki nie potrafisz utrzymać – zakpił Levy.
- Niech pan tak nie mówi do mojej mame! - krzyknął na całe gardło Josele.
- Nie wtrącaj się – Sara spojrzała srogo na syna i zwracając się do Mosze, ściszonym głosem rzekła: - panie Levy, może pan mnie obrażać ile tylko chce, ale proszę zapamiętać sobie jedno – jeszcze raz spróbuje pan posłużyć się moim dzieckiem do swoich brudnych interesów, to zabiję.
- Co?! - Mosze wybałuszył oczy, a następnie zaczął się głośno śmiać. Po chwili, wciąż rozbawiony, stwierdził: - dobry żart. O takie poczucie humoru nie posądzałem ciebie, kobieto. Masz szczęście, że jestem dzisiaj w doskonałym nastroju, bo w przeciwnym razie marnie byś skończyła.
- To groźba? Mam się już bać? - spytała hardo Sara. Mosze widząc, że coraz więcej osób przygląda się jego spięciu z panią Rosenkranz, machnął lekceważąco ręką i powiedział:
- Lepiej zejdźcie mi z oczu. Moja dobroć ma swoje granice, a ty mały kapcanie – tu zwrócił się do Josele – nie dostaniesz żadnego zajęcia. Już ja się o to postaram. Lepiej wyjedźcie z tego miasta, bo od tej chwili nie będziecie mieli tu życia.
- To się jeszcze okaże, panie Levy – odparła Sara z pogardą patrząc na mężczyznę.
- Spróbuj mi zaszkodzić, idiotko, to skończysz, jak twój mąż. Wtedy twój synek trafi do specjalnego zakładu dla małych przestępców. Wszak niedaleko pada jabłko od jabłoni.
- Mój syn nie jest przestępcą!
- A to się jeszcze okaże, droga pani Rosenkranz.
- Z pana to prawdziwa gnida – wycedziła przez zęby Sara.
- No, nie – Mosze z niesmakiem pokręcił głową – takie słowa w ustach kobiety? Co prawda wyglądasz, jak ostatnia dziadówka, ale przecież jesteś kobietą. Chyba, że się mylę? Posłuchaj mnie – Levy schwycił Sarę za łokieć i mocno ścisnął, tak, że aż syknęła z bólu – jeśli kiedykolwiek przyjdzie ci do tej twojej rozczochranej głowy powiedzieć cokolwiek przeciwko mnie, moje obietnice staną się faktem. Rozumiesz?
- Puść mnie! – rzuciła w odpowiedzi Sara i spojrzawszy łagodnie na wystraszonego synka, powiedziała: - Chodźmy Josele do domu. Nic tu po nas.
Całe to zajście obserwował przez okno swego gabinetu rabin Apfelbaum i gdy pani Rosenkrantz wraz z synem poszli sobie, uchylił okno i zawołał:
- Mosze, na górę, ale już!

***

- Co ty, u licha, wyprawiasz? - rabin nie krył wściekłości. - Już nie masz, co robić tylko wykłócać się na środku ulicy z tą nędzarką? Co właściwie cię z nią łączy?!
- Nic takiego – zapewnił Mosze, stojąc wyprostowany, jak struna przed biurkiem Apfelbauma.
- Doprawdy? A wyglądało to zupełnie inaczej. Mów i to zaraz, o co poszło!
- Ten mały, jej syn miał coś dla mnie wykonać. Zdaje się, że jego matce to się nie spodobało.
- Co to było?
- Nic takiego – Levy wzruszył ramionami – chciałem, żeby bachor dostarczył pewną, nazwijmy to, wiadomość i to za godziwą zapłatę. Jego matka uznała to za niewłaściwie i trochę się zdenerwowała. Doprawdy, nie rozumiem dlaczego?
- Oj Mosze, Mosze, te miłostki mogą cię słono kosztować.
- Jakie znowu miłostki?
- Nie udawaj takiego zdziwionego. Wszyscy wiedzą, że zalecasz się do Gołdy.
- Rabbi, jak zwykle masz rację – przyznał z chytrym uśmieszkiem Mosze, po czym ciężko westchnąwszy powiedział: - Tak, Gołda bardzo mi się podoba i chciałbym wziąć ją za żonę, ale jej ojciec nie jest mi przychylny. Twierdzi, że to przeze mnie nie doszło do ślubu Goldbluma z jego córką, a przecież wiemy doskonale, że mojej winy w tym nie było żadnej.
- Rozżalony ojciec ma prawo tak mówić. Z tym mariażem łączył wielkie nadzieje. Ja również – przyznał rabin. - Tymczasem jednak twoje porywy serca muszą zejść na dalszy plan, ale nie martw się w odpowiednim czasie wrócimy do tej sprawy. Może to nie byłoby takie złe, gdybyś wszedł do rodziny Gołdy. Ale o tym potem, teraz wróćmy do zadania jakie przed tobą postawiłem. Miałeś wymyślić, jak pozbyć się Estery Goldblum. Wybicie kamieniem okna okazało się mało finezyjne i nie przyniosło oczekiwanego skutku, co zresztą było do przewidzenia.
- Uwierz mi Rabbi, cały czas o tym myślę – zapewnił Levy.
- Cieszy mnie to bardzo, ale jeszcze bardziej cieszyłbym się, gdyby to twoje myślenie coś wreszcie przyniosło.
- Rabbi, nie doceniasz mnie. Plan już mam. Pozostaje tylko wprowadzić go w czyn.
- Skoro tak, to mów. Co takiego wymyśliłeś? - spytał z zaciekawieniem rabin Apfelbaum. Mosze przysunął się do niego bliżej i mimo że w gabinecie byli sami, zaczął ściszonym głosem przedstawiać swój pomysł. Rabin słuchał go z uwagą. Raz i drugi potaknął głową, a gdy Mosze skończył mówić zamyślił się na dłuższą chwilę. Następnie uważnie przyglądając się młodemu człowiekowi, spytał:
- Dasz mi gwarancję, że ten twój plan wypali?
- Ręczę za to honorem.
- Czy rozmawiałeś z kimś o tym pomyśle?
- Skądże znowu – odparł niemal z oburzeniem Mosze. - Rabbi jesteś pierwszym, któremu o tym powiedziałem. Jeśli zaakceptujesz moją propozycję jeszcze dzisiaj, najdalej jutro wprowadzę ją w czyn. Zaufani ludzie czekają na mój sygnał.
- Skoro inaczej nie można, tylko pamiętaj, żeby nikomu nic się nie stało – rzekł Apfelbaum i skinąwszy głową dodał: - dobrze, masz moją zgodę. Zróbcie to jutro o świcie, ale tak, żeby to wyglądało na wypadek.
- Oczywiście.
- A i jeszcze jedno, wolałbym, żeby nie było świadków. Nikogo, kto mógłby połączyć nas z tą sprawą.
- Nie będzie – zapewnił Levy i pomyślał, że Sara Rosenkranz i jej syn mogą być pewną przeszkodą w realizacji, jego zamierzenia. Na razie jednak postanowił nie zaprzątać sobie nimi głowy. Przyjdzie czas, gdy tych dwoje zamilknie i to na zawsze.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:29, 18 Gru 2022    Temat postu:

Cytat:
Tymczasem czerwony niczym burak, mocno trzymany za rękę przez matkę, szedł do biura Mosze Levy’ego, który po tym, jak został zwolniony z pracy przez pana Goldbluma, zadziwiająco szybko znalazł nowe zajęcie i to w ścisłym kierownictwie kahału. Nie trzeba dodawać, że rabin Apfelbaum miał w tym zakresie decydujący głos.

Jak może rabin, który powinien być osobą bez skazy, popierać takiego złoczyńcę?
Cytat:
- Panie Levy mamy do pogadania.
- My? - rzucił z oburzeniem Mosze. - Nie przypominam sobie, abyśmy mieli jakieś wspólne sprawy.
- Owszem, mamy i pan doskonale wie o czym mówię. Dał pan mojemu synowi dolara za coś, co na milę śmierdzi kryminałem.
- Nie mam pojęcia o co ci chodzi, kobieto! Ten bachor łże, jak najęty. Sam prosił mnie o wsparcie. Mówił, że nie macie z czego żyć. Zrobiło mi się was żal i dlatego dałem mu tego dolara.

Kłamie, bezczelnie kłamie
Cytat:
Masz pan tego swojego dolara – Sara wcisnęła monetę w dłoń Levy’ego – i wara od mojego syna!
- Co?! Jak?! Chyba nie wiesz do kogo mówisz, nędzarko?!
- Niestety, wiem. Może i jestem biedna, ale swój honor mam – odparła mieniąc się na twarzy Sara – i nie pozwolę tak niecnie wykorzystywać mojego Josele. Wystarczy, że jego ojciec siedzi w kryminale. Nie pozwolę zmarnować życia mojemu dziecku.

Ta biedna kobieta ma więcej honoru niż rabin i Mosze razem wzięci
Cytat:
- Już lepiej niech pan nie mówi o tej swojej „dobroci”. Więcej z niej szkody niż pożytku.
- Ty, Rosenkrantz jesteś głupia jak kury na straganie Selmana! Nic dziwnego, że nawet posady praczki nie potrafisz utrzymać – zakpił Levy.
- Niech pan tak nie mówi do mojej mame! - krzyknął na całe gardło Josele.

Bezczelny! Jeszcze sobie żarty robi
Cytat:
- panie Levy, może pan mnie obrażać ile tylko chce, ale proszę zapamiętać sobie jedno – jeszcze raz spróbuje pan posłużyć się moim dzieckiem do swoich brudnych interesów, to zabiję.
- Co?! - Mosze wybałuszył oczy, a następnie zaczął się głośno śmiać. Po chwili, wciąż rozbawiony, stwierdził: - dobry żart. O takie poczucie humoru nie posądzałem ciebie, kobieto. Masz szczęście, że jestem dzisiaj w doskonałym nastroju, bo w przeciwnym razie marnie byś skończyła.
- To groźba? Mam się już bać? - spytała hardo Sara.

Sara ma przewagę w tym starci
Cytat:
- Lepiej zejdźcie mi z oczu. Moja dobroć ma swoje granice, a ty mały kapcanie – tu zwrócił się do Josele – nie dostaniesz żadnego zajęcia. Już ja się o to postaram. Lepiej wyjedźcie z tego miasta, bo od tej chwili nie będziecie mieli tu życia.
- To się jeszcze okaże, panie Levy – odparła Sara z pogardą patrząc na mężczyznę.
- Spróbuj mi zaszkodzić, idiotko, to skończysz, jak twój mąż. Wtedy twój synek trafi do specjalnego zakładu dla małych przestępców. Wszak niedaleko pada jabłko od jabłoni.
- Mój syn nie jest przestępcą!
- A to się jeszcze okaże, droga pani Rosenkranz.
- Z pana to prawdziwa gnida – wycedziła przez zęby Sara.

Doskonale go oceniła
Cytat:
Ale o tym potem, teraz wróćmy do zadania jakie przed tobą postawiłem. Miałeś wymyślić, jak pozbyć się Estery Goldblum. Wybicie kamieniem okna okazało się mało finezyjne i nie przyniosło oczekiwanego skutku, co zresztą było do przewidzenia.
- Uwierz mi Rabbi, cały czas o tym myślę – zapewnił Levy.
- Cieszy mnie to bardzo, ale jeszcze bardziej cieszyłbym się, gdyby to twoje myślenie coś wreszcie przyniosło.
- Rabbi, nie doceniasz mnie. Plan już mam. Pozostaje tylko wprowadzić go w czyn.
- Skoro tak, to mów. Co takiego wymyśliłeś? - spytał z zaciekawieniem rabin Apfelbaum.

Znowu spiskują przeciwko Esterze Goldblum
Cytat:
- Dasz mi gwarancję, że ten twój plan wypali?
- Ręczę za to honorem.
- Czy rozmawiałeś z kimś o tym pomyśle?
- Skądże znowu – odparł niemal z oburzeniem Mosze. - Rabbi jesteś pierwszym, któremu o tym powiedziałem. Jeśli zaakceptujesz moją propozycję jeszcze dzisiaj, najdalej jutro wprowadzę ją w czyn. Zaufani ludzie czekają na mój sygnał.
- Skoro inaczej nie można, tylko pamiętaj, żeby nikomu nic się nie stało – rzekł Apfelbaum i skinąwszy głową dodał: - dobrze, masz moją zgodę. Zróbcie to jutro o świcie, ale tak, żeby to wyglądało na wypadek.

Chyba zamierza coś niebezpiecznego zrobić?
Cytat:
- A i jeszcze jedno, wolałbym, żeby nie było świadków. Nikogo, kto mógłby połączyć nas z tą sprawą.
- Nie będzie – zapewnił Levy i pomyślał, że Sara Rosenkranz i jej syn mogą być pewną przeszkodą w realizacji, jego zamierzenia. Na razie jednak postanowił nie zaprzątać sobie nimi głowy. Przyjdzie czas, gdy tych dwoje zamilknie i to na zawsze.

A to już bardzo złowieszczo zabrzmiało

Kolejna część opowiadania. Bardzo emocjonująca. Pani Sara Rosenkrantz pragnie wychować syna na porządnego człowieka. Nie jest to latwe zadanie, bo Josele ma ciągotki do rozmaitych, nie zawsze uczciwych zajęć. Trochę usprawiedliwia go to, że chce pomóc matce, która straciła zajęcie bogatszych rodaków. W domu jest bieda i często Rosenkrantz’owie chodzą głodni. Sara uważa jednak, że ważniejsza jest uczciwość niż pieniądze otrzymane za podejrzane interesy. Cóż, Mosze i rabin nie podzielają jej poglądów i dla nich każdy sposób, żeby się wzbogacić jest dobry. Sara publicznie znieważa Moszego, mówi, co o nim i jego sprawkach myśli. Ten odpowiada jej groźbami i chyba zamierza coś złego zrobić Sarze i jej synowi. Rabin aprobuje większość pomysłów Moszego. Ciekawe, czy uda się im zrealizować ich plan? Czy połączone siły pani Estery, jej męża, Joe’go i Abrama pokonają tak silnych wrogów? Czy pani Goldblum pomoże Sarze? Zobaczymy. Czekam niecierpliwie na kontynuację. Bardzo niecierpliwie.








    Post został pochwalony 0 razy
    Powrót do góry
    Zobacz profil autora
    ADA
    Administrator



    Dołączył: 22 Kwi 2017
    Posty: 8219
    Przeczytał: 8 tematów

    Pomógł: 5 razy
    Ostrzeżeń: 0/3

    PostWysłany: Pon 18:32, 19 Gru 2022    Temat postu:

    Bardzo dziękuję za ciekawy komentarz. Very Happy Jak potoczy się opowieść, przynajmniej ten jej wątek, do końca nie wiem. Mam dwa pomysły i nie bardzo wiem, który wybrać. Mam nadzieję, że do Świąt uda mi się wkleić ciąg dalszy opowiadania. Very Happy

    Post został pochwalony 0 razy
    Powrót do góry
    Zobacz profil autora
    ADA
    Administrator



    Dołączył: 22 Kwi 2017
    Posty: 8219
    Przeczytał: 8 tematów

    Pomógł: 5 razy
    Ostrzeżeń: 0/3

    PostWysłany: Sob 9:44, 31 Gru 2022    Temat postu:

    Na zakończenie roku... :oczko

    ***

    - Na to się nie pisaliśmy – rzekł mężczyzna o wyglądzie zabijaki i splunął pod nogi Mosze.
    - Przecież dobrze wam zapłacę – odparł Levy odsuwając się na bezpieczną odległość i zerkając na swoje nowiutkie trzewiki.
    - Nie o to chodzi. Ty jesteś puryc1, my oreme mentshn2 - mężczyzna wskazał na swoich dwóch kompanów. – Jeśli coś pójdzie nie tak, to, jak myślisz, kto zadynda, a w najlepszym wypadku będzie gnił w mamrze? Przecież nie ty. To trefna sprawa i nie warta naszego zachodu. Obrobić jakiegoś pijanego kowboja, obić dla zabawy nierozgarniętego parobka to dla nas zwykła sprawa, ale mordować uczciwych ludzi, toż to kryminał, a ja wyobraź sobie panie ładny, chcę jeszcze trochę pożyć.
    - Nikt tu nie mówi o mordowaniu. Coś ci się pokręciło, Ezra. Chodzi mi tylko o postraszenie tej kobiety i jej gościa. No, wiesz tak aby wyjechali z Carson City.
    - I podłożenie ognia ma temu służyć? - spytał z niedowierzaniem Ezra i zwrócił się do swoich kolegów: - słyszeliście o czymś takim?
    - Nie szefie, ale na milę śmierdzi to niezłym łajnem – odparł jeden z mężczyzn.
    - Ja też tak myślę – poparł kompana drugi z mężczyzn.
    - No widzisz, moi koledzy też ci nie wierzą. Nic z tego nie będzie – odparł stanowczo Ezra. - Poszukaj sobie innych frajerów. My swój honor mamy.
    - To ile chcecie za ten swój… honor? - Mosze nie ustępował.
    - Nie masz takich pieniędzy, śmieciu żebyś mógł nas kupić, a nawet gdybyś miał, nigdy nie zrobiłbym dla ciebie czegoś takiego.
    - A dla kogoś innego?
    - Dla nikogo. My jesteśmy drobnymi rzezimieszkami, nikim więcej. Myślałem, że chodzi o oskubanie kogoś, ale to coś panie ładny nam zaproponował, to musisz wykonać sam. Nikt szanujący się tak, jak my nie pójdzie z tobą na tak ryzykowny układ – odparł Ezra i ponownie splunął, po czym rzekł do swoich kumpli: - idziemy, chłopcy.
    - Zaczekajcie panowie. Może jednak się dogadamy? - Mosze nie potrafił pogodzić się z odmową.
    - Słuchaj łachudro, odczep się od nas pókim dobry. – Ezra podszedł do Levy’ego i splunąwszy, tym razem wprost na jego nowe pantofle, powiedział: – zapamiętaj sobie raz na zawsze – nie, znaczy nie.

    ***

    Mosze klnąc cicho pod nosem, wyciągnął z kieszeni kraciastą chustkę i zaczął oczyszczać trzewiki z plwocin Ezry. Gdy skończył rzucił ją z obrzydzeniem w miejscu, w którym stał. Następnie rozejrzał się wokół siebie. Na jego szczęście w pobliżu nikogo nie było. Dobre choć tyle – pomyślał i ruszył przed siebie – jeszcze tego by brakowało, żeby ktoś mnie z nimi zobaczył. Wściekły, zgrzytnął zębami. Wszystko wydawało się takie proste. Z chętnymi do łatwego zarobku nigdy nie było problemu, dlaczego więc nikt nie chciał przyjąć jego zlecenia. Nawet ktoś taki, jak Ezra pogardził jego pieniędzmi. I, co on teraz powie rabinowi? Przecież zapewnił go, że sprawa zostanie definitywnie załatwiona. Nagle dotarło do niego, że aby wywiązać się z obietnicy sprawę musi wziąć we własne ręce. To przecież było jego być, albo nie być. Tak, musi to zrobić sam. Nikt nie stanie mu na drodze do świetnie zapowiadającej się kariery. Wreszcie, co trudnego może być w podłożeniu ognia. Mało to razy rozpalał pod kuchnią, czy w kominku. Wystarczy dobrze się przygotować. Postanowił, że wstanie tuż przed świtem, gdy jeszcze będzie ciemno, a na ulicach zupełnie pusto. Do posiadłości Goldblumów miał niedaleko. Był pewien, że uda mu się tam dotrzeć niepostrzeżenie. Po wszystkim wróci do siebie, jakby nigdy nic. Gdy pożar zostanie zauważony wraz z innymi rzuci się na pomoc i tym odsunie od siebie jakiekolwiek podejrzenia. Musi tylko upewnić się, że altana stojąca na tyłach domu na pewno zajmie się ogniem. Ale to nie powinno stanowić problemu, zwłaszcza gdy wysuszone drewno poleje się naftą. Mosze, zadowolony ze swojego pomysłu, uśmiechnął się. Tak, jestem genialny i do tego zaoszczędzę kilka dolarów. Zawsze to jakiś zysk. – pomyślał nie bez dumy. Lekkim krokiem ruszył w stronę siedziby starszych kahału. Po drodze wstąpił do składu towarów różnych i kupił butelkę nafty.

    ***

    - Rabbi zapewniam, że nad wszystkim panuję – rzekł pewny siebie Mosze. - Jutro rano tak, jak mówiłem Goldblumów czeka niespodzianka, a tymczasem grupka łobuziaków zatroszczy się, żeby pani Estera zaczęła się bać.
    - Nie, Mosze – rabin Apfelbaum pokręcił głową i głośno cmoknął – przemyślałem sobie całą sprawę. Pożar nam nic nie da, a przy tym szkoda tak pięknej posiadłości. Do tego doniesiono mi, że Aaron Goldblum ma się znacznie lepiej. Podobno ten doktor Silberman dokonał cudu i wszystko wskazuje na to, że twój były pracodawca wyżyje. Co ja mówię! On nie tylko wyżyje, ale i stanie na nogi. W takiej sytuacji zastraszanie Estery Goldblum nic nam nie przyniesie. Cóż, będę musiał ukorzyć się i naprawić stosunki z moim przyjacielem Aaronem.
    - Ale, jak to? - Mosze, nie ukrywając zdziwienia, spojrzał na rabina – przecież mieliśmy przejąć interesy Goldbluma. Sam mówiłeś rabbi, że ten jego majątek bardzo przydałby się kahałowi. I co? Mamy teraz znowu mu się przypochlebiać?
    - Mój Mosze jesteś jeszcze bardzo młody – rzekł z ogromną wyrozumiałością Apfelbaum – i brak ci życiowego doświadczenia. Zaufaj mi, już wkrótce Aaron Goldblum będzie jadł mi z ręki, a jeśli chodzi o jego żonę, to kwestią czasu jest, gdy ją od siebie oddali.
    - No, nie wiem. Podobno pani Estera z wielkim oddaniem opiekuje się mężem. Wszyscy o tym mówią.
    - Zaufaj mi, umiejętnie rozpuszczone plotki potrafią czynić cuda. Twój sposób byłby dobry, gdyby dni Aarona były policzone. Niestety, on uprał się, aby jeszcze pożyć na tym łez padole, a skoro tak, to musimy wykazać się prawdziwą dyplomacją. Dyplomacją i przebiegłością, a w tym to ja jestem mistrzem. Ty, mój Mosze patrz i ucz się. Na przyszłość będziesz miał, jak znalazł.
    - Ale rabbi…
    - Nie ma żadnego „ale”. Sam załatwię tę sprawę, a ty odwołaj ludzi. Szkoda byłoby, gdyby tak wspaniały dom, jak ten Goldblumów stanął w płomieniach. Zawsze bardzo mi się podobał. Może już niedługo w nim zamieszkam – rzekł uśmiechając się tajemniczo rabin.

    ***

    Ponderosa, nowy dom Adama i Holly Cartwrightów. W tym samym czasie.


    - Muszę przyznać, że jest tu pięknie – rzekł z uznaniem Ben Cartwright. - Dom ma doskonałe proporcje i urządzony jest ze smakiem.
    - To ostatnie to zasługa mojej żony – odparł nie bez dumy Adam. - Spisała się fantastycznie.
    - Owszem, ale przyznam się, że trochę się o nią niepokoiłem. Będąc przy nadziei nie powinna tak ciężko pracować.
    - Masz rację, ale doktor Martin nie widział przeciwwskazań, zwłaszcza, że Holly czuje się naprawdę dobrze. Poza tym sam wiesz, jaka jest uparta.
    - Wiem, wiem. Oboje jesteście uparci. Trafił swój na swego – zauważył niby od niechcenia Ben.
    - Tato, jak możesz. Ja nie jestem uparty tylko stanowczy, a to jest zasadnicza różnica. - Adam gniewnie zmarszczył brew i widać było, że uwaga ojca, acz trafna, nie była dla niego przyjemna.
    - Skoro tak twierdzisz. – Odparł tymczasem Ben i zmieniając drażliwy dla syna temat, rzekł: - zaskoczyliście mnie tą waszą decyzją o tak szybkiej przeprowadzce. Myślałem, że nastąpi to wiosną, po przyjściu dziecka na świat. Po co tak się śpieszyć?
    - Skoro dom jest już urządzony to nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy się gnieździć w Ponderosie. Już i tak wciąż na siebie wpadamy. Jak Joe wróci z Carson City będzie jeszcze ciaśniej, dlatego uznaliśmy z Holly, że nie ma co czekać z przeprowadzką. Tato zrozum, chcemy być już na swoim.
    - Ja to rozumiem, ale bez was w domu będzie pusto. Uważam, że powinniście zaczekać przynajmniej do rozwiązania.
    - Przecież nie wyprowadzamy się na koniec świata. Nasze domy leżą niedaleko siebie. Raptem dziesięć minut szybkim marszem. Do porodu Holly pozostały trzy miesiące, a na tydzień przed terminem zamieszka z nami Emily. Nie martw się tato, damy sobie radę.
    - Nie martwię się, tylko jakoś ciężko będzie mi przyzwyczaić się, że Matti… no wiesz – odparł poruszonym głosem Ben.
    - Jak znam mojego syna, to codziennie będzie u ciebie. Boję się tylko, żeby ci się nie naprzykrzał.
    - To nie jest możliwe – zapewnił Ben. - Matthew to moje oczko w głowie.
    - Tylko przypadkiem mu tego nie mów. Dopiero zrobiłby się nieznośny.
    - Bardzo bym się zdziwił, gdyby do tego doszło. Matti to rozsądnym kawaler.
    - Mhm, tylko od czasu do czasu rozsądek go opuszcza.
    - Daj spokój. To przecież jeszcze dziecko.
    - Tak, dziecko – przyznał Adam - do tego bardzo cwane dziecko.
    - Ty w jego wieku też taki byłeś, a przecież wiesz, jaki ojciec taki syn – rzekł Ben.
    - Mam przez to rozumieć, że ja też jestem cwany, a skoro tak, to znaczy, że mam to po tobie – zauważył z niewinną miną Adam.
    - Cóż… na taki tok rozumowania trudno znaleźć odpowiedź. - Ben rozśmiał się, a syn mu zawtórował. Po chwili Adam zapytał:
    - Tato, wiadomo już kiedy wraca Joe?
    - Nie wcześniej, niż na Święto Dziękczynienia, a może nawet Święta Bożego Narodzenia.
    - Może to i dobrze – odparł Adam.
    - A dlaczego tak uważasz? - spytał zdziwiony Ben.
    - Niepokoję się o panią Esterę. W poprzednim liście Joe wspominał o tym, że Mosze Levy i rabin Apfelbaum coś knują, coś przeciwko pani Esterze. Myślę, że dopóki nie wyjaśni się, o co im tak naprawdę chodzi, Joe powinien ją chronić. Ona lubi Joseph’a i zdaje się, że ma do niego zaufanie.
    - Masz rację. Oby tylko, jak najszybciej wszystko się wyjaśniło. Nie wyobrażam sobie świąt bez twojego brata.
    - Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie – rzekł Adam.
    - No, dobrze – westchnął Ben. - To może teraz powiesz mi kiedy chcecie się wyprowadzić?
    - W najbliższy poniedziałek.
    - Tak szybko? - Ben nie potrafił ukryć zaskoczenia. - Zdążycie spakować się do tego czasu?
    - Mamy aż cztery dni. Zdążymy spakować wszystkie nasze rzeczy i je przewieźć. Hoss zaoferował mi pomoc, podobnie, jak Ralf i Emily.
    - Z tego wnoszę, że wasza wyprowadzka jest nieodwołalna – powiedział ze smutkiem Ben.
    - Tato, przecież kiedyś musiało to nastąpić – odparł Adam uśmiechając się łagodnie.
    - Tak, tak. A dom naprawdę macie piękny. Wiesz, że Hop Sing nie mógł nadziwić się waszej kuchni. Wciąż mówi o tym piecu do chleba. Chyba będę musiał mu taki sprowadzić, bo inaczej nie da mi żyć.

    ***


    Post został pochwalony 0 razy
    Powrót do góry
    Zobacz profil autora
    Ewelina
    Moderator



    Dołączył: 25 Kwi 2017
    Posty: 2682
    Przeczytał: 0 tematów

    Pomógł: 2 razy
    Ostrzeżeń: 0/3

    PostWysłany: Pon 17:30, 02 Sty 2023    Temat postu:

    Cytat:
    To trefna sprawa i nie warta naszego zachodu. Obrobić jakiegoś pijanego kowboja, obić dla zabawy nierozgarniętego parobka to dla nas zwykła sprawa, ale mordować uczciwych ludzi, toż to kryminał, a ja wyobraź sobie panie ładny, chcę jeszcze trochę pożyć.

    Jak widać i tam dotarła tzw. wąska specjalizacja
    Cytat:
    - Nikt tu nie mówi o mordowaniu. Coś ci się pokręciło, Ezra. Chodzi mi tylko o postraszenie tej kobiety i jej gościa. No, wiesz tak aby wyjechali z Carson City.
    - I podłożenie ognia ma temu służyć? - spytał z niedowierzaniem Ezra i zwrócił się do swoich kolegów: - słyszeliście o czymś takim?

    A jeśli ktoś się spali, to tym lepiej … dla Mosze’go
    Cytat:
    - Poszukaj sobie innych frajerów. My swój honor mamy.
    - To ile chcecie za ten swój
    ognia. Mało to razy rozpalał pod kuchnią, czy w kominku. Wystarczy dobrze się przygotować. Postanowił, że wstanie tuż przed świtem, gdy jeszcze będzie ciemno… honor? - Mosze nie ustępował.
    - Nie masz takich pieniędzy, śmieciu żebyś mógł nas kupić, a nawet gdybyś miał, nigdy nie zrobiłbym dla ciebie czegoś takiego.
    - A dla kogoś innego?
    - Dla nikogo. My jesteśmy drobnymi rzezimieszkami, nikim więcej. Myślałem, że chodzi o oskubanie kogoś, ale to coś panie ładny nam zaproponował, to musisz wykonać sam. Nikt szanujący się tak, jak my nie pójdzie z tobą na tak ryzykowny układ – odparł Ezra i ponownie splunął, po czym rzekł do swoich kumpli: - idziemy, chłopcy.
    - Zaczekajcie panowie. Może jednak się dogadamy? - Mosze nie potrafił pogodzić się z odmową.
    - Słuchaj łachudro, odczep się od nas pókim dobry. – Ezra podszedł do Levy’ego i splunąwszy, tym razem wprost na jego nowe pantofle, powiedział: – zapamiętaj sobie raz na zawsze – nie, znaczy nie.

    Jak widać i drobny rzezimieszek swój honor posiada
    Cytat:
    Tak, musi to zrobić sam. Nikt nie stanie mu na drodze do świetnie zapowiadającej się kariery. Wreszcie, co trudnego może być w podłożeniu, a na ulicach zupełnie pusto. Do posiadłości Goldblumów miał niedaleko. Był pewien, że uda mu się tam dotrzeć niepostrzeżenie. Po wszystkim wróci do siebie, jakby nigdy nic. Gdy pożar zostanie zauważony wraz z innymi rzuci się na pomoc i tym odsunie od siebie jakiekolwiek podejrzenia. Musi tylko upewnić się, że altana stojąca na tyłach domu na pewno zajmie się ogniem. Ale to nie powinno stanowić problemu, zwłaszcza gdy wysuszone drewno poleje się naftą. Mosze, zadowolony ze swojego pomysłu, uśmiechnął się. Tak, jestem genialny i do tego zaoszczędzę kilka dolarów. Zawsze to jakiś zysk. – pomyślał nie bez dumy. Lekkim krokiem ruszył w stronę siedziby starszych kahału. Po drodze wstąpił do składu towarów różnych i kupił butelkę nafty.

    Mosze jest bardzo podłym człowiekiem, bez skrupułów, nie liczącym się z cudzym życiem
    Cytat:
    - Nie, Mosze – rabin Apfelbaum pokręcił głową i głośno cmoknął – przemyślałem sobie całą sprawę. Pożar nam nic nie da, a przy tym szkoda tak pięknej posiadłości. Do tego doniesiono mi, że Aaron Goldblum ma się znacznie lepiej. Podobno ten doktor Silberman dokonał cudu i wszystko wskazuje na to, że twój były pracodawca wyżyje. Co ja mówię! On nie tylko wyżyje, ale i stanie na nogi. W takiej sytuacji zastraszanie Estery Goldblum nic nam nie przyniesie. Cóż, będę musiał ukorzyć się i naprawić stosunki z moim przyjacielem Aaronem.

    Ten też coś złego kombinuje
    Cytat:
    – przecież mieliśmy przejąć interesy Goldbluma. Sam mówiłeś rabbi, że ten jego majątek bardzo przydałby się kahałowi. I co? Mamy teraz znowu mu się przypochlebiać?
    - Mój Mosze jesteś jeszcze bardzo młody – rzekł z ogromną wyrozumiałością Apfelbaum – i brak ci życiowego doświadczenia. Zaufaj mi, już wkrótce Aaron Goldblum będzie jadł mi z ręki, a jeśli chodzi o jego żonę, to kwestią czasu jest, gdy ją od siebie oddali.
    - No, nie wiem. Podobno pani Estera z wielkim oddaniem opiekuje się mężem. Wszyscy o tym mówią.
    - Zaufaj mi, umiejętnie rozpuszczone plotki potrafią czynić cuda. Twój sposób byłby dobry, gdyby dni Aarona były policzone. Niestety, on uprał się, aby jeszcze pożyć na tym łez padole, a skoro tak, to musimy wykazać się prawdziwą dyplomacją. Dyplomacją i przebiegłością, a w tym to ja jestem mistrzem. Ty, mój Mosze patrz i ucz się. Na przyszłość będziesz miał, jak znalazł.
    - Ale rabbi…
    - Nie ma żadnego „ale”. Sam załatwię tę sprawę, a ty odwołaj ludzi. Szkoda byłoby, gdyby tak wspaniały dom, jak ten Goldblumów stanął w płomieniach. Zawsze bardzo mi się podobał. Może już niedługo w nim zamieszkam – rzekł uśmiechając się tajemniczo rabin.

    Tak, z pewnością ma zamiar zrobić coś złego Goldblumowi i jego żonie
    Cytat:
    - Muszę przyznać, że jest tu pięknie – rzekł z uznaniem Ben Cartwright. - Dom ma doskonałe proporcje i urządzony jest ze smakiem.
    - To ostatnie to zasługa mojej żony – odparł nie bez dumy Adam. - Spisała się fantastycznie.
    - Owszem, ale przyznam się, że trochę się o nią niepokoiłem. Będąc przy nadziei nie powinna tak ciężko pracować.
    - Masz rację, ale doktor Martin nie widział przeciwwskazań, zwłaszcza, że Holly czuje się naprawdę dobrze. Poza tym sam wiesz, jaka jest uparta.

    Ciekawe ile Adama kosztowało przyznanie Holly racji i pochwalenie jej wysiłków
    Cytat:
    Oboje jesteście uparci. Trafił swój na swego – zauważył niby od niechcenia Ben.
    - Tato, jak możesz. Ja nie jestem uparty tylko stanowczy, a to jest zasadnicza różnica. - Adam gniewnie zmarszczył brew i widać było, że uwaga ojca, acz trafna, nie była dla niego przyjemna.
    - Skoro tak twierdzisz.

    Jak zwał, tak zwał, ale na jedno wychodzi
    Cytat:
    Tato zrozum, chcemy być już na swoim.
    - Ja to rozumiem, ale bez was w domu będzie pusto. Uważam, że powinniście zaczekać przynajmniej do rozwiązania.
    - Przecież nie wyprowadzamy się na koniec świata. Nasze domy leżą niedaleko siebie. Raptem dziesięć minut szybkim marszem. Do porodu Holly pozostały trzy miesiące, a na tydzień przed terminem zamieszka z nami Emily. Nie martw się tato, damy sobie radę.
    - Nie martwię się, tylko jakoś ciężko będzie mi przyzwyczaić się, że Matti… no wiesz – odparł poruszonym głosem Ben.
    - Jak znam mojego syna, to codziennie będzie u ciebie. Boję się tylko, żeby ci się nie naprzykrzał.

    No tak, Ben poczuje się osamotniony
    Cytat:
    - Tak, dziecko – przyznał Adam - do tego bardzo cwane dziecko.
    - Ty w jego wieku też taki byłeś, a przecież wiesz, jaki ojciec taki syn – rzekł Ben.
    - Mam przez to rozumieć, że ja też jestem cwany, a skoro tak, to znaczy, że mam to po tobie – zauważył z niewinną miną Adam.
    - Cóż… na taki tok rozumowania trudno znaleźć odpowiedź. - Ben rozśmiał się, a syn mu zawtórował.

    Tak, to argument nie do obalenia
    Cytat:
    - Tak, tak. A dom naprawdę macie piękny. Wiesz, że Hop Sing nie mógł nadziwić się waszej kuchni. Wciąż mówi o tym piecu do chleba. Chyba będę musiał mu taki sprowadzić, bo inaczej nie da mi żyć.

    Hop Sing też jest zachwycony ich nowym domem, a zwłaszcza kuchnią

    Kolejna, długo wyczekiwana część opowiadania. Bardzo ciekawa, zapowiadająca rozwój akcji. Mosze coś kombinuje, niezależnie od poleceń rabina, rabin też coś kombinuje, ale nie zwierza się Mosze’mu. Chyba ma zamiar przejąć majątek i dom Goldblumów, dla siebie oczywiście, ale jak tego dokona? Na pewno przy pomocy jakiejś intrygi. Na szczęście zrezygnował z podpalenia domu. I dobrze, choć jego pomysły nie zapowiadają nic dobrego dla tej rodziny. Mam nadzieję, że połączone siły pani Estery, Joe’go i Abrama zdołają pokonać intryganta, a raczej intrygantów, bo coś mi się wydaje, że Mosze będzie knuł niezależnie od zamiarów rabina. W Ponderosie na razie wszystko dobrze, jedynie Ben jest zasmucony wizją przeprowadzki Adama, Holly i Matta do nowego domu. Cóż, takie jest życie. Adam już dawno powinien mieszkać w swoim własnym domu, z rodziną. Oby tak się stało. Czekam niecierpliwie na kontynuację ...


    Post został pochwalony 0 razy

    Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 0:20, 10 Sty 2023, w całości zmieniany 1 raz
    Powrót do góry
    Zobacz profil autora
    ADA
    Administrator



    Dołączył: 22 Kwi 2017
    Posty: 8219
    Przeczytał: 8 tematów

    Pomógł: 5 razy
    Ostrzeżeń: 0/3

    PostWysłany: Pon 18:21, 02 Sty 2023    Temat postu:

    Bardzo dziękuję za miły komentarz. Very Happy Mosze Levy, niestety okazał się podłym człowiekiem i jeszcze co nieco pokaże. Benowi owszem podoba się dom Adama i cieszy się jego szczęściem, ale też bardzo przeżywa fakt, że Adaś wraz z rodziną opuszczą ich rodzinne gniazdo. Zdaje się, że Ben wolałby mieć całą rodzinkę w zasięgu wzroku. Mruga

    Post został pochwalony 0 razy
    Powrót do góry
    Zobacz profil autora
    Senszen
    Moderator artystyczny



    Dołączył: 22 Kwi 2017
    Posty: 6011
    Przeczytał: 7 tematów

    Pomógł: 3 razy
    Ostrzeżeń: 0/3

    PostWysłany: Pon 18:28, 02 Sty 2023    Temat postu:

    Chyba chciałaś napisać w "zasięgu głosu" Mruga

    Post został pochwalony 0 razy
    Powrót do góry
    Zobacz profil autora
    ADA
    Administrator



    Dołączył: 22 Kwi 2017
    Posty: 8219
    Przeczytał: 8 tematów

    Pomógł: 5 razy
    Ostrzeżeń: 0/3

    PostWysłany: Pon 20:53, 02 Sty 2023    Temat postu:

    To też Laughing i jeszcze w zasięgu słuchu. Ben niczym "kwoka" chciałby sprawować opiekę nad swoim potomstwem i potomstwem tego potomstwa. Mruga

    Post został pochwalony 0 razy
    Powrót do góry
    Zobacz profil autora
    ADA
    Administrator



    Dołączył: 22 Kwi 2017
    Posty: 8219
    Przeczytał: 8 tematów

    Pomógł: 5 razy
    Ostrzeżeń: 0/3

    PostWysłany: Wto 12:36, 03 Sty 2023    Temat postu:

    ***

    Sara Rosenkrantz krzątała się po skromnie urządzonej lecz czystej kuchni. Co i raz spoglądała w okno z niecierpliwością wyczekując swojego syna Josele. Chłopak był żywym srebrem i ciągłą przyczyną obaw kobiety, która odkąd jej mąż, a ojciec Josele trafił do więzienia, nie potrafiła wyzbyć się strachu o jedynaka. Kiedyś marzyła, że jej syn osiągnie wiele i stanie się poważanym człowiekiem. Wraz z prawdą o swoim mężu musiała pozbyć się wszelkich złudzeń. Tylko Josele trzymał ją przy życiu. Dla niego gotowa była zrobić prawie wszystko. Początkowo wierzyła, że ma dość siły, aby przezwyciężyć zły los. Niestety, bardzo szybko okazało się, że przestępstwa, jakich dopuścił się jej mąż padły ogromnym cieniem na nią samą i ich syna. Ludzie uważali, że skoro on kradł, to oni również. Bardzo długo nie mogła znaleźć żadnego zajęcia. Wreszcie ulitowała się nad nią pani Broches, żona kupca bławatnego i dała pracę praczki. Niestety, szczęście nie trwało długo. Państwo Brochas postanowili wyjechać na kilka miesięcy i tak Sara została bez środków do życia. Wkrótce głód stał się stałym gościem w jej domu. Cierpiała, gdy spoglądała na swojego coraz bardziej wychudzonego synka. Szukała pracy, ale nikt nie chciał jej zatrudnić. Czasem, chowając głęboko swoją dumę, chodziła po prośbie. Dobrzy ludzie wspierali ją jedzeniem, ale nikt nie chciał dać jej zajęcia.
    Stojąc przy kuchni i mieszając szarą lurę, w której smętnie pływały pokrojone drobniutko ziemniaki, marchewka i cebula, nagle rozpłakała się. Była tak bardzo zmęczona i nie miała sił. Od trzech dni prawie nic nie jadła. Wszystko, co udało się jej zdobyć przeznaczała dla Josele. On musiał jeść. Był przecież jeszcze mały, a dziecko w jego wieku musi dobrze się odżywiać. Zapłakała w głos. Mogła sobie na to pozwolić, bo przecież nikt jej nie słyszał. Nagle usłyszała szuranie w przedsionku. Szybko otarła łzy brzegiem fartucha. Dokładnie w tej samej chwili wpadł do kuchni Josele. Na widok syna Sara odetchnęła z ulgą. Tymczasem chłopczyk, trzymając za plecami dwie papierowe torby, spojrzał uważnie na matkę i spytał:
    - Mame, ty płakałaś?
    - Nie synku, nie płakałam.
    - No jak to, przecież widzę łzy w twoich oczach.
    - To od cebuli. – odparła Sara i chcąc odwrócić od siebie uwagę dziecka, srogim głosem powiedziała: - znowu, gdzieś łaziłeś. Tyle razy ci mówiłam, że masz siedzieć w domu. Czy do ciebie naprawdę nic nie dociera?
    - Ależ mame…
    - Nie przerywaj mi. Tyle razy prosiłam cię, żebyś nie wystawał z tymi łobuziakami. Mało jest nieszczęścia z twoim ojcem, to jeszcze ty musisz mi dokładać zmartwień. A w ogóle to co ci się stało? Jak ty wyglądasz? – dopiero teraz kobieta zauważyła, że chłopiec miał rozdarte spodnie na prawym kolanie i kręcąc z dezaprobatą głową, dodała: - twoje jedyne spodnie.
    - Potknąłem się i przewróciłem – odparł Josele.
    - Czekaj no, czy ja dobrze widzę? Masz na kolanie opatrunek?
    - Tak. Rozbiłem sobie je gdy upadłem. Pomogła mi taka bardzo miła pani. Zabrała mnie do składu aptecznego po drugiej stronie rzeki.
    - Chcesz mi powiedzieć, że opuściłeś granice kahału? Jak mogłeś? Tyle razy cię prosiłam, a ty masz za nic moje prośby.
    - To nie tak, mame. Poszedłem tam, żeby znaleźć jakąś pracę. Tu, odkąd nakrzyczałaś na pana Levy’ego nie ma dla mnie żadnego zajęcia, to pomyślałem, że może któryś z goi będzie potrzebował chłopca na posyłki. Ta pani, gdy się przewróciłem bardzo mi pomogła. Inni wyśmiewali się ze mnie, ale ona nie. Zabrała mnie do apteki i tam opatrzyła mi kolano. Zapytała, skąd się wziąłem i czy nie jestem głodny. Byłem głodny, to powiedziałem tej pani prawdę. Nakarmiła mnie i kupiła mi chleb i dwa słodkie rogaliki. O, zobacz – chłopiec podał jej papierową torbę z jedzeniem. Sara niemal z nabożeństwem wzięła ją z rąk syna. Gdy do niej zajrzała wspaniały zapach pieczywa niemal przyprawił ją o zawrót głowy. Poczuła, jak głód ze zdwojoną siłą zacisnął jej żołądek. Mimo to odłożyła torbę z pieczywem na stół i powiedział:
    - Nie powinieneś przyjmować takich prezentów i to od obcych. Co ludzie sobie o tobie pomyślą? A poza tym ten chleb i rogale na pewno nie są koszerne, a przecież wiesz, że takich nam nie wolno jeść.
    - Mame, ale ta pani zorientowała się, że jestem Żydem i zabrała mnie do naszego sklepu. O tu mam jeszcze dwa śledzie i kawałek mięsa. To wszystko dostałem od niej – rzekł Josele kładąc drugą torbę na stole. - Teraz możesz nam zrobić prawdziwy obiad.
    - Jak to? - Sara nie kryła zdumienia – Dostałeś o tak śledzie i mięso? Za nic? Przysięgnij, że nie kłamiesz?
    - Przysięgam mame – chłopiec z rozmachem uderzył się w wątłą pierś. - Ta pani naprawdę nic ode mnie nie chciała i była dla mnie bardzo miła. Powiedziała mi, że dawno temu miała braciszka w takim wieku, jak ja, ale kiedyś zachorował na szkarlatynę, no i umarł. Mame, a co to za choroba, ta szkarlatyna?
    - Zakaźna i bardzo ciężka. Lepiej usiądź i pokaż mi kolano.
    - Z nim wszystko w porządku – odparł Josele sadowiąc się na stołku i podwijając nogawkę spodni. Sara zajrzała po opatrunek. Na szczęście było to zwykłe otarcie, odetchnęła więc z ulgą i rzekła:
    - A teraz umyj ręce i siadaj do stołu. Zupa jest gorąca.
    - A co zrobisz z mięsa, które przyniosłem – zaciekawił się Josele.
    - Jeszcze nie wiem, ale postaram się, żebyśmy mieli z tego wspaniałą ucztę – odparła Sara, stawiając talerz z parującą zupą na stole. Do tego ukroiła dwie pajdy świeżutkiego chleba, a po chwili wahania jeszcze jedną, dla siebie.
    - A ty mame, nie zjesz ze mną?
    - Już, już synku nalewam sobie – odparła uśmiechając się łagodnie – tylko nasolę mięso i śledzie. Nie mogę przecież pozwolić, żeby takie wspaniałości się zmarnowały.
    - Tak sobie pomyślałem, że może jutro znowu pójdę na drugą stronę rzeki i popytam, czy ktoś nie potrzebuje chłopca na posyłki. Tu przez pana Levy’ego pracy raczej nie dostanę – stwierdził, między jedną a drugą łyżką zupy, Josele.
    - Zabraniam ci tam chodzić – rzekła stanowczo Sara, siadając przy stole. - To zbyt niebezpieczne. Ludzie nie są tacy dobrzy, jak ta pani, która ci pomogła. A chociaż podziękowałeś jej.
    - Oczywiście, że podziękowałem. Za kogo mnie masz, mame? - spytał z oburzeniem Josele.
    - Za mojego roztrzepanego, ale bardzo kochanego synka. No, jedz. Wiem, że ta zupa jest do niczego, ale skoro mamy już mięso, to jutro rano zacznę gotować czulent. Mam jeszcze trochę marchwi, cebuli i fasoli.
    - Aż ślinka mi cieknie – rzekł zachwycony chłopiec. - Wiesz mame, chciałbym, żeby było już jutro.
    - Nie martw się będzie szybciej niż ci się wydaje – zapewniła Sara. Josele uśmiechnął się szeroko i resztką chleba wytarł talerz do sucha.
    - Dobre było – powiedział ocierając usta rękawem. - Dziękuję, mame.
    - Josele, rękaw nie służy do wycierania buzi – Sara z dezaprobatą pokręciła głową.
    - Przepraszam, zapomniałem – chłopiec zrobił minę niewiniątka.
    - Już dobrze – westchnęła Sara. - Włóż talerz do miednicy.
    - Mame, a czy zjemy sobie po rogaliku? - spytał chłopiec wykonując polecenie matki.
    - Tak, ale później, na kolację. Może uda mi się załatwić trochę mleka od naszej sąsiadki pani Kranz.
    - Byłoby wspaniale. – Odparł Josele i spoglądając na Sarę spytał: - mame, co zrobimy, jak skończy nam się jedzenie?
    Kobieta zupełnie zaskoczona, ciężko westchnęła nie wiedząc, co odpowiedzieć na tak zadane pytanie. Świdrujący wzrok syna nie ułatwiał jej sytuacji. Musiała jednak coś odpowiedzieć, dlatego też posunęła się do kłamstwa, mówiąc:
    - Jak będę u pani Kranz, to zapytam, czy nie słyszała o jakiejś pracy dla mnie. Obiecała, że popyta. Może ktoś będzie miał dla mnie coś do uprania.
    - Mame, przecież pani Kranz sama nie ma pracy i jakby, co to ona wzięłaby to pranie – zauważył Josele.
    - Masz rację. Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Chyba tylko to, że kraść to na pewno nie pójdziemy.
    - Może szkoda, że oddałaś panu Levy’emu tego dolara – powiedział Josele.
    - Co takiego?! - Sara podniosła głos. - To może od razu idź do więzienia! Czy naprawdę chcesz skończyć, jak twój ojciec?!
    - Nie – odparł cicho chłopiec.
    - Zapamiętaj sobie, że jeśli przyjdzie ci coś takiego do głowy to będziesz miał mnie na sumieniu!
    - Mame, przecież obiecałem ci, że nie będę taki, jak tate. Przepraszam, nie chciałem cię zdenerwować – Josele podbiegł do matki i objąwszy ją w tali, mocno się przytulił. Ona pogłaskała go po głowie i rzekła:
    - Już dobrze. Wiesz co, jak chcesz to możemy zjeść sobie po połowie rogalika. Co ty na to?
    - Z ochotą… ale może zostawmy go na kolację. Wtedy zjemy po całym.
    - Ty mój mały spryciarzu – Sara zmierzwiła synowi włosy. - Zdejmij spodnie, to zaceruję ci tę dziurę na kolanie.
    Gdy w chwilę potem Sara pracowicie cerowała rozerwane spodnie syna, Josele przysiadł obok niej na stołku i powiedział:
    - Tak sobie pomyślałem, co będzie, jak ktoś skusi się na tego dolara pana Levy’ego?
    - Co ty też mówisz? - dłoń kobiety trzymająca igłę zawisła w bezruchu.
    - Tylko to, że ktoś inny może nie mieć takich skrupułów, jak ty, mame.
    Sara urwała nitkę nie kończąc szycia i podając synowi spodnie rzekła:
    - Zakładaj i pośpiesz się. Mamy coś bardzo ważnego do załatwienia.

    ***


    Post został pochwalony 0 razy
    Powrót do góry
    Zobacz profil autora
    Ewelina
    Moderator



    Dołączył: 25 Kwi 2017
    Posty: 2682
    Przeczytał: 0 tematów

    Pomógł: 2 razy
    Ostrzeżeń: 0/3

    PostWysłany: Śro 12:32, 04 Sty 2023    Temat postu:

    Cytat:
    Tylko Josele trzymał ją przy życiu. Dla niego gotowa była zrobić prawie wszystko. Początkowo wierzyła, że ma dość siły, aby przezwyciężyć zły los. Niestety, bardzo szybko okazało się, że przestępstwa, jakich dopuścił się jej mąż padły ogromnym cieniem na nią samą i ich syna. Ludzie uważali, że skoro on kradł, to oni również. Bardzo długo nie mogła znaleźć żadnego zajęcia.

    Jak zwykle ludzie obarczają całą rodzinę za winy jednego jej członka
    Cytat:
    Wreszcie ulitowała się nad nią pani Broches, żona kupca bławatnego i dała pracę praczki. Niestety, szczęście nie trwało długo. Państwo Brochas postanowili wyjechać na kilka miesięcy i tak Sara została bez środków do życia. Wkrótce głód stał się stałym gościem w jej domu. Cierpiała, gdy spoglądała na swojego coraz bardziej wychudzonego synka. Szukała pracy, ale nikt nie chciał jej zatrudnić. Czasem, chowając głęboko swoją dumę, chodziła po prośbie. Dobrzy ludzie wspierali ją jedzeniem, ale nikt nie chciał dać jej zajęcia.

    Właśnie! Gdzie był wtedy rabin? Nie wiedział, że im się bardzo źle powodzi? Nie wsparł potrzebujących?
    Cytat:
    Od trzech dni prawie nic nie jadła. Wszystko, co udało się jej zdobyć przeznaczała dla Josele. On musiał jeść. Był przecież jeszcze mały, a dziecko w jego wieku musi dobrze się odżywiać. Zapłakała w głos. Mogła sobie na to pozwolić, bo przecież nikt jej nie słyszał.

    Bieda, aż piszczy
    Cytat:
    Masz na kolanie opatrunek?
    - Tak. Rozbiłem sobie je gdy upadłem. Pomogła mi taka bardzo miła pani. Zabrała mnie do składu aptecznego po drugiej stronie rzeki.
    - Chcesz mi powiedzieć, że opuściłeś granice kahału? Jak mogłeś? Tyle razy cię prosiłam, a ty masz za nic moje prośby.
    - To nie tak, mame. Poszedłem tam, żeby znaleźć jakąś pracę. Tu, odkąd nakrzyczałaś na pana Levy’ego nie ma dla mnie żadnego zajęcia, to pomyślałem, że może któryś z goi będzie potrzebował chłopca na posyłki. Ta pani, gdy się przewróciłem bardzo mi pomogła. Inni wyśmiewali się ze mnie, ale ona nie. Zabrała mnie do apteki i tam opatrzyła mi kolano.

    Josele dowiedział się, że wbrew temu, co głosił rabin są i dobrzy goje
    Cytat:
    Zapytała, skąd się wziąłem i czy nie jestem głodny. Byłem głodny, to powiedziałem tej pani prawdę. Nakarmiła mnie i kupiła mi chleb i dwa słodkie rogaliki. O, zobacz – chłopiec podał jej papierową torbę z jedzeniem. Sara niemal z nabożeństwem wzięła ją z rąk syna. Gdy do niej zajrzała wspaniały zapach pieczywa niemal przyprawił ją o zawrót głowy. Poczuła, jak głód ze zdwojoną siłą zacisnął jej żołądek. Mimo to odłożyła torbę z pieczywem na stół i powiedział:
    - Nie powinieneś przyjmować takich prezentów i to od obcych. Co ludzie sobie o tobie pomyślą? A poza tym ten chleb i rogale na pewno nie są koszerne, a przecież wiesz, że takich nam nie wolno jeść.
    - Mame, ale ta pani zorientowała się, że jestem Żydem i zabrała mnie do naszego sklepu. O tu mam jeszcze dwa śledzie i kawałek mięsa. To wszystko dostałem od niej – rzekł Josele kładąc drugą torbę na stole. - Teraz możesz nam zrobić prawdziwy obiad.

    Dla nich to będzie prawdziwa uczta Lukullusa
    Cytat:
    Dostałeś, ot tak, śledzie i mięso? Za nic? Przysięgnij, że nie kłamiesz?
    - Przysięgam mame – chłopiec z rozmachem uderzył się w wątłą pierś. - Ta pani naprawdę nic ode mnie nie chciała i była dla mnie bardzo miła. Powiedziała mi, że dawno temu miała braciszka w takim wieku, jak ja, ale kiedyś zachorował na szkarlatynę, no i umarł.

    Dobra kobieta zrobiła to dla pamięci swojego braciszka
    Cytat:
    - Tak sobie pomyślałem, że może jutro znowu pójdę na drugą stronę rzeki i popytam, czy ktoś nie potrzebuje chłopca na posyłki. Tu przez pana Levy’ego pracy raczej nie dostanę – stwierdził, między jedną a drugą łyżką zupy, Josele.
    - Zabraniam ci tam chodzić – rzekła stanowczo Sara, siadając przy stole. - To zbyt niebezpieczne. Ludzie nie są tacy dobrzy, jak ta pani, która ci pomogła. A chociaż podziękowałeś jej.
    - Oczywiście, że podziękowałem. Za kogo mnie masz, mame? - spytał z oburzeniem Josele.
    - Za mojego roztrzepanego, ale bardzo kochanego synka.

    Dlaczego niebezpieczne? Rabin chyba wszystkich przekonał, że goje tylko czekają, żeby ich skrzywdzić
    Cytat:
    Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Chyba tylko to, że kraść to na pewno nie pójdziemy.
    - Może szkoda, że oddałaś panu Levy’emu tego dolara – powiedział Josele.
    - Co takiego?! - Sara podniosła głos. - To może od razu idź do więzienia! Czy naprawdę chcesz skończyć, jak twój ojciec?!
    - Nie – odparł cicho chłopiec.
    - Zapamiętaj sobie, że jeśli przyjdzie ci coś takiego do głowy to będziesz miał mnie na sumieniu!
    - Mame, przecież obiecałem ci, że nie będę taki, jak tate.

    Oby dotrzymał słowa
    Cytat:
    … Josele przysiadł obok niej na stołku i powiedział:
    - Tak sobie pomyślałem, co będzie, jak ktoś skusi się na tego dolara pana Levy’ego?
    - Co ty też mówisz? - dłoń kobiety trzymająca igłę zawisła w bezruchu.
    - Tylko to, że ktoś inny może nie mieć takich skrupułów, jak ty, mame.
    Sara urwała nitkę nie kończąc szycia i podając synowi spodnie rzekła:
    - Zakładaj i pośpiesz się. Mamy coś bardzo ważnego do załatwienia.

    Bardzo mądra uwaga

    Kolejna, fajna część opowiadania. Cudowna relacja między matką i synem. Czasem nie jestem pewna, kto się kim opiekuje. Josele opuścił granice kahału i przekonał się, że goje nie są tacy źli, jak to przedstawiał rabin. Nieznajoma kobieta zaopiekowała się nim i nawet kupiła mu koszerne jedzenie. Sara też się przekonała, że nie wszystko jest takie, jak im przedstawiał rabin. Martwi się o syna, żeby nie poszedł w ślady ojca. Niestety są zdani jedynie na siebie, bo nikt z ich społeczności im nie pomógł. Sara jest rozsądną kobietą, Josele też jest mądrym chłopcem i doszli do wniosku, że Mosze jest dla kogoś zagrożeniem, że może kogoś skusić zapłatą za zrobienie czegoś złego. Myślę, że Sara chce ostrzec zagrożone osoby, czyli panią Goldblum i Abrama. Znaąc panią Esterę przypuszczam, że odwdzięczy się im i już ta rodzina nie będzie cierpieć głodu. Czekam niecierpliwie na kontynuację …


    Post został pochwalony 0 razy
    Powrót do góry
    Zobacz profil autora
    Wyświetl posty z ostatnich:   
    Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
    Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 49, 50, 51 ... 55, 56, 57  Następny
    Strona 50 z 57

     
    Skocz do:  
    Nie możesz pisać nowych tematów
    Nie możesz odpowiadać w tematach
    Nie możesz zmieniać swoich postów
    Nie możesz usuwać swoich postów
    Nie możesz głosować w ankietach


    fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
    Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

    Theme xand created by spleen & Emule.
    Regulamin