Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Po drugiej stronie strachu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 69, 70, 71  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:35, 11 Lip 2017    Temat postu:

Początek grudnia przywitał Ponderosę lekkim mrozem i pierwszymi opadami śniegu. Płatki białego puchu delikatnie opadały na gałęzie smukłych, wysokich sosen otaczających dom Cartwrightów. Rozległe ranczo, duma Bena Cartwrighta, było już przygotowane do zimy. Trwały jedynie prace porządkowe. Zawsze przecież można było zrobić coś lepiej, przewidzieć nieoczekiwane zdarzenia. Ben bezustannie powtarzał to synom i dodawał, że Ponderosa nie znosi bylejakości i że trzeba o nią dbać jak o najbardziej kapryśną kochankę. Trzeba wsłuchiwać się w nią, w ten odwieczny życiodajny rytm ziemi. On tak właśnie robił i nigdy jeszcze na tym źle nie wyszedł.
Ben Cartwright był nie tylko najbogatszym z okolicznych ranczerów, ale także wspaniałym gospodarzem, przez większość sąsiadów lubianym i uznawanym za autorytet. Sam Ben skromnie twierdził, że te pochlebne opinie są na wyrost, a on tak jak inni jest zwykłym, ciężko pracującym człowiekiem, który w życiu kieruje się honorem, uczciwością i naukami płynącymi z Biblii. Był dobrym człowiekiem, to nie ulegało dyskusji. W jego domu każdy, kto tylko tego potrzebował mógł znaleźć schronienie i ciepłą strawę. Każdy otoczony był troską i szacunkiem. Tego właśnie nauczył swoich trzech synów. Gdy o nich myślał rozpierała go duma. Cóż więcej mógł sobie życzyć, może jedynie tego, żeby ci jego chłopcy wreszcie się ustatkowali.
Dzień miał się ku końcowi. Za oknem niebo już pociemniało. Ben podszedł do kominka i dorzucił drwa do ognia. Posypały się iskry, a po chwili wesoło buchnął płomień. Mężczyzna wyciągnął nad ogniem dłonie, tak jakby chciał je ogrzać. Poczuł przyjemne ciepło i uśmiechnął się. Po chwili usiadł w fotelu prostując prawą nogę, która od wypadku ciągle dawała znać o sobie. Spojrzał na zegar stojący przy drzwiach i westchnął. Była szósta wieczorem. Z kuchni dochodziły smakowite zapachy. Poczuł głód. Najwyższa pora, żeby jego synowie wrócili do domu. Żeby już wrócili – pomyślał i posmutniał, bo wraz z tym zdaniem przypomniał sobie najstarszego syna Adama, którego nie widział od kilku lat. Jedynym kontaktem z nim były listy, ale przecież to nie to samo. Ben ponownie westchnął. Przypomniał sobie okoliczności, w jakich najstarszy syn opuścił dom. Poczuł smutek, jak zwykle, gdy myślał o Adamie. Gdyby wówczas spokojnie go wysłuchał… a może gdyby był bardziej stanowczy, gdyby… Te niewesołe rozmyślania przerwało gromkie:
- Tato, już jestem.
- Nareszcie Hoss! Już zacząłem się niepokoić – odparł Ben. – I jak ci poszło?
- Całkiem nieźle. Jutro do południa uporam się z całą robotą. Sprawdziłem ogrodzenia na północnym pastwisku. Do wiosny powinny wytrzymać. Wtedy wymienimy drut kolczasty, bo ten cały jest zardzewiały i chyba pamięta czasy Adama… - Hoss zamilkł niepewnie spoglądając na ojca.
- Masz rację synu. Wymienimy go – odparł Ben, udając, że nie zwrócił uwagi na wzmiankę o Adamie. – Pewnie jesteś głodny.
- O tak i to bardzo! – Krzyknął Hoss i wciągając do nosa powietrze rzekł: – co za wspaniałe zapachy. Domyślam się, że Hop Sing stanął na wysokości zadania i przygotował pieczeń taką, jak lubię soczystą i aromatyczną.
- I masz rację. – Zaśmiał się Ben, bowiem słabość Hossa do dobrego jedzenia była wręcz legendarna. – Joe mógłby już wrócić z Virginia City.
- Jak znam mojego młodszego braciszka, to pewnie adoruje jakąś panienkę albo gra w pokera – odparł Hoss.
- Ani jedno, ani drugie – powiedział wchodząc do domu z torbą przewieszoną przez ramię Mały Joe.
- To, co tak długo robiłeś w mieście?
- W przeciwieństwie do ciebie załatwiałem ważne sprawy.
- Tak? A ja to niby, co robiłem? – prychnął Hoss.
- Chłopcy, chłopcy… dajcie spokój – powiedział unosząc w pojednawczym geście dłonie Ben. – A ty Joe powiedz lepiej, co słychać w Virginia City.
- Oprócz tego, że znowu odkryto kolejne bogate złoże srebra, to właściwie nic.
- No, cóż wszędzie tu jest srebro. To pewne, jak to, że jutro wzejdzie słońce – odparł uśmiechając się Ben. – Miasto się rozrasta, a i nowych mieszkańców wciąż przybywa.
- A pamiętacie, jak tam było kilkanaście lat temu? – spytał Hoss.
- A jakże – odparł Joe kładąc na komodzie torbę i pas z bronią. – Kilka byle jak skleconych chałupek…
- Ty to akurat dużo pamiętasz. Miałeś zaledwie kilka lat – zauważył Hoss.
- I, co z tego? – zaperzył się Joe. – Pamięć ma dobrą.
- Chłopcy… - Ben spojrzał z politowaniem na synów.
- A wiecie, że Dan DeQuille będzie pisał książkę o Comstock Lode. Podobno Mackay, Fair, Ralston i senator Jones postanowili, uwiecznić historię odkryć srebra, a przy okazji i swoje zasługi na kartach książki.*)
- Znając tych panów, wcale mnie to nie dziwi – powiedział Ben. – A Dan jeszcze okaże się drugim Twainem.
- Ma ku temu zadatki i korzysta z rad najlepszych. Słyszałem, że zbiera różne informacje dotyczące wydobycia srebra, szkice kopalni, ilustracje. Za parę centów lub szklaneczkę whiskey górnicy chętnie opowiadają mu swoje historie. Podobno napisał list do Twaina z prośbą o radę, czy warto wydać taką książkę.
- Myślę, że warto – powiedział Ben – czy nam się podoba czy nie to przecież nasza historia. Powinniśmy zachować ją dla następnych pokoleń. A przy okazji, Joe, skoro wspomniałeś o liście, to czy odebrałeś pocztę?
- Tak, sporo tego jest – Joe sięgnął do torby wyciągając z niej kilka kopert, gazety i małą paczkę. – Znasz jakiegoś Martina Bachmanna?
- Bachmann, powiadasz? – Ben zrobił zdziwioną minę – nie…, choć tak, to kapitan statku, na którym pływa Adam.
- Czyżby nasz dzielny marynarzyk narozrabiał? – zakpił Joe. - Od niego też przyszedł list. Z Japonii.
- Joe to twój brat – powiedział siląc się na spokój Ben.
- Przestał nim być, gdy opuścił nasz dom. Moim bratem jest Hoss. Innego nie mam.
- Joseph!
- Joe daj spokój – powiedział cicho Hoss.
- Nie, nie będę cicho. Nie mogę patrzeć, jak zamartwiasz się tato, jak wyczekujesz na każdy jego list, jak łudzisz się, że wreszcie wróci. Czy przyjechał, gdy leżałeś w łóżku ze złamaną nogą po upadku z konia?
- Nie mógł. Jest marynarzem, a to wymagający zawód. Wiem coś o tym.
- Jeszcze go bronisz – powiedział z rozżaleniem Joe.
- To mój syn. I będę go bronił i na niego czekał. Zrozumiesz to, gdy sam zostaniesz ojcem – odparł przyciszonym, ale niezwykle dobitnym głosem Ben. – A teraz daj mi te listy.
- Proszę. Jego list jest na wierzchu – rzekł Mały Joe. – Pójdę odświeżyć się przed kolacją.
- Joe zaczekaj – powiedział Hoss – pójdę z tobą.
Joseph uśmiechnął się tylko i ruszył po schodach na piętro. Tuż za nim szedł Hoss. Gdy zniknęli z pola widzenia ojca Hoss zatrzymał brata i przyciszonym głosem spytał:
- Dlaczego to robisz?
- Co?
- Denerwujesz tatę. Musisz być taki złośliwy, musisz mu ciągle przypominać o Adamie?
- A kto to jest? Ja nie znam nikogo o takim imieniu – odparł kpiąco Joseph. – A poważnie mówiąc to najwyższa pora, aby tata wreszcie zrozumiał, że jego pierworodny synalek ma go gdzieś. Im szybciej to zrozumie tym dla niego lepiej, dla nas wszystkich lepiej.
- Zamknij się Joe. Nie wiesz, o czym mówisz. Nie masz prawa oceniać ani naszego ojca, ani Adama.
- Wyobraź sobie, że mam. Ty też masz do tego prawo. A wiesz, dlaczego? Bo to my ciężko pracujemy na tej ziemi, nie Adam, który zapragnął zwiedzać świat – odparł z zacięciem Joe. – I powiem ci, że, najwyższa pora coś z tym zrobić.
Po tych słowach między braćmi zapadło milczenie. Hoss patrzył na Josepha i zastanawiał się skąd wzięło się w nim tyle goryczy. Joe’ego natomiast coraz bardziej irytowała spolegliwość Hossa. Spoglądając na brata wzruszył ramionami i położył dłoń na klamce drzwi prowadzących do jego pokoju. Wtedy obaj usłyszeli głos ojca:
- Jeżeli skończyliście tę dyskusję to zejdźcie do salonu. Musimy porozmawiać. Czekam na was.



_____________________________________________________________
*) Dan DeQuille jest autorem książki pt. „History of The Big Bonanza”, do której wprowadzenie napisał Mark Twain, wydanej w 1876 r. W 1874 r. na pomysł napisania książki wpadli właściciele kopalni srebra John William Mackay, James Graham Fair, Senator John P. Jones i William Ralston. Dla biegle władających językiem angielskim podaję link do tekstu tej książki:[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 11:34, 12 Lip 2017    Temat postu:

A to mała gadzina! Żadnej wdzięczności za opiekę. Adam był najstarszy i to on najdłużej pracował w Ponderosie, odciążył ojca w pilnowaniu małego nicponia. Joe chyba nadal zżera zazdrość i męczy kompleks starszego brata. Bardziej doskonałego niż ozdoba Ponderosy Think

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 11:34, 12 Lip 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 16:25, 12 Lip 2017    Temat postu:

Opowiadanie rozwija sie coraz bardziej smakowicie :D Tucker już lekko szaleje z miłości i poczyna sobie coraz śmielej.
Joe natomiast... może jestem nadmiernie wyrozumiała, ale mam wrażenie, że swoim aroganckim zachowaniem stara się zamaskować wyrzuty sumienia związane z kłótnią z Adamem. Jeżeli się tak zapiera i wzdyma, to znaczy, że coś mu leży na wątrobie.

ADA, tak się nieśmiało zapytam - nic nie imputuje ani nie wymuszam Wesoly - ale jak się mają pracownicy w Ponderosie? Mruga Angel Angel Angel


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Senszen dnia Śro 16:26, 12 Lip 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:46, 12 Lip 2017    Temat postu:

Ewelino "mała gadzina" jeszcze pokaże, co potrafi Wink

Senszen, pracownicy w Ponderosie mają się nadzwyczaj dobrze Wink Dancing


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:41, 13 Lip 2017    Temat postu:

Za oknem deszcz i raczej chłodno, a w Ponderosie aż gorąco od emocji... Anxious
Zapraszam Wesoly

- Tato, co się stało? – spytał sadowiąc się na kanapie Hoss. Joe usiadł obok brata kładąc nogi na stole. Jedno spojrzenie ojca wystarczyło, aby natychmiast jego stopy znalazły się na podłodze.
- No właśnie tato – powiedział – wyglądasz, jakbyś dostał złą wiadomość.
- Adam ciężko zachorował i…
- Żyje? – Hoss gwałtownie przerwał ojcu, a Joe utkwił w nim zaniepokojony wzrok.
- Bogu dzięki żyje – odparł Ben.
- Co mu jest? – spytał Joe.
- Kapitan Bachmann poinformował mnie, że Adam zapadł na malarię. Przez moment myśleli, że go stracą.
- Wiadomo, w jakim teraz jest stanie?
- Zdaje się, że niebezpieczeństwo minęło i jest lepiej. Adam do mnie napisał. Jest teraz w Osace. Ma dobrą opiekę i ufa, że wszystko dobrze się skończy, choć trzeba liczyć się z nawrotami choroby.
- To niebezpieczna choroba? – spytał Hoss.
- Bardzo. W wielu przypadkach kończy się śmiercią – odparł Ben.
- To, dlaczego nie zabrali Adama i tych chorych marynarzy ze sobą do Australii? Zdaje się, że tam właśnie płynęli, a poza tym na tak dużym statku zawsze jest lekarz.
- Oczywiście, że jest i to właśnie doktor był za tym, żeby zostawić ich w Manili skąd mieli być przetransportowani do Osaki. Podróż do Australii mogłaby zabić chorych. Wszystko to dokładnie opisał mi w liście kapitan Bachmann dowodzący „Lady Elizabeth”. Musiało być naprawdę źle skoro kapitan przysłał mi coś jeszcze – powiedział Ben.
- Tak? A niby, co? – spytał od niechcenia Joe.
- Testament Adama.
- To, chyba nieco się pośpieszył. Nasz marynarzyk wciąż żyje – zauważył z przekąsem Joseph.
- Zamknij się wreszcie Joe! – krzyknął Hoss, a zwracając się do ojca spytał: - tato, o co chodzi z tym testamentem?
- Kapitan Bachmann nie miał pewności, czy Adam wyzdrowieje, dlatego postanowił do mnie napisać. Przesłał testament, bowiem, jak to określił – tu Ben sięgnął po list leżący na jego kolanach i odczytał: w życiu pańskiego syna nastąpiły nieoczekiwane zmiany, o których, jeżeli przeżyje, w co święcie wierzę, zechce sam pana poinformować. Jednakże, gdyby miało dojść do najgorszego jestem w obowiązku przesłać panu testament pańskiego syna, który wszystko wyjaśni. Mając nadzieję, że mój najlepszy pierwszy oficer przeciwstawi się chorobie tak jak potrafił stawić czoła najgorszemu szkwałowi, ufam, że ten testament długo jeszcze nikomu do niczego nie będzie potrzebny. Znając pańską szlachetność i uczciwość, o której tyle razy opowiadał mi pański syn nie mam wątpliwości, że będzie pan wiedział, jak postąpić z tym szczególnym dokumentem. Z wyrazami szacunku, kapitan Martin Bachmann.
- Ciekawe, jakie to zmiany nastąpiły w życiu naszego brata? Tato? – Hoss utkwił w ojcu pytające spojrzenie.
- A niby skąd tata ma to wiedzieć – odparł wzruszając ramionami Joe, po czym dodał: - trzeba otworzyć ten testament i już.
- Oszalałeś?! – wrzasnął oburzony Hoss. – Nie masz prawa!
- Spokojnie, żartowałem tylko. Już nic w tym domu nie można powiedzieć – odparł Joe oplatając się ramionami.
- Joseph to nie jest temat do żartów i obaj doskonale wiecie, że nigdy nie posunąłbym się do otworzenia testamentu osoby żyjącej. To kwestia zasad, które starałem się wam wpoić.
- Tato, przepraszam. Nie powinienem robić takich uwag – powiedział cicho Joe.
- Masz rację, nie powinieneś. A, co do tych zmian, to Adam w liście wytłumaczył mi, o co chodzi i poprosił o załatwienie pewnej sprawy. – Ben uśmiechnął się tajemniczo.
- Jakiej?
- Żebym w jego imieniu odwiedził kogoś w San Francisco.
- Co takiego? A sam nie może tego zrobić? – Joe wydawał się oburzony.
- Jest chory i, gdyby ci to umknęło, braciszku, przebywa w Japonii – powiedział z ironią Hoss.
Ben ze zniecierpliwieniem pokręcił głową i pomijając milczeniem uwagi synów, rzekł:
- Adam napisał, że nie wie, kiedy wróci do kraju. Wciąż jeszcze jest bardzo słaby, a jego statek w drodze powrotnej zawinie do Osaki dopiero za jakieś dwa, może nawet trzy miesiące. Stąd i prośba Adama, która tak ciebie oburzyła Joe.
- Mnie? – Joseph przybrał niewinny wyraz twarzy.
- Tato, powiedz wreszcie, kogo masz odwiedzić – Hoss w przeciwieństwie do swojego młodszego brata był żywo zainteresowany niespodziewanymi wiadomościami.
- Syna Adama.
- Kogo?!!! – twarze Hossa i Josepha wyrażały najszczersze zaskoczenie i uderzenie pioruna w słoneczny dzień nie wywarłoby takiego wrażenia, jak to, co przed chwilą padło z ust ich ojca. Tymczasem Ben zadowolony z efektu, jaki wywarł powiedział z dumą:
- Mojego wnuka.
- Jak?
- W jaki sposób?
- Czy to na pewno syn Adama?
- Dlaczego go przed nami ukrywał?
Pytania zadawane przez Hossa i Joe’ego krzyżowały się niczym kule wystrzelone z rewolwerów. Ben zmuszony był wreszcie ich uciszyć.
- Jeżeli pytacie mnie, dlaczego ukrywał przed nami dziecko to odpowiem wam, że dowiedział się o jego istnieniu na dwa dni przed wypłynięciem z portu. Tak, to jest jego syn. A w jaki sposób do tego doszło to chyba nie muszę wam tłumaczyć – powiedział Ben i lekko przekrzywiwszy głowę, spoglądał z sarkastycznym uśmiechem na swych dorosłych synów, którzy wpatrywali się w niego z rozdziawionymi ustami. Dłuższą chwilę zajęło im zrozumienie słów ojca, a gdy szczęśliwie je pojęli Joe zapytał:
- I ty tato pojedziesz do San Francisco?
- A, co mam ciebie prosić o pozwolenie?
- No… nie, ale…
- Ja chętnie z tobą pojadę tato – zadeklarował Hoss.
- Właśnie miałem zamiar ci to zaproponować – odparł Ben.
- To, kiedy jedziemy? – Hoss z radości zatarł dłonie i dodał: - ja mogę choćby jutro.
- Spokojnie synu – zaśmiał się Ben - pojedziemy w przyszłym tygodniu.
- Chcecie zostawić mnie samego? - fuknął rozzłoszczony Joe . – Przypominam, że zbliżają się święta i jak zwykle zapraszamy gości na świąteczny obiad. Kto to wszystko przygotuje?
- Ty, braciszku – odparł uśmiechając się serdecznie Hoss.
- Ale przed świętami zawsze jest tyle pracy…
- No, właśnie.
- Trzeba ściąć drzewko, posprzątać dom, przygotować świąteczne potrawy, niby jak mam to zrobić? – Joe z niedowierzaniem spoglądał to na ojca, to na brata.
- Synu – zaczął z powagą Ben – dasz sobie radę. Hop Sing zajmie się kuchnią, pani Taner, jak zwykle nam posprząta, a drzewko, jeżeli przerasta to twoje możliwości, pomoże ci wybrać Candy, nasz zarządca. Bo przecież mamy zarządcę, prawda synu?
- Prawda, ale Canaday jest w Reno – zauważył Joe.
- Jutro wraca – przypomniał Hoss bawiąc się nieźle widokiem zdezorientowanego brata.
- Wy naprawdę chcecie zostawić mnie tu samego?!!!
- A, co nigdy nie zostawałeś sam w domu? – spytał Ben.
- Zostawałem, ale nigdy przed świętami!!! – odparł piskliwym głosem oburzony Joe. Odpowiedział mu wybuch tak gromkiego śmiechu, że aż Hop Sing zdziwiony wyjrzał z kuchni, a widząc rozbawionych Cartwrightów zamruczał pod nosem:
- A pieczeń stygnie.
W kilka minut później, gdy Ben wraz z synami usiadł wreszcie do kolacji, Hoss zapytał:
- Tato, czy synek Adama jest bardzo malutki?
- Nie, nie tak bardzo. Ma siedem lat i na imię Joshua.
- Joshua? Ładnie – stwierdził Hoss. – Prawda Joe?
- Tak. Bardzo ładnie – przytaknął Joseph i nie byłby sobą gdyby nie dodał: - to marynarzyk się postarał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 13:39, 13 Lip 2017, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:34, 13 Lip 2017    Temat postu:

Chyba jednak muszę zmienić zdanie i stwierdzić, że Joe zachowuje się jak ostatnia gadzina.
Pracownicy mają się dobrze, powiadasz? To... Dobrze :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:45, 13 Lip 2017    Temat postu:

A i owszem pracownicy mają się dobrze i jutro wracają do Ponderosy. Wszystko wskazuje, że o nich usłyszymy, szczególnie o jednym z nich. Tak przynajmniej twierdzi Aderato przewala oczami, a skoro ona tak twierdzi to tak musi być i już Hyhy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 16:47, 13 Lip 2017    Temat postu:

Bardzo w takim razie się cieszę :D Nic tak nie cieszy jak zadowolony i zadbany pracownik :D Zwłaszcza jak jest w dobrym humorze Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 18:51, 13 Lip 2017    Temat postu:

Obawiam się, że gadzina może zepsuć mu nastrój Hyhy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 18:54, 13 Lip 2017    Temat postu:

Wsciekly Wsciekly Wsciekly

a niech pracownik użyje ciętego języka!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:34, 13 Lip 2017    Temat postu:

Nie martw się pracownik sobie poradzi Zabawa

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:39, 13 Lip 2017    Temat postu:

Domyślam się, przecież Cartwrightowie nie zatrudniają byle kogo Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:53, 13 Lip 2017    Temat postu:

Oczywiście, u Cartwrightów muszą pracować najlepsi Piwo

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 7:44, 14 Lip 2017    Temat postu:

Jestem pewna, że pewien pracownik bez trudu poskromi Joe'go. Ben już się bardzo cieszy z wnuka. Kiedy go zobaczy ucieszy się jeszcze bardziej, bo Josh jest bardzo podobny do Adama. Ciekawe, czy Ben spodoba się chłopcu, bo o Hossa jestem spokojna. Ma złote serce i anielski charakter. Dobrze, że Joe został w domu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 22:00, 14 Lip 2017    Temat postu:

Mogę zapewnić, że Hoss i Josh bardzo się polubią, a dziadek pewnie oszaleje na punkcie jedynego wnuka Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 69, 70, 71  Następny
Strona 9 z 71

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin