Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Po drugiej stronie strachu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 69, 70, 71
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 17:49, 20 Paź 2018    Temat postu:

Cytat:
...– zamruczał Benny, głaszcząc powoli Beauty. – Biały koń jest stuprocentowym koniem, a ty najwspanialszą klaczą na świecie. Nigdy nikomu ciebie nie oddam. Chcesz jabłuszko, moja piękna?
W odpowiedzi usłyszał ponowne, ciche nieomal radosne rżenie. Podał Beauty jabłko, które klacz zjadła z apetytem. Potem, jak przystało na dobrze wychowanego i grzecznego konia, stała spokojnie oczekując kolejnego smakołyku. Wpatrywała się przy tym w swego pana tak niewinnym wzrokiem, że Benny bez zastanowienia sięgnął do kieszeni po kolejne jabłko.

Wygląda na obustronne zauroczenie, choć ze strony Beuty być może jest odrobina wyrachowania[link widoczny dla zalogowanych]
Cytat:
Beauty to jedyna kobieta, która tak reaguje na twój widok i to pod warunkiem, że dasz jej jabłko. Spróbuj tego nie zrobić, a przekonasz się, jaki ma charakterek.

Oj! To było złośliwechyba, że Adam nawiązuje aluzyjnie do czegoś?
Cytat:
- Lubisz ją?
- Kogo? Beauty?
- Nie udawaj, doskonale wiesz, o kogo pytam. Lynn to dziewczyna idealna dla ciebie – rzekł Adam.
- Powiedz mi dziadku, kiedy doszedłeś do takiego wniosku? Gdy przywiozłem ją tu do Ponderosy, czy może później, gdy zaoferowała nam swoją pomoc?
- Po takich słowach powinienem dać ci w twarz – Adam poczerwieniał z oburzenia.

Nawiązujea Benny usiłuje nieudolnie się odciąć, na szczęście przeprosił oburzonego dziadka
Cytat:
Tylko, że o ile moi koledzy łaknęli zemsty, ja zobaczyłem w wojnie zupełny bezsens i morze cierpienia. Nie mogłem i nie chciałem w tym uczestniczyć. Mój przyjaciel z jednostki nazwał mnie tchórzem. Powiedział, że sprzeniewierzyłem się dewizie „semper fi”.
- Zawsze wierny – powiedział Adam. – Wszyscy Marines noszą tę dewizę wytatuowaną na piersi. Ja ją mam, ty też.
- Tylko, że ja, nie mam do tego prawa.
- Nie opowiadaj bzdur. Byłeś świetnym żołnierzem. Miałeś prawo podjąć decyzję, jaką podjąłeś i nikt nie może zarzucić ci tchórzostwa.

Oczywiście! Cartwright nie może być tchórzem, zresztą wojna jest bez sensu
Cytat:
- Punkt dla ciebie – westchnął Adam. – Zmarnowałem sobie życie, dlatego nie pozwolę żebyś ty zniszczył swoje.
- Zmusisz mnie do ożenku z Lynn? – Benny zaśmiał się jak z dobrego żartu.
- To nie byłby taki zły pomysł. Bo ty coś do niej czujesz, prawda?
- Skąd – oburzył się Benny. - Ta dziewczyna doprowadza mnie do pasji. Na każdym kroku mnie irytuje. Wszystko wie najlepiej. Całą rodzinę przekabaciła, nawet ciebie dziadku.
- Mnie jeszcze niezupełnie, wciąż się waham – Adam mrugnął okiem do wnuka – ale ty przez ostatnie dni pracowałeś z nią nad planem uzdrowienia Ponderosy. Wydawało mi się, że całkiem nieźle się dogadujecie. Pomijam już to, że stanowicie piękną parę.

Przypomina mi się przysłowie: "kto się czubi, ten się lubi"
Cytat:
Twój ojciec miał dziesięć lat, gdy poznałem piękną i mądrą dziewczynę. Miała na imię Helen. Spotykaliśmy się przez pół roku. Ona oczekiwała, że odejdę od żony, ale ze względu na Marka nie potrafiłem zdobyć się na ten krok.
- Babcia wiedziała?
- Domyśliła się wszystkiego.
- Ale musieliście jakoś się dogadać skoro na świecie pojawiła się ciocia Maggie.
- Owszem, tyle tylko, że Megan nie jest córką Valerie, tylko moją i Helen.

Z ciocią Maggie związana jest tajemnica. Ciekawe, ile osób o niej wie?
Cytat:
- Mark był pacyfistą.
- Nie sądzę dziadku. On był tym, kim akurat w danej chwili chciał być. Obca mu była empatia. Oprócz niego samego nikt inny go nie obchodził.
- Nie mów tak. Miał sporo wad, ale na swój sposób was kochał. Mark nie potrafił okazywać uczuć. Wstydził się ich. Wciąż gonił za sukcesem, za bogactwem, ale był moim synem i to moja wina, i życiowa porażka, że nie potrafiłem wychować go na wartościowego człowieka. Za to wy, moi wnukowie, jesteście wspaniali. Wiem, że dacie sobie w życiu radę, ale miło byłoby doczekać prawnuków.

Jasne! Wnuki i prawnuki to skarb dziadka. Największy skarb
Cytat:
No, czas na przejażdżkę – rzekł i stanął oko w oko z Lynn.
- To dla mnie? Wspaniale – rzekła z czarującym uśmiechem na twarzy. – Widzę, że poważnie podchodzisz do postawionych przeze mnie warunków. Chętnie się przejadę. Wybierzesz się ze mną?
- Ja?
- A, co nie masz ochoty?
- Ale…
- Benny, nie daj się prosić pięknej pannie – powiedział z trudem zachowujący powagę Adam.
- No, dobrze – westchnął z rezygnacją mężczyzna. – Wyprowadź Beauty na zewnątrz i zaczekaj na mnie.
- Widzę, że tryskasz entuzjazmem – stwierdziła Lynn i dodała: - zawsze mogę poprosić Ethana lub Petera.
- Nie ma takiej potrzeby - mruknął. - Zaraz do ciebie dołączę. Skoro zabrałaś mi Beauty to muszę sobie osiodłać Hectora.

Benny nie wykręcił się od przejażdżki. To chyba dobry znak

Kolejny ciekawy fragment. Wyjaśnia się trochę rodzinnych tajemnic. Adam chyba knuje jakąś intrygę? Widać, że bardzo lubi Lynn i upatrzył ją sobie dla Benny'ego. Ulubionego wnuka. Tak myślę. Oby mu się udało. Ciocia Maggie jest bardzo sympatyczną kobietą, bez niej Ponderosa byłaby pustynią. To nie tylko pyszne jedzenie, ale i ciepła, rodzinna atmosfera. Ciekawe, jak dalej potoczą się losy Lynn, Benny'ego, Adama i reszty rodzinki? Mam nadzieję, że autorka nie będzie dręczyć czytelników i wklei niedługo kontynuację ...
A! Jeszcze ciekawe wiadomości o zachowaniu koni i Hymnie Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych. Też bezcenne.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Sob 17:50, 20 Paź 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 15:30, 22 Paź 2018    Temat postu:

Ewelino, serdecznie dziękuję za przemiły komentarz. Pierwsza emotka niezwykle trafiona Very Happy Beauty, jak żywa. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 0:37, 29 Paź 2018    Temat postu:

Konie szły stępa. Lynn i Benny nie odzywali się do siebie. Pogoda od kilku dni niezbyt łaskawa, tego dnia poprawiła się. Deszcz przestał padać nocą, ale ziemia wciąż była rozmokła. Słońce przeświecające przez chmury, a do tego kojąca cisza i niepowtarzalny zapach sosen czynił przejażdżkę całkiem znośną. Znośną, bowiem Benny jechał na Hectorze z iście cierpiętniczą miną. Lynn kilka razy ciężko westchnęła. Wreszcie nie wytrzymała i spytała wprost:
- Długo tak będziesz milczał?
- Wybacz, ale nie jestem zbyt rozmowny – odparł Benny, unosząc oczy do nieba.
- Jakoś tego nie zauważyłam. Jak chcesz to potrafisz, być elokwentny – rzekła z przekąsem.
- Masz rację. Jak chcę.
- To nie było miłe – rzuciła Lynn i przynagliła Beauty do szybszego biegu. Klacz, jakby tylko na to czekała, przeszła w kłus wyciągnięty. Benny chcąc nie chcąc poszedł w jej ślady. Dziewczynie jazda sprawia wyraźną przyjemność. Jej towarzysz wyglądał tak, jakby przechodził prawdziwe tortury. Wreszcie zwolnili. Jadąc stępa Lynn sprawdziła popręg i lekko go dociągnęła, po czym pogłaskała Beauty po szyi szepcząc jej, że jest piękną i mądrą klaczą. Benny musiał przyznać, że nigdy nie widział tak pięknego zjawiska jak rudowłosa Lynn na grzbiecie jego Beauty. Dziewczyna zauważyła to jego spojrzenie i uśmiechnęła się. Lewą łydką ucisnęła bok klaczy, a ta znowu przeszła w kłus. W chwilę potem powtórzyła manewr, ale prawą łydką i nieco mocniej. Beauty ruszyła galopem. Benny nie miał zamiaru ścigać się, ale Hector, któremu ostatnio brakowało ruchu nie pozostawił mu wyboru. Gdy konie zrównały się, szły przez jakiś czas obok siebie. Wkrótce jednak teren zaczął zmieniać ukształtowanie. Pojawiły się pagórki i konie zwolniły. Jeźdźcy chcąc odciążyć grzbiety wierzchowców jechali półsiadem. Lynn popuściła wodze i wsparła się na łęku siodła dając Beauty tym samym możliwość swobodnego poruszania łbem i szyją. Benny z uznaniem popatrywał na jadącą obok niego amazonkę. Była naprawdę świetna. Wreszcie dotarli do urokliwej łąki. Lynn zatrzymała Beauty, po czym zsiadła z niej i trzymając wodze w ręku szła obok klaczy.
- Znudziła ci się jazda? – spytał od niechcenia Benny.
- Nie, ale klacz potrzebuje odpoczynku. Po takim wspinaniu się pod górę nie miałabym sumienia gonić jej dalej. Powinieneś o tym wiedzieć. I może wreszcie uwolnisz Hectora od swojego ciężaru. Jest cały spocony.
- On tak ma – odparł Benny zsiadając z konia. – Zawsze się poci. To prawdziwy nerwus.
- Ale dlaczego tak „ma”? – spytała Lynn.
- Bo jest stuknięty i już.
- Doprawdy?
- Tak, doprawdy – warknął nieprzyjaźnie Benny. – Wiem, co mówię. Przez jakiś czas jeździłem na nim, ale zachowywał się jak wariat. Bez powodu uskakiwał w bok. Rzucał na boki głową, tak jak teraz, a do tego wciąż kłapie wargami.
- Wyraźnie jest znerwicowany – Lynn ze współczuciem popatrzyła na konia.
- Dlatego postanowiłem go sprzedać. Nikt na nim nie chce jeździć.
- Sprzedać? Zwariowałeś? On jest taki piękny.
- Jest piękny, ale głupi.
- Sam jesteś głupi. – Rzuciła Lynn i dodała: - przytrzymaj Beauty.
- Jej nie trzeba przytrzymywać. W przeciwieństwie do Hectora Beauty jest mądrą klaczą.
- Skoro tak mówisz – odparła wzruszając ramionami Lynn i ruszyła w kierunku konia. Faktycznie był bardzo zestresowany. Cały spocony, oczy miał niespokojne, rozbiegane i cały czas potrząsał łbem. – Spokojnie maleńki. Już dobrze – mówiła ściszonym głosem. – Jesteś mądrym, dobrym konikiem. Pozwól, że cię pogłaszczę. O, tak. To przyjemne, prawda?
Delikatnie głaskała spoconą szyję Hectora. Pod dotykiem jej dłoni koń uspokoił się i przestał rzucać głową. Lynn tymczasem wyjęła z kieszeni kurtki marchewkę i podała ogierowi. Ten przez chwilę wahał się, jakby zdziwiony tą nagrodą. Delikatnie schwycił marchew i… szybko ją schrupał.
- On nie jest głupi – stwierdziła Lynn – tylko bardzo wrażliwy, a do tego źle prowadzony.
- Cóż, różnimy się w tym względzie – stwierdził Benny. – Pozostaje go sprzedać, a jeśli nie znajdziemy kupca to trzeba będzie go wykastrować. Wtedy będą mogli na nim jeździć goście. Dziadek jest podobnego zdania.
- Oczywiście zrobicie, jak będziecie chcieli, ale ten koń ma ogromny potencjał. Szkoda by go było – zauważyła.
- Potencjał? – prychnął lekceważąco Benny. – A, co masz na myśli, jeśli wolno spytać?
- Już mówię, panie czepialski. Otóż moim zdaniem Hector byłby świetnym koniem czołowym.
- Czym?
- No, nie mów, że nie wiesz, co to takiego koń czołowy – Lynn wyraźnie zaskoczona spojrzała na mężczyznę.
- Nie muszę wszystkiego wiedzieć – burknął.
- Jeśli ktoś prowadzi stadninę, to powinien to wiedzieć – odparła Lynn tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Po pierwsze nie jestem właścicielem stadniny, po drugie końmi nie zajmuję się zawodowo, a po trzecie… - tu Benny zamilkł widząc kpiącą minę dziewczyny.
- Co po trzecie? – spytała ironicznie. - Może powiesz mi, że te piękne zwierzęta masz gdzieś?
- Nie przesadzaj! – Benny podniósł głos. Hector zaczął szybko poruszać uszami, a wreszcie raz i drugi rzucił niespokojnie łbem.
- Nie krzycz, bo nie masz do tego powodu, a poza tym wystraszyłeś konia – rzekła Lynn przytrzymując zaniepokojonego ogiera.
- Przecież nie krzyczę.
- Skoro tak twierdzisz – westchnęła Lynn. - Benny, nie wiem, co ciebie gryzie, ale zachowując się w ten sposób nie rozwiążesz swoich problemów.
- Psychoanalityczka się znalazła – mruknął z lekceważeniem.
- Słucham? – Lynn nie wierzyła własnym uszom. – Rozumiem, że tym miłym akcentem zakończyliśmy naszą przejażdżkę. Wracam na Hectorze.
- Zaczekaj. Przepraszam – powiedział ze skruszoną miną Benny. – Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Jeszcze raz przepraszam.
Lynn pochyliła lekko głowę i przyglądała się z zaciekawieniem Cartwrightowi. Wciąż ją zaskakiwał i coraz bardziej intrygował.
- Przeprosiny przyjęte – rzekła wyraźnie naburmuszonym głosem.
- To może teraz powiesz mi cóż to takiego „koń czołowy”? – spytał ugodowo Benny.
- To przywódca. Plan uzdrowienia Ponderosy opiera się na wycieczkach w teren, dlatego potrzebny jest koń, za którym pójdą inne. Nie może być płochliwy, robić nagłych uskoków, wpadać w krzaki, czy traktować byle kałużę, jak źródełko, w którym można się ochłodzić.
- Jeśli sądzisz, że Hector może być takim przywódcą to jesteś w błędzie. On wszystkiego się boi.
- To ty tak twierdzisz – odparła Lynn. – Ja widzę pięknego ogiera, który potrzebuje sporo uwagi i dużo serca.
- Nikt tu na to nie ma czasu – stwierdził Benny – a poza tym nigdy nie organizowaliśmy jakiś dużych wypadów w teren. Na ogół któryś z nas jechał z klientem, góra z dwoma klientami.
- Teraz to musi się zmienić. Jeśli Ponderosa ma stać się atrakcją turystyczną trzeba zawczasu pomyśleć o koniach czołowych, minimum trzech. Będą potrzebne konie do szeregu, łagodne, uległe i niestrachliwe. A i jeszcze jedno: na początek trzeba zatrudnić instruktora do prowadzenia takich wypadów w teren. Oczywiście dopóty, dopóki ty, Peter i Ethan nie zrobicie uprawnień instruktorskich, mogę wam pomagać.
- Czy ty, aby za dużo od nas nie wymagasz? – spytał Benny i po raz pierwszy od dłuższego czasu uśmiechnął się do Lynn.
- To na początek. – Odwzajemniła uśmiech. - Cartwrightowie od pokoleń hodowali konie i byli w tym świetni. Dlaczego nie mielibyście im dorównać? A ty? Byłeś pilotem, więc co stoi na przeszkodzie…
- Spokojnie siostro – Benny uniósł ręce w obronnym geście. - Nie sądzisz, że myśliwiec jednak nieco różni się od konia?
- Owszem, różni się – stwierdziła z powagą Lynn. – Poczucie humoru masz raczej kiepskie, za to jesteś całkiem niezłym jeźdźcem. Uprawnienia instruktorskie powinny być dla ciebie fraszką. Chyba nie chcesz zostać w tyle, zwłaszcza, że Ethan i Peter planują w najbliższym czasie zapisać się na kurs instruktorski.
- Co takiego? Nic mi nie mówili – rzekł zdziwiony Benny i kiwając głową dodał: - już ja sobie z nimi pogadam.
- Raczej poproś ich o namiary na ten kurs. Będziesz świetnym instruktorem.
- No, no panno Stoddard weszła mi pani na ambicję – przyznał Benny.
- Nareszcie coś w tobie drgnęło – stwierdziła z nieukrywaną ulgą.
- Przy takim wulkanie energii, jak ty, każdy by drgnął.
- Ja nie mówię o każdym, tylko o tobie. Czas ocknąć się z letargu.
- A, co niby mam przez to rozumieć? – Benny zmarszczył groźnie brwi.
- Co chcesz – wzruszyła ramionami dziewczyna. – Jeżeli twój dziadek ostatecznie przyjemnie moją propozycję, na co prawdę mówiąc liczę, to przywrócenie Ponderosie świetności wymagać będzie ciężkiej pracy zespołowej. Chcę wiedzieć, czy mogę na ciebie liczyć?
- Tak to sobie wymyśliłaś?
- O, co ci znowu chodzi?
- Dajesz pieniądze, zaprzęgasz nas do roboty, a przecież wiesz, że dziadek nie będzie w stanie ciebie spłacić. Tak, czy siak Ponderosa zmieni właściciela – odparł zmęczonym głosem Benny.
- To ożeń się ze mną, a wtedy Ponderosa pozostanie w rodzinie – Lynn wyzywająco spojrzała na mężczyznę.
- To taki żart?
- Nie, całkiem poważna propozycja.
- Idzie pani na całego, panno Stoddard. To ryzykowne.
- Ryzyko, to moje drugie imię, panie Cartwright.





Tak wygląda kłus wyciągnięty. Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pon 20:41, 29 Paź 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:29, 29 Paź 2018    Temat postu:

Cytat:
- Wybacz, ale nie jestem zbyt rozmowny – odparł Benny, unosząc oczy do nieba.
- Jakoś tego nie zauważyłam. Jak chcesz to potrafisz, być elokwentny – rzekła z przekąsem.
- Masz rację. Jak chcę.
- To nie było miłe – rzuciła Lynn i przynagliła Beauty do szybszego biegu.

Benny "strzela focha"zupełnie jak dziecko.
Cytat:
Jadąc stępa Lynn sprawdziła popręg i lekko go dociągnęła, po czym pogłaskała Beauty po szyi szepcząc jej, że jest piękną i mądrą klaczą. Benny musiał przyznać, że nigdy nie widział tak pięknego zjawiska jak rudowłosa Lynn na grzbiecie jego Beauty. Dziewczyna zauważyła to jego spojrzenie i uśmiechnęła się.

Mimo "focha" zachowuje obiektywizm. Docenia urodę Lynn ... nawet nie potrafi ukryć zachwytu, co spostrzegawcza dziewczyna natychmiast wychwytuje
Cytat:
- Znudziła ci się jazda? – spytał od niechcenia Benny.
- Nie, ale klacz potrzebuje odpoczynku. Po takim wspinaniu się pod górę nie miałabym sumienia gonić jej dalej. Powinieneś o tym wiedzieć. I może wreszcie uwolnisz Hectora od swojego ciężaru. Jest cały spocony.
- On tak ma – odparł Benny zsiadając z konia. – Zawsze się poci. To prawdziwy nerwus.
- Ale dlaczego tak „ma”? – spytała Lynn.
- Bo jest stuknięty i już.
- Doprawdy?

Lynn doskonale zna się na koniach i jest bardzo spostrzegawczaBanny zaś nie dostrzega wszystkich problemów, uważa, że Hektor jest nerwowy i kropka
Cytat:
Benny, nie wiem, co ciebie gryzie, ale zachowując się w ten sposób nie rozwiążesz swoich problemów.
- Psychoanalityczka się znalazła – mruknął z lekceważeniem.
- Słucham? – Lynn nie wierzyła własnym uszom. – Rozumiem, że tym miłym akcentem zakończyliśmy naszą przejażdżkę. Wracam na Hectorze.
- Zaczekaj. Przepraszam – powiedział ze skruszoną miną Benny. – Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Jeszcze raz przepraszam.
Lynn pochyliła lekko głowę i przyglądała się z zaciekawieniem Cartwrightowi. Wciąż ją zaskakiwał i coraz bardziej intrygował.
-Przeprosiny przyjęte – rzekła wyraźnie naburmuszonym głosem.

Kłócą się, przekomarzają ... trochę jak dzieciSprzeczają się, dokuczają sobie, przepraszają ... ciekawe, do czego to doprowadzi?
Cytat:
Faktycznie był bardzo zestresowany. Cały spocony, oczy miał niespokojne, rozbiegane i cały czas potrząsał łbem. – Spokojnie maleńki. Już dobrze – mówiła ściszonym głosem. – Jesteś mądrym, dobrym konikiem. Pozwól, że cię pogłaszczę. O, tak. To przyjemne, prawda?
Delikatnie głaskała spoconą szyję Hectora. Pod dotykiem jej dłoni koń uspokoił się i przestał rzucać głową. Lynn tymczasem wyjęła z kieszeni kurtki marchewkę i podała ogierowi. Ten przez chwilę wahał się, jakby zdziwiony tą nagrodą. Delikatnie schwycił marchew i… szybko ją schrupał.
- On nie jest głupi – stwierdziła Lynn – tylko bardzo wrażliwy, a do tego źle prowadzony.

Jeśli Lynn chwali Hektora, to on na pewno na to zasługuje!
Cytat:
- Cóż, różnimy się w tym względzie – stwierdził Benny. – Pozostaje go sprzedać, a jeśli nie znajdziemy kupca to trzeba będzie go wykastrować. Wtedy będą mogli na nim jeździć goście. Dziadek jest podobnego zdania.
- Oczywiście zrobicie, jak będziecie chcieli, ale ten koń ma ogromny potencjał. Szkoda by go było – zauważyła.
- Potencjał? – prychnął lekceważąco Benny. – A, co masz na myśli, jeśli wolno spytać?
- Już mówię, panie czepialski. Otóż moim zdaniem Hector byłby świetnym koniem czołowym.
- Czym?

Nie wiem co gorsze? Sprzedaż, czy ta druga ewentualnośćLynn znów "dołożyła" Benny'emu tym koniem czołowym
Cytat:
- Nie muszę wszystkiego wiedzieć – burknął.
- Jeśli ktoś prowadzi stadninę, to powinien to wiedzieć – odparła Lynn tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Po pierwsze nie jestem właścicielem stadniny, po drugie końmi nie zajmuję się zawodowo, a po trzecie… - tu Benny zamilkł widząc kpiącą minę dziewczyny.
- Co po trzecie? – spytała ironicznie. - Może powiesz mi, że te piękne zwierzęta masz gdzieś?
- Nie przesadzaj! – Benny podniósł głos. Hector zaczął szybko poruszać uszami, a wreszcie raz i drugi rzucił niespokojnie łbem.
- Nie krzycz, bo nie masz do tego powodu, a poza tym wystraszyłeś konia – rzekła Lynn przytrzymując zaniepokojonego ogiera.
- Przecież nie krzyczę.

Lynn ma rację! Jeśli ktoś chce ratować Ponderosę, ranczo na którym są konie, to powinien jednak poszerzać swoją wiedzę o nich
Cytat:
- To może teraz powiesz mi cóż to takiego „koń czołowy”? – spytał ugodowo Benny.
- To przywódca. Plan uzdrowienia Ponderosy opiera się na wycieczkach w teren, dlatego potrzebny jest koń, za którym pójdą inne. Nie może być płochliwy, robić nagłych uskoków, wpadać w krzaki, czy traktować byle kałużę, jak źródełko, w którym można się ochłodzić.
- Jeśli sądzisz, że Hector może być takim przywódcą to jesteś w błędzie. On wszystkiego się boi.
- To ty tak twierdzisz – odparła Lynn. – Ja widzę pięknego ogiera, który potrzebuje sporo uwagi i dużo serca.

Myślę, że to Lynn ma rację. Ta dziewczyna zna się na koniach
Cytat:
nigdy nie organizowaliśmy jakiś dużych wypadów w teren. Na ogół któryś z nas jechał z klientem, góra z dwoma klientami.
- Teraz to musi się zmienić. Jeśli Ponderosa ma stać się atrakcją turystyczną trzeba zawczasu pomyśleć o koniach czołowych, minimum trzech. Będą potrzebne konie do szeregu, łagodne, uległe i niestrachliwe. A i jeszcze jedno: na początek trzeba zatrudnić instruktora do prowadzenia takich wypadów w teren. Oczywiście dopóty, dopóki ty, Peter i Ethan nie zrobicie uprawnień instruktorskich, mogę wam pomagać.
- Czy ty, aby za dużo od nas nie wymagasz? – spytał Benny i po raz pierwszy od dłuższego czasu uśmiechnął się do Lynn.
- To na początek. – Odwzajemniła uśmiech. - Cartwrightowie od pokoleń hodowali konie i byli w tym świetni. Dlaczego nie mielibyście im dorównać? A ty? Byłeś pilotem, więc co stoi na przeszkodzie…

Doskonały pomysł. Jeśli Ponderosa zaoferuje atrakcyjne (i bezpieczne) konne wycieczki, to jej zyski wzrosną!
Cytat:
- Co takiego? Nic mi nie mówili – rzekł zdziwiony Benny i kiwając głową dodał: - już ja sobie z nimi pogadam.
- Raczej poproś ich o namiary na ten kurs. Będziesz świetnym instruktorem.
- No, no panno Stoddard weszła mi pani na ambicję – przyznał Benny.
- Nareszcie coś w tobie drgnęło – stwierdziła z nieukrywaną ulgą.
- Przy takim wulkanie energii, jak ty, każdy by drgnął.

Zabrzmiało to nieco dwuznacznie
Cytat:
– Jeżeli twój dziadek ostatecznie przyjemnie moją propozycję, na co prawdę mówiąc liczę, to przywrócenie Ponderosie świetności wymagać będzie ciężkiej pracy zespołowej. Chcę wiedzieć, czy mogę na ciebie liczyć?
- Tak to sobie wymyśliłaś?
- O, co ci znowu chodzi?

A ten znów coś podejrzewa
Cytat:
- Dajesz pieniądze, zaprzęgasz nas do roboty, a przecież wiesz, że dziadek nie będzie w stanie ciebie spłacić. Tak, czy siak Ponderosa zmieni właściciela – odparł zmęczonym głosem Benny.
- To ożeń się ze mną, a wtedy Ponderosa pozostanie w rodzinie – Lynn wyzywająco spojrzała na mężczyznę.
- To taki żart?
- Nie, całkiem poważna propozycja.
- Idzie pani na całego, panno Stoddard. To ryzykowne.
- Ryzyko, to moje drugie imię, panie Cartwright.

Doigrał sięDobrze mu tak, chociaż ... to nie jest nierozsądna propozycja. Z punktu widzenia zaczytanej czytelniczki bardzo rozsądna. Z punktu widzenia Lynn i Benny'ego ... wydaje mi się, że kusząca. Chyba coś między nimi zaiskrzyło

Bardzo ciekawy odcinek. Rozmowa, która jest ... no właśnie ... kłótnią, przekomarzaniem się, wstępem do słownego pojedynku? Zaskoczyła mnie propozycja Lynn, Benny'ego pewnie też zaskoczyła. A może nie? może podświadomie na takie słowa czekał? Możliwe też, że albo zasłabł z wrażenia i Lynn musiała go cucić, albo ... jak przystało na Cartwrighta przystąpił do pieczętowania umowyNo i niecierpliwie czekam na kontynuację i wieści o tym, co zrobił Benny po tych słowach


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 20:31, 29 Paź 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:38, 29 Paź 2018    Temat postu:

Ewelino, dziękuję pięknie za przemiły komentarz. Wesoly Benny trafił na godnego przeciwnika. Lynn wie czego i kogo chce. Mruga, a przy tym bardzo lubi droczyć się z Bennym. Może faktycznie coś z nich będzie. Kolejny odcinek w pisaniu. Mam nadzieję, że najpóźniej pojutrze wkleję ciąg dalszy. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:16, 03 Lis 2018    Temat postu:

Dwa lata później

Niebo nad Ponderosą rozświetlały dziesiątki lampionów, lampek i latarenek. Niezliczona ilość światełek tworzyła niesamowity bajkowy nastrój. W ogrodzie pensjonatu, będącym wspólnym dziełem Megan i Lynn, stał ogromny, biały namiot z odpinanymi ścianami. W nim ustawiono stoły przepięknie nakryte i przyozdobione kwiatami. Bliżej tylnej ściany pensjonatu na podwyższeniu, znajdował się drugi namiot, miejsce dla zespołu muzycznego. Poniżej sceny znajdował się parkiet ułożony ze świeżych, jeszcze pachnących desek i oświetlony reflektorami. Muzycy na przemian podrywali gości do tańca lub w chwilach przerwy grali cichutko, tworząc urzekające tło dla weselnego przyjęcia, którego dopełnieniem było sąsiedztwo lasu i pobłyskujące w oddali jezioro Tahoe. Goście siedzieli przy stołach, rozmawiali i delektowali się doskonałym jedzeniem i równie wyśmienitymi trunkami. Szmer rozmów, delikatny wieczorny powiew wiatru i ciche odgłosy lasu oraz nastrojowa muzyka łączyły się w jedno. Niemal magiczna chwila została dość energicznie przerwana przez solistę zespołu country Tony’ego Jacksona. Mężczyzna ubrany, jak przystało na prawdziwego kowboja, stanął przy mikrofonie i w kilku żartobliwych słowach zaprosił na parkiet tylko kawalerów. Panowie początkowo nie byli zachwyceni pomysłem Tony’ego, ale skoro tylko wyjaśniło się, że miała to być niespodzianka dla panny młodej szybko ustawili się w dwóch szeregach.
- Lynn – zwrócił się Tony do rozpromienionej kobiety, wspartej na ramieniu świeżo poślubionego małżonka – dokonałaś wyboru, tylko nie wiem czy dobrego? Bardziej upartego i czepialskiego faceta niż ten twój Benny w życiu nie widziałem – tu goście odpowiedzieli mu gromkim śmiechem, a pan młody udał zagniewanego.
- Ja też! – odkrzyknęła Lynn. – Dlatego go kocham!
Uszczęśliwiony Benny mocno objął żonę i pocałował.
- Sami widzicie, niezły z niego farciarz! – zaśmiał się Tony. – Na drodze do Ponderosy trafił mu się prawdziwy brylant. Nie ma, co mówić szczęście mu dopisało. Tylko pozazdrościć. Co prawda Benny to mój najlepszy kumpel, ale pomyślałem sobie, że powinnaś Lynn zobaczyć, co tracisz wychodząc za Cartwrighta. Dlatego też zaprosiłem na parkiet wszystkich kawalerów, tych prawdziwych i tych z odzysku, którzy specjalnie dla ciebie zatańczą prawdziwie kowbojski taniec do twojej ulubionej piosenki „Take Me Home, Country Roads”. Lynn, oto przed tobą kwiat Nevady. Panowie, uwaga – Tony zaczął wyklaskiwać pierwsze takty piosenki. Po chwili dołączył do niego zespół, a na parkiecie „kwiat Nevady” z różnym skutkiem dawał z siebie wszystko. Wokół zebrali się weselni goście i klaszcząc śpiewali wraz z Tony’m. Taniec kawalerów w tym Petera i Ethana przyjęto z prawdziwym aplauzem. Szczególnie ten ostatni wywoływał salwy śmiechu, bo choć bardzo się starał wciąż mylił krok, a gdy inni kończyli kolejną figurę taneczną, on dopiero ją zaczynał. Mimo swojej dużej postury robił to jednak z takim wdziękiem, że wszystkie panie z jego narzeczoną na czele pokrzykiwały z zachwytu, czego później nie omieszkali wypomnieć mu jego kuzynowie. Gdy przebrzmiały ostatnie dźwięki piosenki Tony ponownie zabrał głos:
- Lynn i co ty na to? – spytał uśmiechając się od ucha do ucha. – Po tym, co zobaczyłaś wciąż jesteś pewna, że dokonałaś właściwego wyboru?
- Jackson, nie mąć mojej żonie w głowie, bo się policzymy! – krzyknął Benny.
- Kochanie pozwól, że odpowiem twojemu przyjacielowi – poprosiła z dziwnym wyrazem twarzy Lynn. – Tony, moją ukochaną piosenkę zaśpiewałeś fenomenalnie, a wy panowie byliście cudowni, zwłaszcza ty Ethanie. – Lynn przesłała mężczyźnie całusa, a on przyłożywszy dłoń do piersi, na wysokości serca dwornie się skłonił. - Muszę przyznać, że wasz występ wzbudził we mnie pewne wątpliwości.
- A jednak! – zakrzyknął z tryumfem Tony. – Czyżby Benny stracił w twoich oczach? Trochę późno, ale może jeszcze coś na to poradzimy.
- Jackson, prosisz się o bęcki – Cartwright pogroził palcem przyjacielowi.
- Nie przestraszysz mnie, Benny – odparł Tony. – Lynn, jak mogę rozwiać twoje wątpliwości?
- Zaśpiewaj mi jeszcze raz „Take Me Home, Country Roads”, a „ kwiat Nevady” niech znowu zatańczy. Ale żebym mogła was właściwie ocenić, razem z wami musi zatańczyć mój mąż. Tylko wtedy będę mogła przeprowadzić rzetelną analizę porównawczą.
- Nie wierzę, że mi to robisz – Benny osłupiały spoglądał na żonę.
- Co takiego, kochanie? – Lynn niewinnie zamrugała rzęsami. Tymczasem wszyscy zaczęli skandować imię Cartwrighta. Benny rozejrzał się wokół. Znikąd pomocy. Prosząco spojrzał na dziadka, ale ten przecząco pokręcił głową. Widać było, że doskonale bawił się kosztem wnuka. Westchnął, więc głośno i podejmując rękawicę rzuconą mu przez żonę wkroczył na parkiet i stanął w środku pierwszego szeregu. Ktoś zaraz podał mu kowbojski kapelusz, ktoś inny pomógł mu zdjąć marynarkę i wcisnął do rąk czapsy, wywołując tym niesamowity pisk zgromadzonych pań.
- Chyba żartujecie? – Benny próbował bronić się przed założeniem czapsów, ale zbiorowe skandowanie: „załóż, załóż” pozbawiło go jakichkolwiek złudzeń. Spojrzał na wyraźnie zachwyconą Lynn. I wtedy uświadomił sobie, że dla tego rudzielca gotowy jest na wszystko. Zapiął, więc ostatnią sprzączkę przy czapsach, poprawił kapelusz, a kciuki wsunął za pasek spodni. Dumnie wyprostowany rzucił w kierunku muzyków:
- Grajcie, panowie, a „kwiat Nevady” niech patrzy i uczy się!
W kwadrans później przy dźwiękach nastrojowej ballady Benny z czułością obejmował Lynn. Wsłuchani w słowa piosenki o wiecznie żywej miłości tańczyli tak, jakby tylko sami byli na tym świecie. Rodzice dziewczyny ze wzruszeniem patrzyli na szczęście córki. Pierwsze wrażenie, gdy poznali jej wybranka, nie było najlepsze, ale z czasem zmieniło się w prawdziwą, odwzajemnioną sympatię. Państwo Stoddard pod wpływem córki zaangażowali się w pomoc Cartwrightom, czego efektem był ich niewątpliwy wkład w doprowadzenie przed wymiar sprawiedliwości Henry’ego Craisa, prawnika Cartwrightów i ich księgowej Nory Hickman, przez których o mało rodzina nie straciła Ponderosy. Oboje, Alexander i Carol, zaprzyjaźnili się z Adamem i każdą wolną chwilę spędzali w pensjonacie „Ranczo Ponderosa”. Adam w Stoddardach znalazł pokrewne dusze. Podobnie, jak oni cieszył się, że Benny i Lynn są razem. Od początku wiedział, że są sobie pisani, a dzień, w którym Benny powiedział mu, że zamierza oświadczyć się Lynn, był najszczęśliwszym dniem jego życia. Lepszej żony dla ukochanego wnuka nie był w stanie sobie wymarzyć. A teraz wodził za młodymi wzruszonym wzrokiem, nie mogąc oderwać od nich oczu.
- Myślisz, że im się uda? – spytała, siedząca przy tym samym stoliku, co Adam, sympatyczna sześćdziesięciolatka.
- Jestem tego pewien, Val – odparł z uśmiechem Adam.
- Nie sądzisz, że to przedziwne?
- Co takiego?
- Cartwright i Stoddard znowu razem. To tak, jakby historia zatoczyła koło.
- Może i tak jest. Wiesz, co młodzi powiedzieli mi, gdy życzyłem im pierwszego syna?
- Nie mam pojęcia.
- Że jeżeli faktycznie pierwszy będzie chłopiec to dadzą mu na imię Adam.
- Po tobie – stwierdziła kobieta. – To miłe.
- Raczej po tym pierwszym Adamie.
- Sądzę, że jednak po tobie. Lynn to naprawdę cudowna dziewczyna, a do tego ma sympatycznych rodziców.
- Tak, bardzo dużo im zawdzięczam. Gdyby nie Lynn i jej upór Ponderosa by przepadła.
- Muszę przyznać, że ten jej pomysł to był strzał w dziesiątkę. Połączenie historii z ekologią dało fantastyczny efekt. Pensjonat pęka w szwach. A ludzie rezerwują sobie miejsca z rocznym wyprzedzeniem. Trzeba przyznać, że dziewczyna ma głowę do interesów. Do tego zyskałeś w jej osobie świetnego prawnika.
- To prawda – przyznał Adam. - A ty, Valerie zastanowisz się nad propozycją młodych?
- Jeszcze nie wiem. Choć przyznaję, że bardzo tęsknię za Maggie i wnukami.
- To zostań – powiedział cicho Adam. – Tu też możesz zbawiać świat. Może jakiś stary głupiec zechce ci w tym pomóc.
- Ty? – spytała zdziwiona. – Nigdy nie interesowałeś się ekologią.
- Teraz to się zmieniło. Więc?
- Coś takiego – Valerie z niedowierzaniem pokręciła głową. – Kto ciebie tak odmienił?
- Może to rude zjawisko, w które z takim uwielbieniem wpatruje się nasz wnuk.
- Dobra wróżka z tej Lynn.
- Owszem. Potrzeba nam było kogoś takiego, jak ona – stwierdził Adam.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę – uśmiechnęła się Val. – I wiesz, co? Podoba mi się ten nowy Adam Cartwright.
- Mogę, więc liczyć, że zostaniesz z nami? – spytał z nadzieją.
- Muszę się zastanowić, a tymczasem może zaprosisz mnie do tańca. Grają tę piosenkę, którą tak oboje lubimy. Pamiętasz? To „My Heart To You” Dona Williamsa.*)
- Tak, pamiętam – odparł Adam. – Byliśmy razem na jego koncercie. Niezapomniane przeżycie. Szkoda, że już nie żyje.
- Tak, odszedł najlepszy z najlepszych – powiedziała posmutniałym głosem Valerie. – Ale nie mówmy o tym, teraz jest czas wesela. Idziemy tańczyć, czy nie?
- Idziemy – Adam podał dłoń Valerie, którą ona przyjęła z uśmiechem. Gdy objął ją ramieniem i zaczęli tańczyć oboje poczuli się tak, jakby czas stanął w miejscu i jakby wciąż byli młodzi.

Delikatna poświata wyłaniająca się z ciemności zwiastowała wczesny brzask. Było wyjątkowo ciepło i bezwietrznie. Las spowijała cisza, a mgliste opary pełzające nisko nad ziemią, otulały drzewa i schodziły wprost do jeziora Tahoe. Był to ten magiczny moment, gdy wszystko jeszcze było w uśpieniu, lecz gwiazdy, tak jasno świecące nocą, gasły powoli. Nagle spokój lasu zaburzył tętent koni. Dwoje jeźdźców: mężczyzna i kobieta jechali w kierunku jeziora. Mężczyzna, młody i przystojny, dosiadał białej klaczy. Kobieta o drobnej posturze i burzy rudych włosów jechała za nim na gniadym ogierze. Dotarłszy do stromych brzegów jeziora zatrzymali konie i nic nie mówiąc przyglądali się niesamowitemu spektaklowi, jaki rozgrywał się przed ich oczami. Nad horyzontem pojawiły się pojedyncze białe chmury. Zerwał się lekki wiatr, który delikatnie zmarszczył taflę jeziora. Woda pluskała nieśmiało, a drobne fale odbiegały w dal. Wreszcie zza drzew pomału i dostojnie wyłoniła się słoneczna tarcza. Jezioro rozjaśniło się i nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko ożyło. Wstał dzień.
- Tu jest przecudownie, prawie jak w raju – rzekła kobieta.
- Prawie czyni ogromną różnicę – zauważył z lekkim sarkazmem w głosie mężczyzna.
- Och, Benny, jaki ty jesteś mało romantyczny. Nie mógłbyś, choć raz pozachwycać się tym nieziemskim widokiem.
- Owszem, jest bardzo ładny – przyznał westchnąwszy.
- Jakoś nie słyszę entuzjazmu w twoim głosie.
- Widziałem go tysiące razy, a poza tym, wybacz mi Lynn, nieco inaczej wyobrażałem sobie zwieńczenie naszej nocy poślubnej. – Mężczyzna zsiadł z konia.
- A niby jak? – spytała zalotnie, idąc w ślady męża.
- Na pewno nie na końskim grzbiecie i to bladym świtem – odparł przyciągając ją do siebie.
- Oj, nie marudź – fuknęła, udając zagniewaną. Benny szybko pochylił się nad żoną i pocałował ją długo i namiętnie. Lynn całą sobą przywarła do niego. Ramiona męża były niczym bezpieczna przystań. Od pierwszego momentu, gdy to ona zaproponowała mu małżeństwo, czuła się w jego objęciach na swoim miejscu. Tak, jakby kiedyś już zaznała tych samych pocałunków i pieszczot. To było jak déjà vu. Czy było? Nie zamierzała tego roztrząsać. Faktem było, że żaden mężczyzna nie dał jej tyle szczęścia i miłości, co Benny. Lubiła z nim rozmawiać i pracować. Uwielbiała jego poczucie humoru, często zaprawione sporą dawką sarkazmu. Był niezwykle stanowczy i piekielnie inteligentny, co w nim ceniła i uparty, czasem zapędliwy, czego nie znosiła. Oboje mieli mocne charaktery i często dochodziło do słownych przepychanek, ale gdy przychodziła noc wszystko odchodziło w niepamięć. Benny potrafił przepraszać, był w tym mistrzem, a Lynn nie miała nic przeciwko jego przeprosinom.
- Zobacz, jak woda pięknie się mieni i to słońce – westchnęła w zachwycie i dodała: - to będzie dobry dzień, jak całe nasze wspólne życie.
- Wyjątkowo zgadzam się z tobą i to bez zastrzeżeń – Benny uśmiechnął się i znowu pocałował Lynn.
- Nie żałujesz, że ożeniłeś się ze mną? – spytała z przekorą.
- Nie miałem wyjścia. Inaczej Ponderosa przeszłaby w twoje ręce – zażartował.
- A poważnie?
- A poważnie, to od pierwszej chwili, tam na drodze podświadomie czułem, że będziemy razem – odparł i przytulił Lynn.
- I dlatego tak paskudnie zachowywałeś się w stosunku do mnie?
- Przyznaję, miły nie byłem, ale uczucie do ciebie zupełnie mnie zaskoczyło. Nie chciałem żadnych zmian, a tu nagle pojawił się rudzielec i wywrócił całe moje życie do góry nogami.
- Wierzysz w przeznaczenie?
- Chyba tak.
- Chyba?
- Kiedyś do wszystkiego podchodziłem racjonalnie, a dziś wierzę, że nasze spotkanie, tam na drodze, nie było przypadkiem. Uratowałaś mnie, jak prawdziwa, dobra wróżka. Gdyby nie ty nie wiem, co stałby się ze mną.
- Och, Benny tak bardzo cię kocham – wyszeptała wzruszona kobieta.
- Ja bardziej – uśmiechnął się czule, a w jego policzkach pojawiły się urokliwe dołeczki. Miał właśnie swoje słowa przypieczętować kolejnym pocałunkiem, gdy nagle poczuł lekkie pchnięcie w plecy. – Hector łobuzie, przestań. Co ty wyrabiasz? - Odpowiedzią była następne szturchnięcie. - Chyba jest zazdrosny o swoją panią.
- Chodź koniku, masz marchewkę. Lubisz ją, bardzo lubisz. – Lynn pogłaskała szyję Hectora i zwróciła się do męża: - pamiętasz, jak mówiłeś o nim, że jest głupi?
- Myliłem się. To najlepszy czołowy, jakiego widziałem, choć za mną nie przepada.
- A dziwisz się? Nie byłeś dla niego dobrym opiekunem. Wysyłałeś sprzeczne sygnały, a potem przestałeś się nim interesować. Konie wspaniale odczytują ludzkie emocje. Wiedzą, kiedy jesteś spokojny, radosny, a kiedy jesteś wściekły, albo zniechęcony. Dopuść go do Beauty, to może cię pokocha – zaśmiała się.
- Mowy nie ma.
- Benny, pozwól. Mielibyśmy pięknego źrebaczka.
- Wolałbym synka albo córeczkę – odparł z powagą Benny.
- Jesteś okropny – Lynn pokręciła ze zniecierpliwieniem głową.
- Skoro tak twierdzisz – wzruszył ramionami. – Nigdy nie mówiłem, że jestem ideałem.
- Zaczynam żałować, że za ciebie wyszłam – mruknęła. – Że też nie mogłam zakochać się w Peterze, albo Ethanie.
- Pani Cartwright, nie upłynęła jeszcze doba od naszego ślubu, a pani ma mnie dosyć? Jestem niepocieszony. A jeśli chodzi o mojego kuzyna i brata to miałabyś u nich nikłe szanse. I radzę ci, przy narzeczonej Ethana lepiej o tym nie wspominaj. Dobra z niej dziewczyna, ale zupełnie nie zna się na żartach. Z kolei Peter świata nie widzi poza swoją Lolą. Trzeba przyznać, że jak na glinę, to całkiem nieźle sobie poradził. Aferę z naszym kredytem wykorzystał po mistrzowsku. Najpierw umiejętnie pocieszał Lolę po jej zwolnieniu z banku, potem adorował w zupełnie starym stylu, aż wreszcie rozkochał dziewczynę, tak skutecznie, że na wiosnę będziemy mieć w rodzinie kolejne wesele.
- No, tak ci dwaj są straceni dla życia – zażartowała Lynn – ale zawsze mogę ustrzelić jakiegoś Troy’a.
- Próbuj, ale na rycerza na białym koniu nie licz.
- Wariat z ciebie – stwierdziła Lynn i objąwszy go w pasie powiedziała: - ale mój i tak już pozostanie. Rozumiesz?
- Rozumiem, kochanie. – Odparł potulnie Benny i spoglądając na Tahoe rzekł: – na głazie, na północnym brzegu jeziora wyryto napis: „Najwspanialszy widok, na jaki nasza Ziemia może sobie pozwolić".
- Widziałam. To słowa Marka Twaina.
- Facet miał rację. To naprawdę wspaniały widok, nieomal niebiański.
- Proszę, proszę, mój mąż jest jednak romantykiem.
- Jestem, ale jeśli komuś o tym powiesz wyprę się wszystkiego.
- Nie powiem – zapewniła Lynn. – To będzie nasza tajemnica.

KONIEC

_____________________________________________________________
*) Jeśli chcecie wiedzieć, jak brzmi ulubiona piosenka Adama i Valerie zajrzyjcie pod ten link:
https://www.youtube.com/watch?v=UCGrWz4Fn4M&index=24&list=RDuyoAoXB_xUU




Być może tak właśnie wygląda pensjonat "Ranczo Ponderosa" Mruga





Dziękuję wszystkim, którzy chcieli poświęcić czas i przeczytać moje opowiadanie. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was. Osobne podziękowania należą się Senszen i Ewelinie za ciekawe i inspirujące komentarze. Wasze uwagi, podobnie, jak Koleżanek z forum Pernell Roberts czyli Adam z Bonanzy kilka razy w zdecydowany sposób wpłynęły na akcję fanfiku. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pon 18:57, 05 Lis 2018, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:33, 05 Lis 2018    Temat postu:

Cytat:
W ogrodzie pensjonatu, będącym wspólnym dziełem Megan i Lynn, stał ogromny, biały namiot z odpinanymi ścianami. W nim ustawiono stoły przepięknie nakryte i przyozdobione kwiatami. Bliżej tylnej ściany pensjonatu na podwyższeniu, znajdował się drugi namiot, miejsce dla zespołu muzycznego. Poniżej sceny znajdował się parkiet ułożony ze świeżych, jeszcze pachnących desek i oświetlony reflektorami. Muzycy na przemian podrywali gości do tańca lub w chwilach przerwy grali cichutko, tworząc urzekające tło dla weselnego przyjęcia, którego dopełnieniem było sąsiedztwo lasu i pobłyskujące w oddali jezioro Tahoe. Goście siedzieli przy stołach, rozmawiali i delektowali się doskonałym jedzeniem i równie wyśmienitymi trunkami.

O! Wesele! Nieźle się bawią w Ponderosie

Cytat:
- Lynn – zwrócił się Tony do rozpromienionej kobiety, wspartej na ramieniu świeżo poślubionego małżonka – dokonałaś wyboru, tylko nie wiem czy dobrego? Bardziej upartego i czepialskiego faceta niż ten twój Benny w życiu nie widziałem – tu goście odpowiedzieli mu gromkim śmiechem, a pan młody udał zagniewanego.

A to Lynn i Benny. Tak przypuszczałam
Cytat:
Dlatego też zaprosiłem na parkiet wszystkich kawalerów, tych prawdziwych i tych z odzysku, którzy specjalnie dla ciebie zatańczą prawdziwie kowbojski taniec do twojej ulubionej piosenki „Take Me Home, Country Roads”. Lynn, oto przed tobą kwiat Nevady. Panowie, uwaga – Tony zaczął wyklaskiwać pierwsze takty piosenki. Po chwili dołączył do niego zespół, a na parkiecie „kwiat Nevady” z różnym skutkiem dawał z siebie wszystko. Wokół zebrali się weselni goście i klaszcząc śpiewali wraz z Tony’m. Taniec kawalerów w tym Petera i Ethana przyjęto z prawdziwym aplauzem. Szczególnie ten ostatni wywoływał salwy śmiechu, bo choć bardzo się starał wciąż mylił krok, a gdy inni kończyli kolejną figurę taneczną, on dopiero ją zaczynał. Mimo swojej dużej postury robił to jednak z takim wdziękiem, że wszystkie panie z jego narzeczoną na czele pokrzykiwały z zachwytu, czego później nie omieszkali wypomnieć mu jego kuzynowie.

Starali się panowie. Trzeba to docenić ... pewnie i goście tańczyli

Cytat:
Ktoś zaraz podał mu kowbojski kapelusz, ktoś inny pomógł mu zdjąć marynarkę i wcisnął do rąk czapsy, wywołując tym niesamowity pisk zgromadzonych pań.
- Chyba żartujecie? – Benny próbował bronić się przed założeniem czapsów, ale zbiorowe skandowanie: „załóż, załóż” pozbawiło go jakichkolwiek złudzeń. Spojrzał na wyraźnie zachwyconą Lynn. I wtedy uświadomił sobie, że dla tego rudzielca gotowy jest na wszystko. Zapiął, więc ostatnią sprzączkę przy czapsach, poprawił kapelusz, a kciuki wsunął za pasek spodni. Dumnie wyprostowany rzucił w kierunku muzyków:
- Grajcie, panowie, a „kwiat Nevady” niech patrzy i uczy się!

Dobrze, że nie kazali mu na rurze zatańczyć
Cytat:
- Może i tak jest. Wiesz, co młodzi powiedzieli mi, gdy życzyłem im pierwszego syna?
- Nie mam pojęcia.
- Że jeżeli faktycznie pierwszy będzie chłopiec to dadzą mu na imię Adam.
- Po tobie – stwierdziła kobieta. – To miłe.
- Raczej po tym pierwszym Adamie.

Doskonały pomysł
Cytat:
- To prawda – przyznał Adam. - A ty, Valerie zastanowisz się nad propozycją młodych?
- Jeszcze nie wiem. Choć przyznaję, że bardzo tęsknię za Maggie i wnukami.
- To zostań – powiedział cicho Adam. – Tu też możesz zbawiać świat. Może jakiś stary głupiec zechce ci w tym pomóc.
- Ty? – spytała zdziwiona. – Nigdy nie interesowałeś się ekologią.
- Teraz to się zmieniło. Więc?
- Coś takiego – Valerie z niedowierzaniem pokręciła głową. – Kto ciebie tak odmienił?
- Może to rude zjawisko, w które z takim uwielbieniem wpatruje się nasz wnuk.

Zanosi się na pogodzenie i powtórne połączenie małżonków. Same dobre nowiny
Cytat:
Lubiła z nim rozmawiać i pracować. Uwielbiała jego poczucie humoru, często zaprawione sporą dawką sarkazmu. Był niezwykle stanowczy i piekielnie inteligentny, co w nim ceniła i uparty, czasem zapędliwy, czego nie znosiła. Oboje mieli mocne charaktery i często dochodziło do słownych przepychanek, ale gdy przychodziła noc wszystko odchodziło w niepamięć. Benny potrafił przepraszać, był w tym mistrzem, a Lynn nie miała nic przeciwko jego przeprosinom.
- Zobacz, jak woda pięknie się mieni i to słońce – westchnęła w zachwycie i dodała: - to będzie dobry dzień, jak całe nasze wspólne życie.
- Wyjątkowo zgadzam się z tobą i to bez zastrzeżeń – Benny uśmiechnął się i znowu pocałował Lynn.

Piękne chwile ... idealnie dobrani ludzie. To będzie bardzo dobre małżeństwo
Cytat:
- Rozumiem, kochanie. – Odparł potulnie Benny i spoglądając na Tahoe rzekł: – na głazie, na północnym brzegu jeziora wyryto napis: „Najwspanialszy widok, na jaki nasza Ziemia może sobie pozwolić".
- Widziałam. To słowa Marka Twaina.
- Facet miał rację. To naprawdę wspaniały widok, nieomal niebiański.
- Proszę, proszę, mój mąż jest jednak romantykiem.
- Jestem, ale jeśli komuś o tym powiesz wyprę się wszystkiego.
- Nie powiem – zapewniła Lynn. – To będzie nasza tajemnica.

Widok piękny ... do tego okazało się, że Benny jest romantykiem. Co za radość dla Lynn

Bardzo piękna opowieść, ciekawa historia, wiarygodne postacie. Do tego sporo wiadomości na temat jazdy konnej i koni ... czyli ... przyjemne i pożyteczne. Proszę o więcej ...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 18:34, 05 Lis 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:52, 05 Lis 2018    Temat postu:

Ewelino, dziękuję bardzo za miły i ciekawy komentarz. Cieszę się, że pozytywnie oceniłaś tę moją opowieść, którą zakończył ślub Cartwrighta i Stoddard. Wszystko wskazuje, że naprawdę będą dobrym małżeństwem. Very Happy

Po tym opowiadaniu mam zamiar zrobić sobie przerwę w pisaniu. Zobaczymy na jak długo Laughing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 69, 70, 71
Strona 71 z 71

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin