Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Po drugiej stronie strachu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 12, 13, 14 ... 69, 70, 71  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 11:07, 09 Sie 2017    Temat postu:

Josh tak łatwo nie wybaczy Adamowi. Pewnie i upór po nim odziedziczył. Ben się cieszy z wnuka. Oby jeszcze Ann wyzdrowiała.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:33, 09 Sie 2017    Temat postu:

Masz rację Ewelino, Josh to cały ojciec, tak więc Adaś będzie miał pod górkę i to pod bardzo stromą górkę

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:42, 20 Sie 2017    Temat postu:

Trochę trwało zanim powstał kolejny odcinek, ale teraz wklejam ciąg dalszy opowiadania. Mam nadzieję, że będzie do "strawienia". Zapraszam Smile


Minęło południe, gdy statek kapitana Yamada Tarō stojący od ponad dwóch godzin na redzie, poprzedzany jednostką pilotującą wszedł do portu San Francisco. Powoli, majestatycznie dopłynął do nabrzeża portowego. Padła komenda cumy rzuć! i liny cumownicze dziobową oraz rufową podano na ląd. Robotnicy portowi dociągnęli nimi statek do nabrzeża tak, aby oparł się o odbijacze, po czym z niesamowitą wprawą umocowali je na polerach. W końcu opuszczono trap. U jego szczytu na pokładzie statku stało dwóch mężczyzn. Jednym z nich był kapitan Tarō, drugim Adam Cartwright, którego bladość twarzy otoczonej krótką, czarną brodą i szczupłość sylwetki, żeby nie rzec chudość, wskazywały na dopiero, co przebytą chorobę. Mimo to prezentował się niezwykle interesująco. Miał na sobie wyjściowy mundur, taki, jaki zakładają oficerowie, gdy schodzą na ląd. Ciemnogranatowy, doskonale skrojony z trzema belkami na rękawach, do tego biała koszula i czarna krawatka oraz czapka podkreślały nieco mroczną urodę mężczyzny. Adam przez dobrą chwilę rozmawiał z kapitanem Tarō, dziękując mu za wyświadczoną przysługę. Gdyby nie ogromna życzliwość Japończyka pewnie wciąż jeszcze tkwiłby w Osace. Był nieomal pewien, że swój wcześniejszy powrót do San Francisco w dużej mierze zawdzięcza pani Okimoto. Żałował jedynie, że nie mógł pożegnać się z piękną Yoshiko, która bez wątpienia skradła cząstkę jego serca.
Cartwright i kapitan Tarō wymienili pożegnalne ukłony. Adam miał dziwne przeczucie, że nigdy już nie spotka tego szlachetnego człowieka. Schodząc po trapie uświadomił sobie, że właśnie zamknął kolejny etap w swoim życiu. I dziwne, bo nie było mu żal tej siedmioletniej marynarskiej przygody. Teraz czekały go zupełnie inne wyzwania. Był ojcem, co niepomiernie go wzruszało, ale i przerażało. Wciąż zastanawiał się, jak Josh zareaguje, gdy dowie się, że to właśnie on jest jego tatą. Adam przez wszystkie dni spędzone w Osace wyobrażał sobie ten moment i niczego tak nie pragnął jak uścisku małych ramion synka.
Po zejściu na ląd Cartwright i trzej marynarze, którzy przypłynęli wraz z nim do San Francisco, i którzy tak, jak on chorowali na malarię, ruszyli w kierunku kapitanatu portu. Tam ich drogi rozeszły się i w końcu Adam został sam. Spojrzał na zegarek. Miał pół godziny, żeby dostać się na Market Street, gdzie znajdowała się agencja detektywistyczna, w której pracował Roger Tucker. Wypływając z Osaki Adam zatelegrafował do detektywa informując go o dacie swojego powrotu do San Francisco i prosząc o spotkanie. W biurze Tuckera był kilka minut przed czasem. Okazało się jednak, że detektyw wziął sobie kilka dni wolnego. Adam nie posiadał się z oburzenia. Nie spodziewał się takiej nierzetelności po bądź, co bądź jednym z najlepszych prywatnych detektywów. W takiej sytuacji nie pozostało mu nic innego, jak zmienić plany i pojechać prosto do domu Ann. Gdy wysiadł z tramwaju na Fulton Street niebo zasnute było chmurami. Zaczął padać drobny śnieg z deszczem. Zimny wiatr przeniknął go do szpiku kości. Adam przyśpieszył kroku i wkrótce znalazł się pod domem pań Stanton. Pamiętał, że gdy trzy miesiące wcześniej odprowadzał Ann i Josha, chłopiec wskazał mu okna na pierwszym piętrze kamienicy mówiąc, że to ich mieszkanie. Adam uśmiechnął się na to wspomnienie. Wchodząc po schodach miał nadzieję, że zastanie ich oboje. Było, co prawda sobotnie popołudnie, ale pogoda raczej nie sprzyjała przechadzce. Zapukał raz i drugi. Nikt mu nie otworzył. Trochę rozczarowany pomyślał, że Ann i Josh są w sklepie Emily. Odległość pomiędzy kamienicą a sklepem była niewielka. Jej pokonanie zajęło mu zaledwie trzy może cztery minuty. I nagle stanął jak wryty. Nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Okna sklepu zabite były deskami, a osmalone ściany nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Pożar musiał być naprawdę duży. Adam poczuł ogarniający go strach. Gdzie jest Josh i Ann? Za odpowiedź na to pytanie oddałby wszystko. Przez chwilę nie wiedział, co ma zrobić. Tępo patrzył na byle jak poprzybijane deski, spomiędzy których sączyło się migotliwe światło lamp. Ruszył do drzwi sklepu. Były nowe dopiero, co osadzone. Otworzył je gwałtownie z nadzieją, że zobaczy za nimi Ann. Na widok dwóch zupełnie obcych kobiet nie potrafił ukryć rozczarowania. One spojrzały na niego z ciekawością.
- Jeżeli, chce pan coś kupić, to niestety nic nie możemy panu zaoferować – powiedziała jedna z kobiet i dodała – jak pan widzi po pożarze niewiele zostało.
- Właściwie to nic nie zostało – dodała ze smutkiem druga. – Wszystko strawił ogień.
Adam stał zupełnie oszołomiony. Wreszcie nieswoim głosem zapytał:
- A panie Stanton, Joshua… czy im nic się nie stało?
Kobiety milczały wyraźnie zmieszane. Ta, która pierwsza odezwała się do Adama spytała:
- A pan? Kim pan jest?
- Nazywam się Adam Cartwright i jestem znajomym pani Ann Stanton i jej synka.
- To pan pisał te wszystkie listy do małego Josha i dał mu statek?
- Tak, to ja. Skąd pani wie?
- Josh mi opowiadał. Nazywam się Emma Clark i pracuję u pani Emily – przedstawiła się kobieta, a wskazując na swoją koleżankę rzekła: - a to panna Aurora Rampling. Pracuje z nami od niedawna.
- Gdyby nie okoliczności powiedziałbym, że miło mi panie poznać – Adam lekko skinął głową. – Pani Emmo…
- Panno Emmo – przerwała Adamowi dość ostro kobieta i dodała z dumą: – nie jestem jeszcze zamężna, ale mam narzeczonego.
- To miłe, panno Emmo – odparł z sarkazmem Adam – ale czy mogłaby pani powiedzieć, gdzie znajdę Ann i Josha. Byłem u nich w domu, ale nikogo nie zastałem.
Kobiety wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, które nie uszły uwadze Adama.
- Może lepiej byłoby, gdy pan spytał kogoś innego – odparła Emma.
- Oprócz pań nie widzę tu nikogo innego. – Adam zaczął tracić cierpliwość. – Żądam odpowiedzi!
- O, panie Cartwright w taki sposób to nie będziemy rozmawiać – zaperzyła się Emma. – Pan żąda?! Dobre sobie. Trzeba było nie dawać dziecku statku, to może wtedy nie byłoby tego całego nieszczęścia!
- O czym pani do licha mówi?! Co z Joshem?! – spytał podniesionym i przerażonym głosem Adam.
- Wszystko przez tę zabawkę, ale chłopcu nic się nie stało, tylko jego matka… jego matka – powtórzyła Emma, a zorientowawszy się, że powiedziała za dużo przycisnęła dłoń do ust, a w jej oczach pojawiły się łzy. Widząc to Aurora Rampling, która do tej pory przysłuchiwała się rozmowie wysunęła się do przodu i rzekła:
- Emmo, pozwól, że ja porozmawiam z panem Cartwrightem.
- Jak sobie chcesz – odparła nieco urażona kobieta. Nie wiadomo, dlaczego poczuła do tego człowieka antypatię. Może faktycznie winiła go za wypadek Ann Stanton. Tymczasem Adam, czując, że niczego więcej nie dowie się od panny Clark, zwrócił się do Aurory niczym do ostatniej deski ratunku.
- Panno Rampling błagam panią, niech mi pani powie, co tu właściwie się stało?
- Jak pan zapewne zauważył mieliśmy pożar – zaczęła Aurora.
- Trudno nie zauważyć – wtrąciła złośliwie Emma wzruszając przy tym ramionami. Adam w tym momencie gotów był gołymi rękoma udusić pannę Clark.
- Emmo, proszę… - powiedziała z wyrzutem Aurora.
- Już dobrze nic nie mówię – westchnęła Emma – ale jakby, co to będzie na ciebie.
- Panie Cartwright proszę wybaczyć pannie Clark, ale po tym, co tu się wydarzyło nadal nie możemy dojść do siebie.
- Rozumiem to doskonale, jednakże byłbym wdzięczny…
- Już przechodzę do sedna sprawy – zapewniła Aurora. – Ten pożar miał miejsce trzy tygodnie temu. To było podpalenie. Pani Emily, Emma, Josh i ja wyszliśmy z tego bez szwanku.
- A Ann? – spytał czując dziwny niepokój Adam.
- Pani Ann nie było z nami. Przybiegła znacznie później, gdy sklep płonął w najlepsze. Wtedy też zaginął Joshua.
- Co takiego?! – Adam nie wierzył własnym uszom.
- Josh był bardzo dumny z modelu statku, jaki od pana dostał. Chciał wrócić po niego, ale pani Emily mu zabroniła. Chłopiec wykorzystał chwilę nieuwagi ciotki i jak później się okazało pobiegł na tyły sklepu i tam jakimś cudem udało mu się wynieść z płonącego już sklepu ten nieszczęsny statek. Gdy zorientowaliśmy się, że chłopca nie ma pani Ann pobiegła go szukać. Dostała się do sklepu od zaplecza, niestety strop się zawalił, a jedna z belek ją przygniotła.
- O Boże! – jęknął Adam i wyglądał tak jakby miał zemdleć.
- Dobrze pan się czuje? – spytała zatroskana Aurora.
- Tak. Co było dalej?
- Gdyby nie pan Tucker i posterunkowy Smith to biednej pani Stanton nie byłoby z nami. To oni wynieśli ją z tego piekła. Pan Tucker zrobił wszystko, żeby ranna trafiła jak najszybciej w ręce lekarzy. Mało tego wyciągnął z przyjęcia u burmistrza najlepszego chirurga w mieście profesora Sandersa, jednak…
- Czy Ann żyje?! – Adam z trudem panował nad sobą.
- Żyje, ale… - Aurora zawahała się spoglądając na mężczyznę ze współczuciem.
- Ale?
- Częściowo straciła pamięć. Do tego ma połamane nogi…
- Ale żyje?! Żyje, prawda?! – Adam schwycił dłoń Aurory intensywnie wpatrując się w czarne oczy dziewczyny.
- Żyje, ale nic więcej nie mogę panu powiedzieć. Może pani Emily lub detektyw Tucker. On przecież jest jej narzeczonym.
- Narzeczonym?
- Tak. Wszyscy mówią, że ich ślub to kwestia czasu.
- Doprawdy? – spytał odruchowo Adam, a następnie poprosił: - czy może mi pani podać adres szpitala, w którym przebywa Ann?
- To szpital po drugiej stronie parku przy Parnassus Avenue – odparła Aurora.
- Jak mam tam dojść?
- To może Emma panu powie. Ja nie znam zbyt dobrze miasta – uśmiechnęła się przepraszająco, a widząc, że jej koleżanka nie ma zamiaru nic mówić rzekła: - Emmo, proszę.
- Dobrze, powiem panu, choć najchętniej…
- Panno Emmo zdążyłem zorientować się, że nie darzy mnie pani sympatią i prawdę mówiąc nic mnie to nie obchodzi. Tracę jednak cierpliwość i albo po dobroci powie mi pani, jak mam znaleźć ten cholerny adres, albo… - tu Adam groźnie spojrzał na kobietę. Emma straciła całą odwagę i szybko powiedziała:
- Fulton Street w dół, potem na wysokości parku skręci pan w Stanyan Street. Stamtąd to już prosta droga do szpitala.
- Dziękuję – odparł z zimną grzecznością Adam i ruszył do wyjścia.
- Panie Cartwright proszę zaczekać – zawołała Aurora. Adam przystanął w drzwiach i zniecierpliwiony spojrzał na dziewczynę, która podbiegłszy do niego powiedziała: - bardzo pana przepraszam, że tak nieżyczliwie pana przyjęłyśmy.
- Panno Rampling, pani nie mam nic do zarzucenia.
- Proszę się nie gniewać na Emmę. Ona po prostu nie może pogodzić się z tym, co przytrafiło się pani Ann. Tak naprawdę to niezwykle życzliwa osoba.
- Właśnie dała tego dowód – odparł z ironią Adam. – Pani wybaczy panno Rampling, ale śpieszy mi się.
- Jeśli już to z nas dwojga ja powinnam pana przeprosić. Nie miałam prawa pana zatrzymywać. Pani Ann musi być dla pana kimś ważnym.
- Owszem, matką mojego dziecka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 21:31, 20 Sie 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:22, 20 Sie 2017    Temat postu:

Ach! Adaś znów jest sobą. Ten sarkazm ... plus chęć uduszenia panny Emmy gołymi rękami. Dodam, że Emma "zapracowała" sobie na "życzliwość" Adasia. Bardzo interesujący odcinek. Liczę, że to obiecujący wstęp do dalszych działań stęsknionego tatusia ....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 23:45, 20 Sie 2017    Temat postu:

Zgadzam się, że życzliwość Emmy była porażająca Mruga Nie dziwię się Adamowi, że ogarnęła go ochota ukrócić ten festiwal uprzejmości

Ciekawa jestem jak wyglądać będzie spotkanie Adama, Bena i Josha. Ale niemniej ciekawa jestem tego, jaka będzie reakcja Ann... mam nadzieję, że życzliwa opieka sprawi, że jej stan wkrótce się poprawi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:27, 22 Sie 2017    Temat postu:

A oto i ciąg dalszy działań Adasia. Mruga Jak na razie to będzie miał pod górkę Twisted Evil


Po wyjściu Adama zapadła cisza. Tak Aurora, jak i Emma zaskoczone były oświadczeniem mężczyzny. Obie były pewne, że ojcem małego Joshui był zmarły mąż Ann, a tu nagle taka sensacja. Emma nie byłaby sobą gdyby nie skomentowała całej tej sytuacji mówiąc:
- Proszę, proszę, ale się porobiło. Myślisz, że to prawda?
- Co znowu? – Aurora westchnęła z dezaprobatą.
- No to, co powiedział ten arogant. Tatuś Josha się znalazł – prychnęła z pogardą Emma wzruszając przy tym ramionami. – Jeżeli to prawda to, dlaczego tak długo się ukrywał? A swoją drogą ciekawe, co powie pani Emily, jak się dowie? Ona tak kocha małego. Myślisz, że to się zmieni, gdy prawda wyjdzie na jaw?
- Emmo, to nie nasza sprawa – odparła Aurora.
- Być może, nawet ich wyrzuci – powiedziała nie zwracając uwagi na słowa koleżanki. - I co wtedy zrobi biedna pani Ann, bo przecież ten Cartwright z nią się nie ożeni. Może detektyw Tucker, kto wie? Jest jej taki oddany. Chyba nawet ją kocha, ale czy wystarczy mu tej miłości, żeby opiekować się kaleką i jej dzieckiem? Nie wiem, doprawdy nie wiem – Emma pokręciła głową. – A ty, co stoisz taka naburmuszona?
- Nie powinnaś tak mówić. To podłe.
- Nie zgrywaj takiej świętej – parsknęła śmiechem Emma. - A poza tym cóż takiego powiedziałam? Ten cały Cartwright pojawia się znikąd i mówi, że jest ojcem Josha. Kto, go tam wie? A może to jakiś wariat?
- Emmo, tak nie można. Nie znamy przecież pana Cartwrighta.
- Jak dla mnie to wariat – stwierdziła Emma. – Widziałaś przecież, jak mnie potraktował. Gdyby Henry był z nami, to dopiero by mu pokazał.
- Och Emmo, czy mam ci przypomnieć, jak zachowałaś się w stosunku do pana Cartwrighta?
- Fakt, może i trochę przesadziłam.
- Przesadziłaś? – Aurora z kpiną popatrzyła na Emmę.
- Oj tam – kobieta wzruszyła ramionami. – Przecież wiesz, że ze mną już tak jest, co w sercu to na języku.
- Radziłabym ci, żebyś tych swoich przemyśleń nie powtarzała pani Emily. Ona i tak ma wystarczająco dużo kłopotów. Niepotrzebne jej kolejne.
- Chyba masz rację. Będę trzymać język za zębami, o ile mi się uda.
- Emmo…
- No, co znowu?
- Już nic – Aurora z politowaniem pokiwała głową. – Lepiej weźmy się za sprzątanie.
- Zastanawiam się, po co właściwe to robimy, przecież twój stryj powiedział, że znajdzie nam nowy lokal.
- A słyszałaś, co powiedziała pani Emily?
- Jasne, że słyszałam.
- To łap za miotłę i nie łam sobie niepotrzebnie głowy, bo to…
- … nie nasza sprawa – dopowiedziała Emma i mrugnęła do Aurory okiem.
Tymczasem Adam po opuszczeniu sklepu biegł ile sił w nogach. Wciąż padał śnieg z deszczem, a wiatr nawet się wzmógł. W połowie Stanyan Street Adam przystanął zmęczony. Miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi. Osłabienie chorobą dało o sobie znać i musiał, choć trochę odpocząć. Dłużą chwilę stał wspierając się ręką o latarnię i łapczywie chwytając powietrze. Mijający go ludzie przyglądali się mu z zainteresowaniem. Adam miał nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł, żeby pośpieszyć mu z pomocą. Nerwy miał napięte jak postronki i po prostu nie zniósłby niczyjego zainteresowania. Trzy razy głęboko zaczerpnął powietrza i wreszcie poczuł się na tyle dobrze, żeby ruszyć dalej. Nie biegł już tylko szedł dość szybkim krokiem. Po kilku minutach skręcił w Parnassus Avenue i od razu spostrzegł trzypiętrowy budynek szpitala. Pierwszą osobą, którą zobaczył po wejściu do obszernego szpitalnego korytarza była zakonnica w białym habicie i równie białym kornecie przysłaniającym jej twarz.
- Siostro! – krzyknął.
- Słucham cię synu – zakonnica przystanęła i spojrzała na Adama. Była to starsza może sześćdziesięcioletnia kobieta o niezwykle niebieskich oczach i twarzy łagodnej wręcz uduchowionej.
- Szukam Ann Stanton. Przywieziono ją tu trzy tygodnie temu. Chciałem dowiedzieć się jak ona się czyje?
- A kim pan jest dla Pani Stanton?
- Znajomym. Nazywam się Adam Cartwright. Dopiero, co wróciłem z dalekiego rejsu i właśnie dowiedziałem się, że pani Stanton została ranna w pożarze. Czy może mi siostra powiedzieć, gdzie ją znajdę?
- Przykro mi, ale to niemożliwe – odparła. - Poproszono nas o nieudzielanie informacji na temat pani Stanton.
- Nie rozumiem siostro – powiedział zaskoczony Adam. – Kto wydał ten zakaz?
- To nie zakaz a prośba, prośba narzeczonego pani Stanton.
- Rogera Tuckera? – spytał chłodno Adam.
- Zna go pan?
- Owszem.
- To bardzo miły, młody człowiek, a do tego niezwykle oddany rannej. Tak, więc proszę nie nalegać, bo i tak nic pan nie wskóra.
- Ale ja muszę ją zobaczyć! Siostra nie rozumie?! – krzyknął Adam.
- Panie Cartwright, o ile dobrze zapamiętałam pańskie nazwisko, bardzo proszę nie podnosić głosu. Tu leżą ciężko chorzy ludzie wymagający spokoju i ciszy. Rozumiem, że niepokoi się pan o swoją znajomą, ale takim zachowaniem nic pan nie zyska. Najlepiej byłoby gdyby najpierw skontaktował się pan z narzeczonym chorej lub jej szwagierką. Jeżeli oni pozwolą panu na złożenie pani Stanton wizyty szpital nie będzie miał nic przeciwko temu.
- Ale ja mam prawo zobaczyć Ann, to znaczy panią Stanton – odparł zdeterminowany Adam. – Siostro ona jest…
- Panie Cartwright, co pan tu robi? – męski głos przerwał mu w pół zdania. Adam powoli odwrócił się i stanął oko w oko z Rogerem Tuckerem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 17:36, 25 Sie 2017    Temat postu:

Kolejny smakowity, interesujący kawałek historii. Ale co dalej? Emma jest niesamowita, ale bardzo sympatyczna. Wygadana, czasem opryskliwa, ale bardzo lojalna wobec przyjaciół. Adaś nie tylko z Joshem będzie miał problem. Aurora ma chyba bardzo dobry charakter, Jest spokojna i taktowna. Świetne dopełnienie Emmy. Tucker wie, że Adam jest ojcem Josha i głupio pyta się "Panie Cartwright, co pan tu robi?" Czekam na kontynuację ... niecierpliwie czekam ... Padam

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 17:37, 25 Sie 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 15:41, 26 Sie 2017    Temat postu:

Och, od razu "głupio pyta". Adam mógł mieć przecież mieć najróżniejsze powody, by znaleźć się w tym szpitalu i krzykiem dopominać się uwagi. A Tucker raczej nie miał powodu, by spodziewać się spotkać Adama w szpitalu. No to się spytał. Logiczne Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 16:50, 26 Sie 2017    Temat postu:

Istotnie, Tucker mógł się zdziwić na widok Adama, ale przecież detektyw wiedział o tym, że Adam jest facetem z przeszłości Ann. Josh jest tego dowodem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:06, 26 Sie 2017    Temat postu:

Ja ze swej strony mogę zapewnić, że obaj panowie będą mieli sobie sporo do powiedzenia Dancing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:07, 26 Sie 2017    Temat postu:

Kiedy!!!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:08, 26 Sie 2017    Temat postu:

Dołączam się do pytania Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:25, 26 Sie 2017    Temat postu:

Już, już... wklejam Mruga


- Chyba się przesłyszałem? – Adam z niedowierzaniem popatrzył na Tuckera. – Pan mnie pyta, co ja tu robię?
- Przepraszam, ale nie spodziewałem się pana tak wcześnie.
- Doprawdy? Przecież znał pan datę mojego powrotu do kraju, a poza tym dzisiaj byliśmy umówieni w pana biurze.
- Zapomniałem – odparł Tucker. - Proszę wybaczyć, ale miałem mnóstwo spraw do załatwienia.
- Było ich tak dużo, że zapomniał pan o kliencie, który panu całkiem nieźle płaci? – Adam z ironią popatrzył na mężczyznę.
- Czasem tak bywa – odparł beznamiętnie Tucker.
- Wynająłem pana, żeby chronił pan panią Stanton i jej syna. Wracam do kraju i co zastaję? Kobieta, którą powierzyłem pan opiece znalazła się w szpitalu. Dobrze, chociaż, że dziecku nic się nie stało. Czy pan sobie zdaje sprawę z tego, co pan zrobił, a właściwie, czego nie zrobił? Pana działania były nad wyraz nieprofesjonalne. Nie pozostaje mi nic innego jak złożyć na pana skargę i zrobić wszystko, żeby cofnięto panu licencję prywatnego detektywa – powiedział ostrym tonem Adam. – A teraz niech mi pan zejdzie z drogi. Chcę zobaczyć panią Stanton i nikt mi w tym nie przeszkodzi.
- Nigdzie pan nie pójdzie. Nie pozwalam – powiedział stanowczo Roger.
- Co takiego? Pan mi nie pozwala? To chyba jakieś żarty – Adam parsknął śmiechem.
- Nie, mówię poważnie. Moja narzeczona jest ciężko ranna i potrzebuje spokoju.
- Narzeczona?
- Cóż w tym dziwnego?
- Szybko się uwinąłeś, co? – spytał czując wzbierający gniew Adam.
- A niby, co ci do tego? Kocham Ann i zamierzam ją poślubić, a ty Cartwright nie masz nic do powiedzenia.
- Chcesz się założyć?
- Nie będę się zakładał z kimś takim jak ty – warknął Tucker. – Co z ciebie za człowiek? Zostawiłeś ją na pastwę losu. Gdyby nie Stanton, to nie wiadomo jak by skończyła i co stałby się z jej dzieckiem. Kim ona właściwie dla ciebie była? Romansem, przygodą?! Wykorzystałeś ją Cartwright i to, że była dziewczyną z saloonu nie ma nic do rzeczy. Jesteś zwykłym egoistycznym łajdakiem.
- Tucker, jeszcze jedno słowo, a dam ci w zęby – wycedził z wściekłością Adam. – Nie masz prawa mnie osądzać. Nic nie wiesz o moich relacjach z Ann.
- To oświeć mnie. Może ci uwierzę – zakpił Roger.
- Przed tobą akurat nie zamierzam się tłumaczyć.
- I bardzo dobrze, bo ja nie mam zamiaru dłużej ciebie słuchać. I nie waż się narzucać Ann. Nie pokazuj się jej na oczy.
- Jeśli tak stawiasz sprawę, to zapytajmy Ann czy życzy sobie moich wizyt. Mam prawo interesować się jej zdrowiem, ponieważ jest matką mojego syna. I ty Tucker na pewno mi w tym nie przeszkodzisz.
- Tatuś się odezwał – sarknął Roger. – A gdzie byłeś przez te wszystkie lata?
- Powiedziałem już, to nie twoja sprawa.
- Moja, bo kocham tę kobietę i nie pozwolę, żebyś znowu ją skrzywdził. I nie myśl sobie, że jeśli twój ojciec zabrał Josha do Ponderosy, to mały tam zostanie.
- Co takiego? Josh jest pod opieką mojego ojca? – słowa Tuckera wprawiły Adama w osłupienie.
- Nie udawaj, że nie wiesz! Nie mam pojęcia, jak twój ojciec omotał biedną panią Emily, ale zrobił to i chłopiec jest z nim. Ja jednak tego tak nie zostawię. Odbiorę go wam. Chłopiec jest tylko Ann, a ojca niedługo będzie miał i to na pewno nie będziesz ty Cartwright. Daję ci na to moje słowo.
Twarz Adama stężała, a oczy nabiegły mu krwią. Ostatkiem sił powstrzymując się przed wybuchem jednym płynnym ruchem złapał Tuckera za poły marynarki i wysyczał:
- Wara ci od mojego syna. Nigdy nie pozwolę, żebyś się do niego zbliżył, a co dopiero wychowywał. Zapamiętaj to sobie Tucker, a teraz z drogi, bo nie ręczę za siebie.
- Panowie uspokójcie się, bo każę was stąd wyrzucić – powiedział stanowczym, donośnym głosem lekarz sprowadzony w międzyczasie przez zakonnicę, z którą wcześniej rozmawiał Adam. – Do czegóż to podobne? Tak można zachowywać się w tawernie portowej a nie w szpitalu.
- Ma pan rację doktorze – pierwszy oprzytomniał Adam – proszę wybaczyć.
- Nie wiem, co panów tak wyprowadziło z równowagi, ale nerwy są zazwyczaj złym doradcą.
- Trudno się z panem nie zgodzić – powiedział Tucker.
- Cieszę się, że to sobie ustaliliśmy. A teraz ostrzegam panów, jeszcze jeden taki incydent, a nigdy więcej nie wejdziecie do tego szpitala, no chyba, że jako pacjenci – rzekł doktor spojrzawszy znacząco na obu mężczyzn.

- To jak? Nadal będziemy skakać sobie do oczu? – spytał Adam, gdy lekarz upewniwszy się, że obaj panowie ochłonęli, zostawił ich samych w szpitalnym korytarzu.
- To ty zacząłeś – zauważył Tucker.
- Nie zmierzam się z tobą licytować – odparł Adam – i wiedz, że Ann jest dla mnie bardzo ważna. To, że nie obwieszczam tego wszem i wobec to nie znaczy, że nie darzę jej szacunkiem i pewnego rodzaju uczuciem.
Tucker popatrzył na niego spod przymrużonych powiek. Jego twarz wyrażała ironię w czystej postaci.
- Pewnego rodzaju uczuciem. – Rzekł i kręcąc z politowaniem głową dodał: - dobre sobie! Wiesz, co Cartwright? Coś z tobą jest nie tak. Zachowujesz się jak pies ogrodnika i właśnie dlatego nie chcę żebyś zbliżał się do Ann, bo ona… ona wciąż ma nadzieję… wciąż na ciebie czeka. A ty? Przecież jej nie kochasz. Ja za to cały świat rzuciłbym jej do stóp.
- A więc to tak – powiedział z przekąsem Adam. - Ann dała ci kosza?
- Usuń się Cartwright i zostaw ją wreszcie w spokoju. Ona otarła się o śmierć i potrzebuje dużo troski. Jeżeli faktycznie zależy ci na tym, aby twój syn miał matkę to natychmiast wyjdziesz z tego szpitala.
- Nie licz na to Tucker. I powiem ci coś, choć i tak mi nie uwierzysz. Nic nie wiedziałem o Joshu, ale bardzo go kocham. Jego matkę również, choć zabrała mi siedem lat życia mojego dziecka. Nie słyszałem jego pierwszych słów, nie widziałem jak stawiał pierwsze kroki, nie nosiłem go na rękach, gdy był maleńki i nie robiłem wielu innych rzeczy, które zwykle robi ojciec. Gdyby tylko dała mi szansę, wykorzystałby ją i stworzył dla niej i naszego dziecka prawdziwy dom. Nie wiem, dlaczego tak postąpiła, ale teraz to nie ma znaczenia. Liczy się tylko ona i Josh. Dla nich dwojga wróciłem do kraju. I zrobię wszystko, żeby zdobyć jej zaufanie. A ty, jeśli spróbujesz mnie powstrzymać drogo za to zapłacisz. To, co? Powiesz mi, w której sali leży Ann? Czy sam mam ją odnaleźć?
- Idź do diabła! – warknął Tucker.
- To zdaje się miało znaczyć „nie” – stwierdził z sarkazmem Adam, a ujrzawszy na końcu korytarza pielęgniarkę, wyminął Rogera, podszedł do niej i zapytał o Ann. Kobieta zanim mu odpowiedziała spojrzała pytająco na Tuckera. Ten z ciężkim sercem skinął przyzwalająco głową, a wtedy ona udzieliła Cartwrightowi informacji.
Zgodnie ze wskazówkami pielęgniarki Adam odszukał salę, w której przebywała Ann i pchnąwszy przymknięte drzwi wszedł do środka. Sala była duża, widna, przedzielona parawanami. W powietrzu czuć było tak typowy dla szpitali zapach medykamentów. Spostrzegł ją od razu. Ann leżała na łóżku pod oknem. Jedną z zagipsowanych nóg umieszczoną miała na płóciennym wyciągu, pod drugą leżał zrolowany koc. Jej twarz niezwykle blada, prawie biała stapiała się nieomal z bielą poduszki, na której była wsparta. Oczy miała zamknięte, oddychała spokojnie, a jej pierś unosiła się lekko, prawie niedostrzegalnie. Najwidoczniej spała. Wyglądała przy tym, jak mała, bezbronna dziewczynka. Adamowi wzruszenie ścisnęło krtań. Obok łóżka rannej z głową zwieszoną i wspartą na ręku siedziała Emily. Nagle Ann uchyliła powieki i powiodła wzrokiem ponad ramieniem kobiety. Po dłuższej chwili uśmiech rozświetlił jej twarz.
- Adam… Adam… jesteś… – wyszeptała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Sob 22:27, 26 Sie 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 10:19, 27 Sie 2017    Temat postu:

Wiem, że nie jest to zgodne z intencjami autorki, ale moja sympatia zdecydowanie jest po stronie Tuckera. Adam się zachowuje nie dość, że jak pies ogrodnika, to jeszcze jest bezczelny. Zachowuje się jakby miał prawo do wszystkich i wszystkiego zły: Wiem, że zapewne w tej chwili jest silnie wzburzony i poirytowany a w takich chwilach mówi się różne rzeczy, ale bez przesady!

Cytat:
Czy pan sobie zdaje sprawę z tego, co pan zrobił, a właściwie, czego nie zrobił? Pana działania były nad wyraz nieprofesjonalne. Nie pozostaje mi nic innego jak złożyć na pana skargę i zrobić wszystko, żeby cofnięto panu licencję prywatnego detektywa – powiedział ostrym tonem Adam.

Adam zdecydowanie się tutaj zagalopował - wynajął w końcu prywatnego detektywa, nie cudotwórcę. Do tego nie zna całego obrazu sytuacji, a grozi krokami prawnymi i zniszczeniem reputacji?

Adam może i przyzwyczaił się, że wydaje rozkazy wszystkim i wszystkiemu, ale w tej sytuacji naprawdę musi przyjąć do wiadomości, że sytuacja zakłada więcej zmiennych i jest bardziej nieprzewidywalna Confused Szczerze mówiąc, to będąc tam na miejscu miałabym wielką ochotę dać mu w nos. Pan i władca się znalazł zły:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:42, 27 Sie 2017    Temat postu:

Intencje autorki dla samej autorki są wielką niewiadomą Mruga Senszen, cieszy mnie, że tak właśnie odebrałaś ten fragment opowiadania. Twoja sympatia dla Tuckera jest, jak najbardziej zrozumiała, jednakże chciałam zwrócić Ci uwagę, że Roger w rozmowie z Adamem też nie był w porządku. Przedstawił mu się jako narzeczony Ann, a przecież nim nie jest. W dniu pożaru Ann wyraźnie oznajmiła mu, że nie zostanie jego żoną. Nie miał więc prawa opowiadać Adamowi niestworzonych bajek. Owszem Roger uratował jej życie, pomaga jej i Emily w trudnych chwilach, ale czy masz pewność, że kiedyś nie zażąda zapłaty za swoją uczynność? Teraz wydaje się bezgranicznie oddany Ann, twierdzi, że ją kocha, że chce ochronić przed Adamem, ale czy faktycznie tak jest?
Z kolei Adam zachował się tak jakby giez go ugryzł w... wiadomo, co. Mruga Jest rozdrażniony, a właściwie, jak napisałaś wzburzony. Adam nigdy nie lubił, gdy coś wymykało mu się spod kontroli. Być może działa podobnie, jak to miało miejsce w przypadku jego znajomości z Laurą. Tyle tylko, że tu chodzi również o jego syna. Pamiętajmy jeszcze, że Adam napisał list, który przejął Roger. Co prawda oddał go Ann, ale ona go nie przeczytała. List może tu być kluczem do całej tej - przyznaję - dziwnej sytuacji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 12, 13, 14 ... 69, 70, 71  Następny
Strona 13 z 71

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin