Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Po drugiej stronie strachu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 69, 70, 71  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 15:13, 18 Wrz 2018    Temat postu:

Lynn uśmiechając się odłożyła telefon na szafkę stojącą przy łóżku. Kochała swoich rodziców ponad wszystko i uwielbiała, jak się przekomarzali. Ceniła ich fachowość i zaangażowanie w niełatwą pracę, jaką wykonywali. Prawdę mówiąc Lynn miała wyrzuty sumienia, że zrobiła sobie małe wakacje. Powinna teraz być w Nowym Jorku, w rodzinnej kancelarii, a nie chodzić na spacery nad Tahoe. I ta sprawa z Cartwrightami. Może tata ma rację – pomyślała – może nie powinnam tak bardzo angażować się w ich sprawy. Ale jak inaczej uratować Ponderosę? A jeśli odrzucą moją propozycję? Wyjdę na skończoną idiotkę wściubiającą nos tam gdzie nie potrzeba. Lynn w ubraniu rzuciła się na łóżko. Nie miała zamiaru jeszcze spać, zresztą czy może zasnąć, gdy tyle ma się do przemyślenia. Od kilku dni gościła w pensjonacie Cartwrightów i co tu dużo mówić, była tą rodziną i jej historią zafascynowana. Szczególnym szacunkiem i sympatią darzyła seniora rodu, Adama Cartwrighta. Był podobny do jej dziadka Leo Stoddarda. Tak samo dumny, o niespotykanej w dzisiejszych czasach kulturze bycia, a jednocześnie pełen ciepła i życzliwości. Reszta rodziny też była bardzo miła, no może z wyjątkiem tego „rycerza” na białym koniu, którego nijak nie mogła rozszyfrować.
Mając świeżo w pamięci dzienniki Cartwrightów postanowiła im pomóc. Nie potrafiła logicznie wyjaśnić, dlaczego, ale chciała ocalić Ponderosę. Miała już nawet pomysł, który niestety, nie spotkał się z aprobatą jej ojca. Mimo to wiedziała, że i tak może liczyć na jego wsparcie. Pomyślała, że powinna wykonać jeszcze kilka telefonów. Spojrzała na zegarek. Dochodziła dziesiąta wieczorem. Westchnęła zawiedziona. Nic już nie załatwi. W Nowym Jorku jest po północy*). Trudno, musi zaczekać do rana. Przeciągnęła się i wstała z łóżka. Nie, zdecydowanie nie będzie spać. Podeszła do okna. Zewsząd dochodziła kojąca cisza i balsamiczny zapach sosen. Dobrze byłoby posiedzieć przed domem – pomyślała i schwyciwszy kardigan przerzucony przez oparcie krzesła wyszła z pokoju. Przed pensjonatem przystanęła i zaczerpnęła głęboko powietrza. Takiego nie było w Nowym Jorku. I do tego ten błogi spokój. Nawet nie przypuszczała, jak bardzo jej go brakowało. Otoczywszy się ramionami podeszła do ławki stojącej pod zadaszeniem i usiadła. Spojrzała w okna pensjonatu. W prawie wszystkich było ciemno. Tylko w gabinecie Adama Cartwrighta paliło się jeszcze światło. Lynn bardzo współczuła panu Adamowi, jak nawet w myślach go nazywała. Cała ta historia, w której niechlubną rolę odgrywał jego przyjaciel była wyjątkowo paskudna. Westchnęła i przymknęła oczy. Musiała się wyciszyć, musiała zebrać siły do tego, co zamierzała zrobić.
- Nie możesz spać? – ktoś usiadł obok niej na ławce. Otworzyła oczy i ujrzała Petera. Poczuła też dym z papierosa.
- Jak widać ty też nie możesz. Palisz?
- Czasami, gdy muszę się nad czymś zastanowić – rzekł. – To mi pomaga.
- A wiesz, że w ten sposób sobie szkodzisz?
- Coś tam słyszałem – zaśmiał się cicho.
- To nie jest powód do żartów – zauważyła Lynn.
- Przecież przy tobie nie palę.
- Jeszcze tego by brakowało.
Przez chwilę milczeli. Wreszcie Peter wyciągnąwszy przed siebie nogi powiedział:
- Lynn, chciałem ciebie przeprosić za zachowanie mojego brata. Benny jest trochę porywczy, ale w gruncie rzeczy to porządny facet.
- Wiem. Wygłupiłam się z tym bankiem. To nie moja sprawa, gdzie trzymacie swoje oszczędności.
- Nie wygłupiłaś się. To, że wszyscy korzystamy z jednego i tego samego banku to przyzwyczajenie i zwykłe lenistwo.
- W dobie elektronicznej bankowości, to tłumaczenie jakoś mnie nie przekonuje. Twój dziadek mówił mi, że Benny jest informatykiem, więc zupełnie nie rozumiem dlaczego trzymacie się jednego banku – rzekła Lynn.
- Masz rację. Nie mamy nic na swoje usprawiedliwienie.
- Przecież was nie oskarżam.
- Wiem, Lynn. Dobra z ciebie dziewczyna, choć ruda – zaśmiał się.
- Masz, coś przeciwko rudym kobietom? – spytała groźnie.
- Nie. Uważam, że są niezwykle, jakby to powiedzieć… nieprzewidywalne, intrygujące, i… rude, a podobno każda ruda...
- Lepiej nie kończ, bo mogę się obrazić.
- Tego bym nie chciał. – Odparł Peter i nagle zamilkł patrząc przed siebie. Dopiero po chwili cichym, poważnym głosem powiedział: - jeśli stracimy Ponderosę dziadek tego nie przeżyje.
- Jest bardzo związany z tym miejscem – rzekła Lynn.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. To całe jego życie. Mój ojciec mówił, że dziadek bardziej kocha ten skrawek ziemi niż rodzinę.
- Poważny zarzut.
- Owszem. Ojciec nigdy nie chciał tu mieszkać i jak tylko mógł uciekł stąd. Dwa lata temu zrobił to na dobre i zabrał ze sobą mamę.
- Mówisz tak, jakbyś miał do niego pretensję?
- Nie, ale nie mogę wyzbyć się myśli, że gdyby wówczas nie pokłócił się z dziadkiem, może nie doszłoby do wypadku.
- A, o co się pokłócili, jeśli wolno spytać?
- O Ponderosę. Ojciec od dłuższego czasu namawiał dziadka do sprzedaży ziemi i pensjonatu. Myślał, że po tym, jak zawalił się dach dziadek odpuści, ale nie, dziadek wziął kredyt i kazał się ojcu nie wtrącać. Od tej pory nie byli w najlepszych stosunkach.
- Myślałam, że mieszkaliście wszyscy razem.
- Nie. Mieszkaliśmy z rodzicami w San Francisco. Dopiero po śmierci rodziców Benny i ja postanowiliśmy zamieszkać z dziadkiem. Podobnie zresztą postąpił Ethan. Dziadek był wówczas zdruzgotany, a ciocia Maggie sama nie dałaby sobie rady. To miało być na jakiś czas, a wychodzi, że zostaniemy tu na stałe, o ile bank nam na to pozwoli.
- Żaden z was nie myślał o sprzedaży Ponderosy? – spytała Lynn, przyglądając się badawczo Peterowi.
- Nigdy to nam nie przyszło do głowy, nawet teraz gdy właściwie nie mamy pieniędzy na spłatę kredytu. Bo widzisz, Benny i ja kochamy tę ziemię. Od blisko dwustu lat jest w rękach Cartwrightów, dlaczego teraz miałoby być inaczej?
- Jednak wasz ojciec gotów był ją sprzedać.
- Tak. On trzymał stronę Valerie.
- Waszej babki?
- Mmhhh.
- Dlatego doszło do rozwodu twoich dziadków?
- To był tylko jeden z powodów, a zapewniam ciebie, było ich sporo. Mówiąc w wielkim skrócie rozstali się, bo niezgodność charakterów nie pozwalała im żyć pod jednym dachem. Myślę, że oni nigdy się nie kochali. Musieli się pobrać, bo mój ojciec był w drodze. Rozumiesz?
- A czego mam nie rozumieć? To jeszcze nie koniec świata.
- Może w dzisiejszych czasach, ale mój ojciec urodził się w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym roku.
- W czasach hipisów i wolnej miłości – zażartowała Lynn.
- Tak – mruknął Peter. - Valerie była zafascynowana ruchem hipisowskim, a słowa: „czyń miłość, nie wojnę” były i są nadal wyznacznikiem jej życia.
- To jedno z haseł tego ruchu. Dziwne, że wyszła za pana Adama, skoro walczył w Wietnamie.
- Skąd wiesz? – spytał Peter. – Dziadek nikomu się tym nie chwali.
- To wyszło przy okazji sprawdzania waszego prawnika.
- Sprawdzania? Kim ty właściwie jesteś, Lynn? - mówiąc to Peter zmrużył oczy.
- Przecież wiesz. Jestem prawniczką. Pracuję w kancelarii moich rodziców. Przyznaję, mają szerokie znajomości i możliwości, ale sam wiesz, że ustalenie pewnych faktów nie stanowi, w dobie Internetu żadnego problemu. A twój dziadek był bohaterem i jest na liście odznaczonych Purpurowym Sercem. Wystarczy wpisać w przeglądarkę nazwę medalu.
- Valerie, nigdy nie darowała mu, że walczył w Wietnamie. Gdy się z nim związała nie miała o tym pojęcia, a potem było już za późno. Co prawda, jak na tamte czasy była dość wyzwoloną kobietą, ale nie na tyle, żeby być panną z dzieckiem. Zresztą na początku byli sobą zafascynowani, to jednak nie wystarczyło, żeby stworzyć prawdziwą rodzinę. Po wojennych doświadczeniach dziadek pragnął spokoju i stabilizacji, Valerie natomiast chciała czegoś innego. Nie dogadywali się, choć podejmowali próby porozumienia się. Ich efektem była ciocia Maggie. Przez jakiś czas żyli w miarę zgodnie, ale gdy Valerie nie udało się przekonać dziadka do przekazania Ponderosy sąsiadującemu z pensjonatem Parkowi stanowemu Lake Tahoe-Nevada, to ich drogi ostatecznie rozeszły się. Wyjechała do Australii i tam oddała się swojej pasji, czyli ekologii.
- Zostawiła pana Adama samego z dziećmi?
- Dzieci były już duże. Mój ojciec studiował, a ciocia Maggie nigdy szczególnie jej nie interesowała. Zawsze mówiła, że za dużo w niej płynie krwi Cartwrightów. Mark, mój ojciec był jej ukochanym dzieckiem. Gdy zginął, o jego śmierć oskarżyła dziadka. Nigdy nie zapomnę, co wtedy wygadywała. Zachowywała się tak, jakby tylko ona straciła dziecko. Z uczuciami dziadka, o naszych nie mówiąc, zupełnie się nie liczyła. Zresztą obaj z Bennym jakoś nigdy nie wzbudzaliśmy jej szczególnego zachwytu. Wtedy też przestała być moją babką.
- Och, Peter tak mi przykro – Lynn pogładziła go po ramieniu.
- Teraz rozumiesz, że nie mogliśmy zostawić dziadka samego. On już wtedy z ledwością spłacał ten kredyt. Musieliśmy i chcieliśmy mu pomóc, przecież stąd wywodzi się nasza rodzina. Dopóki żyje dziadek Ponderosa musi być w naszych rękach.
- A potem?
- Nie mam pojęcia.
- A w ogóle macie jakiś pomysł na spłatę kredytu?
- Całego nie damy rady spłacić – Peter pokręcił ze smutkiem głową – ale możemy przynajmniej spłacić jego część, tak żeby bank nie miał argumentów do zabrania Ponderosy.
- Macie tyle pieniędzy? – spytała Lynn.
- Nie, ale jest Beauty i inne konie.
- Chcecie sprzedać Beauty?! – krzyknęła z niedowierzaniem Lynn.
- Nie mamy wyjścia. Za samą klacz dostaniemy naprawdę sporą sumę. Pozostałe konie i sprzęt jeździecki też maja swoją wartość. Do tego dziadek postanowił sprzedać obrazy i co cenniejsze pamiątki rodzinne.
- To złamie mu serce.
- Być może, ale to jedyna szansa na ocalenie Ponderosy. Późno już – stwierdził Peter. – Czas spać.
- To do jutra – powiedziała Lynn, wstając z ławki. – Śpij dobrze i do zobaczenia przy śniadaniu.
- Do jutra – odparł.
- A ty nie idziesz?
- Posiedzę tu jeszcze trochę.
- Nie masz jutro służby?
- Mam, ale zaczynam dopiero po południu. Zdążę się wyspać.
- Ale będziesz na śniadaniu?
- Jasne, dlaczego miałbym nie być?
- Tak pytam. To… cześć – odparła i energicznym krokiem ruszyła w kierunku drzwi pensjonatu.
- Cześć – rzucił w ślad za nią Peter i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.

_____________________________________________________________
*) Różnica czasu między Nevadą a Nowym Jorkiem wynosi trzy godziny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 1:49, 19 Wrz 2018    Temat postu:

Cytat:
Od kilku dni gościła w pensjonacie Cartwrightów i co tu dużo mówić, była tą rodziną i jej historią zafascynowana. Szczególnym szacunkiem i sympatią darzyła seniora rodu, Adama Cartwrighta. Był podobny do jej dziadka Leo Stoddarda. Tak samo dumny, o niespotykanej w dzisiejszych czasach kulturze bycia, a jednocześnie pełen ciepła i życzliwości.

Po prostu zadziałał urok Adama
Cytat:
Zewsząd dochodziła kojąca cisza i balsamiczny zapach sosen. Dobrze byłoby posiedzieć przed domem – pomyślała i schwyciwszy kardigan przerzucony przez oparcie krzesła wyszła z pokoju. Przed pensjonatem przystanęła i zaczerpnęła głęboko powietrza. Takiego nie było w Nowym Jorku. I do tego ten błogi spokój. Nawet nie przypuszczała, jak bardzo jej go brakowało.

Balsamiczny zapach sosen i cisza - tego w dużym mieście nie ma!
Cytat:
Wreszcie Peter wyciągnąwszy przed siebie nogi powiedział:
- Lynn, chciałem ciebie przeprosić za zachowanie mojego brata. Benny jest trochę porywczy, ale w gruncie rzeczy to porządny facet.
- Wiem. Wygłupiłam się z tym bankiem. To nie moja sprawa, gdzie trzymacie swoje oszczędności.
- Nie wygłupiłaś się. To, że wszyscy korzystamy z jednego i tego samego banku to przyzwyczajenie i zwykłe lenistwo.

Lynn kolejny raz ma rację. Ciekawe, czy Benny przyzna się do błędu, bo na razie to Peter trzeźwo ocenia sytuację
Cytat:
Mieszkaliśmy z rodzicami w San Francisco. Dopiero po śmierci rodziców Benny i ja postanowiliśmy zamieszkać z dziadkiem. Podobnie zresztą postąpił Ethan. Dziadek był wówczas zdruzgotany, a ciocia Maggie sama nie dałaby sobie rady. To miało być na jakiś czas, a wychodzi, że zostaniemy tu na stałe, o ile bank nam na to pozwoli.

Czyli i chłopcy (wnuki Adama) wychowali się w dużym mieście
Cytat:
- Nigdy to nam nie przyszło do głowy, nawet teraz gdy właściwie nie mamy pieniędzy na spłatę kredytu. Bo widzisz, Benny i ja kochamy tę ziemię. Od blisko dwustu lat jest w rękach Cartwrightów, dlaczego teraz miałoby być inaczej?
- Jednak wasz ojciec gotów był ją sprzedać.
- Tak. On trzymał stronę Valerie.
- Waszej babki?
- Mmhhh.

To w Ponderosie też była opozycja?
Cytat:
- Dlatego doszło do rozwodu twoich dziadków?
- To był tylko jeden z powodów, a zapewniam ciebie, było ich sporo. Mówiąc w wielkim skrócie rozstali się, bo niezgodność charakterów nie pozwalała im żyć pod jednym dachem. Myślę, że oni nigdy się nie kochali. Musieli się pobrać, bo mój ojciec był w drodze.

Szkoda, że był to nieudany związek. Tak bardzo się różnili
Cytat:
- Tak – mruknął Peter. - Valerie była zafascynowana ruchem hipisowskim, a słowa: „czyń miłość, nie wojnę” były i są nadal wyznacznikiem jej życia.
- To jedno z haseł tego ruchu. Dziwne, że wyszła za pana Adama, skoro walczył w Wietnamie.

Właśnie! Dlaczego? Może nie wiedziała, albo wtedy jej to jakoś nie przeszkadzało?
Cytat:
Co prawda, jak na tamte czasy była dość wyzwoloną kobietą, ale nie na tyle, żeby być panną z dzieckiem. Zresztą na początku byli sobą zafascynowani, to jednak nie wystarczyło, żeby stworzyć prawdziwą rodzinę. Po wojennych doświadczeniach dziadek pragnął spokoju i stabilizacji, Valerie natomiast chciała czegoś innego. Nie dogadywali się, choć podejmowali próby porozumienia się. Ich efektem była ciocia Maggie. Przez jakiś czas żyli w miarę zgodnie, ale gdy Valerie nie udało się przekonać dziadka do przekazania Ponderosy sąsiadującemu z pensjonatem Parkowi stanowemu Lake Tahoe-Nevada, to ich drogi ostatecznie rozeszły się.

Próbowali się porozumieć, ale ... jednak zbyt się różnili
Cytat:
- A w ogóle macie jakiś pomysł na spłatę kredytu?
- Całego nie damy rady spłacić – Peter pokręcił ze smutkiem głową – ale możemy przynajmniej spłacić jego część, tak żeby bank nie miał argumentów do zabrania Ponderosy.
- Macie tyle pieniędzy? – spytała Lynn.
- Nie, ale jest Beauty i inne konie.
- Chcecie sprzedać Beauty?! – krzyknęła z niedowierzaniem Lynn.

To ostateczność, ale jakże okropna. Konie i Ponderosa to jedność!
Cytat:
- Nie mamy wyjścia. Za samą klacz dostaniemy naprawdę sporą sumę. Pozostałe konie i sprzęt jeździecki też maja swoją wartość. Do tego dziadek postanowił sprzedać obrazy i co cenniejsze pamiątki rodzinne.
- To złamie mu serce.
- Być może, ale to jedyna szansa na ocalenie Ponderosy. Późno już – stwierdził Peter. – Czas spać.

Tak twierdzi Peter. Może Lynn ma inny pomysł? Może Benny na coś wpadnie? Szkoda Beauty i rodzinnych pamiątek

Ta część opowiadania to właściwie tylko rozmowa Lynn i Petera. Bardzo ciekawa rozmowa. Peter trochę opowiada Lynn o rodzinie, dziadku, babci, rodzicach. Lynn jest nadal zachwycona Ponderosą ... może i tym rycerzem (Benny'm) również. To zupełnie inny mężczyzna niż jej były narzeczony. Myślę, że i rodzicom Lynn też by się podobał. Ta rozmowa kojarzy mi się z uwerturą ... zapowiadającą dalszą akcję. Bo musi być później akcja. Wyczuwam ją między słowami Petera. Trzymam kciuki za Lynn i Benny'ego. Może coś wymyślą, sposób na uratowanie Ponderosy bez sprzedaży cennych koni i rodzinnych pamiątek. Liczę, że koleżanka niebawem wklei kontynuację i będę mogła zregenerować moje nerwy, nadszarpnięte obawą o losy rodziny Cartwrightów


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:05, 19 Wrz 2018    Temat postu:

Ewelina napisał:
Bo musi być później akcja. Wyczuwam ją między słowami Petera.


Very Happy Very Happy Very Happy I, co ja mam na to odpowiedzieć?

Oboje, Lynn i Benny obdarzeni są charakterkami. Mruga Zobaczymy, czy im się uda, a przede wszystkim czy uda się im uratować Ponderosę. Rolling Eyes

Ewelino, dziękuję za inspirujący i sympatyczny komentarz. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4150
Przeczytał: 32 tematy

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:50, 20 Wrz 2018    Temat postu:

ADA napisał:
Ewelina napisał:
Bo musi być później akcja. Wyczuwam ją między słowami Petera.


Very Happy Very Happy Very Happy I, co ja mam na to odpowiedzieć?



Najlepiej odpowiedzieć na to odpowiednio długim fragmentem Mruga

Czytam epilog z dużym zainteresowaniem Mruga Lynn na pewno ma charakterek, ale też jest bardzo sprawną, zorganizowaną i obrotną młoda kobietą. W szybkim tempie dowiedziała sie prawdy, zaproponowała odpowiednie kroki doradcze... jestem pewna, że równie szybko zorganizuje pomoc dla Ponderosy tak, by śliczna Beauty nie musiała zmieniać właściciela Very Happy

Historia lubi się powtarzać, toteż Cartwightom średnio wiedzie się w miłości. A można by było pomyśleć, ze klątwa została już przełamana. Choć po prawdzie, tym razem Valerie sama odeszła. Kolejne pokolenie też nie było zbyt rozpieszczane przez los... Może teraz czas na odmianę?

No i Lynn - do tej pory sie zastanawiam, dlaczego kobieta wykształcona, z charakterem i zasadami, uwikłała się w związek z takim... bucem. Bez charakteru dodajmy.
Teraz na szczęście Lynn spotkała swego rycerza na białym koniu, który, dla odmiany, ma tego charakteru za dwoje Mruga

Czekam na ciag dalszy, cierpliwie i niecierpliwie zarazem



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 23:56, 20 Wrz 2018    Temat postu:

Dzięki Senszen, za miły komentarz. Wesoly Lynn na razie chce pomóc. Co z tego wyjdzie zobaczymy. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:21, 09 Paź 2018    Temat postu:

Z różnych względów ciężko pisało mi się poniższy fragment. Mam nadzieję, że jest w miarę sensowny. Zapraszam.


Następny dzień przyniósł radykalną zmianę pogody. Nie było już tak ciepło i spokojnie. Wiał nieprzyjemny zimny wiatr i padał deszcz. Niebo zasnute grubą warstwą chmur nie zachęcało do rozpoczęcia dnia. Lynn leżała w łóżku z zamkniętymi oczami. Czuła się zmęczona. Tej nocy nie spała dobrze. Długo rozmyślała o tym, co Peter powiedział o swojej rodzinie. Gdy wreszcie zasnęła, przyśnił się jej Troy. Nie był to miły sen. Devlin coś wykrzykiwał z wściekłością. Nie mogła zrozumieć, co. Chciała go uspokoić, ale on uśmiechając się ironicznie, wycedził przez zęby: Sama tego chciałaś. A ja… ja zabiorę ci wszystko.
Obudziła się zlana potem. Świtało. Z ociąganiem wstała z łóżka i poczłapała do łazienki. Poranny prysznic pozwolił jej jeszcze raz przemyśleć propozycję, którą chciała przedstawić Cartwrightom. Była pewna, że jej pomysł jest naprawdę dobry. Musiała tylko zastosować odpowiednią taktykę, aby przekonać do niego głowę rodziny. Była urodzoną dyplomatką i wierzyła, że uda jej się porozumieć z panem Adamem. Szybko wyskoczyła spod prysznica, sięgnęła po ręcznik i energicznie wytarła ciało. Lekko wilgotne włosy zebrała w koński ogon. Z makijażu zrezygnowała. Jedynie rzęsy podkreśliła tuszem. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. W Nowym Jorku zawsze była nienagannie ubrana i uczesana, oczywiście z perfekcyjnie zrobionym make-upem. Tu w Ponderosie tego nie potrzebowała. Tu czuła się tak, jak wtedy, gdy spędzała wakacje u babci.
Dochodziła szósta. Za filiżankę mocnej kawy oddałaby wszystko. Błyskawicznie ubrała się i cicho wyszła z pokoju. Kuchnia była w bocznym skrzydle pensjonatu. Żeby do niej dotrzeć trzeba było przejść przez dużą jadalnię. Cztery z dwunastu stolików nakryte były już do śniadania. Z kuchni dochodził ciepły głos Maggie nucącej „Skip To My Lou”. Lynn polubiła córkę pana Adama. Była to niezwykle miła i bezpośrednia osoba. Los jej nie oszczędzał, a mimo to zachowała pogodę ducha.
- A ty już na nogach? – Maggie nie kryła zdziwienia, gdy Lynn stanęła w drzwiach jej kuchni.
- Źle spałam – odparła. – Mogę liczyć na filiżankę kawy?
- Oczywiście. Właśnie zaparzyłam i chętnie się z tobą napiję.
- To ja naleję – zaproponowała Lynn.
- Daj spokój, jesteś gościem.
- Proszę, pozwól. Ty i tak masz dużo pracy.
- No, dobrze – Maggie uśmiechnęła się serdecznie. – Filiżanki są w szafce nad ekspresem. Masz ochotę na maślaną bułeczkę? Właśnie upiekłam. Są jeszcze ciepłe.
- Chętnie, ale nie chciałabym sprawiać kłopotu.
- A jaki tam kłopot. Śniadanie już gotowe. A ja codziennie o tej porze mam trochę czasu dla siebie. Siadam przy oknie i planuję dzień.
- Ciężko pracujesz – zauważyła Lynn, wyjmując z szafki dwie filiżanki.
- Praca, jak praca – wzruszyła ramionami Maggie. – Nawet ją lubię, a z moimi mężczyznami nigdy się nie nudzę.
- Podziwiam ciebie. Jak ty dajesz sobie radę? Czterech dorosłych mężczyzn, goście, pracownicy – Lynn pokręciła z podziwem głową.
- Nie robię wszystkiego sama – odparła Maggie, stawiając na stole stojącym przy dużym oknie talerz z bułeczkami. – Mam panią na dochodne, która pomaga mi w kuchni, a w sezonie dwie kelnerki. Choć teraz przy tych kłopotach finansowych pewnie będziemy musieli z nich zrezygnować, podobnie, jak ze stajennych.
- No, tak, jeśli sprzedacie konie to po co stajenni?
- To już o tym wiesz? – spytała zaskoczona Maggie.
- Tak. Wczoraj wieczorem rozmawiałam z Peterem. Jest bardzo poruszony waszą sytuacją.
- Jak my wszyscy. Najgorsze, że wyprzedaż majątku Ponderosy nie gwarantuje nam, że nadal będziemy jej właścicielami, a kolejny kredyt nas zabije – westchnęła kobieta.
- Może znalazłby się jakiś inny sposób – powiedziała Lynn i napiła się kawy.
- Sposób? Jeśli wiesz, jaki, to chętnie posłucham – zażartowała.
- Coś chodzi mi po głowie i nie ukrywam, że liczę na twoje wsparcie.
- Zaintrygowałaś mnie – w oczach Maggie pojawiła się ogromna ciekawość. – Mów dziewczyno, mów.
- Posłuchaj, więc…
I Lynn zaczęła przedstawiać jej swoją propozycję. Na twarzy Maggie pojawiały się jedne po drugich, wszystkie możliwe uczucia, od zaskoczenia przez zdziwienie, niedowierzanie, a nawet oburzenie. Gdy Lynn skończyła mówić, kobieta nie odezwała się. Trzymając oburącz filiżankę z wystygłą już kawą, wpatrywała się w widok rozciągający się z okna. Nie dało się ukryć, że słowa Lynn zrobiły na niej duże wrażenie. Wreszcie odstawiła filiżankę na stół i powiedziała:
- Gdyby to ode mnie zależało, zgodziłabym się i to natychmiast. Jednak mój ojciec to człowiek starej daty. Nie wiem, czy da się przekonać.
- Chcę spróbować – odparła Lynn.
- Próbować zawsze można.
- Pomożesz mi?
- Może to dziwne, ale mimo, że tak krótko się znamy, ufam ci Lynn i pomogę. Za efekt jednak nie mogę ręczyć.
- Rozumiem. I wiesz, co? Pomyślałam, że powiem o wszystkim przy śniadaniu.
- To dobry pomysł – stwierdziła Maggie. – W naszej rodzinie niczego nie ukrywamy. Każdy ma szansę wypowiedzieć się, ale jeśli chodzi o pensjonat to decyzje podejmuje tylko mój ojciec.
- Mam nadzieję, że uda mi się go przekonać.
- Ja też mam taką nadzieję – odparła kobieta i podsunęła Lynn talerz z pachnącymi bułeczkami.


Śniadanie przebiegało w nadzwyczaj serdecznej i miłej atmosferze. Żartowano sobie z niewyspanego Petera i ogromnego, jak zwykle, apetytu Ethana. Wkrótce przedmiotem rozmowy stała się pogoda, a potem różne sprawy dotyczące pensjonatu, w tym oczekiwany przyjazd kolejnych gości. W tej części rozmowy Lynn nie uczestniczyła. Przysłuchiwała się tylko czekając na stosowną chwilę, aby przedstawić swoją propozycję. Kilka razy wymieniła znaczące spojrzenia z Maggie, jakby u niej szukając potwierdzenia słuszności tego, co chce zrobić. Kobieta mrugnęła zachęcająco i gdy już Lynn miała zabrać głos, Adam zwrócił się do Benny’ego mówiąc:
- Zrobisz, jak będziesz uważał. Pamiętaj jedynie, że nasi goście nie mogą wiedzieć, z jakimi kłopotami się borykamy. To tylko i wyłącznie nasza sprawa. Ludzie przyjeżdżają do nas żeby wypocząć i to jest najważniejsze.
- Wiem dziadku. Nie zamierzam wszem i wobec rozgłaszać w jak trudnej jesteśmy sytuacji – zapewnił Benny. – Goście w niczym się nie połapią. Przyjazd weterynarza, nikogo nie powinien zdziwić. To normalne w takim pensjonacie jak nasz.
- Naprawdę chcecie sprzedać konie? – spytała z przejęciem Lynn.
- A ty skąd o tym wiesz? – Benny spojrzał podejrzliwie na dziewczynę. Nim jednak zdążyła odpowiedzieć Peter rzekł:
- Ja jej powiedziałem.
Benny z irytacją pokręcił głową i spoglądając z wyrzutem na brata krzyknął:
- Czy ty nie potrafisz utrzymać języka za zębami?! Leć, rozgłoś wszystkim, że się wyprzedajemy! Glina od siedmiu boleści!
- Nie pozwalaj sobie – wycedził Peter. – Lynn to nie „wszyscy”. Nie zapominaj, że tylko dzięki niej wyprzedzamy bank o krok.
- Też mi pocieszenie – wzruszył ramionami Benny.
- Chłopcy uspokójcie się – rzekł Adam. – Wybacz Lynn, ale moi wnukowie są w gorącej wodzie kąpani. Maggie – zwrócił się do córki, wstając od stołu – śniadanie było wspaniałe, dziękuję. A teraz pozwólcie, obowiązki wzywają.
- Panie Adamie – zaczęła nieco zdenerwowana Lynn – czy mogłabym zająć panu dosłownie kwadrans?
- A, o co chodzi? – spytał mężczyzna i usiadł z powrotem na krześle.
- Mam pewną propozycję i chciałabym ją panu i wszystkim tu zebranym przedstawić.
- Propozycję? – Adam był wyraźnie zaskoczony. – A czego miałaby dotyczyć?
- Pensjonatu – odparła Lynn patrząc Cartwrightowi prosto w oczy.
- Czyżbyś miała górę pieniędzy na zbyciu? – zakpił Benny.
- Góry, nie, ale na tyle sporo, żeby nie trzeba było sprzedawać Beauty, koni i rodzinnych pamiątek.
- O tym też jej powiedziałeś, paplo?! – Benny z kpiną zwrócił się do brata.
- Odwal się! – warknął Peter.
- Jeżeli się nie uspokoicie, wyproszę was… wszystkich. – Ostrzegł Adam i spoglądając poważnym wzrokiem na Lynn powiedział: – Panno Stoddard, doceniam pani gest, ale sprawa pensjonatu pani nie dotyczy.
- Ależ, panie Adamie…
- Cartwrightowie sami załatwiają swoje sprawy – Adam przerwał stanowczo Lynn.
- Tato, dlaczego nie chcesz jej wysłuchać? – spytała zaciskając nerwowo dłonie Maggie.
- Jeszcze pytasz? – Adam z irytacją uniósł brew do góry. – Nie zwykliśmy korzystać z czyichś pieniędzy, żeby ratować Ponderosę. Tak było kiedyś, tak będzie i teraz.
- Wiem, o czym pan mówi.
- Czyżby? – spytał wpatrując się w dziewczynę zmrużonymi oczami.
Lynn pod wpływem jego wzroku wyprostowała się. Maggie miała rację. Cartwright to człowiek starej daty i do tego straszny uparciuch, ale nie z takimi dawała sobie radę.
- Pamięta pan, dał mi pan do przeczytania pamiętniki swoich przodków. Jeden z nich, Ben Cartwright opisał swoje spotkanie z niejaką Lady Chadwick.
- To była jego dobra znajoma.
- Ma pan rację, z dobrą znajomą. Otóż Lady Chadwick zaproponowała mu swoje pieniądze, aby mógł za nie uratować Ponderosę przed bankructwem.
- I, jak pani wie, mój przodek odmówił przyjęcia gotówki. Był niezwykle dumnym i honorowym człowiekiem, a Lady Chadwick okazała się nieuczciwą osobą.
- Owszem, to prawda, ale w żaden sposób historia ta nie przystaje do obecnej sytuacji.
- Panno Stoddard ta dyskusja jest bezprzedmiotowa – rzekł ze zniecierpliwieniem Adam. – Rozumiem, że chce nam pani zaoferować pożyczkę na spłatę długów. Odpowiadam: nie.
- Wiem, że tak, jak pański przodek, jest pan honorowym i dumnym człowiekiem, ale…
- Nie ma żadnego „ale”. Albo ma się godność osobistą albo nie. Honor i duma, tak niemodne w dzisiejszym świecie pozwalają człowiekowi zachować pion moralny. Zapewniam panią, że bywają gorsze rzeczy niż te dwie cechy określające uczciwego człowieka.
- Tak, bywają – Lynn uśmiechnęła się nieznacznie – tyle tylko, że źle pojęta duma może skutecznie skomplikować człowiekowi życie. To, co dwieście czy sto lat temu uznawano za dumę, dziś uważa się, mówiąc delikatnie, za nierozsądne.
- Co, takiego?! – Adam uderzył otwartą dłonią w stół. – Twierdzi pani, że nie wiem, co oznacza być dumnym i honorowym?! Pani zdaniem, jestem po prostu głupi, tak?!
- Tego nie powiedziałam – odparła spokojnym głosem Lynn. – O ile postawa Bena Cartwrighta była w pełni uzasadniona, to pańskiego uporu nie rozumiem.
- Pani chyba się zapomina – wydusił z siebie wściekły, bliski wybuchu Adam. Ktoś inny na miejscu Lynn zrezygnowałby z dalszej dyskusji. Jednak ona nie była strachliwą dziewczyną. Krew Stoddardów doszła do głosu. Poczuła się tak, jakby była na sali sądowej, gotowa do walki. Przez chwilę panowała przytłaczająca cisza. Wszyscy wlepili w nią wzrok. A ona zachowując nieprzenikniony wyraz twarzy powiedziała:
- Myli się pan. Mówiąc, że nie rozumiem pańskiego uporu, miałam na myśli zupełnie dla mnie niewytłumaczalne odrzucenie mojej pomocy.
- Panno Stoddard…
- Panie Cartwright, powiem wprost: nie jestem Lady Chadwick i nie czyham na Ponderosę. Moje intencje są czyste. Chcę po prostu pomóc ocalić to piękne miejsce.
- Taka z pani altruistka?
- Bywają gorsze rzeczy – odparła Lynn z kamiennym wyrazem twarzy. Adam zaskoczony jej odpowiedzią w pierwszej chwili chciał zareagować gniewem. Spojrzał przy tym groźnie na Lynn i wówczas dostrzegł szelmowski błysk w jej w oczach. Ta dziewczyna zupełnie się go nie bała i rozmawiała z nim, jak równy z równym. Adam pokiwał z uznaniem głową.
- Tak, bywają – przyznał rozbawiony.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 11:02, 10 Paź 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 11:00, 10 Paź 2018    Temat postu:

-Skoro wyjaśniliśmy to sobie, czy pozwoli mi pan przedstawić moją propozycję?
- Dobrze – rzekł westchnąwszy Adam – proszę mówić, ale niczego pani nie obiecuję.
- Rozumiem – odparła Lynn – i przechodzę do meritum. Jestem w stanie udzielić panu natychmiastowej, bezterminowej pożyczki na spłatę całkowitego zadłużenia, jakie ma pan w banku.
- To ogromne pieniądze.
- Zgadza się. Mój dziadek, Leo Stoddard był bardzo bogatym człowiekiem i ustanowił dla mnie, jedynej swojej wnuczki, fundusz powierniczy, którym po ukończeniu dwudziestego piątego roku życia mogę dowolnie rozporządzać. Dwadzieścia pięć lat skończyłam jakiś czas temu. Do tej pory nie miałam okazji skorzystać z pieniędzy dziadka.
- Uznała pani, panno Stoddard, że teraz jest taka okazja? – spytał Adam.
- Tak.
- Ale dlaczego? Nie zna nas pani, nic o nas nie wie i chce nam pani bez żadnych warunków pożyczyć pieniądze? Nie sądzi pani, że to trochę dziwne?
- Nie powiedziałam, że nie postawię warunków – Lynn uśmiechnęła się czarująco.
- Wiedziałem! – krzyknął triumfalnie Benny. – Wiedziałem, że będziesz chciała czegoś w zamian! Za darmo dziś nic nie ma!
- Benny – Maggie pociągnęła go za rękaw koszuli – pozwól Lynn dokończyć.
- A, co tu jest więcej do powiedzenia?! Jak nie bank, to ona przejmie Ponderosę. To przecież jasne, jak słońce. Ciocia ma jakiekolwiek złudzenia, co do panny Stoddard?
- Zamknij się Benny – odparła ze zniecierpliwieniem Maggie. – Doprawdy nie wiem, po kim ty jesteś taki porywczy.
- Zapewne po swoim ojcu – stwierdził ze stoickim spokojem Adam. – Nie to jednak jest przedmiotem naszej rozmowy. Panno Stoddard, rozpatrując zupełnie hipotetycznie, sytuację, w której przyjmę od pani pożyczkę na spłatę zadłużenia, chciałbym wiedzieć, jakie warunki wchodziłyby w grę?
- Oczywiście, jestem gotowa przedstawić panu moje warunki.
- A twierdziłeś dziadku, że z niej taka altruistka – zakpił Benny.
- Cóż, błądzić jest rzeczą ludzką – odparł Adam. – Słucham panno Stoddard.
- Mam cztery warunki – zaczęła Lynn.
- A dlaczego od razu nie dziesięć? – spytał zaczepnie Benny.
- A dlaczego ty nie możesz się wreszcie zamknąć? – Lynn zmrużyła groźnie oczy. – Z tobą nie rozmawiam, panie czepialski.
- Co? Co? Jak? – Benny, zaskoczony postawą Lynn, nie był w stanie nic więcej z siebie wydusić.
- Ma rację. Zuch dziewczyna – stwierdziła Maggie. Peter i Ethan z trudem zachowywali powagę. Adam uśmiechnął się kącikiem ust. Lynn nie kryjąc zadowolenia z obrotu sprawy pewnym siebie głosem powiedziała:
- Tego typu interesy zawsze wymagają zabezpieczenia. Dlatego po pierwsze: chciałabym, aby Beauty…
- Nigdy w życiu nie oddam ci klaczy! Choćbym miał ją sprzedać, nie oddam! – krzyknął poczerwieniały na twarzy Benny.
- Chciałabym, aby Beauty była do mojej dyspozycji, gdy będę przyjeżdżać do Ponderosy – wyjaśniła Lynn zupełnie nie zwracając uwagi na wybuch mężczyzny.
- Potrafisz jeździć konno? – spytał z zaciekawieniem Adam.
- Tak i to od najmłodszych lat. W szkole i na studiach należałam do klubu jeździeckiego.
- Jakieś sukcesy?
- Pierwsze lokaty w zawodach międzyuczelnianych. Ostatni sukces to zwycięstwo w zawodach organizowanych przez Uniwersytet Stanforda, w konkursie ujeżdżania.
- Cztery lata temu? – spytał uważnie przysłuchujący się rozmowie Ethan.
- Tak – przytaknęła Lynn. - Czyżbyś też startował w tych zawodach?
- Nie. Pracowałem wówczas na Uniwersytecie, jako pracownik naukowy. Przez cały czas wydawało mi się, że skądś ciebie znam i teraz sobie przypominam. To ty byłaś tym rudzielcem, który pokonał najlepszego zawodnika Berkeley.
- Owszem.
- Facet nie mógł się z tym pogodzić i wyzwał ciebie na pojedynek w reiningu *). Pamiętam, jak wykonałaś roll back**) . Widownia wyła z zachwytu, a Parker, bo tak nazywał się twój przeciwnik o mało nie zjadł siodła ze złości. Utarłaś mu nosa. Nie ma, co mówić.
- Drobiazg – odparła skromnie Lynn. – Facet miał rozbuchane ego. Łatwo go było pokonać.
- To sprawa wyjaśniona. – Stwierdził Adam i zwróciwszy się do Benny’ego dodał: - teraz nie powinieneś mieć już wątpliwości, co do umiejętności jeździeckich panny Stoddard.
- Nie uwierzę dopóki nie zobaczę – Benny spojrzał wyzywająco na Lynn.
- Proszę bardzo, choćby i teraz – odparła z błyskiem w oku.
- To może nieco później zaprezentujesz nam swoje umiejętności – zaproponował Adam. – Znamy twój pierwszy warunek, a jakie są następne?
- Drugi warunek to apartament numer pięć, ten z widokiem na Tahoe. Chcę mieć go do swojej dyspozycji, gdy będę tu przyjeżdżać. Oczywiście nie za darmo.
- Oczywiście – parsknął z ironią Benny.
- Trzeci warunek – kontynuowała Lynn nie zwracając uwagi na zaczepkę młodego Cartwrighta – dotyczy zarządzania pensjonatem. Chcę mieć na to realny wpływ.
- To ciężki warunek – zauważył Adam.
- Wykładam duże pieniądze panie Cartwright i muszę mieć pewność, że ich nie stracę.
- To prosta droga do przejęcia Ponderosy – rzekł Benny.
- Nie wtrącaj się – Adam posłał wnukowi piorunujące spojrzenie. – A ty Lynn może zechcesz wyjaśnić mi, jak ten twój realny wpływ miałby wyglądać?
- Na początek chciałabym przejrzeć księgi rachunkowe. Muszę wiedzieć, czy pensjonat zarabia na siebie?
- Jakoś wychodzimy na swoje.
- Taka odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje. Jestem wobec pana szczera i tego samego oczekuję od pana – odparła Lynn.
- Panno Stoddard nikt nigdy nie zarzucił mi braku szczerości. A poza tym przypominam pani, że nasza rozmowa to czysto teoretyczne rozważania.
- Tato, proszę – Maggie spojrzała na ojca błagalnym wzrokiem.
- Dobrze, już dobrze. – Westchnął Adam i zwróciwszy się do Lynn powiedział: - proszę pytać.
- Powiedział pan, że jakoś wychodzicie na swoje. Co to znaczy?
- Mamy od wielu lat stałych gości. To ludzie, którzy pragną spokoju i kontaktu z naturą. Ich oczekiwania nie są jakieś szczególne. Wystarczy im dobra kuchnia, świeże powietrze i cisza.
- Naprawdę im to wystarczy? – spytała Lynn.
- Większość z nich to ludzie starsi. Nie oczekują zmian. Chcą mieć pewność, że przyjeżdżają tu, jak do domu. Chcą czuć się jak u siebie.
- I na pewno tak właśnie się czują. Rozumiem, że do opłat też się przyzwyczaili?
- A co to ma znaczyć?
- Właściwie nic. Chciałam tylko zapytać, kiedy ostatnio w pensjonacie zmieniliście cennik waszych usług.
- Jakieś trzy, cztery lata temu, ale to były nieznaczne podwyżki związane ze wzrostem cen żywności.
- To prawda – wtrąciła Maggie. – Bez tej podwyżki nie moglibyśmy smacznie karmić naszych gości.
- Kuchnia cioci Maggie jest najlepsza – zapewnił Peter. – Nawet okoliczni mieszkańcy wpadają do nas na lunch.
- Wiem, że Maggie wspaniale gotuje. Do tego wszędzie panuje wzorowy porządek i czystość. Dlatego uważam, że cena za dobę pobytu w waszym pensjonacie jest zaniżona i to bardzo.
- Dzięki takim właśnie cenom mamy stałych gości – rzekł Adam. – Gdybyśmy je znacznie podnieśli nikt by do nas nie przyjechał. Co najwyżej jakiś zabłąkany turysta wpadłby na dzień lub dwa.
- No właśnie – westchnęła Lynn. – A kiedy mieliście zupełnie nowych gości, którzy spędziliby tu więcej niż dwa dni?
Po tym pytaniu zapadła cisza. Cartwrightowie popatrywali na siebie spod oka. Wreszcie wyraźnie zirytowany Benny nic nie mówiąc, wstał od stołu i podszedł do okna. Adam spojrzał z troską na wnuka. Od kilku dni Benny był jak nie ten sam. Zwykle spokojny i zamknięty w sobie teraz stał się dziwnie drażliwy i nerwowy. Czyżby obecność Lynn tak na niego podziałała? Gdyby to była prawda Adam ozłociłby ją, a już na pewno zgodziłby się na jej wszystkie propozycje. „Ranczo Ponderosa” było dla niego ważne, ale szczęście jego rodziny było najważniejsze. Zwłaszcza szczęście najstarszego wnuka, który tak dużo przeszedł w swoim życiu i który po powrocie z misji pogrążył się w swego rodzaju letargu. Niby normalnie funkcjonował, ale Adam wiedział doskonale, co za tym się kryło. Wiedział, bo sam tego doświadczył, gdy wrócił z Wietnamu.
- Panie Cartwright? – głos Lynn przywołał Adama do rzeczywistości.
- Nie mieliśmy takich gości. Raz zatrzymała się rodzina z trójką dzieci, ale szybko wyjechali. Powiedzieli, że jest tu całkiem sympatycznie, ale nie ma żadnych atrakcji. Oczekiwali czegoś w rodzaju spa, a nie ośrodka z początków dwudziestego wieku. Pożegnaliśmy się bez żalu, ku uldze naszych stałych gości.
- Nie wątpię – odparła Lynn – ale w ten sposób sami skazujecie się na plajtę.
- My już splajtowaliśmy – burknął, stojący wciąż przy oknie, Benny.
- Może tak, może nie.
- A bliżej? – spytał zaciekawiony Adam.
- Ponderosę można uratować, jeśli…
- Jeśli przyjmę twoją pomoc. To już wiemy. Tyle tylko, że pożyczka, którą mi udzielisz to jedno, drugie to jej spłata. Nie mam pomysłu, jak mógłbym zdobyć na to pieniądze.
- Ale ja mam – Lynn uśmiechnęła się.
- Tak? To słuchamy.
- Otóż zeszłoroczne wakacje spędziłam w Lundbeck ***), w Kanadzie.
- Wspaniale – rzekł z przekąsem Benny.
- Chciałam podszkolić swoje umiejętności jeździeckie…
- Doprawdy? – przerwał jej. - Dopiero, co chwaliłaś się swoimi sukcesami w jeździectwie.
- … i wybrałam się na prawdziwy spęd bydła do znajomych moich rodziców, którzy prowadzą ogromne pracujące ranczo – kontynuowała Lynn zupełnie ignorując Benny’ego. – Co innego jazda w stylu western na zawodach, a co innego, gdy posiadane umiejętności można sprawdzić w praktyce.
- To musiało być niezłe przeżycie – wtrącił Ethan.
- Owszem. Okazuje się, że na taki spęd bydła składa się wszystko: technika jazdy, choć prawdę mówiąc najważniejsze jest żebyś utrzymał się w siodle, stosunki międzyludzkie, podejście do życia, a przede wszystkim niesamowita wręcz życzliwość. To była wspaniała, niezapomniana przygoda i nie miała nic wspólnego z guest ranch****).
- Fajnie, że jesteś taka zachwycona, ale, co to ma wspólnego z naszym pensjonatem? – spytał wzruszając ramionami Benny. – Nie jesteśmy ani ranczem pracującym, ani ranczem dla bogatych mieszczuchów. I gdybyś nie zauważyła, nie mamy też bydła, które moglibyśmy przepędzać ku uciesze gawiedzi.
- Nie miałam na myśli spędu bydła – odparła spokojnie Lynn. – Będąc na ranczu znajomych uświadomiłam sobie, że takim ludziom, jak ja, pracującym w dużych miastach brakuje kontaktu z naturą. Takiego prawdziwego. Nie ma jak zmęczenie po całym dniu w siodle, jak kąpiel w błocie, bo akurat koń zapragnął uwolnić się od twojego ciężaru. Nie ma jak noc pod gwiazdami, zapach i smak prawdziwego steku. Podobny kontakt z naturą może zaproponować „Ranczo Ponderosa”. Nie będzie to oczywiście spęd bydła, ale ze względu na piękno jeziora Tahoe i okolicznych lasów można organizować trzy, czterodniowe konne wycieczki. Można pokazać gościom, jak to kiedyś wyglądało, gdy trzeba było znaleźć miejsce na nocleg, oporządzić konie, przygotować posiłek. Nie byłoby żadnych taryf ulgowych, żadnych udogodnień. Po prostu zero wygód.
- Taki niby surwiwal? – spytał Peter.
- Coś w tym rodzaju. Chodzi mi o turystykę i rekreację w czystym wydaniu.
- Nie wiem, czy znajdzie się ktoś zainteresowany takim wypoczynkiem.
- To trzeba się zorientować. Można na waszej stronie internetowej, tak na próbę, zamieścić ogłoszenie, że organizujecie wycieczki dawnymi traperskim szlakami, że gwarantujecie przeżycie prawdziwej przygody połączonej ze zdobywaniem wiedzy i podstawowych umiejętności pozwalających przetrwać w środowisku naturalnym.
- Brzmi nieźle – stwierdził Peter – tylko najpierw musimy stworzyć taką stronkę.
- Nie macie własnej strony internetowej?! – Lynn była prawdziwie zszokowana.
- Nie – odparł Adam. - Nasi goście wiedzą, czego chcą, a my wiemy, czego oni od nas oczekują.
- Panie Adamie… to znaczy panie Cartwright w dzisiejszych czasach strona internetowa, facebook to konieczność, to minimum, jeśli pensjonat ma dalej funkcjonować.
- Do tej pory dawaliśmy sobie radę.
- Wierzę i podejrzewam, że większość z waszych gości może mieć problemy z obsługą komputera, ale to nie powód, dla którego pensjonat ma nie mieć swojej strony. To przez Internet ludzie szukają ciekawych miejsc i to na całym świecie. Macie w swoich rękach prawdziwą perłę. Nie rozumiem, dlaczego przez tyle lat nie chcieliście, żeby Ponderosa przynosiła wam prawdziwy zysk? Naprawdę nie rozumiem!
- To moja wina – rzekł ściszonym głosem Adam. – Moi wnukowie już dawno sugerowali mi, że należałoby zmienić sposób zarządzania pensjonatem. Mnie się wydawało, że dobrze jest, jak jest. Miałem do spłacenia kredyt i trochę obawiałem się, że nie poradzimy sobie z dużą liczbą gości. Do tego mój prawnik utwierdził mnie w tym przekonaniu. Teraz wiem, dlaczego to zrobił.
- Dziadku, nie rozumiem, po co przed nią się tłumaczysz?! – krzyknął Benny.
- A nie pomyślałeś, że osoba z zewnątrz, jaką jest Lynn może mieć rację?
- Dość tego. Nie chcę w tym uczestniczyć. Wy sobie tu prowadźcie te hipotetyczne rozmówki, ja mam robotę – odparł Benny i wyszedł trzaskając drzwiami.
- Zdenerwował się i to przeze mnie – powiedział posmutniała Lynn. – Ja naprawdę dobrze wam życzę.
- Wiemy to – zapewniła uśmiechnąwszy się Maggie – a Benny’m nie przejmuj się. Musi sobie wszystko przemyśleć, poukładać. To nie jest zły chłopak, tylko ta misja tak go zmieniła.
- Megan, to akurat Lynn nie interesuje – Adam znacząco spojrzał na córkę.
- Masz rację tato, przepraszam.
- Dziadku, co sądzisz o pomyśle Lynn? – spytał Peter.
- Uważam, że jest interesujący i wart zastanowienia się. To faktycznie mógłby być niezły sposób na zwiększenie dochodów. Trzeba byłoby wszystko skalkulować.
- Najlepiej przygotować taką symulację – wtrącił Ethan.
- Co masz na myśli?
- Wszystko. Całą logistykę. Przygotowanie tras, obliczenie ilu dodatkowych gości możemy przyjąć, biorąc pod uwagę nasze możliwości. Do tego trzeba rozejrzeć się za dwoma, trzema tak zwanymi przewodnikami, którzy poprowadziliby takie małe, cztero, pięcioosobowe grupy. To wszystko trzeba zaplanować, podliczyć.
- Zrobisz to?
- Jasne, dziadku.
- Ile czasu potrzebujesz?
- Wstępny plan mogę przygotować na jutro. Taki szkic, żeby zorientować się, czy podołamy – odparł z błyskiem w oku Ethan.
- Chętnie ci pomogę – zaoferowała się Lynn. – Znam dobry program do takich symulacji.
- Skoro chcesz, to chętnie skorzystam z twojej pomocy. Co dwie głowy to nie jedna.
- Trzy głowy – rzekł Peter – a właściwie cztery, bo tego uparciucha, mojego brata jakoś urobię.
- Byłoby fantastycznie - zauważyła Lynn i zaraz dodała: - ale ty przecież masz służbę.
- Postaram się zamienić z kumplem, a jak nie, to wezmę urlop.
- To ustalone. Możemy wziąć się do pracy choćby i teraz. Co wy na to? – spytał pełen entuzjazmu Ethan.
- Jestem za – odparła Lynn.
- Ja też – rzekł Peter.
- W takim razie przygotuję wam jakąś pyszną przekąskę – powiedziała podekscytowana Maggie.
- No to, co? Ruszamy do boju? – Ethan wyczekująco spojrzał na Lynn i Petera.
- Chwileczkę – rzekł Adam. – Lynn nie podała nam swojego czwartego warunku, a od niego może sporo zależeć. Tak, więc panno Stoddard, jaki jest pani ostatni warunek?
- Chcę być waszym prawnikiem.

_____________________________________________________________
*) Reining - konkurencja jeździecka w stylu westernowym polegająca na jak najdokładniejszym przejechaniu zadanej trasy (zwanej w reiningu schematem, ang. pattern). Cały przejazd wykonuje się w galopie, prowadząc konia jedną ręką. Reining jest często nazywany ujeżdżeniem w stylu western. – za Wikipedią.
**) Roll back - szybkie obrócenie na zadzie po uprzednim zatrzymaniu konia.
***) Lundbeck - kanadyjska miejscowość położona na południu prowincji Alberta, około 200 km na południe od Calgary, u podnóża Gór Skalistych, gdzie znajduje się Rancho Sierra West, którego właścicielami są Randy i Ginny Donahue. Ich ranczo jest tzw. ranczem pracującym (working ranch) utrzymującym się z hodowli bydła i organizującym prawdziwe spędy bydła (cattle drives), które są dużym i wyczekiwanym wydarzeniem towarzysko-kulturalnym dla całej okolicy poczynając od rodziny ranczera, przez sąsiadów i znajomych na gościach kończąc.
****) Guest ranch - to tzw. komercyjne rancza dla gości, na których trzymane jest bydło i organizowane są spędy jedynie dla rozrywki gości. Na takich ranczach są komfortowe warunki pobytu z wszelkiego rodzaju wygodami.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 22:09, 11 Paź 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 23:39, 10 Paź 2018    Temat postu:

Cytat:
Gdy wreszcie zasnęła, przyśnił się jej Troy. Nie był to miły sen. Devlin coś wykrzykiwał z wściekłością. Nie mogła zrozumieć, co. Chciała go uspokoić, ale on uśmiechając się ironicznie, wycedził przez zęby: Sama tego chciałaś. A ja… ja zabiorę ci wszystko.
Obudziła się zlana potem. Świtało.

Nie dziwię się. Nie dość, że śnił jej się Troy, to jeszcze straszący ją Troy. Koszmar senny
Cytat:
- Tak. Wczoraj wieczorem rozmawiałam z Peterem. Jest bardzo poruszony waszą sytuacją.
- Jak my wszyscy. Najgorsze, że wyprzedaż majątku Ponderosy nie gwarantuje nam, że nadal będziemy jej właścicielami, a kolejny kredyt nas zabije – westchnęła kobieta.
- Może znalazłby się jakiś inny sposób – powiedziała Lynn i napiła się kawy.
- Sposób? Jeśli wiesz, jaki, to chętnie posłucham – zażartowała.
- Coś chodzi mi po głowie i nie ukrywam, że liczę na twoje wsparcie

Lynn ma jakiś pomysł. Zapewne niezły ... ciekawe, czy przekona do niego Maggie?
Cytat:
- Naprawdę chcecie sprzedać konie? – spytała z przejęciem Lynn.
- A ty skąd o tym wiesz? – Benny spojrzał podejrzliwie na dziewczynę. Nim jednak zdążyła odpowiedzieć Peter rzekł:
- Ja jej powiedziałem.
Benny z irytacją pokręcił głową i spoglądając z wyrzutem na brata krzyknął:
- Czy ty nie potrafisz utrzymać języka za zębami?! Leć, rozgłoś wszystkim, że się wyprzedajemy! Glina od siedmiu boleści!
- Nie pozwalaj sobie – wycedził Peter. – Lynn to nie „wszyscy”. Nie zapominaj, że tylko dzięki niej wyprzedzamy bank o krok.
- Też mi pocieszenie – wzruszył ramionami Benny.

Też mi tajemnica. Benny przesadza
Cytat:
- Panie Adamie – zaczęła nieco zdenerwowana Lynn – czy mogłabym zająć panu dosłownie kwadrans?
- A, o co chodzi? – spytał mężczyzna i usiadł z powrotem na krześle.
- Mam pewną propozycję i chciałabym ją panu i wszystkim tu zebranym przedstawić.
- Propozycję? – Adam był wyraźnie zaskoczony. – A czego miałaby dotyczyć?
- Pensjonatu – odparła Lynn patrząc Cartwrightowi prosto w oczy.
- Czyżbyś miała górę pieniędzy na zbyciu? – zakpił Benny.
- Góry, nie, ale na tyle sporo, żeby nie trzeba było sprzedawać Beauty, koni i rodzinnych pamiątek.

Warto wysłuchać, ale czy im na to pozwoli cartwrightowska duma?
Cytat:
- Jeżeli się nie uspokoicie, wyproszę was… wszystkich. – Ostrzegł Adam i spoglądając poważnym wzrokiem na Lynn powiedział: – Panno Stoddard, doceniam pani gest, ale sprawa pensjonatu pani nie dotyczy.
- Ależ, panie Adamie…
- Cartwrightowie sami załatwiają swoje sprawy – Adam przerwał stanowczo Lynn.
- Tato, dlaczego nie chcesz jej wysłuchać? – spytała zaciskając nerwowo dłonie Maggie.
- Jeszcze pytasz? – Adam z irytacją uniósł brew do góry. – Nie zwykliśmy korzystać z czyichś pieniędzy, żeby ratować Ponderosę. Tak było kiedyś, tak będzie i teraz.

Niestety, kolejny raz duma wzięła góręale może pod wpływem argumentów Lynn Adam zmieni zdanie?
Cytat:
- Nie ma żadnego „ale”. Albo ma się godność osobistą albo nie. Honor i duma, tak niemodne w dzisiejszym świecie pozwalają człowiekowi zachować pion moralny. Zapewniam panią, że bywają gorsze rzeczy niż te dwie cechy określające uczciwego człowieka.
- Tak, bywają – Lynn uśmiechnęła się nieznacznie – tyle tylko, że źle pojęta duma może skutecznie skomplikować człowiekowi życie. To, co dwieście czy sto lat temu uznawano za dumę, dziś uważa się, mówiąc delikatnie, za nierozsądne.
- Co, takiego?! – Adam uderzył otwartą dłonią w stół. – Twierdzi pani, że nie wiem, co oznacza być dumnym i honorowym?! Pani zdaniem, jestem po prostu głupi, tak?!
- Tego nie powiedziałam – odparła spokojnym głosem Lynn. – O ile postawa Bena Cartwrighta była w pełni uzasadniona, to pańskiego uporu nie rozumiem.
- Pani chyba się zapomina – wydusił z siebie wściekły, bliski wybuchu Adam. Ktoś inny na miejscu Lynn zrezygnowałby z dalszej dyskusji. Jednak ona nie była strachliwą dziewczyną. Krew Stoddardów doszła do głosu.

Chyba doskonale się z Adamem rozumieją ... mimo kłótni i innych nieporozumień
Cytat:
- Panie Cartwright, powiem wprost: nie jestem Lady Chadwick i nie czyham na Ponderosę. Moje intencje są czyste. Chcę po prostu pomóc ocalić to piękne miejsce.
- Taka z pani altruistka?
- Bywają gorsze rzeczy – odparła Lynn z kamiennym wyrazem twarzy. Adam zaskoczony jej odpowiedzią w pierwszej chwili chciał zareagować gniewem. Spojrzał przy tym groźnie na Lynn i wówczas dostrzegł szelmowski błysk w jej w oczach. Ta dziewczyna zupełnie się go nie bała i rozmawiała z nim, jak równy z równym. Adam pokiwał z uznaniem głową.
- Tak, bywają – przyznał rozbawiony.

Mają też podobne poczucie humoru. Pewnie po Stoddart'ach

Bardzo interesujące rozwinięcie. Zapowiedź działalności Lynn. Czytając tekst wierzy się, że ta dziewczyna ma pomysł jak uzdrowić sytuację w Ponderosie.
Jutro skomentuję kontynuację


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:55, 11 Paź 2018    Temat postu:

Lynn to mądra, współczująca, ale też trzeźwo oceniająca sytuację kobieta. A do tego to Stoddardówna. Mruga Dzięki za komentarz. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:47, 13 Paź 2018    Temat postu:

Cytat:
- Ale dlaczego? Nie zna nas pani, nic o nas nie wie i chce nam pani bez żadnych warunków pożyczyć pieniądze? Nie sądzi pani, że to trochę dziwne?
- Nie powiedziałam, że nie postawię warunków – Lynn uśmiechnęła się czarująco.
- Wiedziałem! – krzyknął triumfalnie Benny. – Wiedziałem, że będziesz chciała czegoś w zamian! Za darmo dziś nic nie ma!

A co on taki w gorącej wodzie kąpany?Adam też nieco podejrzliwy, ale się powstrzymuje od sarkazmu.
Cytat:
Panno Stoddard, rozpatrując zupełnie hipotetycznie, sytuację, w której przyjmę od pani pożyczkę na spłatę zadłużenia, chciałbym wiedzieć, jakie warunki wchodziłyby w grę?
- Oczywiście, jestem gotowa przedstawić panu moje warunki.
- A twierdziłeś dziadku, że z niej taka altruistka – zakpił Benny.
- Cóż, błądzić jest rzeczą ludzką – odparł Adam. – Słucham panno Stoddard.

Na razie to tylko hipotetyczne rozważanie
Cytat:
- Mam cztery warunki – zaczęła Lynn.
- A dlaczego od razu nie dziesięć? – spytał zaczepnie Benny.
- A dlaczego ty nie możesz się wreszcie zamknąć? – Lynn zmrużyła groźnie oczy. – Z tobą nie rozmawiam, panie czepialski.
- Co? Co? Jak? – Benny, zaskoczony postawą Lynn, nie był w stanie nic więcej z siebie wydusić.
- Ma rację. Zuch dziewczyna – stwierdziła Maggie. Peter i Ethan z trudem zachowywali powagę. Adam uśmiechnął się kącikiem ust.

Tylko cztery warunki. Nawet Benny powinien to wytrzymać
Cytat:
- Chciałabym, aby Beauty była do mojej dyspozycji, gdy będę przyjeżdżać do Ponderosy – wyjaśniła Lynn zupełnie nie zwracając uwagi na wybuch mężczyzny.
- Potrafisz jeździć konno? – spytał z zaciekawieniem Adam.
- Tak i to od najmłodszych lat. W szkole i na studiach należałam do klubu jeździeckiego.
- Jakieś sukcesy?
- Pierwsze lokaty w zawodach międzyuczelnianych. Ostatni sukces to zwycięstwo w zawodach organizowanych przez Uniwersytet Stanforda, w konkursie ujeżdżania.

A do tego Lynn jest doskonałą amazonką. To idealna kobieta dla Cartwrightów
Cytat:
- Drugi warunek to apartament numer pięć, ten z widokiem na Tahoe. Chcę mieć go do swojej dyspozycji, gdy będę tu przyjeżdżać. Oczywiście nie za darmo.
- Oczywiście – parsknął z ironią Benny.

Ta bardzo łatwy do spełnienia warunek. Benny niepotrzebnie marudzi
Cytat:
- Trzeci warunek – kontynuowała Lynn nie zwracając uwagi na zaczepkę młodego Cartwrighta – dotyczy zarządzania pensjonatem. Chcę mieć na to realny wpływ.
- To ciężki warunek – zauważył Adam.
- Wykładam duże pieniądze panie Cartwright i muszę mieć pewność, że ich nie stracę.
- To prosta droga do przejęcia Ponderosy – rzekł Benny.
- Nie wtrącaj się – Adam posłał wnukowi piorunujące spojrzenie.

Lynn jest rozsądną, młodą kobietą. Zapewne ma interesujące propozycje. Benny chyba ma manię prześladowczą. Cały czas uważa, że Lynn dybie na jego Ponderosę
Cytat:
- Na początek chciałabym przejrzeć księgi rachunkowe. Muszę wiedzieć, czy pensjonat zarabia na siebie?
- Jakoś wychodzimy na swoje.
- Taka odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje. Jestem wobec pana szczera i tego samego oczekuję od pana – odparła Lynn.
- Panno Stoddard nikt nigdy nie zarzucił mi braku szczerości. A poza tym przypominam pani, że nasza rozmowa to czysto teoretyczne rozważania.
- Tato, proszę – Maggie spojrzała na ojca błagalnym wzrokiem.
- Dobrze, już dobrze. – Westchnął Adam i zwróciwszy się do Lynn powiedział: - proszę pytać.
- Powiedział pan, że jakoś wychodzicie na swoje. Co to znaczy?
- Mamy od wielu lat stałych gości. To ludzie, którzy pragną spokoju i kontaktu z naturą. Ich oczekiwania nie są jakieś szczególne. Wystarczy im dobra kuchnia, świeże powietrze i cisza.
- Naprawdę im to wystarczy? – spytała Lynn.
- Większość z nich to ludzie starsi. Nie oczekują zmian. Chcą mieć pewność, że przyjeżdżają tu, jak do domu. Chcą czuć się jak u siebie.
- I na pewno tak właśnie się czują. Rozumiem, że do opłat też się przyzwyczaili?

No tak! Najlepiej nic nie zmieniaćNie wprowadzać ulepszeń, nie podnosić opłat ... najlepsza droga do bankructwa
Cytat:
- No właśnie – westchnęła Lynn. – A kiedy mieliście zupełnie nowych gości, którzy spędziliby tu więcej niż dwa dni?
Po tym pytaniu zapadła cisza. Cartwrightowie popatrywali na siebie spod oka. Wreszcie wyraźnie zirytowany Benny nic nie mówiąc, wstał od stołu i podszedł do okna. Adam spojrzał z troską na wnuka. Od kilku dni Benny był jak nie ten sam. Zwykle spokojny i zamknięty w sobie teraz stał się dziwnie drażliwy i nerwowy. Czyżby obecność Lynn tak na niego podziałała? Gdyby to była prawda Adam ozłociłby ją, a już na pewno zgodziłby się na jej wszystkie propozycje. „Ranczo Ponderosa” było dla niego ważne, ale szczęście jego rodziny było najważniejsze. Zwłaszcza szczęście najstarszego wnuka, który tak dużo przeszedł w swoim życiu i który po powrocie z misji pogrążył się w swego rodzaju letargu. Niby normalnie funkcjonował, ale Adam wiedział doskonale, co za tym się kryło. Wiedział, bo sam tego doświadczył, gdy wrócił z Wietnamu.

Adam ma niezawodny instynkt. Z pewnością za zachowaniem Benny'ego coś się kryje. Niemożliwe, żeby jego wnuk pozostał obojętny na urok dziewczyny
Cytat:
- Wspaniale – rzekł z przekąsem Benny.
- Chciałam podszkolić swoje umiejętności jeździeckie…
- Doprawdy? – przerwał jej. - Dopiero, co chwaliłaś się swoimi sukcesami w jeździectwie.
- … i wybrałam się na prawdziwy spęd bydła do znajomych moich rodziców, którzy prowadzą ogromne pracujące ranczo – kontynuowała Lynn zupełnie ignorując Benny’ego. – Co innego jazda w stylu western na zawodach, a co innego, gdy posiadane umiejętności można sprawdzić w praktyce.
- To musiało być niezłe przeżycie – wtrącił Ethan.

Benny z pewnością odziedziczył po przodkach skłonność do sarkazmu
Cytat:
Można pokazać gościom, jak to kiedyś wyglądało, gdy trzeba było znaleźć miejsce na nocleg, oporządzić konie, przygotować posiłek. Nie byłoby żadnych taryf ulgowych, żadnych udogodnień. Po prostu zero wygód.
- Taki niby surwiwal? – spytał Peter.
- Coś w tym rodzaju. Chodzi mi o turystykę i rekreację w czystym wydaniu.
- Nie wiem, czy znajdzie się ktoś zainteresowany takim wypoczynkiem.
- To trzeba się zorientować. Można na waszej stronie internetowej, tak na próbę, zamieścić ogłoszenie, że organizujecie wycieczki dawnymi traperskim szlakami, że gwarantujecie przeżycie prawdziwej przygody połączonej ze zdobywaniem wiedzy i podstawowych umiejętności pozwalających przetrwać w środowisku naturalnym.

Doskonały pomysł
Cytat:
- Nie macie własnej strony internetowej?! – Lynn była prawdziwie zszokowana.
- Nie – odparł Adam. - Nasi goście wiedzą, czego chcą, a my wiemy, czego oni od nas oczekują.
- Panie Adamie… to znaczy panie Cartwright w dzisiejszych czasach strona internetowa, facebook to konieczność, to minimum, jeśli pensjonat ma dalej funkcjonować.

Oni chyba jeszcze tkwią w XIX wieku
Cytat:
To przez Internet ludzie szukają ciekawych miejsc i to na całym świecie. Macie w swoich rękach prawdziwą perłę. Nie rozumiem, dlaczego przez tyle lat nie chcieliście, żeby Ponderosa przynosiła wam prawdziwy zysk? Naprawdę nie rozumiem!
- To moja wina – rzekł ściszonym głosem Adam. – Moi wnukowie już dawno sugerowali mi, że należałoby zmienić sposób zarządzania pensjonatem. Mnie się wydawało, że dobrze jest, jak jest. Miałem do spłacenia kredyt i trochę obawiałem się, że nie poradzimy sobie z dużą liczbą gości. Do tego mój prawnik utwierdził mnie w tym przekonaniu. Teraz wiem, dlaczego to zrobił.

Do Adama chyba docierają argumenty Lynn. To rozsądny (choć uparty) człowiek
Cytat:
- No to, co? Ruszamy do boju? – Ethan wyczekująco spojrzał na Lynn i Petera.
- Chwileczkę – rzekł Adam. – Lynn nie podała nam swojego czwartego warunku, a od niego może sporo zależeć. Tak, więc panno Stoddard, jaki jest pani ostatni warunek?
- Chcę być waszym prawnikiem.

No tak! Pomysł z internetem i wykorzystanie komputera do symulacji trafił do prawie całej rodzinki. Czy zgodzą się, żeby Lynn została ich prawnikiem? Powinni. Poprzedni prawnik okazał się oszustem, Lynn z pewnością jest osobą godną zaufania. Inwestuje w projekt własne pieniądze, więc?
Bardzo interesująca kontynuacja. Dynamiczna rozmowa, w której biorą udział wszyscy zainteresowani. Żeby nie było za różowo, pomysł Lynn nie ma samych zwolenników. Musi do niego przekonać opornych, podać wiarygodne argumenty. Prawie jej się udaje. W opozycji pozostał Benny, ale ... być może za jego marudzeniem coś się kryje?Kto wie? No i ciekawe wiadomości "z epoki", o jeździe konnej, konkurencjach jeździeckich, rodzajach rancz utrzymujących się z turystyki itp. Bardzo ciekawe i pouczające. Niecierpliwie czekam na kontynuację. Chcę wiedzieć, czy Lynn przekonała rodzinkę, czy Benny zmienił zdanie? No i co będzie z nimi?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:57, 14 Paź 2018    Temat postu:

Marudzenie Banny'ego ma swoje podstawy, do tego ładne, rude "podstawy". Mruga Chłopak zakochał się, choć nie chce się do tego przyznać. Wesoly Lynn faktycznie jest idealną kobietą dla jednego z Cartwrightów. Czy będzie nim Benny? Zobaczymy. Very Happy

Ewelino, dziękuję za miły i ciekawy komentarz. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 22:59, 18 Paź 2018    Temat postu:

Beauty zarżała cichutko na widok Benny’ego. Duże, brązowe oczy wlepiła w mężczyznę oczekując codziennej porcji pieszczot i jabłek. Cała była biała, choć na ten jej wygląd składał się wzór z białych, większych i mniejszych, plam dających złudzenie idealnej bieli.
- Gongsun Long*) nie miał racji – zamruczał Benny, głaszcząc powoli Beauty. – Biały koń jest stuprocentowym koniem, a ty najwspanialszą klaczą na świecie. Nigdy nikomu ciebie nie oddam. Chcesz jabłuszko, moja piękna?
W odpowiedzi usłyszał ponowne, ciche nieomal radosne rżenie. Podał Beauty jabłko, które klacz zjadła z apetytem. Potem, jak przystało na dobrze wychowanego i grzecznego konia, stała spokojnie oczekując kolejnego smakołyku. Wpatrywała się przy tym w swego pana tak niewinnym wzrokiem, że Benny bez zastanowienia sięgnął do kieszeni po kolejne jabłko. Wtedy usłyszał głos dziadka, który cicho wszedłszy do stajni przystanął przy boksie Beauty i z uwagą obserwował poczynania wnuka.
- Rozpieszczasz ją – rzekł.
- Jest taka mądra, że trudno tego nie robić. Na mój widok zawsze rży, a to nie jest takie powszechne i częste.
- Zgadzam się. Beauty to jedyna kobieta, która tak reaguje na twój widok i to pod warunkiem, że dasz jej jabłko. Spróbuj tego nie zrobić, a przekonasz się, jaki ma charakterek.
- Dziadku… - Benny spojrzał z pretensją w oczach na Adama.
- Już dobrze. Nie złość się, ale moim zdaniem nie powinieneś dawać jej tyle jabłek.
- Wiem, że ze strony Beauty to nie jest bezinteresowna miłość. Gdyby nie jabłka nawet by na mnie nie spojrzała. A rży na powitanie, bo ma pewność, że dostanie nagrodę. Mimo to i tak ją kocham.
- I to ci wystarczy?
- A, co to za pytanie? – Benny ze zdziwieniem spojrzał na Adama.
- Zwyczajne.
- No, tak – Benny uśmiechnął się. – Zawsze zadajesz zwyczajne pytania.
- Lubisz ją?
- Kogo? Beauty?
- Nie udawaj, doskonale wiesz, o kogo pytam. Lynn to dziewczyna idealna dla ciebie – rzekł Adam.
- Powiedz mi dziadku, kiedy doszedłeś do takiego wniosku? Gdy przywiozłem ją tu do Ponderosy, czy może później, gdy zaoferowała nam swoją pomoc?
- Po takich słowach powinienem dać ci w twarz – Adam poczerwieniał z oburzenia.
- Przepraszam – Benny zwiesił głowę. – Sam nie wiem, co wygaduję.
- Akurat z tym się zgadzam.
- Dziadku, ja nie mam teraz głowy do randek, romansów i całego tego cyrku.
- Zdaję sobie sprawę z tego, że jest ci ciężko, ale najwyższy, czas wrócić do normalnego życia. Jak długo jeszcze będziesz rozdrapywał ranny? To nie była twoja wina. Byłeś żołnierzem, a rozkaz dla żołnierza to rzecz święta.
- Wiem, ale wciąż go widzę. Film z jego egzekucji umieścili w sieci.**) To było dziewiętnastego sierpnia. Operację mieliśmy właściwie już za sobą. Sześćdziesiąt osiem nalotów, zniszczone najważniejsze cele wroga w tym punkty kontrolne rozmieszczone wokół Mosulu. Czuliśmy się jak prawdziwi bohaterowie, a potem dowódca powiedział nam o ścięciu naszego dziennikarza. Zastanawiam się, dlaczego nie zrobiono nic, żeby go uratować.
- Tego nie wiesz. A sytuacja na pewno była skomplikowana. To zbrodniarze, a z takimi się nie negocjuje. Może w wyjątkowych sytuacjach. Benny, to były działania wojenne. Każdy, czy to żołnierz, czy sprawozdawca wojenny musi liczyć się, że może stracić życie.
- Tak. Tylko, że o ile moi koledzy łaknęli zemsty, ja zobaczyłem w wojnie zupełny bezsens i morze cierpienia. Nie mogłem i nie chciałem w tym uczestniczyć. Mój przyjaciel z jednostki nazwał mnie tchórzem. Powiedział, że sprzeniewierzyłem się dewizie „semper fi”.
- Zawsze wierny – powiedział Adam. – Wszyscy Marines noszą tę dewizę wytatuowaną na piersi. Ja ją mam, ty też.
- Tylko, że ja, nie mam do tego prawa.
- Nie opowiadaj bzdur. Byłeś świetnym żołnierzem. Miałeś prawo podjąć decyzję, jaką podjąłeś i nikt nie może zarzucić ci tchórzostwa.
- Pamiętasz dziadku słowa hymnu korpusu?
- Tego się nie zapomina.
- Walczymy w bitwach naszego kraju,
w powietrzu, na lądzie i morzu.
Najpierw walczymy o wolność i prawo
I utrzymujemy w czystości nasz honor
.***)
Myślisz, że naprawdę walczyliśmy o prawo i wolność?
- Gdybym miał, co do tego wątpliwości nie służyłbym w Marines.
- Ale jakie mamy prawo lecieć gdzieś w świat i zrzucać bomby?
- Nie wierzę, że o to mnie pytasz – Adam zdziwiony spojrzał na wnuka. – Jedenasty września dał nam to prawo. Benny, nie możesz żyć w ciągłym poczuciu winy… urojonej winy.
- Ja widziałem ten film, dziadku.
- Ja również. To było niewyobrażalne okrucieństwo. Nie możesz jednak niszczyć sobie życia. Jesteś młodym człowiekiem. Powinieneś założyć rodzinę i postarać się być szczęśliwym.
- Tak, jak ty?
- Punkt dla ciebie – westchnął Adam. – Zmarnowałem sobie życie, dlatego nie pozwolę żebyś ty zniszczył swoje.
- Zmusisz mnie do ożenku z Lynn? – Benny zaśmiał się jak z dobrego żartu.
- To nie byłby taki zły pomysł. Bo ty coś do niej czujesz, prawda?
- Skąd – oburzył się Benny. - Ta dziewczyna doprowadza mnie do pasji. Na każdym kroku mnie irytuje. Wszystko wie najlepiej. Całą rodzinę przekabaciła, nawet ciebie dziadku.
- Mnie jeszcze niezupełnie, wciąż się waham – Adam mrugnął okiem do wnuka – ale ty przez ostatnie dni pracowałeś z nią nad planem uzdrowienia Ponderosy. Wydawało mi się, że całkiem nieźle się dogadujecie. Pomijam już to, że stanowicie piękną parę.
- Lynn w równym stopniu dogadywała się ze mną, co z Peterem i Ethanem. A piękność? – Benny wzruszył ramionami – ty i babcia byliście i jesteście piękni, a mimo to wam nie wyszło.
- Tak, nie wyszło – Adam posmutniał. – Być może, dlatego, że nigdy nie poznałem prawdziwej miłości. Teraz mogę z czegoś ci się zwierzyć: nigdy nie kochałem twojej babki. Spotkaliśmy się w złym czasie i unieszczęśliwiliśmy się. Mimo to mam dla niej ogromnie dużo szacunku.
- Nic z tego nie rozumiem? A dzieci? Tylko dla nich zachowywaliście pozory?
- Na początku bardzo się staraliśmy, żeby nasza rodzina była szczęśliwa. Mark, twój ojciec był słodkim dzieckiem, tyle, że z czasem mu przeszło. Stał się upiornym nastolatkiem, a potem… sam wiesz. Z twoją babką różniło nas wszystko. Valerie była kobietą, nazwijmy to, niekonwencjonalną, ale uczciwą i dotrzymującą słowa. Czego nie mogę powiedzieć o sobie.
- Zawsze byłeś uczciwy – odparł zszokowany Benny. – Nie uwierzę, że było inaczej.
- Starałem się być uczciwy, ale złamałem dane twojej babce słowo.
- Zdradziłeś ją?
- Tak. Twój ojciec miał dziesięć lat, gdy poznałem piękną i mądrą dziewczynę. Miała na imię Helen. Spotykaliśmy się przez pół roku. Ona oczekiwała, że odejdę od żony, ale ze względu na Marka nie potrafiłem zdobyć się na ten krok.
- Babcia wiedziała?
- Domyśliła się wszystkiego.
- Ale musieliście jakoś się dogadać skoro na świecie pojawiła się ciocia Maggie.
- Owszem, tyle tylko, że Megan nie jest córką Valerie, tylko moją i Helen.
- Co takiego?! – krzyknął Benny na tyle głośno, że stojąca spokojnie Beauty aż zastrzygła uszami i niespokojnie chrapnęła. Benny natychmiast uspokajająco pogłaskał ją po szyi i spytał: - co się stało z matką Maggie?
- Zmarła przy porodzie. Nie wiedziałem, że jest w ciąży, a poza tym rozstaliśmy się w gniewie.
- Jak dowiedziałeś się, że masz córkę?
- Szpital mnie powiadomił. Helen nie miała rodziny i zapewne dlatego podała im moje dane. A poza tym doskonale wiedziała, że nigdy nie wyparłbym się naszego dziecka.
- A jesteś pewien, że Megan nim jest?
- Tak. Nie mam, co do tego żadnych wątpliwości.
- A, co na to babcia?
- Zaakceptowała małą, choć wiem, że nie było jej łatwo. Była dla niej dobrą matką. Nie robiła żadnej różnicy pomiędzy Markiem a Maggie.
- Ciocia wie, że Valerie nie jest jej prawdziwą matką?
- Wie. Miała pięć lat, gdy twój ojciec o to się postarał. Z dnia na dzień stała się nie tym samym dzieckiem. Mark był o nią zazdrosny. Uważał, że zabiera mu całą miłość i uwagę rodziców. Nie dał sobie niczego wytłumaczyć. Już wtedy były z nim problemy. Z ulgą przyjąłem jego wyjazd do szkoły, tyle tylko, że Maggie przestała być ufnym dzieckiem. Potem i z nią mieliśmy ciężko. Valerie nigdy nie powiedziała o niej złego słowa, ale ich relacje były zaledwie poprawne. Gdy Megan dostała się na studia miałem nadzieję, że to już koniec wychowawczych problemów. Myliłem się. Wkrótce okazało się, że będzie miała dziecko. Twój ojciec urządził jej dziką awanturę, wyzywając ją od najgorszych. Mnie przy okazji też się dostało, a relacje z Markiem i tak bardzo trudne, stały się nie do zniesienia.
- Zawsze dziwiłem się, dlaczego, przyjeżdżaliśmy tu tak rzadko, a jeśli już, to, dlaczego ojciec prawie nie odzywał się do cioci, a Ethana traktował, jak powietrze. Nawet kiedyś go o to zapytałem, ale nie chciał mi odpowiedzieć. Dziadku, czy Ethan wie?
- Owszem, wie. Maggie nie robiła z tego tajemnicy w przeciwieństwie do twojego ojca.
- Ani Peter, ani ja niczego nie podejrzewaliśmy. Mama pewnie też. Zawsze bardzo lubiła Megan.
- Twoja mama była wspaniałą kobietą i doprawdy nie wiem, co widziała w moim synu. To prawdopodobne, że Mark jej nic nie powiedział. Za bardzo zależało mu na opinii. Zbyt dużą wagę przykładał do zachowania pozorów. Przyrodnia siostra bez wykształcenia i z nieślubnym dzieckiem, to nie mieściło się w jego światopoglądzie.
- Ale to niedorzeczne. Byli rodzeństwem i on, jako starszy brat powinien otoczyć ją opieką.
- Ty tak byś zrobił. Niestety, twój ojciec był inny. Nie miał w sobie nic z Cartwrightów, no może poza urodą.
- Dziadku, dlaczego teraz mi o tym mówisz?
- Uznałem, że dość rodzinnych tajemnic. Skoro mamy zmienić nasz dotychczasowe życie trzeba powiedzieć sobie wszystko. I gwoli informacji: Maggie zgadza się ze mną.
- A Peter? Kiedy mu powiesz?
- Już to zrobiłem. Powiedział, że nic to nie zmienia, a Maggie jest dla niego najwspanialszą ciotką świata.
- Peter ma rację. Pamiętam, jak przyjechałem tu po śmierci rodziców. Tylko ciocia potrafiła do mnie dotrzeć i w pewnym sensie uratowała mnie.
- Megan jest niezwykle mądrą i współczującą kobietą. Taka była jej rodzona matka – powiedział wzruszony Adam i szybko dodał: - a przy tym nie bez znaczenia są jej wspaniałe ciasta i desery.
- O tak. Na jej kuchni trochę mi się przytyło – zaśmiał się Benny. Po chwili jednak spoważniał i głaszcząc Beauty powiedział: - cały czas łudziłem się, że ojciec mimo wszystko był lepszym człowiekiem. Myślałem, że to ja nie potrafiłem się z nim dogadać. Zawsze był ze mnie i Petera niezadowolony. Gdy wstąpiłem do armii powiedział mi, że go rozczarowałem.
- Mark był pacyfistą.
- Nie sądzę dziadku. On był tym, kim akurat w danej chwili chciał być. Obca mu była empatia. Oprócz niego samego nikt inny go nie obchodził.
- Nie mów tak. Miał sporo wad, ale na swój sposób was kochał. Mark nie potrafił okazywać uczuć. Wstydził się ich. Wciąż gonił za sukcesem, za bogactwem, ale był moim synem i to moja wina, i życiowa porażka, że nie potrafiłem wychować go na wartościowego człowieka. Za to wy, moi wnukowie, jesteście wspaniali. Wiem, że dacie sobie w życiu radę, ale miło byłoby doczekać prawnuków.
- Dziadku – rzekł ze zniecierpliwieniem Benny.
- O Petera i Ethana nie martwię się. Panny do nich lgną, jak muchy do miodu, ale ty.
- Nie wszyscy od razu muszą się żenić.
- Od razu nie, ale za jakiś czas.
- Pomyślę o tym… za jakiś czas – odparł z ledwo ukrywanym sarkazmem Benny. – Teraz wybacz, ale muszę osiodłać Beauty. Zaczyna się niecierpliwić.
- Ona ciebie lubi. Mówię o Lynn.
- Dziadku, daj wreszcie spokój – poprosił Benny.
- Ależ ty jesteś uparty - westchnął Adam.
- Tak, jak ty dziadku – zaśmiał się Benny.
- Niestety, to u nas rodzinne.
- Skoro to wiesz, to, dlaczego naciskasz? – spytał Benny, wyprowadzając Beauty z boksu. - No, czas na przejażdżkę – rzekł i stanął oko w oko z Lynn.
- To dla mnie? Wspaniale – rzekła z czarującym uśmiechem na twarzy. – Widzę, że poważnie podchodzisz do postawionych przeze mnie warunków. Chętnie się przejadę. Wybierzesz się ze mną?
- Ja?
- A, co nie masz ochoty?
- Ale…
- Benny, nie daj się prosić pięknej pannie – powiedział z trudem zachowujący powagę Adam.
- No, dobrze – westchnął z rezygnacją mężczyzna. – Wyprowadź Beauty na zewnątrz i zaczekaj na mnie.
- Widzę, że tryskasz entuzjazmem – stwierdziła Lynn i dodała: - zawsze mogę poprosić Ethana lub Petera.
- Nie ma takiej potrzeby - mruknął. - Zaraz do ciebie dołączę. Skoro zabrałaś mi Beauty to muszę sobie osiodłać Hectora.
- Przejażdżka dobrze mu zrobi. Musi być bardzo sfrustrowany, skoro zaczął heblować.****)
- Zauważyłaś? – spytał zaskoczony Benny.
- Wyobraź sobie – odparła przyglądając mu się z jawną kpiną. Chwilę później pogłaskała szyję klaczy mówiąc spokojnym, kojącym głosem: - chodź Beauty, zaczekamy na tych kawalerów przed stajnią. A pan, panie Adamie może dołączy do nas?
- Nie, jedźcie sami. Ja muszę zacząć się pakować?
- Czyżby podjął pan decyzję? – spytała podekscytowana Lynn.
- Jeszcze nie, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebym poleciał z tobą do Nowego Jorku.
- Dziadku, co ty? – Benny spojrzał zaskoczony na Adama. – Nic wcześniej nie mówiłeś.
- Teraz mówię – Adam wzruszył ramionami. – Chcę zobaczyć Nowy Jork.
- No, jasne!
- Masz jakieś wątpliwości?
- Żadnych dziadku – odparł Benny, kręcąc z rezygnacją głową.
- Cieszę się, naprawdę bardzo się cieszę – zapewniła Lynn. – Bez względu na to, jaką decyzję pan podejmie, miło mi będzie gościć pana w swoim domu.
- Dziękuję ci, Lynn. – Adam skinął głową i spoglądając na wnuka dodał: - co tak stoisz? Siodłaj konia. Piękne damy się niecierpliwią.
W odpowiedzi dało się słyszeć ciche fuknięcie Benny'ego. Lynn udając, że tego nie słyszy, rzuciła przez ramię:
- Tylko nie każ na siebie długo czekać, bo pojedziemy same.


_____________________________________________________________

*) Gongsun Long (325-250 p.n.e.) – chiński filozof, autor słynnego sofizmatu brzmiącego: „Biały koń nie jest koniem”.

**) Wypowiedź Benny’ego nawiązuje do postaci amerykańskiego dziennikarza wojennego Jamesa Foley’a, który został ścięty przez dżihadystów w odwecie za naloty lotnicze wymierzone w sunnickich ekstremistów. Operacja lotnicza „Inherent Resolve” rozpoczęła się 7 sierpnia 2014 r., a Foley został stracony 19 sierpnia 2014 r.

***) We fight our country's battles
In the air, on land, and sea;
First to fight for right and freedom
And to keep our honor clean;

Fragment Hymnu Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych. Nieudolne tłumaczenie mojego autorstwa.

****) Heblowanie u konia to mało szkodliwy nałóg świadczący o znudzeniu konia. Polega to na tym, że koń chwyta zębami np. kraty boksu i przesuwa po nich z góry do dołu lub na odwrót. Może też przesuwać zębami na boki po brzegu żłobu lub po dolnych deskach stanowiących przegrodę boksu. Takie heblowanie wywołuje dość głośne odgłosy i niestety koń ściera sobie zęby. Jak twierdzą koniarze dźwięki te są bardzo irytujące, a wszystko to przez nudę. Zdaje się, że Hector jest na najlepszej drodze do uzależnienia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 22:17, 19 Paź 2018, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4150
Przeczytał: 32 tematy

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 9:32, 19 Paź 2018    Temat postu:

Bardzo dużo w tym odcinku się zadziało. Tyle tajemnic i skrywane opowieści... czyta się znakomicie, postaram się skomentować trochę później Wesoly
A Benny ma dziwne podejście do rodzaju żeńskiego. Rodzaj żeński powinien go lekko kopnąć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:02, 19 Paź 2018    Temat postu:

Benny jest Cartwrightem z linii Adama, stąd zapewne jego dziwne zachowanie w stosunku do rodzaju żeńskiego. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:26, 19 Paź 2018    Temat postu:

Bardzo interesujący odcinek. Jutro wstawię komentarz. Dzisiaj jeszcze jestem rozbita i zagubiona Smutny

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 69, 70, 71  Następny
Strona 70 z 71

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin