Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Po drugiej stronie strachu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15 ... 69, 70, 71  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 16:10, 27 Sie 2017    Temat postu:

Cytat:
Owszem Roger uratował jej życie, pomaga jej i Emily w trudnych chwilach, ale czy masz pewność, że kiedyś nie zażąda zapłaty za swoją uczynność?

w zasadzie takie pytanie to można sobie zadawać w każdej sytuacji. Jednak zakładanie, że każdy akt życzliwości wymagać będzie rewanżu i zapłaty trochę godzi w prawidłowość funkcjonowania społeczeństwa Wesoly
Ale zgadzam się, że panowie nie zachowują się w porządku. Tak Tucker jak i Adam. Co do sprawy ojcostwa... Jestem w stanie zrozumieć, że Adam ma żal o stracone chwile (oczywiście, przy założeniu, że w normalnych warunkach by je zauważał, ale to na marginesie uwaga), ale chyba powinien poświęcić chwilę na refleksje co poszło nie tak, że Ann zdecydowała się na taki a nie inny krok...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Senszen dnia Nie 16:23, 27 Sie 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:34, 27 Sie 2017    Temat postu:

Panowie zachowują się niczym zadziorni trzylatkowie okładający się łopatkami i wiaderkami w piaskownicy. Dobrze, że na korytarzu, a nie przy łóżku Ann, bo pewnie ciągnęliby za gips. Każdy w swoją stronę. Adam pewnie głupio się czuje, kiedy detektyw, którego wynajął do ochrony Ann i synka pragnie uszczknąć coś dla siebie. Który z nich zostanie z Ann i Josh'em? Tylko autorka wie i pewnie nam napisze. Dzisiaj? Padam

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 18:35, 27 Sie 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 9:33, 28 Sie 2017    Temat postu:

Senszen napisał:
Cytat:
Owszem Roger uratował jej życie, pomaga jej i Emily w trudnych chwilach, ale czy masz pewność, że kiedyś nie zażąda zapłaty za swoją uczynność?

w zasadzie takie pytanie to można sobie zadawać w każdej sytuacji. Jednak zakładanie, że każdy akt życzliwości wymagać będzie rewanżu i zapłaty trochę godzi w prawidłowość funkcjonowania społeczeństwa Wesoly

I tu zgadzam się z Tobą, tyle tylko, że życie nieraz potrafi nas zaskoczyć i to niekoniecznie pozytywnie. To co wydawałoby się normalnym funkcjonowaniem społeczeństwa bywa mocno zaburzone. Nie chcę przez to powiedzieć, że Tucker wystawi Ann rachunek, ale przecież tak może być. Zwłaszcza, że jemu wydaje się, że kocha Ann. Chce udowodnić sobie i innym, że i on ma prawo do szczęścia, że potrafi kochać. To, że Ann nie odwzajemnia uczuć jakoś mu nie przeszkadza. Mad

Ewelina napisał:
Adam pewnie głupio się czuje, kiedy detektyw, którego wynajął do ochrony Ann i synka pragnie uszczknąć coś dla siebie.


Z Adama wyszły jego najgorsze cechy. Mruga Przyjeżdżając do szpitala miał pewien plan. Tucker mu go zaburzył. Stąd to "okładanie się łopatkami". Inna sprawa, że Adam zwykle budził się z letargu, wtedy gdy ktoś chciał zabrać mu coś, co było na wyciągnięcie dłoni. Czyli faktycznie wychodzi z Adasia pies ogrodnika Laughing

Kolejny odcinek wkleję najprawdopodobniej we wtorek Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 15:57, 28 Sie 2017    Temat postu:

Obietnicy nie dotrzymam Smutny kolejny odcinek wklejam już dzisiaj przewala oczami


Dzień pomału wstawał nad Ponderosą. Było szaro i mgliście. Na podwórzu połyskiwały kałuże pozostawione przez topniejący śnieg. Joshua Stanton oparty łokciami o parapet wyglądał przez okno. Obudził się przed piątą rano i nie mógł już zasnąć. Śniła mu się mama. Bardzo za nią tęsknił i wszystko oddałby, żeby wreszcie z nią być. Pomyślał, że gdyby był straszy, to wsiadłby do dyliżansu i pojechał do San Francisco, do mamy, a tak musi mieszkać u dziadka. Dziadek Ben pojawił się w jego życiu zupełnie nieoczekiwanie. Prawdę mówiąc nie przypuszczał, że w ogóle ma jakiegoś dziadka. Marzył jedynie, że kiedyś pozna swojego prawdziwego tatę. Wyobrażał sobie, że to będzie szczególny dzień i że ten wyśniony tata powie mu, jak bardzo go kocha i jak długo go szukał. Nie przypuszczał tylko, że tatą okaże się pan Adam. Gdyby nie pożar sklepu cioci Emily i ciężka choroba mamy pewnie nigdy nie dowiedziałby się prawdy. Dopiero dziadek Ben powiedział mu, że ma ojca i dwóch stryjów. Nie odpowiedział mu tylko na pytanie, dlaczego tata, go nie chciał, bo skoro nie przyznał się, kim jest to znaczy, że go nie chciał. Josh westchnął ciężko i posmutniał. Tęsknota za ciepłymi ramionami mamy uderzyła ze zdwojoną siłą. Łzy zakręciły się w oczach chłopca i spłynęły po policzkach. Starł je szybko dłonią zwiniętą w piąstkę. Nie chciał płakać, ale samo jakoś tak wychodziło. Dziadek Ben to rozumiał i nigdy nie robił mu z tego powodu uwag. Nie to, co stryj Joseph. W gruncie rzeczy to dziadek Ben był fajny. Tyle tylko, że dziadek to nie mama. Josh właściwe nie pamiętał, jak to jest być pod opieką mężczyzny. Michael Stanton, którego uważał za ojca umarł, gdy chłopczyk był mały. Od tamtej pory Josh zawsze był razem ze swoją mamą lub ciocią Emily. Czasami też opiekowała się nim Emma Clark pracownica jego ciotki. Teraz miał wokół siebie samych mężczyzn. Dziadka Bena polubił jeszcze w San Francisco. Ten straszy, siwy pan był dla niego niezwykle miły i zawsze miał dla niego czas. Pokazał mu Ponderosę, wszędzie ze sobą zabierał, a wieczorami grał z nim w warcaby. Ostatnio obiecał, że nauczy go grać w szachy i że na wiosnę kupi mu kucyka. Najciekawiej jednak było, gdy Josh kładł się spać. Wtedy przychodził dziadek i czytał mu na dobranoc podróżnicze książki lub opowiadał o swoich morskich przygodach. Kiedyś wspomniał o jego prawdziwym ojcu Adamie, ale Josh udał, że śpi. Nie chciał o nim rozmawiać, bo musiałby się przyznać, że jest na tatę zły. A gdy któregoś dnia dziadek Ben chciał mu przeczytać fragment książki zatytułowanej „Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi” Josh powiedział, że to nudna książka, a postać kapitana Nemo jest głupia.
Josh bardzo lubił stryjka Hossa, który był równie miły, co dziadek i często nosił go na barana. A odkąd obiecał mu, że nauczy go jeździć konno, chłopak snuł się za nim niczym cień. Fajny też był zarządca Ponderosy Candy. Miał taki ciepły, serdeczny uśmiech. Czasami zabierał go ze sobą do Virginia City i tam kupował mu kolorowe cukierki w papierowym rożku. To od niego Josh dostał swój pierwszy scyzoryk, za co zresztą Candy’ego skrzyczał dziadek Ben. Stryja Josepha nie lubił. Może, dlatego, że stryj uśmiechał się do innych, a do niego nie. Kiedyś usłyszał, jak powiedział do miłego szeryfa Fostera, że Adam podrzucił im dzieciaka i teraz mają tylko problem z tym adamowym podrzutkiem. A przecież jego, Josha nikt nigdzie, ani nikomu nie podrzucał, więc dlaczego stryj Joe tak powiedział? Chłopiec nie mógł się z tym pogodzić. Chodził markotny, co oczywiście zwróciło uwagę Hossa. Mężczyzna szybko wydobył z chłopca powód jego zmartwień. Powiedział mu, żeby nie przejmował się słowami stryja Joe, bo on często mówi, co mu ślina na język przyniesie. Musiał jednak trochę się zdenerwować, bo miał taką dziwną minę. Potem stryj Joe zaczął unikać Josha i prawie w ogóle się do niego nie odzywał. Zresztą i Josh stosował podobną taktykę.
Joshua głośno pociągnął nosem. Tyle się wydarzyło od dnia, w którym spłonął sklep cioci Emily. Nigdy nie przypuszczał, że będzie tak daleko od domu i że pozna nowych kolegów. Od tygodnia chodził do nowej szkoły. Trochę bał się, jak zostanie przyjęty przez dzieci i panią nauczycielkę. Okazało się, ze wszyscy byli dla niego bardzo mili. Candy powiedział, że to, dlatego, że w klasie jest więcej dziewczynek niż chłopców. Dodał, że Josh jest przystojnym kawalerem i wszystkie koleżanki robią do niego słodkie oczy. Chłopiec za bardzo nie wiedział, co to znaczy „robić słodkie oczy”, ale postanowił przy okazji zapytać o to dziadka. Tymczasem na podwórzu zaczął się ruch. Przyjechali jacyś mężczyźni. W jednym z nich Joshua rozpoznał szeryfa Clema Fostera. Z ciekawością przytknął nos do szyby. Po chwili z domu wyszedł dziadek Ben i stryjowie. Szeryf zsiadł z konia i przywitał się z gospodarzem, a jego synów pozdrowił skinieniem głowy. O czymś rozmawiali. Dziadek Ben był wyraźnie zdenerwowany podobnie jak stryj Hoss i Joe. Josh dałby dużo, żeby dowiedzieć się, co takiego się stało. Może przy śniadaniu dziadek coś powie, pomyślał chłopiec patrząc za odjeżdżającym szeryfem i jego ludźmi.
Skrzypnięcie drzwi spowodowało, że Josh aż podskoczył uderzając głową w okienną klamkę. Rozcierając sobie czoło odwrócił się i zobaczył stojącego przed nim stryjka Hossa.
- A ty, dlaczego nie śpisz smyku?
- Nie mogłem spać – odparł Josh i zmieszany spuścił wzrok.
- Tęsknisz?
- Skąd stryjek wie? – spytał zaskoczony Josh.
- Też byłem chłopcem – odparł uśmiechając się Hoss. – No, wskakuj do łóżka. Jest jeszcze wcześnie. Hop Sing dopiero zaczął krzątać się po kuchni.
- Stryjku, wyjrzałem przez okno i zobaczyłem, szeryfa. Czy coś się stało?
- Nic takiego, czym musiałbyś się martwić.
- Naprawdę? Wszyscy byli bardzo zdenerwowani – powiedział przejęty Josh.
- No, dobrze powiem ci, bo i tak się dowiesz. W nocy źli ludzie napadli na bank w Virginia City. Ukradli wszystkie pieniądze i złoto. Zranili pana Morrisa. Szeryf Foster i jego ludzie ruszyli w pogoń. Okoliczni ranczerzy mają przyłączyć się do obławy. Dziadek, Candy i ja z grupą naszych pracowników dołączymy do nich po śniadaniu.
- To niebezpieczne?
- Trochę tak – odparł Hoss – ale ty się nie martw. Joe z tobą zostanie.
- A ty stryjku nie możesz? – Josh był wyraźnie rozczarowany.
- Nie, nie mogę – zaśmiał się Hoss. – Pakuj się do łóżka. Stryjek Joe dobrze się tobą zajmie. Nie masz się, czego obawiać.
- No, nie wiem – westchnął ciężko chłopiec.
- Co się dzieje? Czy Joe znowu ci dokuczył?
- Nie stryjku. Właściwie to jest miły.
- Właściwie?
- Tak, ale ja go nie lubię.
- Dlaczego?
- Bo źle mówił o moim tacie. Wiesz stryjku, to, że ja jestem zły na tatę, to jeszcze nie znaczy, że inni mogą mówić o nim źle. Choć nie chciał mi powiedzieć kim jest, to przecież mój tata, prawda?
- Tak Josh, to twój ojciec i wcale nie jest tak, jak ci się wydaje – powiedział poważnie Hoss.
- A, jak stryjku? Jak?
- Myślę, że już wkrótce sam będziesz mógł o to zapytać swojego ojca.
- To on przyjedzie? Dziadek mówił, że może dopiero w lutym.
- To miała być niespodzianka, ale tak niedługo się go spodziewamy – odparł uśmiechając się Hoss. – Dość tych rozmów. Spróbuj się zdrzemnąć. Zawołam cię na śniadanie.
- Dobrze stryjku – powiedział Josh, ale po jego podekscytowanej buzi widać było, że już nie zaśnie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 19:50, 29 Sie 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 13:45, 29 Sie 2017    Temat postu:

Josh jest uroczym, mądrym dzieckiem. Jak widać świetnie dogaduje się z Benem i Hossem. Niestety Joe znów nie stanął na wysokości zadania i "chlapnął" coś w rozmowie. Miałabym ochotę go udusić, ale to Joe ... niezbędna czarna owieczka rodzinki. Fragment rozczulający i ciekawy. Mam nadzieję, że jest wstępem do dalszego rozwoju akcji. Jest?!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:09, 29 Sie 2017    Temat postu:

Być może Joe z czasem zmieni swoje nastawienie do bratanka. Ewelino, masz rację, ten fragment jest wstępem do zapętlenia akcji Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:43, 29 Sie 2017    Temat postu:

Uwielbiam dobre zapętlenia akcji Hurra Hurra Hurra

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:48, 29 Sie 2017    Temat postu:

Czy będzie dobre to tak do końca nie wiem Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:52, 29 Sie 2017    Temat postu:

Ja tam w to wierzę Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 9:13, 31 Sie 2017    Temat postu:

W celu zapętlenia akcji wklejam króciutkie wprowadzenie Mruga


Zaraz po śniadaniu tak jak zapowiedział Hoss ruszono z pomocą szeryfowi Fosterowi. Teren do przeczesania był ogromny i nie najłatwiejszy. Pełen skalnych rozpadlin, małych jaskiń i trudno dostępnych miejsc sprzyjał złoczyńcom. Również czas był ich sprzymierzeńcem. Mimo to szeryf był pewien, że ich ujmie. Postawił to sobie za punkt honoru. Bank, w którym większość mieszkańców Virginia City ulokowało swoje oszczędności został doszczętnie ograbiony. Wśród klientów banku byli tacy, którzy stracili dorobek całego życia, nic, więc dziwnego, że szeryf z niezwykłą zaciętością ścigał złodziei.
Joshua podekscytowany wiadomością o ojcu z apetytem zjadł śniadanie, co nie uszło uwadze Bena. Nawet perspektywa spędzenia dnia pod opieką stryja Josepha nie wydawała się tak straszna, jak początkowo mu się wydawało. Gdy wreszcie zostali sami, a na ranczu zapanował wyjątkowy, jak na tę porę dnia spokój, Joe spoglądając na swojego bratanka spytał:
- Może ci poczytać?
- Potrafię czytać – odburknął chłopiec.
- Racja, przecież chodzisz do szkoły. A lubisz swoją nauczycielkę pannę Carter?
- Lubię.
- A kolegów i koleżanki.
- Lubię.
- A mnie?
- Nie – wypalił odruchowo Josh i mocno poczerwieniał.
- To wreszcie, co nieco sobie wyjaśniliśmy – stwierdził siadając na kanapie Joseph. – Jesteś taki, jak twój ojciec… prawdomówny aż do bólu.
- Naprawdę?
- Tak. I jesteś do niego bardzo podobny.
- Dziadek też tak mi mówił – odparł nie patrząc na stryja Josh. Siedział w fotelu majtając nogami i wcale nie żałował, że powiedział stryjowi, że za nim nie przepada. Zresztą stryj wcale się nie zdenerwował, był raczej rozbawiony. Josh nie miał pojęcia, co o tym myśleć, ale wiedział jedno, że dorośli są bardzo dziwni.
- Nie lubisz mnie i to już sobie ustaliliśmy – stwierdził Joe – ale skoro mamy ten dzień spędzić wspólnie proponuję zawieszenie broni. Co ty na to?
- A na czym to miałoby polegać? – spytał z ogromną powagą Josh.
- Spróbujmy być dla siebie mili, jak kumple. Odpowiada ci taki układ?
- Ale tylko dzisiaj – zastrzegł z powagą Josh.
- Jak sobie życzysz – odparł z trudem hamując wesołość Joe. – To, co chcesz robić? Może zagramy w warcaby?
- Niech będzie – powiedział nie przejawiając zbytniego entuzjazmu Josh.
- To przygotuj planszę i pionki. Ja tylko na moment zajrzę do stajni i zaraz wracam – rzekł Joe – a i przynieś z kuchni ciastka, które upiekł Hop Sing. Zrobimy sobie ucztę.
- Dobrze stryju – odparł Josh i najpierw pobiegł do kuchni. Joe parsknął cichym śmiechem. Na miejscu małego zrobiłby to samo. Uśmiechając się pod nosem ruszył do drzwi. Gdy je otworzył jego oczom ukazała się lufa rewolweru wycelowana prosto w jego pierś.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:17, 31 Sie 2017    Temat postu:

No i istotnie zapętliłaś. Nie, żeby mi było żal Joe, ale martwię się o Josha. Co z chłopcem? Jest jeszcze za mały, żeby wyciągać wuja z tarapatów (jak to czynił jego tata). Szczerość Josha - bezcenna, choć Joe nie wydaje się zmartwiony. Czyżby Hoss wybił z niego uprzedzenia względem chłopca? Odcinek zapowiada dalsze, emocjonujące wydarzenia. Kiedy dowiemy się kto celował? (zapewne zły człowiek) i jak się to dalej potoczyło? Mniemam, że niebawem się dowiemy. Niebawem? ... Think

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 10:20, 31 Sie 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:02, 31 Sie 2017    Temat postu:

Zgadza się, Hoss przeprowadził z młodszym bratem poważną rozmowę. Mruga
Zapraszam na zapętlenia ciąg dalszy. Cool Na scenie pojawiają się nowe postaci. Wesoly


Joseph z rękoma uniesionymi do góry cofnął się o krok. Nie znał mężczyzny, który mierzył do niego z broni, ale domyślał się, kim on jest. Rosły, ciemnowłosy ze szramą na lewym policzku i w skórzanym, długim płaszczu był tym, którego szukał szeryf Foster. Tymczasem nieproszony gość pchnął Małego Joe w głąb salonu. Tuż za nim weszło do domu dwóch podobnych do niego obwiesiów.
- Niezła hacjenda – mruknął jeden z nich.
- Dick miał rację – rzekł drugi. – Bogato tu. Możemy nieźle się obłowić.
- Zamknijcie jadaczki – warknął ten, który trzymał Cartwrighta na muszce. – A ty – zwrócił się do Josepha - mów, kto oprócz ciebie jest jeszcze w domu.
- Chyba dobrze wiecie, skoro odważyliście się napaść na Ponderosę – odparł donośnie Joe próbując tym samym zyskać na czasie. Miał przy tym nadzieję, że Josh usłyszy podniesione głosy i zostanie w kuchni. – Czego tu chcecie? Szeryf Foster zarządził obławę. Wszędzie pełno ludzi. W każdej chwili może się tu ktoś pojawić.
- Foster i cała ta zbieranina jest teraz daleko stąd. Może nawet już w Reno. – Mężczyzna zaśmiał się, jak z dobrego dowcipu, a kumple mu zawtórowali. - Mamy dużo czasu, żeby wypocząć i nabrać sił przed dalszą podróżą.
- Taka podróż prowadzi prosto na szubienicę, łajdaku! – krzyknął z pogardą Joe i w tym samym momencie silny cios w szczękę powalił go na podłogę. Sekundę później czyjeś kolano z całą siłą przygniotło mu pierś. Poczuł silny odór przetrawionej whiskey i z pozoru spokojny głos powiedział:
- Nieładnie Cartwright. Bardzo nieładnie. Dobry gospodarz zaprasza swoich gości do stołu. A ty, co? – Mężczyzna z dezaprobatą pokręcił głową i dodał: - inny po takich słowach obraziłby się śmiertelnie, ale nie Paco, bowiem Paco, czyli ja, jest niezwykle serdecznym i miłym człowiekiem dopóki ktoś go nie wkurzy, a ty Cartwright, właśnie mnie wkurzyłeś. A, ja tak bardzo chciałem być miły. Widać zasady dobrego wychowania są ci obce – Paco uśmiechnął się z udawanym smutkiem i klepnąwszy Josepha w twarz pozwolił mu wstać z podłogi.
- Można go nauczyć, szefie. – Jeden z towarzyszy Paco zarechotał gromko.
- Ty mnie będziesz uczył kobyli synu? – spytał z ironią Joe.
- A czemu nie? Jestem niezłym nauczycielem – odparł bandzior i widać było, że świetnie przy tym się bawi.
- Nie, Rodrigo – powiedział Paco. - Do takiego, jak on słowa nie docierają, za to czyny i owszem – co mówiąc wymierzył Małemu Joe kolejny cios tym razem w żołądek. Cartwright zgiął się w pół i z cichym jękiem opadł na kolana.
- Szefie ależ on ładnie prosi, żebyśmy tu zostali – Rodrigo zaśmiał się.
- Bardzo ładnie. Tak ładnie, że trudno mu odmówić – odparł rozbawiony Paco. - Chłopcy rozgośćcie się i bierzcie, co chcecie. Wszelkiego dobra tu dostatek.
- Ty Cartwright, gdzie trzymacie pieniądze? – spytał Rodrigo, a jego do tej pory milczący kolega wyraźnie się ożywił.
- W banku, który okradliście nocą.
- Strasznie dowcipny jesteś. Chyba za mało oberwałeś – Rodrigo doskoczył do Josepha z uniesioną dłonią zwiniętą w pięść.
- Rodrigo, nie przed jedzeniem – powiedział Paco krzywiąc z niesmakiem usta.
- Szefie, masz rację. Warto coś wrzucić na ruszt.
- To idź rozejrzyj się, co dobrego mają w kuchni. – Paco wygodnie rozsiadł się w fotelu stojącym tuż przy kominku i spoglądając na Josepha rzekł: - siadaj Cartwright, pogadamy.
- Nie mamy, o czym. Postrzeliłeś kasjera i jeśli on umrze to będziesz wisiał. Wszyscy będziecie wisieli – rzekł krzywiąc się z bólu Joe i jednocześnie niespokojne spoglądając w kierunku kuchni.
- I znowu te niepotrzebne emocje. – Paco strzelił palcami. – Do twojej wiadomości, to nie ja strzelałem do tego głupka. Sam się wystawił. Po co odgrywał bohatera? A teraz siadaj chłoptasiu pókim doby. O właśnie tak. I siedź spokojnie, bo w przeciwnym razie każę cię związać.
- Czego chcesz Paco? – spytał Joe, gdy nieco ochłonął.
- Koni na zmianę, żarcia i tego, co masz w skrytce. Bo przecież macie tu jakąś skrytkę, nieprawdaż?
- Mamy, ale wszystkie pieniądze zdeponowaliśmy w banku. Ty okradłeś bank. Masz, więc nasze pieniądze.
- A ty ciągle swoje – Paco ze zniecierpliwieniem wzruszył ramionami. – Nie wierzę, żeby taki bogacz, jak twój ojciec nie miał gdzieś schowanych pieniędzy.
- Wierz sobie, w co chcesz.
- Jesteś wyjątkowo niemiły i aż się prosisz o nauczkę.
- Nie groź mi! – odparł lodowatym głosem Joe.
- Odważny jesteś, a odwagę cenię, jak nic na tym świecie – powiedział z uznaniem Paco. W tej chwili z kuchni wyszedł Rodrigo niosąc w jednym ręku talerz z resztkami pieczeni, a w drugiej butelkę whiskey. Ramieniem zrzucił ze stołu część talerzy, które stały tam od śniadania. W ich miejsce postawił pieczeń i butelkę z alkoholem.
- Niewiele tego żarcia – stwierdził Rodrigo. – Oni tu chyba głodują?
- Dla nas czterech wystarczy – stwierdził Paco.
- Czterech? – Joe z zaskoczeniem spojrzał na bandziora.
- Nasz przyjaciel Dick sprawdza teren. Ostrożności nigdy dosyć.
- Sprytnie.
- Owszem. Dzięki temu wciąż jestem na wolności.
- To już niedługo – stwierdził Joe. Paco poderwał się z fotela z zamiarem uderzenia Cartwrighta, ale ktoś z impetem otworzył drzwi. Bandyta natychmiast zapomniał o Joe. Cały spięty odruchowo położył dłoń na rękojeści rewolweru. Rozluźnił się, gdy ujrzał w drzwiach czwartego z swoich kompanów, Dicka. Ten popychając przed sobą Josha powiedział:
- Paco zobacz, kogo znalazłem. To szczeniak Cartwrightów. Ukrył się w składziku za stajnią.
- Zostaw go draniu! – krzyknął Joseph, podczas gdy Josh wyrwał się mężczyźnie i przerażony przywarł do stryja. – To tylko dziecko.
- Dziecko? A kąsa, jak wściekły pies – Dick uniósł do góry dłoń, na której widniał ślad po ugryzieniu. - Należy mu się porządne lanie.
- Spróbuj tylko – zagroził Joe tuląc Josha do siebie. Odpowiedział mu śmiech rozbawionych bandziorów.
- Jak ci na imię kawalerze? – spytał Paco, jednym gestem uspokajając swoich kompanów.
- Joshua – odparł chłopiec cały czas trzymając się blisko stryja.
- On jest twoim ojcem? – Paco wskazał na Josepha.
- Nie, to mój stryj.
- Twój ojciec pewnie pomaga szeryfowi?
- Nie. Jest marynarzem.
- Jego szczęście – stwierdził z przekąsem Dick.
- Pływa po morzach i oceanach, i nie boi się piratów? – Rodrigo zrobił zdziwioną minę.
- Mój tata jest odważny, nie tak jak wy! – krzyknął Joshua.
- A w ucho chcesz? – warknął Rodrigo.
- Dobre trzepanie tyłka jeszcze nikomu nie zaszkodziło – zauważył Dick, a jego mina wskazywała, że chętnie przeszedłby od słów do czynu. Joe mając świadomość, że dalsze drażnienie bandytów nie przyniesie niczego dobrego szepnął Joshowi, żeby już nic więcej nie mówił. Tymczasem Paco spojrzał groźnie na swych ludzi i krzyknął:
- Obaj się zamknijcie! I lepiej coś zjedzcie, bo wkrótce ruszamy. A ty Cartwright przygotuj nam żarcie na drogę i konie. Ale najpierw pokaż, gdzie trzymacie kosztowności. No, na, co czekasz?
- Wypuść chłopca. Zrobię wszystko, co każesz tylko go wypuść – poprosił Joe.
- Nie – odparł krótko Paco – a ty i tak zrobisz wszystko, czego od ciebie zażądam. Przecież widzę, jak bardzo zależy ci na tym szczeniaku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 11:50, 01 Wrz 2017    Temat postu:

Robi się groźnie. Joe jest po prostu pyskaty. Josh też. Mimo strachu, bo Josh jest tylko małym chłopcem, a Joe boi się o Josha. Bandyci wyglądają na brutalnych. Czy mogą zrobić krzywdę dziecku? Pewnie mogą. Pełna obaw o Josha niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 22:49, 01 Wrz 2017    Temat postu:

Bandyci faktycznie są brutalni i pewni swego. Joe będzie próbował zrobić wszystko, żeby ochronić bratanka Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:20, 04 Wrz 2017    Temat postu:

Zostawiając Josha i Małego Joe w łapach nieobliczalnych bandytów przenieśmy się na chwilę do szpitala w San Francisco Angel


- Jesteś tego pewien? – spytała słabym jeszcze głosem Ann.
- Jak niczego w moim życiu – odparł z przekonaniem Adam. – Napisałem ci przecież o tym w liście.
- Nie zdążyłam go przeczytać, ale tak zgadzam się – powiedziała lekko się uśmiechając. Wciąż nie mogła uwierzyć, że Adam siedzi przy jej łóżku. Gdy przed trzema dniami obudziła się i zobaczyła go stojącego pośrodku sali, w której leżała pomyślała, że to jakieś senne rojenia. Tak bardzo pragnęła jego powrotu i to pragnienie właśnie się spełniło. Gdybyż Joshua, ich syn, był z nimi czułaby się w pełni szczęśliwa.
- Razem powiemy o tym Joshowi.
- Masz rację Adamie, powinien tę nowinę usłyszeć od nas.
- To ustalone. A teraz chciałbym usłyszeć, co powiedział lekarz. Kiedy zdejmą ci gips?
- W przyszłym tygodniu i wiesz bardzo się boję, przecież ja będę musiała na nowo nauczyć się chodzić.
- Nie obawiaj się moja droga. Jestem przy tobie i we wszystkim ci pomogę – zapewnił Adam.
- Jesteś dla mnie taki dobry, a ja…
- Cii, nic nie mów. Nie trzeba – przerwał jej Adam. - Co jeszcze mówił doktor?
- Po zdjęciu gipsu powinnam poddać się specjalnej kuracji.
- Na czym ma polegać ta kuracja?
- Masaże, specjalne ćwiczenia, okłady. Doktor mówił też, coś o jakichś ciepłych źródłach. Tylko, gdzie ja je znajdę?
- Takie źródła są w okolicach Ponderosy. Pojedziemy tam. Sprowadzę specjalistę, który szybko postawi cię na nogi. Zobaczysz wszystko będzie dobrze. Chociaż… – Adam na chwilę zawiesił głos – załatwię raczej specjalistkę. Tak, to zdecydowanie musi być kobieta. Wtedy unikniemy kłopotów. Lepiej nie kusić losu – rzekł mrugnąwszy okiem Adam.
- Ja nikomu nie chcę stwarzać kłopotów – powiedziała cicho, jakby z zawstydzeniem Ann.
- O czym ty mówisz? Jakie kłopoty?
- A jeżeli po zdjęciu gipsu okaże się, że nie będę chodzić.
- Ann, mówiliśmy już o tym. Zgodziłaś się na moją propozycję, więc pozwól mi działać.
- Dobrze już nie będę marudzić, ale…
- Ale, co? – spytał z lekkim zniecierpliwieniem Adam.
- Chodzi o Josha. Wiem, że twój ojciec dobrze się nim opiekuje, ale taka opieka nad małym chłopcem jest wyczerpująca, a na ranczu jest przecież mnóstwo pracy.
- Zapewniam ciebie, że mój ojciec byłby szczęśliwy gdyby miał tylko takie kłopoty jak nasz syn.
- Tęsknię za nim Adamie. Tak bardzo chciałabym go przytulić.
- Wiem i obiecuję, że już wkrótce będziesz mogła go uściskać – Adam uśmiechnął się czule i lekko uścisnął dłoń Ann. Ona odpowiedziała mu również uśmiechem. Nagle jednak skrzywiła się i wyraźnie pobladła.
- Źle się czujesz? – Adam wstał z krzesła i z troską pochylił się nad Ann przykładając dłoń do jej czoła.
- Nic, nic – odparła – to tylko ból głowy. Zaraz minie.
- Może wezwać doktora?
- A cóż on mi pomoże? Znowu da mi laudanum, po którym będę spać i spać.
- Sen przynosi zdrowie.
- Owszem, o ile nie towarzyszą temu koszmary.
- Masz złe sny?
- To nic takiego – rzekła Ann. – Ludzie miewają złe sny.
- Tak, ale ty miałaś ciężki wypadek. Na krótko straciłaś pamięć…
- Ale ciebie pamiętałam – przerwała mu, uśmiechając się czarująco.
- Emily mówiła mi, że wołałaś mnie.
- Byłam nieprzytomna. Majaczyłam.
- Tak mi przykro, że miałaś ten wypadek. Powinienem być przy tobie.
- Przecież jesteś – odparła Ann.
- Nie rozumiesz. Wtedy w Placerville poczułem do ciebie znacznie więcej niż chciałbym się do tego przyznać. Szukałem ciebie…
- Wiem.
- To, dlaczego mnie unikałaś?
- Dziewczyna z saloonu i taki bogacz, jak ty? Co ludzie by powiedzieli? A poza tym, po tym, co dla mnie zrobiłeś nie chciałam cię do niczego zmuszać.
- Zmuszać? O czym ty mówisz? – Adam z niedowierzaniem pokręcił głową. - Ann, przez te wszystkie lata często o tobie myślałem. Nie wierzyłem własnym oczom, gdy ujrzałem cię w parku Golden Gate. Byłaś tak samo piękna i urocza. Miałem, ogromną ochotę wziąć cię w ramiona.
- Ale nie wziąłeś – zaśmiała się chcąc ukryć nagłe wzruszenie.
- Nie, bo czyjś wzrok mnie sparaliżował.
- Josuha – powiedziała Ann przypominając sobie wydarzenia sprzed kilku miesięcy.
- Tak, to był nasz syn, ale teraz go z nami nie ma i… – przerwał Adam pochylając się nad Ann. Przez chwilę uważnie wpatrywał się w jej niebieskie oczy, a potem pocałował ją w… czoło. Na widok rozczarowania malującego się na twarzy kobiety Adam parsknął cichym śmiechem i zadowolony z siebie ponownie ją pocałował z tą tylko różnicą, że nie było to już czoło. Ann zanim na dobre utonęła w jego ramionach zdążyła tylko pomyśleć, że Adam miał rację żądając ustawienia wokół jej łóżka parawanów.
Dwa krótkie chrząknięcia przywołały ich do rzeczywistości. Złapani na gorącym uczynku nie próbowali udawać zawstydzenia. Byli na to zbyt szczęśliwi.
- Dla lekarza nie ma nic bardziej radosnego niż widok pacjentki w tak szybkim tempie dochodzącej do zdrowia. Przyznam, że trudno tę metodę zaliczyć do typowo medycznych, ale jak widać przynosi całkiem niezłe efekty – powiedział z życzliwością doktor Patterson opiekujący się Ann.
- Ta metoda jest sprawdzona i nie zaszkodzi pacjentce – zapewnił Adam.
- To pewne panie Cartwright – odparł doktor. – Teraz jednak chciałbym zostać sam z panią Stanton.
- Oczywiście. Zaczekam na korytarzu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pon 21:32, 04 Wrz 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 13, 14, 15 ... 69, 70, 71  Następny
Strona 14 z 71

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin