Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Po drugiej stronie strachu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 69, 70, 71  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:53, 20 Maj 2017    Temat postu:

Ciotka Emily rozsądna i sympatyczna, mały bystrzak od razu zauważył, że ma takie same dołeczki jak ... kapitan Nemo :D
bardzo miła rodzinka, choć niepełna. Fajnie poprowadzony wątek. ski jak ... kapitan Nemo :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:28, 20 Maj 2017    Temat postu:

Dzięki Ewelino. :D Ciotka Emily faktycznie jest takim dobrym duchem, a przede wszystkim prawdziwą przyjaciółką Ann.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:12, 23 Maj 2017    Temat postu:

Przedstawiam kolejną, nową postać, która popchnie Adama do działania Wesoly


Martin Bachmann, kapitan statku Lady Elizabeth był sześćdziesięcioletnim, mężczyzną o twarzy okolonej siwą brodą. Spod krzaczastych brwi spoglądały niebieskie oczy, jak na jego wiek młode i wesołe. Wysoki, szeroki w ramionach, krok miał sprężysty i lekko kołyszący się. Miły i spokojny głos wzbudzał zaufanie jego rozmówców. W stosunku do swych podwładnych był stanowczy i wymagający, ale również sprawiedliwy i rozumiejący potrzeby innych. Załoga traktowała go z szacunkiem i gotowa była skoczyć za nim w ogień. Lubiany był przez wszystkich, poczynając od oficerów kończąc na chłopcach okrętowych. Niejeden zejman* , gdy padało nazwisko kapitana mówił o nim z uznaniem. Bachmann był prawdziwym wilkiem morskim, któremu nie straszne były najgorsze sztormy i nawałnice. Nikt też tak jak on, nie potrafił przekazać swej wiedzy młodym marynarzom marzącym o dalekich rejsach.

W niedzielny wieczór, gdy większość załogi Lady Elizabeth bawiła się w najlepsze w tawernie Last Drop, marynarz wachtowy pełniący służbę na brzegu tuż przy trapie zagwizdał w świst trapowy oddając salut wchodzącemu na pokład statku kapitanowi.
Drugi marynarz pełniący wachtę na pokładzie wyprężył się służbiście. Kapitan przyłożył dłoń do daszka czapki, uśmiechnął się życzliwie i zagadnął:

- Pełnisz wachtę marynarzu?
- Pełnię, panie kapitanie – odparł marynarz wyprostowany jak struna.
- Ile do końca wachty?
- Kwadrans, panie kapitanie.
- Załoga?
- Bawi się u starej Berty w Last Drop. Wrócił kuk i jeden junga**
- Pijany?
- Junga?
- A widziałeś pijanego kuka?
- Nie, panie kapitanie – odparł marynarz – a junga pijany, jak bela.
- Grzeczny?
- Trochę pokrzykiwał, ale oficer wachtowy, go uciszył. Teraz pewnie śpi, jak niemowlę.
- Van der Vaart się wykazał - powiedział z uznaniem kapitan.
- Nie, pierwszy.
- Cartwright?
- Tak jest, panie kapitanie.
- A, co on robi na statku o tej porze? Przecież do psiej wachty*** ma wolne.
- Nie wiem, panie kapitanie, ale jakiś taki niewyraźny wrócił – odparł z prawdziwą troską w głosie marynarz.
- Mówisz „niewyraźny”? – spytał mrużąc oczy Bachmann - a wiesz marynarzu, że to nie twoja sprawa?
- Wiem, panie kapitanie – odparł wyprężony marynarz.
- I nie zapominaj o tym – kapitan zrobił srogą minę, po czym już łagodniej dodał: – dobrze, że mi o tym powiedziałeś.
- Aye, aye sir! – wykrzyknął marynarz, a gdy Bachmann oddalił się, swoim zwyczajem zakładając ręce do tyłu, uśmiechnął się, bo lepszego kapitana nie można było sobie wymarzyć.

Kapitan Bachmann, zaintrygowany tym, co usłyszał od wachtowego skierował swe kroki wprost na pomost prowadzący na mostek kapitański. Przez okno nadbudówki dostrzegł postać pierwszego oficera pochylającego się nad chronometrem. Westchnął cicho i prawie bezgłośnie pchnąwszy drzwi wszedł do środka.

- Panie kapitanie… - zaczął pierwszy na widok najważniejszej osoby na statku.
- Melduj – rozkazał Bachmann.
- Służbę przejąłem od Van der Vaarta o szóstej po południu. Na wachcie trzech marynarzy, nadwachta trzech, dwóch mechaników. Przed godziną wrócił kuk i jeden junga.
- Jak to się stało, że Van der Vaart zszedł z pokładu? – spytał srogim głosem Bachmann.
- Zszedł z mojego polecenia. Na statku nic takiego się nie działo, a on ma maleńkie dziecko, uznałem, że mogę go zastąpić i przejąłem wachtę.
- Taki z ciebie samarytanin? Złamałeś procedury Cartwright!
- Tak, panie kapitanie.
- Co masz na swoje usprawiedliwienie? – kapitan spojrzał spod oka na pierwszego.
- Wróciłem wcześniej i zamiast siedzieć w kajucie wolałem zająć się pracą. To była moja decyzja – odparł Adam, patrząc kapitanowi prosto w oczy.
- I, co ja mam z tobą zrobić, Cartwright? – westchnął, kręcąc głową, Bachmann. Adam uśmiechnął się przepraszająco, ale w tym uśmiechu był jakiś ledwie uchwytny smutek. Marynarz, miał rację. Coś go gryzie– pomyślał kapitan i powiedział: - żeby mi to było ostatni raz. Zrozumiano?!
- Aye, aye kapitanie – Adam stanął na baczność.
- Spocznij – rzekł Bachmann - a za karę masz psią wachtę.
- Tak jest – odparł Adam i dodał: - Kaufmann się ucieszy.
- No, ja myślę – odparł Bachmann. – A oprócz twojej niesubordynacji coś jeszcze się wydarzyło?
- Nie. Klar*4 jest jak się patrzy.
- W forpiku*5 byłeś?
- Tak. Wszystko jest w porządku.
- A z tobą?
- Nie rozumiem – Adam zdziwiony spojrzał na kapitana.
- Pytam, czy z tobą wszystko jest w porządku?
- A dlaczego miałoby nie być? – odparł pytaniem na pytanie Adam i podszedł do szafki, na której stał dzbanek z kawą. – Kawy?
- Nalej i odpowiedz na moje pytanie.
- Czuję się dobrze – odparł Adam podając Bachmannowi kubek napełniony aromatycznym napojem.
- Wiesz, że nie o to pytałem. Pływamy raz ponad sześć lat i jesteś mi bliski niczym syn, którego nie mam, bowiem dobremu Panu spodobało się obdarzyć mnie trzema córkami.
- Wspaniałymi córkami – wtrącił Adam.
- Bez przesady Cartwright – odparł kapitan machnąwszy ręką – i nie zmieniaj tematu.
- Nie miałem takiego zamiaru.
- To dobrze, bo ja ci nie odpuszczę. Mów i to natychmiast, co się dzieje.
- Dwa dni temu dostałem list od brata. Ojciec niedomaga. Powinienem pojechać do Ponderosy, ale przecież teraz nie mogę.
- Dawno nie byłeś w domu?
- Jakieś siedem lat.
- Szmat czasu.
- Owszem.
- Wiesz, że teraz nawet gdybym chciał nie mogę ciebie puścić do tej twojej Ponderosy.
- Nie proszę o to – odparł cicho Adam i napił się kawy.
- Co cię jeszcze gnębi?
- Nie odpuści pan, prawda? – Adam uśmiechnął się kącikiem ust.
- Święta prawda – przytaknął z powagą Bachmann, a Cartwright z rezygnacją pokiwał głową. Powoli podszedł do szafki i odstawił na jej blat pusty kubek. Odwrócony plecami do kapitana stał przez chwilę w milczeniu, jakby zastanawiając się, co ma mu odpowiedzieć. Wreszcie westchnął i zaczął:
- Dziś w parku Golden Gate spotkałem pewną kobietę. Poznałem ją osiem lat temu w dość dziwnych okolicznościach…
- I jak ciebie znam, pomogłeś jej – wtrącił kapitan.
- Tak. Zasługiwała na pomoc.
- Cóż, nie dziwi mnie to. O, co chodziło?
- Pewien człowiek skradł moją tożsamość i nie tylko. Potem okazało się, że został zamordowany, ale to nie jest teraz ważne…
- A, co jest ważne?
- Ta kobieta ma syna… siedmioletniego syna, który jest do mnie podobny…
- Robi się ciekawie – odparł kapitan lekko przymrużywszy oczy. – Myślisz, że to twoje dziecko?
- Nie owija pan w bawełnę – stwierdził Adam.
- Wiesz, doskonale, że nie zwykłem tego robić. Więc?
- Tak, wydaje mi się, że to mój syn.
- Wydaje ci się?! – prychnął kapitan. – Zapytałeś ją?
- Nie.
- A to dlaczego?
- Jak pan to sobie wyobraża? Nie widziałem jej osiem lat. Nagle stanęła przede mną, i co miałem ją zapytać, czy ten ładny chłopiec nie jest przypadkiem moim synem?
- Cartwright, dzieci nie pojawiają się przypadkiem – Bachmann z ironicznym uśmiechem spojrzał na Adama – to po pierwsze, po drugie domysły to najgorsze, co może być. Niszczą człowieka od wewnątrz. Pojutrze wypływamy w długi rejs. Potrzebuję pierwszego oficera w pełni sprawnego, dlatego jutro przed południem dostaniesz dwie godziny na załatwienie całej sprawy.
- Ale jutro rano mamy sprawdzić diafon i inne urządzenia…
- Kwestionujesz moje polecenie, Cartwright?
- Nie, oczywiście, że nie.

Pojedyncze uderzenie w dzwon pokładowy oznajmiło, że pozostało pięć minut do zmiany wachty.


_____________________________________________________________
*) zejman pot. stary, doświadczony marynarz
**) junga – chłopiec okrętowy
***) psia wachta – wachta od północy do czwartej rano
*4) klar – porządek na statku
*5) forpik – przedni wodoszczelny przedział statku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 12:59, 30 Cze 2017, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:19, 24 Maj 2017    Temat postu:

Czyli jednak Adam coś zauważył Mruga Te trybiki jednak się obracają Laughing

Opowiadanie rozwija się coraz ciekawiej i bardzo jestem ciekawa, co będzie dalej Wesoly Czekam na ciąg dalszy Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 18:54, 24 Maj 2017    Temat postu:

Adasiowi trybiki się kręcą. Spowolnienie reakcji tłumaczyć można jedynie szokiem, jakiego doznał bidulek, gdy dodał dwa do dwóch Wesoly Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:45, 24 Maj 2017    Temat postu:

Cytując jeden film: "Natura dziwnie rachuje, jeden plus jeden równa się trzy" Mruga Wynik tego dodawania, choć w sumie dosyć oczywisty, często wywołuje pewne niedowierzanie :D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:26, 24 Maj 2017    Temat postu:

Takie dodawanie to bywa, że wielkie niedowierzanie wywołuje, a czasem nawet szok. Wink
Wychodzi mi na to, że Adaś etap szokowy ma za sobą. Teraz lekko pchnięty przez kapitana Bachmanna przystąpi do działania Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:39, 25 Maj 2017    Temat postu:

Adam nie zauważył ... Adam obliczył Very Happy Teraz zastanawia się nad dalszym ciągiem. Ciekawe co zrobi? Chociaż ... swoje już wykonał ... przed laty Very Happy
Trochę chyba mu głupio pytać "Czy to mój syn?" Mógł wcześniej pomyśleć o ewentualnych konsekwencjach ...niby dojrzały facet, a czasem lekko gapowaty. Cóż, taki jego urok. Fajna część ... kiedy ciąg dalszy? A kapitan uroczy. Prawdziwy "wilk morski"


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 23:12, 04 Gru 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:31, 25 Maj 2017    Temat postu:

Ewelino, cieszę się, że kapitan Bachmann spodobał Ci się. Do Adama konsekwencje skonsumowania czekoladek wreszcie dotarły. Zachęcony w subtelny sposób przez kapitana na pewno pojedzie do Ann wyjaśnić całą sprawę. Kolejny odcinek postaram się wkleić w najbliższą sobotę. Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 22:58, 25 Maj 2017    Temat postu:

Obiecałam, że kolejny odcinek wkleję w sobotę. Niestety nie dotrzymam słowa i zrobię to już dziś Wink Aderato rządzi Wesoly


Na następny dzień w domu przy Fulton Street trwała gorączkowa poranna krzątanina. Ann próbowała dobudzić Joshuę, który, jak co rano miał ogromne problemy ze wstaniem z łóżka. Do tego w nocy źle spał i marudził bardziej niż zwykle. Śnił mu się straszny sztorm. Był na statku, który tonął, ale pojawił się kapitan Nemo i go nie uratował. Oczywiście ulubiona postać chłopca z powieści Verne’a miała twarz pana Cartwrighta. O tym właśnie mały Josh opowiadał swojej matce, gdy ta próbowała wyciągnąć go z łóżka. Wreszcie chłopiec przecierając oczy wstał i ruszył w kierunku małego pomieszczenia, które pełniło funkcję łazienki.
- Ależ późno – jęknęła Ann spoglądając na zegar stojący na komodzie. W pośpiechu dopięła suknię i pobiegła do kuchni. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła tam krzątającą się Emily. Kobieta, co prawda była jeszcze w szlafroku, ale śniadanie było już na stole, a to dla Josha w płóciennym woreczku leżało na szafce kuchennej. – Zaspałam. Przepraszam. O, zrobiłaś już śniadanie.
- Zrobiłam, zrobiłam, tylko pogoń Josha, a ze wszystkim zdążymy – odparła Emily.
- Jestem już ciociu! – zawołał, wchodząc do kuchni chłopiec. – I jestem bardzo głodny.
- To szybko siadaj i jedz. Ann ty też.
- Ja nie będę jadła, napiję się tylko kawy – odparła kobieta.
- Dobrze się czujesz? – spytała Emily.
- Głowa mnie tylko trochę boli, ale to przez to, że długo nie mogłam zasnąć.
- Powinnaś coś zjeść. Kawa na pusty żołądek to nie najlepszy pomysł.
- Wiem, Emily i dziękuję za troskę. Potem coś zjem – odparła uśmiechając się Ann. – Josh, jeśli już skończyłeś to idziemy, bo naprawdę spóźnisz się do szkoły.
- Już mamo tylko założę trzewiki – powiedziła chłopiec.
- To jeszcze tego nie zrobiłeś?
- Oj, mamo nie miałem, kiedy, przecież obudziłaś mnie za późno.
- Na wszystko masz odpowiedź mały mądralo. No, pośpiesz się.
Chłopiec zerwał się od stołu, schwycił książki przewiązane paskiem i wybiegł z kuchni.
- Josh, śniadanie do szkoły – krzyknęła za nim Emily.
- Ja wezmę – powiedziała Ann. – Idziesz prosto do sklepu, czy masz jakieś inne plany?
- Miałam zajrzeć do składu pani Braun. Wczoraj mówiła mi, że przyszła nowa dostawa jedwabiu prosto z Chin. Może coś wybiorę. Klientki zaczęły się już rozglądać za materiałami na świąteczne kreacje. A dlaczego pytasz?
- Tak tylko, bo nie wiem, czy mam iść prosto do sklepu, czy zdążę jeszcze wpaść do domu po ten materiał na koszulę dla Josha.
- Myślę, że jeśli otworzymy sklep kwadrans po czasie, to naprawdę nic się nie stanie. Wreszcie to ja jestem właścicielką tego interesu – odparła pogodnie Emily. – Zostawię ci śniadanie na stole. Masz zjeść. Nie chcę, żeby moja najlepsza ekspedientka zemdlała z głodu.
- A, co z Emmą? Będzie stała pod sklepem?
- Ależ ona przyjdzie dopiero o dziesiątej. Nie pamiętasz? Odwozi siostrę na dworzec.
- No, tak zupełnie zapomniałam – odparła Ann.
- Myślisz, o nim? – spytała Emily przytrzymując bratową za rękę.
- Tak. I im dłużej o nim myślę tym bardziej się boję, bo tak naprawdę, to ja w ogóle go nie znam. Nie wiem, czego mogę się po nim mogę spodziewać.
- Mamo, jestem gotowy. Możemy iść – powiedział Josh zaglądając do kuchni.
- Już skarbie - odpowiedziała Ann, a zwracając się do Emily rzekła: - postaram się jak najszybciej otworzyć sklep.
- Dobrze, moja droga, a ty Josh w szkole masz być grzeczny – Emily uśmiechnęła się do chłopca, a widząc smutną minę bratowej powiedziała: - Ann, wszystko będzie dobrze. Nie martw się.


Gdy drzwi szkoły zamknęły się za Joshem, Ann szybkim krokiem ruszyła z powrotem do domu. Od świtu była w kiepskim nastroju. Nie mogła spać, a gdy wreszcie zasnęła natychmiast w jej śnie pojawiły się przenikliwe szarozielone oczy Adama Cartwrighta. Sama nie wiedziała, co do niego czuje, ale tamten pamiętny tydzień już na zawsze miał pozostać w jej pamięci. Nie potrafiła oprzeć się temu mężczyźnie i nie chciała. Może, spowodowała to tęsknota za Tomem, do którego tak bardzo podobny był Adam, a może sam Adam, który intrygował ją i przy którym czuła się zupełnie bezwolna. Wtedy, gdy trzymał ją w ramionach miała wrażenie, że czas stanął w miejscu. Adam był taki delikatny i czuły. Przez krótką chwilę wydawało się jej, że i w jego sercu coś drgnęło, ale to była tylko chwila. On wrócił do Ponderosy, a ona do saloonu w Placerville. Jednak już wkrótce okazało się, że chwila słabości, jakiej uległa zaowocowała w szczególny sposób, a poranne mdłości były tylko tego potwierdzeniem. Początkowo wpadła w popłoch. Chciała nawet odnaleźć Adama i powiedzieć mu, że zostanie ojcem, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Była dziewczyną z saloonu, a takiej przecież nikt nie uwierzyłby. Gdy właściciel saloonu zorientował się, że Ann spodziewa się dziecka nie miał skrupułów i wyrzucił ją na bruk. Sama, bez rodziny nie miała, dokąd pójść. Przez kilka miesięcy aż do rozwiązania żyła na łasce dobrych ludzi. Jej los odmienił się wraz z poznaniem Michaela Stantona. Mały Joshua miał wówczas trzy miesiące. Stanton był starszy od Ann o dwadzieścia lat. Rany odniesione w czasie wojny na zawsze pogrzebały jego marzenia o własnym potomstwie. Mężczyzna chciał pomóc Ann i jej małemu synkowi. Wiedział, że bez jego pomocy oboje nie będą mieli szansy na godziwe życie. Ona również zdawała sobie z tego sprawę i z wdzięcznością przyjęła pomoc Michaela. Ślub wzięli w miesiąc później. Ann miała na sobie tę samą niebieską suknię, która tak spodobała się Adamowi. Małżeństwem byli dobrym, choć nietypowym. Ona młoda o ujmującym uśmiechu, wysoka i piękna. On dużo starszy, zgarbiony, ale niezwykle serdeczny i troskliwy. W Austin, gdzie zamieszkali, wszyscy darzyli ich szacunkiem i gdy Michael zginął tragicznie mieszkańcy miasta nie zostawili wdowy bez wsparcia. Potem zabrała ją do siebie Emily i życie pomału wróciło do normalności. Ta normalność trwała do wczorajszego dnia, dnia, w którym, w parku Golden Gate spotkała Adama Cartwrighta.
Ann wreszcie dotarła do domu, gdzie, skubnęła trochę jedzenia i wypiła filiżankę kawy. Z szafy wyjęła kupon białego materiału przeznaczonego na koszulę dla Josha, którą obiecała jej uszyć Emma, druga ekspedientka i jednocześnie krawcowa. Teraz mogła już iść do sklepu, który mieścił się tuż za rogiem Fulton Street. Wraz z wybiciem godziny dziewiątej otworzyła jego drzwi. Nie spodziewała się wielu klientek, bowiem w poniedziałek rano rzadko, która z pań zaglądała do sklepu z sukniami i kapeluszami. O dziesiątej powinna przyjść Emma, a niedługo pewnie będzie i Emily. Do tego czasu postanowiła uporządkować lżejsze bele materiałów leżące na półkach znajdujących się na wprost wejścia. Lubiła, gdy ułożone były według kolorów. To przyciągało wzrok klientek i zachęcało je do zakupów. Co prawda Emily twierdziła, że to zwykła strata czasu, ale w końcu musiała przyznać, że pomysł Ann wcale nie był taki zły.
Gdy nareszcie materiały przypominały prawdziwą paletę barw, Ann wzięła do rąk najnowszy wzór kapelusza i wyłożyła go w witrynie sklepowej. Na koniec jeszcze zamiotła podłogę i zadowolona z siebie stanęła na środku sklepu. Tak, teraz klientki mogą już przychodzić. Jak na żądanie drzwi otworzyły się, a dzwonek przy nich zamontowany zabrzmiał donośnie. Ann odwróciła się z zamiarem przywitania pierwszej klientki. Z niejakim zdziwieniem stwierdziła, że zamiast klientki stał przed nią klient.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 13:00, 30 Cze 2017, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 11:58, 26 Maj 2017    Temat postu:

I bardzo dobrze Very Happy Czekałam niecierpliwie na kontynuację. Podziwiam dbałość autorki o szczegóły "z epoki" i ciekawe postacie Sympatyczne. Może pojawi się jakiś czarny charakter, ale nie tęsknię za nim :D Chciałam też dodać, że nie mam nic przeciw wyjaśnieniu w sobotę tożsamości klienta. Płci męskiej. Czyżby to był TEN klient?

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 23:12, 04 Gru 2017, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 18:07, 26 Maj 2017    Temat postu:

Dziękuję za miłe słowa Ewelino. Wszystko wskazuje na to, że jutro wyjaśni się kim jest klient sklepu w którym pracuje Ann. Aderato pracuje nad tym. Wink :D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:56, 26 Maj 2017    Temat postu:

Dopingujemy więc żywo Aderato :D Niech pracuje z radością i pieśnią na ustach :D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:42, 26 Maj 2017    Temat postu:

Pracować, pracuje, ale bez pieśni na ustach Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 10:18, 27 Maj 2017    Temat postu:

Jest sobota i oto efekt pracy Aderato Wink


Gdy minęło pierwsze zaskoczenie Ann uśmiechnęła się i jak zwykle to czyniła grzecznie przywitała klienta, który zmierzył ją taksującym wzrokiem i jedynie skinął głową. Był to mężczyzna lat około trzydziestu, krępej budowy ciała, o twarzy owalnej z bliznami po przebytej ospie. Włosy miał rzadkie, rudawe zaczesane do tyłu. Ubrany był schludnie bez wyszukanej elegancji. Lekko utykał na prawą nogę. Wspierał się na lasce, którą nosił raczej dla fasonu niż z potrzeby. Ann poczuła dziwny niepokój. Dużo dałaby za to, żeby Emily, czy choćby jakaś klientka była w sklepie. Mężczyzna tymczasem wolno chodził od półki do półki i przyglądał się wyłożonym towarom. Jakby od niechcenia rzucał w kierunku kobiety impertynenckie spojrzenia pełne kpiny, lekceważenia i ledwie skrywanego pożądania. Ann dobrze znała ten typ mężczyzn. W Placerville miała z takimi do czynienia. Wtedy ich się nie bała. Teraz było inaczej. Lęk prawie ją sparaliżował. Mężczyzna to zauważył i na jego twarzy pojawił się wyraz nieskrywanej niczym satysfakcji. Zastraszenie ofiary, to połowa sukcesu – pomyślał. Ann przesunęła się za kontuar i przełamując strach spytała:

- Czym mogę panu służyć?
- Może i coś by się znalazło ślicznotko – odparł spoglądając jej w oczy, a potem kierując wzrok na jej piersi dodał: - naprawdę jesteś ładna. Szkoda, że tu się marnujesz, ale można temu zaradzić.
- Wypraszam sobie. Jeśli jeszcze pan tego nie zauważył to jest salon sukien i kapeluszy dla pań.
- Zauważyłem. Nawet niczego sobie ten… salon, ale nie o to mi chodzi. Dobra, przejdźmy do konkretów. Szukam Emily Stanton. To właścicielka sklepu, prawda?
- Tak.
- Zawołaj ją.
- Pani Stanton nie ma w sklepie. Będzie później – odparła drżącym głosem Ann.
- Jak szkoda – westchnął z udawanym żalem mężczyzna i schwycił Ann za nadgarstek mocno zaciskając na nim palce.
- Proszę mnie puścić. To boli.
- Ma boleć, a teraz posłuchaj. Jakiś czas temu pan Rampling przedstawił pani Stanton korzystną ofertę, którą ona odrzuciła. Pan Rampling zaoferował za ten salon, jak nazwałaś tę dziurę dużo pieniędzy i poczuł się prawdziwie rozżalony, gdy twoja chlebodawczyni ich nie przyjęła. Jednakże pan Rampling jest człowiekiem niezwykle wspaniałomyślnym i ponawia swoją propozycję, i to w kwocie, jaką wcześniej zaproponował. Przekaż jej, że jest to oferta ostateczna i nie do odrzucenia. A ja wkrótce tu przyjdę i oczekuję jedynej właściwej odpowiedzi. W przeciwnym razie zapewniam, że nie będę tak miły, jak dziś. – Mężczyzna mocniej zacisnął palce na nadgarstku Ann zmuszając ją by pochyliła się nad ladą. Musnął wargami jej włosy i chrapliwym głosem powiedział: - ładnie pachniesz. Dobrze byłoby nam ze sobą.
- Niech mnie pan puści – Ann ze wstrętem odwróciła twarz.
- Jeszcze będziesz mnie błagać, żebym… - zaczął mężczyzna, lecz nie dokończył, bowiem gwałtowne szarpnięcie za kołnierz oderwało go od kobiety. Zdziwiony spojrzał na śmiałka, który go zaatakował i niewiele myśląc wymierzył mu silny cios. Ów śmiałek błyskawicznie sparował uderzenie, a następnie schwycił go za poły płaszcza i spokojnym z pozoru głosem zapytał:
- O, co niby ta pani ma ciebie błagać, śmieciu ?
- Co ci do tego?
- Nie lubię damskich bokserów, a ty mi na takiego wyglądasz. Wynocha łajzo! – odparł pchnąwszy mężczyznę w kierunku drzwi. Ten jednak nie dał za wygraną i ruszył niczym rozjuszony byk na niespodziewanego wybawcę Ann, który przygotowany na taki obrót sprawy uderzył go najpierw w szczękę a potem poprawił w żołądek. Mężczyzna jęcząc z bólu, zgięty w pół wytoczył się na ulicę. Za nim wyleciały jego kapelusz i laska z pasją rzucone przez wybawcę Ann. Kobieta podczas tej bijatyki stała jak sparaliżowana przyciskając do piersi obolałą dłoń i nie była w stanie wydobyć z siebie głosu.

- Ann, nic ci nie zrobił?
- Nie. Właściwie nie – odparła drżącym głosem. – Dziękuję ci Adamie za pomoc, ale skąd tu się wziąłeś?
- Mógłbym powiedzieć, że właśnie tędy przechodziłem.
- A przechodziłeś?
- Nie. Przyszedłem z tobą porozmawiać.
- Porozmawiać? – spytała Ann i pobladła.
- Dobrze się czujesz?
- Nie bardzo – odparła cała się trzęsąc. Adam w ułamku sekundy podbiegł do niej i otoczył ramieniem. Podprowadził do krzesła przeznaczonego specjalnie dla klientów i pomógł jej usiąść. Z karafki stojącej na ladzie nalał do szklanki trochę wody i podał ją Ann. Kobieta zwilżyła usta i skinieniem głowy podziękowała. Adam uśmiechnął się i z troską w głosie powiedział:
- Pokaż mi rękę.
- Nic mi nie jest.
- Pokaż – nakazał, a Ann posłusznie podała mu dłoń. Wokół opuchniętego nadgarstka widać było ślady palców, a skóra w tych miejscach zaczęła przybierać sinawo czerwony kolor. – Porusz palcami.
- Wszystko jest w porządku. Trochę tylko boli.
- Trzeba zrobić okład.
- Później.
- Dobrze, ale powiedz mi, kim był ten człowiek i czego od ciebie chciał?
- Widziałam go pierwszy raz w życiu. Nawet nie wiesz, jak bardzo się bałam. Ohydny, odrażający typ – powiedziała Ann i łzy pojawiły się w jej oczach.
- Spokojnie – Adam objął ją i delikatnie przytulił do siebie – już nic ci nie grozi.
Ann pomału uspokajała się. Kilka razy głęboko odetchnęła, po czym przepraszająco spojrzała na Adama mówiąc:
- Ale ze mnie histeryczka. Wybacz.
- Daj spokój. Byłaś sama, a on do dżentelmenów nie należał. Naprawdę nie wiesz, o co mu chodziło?
- O ten sklep.
- Nie rozumiem.
- Jakieś trzy tygodnie temu przyszedł tu niejaki Rampling i złożył Emily propozycję.
- Jaką?
- Chciał kupić ten sklep. Zaoferował ogromną, jak dla niej kwotę pięciu tysięcy dolarów. Emily nie zgodziła się, bo ten sklep to wszystko, co ma. Założyli go jej rodzice, gdy przypłynęli tu z Anglii za lepszym życiem.
- Faktycznie to duża kwota, ale też lokalizacja jest bardzo dobra. Stąd wszędzie jest blisko, a dzielnica należy do porządnych. Czy wiadomo, coś więcej o tym Ramplingu?
- Nie – Ann przecząco pokręciła głową. – Emily rozpytywała o niego, ale niewiele się dowiedziała. Tylko tyle, że pojawił się w mieście, jakieś pół roku temu i zaczął interesować się podupadającymi sklepami i magazynami.
- Czy sklep twojej szwagierki jest w złej kondycji finansowej?
- Nie. Zyski może nie są zbyt duże, ale wychodzimy na swoje. Emily nie ma żadnych zaległości. Regularnie odprowadza podatki, wypłaca pensje drugiej ekspedientce i mnie. Mamy stałe klientki i zaprzyjaźnionych dostawców. Adamie, naprawdę nie wiem, o co może chodzić temu mężczyźnie.
- Coś mi się wydaje, że Ramplingowi bardzo zależy na przejęciu lokalu pani Stanton. Tylko, dlaczego?
- Nie pytaj mnie – Ann wzruszyła ramionami. – Ja tego nie wiem! Nic nie wiem!
- Już dobrze nie denerwuj się – odpowiedział szybko Adam.
- Łatwo ci mówić. To nie ty jesteś zagrożony. Ten łobuz zapowiedział, że jeszcze tu przyjdzie. Jesteśmy zupełnie same – głos Ann zadrgał płaczem – a ja mam małe dziecko.
- Nie płacz. Postaram się wam pomóc.
- A niby jak? Jutro wypływasz w daleki rejs.
- Jeszcze nie wiem jak, ale nie zostawię was bez pomocy – zapewnił Adam. – Powiedz mi, czy pani Stanton powiadomiła o tym zajściu policję?
- Skąd! Myślisz, że policja zajęłaby się taką błahostką? A właściwie, o czym miała ich powiadomić? O tym, że kulturalny, starszy pan zapytał ją czy przypadkiem nie chce sprzedać swojego sklepu. Był grzeczny i wydawało się, że ze zrozumieniem przyjął odmowę.
- Jak widać nie zrozumiał i przysłał oprycha z nadzieją, że on lepiej załatwi sprawę – odparł z sarkazmem Adam, na co Ann ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. – Przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało – otoczył ją ramionami i tak jak kiedyś w Placerville mocno przytulił do siebie.
- Co tu się dzieje? Kim pan jest? – ostry głos Emily Stanton przywrócił ich do rzeczywistości.
- Nazywam się Adam Cartwright, a pani to zapewne pani Stanton.
- Owszem. Czy dowiem się wreszcie, co tu się dzieje i dlaczego Ann płacze? Jeśli zrobił pan jej coś złego to będzie pan miał ze mną do czynienia.
- Ależ Emily, to nie tak. Adam… to znaczy pan Cartwright bardzo mi pomógł, obronił… gdyby nie on nie wiem, co by się stało?
- Co ty mówisz?
- Może ja wyjaśnię, co tu zaszło – powiedział Adam. – Pod pani nieobecność przyszedł tu pewien mężczyzna nasłany przez Ramplinga. Wiem, że to nazwisko nie jest pani obce.
- Zgadza się – przytaknęła Emily. – Czy ten człowiek groził Ann?
- Owszem i w ramach postraszenia wykręcił jej rękę.
- To prawda? – Emily z niepokojem spojrzała na bratową. Ta tylko kiwnęła twierdząco głową. – Czego chciał?
- Pani sklepu – odparł rzeczowo Adam.
- Nigdy go nie dostanie. Chyba, że po moim trupie – oznajmiła zawzięcie Emily.
- Może uda nam się tego uniknąć – odparł Adam i spoglądając na niewyraźnie wyglądającą Ann dodał: – tymczasem pani bratowa powinna odpocząć. Dużo dzisiaj przeszła.
- Ma pan rację – przytaknęła Emily – jak tylko przyjdzie Emma odprowadzę ją do domu.
- Nie, ma takiej potrzeby. Nie zostawię ciebie samej – sprzeciwiła się kobieta.
- Myślę, że ten łotr, kimkolwiek jest, dziś już się nie pojawi – powiedziała ze spokojem Emily. – Nie martw się o mnie. Teraz ty jesteś najważniejsza.
- Ale…
- Zrób to dla Josha. Nie chcesz chyba, żeby chłopiec zorientował się, że mamy kłopoty?
- Dobrze. Zrobię jak mówisz.
- Jeśli panie nie będą miały nic przeciwko temu, odprowadzę Ann do domu – zaproponował Adam.
- To nie wypada – odparła Emily – dopiero byłyby plotki. Ale tu obok jest ciastkarnia. Proszę tam zabrać Ann, a ja przyjdę, gdy tylko pojawi się moja druga ekspedientka.
- Emily, ja naprawdę mogę tu zostać.
- Nie moja droga. Miałaś za dużo wrażeń – odparła zdecydowanie pani Stanton i zwracając się do Adama powiedziała: - panie Cartwright, na co pan czeka? Proszę Ann stąd zabrać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 13:01, 30 Cze 2017, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 69, 70, 71  Następny
Strona 2 z 71

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin