Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Po drugiej stronie strachu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 17, 18, 19 ... 69, 70, 71  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 14:47, 14 Paź 2017    Temat postu:

Tak. Cała nadzieja w Candy'm Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Sob 15:02, 14 Paź 2017, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:28, 14 Paź 2017    Temat postu:

Cytat:
Candy faktycznie ma wyjątkowy dar przekonywanie ludzi do zwierzeń... przynajmniej w moim fanfiku;)

To dobrze, bo w moim się zrobił nieco zbyt skołowany przez życie.
A tak przyjemnie poczytać o kimś pewnym siebie i zaradnym Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:24, 14 Paź 2017    Temat postu:

Senszen w Twoim opowiadaniu Candy jest po przejściach nic więc dziwnego, że wygląda na trochę skołowanego. przewala oczami A może się uda go "odkołować"? Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:23, 14 Paź 2017    Temat postu:

staram się, staram... :sad:

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 9:46, 19 Paź 2017    Temat postu:

Senszen, wspierając Twoje starania Mruga zamieszczam ciąg dalszy poszukiwań małego Josha.
Ewelino do utylizacji Paco coraz bliżej Twisted Evil


Było już ciemno. Zerwał się zimny, porywisty wiatr. Gałęzie wysokich, strzelistych sosen szumiały głośno i dziwnie niepokojąco. Mężczyzna siedzący przy ognisku rozejrzał się niespokojnie. Wyglądał tak jakby na kogoś czekał. I faktycznie tak było. Dick, kompan Tranquilo nie mógł doczekać się jego powrotu. Jeśli wszystko poszło po myśli Paco, a co do tego Dick nie miał żadnych wątpliwości, to jutro wieczorem z okupem w garści będą już daleko stąd. Na tę myśl uśmiechnął się z zadowoleniem. Bogactwo to najlepsza rzecz pod słońcem – pomyślał - zwłaszcza, gdy przychodzi z taką łatwością. Cicho zarechotał i pociągnął solidny łyk z butelki. Wzdrygnął się od mocnego alkoholu. Lubił to uczucie, gdy trunek nieomal wypalał mu gardło. Zawsze wolał samogon od whiskey. Ta była dobra dla takich mięczaków jak Rodrigo. Dick nie przepadał za nim i sam nie wiedział, dlaczego. Po prostu tak było i już. Zresztą oprócz siebie nikogo nie lubił. Ludzi wykorzystywał i traktował przedmiotowo. Przystał do Paco tylko, dlatego, że ten był jeszcze gorszy od niego. Pozbawiony skrupułów i niezwykle skuteczny bardzo mu imponował. Był przecież mistrzem w złodziejskim fachu, a Dick lubił uczyć się od najlepszych.
Cichy szmer, a potem jakby odgłos łamanej gałązki zaniepokoiły mężczyznę. Odruchowo położył dłoń na rękojeści rewolweru i zastygł w bezruchu uważnie nasłuchując. Spojrzał na uwiązanego nieopodal konia. Wierzchowiec wydawał się spokojny. I wtedy między krzewami dostrzegł jakąś postać. Zmrużył oczy i… odetchnął z ulgą.
- Tranquilo, przyjacielu, co tak późno? Już myślałem, że coś się stało. Załatwiłeś sprawę?
- Taaa.
- Odebrali nasze żądania?
- Taaa.
- To jeszcze parę godzin i pieniądze są nasze – Dick zatarł z radości dłonie.
- Taaa – zabrzmiało po raz trzeci.
- Tranquilo, wkurzasz mnie tą swoją małomównością – warknął Dick. – Powiedz mi jedno, gdy jesteś z kobietą to też jesteś taki wygadany?
- Nie – padła krótka odpowiedź i równocześnie niespodziewany cios wylądował na szczęce Dicka. Oszołomiony mężczyzna próbował podnieść się, ale ktoś mocno kolanem przycisnął go do ziemi.
- Ty nie jesteś Tranquilo – wydusił z siebie Dick.
- Nie – odparł z szerokim uśmiechem nieznajomy.
- Kim jesteś i czego chcesz?
- Kim jestem? To nieistotne. A czego chcę? Informacji.
- Informacji? – Dick poczuł się pewniej. - Za ile?
- A chcesz w pysk?
- Dobra, dobra – mruknął Dick. – Gdzie jest Tranquilo?
- Dostał wikt i opierunek w Virginia City.
- Wpadł? – spytał zaskoczony, a gdy nieznajomy skinął głową rzekł: - widać rutyna go zjadła.
- Mam rozumieć, że ty jesteś bardziej przezorny?
- Można tak to ująć.
- To siadaj i słuchaj cwaniaczku – powiedział mężczyzna. - Zadam ci tylko jedno pytanie, a ty mi na nie wyczerpująco odpowiesz.
- A, co z tego będę miał?
- Nie zadyndasz.
- Ja i stryczek? Chyba coś ci się pomyliło.
- Joe Cartwright, kojarzysz? Strzelałeś do niego.
- Masz na to dowód? – spytał kpiąco Dick.
- Mam świadka. Twój przyjaciel Tranquilo okazał się bardzo rozmowny.
- A niby, co powiedział?
- Wystarczająco dużo, żebyś zaczął się bać.
Dick w milczeniu przyglądał się mężczyźnie, który sylwetką przypominał Tranquilo. W ciemnościach faktycznie można było się pomylić. Gorączkowo zaczął myśleć, jak cało wyjść z tej nieciekawej sytuacji. Nieznajomy miał nad nim przewagę i w każdej chwili mógł użyć broni. To nie ulegało żadnej wątpliwości. Do tego miał potężny cios, o czym świadczyła szybko puchnąca szczęka i rozcięta warga. Dick nie miał wyjścia. Chrząknął raz i drugi, po czym rzekł:
- Tylko nie myśl sobie, że się ciebie boję.
- Nie skąd – zakpił mężczyzna.
- I nadal nie wiem, o co ci chodzi. Jeśli o tego Cartwrighta, to było to zwykłe nieporozumienie.
- Strzelanie do człowieka nazywasz nieporozumieniem? Dobre sobie! Ty naprawdę jesteś taki głupi czy tylko udajesz? Za takie „nieporozumienie” grozi kara śmierci. W najlepszym przypadku więzienie. Dlatego jeśli chcesz ocalić głowę powiesz mi gdzie jest mały chłopiec o imieniu Joshua, którego porwaliście z rancza jego dziadka?
- A to o tego smarka ci chodzi? Czyżby tatuś? – spytał uśmiechając się z ironią Dick.
- Nie, wujek. Przyszywany wujek. – Wycedził przez zęby nieznajomy i schwyciwszy Dicka za poły kurtki krzyknął: - gadaj gdzie jest dziecko!
- A, co mój przyjaciel Tranquilo ci nie powiedział? – Zaśmiał się Dick i uważnie przyjrzawszy się mężczyźnie rzekł: – Jasne, że nie powiedział.
- Powiedział, ale chcę mieć pewność, że nie skłamał. No, na co czekasz? Mów! A może mam ci pomóc?!
- Spróbuj, a wtedy nigdy nie dowiesz się, gdzie jest pędrak – zagroził Dick.
- Za chwilę stracę cierpliwość, a wtedy sam będziesz mnie błagał, żebym ciebie wysłuchał – odparł mężczyzna.
- Twoje niedocze… - odpowiedź Dicka przerwały trzy po sobie następujące uderzenia. Dwa w twarz, jeden w żołądek.
- A teraz słucham, gdzie ukryliście chłopca? – spytał niezwykle spokojnym głosem nieznajomy. Mimo opanowania, z jakim zadał pytanie w jego niebieskich oczach pojawiła się groźba. Dickowi to wystarczyło. Wiedział, że dalsze igranie z tym człowiekiem nie przyniesie mu nic dobrego. Aż tak odważny to nie był. Poza tym chciał żyć, przecież tyle banków było do obrobienia.
- Kryjówkę mamy przy granicy z Arizoną - rzekł.
- To wiem. Powiedz mi, gdzie mieliście spotkać się z Paco, bo tego akurat Tranquilo nie chciał mi powiedzieć.
- Nie mógł, bo szef w ostatniej chwili zmienił miejsce spotkania.
- To znaczy, że Paco nie ma zaufania do swojego człowieka.
- On nie ufa nikomu. Dzięki temu wciąż jest na wolności.
- Już niedługo – stwierdził nieznajomy. – To, gdzie mieliście się spotkać?
- Niedaleko Fortu Mohave. Jutro około czwartej popołudniu.
- To w Arizonie. A dziecko? Jak chcieliście przekazać je rodzinie?
- Paco nie miał takiego zamiaru – odparł Dick.
- Co takiego? To, co chciał zrobić?
- Sprzedać gnojka bardzo bogatemu małżeństwu z Meksyku. Ci ludzie nie mogą mieć własnego dzieciaka i Paco postanowił im pomóc. Ma takie miękkie serce – zarechotał, ale natychmiast zamilkł widząc, jak dłoń nieznajomego zaciska się w pięść. Pociągnął nieznacznie nosem i rzekł: - Paco już myślał, że nie wywiąże się z obietnicy. Wtedy ten smark spadł nam, jak z nieba. Chłopak mógł z powodzeniem uchodzić za meksykańskie dziecko. Nie było się, nad czym zastanawiać. Pieniądze, jakie nam zaoferowano były naprawdę duże.
- Jak duże? – spytał pozornie obojętnym tonem nieznajomy.
- Duże to duże. Ze trzy takie rancza jak Ponderosa można byłoby za nie kupić.
- To znaczy, że nie zamierzaliście oddać dziecka.
- Na to wychodzi.
- Ale okup chcieliście wyciągnąć od dziadka chłopca.
- To była okazja ekstra. Kto by z niej nie skorzystał.
- Jasne – przytaknął nieznajomy. – To, gdzie teraz jest Paco?
- Najpewniej w Forcie Mohave. Tam miał spotkać się z tym meksykańskim małżeństwem i przekazać im dzieciaka. Pewnie już go sprzedał. Smark jest pyskaty. Będą z nim mieć przeprawę. No, ale to już nie moja sprawa.
- Ale z ciebie łajza – powiedział z obrzydzeniem mężczyzna. – Łajza i skończony drań.
- Ja? – na twarzy Dicka odmalowało się oburzenie. - Paco to dopiero drań. Sprzedałby własną matkę.
- A ty jesteś prawdziwym świętoszkiem?
- Tego nie powiedziałem i też sprzedałbym własną matkę, gdybym ją jeszcze miał – zarechotał Dick.
- Przyprawiasz mnie o mdłości, łobuzie.
- Nie ty pierwszy – wzruszył ramionami Dick. – A teraz wróćmy do interesów. Odpowiedziałem na twoje pytanie, a ty obiecałeś, że nie poniosę kary za śmierć Cartwrighta.
- Nic takiego ci nie obiecałem.
- Czyżbym się przesłyszał?
- Zapewne.
- Na co mogę, więc liczyć? – spytał z pozorną rezygnacją Dick.
- Na celę w areszcie i sprawiedliwy proces.
- Niewiele – westchnął Dick.
- To niezwykle hojna oferta. Jeżeli nie wierzysz to zapytaj szeryfa Fostera z Virginia City. Jest tu i wszystko słyszał.
W tej chwili zza pobliskiej skały wyłonił się szeryf Foster. Tuż za nim pojawili się Joe Cartwright, jego ojciec oraz trzej ludzie szeryfa.
- Nie śpieszyliście się zbytnio – rzucił przez ramię nieznajomy.
- Nie musieliśmy. Świetnie dałeś sobie radę, Candy.
- A ja żyję śmieciu – Joe dopadł Dicka – i módl się, żeby ten twój Paco nie sprzedał mojego bratanka, bo w przeciwnym razie nie spocznę zanim nie ujrzę ciebie na szubienicy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:15, 19 Paź 2017    Temat postu:

No tak! Candy w akcji! I to jakiej! Przyłożył solidnie łobuzowi i postraszył go. Joe też przyłożył Paco. I dobrze. Tempo wydarzeń rośnie. Mam nadzieję, że autorka wymyśli coś niebanalnego dla Paco. Gad zasłużył.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:54, 19 Paź 2017    Temat postu:

Cartwrightowie są coraz bliżej wyjaśnienia całej sprawy. Nie wiem tylko, czy Adam z tego powodu będzie szczęśliwy. Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:13, 19 Paź 2017    Temat postu:

Ach Wesoly akcja piękna Mruga uzewnętrznie swój zachwyt nieco później, ale scena miodzio Wesoly Wesoly Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:31, 19 Paź 2017    Temat postu:

Mam nadzieję, że mój Candy przypomina choć trochę oryginał Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:33, 19 Paź 2017    Temat postu:

Też mam taką nadzieję, bo ta wersja bardzo mi się podoba Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:35, 19 Paź 2017    Temat postu:

No, cóż ja nie mam o Candy'm takiej wiedzy jak Ty Senszen. To tylko moje mętne wyobrażenie o tej postaci. Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 8:07, 20 Paź 2017    Temat postu:

Nie będę tutaj pozowała na specjalistkę od candyologii. Ale wydaje mi się, że postać odmalowana w Twoim opowiadaniu jest wierna serialowi - a co najważniejsze, podoba się czytelnikowi Wesoly
Chciałam również podkreślić, że bardzo doceniam starania w kierunku podlania "rumianku" Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 9:41, 20 Paź 2017    Temat postu:

Bardzo się staram, żeby nie doszło do trwałego "uwiądu" "Rumianku", ale jak widać autorka opowiadania jest odporna na moje sugestie. Crying or Very sad

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 10:50, 20 Paź 2017    Temat postu:

Na szczęście rumianek to odporrny kwiatek Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 10:36, 23 Paź 2017    Temat postu:

Czas naglił. Szeryf Foster zdawał sobie sprawę, że z każdą godziną szanse na odnalezienie Josha maleją. Na szczęście Dick upewniwszy się, że współpraca z wymiarem sprawiedliwości jest w jego interesie okazał się niezwykle rozmowny. Chętnie i dużo opowiedział o działalności Paco, jego kryjówkach i kontaktach. Stawką był przecież jak najniższy wymiar kary. W takiej sytuacji lojalność nie obowiązywała. Dzięki temu szeryf Foster i Cartwrightowie poznali nazwisko małżeństwa, któremu Paco zamierzał sprzedać Josha. Była to niewątpliwie cenna informacja. Szeryf ufał, że uda im się na czas dotrzeć do Fortu Mohave. Dwóch z jego ludzi miało odwieść Dicka do Virginia City. Reszta ruszyła na spotkanie grupy, której zadaniem było sprawdzenie miejsce obozowania Paco i jego bandy, tak chętnie wskazane przez zatrzymanych. Potem obie grupy miały już wspólnie ruszyć do Fortu Mohave.
Szeryf Foster wraz ze swoimi ludźmi oraz Benem, Josephem i Candym od blisko godziny jechali wąwozem o stromych i urwistych zboczach. Nad ich głowami piętrzyły się wysokie skały o przeróżnych kształtach. Te najwyższe pochylone do siebie tworzyły na wpół otwarty naturalny dach. Dno wąwozu było nieomal płaskie. Gdzieniegdzie wciąż jeszcze leżał śnieg. Szlak poprzecinany wąskimi strumykami prowadził w stronę skraju koryta rzeki, która płynęła tu przed tysiącami lat. Wreszcie wąwóz rozszerzył się przechodząc w rozległą dolinę. U jego wylotu szeryf Foster dał znak i wszyscy zatrzymali się. W oddali widać było szybko poruszających się jeźdźców. Foster wolał upewnić się, z kim będą mieć do czynienia. Nie zawsze, bowiem takie spotkania kończyły się dobrze. W pewnej chwili Joe osłoniwszy dłonią oczy krzyknął:
- To Lars i Hoss!
- Masz rację. To oni. – Odparł Ben i zwróciwszy się do szeryfa rzekł: – Clem jedźmy im na spotkanie. Może znaleźli Josha.
- Oby. Jedźmy – Foster kiwnął głową.
Niestety ich nadzieje spełzły na niczym. Okazało się, że grupa Larsa po dotarciu do obozowiska bandytów oprócz pijanego Paco nie znalazła nikogo. Próbowali z nim rozmawiać, ale wściekłość mężczyzny, gdy zrozumiał, że znalazł się w potrzasku nie miała granic. Wywiązała się gwałtowna strzelanina. Paco nie zamierzał się poddać. Strzelał raz po raz. Jedna z kul otarła się o skroń Hossa. Lars przez cały czas wzywał Paco do poddania się, ale on nic sobie z tego nie robił. Nierówna walka zakończyła się dla mężczyzny tragicznie. Nie wiadomo czyja kula położyła kres jego życiu. Hoss nie mógł sobie tego darować. Zdawał sobie sprawę, że śmierć Paco niesamowicie komplikuje poszukiwania Josha.
- Jak mogliście go zastrzelić?! – krzyknął Joe wpatrując się w zwłoki zawinięte w koc i przywiązane do końskiego grzbietu. – I, co teraz?! Wszystko trafił szlag. Powinniście wziąć go żywcem.
- Joe, myślisz, że nie próbowaliśmy przemówić mu do rozsądku – odparł zsuwając kapelusz na tył głowy Hoss – ale on był jak w amoku. Krzyczał, że zdradził go ten, którego wychował, dla którego był jak ojciec.
- To Rodrigo! To na pewno był Rodrigo! – Joe, co do tego nie miał żadnych wątpliwości.
- Myślisz, że on mógł zabrać ze sobą Josha? – spytał szeryf Foster.
- Jestem tego pewien. Tylko on został z całej bandy. Mógł połakomić się na pieniądze, które za chłopca chcą dać Castellanos.
- Być może tak było – odparł szeryf – ale musimy wziąć pod uwagę i inny wariant.
- Jaki?
- Chłopcu mogło coś się stać i ten Rodrigo po prostu uciekł.
- Sugerujesz, że mój wnuk nie żyje?! – Ben ze zgrozą spojrzał na szeryfa.
- Musimy się z tym liczyć. – Clem westchnął ciężko.
- Nie. Josh żyje, a naszym obowiązkiem jest jak najszybciej go odnaleźć. Słyszysz?!
- Ben, zrobimy, co w naszej mocy, ale trzeba być przygotowanym na wszystko.
- Po jatce w obozowisku przeszukaliśmy najbliższy teren – Lars wtrącił się do rozmowy – oprócz śladów końskich kopyt niczego nie znaleźliśmy.
- A łup z banku?
- Paco mógł go gdzieś ukryć – rzekł Hoss – i raczej już nie powie nam gdzie.
- Jest jeszcze jedna możliwość – zauważył Joe. – Rodrigo mógł go wziąć, tak jak Josha i pojechać wprost do Fortu Mohave.
- To całkiem możliwe – przyznał Foster.
- W takim razie szkoda czasu – rzucił Joe. – Jedźmy tam. Rodrigo ma nad nami przewagę kilkunastu godzin.
- Czekajcie! Nie możemy jechać wszyscy – powiedział szeryf.
- Masz rację Clem – rzekł Ben. – Mniejsza grupa szybciej dotrze do Fortu Mohave.
- To jedno. Drugie, to ktoś musi powiadomić sędziego Brauna o tym, co się stało. – odparł Foster i zwracając się do swojego zastępcy powiedział: - Lars, weź ludzi i wracajcie do Virginia City. Pochowajcie Paco i zdajcie relację sędziemu Braunowi. Ja z Cartwrightami pojadę do Fortu Mohave. Przyda im się stróż prawa.
- Jesteś pewien, że dacie sobie radę?
- Tak.
- To powodzenia. – Sonberg poważnie skinął głową. – Uważajcie na siebie.

Drogę do granicy Nevady z Arizoną Clem Foster, Cartwrightowie i Candy Canaday przebyli w pełnym galopie. Liczyła się każda chwila. Nie mogli pozwolić sobie na jakikolwiek odpoczynek. Do Fortu Mohave przybyli na następny dzień wczesnym rankiem. Brudni i nieziemsko zmęczeni uwiązali swoje konie przed miejscowym saloonem, z którego właśnie wychodzili ostatni goście. Barman miał już zamykać, gdy ujrzał dopiero, co przybyłych jeźdźców. Ciężko westchnął, ale ruchem dłoni zaprosił ich do środka mówiąc:
- Oprócz gulaszu i whiskey nic wam nie mogę zaproponować.
- Za whiskey dziękujemy, ale gulaszu i mocnej kawy nie odmówimy – rzekł Ben.
- To siadajcie. Zaraz wam podam – odparł barman.
- Proszę zaczekać – powiedział szeryf Foster. – Mamy kilka pytań.
- Pytajcie.
- Gdzie znajduje się najlepszy hotel w mieście?
- Przy głównej ulicy nieopodal ratusza. Nazywa się Hotel Grand.
- A biuro szeryfa?
- Naprzeciwko saloonu.
- Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy w mieście pojawili się jacyś nieznajomi? Na przykład z Meksyku? Może nawet z dzieckiem?
- Nic mi o tym nie wiadomo – odparł barman – choć… zaraz, zaraz, wczoraj był tu chłopak na posyłki pracujący w hotelu. Mówił, że od trzech dni mieszka u nich meksykańskie małżeństwo. Podobno są z kimś umówieni. Ten ktoś się nie pojawił, a oni bardzo się tym niepokoją. Zdaje się, że jutro zamierzają wyjechać z miasta. O dziecku nie wspominał.
- Mówił coś jeszcze?
- Tylko tyle, że muszą być bardzo bogaci, bo dają hojne napiwki i mieszkają w najlepszym apartamencie. Coś jeszcze?
- Tak. Znajdą się tu dla nas dwa pokoje?
- Clem nie trzeba – zaczął Ben.
- Nie wiem, jak wy, ale ja muszę trochę odpocząć – odparł Foster.
- Jeżeli nie sprawicie kłopotów to na górze mam akurat wolne pokoje. Płatne z góry.
- Bierzemy – odparł Foster. - Jest tu jakaś stajnia?
- Owszem. Znajdziecie ją na tyłach mojego lokalu. Tam możecie odprowadzić konie. Stary Ned dobrze się nimi zajmie – powiedział barman.
- Dziękujemy – Foster uśmiechnął się, a pozostali skinęli głowami. Gdy barman zostawił ich samych Ben spytał:
- Clem, co zamierzasz?
- Teraz musimy zjeść i odpocząć.
- A w tym czasie Castellanos nam zwieją – wtrącił Joe.
- Nie przesadzaj. Dochodzi czwarta. Ci ludzie na pewno śpią, a i wam dwie godziny odpoczynku nie zaszkodzą.
- A ty? – spytał Ben.
- Ja? Odwiedzę miejscowego szeryfa. Wolę go mieć po naszej stronie.
- Pójdę z tobą – zaproponował Hoss.
- Nie. Lepiej zajmij się końmi.
- Clem, nie znasz miasta – rzekł Ben.
- Myślisz, że się zgubię? – Foster zaśmiał się.
- Nie, oczywiście, że nie, ale we dwóch zawsze raźniej.
- Może i masz rację. Candy pójdziesz ze mną?
- Jasne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 17, 18, 19 ... 69, 70, 71  Następny
Strona 18 z 71

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin