Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Ząb wyrwany nie boli
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 22:07, 09 Cze 2022    Temat postu:

Joe trochę pocierpi. Cóż, za głupotę musi być kara. Mruga Dziękuję za miły komentarz. Cieszę się, że uznałaś ten odcinek za zabawny. Very Happy Przyznam się, że miałam, co do niego wątpliwości.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 13:55, 10 Cze 2022    Temat postu:



Ropucha monstrualnych rozmiarów siedziała mu na prawym ramieniu. Była wstrętna i oślizgła. Nagle wysunęła długi i niezwykle elastyczny język i uderzyła go w policzek. Zabolało, jak od uderzenia biczem. Ropucha wpatrywała się w niego ogromnymi, wyłupiastymi oczami. Wyraźnie kpiła sobie z niego. Gdy ponownie wyciągnęła swój lepki, ociekający śliną język, nie czekał nim go dosięgnie tylko walnął ją ręką z całych sił. Upadła nie dalej niż na wyciągnięcie jego ramienia. Szybko wstała, otrząsnęła się i wydała z siebie złowrogie syczenie. Dałby głowę, że uśmiechała się przy tym złowieszczo. Zaczął ciężko oddychać. Ropucha stojąca na tylnych nogach, których palce łączyła przerośnięta, obrzydliwa błona pławna, rosła w jego oczach, a język, jej język był długi niczym boa dusiciel. Już, już miał dosięgnąć jego szyi, gdy jakiś cień przesłonił mu widok. Chciał uciec, ale coś pętało mu nogi. Poczuł dziwny, rozlewający się po twarzy gorąc. Ropucha musiała wyrwać mu część twarzy. Krzyknął i… otworzył oczy.
- Joe, co z tobą? - spytał pochylony nad nim Adam, który właśnie zmieniał mu kompres.
- To ty? - zabełkotał.
- A kogo się spodziewałeś? Pięknej wróżki?
- Gdzie ja jestem?
- Jak to gdzie? W obozie niedaleko Long Pike. Pędziliśmy bydło na sprzedaż. Nie pamiętasz?
- Pamiętam – odparł Joe z trudem przełykając ślinę – tylko zupełnie nie wiem, co ze mną się dzieje? Szczęka strasznie mnie boli.
- Miałeś ciężką noc. Nad ranem doktor usnął ci zęby.
- Zęby? - w oczach Joe widać było przerażenie – Ile?! Słyszysz, ile?!
- Tylko dwa – odparł Adam. - Uspokój się.
- Ja mam się uspokoić?! Które mi usnął. Chyba nie te z przodu?! - w oczach Małego Joe pojawił się strach. Natychmiast też próbował wpakować sobie palec do ust, żeby sprawdzić, jakie poniósł straty. Adam zareagował natychmiast przytrzymując mu dłoń.
- Gdzie pakujesz łapę? Chcesz dostać zakażenia?
- Powiedz mi które zęby straciłem, a jak nie to daj mi lusterko – Joe szarpnął się. Chciał wstać, ale Adam mu to uniemożliwił.
- Spokojnie – powiedział. - To piąty i szósty ząb z prawej strony.
- Góra, czy dół?
- Góra, ale jak nie będziesz się szeroko uśmiechał to nic nie będzie widać – zapewnił go z powagą Adam.
- Żartujesz sobie ze mnie? - Joe spojrzał na brata z wyraźną pretensją. Ten tylko wzruszył ramionami i rzekł:
- Płakać nie zamierzam.
- Ale choć trochę współczucia mógłbyś okazać.
- A to niby dlaczego? - Adam z kpiną spojrzał na Joego. - Sam sobie to zafundowałeś, więc nie oczekuj współczucia. Teraz mógłbym siedzieć w saloonie w Long Pike i popijać zimne piwo, a nie niańczyć mojego narwanego brata. Ciekawe, co ojciec powie, gdy dowie się w jaki sposób straciłeś zęby.
- A musi? - bąknął cicho Joe. Połajanek ojca, a przede wszystkim jego umoralniających pogadanek nie cierpiał. Zawsze po nich miał ogromne wyrzuty sumienia.
- Co takiego? - Adam udał, że nie rozumie, o co chodzi braciszkowi.
- No, wiesz… tato nie musi przecież wiedzieć.
- Sam mu o tym powiesz.
- Nigdy w życiu – Joe pokręcił energicznie głową i zaraz tego pożałował. Ból szczęki dał znać o sobie ze zdwojoną siłą.
- Powiesz, bo jak inaczej wytłumaczysz tacie, że przez trzy najbliższe tygodnie musisz jeść papki? - spytał Adam i westchnął przy tym, ale bynajmniej nie ze współczuciem.
- Jak to papki? - spytał z niedowierzaniem Mały Joe.
- Doktor musiał zszyć ci dziąsło. Kiepsko to wyglądało. Teraz trzeba czasu i ostrożności, żeby wszystko dobrze się zagoiło – odparł z udawaną troską Adam.
- Naprawdę? - Joe sam nie wiedział, co myśleć o słowach brata.
- Naprawdę, naprawdę. I lepiej się połóż. Doktor mówił, że masz wypoczywać.
- Ale ja jestem głodny i chce mi się pić – rzekł żałośnie Joe.
- Hoss zaraz coś ci przyrządzi. Na razie poszedł do strumienia po wodę. Siedział przy tobie niemal cały czas.
- On jeden ma dobre serce – powiedział cicho Joe – i potrafi współczuć.
- O tak - przyznał kpiąco Adam – nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nic. Leż spokojnie i wypoczywaj. Musisz być w formie, bo jutro wracamy do domu.
- Jutro? - spytał Joe z nieukrywanym żalem – myślałem, że po tych tygodniach w kurzu i upale trochę się zabawię.
- Już się zabawiłeś – Adam uśmiechnąwszy się ironicznie lekko klepnął go w ramię i oznajmił: – a teraz czas do domu.
Joseph zrobił zawiedzioną minę i zaczął cicho pojękiwać. Wtem, jakby w odpowiedzi na jego jęki zza wozu kucharza doszło ich długie przeciągłe zawodzenie.
- Czyżby komuś oprócz mnie dobrano się do zębów? – spytał niespokojnie Mały Joe i natychmiast dodał: - tylko nie mów, że ten doktor wciąż jest w obozie.
- Jest i od bladego świtu gra z Pinky’m w pokera – odparł Adam. - Zdaje się, że ten jęk wydał nasz kucharz. Musiał przegrać wszystko, co miał do przegrania.
- Bogaczem to nie jest, więc stracił niewiele – zauważył Joe i syknął z bólu.
- I tu się mylisz, mój braciszku, miał całkiem spory zapas tej swojej ambrozji.
- Czego?
- No, nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię – Adam z politowaniem spojrzał na Joseph’a. - Myślisz, że głowa boli cię tylko od wyrwanych zębów.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że piłem to paskudztwo pędzone przez Pinky’ego?
- Owszem, piłeś i podobno bardzo ci smakowało. Twojemu przyjacielowi również. – Rzekł Adam i udając ogromne zainteresowanie spytał: - kiedy nam go przedstawisz?
- Kogo? - jęknął Joe.
- Przecież mówię, twojego nowego przyjaciela.
- Ale ja nikogo nie poznałem.
- Jak to? - zdziwił się Adam – Hoss powiedział, że to bardzo sympatyczny facet.
- Nie pamiętam. Naprawdę nic nie pamiętam – odparł zdezorientowany Joe. - Strasznie chce mi się pić. Mógłbyś przynieść mi trochę wody.
- Wody? Ależ proszę bardzo – odparł Adam i miał już iść po picie dla brata, gdy zza wozu kucharza wyłonił się Hoss z miną wielce zaaferowaną.
- Wiecie, co się stało? - spytał.
- Nie, ale pewnie zaraz nam powiesz – zawyrokował Adam.
- Pinky przegrał dosłownie wszystko – odparł podekscytowany Hoss.
- To było do przewidzenia. Dużo tego nie miał.
- Co ty mówisz, Adamie?! - oburzył się dobroduszny olbrzym – Pinky najpierw przegrał cały zapas ambrozji
- Wiem, byłem przy tym – wtrącił najstarszy z braci.
- A wiesz, że przegrał tę swoją starą chabetę i chuck-wagon?
- Nie. Mów dalej, robi się ciekawie – odparł Adam.
- Żebyś wiedział – z uśmiechem przyznał Hoss. - Ten doktorek jest niesamowity. Nie dość, że ma cholernie mocną głową, od rana wytrąbił całą butelkę samogonu, to kusiciel z niego pierwsza klasa. Złoił Pinky’emu skórę aż miło.
- Nasz kucharz porwał się na prawdziwego mistrza. Wiem, co mówię – odparł Adam.
- Ale z tobą nie wygrał – zauważył Hoss.
- Tak, ale teraz dochodzę do wniosku, że dał mi wygrać.
- Co ty mówisz?
- Czy bym wygrał, czy nie i tak udzieliłby Joe’mu pomocy. On jest lekarzem, bardzo dobrym lekarzem.
- To Adam grał z doktorem, o… wyrwanie mi zębów? - spytał zszokowany Joe, ale nie doczekał się odpowiedzi. Tymczasem Hoss stwierdził:
- A wiesz, to może być prawda.
- Owszem, może. Przypatrywałem się doktorowi jak grał z Pinky’m. Oskubał go niczym kurczaka z piór. Nasz kucharz jest niezły, ale doktor McCoy to mistrz nad mistrze.
- Daj spokój tym dywagacjom – rzucił wreszcie zniecierpliwiony Hoss. – To nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, że Pinky w ostatnim rozdaniu postawił… ale zgadnijcie co?
- Chyba nie swoje stare, wytarte na tyłku portki? - wtrącił Joe.
- Otóż postawił… - tu Hoss dla lepszego efektu zawiesił głos i dopiero widząc, że ciekawość braci sięga zenitu, powoli i wyraźnie, rzekł: - samego siebie.
- Co zrobił? - Joemu oczy wyszły z orbit i wyglądał tak, jakby zapomniał o swym cierpieniu.
- Postawił samego siebie i przegrał – odparł Hoss.
- To stary głupiec – parsknął śmiechem Adam. - Ciekawe, co z taką wygraną zrobi McCoy?



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 17:00, 11 Cze 2022    Temat postu:

Cytat:
Zaczął ciężko oddychać. Ropucha stojąca na tylnych nogach, których palce łączyła przerośnięta, obrzydliwa błona pławna, rosła w jego oczach, a język, jej język był długi niczym boa dusiciel. Już, już miał dosięgnąć jego szyi, gdy jakiś cień przesłonił mu widok. Chciał uciec, ale coś pętało mu nogi. Poczuł dziwny, rozlewający się po twarzy gorąc. Ropucha musiała wyrwać mu część twarzy. Krzyknął i… otworzył oczy.
- Joe, co z tobą? - spytał pochylony nad nim Adam, który właśnie zmieniał mu kompres.
- To ty? - zabełkotał.

Jedni widują białe myszki, inni ropuchy
Cytat:
- Miałeś ciężką noc. Nad ranem doktor usunął ci zęby.
- Zęby? - w oczach Joe widać było przerażenie – Ile?! Słyszysz, ile?!
- Tylko dwa – odparł Adam. - Uspokój się.
- Ja mam się uspokoić?! Które mi usunął. Chyba nie te z przodu?! - w oczach Małego Joe pojawił się strach. Natychmiast też próbował wpakować sobie palec do ust, żeby sprawdzić, jakie poniósł straty. Adam zareagował natychmiast przytrzymując mu dłoń.
- Gdzie pakujesz łapę? Chcesz dostać zakażenia?
- Powiedz mi które zęby straciłem, a jak nie to daj mi lusterko – Joe szarpnął się.

Tak, dla Joe’go wiedza o tym, które zęby stracił to podstawa … dobrego samopoczucia
Cytat:
- Spokojnie – powiedział. - To piąty i szósty ząb z prawej strony.
- Góra, czy dół?
- Góra, ale jak nie będziesz się szeroko uśmiechał to nic nie będzie widać – zapewnił go z powagą Adam.
- Żartujesz sobie ze mnie? - Joe spojrzał na brata z wyraźną pretensją. Ten tylko wzruszył ramionami i rzekł:
- Płakać nie zamierzam.
- Ale choć trochę współczucia mógłbyś okazać.
- A to niby dlaczego? - Adam z kpiną spojrzał na Joego. - Sam sobie to zafundowałeś, więc nie oczekuj współczucia. Teraz mógłbym siedzieć w saloonie w Long Pike i popijać zimne piwo, a nie niańczyć mojego narwanego brata.

Rzeczywiście, Joe sam to sobie zafundował, ale odrobina współczucia by mu się przydała
Cytat:
Ciekawe, co ojciec powie, gdy dowie się w jaki sposób straciłeś zęby.
- A musi? - bąknął cicho Joe. Połajanek ojca, a przede wszystkim jego umoralniających pogadanek nie cierpiał. Zawsze po nich miał ogromne wyrzuty sumienia.
- Co takiego? - Adam udał, że nie rozumie, o co chodzi braciszkowi.
- No, wiesz… tato nie musi przecież wiedzieć.
- Sam mu o tym powiesz.
- Nigdy w życiu – Joe pokręcił energicznie głową i zaraz tego pożałował. Ból szczęki dał znać o sobie ze zdwojoną siłą.
- Powiesz, bo jak inaczej wytłumaczysz tacie, że przez trzy najbliższe tygodnie musisz jeść papki? - spytał Adam i westchnął przy tym, ale bynajmniej nie ze współczuciem.
- Jak to papki? - spytał z niedowierzaniem Mały Joe.
- Doktor musiał zszyć ci dziąsło. Kiepsko to wyglądało. Teraz trzeba czasu i ostrożności, żeby wszystko dobrze się zagoiło – odparł z udawaną troską Adam.

Cóż, tym razem Joe nie uniknie umoralniających pogadanek Pa
Cytat:
- Hoss zaraz coś ci przyrządzi. Na razie poszedł do strumienia po wodę. Siedział przy tobie niemal cały czas.
- On jeden ma dobre serce – powiedział cicho Joe – i potrafi współczuć.
- O tak - przyznał kpiąco Adam – nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nic. Leż spokojnie i wypoczywaj.

Joe jeszcze nie wie o meczu Hoss:doktor McCoy (każdy z nich usunął mu jednego zęba)
Cytat:
Musisz być w formie, bo jutro wracamy do domu.
- Jutro? - spytał Joe z nieukrywanym żalem – myślałem, że po tych tygodniach w kurzu i upale trochę się zabawię.
- Już się zabawiłeś – Adam uśmiechnąwszy się ironicznie lekko klepnął go w ramię i oznajmił: – a teraz czas do domu.

A temu jeszcze mało zabawy?
Cytat:
- Czyżby komuś oprócz mnie dobrano się do zębów? – spytał niespokojnie Mały Joe i natychmiast dodał: - tylko nie mów, że ten doktor wciąż jest w obozie.
- Jest i od bladego świtu gra z Pinky’m w pokera – odparł Adam. - Zdaje się, że ten jęk wydał nasz kucharz. Musiał przegrać wszystko, co miał do przegrania.
- Bogaczem to nie jest, więc stracił niewiele – zauważył Joe i syknął z bólu.
- I tu się mylisz, mój braciszku, miał całkiem spory zapas tej swojej ambrozji.
- Czego?
- No, nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię – Adam z politowaniem spojrzał na Joseph’a. - Myślisz, że głowa boli cię tylko od wyrwanych zębów.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że piłem to paskudztwo pędzone przez Pinky’ego?
- Owszem, piłeś i podobno bardzo ci smakowało.

Joe do tego ma jeszcze luki w pamięci
Cytat:
- Czy bym wygrał, czy nie i tak udzieliłby Joe’mu pomocy. On jest lekarzem, bardzo dobrym lekarzem.
- To Adam grał z doktorem, o… wyrwanie mi zębów? - spytał zszokowany Joe, ale nie doczekał się odpowiedzi. Tymczasem Hoss stwierdził:
- A wiesz, to może być prawda.
- Owszem, może. Przypatrywałem się doktorowi jak grał z Pinky’m. Oskubał go niczym kurczaka z piór. Nasz kucharz jest niezły, ale doktor McCoy to mistrz nad mistrze.

Niemożliwe, Adam też był dobry
Cytat:
- Otóż postawił… - tu Hoss dla lepszego efektu zawiesił głos i dopiero widząc, że ciekawość braci sięga zenitu, powoli i wyraźnie, rzekł: - samego siebie.
- Co zrobił? - Joemu oczy wyszły z orbit i wyglądał tak, jakby zapomniał o swym cierpieniu.
- Postawił samego siebie i przegrał – odparł Hoss.
- To stary głupiec – parsknął śmiechem Adam. - Ciekawe, co z taką wygraną zrobi McCoy?

Jak to co zrobi? Pinky będzie przyrządzał ambrozję dla doktora

Kolejna część historii, bardzo udana. Joe już oprzytomniał, ale ma przerwy w życiorysie Very Happy Adam jest nieco bezlitosny. Bez znieczulenia zawiadomił pięknisia o stracie dwóch zębów i cynicznie dodał, że przy mniej szerokim uśmiechu nie będzie tego widać. Dodał jeszcze wiadomość o papkach, które Joe będzie musiał spożywać przez pewien czas. Pasikonik twierdzi, że jedynie jego brat Hoss ma dobre, współczujące serce. Biedak nie wie, że to właśnie Hoss wyrwał mu zdrowego zęba. Ciekawe, jak Perła Ponderosy zareaguje na taką wiadomość? Najlepiej na tym wyszedł doktor McCoy, który i pograł sobie w pokera z nowymi partnerami i sporo wygrał – butelki ambrozji plus ich producenta. Trzymam kciuki za doktora, należy mu się za dobrze wykonaną pracę. Ciekawa jestem jak Ben zareaguje na wieści o wyczynach swojego beniaminka, no i czy Hoss i Adam opowiedzą pa o nowym przyjacielu Joe? Choć delikwent chyba o nim już nie pamięta z pewnością bracia uczynnie mu przypomną. Czekam na kontynuację … bo Joe z pewnością stanie się dużo lepszym człowiekiem … chyba, że poczuje się urażony kpinkami braci …


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Sob 17:02, 11 Cze 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:26, 11 Cze 2022    Temat postu:

Bardzo dziękuję za interesujący i miły komentarz. Very Happy Twoja wiara w to, że cierpienie uszlachetni Joego po prostu mnie rozbraja. Mruga Obawiam się jednak, że w przypadku Perły Ponderosy jest to niemożliwe. Ben być może na początku skarci ukochanego synka, ale potem będzie mu głęboko współczuł i roztkliwiał się nad nim. Bądź co bądź to jego beniaminek. Małemu Joe zawsze więcej uchodziło. Braci mieli mniej szczęścia. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 23:22, 16 Cze 2022    Temat postu:



- Mówiłem, że tato będzie miał do nas pretensję – rzekł Hoss, gdy po tygodniu od przedstawionych wydarzeń bracia Cartwright powrócili do domu.
- Co się dziwisz - odparł Adam z politowaniem spoglądając na brata - zawsze tak było. Joe nabroił, a nam się obrywało.
- Niestety – westchnął z boleścią Hoss i z rozmachem siadł na kanapie naprzeciwko siedzącego w fotelu brata. - Nawet nie chcę myśleć, co będzie się działo, gdy Joe dowie o moim wkładzie w utratę zębów.
- A co ma się dziać? Dostaniesz od niego, nomen omen, w zęby. Jak będziesz miał szczęście to nie stracisz żadnego. Potem Joe przez jakiś czas nie będzie się do ciebie odzywał, a jeszcze potem wpadnie na jakiś genialny pomysł i przekona cię, że jesteś mu wprost niezbędny. I tak wszystko wróci do normy.
- No, nie wiem – Hoss z powątpiewaniem pokręcił głową – ja na jego miejscu nie byłbym taki wspaniałomyślny.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze – rzekł bez przekonania Adam. Tymczasem na piętrze trzasnęły drzwi i po chwili na schodach ukazał się wzburzony Ben Cartwright. Bracia wymienili zaniepokojone spojrzenia. Wygląd ojca nie wróżył niczego dobrego. Tymczasem Ben stanął przed synami i z trudem hamując wściekłość rzekł:
- Wszystkiego mogłem się spodziewać, ale nie czegoś tak głupiego, tak idiotycznego. To przerasta moje wyobrażenie. Nie dość, że wasz brat stracił zdrowe zęby…
- Jeden nie był taki zdrowy – wtrącił nieśmiało Hoss.
- Milcz, gdy mówię! - wrzasnął Ben.
- Przepraszam, tato – Hoss wbił wzrok w swoje dłonie, udając, że dokładnie je ogląda. Adam podobnie, jak brat, także był niezwykle zainteresowany stanem swoich rąk.
- Tak, „przepraszam tato” – zakpił Ben. - Tylko to macie mi do powiedzenia? Wasz brat przez najbliższe dwa tygodnie do niczego nie będzie się nadawał, do tego straciliście Pinky’ego i jego wóz, za który nawiasem mówiąc zapłaciłem i to całkiem sporo.
- O ile się orientuję, to Pinky nie był naszą własnością. Do tego sam obiecałeś mu ten wóz – zauważył Adam.
- Nie bądź taki mądry! – fuknął Ben. - Doskonale wiesz o co mi chodzi!
- Nie mam zielonego pojęcia. Kazałeś mi poprowadzić przepęd i jak najlepiej sprzedać bydło. Zrobiłem to. Duży zysk chyba mówi sam za siebie.
- Owszem, doceniam to, ale wasze zachowanie pozostawia wiele do życzenia.
- To znaczy? - spytał Adam.
- Myślałem, że mam dorosłych, odpowiedzialnych synów, że mogę we wszystkim na nich polegać i o nic się nie martwić. A, co się okazało? - tu Ben z dezaprobatą pokręcił głową. -Was nigdzie nie można puścić samych! Ile wy właściwie macie lat?!
- Nie wiesz? - mruknął cicho Adam, któremu nie w smak były ojcowskie połajanki.
- Coś powiedział? - Ben zmierzył swego pierworodnego wzrokiem od którego Adam powinien w ułamku sekundy paść martwym bykiem.
- Tato, nie rozumiem dlaczego o to co przytrafiło się Małemu Joe masz pretensję do nas?
- Doprawdy muszę to tłumaczyć? Jesteś najstarszy. Gdy mnie nie ma, to ty bierzesz odpowiedzialność za braci, za rodzinę. Powinieneś powstrzymać Joseph’a przed tym kretyńskim zakładem. Wytłumaczyć mu…
- Joemu? A czy jemu cokolwiek można wytłumaczyć? Jest uparty, jak muł.
- To jeszcze dziecko, zaledwie młodzieniec.
- Tato, to „dziecko” skończyło dwadzieścia lat.
- Mimo to, powinieneś odpowiednio się nim zaopiekować.
- Jak?! - wzburzony Adam zerwał się z fotela. - Miałem na głowie dwa tysiące bydła, kowboi, narzekającego na okrągło kucharza, a do tego wszystkiego, jak nie upał to ulewne deszcze. Nie wiedziałem, że powinienem jeszcze niańczyć dwóch dorosłych facetów.
- O, przepraszam, ja nie potrzebowałem opieki – wtrącił oburzony Hoss.
- Ty lepiej siedź cicho – warknął Adam.
- Właśnie. – Poparł pierworodnego Ben i dodał: - nie odzywaj się i to dla własnego dobra.
Hoss w wyniku tak zmasowanego ataku, chcąc nie chcąc, położył uszy po sobie. Tymczasem Adam kontynuował:
- Nie sądzisz tato, że powinienem oczekiwać od moich braci wsparcia, a przede wszystkim odpowiedzialności? Podczas tego przepędu wszystkim nam było ciężko. To nie był piknik! A poza tym Mały Joe jest moim bratem, przyrodnim bratem, a nie synem. Więc nie ja, a ty powinieneś przeprowadzić z nim poważną rozmowę. A teraz wybacz tato, ale chciałbym wziąć kąpiel i położyć się wreszcie do łóżka. Chyba choć tyle mi się należy.
- Już dobrze, nie złość się. Może faktycznie zbyt pobłażam Joemu – rzekł ugodowo Ben – ale wiesz przecież, jaki on bywa dziecinny.
- I dlatego ja mam za niego obrywać? Najwyższy czas, aby twój beniaminek zaczął zachowywać się, jak na Cartwrighta przystało.
- Jesteś niesprawiedliwy. Kocham wszystkich moich synów.
- Wszystkich tak samo? - spytał z niedowierzaniem Adam. Ben pod wpływem badawczego wzroku syna pochylił głowę i ciężko westchnął. Adam uśmiechnął się z goryczą i stwierdził: - tak właśnie myślałem. Dlatego uważam, że dobrze się stało, jak się stało, bo może wreszcie coś do Małego Joe dotrze. Najwyższy czas, żeby zmądrzał, bo następnym razem zamiast zębów może stracić coś zupełnie innego.
- Chyba masz rację. To zabrnęło za daleko - Ben podszedł do syna i położył mu dłoń na ramieniu: - obiecuję, że porozmawiam z nim. Na pewno zrozumie, jak nieodpowiedzialnie postąpił.
- Tak, do następnego razu – stwierdził z ironią Adam. - Wiesz tato, rozczula mnie ta twoja niezachwiana wiara w Małego Joe. On się nie zmieni, bo on po prostu taki jest.
- Niby jaki? - spytał Ben.
- Czy naprawdę muszę ci to tłumaczyć?



Joe obudził się wczesnym rankiem. Z zadowoleniem stwierdził, że znajduje się we własnym łóżku. Jak dobrze być w domu – pomyślał i przeciągnął się. Po powrocie do Ponderosy był przekonany, że ojciec wygłosi długie, nudne kazanie, ale zobaczywszy go takiego obolałego i mizernego, poprzestał jedynie na krótkiej, acz głośnej reprymendzie. Za to jego braciom nieźle się dostało. Na wspomnienie wieczornych wrzasków, jakie dochodziły z salonu Joe uśmiechnął się z satysfakcją. Wiedział, że bez względu na to, czego by się nie dopuścił, ojciec nie potrafiłby się długo na niego gniewać. Rola najmłodszego w rodzinie miała swoje plusy i minusy. Jemu w ogólnym rozrachunku przynosiła dużo więcej korzyści niż by się wydawało. Częściej to bracia, a nie on obrywali od ojca burę i to w przekonaniu Joego było sprawiedliwością dziejową. Zawsze mu powtarzano, że starsi bracia są mądrzejsi i ma ich słuchać. A skoro tak, to za to, co się stało w pełni ponoszą odpowiedzialność. Szczególnie zaś Adam, bo gdyby zabrał go ze sobą do Long Pike nic złego by się nie wydarzyło. Tak więc wniosek nasuwał się sam i był jasny jak plecy anioła: to Adam ponosił całą winę za utratę jego zdrowiutkich i białych, jak śnieg z pobliskich gór, dwóch, górnych zębów. Doszedłszy do takiej konkluzji Joe ponownie się przeciągnął i zaczął obmyślać, jakby tu cały dzień spędzić w łóżku. Jeśli trochę pojęczy ojciec na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu. Tymczasem jednak trzeba zorganizować sobie smaczne śniadanie. Po tygodniu jedzenia wstrętnych papek serwowanych mu w drodze powrotnej przez Hossa, miał ochotę na coś konkretnego. Och, jakby zjadł sobie jajecznicy na bekonie, a do tego pajdę świeżutkiego chlebka grubo posmarowanego masłem. I jeszcze kubek świeżo zaparzonej kawy, takiej jak robi tylko Hop Sing, i jeszcze dwie może trzy bułeczki maślane, których zapach docierał aż do jego sypialni.
Te jego marzenia przerwał ojciec, który z troską wymalowaną na twarzy stanął w progu pokoju. Joe natychmiast przybrał zbolałą minę i posłał rodzicowi żałosne spojrzenie.
- Widzę, że już nie śpisz – zauważył Ben. - Jak się czujesz?
- Nie za dobrze, tato – wydukał Joe. - Głowa mnie boli, a szczęka jakoś dziwnie rwie i chyba spuchłem.
- Pokaż – polecił zaniepokojony Ben i usiadł na łóżku obok syna. Przez chwilę przyglądał się twarzy swego beniaminka, nawet zajrzał mu do ust, po czym uśmiechnął się i rzekł: - na moje oko wszystko jest w porządku.
- Ale boli – jęknął Joe – i swędzi.
- To znaczy, że się goi.
- No, nie wiem tato. To już tydzień, a ja wciąż jestem taki obolały.
- Naprawdę tak źle się czujesz? - spytał Ben, a gdy Joe kiwnął głową, powiedział: - to w takim razie wyślę Adama lub Hossa po doktora Martina.
- Nie, nie ma takiej potrzeby. Wystarczy laudanum.
- Tylko, że nie mamy go w domu.
- Mamy, a konkretnie to Adam ma. Ten doktor z Long Pike mu zostawił, ale Adam bardzo wydzielał mi lekarstwo. Twierdził, że uzależnia, dlatego trzeba przyjmować je tylko wtedy, gdy jest to konieczne.
- Akurat w tym względzie zgadzam się z Adamem.
- Tylko, że ja cierpiałem, nadal cierpię. Nawet nie wyobraża sobie tata, co to znaczy jechać konno w upale i kurzu, gdy ma się wyrwane dwa zęby. Głowa mi mało nie eksplodowała – pożalił się Joe.
- Współczuję synu, ale teraz jest już znacznie lepiej, prawda?
- Tak, ale żeby było tak zupełnie dobrze, to nie. Doktor z Long Pike powiedział, że dochodzenie do zdrowia trochę potrwa, i że powinienem bardzo na siebie uważać i oszczędzać się.
- Doprawdy?
- Owszem, tato – Joe kiwnął głową.
- Ale czujesz się na tyle dobrze, żeby ze mną porozmawiać, prawda?
- Tak, ale może po śniadaniu. Jestem taki głodny, że na niczym nie będę potrafił się skupić.
- To zejdź na dół. Hop Sin przygotował ci kaszkę z przetartymi brzoskwiniami.
- Kaszkę? - Joe zrobił skwaszoną minę i dodał: - wolałbym coś innego. Od tych papek zupełnie straciłem siły. Jak mam pracować na ranczu, skoro tak kiepsko jadam? Chciałem zejść na śniadanie, ale gdy tylko wstałem z łóżka to tak strasznie zaczęło mi się kręcić w głowie, że nie dałem rady.
- Trzeba był zawołać któregoś z nas.
- E tam, nie chciałem nikomu przysparzać problemów. Moi bracia też mają prawo do odpoczynku. Przez całą drogę bardzo się o mnie troszczyli.
- Miło mi to słyszeć, choć wolałbym, żebyś wrócił do domu ze wszystkimi zębami – odparł Ben.
- Stało się. Czasu nie cofnę – westchnął Joe.
- Fakt, ale dziwię się, że stanąłeś do tak idiotycznego zakładu. Przecież łatwo było przewidzieć, czym to może się skończyć.
- Przyznaję tato, że nie pomyślałem o konsekwencjach – przyznał ze skruchą Mały Joe.
- Może ta przygoda czegoś cię nauczy, choć twój brat Adam szczerze w to wątpi.
- Właśnie… Adam – westchnął Joe. - On nigdy nie traktował mnie poważnie.
- Może nie dałeś mu ku temu szansy – zasugerował Ben.
- Co tato przez to rozumie?
- Joe, przecież wiesz, jaki jest Adam. Ma swoje zasady według których postępuje. Przyznaję, czasami wymaga od was więcej niż od innych, ale synu, nazwisko Cartwright zobowiązuje.
- Ja to wiem, ale drugim Adamem nie będę. Jestem jaki jestem. Nikomu tym nie robię krzywdy.
- Oprócz siebie – wtrącił z sarkazmem Ben.
- Niech i tak będzie, ale Adam nie ma prawa mnie oceniać, zwłaszcza, że pośrednio to przez niego straciłem zęby.
- Teraz to ja czegoś nie rozumiem. Sugerujesz, że brat namówił cię do przeciągania liny zębami? – Ben z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Tato, gdyby Adam nie kazał mi zostać w obozie, tylko wziąłby mnie ze sobą do Long Pike, to do niczego złego by nie doszło. On wybrał Dave’a, bo po prostu nie ma do mnie zaufania.
- Czyżby? A ja twierdzę, że okazał tobie i Hossowi ogromne zaufanie zostawiając pod waszą opieką dwa tysiące bydła i kowboi, którzy myśleli już tylko i wyłącznie o zabawieniu się. Poza tym z tego co wiem ciągnęliście losy i Dave’owi się poszczęściło.
- Co do tego mam wątpliwości – rzekł Joe.
- Zostawmy tę kwestię na boku. Obiecałem Adamowi, że z tobą porozmawiam, dlatego synu najwyższa pora abyś zaczął zachowywać się jak dorosły, odpowiedzialny mężczyzna.
- Przecież tak się zachowuję – odparł Joe.
- Twój brat ma inne zdanie.
- No tak, mój brat – Mały Joe westchnął przesadnie i spytał: - a ty tato też tak uważasz?
- Cóż… jestem twoim ojcem i przyznaję, że czasem na twoje wybryki patrzę przez palce. Jednocześnie dostrzegam w tobie ogromny potencjał. Jak chcesz potrafisz być pracowity i całkiem rozsądny. Gdybyś tak nieco powściągnął swój temperament, byłbym o ciebie zupełnie spokojny. I powiem ci coś jeszcze: jeśli chcesz być poważnie traktowany musisz poważnie się zachowywać.
- Mam być taki sztywny, jak Adam?
- Nie przesadzaj. Doskonale wiesz, o co mi chodzi. Odrobina fantazji nikomu jeszcze nie zaszkodziła, ale tylko odrobina. No, to byłoby na tyle, a teraz chodź na śniadanie.
- A nie mógłbym tu zjeść? Naprawdę kiepsko się czuję – rzekł słabym głosem Joe.
- Faktycznie, jesteś trochę blady – przyznał Ben. - Zostaniesz dzisiaj w łóżku. Hop Sing zaraz przyniesie ci jedzenie.
- Dziękuję – Joe uśmiechnął się z wdzięcznością - Tato?
- Co takiego?
- Nie wrócę do sił, jeśli nie zjem czegoś konkretnego.
- A zalecenie doktora? Już nie pamiętasz, co powiedział?
- Pamiętam, ale jeśli nadal mam jeść te papki, to wolę zachować ścisły post – rzekł z determinacją Joe. Ben, rozbawiony, pokręcił głową i spytał:
- Na co masz ochotę?
- Na jajecznicę na bekonie.
- I dasz radę zjeść?
- Będę jadł drugą stroną i bardzo powoli – zapewnił Mały Joe.
- W porządku. Coś jeszcze?
- Może ze dwie bułeczki maślane, no i oczywiście kawę. I jeśli mógłbyś tato, to powiedz moim braciom, żeby przynajmniej do południa mi nie przeszkadzali. Do pełnego wyzdrowienia oprócz jedzenia potrzeba mi dużo snu.
- Wedle życzenia - odparł z powagą Ben. - A co zrobić z kaszką brzoskwiniową?
- Daj ją Hossowi. Na pewno będzie zadowolony.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 14:31, 17 Cze 2022    Temat postu:

Cytat:
… - zawsze tak było. Joe nabroił, a nam się obrywało.
- Niestety – westchnął z boleścią Hoss i z rozmachem siadł na kanapie naprzeciwko siedzącego w fotelu brata. - Nawet nie chcę myśleć, co będzie się działo, gdy Joe dowie się o moim wkładzie w utratę zębów.
- A co ma się dziać? Dostaniesz od niego, nomen omen, w zęby. Jak będziesz miał szczęście to nie stracisz żadnego. Potem Joe przez jakiś czas nie będzie się do ciebie odzywał, a jeszcze potem wpadnie na jakiś genialny pomysł i przekona cię, że jesteś mu wprost niezbędny. I tak wszystko wróci do normy.

Niestety Ben nie traktuje równo swoich synów, na szczęście Adam lepiej od niego zna swoich braci
Cytat:
Tymczasem Ben stanął przed synami i z trudem hamując wściekłość rzekł:
- Wszystkiego mogłem się spodziewać, ale nie czegoś tak głupiego, tak idiotycznego. To przerasta moje wyobrażenie. Nie dość, że wasz brat stracił zdrowe zęby…
- Jeden nie był taki zdrowy – wtrącił nieśmiało Hoss.
- Milcz, gdy mówię! - wrzasnął Ben.
- Przepraszam, tato – Hoss wbił wzrok w swoje dłonie, udając, że dokładnie je ogląda. Adam podobnie, jak brat, także był niezwykle zainteresowany stanem swoich rąk.
- Tak, „przepraszam tato” – zakpił Ben. - Tylko to macie mi do powiedzenia? Wasz brat przez najbliższe dwa tygodnie do niczego nie będzie się nadawał, do tego straciliście Pinky’ego i jego wóz, za który nawiasem mówiąc zapłaciłem i to całkiem sporo.

Dlaczego za postępowanie Pasikonika wini jego braci?
Cytat:
- Owszem, doceniam to, ale wasze zachowanie pozostawia wiele do życzenia.
- To znaczy? - spytał Adam.
- Myślałem, że mam dorosłych, odpowiedzialnych synów, że mogę we wszystkim na nich polegać i o nic się nie martwić. A, co się okazało? - tu Ben z dezaprobatą pokręcił głową. -Was nigdzie nie można puścić samych! Ile wy właściwie macie lat?!
- Nie wiesz? - mruknął cicho Adam, któremu nie w smak były ojcowskie połajanki.
- Coś powiedział? - Ben zmierzył swego pierworodnego wzrokiem od którego Adam powinien w ułamku sekundy paść martwym bykiem.
- Tato, nie rozumiem dlaczego o to co przytrafiło się Małemu Joe masz pretensję do nas?
- Doprawdy muszę to tłumaczyć? Jesteś najstarszy. Gdy mnie nie ma, to ty bierzesz odpowiedzialność za braci, za rodzinę. Powinieneś powstrzymać Joseph’a przed tym kretyńskim zakładem. Wytłumaczyć mu…

I okazało się, że to wina Adama
Cytat:
- Tato, to „dziecko” skończyło dwadzieścia lat.
- Mimo to, powinieneś odpowiednio się nim zaopiekować.
- Jak?! - wzburzony Adam zerwał się z fotela. - Miałem na głowie dwa tysiące bydła, kowboi, narzekającego na okrągło kucharza, a do tego wszystkiego, jak nie upał to ulewne deszcze. Nie wiedziałem, że powinienem jeszcze niańczyć dwóch dorosłych facetów.
(…)
- Nie sądzisz tato, że powinienem oczekiwać od moich braci wsparcia, a przede wszystkim odpowiedzialności? Podczas tego przepędu wszystkim nam było ciężko. To nie był piknik! A poza tym Mały Joe jest moim bratem, przyrodnim bratem, a nie synem. Więc nie ja, a ty powinieneś przeprowadzić z nim poważną rozmowę. A teraz wybacz tato, ale chciałbym wziąć kąpiel i położyć się wreszcie do łóżka. Chyba choć tyle mi się należy.
- Już dobrze, nie złość się. Może faktycznie zbyt pobłażam Joemu – rzekł ugodowo Ben – ale wiesz przecież, jaki on bywa dziecinny.
- I dlatego ja mam za niego obrywać? Najwyższy czas, aby twój beniaminek zaczął zachowywać się, jak na Cartwrighta przystało.

Cóż, Ben sam jest sobie winien, rozpieścił trutnia
Cytat:
… - obiecuję, że porozmawiam z nim. Na pewno zrozumie, jak nieodpowiedzialnie postąpił.
- Tak, do następnego razu – stwierdził z ironią Adam. - Wiesz tato, rozczula mnie ta twoja niezachwiana wiara w Małego Joe. On się nie zmieni, bo on po prostu taki jest.
- Niby jaki? - spytał Ben.
- Czy naprawdę muszę ci to tłumaczyć?

Jeśli chodzi o Joe, Ben jest ślepy i głuchy
Cytat:
Po powrocie do Ponderosy był przekonany, że ojciec wygłosi długie, nudne kazanie, ale zobaczywszy go takiego obolałego i mizernego, poprzestał jedynie na krótkiej, acz głośnej reprymendzie. Za to jego braciom nieźle się dostało. Na wspomnienie wieczornych wrzasków, jakie dochodziły z salonu Joe uśmiechnął się z satysfakcją. Wiedział, że bez względu na to, czego by się nie dopuścił, ojciec nie potrafiłby się długo na niego gniewać. Rola najmłodszego w rodzinie miała swoje plusy i minusy. Jemu w ogólnym rozrachunku przynosiła dużo więcej korzyści niż by się wydawało. Częściej to bracia, a nie on obrywali od ojca burę i to w przekonaniu Joego było sprawiedliwością dziejową. Zawsze mu powtarzano, że starsi bracia są mądrzejsi i ma ich słuchać. A skoro tak, to za to, co się stało w pełni ponoszą odpowiedzialność. Szczególnie zaś Adam, bo gdyby zabrał go ze sobą do Long Pike nic złego by się nie wydarzyło.

Jasne, Adam najwięcej zawinił
Cytat:
… Joe ponownie się przeciągnął i zaczął obmyślać, jakby tu cały dzień spędzić w łóżku. Jeśli trochę pojęczy ojciec na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu. Tymczasem jednak trzeba zorganizować sobie smaczne śniadanie. Po tygodniu jedzenia wstrętnych papek serwowanych mu w drodze powrotnej przez Hossa, miał ochotę na coś konkretnego. Och, jakby zjadł sobie jajecznicy na bekonie, a do tego pajdę świeżutkiego chlebka grubo posmarowanego masłem. I jeszcze kubek świeżo zaparzonej kawy, takiej jak robi tylko Hop Sing, i jeszcze dwie może trzy bułeczki maślane, których zapach docierał aż do jego sypialni.

Faktycznie, Joe zmądrzał po tym wypadku
Cytat:
Te jego marzenia przerwał ojciec, który z troską wymalowaną na twarzy stanął w progu pokoju. Joe natychmiast przybrał zbolałą minę i posłał rodzicowi żałosne spojrzenie.
- Widzę, że już nie śpisz – zauważył Ben. - Jak się czujesz?
- Nie za dobrze, tato – wydukał Joe. - Głowa mnie boli, a szczęka jakoś dziwnie rwie i chyba spuchłem.
- Pokaż – polecił zaniepokojony Ben i usiadł na łóżku obok syna. Przez chwilę przyglądał się twarzy swego beniaminka, nawet zajrzał mu do ust, po czym uśmiechnął się i rzekł: - na moje oko wszystko jest w porządku.

Ben chyba kolejny raz dał się nabrać
Cytat:
Hop Sin przygotował ci kaszkę z przetartymi brzoskwiniami.
- Kaszkę? - Joe zrobił skwaszoną minę i dodał: - wolałbym coś innego. Od tych papek zupełnie straciłem siły. Jak mam pracować na ranczu, skoro tak kiepsko jadam? Chciałem zejść na śniadanie, ale gdy tylko wstałem z łóżka to tak strasznie zaczęło mi się kręcić w głowie, że nie dałem rady.
- Trzeba był zawołać któregoś z nas.
- E tam, nie chciałem nikomu przysparzać problemów. Moi bracia też mają prawo do odpoczynku. Przez całą drogę bardzo się o mnie troszczyli.
- Miło mi to słyszeć, choć wolałbym, żebyś wrócił do domu ze wszystkimi zębami – odparł Ben.

Joe coś kombinuje
Cytat:
… dziwię się, że stanąłeś do tak idiotycznego zakładu. Przecież łatwo było przewidzieć, czym to może się skończyć.
- Przyznaję tato, że nie pomyślałem o konsekwencjach – przyznał ze skruchą Mały Joe.
- Może ta przygoda czegoś cię nauczy, choć twój brat Adam szczerze w to wątpi.
- Właśnie… Adam – westchnął Joe. - On nigdy nie traktował mnie poważnie.
- Może nie dałeś mu ku temu szansy – zasugerował Ben.
- Co tato przez to rozumie?
- Joe, przecież wiesz, jaki jest Adam. Ma swoje zasady według których postępuje. Przyznaję, czasami wymaga od was więcej niż od innych, ale synu, nazwisko Cartwright zobowiązuje.

Chyba napuszcza tatę na Adama
Cytat:
- Niech i tak będzie, ale Adam nie ma prawa mnie oceniać, zwłaszcza, że pośrednio to przez niego straciłem zęby.
- Teraz to ja czegoś nie rozumiem. Sugerujesz, że brat namówił cię do przeciągania liny zębami? – Ben z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Tato, gdyby Adam nie kazał mi zostać w obozie, tylko wziąłby mnie ze sobą do Long Pike, to do niczego złego by nie doszło. On wybrał Dave’a, bo po prostu nie ma do mnie zaufania.
- Czyżby? A ja twierdzę, że okazał tobie i Hossowi ogromne zaufanie zostawiając pod waszą opieką dwa tysiące bydła i kowboi, którzy myśleli już tylko i wyłącznie o zabawieniu się. Poza tym z tego co wiem ciągnęliście losy i Dave’owi się poszczęściło.
- Co do tego mam wątpliwości – rzekł Joe.
- Zostawmy tę kwestię na boku. Obiecałem Adamowi, że z tobą porozmawiam, dlatego synu najwyższa pora abyś zaczął zachowywać się jak dorosły, odpowiedzialny mężczyzna.
- Przecież tak się zachowuję – odparł Joe.
- Twój brat ma inne zdanie. (…)
I powiem ci coś jeszcze: jeśli chcesz być poważnie traktowany musisz poważnie się zachowywać.

Czyżby Ben próbował jednak dotrzeć z wymówkami do Pasikonika?
Cytat:
- A nie mógłbym tu zjeść? Naprawdę kiepsko się czuję – rzekł słabym głosem Joe.
- Faktycznie, jesteś trochę blady – przyznał Ben. - Zostaniesz dzisiaj w łóżku. Hop Sing zaraz przyniesie ci jedzenie.

Jasne. Po co ma się przemęczać, skoro może sobie poleżeć … z błogosławieństwem Pa
Cytat:
- Nie wrócę do sił, jeśli nie zjem czegoś konkretnego.
- A zalecenie doktora? Już nie pamiętasz, co powiedział?
- Pamiętam, ale jeśli nadal mam jeść te papki, to wolę zachować ścisły post – rzekł z determinacją Joe. Ben, rozbawiony, pokręcił głową i spytał:
- Na co masz ochotę?
- Na jajecznicę na bekonie.
- I dasz radę zjeść?
- Będę jadł drugą stroną i bardzo powoli – zapewnił Mały Joe.
- W porządku. Coś jeszcze?
- Może ze dwie bułeczki maślane, no i oczywiście kawę. I jeśli mógłbyś tato, to powiedz moim braciom, żeby przynajmniej do południa mi nie przeszkadzali. Do pełnego wyzdrowienia oprócz jedzenia potrzeba mi dużo snu.
- Wedle życzenia - odparł z powagą Ben. - A co zrobić z kaszką brzoskwiniową?
- Daj ją Hossowi. Na pewno będzie zadowolony.

Nie jestem pewna, czy Joe’mu taka strawa nie zaszkodzi. On jednak nadal ma założone szwy ... nie, żeby mnie to specjalnie martwiło

Bardzo fajny odcinek. Ben jest wściekły, bo jego ulubiony syn doznał uszczerbku na zdrowiu i urodzie. Co ciekawe z początku miał pretensję o to do Adama. Na szczęście pierworodny potrafił dosadnie wytłumaczyć tacie, na czym polegają jego błędy wychowawcze w przypadku Joe. Muszę przyznać, że Ben z tym się zgodził. Joe usiłuje korzystać z nowej sytuacji. Twierdzi, że się źle czuje i jest bardzo osłabiony, więc wyleguje się w łóżku, czekając na przyniesiony do łoża boleści posiłek. Oby się nie przeliczył. Jeśli dobry i doświadczony lekarz zalecił mu jedzenie papek przez dwa tygodnie, to skrajną głupotą jest sięganie po jajecznicę z boczkiem i maślane bułeczki. Obawiam się, że Joe kolejny raz narobi sobie kłopotów. Ciekawe tylko, co na to Ben? Przecież zgodził się na jajecznicę, zamiast wyjaśnić beniaminkowi, że robi błąd. Zobaczymy co będzie dalej? Myślę, że Hoss raczej nie będzie zadowolony z kaszki z przetartymi brzoskwiniami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 23:13, 17 Cze 2022    Temat postu:

Dziękuję bardzo za miły komentarz. Very Happy Tak, Ben w temacie swojego ukochanego synka jest bezkrytyczny. Joe, jak słusznie zauważyłaś, coś kombinuje. Nie byłby sobą, gdyby poprzestał na przestrzeganiu zaleceń lekarza. Co z tego wyniknie, okaże się już wkrótce. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 22:58, 20 Cze 2022    Temat postu:



- Nie uważasz, że nasz brat zrobił się bezczelny? - spytał Hoss, gdy razem z Adamem pracowali przy naprawie ogrodzenia na północnym pastwisku.
- Zawsze był bezczelny – stwierdził Adam i otarł pot z czoła.
- Ale teraz jakby bardziej. Pozwala sobie na więcej niż zwykle i śmieje się nam prosto w nos.
- Masz rację – mruknął Adam i z dziwną pasją zaczął wbijać gwóźdź w jedną z desek ogrodzenia.
- Tato miał z nim poważnie porozmawiać – zauważył Hoss.
- Porozmawiał.
- Niewiele to przyniosło.
- Ano, niewiele.
- Co zrobimy?
- Musimy przeczekać. – Westchnął Adam, po czym dodał: - ja najchętniej wyjechałbym do Reno, albo jeszcze dalej, do San Francisco.
- I zostawiłbyś mnie tu samego? - spytał z niedowierzaniem Hoss.
- Możesz się przyłączyć.
- Jasne, a tato dałby nam błogosławieństwo.
- Na to bym nie liczył – stwierdził Adam i sięgnął po bukłak z wodą. Napił się, a potem podał go bratu.
- Wiesz, myślę, że niepotrzebnie przyznałem się do wyrwania Joemu zęba – powiedział Hoss ugasiwszy pragnienie.
- Przecież mówiłem, że nie utrzymasz języka na wodzy.
- Miałem kłamać?- Hoss ze zdziwieniem spojrzał na brata.
- Raczej bez potrzeby nie mówić prawdy.
- Na jedno wychodzi – olbrzym wzruszył ramionami.
- Nie w przypadku Małego Joe. To szczwany lis. Z każdej sytuacji potrafi znaleźć wyjście, a do tego ojciec zawsze bierze jego stronę. Wiesz, jak zareagowałby gdyby coś takiego przytrafiło się tobie lub mnie?
- Na pewno nie cackałby się z nami, tak jak z Joseph’em.
- Otóż to. Odkąd przyznałeś się, że wyrwałeś mu zdrowego zęba, Joe wykorzystuje ciebie na różne sposoby.
- Dziś w nocy wstawałem do niego aż pięć razy – pożalił się Hoss. - Twierdził, że boli go szczęka, potem kazał sobie przynieść świeżo zaczerpniętej wody, a jeszcze potem zażądał żebym prześcielił mu łóżko, bo było mu niewygodnie i nie mógł zasnąć.
- Akurat uwierzę – prychnął Adam. - Gdyby faktycznie bolała go szczęka nie jadłby normalnego jedzenia i to jeszcze przed zdjęciem szwów, a co do bezsenności to nic dziwnego skoro śpi całymi dniami.
- Chyba masz rację.
- Nie „chyba”, tylko mam – rzekł Adam przybijając kolejną deskę.
- Musimy coś zrobić, bo w przeciwnym razie nie ręczę za siebie – zagroził Hoss.
- Czekaj – Adam przerwał pracę, tak jakby coś sobie przypomniał – w obozie mówiłeś mi, że Joe z kimś się zaprzyjaźnił.
- Taak – zaśmiał się Hoss – ale dlaczego pytasz? Przecież wiesz, że nasz braciszek był tak pijany, że uznał dyszel wozu za żywą istotę. Samogon Pinky’ego tak go załatwił, że nic nie pamięta z tamtej nocy.
- No, właśnie. Nasz ojciec nie ma pojęcia, jak spił się jego beniaminek.
- Przecież uzgodniliśmy, że mu tego oszczędzimy.
- Teraz nie wiem czy dobrze zrobiliśmy – rzekł Adam.
- Ja uważam, że dobrze. Ojciec nie musi o wszystkim wiedzieć, a zwłaszcza o tym do jakiego stanu doprowadził się Joe. Dopiero by nam się dostało.
- Już nam się dostało – rzekł z przekąsem Adam. - Ten truteń udaje cierpiącego, a my musimy za niego pracować. Do tego ojciec boczy się na nas, tak jakbyśmy to my byli wszystkiemu winni. To nie jest w porządku.
- Masz rację, to nie jest w porządku – odparł Hoss i zsunąwszy kapelusz w tył głowy, spytał: - to, co chcesz zrobić? Opowiedzieć tacie, co wyprawiał Joe i ile gorzałki w siebie wlał?
- Tacie nie, ale naszemu braciszkowi już tak i to z prawdziwą rozkoszą.
- Nie uwierzy.
- Postaram się, żeby uwierzył – rzekł z pewnością w głosie Adam – i zapewnię go, że wszyscy dowiedzą się, jak wspaniałego znalazł sobie przyjaciela.
- Ale to pachnie mi szantażem – zauważył nieśmiało Hoss.
- Może trochę – przyznał Adam – ale przecież cel uświęca środki.
- Nie poznaję cię.
- Mhm – Adam uśmiechnął się z wyższością – jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
- Ale szantaż to nie w twoim stylu.
- A masz lepsze wyjście z sytuacji? Jeśli tak, to słucham.



Trzy dni później do Ponderosy przyjechał doktor Martin aby zdjąć Małemu Joe szwy. Adam i Hoss powitali go z nieukrywaną radością. Mieli bowiem nadzieję, że po jego wizycie ich braciszek nie będzie już miał pretekstu do uchylania się od swoich obowiązków. Tymczasem Joe, któremu bardzo odpowiadała opieka jaką roztoczył nad nim ojciec, o wykorzystywaniu Hossa niczym chłopca na posyłki nie wspominając, postanowił przekonać doktora Martina, że nadal jest cierpiący, a tym samym załatwić sobie jeszcze kilka dni odpoczynku. Gdy lekarz z ogromną delikatnością usuwał szwy, Joe raz po raz pojękiwał i wyglądał tak, jakby miał za chwilę zemdleć. Ben, stojący za plecami doktora Martina, nie wyglądał lepiej. Jakby mógł to ból syna wziąłby na siebie. Temu wszystkiemu z dezaprobatą przyglądał się Adam. Wreszcie nie wytrzymał i mruknął do stojącego obok Hossa:
- I co, masz jeszcze jakieś wątpliwości?
- Żadnych. Niezły z niego symulant.
- Mam nadzieję, że doktor Martin nie nabierze się na te jego sztuczki.
Zgodnie z oczekiwaniami Adama, doktor Martin szybko rozszyfrował prawdziwe intencje Joseph’a, jednak nie dał tego po sobie poznać. Zapewnił Bena, że nie ma żadnych powodów do obaw. Dziąsło goiło się nad wyraz dobrze i nawet normalne jedzenie nie zaszkodziło Joe’emu. Co prawda ulubieniec Bena zaczął przesadnie uskarżać się na swój stan, a szczególnie na dziwną słabość, jaka go dotknęła, ale doktor zapewnił, że ustąpi ona, jak tylko Joe zacznie normalnie funkcjonować. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał biedny Joe. Był wściekły na doktora Martina i z trudem to ukrywał. Uznał, że lekarz nie traktował poważnie jego dolegliwości. Gdyby ktoś w tej właśnie chwili spojrzał na Adama i Hossa, ujrzałby na ich twarzach uśmiechy pełne satysfakcji pomieszanej z kpiną. Joe próbował jeszcze przekonać doktora, że jest w błędzie, ale Martin roześmiał się tylko i poradził mu, żeby aż tak nie przejmował się stanem swojego zdrowia. Dodał też, że to on jest lekarzem i wie, co mówi. Wobec takich argumentów Joe musiał spasować. Cóż, to co dobre musi się kiedyś skończyć. Wtedy właśnie spojrzał na swoich braci. Ich miny mówiły same za siebie. Kpili z niego w żywe oczy. Nie, tego nie mógł im darować. Z zaciętym wyrazem twarzy spojrzał na Adama i Hossa z trudem powstrzymujących rozbawienie. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni – pomyślał, a na jego twarzy pojawił się mściwy uśmieszek.



- Uważasz więc, że z Małym Joe wszystko jest w porządku? No nie wiem. Prawdę mówiąc, to niepokoi mnie ta jego słabość. Ciągle narzeka na zawroty głowy – rzekł zafrasowany Ben, gdy wraz z Adamem odprowadzili doktora Martina do bryczki. Lekarz, nim odparł na wątpliwości stroskanego ojca, położył torbę lekarską na siedzeniu. Przez chwilę przyglądał się Benowi spod lekko przymrużonych powiek, po czym uśmiechnąwszy się powiedział:
- Nie wydaje ci się, że przesadzasz? Joe ogólnie jest zdrowy, a poza tym to dorosły mężczyzna. Nic mu nie będzie.
- Owszem, jest dorosły, ale to mój syn i martwię się o niego.
- Rozumiem, ale niepotrzebnie się zamartwiasz. Jemu naprawdę nic nie jest.
- Jednak wciąż odczuwa ból.
- Wybacz Ben, powiem wprost: Joe trochę udaje.
- Jak to? Po powrocie do domu czuł się bardzo źle, zresztą sam widziałeś i zaleciłeś mu odpoczynek.
- I jak widać moje zalecenie poskutkowało. Powtarzam jeszcze raz: Joe jest zdrowy. Przyznaję, że nieraz usunięcie nawet jednego zęba może skończyć się tragicznie, ale twój syn miał dużo szczęścia trafiwszy na bardzo dobrego lekarza. A tak przy okazji – tu Martin zwrócił się do Adama – czy ten lekarz nie nazywa się McCoy?
- Skąd pan wie? - spytał zupełnie zaskoczony Adam.
- Poznałem po „kokardce”. Tylko jeden doktor tak kończył szycie rany. Co u niego słychać? Nadal pije i gra w karty?
- Nadal. Wygrał nawet naszego kucharza.
- Szkoda – odparł Martin.
- Kucharza?
- Nie, McCoy’a. Studiowaliśmy razem. Powiedzieć, że był bardzo dobry, to jak nic nie powiedzieć.
- On też pana chwalił – rzekł Adam.
- Mnie?
- Tak. Zapytał, czy mamy dobrego lekarza, który zdjąłby Joe’mu szwy. Wymieniłem pana nazwisko. Wtedy uśmiechnął się i z widoczną sympatią zaczął pana wspominać. Mówił, że był pan najlepszy na roku.
- To miłe z jego strony, ale ja nie byłem takim orłem jak McCoy. On był najlepszym studentem jaki w ogóle uczęszczał do Geneva Medical College.*) Jeszcze przed dyplomem miał zapewnione miejsce w najlepszym szpitalu w Nowym Jorku. Zapowiadał się na wybitnego specjalistę.
- Co poszło nie tak? - zainteresował się Adam, który polubi McCoy’a za jego wyjątkowe poczucie humoru.
- Ożenił się.
- Nie on pierwszy. To jeszcze nie powód, żeby… - Adam zawiesił głos, a doktor Martin dopowiedział, to co mężczyzna miał na myśli, a czego nie chciał głośno wymówić:
- Aż tak się stoczyć. Jeśli bardzo kocha się żonę, a ta żona odchodzi od ciebie z innym, to tak.
- Jest pan dobrze poinformowany – zauważył Adam.
- Byłem świadkiem na ich ślubie – rzekł ze smutkiem Martin.
- Jaka była żona McCoy’a?
- Ładna, ale nic poza tym.
- To bardzo surowa ocena – zauważył Adam.
- Owszem, zwłaszcza że pani McCoy była moją siostrą.




_____________________________________________________________
*) Geneva Medical College – założony w 1834 r. był pierwszą uczelnią, która przyznała tytuł magistra kobietom, (Elizabeth Blackwell w 1849 roku). Na bazie tej uczelni, po kilku przekształceniach powstał obecny Uniwersytet Stanowy Nowego Jorku Upstate Medical University.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pon 23:01, 20 Cze 2022, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:38, 21 Cze 2022    Temat postu:

Cytat:
- Tato miał z nim poważnie porozmawiać – zauważył Hoss.
- Porozmawiał.
- Niewiele to przyniosło.
- Ano, niewiele.
- Co zrobimy?
- Musimy przeczekać. – Westchnął Adam, po czym dodał: - ja najchętniej wyjechałbym do Reno, albo jeszcze dalej, do San Francisco.

Ben jest bezkrytyczny wobec Joe’go
Cytat:
- Wiesz, myślę, że niepotrzebnie przyznałem się do wyrwania Joemu zęba – powiedział Hoss ugasiwszy pragnienie.
- Przecież mówiłem, że nie utrzymasz języka na wodzy.
- Miałem kłamać?- Hoss ze zdziwieniem spojrzał na brata.
- Raczej bez potrzeby nie mówić prawdy.
- Na jedno wychodzi – olbrzym wzruszył ramionami.
- Nie w przypadku Małego Joe. To szczwany lis. Z każdej sytuacji potrafi znaleźć wyjście, a do tego ojciec zawsze bierze jego stronę. Wiesz, jak zareagowałby gdyby coś takiego przytrafiło się tobie lub mnie?
- Na pewno nie cackałby się z nami, tak jak z Joseph’em.

O tak! Z pewnością nie potraktowałby ich tak łagodnie
Cytat:
Odkąd przyznałeś się, że wyrwałeś mu zdrowego zęba, Joe wykorzystuje ciebie na różne sposoby.
- Dziś w nocy wstawałem do niego aż pięć razy – pożalił się Hoss. - Twierdził, że boli go szczęka, potem kazał sobie przynieść świeżo zaczerpniętej wody, a jeszcze potem zażądał żebym prześcielił mu łóżko, bo było mu niewygodnie i nie mógł zasnąć.
- Akurat uwierzę – prychnął Adam. - Gdyby faktycznie bolała go szczęka nie jadłby normalnego jedzenia i to jeszcze przed zdjęciem szwów, a co do bezsenności to nic dziwnego skoro śpi całymi dniami.
- Chyba masz rację.
- Nie „chyba”, tylko mam – rzekł Adam przybijając kolejną deskę.

Pasikonik wykorzystuje sytuację
Cytat:
Ojciec nie musi o wszystkim wiedzieć, a zwłaszcza o tym do jakiego stanu doprowadził się Joe. Dopiero by nam się dostało.
- Już nam się dostało – rzekł z przekąsem Adam. - Ten truteń udaje cierpiącego, a my musimy za niego pracować. Do tego ojciec boczy się na nas, tak jakbyśmy to my byli wszystkiemu winni. To nie jest w porządku.
- Masz rację, to nie jest w porządku – odparł Hoss i zsunąwszy kapelusz w tył głowy, spytał: - to, co chcesz zrobić? Opowiedzieć tacie, co wyprawiał Joe i ile gorzałki w siebie wlał?
- Tacie nie, ale naszemu braciszkowi już tak i to z prawdziwą rozkoszą.
- Nie uwierzy.
- Postaram się, żeby uwierzył – rzekł z pewnością w głosie Adam – i zapewnię go, że wszyscy dowiedzą się, jak wspaniałego znalazł sobie przyjaciela.
- Ale to pachnie mi szantażem – zauważył nieśmiało Hoss.
- Może trochę – przyznał Adam – ale przecież cel uświęca środki.

Joe zdenerwował nawet łagodnego jak baranek Hossa
Cytat:
Adam i Hoss powitali go z nieukrywaną radością. Mieli bowiem nadzieję, że po jego wizycie ich braciszek nie będzie już miał pretekstu do uchylania się od swoich obowiązków. Tymczasem Joe, któremu bardzo odpowiadała opieka jaką roztoczył nad nim ojciec, o wykorzystywaniu Hossa niczym chłopca na posyłki nie wspominając, postanowił przekonać doktora Martina, że nadal jest cierpiący, a tym samym załatwić sobie jeszcze kilka dni odpoczynku. Gdy lekarz z ogromną delikatnością usuwał szwy, Joe raz po raz pojękiwał i wyglądał tak, jakby miał za chwilę zemdleć. Ben, stojący za plecami doktora Martina, nie wyglądał lepiej. Jakby mógł to ból syna wziąłby na siebie. Temu wszystkiemu z dezaprobatą przyglądał się Adam. Wreszcie nie wytrzymał i mruknął do stojącego obok Hossa:
- I co, masz jeszcze jakieś wątpliwości?
- Żadnych. Niezły z niego symulant.

Bracia od razu poznali, że Joe udaje
Cytat:
Zgodnie z oczekiwaniami Adama, doktor Martin szybko rozszyfrował prawdziwe intencje Joseph’a, jednak nie dał tego po sobie poznać. Zapewnił Bena, że nie ma żadnych powodów do obaw. Dziąsło goiło się nad wyraz dobrze i nawet normalne jedzenie nie zaszkodziło Joe’emu. Co prawda ulubieniec Bena zaczął przesadnie uskarżać się na swój stan, a szczególnie na dziwną słabość, jaka go dotknęła, ale doktor zapewnił, że ustąpi ona, jak tylko Joe zacznie normalnie funkcjonować. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał biedny Joe. Był wściekły na doktora Martina i z trudem to ukrywał. Uznał, że lekarz nie traktował poważnie jego dolegliwości.

Cóż, doktor Martin szybko poznał się na dolegliwościach Joe’go
Cytat:
Wtedy właśnie spojrzał na swoich braci. Ich miny mówiły same za siebie. Kpili z niego w żywe oczy. Nie, tego nie mógł im darować. Z zaciętym wyrazem twarzy spojrzał na Adama i Hossa z trudem powstrzymujących rozbawienie. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni – pomyślał, a na jego twarzy pojawił się mściwy uśmieszek.

Bracia podpadli Joe’mu, ciekawe, jak się zemści?
Cytat:
- Uważasz więc, że z Małym Joe wszystko jest w porządku? No nie wiem. Prawdę mówiąc, to niepokoi mnie ta jego słabość. Ciągle narzeka na zawroty głowy – rzekł zafrasowany Ben, gdy wraz z Adamem odprowadzili doktora Martina do bryczki. Lekarz, nim odparł na wątpliwości stroskanego ojca, położył torbę lekarską na siedzeniu. Przez chwilę przyglądał się Benowi spod lekko przymrużonych powiek, po czym uśmiechnąwszy się powiedział:
- Nie wydaje ci się, że przesadzasz? Joe ogólnie jest zdrowy, a poza tym to dorosły mężczyzna. Nic mu nie będzie.
- Owszem, jest dorosły, ale to mój syn i martwię się o niego.
- Rozumiem, ale niepotrzebnie się zamartwiasz. Jemu naprawdę nic nie jest.
- Jednak wciąż odczuwa ból.
- Wybacz Ben, powiem wprost: Joe trochę udaje.

Ciekawe, czy doktor Martin przekonał Bena?
Cytat:
A tak przy okazji – tu Martin zwrócił się do Adama – czy ten lekarz nie nazywa się McCoy?
- Skąd pan wie? - spytał zupełnie zaskoczony Adam.
- Poznałem po „kokardce”. Tylko jeden doktor tak kończył szycie rany. Co u niego słychać? Nadal pije i gra w karty?
- Nadal. Wygrał nawet naszego kucharza.
- Szkoda – odparł Martin.
- Kucharza?
- Nie, McCoy’a. Studiowaliśmy razem. Powiedzieć, że był bardzo dobry, to jak nic nie powiedzieć.
- On też pana chwalił – rzekł Adam.
- Mnie?
- Tak. Zapytał, czy mamy dobrego lekarza, który zdjąłby Joe’mu szwy. Wymieniłem pana nazwisko. Wtedy uśmiechnął się i z widoczną sympatią zaczął pana wspominać. Mówił, że był pan najlepszy na roku.
- To miłe z jego strony, ale ja nie byłem takim orłem jak McCoy. On był najlepszym studentem jaki w ogóle uczęszczał do Geneva Medical College.*) Jeszcze przed dyplomem miał zapewnione miejsce w najlepszym szpitalu w Nowym Jorku. Zapowiadał się na wybitnego specjalistę.

Pasikonik miał szczęście, że trafił na dobrego lekarza
Cytat:
- Aż tak się stoczyć. Jeśli bardzo kocha się żonę, a ta żona odchodzi od ciebie z innym, to tak.
- Jest pan dobrze poinformowany – zauważył Adam.
- Byłem świadkiem na ich ślubie – rzekł ze smutkiem Martin.
- Jaka była żona McCoy’a?
- Ładna, ale nic poza tym.
- To bardzo surowa ocena – zauważył Adam.
- Owszem, zwłaszcza że pani McCoy była moją siostrą.

A to nowina!

Kolejna, bardzo ciekawa część opowieści o wyrwanych zębach Joe. Pasikonik udaje bardziej chorego niż jest i wykorzystuje biednego Hossa, którego zapewne dręczą wyrzuty sumienia. Cała nadzieja w Adamie, który rozważa maleńki szantaż. Adam uważa, że cel uświęca środki i najważniejsze to poskromić cwaniaka. Trochę żal mi Bena, który martwi się o najmłodszego syna. Jakoś nie dociera do niego, że on po prostu wykorzystuje sytuację. Pa jest nadal zły na synów, że nie dopilnowali beniaminka. Nie wierzy nawet doktorowi Martinowi, który zapewnia go, że z Joe’m jest wszystko w porządku. Z utęsknieniem czekam na chwilę, kiedy symulant zostanie zdemaskowany i należycie ukarany przez Bena, choć to ostatnie wydaje się wątpliwe. No i planowana zemsta Joe na braciach? Czy mu się uda, czy Adam sobie poradzi? Razem z Hossem stanowią niezły duet, ale czy to wystarczy na spryciarza? Zobaczymy w kontynuacji …


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 11:27, 22 Cze 2022    Temat postu:

Tak, w tym opowiadaniu Ben wychodzi na nadwrażliwego tatuśka. Może w następnym odcinku coś do niego dotrze i oczęta mu się otworzą. Jaką zemstę Joe szykuje dla braci i kto kogo przechytrzy już wkrótce. Mam taką nadzieję... Mruga
Dziękuję za miły i inspirujący komentarz. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 12:11, 24 Cze 2022    Temat postu:

Mam nadzieję, że dostanie nauczkę ... oby.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 10:56, 26 Cze 2022    Temat postu:

Zobaczymy Mruga Odcinek jest w pisaniu, choć upał trochę mi w tym przeszkadza, ale mam nadzieję, że wieczorem uda mi się wstawić kolejny odcinek. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 13:27, 26 Cze 2022    Temat postu:

Niecierpliwie czekam ... Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:11, 26 Cze 2022    Temat postu:

Wklejam zgodnie z obietnicą. Fragment jest krótki, ale to wszystko przez upał Smutny



Było późne piątkowe popołudnie. Pracownicy Ponderosy po otrzymaniu tygodniowej wypłaty ruszyli do saloonów w Virginia City. Młodzi Cartwrightowie również się tam wybierali. Mieli nadzieję na dobrą zabawę, zwłaszcza Mały Joe, który po raz pierwszy od powrotu do domu miał wyprawić się do miasta i to na tańce. Nic więc dziwnego, że miał wyśmienity nastrój. Wesoło pogwizdując przeszedł energicznym krokiem przez podwórze i stanął w szeroko otwartych drzwiach stajni. Przez chwilę krytycznym wzrokiem przyglądał się Hossowi, który czyścił jego siodło. Wreszcie wydąwszy usta z naganą w głosie powiedział:
- I ty uważasz, że to jest dobrze wyczyszczone siodło?
- Co znowu ci nie pasuje? - westchnął mężczyzna.
- Mówiłem, że ma błyszczeć.
- Błyszczy.
- Ale nie tak, jak potrzeba.
- Co przez to rozumiesz? - Hoss spojrzał na brata wzrokiem, w którym pojawiły się mordercze błyski.
- Ma być takie, jak siodło Adama – odparł niezrażony Joe.
- To go poproś, może wyczyści i twoje.
- Ale to nie on wyrwał mi zdrowiutkiego zęba.
- Chciałem ci tylko ulżyć w cierpieniu.
- Tak, tak, dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Bierz się do roboty, bo za pół godziny wybieram się na tańce do Virginia City.
- Moim zdaniem siodło jest perfekcyjnie wyczyszczone – rzekł Hoss.
- Nie interesuje mnie twoje zdanie. Siodło ma błyszczeć. Czy to jasne?! - Joe podniósł nieco głos.
- Wiesz, co? Wyczyść je sobie sam – powiedział Hoss i wcisnął bratu w dłonie słoik z jakimś towotem i szmatkę.
- Co to jest? - spytał Joe powąchawszy uprzednio zawartość słoika.
- A jak myślisz? - zakpił Hoss. - Zapomniałeś już czym czyści się siodła? To mieszanka gęsiego tłuszczu i oleju.
- Dziwnie śmierdzi.
- Tobie naprawdę odbiło – stwierdził Hoss.
- Na twoim miejscu byłbym grzeczniejszy. Chyba, że chcesz aby nasz ojciec dowiedział się co mi zrobiłeś.
- Proszę bardzo. Powiedz mu. Nie boję się.
- Doprawdy? - Joe spojrzał kpiąco na brata. - Gdyby faktycznie tak było już pierwszego dnia po powrocie do domu powiedziałbyś mu prawdę.
- Chciałem oszczędzić ojcu niepotrzebnych nerw.
- Akurat uwierzę – fuknął Joe. - Jesteś wielki, ale wciąż boisz się ojca.
- A ty niby nie?
- Nie, bo ja wiem, jak należy z tatą rozmawiać i wiem jaki jest jego słaby punkt.
- Niby jaki?
- Ja – odparł z pewnym siebie uśmiechem Joe.
- Słowo skromność jest chyba tobie zupełnie obce – zauważył kąśliwie Hoss.
- Cóż, znam swoją wartość i powiem ci braciszku, że jeśli ty i Adam myślicie, że wygracie ze mną tym swoim durnym szantażykiem to jesteście w błędzie.
- A założysz się? - spytał wyzywająco Hoss.
- O głupoty nie będę się zakładał – odparł Joe.
- Tak? To czym niby był zakład z Pinky’m?
- Czystą rozrywką zakończoną niefortunnie.
- Strasznie zrobiłeś się wyszczekany.
- Jestem inteligentny i szybko się uczę, dlatego też drogi bracie – tu Joe uśmiechnął się z wyższością - wracaj do czyszczenia siodła i nie próbuj mi się sprzeciwiać, o ile oczywiście nie chcesz, żeby tato dowiedział się, co zrobiłeś jego ulubieńcowi.
- To jest podłość – Hoss zacisnął dłonie w pięści.
- Nie, to jest spryt. I pośpiesz się. Za kwadrans chcę widzieć na podwórzu mojego osiodłanego wierzchowca. – Joe uśmiechnął się, poklepał brata po ramieniu i odkręciwszy się na pięcie wyszedł ze stajni.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 5:39, 27 Cze 2022    Temat postu:

Cytat:
Przez chwilę krytycznym wzrokiem przyglądał się Hossowi, który czyścił jego siodło. Wreszcie wydąwszy usta z naganą w głosie powiedział:
- I ty uważasz, że to jest dobrze wyczyszczone siodło?
- Co znowu ci nie pasuje? - westchnął mężczyzna.
- Mówiłem, że ma błyszczeć.
- Błyszczy.
- Ale nie tak, jak potrzeba.
- Co przez to rozumiesz? - Hoss spojrzał na brata wzrokiem, w którym pojawiły się mordercze błyski.
- Ma być takie, jak siodło Adama – odparł niezrażony Joe.
- To go poproś, może wyczyści i twoje.
- Ale to nie on wyrwał mi zdrowiutkiego zęba.
- Chciałem ci tylko ulżyć w cierpieniu.
- Tak, tak, dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Bierz się do roboty, bo za pół godziny wybieram się na tańce do Virginia City.

Mały Joe prosi się o bęcki
Cytat:
- Moim zdaniem siodło jest perfekcyjnie wyczyszczone – rzekł Hoss.
- Nie interesuje mnie twoje zdanie. Siodło ma błyszczeć. Czy to jasne?! - Joe podniósł nieco głos.
- Wiesz, co? Wyczyść je sobie sam – powiedział Hoss i wcisnął bratu w dłonie słoik z jakimś towotem i szmatkę.
- Co to jest? - spytał Joe powąchawszy uprzednio zawartość słoika.
- A jak myślisz? - zakpił Hoss. - Zapomniałeś już czym czyści się siodła? To mieszanka gęsiego tłuszczu i oleju.
- Dziwnie śmierdzi.

Kaprysi niczym primadonna
Cytat:
- Tobie naprawdę odbiło – stwierdził Hoss.
- Na twoim miejscu byłbym grzeczniejszy. Chyba, że chcesz aby nasz ojciec dowiedział się co mi zrobiłeś.
- Proszę bardzo. Powiedz mu. Nie boję się.
- Doprawdy? - Joe spojrzał kpiąco na brata. - Gdyby faktycznie tak było już pierwszego dnia po powrocie do domu powiedziałbyś mu prawdę.
- Chciałem oszczędzić ojcu niepotrzebnych nerw.
- Akurat uwierzę – fuknął Joe. - Jesteś wielki, ale wciąż boisz się ojca.

Mały szantażysta
Cytat:
- Nie, bo ja wiem, jak należy z tatą rozmawiać i wiem jaki jest jego słaby punkt.
- Niby jaki?
- Ja – odparł z pewnym siebie uśmiechem Joe.
- Słowo skromność jest chyba tobie zupełnie obce – zauważył kąśliwie Hoss.
- Cóż, znam swoją wartość i powiem ci braciszku, że jeśli ty i Adam myślicie, że wygracie ze mną tym swoim durnym szantażykiem to jesteście w błędzie.
- A założysz się? - spytał wyzywająco Hoss.
- O głupoty nie będę się zakładał – odparł Joe.
- Tak? To czym niby był zakład z Pinky’m?
- Czystą rozrywką zakończoną niefortunnie.

Jest zbyt pewny siebie, to się musi kiepsko skończyć
Cytat:
- Jestem inteligentny i szybko się uczę, dlatego też drogi bracie – tu Joe uśmiechnął się z wyższością - wracaj do czyszczenia siodła i nie próbuj mi się sprzeciwiać, o ile oczywiście nie chcesz, żeby tato dowiedział się, co zrobiłeś jego ulubieńcowi.
- To jest podłość – Hoss zacisnął dłonie w pięści.
- Nie, to jest spryt. I pośpiesz się. Za kwadrans chcę widzieć na podwórzu mojego osiodłanego wierzchowca. – Joe uśmiechnął się, poklepał brata po ramieniu i odkręciwszy się na pięcie wyszedł ze stajni.

To już jest bezczelność z jego strony

Kolejny fajny odcinek. Dobry, ale czytając go zaciskałam pięści i zęby z oburzenia na postępowanie Joe’go. Pasikonik wręcz znęca się nad dobrodusznym Hossem, poniewiera go i wysługuje się biedakiem. Hoss powinien mu spuścić porządne lanie. Ciekawe jak Ben skomentowałby postępowanie swojego beniaminka, jego pewność, że właśnie on jest słabym punktem Pa. Joe uważa, że może sobie pozwolić o wiele więcej niż jego starsi bracia. Właściwie tak jest. Ben do tej pory był zaślepiony, ale jest rozsądnym facetem. Może niedługo mu się otworzą oczy i sprowadzi do pionu ulubieńca. Oby … bo jeśli nie, to tylko Adam może tu pomóc. Z pewnością coś wymyśli. Mam nadzieję.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin