Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Po drugiej stronie strachu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 18, 19, 20 ... 69, 70, 71  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 10:58, 23 Paź 2017    Temat postu:

Albo Clem Foster czuje się nieswojo w otoczeniu klanu Cartwrightów, albo polubił Candy'ego... albo ma opracowany sprytny plan, wykorzystujący podobieństwo Candy'ego do pewnych osób.
Czekam na ciąg dalszy Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:36, 23 Paź 2017    Temat postu:

Clem lubi klan Cartwrightów, ale chyba bliżej mu do Candy'go. Może widzi w nim swojego zastępcę Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:39, 23 Paź 2017    Temat postu:

Ciekawe perspektywy Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 10:53, 25 Paź 2017    Temat postu:

Na scenie pojawiają się państwo Castellanos...

Ciepły posiłek i w miarę wygodne łóżka poprawiły mężczyznom humory. Wraz z nowym dniem wstąpiła w nich otucha zwłaszcza, że miejscowy szeryf Mark Wharton wykazał pełne zrozumienie i obiecał im pomoc. Krótko po dziewiątej szeryf Wharton w towarzystwie swojego kolegi po fachu Clema Fostera oraz Bena Cartwrighta zapukał do jedynego w Hotelu Grand apartamentu. Pozostała trójka: Joe, Hoss i Candy mieli czekać na dole przy hotelowej recepcji.
- Słucham? Czego panowie sobie życzą? – spytał sympatyczny około czterdziestoletni mężczyzna.
- Czy senior Castellanos?
- Tak, Juan Alejandro Castellanos. O co chodzi?
- Proszę wybaczyć to najście, ale musimy koniecznie z panem porozmawiać. Nazywam się Wharton i jestem tutejszym szeryfem, a to Clem Foster szeryf z Virginia City w Nevadzie oraz Ben Cartwright.
- Gdyby nie to, że kompletnie nie mam pojęcia, o co panom chodzi rzekłbym, że jest mi miło panów poznać.
- Jeżeli wpuści pan nas do środka to wszystko panu wyjaśnimy – powiedział Wharton.
- Proszę – Castellanos cofnął się pozwalając niespodziewanym gościom wejść do gustownie urządzonego apartamentu. – Proszę usiąść – powiedział wskazując miejsca przy okrągłym masywnym stole i spytał: - w czym mogę panom pomóc?
- Chcielibyśmy dowiedzieć się, co sprowadza pana i pańską małżonkę do Fortu Mohave? – spytał Wharton.
- To żadna tajemnica. Przyjechaliśmy tu na spotkanie ze znajomym mojego kuzyna – odparł Castellanos.
- Czy ten znajomy ma na imię Paco?
- Nie. Skąd panu to przyszło do głowy? Ale jeśli jest pan ciekawy to gość, na którego czekamy nazywa się Claude Wilson.
- Czy moglibyśmy poznać powód tego spotkania?
- Oczywiście – Castellanos skinął głową. – Wraz z żoną zgodziliśmy się przyjąć na wychowanie siostrzeńca pana Wilsona. Rodzice chłopca zginęli niedawno w wypadku. Niestety pan Wilson nie pojawił się. Musiało go coś zatrzymać, a może zrezygnował z oddania nam dziecka.
- Z oddania? A może sprzedania? – spytał Clem Foster.
- Co pan sugeruje? – Castellanos groźnie spojrzał na Fostera.
- Wiemy, że obiecał pan ogromne pieniądze za to dziecko.
- Nie wiem, co rozumie pan przez określenie „ogromne pieniądze”, ale dla mnie było to tylko swego rodzaju wsparcie pana Wilsona. Ten człowiek pragnie zapewnić swojemu siostrzeńcowi jak najlepsze warunki życia. I to jest godne najwyższej pochwały.
- Byłoby gdyby było prawdą – stwierdził Ben.
- Zarzuca mi pan kłamstwo?! – Castellanos poczerwieniał na twarzy.
- A kłamie pan? – odparł pytaniem na pytanie Cartwright. Zapadła niezręczna cisza. Po chwili, gdy emocje nieco opadły Ben powiedział: - panie Castellanos mamy powody przypuszczać, że ten chłopiec, o którym pan wspomniał to mój siedmioletni wnuk Josh. Jakiś czas temu został uprowadzony przez bandę Paco. Wiemy, że ten człowiek zamierzał właśnie panu i pana żonie sprzedać Josha.
- Ale ja nie znam nikogo o takim imieniu – odparł Castellanos. - Pan się myli panie…
- Cartwright. Nazywam się Ben Cartwright i nie spocznę dopóki nie odnajdę wnuka. Mojego jedynego wnuka. Proszę niech pan nam pomoże.
- Chciałbym, ale doprawdy nie wiem jak – Castellanos rozłożył bezradnie ręce. – Poza tym jeszcze dzisiaj najdalej jutro wracamy z żoną do domu.
W tym właśnie momencie uwagę zebranych mężczyzn zwróciło ciche skrzypnięcie bocznych drzwi. Na widok posągowo pięknej, młodej kobiety, która właśnie weszła do salonu wszyscy poderwali się z krzeseł. Ona przystanęła w oczekiwaniu na męża. Twarz Castellanosa w ułamku sekundy przybrała czuły wyraz. Widać było, że bardzo kocha żonę i jest z niej niesamowicie dumny.
- Kochanie, dlaczego nie zaczekałaś w pokoju obok? – spytał podając jej ramię. – Pozwól, moja droga to tutejszy szeryf Mark Wharton oraz panowie Foster i Cartwright. A to moja żona Pilar. Panowie przyszli żeby…
- Wiem, po co przyszli – przerwała mu cichym pełnym słodyczy głosem. - Witam panów - rzekła. - Usiądźmy. Proszę nie myśleć, że podsłuchiwałam. Drzwi były uchylone, trudno, więc było nie słyszeć, o czym panowie rozmawiają.
- Nikt z nas nie śmiałby pomyśleć inaczej – zapewnił Ben. Pilar spojrzała mu prosto w oczy i uśmiechnęła się nieznacznie. Z tym samym wyrazem twarzy zwróciła się do męża mówiąc:
- Juan, proszę powiedz panom prawdę. Być może siostrzeniec pana Wilsona wcale nim nie jest. Mój drogi, nie możemy budować naszego szczęścia na krzywdzie innych.
- Skoro tak sobie życzysz – westchnął Castellanos. – Panowie musicie wiedzieć, że byliśmy święcie przekonani o uczciwości pana Wilsona. Poręczył za niego mój kuzyn, który wiedział, jak bardzo z żoną pragniemy mieć potomstwo. Jesteśmy bogaci, mamy wspaniałą hacjendę. Można rzec, że niczego nam nie brakuje z jednym wszakże wyjątkiem. Tym wyjątkiem, jak na pewno panowie się domyślacie jest dziecko. To, co wcześniej panom powiedziałem o Wilsonie i jego siostrzeńcu jest prawdą. Wilson zapewniał nas, że chłopiec jest sierotą, a on nie może go wychowywać, bo przez większość czasu przebywa poza domem. Poza tym twierdził, że nie wiedzie mu się w interesach i ma przejściowe kłopoty. Za odpowiednią kwotę pieniędzy skłonny był zrzec się praw do dziecka. Zgodziłem się, tym bardziej, że Wilson zasugerował, że będzie zmuszony oddać małego do sierocińca. Spotkać mieliśmy się wczoraj tu w tym hotelu. Miał przywieść ze sobą chłopca, ale nie pojawił się.
- I co nie zaniepokoiło pana, że Wilson chciał spotkać się z państwem w hotelu i to tak daleko od domu? – spytał Foster.
- Początkowo nie. Byliśmy w euforii. Pan nie rozumie, co dla nas znaczy dziecko. Gdy Wilson się nie pojawił to oboje z żoną byliśmy przede wszystkim zawiedzeni. Zdążyliśmy się przyzwyczaić do myśli, że zostaniemy rodzicami.
- Jak wyglądał ten Wilson?
- Około pięćdziesiątki dość wysoki, kościsty, o przerzedzonych siwych włosach. Nosił się dość elegancko. Od lat pozostawał w przyjaźni z moim kuzynem. Nie miałem podstaw nie wierzyć w jego dobre intencje. Często opowiadał, jak to w czasie wojny meksykańsko-amerykańskiej ocalił życie małemu chłopcu, a potem go usynowił. Ten chłopiec miał na imię Rodrigo.
- Rodrigo? Jest pan pewien? – spytał Ben.
- Oczywiście. Raz go nawet widziałem. To teraz młody, trochę mroczny mężczyzna.
- Cóż, wniosek nasuwa się sam – powiedział Foster. – Wilson to nie, kto inny jak Paco, złodziej i bandyta. Herszt bandy ograbiającej banki na terenie kilku stanów.
- Niemożliwe. Claude Wilson bandytą? – Castellanos z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Pozory często mylą. Do tego porwał wnuka pana Cartwrighta.
- I to jego miał nam przywieźć?
- Tak, tyle tylko, że Wilson został wczoraj zastrzelony. Z całej bandy na wolności pozostaje jedynie Rodrigo. Liczyliśmy, że to on ma chłopca i że będzie chciał skontaktować się z państwem.
- Nie zrobił tego – odparł przejęty Castellanos. – Mój Boże, w co my się wplątaliśmy. Proszę mi wierzyć, o niczym nie mieliśmy pojęcia. Handel dziećmi to oburzające!
- Oburzające? – powiedział z ironią Ben. – Pan jednak gotów był wyłożyć pieniądze, żeby tylko mieć dziecko. Czy to pana zdaniem nie jest handel?
- Byłem przekonany, że to siostrzeniec Wilsona.
- Panowie mój mąż mówi prawdę. Jest człowiekiem honoru – zapewniła Pilar. – Oboje byliśmy przekonani, że pan Wilson chce nam oddać na wychowanie swojego siostrzenica. Wydawał się taki przejęty jego losem, a my nie chcieliśmy, żeby dziecko trafiło do sierocińca.
- Co za łotr! Skończone bydlę! – Castellanos nie krył wzburzenia. - Oszukał nas!
- Juan, mój drogi uspokój się. To teraz nie jest istotne – rzekła Pilar i patrząc ze współczuciem na Bena dodała: - Panie Cartwright jest mi niezwykle przykro z powodu pana wnuka. Wyobrażam sobie, co musi pan czuć. Mam nadzieję, że odzyska pan chłopca. Gdybym miała synka i gdyby jego coś takiego spotkało oszalałabym. Bardzo współczuję jego rodzicom.
- Jego rodzice nic jeszcze nie wiedzą, a państwo… państwo byliście moją ostatnią deską ratunku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:29, 26 Paź 2017    Temat postu:

Trudno rozszyfrować Castellanos'ów. Może są dobrzy, może nie Confused Cartwrightom chyba urwał się trop ... co zrobią? Co dalej nastąpi? Czyżby musieli czekać z akcją na Adasia? Help

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 17:31, 26 Paź 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:07, 26 Paź 2017    Temat postu:

Cartwrightom faktycznie urwał się trop. Oczywiście będą szukać Josha, z jakim efektem to się okaże Niepewny

- I, co? – spytał nerwowo Joe, gdy w holu hotelu Grand pojawili się tak długo wyczekiwani Ben, Clem i szeryf Wharton. Ich ponure miny mówiły same za siebie.
- Państwo Castellanos nie mają pojęcia gdzie może być Josh – odparł zupełnie zrezygnowany Ben.
- Wierzysz im?
- Właściwie nie mam podstaw nie wierzyć. – Wzruszył ramionami Ben. - Oni też na swój sposób zostali oszukani.
- Chcieli kupić dziecko! – krzyknął Joe. – Naszego Josha! I ty ich jeszcze usprawiedliwiasz!
- Uspokój się – powiedział zmęczonym głosem Ben. – Myślę, że państwo Castellanos tak bardzo pragnęli dziecka, że przez myśl im nie przeszło, że Paco chciał ich oszukać. Zdaje się, że chciał im sprzedać zupełnie inne dziecko. Josh trafił się mu przez przypadek. A on z tego skwapliwie skorzystał.
- Wiesz tato, to może być prawda. Teraz mi się przypomniało, że Josh bardzo spodobał się Paco. Ten łajdak mówił, że chciałby mieć takiego wnuka jak on. Kłamał, bo tak naprawdę od chwili, gdy zobaczył chłopca chciał go ze sobą zabrać i po prostu sprzedać.
- Możliwe, że tak było – odparł Ben. – Nie zmienia to jednak faktu, że nadal nie wiemy gdzie jest Josh i bardzo się boję, że nigdy się tego nie dowiemy.
- Co takiego?! Tato tylko tyle masz do powiedzenia – Joe zdziwiony spojrzał na ojca. – Jutro przyjeżdża Adam i matka Josha. Co im powiemy?
- Prawdę. I ja to zrobię.
- Adam nam tego nie daruje – zauważył Hoss.
- Wiem synu – odparł Ben. – Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy żeby odnaleźć Josha. Teraz tylko cud może nam pomóc.
- Nie wierzę, że to mówisz tato, po prostu nie wierzę – rzekł z pretensją w głosie Joseph.
- A, co niby twoim zdaniem mamy jeszcze zrobić? Nikt nic nie wie, nikt nic nie widział.
- Tato, to zupełnie do ciebie niepodobne. Nie pamiętasz już, jak przed laty szukaliśmy Adama. Zaginął na pustyni i tylko ty do końca wierzyłeś, że go odnajdziemy. Hoss i ja chcieliśmy wracać do domu…
- Pamiętam, choć i ja w końcu omal się nie poddałem - na twarzy Bena pojawił się smutny uśmiech. - Joe, posłuchaj oddałbym wszystko, żeby tylko Josh był razem z nami, a przede wszystkim, żeby mógł uściskać swoich rodziców.
- To szukajmy go! – krzyknął Joe a potem nieco spokojniej dodał: - tato, jeśli nie ty, to ja nadal będę go szukał. Josh był pod moją opieką. Nie potrafiłem go ochronić. Moim obowiązkiem jest go znaleźć inaczej nie będę mógł spojrzeć Adamowi w twarz.
Ben pokiwał ze zrozumieniem głową i położywszy synowi dłoń na ramieniu powiedział:
- Dobrze. Rób, co ci serce dyktuje. Hoss i Candy zostaną z tobą. Ja muszę wracać do domu. Tak cieszyłem się na powrót Adama, teraz wolałbym, żeby wciąż był na morzu.

Chłopiec zaniósł się od kaszlu z trudem łapiąc powietrze. Mężczyzna z troską pochylił się nad nim. Uniósł go delikatnie i podtrzymał, a gdy wreszcie atak kaszlu minął otarł mu twarzyczkę, a potem napoił ciepłym mlekiem. Zapewniając, że wszystko będzie dobrze otulił kocem. Wówczas rozległo się pukanie do drzwi. Mężczyzna otworzył je i odetchnął z ulgą. Lekarz, którego wezwał do dziecka wszedł do pokoju kierując swe kroki wprost do łóżka chorego chłopca. Najpierw go osłuchał, następnie zajrzał mu do gardła oraz zapytał jak się czuje. Na koniec pogłaskał dziecko po głowie i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Doktorze i jaki jest jego stan? – spytał przejęty mężczyzna.
- Na szczęście to tylko przeziębienie, ale niewiele brakowało, a wywiązałoby się z tego zapalenie płuc – odparł doktor otwierając torbę i wyjmując z niej buteleczkę z ciemnego szkła. Stawiając ją na stole powiedział: - gdyby synek zaczął znowu gorączkować proszę podać mu to lekarstwo. Trzy razy dziennie po małej łyżeczce. Ponadto dwa razy dziennie, rano i wieczorem, proszę smarować mu plecy i klatkę piersiową maścią kamforową. No i oczywiście trzymać w cieple. Musi dużo pić. Najlepiej rumianek. Do jedzenia rosół. Zawsze sprawdza się przy przeziębieniach.
- Jak długo powinien leżeć w łóżku?
- Minimum tydzień, a i potem powinien dużo odpoczywać – rzekł doktor zapisując coś na kartce. – Tu ma pan receptę na jeszcze jeden lek, który złagodzi ataki kaszlu. Proszę wykupić go jeszcze dzisiaj. Skład apteczny jest niedaleko hotelu. W recepcji powiedzą panu, jak tam trafić. A i proszę kupić syrop cebulowy. Jest bardzo skuteczny. Mówił pan, że jesteście tu przejazdem. Czy mogę spytać, dokąd jedziecie?
- Do Yumy.
- To daleko, a pogoda nie jest sprzyjająca.
- Nie ruszymy się stąd dopóki mały w pełni nie będzie zdrowy.
- To rozsądna decyzja – pochwalił doktor. – Jutro tu zajrzę, a tymczasem proszę zastosować się do moich zaleceń. I niech pan się nie martwi, synek na pewno wyzdrowieje.
- Dziękuję doktorze – rzekł mężczyzna odprowadzając lekarza do drzwi. – A i chciałem zapytać ile jestem winny za poradę?
- O tym porozmawiamy jutro – doktor uśmiechnął się i dodał: - na pewno z pana nie zedrę. Do widzenia.
- Do widzenia i jeszcze raz bardzo dziękuję.
Po wyjściu lekarza mężczyzna podszedł do łóżka dziecka i przysiadł na jego brzegu. Z czoła chłopca odgarnął zlepione potem czarne kosmyki włosów.
- Słyszałeś, co powiedział doktor? – spytał, a gdy dziecko skinęło głową powiedział: - wyzdrowiejesz, tak jak ci to obiecałem.
- Rodrigo – szepnął chłopiec – a kiedy pojedziemy do mamusi?
- A ty znowu swoje - westchnął mężczyzna. - Przecież coś ci obiecałem, a obietnica dana przyjacielowi to rzecz święta.
- To, dlaczego powiedziałeś panu doktorowi, że jedziemy do Yumy?
- Słyszałeś – stwierdził Rodrigo i pokręcił z dezaprobatą głową. - A wiesz Josh, że to nieładnie podsłuchiwać?
- Nie podsłuchiwałem. Głośno mówiliście.
- Masz rację kolego, tak powiedziałem, ale nie martw się zawiozę ciebie do Podnerosy – Rodrigo wstał z łóżka i zaczął szykować się do wyjścia. – A teraz spróbuj się przespać. Ja w tym czasie pójdę po lekarstwo i zrobię zakupy.
- Rodrigo?
- Tak?
- Wolałbym żebyś odwiózł mnie do mamusi, do San Francisco – Josh utkwił proszący wzrok w mężczyźnie.
- Nic z tego. Pojedziemy do Ponderosy, do twojego dziadka i koniec dyskusji.
- Rodrigo?
- Tak?
- Wróć szybko. Nie chcę być sam.
- Dobrze. Postaram się wrócić jak najszybciej.
- A zagramy w pokera?
- Żebyś znowu mnie ograł? – spytał mężczyzna. Odpowiedzią był cichy chichot dziecka – widzę, że ci lepiej. No, dobrze wieczorem sobie zagramy.
- Na cukierki?
- Tak, smyku na cukierki. Kupię trochę po drodze.
- Rodrigo?
- Co znowu?
- Lubię ciebie. Jesteś dobry – powiedział z przekonaniem Josh i naciągnąwszy na głowę koc mruknął: - spróbuję zasnąć.
- Ja ciebie też lubię chłopaku – odparł mężczyzna i szybko wyszedł z pokoju zamykając drzwi na klucz. Przystanął na chwilę w hotelowym korytarzu. Wyraźnie poruszony westchnął głęboko i wyszeptał: nawet nie wiesz ile ci zawdzięczam dzieciaku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 17:52, 12 Lis 2017, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:30, 26 Paź 2017    Temat postu:

Czyżby Rodrigo był wdzięczny Joshowi za sprowadzenie ze złej drogi? Chyba, że ma coś innego na myśli. Sama nie wiem, ale się dowiem!!! Czekam na ciąg dalszy ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:34, 26 Paź 2017    Temat postu:

Przyznam się, że jeszcze nie wiem, czy Rodrigo okaże się tym dobrym Confused

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:12, 27 Paź 2017    Temat postu:

Ten ludzik dopinguje ADĘ
Zwykle jest skuteczny i kruszy serce okrutnej autorki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:20, 27 Paź 2017    Temat postu:

Faktycznie ludzik urzekł mnie swoim potupywaniem. Very Happy Jest niezwykle uroczy i skuteczny Very Happy Postaram się przyśpieszyć pisanie. Plan jest. Wiem jak się zakończy ta opowieść, tylko gdyby doba miała więcej godzin Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:29, 28 Paź 2017    Temat postu:

Pociąg z San Francisco dotarł właśnie do Virginia City...


Było już dobrze po północy, gdy pociąg z San Francisco wjechał na stację Virginia City. Stwierdzenie, stacja, było tu trochę na wyrost. Ot, mały drewniany budynek, bardziej przypominający barak niż dworzec kolejowy. Stacja, jak w większości górniczych miast przystosowana była przede wszystkim do transportu wydobywanych kruszców. Stąd też spora odległość dzieliła dworzec od miasta. Wygoda pasażerów był tu kwestią drugorzędną. Nie było, więc mowy o poczekalni z prawdziwego zdarzenia. Jedynie licha wiata stanowiła, jaką taką ochronę przed niepogodą, która tej nocy nieźle dawała się we znaki. Najpierw zaczął sypać śnieg i wyglądało tak jakby zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Potem zaczął wiać dość silny wiatr. Jego podmuchy ostro uderzały w wiatę, pod którą stał Ben Cartwright oczekujący na przyjazd syna. Gdyby nie wypadki ostatnich dni byłby najszczęśliwszym z ludzi, a tak zdenerwowany, z kłębkiem nerw zamiast żołądka czekał na Adama. Czekał i bał się. On, którego wszyscy traktowali z najwyższym szacunkiem i o którym nikt nie ośmieliłby się powiedzieć, że jest tchórzem bał się własnego syna, bo nie był pewien jak ten zareaguje na hiobowe wieści.
Tymczasem pociąg z piskiem i zgrzytem kół zatrzymał się. Niewielu było pasażerów, których podróż kończyła się w Virginia City. Wśród nich wzrok przyciągał szczupły, wysoki mężczyzna w marynarskim mundurze. Ben bez trudu rozpoznał w nim Adama. Wzruszenie ścisnęło mu gardło, a w głowie szalały wszystkie możliwe uczucia. Były, więc i żal, i pretensja za te siedem lat nieobecności, ale i ojcowska miłość, i duma na widok pierworodnego syna. Adam dostrzegłszy ojca zamachał dłonią, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Tato! – krzyknął i przyśpieszył kroku. Gdy wreszcie stanął przed ojcem nie wiedział, co powiedzieć. Wyglądał, jak mały zawstydzony chłopiec. Czuł się dziwnie i nieswojo. Zresztą i Ben miał podobne odczucia.
- Jesteś – wydusił z trudem Cartwright, po czym chwycił syna w ramiona powtarzając: – tyle lat, tyle długich lat.
- Tato wybacz mi. Nie chciałem, żeby tak to wyszło – odparł wzruszonym głosem Adam i gdy wreszcie Ben wypuścił go ze swych objęć spytał: – wierzysz mi?
- Wierzę i wiem, że miałeś swoje powody, żeby tak postąpić. Na tyle ciebie znam – Ben uśmiechnął się z ledwie uchwytnym smutkiem.
- Tato…
- Zapuściłeś brodę. To na stałe? – Ben przerwał mu chcąc odsunąć w czasie to, co nieuniknione.
- Na razie tak. Potem zobaczymy – odparł Adam. – Urosła mi, gdy chorowałem i tak już zostało.
- Jak się czujesz?
- Dobrze i muszę ci coś powiedzieć.
- Ja też muszę powiedzieć ci coś niezwykle ważnego… – zaczął Ben.
- Pozwól tato, ale ja pierwszy – powiedział stanowczym głosem Adam. – Chodzi o mamę Josha. Jest tu ze mną.
- Wiem. Pisałeś przecież, że przywieziesz panią Stanton do Ponderosy.
- Tak, tylko, że nie panią Stanton, a panią Cartwright – odparł Adam.
- Co takiego?
- Ożeniłem się tato.
- Co zrobiłeś? – Ben nie potrafił ukryć zaskoczenia.
- Ożeniłem się. Nie powinno cię to tak dziwić, przecież wiedziałeś o moich planach w stosunku do Ann.
- No, tak, ale to takie nieoczekiwane – rzekł wciąż oszołomiony nowiną Ben. - Cieszę się, naprawdę cieszę się. Myślałem tylko, że zechcecie wziąć ślub w Ponderosie.
- Tato, sytuacja, w której znalazła się Ann nie pozostawiła mi wyboru, a poza tym chodziło mi o Josha. Zresztą wszystko ci później wyjaśnię, a teraz chodź ze mną, chciałbym ci przedstawić moją żonę – powiedział Adam, biorąc ojca pod ramię. – Wiesz, ona jeszcze niezbyt dobrze chodzi. Trochę potrwa zanim całkowicie wyzdrowieje. No chodź, przy okazji obejrzysz sobie salonkę. Prawdziwe cacko. Gdyby nie znajomości Ramplinga nie mógłbym zapewnić jej takiego komfortu podróży.
- Adamie, poczekaj – Ben przystanął. – Zanim przywitam twoją małżonkę muszę ci coś powiedzieć.
- Tato, czy to nie może zaczekać?
- Nie – w głosie Bena było coś takiego, że Adam poczuł przeszywający go chłód.
- Chodzi o Josha?
- Tak.
- Mów – Adam wyraźnie pobladł.
- Pięć dni temu chłopiec został porwany…
- Co takiego?
- Był napad na Ponderosę. Josepha postrzelono, a Josha wzięto, jako zakładnika. Potem zażądano okupu.
- Zapłaciłeś?
- Chciałem, ale to nic nie dało. Chłopiec przepadł. Twoi braci wciąż go szukają. Zresztą wszyscy włączyli się w poszukiwania Josha. Adamie, nawet nie wiesz, jak bardzo mi przykro.
Tymczasem Adam próbował zapanować nad nerwami. Gdy dotarło do niego, co się stało z jego dzieckiem zachwiał się i zaczął ciężko oddychać. Zacisnąwszy mocno palce na przedramieniu ojca powiedział:
- Tato, Ann nie może się o tym dowiedzieć. Nie teraz. To by ją zabiło.
- To nie najlepszy pomysł – Ben pokręcił głową. - Niby jak zamierzasz ukryć przed nią porwanie Josha?
- Nie zamierzam niczego ukrywać – odrzekł Adam. – Chodzi mi tylko o kilka godzin. Ona musi odpocząć. Doktor Martin powinien ją zbadać. A ja... ja muszę znaleźć mojego syna.
- Adamie, popatrz na mnie - powiedział stanowczo Ben. - Uspokój się. Znajdziemy Josha. Obiecuję ci. A jeśli chodzi o Ann to musisz powiedzieć jej prawdę. Jest matką i ma prawo wiedzieć, co stało się z jej dzieckiem.
- Wiem – westchnął ciężko Adam. - Rano…rano jej o wszystkim powiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:57, 28 Paź 2017    Temat postu:

Ciekawa jestem JAK Adam ma zamiar to ukrywać. Przecież to nie wystarczy, że nic nie powie. Ann będzie się dopytywać... no, chyba że jest bardzo zmęczona i śpi.
I tak to będzie trudne zadanie do wykonania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:18, 28 Paź 2017    Temat postu:

Adam po prostu jest w lekkim szoku. Informacja o porwaniu Josha spadła na niego jak grom z jasnego nieba. Te kilka godzin potrzebne mu są, żeby wszystko sobie przemyśleć, uporządkować. Na pewno nie ma zamiaru oszukiwać Ann. Chce ją chronić, odsunąć w czasie tragiczną wiadomość. Think

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:32, 28 Paź 2017    Temat postu:

To się porobiło. Ben w rozterce, czy ma się cieszyć z powrotu syna, czy martwić porwaniem wnuka? Adam zwykle nie odkładał niczego na później. Też jest w rozterce ... powiedzieć od razu, czy nie powiedzieć Ann. Wybrał opcję przesunięcia w czasie. Tłumaczył to wrażliwością i chorobą Ann ... czy to jedyne przyczyny? Może mu głupio, że jego rodzina nie zapewniła bezpieczeństwa Joshowi. Tak sądzę. Ja jestem w rozterce, czy Adasiowi lepiej bez brody, czy z brodą. Chyba nie rozstrzygnę tego dylematu Smutny Ben chyba jest zadowolony, że choć jeden syn ożenił się. Najstarszy syn! To niezły początek i biedak myśli, że za nim pójdą inni Razz Nie wiem. Może i pójdą, ale leniwcom chyba wygodnie jest u tatusia. Posprzątane, jedzonko podane na stół a inne zalety stanu małżeńskiego? No, chyba po coś jeżdżą do Wirginia City ... pewnie nie tylko na zakupy Zawstydzony Bardzo ciekawy odcinek. Mniemam, że jest wstępem do dalszej akcji. Teraz Adam jest na miejscu i na pewno zadziała ... no i Rodrigo. Jaki on jest? Dobry, czy zły ... jakie cechy u niego przeważą? przewala oczami

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 17:46, 29 Paź 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:28, 29 Paź 2017    Temat postu:

Ewelino, dziękuję za ciekawy komentarz Wesoly Masz rację. To był odcinek będący wstępem do kolejnego zapętlenia akcji Mruga
Adam nie chciał od razu powiedzieć Ann o Joshu, bo faktycznie obawiał się o jej zdrowie. Co z tego wyszło? Odpowiedź można znaleźć w poniższym odcinku. Zapraszam Wesoly


- Nie rozumiem, dlaczego nie pojechaliśmy od razu do Ponderosy, tylko musieliśmy zatrzymać się w tym hotelu – Ann przerwała rozczesywanie włosów i spojrzała na Adama, który wyraźnie jej nie słuchał. – Przecież to żaden problem. Wsadziłbyś mnie na muła, albo pognał pieszo. Co ty na to?
- Tak, tak. To dobry pomysł.
- Doprawdy?
- A ty uważasz inaczej? – Adam spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na żonę.
- No, wiesz… nie wiem, jak daleko jest do Ponderosy. Na mule jakoś dałabym radę. Pieszo już nie – odparła z kpiącym uśmiechem Ann i odłożyła na toaletkę szczotkę do włosów. – Nie słuchałeś mnie.
- Przepraszam. Masz rację. Jestem jakiś rozkojarzony…
- I zdenerwowany. Myślisz, że tego nie zauważyłam.
- Jestem po prostu zmęczony. Ta podróż była bardziej wyczerpująca niż mi się wydawało – odparł lekko poirytowanym głosem.
- Tak? Ciekawe, co byś powiedział, gdyby to był zwykły wagon, a nie salonka?
- Ann, jest późno. Proszę daj spokój tej rozmowie. Pamiętasz, co powiedział doktor Patterson.
- Tak pamiętam – wzniosła oczy do góry. – Trudno zapomnieć, skoro wciąż mi o tym przypominasz.
- To proszę, kładź się już spać.
- To polecenie? – spytała groźnie patrząc na męża Ann.
- Nie. Tylko prośba. – Adam zmusił się do uśmiechu. – No już, nie daj się prosić.
- A ty?
- Ja? Zajrzę jeszcze do ojca. Sama rozumiesz, tyle lat się nie widzieliśmy.
- Powiesz mi, co się stało?
- A, co niby miało się stać?
- Nie wiem. Ty mi powiedz. Byłeś bardzo podekscytowany spotkaniem z ojcem...
- To chyba normalne – Adam wzruszył ramionami. – Nie widzieliśmy się przeszło siedem lat.
- Nie o to mi chodzi. Gdy go przyprowadziłeś byłeś bardzo blady i zdenerwowany. Twój ojciec również nie wyglądał najlepiej.
- Mój najmłodszy brat został postrzelony – odparł unikając wzroku żony Adam.
- Joseph?
- Tak.
- Ciężko?
- Nie. To zwykłe draśnięcie – powiedział z trudem hamując narastający gniew. – Ann, jest naprawdę bardzo późno. Jeśli chcesz…
- Adamie, nie mówisz mi prawdy – Ann pokręciła ze smutkiem głową. – Gdyby faktycznie to było zwykłe draśnięcie to nie byłbyś aż tak bardzo zdenerwowany. A może to wcale nie chodzi o Josepha? Zaraz, zaraz, gdy spytałam o Josha wymieniliście z ojcem dziwne spojrzenia. Powiedziałeś, że wszystko z nim w porządku, a potem gwałtownie zmieniłeś temat.
- Wydawało ci się.
- O, nie. Ty coś ukrywasz!
- Nie bądź śmieszna – odparł ze zniecierpliwieniem Adam.
- Śmieszna? – Ann z zaskoczeniem spojrzała na męża. – Tego po tobie się nie spodziewałam. Powinieneś wiedzieć, że między dwojgiem ludzi niezwykle ważne jest zaufanie. Bez tego nie ma szans na udany związek. Chyba, że ty mi nie ufasz, a wtedy całe to nasze małżeństwo nie ma sensu.
- Masz rację – Adam ciężko westchnął. – Faktycznie chodzi o naszego syna. Doszło do napadu na ranczo mojego ojca i Joshua został porwany.
- O mój Boże – jęknęła z przerażeniem Ann i przymknęła powieki spod, których popłynęły łzy. Cała drżała i wyglądała tak, jakby za chwilę miała zemdleć. Adam przyklęknął przy niej i chwyciwszy jej dłonie w swoje ręce z niepokojem zapytał:
- Dobrze się czujesz? Podać ci wody – a gdy Ann przecząco pokręciła głową zaproponował: - może jednak się położysz.
- Kiedy chciałeś mi powiedzieć o Joshu? – spytała cicho.
- Rano.
- Myślisz, że to by coś zmieniło?
- Martwiłem się o ciebie.
- Niepotrzebnie. Wbrew pozorom jestem silna – odparła dumnie prostując się Ann. – Nigdy więcej tak mnie nie traktuj. Jestem twoją żoną, a nie naiwną panienką, którą można zbyć byle czym.
- Wiem.
- Czyżby? I dlatego sam decydujesz, co mi powiedzieć, a czego nie? To moje dziecko, mój syn znalazł się w niebezpieczeństwie…
- Nasz syn – poprawił żonę Adam.
- Nie masz prawa ukrywać przede mną niczego, co dotyczy Josha. Rozumiesz?!
- Chciałem tylko…
- Nie interesuje mnie, co chciałeś! Trzeba go ratować. On jest teraz najważniejszy.
- A niby, o czym przez cały czas myślę?! Gdybym mógł od razu ruszyłbym mu na ratunek.
- Mną nie musisz się przejmować.
- Ann, nie kłóćmy się. To bez sensu.
- Masz rację. Ja po prostu tak bardzo boję się o Josha. Gdyby jemu miało coś się stać… - zapłakała. Adam otoczył ją ramionami i mocno przytulił do siebie.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Nasz chłopiec wróci do domu cały i zdrowy – powiedział z przekonaniem. – Zrobię wszystko, co w ludzkiej mocy, żeby go odnaleźć.
- Na początek zrób jedno – powiedziała Ann – poproś tu ojca. Chcę wiedzieć ze szczegółami, jak doszło do porwania Josha. I co do tej pory zrobiono, żeby go uratować.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 18, 19, 20 ... 69, 70, 71  Następny
Strona 19 z 71

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin