Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 53, 54, 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 13:56, 28 Lut 2023    Temat postu:

super. Dziękuję Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:12, 28 Lut 2023    Temat postu:

Cieszę się, że się podobało. Very Happy W tym odcinku Adam będzie trochę, jakby tu powiedzieć Think "zakręcony"... zapraszam Very Happy

***

Joe był bliski prawdy, mówiąc, że Adam oszaleje, jeśli jego dziecko wkrótce nie przyjdzie na świat. Mężczyzna był kłębkiem nerw odkąd któregoś dnia Holly poczuła dziwne bóle brzucha promieniujące do pachwin. Na szczęście akurat wtedy z wizytą przybyli Toliverowie. Ralph, gdy zorientował się, co się dzieje natychmiast pojechał do Virginia City po doktora Martina, a Emily pomogła Holly położyć się do łóżka, choć ta twierdziła, że brzuch przestał ją boleć. Trzeba przyznać, że ona jedyna nie uległa panice, jaka zapanowała w domu i tylko z politowaniem przyglądała się mężowi i ciotce, którzy niezwykle przejęci nie mogli doczekać się przyjazdu lekarza. Oczywiście co i raz dopytywali się o samopoczucie Holly. Kobieta ze stoickim spokojem odpowiadała im, że czuje się dobrze, a wszelkie dolegliwości minęły. Ani Emily, ani tym bardziej Adamowi nie trafiało to do przekonania. Dopiero, gdy Holly na nich krzyknęła na chwilę się uspokoili, by zaraz zająć się wszystkim, co mogłoby być niezbędne przy porodzie. I tak Emily kazała Adamowi zagotować dużo wody, a sama wyjęła z szaf przygotowane na tę okoliczność ręczniki i prześcieradła oraz ubranko dla dziecka. Holly co i raz ciężko wzdychała, a widząc, że do męża i ciotki kompletnie nic nie dociera, zawołała do siebie wystraszonego całym tym harmidrem Matta i najzwyczajniej w świecie zaczęła z nim grać w warcaby. Upłynęło sporo czasu, gdy wreszcie Emily zauważyła, że jej bratanica, jak na rodzącą zachowuje się nad wyraz dziwnie, bo któż to widział, aby w trakcie porodu grać sobie w warcaby. Natychmiast pobiegła do kuchni, żeby powiedzieć o tym roztrzęsionemu małżonkowi Holly.
- Adamie, zdaje się, że coś jest nie tak – rzekła Emily stanąwszy za plecami mężczyzny, który właśnie napełniał wodą piąty garnek. Na te słowa Adam znieruchomiał.
- Co takiego? - spytał odwróciwszy się do kobiety. Był blady, a jego oczy wyrażały przestrach.
- Spokojnie, mój drogi – powiedziała łagodnie i wyjęła z jego trzęsących się dłoni wiadro z wodą – zdaje się, że to był fałszywy alarm.
- Naprawdę? - spytał z niedowierzaniem Adam. – To po co nagotowałem tyle wody?
- Przyda się.
- To znaczy, że jednak rodzi.
- Nie rodzi.
- Nie wierzę ci.
- To idź i sam się przekonaj. Ja zajmę się obiadem, ale najpierw zaparzę sobie ziółek, bo strasznie się zdenerwowałam. Ty też chcesz?
- Nie. Wolę coś mocniejszego.
- To może później. Teraz idź do żony.
- Dobrze. Pójdę – odparł z nieco błędnym wzrokiem. Gdy po chwili zajrzał do sypialni, ujrzał jak jego małżonka i synek z czegoś się zaśmiewali. Między nimi leżały warcaby i widać było, że gra trwała w najlepsze.
- O, jest i twój tata – zauważyła Holly. - Możesz go sam zapytać.
- Tato, czy jak urodzi się dziewczyna to naprawdę będę musiał się nią opiekować?
- Słucham? - Adam spojrzał na syna wzrokiem człowieka, który nie wie, o co właściwie jest pytany.
- Kochanie, dobrze się czujesz? - spytała tymczasem Holly zaniepokojona dziwną bladością małżonka. - Lepiej usiądź tu obok mnie, bo jeszcze zemdlejesz, a ty Matthew podaj tacie szklankę wody.
- Nic mi nie jest – zapewnił Adam siadając obok żony, a gdy Matt podał mu picie natychmiast opróżnił szklankę do samego dna.
- Może jeszcze? – spytał chłopiec bacznie przyglądając się ojcu.
- Nie, nie… dziękuję – odparł Adam i głęboko odetchnąwszy stwierdził: - a więc nie rodzisz.
- Jak widzisz. To zdaje się były tylko takie bóle przepowiadające – Holly uśmiechnęła się czarująco. – Tato mi kiedyś o nich wspominał.
- Bóle? Przepowiadające?
- Tak – Holly skinęła głową.
- To po co, ja do licha posłałem twojego wuja po doktora Martina? - spytał oburzony Adam.
- A czy ja ci kazałam to robić? Mówiłam, że to jeszcze nie czas, ale przecież nikt nie chciał mnie słuchać z wyjątkiem Matta, który okazał się mądrzejszy niż wy wszyscy razem wzięci. I nie rób takiej oburzonej miny. Lepiej zacznij mnie słuchać, bo w przeciwnym razie doktor Martin faktycznie będzie potrzebny, ale zapewniam, że nie mnie, a tobie – odparła Holly z wściekłym błyskiem w oku. - Co cię opętało? Gdzie się podział mój wspaniały, mający nad wszystkim kontrolę mąż? Mów natychmiast, co z nim zrobiłeś?!
- Przepraszam – mruknął z miną winowajcy. - Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Chyba się wystraszyłem. Mężczyźni już tak mają.
- Gdy rodził się Matti też tak panikowałeś?
- Nie, bo nie było mnie akurat w domu – odparł z całą szczerością. - Byłem w Reno, w interesach, a gdy wróciłem Matthew był już na świecie.
- Farciarz z ciebie, ale tym razem tak nie będzie. Obiecuję ci to solenie – Holly z nieskrywaną kpiną popatrzyła na męża, po czym usłyszawszy dobiegające z salonu głosy, zauważyła: - o, zadaję się, że ktoś przyjechał.
- To na pewno doktor Martin – odparł Adam.
- Skoro tak, to teraz zastanów się, jak będziesz go przepraszał za ten fałszywy alarm.

***

- Proszę mi wybaczyć doktorze, ale byłem pewny, że to już – rzekł ze skruchą w głosie Adam.
- Nie masz za co przepraszać – zapewnił doktor Martin. – Na szczęście nie miałem żadnego pacjenta. A, co do twojej żony, to tak, jak mówiłem to tylko tak zwane skurcze przepowiadające. Zwykle pojawiają się na około trzy tygodnie przed rozwiązaniem. Na razie nie musisz się niepokoić. Przepiszę ci laudanum. Zażywaj je, powiedzmy, przez tydzień, ale nie dłużej. Uspokoisz się i będziesz lepiej spał.
- Ale ja nie potrzebuję laudanum – odparł zupełnie zaskoczony Adam.
- Odniosłem zupełnie inne wrażenie, a poza tym Holly mnie o to prosiła. Martwi się o ciebie i jest zaniepokojona twoim zachowaniem.
- Co takiego? Że niby ja dziwnie się zachowuję?!
- A nie jest tak? - spytał doktor Martin patrząc na Adama z politowaniem. - Musisz wziąć się w garść. Przed Holly ciężkie wyzwanie. Potrzebuje opanowanego męża, a nie histeryka.
- Nie jestem histerykiem! – Adam podniósł głos i spod oka spojrzał na obserwujących go Toliverów. - No dobrze, może trochę spanikowałem – westchnął i wskazawszy na Emily, jakby się usprawiedliwiając, rzekł: - ty byłaś nie lepsza ode mnie.
- A kto zaczął wpierać mi, że Holly rodzi? - zaperzyła się kobieta. Tymczasem Ralph westchnąwszy ciężko zwrócił się półgłosem do doktora Martina:
- Paul, to ile tego laudanum trzeba wziąć, żeby się uspokoić?
- To zależy. Masz na myśli Emily?
- Nie, siebie.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:02, 28 Lut 2023    Temat postu:

bardzo dobre ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:37, 28 Lut 2023    Temat postu:

Dziękuję i biorę się do pracy, bo sama jestem ciekawa, co wymyśli Aderato i kiedy wreszcie Adam zostanie tatusiem. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 14:28, 01 Mar 2023    Temat postu:

I stało się. Very Happy

Dom Adama i Holly Cartwrightów. Dwa tygodnie później.

Była druga po północy, gdy Holly obudził silny skurcz, potem przyszedł następny i następny. Skurcze były regularne i coraz silniejsze. Holly próbowała zachować spokój, ale nie było to łatwe, zwłaszcza, że poczuła coś jeszcze. Szarpnęła Adama za ramię. Coś zamruczał, ale wciąż spał.
- Obudź się! - Holly szturchnęła męża w bok.
- Auć! Co jest? Co się stało? - spytał zaspanym głosem.
- Wody mi odeszły.
- To dobrze. Śpij, jest jeszcze wcześnie.
- Adamie! Wody mi odeszły! - krzyknęła Holly nie dowierzając temu co usłyszała. Tymczasem do Adama dotarło wreszcie, co powiedziała jego żona. Przez chwilę leżał bez ruchu, by już w następnej chwili wyskoczyć z łóżka niczym poparzony.
- To już czas?
- O tak – syknęła z bólu – i to najwyższy.
- Nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze – Adam zapalił lampę trzęsącymi się dłońmi. Spojrzał na żonę, a ona uśmiechnęła się do niego i powiedziała:
- Pewnie, że będzie dobrze. Inaczej być nie może. A teraz idź, obudź Josepha. Niech jedzie po doktora Martina. Po drodze niech zawiadomi ciocię Emily. Chcę ją mieć przy sobie.
- Dobrze, kochanie. Będzie wszystko, jak sobie życzysz. - Adam był już w drzwiach sypialni.
- Zaczekaj, jeszcze jedno. Pamiętajcie, że Matti śpi, zachowujcie się więc cicho.
- Oczywiście – odparł Adam i wybiegł z sypialni krzycząc: - Joe, wstawaj! Holly rodzi!
W kwadrans później Joseph był już w siodle. W ostatniej chwili Adam powiedział mu, żeby oprócz Emily zawiadomił także ojca. Poczuł, że jego obecność jest mu niezbędna. Spojrzał za odjeżdżającym bratem. Musiał przyznać, że pomysł, aby zamieszkał z nimi tuż przed narodzinami dziecka był strzałem w dziesiątkę.

***

Dochodziło południe. Skurcze były coraz dłuższe i coraz bardziej bolesne. Holly była już bardzo zmęczona i pragnęła tylko jednego, aby dziecko wreszcie się urodziło. Emily otarła jej czoło i uśmiechnęła się pocieszająco. Była przy tym dziwnie cicha i bez szemrania wykonywała wszystkie polecenia doktora Martina. Tymczasem Adam niczym ranny lew chodził po salonie. Oprócz niego byli tam jego ojciec, trzymający na kolanach przysypiającego Matthew, Joe i Ralph Toliver. Gdy całkiem się rozwidniło przyjechał także Hoss, ale tylko po to, żeby zabrać Matthew do Ponderosy. Chłopiec oczywiście stawiał opór i nie chciał opuścić domu. Adam próbował mu wytłumaczyć, że lepiej będzie, gdy spędzi ten dzień ze stryjem Hossem i jego żoną, ale nic nie wskórał, a do tego stracił nad sobą panowanie i nakrzyczał na syna. Matt rozpłakał się żałośnie i powiedział, że może pojechać ze stryjciem, ale i tak zaraz mu ucieknie i wróci do domu, nawet gdyby miał być za to ukarany. Adam poczuł się zupełnie bezsilny. Sytuację załagodził dopiero Ben, który wstawił się za Matthew, obiecując, że się nim zajmie.
- Usiądź wreszcie – poprosił Ben, ale Adam nie reagował.
- Daleko jeszcze masz do celu? - zażartował Mały Joe.
- O, co pytałeś? - Adam wreszcie przystanął i błędnym okiem spojrzał na brata.
- Już o nic – Joe machnął ręką i wstając z fotela spytał: - kto chce kawy?
- Zrób dla wszystkich – odparł Ben.
- Dla Matta też? - spytał z udawaną powagą Joseph, mając nadzieję, że Adam jakoś na to zareaguje. Reakcji nie było, a Adam znowu podjął swoją wędrówkę od kominka do drzwi, myślami będąc w sypialni u boku rodzącej żony. Joe tylko westchnął i bezradnie popatrzył na ojca i Ralph’a Tolivera.
- Daj spokój – rzekł Ben. - Dla Matthew zrób czekoladę.
- Pomogę ci – zaoferował Ralph i poderwał się z kanapy. Zdecydowanie wolał działać niż bezczynnie siedzieć. Gdy obaj mężczyźni zniknęli w kuchni, Ben powiedział:
- Wiem, jak trudne jest czekanie. Trzy razy to przeżywałem. Trzeba do tego naprawdę dużo siły. Najgorsza jest ta bezsilność, gdy wiesz, że nic nie możesz zrobić, tylko czekać.
- Chciałbym jej jakoś pomóc – Adam przystanął przed ojcem.
- Ma dobrą opiekę. Paul jest wspaniałym lekarzem i nad wszystkim panuje.
- Wiem, ale mimo to chciałbym coś dla niej zrobić.
- Najlepsze, co możesz, to opanować nerwy. Chyba nie chcesz, żeby Holly zobaczyła ciebie w totalnej rozsypce.
- Łatwo powiedzieć – Adam wzruszył ramionami. - Napiłbym się brandy. Masz ochotę?
- Przed południem i niemal na czczo – Ben pokręcił z dezaprobatą głową – nie, dziękuję i tobie radzę, nie pij teraz. W każdej chwili mogą cię zawołać na górę.
- Ale ja już dłużej nie wytrzymam. To trwa już prawie dziesięć godzin.
- Przygotuj się, że może jeszcze trochę potrwać – rzekł Ben. - Proszę, usiądź wreszcie.
- Oszaleję – odparł Adam siadając na brzeżku fotela i niespokojnie spoglądając w kierunku schodów prowadzących na piętro – co tam tak cicho? Ona w ogóle nie krzyczy. Wiesz, co tato, chyba tam pójdę – wstał gwałtownie z fotela.
- Ani się waż! Siadaj! - rozkazał Ben, a gdy Adam posłusznie usiadł, łagodnie powiedział: - synu, miliony mężczyzn przed tobą przeżywało to samo. Następne miliony będą przeżywać. Taka już kolej rzeczy. Kobiety dają życie, a my na to życie czekamy ze strachem i niepokojem, ale gdy już ono przyjdzie, to radość jest ogromna i z niczym nieporównywalna.
- Wolałabym uniknąć tego wszystkiego – rzekł z nieukrywanym sarkazmem Adam i dodał: - oczywiście z wyjątkiem radości.
- Gdy rodził się Matthew – Ben spojrzał czule na śpiącego na jego kolanach wnuka – to ja się martwiłem, a ty przyjechałeś na gotowe.
- Pamiętam, jak wybiegłeś przed dom i powitałeś mnie słowami: Adamie, masz syna. Nogi wtedy się pode mną ugięły, a gdy wziąłem Matta na ręce, był taki malutki, poczułem czystą miłość i radość. Masz rację, z niczym tego nie można porównać – rzekł westchnąwszy Adam. Zapadła cisza, w którą niezwykle głośno wdarło się bicie zegara. Było południe. Nagle dało się słyszeć szybkie kroki i ktoś krzyknął:
- Adamie! Adamie, jest!
Mężczyzna zerwał się z fotela i z niedowierzaniem wpatrywał się w stojącą u szczytu schodów i niezwykle podekscytowaną Emily.
- Naprawdę? - Adamowi załamał się głos. Na krzyk Emily z kuchni przybiegli Ralph i Joe, trzymający ścierkę do naczyń w dłoni, a Matti obudziwszy się ze zdziwieniem spoglądał na niezwykle podekscytowanych dorosłych.
- Tak – Emily skinęła głową, a w jej oczach pojawiły się łzy wzruszenia. - To dziewczynka. Masz córkę, Adamie. Piękną córkę.
- Słyszeliście?! Mam córkę! Córkę!!! - Adam schwycił Matta w ramiona – Co za szczęście!!!Słyszałeś synku?! Masz siostrzyczkę!!!
- Słyszałem, ale przestań mnie tak ściskać i lepiej postaw mnie na podłodze – rzekł Matt wyraźnie zaniepokojony reakcją ojca. A gdy ten uczynił zadość jego życzeniu, chłopiec rozcierając sobie ramiona, powiedział: - też mi szczęście. Gdyby to był brat to, co innego, ale dziewczyna.
- Niedługo zmienisz zdania – Adam zmierzwił Mattowi włosy, a potem z radością zaczął przyjmować gratulacje.
- Teraz możemy się napić – zarządził Ben. - Przywiozłem na tę szczególną okazję najstarsze wino z mojej piwniczki. Joe podaj kieliszki.
- Ale to beze mnie. Muszę iść do żony – rzekł Adam i pędem wbiegł po schodach. Przystanął przy Emily i schwyciwszy ją w ramiona pocałował w oba policzki. - Chcę je zobaczyć. Mogę?
- Pewnie wariacie, czekają na ciebie – odparła z czułością kobieta i spojrzawszy w stronę Bena spytała: – mogę liczyć na lampkę wina?
***
Przez dłuższą chwilę stał w progu wpatrując się w leżącą na łóżku żonę. W ramionach trzymała małe, cicho kwilące zawiniątko. Gdy spojrzała na niego, taka zmęczona, ale dumna z odniesionego zwycięstwa, poczuł do niej bezwarunkową miłość. I jeśli wcześniej miał jakiekolwiek wątpliwości, co do uczucia jakim darzył Holly, to teraz już ich nie miał.
- Mamy córeczkę – powiedziała – ma czarne włoski i jest podobna do ciebie.
Adam onieśmielony podszedł do łóżka.
- Doktorze – zwrócił się do Martina – wszystko z nimi w porządku?
- W jak najlepszym – odparł lekarz i przysuwając Adamowi krzesło, rzekł: - lepiej usiądź, bo wyglądasz tak, jakbyś miał zaraz zemdleć.
- Bez obaw. Czuję się wspaniale – zapewnił mężczyzna i pochyliwszy się nad żoną pocałował ją w czoło, mówiąc: - dziękuję. Tak bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też – odparła wzruszona Holly. - Podoba ci się nasza córeczka?
- Bardzo. Mogę ją wziąć na ręce?
- Pewnie – odparła, a gdy Adam wziął od niej maleństwo nie mogła powstrzymać łez wzruszenia.
- Jest idealna. Prawdziwe cudo – stwierdził wpatrując się w różowiutką buźkę dziecka, po czym zwrócił się do lekarza: - prawda, doktorze, że jest prześliczna?
- Oczywiście. Inaczej być nie mogło, przecież to twoja córka – odparł z uśmiechem Martin – a teraz musisz na chwilę wyjść. Mamy tu z Holly jeszcze trochę pracy – mrugnął do niej porozumiewawczo. Adam kiwnął głową i zamierzał wyjść z sypialni, gdy usłyszał głos żony:
- Ale maleńką zostaw.
- Wybacz, sam nie wiem co robię - odparł układając dziecko w jej ramionach. Przez chwilę z ogromną czułością wpatrywał się w żonę, po czym pocałował ją w usta i musnął dłonią jej policzek. Nagle Holly skrzywiła się i jęknęła. - Kochanie, co ci jest? - spytał zaniepokojony.
- Weź dziecko – powiedziała z trudem i krzyknęła z bólu.
- Doktorze, co się dzieje? - spytał przerażony Adam, gdy tymczasem Martin pochylał się na jęczącą Holly. Na czole kobiety pojawiły się grube krople potu. Widać było, że ból stawał się nie do zniesienia.
- Połóż dziecko do łóżeczka i natychmiast zawołaj Emily.
- Co jej jest?!
- Jeszcze nie wiem. Wyjdź, bo muszę ją zbadać – rzekł doktor głosem nie znoszącym sprzeciwu i krzyknął: - idź już!
- Nie zostawiaj mnie Adamie – poprosiła cicho Holly i znowu krzyknęła.
- Nie wyjdę doktorze – rzekł stanowczo mężczyzna, chwytając w swoją rękę dłoń żony.
- Przeszkadzasz mi! - warknął lekarz.
- Nie zostawię jej – odparł zdeterminowany Adam, a jego mina mówiła sama za siebie. Martin pojął, że walka z nim nie miała sensu. Rzekł więc tylko:
- Dobrze, ale odwróć się, bo muszę ją zbadać.
Adam posłusznie wykonał polecenie doktora. Był dziwnie spokojny, choć gdy palce Holly zacisnęły się mocniej w jego dłoni wyraźnie pobladł.
- I, co doktorze? - rzucił przez ramię.
- To niemożliwe, a jednak – powiedział sam do siebie Martin zdziwionym, ale i zadowolonym głosem.
- Co się dzieje, doktorze? - dopytywał się Adam.
- Nic takiego – odparł Martin i dodał radośnie: – właśnie rodzi się wam dziecko.
- Dziecko? Przecież Holly już urodziła… - zaczął z niedowierzaniem Adam.
- Będziecie mieć bliźnięta.
- Bliźnięta? - spytał słabym głosem.
- Tylko mi tu teraz nie mdlej – Holly uderzyła go w ramię i zaraz głośno krzyknęła, po czym zduszonym głosem powiedziała: - ja rodzę, ja naprawdę znowu rodzę…
- A jakże młoda mamo – Martin uśmiechnął się szeroko, po czym powiedział: - posłuchaj mnie Holly, wszystko będzie dobrze. Teraz przestań przeć. Postaraj się oddychać spokojnie, a ty Adamie usiądź za nią i wesprzyj jej plecy. O, tak. A teraz przyj Holly, przyj! Bardzo dobrze… i jest, jest, to chłopiec. Macie syna!
- Słyszysz Holly?! Urodziłaś swojego wyśnionego synka. Kochana moja – Adam całował ją po dłoniach.
- Doktorze, jest cały? Ma wszystkie paluszki? - dopytywała się słabym głosem Holly.
- Calutki – odparł radośnie lekarz - i tak, ma wszystkie paluszki, a jedenasty jest całkiem dorodny – dodał puszczając porozumiewawcze oczko do uszczęśliwionych rodziców.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 20:04, 01 Mar 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:33, 01 Mar 2023    Temat postu:

Piękne, dziękuję

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:19, 02 Mar 2023    Temat postu:

Miło mi. A oto ciąg dalszy:

***
Trzy miesiące później.


Holly Cartwright delikatnie poprawiła kocyk okrywający śpiącą córeczkę. Maleńka Maddie uśmiechnęła się przez sen. Obok niej, walcząc z sennością leżał jej braciszek Ethan. Oboje wyglądali niezwykle słodko. Holly, pomyślała, że większego szczęścia być nie może. Gdyby ktoś półtora roku wcześniej powiedział jej, że tu w Nevadzie znajdzie najwspanialszego męża pod słońcem i urodzi bliźnięta, nie uwierzyłaby. Z zagrożonego wojną Savannah uciekła z jedną torbą i do tego w przebraniu chłopca. Dziś nie przypominała już tamtego rudego, piegowatego szczeniaka, któremu Joe chciał przetrzepać spodnie. Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Mały Ethan ziewnął i wreszcie zmorzył go sen. Holly upewniwszy się, że dzieci śpią wstała od ich łóżeczek i cichutko wyszła z pokoju. Zeszła po schodach do salonu. Przy stole siedział ciemnowłosy chłopczyk i coś pilnie pisał w kajecie. Nad nim pochylał się Speed Monroe, sprawdzając czy nie robi błędów.
- I jak wam idzie? - spytała podchodząc bliżej.
- Bardzo dobrze – odparł mężczyzna. - Matthew świetnie daje sobie radę. Myślę, że jesienią może rozpocząć naukę w drugiej klasie.
- To świetna wiadomość – ucieszyła się Holly. - Rośnie nam prawdziwy geniusz.
- Dziękuję mamo Holly. Staram się jak mogę – odparł z powagą Matt.
- Wiem, skarbie – uśmiechnęła się do chłopca: - a teraz, jeśli już skończyliście to zapraszam na szarlotkę.
- Tak, na dzisiaj skończyliśmy – przyznał Speed i zwracając się do chłopca, powiedział: - na czwartek ułóż po dwa zdania z wyrazami, których znaczenie dzisiaj poznałeś.
- Dobrze. Czy coś jeszcze?
- Nie. I tak będziesz miał wystarczająco dużo pracy.
- To w takim razie – rzekła Holly do Matta – sprzątnij zeszyty ze stołu. Zaraz podam ciasto i lemoniadę.
W kilka minut później cała trójka siedziała już przy stole i z apatytem pałaszowała świeżutką, jeszcze ciepłą szarlotkę.
- Prawdziwe delicje – rzekł z uznaniem Speed. - Dawno takiej nie jadłem.
- Mama Holly piecze najlepsze ciasta. Lepsze niż ciocia Emily i lepsze niż Hop Sing – zapewnił Matt.
- Na twoim miejscu nie mówiłaby tego tak głośno – powiedziała Holly. - Cioci i Hop Singowi mogłoby być przykro.
- Masz rację mamo, ale i tak twoje ciasta są najlepsze – odparł chłopczyk.
- Potwierdzam – przyłączył się do tego zapewnienia Speed.
- Obaj jesteście bardzo mili. Dziękuję – odparła Holly. - Może jeszcze?
- Ja już dziękuję. Będę się zbierał. Mam jeszcze sporo spraw do załatwienia – rzekł Speed, wstając od stołu.
- To nie zaczekasz na Adama? Będzie za godzinę, najdalej za dwie. Chciałeś przecież o czymś z nim porozmawiać.
- Owszem, ale to może poczekać do czwartku.
- A może ja mogłabym ci w czymś pomóc? - spytała, odprowadzając Speeda do drzwi.
- Nie… - zawahał się, po czym uśmiechnąwszy się nieśmiało, powiedział: - chociaż jest coś, o co chciałbym cię zapytać.
- Słucham. Odpowiem, jeśli będę wiedziała.
- Czy może ostatnio dostaliście, jakieś wieści od… - tu Speed spojrzał na Matta uważnie się im przysłuchującemu.
- Skarbie, czy byłbyś tak miły i poszedł na górę sprawdzić, czy bliźniaki śpią? - zapytała Holly i to w taki sposób, że Matthew nie miał żadnego wyboru.
- Skoro muszę – westchnął i z ociąganiem zaczął wchodzić po schodach. U ich szczytu przystanął i powiedział: - do widzenia, Speed. Ja i tak wiem, o co chcesz spytać mamę.
- Matti, o coś cię prosiłam – Holly zmarszczyła brwi.
- Już idę, idę. Też mi tajemnica – wzruszył ramionami.
- Kochany z niego dzieciak, ale strasznie ciekawski – zauważyła Holly. - To o, co chciałeś zapytać?
- Właściwie to o kogoś.
- O panią Esterę. Tak?
- Owszem – odparł Speed, mnąc nerwowo w dłoniach kapelusz. - Chyba wiesz, co do niej czuję.
- Cóż... wiem – przyznała Holly.
- Skoro tak, to może wiesz, co u niej słychać?
- Zdaje się, że wszystko w porządku. Jej mąż ma się coraz lepiej.
- Ach tak – odparł posmutniały Monroe i zaraz dodał: – to dobrze, bardzo dobrze.
- Speed, nie powinnam tego mówić, ale traktuję ciebie, jak przyjaciela i nie mogę patrzeć, jak angażujesz się w coś, co nie ma najmniejszych szans powodzenia. Pani Estera nie odejdzie od męża. Wiąże ją przysięga i honor. Zrozum, ona nie może postąpić inaczej. To wynika z jej wiary.
- Holly, myślisz, że nie wiem? Oczywiście, że wiem, ale ja ją kocham, bezgraniczne kocham i będę czekał tak długo jak będzie trzeba.
- Możesz nigdy się nie doczekać, a poza tym pani Estera nie wyrzeknie się swojej religii.
- Zdaje sobie z tego sprawę, ale i tak będę czekał. A wiara? Jestem gotów przejść konwersję, byle tylko mnie zechciała.
- Speed, Speed przyjacielu – Holly westchnęła – uwierz mi, szkoda życia na mrzonki. Jesteś jeszcze młodym mężczyzną i na pewno znajdziesz, jakąś miłą pannę.
- To nie mrzonki – odparł oburzony, ale zaraz spokojniej powiedział: - możliwe, że mogłoby być tak, jak mówisz, ale to nie byłaby pani Estera. Nie mógłbym związać się z inną. To byłoby nieuczciwe i mogłoby skończyć się bardzo źle. Wolę być sam i żyć nadzieją.
- Mój drogi, nikt tak, jak ty nie zasługuje na szczęście – rzekła Holly i po chwili dodała: - zastanów się, czy jednak warto poświęcić wszystko dla marzeń, które nie mogą się spełnić.
-Skąd możesz to wiedzieć? Holly, jesteś moją prawdziwą przyjaciółką. Ty jedna we mnie uwierzyłaś. Zawdzięczam ci życie, ale nie masz racji, to nie są mrzonki. Pójdę już. Będę w czwartek, tak jak obiecałem. Pozdrów Adama.
- Zaczekaj, jeśli poczułeś się urażony, to przepraszam. Po prostu martwię się o ciebie. Proszę, zostań. Nie chcę, żebyś odjeżdżał w takim stanie. Adam, na pewno zaraz przyjedzie. Może rozmowa z nim przyniesie ci ulgę.
- Nic mi nie będzie – zapewnił Monroe. - Naprawdę nie musisz się mną przejmować. Obiecuję, że nic mi nie będzie. A i jeszcze jedno, Matthew miał rację, twoja szarlotka rozpływała się w ustach.
- To zaczekaj. Zapakuję ci kawałek.
- Dziękuję, ale liczę, że w czwartek będę mógł jej jeszcze raz skosztować.
- Oczywiście. Będzie na ciebie czekać.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:52, 02 Mar 2023    Temat postu:

piękne

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 1:00, 03 Mar 2023    Temat postu:

Bardzo dziękuję. Very Happy

***

- Śpią? - spytał Adam, gdy Holly weszła do sypialni.
- Tak, cała trójka. Matti, jest wspaniałym bratem i bardzo odpowiedzialnym. Wyobraź sobie, że tłumaczył Ethanowi, że jako chłopiec musi być miły dla Maddie, opiekować się nią i szanować, bo jest jego siostrą i do tego jest od niego starsza.
- I, co? Ethan zrozumiał? - Adam parsknął śmiechem.
- Chyba tak. W każdym razie dużo gaworzył i się uśmiechał. Matti uznał, że jego braciszek pojął, co do niego mówił.
- Ciekawe - mruknął Adam. - Zdaje się, że mamy nadzwyczajne dzieci.
- A miałeś, co do tego jakieś wątpliwości? - spytała Holly obejmując męża ramionami i tuląc się do niego.
- Żadnych – odparł i cmoknął ją w czoło.
- Wiesz, chyba do pokoju bliźniaków będziemy musieli wstawić łóżko.
- A twoja leżanka nie wystarczy?
- Nie, szczególnie jeśli Matt lub któreś z nas będzie chciało spędzić noc z maluchami – rzekła siadając przy toaletce.
- Dobrze, zajmę się tym, ale teraz chodźmy spać, póki możemy – odparł Adam i zaczął szykować się do snu. Holly tymczasem rozczesywała swoje piękne, długie, rude włosy. Wyglądała przy tym, jak świetlista wróżka. Adam uśmiechnął się, bo właśnie przypomniał sobie, jak kiedyś reagował na hasło „świetlista wróżka”, o której musiał każdego wieczoru czytać Mattowi.
- Widzę, że jesteś bardzo zadowolony – zauważyła Holly przyglądając się mężowi w lustrze.
- A tak – przyznał – mam ku temu powody.
- Jakie? - Holly wstała od toaletki, ściemniła lampę i wsunęła się do łóżka, w którym był już Adam.
- Załatwiłem wszystkie sprawy w tartaku i do końca tego tygodnia będę tylko z tobą i dzieciakami w naszym pięknym domu. Obiecuję, że nie ruszę się stąd ani na krok.
- Naprawdę? - Holly rozradowana przytuliła się do męża. - Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, ale coś mi się wydaje, że to nie jedyny powód twojej radości.
- Dlaczego tak myślisz? - Adam oplótł pasemko włosów Holly wokół swojego palca.
- Powiedziałeś „powody”, a tartak, jak mi się zdaję jest zaledwie jednym z nich.
Adam parsknął cichym śmiechem, po czy pocałowawszy żonę, powiedział:
- Przed tobą nic się nie ukryje. Masz rację, mam jeszcze jeden powód do zadowolenia – rzekł i wysunąwszy szufladę szafki nocnej, wyjął z niej pięknie zapakowane płaskie pudełko i wręczył je żonie, mówiąc: - to dla ciebie.
Zaintrygowana Holly trzymając w dłoniach prezent spojrzała w oczy Adama. W świetle lampy były wręcz zniewalające, ale miały też błyski rozbawienia i zniecierpliwienia.
- No, otwórz – ponaglił ją. - Ciekawy jestem, czy spodoba ci się niespodzianka.
Holly nie przestając się uśmiechać rozwinęła szybko podarek. Teraz w dłoniach trzymała skórzane, prostokątne etui. Gdy je otworzyła, zamarła. Na aksamitnej, czerwonej wyściółce leżała złota wysadzana szmaragdami kolia. Kobieta westchnęła z zachwytu, a następnie spojrzawszy na męża stwierdziła:
- Ty jednak jesteś szalony. To przecież musiało kosztować majątek.
- Kosztowało, ale nie ma to żadnego znaczenia – odparł z przyjemnością obserwując reakcję żony, a ta była warta wszystkich pieniędzy. Oniemiała z zachwytu Holly delikatnie gładziła migoczące w świetle lampy kamienie. Wreszcie, jakby nie dowierzając, że tak wspaniała kolia jest jej własnością, spytała:
- To naprawdę dla mnie?
- A niby dla kogo? - odparł pytaniem na pytanie Adam i zaśmiawszy się, dodał: - przecież drugiej żony nie mam. Może szkoda?
- Co?! Haremu ci się zachciało? Twoje niedoczekanie – w ułamku sekundy wróciła dawna Holly.
- Nie obawiaj się, kochanie, ty wystarczysz mi za cały harem – stwierdził, a gdy oburzona kobieta pacnęła go dłonią w ramię, spytał: - to jak, podoba ci się?
- Jest… jest taki piękny, wręcz olśniewający, ale powiedz z jakiej to niby okazji mi go kupiłeś.
- Chciałem, abyś miała coś niepowtarzalnego, coś co będzie symbolem mojej miłości do ciebie…
- Kochany, naprawdę nie musiałeś – przerwała mu gładząc jego policzek dłonią – przecież ja, oprócz obrączki, prawie nie noszę biżuterii.
- To może najwyższy czas to zmienić – zasugerował i mrugnął niczym psotny chłopak.
- Jasne – Holly kiwnęła energicznie głową – będę w tej kolii paradować po ranczo. Szczególnie dobrze będę w niej wyglądać przy podbieraniu kurom jajek.
Adam roześmiał się. Ujął dłoń Holly w swoją rękę i odwrócił ją wewnętrzną stroną, po czym złożył na niej długi niezwykle zmysłowy pocałunek. Holly poczuła, jak zalewa ją fala przyjemnego ciepła. Zanim na dobre zatonęła w ramionach męża usłyszała jego niski głos niemal szepczący:
- Ta kolia to także moje podziękowanie za Maddie i Ethana.
- Czy w takim razie, gdybym chciała dostać jeszcze jeden taki klejnot, to musiałabym urodzić ci kolejne bliźnięta?
- Nie kochanie, nasz trójeczka w zupełności mi wystarczy – odparł między jednym a drugim pocałunkiem.
- To znaczy, że już więcej nie dostanę takiego hojnego prezentu? - spytała udając zawiedzioną.
- To się zobaczy – odparł Adam i zniecierpliwiony rzekł: - a teraz chodź do mnie. Dość tego gadania.
- Jakież to niezwykle romantyczne zaproszenie, panie Cartwright – zauważyła sarkastycznie Holly.
- Prawda – odparł z niezwykle zadowoloną miną i gdy miał już przejść do rzeczy dało się słyszeć płacz dziecka, któremu w ułamku sekundy zawtórował drugi, bliźniaczo podobny głosik. Romantyczna atmosfera uleciała bezpowrotnie. Wstając z łóżka Adam spytał:
- Jak myślisz, które pierwsze zaczęło Maddie, czy Ethan?
- Zdecydowanie Maddie – odparła Holly zakładając szlafrok.
- Skąd to wiesz?
- Poznaję po płaczu. Każde z nich robi to inaczej.
- No, co ty? - Adam z niedowierzaniem spojrzał na żonę. - Jak dla mnie wrzeszczą tak samo.
- Lepiej już chodźmy, bo obudzą Matta – ponagliła męża Holly.
- Założę się, że on jest już przy rodzeństwie – rzekł Adam i tęsknie spojrzał na łóżko. Wśród odrzuconej w pośpiechu pościeli pobłyskiwała szmaragdowa kolia. Westchnął z żalem i zamknął za sobą drzwi.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 13:42, 03 Mar 2023    Temat postu:

słodkie, piękne ... jeszcze ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 18:05, 03 Mar 2023    Temat postu:

Cieszę się, że Ci się podobało. Aderato ma ostatnio dużo do powiedzenia, siadam więc do pisania. Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:19, 04 Mar 2023    Temat postu:

Matt ma problemy...

***

Tego dnia Matthew Cartwright był wyjątkowo rozkojarzony i nawet nie starał się skupić na tym o czym mówił Speed Monroe. Chłopiec zwykle z dużym zapałem wykonywał wszystkie polecenie nauczyciela i miał do niego całą masę przeróżnych pytań. Teraz jednak błądził myślami gdzieś daleko. Był przygaszony i smutny. Speed, obserwując zazwyczaj pogodnego Matta, doszedł do wniosku, że coś musiało się stać. Nie chciał jednak go naciskać, licząc, że ten sam mu powie, co go dręczy. Tymczasem Matthew siedział zupełnie niezainteresowany lekcją i ze znudzoną miną przyglądał się, jak po brzegu stołu wędrowała przez nikogo nie niepokojona mucha. Speed widząc nietypowe zachowanie ucznia postanowił zrobić krótką przerwę. Chcąc rozweselić Matta opowiedział zabawną historyjkę. Chłopiec nie zareagował, tylko cicho westchnął. Teraz Monroe miał już pewność, że musiało się wydarzyć coś nieprzyjemnego. Usiadł naprzeciwko Matthew i przez dłuższą chwilę nic nie mówił. Oczekiwał na jego reakcję. Tej, niestety się nie doczekał. Zatroskany tym faktem, spytał:
- Matti, czy ty się aby dobrze czujesz?
Chłopiec spojrzał na niego zdziwiony i krótko odpowiedział:
- Tak.
- A może coś się stało?
- Nic się nie stało – mruknął, nie siląc się na grzeczność, Matt. Z zaciętym wyrazem twarzy wpatrywał się w leżący przed nim zeszyt.
- A mnie się wydaje, że jednak coś cię trapi – powiedział nauczyciel. - Jesteś, jakby nieobecny i w ogóle mnie nie słuchasz. Dwa razy zadałem ci to samo pytanie, a ty nie odpowiedziałeś. Nie wiem, jak mam to rozumieć?
- Jak sobie chcesz – fuknął chłopiec.
- To nie było miłe – zauważył Speed.
- Bo takie miało być! I nie chcę się już uczyć! Mam to gdzieś! Ciebie też! - krzyknął Matt i z wściekłością zrzucił wszystko ze stołu, a następnie zerwawszy się z krzesła, które przewróciło się z hukiem, wybiegł z domu. Na odgłos hałasu z kuchni wyjrzała zaniepokojona Holly. Jej oczom ukazał się zupełnie nieoczekiwany obrazek, a mianowicie rozrzucone na podłodze zeszyty, książki i przybory do pisania oraz oniemiały, stojący niczym żona Lota, Speed Monroe.
- Co tu się stało? Gdzie jest Matthew? - spytała zaskoczona Holly.
- Uciekł – odparł wciąż zszokowany Speed – powiedział, że...
- Co takiego powiedział?
- Że… że ma mnie gdzieś. Holly, przysięgam, że nie zrobiłem, nic co mogłoby usprawiedliwić takie zachowanie Matta. Od początku lekcji był jakiś niewyraźny. Nie odpowiadał na pytania, a wręcz mnie ignorował. Pomyślałem, że może źle się czuje. Zaprzeczył. Zapytałem więc, czy ma jakiś problem i wtedy zaczął krzyczeć, że nie chce się uczyć, i że mu na tym nie zależy.
- Co ty mówisz? To zupełnie niepodobne do Matthew. Co w niego wstąpiło?
- Nie mam pojęcia – Speed, zafrasowany, pokręcił głową – ale coś go trapi, to pewne.
- Spróbuję z nim porozmawiać – rzekła Holly. - Wiesz, gdzie pobiegł?
- Nie. Wybiegł nagle i był bardzo wściekły. Przyznaję, że jestem tym wstrząśnięty. Takiego zachowania nie spodziewałem się po Matthew.
- Speed, myślę, że na dzisiaj to już koniec nauki.
- Oczywiście masz rację. Już się zbieram – odparł Monroe i uprzątnął bałagan jakiego narobił Matt.
- Zostaw, nie musisz tego robić – powiedziała Holly.
- To nic takiego. – Uśmiechnął się smutnie i jakby z wahaniem, rzekł: - wiesz, myślę, że na dobre powinniśmy zakończyć edukację Matthew. I tak wkrótce rozpoczynają się wakacje. Chłopiec ma wystarczająco dobre podstawy, aby zacząć naukę od razu w drugiej klasie. Jest bystry i bardzo inteligentny. Da sobie radę. Uważam, że w takiej sytuacji nie ma co na siłę ciągnąć dalszej nauki.
- Mam nadzieję, że Matt nie uraził ciebie swoim zachowaniem.
- Ależ skądże. Jaki byłby ze mnie nauczyciel, gdybym przejmował się drobnymi fochami moich uczniów, ale przyznaję byłem trochę zaskoczony. Cóż, Matt to tylko dziecko. Wydaje mi się, że powinien odpocząć od książek i skupić się na zabawie. Na naukę będzie miał czas w szkole.
- Skoro tak uważasz, to Adam jeszcze dzisiaj, a najdalej jutro ureguluje należność za twój czas poświęcony Matthew.
- Nie musi się spieszyć – odparł Speed zakładając kapelusz. - Holly, nie krzyczcie na Matta. Najwidoczniej coś sprowokowało takie nietypowe dla niego zachowanie. Ktoś musiał go dotknąć do żywego. Jeśli mógłbym radzić, to spokojnie z nim porozmawiajcie, ale w żadnym wypadku nie róbcie mu wymówek. Karanie nic nie pomoże, a tylko pogłębi jego stan.

***

Tuż po odjeździe Speeda Monroe z wizytą do Holly i Adama przyjechała Emily Toliver i to jak zwykle z koszykiem pełnym łakoci.
- Ciociu, spadłaś mi z nieba! - krzyknęła na powitanie Holly.
- Niezupełnie, ale miło mi, że aż tak ucieszyłaś się na mój widok.
- Przecież wiesz, że zawsze się cieszę, gdy do nas zaglądasz.
- Wiem, wiem. Lepiej powiedz mi, jak się mają wasze skarby?
- Młodsze smacznie śpią, a starszy skarb nie jest w humorze – odparła Holly.
- To może ciasteczka z cynamonem poprawią mu nastrój? - zasugerowała Emily.
- Można spróbować, ale nie wiem, czy tym razem jakiekolwiek słodkości pomogą.
- O, zdaje się, że to jakaś poważna sprawa.
- Owszem – westchnęła Holly. - Matt zachował się bardzo brzydko w stosunku do Speed Monroe.
- Matti – oczy Emily zrobiły się okrągłe ze zdziwienia – to nieprawdopodobne. Każdy, ale nie on. Przecież to prawdziwy słodziak i do tego zawsze grzeczny.
- Powiedzmy. Zapewniam, że jemu też zdarza się być nieposłusznym, zresztą jak każdemu dziecku w jego wieku.
- To w czym problem, bo czegoś tu nie rozumiem.
- Ciociu, wytłumaczę ci to później. Teraz, jeśli byłabyś tak dobra, zajrzyj do bliźniaków. Ja muszę koniecznie odnaleźć Mattiego i wyjaśnić, co tak naprawdę się stało.
- To on uciekł?! I ty to mówisz tak spokojnie? Ostatnim razem, gdy to zrobił, oboje wylądowaliście w zapadlisku i omal nie straciliście życia.
- Spokojnie ciociu. To nie jest tak, jak ci się wydaje. Jestem pewna, że Matthew jest w stajni ze swoim kucykiem. Zawsze tam biegnie, gdy jest nie w sosie. – Rzekła Holly, a po chwili namysłu dodała: - Wiesz, co? Daj mi te ciasteczka, może się skusi.
- Bardzo proszę – Emily wyjęła z koszyka miseczkę z ciasteczkami zawiniętą w płócienną ściereczkę i podała bratanicy. - To dobry pomysł – pochwaliła. - Żaden mężczyzna, czy duży, czy mały nie oprze się słodkościom.
- Mam nadzieję, że ułatwią mi rozmowę z Mattim – westchnęła Holly i dodała: - Adam powinien być w domu mniej więcej za godzinę. Gdyby pojawił się wcześniej, to nic mu nie mów.
- A jak to sobie wyobrażasz?
- Nie wiem ciociu. Coś wymyślisz i proszę idź już do maluchów. Ethan chyba płacze – rzekła Holly i już jej nie było.
- O nic się nie martw! - rzuciła za nią Emily i wchodząc po schodach na piętro, skąd dochodził coraz głośniejszy płacz dzieci, wesoło zawołała: - skarby moje kochane, ciocia już idzie! Pewnie macie mokro, albo chce wam się pić. Zaraz się wami zajmę i wszystko będzie pod kontrolą. Wszystko z wyjątkiem waszego taty.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 14:32, 04 Mar 2023    Temat postu:

ciekawe ... fajne

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:52, 05 Mar 2023    Temat postu:

Dzięki Very Happy W tym odcinku wyjaśni się dlaczego Matt zachowywał się tak niegrzecznie.

***

Holly była wstrząśnięta tym, co usłyszała od Speeda Monroe. Zachowanie Matta, tak do niego niepodobne, musiało być wywołane czymś z czym chłopiec sam nie mógł dać sobie rady. Speed miał rację. Tej sprawy nie można było odłożyć na później. Holly postanowiła nie czekając na Adama natychmiast porozmawiać z chłopcem. Wiedziała, że to będzie trudne zadanie. Zanim weszła do stajni przystanęła, aby zaczerpnąć powietrza i trochę się uspokoić. Po chwili powoli uchyliła drzwi. W duchu modliła się, żeby Matthew tam był. Gdy usłyszała ciche pochlipywanie, odetchnęła z ulgą. Tak, jak przypuszczała był w boksie ze swoim ukochanym Karmelkiem.
- Matti mogę z tobą posiedzieć? - spytała uśmiechając się ciepło.
- Jak chcesz – odparł pociągając głośno nosem, a potem wycierając go w rękaw.
- Do tego lepsza jest chusteczka – zauważyła i podała mu swoją, wyjętą z kieszeni sukni. Chłopczyk bez słowa wziął ją i głośno wytarł nos.
- Możemy porozmawiać? - spytała.
- O czym? - Matt unikał wzroku Holly.
- Na początek o tym, co stało się podczas lekcji z panem Monroe.
- Nic się nie stało – odparł wzruszywszy ramionami.
- Czyżby? Pan Monroe był zaskoczony twoim zachowaniem. Podobno byłeś dla niego niegrzeczny.
- Bo tak chciałem – rzekł z uporem.
- To nie jest odpowiedź, na którą liczyłam.
- Innej nie będzie – rzucił niemal lekceważąco i zaczął głaskać Karmelka po szyi.
- Matthew, czy ja ciebie czymś uraziłam?
- Nie – mruknął pod nosem.
- A pan Monroe?
- Nie.
- A może tata, bo chyba nie bliźniaki?
- Daj mi spokój. Nie chcę z tobą rozmawiać. - Matthew odkręcił się do Holly plecami.
- Wiesz, przykro mi – rzekła – bo właśnie zauważyłam, że nie mówisz mi już „mamo”.
- Bo nie jesteś moją mamą! Masz swoje dzieci, to idź do nich! - krzyknął ze złością.
- Ach, to o to chodzi – Holly pokiwała głową ze zrozumieniem. - Synku, pojawienie się twojego rodzeństwa nic nie zmieniło. Jesteś dla mnie bardzo ważny i kocham ciebie.
- Nieprawda! I nie nazywaj mnie „synkiem”, bo przecież nim nie jestem!
- Dobrze – Holly poczuła, jak łzy nabiegają jej do oczu i z trudem panując nad sobą spytała: - a możesz mi powiedzieć, co takiego się zmieniło, że nie chcesz już być moim synem?
- Daj mi spokój – odparł płaczliwe.
- Nie, nie dam ci spokoju – rzekła stanowczo. – Chcę wiedzieć i to natychmiast, co takiego się stało, że grzeczny do tej pory chłopiec zmienił się nie do poznania.
Matthew nie odpowiedział, tylko pochylił głowę i mocno zacisnął usta. Holly chciała go pogłaskać, ale uchylił się. Dłoń kobiety zawisła w powietrzu.
- Pamiętasz, jaka zasada obowiązuje w naszym domu? - spytała. Matt nadal milczał i tylko błądził wzrokiem ponad głową Holly. - Nie gniewamy się na siebie i zawsze mówimy sobie prawdę, nawet tę najgorszą.
- Tak? - w oczach Matta błysnęła złość.
- Tak. Mówimy sobie o wszystkim.
- To proszę bardzo, jesteś wredna!
- Słucham?! - Holly wręcz zamurowało.
- Myślałem, że mnie kochasz, że chcesz być moją mamą.
- Przecież jestem – wydusiła z siebie wstrząśnięta kobieta.
- Naprawdę? Moja prawdziwa mama nigdy nie wysłałaby mnie do szkoły z internatem!
- Przecież to nieprawda. Nigdy bym tego nie zrobiła, ani ja, ani twój tata. My ciebie kochamy i nie wyobrażamy sobie bez ciebie życia.
- Nieprawda! Nieprawda! Nieprawda! - krzyczał Matt mocno zaciskając oczy. Holly objęła go ciasno ramionami. Próbował jej się wyrwać, ale nie pozwoliła na to.
- Matti, skarbie, uspokój się.
- Chcecie się mnie pozbyć, bo macie swoje dzieci – płakał żałośnie. – Ja wam tylko zawadzam.
- To jakaś bzdura. Proszę, nie mów tak, kochanie – po policzkach Holly płynęły łzy.
- Tak bardzo się starałem, żebyście byli ze mnie zadowoleni. Byłem grzeczny – chlipał – opiekowałem się bliźniakami, pomagałem przy nich i starałem się, żebyście byli ze mnie zadowoleni, ale to nie wystarczyło. Chcecie mnie odesłać z domu!
- Matti, popatrz na mnie – rzekła Holly unosząc zapłakaną buzię chłopca ku górze – proszę spojrzyj na mnie i odpowiedz, czy kiedykolwiek ciebie oszukałam? Czy byłam dla ciebie niedobra?
- No… nie – odparł i głośno pociągnął nosem.
- Kocham cię Matti. Kocham od tamtego listopadowego ranka, gdy stanąłeś w drzwiach kuchni cioci Emily. Pamiętasz? - Zapłakany chłopiec tylko skinął głową. - Było mi wtedy bardzo ciężko. Musiałam uciekać z mojego domu, zostawić ludzi, którzy dużo dla mnie znaczyli. Gdy przyjechałam tu do Nevady było mi bardzo smutno, ale zmieniło się to, gdy swoją przyjaźń, a potem miłość ofiarował mi pewien czarnowłosy chłopczyk.
- Mówisz o mnie? - spytał cichutko.
- A o kim innym? - pogłaskała go po policzku. - Nawet nie wiesz, jak bardzo pomogłeś mi w tamtym czasie. Pamiętasz, jak kiedyś opowiadałam ci o moim synku Braxtonie, którego straciłam?
- Tak.
- Bardzo za nim tęskniłam, nadal tęsknię, tak, jak ty za swoją mamą, ale gdy pojawiłeś się w moim życiu, ta tęsknota stała się lżejsza i zrozumiałam… - tu głos Holly zadrżał.
- Co? - Matt spojrzał na nią z nadzieją.
- Że los dał mi pociesznie, dał mi wspaniałego synka, ciebie. Jesteś dla mnie i dla swojego taty całym światem.
- A Maddie i Ethan?
- Też, ale ty jesteś najważniejszy. Pierworodny. Wiesz, co to znaczy?
- No, chyba to, że urodziłem się przed bliźniakami.
- Otóż to właśnie. Jesteś pierwszy wśród całego swojego rodzeństwa. Kiedyś, gdy dorośniesz i przejmiesz po tacie ranczo, staniesz się najważniejszy w rodzinie i będziesz za całą rodzinę odpowiedzialny. Matti, nie wiem kto naopowiadał ci takich głupot, ale przysięgam, że nic z tego, co ci powiedziano nie jest prawdą. Wierzysz mi?
- Chyba… chyba tak – odparł niepewnie chłopiec.
- W tej kwestii nie może być „chyba”, albo mi wierzysz, albo nie – rzekła stanowczo Holly.
Matti przez dłuższą chwilę uważnie przyglądał się kobiecie. W jej oczach wyczytał, że jest kochany. Z płaczem rzucił się w jej ramiona. Długo szlochał zanim się uspokoił, a gdy to nastąpiło powiedział:
- Przepraszam mamo, ja nie chciałem, ale oni mówili, że ty i tato naprawdę chcecie się mnie pozbyć.
- Już dobrze. - Holly przytuliła chłopca do siebie. - A teraz powiedz mi kim są ci „oni”.
- To kowboje.
- Pracują u nas?
- Nie, u dziadka. Przedwczoraj, gdy pojechaliśmy z tatą na pastwisko, żeby zobaczyć, jak idzie znakowanie krów, ci kowboje zapytali mnie o Maddie i Ethana… no, wiesz, czy są zdrowi i takie tam. Ja im o nich opowiedziałem. Jeden z nich zaczął się ze mnie śmiać i powiedział, że jak na Cartwrighta to jestem strasznie głupi i naiwny, bo przecież wszyscy wiedzą, że bliźniaki są ważniejsze ode mnie i że mnie już nie kochacie. Potem jeszcze powiedział, żebym zaczął się pakować, bo pewnie z końcem lata wyjadę do takiej szkoły, w której jest straszny rygor.
- Z końcem lata to pójdziesz do szkoły, ale tu w Virginia City. Jeszcze raz zapewniam cię, że nic takiego nie przyszło nam do głowy. A teraz powiedz mi, jak nazywa się ten kowboj?
- Nie mogę ci tego zdradzić, mamo, bo to byłoby tak jakbym chciał na niego naskarżyć, a tak przecież nie można robić – odparł Matt.
- Synku, za to co ten człowiek zrobił tobie i nam, nie musisz go chronić. Nie można bezkarnie mówić, co ślina na język przyniesie. I nie można mówić nieprawdy. To złe i przynosi dużo cierpienia. Dlatego ten kowboj musi ponieść karę.
- A może ja sam z nim porozmawiam? - widać było, że Matt ma wątpliwości, czy powinien podać nazwisko kowboja.
- Nie kochanie, jesteś jeszcze dzieckiem, a ta sprawa musi być załatwiona przez dorosłych.
- Powiesz tacie?
- Muszę.
- Będzie zły.
- Zapewne. Każdy byłby – stwierdziła Holly. - To jak nazywa się ten mężczyzna?
Matt niepewnie rozejrzał się wokół, po czym nachylił się do Holly i cichutko wprost do jej ucha wyszeptał nazwisko kowboja, który zachwiał jego wiarą w rodziców.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 14:13, 05 Mar 2023    Temat postu:

dobre ... piękne

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 53, 54, 55, 56, 57  Następny
Strona 54 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin