Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Już nic nas nie łączy...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 43, 44, 45, 46  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5361
Przeczytał: 14 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:31, 12 Paź 2024    Temat postu:

Czytelnik przeczytał i jest bardzo zadowolony z zadowolenia pana Frogmanna Very Happy
A co do różnic w naszym opowiadaniu, chce zauważyć, że jest jedną bardzo zasadnicza. Adam u mnie jest żonaty z Ruth... I co z tym zrobię?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7585
Przeczytał: 11 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 10:35, 13 Paź 2024    Temat postu:

Kwestie Cartwrightów nie są tak istotne, jak McCoy'ów, Mary Lou i Rory'ego. Dlatego też Adam może mieć różne żony. Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5361
Przeczytał: 14 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 10:54, 13 Paź 2024    Temat postu:

I znalazło się odpowiednie wytłumaczenie Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7585
Przeczytał: 11 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:07, 13 Paź 2024    Temat postu:

31.

Ostatnia niedziela sierpnia przyniosła piękną, słoneczną pogodę. Adam, Lottie i George już za tydzień mieli powrócić do domu w Australii. Nic więc dziwnego, że Ben Cartwright zrobił się smutny i osowiały. Nie zdążył przecież nacieszyć się synem, synową i wnukiem. Gdyby od niego to zależało nie pozwoliłby im wyjechać z Ponderosy. Przez ułamek sekundy błysnął mu w głowie iście szatański pomysł, aby udać chorobę i tym samym zatrzymać ich na dłużej. Zaraz jednak przywołał się do porządku wychodząc z założenia, że losu lepiej nie kusić. Skoro na pewne kwestie nie ma się wpływu i to, co nieuniknione musi nastąpić, Ben postanowił godnie pożegnać australijskich uciekinierów, jak nazwał Adama i jego rodzinę. Dzień wcześniej odbyło się huczne przyjęcie pożegnalne. Uczestniczyli w nim sąsiedzi i przyjaciele. Było tak, jak za dawnych lat. Ponderosa rozbrzmiewała muzyką i gwarem rozmów, a Ben w niczym nie przypominał człowieka, który jeszcze miesiąc temu szykował się do opuszczenia tego łez padołu. Teraz siedział na kocu w otoczeniu wnuków i dzieci Candy’ego, i był niezmiernie szczęśliwy. Piknik nad jeziorem Tahoe okazał się być doskonałym pomysłem. Po sobotnim przyjęciu miło było spędzić czas tylko z najbliższą rodziną i najlepszymi przyjaciółmi.
Podczas, gdy Ben po raz nie wiadomo który opowiadał wnukom, jak dawno, dawno temu jego marzenia o własnym ranczu przybierały realne kształty, Adam i Lottie, przechadzali się z Billy’m i coś mu tłumaczyli. On z powagą przysłuchiwał się temu i co jakiś czas kiwał głową. Wreszcie przystanął i zaczerpnąwszy głęboko powietrza, wypowiedział tylko jedno słowo, po którym Lottie, prawdziwie wzruszona, objęła chłopca ramionami i mocno do siebie przytuliła. Podobnie uczynił Adam, a potem podał mu dłoń i mocno, po męsku uścisnął rękę chłopca. Wyglądało to tak, jakby właśnie dobili targu. Obserwujący ich Candy Canaday rzucił porozumiewawcze spojrzenia żonie. India uśmiechnęła się smutnie. Nie potrzebowali słów, żeby domyślić się co takiego rozgrywa się przed ich oczyma.
Była jeszcze jedna osoba, która uważnie przyglądała się Billy’emu i Cartwrightom. Osoba tam miała sześć lat, siedziała na kocu wraz z innymi dziećmi i tylko z pozoru przysłuchiwała się opowieści Bena. Cinnamon, bo to on był tą osobą, nie był zachwycony tym, co widział. Nie zważając na nic poderwał się z koca i szybko podbiegł do Billy’ego. Trochę onieśmielony osobą pana Adama przystanął i pociągnął Billy’ego za rękaw. Chłopak, ujrzawszy malca, uśmiechnął się i zagadnął:
- No co tam Cinni?
- Chodź – wydukał chłopczyk.
- Za chwilkę. Teraz rozmawiam z panem Cartwrightem.
- Chodź – powtórzył z uporem.
- Widzę, że masz Billy’emu coś ważnego do powiedzenia – zauważył Adam.
- Tak, ale tylko jemu – zastrzegł Cinni.
- Rozumiem – Adam skinął głową i podając ramię żonie, rzekł: - Lottie, zdaje się, że powinniśmy porozmawiać z Canaday’ami.
- Jak zawsze masz rację, mój drogi – odparła kobieta.
Gdy Adam i jego żona oddalili się, Billy popatrzył na Cinnemona i spytał:
- Co się stało?
- To prawda, ze jedzies z nimi do tej Australii?
- Tak i nie z nimi, a z państwem Cartwrightami i ich synem.
- Ale dlacego?
- Chcą dać mi dom, którego nigdy nie miałem – odparł ściszonym głosem Billy.
- Pzeciez mas dom. Stoi pzy drodze do miasta – rzekł, pociągając nosem, Cinni.
- Widzę, że musimy poważnie porozmawiać – stwierdził Billy i ująwszy rączkę chłopca, poprowadził go do złamanego drzewa. Posadził go na nim, po czym sam usiadł obok. – Widzisz Cinni, dom to nie tylko cztery ściany. Dom to przede wszystkim rodzina…
- Jak mama, tata i Cookie? – wtrącił chłopczyk.
- Tak. Rodzice i dzieci. Ja nigdy takiej rodziny nie miałem.
- Mas mamę.
- Wyjechała… i zostałem zupełnie sam. Pan Adam zaproponował mi, żebym pojechał z nimi do Australii, do jego domu. Chcę spróbować, Cinni. Chcę zobaczyć, jak to jest mieć rodzinę i brata, i jak to jest chodzić do szkoły.
- Do skoły mozes chodzić i tu – zauważył chłopczyk z naburmuszoną minką.
- To prawda, ale do tego potrzebne są pieniążki, a ja ich nie mam. Pan Adam i pani Lottie chcą mi pomóc. Chcą dać mi lepsze życie.
- Wiezys im? – Cinnemon utkwił w Billym badawcze spojrzenie.
- Wierzę. Gdyby było inaczej nie zgodziłbym się z nimi wyjechać.
- Cyli jedzies…
- Tak – Billy objął chłopczyka ramieniem, a ten przytuliwszy się do niego, rozpłakał się. - Ciii, nie płacz. Będę do ciebie pisał.
- Ale ja nie umiem cytać – chlipnął żałośnie Cinni.
- To wiesz, co? Będę wysyłał ci rysunki koników i innych zwierzątek. To będą takie opowieści rysunkowe, zanim nie nauczysz się czytać. Zgoda?
- Mhm. – Cinni wytarł rękawem nosek. – A kangura mi narysujes?
- Pewnie. Zaraz w pierwszym liście – zapewnił Billy.
- Fajnie, ale i tak nie chcę, zebyś z nimi jechał. Mozes z nami mieskać. Mama i tata się zgodzą. Cookie tez. Ona, tak jak ja, ciebie lubi.
- Wiem. I ja was bardzo lubię.
- No to, zostań z nami – poprosił z nadzieją w głosie chłopczyk.
- Cinni… Steven… nie mogę. Muszę stąd wyjechać. Ty jesteś jeszcze mały, ale gdy podrośniesz zrozumiesz, że nie miałem wyjścia. Obiecuję, że zawsze będę o tobie pamiętał.
- Naprawdę?
- Tak – odparł łamiącym się głosem Billy. Chwilę później wziął rączkę chłopca i położył ją na swojej piersi. – Czujesz? – spytał.
- To twoje serdusko.
- Tak. Jesteś w nim… i twoi rodzice, i Cookie.
- Ale jak? Przeciez się nie zmieścimy.
- Tak się mówi, gdy chcę się komuś powiedzieć, że jest dla nas ważny, bo ty, Cinni i twoja rodzina jesteście dla mnie bardzo, ale to bardzo ważni. Chciałbym, żebyś i ty nosił mnie w swoim serduszku.
- Ja na pewno będę – doszedł ich bardzo wzruszony głos. Za plecami chłopców stała Cookie i już od jakiegoś czasu przysłuchiwała się ich rozmowie.
- To ja tez. – Cinni z powagą położył drobną rączkę na swojej piersi i dodał: - przyzekam.
W chwilę później Billy tulił do siebie rodzeństwo, zapewniając, że nigdy o nich nie zapomni.
Tej scenie przyglądali się wszyscy dorośli. Dzieci, synowie Hossa i synek Adama, rozumiejąc doniosłość chwili, siedzieli cichutko u boku Bena. Po twarzy ich dziadka płynęły łzy. Candy również był bliski płaczu. Widząc to Adam, powiedział:
- Nie martw. Będziemy dbać o Billy’ego, jak o własnego syna. Przysięgam ci, że nie stanie mu się żadna krzywda.
- I oby tak było, Cartwright, bo w przeciwnym razie rozedrę cię na strzępy – mruknął Candy.
- Wiem, że byłbyś do tego zdolny – odparł z powagą Adam. – Trochę cię już poznałem.
- Chłopiec nie miał łatwego życia. Gdyby więc coś miało mu się stać, to…
- Candy, ja nie rzucam słów na wiatr. Razem z Lottie chcemy mu dać dom, a jeśli zechce to adoptujemy go. George za nim przepada. Zawsze chciał mieć starszego brata. Lottie i ja marzyliśmy o dużej rodzinie. Niestety Georgii pozostanie jedynakiem. Billy może to zmienić. Zapewniam cię, że my wszyscy bardzo tego pragniemy. A jeśli będziesz chciał sprawdzić, czy chłopcu nie dzieje się krzywda, przyjedź do nas. Zapraszam.
- To miłe z twojej strony, ale jak to sobie wyobrażasz? Mam tu pracę…
- To znaczy, że nadal będziesz nadzorcą rancza – Adam wyraźnie ucieszył się.
- Twój ojciec mnie o to poprosił, a sam wiesz, że jemu się nie odmawia – odparł z uśmiechem Candy.
- To prawda. Mój ojciec ma wyjątkowy dar przekonywania. Myślę jednak, że nie będzie czynił żadnych trudności, gdy usłyszy, że zaprosiłem ciebie z rodziną na moje ranczo. Zresztą jeszcze dziś z nim o tym porozmawiam.
- Ale…
- Nie ma żadnego „ale”. Za rok o tej porze chce was u mnie widzieć. Kosztami podróży nie musisz się kłopotać i zapewniam będziecie mile widzianymi gośćmi. To jak? Przyjedziecie?
- Ja… sam nie wiem – odparł z lekka oszołomiony Candy. – Muszę porozmawiać z Indią.
- Jak znam moją żonę już zdążyła przekonać do tego pomysłu twoją małżonkę – stwierdził Adam, wskazując żywo dyskutujące Indię i Lottie. - No, Candy nie daj się prosić. Jeśli chcesz naocznie przekonać się, jak będzie wiodło się Billy’emu musisz do nas przyjechać.
- Masz rację. Tylko w taki sposób będę mógł stwierdzić, czy mam dać ci w zęby, czy uściskać jak dobrego przyjaciela, za którego cię mam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5361
Przeczytał: 14 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:29, 13 Paź 2024    Temat postu:

Wspaniały fragment Wesoly Trzymam kciuki, by Billy się odnalazł w Australii (i by się w niej nie zgubił ). Bardzo mi się podobała scena pożegnania z cukierkowym rodzeństwem Wesoly

Obszerniej skomentuję nieco później Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5361
Przeczytał: 14 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:15, 15 Paź 2024    Temat postu:

Cytat:
Adam, Lottie i George już za tydzień mieli powrócić do domu w Australii. Nic więc dziwnego, że Ben Cartwright zrobił się smutny i osowiały.

Już? Już minął miesiąc?
Cytat:
Nie zdążył przecież nacieszyć się synem, synową i wnukiem. Gdyby od niego to zależało nie pozwoliłby im wyjechać z Ponderosy.

przywiązać Adama do krzesła i zablokować drzwi!
Cytat:
Przez ułamek sekundy błysnął mu w głowie iście szatański pomysł, aby udać chorobę i tym samym zatrzymać ich na dłużej.

pomysł szatański, ale obawiam się, ze szybko by został zdemaskowany. Jak nie przez Adama, to przez doktora Mruga
Cytat:
Zaraz jednak przywołał się do porządku wychodząc z założenia, że losu lepiej nie kusić.

to również dobre założenie. Trzeba stawić czoła rzeczywistości i pozowlić wyjechać rodzinie
Cytat:
Skoro na pewne kwestie nie ma się wpływu i to, co nieuniknione musi nastąpić, Ben postanowił godnie pożegnać australijskich uciekinierów, jak nazwał Adama i jego rodzinę.

i to jest podejście do życia
Cytat:
Teraz siedział na kocu w otoczeniu wnuków i dzieci Candy’ego, i był niezmiernie szczęśliwy. Piknik nad jeziorem Tahoe okazał się być doskonałym pomysłem.

W tak pięknych okolicznościach przyrody i z rodziną obok - mozna być szczęśliwym Wesoly
Cytat:
Adam i Lottie, przechadzali się z Billy’m i coś mu tłumaczyli. On z powagą przysłuchiwał się temu i co jakiś czas kiwał głową. Wreszcie przystanął i zaczerpnąwszy głęboko powietrza, wypowiedział tylko jedno słowo,

No tak. Nadszedł czas pożegnań, ale i ważnych decyzji.
Cytat:
Obserwujący ich Candy Canaday rzucił porozumiewawcze spojrzenia żonie. India uśmiechnęła się smutnie.

To na pewno dla nich nie jest łatwe. Oboje bardzo polubili Billy'ego, ale doskonale zdaja sobie sprawę, że w Australii będzie mu lepiej
Cytat:
Osoba tam miała sześć lat, siedziała na kocu wraz z innymi dziećmi i tylko z pozoru przysłuchiwała się opowieści Bena.

bo to bardzo bystra osoba była Mruga

Cytat:
- Chodź – wydukał chłopczyk.
- Za chwilkę. Teraz rozmawiam z panem Cartwrightem.
- Chodź – powtórzył z uporem.
- Widzę, że masz Billy’emu coś ważnego do powiedzenia – zauważył Adam.

pewne rozmowy są bardzo pilne

Cytat:
- To prawda, ze jedzies z nimi do tej Australii?
- Tak i nie z nimi, a z państwem Cartwrightami i ich synem.
- Ale dlacego?
- Chcą dać mi dom, którego nigdy nie miałem – odparł ściszonym głosem Billy.

i teraz następuje naprawdę trudna rozmowa. Bo jak wytłumaczyć pewne rzeczy? Takie, których często dorośli nie są w stanie zrozumieć?
Cytat:
Chcę spróbować, Cinni. Chcę zobaczyć, jak to jest mieć rodzinę i brata, i jak to jest chodzić do szkoły.

to zupełnie naturalne. Billy chce mieć normalne życie.
Cytat:
Będę do ciebie pisał.
- Ale ja nie umiem cytać – chlipnął żałośnie Cinni.
- To wiesz, co? Będę wysyłał ci rysunki koników i innych zwierzątek. To będą takie opowieści rysunkowe, zanim nie nauczysz się czytać. Zgoda?

takie rysunkowe listy to znakomity pomysł. A tak przy okazji, to jestem zaskoczona, że Billy potrafi czytać i pisać.
Cytat:
- Mhm. – Cinni wytarł rękawem nosek. – A kangura mi narysujes?



Cytat:
- Wiem. I ja was bardzo lubię.
- No to, zostań z nami – poprosił z nadzieją w głosie chłopczyk.

Cinni dalej nie daje za wygraną. Nawet jest w stanie zrezygnować z ukochanych kangurów Mruga

Cytat:
- Ja na pewno będę – doszedł ich bardzo wzruszony głos. Za plecami chłopców stała Cookie i już od jakiegoś czasu przysłuchiwała się ich rozmowie.
- To ja tez. – Cinni z powagą położył drobną rączkę na swojej piersi i dodał: - przyzekam.

Billy na pewno nie będzie zapomniany. I pewnie nawet o tym nie wie, ale jestem pewna, że głęboko zapadł też w pamięć Rory'ego
Cytat:
Candy również był bliski płaczu.

prawdziwi mężczyźni też mają prawo do łez

Cytat:
- Nie martw. Będziemy dbać o Billy’ego, jak o własnego syna. Przysięgam ci, że nie stanie mu się żadna krzywda.
- I oby tak było, Cartwright, bo w przeciwnym razie rozedrę cię na strzępy – mruknął Candy.

oj tak. Candy nie rzuca słów na wiatr
Cytat:
A jeśli będziesz chciał sprawdzić, czy chłopcu nie dzieje się krzywda, przyjedź do nas. Zapraszam.

znakomity pomysł! Cinni w końcu zobaczy kangury
Między innymi, oczywiście Mruga

Cytat:
- To znaczy, że nadal będziesz nadzorcą rancza – Adam wyraźnie ucieszył się.
- Twój ojciec mnie o to poprosił, a sam wiesz, że jemu się nie odmawia – odparł z uśmiechem Candy.

to znakomita wiadomość! Mimo wszystko Indii na pewno ulżyło Mruga

Cytat:
- Jak znam moją żonę już zdążyła przekonać do tego pomysłu twoją małżonkę – stwierdził Adam, wskazując żywo dyskutujące Indię i Lottie.

oj tak. One dwie na pewno już ustaliły co i jak Mruga

ADA, z dużą przyjemnością czytałam ten odcinek Wesoly Był ciepły, pogodny i... i jedno mnie martwi. Wygląda jakby Aderato chciała zakończyć opowieść. A przecież jeszcze tyle jest do powiedzenia! Prawda? Prawda?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7585
Przeczytał: 11 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:22, 15 Paź 2024    Temat postu:

Dziękuję serdecznie za miły komentarz. Kangurek z butlą mleka przeuroczy. Very Happy

Billy potrafi czytać i pisać, może niezbyt biegle, ale potrafi. To zasługa Indii. Myślę, że Adam i Lottie zanim wyślą go do szkoły postarają się, żeby chłopak uzupełnił braki.

Rozszyfrowałaś mnie z tym zakończeniem opowiadania. Za bardzo nie mam pomysłu na ciąg dalszy... no może na dwa odcinki dotyczące McCoy'ów... Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5361
Przeczytał: 14 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:24, 15 Paź 2024    Temat postu:

Ech... Crying or Very sad Ale widzę, że Adearto ma teraz inne projekty w głowie...
Bardzo liczę więc na te dwa odcinki... musi się pojawić mała Pauline...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7585
Przeczytał: 11 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:40, 15 Paź 2024    Temat postu:

Dobrze, że mi przypomniałaś... prawie o niej zapomniałam. Embarassed

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5361
Przeczytał: 14 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:41, 15 Paź 2024    Temat postu:


No wiesz...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7585
Przeczytał: 11 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:49, 15 Paź 2024    Temat postu:

Embarassed Laughing Embarassed

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7585
Przeczytał: 11 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 17:18, 08 Lis 2024    Temat postu:

Jakby coś nie grało, to nie moja wina, tylko tej upartej weny... Mruga

32.

Adam Cartwright i Joseph, jego przyrodni brat stali oparci o ogrodzenie padoku i w milczeniu przyglądali się dokazującym źrebakom. Dwa małe ogierki niedawno odstawione od swoich matek, początkowo zachowywały się niespokojnie i najzwyczajniej w świecie tęskniły za mamami. Jednak, gdy odkryły, że dana im swoboda pozwalała na lepsze poznanie otaczającego ich świata, tęsknota, przynajmniej na jakiś czas nie była aż tak doskwierająca. W pewnej chwili jeden ze źrebaków poślizgnął się i przerażony płaczliwie zarżał. W ułamku sekundy dało się słyszeć głośne rżenie dochodzące z pobliskiej stajni. To jedna z klaczy, zapewne mama małego konika, odpowiedziała na jego skargę. Źrebak, słysząc głos matki, parsknął raz i drugi, po czym uspokojony podbiegł do swojego towarzysza zabaw próbując go podgryźć. Drugi z koników zrobił unik i brykając okrążył padok. Gdy pierwszy ponownie spróbował go ugryźć, ten odpowiedział tym samym, skutecznie odstraszając małego agresora.
- Wyrosną z nich wspaniałe konie. Za dwa, trzy lata dostaniesz za nie świetną cenę – stwierdził Adam.
- Też tak myślę – przytaknął Joe. – Obie klacze są piękne, a i ojciec źrebaków wysoko jest ceniony przez okolicznych ranczerów.
- Myślałeś żeby na poważnie zainwestować w hodowlę koni? Masz do tego smykałkę.
- Może i tak, ale ranczo pochłania zbyt dużo czasu. Te kilka koni, które hoduję, to taka rozrywka, ale pewnie i ona się skończy, gdy zabierzesz ze sobą Billy’ego. On ma wyjątkowy dar do koni. Rozumie je, a one mu ufają – odparł Joe i zamilkł. Przez dłuższą chwilę przyglądał się źrebakom, po czym nie patrząc na brata, spytał: - naprawdę chcesz go zabrać do Australii?
- Owszem. To już postanowione. Bilety kupione, a jutro wyruszamy w drogę powrotną do domu.
- Nie ma szansy żebyś zmienił zdanie… żeby Billy je zmienił…
- Przykro mi, ale poniekąd to ty przyłożyłeś rękę do ostatecznej decyzji chłopca – odparł spokojnie Adam.
- Wiem – rzekł cicho Joe. – Ja naprawdę chciałem dobrze. Skąd mogłem przypuszczać, że matka Billy’ego weźmie pieniądze i ucieknie zupełnie nie martwiąc się o syna.
- A powinieneś wiedzieć. Znałeś ją i takie jej zachowanie nie powinno cię dziwić. To kobieta wyzuta z jakichkolwiek uczuć. Dla niej liczy się dobra zabawa, whiskey i mężczyźni. W tym „towarzystwie” nie ma miejsca dla syna. Na szczęście mój detektyw ją znalazł i przekonał, że powinna podpisać papiery adopcyjne.
- Ile zapłaciłeś?
- Czy to ważne? W każdym razie aż tak bardzo się nie targowała i obiecała, że na dobre zniknie z życia Billy’ego.
- Wierzysz jej? Mnie wyrolowała.
- Do Australii raczej nie przypłynie – zauważył Adam – a gdyby nawet to nie pozwolę jej namieszać w życiu chłopca. Joe, dla tej Lilly nie ma już ratunku. Żebyś nie wiadomo co dla niej zrobił ona już się nie zmieni. Może gdyby kochała swojego syna może coś by do niej dotarło, a tak zapewne skończy gdzieś w jakimś ciemnym zaułku Barbary Coast.
- Masz rację. Ufając jej zapewnieniom wykazałem się skrajną głupotą, a wcześniej nie byłem lepszy od niej i skrzywdziłem chłopca. Uwierz mi Adamie, nie chciałem tego, ale stało się i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Skrzywdziłem go i tyle. Chciałem mu zadośćuczynić, naprawić krzywdę, ale…
- To nie takie proste jakby się wydawało. Nie dziw się, że Billy ci nie ufa. To jeszcze dziecko. Fakt, że bardzo doświadczone przez życie, ale dziecko. On potrzebuje teraz dużo ciepła i uwagi. Musi na nowo nauczyć się ufać ludziom. Razem z Lottie postaramy się, żeby tak właśnie było, żeby poczuł się kochany i poznał swoją wartość.
- Wierzę, że wam to się uda. Szczęściarz z tego Billy’ego – stwierdził uśmiechając się Joe.
- Czy ja wiem – Adam wzruszył ramionami. – O Lottie i o mnie można powiedzieć to samo. Zawsze chcieliśmy mieć więcej dzieci, ale nie wyszło. A poza tym George potrzebuje towarzystwa. Jest zachwycony „starszym bratem”, a Billy’mu chyba też się to podoba. W każdym razie są nierozłączni. Mam nadzieję, że Billy szybko przyzwyczai się do nowych warunków.
- Tego możesz być pewny. Jest w ciebie wpatrzony, jak w tęczę. To dobry chłopak. Nigdy nie sprawiał kłopotów.
- Wiem. Wszyscy mi o tym mówili – odparł Adam.
Mężczyźni przez dłuższą chwilę milczeli przyglądając się dokazującym źrebakom. W promieniach zachodzącego słońca obrazek ten był iście sielski, niosący spokój i ukojenie.
- Przepraszam – wyszeptał niczym zawstydzone dziecko Joe – przepraszam za wszystko co było między nami złe. Jestem, niestety, okropnym bratem.
- Daj spokój Joe.
- Nie, muszę ci powiedzieć… chcę… bo może nie będzie już okazji. Wiesz te moje bóle głowy… doktor McCoy powiedział, że to może być coś poważniejszego. Gdyby rzeczywiście…
- Joe, proszę, przestań.
- Nie rozumiesz. Czuję, że ze mną jest coś nie tak. Zachowuję się dziwnie. Nie panuję nad sobą, a potem o wszystkim zapominam, tak, jak to było z Billy’m. Boję się, że za następnym razem zrobię komuś krzywdę. Boję się, że to jakaś choroba psychiczna. Ja… nie chcę być wariatem.
- Nie opowiadaj głupstw.
- To nie są głupstwa.
- Joe, w naszej rodzinie nikt nie był szalony – rzekł Adam.
- Przypominam ci, że mieliśmy różne matki. A co, jeśli w rodzinie mojej mamy ktoś był chory.
- Nawet jeśli, to o niczym to nie świadczy. Zamiast się zamartwiać powinieneś zapytać ojca.
- Pytałem, a właściwie to najpierw zapytał doktor Rehn, który przedwczoraj przyjechał w zastępstwie doktora McCoy’a.
- I co?
- Tato nie przypomina sobie, żeby mama wspominała o kimś psychicznie chorym w jej rodzinie. Ja mogę być pierwszy – odparł posępnym głosem Joe.
- Skończ z tym czarnowidztwem. Powinieneś pojechać do specjalisty, do San Francisco, a jeszcze lepiej na Wschodnie Wybrzeże. Tam w lekarzach można wybierać i przebierać.
- Zapewne, ale McCoy i Rehn naprawdę znają się na swojej robocie. Może to dziwne, ale ufam im, mimo że doktor Rehn nie przepada za mną.
- Chyba przesadzasz.
- Nie, Adamie. On mną pogardza za to, co zrobiłem Billy’emu. I wiesz co? Nie mam o to do niego pretensji. Jest lekarzem. Honor i etyka nakazuje mu leczyć nawet takich, jak ja. Poza tym, jeśli okaże się, że jestem wariatem, to może panowie doktorzy wskażą mi dobry dom dla obłąkanych. Dla nikogo nie chcę być ciężarem.
- Dość tych bzdur. Nie mogę już tego słuchać – Adam podniósł głos. – Lepiej powiedz mi, co stwierdzili lekarze, ale tak konkretnie, bez użalania się.
- Do końca sami jeszcze nie wiedzą. Robią mi jakieś dodatkowe badania. Swoją drogą wciąż każą mi sikać do butelki. Ciekawe, co chcą znaleźć?
- Skoro tak, to zapewne nie chodzi tu o chorobę psychiczną, ale o coś zupełnie innego.
- Akurat – Joe wzruszył ramionami. – Mówię ci, że to obłęd. Tylko dlaczego nie chcą tego przyznać? A może jednak coś powiedzieli… tobie, albo ojcu. Jeśli wiesz, powiedz mi prawdę. Tobie powinno to przyjść łatwiej niż reszcie rodziny.
- A czemu tak uważasz? – Adam spojrzał spod oka na brata.
- Czy ja wiem – Joe rzucił przed siebie trzymane w dłoni źdźbło trawy. – Od zawsze mieliśmy coś do siebie. Przepadać to za sobą nie przepadaliśmy. Myślę, że jak kogoś się nie lubi, to przykre wiadomości łatwiej jest takiej osobie przekazać.
- Ciekawy wniosek wysnułeś – stwierdził Adam. – Uważasz, że ciebie nie lubię?
- Po tym, jaki byłem, a szczególnie, jak przywitałem cię w Ponderosie byłoby to zupełnie zrozumiałe.
- Joe, zdaje się, że już sobie to wyjaśniliśmy. Ja nie mam do ciebie żadnych pretensji. Jesteś moim bratem i zawsze ci pomogę. Przyznaję, czasami było mi przykro, że traktowałeś mnie, jak wroga.
- Byłem głupi – wtrącił Joseph.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę – odparł z uśmiechem Adam. – A poważnie mówiąc każdy z nas ponosi winę za to, że nie potrafiliśmy się dogadać. Ja byłem zbyt dumny, a ty porywczy. Między takimi charakterami musiało iskrzyć. Za mało ze sobą rozmawialiśmy. Teraz to wiem.
- Ja też. Szkoda, że nie potrafiliśmy rozmawiać ze sobą tak, jak przez ostatni tydzień.
- Zawsze możemy to nadgonić. Ponawiam moje zaproszenie do Australii.
- Chciałbym – odparł Joe i widać było, że powiedział to szczerze – ale sam wiesz, że nie mogę zostawić ojca samego. A poza tym kto wie ile życia mi zostało.
- Jak nie przestaniesz bredzić, to zapewne niewiele – rzekł, kręcąc ze zniecierpliwieniem głową, Adam.
- Wiesz, ja pamiętam rodzinę doktora Rehna. Oni sprowadzili się, krótko po twoim wyjeździe. Uchodzili za odludków. Wkrótce okazało się dlaczego. Ojciec i stryj Rory’ego byli szaleni. Jego dziadek również. Wszyscy mówili, że młody Rehn też zbzikuje. Jego matka nie wytrzymała i uciekła od nich. Po śmierci dziadka Rory’m zajął się doktor Martin, ale krótko to trwało i chłopak znikł. Mówiło się, że uciekł. Potem dopiero okazało się, że doktor Martin wysłał go do swojego szwagra, do Baltimore. Gdy go zobaczyłem, początkowo nie wierzyłem oczom. Rory Rehn został lekarzem.
- Jeśli wierzyć słowom McCoy’a, Rehn ma przed sobą świetlaną przyszłość – wtrącił Adam.
- Wcale bym się nie zdziwił – odparł Joe. – I wiesz co? Życzę mu jak najlepiej. Adamie?
- Tak?
- Chciałbym, żebyście ty, Lottie i chłopcy zostali na noc w Ponderosie. O ile się nie mylę, wasz dyliżans odchodzi jutro po południu.
- To prawda, ale wolałbym jeszcze dziś pojechać do Virginia City. Musimy dobrze wypocząć przed podróżą – odparł, nieco zaintrygowany prośbą brata, Adam.
- Rozumiem – Joseph posmutniał.
- O co chodzi, Joe?
- Chciałby z tobą o czymś porozmawiać, bo widzisz nie zdążyłem… nie zdążyłem ci powiedzieć…
W tym momencie z domu w podskokach wybiegł George i podbiegłszy do mężczyzn, powiedział:
- Tato, stryjku, dziadek prosi na kolację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5361
Przeczytał: 14 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:50, 12 Lis 2024    Temat postu:

Cytat:
Adam Cartwright i Joseph, jego przyrodni brat stali oparci o ogrodzenie padoku i w milczeniu przyglądali się dokazującym źrebakom. (...) Drugi z koników zrobił unik i brykając okrążył padok. Gdy pierwszy ponownie spróbował go ugryźć, ten odpowiedział tym samym, skutecznie odstraszając małego agresora.

powinnam zacytować cały fragment dotyczący zachowania małych źrebaczków Wesoly Uroczy, plastyczny... i nic dziwnego, że został gałązką oliwną w sporze Mruga

Cytat:
- Może i tak, ale ranczo pochłania zbyt dużo czasu. Te kilka koni, które hoduję, to taka rozrywka, ale pewnie i ona się skończy, gdy zabierzesz ze sobą Billy’ego. On ma wyjątkowy dar do koni.

czytam... i aż nie wierzę. To mówi Joe Cartwright? Rozumiejący wagę obowiązków, doceniający Billy'ego... Rozumie je, a one mu ufają – odparł Joe i zamilkł.
Cytat:
Bilety kupione, a jutro wyruszamy w drogę powrotną do domu.

Znakomicie Wesoly Billy jest już członkiem rodziny i dostaje nowe życie!

Cytat:
- A powinieneś wiedzieć. Znałeś ją i takie jej zachowanie nie powinno cię dziwić. To kobieta wyzuta z jakichkolwiek uczuć. Dla niej liczy się dobra zabawa, whiskey i mężczyźni.

innymi słowy - urocza kobieta. Dobrze, że Billy zdołał jakoś dorosnąć w tym otoczeniu i się sam nie pogubić.

Cytat:
- Do Australii raczej nie przypłynie – zauważył Adam – a gdyby nawet to nie pozwolę jej namieszać w życiu chłopca.

zawsze może się zgubić po drodze. A Australii łatwo sie zgubić
Cytat:
Razem z Lottie postaramy się, żeby tak właśnie było, żeby poczuł się kochany i poznał swoją wartość.

ja też wierzę, że sie uda Wesoly

Cytat:
- Tego możesz być pewny. Jest w ciebie wpatrzony, jak w tęczę. To dobry chłopak. Nigdy nie sprawiał kłopotów.

po raz kolejny powiem - to aż dziwne, ze takie rozsądne słowa padają z ust Joe.

Cytat:
- Przepraszam – wyszeptał niczym zawstydzone dziecko Joe – przepraszam za wszystko co było między nami złe. Jestem, niestety, okropnym bratem.

a tych słów to sie szczególnie nie spodziewałam

Cytat:
- Nie, muszę ci powiedzieć… chcę… bo może nie będzie już okazji. Wiesz te moje bóle głowy… doktor McCoy powiedział, że to może być coś poważniejszego. Gdyby rzeczywiście…

ach... w obliczu nieuniknionego Joe odzyskał rozum... ciekawe na jak długo Think

Cytat:
- Nie rozumiesz. Czuję, że ze mną jest coś nie tak. Zachowuję się dziwnie. Nie panuję nad sobą, a potem o wszystkim zapominam, tak, jak to było z Billy’m. Boję się, że za następnym razem zrobię komuś krzywdę. Boję się, że to jakaś choroba psychiczna. Ja… nie chcę być wariatem.

Joe się boi... w sumie jest to zrozumiałe. Perspektywa stracenia kontroli nad samym sobą przeraża każdego

Cytat:
- Joe, w naszej rodzinie nikt nie był szalony – rzekł Adam.

zawsze może być ten pierwszy raz. Tak wiem, jestem okrutna

Cytat:
- Zapewne, ale McCoy i Rehn naprawdę znają się na swojej robocie. Może to dziwne, ale ufam im, mimo że doktor Rehn nie przepada za mną.

mimo całego swojeo profesjonalizmu Rory nie zdołał ukryć swoich uczuć
Cytat:
Nie mam o to do niego pretensji.

bardzo wspaniałomyślnie
Cytat:
to może panowie doktorzy wskażą mi dobry dom dla obłąkanych. Dla nikogo nie chcę być ciężarem.

plan na przyszłość jest, jak widać...

Cytat:
- Do końca sami jeszcze nie wiedzą.

to dlaczego Joe juz postawił na sobie krzyżyk?
Cytat:
Swoją drogą wciąż każą mi sikać do butelki. Ciekawe, co chcą znaleźć?

A Joe wie, że ma chore nerki?
Cytat:
- Skoro tak, to zapewne nie chodzi tu o chorobę psychiczną, ale o coś zupełnie innego.
- Akurat – Joe wzruszył ramionami. – Mówię ci, że to obłęd. Tylko dlaczego nie chcą tego przyznać?

ja wiem, że pacjent zawsze wie lepiej, ale moze jednak poczekać z ostateczną diagnozą?
Cytat:
A może jednak coś powiedzieli… tobie, albo ojcu.

albo porozpowiadali w mieście...
Cytat:
Jeśli wiesz, powiedz mi prawdę. Tobie powinno to przyjść łatwiej niż reszcie rodziny.

Joe znowu zaczyna. Niepewność niepewnością, ale...
Cytat:
Przepadać to za sobą nie przepadaliśmy. Myślę, że jak kogoś się nie lubi, to przykre wiadomości łatwiej jest takiej osobie przekazać.

zwłaszcza, jak się jest sadystą
Cytat:
– odparł z uśmiechem Adam. – A poważnie mówiąc każdy z nas ponosi winę za to, że nie potrafiliśmy się dogadać. Ja byłem zbyt dumny, a ty porywczy. Między takimi charakterami musiało iskrzyć. Za mało ze sobą rozmawialiśmy. Teraz to wiem.

panom sie zebrało na samokrytykę Laughing
Cytat:
A poza tym kto wie ile życia mi zostało.

ech...

Cytat:
- Wiesz, ja pamiętam rodzinę doktora Rehna. Oni sprowadzili się, krótko po twoim wyjeździe. Uchodzili za odludków. Wkrótce okazało się dlaczego. Ojciec i stryj Rory’ego byli szaleni. Jego dziadek również. Wszyscy mówili, że młody Rehn też zbzikuje. (...) Rory Rehn został lekarzem.

Joe powinien wiec wziąć z niego przykład. Zamiast opowiadać, że zaraz oszaleje, powinien wziąć sie do pracy Wesoly

Cytat:
- Wcale bym się nie zdziwił – odparł Joe. – I wiesz co? Życzę mu jak najlepiej.

cudownie. Bardzo wspaniałomyślnie.

Cytat:
- Chciałby z tobą o czymś porozmawiać, bo widzisz nie zdążyłem… nie zdążyłem ci powiedzieć…

I przerwać w takim momencie? Kiedy (być może) Joe by powiedział coś istotnego?!


ADA, jak zawsze czytałam Twoje opowiadanie z dużą przyjemnością Wesoly Fragment ze źrebaczkami był jak miód na serce a i rozmowa braci była bardzo ciekawa. Joe, mimo swojej przemiany - dalej irytuje. Niby się zmienił, niby dostrzega swoje błędy, ale... Rozumiem, że się boi. Rozumiem, że dosięgają go czarne myśli... Ale mimo wszystko mnie irytuje.
W każdym razie czekam niecierpliwie na ciąg dalszy i trzymam kciuki, by Aderato złapała wiatr w żagle Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7585
Przeczytał: 11 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 8:58, 13 Lis 2024    Temat postu:

Bardzo dziękuję za obszerny, ciekawy i przemiły komentarz. Very Happy

Przerwałam w takim, a nie innym momencie, ponieważ zabrakło mi pomysłu, co też takiego Joe miałby powiedzieć Adamowi. Embarassed Liczę, że z czasem coś wymyślę. Laughing

Joe jeszcze nie wie, że ma chore nerki, a to jego zachowanie dodatkowo "wzmocnione" było specyfikami pseudo doktora Levisa. W każdym razie Joe wciąż będzie irytującym, czepiającym się i zgorzkniałym facetem. Twisted Evil


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5361
Przeczytał: 14 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:17, 13 Lis 2024    Temat postu:

Cytat:
W każdym razie Joe wciąż będzie irytującym, czepiającym się i zgorzkniałym facetem

a wiesz, że... to dobrze Laughing Jakoś nie umiem go sobie teraz wyobrazić jako wzoru cnót wszelakich Mruga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 43, 44, 45, 46  Następny
Strona 44 z 46

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin