Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 8:19, 22 Maj 2020    Temat postu:

Ach, w końcu udało mi się przeczytać Mruga jaka uczta!
Szerzej skomentuję nieco później, ale już teraz pozwole sobie napisać, że pan detektyw wydaje mi sie bardzo ciekawym człowiekiem Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 12:41, 22 Maj 2020    Temat postu:

Widzę, Senszen, że detektyw naprawdę wpadł Ci w oko. Mruga Miło mi, że ta postać Cię zainteresowała. Chyba za Twoją sprawą przedłużę detektywowi żywot w tym opowiadaniu. Dzięki za przeczytanie ostatnich odcinków. Very Happy

A teraz przenieśmy się do salonu w Ponderosie, gdzie Adam podejmuje Holly świątecznym poczęstunkiem. Oto, co z tego wyszło:


***

• Proszę, niech pani usiądzie – rzekł Adam. - Zaraz przygotuje coś ciepłego. Czy może być kawa?
• Jeśli potrafi pan zaparzyć naprawdę dobrą, to chętnie się napiję – odparła Holly.
• Podobno parzę zupełnie niezłą. Mnie w każdym razie smakuje – Adam uśmiechnął się i mrugnął do dziewczyny, czym wprawił ją w zdumienie. W jego głosie nie dosłyszała kpiny i to wydało jej się dziwne. Do tej pory widziała go albo wściekłego, albo chorego, dlatego nowe oblicze Adama Cartwrighta po prostu ją zaskoczyło.
• To może panu pomogę – zaproponowała.
• Byłoby miło – odparł Adam i spojrzał życzliwie na dziewczynę. - Kuchnia…
• Wiem, gdzie jest kuchnia.
• No, tak zapomniałem. Proszę przodem.
• Co mam robić? - spytała Holly, gdy znaleźli się w królestwie Hop Singa.
• Proszę wyjąć z kredensu talerzyki i filiżanki.
• Co robicie? - Matt zaciekawiony wpadł do kuchni.
• Kawę – odparł Adam.
• Taką prawdziwą?
• Tak, a dlaczego pytasz?
• No, bo ja nie mogę jeszcze pić takiej kawy.
• Słuszna uwaga, synku – przyznał Adam. - Może być ciepłe mleko?
• Nieee – Matt skrzywił się.
• A może masz ochotę na czekoladę? - spytała Holly.
• O, tak! Bardzo! - chłopczyk zaklaskał w dłonie.
• Panie Cartwright, macie czekoladę?
• Tak. Powinna być w szafce po prawej. – Odparł Adam i dodał: – proszę czuć się, jak we własnej… kuchni.
Gdy kawa była już zaparzona, a jej aromat zmieszał się z zapachem gorącej czekolady, Adam i Holly w asyście rozszczebiotanego Matthew przeszli do salonu. Tu chłopiec pochwalił się dziewczynie nie tylko swoimi prezentami, ale także opowiedział, co pod choinkę dostał jego tata, dziadek i stryjowie. Potem usiadł na kanapie obok Holly i z apetytem wypił czekoladę, zjadł kawałek przepysznego ciasta oraz garść maślanych ciasteczek. Widocznie zmęczony, złożył głowę na kolanach dziewczyny i… usnął. Holly pogłaskała dziecko po włosach, czule się przy tym uśmiechając. Nie uszło to uwadze Adama. Poczuł ukucie w sercu, gdy przypomniał sobie niemal taki sam obrazek. Naomi podobnie, jak teraz Holly, siadała z Mattem na kanapie. Chłopiec przytulony do matki słuchał jej opowieści. Często też szeptał jej coś do ucha. Adam nigdy nie dowiedział się o czym rozmawiali, a gdy kiedyś zapytał o to, Naomi odpowiedziała mu, że to, tajemnice syna i matki. I zapewniła go, że gdy Matthew podrośnie to wtedy wszystko się zmieni i to Adam zostanie powiernikiem jego sekretów.
• Zdaje się, że emocje dnia dzisiejszego zmogły pana syna – zauważyła Holly.
• O, tak – przyznał Adam. - Wstał wczesnym rankiem, bo koniecznie chciał zobaczyć Mikołaja.
• I, co? Udało mu się?
• Niestety, ale prezenty mu to zrekompensowały – Adam zaśmiał się cicho.
• Jestem tego pewna. Zwłaszcza kucyk go oczarował. Cały czas mi o nim opowiadał. – Odparła Holly, przyglądając się spod oka mężczyźnie, po czym stwierdziła: - zaskoczył mnie pan.
• Ja? - zdziwił się Adam. - A czym, jeśli można wiedzieć?
• Miałam o panu nieco inne wyobrażenie i po prostu nie byłam pewna, jak mnie pan dziś przyjmie.
• To wyobrażenie, jak mniemam, było niekorzystne.
• Szczerze? - spytała utkwiwszy wzrok w Adamie.
• Tylko szczerze.
• Dobrze. Gdy spotkałam pana po raz pierwszy wydał mi się pan niesympatycznym człowiekiem.
• Faktycznie, wtedy w sklepie nie zachowałem się tak, jak należy. Byliśmy z Joe zmęczeni, po długiej podróży, a tu nagle pojawia się impertynencki młodzieniec. Każdemu puściłyby nerwy.
• I to ma być usprawiedliwienie? - spytała Holly.
• Poniekąd tak. I proszę mi wierzyć, jest mi przykro, że nasza znajomość tak niefortunnie się rozpoczęła. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko panią przeprosić.
• Doprawdy? Pan mnie przeprasza? - Holly z niedowierzaniem przyjęła słowa Adama.
• Tak, ale tylko za to do czego doszło w sklepie. Kolejne nasze starcia to już pani inicjatywa.
• No, wie pan – rzekła oburzona Holly – jak pan może.
• Mieliśmy rozmawiać szczerze. Chyba nie zaprzeczy pani, że nasze piątkowe starcie, było przez panią sprowokowane. Podobnie zresztą, jak to w hotelowej restauracji.
• Cóż...są Święta i nie zamierzam się z panem sprzeczać.
• Czyżby to taka forma przeprosin? - Adam zaśmiał się.
• Nie, jedynie zawieszenie broni – rzekła dziewczyna z wyrazem twarzy twardego negocjatora.
• Dobre i to. – Stwierdził Adam i westchnąwszy przesadnie rzekł: - miałem nadzieję na trwały rozejm.
• Rozejm tak, ale tylko na czas pana rekonwalescencji. Z ozdrowieńcem nie zamierzam się kłócić – odparła ze słodkim uśmiechem Holly.
• W takim razie zaczynam żałować, że tak szybko wracam do zdrowia – Adam również się uśmiechnął.
• Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
• Straszny z pani niedowiarek, panno McCulligen.
• Czasami bywam podejrzliwa.
• Zapamiętam to sobie. – Rzekł Adam, a jego oczy wyrażały… no, właśnie, co wyrażały? Holly pod wpływem spojrzenia mężczyzny poczuła, że robi jej się gorąco, szybko więc zmieniła temat rozmowy.
• A w ogóle, jak pan się czuje? - spytała nieswoim głosem.
• Całkiem nieźle, dziękuję – odparł Adam.
• Właśnie widzę. Moim zdaniem powinien pan jeszcze leżeć w łóżku. Doktor Martin nie będzie zadowolony, gdy się o tym dowie.
• Chyba pani mu nie powie?
• Tylko pod warunkiem, że nie będzie pan lekceważył swojego zdrowia i wróci do łóżka.
• Teraz? - spytał Adam udając zaskoczenie. - Miałbym zostawić tak miłego gościa zupełnie samego. Mamy przecież Święta.
• Panie Cartwright...
• Już dobrze, obiecuję, że cały jutrzejszy dzień spędzę w łóżku – Adam uniósł dłoń w górę, tak jakby składał przysięgę.
• Tak już lepiej.
• Panno McCulligen nie miałem do tej pory okazji, aby pani podziękować. Dziękuję za wszystko, co pani dla mnie zrobiła. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem pani fachowości.
• To nic takiego – odparła skromnie Holly.
• Jestem innego zdania. Nie każda młoda panna potrafi postawić bańki.
• Z tego, co pamiętam był pan trochę przerażony tym faktem.
• Raczej zaskoczony – rzekł Adam. - Muszę przyznać, że pani umiejętności zrobiły na mnie wrażenie.
• To zasługa mojego taty, który był wspaniałym lekarzem. Fascynowała mnie jego praca i powiem panu, że gdybym mogła to studiowałabym medycynę.
• Chciałaby pani być lekarzem? - spytał z zaciekawieniem Adam.
• Owszem. To takie dziwne, że kobieta chciałaby realizować się zawodowo?
• Nie. Kobiety przecież pracują.
• Tak, ale dlatego, że muszą, a nie chcą. Pracują za marną zapłatę jako nauczycielki, panny sklepowe, krawcowe, kelnerki, dziewczyny w saloonie. Słyszał pan o kobiecie – prawniku? Albo kobiecie – lekarzu? A może o kobiecie wykładającej na uczelni i mającej tytuł profesora? Bo ja nie. Zresztą, jak kobieta może się wykazać, skoro odmawia się jej prawa do studiowania.
• Poniekąd ma pani rację. Studiowałem w Bostonie i kiedyś obiło mi się o uszy, że pewna panna chciała studiować tam architekturę.
• Jak domyślam się nic z tego nie wyszło, bo nie była mężczyzną.
• Dobrze się pani domyśla. Poza tym uznano, że nawet gdyby jakimś cudem została przyjęta na studia, to i tak nie poradziłaby sobie na tak ciężkim kierunku.
• I pan w to wierzy?
• Czy ja wiem… - zaczął Adam, ale nie zdążył dokończyć myśli, bowiem w oczach Holly pojawiły się niebezpieczne błyski.
• To takie typowe dla mężczyzn. Uważacie się za najmądrzejszych, najsilniejszych…
• Na ogół mężczyźni są silni – wtrącił Adam.
• Nie traktujecie, nas kobiet, poważnie.
• Ja traktuję.
• Waszym zdaniem powinnyśmy siedzieć w domu i strzec ogniska.
• Tak było od zarania dziejów i nie widzę w tym nic złego.
• Otóż to właśnie! - wykrzyknęła z pasją dziewczyna, czym prawie obudziła Matthew. Chłopczyk na moment otworzył oczy, coś zamruczał i pod wpływem uspokajającego dotyku Holly ponownie usnął. - Otóż to właśnie – powtórzyła, ale tym razem już szeptem.
• Panno McCulligen, bez względu na to, jak bardzo by się pani oburzała, to kobiety dają życie, one nas wychowują i naturalną koleją rzeczy prowadzą dom. Oczywiście nie znaczy to, że kobiety nie powinny się uczyć. Twierdzę, że każdy bez względu na płeć powinien zgłębiać wiedzę i to przez całe swoje życie. I powiem pani coś jeszcze: to niesprawiedliwe, że młode kobiety nie mają dostępu do uczelni.
• Niesłychane – Holly pokręciła z niedowierzaniem głową. - Pan naprawdę tak myśli?
• Owszem.
• Powinni pana pokazywać ma jarmarkach.
• Niewiele by zarobili – Adam zaśmiał się cicho.
• Zadziwił mnie pan. Myślałam, że ma pan bardzo konserwatywne poglądy.
• Cieszę się, że panią zaskoczyłem. A swoją drogą, jak na dziewczynę z Południa ma pani bardzo nowoczesne podejście do życia.
• Może to Południe właśnie sprawiło, że dostrzegłam więcej. Jest pan wykształconym człowiekiem, więc doskonale zdaje sobie pan sprawę, dlaczego trwa tam wojna.
• Nie będziemy chyba teraz o tym mówić. To temat na inną rozmowę.
• Ma pan rację.
• No, proszę, wreszcie w czymś się zgadzamy – Adam uśmiechnął się, a wtedy ukazały się w jego policzkach dołeczki, czego Holly do tej pory nie zauważyła. Znowu zrobiło się jej gorąco. Szybko pochyliła głowę i pogłaskała śpiącego Matta.
• Mama Matthew musiała być wspaniałą kobietą – rzekła.
• To prawda, ale i o tym nie będziemy rozmawiać.
• Możemy pomilczeć.
• Jeśli ma pani takie życzenie, ale wolałbym dowiedzieć się, czy podoba się pani Nevada.
• Nie potrafię panu odpowiedzieć. Śnieg wszystko zakrywa. Może wiosną panu odpowiem, o ile jeszcze tu będę.
• Zamierza pani nas opuścić? - Adam wydawał się zaskoczony. - Emily wspominała, że zostanie pani tu na stałe.
• Wiem, że ciocia tego by chciała, ale moje miejsce jest w Georgii. Mam tam przyjaciół, miejsca bliskie sercu, wspomnienia.
• Doskonale panią rozumiem. Wiele razy chciałem opuścić Ponderosę, ale prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie życia poza nią. Ja też, tak jak pani w Georgii, mam tu przyjaciół, wspomnienia, ulubione miejsca, a przede wszystkim rodzinę i życie… zwykle, normalne życie.
• Rodzina – rzekła wolno i ze smutkiem dziewczyna. - Tak, to wartość sama w sobie.
Po jej słowach zapadła cisza. Myśli Adama i Holly, pobiegły do tych, których tak bardzo kochali i wtedy ciche posapywanie śpiącego Matthew przywróciło ich do rzeczywistości.
• Jest taki słodki, gdy śpi – Holly popatrzyła na chłopca z czułością. - Na pewno jest pan z niego dumny.
• Tak. To grzeczne dziecko. – Powiedział Adam i chcąc ukryć wzruszenie, dodał: - powinienem od razu zanieść go do łóżka, a tak pewnie jest pani cała zdrętwiała.
• Nic podobnego – odparła. - Matthew nie jest taki ciężki.
• Lubi go pani?
• O, tak. Bardzo lubię dzieci i lepiej dogaduję się z nimi niż…
• Ich ojcami – dopowiedział Adam.
• Skoro tak pan uważa – odparła rozbawiona Holly. - Późno już. Pana brat obiecał, że po mnie przyjedzie.
• A który, jeśli wolno spytać?
• Mały Joe.
• To pewnie zaraz przyjedzie. Gorzej byłoby, gdy miał to być Hoss – stwierdził Adam.
• A dlaczegóż to?
• Jeśli jeszcze pani się nie zorientowała to Hoss jest wielkim łasuchem, a kuchnia Emily jest uznawana za najlepszą w okolicy. Rozumie więc pani, że mój brat mógłby zapomnieć o danej pani obietnicy.
• A Mały Joe?
• Cóż, mój najmłodszy brat również znany jest z dobrego apetytu, ale także z ogromnej słabości do kobiet. Tak więc na pewno zaraz tu będzie.
• Zabrzmiało to w pana ustach, jak ostrzeżenie – Holly spojrzała spod oka na Adama. - Czyżby bracia rywalizowali ze sobą?
• Czasami tak, ale nigdy o te same kobiety. Słyszałem, że Mały Joe będzie uczył panią jazdy konnej.
• Owszem. Jeśli pogoda pozwoli, zaczniemy po Nowy Roku. Ciocia Emily mówiła mi, że pana brat jest doskonałym jeźdźcem.
• Bez przesady – prychnął Adam – ale fakt, w siodle trzyma się nieźle.
• Chce pan powiedzieć, że pan byłby lepszym nauczycielem?
• Tego nie powiedziałem.
• Mały Joe wspomniał mi, że przed laty uczył pan jazdy konnej pewną pannę i ta spadła z konia, i złamała rękę.
• A to papla – stwierdził Adam. - Już ja sobie z nim pogadam, jak tylko wróci do domu. A nawet i teraz, bo słyszę właśnie turkot bryczki.
• Proszę, niech pan tego nie robi. W przeciwnym razie pana brat straci do mnie zaufanie.
• Tak pani zależy na tym jego zaufaniu?
• Zabrzmiało to tak, jakby pan był zazdrosny.
• Ja? - Adam wzruszył ramionami. - Myli się pani. A to kto będzie panią uczył jeździć konno, to nie moja sprawa. O jest i Joe – dodał na widok wchodzącego do domu brata i spytał: – co tak późno? Panna McCulligen zaczęła się już niepokoić.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Sob 8:11, 23 Maj 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 22:39, 22 Maj 2020    Temat postu:

Super! Nareszcie pogadali jak ludzie - spokojnie i przyjaźnie Very Happy
Jutro skomentuję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:54, 23 Maj 2020    Temat postu:

Cytat:
W jego głosie nie dosłyszała kpiny i to wydało jej się dziwne. Do tej pory widziała go albo wściekłego, albo chorego, dlatego nowe oblicze Adama Cartwrighta po prostu ją zaskoczyło.
• To może panu pomogę – zaproponowała.
• Byłoby miło – odparł Adam i spojrzał życzliwie na dziewczynę.

Czyżby zaczęli się porozumiewać jak ludzie?
Cytat:
• No, bo ja nie mogę jeszcze pić takiej kawy.
• Słuszna uwaga, synku – przyznał Adam. - Może być ciepłe mleko?
• Nieee – Matt skrzywił się.
• A może masz ochotę na czekoladę? - spytała Holly.
• O, tak! Bardzo! - chłopczyk zaklaskał w dłonie.

A kto by tam pił mleko, jeśli może pić czekoladę?
Cytat:
...Adam i Holly w asyście rozszczebiotanego Matthew przeszli do salonu. Tu chłopiec pochwalił się dziewczynie nie tylko swoimi prezentami, ale także opowiedział, co pod choinkę dostał jego tata, dziadek i stryjowie. Potem usiadł na kanapie obok Holly i z apetytem wypił czekoladę, zjadł kawałek przepysznego ciasta oraz garść maślanych ciasteczek. Widocznie zmęczony, złożył głowę na kolanach dziewczyny i… usnął.

Przemiły obrazek ... prawie rodzinny
Cytat:
... - zaskoczył mnie pan.
• Ja? - zdziwił się Adam. - A czym, jeśli można wiedzieć?
• Miałam o panu nieco inne wyobrażenie i po prostu nie byłam pewna, jak mnie pan dziś przyjmie.
• To wyobrażenie, jak mniemam, było niekorzystne.

Dobrze mniema
Cytat:
Gdy spotkałam pana po raz pierwszy wydał mi się pan niesympatycznym człowiekiem.
• Faktycznie, wtedy w sklepie nie zachowałem się tak, jak należy. Byliśmy z Joe zmęczeni, po długiej podróży, a tu nagle pojawia się impertynencki młodzieniec. Każdemu puściłyby nerwy.

Oj! Chyba nie chodzi jej o zajście w sklepie
Cytat:
• Doprawdy? Pan mnie przeprasza? - Holly z niedowierzaniem przyjęła słowa Adama.
• Tak, ale tylko za to do czego doszło w sklepie. Kolejne nasze starcia to już pani inicjatywa.
• No, wie pan – rzekła oburzona Holly – jak pan może.
• Mieliśmy rozmawiać szczerze. Chyba nie zaprzeczy pani, że nasze piątkowe starcie, było przez panią sprowokowane. Podobnie zresztą, jak to w hotelowej restauracji.

Jest w tym jakaś logika ... racja również
Cytat:
Nie każda młoda panna potrafi postawić bańki.
• Z tego, co pamiętam był pan trochę przerażony tym faktem.
• Raczej zaskoczony – rzekł Adam. - Muszę przyznać, że pani umiejętności zrobiły na mnie wrażenie.

Zaskoczony? Zdecydowanie wystraszony
Cytat:
- Późno już. Pana brat obiecał, że po mnie przyjedzie.
• A który, jeśli wolno spytać?
• Mały Joe.
• To pewnie zaraz przyjedzie.

Jeśli Joe ma przyjechać po ładną dziewczynę, to na pewno przyjedzie
Cytat:
• Cóż, mój najmłodszy brat również znany jest z dobrego apetytu, ale także z ogromnej słabości do kobiet. Tak więc na pewno zaraz tu będzie.
• Zabrzmiało to w pana ustach, jak ostrzeżenie – Holly spojrzała spod oka na Adama. - Czyżby bracia rywalizowali ze sobą?

Rywalizują ... od lat
Cytat:
Słyszałem, że Mały Joe będzie uczył panią jazdy konnej.
• Owszem. Jeśli pogoda pozwoli, zaczniemy po Nowy Roku. Ciocia Emily mówiła mi, że pana brat jest doskonałym jeźdźcem.
• Bez przesady – prychnął Adam – ale fakt, w siodle trzyma się nieźle.
• Chce pan powiedzieć, że pan byłby lepszym nauczycielem?
• Tego nie powiedziałem.

Nie powiedział, ale wyraźnie dał do zrozumienia
Cytat:
. W przeciwnym razie pana brat straci do mnie zaufanie.
• Tak pani zależy na tym jego zaufaniu?
• Zabrzmiało to tak, jakby pan był zazdrosny.
• Ja? - Adam wzruszył ramionami. - Myli się pani. A to kto będzie panią uczył jeździć konno, to nie moja sprawa. O jest i Joe – dodał na widok wchodzącego do domu brata i spytał: – co tak późno? Panna McCulligen zaczęła się już niepokoić.

Dokładnie tak to zabrzmiało

Kolejny bardzo ciepły, rodzinny, świąteczny fragment opowiadania. Żartobliwe przekomarzanie się, wspólne wypicie kawy, ustalenie poglądów na emancypację kobiet ... trochę zaiskrzyło, kiedy rozmowa zeszła na temat Joe i nauki jazdy konnej umiejętności jeździeckich najmłodszego brata i zdolnościach pedagogicznych ich obu. Adam chyba jest nieco zazdrosny ... a przynajmniej wydaje mi się, że zaczyna być zazdrosny, o Holly? Kto wie? Pewnie autorka i może niebawem przeleje to na klawiaturę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:33, 23 Maj 2020    Temat postu:

Dziękuję za ciekawy i miły komentarz. Very Happy Relacje między Adamem i Holly nadal będą dynamiczne. To tylko święta spowodowały, że zaczęli ze sobą rozmawiać, jak normalni ludzie. Można rzec, że jest to taka cisza przed burzą. Mruga Oczywiście do tych niełatwych relacji Adasia i Holly zupełnie nieświadomie przyłoży się Mały Joe, olśniony rudzielcem z Georgii. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 13:14, 24 Maj 2020    Temat postu:

Ja po prostu zwracam uwagę na interesujące wątki Wesoly A jeżeli detektyw dłużej zabawi w Twoim opowiadaniu, to pozostaje mi się tylko bardzo cieszyć, moim zdaniem ta postać ma duży potencjał Wesoly

bardzo też jestem ciekawa tej burzy między Holly a Adamem... choć z dynamiki tej znajomości wnioskuję, że prawdopodobnie zaczniemy (może wraz z nadejściem wiosny) obserwować gwałtowne ocieplenie relacji. Chyba, że wplącze się w to mój, już ulubiony detektyw, i trochę zawróci w głowie pannie Holly Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:29, 25 Maj 2020    Temat postu:

Detektyw może być


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 0:17, 26 Maj 2020    Temat postu:

***

Świąteczne przyjęcie u Toliverów zakończyło się późnym wieczorem. Wszyscy i to niemal jednogłośnie uznali, że było to udane przyjęcie. Oczywiście, jak to zwykle bywa przy takich okazjach i tu znalazło się kilku malkontentów, wśród których prym wiodła pani Myrna Chump, członkini rady parafialnej. Kobieta we wszystkim doszukiwała się ujemnych stron. Pod płaszczykiem serdeczności wytykała ludziom potknięcia lub niedoskonałości. Wszystko ją interesowało i nic nie uszło jej uwagi. Nic więc dziwnego, że gdy, jako jedna z ostatnich gości, opuściła przyjęcie Toliverów, Emily odetchnęła z ulgą.
• Pomóc ci ciociu? - spytała Holly schodząc po schodach.
• Owszem. Pomoc się przyda – odparła kobieta i wskazując stertę talerzy, powiedziała: - przełóż je na ten stół pod ścianą, a ja poskładam obrusy. Jutro trzeba będzie je uprać.
• A gdzie jest wujek? - zainteresowała się dziewczyna, wykonując polecenie Emily.
• Kazałam mu się położyć. Noga go rozbolała i spuchła. Potem zrobię mu okład.
• Biedny wujek.
• To złamanie, jeszcze długo będzie mu się dawać we znaki. - Stwierdziła Emily. - A ty, jak bawiłaś się w towarzystwie Adama Cartwrighta?
• Och, ciociu!
• Nie „och, ciociu”, tylko opowiadaj. Znając twoją awersję do Adama, to musieliście przez cały czas, albo milczeć, albo się kłócić.
• Ani to, ani to – odparła z dziwnym uśmiechem Holly.
• Czekaj no, ten uśmieszek wiele mówi – rzekła Emily składając ostatni z obrusów. - Opowiadaj, jak było.
• Nawet miło. Pan Cartwright jest ciekawym rozmówcą.
• I, co ? Tylko tyle? - Emily zrobiła zawiedzioną minę.
• Jeśli myśli ciocia, że się całowaliśmy, to nie – wypaliła Holly. - Pan Cartwright nie jest w moim typie, podobnie, jak ja w jego.
• A czy ja o to pytam? Chciałam dowiedzieć się, jak wygląda kucyk Matthew, i co na twój widok powiedział Adam. Ben wspominał mi żartem, że Adam trochę obawia się ciebie.
• Mnie? Nie wiedziałam, że jestem postrachem mężczyzn – Holly parsknęła śmiechem.
• Wiesz, moja droga, każdy dorosły mężczyzna ma w sobie coś z dziecka. A gdy do tego choruje i musi oddać się w kobiece ręce, to zapewniam cię, staje się bardzo niespokojny.
• Cóż ciociu, ty wiesz lepiej. A kucyk Matthew jest prześliczny ma bujną płową grzywę i takiż ogon, i wygląda jak duży karmelek.
• To palomino.
• Co takiego?
• Umaszczenie konia. Oj, Holly, jeszcze dużo będziesz musiała się nauczyć. Życie na ranczo to nie to, co w mieście.
• Skąd niby mam to wiedzieć, przecież prawie nie jeżdżę konno – Holly wzruszyła ramionami.
• Nie martw się, Mały Joe zrobi z ciebie świetną amazonkę. On ma konie we krwi.
• A ojciec Matthew?
• Adam? On nawet bardziej. Doskonale jeździ i jak nikt w okolicy zna się na koniach. Może tylko Ben jest lepszy od niego. Zresztą klacz, na której będziesz jeździć jeszcze przed twoim przyjazdem wybrał właśnie Adam.
• Czy w związku z tym powinnam już się bać?
• Nie rozumiem? - spytała zdziwiona Emily.
• Znając jego stosunek do mnie, to jak tylko dosiądę tę klacz to okaże się, że jest to bydlę z piekła rodem.
• Nie przesadzaj. Bliss to uosobienie spokoju.
• Bliss? A cóż to za imię dla klaczy?
• Jak ją zobaczysz to zrozumiesz – stwierdziła Emily. - Umówiłaś się już z Małym Joe na pierwszą lekcję?
• Rozmawiałam z nim i po Nowym Roku zacznę naukę.
• Świetnie. Na wiosnę powinnaś całkiem nieźle trzymać się w siodle. A jesienią będziesz mogła pojechać na spęd – Emily mrugnęła do dziewczyny.
• Jesienią, ciociu to może będzie już po wojnie i będę mogła wrócić do Savannah.
• A ty swoje! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jak Południe będzie wyglądać, gdy ustaną wreszcie działania wojenne? Wszystko będzie tam w ruinie. A ludzie? Myślisz, że będą przyjaźni i dobrzy? Holly, pamiętaj jakikolwiek konflikt, a w szczególności wojna, budzi w ludziach najgorsze instynkty. Doktor Simpson, przyjaciel twego ojca wiedział, co robi przysyłając cię do nas. Nie mówiłam ci o tym, ale prosił mnie, żebym zrobiła wszystko, żeby cię u nas zatrzymać. Obiecałam mu, że to zrobię i danego słowa zamierzam dotrzymać. On i jego żona bardzo cię kochają i nie darowaliby sobie, gdyby coś ci się stało. Ralph i ja również. Holly, wiem, że bardzo ciągnie cię do Savannah i znam tego powód. Za dwa, trzy lata, gdy życie jakoś się tam unormuje, pojedziesz, ale nie teraz. To zbyt niebezpieczne dla ciebie. Pamiętaj, co przytrafiło się twojemu ojcu.
• Pamiętam – rzekła cicho Holly. - Martwię się o Simpsonów. Myślałam, że chociaż przyślą list. A tak zupełnie nie wiem, co u nich się dzieje. Czy są bezpieczni?
• Trzeba wierzyć, że tak – Emily podeszła do dziewczyny i objęła ją ramieniem. - A jeśli cię to uspokoi możemy jutro pojechać do Virginia City i sprawdzić, czy nie ma od nich listu. Co ty na to?
• Mogłybyśmy?
• Oczywiście. Mam kilka spraw do załatwienia w mieście i będzie mi miło, jeśli zechcesz mi towarzyszyć. Mam tylko nadzieję, że nie natkniemy się na tę upiorną Chump. Bardzo się tobą interesuje. Nawet dopytywała się, gdzie tak nagle zniknęłaś.
• I, co jej ciocia powiedziała?
• Że rozbolała cię głowa i poszłaś na górę się położyć.
• Uwierzyła?
• Chyba nie do końca, zwłaszcza, że zauważyła nieobecność Matthew i Małego Joe. Gdyby wydało się, że byłaś sam na sam z Adamem, to przez cały karnawał nie mówiłoby się o niczym innym.
• Ale przecież towarzyszył nam Matt.
• I, co z tego? Myślisz, że taka plotkara, jak Chump weźmie to pod uwagę. Dla niej będzie liczyło się tylko to, że młody, przystojny wdowiec pod nieobecność rodziny spotykał się z piękną dziewczyną. I skandal gotowy.
• Ciociu, toż to jakaś bzdura! Kto był dał wiarę takim bajkom.
• Zdziwiłabyś się, jak ludzie przepadają za takimi sensacjami.
• Nie zrobiłam nic złego – Holly zrobiła chmurną minę – a ojciec Matta nie jest moim wielbicielem. Gdy tylko może próbuje wykazać swoją nade mną wyższość. Wprost ocieka sarkazmem.
• A wiesz, że sarkazm jest oznaką inteligencji?
• Raczej zawoalowanej agresji.
• To znaczyłoby, że obie jesteśmy agresywnymi kobietami – Emily zaśmiała się.
• Och, ciociu dałabyś spokój. Naprawdę nie rozumiem dlaczego ciągle mówisz mi o tym człowieku. Odkąd tu jestem wciąż słyszę: Adam Cartwright to, Adam Cartwright tamto. Myślałby kto, że to wzór wszelkich cnót.
• Zdziwiłabyś się ile panien wciąż do niego wzdycha. I ile panien uważa go za kandydata na idealnego męża. To, że jest wdowcem tylko podbija jego cenę.
• Ależ na litość boską, czy my mówimy o mężczyźnie, czy o byku wystawionym na targu?
• Jak najbardziej o mężczyźnie – Emily roześmiała się głośno.
• Nie widzę w tym nic śmiesznego – fuknęła ze złością Holly i zrobiła nadąsaną minę.
• No, już nie gniewaj się na swoją starą ciotkę.
• Do starości, to ci jeszcze daleko, ciociu.
• Kochana jesteś – powiedziała Emily. - Usiądźmy sobie na chwilę.
• A sprzątanie.
• Może poczekać do jutra. Teraz mam ochotę na kieliszek likieru, a ty?
• Nie odmówię.
• To nalej. I chodź, posiedzimy sobie przy kominku. To przyjęcie, prawie mnie wykończyło. Zupełnie nie miałam czasu, żeby nacieszyć się tą naszą wspaniałą choinką.
• Sama zaproponowałaś, że zorganizujesz przyjęcie bożonarodzeniowe.
• Holly, przecież wiesz, że nie mogłam inaczej postąpić. Gdyby nie choroba Adama, to bawilibyśmy się u Cartwrightów – rzekła Emily sadowiąc się w fotelu. - Choć tak mogłam zrewanżować się Benowi i jego chłopcom.
• Chłopcom? - zdziwiła się Holly. - Przecież to dorośli mężczyźni.
• Masz rację, ale dla takiego ojca, jak Ben synowie, bez względu na wiek będą przede wszystkim jego dziećmi. On właściwie samotnie wychował chłopaków. Musiał być jednocześnie matką i ojcem.
• Ciociu, a co właściwie stało się z jego żonami?
• Pierwsza Elizabeth, matka Adama, zmarła przy porodzie. Druga, Inger, została zabita przez Indian.
• To mama Hossa?
• Tak. A Marie, matka Małego Joe i moja przyjaciółka, spadła z konia i skręciła kark. Ben wówczas omal nie oszalał. Wydawałoby się, że wreszcie znalazł szczęście, a tu taki cios. Pamiętam, że wyjechał wówczas na jakiś czas z Ponderosy.
• I zostawił synów samych?
• Niezupełnie. Każdy z sąsiadów, jak tylko mógł pomagał, a obowiązki głowy rodziny przejął Adam. Miał zaledwie siedemnaście lat, ale świetnie sobie ze wszystkim radził. Zresztą odkąd go pamiętam, zawsze był nad wyraz poważny, niezwykle obowiązkowy i pracowity. Powiedziałabym, że te obowiązki, które przyjął na siebie uczyniły go trochę zgorzkniałym. Dopiero, gdy ożenił się z Naomi stał się zupełnie innym człowiekiem. Widać było, jak promieniuje z niego szczęście. A to, co było między nimi, to była miłość w czystej postaci. Niestety ta idylla nie trwała długo.
• Przykro mi z tego powodu – rzekła cicho Holly. - Szczęście jest takie kruche i ulotne. Potem jest tylko smutek.
• Skoro tak, to rozumiesz, jak on się czuje.
• Oczywiście i współczuję mu, ale to nie zmieni mojej o nim opinii.
• Szkoda, bo pomyślałam, że możecie sobie wzajemnie pomóc.
• A niby jak? Może mam za niego wyjść? - zażartowała Holly.
• Póki, co nikt nie mówi o małżeństwie. Oboje macie podobne doświadczenia i wciąż przeżywacie żałobę. Czasem zwykła rozmowa, taka, jak ta dzisiaj, czyni cuda. Pomyślałam, że moglibyście być dla siebie wsparciem.
• Przy założeniu, że chcielibyśmy tego wsparcia. Ja na pewno go nie potrzebuję i nie sądzę, żeby ojciec Matthew chciał takiej pomocy. Ciociu, wiem, że chcesz dobrze, ale nie będę opatrunkiem na zbolałą duszę pana Cartwrighta. Mam swoje zmartwienia i przynajmniej przez jakiś czas nie chcę słuchać o problemach innych. Zwłaszcza tych za którymi nie przepadam.
• Nie wierzę, że to powiedziałaś. Każdy, tylko nie ty. Masz takie dobre serce, pełne współczucia. Codziennie dajesz tego dowody. Widzę, jak odnosisz do Matthew.
• Matti to małe zagubione dziecko. On potrzebuje pomocy. Dorosły da sobie radę, dziecko nie.
• I tu się mylisz. Wbrew pozorom dziecko szybciej może otrząsnąć się z rozpaczy, niż dorosły, który analizuje, roztrząsa i katuje się tym, co mu się przytrafiło i na co zupełnie nie miał wpływu.
• Zgadza się, ciociu. Dziecko często nie potrafi pojąć, co tak naprawdę się stało, ale czy przez to jego cierpienie jest mniejsze?
• Oczywiście, że nie – przyznała Emily.
• Otóż to właśnie. Dziecku należy zawsze pomagać.
• A dorosłym?
• Też, ale przed tym trzeba się dobrze zastanowić, czy taki dorosły naprawdę potrzebuje pomocy. Wiesz przecież ciociu, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.
• Wiem.
• Skoro tak, to może lepiej nie próbuj pomagać ani panu Cartwrightowi, ani mnie. Doceniam twoją troskę i kocham cię ciociu, ale pozwól, że o pewnych sprawach sama będę decydować.

***

• Auć, boli! - wrzasnął Ralph, gdy Emily zamiast położyć delikatnie kompres z rozmachem nim uderzyła w jego obolałą nogę. - Co w ciebie wstąpiło, kobieto?!
• Przepraszam, nie chciałam. Naprawdę, aż tak cię bolało?
• Nie, nic a nic. Krzyknąłem sobie dla fantazji – odparł Ralph odsuwając się od żony na bezpieczną odległość. Jednocześnie spojrzał na nią spod oka, a widząc, że była wyraźnie zdenerwowana spytał: - kochanie, co się stało?
• Jakby ci tu powiedzieć? - Emily ciężko westchnęła. - Chciałam dobrze, a wyszło okropnie. Holly obraziła się na mnie.
• Chyba wiem, o co poszło. Mówiłem ci, że to nie jest dobry pomysł.
• Szkoda, że mnie nie powstrzymałeś.
• A można powstrzymać rwący strumień? - Ralph przysunął się do żony i otoczył ją ramionami: - naprawdę się obraziła?
• Nie, ale dała mi do zrozumienia, że źle zrobiłam.
• Miała rację.
• Ja naprawdę chciałam dobrze – odparła płaczliwym głosem Emily i pochyliła głowę. - Tak mi ich żal. To niesprawiedliwe, co ich spotkało.
• Zgadzam się, ale to jeszcze nie powód, żebyś ingerowała w ich życie. Ciesz się, że Adam nie zorientował się w tych twoich knowaniach. Musisz mi obiecać, że więcej tego nie zrobisz. Emily… - Ralph uniósł podbródek żony i spojrzał jej w oczy. - Emily…
• Obiecuję – mruknęła – ale i tak uważam, że są dla siebie stworzeni.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:28, 26 Maj 2020    Temat postu:

Biedronki pomogły Very Happy Jaka radość Very Happy
Cytat:
...było to udane przyjęcie. Oczywiście, jak to zwykle bywa przy takich okazjach i tu znalazło się kilku malkontentów, wśród których prym wiodła pani Myrna Chump, członkini rady parafialnej. Kobieta we wszystkim doszukiwała się ujemnych stron. Pod płaszczykiem serdeczności wytykała ludziom potknięcia lub niedoskonałości. Wszystko ją interesowało i nic nie uszło jej uwagi.

Niestety, ten typ jest nieśmiertelny ... sama znam kilka pań o podobnym charakterze
Cytat:
- A ty, jak bawiłaś się w towarzystwie Adama Cartwrighta?
• Och, ciociu!
• Nie „och, ciociu”, tylko opowiadaj. Znając twoją awersję do Adama, to musieliście przez cały czas, albo milczeć, albo się kłócić.

Właśnie! Ciocia jest ciekawabardzo ciekawa.
Cytat:
• Ani to, ani to – odparła z dziwnym uśmiechem Holly.
• Czekaj no, ten uśmieszek wiele mówi – rzekła Emily składając ostatni z obrusów. - Opowiadaj, jak było.
• Nawet miło. Pan Cartwright jest ciekawym rozmówcą.
• I, co ? Tylko tyle? - Emily zrobiła zawiedzioną minę.

A czego ona się spodziewała? Na ich pierwszym w miarę pokojowym spotkaniu?
Cytat:
• Jeśli myśli ciocia, że się całowaliśmy, to nie – wypaliła Holly. - Pan Cartwright nie jest w moim typie, podobnie, jak ja w jego.
• A czy ja o to pytam? Chciałam dowiedzieć się, jak wygląda kucyk Matthew, i co na twój widok powiedział Adam. Ben wspominał mi żartem, że Adam trochę obawia się ciebie.

Oj! Holly ostro "pojechała", przecież ciocia nie pytała się o takie szczegóły
Cytat:
• Nie martw się, Mały Joe zrobi z ciebie świetną amazonkę. On ma konie we krwi.
• A ojciec Matthew?
• Adam? On nawet bardziej. Doskonale jeździ i jak nikt w okolicy zna się na koniach. Może tylko Ben jest lepszy od niego. Zresztą klacz, na której będziesz jeździć jeszcze przed twoim przyjazdem wybrał właśnie Adam.
• Czy w związku z tym powinnam już się bać?
• Nie rozumiem? - spytała zdziwiona Emily.
• Znając jego stosunek do mnie, to jak tylko dosiądę tę klacz to okaże się, że jest to bydlę z piekła rodem.

A jednak Holly zapytała o ojca Matthew, to daje do myśleniaa ciocia korzysta z każdej okazji, żeby coś napomknąć o Adamie
Cytat:
Mam tylko nadzieję, że nie natkniemy się na tę upiorną Chump. Bardzo się tobą interesuje. Nawet dopytywała się, gdzie tak nagle zniknęłaś.
• I, co jej ciocia powiedziała?
• Że rozbolała cię głowa i poszłaś na górę się położyć.
• Uwierzyła?
• Chyba nie do końca, zwłaszcza, że zauważyła nieobecność Matthew i Małego Joe. Gdyby wydało się, że byłaś sam na sam z Adamem, to przez cały karnawał nie mówiłoby się o niczym innym.

Tak, z pewnością pani Chump miałaby sporo do powiedzenia na ten temat ... i na każdy inny
Cytat:
Dla niej będzie liczyło się tylko to, że młody, przystojny wdowiec pod nieobecność rodziny spotykał się z piękną dziewczyną. I skandal gotowy.
• Ciociu, toż to jakaś bzdura! Kto był dał wiarę takim bajkom.
• Zdziwiłabyś się, jak ludzie przepadają za takimi sensacjami.
• Nie zrobiłam nic złego – Holly zrobiła chmurną minę – a ojciec Matta nie jest moim wielbicielem. Gdy tylko może próbuje wykazać swoją nade mną wyższość. Wprost ocieka sarkazmem.

Dodam, że ocieka nie tylko sarkazmem, męskim urokiem również
Cytat:
Naprawdę nie rozumiem dlaczego ciągle mówisz mi o tym człowieku. Odkąd tu jestem wciąż słyszę: Adam Cartwright to, Adam Cartwright tamto. Myślałby kto, że to wzór wszelkich cnót.
• Zdziwiłabyś się ile panien wciąż do niego wzdycha. I ile panien uważa go za kandydata na idealnego męża. To, że jest wdowcem tylko podbija jego cenę.

To jednak jest wzór wszelkich cnót ... no, prawie wszelkich, choć jednak ocieka tym sarkazmem, trochę ocieka
Cytat:
Potem jest tylko smutek.
• Skoro tak, to rozumiesz, jak on się czuje.
• Oczywiście i współczuję mu, ale to nie zmieni mojej o nim opinii.
• Szkoda, bo pomyślałam, że możecie sobie wzajemnie pomóc.
• A niby jak? Może mam za niego wyjść? - zażartowała Holly.
• Póki, co nikt nie mówi o małżeństwie. Oboje macie podobne doświadczenia i wciąż przeżywacie żałobę. Czasem zwykła rozmowa, taka, jak ta dzisiaj, czyni cuda. Pomyślałam, że moglibyście być dla siebie wsparciem.

Pomysł zacny, ale chyba zbyt szybko ciocia przeszła do sedna sprawy
Cytat:
• Przy założeniu, że chcielibyśmy tego wsparcia. Ja na pewno go nie potrzebuję i nie sądzę, żeby ojciec Matthew chciał takiej pomocy. Ciociu, wiem, że chcesz dobrze, ale nie będę opatrunkiem na zbolałą duszę pana Cartwrighta. Mam swoje zmartwienia i przynajmniej przez jakiś czas nie chcę słuchać o problemach innych. Zwłaszcza tych za którymi nie przepadam.

Holly wydaje się, że go nie lubi, może kiedyś to się zmieni i również ciocia Emily będzie zadowolona
Cytat:
• Też, ale przed tym trzeba się dobrze zastanowić, czy taki dorosły naprawdę potrzebuje pomocy. Wiesz przecież ciociu, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.
• Wiem.
• Skoro tak, to może lepiej nie próbuj pomagać ani panu Cartwrightowi, ani mnie. Doceniam twoją troskę i kocham cię ciociu, ale pozwól, że o pewnych sprawach sama będę decydować.

Holly bardzo zdecydowanie podsumowała starania cioci ... niestety negatywnie, ale poczekamy, może zmieni zdanie
Cytat:
- kochanie, co się stało?
• Jakby ci tu powiedzieć? - Emily ciężko westchnęła. - Chciałam dobrze, a wyszło okropnie. Holly obraziła się na mnie.
• Chyba wiem, o co poszło. Mówiłem ci, że to nie jest dobry pomysł.

Dlaczego? To jest bardzo dobry pomysł
Cytat:
- naprawdę się obraziła?
• Nie, ale dała mi do zrozumienia, że źle zrobiłam.
• Miała rację.
• Ja naprawdę chciałam dobrze – odparła płaczliwym głosem Emily i pochyliła głowę. - Tak mi ich żal. To niesprawiedliwe, co ich spotkało.
• Zgadzam się, ale to jeszcze nie powód, żebyś ingerowała w ich życie. Ciesz się, że Adam nie zorientował się w tych twoich knowaniach. Musisz mi obiecać, że więcej tego nie zrobisz. Emily… - Ralph uniósł podbródek żony i spojrzał jej w oczy. - Emily…
• Obiecuję – mruknęła – ale i tak uważam, że są dla siebie stworzeni.

E tam! Holly nie obraziła się, może tylko poczuła się osaczona. Oni jednak są dla siebie stworzeni

Spokojny, rodzinny, poświąteczny rozdział, ale bardzo emocjonujący. Ciocia Emily "spiskująca" aby połączyć Holly i Adama, Holly broniąca się rękami i nogami przed wizją związku z "ociekającym sarkazmem panem C", rozmowa Ralpha i Emily. Ciekawe, że mąż nie popiera swatania. Może i ma rację, bo co ma być to będzie. Ciekawe, czy Ben jest wmieszany w "spisek"? Dziwnie łatwo zgodził się na te bańki i opiekę Holly. No i bardzo chwalił ją przed Adamem. Gdzie w tej kombinacji jest miejsce dla pewnego swojego uroku Pasikonika? Czy Holly ulegnie jego czarowi? Czy zmieni się jej stosunek do Adama? Czy ewentualna bardziej przyjazna ich relacja nie zmieni stosunku Matta do Holly? A co na to wszystko Ben? Czy odpowiadałaby mu synowa z Południa? Chociaż jego trzecia żona też pochodziła z tamtych stron ... bardzo ciekawe ...czekam na kontynuację


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:09, 26 Maj 2020    Temat postu:

Holly, jak na razie nie zamierza ulegać czarowi, ani Adama, ani jakiegokolwiek innego mężczyzny. Tak więc i Pasikonik nie ma u niej szans, chociaż... cuda się zdarzają. Mruga Ben jeśli został wplątany w "spisek" Emily to raczej nie ma o tym bladego pojęcia. Fakt, że dość szybko zgodził się na pomoc Holly, ale wynikało to przede wszystkim z troski i niepokoju o pierworodnego. Very Happy Myślę jednak, że gdyby Holly została jego synową nie miałby nic przeciwko temu. Na ogół akceptował wybranki synów.

Dziękuję serdecznie za ciekawy i wnikliwy komentarz. Biedronki pomagają i to bardzo. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:32, 30 Maj 2020    Temat postu:

***
Ranczo Toliverów, połowa stycznia 1865 roku.

Joe Cartwright bardzo poważnie podszedł do roli nauczyciela jazdy konnej panny McCulligen. Holly, początkowo sceptycznie nastawiona, musiała przyznać, że Mały Joe znał się na rzeczy, i co najważniejsze potrafił odpowiednio przekazać swoją wiedzę. Odnosiła jednak dziwne wrażenie, że koniecznie chciał się przed nią popisać. Pierwszą lekcję przeprowadził w stajni. Opowiedział dziewczynie, co lubią, a czego nie lubią konie i jak należy się z nimi obchodzić. Ostrzegł czym może skończyć się podchodzenie do konia od strony zadu. Tłumaczył, że konie mają ograniczone pole widzenia, a to znaczy, że nie widzą, co znajduje się za nimi i dlatego mogą wystraszyć się i kopnąć. Na poczynioną przez Holly uwagę, że to nie strach, a złośliwość może być powodem takiego zachowania koni, Joe powiedział, że nie może się z nią zgodzić. Każdy, kto kocha konie wie przecież, że to płochliwe zwierzęta i czasem ich natura daje o sobie znać. Wtedy rzucają się do ucieczki, a gdy jest to niemożliwe po prostu kopią, broniąc się w ten sposób. Widząc z jaką powagą i pasją Joe wcielił się w rolę nauczyciela, Holly postanowiła zażartować sobie z mężczyzny i przybrała minę pilnej uczennicy. Każdą jego uwagę kwitowała potakiwaniem, co i raz rzucając: „Doprawdy?”, „To niesamowite!” lub pełne podziwu „Coś takiego!”. Chwilę trwało zanim Joe zorientował się, że dziewczyna kpi sobie z niego. Nie dając poznać, że rozszyfrował Holly, pokazał, jak należy szczotkować konia i jak zadbać o czystość jego kopyt. Potem kazał jej powtórzyć wszystkie zademonstrowane czynności. Trwało to dość długo, bowiem Holly nie bardzo radziła sobie z czyszczeniem kopyt. Gdy wreszcie opanowała tę sztukę była tak zmęczona, że o dalszej nauce nie chciała słyszeć. Kolejny dzień nauki rozpoczął się od powtórki, tego czego nauczyła się dzień wcześniej. Wyniki nie były imponujące i Mały Joe, mimo całej do niej sympatii, stanowczo powiedział, że jeśli nie zacznie przykładać się do nauki, to nigdy nie będzie dobrze jeździć, i jeśli chce skręcić kark, to on do tego ręki nie przyłoży. I wtedy Holly przypomniała sobie w jaki sposób zginęła matka Josepha i zrozumiała, że jego zachowanie wcale nie wynikało z chęci popisania się, a z troski i odpowiedzialności za nią. Zaczęła uważnie przysłuchiwać się temu, co mówił Joe i dokładnie wykonywała jego polecenia. Dość szybko okazało się, że tych dwoje potrafi bez problemu się dogadać, w czym niewątpliwie pomogło im przejście na „ty”. Wkrótce Holly nie tylko dobrze radziła sobie z czyszczeniem koni, ale również z ich siodłaniem. Wyrwana ze snu w środku nocy mogła powiedzieć, jak zbudowane jest siodło i ogłowie. Szybko też pokochała swoją klacz Bliss, która faktycznie była niezwykle spokojnym i cierpliwym zwierzęciem. Codziennie, wczesnym rankiem Holly biegła do stajni, żeby się z nią przywitać i zaskarbić sobie jej uczucie jabłkiem lub marchewką. Wreszcie przyszedł czas na naukę jazdy. Holly wyprowadziła osiodłaną Bliss ze stajni. Na podwórzu czekał Joe, który nic nie mówiąc, sprawdził czy siodło zostało dobrze założone, a wszystkie sprzączki odpowiednio dopięte. Mruknął z uznaniem, po czym powiedział:
• A teraz rozsiodłaj klacz. Zostaw tylko ogłowie.
• Dlaczego? - spytała zaskoczona – przecież dzisiaj miałam mieć pierwszą lekcję jazdy.
• I będziesz miała, ale na oklep – odparł uśmiechając się od ucha do ucha Joe.
• Chyba zwariowałeś?! - Holly zrobiła oburzoną minę. - Mam jeździć bez siodła?!
• Indianie tak jeżdżą.
• Ale ja nie jestem Indianką, jeśli tego nie zauważyłeś, a poza tym już kiedyś siedziałam w siodle.
• Siedziałaś – Joe kiwnął głową. – Trzy razy w damskim siodle, na koniu idącym stępa, do tego prowadzonym przez stajennego. Nie myślisz, że to trochę za mało, jak na potrzeby rancza, na którym mieszkasz.
• Długo to tu nie pomieszkam – fuknęła Holly.
• Jak mam to rozumieć? - spytał zaintrygowany Joe.
• Normalnie – dziewczyna wzruszyła ramionami. - Mój dom jest w Georgii i jak tylko skończy się wojna wrócę do Savannah.
• A co na to Emily i Ralph?
• Wiedzą o tym.
• A czy akceptują?
• Nie, ale będą musieli – Holly uśmiechnęła się smutno.
• Nie rozumiem, dlaczego im to robisz? Oni mają tylko ciebie. Jesteś ich jedyną rodziną.
• Joe, wybacz, ale nie chcę o tym rozmawiać.
• Przepraszam – rzekł półgłosem. - Wiem, że to nie moja sprawa, ale polubiłem cię, rudzielcu.
• Z wzajemnością – odparła Holly.
• Myślałem, że… - zaczął Joe, spoglądając na dziewczynę rozognionym wzrokiem.
• Lepiej tyle nie myśl. Rozsiodłam teraz Bliss i pokażesz mi, jak jeździ się na oklep.
• Dobrze. Będę czekał na małym padoku.
• Mam ją tam przyprowadzić?
• Możesz ją przynieść – zażartował Joe.
• Bardzo śmieszne. – Holly zrobiła nadąsana minę i zwracając się do klaczy rzekła: - zero szacunku dla dam. Nie będziemy się do niego odzywały. Chodź, Bliss.

***

W kilka minut później Joe pokazał Holly, jak dosiąść konia. Dziewczyna stwierdziła, że to nic trudnego. Niestety, pierwsze podejście skończyło się niepowodzeniem, bowiem Holly zsunęła się z końskiego grzbietu. Dopiero za drugim razem wsiadła na Bliss tak jak należy, a wtedy Joe podał jej wodze. Najpierw kazał jej pochylić się ku głowie zwierzęcia i naprzemiennie dotknąć to jednego to drugiego ucha klaczy, a potem pogłaskać ją po szyi. Następnie robiąc skręt do tyłu, Holly miała dotknąć końskiego zadu. Dziewczyna była pewna, że Joe znowu sobie z niej żartuje, jednak mężczyzna zapewnił ją, że tak właśnie wygląda prawdziwa nauka jazdy konnej, a ćwiczenia, które polecił jej wykonać pomagają rozgrzać mięśnie i pozwalają pewniej poczuć się na końskim grzbiecie.
Kolejne przedpołudnia panna McCulligen i Mały Joe spędzali na małym padoku. Joe przyjeżdżał do Toliverów zwykle po śniadaniu i przez dwie, trzy godziny udzielał Holly lekcji. Czasem towarzyszył im Matthew, który, co prawda rzadziej, ale nadal przychodził do Emily i Holly na kakao, które zawsze czekało na niego w niebieskim kubeczku w białe koniki. Odkąd Matti stał się dumnym właścicielem pięknego kucyka, o imieniu Karmelek, o niczym innym nie potrafił myśleć, ani rozmawiać. Ponieważ pomysłodawczynią imienia małego konika była Holly, Matthew poczuwał się do obowiązku, zdawania jej relacji o tym, co jadł Karmelek, jak się zachowywał, i jak on, Matti nie może się już doczekać, kiedy jego tata pozwoli mu samodzielnie jeździć na kucyku. Na razie robił to pod opieką dziadka lub stryjka Hossa, ponieważ jego tata wciąż jeszcze niedomagał, a stryjek Joe większość czasu spędzał poza domem.
Tego dnia Matthew przyjechał do Toliverów razem z Małym Joe, który obiecał chłopcu, że bezpośrednio po treningu z Holly, pojadą do Virginia City. Matti siedział na ogrodzeniu padoku i z uwagą przyglądał się jeżdżącej wkoło dziewczynie. Holly coraz pewniej czuła się w siodle, co widać było w jej postawie i sposobie kierowania koniem. Jednak na początku nie bardzo jej się to udawało. Wysyłała Bliss sprzeczne sygnały, a to powodowało, że klacz robiła zupełnie coś innego niż oczekiwała Holly. Wreszcie Bliss, łagodność w czystej postaci, mając dość niepewności dziewczyny dwa razy zrzuciła ją z grzbietu, dając jej tym samym do zrozumienia, że jeszcze trochę, a to ona będzie rządzić w ich stadzie. Na szczęście Holly stosując się do wskazówek Małego Joe szybko opanowała sytuację i klacz zaakceptowała ją, jako przywódczynię. Od tego momentu jazda stała się dla obu przyjemnością. Co prawda na przejażdżkę w terenie było dla Holly jeszcze za wcześnie, wszędzie leżał śnieg, ale dziewczyna i tak była zadowolona z poczynionych postępów. Spoglądając z wysokości końskiego grzbietu na wpatrzonego w nią Matta, głośno spytała:
• I, co Matti, dobrze jeżdżę?
• Wspaniale! – wykrzyknął chłopiec i zaklaskał w ręce. - Lepiej niż stryjek Joe!
• Ej, mały nie przesadzaj! - Joe zrobił srogą minę. - Mnie nikt nie dorówna.
• Chwalipięta! - krzyknęła Holly i zakłusowała, po czym zatrzymawszy klacz tuż przed Małym Joe rzekła: - musisz przyznać, że już całkiem dobrze daję sobie radę.
• Jak na dziewczynę, to tak – zaśmiał się Joe.
• Co takiego?!
• Nie gniewaj się, ale przed tobą jeszcze sporo nauki. Na razie jako tako opanowałaś kłus i anglezowanie.
• Stryjciu, a co to jest anglezowanie? - spytał Matt przysłuchujący się uważnie rozmowie prowadzonej przez Holly i Joego.
• To unoszenie się nad siodło w czasie jazdy kłusem. Musisz to robić w rytm chodu konia w przeciwnym razie poczujesz się w siodle, jak worek kartofli.
• Holly to już potrafi, prawda?
• Jeszcze nie do końca. Czasem zdarza się jej zapominać o unoszeniu tył…
• Joe, nie przy dziecku! - krzyknęła ostrzegawczo Holly.
• O unoszeniu się i wtedy wygląda, jak bardzo ładny worek kartofli – Joe zaśmiał się mrugając do bratanka. Tymczasem Holly, w której zapłonął nagły gniew, odpowiednio powodując klaczą przyparła mężczyznę do ogrodzenia i z błyskiem w oku zażądała:
• Mów i to zaraz, kiedy zaczniesz uczyć mnie galopu i kiedy zabierzesz mnie w teren.
• A, co życie ci niemiłe? - spytał Joe.
• Miłe, ale jak długo mamy z Bliss kręcić się po tym padoku?
• Jak długo będzie trzeba.
• Kpisz sobie ze mnie?!
• Holly, to ja decyduję, czego i w jakim tempie się uczysz.
• To może się wkrótce zmienić – zagroziła dziewczyna.
• Uspokój się i nie denerwuj klaczy – Joe chwycił za uzdę tuż przy pysku Bliss. – W porządku, wygrałaś. Jutro pokażę ci, jak prawidłowo się galopuje.
• Ale chyba nie tutaj?!
• Owszem, tutaj. Dopóki nie zrobi się ciepło i śnieg się nie rozpuści, będziemy ćwiczyć na padoku. No, już rudzielcu, nie rób takiej naburmuszonej miny.
• Ja ci dam rudzielca! - krzyknęła oburzona Holly i dodała: - szkoda, że nie mam szpicruty, wtedy byś mnie popamiętał!
• Droga panno McCulligen, żeby używać szpicruty trzeba panować nad koniem za pomocą łydek i dosiadu, a panna jeszcze tego w pełni nie potrafi – rzekł kąśliwie Joe rozbawiony pogróżkami dziewczyny.
• Potrafię!! – krzyknęła Holly, aż Bliss zastrzygła uszami.
• Nie potrafisz – stwierdził Joe – tak, jak nie potrafisz panować nad emocjami. Niepotrzebnie tylko denerwujesz swoją klacz.
• To przez ciebie! Jesteś wstrętny!
• Skoro tak, to złaź z konia. Na dzisiaj koniec lekcji – odparł stanowczo Joe.
• Do diabła z tobą! – wykrzyknęła Holly, zsiadając z Bliss.
• Ciszej, Matti słucha – rzekł ze złośliwym uśmieszkiem Joe.
• Nie cierpię, cię Cartwright – rzuciła z wściekłością dziewczyna.
• A ja wprost przeciwnie, bardzo ciebie lubię. – Joe schwycił ją za przegub ręki – mógłbym nawet się w tobie zakochać.
• Twoje niedoczekanie! - Holly wyrwała mu się.
• Tak twierdzisz? Ja tam nie tracę nadziei. Chyba nie zabronisz mi jej mieć?
• Miej sobie, mnie nic do tego – wzruszyła lekceważąco ramionami.
• Holly, wiem, co sobie o mnie myślisz…
• Nie wiedziałam, że potrafisz czytać w myślach – zaśmiała się. Joe miał już jej odpowiedzieć, ale usłyszał podekscytowany głosik Matta:
• Stryjku, zobacz, ja jeżdżę!
• Matt, nie – powiedział Joe i starając się nie podnosić głosu zaczął iść w kierunku klaczy, która czując na swoim grzbiecie niewielki wprawdzie, ale jednak ciężar, ruszyła przed siebie. - Matt trzymaj się mocno łęku.
• Matti, skarbie uważaj! - krzyknęła Holly na widok kłusującej z chłopcem Bliss. - Joe, zrób coś, bo on spadnie!
Joe prawie już dobiegał do klaczy, gdy nagle z drugiej strony ktoś przeskoczył przez ogrodzenie i w ostatniej chwili złapał w ramiona zsuwającego się z siodła chłopca. Przerażony Matthew nawet nie krzyknął, ale gdy zorientował się kto był jego wybawcą płacząc powiedział:
• Tato, ja naprawdę nie chciałem. Tato, nie gniewaj się na mnie.
• Już dobrze, Matti. No, cicho, nie płacz, synku – rzekł Adam, tuląc chłopca do siebie. - Najważniejsze, że jesteś cały.
• Wszystko w porządku? - spytał Joe, który przytrzymywał Bliss wyraźnie spłoszoną całym tym zamieszaniem. Obok mężczyzny stała Holly. Przerażona sytuacją nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.
• Masz szczęście, że nic mu się nie stało, bo w przeciwnym razie zatłukłby ciebie – wycedził przez zęby Adam, trzymając na rękach zapłakanego syna. - Że też byłem na tyle głupi, żeby powierzyć moje dziecko twojej opiece. Nigdy więcej nie zrobię tego błędu. A teraz zejdź mi z drogi, bo nie ręczę za siebie.
• Adamie, posłuchaj... Matt nie wiadomo kiedy wdrapał się na konia. Mówiłem mu, że ma być grzeczny, ale mnie nie posłuchał.
• Może gdybyś nie był zajęty amorami, dostrzegłbyś, co zamierzał zrobić Matt.
• O, co ci chodzi? - Joe zjeżył się.
• I ty się jeszcze pytasz? W takim razie nie mamy o czym mówić – odparł Adam i wyminąwszy brata ruszył w kierunku wyjścia z padoku. Po trzech krokach przystanął i rzucił przez ramię: - od dziś nie zbliżaj się do mojego syna.
• Ale, Adamie daj sobie wytłumaczyć...
• Co? Co takiego chcesz mi wytłumaczyć? Że wystarczy byle spódnica i natychmiast tracisz głowę. To wiem nie od dzisiaj.
• Uważaj, mówisz o Holly – ostrzegł z wrogim błyskiem w oczach Joseph.
• Jest tak samo winna, jak ty.
• Panie Cartwright, to nie było tak, jak panu się wydaje – rzekła Holly – a poza tym żadne z nas nie naraziłoby Matta na niebezpieczeństwo.
• Pani to w ogóle nie powinna zabierać głosu. Oboje z moim bratem daliście przykład skrajnej nieodpowiedzialności. Tylko dobre wychowanie nie pozwala mi powiedzieć, co o pani myślę. Żegnam panią.
• Panie Carwtright niech pan zaczeka! - krzyknęła za oddalającym się Adamem.
• Daj spokój – rzekł Joe i objął Holly ramieniem. - On już taki jest. Pozjadał wszystkie rozumy. Przejdzie mu. Najważniejsze, że Matthew jest cały i zdrowy.
• Na jego miejscu zareagowałabym tak samo, jeśli nie dosadniej – odparła dziewczyna wyswobadzając się objęć Joseph’a.
• Nie przesadzaj.
• Ty naprawdę nie rozumiesz, co musiał czuć twój brat na widok syna spadającego z konia?
• Po pierwsze Matti nie spadł, a zsunął się. Po drugie: na pewno nic by mu się nie stało.
• Tego nie wiesz! - krzyknęła oburzona dziewczyna.
• Posłuchaj, Holly: oboje jesteśmy zdenerwowani, dlatego skończmy tę rozmowę. Do jutra opadną emocje. Spotykamy się po śniadaniu. Pokażę ci jak prawidłowo galopować.
• Nie – rzekła Holly – żadnych lekcji więcej nie będzie.
• Chyba żartujesz?
• Mówię całkiem poważnie. Za dotychczasową pomoc dziękuję, ale nie chcę, żebyś nadal mnie uczył.
• Dlaczego? - spytał drżącym głosem Joe.
• Bo widzę do czego to zmierza.
• A jeśli powiedziałby, że cię kocham.
• Powiedziałabym, że tylko tak ci się wydaje.
• Holly, ja naprawdę się w tobie zakochałem. Nie widzisz tego?
• Myślałam, że się przyjaźnimy.
• Z kimś tak cudownym, jak ty nie można się tylko przyjaźnić. Kocham cię – rzekł Joe i objąwszy niespodziewanie dziewczynę w talii, przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta. Holly zupełnie zaskoczona, gwałtownie odsunęła się od niego, po czym z całej siły uderzyła go w twarz.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:04, 30 Maj 2020    Temat postu:

Fajne. Szkoda, że znów się pokłócili Smutny Jutro skomentuję ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:18, 31 Maj 2020    Temat postu:

Cytat:
Holly, początkowo sceptycznie nastawiona, musiała przyznać, że Mały Joe znał się na rzeczy, i co najważniejsze potrafił odpowiednio przekazać swoją wiedzę. Odnosiła jednak dziwne wrażenie, że koniecznie chciał się przed nią popisać.

Z pewnością chciał się popisać. Przecież to Joe!
Cytat:
Każdą jego uwagę kwitowała potakiwaniem, co i raz rzucając: „Doprawdy?”, „To niesamowite!” lub pełne podziwu „Coś takiego!”. Chwilę trwało zanim Joe zorientował się, że dziewczyna kpi sobie z niego.

To musiała być bardzo długa chwila. Kpić z Największej Ozdoby Ponderosy? Niemożliwe
Cytat:
• Mam ją tam przyprowadzić?
• Możesz ją przynieść – zażartował Joe.
• Bardzo śmieszne. – Holly zrobiła nadąsana minę i zwracając się do klaczy rzekła: - zero szacunku dla dam. Nie będziemy się do niego odzywały. Chodź, Bliss.

Joe - istny wulkan dowcipu
Cytat:
Odkąd Matti stał się dumnym właścicielem pięknego kucyka, o imieniu Karmelek, o niczym innym nie potrafił myśleć, ani rozmawiać. Ponieważ pomysłodawczynią imienia małego konika była Holly, Matthew poczuwał się do obowiązku, zdawania jej relacji o tym, co jadł Karmelek, jak się zachowywał, i jak on, Matti nie może się już doczekać, kiedy jego tata pozwoli mu samodzielnie jeździć na kucyku.

Oczywiście! Niusy o Karmelku mają pierwszeństwo przed wszystkimi innymi wiadomościami
Cytat:
• Do diabła z tobą! – wykrzyknęła Holly, zsiadając z Bliss.
• Ciszej, Matti słucha – rzekł ze złośliwym uśmieszkiem Joe.
• Nie cierpię, cię Cartwright – rzuciła z wściekłością dziewczyna.
• A ja wprost przeciwnie, bardzo ciebie lubię. – Joe schwycił ją za przegub ręki – mógłbym nawet się w tobie zakochać.
• Twoje niedoczekanie! - Holly wyrwała mu się.
• Tak twierdzisz? Ja tam nie tracę nadziei. Chyba nie zabronisz mi jej mieć?

Joe jak zwykle, zakochany ... chyba mu tak zostanie
Cytat:
• Stryjku, zobacz, ja jeżdżę!
• Matt, nie – powiedział Joe i starając się nie podnosić głosu zaczął iść w kierunku klaczy, która czując na swoim grzbiecie niewielki wprawdzie, ale jednak ciężar, ruszyła przed siebie. - Matt trzymaj się mocno łęku.
• Matti, skarbie uważaj! - krzyknęła Holly na widok kłusującej z chłopcem Bliss. - Joe, zrób coś, bo on spadnie!

Matt wykorzystał chwilę, kiedy oni się sprzeczali i wsiadł na konia
Cytat:
Joe prawie już dobiegał do klaczy, gdy nagle z drugiej strony ktoś przeskoczył przez ogrodzenie i w ostatniej chwili złapał w ramiona zsuwającego się z siodła chłopca. Przerażony Matthew nawet nie krzyknął, ale gdy zorientował się kto był jego wybawcą płacząc powiedział:
• Tato, ja naprawdę nie chciałem. Tato, nie gniewaj się na mnie.
• Już dobrze, Matti. No, cicho, nie płacz, synku – rzekł Adam, tuląc chłopca do siebie. - Najważniejsze, że jesteś cały.

A ten skąd się wziął na ranczu Tolliverów?
Cytat:
• Masz szczęście, że nic mu się nie stało, bo w przeciwnym razie zatłukłby ciebie – wycedził przez zęby Adam, trzymając na rękach zapłakanego syna. - Że też byłem na tyle głupi, żeby powierzyć moje dziecko twojej opiece. Nigdy więcej nie zrobię tego błędu. A teraz zejdź mi z drogi, bo nie ręczę za siebie.

Rozzłoszczony Adam. Coś pięknego, oczywiście nie dla Joe
Cytat:
• Adamie, posłuchaj... Matt nie wiadomo kiedy wdrapał się na konia. Mówiłem mu, że ma być grzeczny, ale mnie nie posłuchał.
• Może gdybyś nie był zajęty amorami, dostrzegłbyś, co zamierzał zrobić Matt.
• O, co ci chodzi? - Joe zjeżył się.
• I ty się jeszcze pytasz? W takim razie nie mamy o czym mówić – odparł Adam i wyminąwszy brata ruszył w kierunku wyjścia z padoku. Po trzech krokach przystanął i rzucił przez ramię: - od dziś nie zbliżaj się do mojego syna.

Chyba jednak trochę za ostro, Joe opiekował się Mattem w czasie, kiedy Adam był zajęty przeżywaniem swojej rozpaczy
Cytat:
• Co? Co takiego chcesz mi wytłumaczyć? Że wystarczy byle spódnica i natychmiast tracisz głowę. To wiem nie od dzisiaj.
• Uważaj, mówisz o Holly – ostrzegł z wrogim błyskiem w oczach Joseph.
• Jest tak samo winna, jak ty.

Dlaczego wini Holly? Czyżby leciutki powiew zazdrości?
Cytat:
• Pani to w ogóle nie powinna zabierać głosu. Oboje z moim bratem daliście przykład skrajnej nieodpowiedzialności. Tylko dobre wychowanie nie pozwala mi powiedzieć, co o pani myślę. Żegnam panią.

To zdecydowanie wygląda na zazdrość, ciekawe, co go tak wyprowadziło z równowagi? Zagrożenie synka, czy flirt Joe'go z Holly?
Cytat:
- On już taki jest. Pozjadał wszystkie rozumy. Przejdzie mu. Najważniejsze, że Matthew jest cały i zdrowy.
• Na jego miejscu zareagowałabym tak samo, jeśli nie dosadniej – odparła dziewczyna wyswobadzając się objęć Joseph’a.

Holly solidaryzująca się z Adamem! To coś nowego. Dla niej również
Cytat:
Za dotychczasową pomoc dziękuję, ale nie chcę, żebyś nadal mnie uczył.
• Dlaczego? - spytał drżącym głosem Joe.
• Bo widzę do czego to zmierza.
• A jeśli powiedziałby, że cię kocham.
• Powiedziałabym, że tylko tak ci się wydaje.
• Holly, ja naprawdę się w tobie zakochałem. Nie widzisz tego?

Oczywiście. Joe jest bardzo zakochany ... jak zwykle
Cytat:
• Z kimś tak cudownym, jak ty nie można się tylko przyjaźnić. Kocham cię – rzekł Joe i objąwszy niespodziewanie dziewczynę w talii, przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta. Holly zupełnie zaskoczona, gwałtownie odsunęła się od niego, po czym z całej siły uderzyła go w twarz.

I dostał bęcki ... na które zasłużył ... poniekąd

Robi się jeszcze bardziej ciekawie. Joe jako kompetentny pedagog, rozsierdzony Adam, Matt pragnący się popisać jazdą konną, a wśród tych facetów biedna Holly. Joe kolejny raz jest wyjątkowo i na zawsze zakochany, Adam chyba sam nie wie, co czuje, Matt jest małym chłopcem, choć ... chyba najrozsądniejszym z tego męskiego grona Very Happy mimo próby jazdy na koniu "dla dorosłych". Podejrzewam, że jednak Adamem kierowała zazdrość, choć może sam siebie o nią nie podejrzewał. Zastanawiam się również, skąd on się wziął na ranczu Tolliverów? Przecież powinien jeszcze leżeć w łóżku! Nie wiem, czy kierowała nim chęć obejrzenia efektów pedagogicznych wysiłków Joe, czyli postępów Holly, czy też chciał sprawdzić, co robi Matt u sąsiadów. W każdym razie padły bardzo ostre słowa ... z bratem jakoś się pewnie pogodzi, kiedy mu złość przejdzie, ale co z Holly? Czy przeprosi ją za ostre, niezasłużone słowa? Kto wie? Pewnie autorka i mam nadzieję, że niedługo nam o tym napisze. Niedługo? Mam nadzieję, że niedługo


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:53, 31 Maj 2020    Temat postu:

W kolejnym odcinku wyjaśni się z jakiego powodu Adam pojawił się u Toliverów i w jaki sposób Matt znalazł się na grzbiecie Bliss. Joe, ten niepoprawny miłośnik pięknych kobiet, będzie starał się odzyskać zaufanie Holly. Mruga

Dziękuję za komentarz, który jak zwykle jest dla mnie inspiracją i podpowiedzią, jak rozwiązać i poprowadzić niektóre wątki. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 9:15, 02 Cze 2020    Temat postu:

Niby reakcja Adama była ostra... Ale dosyć zrozumiała. A rzeczywiście ciekawe jest, co on tam robił Wesoly
I tak jeszcze tylko dodam, że Mały Joe dostał w twarz słusznie. Mam też nadzieję, że dostał mocno. Co to za zachowanie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 55, 56, 57  Następny
Strona 7 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin