Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Piątek, trzynastego
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 14:43, 21 Lut 2022    Temat postu:

***

- Powiedziałem ci, żebyś się odsunął, a najlepiej idź do strumienia i jeszcze raz się umyj – powiedział Hoss, zatykając nos. - Ten smród jest nie do zniesienia.
- A, co ja mam powiedzieć? To ja stałem się ofiarą tego podstępnego, wrednego potwora – odparł Joe, drapiąc się dyskretnie po prawym pośladku osłoniętym liściem paproci.
- Skunksy na ogół są spokojnymi, miłymi zwierzątkami – zauważył Adam. - Jakbyś go nie drażnił poszedłby sobie dalej, a tak przez najbliższe kilka dni będziesz śmierdział, jak… cóż, jak skunks.
- Bardzo śmieszne. Wcale go nie drażniłem. Po prostu stanął mi na drodze.
- Stanął bo wyczuł w tobie zagrożenie – stwierdził Hoss. - Widziałeś przecież, że podniósł ogon i wyprężył grzbiet w łuk. Wtedy trzeba było mu zejść z drogi, ale ty jak zawsze wiedziałeś swoje.
- Masz, rację Hoss – przytaknął z udawaną powagą Adam. - Nasz brat miał więcej szczęścia niż rozumu. Słyszałem o pewnym kowboju, któremu skunks strzyknął wydzieliną prosto w oczy. Biedak przez kilka dni był ślepy. Gdy skunks stanie ci na drodze, jednym wyjściem z sytuacji jest błyskawiczna ucieczka.
- A gdzie, twoim zdaniem miałem uciec? - spytał Joe i spojrzał wściekłe na najstarszego brata. - Miałem do wyboru: cholerną pułapkę tej smarkuli lub mrowisko. Co wybrałbyś na moim miejscu?
- Ej, golasie nie jestem smarkulą, a pułapka działała bez zarzutu, tylko Adam za mocno pociągnął dźwigienkę – burknęła Becky spod oka patrząc na Małego Joe.
- Ty, to się lepiej nie odzywaj – skarcił dziewczynkę Joseph. - To przez ciebie znalazłem się w tych tarapatach.
- Raczej przez swoją wścibskość – wtrącił Adam.
- Martwiłem się o ciebie.
- Doprawdy? - spytał Adam wyraźnie rozbawiony tym stwierdzeniem. - Hoss powiedział mi, że zainteresowała was przede wszystkim Lori na grzbiecie mojego konia, a dopiero potem ja.
- Tam nie było żadnej Lori – zaprzeczył w pierwszym odruchu Joe i dopiero po chwili zrozumiał, że Adam mówił o kocie. - A więc to czarne szkaradztwo wabi się Lori. Coś takiego!
- Lori nie jest szkaradztwem – żachnęła się Becky. - Jest mądrzejsza od ciebie. Gdyby nie ona wciąż moczyłbyś tyłek w pułapce.
- Dość tego! - krzyknął Joe. - Nie uważasz, że za dużo sobie pozwalasz?!
- Nie krzycz na mnie! Nie masz prawa!
- Tak myślisz? Jak cię złapię to tak przetrzepię ci skórę, że mnie popamiętasz.
- Spróbuj, ale na golasa nie masz ze mną żadnych szans – odparła ironicznie uśmiechając się Becky.
- Czy ktoś mówił ci, że jesteś bezczelna? - spytał Joe czerwieniejąc na twarzy.
- Tak, twój brat, jakąś godzinę temu.
- Wiesz co, zejdź mi z oczu – odparł Joe, czując że z tak wygadaną dziewczynką nie ma szans.
- Co takiego? - Becky wyraźnie rozjuszona wzięła się pod boki i wypaliła: - jesteś w moim domu i jak ci się nie podoba to droga wolna!
Małego Joe z wrażenia zatkało. Takiej odpowiedź w ogóle się nie spodziewał. Adam i Hoss wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Nie trzeba dodawać, że bawili się doskonale. Tymczasem obrażona Becky powiedziała:
- A ja chciałam ci uprać spodnie. Niedoczekanie twoje. Jak dla mnie to możesz chodzić sobie z gołym tyłkiem obłożonym paprociami.
- Jak ty się wyrażasz? Jesteś dziewczynką i nie przystoi ci używanie takich słów... słów, których znaczenia nie znasz.
- A o jakich słowach mówisz? Bo, jeśli o tyłku i to gołym, to doskonale wiem, co one znaczą, bo, co kilka godzin przewijam Smrodka. Tyle tylko, że tyłek ma mniejszy od ciebie i nie śmierdzi tak przeraźliwie, jak ty.
- Wiesz, co dziewczynko, za chwilę doprowadzisz mnie do szału, a wtedy nikt, ani nic ci nie pomoże – zagroził Joe.
Nim skończył jednak mówić te słowa między nim a Becky stanęła czarna kotka. Uszy miała położone po sobie, ogon wygięty w pałąk i zjeżone futro. Zielone, szeroko otwarte oczy, o mocno zwężonych źrenicach utkwiła w Małym Joe i zasyczała ostrzegawczo.
- Lepiej odpuść w przeciwnym razie ona zaatakuje – rzekł cicho Hoss.
- Najwidoczniej przejrzała naszego brata na wylot – powiedział Adam i założywszy ręce z jakimś takim szyderczym oczekiwaniem przyglądał się rozwojowi sytuacji. W tym czasie Becky kucnęła przy kotce i coś jej szepnęła. Ta, jakby przekonana argumentami dziewczynki straciła zupełnie zainteresowanie Joseph’em i dostojnym krokiem oddaliła się w stronę szałasu. Joe odetchnął z ulgą, ale nie na długo. Z kurnika bowiem wyskoczył kogut, który rozpoznawszy swego odwiecznego wroga, musiał, po prostu musiał, dziobnąć go w łydkę. Nim mężczyzna zdążył pojąć, co się dzieje, kogut z furią zaatakował. Joe osłaniając się liśćmi paproci nie był w stanie skutecznie się bronić. Mógł tylko przeskakiwać z miejsca na miejsce, starając się, aby jego newralgiczne miejsca, nie ujrzały światła dziennego. Przyznać trzeba, że to, co się działo było nie do opisania. Mówiąc krótko: Joe skakał, kogut dziobał, Adam, Hoss i Becky zaśmiewali się do rozpuku, a oburzone kury głośno gdakały. Do tego z szałasu wyjrzała zaciekawiona Lori, po czym położywszy się na ziemi, z uwagą przyglądała się dziwacznie podskakującemu człowiekowi. Nie wiadomo, jak długo to wszystko by trwało, gdyby nie płacz dziecka. Smrodek, wyraźnie zniecierpliwiony przedłużającą się nieobecnością opiekunki, postanowił wszem i wobec dać znać, że już nie śpi. W jednej chwili cały harmider ustał, a zainteresowanie z Małego Joe przeniosło się na płaczące dziecko. Kogut zapiał, tak jakby chciał odtrąbić swoje zwycięstwo i dumnym krokiem poszedł do kurnika. Dwie przejęte kury wciąż gdakały. Nie wiadomo, czy podziwiały swojego pana i władcę, czy wyrażały dezaprobatę na widok jego odwiecznego wroga.

***

W niespełna godzinę później, Joe wymoczywszy się porządnie w strumieniu, założył bieliznę naprędce wykonaną przez Becky i to z powłoczki panny Clarkson. Nawiasem mówiąc biedna Emma zapewne padłaby zemdlona, gdyby dowiedziała się, co też takiego okrywa jej najlepsza powłoczka z haftowanym godzinami monogramem. Joe uznał, że te nad wyraz oryginalne kalesony są o niebo lepsze niż liście paproci. Mężczyzna musiał też przyznać, że dziewczynka przy bliższym poznaniu sporo zyskiwała. Już nie wydawała mu się tak bezczelna, jak wcześniej, a gdy specjalnie dla niego przygotowała, fakt, dość oryginalne okrycie, a do tego wyprała mu spodnie, które szczęśliwym trafem wraz z nim zostały wyrzucone z błotnej pułapki, wydała mu się całkiem sympatyczną panienką.
Było już późne popołudnie, gdy Becky i jej goście usiedli wokół paleniska, aby choć trochę się pożywić. Posiłek składał się z zupy przyrządzonej na resztkach trzeciej kury Cartwrightów (choć nazwanie szarej brei zupą, było zdecydowanie na wyrost) oraz z usmażonych ryb, złowionych w międzyczasie przez Hossa. Gdy wszyscy sobie już podjedli, nie wyłączając z tego towarzystwa Lori, postanowiono zastanowić się, co zrobić z dziećmi. Jasnym było, że nie mogą dłużej, żyć w leśnej głuszy. Adam nalał wszystkim do kubków gorącej, aromatycznej kawy, dziwnie przypominającej tę, którą na co dzień piją w Ponderosie. Becky do swojego kubka dolała wody. Zdecydowanie nie była wielbicielką mocnej kawy.
- Ryby były pyszne – powiedziała dziewczynka. - Dawno takich nie jadłam. Dziękuję Hoss.
- To ja dziękuję, że tak świetnie zajęłaś się mną. Twarz już prawie mnie nie boli – rzekł mężczyzna uśmiechając się serdecznie.
- To nic takiego – odparła Becky i spuściwszy oczy, pobujała koszykiem stojącym tuż obok jej stóp, w którym leżał, gaworząc sobie, Smrodek.
- Ja też dziękuję ci za pomoc. Nie wiem, czym kazałaś mi się wysmarować, ale miejsca pogryzione przez mówki i komary już tak nie swędzą – rzekł Joe patrząc z ciepłem w oczach na dziewczynkę.
- To nic wielkiego. Zimne okłady i miód z lawendą są bardzo dobre na takie problemy – odparła.
- Skąd ty to wszystko wiesz, a przede wszystkim skąd wzięłaś miód?
- Mama mnie nauczyła – odparła dziewczynka – a miód podebrałam dzikim pszczołom. To łatwe, gdy się wie, jak to zrobić.
- Czy mama też nauczyła cię podbierać miód? – zainteresował się Hoss i odruchowo dotknął swego, teraz już nieco mniej spuchniętego, policzka.
- Nie, tego nauczył mnie tata, ale mama we wszystkim innym była bardzo dobra, a szczególnie w szyciu ubrań – Becky na wspomnienie matki wyraźnie posmutniała.
- Co do tego nie mamy żadnych wątpliwości – rzekł Adam. - Mówi się, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Wiesz, co to znaczy?
- Wiem i bardzo bym chciała być taka, jak ona.
- Na pewno taka będziesz, już jesteś – zapewnił Adam. - Becky, twoja kotka w dość dziwny sposób, przyprowadziła nas do ciebie. Chyba najwyższy czas, żebyś opowiedziała nam, dlaczego ukrywasz się tu w środku lasu.
- Ja się nie ukrywam – zaprzeczyła Becky. - Mówiłam ci, że jesteśmy ze Smrodkiem sami. Do tej pory jakoś sobie radziliśmy, ale Lori uznała, że będzie dla nas lepiej, jak poprosimy kogoś o pomoc. Wybrała was. Niedługo zrobi się zimno, a wtedy już zupełnie nie damy sobie tu rady. No, może ja bym wytrzymała, ale Smrodek to już na pewno nie. On jest jeszcze malutki i potrzebuje prawdziwej rodziny.
- Ty też jej potrzebujesz – zauważył Adam.
- No, tak – dziewczynka pociągnęła nosem – ale on bardziej. Więc, jeśli nie możecie wziąć nas dwoje, to weźcie chociaż jego.
- Spokojnie, Becky. Od razu zapewniam ciebie, że nie zostawimy was bez pomocy i jeszcze dzisiaj znajdziecie się w Ponderosie.
- Naprawdę? - spytała z niedowierzaniem Becky.
- Jeśli mój brat tak mówi, to tak będzie – rzekł wzruszonym głosem Hoss.
- To, prawda – potwierdził Joe, poruszonym tym, co powiedziała dziewczynka. Zaraz też próbując to ukryć, dodał: - Adam ma kilka wad, ale jest prawdomówny aż do bólu.
- Zabierzemy was, ale pod pewnym warunkiem – zastrzegł Adam.
- Jakim? - zaciekawiła się dziewczynka.
- Opowiesz nam wreszcie, co tak naprawdę się stało.
- Dobrze, opowiem wszystko – odparła Becky i lekko się zacinając oraz pociągając nosem, zaczęła swą opowieść. Okazało się, że rodzice Becky, państwo Wilson byli Irlandczykami, a ona urodziła się w 1847 roku, kiedy to w jej ojczyźnie szalał wielki głód. Ojciec Becky, chcąc ocalić żonę i malutką córeczkę za ostatnie pieniądze, kupił bilety na statek do Ameryki. I tak po wypłynięciu z portu Cobh, leżącego niedaleko Queenstown, po dwóch tygodniach w ścisku i brudzie rodzina Wilsonów dotarła do Nowym Jorku, a dokładnie na Wyspę Ellis, gdzie był specjalny ośrodek dla takich jak oni. Wilsonowie mieli dużo szczęścia, bo cała trójka była zdrowa i już po kilku dniach mogli zacząć cieszyć się nowym życiem. Jednak bardzo szybko okazało się, że ten wyśniony eden wcale nie przypominał raju. W Irlandii rodzice Becky żyli i pracowali na wsi. Oboje pochodzili z niezbyt zamożnych rodzin, ale na biedę nigdy nie narzekali. Dopiero wielki głód zmienił wszystko, niszcząc ich życie. Trudno im było odnaleźć się w Nowym Jorku. Mieszkali w maleńkiej, ciemnej i zagrzybionej klitce, bardziej przypominającej komórkę na narzędzia niż mieszkanie. Ojciec od czasu do czasu dostawał dorywczą pracę przy budowie domów, a matka pracowała w szwalni. Oboje zarabiali niewiele. Z ledwością wystarczało to na czynsz i skromne wyżywienie. Gdy Becky miała osiem lat jej mama zapadła na suchoty i wkrótce zmarła. Wszyscy mówili, że zabiła ją ciężka praca. Pan Wilson długo nie mógł pogodzić się ze stratą żony. W tym czasie omal nie stracił córeczki, którą praktycznie wychowywała ulica. Wreszcie jakoś zebrał się w sobie. Usłyszał, jak ktoś na budowie opowiadał, o gorączce złota w Kalifornii. Nie bardzo wiedział, gdzie to jest, ale postanowił tam pojechać. Uznał, że to jedyny sposób na zmianę życia. Chodziło mu przede wszystkim o Becky, której chciał zapewnić lepszą przyszłość. Niestety, gdy wyruszyli do Kalifornii, gorączka złota zdążyła już wygasnąć.*). Mimo to pan Wilson postanowił jechać na Dziki Zachód. Dowiedział się, że istnieje tam możliwość zdobycia ziemi i osiedlenia się. I tak ruszył wraz z córeczką, aby rozpocząć nowe życia. Okazało się, że ich podróż była bardzo ciężka i wciąż się wydłużała. Przypominała szlak, jaki swego czasu przemierzył Ben Cartwright i jego mały synek Adam. Ojciec Becky, podobnie, jak i Ben musiał po drodze chwytać się różnych zajęć, aby zarobić na życie i dalszą podróż. Gdy wreszcie dotarli do Arizony, okazało się, że w stanie Utah na wschodnim zboczu góry Davidson odkryto ogromne złoża srebra.**) Tam też ciągnęli wszyscy, którzy marzyli o bogactwie. Ojciec Becky nie mógł przegapić takiej okazji. Razem z córeczką dołączył do podobnych jemu zapaleńców. Po miesiącu byli prawie u celu. To wtedy do ich grupy dołączyło młode małżeństwo z nowo narodzonym synkiem. Nie dane było im jednak bliżej się poznać. Na następny dzień rano, gdy ujechali niespełna dziesięć mili, zostali napadnięci przez Indian. Ojciec Becky, jakimś cudem zdołał wepchnąć córkę do dołu gęsto porośniętego jakimiś krzakami. Kazał jej siedzieć cicho i pod żadnym pozorem nie wychodzić z ukrycia, dopóki on po nią nie przyjdzie. Becky słyszała straszne krzyki i strzały z broni. Potem wszystko ucichło. Czekała na ojca godzinę, potem drugą i trzecią, jednak on się nie zjawił. Dziewczynka głodna i spragniona przełamała strach i ostrożnie wyjrzała ze swej kryjówki. To, co zobaczyła już na zawsze miało pozostać w jej pamięci. Wszędzie leżeli zabici, a wokół walały się rzeczy, które Indianie uznali za nic nie warte. Jak w transie zaczęła szukać ojca. Leżał, koło ich połamanego wozu i wyglądał, jakby spał. Becky była tak przerażona, że nawet nie zapłakała. Wiedziała, że musi pochować ojca. Znalazła szpadel i choć wydawało się to ponad jej siły, wykopała płaski dół, do którego wciągnęła ciało ojca. Dopiero gdy przysypała go ziemią i wetknęła w mogiłę krzyż zrobiony z dwóch kijków związanych sznurkiem, zapłakała. Miała dwanaście lat i została sama na świecie. Nie wiedziała, co ma robić i dokąd pójść. Leżała na ziemi i było jej wszystko jedno, co się z nią stanie. Wreszcie coś kazało jej się podnieść i iść przed siebie. Nim jednak ruszyła w drogę sprawdziła, czy z dobytku jej i ojca coś zostało. Oprócz bukłaka na wodę i podartej derki nic nie znalazła. Otarła łzy i spojrzała w niebo. Słońce na niebie stało jeszcze wysoko, więc dziewczynka miała nadzieję, że przed jego zachodem uda jej się dotrzeć do jakieś ludzkiej sadyby. Uszła zaledwie kilka kroków, gdy usłyszała dziwne, zduszone kwilenie. Pomyślała, że się przesłyszała, ale w następnej chwili kwilenie zmieniło się w płacz. I wtedy przypomniała sobie małżeństwo z malutkim synkiem. Czyżby chłopczyk żył? Zaczęła nerwowo rozglądać się wokół. Znalazła go leżącego przy martwej matce. Jak to się stało, że Indianie go nie uprowadzili, ani nie zabili miało pozostać już na zawsze tajemnicą. Becky nie bardzo wiedziała, co ma począć z płaczącym i upaćkanym kupą dzieckiem. Jednak gdy wzięła go na ręce takiego przerażonego i śmierdzącego, poczuła, że jest odpowiedzialna, za tego maluszka.
- I co Smrodku, chyba jesteśmy na siebie skazani – powiedziała – ale jeśli chcesz ze mną iść, to musisz się wykąpać.
Z dzieckiem w wyciągniętych dłoniach poszła do pobliskiego strumienia. Gdy je rozebrała w brudnych pieluszkach znalazła niewielką skórzaną sakiewkę, a w niej złoty, cieniutki medalik i jakąś kartkę złożoną w czworo. Nie potrafiła czytać, ale uznała, że musi być to być coś bardzo ważnego, coś, co dotyczyło chłopca. Postanowiła, że pilnować tego, jak źrenicy oka. Na następny dzień Becky ze Smrodkiem na rękach dotarła do Placerville.
- Dlaczego tam nie zostałaś? - spytał Adam, westchnąwszy ciężko. Widać było, jak bardzo wstrząsnęła nim opowieść Becky.
- Wystraszyłam się. Chcieli mi zabrać Smrodka, a mnie odesłać do przytułku. Jedna pani powiedziała, że jestem za duża, żeby jakaś rodzina chciała mnie przygarnąć. Smrodka tak, ale mnie już nie. No, to następnej nocy uciekłam.
- A skąd wzięła się Lori?
- Lori? - buzia dziewczynki natychmiast się wypogodziła – przybłąkała się po drodze, gdy uciekaliśmy z Placerville. Bez niej nie dałabym sobie rady. Wszytko wiedziała. Ostrzegała mnie przed niebezpieczeństwami i przyprowadziła tutaj. To ona was znalazła i widać uznała, że nam pomożecie.
- Cóż, nie można zaprzeczyć, że to bardzo mądra kotka – rzekł Adam i pogłaskał Lori, która ułożyła się u jego stóp. Pod dotykiem dłoni kotka zamruczała i z zadowoleniem przymrużyła oczy.
- Wiecie już wszystko, to co teraz z nami będzie? - Becky spoglądała niepewnie na braci Cartwright’s.
- Już ci powiedzieliśmy, zabieramy ciebie i Smrodka do Ponderosy – odparł Adam, a dziewczynka z radości rzuciła mu się na szyję.
- Dziękuję, bardzo dziękuję – wyszeptała, a potem już głośniej, tak aby wszyscy ją słyszeli, z szybkością wystrzeliwanych pocisków, powiedziała: – obiecuję, że będę grzeczna i będę opiekować się Smrodkiem, i nie zastawię już żadnej pułapki, i nic więcej już sobie nie pożyczę, a za tę zjedzoną kurę oddam wam pieniądze, jak tylko zacznę pracować. Wierzysz mi?
- Tak. Trudno nie wierzyć tak odważnej panience, jak ty – odparł wzruszony, a zarazem rozbawiony Adam. - Jest tylko jedna rzecz, którą koniecznie musimy wyjaśnić.
- Jaka? - Becky szybko otarła łzy, bowiem jak zwykle ciekawość wzięła u niej górę.
- Nie uważasz, że Smrodek, to kiepskie imię dla takiego małego chłopczyka?
- No… w rzeczy samej – przyznała. - Jak chcesz możemy go inaczej nazwać.
- Zaczekaj chwileczkę, może nie będzie takiej potrzeby. Mówiłaś, że przy dziecku znalazłaś sakiewkę. Pokaż ją nam.
Dziewczynka niepewnie spojrzała na Adama. Mimo wszystko jakoś nie mogła wyzbyć się podejrzliwości. Mężczyzna to zauważył i uspokajającym głosem, powiedział:
- Nie zabiorę ci jej. Chcę tylko przeczytać kartkę, o której mówiłaś.
- To, ty umiesz czytać?
- Tak.
- Ja nie potrafię, bo nie chodziłam nigdy do szkoły – przyznała ze wstydem, ale jednocześnie i żalem, Becky.
- To da się załatwić – obiecał Adam, a Hoss i Joe na potwierdzenie słów skinęli głowami i uśmiechnęli się szeroko.
Słowa Adama widocznie przekonały Becky, bo dziewczynka sięgnęła do zawieszonego na szyi woreczka. Zdjęła go i podała mężczyźnie. Adam znalazł w nim złoty medalik, o którym wspominała Becky. Na jego odwrocie był coś wygrawerowane, ale w obcym języku. Była tam też złożona kartka. Gdy Adam ją rozłożył i przeczytał, okazało się, że ma przed sobą akt chrztu chłopczyka.
- Pozwólcie, że wam przedstawię – powiedział Adam i na chwilę zawiesił głos, po czym wskazując dziecko, dokończył: - ten mały człowieczek w koszyku, to Ian Rory O’Brien. Jego rodzicami byli Molly i Conor O’Brienowie i podobnie, jak Becky pochodzili z Irlandii.
- To Smrodek… to znaczy Ian – Becky poprawiła się szybko – jest Irlandczykiem? Ale numer! Właściwie to mogłam się domyślić, bo z tyłu główki ma taki rudawy meszek, jak prawdziwy Irlandczyk.
Jakby na potwierdzenie tego faktu mały Ian głośno i radośnie zapiszczał, machając przy tym rączkami i nóżkami. Becky wyciągnęła go z koszyka i powiedziała:
- Ian, teraz już wszystko będzie dobrze.
Lori zamiauczała głośno i to z wyraźną aprobatą. Choć był trzynasty i piątek do tego wszystko dobrze się skończyło. Nawet lepiej niż dobrze. O czym przekonany był również kogut Cartwrightów, który zapiał donośnie, tak jakby wiedział, że już wkrótce powróci do swojego królestwa. Adam Cartwright mimo tej dziwnej przygody nadal był racjonalistą, ale zaczął wierzył w cuda.


Koniec



_____________________________________________________________
*) Gorączka złota w Kalifornii trwała od 1848 do 1855 r.
**) Ziemie te weszły później w skład Nevady, która oficjalnie została uznana stanem 31.10.1864 r.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pon 14:44, 21 Lut 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:05, 22 Lut 2022    Temat postu:

Cytat:
Ten smród jest nie do zniesienia.
- A, co ja mam powiedzieć? To ja stałem się ofiarą tego podstępnego, wrednego potwora – odparł Joe, drapiąc się dyskretnie po prawym pośladku osłoniętym liściem paproci.
- Skunksy na ogół są spokojnymi, miłymi zwierzątkami – zauważył Adam. - Jakbyś go nie drażnił poszedłby sobie dalej, a tak przez najbliższe kilka dni będziesz śmierdział, jak… cóż, jak skunks.

Kochane komary … o skunksie nie pomyślałam o aligatorze, jeżozwierzu i owszem, ale skunks jest zdecydowanie lepszy. Biedny Joe
Cytat:
- A gdzie, twoim zdaniem miałem uciec? - spytał Joe i spojrzał wściekłe na najstarszego brata. - Miałem do wyboru: cholerną pułapkę tej smarkuli lub mrowisko. Co wybrałbyś na moim miejscu?
- Ej, golasie nie jestem smarkulą, a pułapka działała bez zarzutu, tylko Adam za mocno pociągnął dźwigienkę – burknęła Becky spod oka patrząc na Małego Joe.

Zastanawiam się, czy Adam naprawdę nie słyszał, czy … specjalnie mocno pociągnął dźwigienkę?
Cytat:
- A więc to czarne szkaradztwo wabi się Lori. Coś takiego!
- Lori nie jest szkaradztwem – żachnęła się Becky. - Jest mądrzejsza od ciebie. Gdyby nie ona wciąż moczyłbyś tyłek w pułapce.
- Dość tego! - krzyknął Joe. - Nie uważasz, że za dużo sobie pozwalasz?!
- Nie krzycz na mnie! Nie masz prawa!
- Tak myślisz? Jak cię złapię to tak przetrzepię ci skórę, że mnie popamiętasz.
- Spróbuj, ale na golasa nie masz ze mną żadnych szans – odparła ironicznie uśmiechając się Becky.

Joe zapomina w jakich tarapatach się znajduje
Cytat:
- Wiesz co, zejdź mi z oczu – odparł Joe, czując że z tak wygadaną dziewczynką nie ma szans.
- Co takiego? - Becky wyraźnie rozjuszona wzięła się pod boki i wypaliła: - jesteś w moim domu i jak ci się nie podoba to droga wolna!
Małego Joe z wrażenia zatkało. Takiej odpowiedź w ogóle się nie spodziewał. Adam i Hoss wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Nie trzeba dodawać, że bawili się doskonale.

Becky ma rację, to Cartwrightowie są tutaj gośćmi
Cytat:
Jak dla mnie to możesz chodzić sobie z gołym tyłkiem obłożonym paprociami.
- Jak ty się wyrażasz? Jesteś dziewczynką i nie przystoi ci używanie takich słów... słów, których znaczenia nie znasz.
- A o jakich słowach mówisz? Bo, jeśli o tyłku i to gołym, to doskonale wiem, co one znaczą, bo, co kilka godzin przewijam Smrodka. Tyle tylko, że tyłek ma mniejszy od ciebie i nie śmierdzi tak przeraźliwie, jak ty.

Przepraszam, ale to imię Smrodek to do kogo należy? Bo obecnie najbardziej pasuje do Joe’go
Cytat:
Joe odetchnął z ulgą, ale nie na długo. Z kurnika bowiem wyskoczył kogut, który rozpoznawszy swego odwiecznego wroga, musiał, po prostu musiał, dziobnąć go w łydkę. Nim mężczyzna zdążył pojąć, co się dzieje, kogut z furią zaatakował. Joe osłaniając się liśćmi paproci nie był w stanie skutecznie się bronić. Mógł tylko przeskakiwać z miejsca na miejsce, starając się, aby jego newralgiczne miejsca, nie ujrzały światła dziennego. Przyznać trzeba, że to, co się działo było nie do opisania. Mówiąc krótko: Joe skakał, kogut dziobał, Adam, Hoss i Becky zaśmiewali się do rozpuku, a oburzone kury głośno gdakały.

Po skunksie kogut. Marzenie. Ciekawe dlaczego nie dziobał Hossa lub Adama? Mądry ptaszek znał się na ludziach jak widać
Cytat:
Kogut zapiał, tak jakby chciał odtrąbić swoje zwycięstwo i dumnym krokiem poszedł do kurnika. Dwie przejęte kury wciąż gdakały. Nie wiadomo, czy podziwiały swojego pana i władcę, czy wyrażały dezaprobatę na widok jego odwiecznego wroga.

Z pewnością chciały wyrazić i podziw dla koguta i dezaprobatę dla Joe
Cytat:
Dziękuję Hoss.
- To ja dziękuję, że tak świetnie zajęłaś się mną. Twarz już prawie mnie nie boli – rzekł mężczyzna uśmiechając się serdecznie.
- To nic takiego – odparła Becky i spuściwszy oczy, pobujała koszykiem stojącym tuż obok jej stóp, w którym leżał, gaworząc sobie, Smrodek.
- Ja też dziękuję ci za pomoc. Nie wiem, czym kazałaś mi się wysmarować, ale miejsca pogryzione przez mówki i komary już tak nie swędzą – rzekł Joe patrząc z ciepłem w oczach na dziewczynkę.
- To nic wielkiego. Zimne okłady i miód z lawendą są bardzo dobre na takie problemy – odparła.
- Skąd ty to wszystko wiesz, a przede wszystkim skąd wzięłaś miód?
- Mama mnie nauczyła – odparła dziewczynka – a miód podebrałam dzikim pszczołom. To łatwe, gdy się wie, jak to zrobić.

Bardzo zaradna dziewczynka
Cytat:
Do tej pory jakoś sobie radziliśmy, ale Lori uznała, że będzie dla nas lepiej, jak poprosimy kogoś o pomoc. Wybrała was. Niedługo zrobi się zimno, a wtedy już zupełnie nie damy sobie tu rady. No, może ja bym wytrzymała, ale Smrodek to już na pewno nie. On jest jeszcze malutki i potrzebuje prawdziwej rodziny.
- Ty też jej potrzebujesz – zauważył Adam.
- No, tak – dziewczynka pociągnęła nosem – ale on bardziej. Więc, jeśli nie możecie wziąć nas dwoje, to weźcie chociaż jego.

Bardzo trzeźwa ocena ich sytuacji
Cytat:
- Spokojnie, Becky. Od razu zapewniam ciebie, że nie zostawimy was bez pomocy i jeszcze dzisiaj znajdziecie się w Ponderosie.
- Naprawdę? - spytała z niedowierzaniem Becky.
- Jeśli mój brat tak mówi, to tak będzie – rzekł wzruszonym głosem Hoss.
- To, prawda – potwierdził Joe, poruszonym tym, co powiedziała dziewczynka. Zaraz też próbując to ukryć, dodał: - Adam ma kilka wad, ale jest prawdomówny aż do bólu.

Oczywiście bracia nie zostawią ich bez pomocy, i Becky i dzidziusia
Cytat:
Uszła zaledwie kilka kroków, gdy usłyszała dziwne, zduszone kwilenie. Pomyślała, że się przesłyszała, ale w następnej chwili kwilenie zmieniło się w płacz. I wtedy przypomniała sobie małżeństwo z malutkim synkiem. Czyżby chłopczyk żył? Zaczęła nerwowo rozglądać się wokół. Znalazła go leżącego przy martwej matce. Jak to się stało, że Indianie go nie uprowadzili, ani nie zabili miało pozostać już na zawsze tajemnicą. Becky nie bardzo wiedziała, co ma począć z płaczącym i upaćkanym kupą dzieckiem. Jednak gdy wzięła go na ręce takiego przerażonego i śmierdzącego, poczuła, że jest odpowiedzialna, za tego maluszka.
- I co Smrodku, chyba jesteśmy na siebie skazani – powiedziała – ale jeśli chcesz ze mną iść, to musisz się wykąpać.

Jedno dziecko ma opiekować się drugim dzieckiem, malutkim i bezradnym, może się udać, przez jakiś czas
Cytat:
Chcieli mi zabrać Smrodka, a mnie odesłać do przytułku. Jedna pani powiedziała, że jestem za duża, żeby jakaś rodzina chciała mnie przygarnąć. Smrodka tak, ale mnie już nie. No, to następnej nocy uciekłam.
- A skąd wzięła się Lori?
- Lori? - buzia dziewczynki natychmiast się wypogodziła – przybłąkała się po drodze, gdy uciekaliśmy z Placerville. Bez niej nie dałabym sobie rady. Wszytko wiedziała. Ostrzegała mnie przed niebezpieczeństwami i przyprowadziła tutaj. To ona was znalazła i widać uznała, że nam pomożecie.
- Cóż, nie można zaprzeczyć, że to bardzo mądra kotka – rzekł Adam i pogłaskał Lori, która ułożyła się u jego stóp. Pod dotykiem dłoni kotka zamruczała i z zadowoleniem przymrużyła oczy.

Tak, to bardzo mądra kotka i pomogła dzieciom i wie do kogo się łasić
Cytat:
- Nie zabiorę ci jej. Chcę tylko przeczytać kartkę, o której mówiłaś.
- To, ty umiesz czytać?
- Tak.
- Ja nie potrafię, bo nie chodziłam nigdy do szkoły – przyznała ze wstydem, ale jednocześnie i żalem, Becky.
- To da się załatwić – obiecał Adam, a Hoss i Joe na potwierdzenie słów skinęli głowami i uśmiechnęli się szeroko.

Czytanie, to jedna z ulubionych czynności Adama
Cytat:
- Ian, teraz już wszystko będzie dobrze.
Lori zamiauczała głośno i to z wyraźną aprobatą. Choć był trzynasty i piątek do tego wszystko dobrze się skończyło. Nawet lepiej niż dobrze. O czym przekonany był również kogut Cartwrightów, który zapiał donośnie, tak jakby wiedział, że już wkrótce powróci do swojego królestwa. Adam Cartwright mimo tej dziwnej przygody nadal był racjonalistą, ale zaczął wierzył w cuda.

Piątek, trzynastego i jak tu nie wierzyć w przesądy, nawet jeśli się jest racjonalistą jak Adam

Piątek, trzynastego, ale mimo początkowego pecha prześladującego bohaterów finał był szczęśliwy. Pech, bo Adam wpadł w pułapkę, Hossa pokąsały pszczoły, o Joe nie wspomnę, bo na niego szczególnie los tego dnia się uwziął. Do tego działalność czarnego kota, a raczej kotki, bardzo mądrej i skutecznej. To Lori doprowadziła Adama do miejsca, gdzie przebywały dzieci i doprowadziła później Hossa i Joe do Adama.
Mam nadzieję, że i dla rezolutnej Becky i dla sprytnej Lori znajdzie się miejsce w Ponderosie. Na dłużej. Oczywiście razem z Ian’em, którym obie tak dzielnie się opiekowały. Cartwrightowie nigdy nikomu nie odmówili pomocy. I tym razem nie zawiedli. I dobrze. Becky zasługuje na pomoc. Może kiedyś zostanie lekarką? Kto wie, sporo wie o leczeniu ludzi i przygotowywaniu rozmaitych leków. Szkoda, że to już koniec. Polubiłam bohaterów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 13:32, 22 Lut 2022    Temat postu:

Serdecznie dziękuję za miłe komentarze i towarzyszenie bohaterom przez wszystkie części tej opowieści. Myślę, że Cartwrightowie zaopiekowali się dziećmi lepiej niż ktokolwiek inny. Być może Ben nawet je przysposobił, kto wie. Ja też polubiłam Becky i Smrodka... o sorry, Iana i oczywiście Lori oraz koguta, króla kurnika w Ponderosie. Very Happy

P.S. Pytałaś, czy Adam z rozmysłem zbyt energicznie nacisnął dźwigienkę? Im dłużej nad tym się zastanawiam, tym bardziej skłaniam się do tego, że nasz ulubieniec doskonale wiedział co robi. Bądź co bądź to takie ekscytujące zobaczyć, jak braciszek goły od pasa w dół wylatuje z bagienka niczym z wyrzutni i ląduje w mrowisku. Prawdę mówiąc sama chciałabym to zobaczyć. Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:39, 22 Lut 2022    Temat postu:

Adam studiował architekturę i mechanikę. Tak mi się zdaje. Prawdopodobne więc jest, że zorientował się, jak ta machina działa. Stawiam na rozmyślne naciśnięcie dźwigienki Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 13:17, 23 Lut 2022    Temat postu:

To przekonywujące. Very Happy Znając Adama na pewno to zrobił. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 21:09, 25 Kwi 2024    Temat postu:

ADA, nie wiem jakim cudem, ale dopiero teraz przeczytałam Twoje opowiadanie Wesoly Znakomite Wesoly Opis tarmoszenia Joe wspaniały, może stanowić wzorzec dla przyszłego tarmoszenia Wesoly
Przez cały czas czytania miałam uśmiech na ustach Wesoly

Pewnie nie masz ochoty... ale przyznam, że chętnie bym, się dowiedziała czegoś o dalszych losach małych Irlandczyków Mruga


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Senszen dnia Czw 21:20, 25 Kwi 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 23:35, 25 Kwi 2024    Temat postu:

Dziękuję za miłe słowa. Very Happy Wiesz, że ja niemal zapomniałam o tym opowiadanku. Mówisz, że chciałabyś dowiedzieć się czegoś więcej o tych maluchach? Porozmawiam z Aderato. Może da się namówić i co nieco skrobnie. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 23:36, 25 Kwi 2024    Temat postu:

Bardzo się cieszę Wesoly Przeczytam z wielką ochotą Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 23:45, 25 Kwi 2024    Temat postu:

Zlecenie przyjęte. Przekazane Aderato. Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 23:50, 25 Kwi 2024    Temat postu:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin