Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Po drugiej stronie strachu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 69, 70, 71  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 9:50, 26 Lip 2017    Temat postu:

Wszystko wskazuje na to, że miłość nie ominie ludzi w nieco starszym wieku, ale cóż... podobno na to uczucie nie ma lekarstwa Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:48, 31 Lip 2017    Temat postu:

Przełom listopada i grudnia powitał Osakę pogodą nieomal upalną tylko nocami temperatura spadała i robiło się chłodniej. Ta noc była wyjątkowo niespokojna. Parna i nabrzmiała od zbierającego się deszczu. Silny, gwałtowny wiatr przyginał gałęzie drzew. Z oddali słychać było nadciągającą burzę. Engawa, zewnętrzny korytarz otaczający dom, pod wpływem podmuchów wiatru skrzypiała tak jakby miała za chwilę się rozpaść. Wewnątrz domu na futonie spał mężczyzna. Przewracał się z boku na bok, pojękując. Gdy chwilę później niebo zaczęły przecinać błyskawice, a gdzieś w pobliżu domu uderzył piorun mężczyzna z krzykiem zerwał się z posłania. Oddychał ciężko, a w jego oczach można było dostrzec przerażenie. Dobrą chwilę trwało zanim zorientował się gdzie jest. Wsparty na łokciach wpatrywał się w półmrok. Było mu gorąco i bardzo chciało mu się pić. Miał już wstać, żeby ugasić pragnienie, gdy usłyszał jakiś szmer. Znieruchomiał. Po tatami ktoś się skradał. Mężczyzna odwrócił się gwałtowanie i… odetchnął z ulgą.
- Adam-san dobrze się czujesz? – spytała zaniepokojona pani Okimoto.
- Tak. To tylko zły sen i burza.
- Co cię dręczy Adam-san? – spytała wprost pani Okimoto.
- Mnie? Pani się myli. Nic mnie nie dręczy.
- Gdyby tak było, jak mówisz to nie zrywałbyś się z krzykiem każdej nocy. W sennych koszmarach mierzymy się ze strachem. Złe sny wydobywają na wierzch nasze lęki i pomagają je oswoić.
- Pani Okimoto bawi się pani w lekarza dusz? – spytał parskając cichym śmiechem Adam.
- Nie śmiałabym, ale widzę, że coś się z tobą dzieje.
- To tylko osłabienie chorobą.
- Skoro tak twierdzisz.
- Doceniam pani troskę, ale naprawdę nic mi nie jest – odparł Adam.
- Pójdę już. - Pani Okimoto składając dłonie skłoniła się, a następnie rzekła: - Adam-san gdybyś czegoś potrzebował wystarczy zawołać Noriko.
Błyskawice przybrały na sile i wreszcie spadł ulewny deszcz. Wiatr gwałtownie uderzył w zewnętrzne zasłony burzowe.
- Dziękuję. – Powiedział mężczyzna i dodał: - burza rozpętała się na dobre. Chyba już nie zasnę, a do świtu jeszcze dobre trzy godziny.
- A ja lubię burzę. Po niej zawsze przychodzi spokój.
- Coś w tym jest – przyznał Adam. – Gdy jeszcze mieszkałem w Ponderosie lubiłem tuż po burzy wychodzić przed dom. Powietrze miało wtedy taki z niczym nieporównywalny świeży, ziemisty zapach. Człowiek od razu nabierał sił i chęci do pracy.
- Tęsknisz za Ponderosą? – spytała cicho pani Okimoto.
- Czasami… - odparł równie cicho Adam. Niebo znowu rozświetliła błyskawica i wtedy pani Okimoto dostrzegła na twarzy mężczyzny przepełniony smutkiem i tęsknotą uśmiech.
- Dawno nie byłeś w domu Adam-san?
- Minęło siedem lat.
- To dużo. Dlaczego tam nie pojedziesz?
- Do Ponderosy?
- Do swojej rodziny. Mówiłeś, że masz ojca i dwóch braci. Ucieszyliby się.
- Nie sądzę. Minęło zbyt dużo czasu.
- Jednak napisałeś do ojca i wyznałeś mu swoją tajemnicę.
- Musiałem. Gdyby coś mi się stało nikt nie dowiedziałby się, że mam synka. – Powiedział Adam, a westchnąwszy dodał: - teraz chciałbym, jak najszybciej znaleźć się w San Francisco. To przymusowe czekanie aż do lutego jest niczym tortura.
- Jesteś jeszcze słaby Adam-san.
- To nie jest przeszkodą. Nie mogę popłynąć do Ameryki zostawiając tu w Osace trzech moich ludzi.
- Mają doskonałą opiekę.
- Wiem, ale jestem marynarzem i ich przełożonym. Co powiedzieliby gdybym przedłożył swoje prywatne sprawy nad zawodowe obowiązki.
- Wybór trudny, ale czasem trzeba pomyśleć o sobie.
- Ja tak nie potrafię.
- Szkoda Adam-san. – Westchnęła pani Okimoto i dodała: – na mnie czas. Spróbuj zasnąć.
- Przy tej burzy to raczej nie będzie możliwe.
Adam wbrew temu, co zapowiedział wkrótce usnął. W śnie przeniósł się do Ponderosy. Znowu był w domu. Wraz z Hossem jechał przez ogromne pastwisko. W oddali pasło się stado bydła. Nagle czymś spłoszone poderwało się do biegu wzniecając tumany kurzu. Gdy ten opadł Adam dostrzegł stojącego bez ruchu, sparaliżowanego strachem cielaczka. Chciał ruszyć w jego stronę, ale Hoss przytrzymując jedną ręką cugle jego konia drugą wskazał na niebo. Wielka łuna ognia wisiała nad lasem.
Adam otworzył oczy. Serce biło mu niczym dzwon. Czuł dziwny niepokój i nie wiadomo, dlaczego pomyślał o Joshu. Otarł czoło zroszone potem i głęboko odetchnął. Burza ucichła. Pomału wstawał nowy dzień. Adam przez chwilę leżał nieruchomo ze wzrokiem wbitym w sufit. Po chwili lekko uderzył dłonią w tatami. Już wiedział, co ma robić. Za zgodą kapitana Bachmanna, lub bez niej popłynie do San Francisco i to najszybciej, jak będzie to możliwe. Ann nie odpowiedziała mu na list. Musi, więc sprawdzić, dlaczego tego nie zrobiła i przekonać ją do swoich racji. Jest ojcem małego Josuhy i ma prawo do kontaktów z nim i z tego prawa nie zamierza w żadnym wypadku zrezygnować. Prawdę mówiąc nie mógł się już doczekać chwili, w której Josh po raz pierwszy powie do niego „tato”.
- Noriko! – zawołał Adam.
Prawie natychmiast rozsunęło się byobu i do pomieszczenia zajmowanego przez mężczyznę weszła, stąpając drobnym krokiem z wdzięcznie pochyloną głową, młodziutka może piętnastoletnia dziewczyna. Zastygając w pokornym ukłonie spytała ściszonym głosem:
- Jestem Cartwright-san. Czego sobie życzysz?
- Chciałbym rozmawiać z panią Okimoto.
- Zaraz powiadomię okā-san – odparła dziewczyna. – Cartwright-san czy życzysz sobie jeszcze czegoś?
- Nie Noriko. Zawołaj tylko pani Okimoto.
Po upływie kilku minut przed Adamem stanęła okā-san. Mimo wczesnej pory wyglądała nienagannie. Odprawiła idącą za nią Noriko i rzekła:
- Słucham Adam-san.
- Słyszałem, że Yamada Tarō wypłynął w kolejny rejs.
- Tak, ale wczoraj wieczorem wrócił. To był krótki rejs – odparła pani Okimoto.
- To świetnie się składa – Adam ucieszył się. - Muszę jak najszybciej z nim porozmawiać.
- Po śniadaniu wyślę umyślnego. Czy coś jeszcze?
- Potrzebuję papier i atrament. Muszę pilnie napisać kilka listów.
- Noriko zaraz wszystko ci przyniesie – zapewniła pani Okimoto i spytała: - czyżbyś podjął decyzję Adam-san?
- Zgadła pani, pani Okimoto. Wreszcie zrozumiałem, czego pragnę – odparł Adam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 16:08, 31 Lip 2017    Temat postu:

Adam rzadko wiedział czego chce. Nic dziwnego, że postanowił to zapisać Boo hoo! A tak poważnie -
ciekawe, czy ten list będzie do Ann? Może już dojrzał do poważnego związku ... i ma brodę Rolling Eyes


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 16:13, 31 Lip 2017, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 22:29, 31 Lip 2017    Temat postu:

Adam nadal jest w posiadaniu pięknej czarnej brody i obawiam się, że wróci z nią do San Francisco. Mruga
Do Ann raczej nie napisze. List już do niej wysłał. To ten, który przejął Tucker. Luka sobie


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 1:06, 01 Sie 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:00, 01 Sie 2017    Temat postu:

Dziś tylko króciutki fragment. Jutro mam nadzieję, że wkleję dłuższy fragment Wesoly


- Mogę przełożyć spotkanie z Tuckerem – zaproponowała Ann wysłuchawszy, jak w stosunku do Emily zachował się August Richter. – Wyobrażam sobie jak musisz się czuć.
- Nic mi nie jest – odparła Emily – a ze spotkania z Tuckerem w żadnym wypadku nie rezygnuj. I nie martw się o Josha. Tak jak obiecałam zajmę się nim.
- Jesteś pewna, że nic ci nie grozi ze strony Richtera?
- A, cóż on może mi zrobić? – spytała wzruszając ramionami Emily. – Pewnie teraz odsypia swój pijacki wybryk. Jestem pewna, że jak wytrzeźwieje będzie próbował mnie przeprosić…
- Znając ciebie to natychmiast mu wybaczysz – przerwała Emily Ann.
- Mylisz się. Nie zamierzam tolerować takiego zachowania, szczególnie ze strony przyjaciela.
- O ile kiedykolwiek był twoim przyjacielem – zauważyła z sarkazmem Ann.
- Nie mów tak. Znam go od dziecka. Bywał gwałtowny i zapalczywy, ale właściwie zawsze mogłam na niego liczyć. Pomógł mi bardzo po śmierci rodziców i gdy Michael poszedł na wojnę. Był przy mnie, gdy statek mojego narzeczonego zatonął. A teraz po prostu się pogubił. Wypił za dużo i nie wiedział, co mówi. Jutro z nim jeszcze raz porozmawiam. August nie jest zły i na pewno jakoś się wytłumaczy.
- Jesteś niepoprawną optymistką – Ann pokręciła z politowaniem głową. – I jeszcze do tego ten Rampling.
- A, czego chcesz od Magnusa?
- Od Magnusa? To już jesteście po imieniu? – spytała zdziwiona. - Wybacz Emily, ale dla mnie ten człowiek to wilk w owczej skórze. Nie wierzę w takie nagłe przemiany. Rampling aniołem? Nie to niemożliwe!
- Z tym aniołem to nie przesadzałbym – odparła uśmiechnąwszy się Emily. – Oczywiście człowiek taki jak Magnus zawsze będzie miał wrogów i niepochlebną opinię. Trudno, żeby było inaczej, gdy jest się tak ustosunkowanym i bogatym, a do tego robi się interesy na ogromną skalę.
- Bronisz go?
- Nie, ale zbyt krótko, go znam, żeby stwierdzić czy faktycznie jest taki zły, jak o nim mówią. Po prawdzie to nie słyszałam, żeby kiedykolwiek złamał prawo.
- A nasyłanie bandziorów, a mój skręcony nadgarstek? Z innymi pewnie też tak postępował. Zastraszał, wymuszał…
- Gdyby faktycznie tak było to zamiast zwolnić tego człowieka, który cię napadł dałby mu nagrodę – zauważyła Emily.
- Twierdzisz, że Rampling to porządny człowiek, który uczciwie zdobył ogromny majątek? Trudno mi w to uwierzyć – prychnęła z ironią Ann.
- Może był uczciwy, ale bezwzględny? Wiem jedno, każdemu należy się szansa. Nawet komuś takiemu jak Rampling. Oczywiście nie znaczy to, że nie będę mu patrzyła na ręce. I jeżeli ostatecznie zgodzę się na jego propozycję, to tylko wtedy, gdy będę pewna, że to interes zgodny z prawem. Nie zamierzam pakować się w jakieś podejrzane układy.
- A ja i tak to wszystko uważam za wielce podejrzane – powiedziała zupełnie nieprzekonana Ann.
- Dajmy temu spokój, a ty moja droga idź do domu, bo zrobiło się już późno i nie zdążysz przygotować się na spotkanie z panem detektywem.
- Faktycznie, niewiele czasu mi zostało – stwierdziła Ann. – Ucałuj ode mnie Josha i powiedz mu, że po powrocie do domu będę miała dla niego niespodziankę.
- Powiem mu – zapewniła Emily – a ty mi powiesz?
- Co takiego? – Ann ze zdziwieniem spojrzał na kobietę.
- Czy wyjdziesz za detektywa Tuckera?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 10:52, 02 Sie 2017    Temat postu:

Zgodnie z zapowiedzią wklejam kolejny odcinek zanim upał "załatwi" mnie na dobre... Zalamany


Roger Tucker zanim zapukał do drzwi mieszkania pań Stanton przystanął na półpiętrze ściskając w ręku okazały bukiet czerwonych róż. Był na równi zdenerwowany, co podekscytowany. Już tracił nadzieję, że Ann zechce przyjąć jego oświadczyny. Gdy tak nagle poprosiła go o spotkanie w pewnej ważnej dla nich obojga sprawie miał nieomal pewność, że kobieta zdecydowała się zostać jego żoną. Nie mogło być inaczej. Już wyobrażał sobie, jak piękne będą wiedli życie. Westchnął i uśmiechnąwszy się ruszył po schodach. Stanąwszy przed drzwiami trzy razy uderzył mosiężną kołatką. Po chwili usłyszał odgłos kroków i w progu stanęła Ann. Wyglądała uroczo. Włosy miała upięte tak, jak lubił, a na sobie niebieską suknię, która w niezwykły sposób podkreślała głębię jej oczu. Nic nie mówiąc wszedł do środka i z niemym podziwem podał jej kwiaty. Ann nieco zaskoczona przyjęła je mówiąc:
- Przepiękny bukiet. Dziękuję, ale nie trzeba było.
- Trzeba. Powinnaś być nimi obsypywana codziennie.
- Nie przesadzaj Rogerze – powiedziała Ann prowadząc go do salonu.
- Mówię szczerze.
- Już dobrze. Zaczekaj tu. Wstawię kwiaty do wody i będziemy mogli iść – powiedziała Ann. Po chwili wróciła z wazonem, do którego włożyła róże. Prezentowały się nad wyraz okazale.
- Ann… - Tucker podszedł do kobiety, objął ją w tali i przytulił do siebie. Przysunął usta do jej ucha i wyszeptał: - kocham cię.
- Rogerze… - zdążyła tylko wyszeptać, bo Tucker zamknął jej usta długim, głębokim pocałunkiem.
W pół godziny później byli już w restauracji Petera Wellsa. Przyjaciel Rogera zarezerwował im zaciszny gabinecik sprzyjający rozmowie, po której tak wiele obiecywał sobie Tucker. Niestety rozmowa dziwnie się rwała. Ann była wyraźnie spięta, a Roger nie wiedział, co ma powiedzieć. Wreszcie Ann przerywając przedłużające się milczenie rzekła:
- Pięknie tu.
- Tak. Peter włożył dużo pracy w ten lokal – odparł Roger. - Jeszcze wina?
- Nie, dziękuję. A właściwie tak. Poproszę.
- Dobre wino jest niczym ambrozja… pieści podniebienie – rzekł napełniając kieliszki Roger.
- Owszem – Ann upiła odrobinę wina. – Wyśmienite.
- To Château Margaux rocznik 1825.
- Nigdy nie piłam tak dobrego wina.
- Cieszę się, że ci smakuje – Tucker uśmiechnął się. – Czy wiesz, że to było ulubione wino Thomasa Jeffersona?
- Nie słyszałam o tym – odparła pośpiesznie Ann i zamilkła. Roger odstawił trzymany w dłoni kieliszek i wygładzając obrus powiedział:
- Ann, mieliśmy porozmawiać.
- Masz rację – skinęła głową. – Jakiś czas temu zadałeś mi pytanie…
- Tak i podtrzymuję je. Pragnę też poznać twoją odpowiedź. Wiesz jak bardzo cię kocham. O niczym tak nie marzę, jak o tym, żeby wreszcie wziąć cię w ramiona. Mam dość tych kradzionych pocałunków. Pragnę tulić cię, poczuć zapach twojego ciała, kochać się z tobą…
- Roger… przestań.
- Ann oboje jesteśmy dorośli i wiemy, czego spodziewać się od życia.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to gotowa jestem ci odpowiedzieć – odparła spoglądając mu prosto w oczy. W jej wzroku było, coś, czego nie potrafił do końca określić. Wiedział jedno, jeżeli chce zdobyć jej całkowite zaufanie musi być z nią szczery. W przeciwnym razie nic nie będzie miało sensu.
- Zanim to jednak zrobisz, chciałbym żebyś najpierw mnie wysłuchała. Być może to, co powiem wpłynie na twoją decyzje, ale inaczej nie potrafię…
- Nie rozumiem – powiedziała zaskoczona Ann – co się stało?
- Pamiętasz ten dzień, w którym Josh poplamił mi ubranie atramentem.
- Niestety. Tak mi wstyd.
- Niepotrzebnie. Koszula, jak koszula można kupić nową, a kamizelki nigdy szczególnie nie lubiłem.
- Mimo wszystko Josh zachował się niestosownie.
- To tylko dziecko. – Odparł Roger i podjął przerwany wątek – na następny dzień przyszedłem do was w odwiedziny. Drzwi otworzyła mi pani Emily. Musiała szybko iść do kuchni, a ja zostałem sam w przedpokoju. Wtedy usłyszałem twoją z Joshem rozmowę. Wiele dałbym za to, żeby mały tak mówił o mnie, jak o… kapitanie Nemo.
- Nemo?
- Przecież wiesz doskonale, o kim mówię. Uświadomiłem sobie wówczas, że twój syn nigdy mnie nie zaakceptuje. Nigdy nie będzie mówił o mnie tak jak o Adamie Cartwrightcie. Gdy tak stałem w przedpokoju mój wzrok padł na listy leżące na konsolce pod lustrem. Na samym wierzchu była koperta zaadresowana do ciebie. Doskonale znałem ten charakter pisma. Niewiele myśląc schowałem ją do kieszeni. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Z zazdrości, żalu, złości… doprawdy nie wiem. Czułem, że ten list może mi ciebie odebrać. W następnej chwili oprzytomniałem i chciałem odłożyć go na miejsce, ale było już za późno. Pojawiła się Emily, a zaraz potem ty.
- Nie wierzę, że to zrobiłeś – Ann z prawdziwym bólem spojrzała na Tuckera. Ten wyjął z kieszeni list i położył go przed nią mówiąc:
- Oddaję ci twoją własność.
- Czytałeś go? – spytała cicho.
- Naprawdę tak źle o mnie myślisz? Nie moja piękna Ann. Nigdy bym się do tego nie posunął. Zresztą sprawdź. Koperta jest nienaruszona. - Ann nic nie mówiąc ze wzrokiem utkwionym w Rogera schowała list do torebki. Tucker przez kilka sekund milczał, po czym rzekł: - nie musisz mi już odpowiadać. Wiem, jak brzmi twoja odpowiedź. Po tym, co zrobiłem trudno spodziewać się innej. Bo przecież nie zostaniesz moja żoną. Prawda?
- Tak, to prawda. Nie zostanę twoją żoną, ale nie, dlatego, że wziąłeś list adresowany do mnie. Nie mogę wyjść za ciebie, bo cię nie kocham. Bardzo lubię, ale to nie ma nic wspólnego z miłością.
- I to nie wystarczy, żebyśmy…
- Nie wystarczy – Ann stanowczo przerwała Rogerowi. – Małżeństwo to przecież związek na całe życie.
- Myślisz, że o tym nie wiem? Wybacz, ale kiedyś już wyszłaś za mąż bez miłości.
- Zgadza się, ale to było w innym czasie i w innych okolicznościach – odpowiedziała mu tonem pozornie spokojnym. – Nie będziemy o tym rozmawiać, a ty nie masz prawa mnie oceniać.
Roger spojrzał na Ann jakby wymierzyła mu policzek i cicho rzekł:
- Jeśli tak to odebrałaś to przepraszam i przepraszam, że zakochałem się w tobie.
- Posłuchaj, jesteś dla mnie ważny i bardzo doceniam to, co dla nas zrobiłeś. Zależy mi na twojej przyjaźni.
- Przyjaźni? – powtórzył po Ann i popatrzył na nią ze smutkiem.
- Nic więcej nie mogę ci ofiarować. Życzę ci wszystkiego najlepszego i jestem pewna, że jeszcze znajdziesz prawdziwą miłość.
- Skoro tak mówisz – westchnął i uśmiechnąwszy się spytał: - napijesz się jeszcze wina?
- Chętnie, ale potem odwieziesz mnie do domu. Czeka tam na mnie mój synek, któremu obiecałam niespodziankę.
- Jeśli to nie tajemnica to powiesz mi, jaką?
- Dziś Josh dowie się, kim jest jego ojciec.
Resztę wieczoru spędzili niczym para dobrych przyjaciół. Poruszali różne tematy starannie omijając drażliwe kwestie. Wreszcie Ann wyraziła chęć powrotu do domu. Tucker poprosił kelnera o przywołanie powozu. Gdy wyszli z restauracji przywitał ich chłód i rozgwieżdżone niebo. Roger nawet zażartował, że pięknie zaczyna się ta ich przyjaźń, po czym pomógł wsiąść Ann do powozu. Konie biegły równo. Ruch na ulicach wyraźnie zmalał. Sklepy zamykano, a pod murami domów przemykali nieliczni przechodnie. Gdy dotarli do Fulton Street nagle wszystko dziwnie pojaśniało. Słychać było nawoływania i krzyki ludzi, a potem dzwonki mijających ich wozów straży ogniowej. Ann poczuła gwałtowny strach. Chwilę później już wiedziała. To płonął sklep Emily. Nie zważając na nic rzuciła się do przodu przedzierając się przez gęstniejący tłum gapiów. Tuż za nią biegł Tucker. Płomienie ognia raz po raz strzelały w niebo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:06, 02 Sie 2017    Temat postu:

Nie ma co ... umiesz podgrzać atmosferę. Ciekawe, kto podpalił? No i jak zareaguje Josh na wiadomość, że podziwiany kapitan Nemo ... to jego tatuś.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 9:47, 03 Sie 2017    Temat postu:

Ewelino, nie mogę jeszcze odpowiedzieć na Twoje pytanie bowiem pożar trwa... Anxious

Strażacy zwijali się jak w ukropie i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Żar, jaki bił od palącego się sklepu był ogromny. Pożar gasiły dwie jednostki straży ogniowej jedna ochotnicza, druga miejska, bowiem w tym czasie San Francisco miało już zawodowych strażaków. Sikawki ciągnięte i uruchamiane siłą ludzkich mięśni nie dawały wystarczająco dużo wody. Do tego wiatr od oceanu podsycał płomienie. Wreszcie dowódca jednostki miejskiej widząc, że ogień może przerzucić się na pobliskie domy dał rozkaz uruchomienia zakupionej zaledwie tydzień wcześniej nowoczesnej i pierwszej w historii miasta pompy gaśniczej z napędem parowym*). Teraz akcja gaszenia pożaru poszła już znacznie sprawniej.
Ann, zrozpaczona i przerażona przedzierała się przez tłumek gapiów. Ludzie rozstępowali się niechętnie, a niektórzy byli wręcz oburzeni tak nieobyczajnym zachowaniem młodej kobiety. Do czegóż to podobne tak się rozpychać i pokrzykiwać. Ann jednak głucha na ludzkie komentarze parła do przodu. Wreszcie zatrzymała się i to tylko, dlatego, że na jej drodze stanął rosły mężczyzna w granatowym mundurze. Posterunkowy Gordon Smith zabezpieczał pobliski teren i miał za zadanie nie dopuszczać ciekawskich w pobliże ognia. Doskonale znał panie Stanton i bardzo było mu ich żal. Przytrzymując za ramiona roztrzęsioną Ann krzyknął:
- Nie puszczę pani dalej! Nie wolno!
- Ale tam jest mój syn i szwagierka! Ja muszę… muszę ich odnaleźć!
- Życie pani niemiłe?! Strażacy nie ugasili jeszcze ognia, a pożar w każdej chwili może wybuchnąć na nowo. Nie puszczę pani i już – rzekł stanowczo posterunkowy.
- Pan nie rozumie. Josh, Emily! – krzyczała przerażona Ann.
- To pani nie rozumie…
- Co tu się dzieje? – spytał zdenerwowany Tucker, któremu wreszcie udało się dogonić Ann. – Gordon przestań szarpać panią Stanton.
- Nie szarpię! – odparł podniesionym, oburzonym głosem Smith. – Chciała tam wejść – wskazał na sklep, w którym wciąż trwała akcja gaśnicza. Tucker w ułamku sekundy ocenił całą sytuację.
- Nikomu nic się nie stało? – spytał, a towarzyszył temu przerywany szloch Ann.
- Zdaje się, że wszystkim na czas udało się opuścić sklep.
- Gdzie jest pani Emily i mały Josh?
- Są tam po drugiej stronie ulicy razem z pannami sklepowymi – posterunkowy wskazał kobiety przyglądające się w milczeniu okropnemu widowisku. Obok jednej z nich stał Josh. Tucker odetchnął z ulgą i objąwszy ramieniem oszalałą ze strachu Ann spokojnym głosem przemówił:
- Kochanie, spójrz tam. Są cali i zdrowi. – Ann odetchnęła z ulgą zobaczywszy Josha, nad którym pochylała się właśnie Emily i coś mu tłumaczyła.
- Chcę do nich iść – wyszeptała schrypniętym z emocji głosem i ruszyła do przodu.
- Uważaj!!! – krzyknął Tucker i jednocześnie mocno przytrzymał kobietę chroniąc ją przed potrąceniem przez nadjeżdżający, kolejny wóz strażacki. Wystraszona przywarła do niego. – Już w porządku. Teraz możemy podejść do nich.
- Ann! – Emily ujrzawszy bratową podbiegła do niej. – Ann! Nic już nie mamy. Zupełnie nic – zapłakała.
- Mamy siebie – odparła Ann tuląc w ramionach zrozpaczoną Emily – i to jest najważniejsze.
- Masz rację – Emily otarła łzy. – To tylko się liczy, a reszta jakoś się ułoży.
Ann pogładziła ją po ramieniu i uśmiechnęła się pocieszająco. Potem rozejrzała się wokół pytając:
- A gdzie jest Josh?
- Dopiero, co tu był – powiedziała Emily. – Marudził, że na zapleczu sklepu zostawił statek od Cartwrighta. Tłumaczyłam mu, że dostanie jeszcze niejeden taki model.
- Josh!!! – Ann zdawała się nie słuchać tłumaczenia kobiety. – Gdzie jest mój syn?! – spytała bezradnie czując narastający strach.
- Spokojnie – powiedział Tucker – musi tu gdzieś być. Zaraz go znajdę.
- Moje dziecko… chcę mojego synka!!! – krzyczała na pograniczu histerii Ann. Roger rzucił się do szukania Josha. Rozpytywał o niego stojących w pobliżu ludzi. Nikt nic nie zauważył. Wreszcie jakaś kobieta powiedziała, że widziała, jak chłopczyk podobny do Joshui skręcił w boczną uliczkę. Ta uliczka prowadziła na tyły dogaszanego sklepu. Gdy Tucker zrozumiał, co chciał zrobić Josh zmartwiał. Szybko jednak wziął się w garść widząc, że Ann zbliża się do niego.
- Dowiedziałeś się czegoś? – spytała z nadzieją.
- Tak. Jedna z kobiet powiedziała, że podobny do Josha chłopiec skręcił w boczną uliczkę. Zaraz to sprawdzę – zapewnił Roger.
- Po co on tam poszedł?! – Ann z ledwością nad sobą panowała.
- Chyba wiem. – Odparł Tucker i zmuszając kobietę żeby spojrzała mu prosto w oczy rzekł: - posłuchaj mnie uważnie, pójdę po niego, a ty tu zostać i zaczekaj na nas. Słyszysz, co mówię?! Słyszysz?!!!
Ann skinęła twierdząco głową. Nie mogła wypowiedzieć słowa. Cała się trzęsła.
- Zobaczysz wszystko będzie dobrze – Tucker uścisnął dłonie kobiety chcąc dodać jej otuchy. Potem podbiegł do posterunkowego coś szybko mu tłumacząc. Ten skinął głową i ruszył za nim. Gdy przebiegali przez ulicę wyminęła ich kobieta, w której rozpoznali Ann. Biegła, przytrzymując dłońmi uniesioną nad kostki suknię. Roger zawołał ją raz i drugi. Nie reagowała, tylko przyśpieszyła biegu. Po kilku sekundach zniknęła im z oczu. Boczną ciemną uliczkę zasnuwał gesty dym.


_____________________________________________________________
* Pierwsze silniki parowe do napędu pomp gaśniczych wprowadzono ok. 1872 r. Wykorzystywano je do 1924 r.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 9:10, 04 Paź 2017, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 10:05, 04 Sie 2017    Temat postu:

Josh pobiegł ratować to, co uważał za najcenniejsze dla siebie. To dobrze rokuje jego relacjom z kapitanem Nemo. Oby mu się nic złego nie stało ... Ann również. Kiedy kontynuacja?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 12:28, 04 Sie 2017    Temat postu:

Oboje pobiegli ratować to, co było dla nich najważniejsze :blush:
Sytuacja jest bardzo niebezpieczna, mam nadzieję, że najnowsze osiągnięcia techniki pomogą opanować pożar, nim rozpowszechni się na okoliczne budynki. Powiedziałabym, że najważniejsze jest, że nikogo nie było w środku, ale zachowanie Josha i Ann nieco psuje mi szyki Confused


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:21, 04 Sie 2017    Temat postu:

Proszę, oto i ciąg dalszy Smile

Dochodziła dziewiąta rano, gdy Ben Cartwright wraz z synem Hossem stanęli na Fulton Street przed domem oznaczonym numerem 2400. Do San Francisco przybyli dzień wcześniej, wieczorem i zamieszkali w hotelu niedaleko Market Street. Podróż była męcząca i dłuższa niż przewidywali. Ben trochę żałował, że przyjechali tak późno. Chętnie pochodziłby po mieście i odwiedził dawno niewidziane miejsca, szczególnie, że Hoss przypomniał mu, jak przed laty właśnie tu w San Francisco o mało, co nie zostali w podstępny sposób zamustrowani na statek. Ze śmiechem wspominali tamte czasy. Późna pora spowodowała, że zaraz po kolacji wrócili do swojego pokoju. Hoss zasnął nim przyłożył głowę do poduszki. Natomiast Ben przez całą noc nie był w stanie zmrużyć oka. Wciąż zastanawiał się, jakim okaże się syn Adama i czy będzie do niego podobny. W gruncie rzeczy nie miało to żadnego znaczenia, bowiem Ben od chwili, w której dowiedział się, że ma wnuka pokochał chłopca całym sercem. Trochę denerwował się czekającym go nazajutrz spotkaniem, ale miał nadzieję, że matka Josha zrozumie, że nie ma sensu dłużej ukrywać prawdy.
Teraz stał przed wejściem do domu, w którym mieszkał jego wnuk i denerwował się, tak jakby czekał go ważny egzamin.
- Tato, jesteśmy zdecydowanie za wcześnie. Może powinniśmy tu przyjść po południu. San Francisco to nie nasza Ponderosa – powiedział odkrywczo Hoss.
- Wiem synu, ale zostawimy tylko kartę wizytową i umówimy się na spotkanie. Nie chcę, żeby pani Stanton była zaskoczona – odparł Ben.
- Skoro tak, to chodźmy i miejmy to za sobą – westchnął Hoss.
- Widzę, że nie jesteś szczęśliwy z tego powodu. Czyżbyś nie chciał już poznać swojego bratanka?
- To nie tak, tato. Bardzo chcę poznać tego małego, ale nie sądzisz, że to nie my powinniśmy tu być?
- Przecież wiesz, że Adam jest chory.
- Wiem, ale trochę tym wszystkim się martwię – powiedział robiąc zafrasowaną minę Hoss.
- Zupełnie niepotrzebnie.
- Tato… - Hoss dotknął ramienia ojca i wskazując koniec ulicy rzekł: - zobacz tam chyba coś się stało. Wyrzucają na chodnik jakieś sprzęty.
- Faktycznie, ale to nie nasza sprawa – stwierdził Ben i pchnąwszy ozdobne, ciężkie drzwi domu wszedł do środka. Korytarz przywitał ich półmrokiem i chłodem. Zapach tak charakterystyczny dla klatek schodowych starych kamienic był prawie niewyczuwalny. Świadczyło to, że dozorca dobrze wypełniał swoje obowiązki. Ben, któremu Adam przesłał dokładny adres pań Stanton od razu skierował swe kroki na pierwsze piętro. Stanąwszy przed drzwiami mieszkania numer cztery odruchowo poprawił poły zimowej kurtki i schwyciwszy palcami uchwyt kołatki zapukał. Odpowiedziała mu cisza. Czynność tę powtórzył dwukrotnie, ale bez rezultatu.
- Zdaje się, że nikogo nie ma w domu – Ben nie krył rozczarowania. - O tej porze? Trochę to dziwne.
- Może panie są w pracy. – Hoss zastanawiał się głośno. - Mówiłeś, że prowadzą sklep z sukniami.
- Owszem, ale dzisiaj jest niedziela – rzekł z politowaniem w oczach Ben.
- Zupełnie zapomniałem. To, co robimy?
- Cóż, nie mamy wyjścia. Przyjdziemy później. – Zdecydował Ben i wyminąwszy syna zaczął schodzić po schodach. Hoss głęboko westchnął i miał już iść w ślady ojca, gdy nagle usłyszał dziwny odgłos, przypominający coś jakby cichutkie jęknięcie lub kwilenie. Mężczyzna zatrzymał się i spojrzał w górę. Mimo panującego półmroku na półpiętrze zauważył jakiś ruch i jakby błyśnięcie oczu. Po sekundzie jednak zaległa cisza. Hoss pomyślał, że sprawcą tego hałasu jest zapewne jakiś kot, ale dziwny odgłos powtórzył się. Postanowił, więc to sprawdzić i wszedł kilka stopni wyżej. U szczytu schodów zauważył siedzącą, przytuloną do ściany małą postać.
- Tato! Tu ktoś jest – rzekł i powoli zaczął wspinać się po schodach. Postać poruszyła się nieznacznie i wtedy Hoss zobaczył, że ma przed sobą umorusane, zapłakane i przerażone dziecko. Był to chłopiec. Trzymał, coś kurczowo w ramionach i nerwowo pociągał nosem. – Spokojnie mały – powiedział pochylając się nad dzieckiem Hoss – nie zrobię ci krzywdy.
Chwilę później do Hossa dołączył Ben. Na widok wystraszonego dziecka poczuł, jak serce mu przyśpieszyło, a gdy chłopczyk spojrzał na niego, Ben już wiedział, kim jest ten malec. Położywszy dłoń na ramieniu Hossa dał mu znak, żeby się przesunął i sam przyklęknął przy dziecku. Teraz z bliska spojrzał na zapłakaną twarzyczkę, która była twarzyczką jego syna Adama sprzed ponad trzydziestu lat.
- Masz na imię Josh? – spytał łagodnie.
- Tak proszę pana – chlipnęło dziecko. – Nazywam się Josuha Stanton. Mieszkam tu pod czwórką i czekam na mamusię.
- A gdzie jest twoja mama, chłopcze? – spytał Ben i wyciągnąwszy z kieszeni chustkę do nosa otarł Joshowi zapłakaną buzię.
- Nie wiem. Zgubiłem się proszę pana – odparł bezradnie mały.
- Jak to zgubiłeś się? Opowiesz mi, jak do tego doszło?
- Nie wiem, czy mogę? Nie znam pana – powiedział Josh mocniej przyciskając do siebie jakieś poplątane linki i deseczki.
- Masz rację. Nie przedstawiłem się. Nazywam się Ben Cartwright.
- Cartwright? – chłopczyk zaskoczony spojrzał na Bena. – To tak, jak kapitan Nemo.
- Kto?
- Pan Adam. On też ma tak na nazwisko.
- To jest mój syn – powiedział uśmiechając się ciepło Ben.
- Naprawdę? – Josh z wrażenia pociągnął nosem.
- Tak, jestem jego ojcem.
- A ten pan? – Josh badawczo spojrzał na Hossa.
- To też mój syn, Eryk, ale wszyscy mówimy na niego Hoss.
- Hoss? Dziwnie, ale ładnie – odparł chłopiec.
- Mam jeszcze jednego syna. To Mały Joe.
- Taki mały, jak ja?
- Nie. Jest już dorosły – rzekł z powagą Ben. - To tylko takie przezwisko.
- Acha – powiedział Josh wycierając nos wierzchem dłoni.
- To teraz skoro już się znamy, opowiesz nam, co właściwie się stało?
- Zapalił się sklep cioci Emily. Akurat byliśmy na zapleczu. Ciocia powiedziała żebyśmy szybko uciekali, no i uciekliśmy. Przyjechali strażacy, a my tylko staliśmy i patrzyliśmy. Wtedy przypomniałem sobie, że w moim pokoiku został statek, który dostałem od pana Adama. Powiedziałem o tym cioci, ale ona nie pozwoliła mi po niego iść. Bardzo lubiłem ten statek, bo to prezent od pana Adama – Josh przerwał na moment opowieść ponownie wycierając rączką nos. Ben uśmiechnął się i delikatnie nakłonił chłopca do wydmuchania noska.
- Teraz, chyba lepiej? – spytał, a gdy Josh kiwał twierdząco głową rzekł: – mów, co było dalej?
- Nie posłuchałem cioci i gdy nie patrzyła pobiegłem na tył sklepu. Było bardzo dużo dymu, ale nie paliło się. Mój pokoik jest zaraz przy samym wejściu. Szybko wbiegłem, złapałem statek i uciekłem. Bardzo się bałem, bo sufit tak dziwnie zaczął trzeszczeć. Zacząłem biec przed siebie. Wydawało mi się, że mama mnie woła, ale przecież to nie możliwe, bo poszła z detektywem Tuckerem do restauracji. Biegłem i biegłem, i zupełnie nie wiedziałem gdzie jestem.
- Musiałeś pobiec nie w tym kierunku, co trzeba – zauważył Ben.
- Tak właśnie było proszę pana – przytaknął Joshua. – Nie mogłem znaleźć drogi, ale jakoś udało mi się dotrzeć do domu. Myślałem, że mama już będzie, ale jej nie było. Nikogo nie było – głos chłopczyka się załamał. – Chciałem wrócić do sklepu, bo pewnie ciocia Emily była na mnie zła, ale bolały mnie nogi i… usnąłem proszę pana. Obudziłem się, jak panowie przyszli. Panie Cartwright, nie wie pan gdzie jest moja mamusia i ciocia?
- Niestety, nie wiem, ale zaraz Hoss to sprawdzi – Ben spojrzał znacząco na syna. Ten kiwnął głową i już go nie było. – Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Pewnie ci zimno?
Josh skinął głową. Ben zdjął kurtkę i otulił nią chłopca, po czym wziął go na ręce, zszedł na półpiętro i usiadł z nim w wykuszu okna. Dziecko czując ogarniające je ciepło przymknęło powieki wciąż ściskając w rączkach to, co zostało ze statku i w chwilę później lekko posapując usnęło. Ben odgarnął włosy z czoła Josha i przyjrzał mu się uważnie. Tak to mój wnuk – pomyślał i łzy napłynęły mu do oczu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:21, 04 Sie 2017    Temat postu:

Szczęśliwy zbieg okoliczności Wesoly Josh zrobił bardzo rozsądnie idąc w miejsce znajome i bezpieczne - niepokoi jedynie brak damskiej części rodziny. Wierzę jednak, że po prostu nie przyszło im do głowy, że Josh mógł wrócić do domu... i umierają z niepokoju w nieco innym miejscu.

A tak na marginesie, to z fragmentu można dokładnie sobie wyobrazić, jak bardzo Ben stęsknił się za synem Wesoly Emocje opisałaś bardzo subtelnie, nienachalnie ale czytelnie i tak... odpowiednio Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:37, 04 Sie 2017    Temat postu:

Senszen, cieszę się, że tak właśnie odebrałaś ten odcinek. Prawdę mówiąc miałam, co do niego pewne wątpliwości Niepewny

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:40, 04 Sie 2017    Temat postu:

Mnie się bardzo podobał Wesoly Nie jest łatwo opisać emocje... Ale tobie, własnie poprzez opis sytuacji, gestów... udało się to zrobić z wielkim wyczuciem Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:47, 04 Sie 2017    Temat postu:

Senszen, dziękuję za przemiłe słowa. Zdradzę, że zbliżam się do momentu, w którym mały Joshua dowie się, że ma nową rodzinę. I tu mam problem... jak przedstawić reakcję dziecka, gdy nagle dowiaduje się, że mam ojca, a jego życie musi się zmienić. I tu stanęłam przed murem W mur

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 69, 70, 71  Następny
Strona 11 z 71

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin