Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Po drugiej stronie strachu
Idź do strony 1, 2, 3 ... 69, 70, 71  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 13:18, 03 Maj 2017    Temat postu: Po drugiej stronie strachu



Część pierwsza

1870 rok



Tego dnia San Francisco wyjątkowo nie było spowite mgłą, a promienie słońca rozświetlały wszystko wokół. Napływające znad oceanu powietrze niosło ze sobą jesienny chłód. Lato miało się już ku końcowi.

Mężczyzna, około czterdziestoletni, ubrany od stóp do głów na czarno z beżową kurtką niedbale przerzuconą przez ramię zszedł z trapu Lady Elizabeth i szedł wolno wzdłuż pirsu 41. Z uwagą przyglądał się zacumowanym statkom. Część z nich była w trakcie rozładunku. Inne, już załadowane rozmaitymi towarami czekały na podniesienie cum. Wszędzie panował ogromny ruch i pośpiech. Nic dziwnego, przecież port San Francisco był największym i najbardziej ruchliwym portem na Zachodnim Wybrzeżu. Był też centrum handlu drewnem. Obsługiwał statki towarowe przepływające zarówno przez Pacyfik jak i Atlantyk. Właśnie na jeden z takich statków ładowano bale sosnowe. Mężczyzna przystanął i uśmiechnął się smutno. Myślami wrócił do wspaniałych lasów sosnowych otaczających jezioro Tahoe. Zobaczył wysokie, majestatyczne drzewa, których gałęzie przy każdym podmuchu wiatru tęsknie szumiały. Ich balsamiczny zapach niósł ze sobą prawdziwe ukojenie. Gdyby teraz tam być - pomyślał.

Ktoś nagle niechcący go potrącił. Mężczyzna w ułamku sekundy powrócił do rzeczywistość i szybkim krokiem ruszył w kierunku kapitanatu portu. Tam odnalazł jednego z dyżurujących pracowników i przekazał mu jakieś dokumenty. Chwilę z nim porozmawiał i życząc mu miłej niedzieli poszedł dalej. Do wypłynięcia z portu pozostały zaledwie dwie doby. Ładunek był już na pokładzie. Załoga też była w komplecie. Do załatwienia pozostały już tylko zwykłe formalności, konieczne do wyruszenia w długi rejs.

Na twarzy mężczyzny zagościł półuśmiech. Właśnie przypomniał sobie, jak po raz pierwszy zamustrował się na statek. Dzień był podobny do dzisiejszego, tylko on był nieco młodszy i nie miał kompletnie żadnego marynarskiego doświadczenia. Wiedział jedno – od raz powziętej decyzji nie ma odwrotu. Oczywiście, jak każdy na jego miejscu miał wątpliwości, ale widok portu i statków prawie zupełnie je rozwiał. Opuszczając rodzinne strony miał w głowie mętlik, ale do tego nie przyznałby się za żadne skarby świata. Jego postanowienie dla wszystkich było ogromnym zaskoczeniem. Ojciec nie mógł pogodzić się z jego wyborem. Prosił, żeby dobrze się zastanowił nim ostatecznie zdecyduje się na ten, w jego opinii, szaleńczy krok. Wreszcie spróbował odwołać się do jego honoru i lojalności wobec rodziny, przypominając jednocześnie o obowiązkach wobec ziemi, na której leży ich rozległe ranczo. Jego bracia też próbowali wpłynąć na zmianę decyzji. Mówili mu, że jest potrzebny i że jeżeli wyjedzie to nic już nie będzie takie samo.
Im dłużej trwały te prośby tym on zdecydowanie obstawał przy swoim i twierdził, że jeżeli jest do czegoś przekonany to nie widzi powodu, dla którego miałby zmieniać raz podjętą decyzję.

W dniu, w którym opuścił dom jego ojciec nie miał mu już nic do powiedzenia. Popatrzył na niego oczyma przepełnionymi bólem i prawie niedosłyszalnie rzekł: pamiętaj, bez względu na wszystko tu jest twoje miejsce, twój dom. Jeden z braci uścisnął go mocno. Ten olbrzym o złotym sercu miał łzy w oczach. Drugi, najmłodszy, popatrzył na niego lekceważąco, odtrącił wyciągniętą w jego kierunku dłoń i bez słowa wyszedł z domu. Z tą chwilą przestali być braćmi. Obaj byli tak różni, jak ogień i woda. To cud, że przez te wszystkie lata nie pozabijali się.

Mężczyzna posmutniał. Wspomnienia mają to do siebie, że na ogół pojawiają się w najmniej oczekiwanym momencie. Tak było i teraz, a przecież miał przed sobą ostatnie niedzielne popołudnie przed dalekim rejsem. Nie powinien spędzać go na roztrząsaniu przeszłości. Koledzy proponowali mu wypad do portowej tawerny, ale on wolał być sam. Minąwszy doki i ciągnące się w nieskończoność magazyny portowe znalazł się na Embarcadero. Stąd miał już kilka kroków do głównej ulicy miasta Market Street ciągnącej się aż do wzgórz Twin Peaks.
Mimo, że była to niedziela ulica tętniła życiem. Wszędzie było tłoczno. Lekkie powozy ze wszystkich stron wymijały tramwaje konne. Widać było też pojedyncze, wolno ciągnące się wozy wyładowane towarami i powożone przez woźniców o szarych zmęczonych twarzach. Nie dla wszystkich, bowiem niedziela była dniem odpoczynku.

Właśnie podjechał tramwaj i mężczyzna wsiadł do niego. Uiścił stosowną opłatę i przesunął się w głąb wagonu gdzie były jeszcze wolne miejsca. Usiadł na jednym z nich i przez okno przypatrywał się mijanym domom. Jechał właściwie bez celu. Nie miał żadnych planów. Po prostu chciał popatrzeć na miasto. Naraz przypomniał sobie, jak jeden z jego znajomych, jeszcze w Sacramento opowiadał mu o najnowszym cudzie miasta, jakim miał być Park Golden Gate*). Podobno, gdy zakładano ten park obsadzono go mnóstwem drzew, krzewów i innych roślin pochodzących z całego świata. Tak długo był już w San Francisco, a nigdy dotąd nie miał okazji zobaczyć tego cuda. Na najbliższym przystanku wysiadł. Przeszedł kilka kroków i skręcił w prawo, w 17th Street. Stąd tylko kawałek drogi dzielił go od jednego z najpiękniejszych zakątków świata. Gdy wreszcie znalazł się w parku przystanął oczarowany widokiem rozpościerającym się przed jego oczyma. A widok był niezwykły, zdominowany przez bujną, różnorodną roślinność. Wzrok przykuwały szybko rosnące balsy osiągające ponad dziewięćdziesiąt stóp wysokości, bambusy, krzewy kawy i tropikalne rośliny taro i wanilii. Całe to bogactwo natury mogło przyprawić o zawrót głowy. Mężczyzna stał na środku głównej alei jak zaczarowany. Wokół spacerowali elegancko ubrani kobiety i mężczyźni, bony dostojnie pchały wózki z małymi dziećmi, a na ławkach wypoczywali ci, którzy zdążyli już zmęczyć się spacerem.

- Adam?! Adam Cartwright?! To naprawdę ty?! – Mężczyzna aż drgnął usłyszawszy znajomy głos. Szybko się odwrócił. Przed nim stała kobieta z jego przeszłości. Piękna kobieta.


_____________________
*) Park Golden Gate założono w San Francisco, w 1870 r.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Sob 19:25, 03 Lis 2018, w całości zmieniany 15 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 13:55, 03 Maj 2017    Temat postu:

Och, wspaniale :D Aderato udało się w końcu rozpocząć pracę nad nowym opowiadaniem :D

Początek jest bardzo ciekawy, piękne, szczegółowe opisy samego San Francisco, portu, parku. I wspomnienia, które aż piszczą, by wyrwać się na wolność :D Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy i trzymam kciuki za dobry humor Aderato i jej chęć do współpracy :D



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 14:45, 03 Maj 2017    Temat postu:

Drugą część właściwie mam przygotowaną, ale wiesz jak to jest z Aderato. Szczegóły musi dopracować. Maruda jedna Wink

A wspomnienia muszą pogodzić się z tym, że nie wyrwą się na wolność. Bohater będzie miał na głowie zupełnie inne sprawy Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 15:05, 03 Maj 2017    Temat postu:

A wspomnienia będą tak piszczały żałośnie?
Choć zawsze mogą być przytłoczone przez inne wspomnienia, nowe i bardziej zajmujące :D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 16:29, 03 Maj 2017    Temat postu:

Niech piszczą zły: Adam będzie miał ciekawsze zajęcia Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:25, 03 Maj 2017    Temat postu:

Biedne wspomnienia, ale jestem pewna, ze wiesz co robisz Wesoly Adam będzie miał ciekawsze zajęcia :D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:56, 03 Maj 2017    Temat postu:

Senszen, mam nadzieję, że rozpoznasz kobietę, którą w parku spotkał Adam. Zapraszam na część drugą "Po drugiej stronie strachu"Wesoly


- Ann! – krzyknął chwytając jej dłonie w swoje ręce. – Co za spotkanie! Nie mogę uwierzyć! Ślicznie wyglądasz! – dodał nie mogąc oderwać wzroku od smukłej sylwetki kobiety, jej niebieskich, ogromnych oczu i włosów w kolorze płynnego złota upiętych tuż nad karkiem.
- Dziękuję. Ty też nic, a nic się nie zmieniłeś. Wyglądasz, jak wtedy, gdy widzieliśmy się w Placerville.
- Nadal wyglądam, jak Tom? – spytał z szelmowskim błyskiem w oczach.
- Och, Adamie nawet tak nie żartuj.
- Wybacz. To było niestosowne. Po prostu nie mogłem się powstrzymać – zrobił skruszoną minę.
- Wybaczam… - odrzekła z powagą, choć w głosie słychać było nieskrywaną wesołość.
- To dobrze, bo nigdy bym sobie tego nie wybaczył – powiedział podając jej ramię. – Zapewne jesteś w towarzystwie, ale czy możesz poświęcić mi, choć parę minut. Jak długo się nie widzieliśmy? Siedem, osiem lat?
- Raczej jakieś dziesięć.
- To niemożliwe. Czekaj, to było latem tysiąc osiemset sześćdziesiątego piątego, czyli minęło osiem, tak osiem lat.
- Być może – odparła szybko Ann i dodała: - nie będę się z Tobą sprzeczać.
- To jak? Porozmawiamy?
- Dobrze, ale najwyżej kwadrans. Jestem tu z kimś.
- Ach tak. Czy to mężczyzna?
- Owszem – odpowiedziała.
- Mąż?
- Nie zgadłeś.
- Ale rozumiem, że może być zazdrosny.
- To całkiem możliwe.
- Szczęściarz – westchnął Adam. – Usiądźmy – rzekł wskazując ławkę.
- No, dobrze mój drogi – powiedziała Ann, gdy już usiedli w cieniu jaśminowca - pożartowaliśmy sobie, a teraz powiedz mi, co działo się z tobą przez te wszystkie lata?
- Nic aż tak ciekawego, żeby tym się chwalić.
- Ożeniłeś się?
- Nie było po temu okazji – odparł spoglądając na bawiące się tuż obok dzieci. - A ty? Rozumiem, że nie wyszłaś za mąż?
- Mylisz się.
- Tak? Wcześniej powiedziałaś coś innego.
- To prawda, ale miałam męża. Dwa lata temu owdowiałam.
- Współczuję – powiedział Adam i lekko uścisnął jej dłoń. – Jak dajesz sobie radę?
- Teraz już dobrze, ale na początku było mi ciężko. Nagle z dnia na dzień zostałam sama.
- Jak zmarł twój mąż?
- Został zastrzelony. Mieszkaliśmy w Austin. Michael był kasjerem w tamtejszym banku.
- To był napad?
- Tak.
- Tym bardziej mi przykro.
- Wiesz, co w tym wszystkim jest najgorsze? Tego dnia Michaela w ogóle nie powinno być w banku. Zastąpił kolegę. Może gdyby oddał bandytom te cholerne pieniądze, to tamci nie zabiliby go. A tak ocalił pieniądze, a stracił życie.
- Został bohaterem.
- A ja zostałam wdową. Wdową z małym dzieckiem.
- Masz dziecko? – spytał zaskoczony Adam.
- Synka. To kochany chłopak.
- Czyżby to był ten mężczyzna, który miałby być taki zazdrosny?
- Zgadłeś.
- Przedstawisz mi go?
- Jest tam – wskazała na siedmioletniego, ciemnowłosego chłopczyka ubranego w strój marynarski i bawiącego się z dziećmi na pobliskim placyku. Chłopiec na moment uniósł głowę, rozejrzał się niespokojnie, a ujrzawszy matkę uśmiechnął się promiennie i pomachał jej dłonią. Mężczyznę, który siedział obok jego matki od razu zauważył. Udawał, że nadal się bawi, jednak spod oka obserwował tego interesującego nieznajomego.
- Ładny kawaler i chyba ciebie pilnuje – zauważył Adam.
- Faktycznie – stwierdziła z uśmiechem Ann. – Mój syn jest niezwykle opiekuńczy, a od śmierci Michaela stał się dzieckiem nad wyraz poważnym.
- Musiał bardzo przeżyć śmierć ojca.
- Owszem. Miał kochającego tatę i bezpieczny dom. W ułamku sekundy wszystko to stracił.
- A ty?
- Co, ja? – spytała z westchnieniem.
- Jak dałaś sobie radę po śmierci męża?
- W ogóle nie dałam sobie rady. Gdyby nie Emily, siostra Michaela nie wiem, co stałoby się z nami. To ona wszystkim się zajęła, a potem zabrała nas ze sobą. To bardzo dobra kobieta. Taka sama jak jej brat.
- Byłaś z nim szczęśliwa?
- Pamiętasz, co mi powiedziałeś, gdy ostatni raz się widzieliśmy? – spytała intensywnie wpatrując się w twarz Adama.
- Nie bardzo. Minęło tyle lat…
- Ja pamiętam. Powiedziałeś: Pewnego dnia znajdziesz innego mężczyznę, w którego będziesz mogła uwierzyć. Miałeś rację. Michael nim był.
- Ann, gdy przyjechałem na proces Valerie szukałem ciebie. Zniknęłaś i nikt nie potrafił mi powiedzieć, co się z tobą stało.
- Musiałam nagle wyjechać z miasta. Czasem tak już jest.
- Zostawiłem dla ciebie wiadomość u szeryfa. Dlaczego nie odezwałaś się?
- Uznałam, że tak będzie lepiej. Zresztą wkrótce poznałam Michaela… - zamilkła i opuściła głowę.
- Przepraszam nie mam prawa cię tak wypytywać. To przecież nie moja sprawa – powiedział skonsternowany. Odpowiedziała mu uśmiechem.
- Nic się nie stało – odparła. – A ty, co robisz w San Francisco? Jesteś przejazdem?
- Nie. Trochę tu pomieszkuję, ale większość czasu spędzam na morzu.
- Jesteś marynarzem?
- Tak. Za dwa dni wypływam w kolejny rejs.
- Daleko?
- Tym razem do Sydney w Australii.
- Faktycznie daleko – stwierdziła Ann i zapadła cisza. Nagle oboje poczuli się zakłopotani. Była najwyższa pora, aby zakończyć to spotkanie. Ann pierwsza wstała z ławki. Adam natychmiast się poderwał. Chciał, coś powiedzieć, ale właśnie podbiegł do nich synek Ann. Był szczupłym i dość wysokim, jak na swój wiek chłopcem. Miał przenikliwe szarozielone oczy. Z zaciekawieniem spoglądał to na matkę to na zupełnie nieznanego mu mężczyznę, który przypominał mu tajemniczego kapitana Nemo z książki pana Verne’a*).


___________________________________________________________
*) Mowa tu o książce pt. Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi, Juliusz Verne, 1868 r.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 20:30, 29 Cze 2017, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 18:30, 03 Maj 2017    Temat postu:

Trudno nie poznać tej kobiety Wesoly Odcinek sympatyczny, dużo wątków w nim zaczęło się kotłować i dużo wątpliwości się zrodziło.

Adam jako kapitan Nemo? Porównanie zapewne by mu pochlebiło, nawet go widzę, jak projektuje swój własny statek Wesoly


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Senszen dnia Śro 18:36, 03 Maj 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 18:36, 03 Maj 2017    Temat postu:

Faktycznie wątki rozmnożyły się jak króliki. Co z tego wyjdzie nie wiem Confused Aderato, coś tam mruczy pod nosem, ale dzisiaj nie zamierzam jej już słuchać Wesoly

Mając takie plany, jak powyżej Adam na pewno zaprojektowałby super Nautilusa Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 23:35, 03 Maj 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:37, 08 Maj 2017    Temat postu:

Adam poznaje syna Ann... Wesoly


- A to jest mój syn, Adamie – powiedziała Ann poprawiając kołnierz przy marynarskim ubranku syna. – Josh, skarbie to niegrzecznie tak się gapić. Co pan Cartwright sobie pomyśli?!
- Masz na imię Josh? – spytał uśmiechając się Adam.
- Joshua, proszę pana, Joshua Stanton, ale mama mówi do mnie Josh.
- Miło mi ciebie poznać chłopcze. Nazywam się Adam Cartwright – powiedział mężczyzna wyciągając do chłopca dłoń. Josh nieco onieśmielony uścisnął rękę Adama mówiąc:
- Wygląda pan, jak kapitan Nemo.
- Josh, tak nie można – skarciła syna Ann.
- Ależ nic się nie stało – odparł Adam, a zwracając się do chłopca spytał: – znasz książki pana Verne?
- Tak proszę pana, znam. Właśnie czytam taką o podmorskiej żegludze i jest tam kapitan Nemo. Jak pana zobaczyłem to pomyślałem, że on tak właśnie wygląda.
- Joshua… - Ann z dezaprobatą pokręciła głową, a Adam roześmiał się serdecznie.
- A pan pływa? – spytał niczym niezrażony Josh.
- Tak pływam. Jestem marynarzem – powiedział Adam, rozbawiony rezolutnością chłopca.
- Prawdziwym marynarzem? Może kapitanem? – oczy Josh’a zapłonęły ciekawością.
- Nie, ale jestem pierwszym oficerem.
- O, to jest pan drugą osobą na statku! – krzyknął Josh, a zwracając się do matki powiedział: - słyszałaś mamo? Pan Cartwright jest prawdziwym, ważnym marynarzem. Na pewno dużo podróżował. Opowie mi pan, jak to jest pracować na statku?
- Jeżeli zdarzy się ku temu okazja to bardzo chętnie.
- To może teraz – zaproponował podekscytowany chłopiec. – Możemy usiąść tu na ławce, albo…
- Hola chłopcze – wtrąciła Ann – zapominasz się. Nie pomyślałeś, że pan Cartwright może nie mieć teraz czasu, a poza tym ciocia Emily czeka na nas .
- W niedzielę każdy ma czas – stwierdził Josh. – Prawda, proszę pana?
- Z tym różnie bywa – odparł Adam. – Jedni pracują, drudzy odpoczywają.
- Tak, jak pan. – Chłopczyk uśmiechnął się, a w jego policzkach ukazały się urocze dołeczki. – Mamo, to może pan Cartwright pójdzie z nami. Ciocia obiecała na podwieczorek szarlotkę. Jej szarlotki są takie pyszne – zapewnił Josh. – Lubi pan szarlotkę?
- Bardzo lubię, ale wizyta u twojej cioci byłaby nietaktem. Na pewno nie spodziewa się gościa, a do tego zupełnie nieznanego.
- Joshua, co w ciebie wstąpiło? – Ann schwyciła syna za rękę. – Jak ty się zachowujesz?! Przepraszam, Adamie. Josh ostatnio o niczym nie mówi tylko o morzach i oceanach, dlatego, jak mu powiedziałeś, że jesteś marynarzem to tak zareagował.
- Ależ nic się nie stało. Twój syn jest uroczym kawalerem i jak mi się wydaję żądnym przygód – odparł Adam, po czym uśmiechając się do Josha powiedział: - obiecuję chłopcze, że jeszcze się spotkamy, a wtedy będziesz mógł o wszystko mnie zapytać.
- A pokaże mi pan swój statek?
- „Lady Elizabeth”? Jeśli tylko kapitan się zgodzi, a przede wszystkim twoja mama pozwoli, to chętnie pokażę ci statek – zapewnił Adam.
- Mamo zgodzisz się, prawda? – Josh utkwił proszący wzrok w matce.
- Porozmawiamy o tym później.
- Mamo…
- Josh, dość tego. – Przerwała chłopcu Ann. - Musimy wracać do domu. Pożegnaj się z panem Cartwrightem.
- Do widzenia panu – powiedział posmutniały Josh. – Zobaczymy się jeszcze?
- Mam nadzieję, że tak – odparł Adam. – Teraz wypływam w długi rejs, ale...
- Daleko? – spytał chłopiec.
- Do Australii.
- Oj, to bardzo daleko – westchnął Josh.
- Po powrocie, chętnie spotkam się z tobą i twoją mamą.
- Naprawdę? - buzia Josh’a pojaśniała. – Słyszałaś mamo?
- Owszem, słyszałam – odparła Ann. – Tak, więc do zobaczenia Adamie i szczęśliwego rejsu.
- Pomyślnych wiatrów i stopy wody pod kilem, tego się życzy prawdziwym marynarzom – rzekł dumny z siebie Josh.
- A niby skąd to wiesz mały mądralo? – spytała Ann.
- Oj, mamo przeczytałem w książce.
- Josh – Adam pochylił się nad chłopcem – bardzo dziękuję za piękne życzenia. Jeśli będziesz chciał to mogę pisać do ciebie listy z podróży. Co ty na to?
- Wspaniale proszę pana! – wykrzyknął zachwycony chłopiec.
- Pod jednym wszakże warunkiem – zastrzegł Adam.
- Jakim?
- Ty też będziesz do mnie pisał. Zgoda? – Adam uśmiechnął się serdecznie.
- Zgoda – odparł z błyskiem w oczach chłopiec jednocześnie pocierając kciukiem policzek.
- To jesteśmy umówieni. Musisz mi tylko podać swój adres.
- Mieszkamy tu niedaleko. Na 2400 Fulton Street.
- Zapamiętam i będę pisał – obiecał Adam.
- A teraz naprawdę musimy już iść. Zrobiło się późno i Emily na pewno się niepokoi – powiedziała Ann.
- Odprowadzę was – powiedział Adam podając ramię kobiecie. Josh zostając trochę z tyłu uważnie obserwował mężczyznę. Tak, na pewno tak wygląda kapitan Nemo – pomyślał - tylko czy naprawdę do mnie napisze? – westchnął chłopiec i przyśpieszył kroku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 20:31, 29 Cze 2017, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 12:33, 10 Maj 2017    Temat postu:

Bardzo interesujące rozwinięcie wątku z Ann. Ten chłopiec jest chyba bliżej związany z Adamem niż wynika to ze słów jego matki ... dołeczki, oczy, włosy ... ja nie mam wątpliwości ... Co dalej będzie? Czy Adam odzyska zdolność widzenia? Bo na razie jakby lekko ślepawy był Smutny Ciekawe i wciągające.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 15:55, 10 Maj 2017    Temat postu:

Dzięki Ewelino :D Nie ma co ukrywać, że Adamowi jakoś ciężko się myśli, tak trochę gamoniowato. Zapewniam, że z czasem odzyska zdolność widzenia. On po prostu musi oswoić się z myślą, która już niedługo zakiełkuje mu w głowie. Wink :D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:45, 18 Maj 2017    Temat postu:

W tym odcinku poznajemy Emily, siostrę zmarłego męża Ann. Wesoly


Emily Stanton, czterdziestodwuletnia, szczupła, ciemnowłosa kobieta, niespokojnie wyglądała przez okno na ruchliwą Fulton Street. Zegar dawno wybił piątą po południu. Ann i mały Josh powinni być już w domu. Co takiego mogło ich zatrzymać? Oby tylko nic się nie stało – pomyślała kobieta i pokręciła ze zniecierpliwieniem głową. Westchnąwszy cicho podeszła do stołu. Wygładziła niewidoczne fałdki na obrusie i poprawiła talerz. Jej spojrzenie znowu powędrowało do zegara. Wreszcie usłyszała zgrzyt klucza w zamku. Drzwi otworzyły się i do mieszkania z impetem wpadł mały Josh. Tuż za nim weszła Ann. Na ich widok Emily odetchnęła z ulgą mówiąc:

- Co tak długo? Już zaczęłam się niepokoić.
- A bo widzisz ciociu spotkaliśmy znajomego mamy. On jest marynarzem i obiecał do mnie pisać listy z rejsu do Australii. Bo wiesz on popłynie wkrótce do Australii i jest pierwszym oficerem na statku Lady Elizabeth – powiedział z przejęciem Josh.
- Doprawdy? – spytała Emily.
- Tak. I wiesz ciociu to naprawdę bardzo miły pan – odparł chłopiec, a spoglądając na stół zapytał: – ciociu jest szarlotka?
- Jest, łakomczuchu – zaśmiała się kobieta.
- To ja zjem dużą porcję, nawet dwie.
- Ale najpierw umyjesz ręce i przebierzesz się – powiedziała Ann przysłuchująca się rozmowie syna i Emily.
- Oj, mamo… muszę? – Josh zrobił nieszczęśliwą minę.
- Skarbie, bez dyskusji.
- No, dobrze – odparł ciężko wzdychając i zaraz spytał: – ale dostanę dwa kawałki szarlotki?
- Josh…
- Już idę, idę – chłopiec mrucząc pod nosem wyszedł z pokoju.

Gdy kobiety zostały same, Emily z troską spojrzała na bratową i cichym, spokojnym głosem powiedziała:
- Nie pomyśl, że jestem wścibska, ale kim jest znajomy, o którym mówił Josh?
- Adam Cartwright – odparła siadając przy stole Ann.
- Ten Cartwright? – Emily zamarła w bezruchu. – I co teraz będzie?
- A, co ma być? Pojutrze wypływa w długi rejs. Problem sam się rozwiąże.
- A jeżeli nie?
- To wtedy będę się martwić – odparła Ann.
- A może już czas powiedzieć prawdę.
- Prawdę… dla nikogo nie będzie to dobre.
- Moja droga, wiesz, że dobrze ci życzę. Mam tylko ciebie i Josh’a. Jesteście całą moją rodziną i chciałabym mieć pewność, że gdyby coś mi się stało nie zostaniesz z dzieckiem sama. Dlatego uważam, że skoro pan Cartwright ponownie pojawił się w twoim życiu powinnaś mu powiedzieć o Josh’u.
- Po tylu latach? Myślisz, że mi uwierzy? – Ann pokręciła z powątpiewaniem głową. – Nie, Emily, to niemożliwe. Nie zrobię tego.
- Ale dlaczego? Powiedz, czego ty się boisz?
- Może tego, co jest po drugiej stronie.
- Nie rozumiem – odparła Emily. – Po drugiej stronie? Czego?
- Strachu – powiedziała Ann, a jej ogromne, niebieskie oczy wypełniły się łzami. – Przez te wszystkie lata drżałam na samą myśl o spotkaniu z Adamem. Gdy żył Michael, to właśnie on dodawał mi otuchy, wspierał. Emily, jak mam teraz powiedzieć Adamowi, że…
- … że ma syna? – dokończyła za Ann, Emily. – Tyle razy już o tym rozmawiałyśmy. Mój brat był wspaniałym człowiekiem. Kochał Josh’a, jak własne dziecko. Kochał także ciebie, bo stworzyłaś mu rodzinę, której nigdy by nie miał. Zaakceptowałaś jego ułomność, byłaś wierna i od początku uczciwa. Nie każda kobieta byłaby do tego zdolna.
- Byłabym najgorsza z najgorszych, gdybym za dobro, jakie otrzymałam od Michaela zapłaciła mu niewdzięcznością. Przy nim po raz pierwszy w życiu poczułam się coś warta. Nie byłam już tą dziewczyną z saloonu. Ludzie w Austin patrzyli na mnie z szacunkiem. Byliśmy szanowaną rodziną i to bardzo mi się podobało. – Ann uśmiechnęła się przez łzy. – Czułam się tak bezpiecznie. Czasem tylko budził się we mnie niepokój, gdy Josh z roku na rok coraz bardziej przypominał swojego ojca. Och, po co ja w tym parku zaczepiłam Adama. Przecież nas nie widział. Poszedłby spokojnie w swoją stronę i nie byłoby kłopotu. Emily, co ja najlepszego narobiłam!
- Spokojnie – kobieta podeszła do bratowej i otoczyła ją ramionami – nie płacz. Mleko się już rozlało. Otrzyj łzy. Lepiej, żeby Josh ich nie widział.
- Masz rację – Ann wyjęła batystową chusteczkę z kieszonki ukrytej w fałdach sukni i osuszyła oczy. Spojrzała na bratową z ogromnym wyrazem miłości i uśmiechnęła się.
- No, teraz wyglądasz dużo lepiej – powiedziała Emily kiwając z aprobatą głową. – Powiedz mi, jaki on jest? Bardzo się zmienił?
- Nie. Nadal jest niesamowicie przystojny. Tylko oczy ma jakieś takie smutne, jakby w jego życiu, wydarzyło się coś złego, albo jakby czegoś mu brakowało. Nie potrafię ci tego wyjaśnić. Niby to ten sam Adam Cartwright, ale wyczułam w nim jakieś takie zniechęcenie. Dziwne… rozmawiając z nim nie zauważyłam tego. Może byłam za bardzo oszołomiona tym niespodziewanym spotkaniem.
- A jak zareagował na widok Josh’a?
- Wspaniale – Ann na wspomnienie Adama rozmawiającego z jej synkiem uśmiechnęła się z rozczuleniem. – Szybko znaleźli wspólny język. Zresztą, sama wiesz, jaki słodki potrafi być Joshua. Jeden jego uśmiech i osiąga, co chce.
- To prawda. I dobrze o tym wie. W przyszłości złamie serce niejednej pannie.
- Lepiej, żeby tego nie robił – odparła z powagą Ann. – Wolałabym, żeby był podobny do swojego ojca.
- Do Michaela, czy Adama? – spytała Emily z błyskiem ciekawości w oczach.
- Daj spokój. Lepiej powiedz, co ja mam teraz zrobić?
- Powiedzieć prawdę.
- To nie jest takie proste. Emily, przede wszystkim muszę chronić moje dziecko.
- Nie zapominaj, że to również jego dziecko.
- O którym nie wie i lepiej nich tak zostanie.
- Ann, posłuchaj. Te osiem lat można jeszcze jakoś wytłumaczyć. Mówiłaś, że to rozsądny człowiek.
- Tak i bardzo dobry.
- Ale przyznasz, że nawet taki ideał, jak pan Cartwright mógłby stracić cierpliwość, jeśli dowiedziałby się, że świadomie ukryłaś przed nim istnienie jego syna.
- Myślisz, że chciałby mi go odebrać?! – spytała z przerażeniem w oczach Ann.
- Nie wiem, moja droga. Wiem tylko, że będąc na twoim miejscu powiedziałaby prawdę.
- A jeśli on mi nie uwierzy? Jeżeli pomyśli, że chcę go oszukać przypisując mu ojcostwo.
- Chyba nie jest ślepy. Mówiłaś, że Josh jest do niego podobny.
- Niestety i to bardzo. Gdy tak ze sobą rozmawiali, każdy mógłby wziąć ich za ojca i syna.
- To tym bardziej powinnaś porozmawiać z panem Cartwrightem – stwierdziła z całą stanowczością Emily.
- Mamo, o czym chcesz rozmawiać z panem Cartwrightem? – spytał zaciekawiony Josh, który umyty i przebrany w czystą koszulkę wszedł właśnie do pokoju, i usłyszał, co powiedziała jego ciocia.
- Młody kawalerze, to nie ładnie zadawać takie pytania. – Odparła Emily i wskazując chłopcu krzesło rzekła: - siadaj i bądź grzeczny, bo w przeciwnym razie nie dostaniesz szarlotki, a wyszła mi wyjątkowo pyszna.

Chłopiec posłusznie usiadł przy stole posyłając ciotce uroczy uśmiech, który za każdym razem urzekał Emily. Tak było i tym razem. Kobieta lekko zmierzwiła mu włosy i postawiła przed nim talerzyk z dużą porcją ciasta. Zachwyt chłopca wprowadził obie kobiety w dobry nastrój. Podwieczorek trwał w najlepsze, gdy Josh zupełnie niespodziewanie powiedział:
- A wiesz ciociu, że pan Cartwright, gdy się uśmiecha też ma takie dołeczki, jak ja.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 14:15, 11 Lip 2018, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:33, 18 Maj 2017    Temat postu:

Przeczytałam jednym tchem :D Bardzo interesująco się wszystko rozwija i jestem niezmiernie ciekawa, co będzie dalej Wesoly Mam nadzieję, że wieczorem znajdę w sobie siłę na porządne skomentowanie Wesoly

A co do Adama - jak sama zauważyłaś. Niby facet jak się patrzy ale czasem jakiś taki niekumaty... Z kolei uwaga małego Josha jest wyjątkowo zaskakująca. Widać, że mały jest spostrzegawczy. Jeszcze na własną rękę odkryje podstawowe prawa w zakresie dziedziczenia Mruga

A własnie, sprawdziłam - dołeczki w policzkach, widoczne podczas uśmiechu są cechą dominującą


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 16:32, 18 Maj 2017    Temat postu:

Tymi dołeczkami to mnie trochę zaskoczyłaś. Ta informacja przyda się na przyszłość. Wesoly A Josh musi być bystry, przecież to syn Adama Wink :D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 69, 70, 71  Następny
Strona 1 z 71

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin