Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zdrowy rozsądek
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 28, 29, 30  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 9:43, 30 Maj 2019    Temat postu:

Daniel, mimo, że jest naprawdę dobrym adwokatem, to jednak bardziej mu do Małego Joe niż do Adama. Daniel szybko się zakochuje i równie szybko odkochuje. Czy w przypadku Melindy tak będzie, zobaczymy. Smile

Tymczasem akcja przenosi się do Sądu. Być może pojawi się też Melinda. Cool

Serdecznie dziękuję za miły komentarz. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 10:47, 04 Cze 2019    Temat postu:

Z nadzieją, że ma to "ręce i nogi" zapraszam na:

Rozdział 8

Tego dnia sędzia Ogden wchodząc do gmachu Sądu Federalnego marzył o jednym: jak najszybciej wyjść z tego przybytku. Sprawa Evans kontra Cartwright spędzała mu sen z powiek. Zwykle starał się być obiektywnym, choć nie zawsze to mu się udawało. Tym razem jednak sytuacja była inna. Za dobrze znał Langforda i jego rodzinę, o Evansach nie wspominając, żeby uwierzyć w całą tę szopkę, barwnie przedstawioną na sali sądowej przez ich adwokata. Niestety, pomijając ten aspekt sprawy, Ogden wiedział, że niemal wszystko przemawia za korzystnym wyrokiem na rzecz Evansów. Byli młodzi, bogaci, i mogli zapewnić dziecku niemal świetlaną przyszłość. Ich przeciwnik był też zamożnym człowiekiem, do tego o nieposzlakowanej opinii i co istotne miał nadane, wyrokiem sądu w Nevadzie, prawa opiekuńcze w stosunku do dziecka. Nie miał tylko jednego: żony. I to właśnie działało na jego niekorzyść. Bo, czyż młody mężczyzna, pracujący od świtu do zmierzchu na ranczo, może w pełni i odpowiedzialnie zająć się dzieckiem. Co może wiedzieć o potrzebach małej dziewczynki? Skąd w ogóle pomysł, żeby to on wychowywał małe dziecko, któremu potrzebna jest miłość i ciepło, a to zdaniem sędziego mogła zapewnić tylko kobieta. Właściwie werdykt w tym sporze mógł wydać już na pierwszym posiedzeniu. Wniosek adwokata Cartwrighta wcale by mu w tym nie przeszkodził. Po prostu oddaliłby go. To postawa Langforda wpłynęła na to, że postanowił przeciągnąć sprawę ile się da i tym samym zagrać na nosie zadufanemu w sobie bogaczowi.
• Rozpoczynam posiedzenie w sprawie Evans przeciwko Cartwright. Proszę usiąść – rzekł sędzia Ogden i potoczył zmęczonym spojrzeniem po sali. Utkwiwszy wzrok w Whiteblacku, zastanawiając się czym tym razem popisze się prawnik, spytał: - mecenasie Whiteblack, czy może pan przedstawić dokumenty, o które prosiłem na poprzednim posiedzeniu?
• Oczywiście, Wysoki Sądzie. Mój klient, cechujący się wysoką kulturą własną i niespotykaną wręcz rzetelnością przygotował je wszystkie z niewielkim moim udziałem. Chciałem zaznaczyć, Wysoki Sądzie, że mój klient dla dobra dziecka, gotów jest zrobić wszystko. To tylko świadczy o jego szczerych intencjach, podczas gdy pan Cartwright…
• Mecenasie – sędzia przerwał tę tryradę – prosiłem o dokumenty. Na mowę końcową przyjdzie jeszcze czas.
• Już, już Wysoki Sądzie – Whiteblack niemal wyskoczył zza barierki oddzielającej go od reszty sali. Energicznie podszedł do stołu sędziowskiego i nie omieszkawszy z triumfem spojrzeć na Taylora i Cartwrighta, podał Ogdenowi całkiem pokaźny plik dokumentów.
• A cóż to jest? - spytał zdziwiony sędzia. - Prosiłem o kilka zaświadczeń dotyczących pana klienta, a nie powieści o jego życiu.
• Wysoki Sądzie, mój klient w sposób niezwykle uczciwy podszedł do pana polecenia. Te dokumenty bezsprzecznie świadczą o tym, jak wspaniałym i godnym zaufania jest małżeństwo państwa Evansów. Tylko tacy ludzie mogą i powinni zajmować się wychowaniem, małej, uroczej sierotki.
• Dziękuję panie Whiteblack. Proszę wrócić na swoje miejsce. – Odparł sędzia i ciężko westchnąwszy rzekł: - wobec przekazanego mi przed chwilą, tak obszernego materiału i koniecznością zapoznania się z nim, zmuszony jestem ogłosić przerwę…
• Przepraszam, Wysoki Sądzie – Daniel Taylor wstał z miejsca – czy, jako strona w sprawie będziemy mogli wraz z moim klientem obejrzeć dokumenty dostarczone przez stronę przeciwną?
• Mecenasie Taylor, nie wykluczam takiej możliwości. Pozwoli pan jednak, że najpierw sam obejrzę te dokumenty.
• Oczywiście, Wysoki Sądzie – przytaknął Daniel, nie wdając się w dalszą dyskusję.
• Świetnie, że pan to rozumie – sędzia Ogden uśmiechnął się do Taylora. - Tak więc ogłaszam godzinną przerwę. Wznowienie dzisiejszego posiedzenia rozpocznie się dokładnie kwadrans po dziesiątej. I radzę się nie spóźnić.

***

• Kiepsko wyglądasz Danielu – rzekł Adam, gdy wraz z Taylorem znaleźli się na korytarzu sądu. - Źle się czujesz?
• Nie, skąd ci to przyszło do głowy?
• Taki jakiś małomówny jesteś.
• I dlatego sądzisz, że źle się czuję? Nawet jeśli, to nie będzie to miało wpływu na to w jaki sposób występuję w twoim imieniu. Gdybyś zapomniał, jestem profesjonalistą – odparł niemal opryskliwie Taylor.
• Wiem, inaczej bym cię nie zatrudnił – rzekł Adam – po prostu martwię się o ciebie.
• Niepotrzebnie.
• Skoro tak, to jestem spokojny. Mamy trochę czasu, proponuję więc mocną, dobrą kawę.
• Wybacz, ale zmuszony jestem odmówić. Mam pewną pilną sprawę do załatwienia. – Daniel uśmiechnął się przepraszająco. - Rozumiesz, prawda?
• Jasne – Adam poklepał Daniela po ramieniu. - Gdybyś jednak zmienił zdanie, będę w tej restauracji przy Garden Street. Jakoś dziwnie zgłodniałem.
• Czyżby panna Benning nie dała ci śniadania? - spytał Daniel, a jego głosie słychać było nutki zazdrości.
• Przygotowała wspaniałe śniadanie – odparł powoli Adam – ale ja nie mogłem nic przełknąć.
• Rozumiem. Pójdę już. Spotkamy się po przerwie na sali rozpraw.
• Dobrze.
• Tylko się nie spóźnij. Sędzia Ogden tego nie lubi – Daniel uśmiechnął się próbując złagodzić swój wcześniejszy wybuch.
• Będę o tym pamiętał – zapewnił Adam. Gdy prawnik skinąwszy mu głową ruszył w kierunku wyjścia z sądu, Cartwright był niemal pewny, że Daniel ma o coś do niego pretensję.

***

W godzinę później sędzia Ogden wznowił rozprawę mówiąc:
• Zapoznałem się z materiałami dostarczonymi przez mecenasa Whiteblacka. Wszystkie, dokumenty dotyczące jego klienta są jak najbardziej wiarygodne i urzędowo poświadczone. Podobnie, jak zaświadczenia dotyczące jego rodziny oraz teściów. Tym dokumentom nic nie można zarzucić. W ich świetle pan Evans oraz jego żona są wręcz idealnymi kandydatami na rodziców adopcyjnych Catherine Cartwright. Porównując całą tę dokumentację z materiałami dostarczonymi przez mecenasa Taylora, reprezentującego pana Adama Cartwrighta stwierdzam, że obie strony spełniają warunki do tego, aby zapewnić tak małemu dziecku, jakim jest wspomniana Catherine, najlepsze warunki do życia i rozwoju. Po wcześniejszym wysłuchaniu obu stron oraz powtórnym przeanalizowaniu dostarczonej dokumentacji jestem gotów ogłosić werdykt. Nim to jednak nastąpi, proszę adwokatów obu stron o wygłoszenie swoich mów. Zaznaczam jednak, że wystąpienia te winny być w pełni merytoryczne. Pod groźbą kary nie dopuszczam awanturowania się. Jako pierwszy wygłosi mowę mecenas Whiteblack, reprezentujący stronę pozywającą. Po nim głos zabierze mecenas Taylor. Mam nadzieję, że wszystko jest jasne. - Tym stwierdzeniem sędzia Ogden zakończył swoje wystąpienie, po czym skierowawszy się w stronę Whiteblacka dodał: - mecenasie oddaję panu głos.
Claude Whiteblack wstał energicznie z miejsca. Mając świadomość, że wszyscy utkwili w nim wzrok, odruchowo poprawiając togę dumnie uniósł głowę. Przybierając wystudiowaną pozę, niewątpliwie godzinami ćwiczoną przed lustrem, rozpoczął z patosem:
• Wysoki Sądzie małżeństwo to rodzina. Rodzina to mąż, żona i dziecko. Tak, Wysoki Sądzie, święty węzeł małżeński nakłada na małżonków określone powinności. Do najważniejszych zaś zalicza się prokreacja i wychowanie potomków na uczciwych ludzi. Jeśli małżonkowie nie mogą mieć dzieci, tak jak to stało się w przypadku państwa Evans, a w szczególności zaś nieszczęsnej panie Claire Evans, rzeczą naturalną, a wręcz obowiązkiem staje się adoptowanie dziecka, które z przyczyn od siebie niezależnych stało się sierotą. W ten sposób kobieta zyskuje dziecko i jej instynkt macierzyński zostaje zaspokojony, a biedna sierotka dostaje prawdziwy dom, ojca i matkę. Czyż można tym ludziom, którzy sami przeżyli ogromną tragedię osobistą, jaką bez wątpienia jest utrata własnego dziecięcia, odmówić oddania pod ich skrzydła maleńkiej istoty, tak bardzo spragnionej matczynej czułości. Mała Catherine, takiej właśnie czułości potrzebuje. Nie chcę przez to powiedzieć, że dotychczasowy opiekun dziecka nie wypełniał wobec niego swoich powinności, nałożonych przez sąd stanu Nevada. Jestem przekonany, że starał się to robić. Nie bez przyczyny użyłem zwrotu „starał się”. Tak, Wysoki Sądzie, jestem pewien, że pan Adam Carwtright bardzo starał się zapewnić dobrą opiekę małej Catherine. Jednakże jest różnica pomiędzy „staraniem się” a „zapewnieniem” opieki. Być może na taki stan rzeczy ma wpływ to, że pan Cartwright jest kawalerem. Nie ma żony, a przez to nie jest w stanie zrozumieć, czego tak naprawdę do szczęścia potrzebuje dziecko. Spójrzmy prawdzie w oczy: cóż taki mężczyzna, jak pan Adam Cartwright, który większość dnia spędza na ranczo ciężko pracując, i którego jedyną rodziną jest ojciec i dwóch braci, może dać malutkiej dziewczynce? Ani jej przecież nie nakarmi, ani nie przewinie, ani nie utuli, gdy w ciągu dnia zapłacze. To robi wynajęta przez niego niania. Oczywiście, to dobrze, że w jego domu znalazła się kobieta, która za opłatą, podkreślam, za opłatą opiekuje się dzieckiem. Jednak w żaden sposób nie wynagrodzi to małej Catherine utraconej matki, która była kuzynką pani Claire Evans. Mój szanowny kolega, mecenas Taylor zapewne powiedziałby, że ojciec dziecka był kuzynem pana Cartwrighta, i że to wyrównuje ich szanse. Otóż nie, nie wyrównuje. Mężczyźni nie są w żaden sposób predysponowani do zajmowania się dziećmi. To wbrew ich naturze. Oni mają zapewnić swojej rodzinie życie na odpowiednim poziomie, a dziećmi winny zajmować się ich żony. Kobiety z racji swojej płci są do tego stworzone. To one mają dbać o domowe ogniska. Nie odwrotnie. Rolą mężczyzny jest zapewnienie dostatku i bezpieczeństwa rodzinie. Rolą kobiety dbanie o nią. Pan Cartwright jest człowiekiem wykształconym, zamożnym, a w opinii wielu człowiekiem honoru. Być może byłby w stanie wychować dziecko, dziewczynkę. Jest jednak mężczyzną, samotnym mężczyzną i jako taki nie powinien wychowywać nie swojego dziecka. Nawet, jeśli znajdzie sobie żonę, nikt nie zagwarantuje, że ta kobieta zaakceptuje obce dziecko. Wysoki Sądzie, mając na uwadze dobro Catherine Cartwright jedynym rozsądnym wyjściem z sytuacji jest zrzeczenie się przez pana Cartwrighta praw do dziecka i przekazanie go w ręce państwa Evans. Mniemam, że jako człowiek honoru, uczyni zadość słowom, jakie wypowiedziałem w imieniu mojego klienta, szanownego pana Floyda Evansa oraz jego wspaniałej, wręcz stworzonej do macierzyństwa małżonki.
To powiedziawszy Claude Whiteblack usiadł na swoim miejscu i spojrzał w kierunku Taylora i Cartwrighta. Wzrok Whiteblacka pełen nieskrywanej ironii mówił sam za siebie. Adam, nie wiadomo dlaczego poczuł nagły chłód. Pochylił się do Daniela, żeby mu coś powiedzieć, ale wtedy właśnie sędzia Ogden powiedział:
• Dziękuję panu, mecenasie Whiteblack za przemowę. Proszę o zabranie głosu mecenasa Daniela Taylora, reprezentującego stronę pozwaną, czyli pana Adama Cartwrighta.
• Wysoki Sądzie – rzekł Daniel – mój przedmówca, mecenas Whiteblack ze wszystkich sił próbował nas przekonać, że jedynie kobieta z racji swojej płci jest zdolna do czułej opieki nad dzieckiem. W opinii mecenasa Whiteblacka samotny mężczyzna nie poradziłby sobie z tak ogromnym wyzywaniem, jakim jest dziecko. Jak więc należy rozumieć tysiące mężczyzn, którzy wychowują swoje dzieci? Jak zrozumieć, ojca pana Cartwrighta, który również samotnie wychowywał swoich trzech synów. Mój szanownym kolega, mecenas Whiteblack – tu Taylor spojrzał na prawnika z ironią – powiedziałby zapewne, że to coś innego, bo mężczyźni ci wychowują lub wychowywali własne dzieci. A ja twierdzę, że dziecko, czy to własne, czy obce, tak jak zaznaczył to mecenas Whiteblack, potrzebuje takiej samej uwagi, czułości, dobroci i poczucia bezpieczeństwa. Tak małego dziecka, jakim jest Catherine Cartwright nie interesuje, czy opiekuje się nim kobieta, czy mężczyzna. Tak małe dziecko rozpoznaje jednak swojego opiekuna i reaguje na jego widok. Uśmiecha się, gaworzy. Tak właśnie na widok mojego klienta reaguje mała Kathy. Adam Cartwright jest jej jedynym opiekunem, a właściwie ojcem, jakiego zna. To jego głos słyszy zasypiając. To on poświęca jej każdą wolną chwilę. Prawdą jest, że pan Cartwright do pomocy przy Kathy zatrudnił nianię, lecz przecież to nic złego. Tak robi zdecydowana większość zamożnych rodziców, a jak mój przedmówca zauważył, pan Cartwright jest człowiekiem zamożnym. Nie ma jednakże żony i to miałoby przekreślać jego prawo do wychowywania dziecka, które jest przecież jego rodziną? William Cartwright, ojciec Catherine prosił swojego kuzyna, a mojego klienta o zajęcie się jego sprawami. Nie wiedział wówczas, że zostanie ojcem. Zresztą zanim to nastąpiło zginął w czasie zamieszek w Meksyku. Gdy okazało się, że rodzina państwa Langfordów zamierza oddać do sierocińca dziecko Olivii Braxstone, ich zmarłej krewnej, oraz Williama Cartwrighta, mój klient, pamiętając o złożonej kuzynowi obietnicy pośpieszył małej Kathy na ratunek. Oddanie do sierocińca tak małego, niespełna miesięcznego dziecka, jakim wówczas była Kathy jest równoznaczne z wydaniem wyroku śmierci na takie maleństwo. Wysoki Sądzie, znane są przecież liczne przypadki zgonów wśród małych dzieci, które trafiły do takich przybytków. Co miał zrobić Adam Cartwright, gdy dowiedział się, gdzie ma trafić córka, jego kuzyna? Jako człowiek honoru mógł zrobić jedno: przyjąć ją pod własny dach. I to właśnie zrobił. Nie obchodziło go, że dziecko jest nieślubne, że być może naraża się na obmowę i kpiny, że wreszcie adopcja dziecka może mu pokrzyżować własne życiowe plany. To nie było istotne, Wysoki Sądzie. Istotne było zapewnienie Kathy możliwie najlepszych warunków do życia i rozwoju. I to Adam Cartwright zrobił. Nie starał się - jak nieudolnie próbował nam to wykazać mecenas Whiteblack – a zrobił i nadal robi. A teraz, gdy nawiązał z Kathy prawdziwie ojcowską więź, gdy dziewczynka traktuje go, jak swojego tatę, pojawiają się państwo Evans i powołując się na swoje prawa chcą wyrwać Kathy z jej domu, jedynego jakiego zna. Ale cóż to ich obchodzi? Cóż obchodzą ich uczucia mężczyzny, który spisał się lepiej niż niejedna kobieta, cóż obchodzi ich samo dziecko? Oni zapragnęli je mieć. Dlaczego? Czy naprawdę chcą wypełnić puste miejsce po swoim utraconym dziecku? Jeśli faktycznie tak właśnie miałoby być to nic gorszego nie mogłoby przytrafić się Kathy. W takiej rodzinie nie zaznałaby ani odrobiny miłości, miłości, którą otoczona jest w domu swojego ojca. Pan mecenas Whiteblack nawiązując do honoru mojego klienta próbuje nakłonić go do zrzeczenia się praw do Kathy. Jednocześnie chce, żebyśmy uwierzyli, że jedynie państwo Evans nadają się na jej rodziców. Skoro tak, to oboje powinni być tu, na tej sali i swoją obecnością dać dowód tego, że są naprawdę zainteresowani dzieckiem. Tymczasem widzimy jedynie niezwykle znudzonego pana Evansa, który w najmniejszym stopniu nie przejawia zainteresowania ewentualną córką. Gdzie jest pani Evans, kobieta, wręcz stworzona do macierzyństwa? Ktoś taki powinien tu być i walczyć o dziecko. Jak na razie, to jedyną osobą, która naprawdę walczy o dobro Catherine jest jej adopcyjny ojciec, pan Adam Cartwright. Wysoki Sądzie, fakt, że mój klient nie ma żony bezsprzecznie działa na jego niekorzyść, ale przecież tak być nie musi. Umieszczenie Catherine Cartwright w rodzinie Evansów wyrządzi jej nieodwracalną szkodę. Tych ludzi Kathy zupełnie nie interesuje. Ich interesuje zaspokojenie własnych zachcianek. Taką właśnie zachcianką stała się ta dziewczynka. Kto nam zagwarantuje, że za rok im się nie znudzi? Znając poglądy niektórych członków rodziny Langfordów uważam to za wielce prawdopodobne. Dlatego też, odwołując się do mądrości Wysokiego Sądu wnoszę o oddalenie żądań państwa Evans w stosunku do mojego klienta pana Adama Cartwrighta i tym samym pozostawienie Catherine Cartwright wraz z jej adopcyjnym ojcem.
• Czy to wszystko, mecenasie Taylor? - spytał sędzia Ogden.
• Tak. To wszystko, co miałem do powiedzenia.
• Dziękuję.
Tymczasem po drugiej stronie sali, w ławkach, w których siedzieli Whiteblack, Evans i jego teść Langford wyraźnie słychać było słowa niezadowolenia. Wreszcie adwokat Evansa unosząc dłoń do góry powiedział:
• Wysoki Sądzie proszę o udzielenie głosu.
• W jakiej kwestii?
• Zarzutów pod adresem mojego klienta i rodziny jego żony, które jako takie nic nie wnoszą do sprawy i nie są jej przedmiotem, za to szkalują dobre imię rodziny Evansów i Langfordów.
• Panie mecenasie, jak pan zauważył kwestia ta nie jest przedmiotem rozprawy. Zawsze jednak pana klient może wnieść sprawę o naruszenie jego dóbr osobistych przeciwko mecenasowi Taylorowi.
• Nie omieszkamy tego zrobić – odparł Whiteblack. - Teraz jednak wnoszę, Wysoki Sądzie o spowodowanie złożenia przez mecenasa Taylora wyjaśnień, dotyczących jego dwuznacznego stwierdzenia, co do poglądów rodziny państwa Langfordów. Obawiam się, że pomówienia te, mogą negatywnie wpłynąć na ich wizerunek, a co za tym idzie mieć bezpośredni wpływ na werdykt w tej sprawie.
• Mecenasie Whiteblack, czyżby zarzuca mi pan stronniczość?
• W żadnym wypadku! Chcę tylko, aby mecenas Taylor wytłumaczył się ze swoich słów.
• Przychylam się do pana wniosku. Faktycznie w interesie wszystkich, dobrze byłoby wyjaśnić tę kwestię. Mecenasie Taylor, proszę zająć miejsce dla świadków.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 14:10, 05 Cze 2019    Temat postu:

Cytat:
... Ogden wiedział, że niemal wszystko przemawia za korzystnym wyrokiem na rzecz Evansów. Byli młodzi, bogaci, i mogli zapewnić dziecku niemal świetlaną przyszłość. Ich przeciwnik był też zamożnym człowiekiem, do tego o nieposzlakowanej opinii i co istotne miał nadane, wyrokiem sądu w Nevadzie, prawa opiekuńcze w stosunku do dziecka. Nie miał tylko jednego: żony. I to właśnie działało na jego niekorzyść. Bo, czyż młody mężczyzna, pracujący od świtu do zmierzchu na ranczo, może w pełni i odpowiedzialnie zająć się dzieckiem.

Właśnie! Adamowi brakuje jedynie żony
Cytat:
Te dokumenty bezsprzecznie świadczą o tym, jak wspaniałym i godnym zaufania jest małżeństwo państwa Evansów. Tylko tacy ludzie mogą i powinni zajmować się wychowaniem, małej, uroczej sierotki.

Małżeństwo państwa Evansów pewnie wyszło w tych papierach jako para aniołów
Cytat:
• Tylko się nie spóźnij. Sędzia Ogden tego nie lubi – Daniel uśmiechnął się próbując złagodzić swój wcześniejszy wybuch.
• Będę o tym pamiętał – zapewnił Adam. Gdy prawnik skinąwszy mu głową ruszył w kierunku wyjścia z sądu, Cartwright był niemal pewny, że Daniel ma o coś do niego pretensję.

Zdaje się, że wzeszło ziarno zazdrości zasadzone przez szanowną mamusię
Cytat:
Porównując całą tę dokumentację z materiałami dostarczonymi przez mecenasa Taylora, reprezentującego pana Adama Cartwrighta stwierdzam, że obie strony spełniają warunki do tego, aby zapewnić tak małemu dziecku, jakim jest wspomniana Catherine, najlepsze warunki do życia i rozwoju. Po wcześniejszym wysłuchaniu obu stron oraz powtórnym przeanalizowaniu dostarczonej dokumentacji jestem gotów ogłosić werdykt.

To teraz sędzia ma twardy orzech do zgryzienia. Jaki werdykt wyda?
Cytat:
Tak małego dziecka, jakim jest Catherine Cartwright nie interesuje, czy opiekuje się nim kobieta, czy mężczyzna. Tak małe dziecko rozpoznaje jednak swojego opiekuna i reaguje na jego widok. Uśmiecha się, gaworzy. Tak właśnie na widok mojego klienta reaguje mała Kathy. Adam Cartwright jest jej jedynym opiekunem, a właściwie ojcem, jakiego zna. To jego głos słyszy zasypiając. To on poświęca jej każdą wolną chwilę. Prawdą jest, że pan Cartwright do pomocy przy Kathy zatrudnił nianię, lecz przecież to nic złego. Tak robi zdecydowana większość zamożnych rodziców, a jak mój przedmówca zauważył, pan Cartwright jest człowiekiem zamożnym. Nie ma jednakże żony i to miałoby przekreślać jego prawo do wychowywania dziecka, które jest przecież jego rodziną?

Szanse Adama na korzystny wyrok rosną
Cytat:
Pan mecenas Whiteblack nawiązując do honoru mojego klienta próbuje nakłonić go do zrzeczenia się praw do Kathy. Jednocześnie chce, żebyśmy uwierzyli, że jedynie państwo Evans nadają się na jej rodziców. Skoro tak, to oboje powinni być tu, na tej sali i swoją obecnością dać dowód tego, że są naprawdę zainteresowani dzieckiem. Tymczasem widzimy jedynie niezwykle znudzonego pana Evansa, który w najmniejszym stopniu nie przejawia zainteresowania ewentualną córką. Gdzie jest pani Evans, kobieta, wręcz stworzona do macierzyństwa? Ktoś taki powinien tu być i walczyć o dziecko. Jak na razie, to jedyną osobą, która naprawdę walczy o dobro Catherine jest jej adopcyjny ojciec, pan Adam Cartwright.

Doskonale powiedziane

Kolejny odcinek, spokojny, wyważony, choć zawierający pewne emocje. Zawiera połączenie argumentów obu stron przemawiających za. lub przeciw ... Ciekawe, jaki wyrok wyda sędzia Ogden? Jak zareagują Evansowie i Langfordowie? Co na to Adam? No i jak potoczą się relacje między nim a Melindą? Bardzo jestem ciekawa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 23:23, 05 Cze 2019    Temat postu:

Cytat:
Zdaje się, że wzeszło ziarno zazdrości zasadzone przez szanowną mamusię


Nie mylisz się. Very Happy Danielem z lekka zaczęła szarpać zazdrość. Gwizdze..

Dziękuję za miły komentarz i poświęcony czas. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 21:16, 06 Cze 2019    Temat postu:

Rozdział 9

• Możesz powiedzieć mi, co to miało znaczyć?! - Adam, gdy wyszli z Danielem z sądu, z wściekłością przytrzymał go za ramię. Jak łatwo było się domyślić wciąż jeszcze nie zakończono sprawy. Sędzia Ogden wyznaczając kolejne posiedzenie, miał przeświadczenie, że ciąży nad nim jakieś fatum. Strony sprawy również nie najlepiej zareagowały na konieczność ponownego stawiennictwa w sądzie. Atmosfera zaczęła robić się, mówiąc delikatnie, nerwowa.
• A, o co ci niby chodzi? - spytał z kamiennym wyrazem twarzy Daniel.
• Jeszcze pytasz?! Co to za gierki prowadzisz?!
• Uspokój się. To nie gierki, a przemyślane i na zimno skalkulowane działanie – odparł Daniel.
• Doprawdy?! Ja odniosłem zupełnie inne wrażenie!
• Pamiętasz, co powiedziałem ci na początku naszej znajomości? Że nie zamierzam przegrać twojej sprawy.
• Pamiętam – przyznał Adam.
• Wszytko, co robię, robię, po to żeby nie odebrano ci Kathy. Zrozum to wreszcie i pozwól mi działać.
• Dobrze. Daję ci wolną rękę – powiedział już nieco spokojniej Adam. - Chciałbym jednak wiedzieć dlaczego nie wystąpiłeś od razu z wnioskiem o powołanie żony Langforda na świadka?
• Ponieważ tak naprawdę nie chodzi mi o panią Langford, choć jej zeznania mogą okazać się niezmiernie pomocne, tylko o jej córkę Claire Evans i jeszcze o ich służbę.
• Dalej upieram się, że mogłeś poprosić o ich wezwanie, a nie narażać się na wytoczenie sprawy przez Langforda.
• Sprawy mi nie wytoczy. Tego jestem pewien. Zresztą moje zeznanie utwierdziło go w przekonaniu, że zbytnio zapamiętałem się w swojej przemowie.
• I nie przeszkadza ci to, że zarzucono ci brak profesjonalizmu?
• To niewielka cena, za osiągnięcie celu.
• Jesteś pewny siebie – zauważył Adam.
• Gdybym nie był, nie mógłbym być prawnikiem.
• Coś w tym jest – Adam pokiwał ze zrozumieniem głową. - Ale, co będzie, jeśli twoja taktyka zawiedzie? Bo przecież może tak być.
• Wtedy, cóż… ożenisz się – zażartował Daniel, a Adam miał dziwne przeczucie, że wcale to nie jest żart.

***

Tego samego dnia, późnym popołudniem Daniel Taylor spacerował nerwowym krokiem pod siedzibą gazety „San Francisco Examiner”. Musiał koniecznie porozmawiać z Melindą, ale jakoś brakowało mu odwagi. Wreszcie głęboko zaczerpnął powietrza i pchnął drzwi prowadzące do redakcji. Zaraz przy wejściu stał odźwierny, mężczyzna w starszym wieku o niezwykle dostojnym wyglądzie, który skłoniwszy się, zapytał Daniela czym może mu służyć. Gdy ten tylko powiedział, że chciałby zobaczyć się z panną Banning odźwierny wskazał mu schody i podał numer pokoju, w którym może ją znaleźć. Taylor, skłonieniem głowy, podziękował za informację i jakby bojąc się, że zabraknie mu odwagi wbiegł na schody. Pokonując po dwa stopnie naraz znalazł się na półpiętrze i niemal zderzył się z ojcem Melindy, panem Banningiem.
• O, pan Taylor, co za spotkanie! - wykrzyknął zaskoczony Horace. - A, cóż pana sprowadza do naszej redakcji? Jeśli szuka pan stryja to właśnie się pan z nim minął.
• Witam, panie Banning – odparł lekko zdyszany Daniel i nagle straciwszy całą odwagę powiedział: - a to pech, myślałem, że jeszcze go zastanę. No, ale cóż… trudno. A pan idzie już do domu?
• Tak, na dzisiaj skończyliśmy – Horacy spojrzał na córkę, która właśnie pojawiła się u szczytu schodów.
• Pan Taylor, miło mi pana widzieć – rzekła na widok Daniela, Melinda.
• Mnie również – odparł wpatrując się w nią jak w obrazek.
• Czy coś się stało? - spytała zaniepokojona. - Coś z Adamem?
• Nie. O ile wiem z nim wszystko w porządku – zażartował.
• To mi ulżyło. Trochę denerwowałam się dzisiejszym dniem. Adam był pełen obaw. Mam nadzieję, że wszystko poszło po jego myśli.
• Niestety, wyrok jeszcze nie zapadł. Adama czekają kolejne rozprawy – rzekł Daniel uważnie obserwując twarz dziewczyny. Jednak na jej twarzy dostrzegł jedynie szczere zmartwienie, co dało mu nieśmiałą nadzieję.
• Tak bardzo liczył, że dzisiaj cała ta sprawa znajdzie swój finał – westchnął pan Banning. - Wiedziałem, że z Langfordem nie będzie łatwo. To cwaniak pierwszej wody, a swoich przeciwników traktuje z delikatnością tarana.
• To prawda. Nie przebiera w fortelach, ale czym się walczy, od tego się ginie.
• Chciałabym mieć pańską pewność, panie Taylor – rzekła Melinda. - Adam, nie powinien przez to wszystko przechodzić. Nie zasłużył sobie na to. Jest dobrym, wspaniałym człowiekiem. Tak wiele poświęcił dla małej Kathy i jeśli teraz miałby ją oddać tym okropnym Evansom to byłaby to jawna niesprawiedliwość.
• Ma pani rację, Melindo – przyznał Daniel – ale proszę pamiętać, że walka wciąż trwa i nic nie jest jeszcze przesądzone.
• Tak, oczywiście – pokiwała głową.
• A państwo udajecie się już do domu? - spytał Taylor niepomny na to, że już zadał podobne pytanie.
• Tak. A może przyjąłby pan nasze zaproszenie. Mamy dzisiaj małe święto – rzekł Banning.
• Nie chciałbym państwu sprawiać kłopotu.
• A jakiż tam kłopot – zaśmiał się Horace. - Będzie nam bardzo miło, prawda Melindo?
• Oczywiście, zapraszamy – odparła wywołana do odpowiedzi dziewczyna.
• Skoro tak, to z przyjemnością skorzystam z miłego zaproszenia – rzekł Daniel podając Melindzie ramię.
Wszyscy w jak najlepszych humorach zaczęli schodzić po schodach. Byli już przy drzwiach, gdy z półpiętra dało się słyszeć wołanie:
• Panie Banning, panie Banning proszę zaczekać. Redaktor naczelny szuka pana – młody chłopak z rozwianymi włosami pędził, co tchu i omal nie przewrócił się tuż przed Horacym.
• Teo, spokojnie. Co się stało? - spytał Banning chwytając chłopaka za rękę.
• O, dziękuję bardzo – odparł i gwałtownie łapiąc powietrze krzyknął: - katastrofa! Artykuł z pierwszej strony spadł.
• Jak to możliwe?
• Jest nieaktualny. Redaktor pilnie pana potrzebuje.
• No, dobrze już idę. – Odparł Banning i spoglądając na córkę dodał: - przykro mi kochanie, ale świętowanie musimy odłożyć na inny dzień.
• Nic się nie stało, tato – odparła. - A może i ja powinnam zostać?
• Nie ma takiej potrzeby. Panie Taylor, czy byłby pan tak miły i odwiózł moją córkę do domu?
• Naturalnie. Zrobię to z prawdziwą przyjemnością.

***

Gdy Melinda i Daniel wyszli z redakcji było już ciemno. Na wysokim niebie świeciły, maleńkie, migoczące gwiazdy, a wieczór choć zimny był wyjątkowo ładny. Melinda zanurzyła dłonie w małej, futrzanej mufce i wyczekująco spojrzała na Taylora. Ten jakoś stracił cały animusz i gapił się bezmyślnie w czubki swoich butów. Melinda chrząknęła raz i drugi.
• Wieczór jest bardzo ładny, ale jestem trochę zmęczona i gdyby był pan tak miły i wezwał powóz byłabym wdzięczna – powiedziała.
• No, tak… przepraszam – odparł – co za gapa ze mnie. Już wzywam...chociaż może miałaby pani ochotę na filiżankę gorącej kawy. Tu niedaleko jest przytulna kawiarenka…
• To miłe z pana strony, ale dzisiejszy dzień obfitował w tyle wydarzeń, że marzę tylko o jednym: jak najszybciej znaleźć się w domu.
• Panno Benning… Melindo bardzo panią proszę, o kwadrans rozmowy. Muszę, po prostu muszę z panią porozmawiać… proszę.
• Panie Taylor, czy ta rozmowa nie może poczekać do jutra? - spytała, ale dostrzegłszy w oczach mężczyzny niemą prośbę powiedziała: - dobrze i zamiast kawy poproszę czekoladę.
• Do usług – odparł zadowolony i podając jej ramię przeprowadził na drugą stronę ulicy.
Po kilku chwilach Melinda i Daniel znaleźli się w ciepłej, zacisznej kawiarence. Usiedli przy stoliku i złożyli zamówienie. Rozmowa się rwała i dopiero po obsłużeniu ich przez miłą kelnerkę Daniel rzekł:
• Zapewne zastanawia się pani dlaczego nalegałem na tę rozmowę.
• Owszem i przyznaję, że mnie pan zaintrygował – odparła. - Tylko, że jakoś nie chce mi pan powiedzieć, o co właściwie chodzi. Doprawdy, nie wiem, co mam o tym myśleć.
• Proszę mi wybaczyć, ale sam nie wiem, co mi się stało. Jeszcze godzinę temu nie miałem wątpliwości…
• A teraz pan je ma? – przerwała mu.
• Obawiam się, że może mnie pani źle zrozumieć.
• Jak na razie to zupełnie pana nie rozumiem. Jeśli to co chce mi pan powiedzieć dotyczy Adama Cartwrighta to proszę to zrobić.
• Bardzo się pani nim przejmuje – zauważył kąśliwie Daniel.
• Jest gościem mojego ojca i moim, do tego przeżywa ciężkie chwile, to chyba naturalne, że martwię się o niego.
• No, tak. Właściwie, dlaczego miałaby być inaczej.
• Panie Taylor, jeżeli zaprosił mnie pan po to, żeby prawić mi niezbyt przyjemne uwagi, to nasze spotkanie nie ma sensu – rzekła Melinda i wstała od stolika. - Proszę natychmiast odwieźć mnie do domu.
• Przepraszam – Daniel zerwał się na równe nogi – błagam, proszę mi wybaczyć i proszę nie wychodzić.
• Dobrze, ale tylko pod jednym warunkiem: natychmiast powie mi pan, o co panu chodzi - rzekła siadając.
• Od kiedy panią ujrzałem, wiedziałem, że jest pani niesamowitą kobietą. Nie będę ukrywać, zawróciła mi pani w głowie, a po balu sylwestrowym wiem, że tylko z panią mógłbym spędzić życie. Melindo – rzekł wyciągając z kieszeni małe safianowe puzderko i otworzywszy je spytał: – czy wyświadczy mi pani łaskę i zostanie moją żoną?
Melinda usłyszawszy to pytanie po prostu oniemiała. Wszystkiego się spodziewała, ale nie oświadczyn. Spoglądała to na Daniela, to na brylant pyszniący się w maleńkim, ozdobnym pudełku i nie wiedział, co powiedzieć. Wreszcie, po dłuższej chwili zaczerpnąwszy głęboko powietrza, rzekła:
• Panie Taylor, pana oświadczyny to dla mnie zaszczyt, ale znamy się zbyt krótko, abym mogła na nie wyrazić zgodę.
• Moi rodzice, po raz pierwszy ujrzeli się w dniu ślubu, a mimo to pokochali się i wciąż świata poza sobą nie widzą.
• Moi rodzice biorąc ślub byli w sobie zakochani, w jakiś czas po ślubie to się zmieniło. Nie byli szczęśliwym małżeństwem.
• Przykro mi, ale przecież w naszym przypadku wcale tak by nie musiało być.
• Panie Taylor… Danielu, kilka lat temu, gdy żyła jeszcze moja matka, omal nie popełniłam tragicznego w skutkach błędu. Za jej namową przyjęłam oświadczyny człowieka, którego bardzo lubiłam, ale nie kochałam. Matka twierdziła, że w małżeństwie miłość zupełnie się nie liczy. Gdyby nie mój tato i pewien bardzo mądry mężczyzna zgodziłabym się na to małżeństwo i jestem pewna, że byłoby on bardzo nieszczęśliwe.
• Nie możesz tego wiedzieć – rzekł Daniel.
• Tak myślisz? - Melinda uśmiechnęła się smutno. - Jeśli mam wyjść za mąż to tylko z miłości. Danielu, podobnie, jak tamtego mężczyznę, darzę cię ogromną sympatią, ale nie kocham.
• Pokochasz. Z czasem, pokochasz. Ja zaczekam.
• Musiałbyś długo czekać.
• Mam czas.
• Danielu, nie bądź dzieckiem. Wiesz, że nigdy by się nam nie udało.
• A to dlaczego?
• Jesteśmy z dwóch różnych światów. Długo żyłam w przeświadczeniu, że jedyną karierę, jaką mogę zrobić, to wyjść dobrze za mąż. Moja matka powtarzała mi, że jestem ładna, ale pozbawiona rozumu. Powtarzała mi to tak długo, że omal w to nie uwierzyłam.
• Cóż za okrucieństwo z jej strony – rzekł zszokowany Daniel.
• Nie bądź dla niej taki srogi. Na swój sposób mnie kochała i chciała dla mnie dobrze. Najważniejsze, że w porę się przebudziłam.
• Co było tego powodem?
• Pomyślałam, że skoro matka, tak wierzy w tę moją głupotę, to dobrze byłoby to jakoś zweryfikować.
• I postanowiłaś iść do szkoły – Daniel uśmiechnąwszy się z domysłem.
• Tak. Matka była oburzona, jak to określiła, moimi fanaberiami i stwierdziła, że teraz to już nigdy nie założę rodziny.
• A ty z wyróżnieniem ukończyłaś pensję pani Havensworth, pracujesz i możesz mieć każdego. Zapewniam, że tak właśnie jest.
• Jesteś miły, ale przeceniasz moje możliwości.
• Melindo, wiem, co mówię. Gdybyś tylko zechciała, rzuciłbym cały świat do twoich stóp.
• Świat? - zaśmiała się Melinda. - To dla mnie za dużo. Wiesz, co mieliśmy dzisiaj świętować?
• Wybacz, z tego wszystkiego zapomniałem zapytać.
• Dziś rano, mój tata otrzymał niesamowitą propozycję. Z początkiem lutego ma objąć stanowisko redaktora naczelnego w nowo tworzonym oddziale gazety w Paryżu.
• W Paryżu?
• Wyobrażasz sobie?! To dla niego ogromny sukces, uwieńczenie całej kariery. Dawno nie widziałam go aż tak szczęśliwego.
• A jednak! - rzekł z dziwną miną Daniel.
• Nie rozumiem. Masz coś przeciwko mojemu tacie? - spytała zdziwiona Melinda.
• Nie, oczywiście, że nie. To naprawdę wspaniałe wieści, a Paryż to miasto ogromnych możliwości. Będziesz miała kontakt z wspaniałą sztuką i kulturą. Zobaczysz, uwiedzie cię to miasto.
• Nie sądzę, bo widzisz, ja nie chcę stąd wyjeżdżać. Kocham San Francisco, Kalifornię, nasz kraj. Tu czuję się, jak u siebie w domu, a Francja… wiesz, moja matka tyle o niej opowiadała, że całkowicie obrzydziła mi ten kraj.
• A Nevadę? - Daniel utkwił w dziewczynie badawcze spojrzenie.
• Nie rozumiem.
• Czy ją też kochasz?
• To piękny stan. Ma wspaniałe góry, niezwykłe jezioro Tahoe.
• A jego? Czy również go kochasz?
• O kim ty mówisz Danielu? - Melinda nie ukrywała zaskoczenia.
• O Adamie – odparł patrząc jej prosto w oczy. Dziewczyna bez mrugnięcia okiem wytrzymała jego wzrok, a on już wiedział. Pokiwał głową i z rezygnacją rzekł: - a jednak moja matka miała rację. Ty go naprawdę kochasz.
• Doprawdy, Danielu… to nie twoja sprawa.
• Nie zaprzeczyłaś, a więc kochasz go. To pewne, tylko, że on…
• Nic do mnie nie czuję. W najlepszym razie jedynie sympatię. I wiesz, co? Dobrze o tym wiem. Zakochałam się w nim kilka lat temu. On niestety nie był mną zainteresowany i jak się wydaje nadal nie jest. Nie ukrywam, to boli, ale już wtedy w Ponderosie, wiedziałam, że albo on, albo nikt inny. Tak więc rozumiesz, że nie mogę przyjąć twoich oświadczyn.
• Tylko z tego powodu?
• To wcale nie taki błahy powód, ale jeśli ci to nie wystarcza, to powiem jedno: Deidre.
• Skąd o niej wiesz? To sprawka mojej matki? Tak?
• Nie – zaprzeczyła Melinda. - Twoja mama ze mną o niczym nie rozmawiała. Ta urocza dziewczyna również nie. Wystarczyło mi, że na mnie spojrzała. Miała łzy w oczach. I wtedy zrozumiałam, że ona bardzo cię kocha i jest w stanie wybaczyć ci wszystko. Danielu, teraz ja proszę, nie odtrącaj jej. Stanowicie wspaniałą parę i jestem przekonana, że będziecie dobrym małżeństwem.
• Dobrym, ale niekochającym się – Daniel pokręcił z rezygnacją głową, po czym spojrzawszy na Melindę spytał: - skoro jesteś taka mądra, to powiedz mi dlaczego miłość tak boli?
• Miłość nie boli, samotność może i tak, ale nie miłość – odparła i na ułamek sekundy zamyśliła się.
• Boisz się samotności? - spytał powoli.
• Tak.
• To wyjdź za mnie.
• Już ci powiedziałam: nie.
• To wyjdź za niego – rzekł z całą powagą Daniel.
• Żartujesz sobie ze mnie? - Melinda spojrzała na mężczyznę z wyrzutem.
• Mówię całkiem poważnie.
• Co mam przez to rozumieć?
• Sprawa Adama komplikuje się. Ma coraz mniej szans na wygraną. Już jutro może okazać się, że mała Kathy będzie miała nowych rodziców. Sytuację uratować może jeszcze tylko jego ożenek.
• To niemożliwe – rzekła Melinda. - Skąd ci to przyszło do głowy? Dobrze go znam. Adam nigdy nie zgodzi się na taki układ.
• Może nie mieć wyjścia.

***



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:46, 07 Cze 2019    Temat postu:

Wspaniały fragment ... własnie taka Melinda powinna być ... Jutro skomentuję. Postaram się ...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pią 20:46, 07 Cze 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:10, 07 Cze 2019    Temat postu:

Dzięki Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:07, 08 Cze 2019    Temat postu:

Cytat:
• Pamiętam – przyznał Adam.
• Wszytko, co robię, robię, po to żeby nie odebrano ci Kathy. Zrozum to wreszcie i pozwól mi działać.
• Dobrze. Daję ci wolną rękę – powiedział już nieco spokojniej Adam. - Chciałbym jednak wiedzieć dlaczego nie wystąpiłeś od razu z wnioskiem o powołanie żony Langforda na świadka?
• Ponieważ tak naprawdę nie chodzi mi o panią Langford, choć jej zeznania mogą okazać się niezmiernie pomocne, tylko o jej córkę Claire Evans i jeszcze o ich służbę.

Cokolwiek można zarzucić Taylor'owi, tylko nie to, że nie zna się na swoim fachu
Cytat:
• To niewielka cena, za osiągnięcie celu.
• Jesteś pewny siebie – zauważył Adam.
• Gdybym nie był, nie mógłbym być prawnikiem.
• Coś w tym jest – Adam pokiwał ze zrozumieniem głową. - Ale, co będzie, jeśli twoja taktyka zawiedzie? Bo przecież może tak być.
• Wtedy, cóż… ożenisz się – zażartował Daniel, a Adam miał dziwne przeczucie, że wcale to nie jest żart.

Ciekawe ... czyżby daniel miał jeszcze jakiś pomysł? Adam nie wydaje się przerażony
Cytat:
• Chciałabym mieć pańską pewność, panie Taylor – rzekła Melinda. - Adam, nie powinien przez to wszystko przechodzić. Nie zasłużył sobie na to. Jest dobrym, wspaniałym człowiekiem. Tak wiele poświęcił dla małej Kathy i jeśli teraz miałby ją oddać tym okropnym Evansom to byłaby to jawna niesprawiedliwość.
• Ma pani rację, Melindo – przyznał Daniel – ale proszę pamiętać, że walka wciąż trwa i nic nie jest jeszcze przesądzone.

Tak, Melinda kibicuje Adamowi
Cytat:
• Od kiedy panią ujrzałem, wiedziałem, że jest pani niesamowitą kobietą. Nie będę ukrywać, zawróciła mi pani w głowie, a po balu sylwestrowym wiem, że tylko z panią mógłbym spędzić życie. Melindo – rzekł wyciągając z kieszeni małe safianowe puzderko i otworzywszy je spytał: – czy wyświadczy mi pani łaskę i zostanie moją żoną?
Melinda usłyszawszy to pytanie po prostu oniemiała. Wszystkiego się spodziewała, ale nie oświadczyn.

Bardzo piękne oświadczyny
Cytat:
Wreszcie, po dłuższej chwili zaczerpnąwszy głęboko powietrza, rzekła:
• Panie Taylor, pana oświadczyny to dla mnie zaszczyt, ale znamy się zbyt krótko, abym mogła na nie wyrazić zgodę.
• Moi rodzice, po raz pierwszy ujrzeli się w dniu ślubu, a mimo to pokochali się i wciąż świata poza sobą nie widzą.
• Moi rodzice biorąc ślub byli w sobie zakochani, w jakiś czas po ślubie to się zmieniło. Nie byli szczęśliwym małżeństwem.
• Przykro mi, ale przecież w naszym przypadku wcale tak by nie musiało być.
• Panie Taylor… Danielu, kilka lat temu, gdy żyła jeszcze moja matka, omal nie popełniłam tragicznego w skutkach błędu. Za jej namową przyjęłam oświadczyny człowieka, którego bardzo lubiłam, ale nie kochałam.

Czyli ... Daniel dostał kosza?
Cytat:
• Melindo, wiem, co mówię. Gdybyś tylko zechciała, rzuciłbym cały świat do twoich stóp.
• Świat? - zaśmiała się Melinda. - To dla mnie za dużo. Wiesz, co mieliśmy dzisiaj świętować?
• Wybacz, z tego wszystkiego zapomniałem zapytać.
• Dziś rano, mój tata otrzymał niesamowitą propozycję. Z początkiem lutego ma objąć stanowisko redaktora naczelnego w nowo tworzonym oddziale gazety w Paryżu.
• W Paryżu?
• Wyobrażasz sobie?! To dla niego ogromny sukces, uwieńczenie całej kariery. Dawno nie widziałam go aż tak szczęśliwego.

Daniel się nie poddaje, ale chyba ma niewielkie szanse. W dodatku zorientował się, że jego rodzice zaczęli mieszać
Cytat:
To naprawdę wspaniałe wieści, a Paryż to miasto ogromnych możliwości. Będziesz miała kontakt z wspaniałą sztuką i kulturą. Zobaczysz, uwiedzie cię to miasto.
• Nie sądzę, bo widzisz, ja nie chcę stąd wyjeżdżać. Kocham San Francisco, Kalifornię, nasz kraj. Tu czuję się, jak u siebie w domu, a Francja… wiesz, moja matka tyle o niej opowiadała, że całkowicie obrzydziła mi ten kraj.
• A Nevadę? - Daniel utkwił w dziewczynie badawcze spojrzenie.
• Nie rozumiem.
• Czy ją też kochasz?
• To piękny stan. Ma wspaniałe góry, niezwykłe jezioro Tahoe.
• A jego? Czy również go kochasz?

No własnie. Mama Daniela miała rację ... wreszcie to do niego dotarło
Cytat:
• O kim ty mówisz Danielu? - Melinda nie ukrywała zaskoczenia.
• O Adamie – odparł patrząc jej prosto w oczy. Dziewczyna bez mrugnięcia okiem wytrzymała jego wzrok, a on już wiedział. Pokiwał głową i z rezygnacją rzekł: - a jednak moja matka miała rację. Ty go naprawdę kochasz.
• Doprawdy, Danielu… to nie twoja sprawa.
• Nie zaprzeczyłaś, a więc kochasz go. To pewne, tylko, że on…
• Nic do mnie nie czuję. W najlepszym razie jedynie sympatię. I wiesz, co? Dobrze o tym wiem. Zakochałam się w nim kilka lat temu. On niestety nie był mną zainteresowany i jak się wydaje nadal nie jest. Nie ukrywam, to boli, ale już wtedy w Ponderosie, wiedziałam, że albo on, albo nikt inny. Tak więc rozumiesz, że nie mogę przyjąć twoich oświadczyn.

Jednak zauroczenie pozostało, a nawet przeszło w poważniejsze uczucie
Cytat:
• Nie – zaprzeczyła Melinda. - Twoja mama ze mną o niczym nie rozmawiała. Ta urocza dziewczyna również nie. Wystarczyło mi, że na mnie spojrzała. Miała łzy w oczach. I wtedy zrozumiałam, że ona bardzo cię kocha i jest w stanie wybaczyć ci wszystko. Danielu, teraz ja proszę, nie odtrącaj jej. Stanowicie wspaniałą parę i jestem przekonana, że będziecie dobrym małżeństwem.
• Dobrym, ale niekochającym się – Daniel pokręcił z rezygnacją głową, po czym spojrzawszy na Melindę spytał: - skoro jesteś taka mądra, to powiedz mi dlaczego miłość tak boli?
• Miłość nie boli, samotność może i tak, ale nie miłość – odparła i na ułamek sekundy zamyśliła się.

Cóż, Deidre pozostała Danielowi na otarcie łez ... choć to zdaje się dobra dziewczyna i jakby stworzona dla niego
Cytat:
• Sprawa Adama komplikuje się. Ma coraz mniej szans na wygraną. Już jutro może okazać się, że mała Kathy będzie miała nowych rodziców. Sytuację uratować może jeszcze tylko jego ożenek.
• To niemożliwe – rzekła Melinda. - Skąd ci to przyszło do głowy? Dobrze go znam. Adam nigdy nie zgodzi się na taki układ.
• Może nie mieć wyjścia.

Cóż, jest to jakiś pomysł, ale nie wiem, czy dobry. Jeśli Adam ma się ożenić tylko dlatego, żeby nie stracić Kathy, to ... chyba skrzywdzi Melindęchociaż ... chyba ona zaczyna mu się podobać. Bardzo podobać.

Pojawiły się problemy w życiu uczuciowym naszych bohaterów. Daniel kocha Melindę (a przynajmniej tak mu się wydaje) Melinda nie kocha Daniela, ale kocha Adama. Adam chce być opiekunem Kathy, a Melinda coraz bardziej mu się podoba. Deidre kocha Daniela, choć Daniel nie kocha Deidre. Przynajmniej na razie. Adam jest gotów do największych poświęceń, aby zachować opiekę nad Kathy. czy do wzięcia ślubu również? Jeśli zdecydowałby się na ślub tylko po to, by wygrać sprawę, to skrzywdziłby Melindę. Jeśli coś do niej czuje, to ... zapewni i matkę dla Kathy i szczęście w swoim nowym związku. Oby tak się stało. Zobaczymy, jak to autorka rozwiąże. Czekam niecierpliwie na kontynuację


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:16, 08 Cze 2019    Temat postu:

Przyznam się, że trochę zagmatwałam to opowiadanie. Teraz zastanawiam się, jak z tego wybrnąć, żeby zachować prawdopodobieństwo zdarzeń. Smutny Jedno jest pewne: Adam będzie walczył o Kathy. Powinność wobec rodziny przede wszystkim, a skoro tak to... wszystko się może zdarzyć. Mruga

Serdecznie dziękuję za miły komentarz i przydatne uwagi, które pomagają mi wymyślać przygodny bohaterów. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 12:59, 12 Cze 2019    Temat postu:

CZĘŚĆ CZWARTA



Najpierw zgromadź fakty, potem możesz przekręcać je tak, jak ci się tylko podoba. - Mark Twain


Rozdział 1


Gloria Langford siedziała na miejscu dla świadków i ze znudzeniem odpowiadała na pytania zadawane jej przez sędziego Ogdena. Nie starała się nawet zachowywać pozorów zainteresowania sprawą. Prawdę mówiąc miała gdzieś cały ten cyrk i zupełnie nie rozumiała swojego męża, któremu tak bardzo zależało na odzyskaniu córki Olive. Dla niej sprawa była zamknięta. Nawet Claire nie była szczególnie zainteresowana tą małą, no ale skoro Floyd i Richard uznali, że dla ocieplenia wizerunku tego ostatniego konieczne jest adoptowanie dzieciaka, to właściwie czemu nie. Richard pragnął zostać gubernatorem i Gloria to doskonale rozumiała. Wiedziała, że sukces jej męża jest również jej sukcesem. Kolejne futra, jedwabna bielizna, koronki weneckie, biżuteria od Cartiera*), wakacje na starym kontynencie, dom na Wschodnim Wybrzeżu i wiele, wiele innych rzeczy, które czyniły życie niezwykle pięknym i wygodnym warte były drobnego poświęcenia, jakim było, jej zdaniem, to idiotyczne wystąpienie przed sądem.
• Mam przez to rozumieć, że nie miała pani nic przeciwko obecności dziecka w państwa domu? - spytał sędzia Ogden.
• Oczywiście, że nie – odparła wznosząc oczy ku górze.
• I twierdzi pani, że nie chcieliście państwo oddać małej Kathy do sierocińca?
• A jakiż tam sierociniec? – wzruszyła ramionami. – To była porządna, godna zaufania ochronka dla dzieci prowadzona przez siostry zakonne.
• Rozumiem, ale nadal nie uzyskałem odpowiedzi na moje wcześniejsze pytanie.
• Nie myśleliśmy o oddaniu maleńkiej na stałe. Po prostu nie mieliśmy wyjścia – pani Langford uśmiechnęła się niewinnie. - Dostaliśmy od znajomych zaproszenie do Wenecji. Uznałam, że czasowe oddanie słodkiej Kathy do sióstr zapewni jej naprawdę dobrą opiekę, a nam pozwoli, nie kłopocząc się o nią, wypocząć. Zresztą podróż do Italii jest długa, a dziecko na statku na pewno źle by się czuło. Wysoki Sąd chyba to rozumie?
• Nie – odparł Ogden – ale moje zdanie nie ma tu znaczenia. Przejdźmy teraz do dnia w którym odwiedził państwa pan Adam Cartwright. Czy prawdą jest, że wyraziła pani zgodę na zabranie dziecka z państwa domu?
• Nie miałam innego wyjścia – rzekła pani Langford i westchnęła teatralnie – pan Cartwright okazał się brutalem, co niezwykle mnie zaskoczyło.
• W czym okazała się ta brutalność?
• Skorzystał z okazji, że w domu nie było mojego męża i zakrzyczał mnie. Używał okropnych słów, zupełnie nie do powtórzenia. Jestem słabą, delikatną kobietą nie przyzwyczajoną do takiego traktowania. Bałam się. Co miałam robić? Pozwoliłam panu Cartwrightowi zabrać dziecko, ale zaraz potem posłałam po męża wierząc, że odbierze mu nasze kochane maleństwo.
• Jednak tak się nie stało – zauważył sędzia Ogden.
• Mój mąż bardzo się starał, ale pan Cartwright okazał się niezwykle przebiegły. On od początku chciał uprowadzić Kathy! - krzyknęła rozdzierającym głosem Gloria.
• Co pani wygaduje! To przecież same łgarstwa! - Adam zerwał się ławki z trudem nad sobą panując. Taylor złapał Cartwrighta za rękę zmuszając go, aby usiadł. W tym czasie Gloria Langford przyciskając dłoń do szyi krzyknęła:
• Widzi Wysoki Sąd, jak on się zachowuje?! Brutal! Prawdziwa bestia z niego!
Po tych słowach rozpętała się awantura. Wszyscy krzyczeli na wszystkich, a sędzia Ogden uderzał rytmicznie młotkiem w sędziowski stół, próbując zaprowadzić na sali porządek. Niestety z marnym skutkiem. Whiteblack, prawnik Evansa, wyskoczywszy na środek sali wskazał palcem Adama i wykrzyczał:
• Oto prawdziwe oblicze pana Cartwrighta! I on ma opiekować się małym dzieckiem?! Nigdy! Po stokroć nigdy!!! Mam nadzieję, że Wysoki Sąd wyda jedyny słuszny wyrok i dziecko z tej kowbojskiej głuszy trafi do kochającej ją rodziny.
• Whiteblack kompromitujesz się! Ktoś taki, jak ty to ujma dla tutejszej palestry! - zripostował Daniel, jednocześnie przytrzymując rozsierdzonego Adama.
• Co?! Pożałujesz tych słów Taylor! Nie daruję ci!
• Grozisz mi? Chcesz się bić? - spytał wyzywająco Daniel. - Służę, ale musisz poczekać do końca rozprawy. Potem będę do twojej dyspozycji.
• Dosyć! Żadnych bijatyk! - głos sędziego Ogdena wreszcie przebił się przez zgiełk panujący na sali. - Jeszcze chwila, a każę was wszystkich stąd usunąć! Mecenasie Whiteblack proszę powściągnąć swoje krasomówstwo, a pan, mecenasie Taylor niech nie prowokuje swojego oponenta. Proszę też wytłumaczyć swojemu klientowi, że sala rozpraw to nie dzika preria!
Po słowach sędziego dało się słyszeć jedynie cichy pomruk. Po chwili wszyscy ucichli i zajęli swoje miejsca. Sędzia Ogden potoczył zmęczonym wzrokiem po sali rozpraw, która nagle zaczęła go przytłaczać. Doprawdy, ta sprawa to jakiś koszmar – pomyślał i przeciągnął dłonią po zroszonym potem czole.
• O właśnie, tak jest dużo lepiej. – Stwierdził i zwróciwszy się do Daniela powiedział: - zgodnie z planem rozprawy świadka przesłucha teraz mecenas Taylor. Mecenasie, świadek jest do pana dyspozycji.
• Dziękuję, Wysoki Sądzie – Daniel wstał z ławki i w zupełnej ciszy podszedł do miejsca dla świadków. Spojrzawszy na siedzącą tam Glorię Langford spytał:
• Pani Langford, czy prawdą jest, że w rozmowie z panem Cartwrightem, która miała miejsce w pani domu, w maju ubiegłego roku użyła pani słowa „bękart” na określenie dziecka panny Olivii Braxstone?
• Nie przypominam sobie – odparła Gloria robiąc naburmuszoną minę. – Nawet jeśli tak powiedziałam, to musi pan zrozumieć, że sytuacja była wyjątkowa.
• Niestety, nie potrafię tego pojąć – Taylor pokręcił przecząco głową. - W ustach tak delikatnej osoby, za jaką pani się uważa, słowo „bękart” brzmi bardzo dziwnie i nie licytuje z wizerunkiem, jaki pani przed nami kreuje.
• Byłam wtedy bardzo zdenerwowana. Być może i tak powiedziałam. Nie może pan ode mnie wymagać, żebym pamiętała, co robiłam rok temu. Ja nie pamiętam, co robiłam dwa dni temu, a co dopiero rok – Gloria wzruszyła ramionami.
• Doprawdy? Nie pamięta pani? Trochę to dziwne, bo dwa dni temu był Nowy Rok. Trudno przeoczyć ten szczególny dzień – Daniel z ironią spojrzał na kobietę, a ta poczerwieniała niczym piwonia – no, ale skoro pani twierdzi, że nie pamięta, to przyjmijmy, że tak jest. Ta krótka pamięć pozwoliła pani jednak zapamiętać, że pan Cartwright był, jak pani go nazwała, brutalem. Prawda?
• Tak – odparła Gloria poprawiwszy się na krześle – był brutalny.
• To znaczy jaki?
• Już mówiłam. Czy muszę to jeszcze raz powtarzać?
• Sprzeciw! To nękanie świadka! - krzyknął Whiteblack.
• Oddalam. Jak na razie pytania zadawane przez mecenasa Taylora nie mają znamion nękania. – Rzekł sędzia Ogden i zwracając się do Daniela powiedział: - proszę kontynuować i pamiętać, że moja cierpliwość ma swoje granice.
• Oczywiście, Wysoki Sądzie – odparł z lekkim skinieniem głowy Taylor. Spojrzawszy na panią Langford uśmiechnął się przepraszająco - proszę wybaczyć, ale muszę wrócić do tej domniemanej brutalności pana Cartwrighta, gdyż w żaden sposób nie pasuje mi to do mojego klienta. Owszem, jest twardym mężczyzną, ale nigdy nie pozwoliłby sobie na niegrzeczność wobec kobiety, a co dopiero mówić o brutalności.
• No, może faktycznie nie był brutalny, ale bardzo rozzłoszczony to był.
• Jak pani myśli, co mogło być tego powodem?
• A skąd ja mogę wiedzieć? Przecież nie jestem jakąś cholerną wróżką – odparła szybciej niż pomyślała Gloria.
• Proszę świadka o powściągnięcie języka – sędzia Ogden upomniał Glorię. Dokładnie w tym momencie Richard Langford zmierzył żonę wściekłym wzrokiem. Dopiero wtedy pani Langford zorientowała się, że palnęła głupotę.
• Wypowiadała się pani bardzo źle o pannie Braxstone i jej dziecku. Może właśnie to, tak bardzo rozzłościło pana Cartwrighta?
• Przyznaję trochę się pokłóciliśmy, ale on… to znaczy pan Cartwright zażądał wydania dziecka. Był napastliwy, wtargnął do pokoju Kathy i po prostu ją zabrał.
• Za pani przyzwoleniem, prawda?
• A, co miałam innego zrobić? Mówiłam już: byłam sama w domu, a tego człowieka naprawdę się bałam – odparła Gloria, udając bliską płaczu.
• Wysoki Sądzie! - krzyknął Whiteblack – słowa pani Langford to dowód na to, że pan Cartwright uprowadził małą Kathy z jej domu rodzinnego! I tym właśnie powinien zająć się sąd!
• Na szczęście, nie pan o tym decyduje.
• Oczywiście, ale warto byłoby pochylić się nad tą kwestią. Jeśli mógłbym zadać jedno pytanie pani Langford na pewno dowiódłbym, jakim człowiekiem jest pan Cartwright.
• Mecenasie Whiteblack, przywołuję pana do porządku i przypominam, że to sprawa o adopcję, a nie o porwanie dziecka. Poza tym to mecenas Taylor prowadzi przesłuchanie. Pan zrezygnował z takiej możliwości, tak więc proszę nie przeszkadzać – rzekł z całą stanowczością sędzia Ogden. - Mecenasie Taylor, proszę dalej.
• Mówiła pani, że Olivia Braxstone, przyniosła pani rodzinie wstyd i hańbę.
• Tak, to prawda. Porządna dziewczyna nie robi takich rzeczy.
• Jakich?
• Nie daje sobie zrobić brzucha – odparła Gloria.
• Niezwykle subtelna uwaga – stwierdził Taylor, podczas gdy pani Langford zdziwiona powiedziała:
• I o co tyle hałasu? Olive wpędziła moją siostrę do grobu. Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale nie tak nieobyczajnego zachowania. Wydawała się taka cicha i pokorna, a w rzeczywistości była zwykłą latawicą. Jedno tylko miała w głowie. Mężczyźni! Ciekawe ilu ich miała przed Willem Cartwrightem?
• Akurat to nie jest przedmiotem sprawy – rzekł Daniel – ale skoro już pani o tym wspomniała, to czy nie obawia się pani, że mała Kathy kiedyś w przyszłości może powielić zachowanie swojej matki?
• Wszystko możliwe. Wszak jaka matka taka córka.
• Rozumiem przez to, że ma pani obawy, co do tego dziecka.
• A któż by nie miał – odparła z rozbrajającą szczerością Gloria.
• Dlaczego więc nie odradziła pani swojej córce i zięciowi adopcji Kathy?
• Chcieli mieć dziecko. Moja opinia w tej kwestii zupełnie się nie liczy.
• Nie bardzo rozumiem dlaczego? – Taylor stanął na wprost pani Langford i przenikliwie spojrzał jej w oczy – jako matka i kobieta powinna pani być dla córki i zięcia wsparciem, i na przykład wytłumaczyć, że lepiej byłoby stworzyć dom jakiemuś innemu dziecku. Wokół jest przecież tyle sierot.
• Może i tak, ale te sieroty mogą pochodzić z samych dołów społecznych. Nie wiadomo, co z nich wyrośnie. Bandyci, złodzieje, kobiety lekkich obyczajów. Kathy mimo, że jest z nieprawego łoża, to jednak nasza krewna, a poza tym moja córka i zięć chcą dać tej małej rodzinę, prawdziwą rodzinę, a nie namiastkę, jaką dał jej pan Cartwright.
• A jak ta rodzina miałaby, pani zdaniem wyglądać?
• Pan nie wie? - spytała ze zdziwieniem Gloria. - Ojciec, matka, porządna niania, ubranka, zabawki i wszystko, co najlepsze. Wychowanie uporządkowane i według planu. Tak mówi mój zięć.
• To ciekawe – Taylor pokiwał głową – tylko gdzie w tym wszystkim jest uczucie?
• A cóż takie małe dziecko wie o uczuciach? Co ono rozumie? Taki maluch jest szczęśliwy gdy zostanie nakarmiony i ma sucho, a to kto będzie go brał na ręce jest bez znaczenia.
• Tak pani sądzi? Dziecko to nie jest zabawka, pani Langford. Ono oczekuje bezwarunkowej miłości i akceptacji, i jeśli ktoś nie potrafi tego zrozumieć, nie powinien być rodzicem.
• Ale dlaczego pan mnie to mówi? - Gloria ze zdziwieniem popatrzyła na Daniela i zatrzepotała rzęsami – przecież to nie ja chce wziąć tę słodką Kathy na wychowanie.
• To prawda, ale pani może zostać jej babcią – zauważył Taylor.
• Bez przesady – żachnęła się Gloria – do babci mi daleko.
• Oczywiście, ma pani rację. Ja miałem jednak, coś innego na myśli, a mianowicie to, że babcie bardzo kochają swoje wnuki, rozpieszczają je i cieszą się z ich obecności. A pani?
• Co ja?
• Czy cieszy panią myśl, że Kathy może wyrokiem sądu wrócić do rodziny i zostać pani wnuczką?
• Oczywiście.
• Rozumiem, że będzie pani pomagać córce przy dziecku?
• A dlaczego ja lub Clarie miałybyśmy to robić? Od tego będzie niania, może nawet dwie – odparła z rozbrajającą szczerością pani Langford.
• Rozumiem. – Daniel pokiwał głową i zwracając się do sędziego Ogdena rzekł: - Wysoki Sądzie, nie mam więcej pytań, jednak w świetle słów pani Glorii Langford wnoszę o powołanie na świadka panią Claire Evans.

***

Sędzia James Ogden, po tym, jak mecenas Taylor złożył wniosek o powołanie nowego świadka, zarządził półgodzinną przerwę. Głowa pękała mu z bólu i musiał natychmiast się napić. Drżącymi dłońmi nalał do kieliszka burbona, po czym opróżnił go jednym haustem.
• To nie najlepszy sposób – usłyszał tuż za plecami. Złapany na gorącym uczynku odwrócił się powoli. Przed nim stał Richard Langford i uśmiechał się ironicznie.
• Co tu robisz? - spytał nerwowo.
• Widzę, że wróciłeś do starych nawyków. – Rzekł Langford i biorąc do ręki butelkę trunku stwierdził: - Dobry rocznik.
• Mów, po co tu przyszedłeś?
• Jeszcze pytasz? Taki jesteś niedomyślny - Langford spojrzał na sędziego z politowaniem. - Dobrze, powiem ci, co masz zrobić. Po przerwie ogłosisz wyrok i to korzystny dla mojego zięcia.
• Chyba żartujesz?
• A wyglądam, jakbym żartował? - Langford utkwił w Ogdenie zimne, wrogie oczy.
• Nie mogę ogłosić wyroku, po wniosku jaki złożył Taylor.
• Zapewniam cię, że możesz i nie zmuszaj mnie, żebym ujawnił twoje wszystkie grzeszki.
• Nie zrobisz tego – Ogden nerwowo zacisnął wargi.
• Chcesz się przekonać? – w głosie Langforda pojawiła się groźba. - Myślę, że jednak nie, dlatego zrobisz, co ci powiedziałem. I tak pozwoliłem ci zbyt długo wodzić się za nos.
• Richardzie, to jest zwykły szantaż.
• Nazywaj to sobie, jak chcesz. Pragnę ci jednak przypomnieć, że gdy wpadłeś w długi, a wierzyciele niemal cię wykończyli, to ja wyciągnąłem do ciebie pomocną dłoń. Obiecałeś mi wtedy, że się odwdzięczysz. Dziś właśnie przyszedł na to czas, więc nie drażnij się ze mną i zakończ ten cyrk.
• Może jednak twoja córka powinna stawić się skoro przychyliłem się do wniosku Taylora. To będzie lepiej wyglądało.
• Nie, wystarczy, że moja żona zrobiła z siebie kompletną idiotkę, którą nawiasem mówiąc i tak jest. Nie chcę, żeby Clarie w tym uczestniczyła. Poza tym zapewniałeś mnie, że ten proces będzie czystą formalnością. I, co?
• Wszystko się pokomplikowało – odparł sędzia. - Wiesz, że prawo jest po stronie Cartwrighta. Powinienem oddalić roszczenia twojego zięcia.
• A więc i moje. Spróbuj. Jutro rano wszyscy dowiedzą się kim tak naprawdę jest szanowany i nieprzekupny sędzia Ogden. A, co na to twoja wspaniała żona? Myślisz, że będzie chciała żyć z kimś takim jak ty? Wątpię.
• Dobrze, zrobię to – powiedział poszarzały na twarzy Ogden – ale potem nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
• Twój wybór, choć na twoim miejscu poważnie bym się nad tym zastanowił. Zamierzam zostać gubernatorem. Możesz przy mnie dużo zyskać.
• Zapewne – mruknął sędzia. - Richardzie, powiedz mi jedno, dlaczego tak bardzo zależy ci na tym dziecku?
• Powiedzmy, że nie lubię, gdy ktoś zabiera mi moją własność – odparł Langford i głośno się zaśmiał.

***

Pół godziny później sędzia James Ogden wznowił rozprawę. Patrząc ponad głowami zebranych, oznajmił beznamiętnym głosem, że rozważył i przeanalizował wszystkie za i przeciw, i doszedł do wniosku, iż powołanie na świadka pani Clarie Evans nie wniesie do sprawy nic nowego. Tym samym nie ma potrzeby fatygowania do sądu złamanej żałobą kobiety. Jednocześnie też stwierdził, że w świetle zebranych dowodów jest w stanie wydać wyrok. Jego przemowa była długa i nawet nie pozbawiona sensownych argumentów. Niemal wszyscy z uwagą słuchali tego, co miał do powiedzenia. Jedynie Richard Langford z miną zwycięzcy siedział rozparty w ławce. Z kolei Adam z każdym słowem sędziego zmieniał się na twarzy. Wiedział już, jak będzie wyrok i gdy usłyszał słowa: Mając na uwadze dobro Catherine Cartwright, ustanawia się jej jedynymi opiekunami prawnymi pana Floyda Evansa i jego małżonkę panią Claire Evans z domu Langford, nie był nawet zdziwiony. Reszty wyroku, a w szczególności uzasadnienia nie słyszał. Pragnął jednego: jak najszybciej opuścić tę instytucję, która ze sprawiedliwością nie miała nic wspólnego.

***




________________________________________________________________
*) Firma jubilerska Cartier istnieje od 1847 r.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 13:01, 12 Cze 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:04, 12 Cze 2019    Temat postu:

No to się porobiło ... jutro wstawię komentarz. Muszę ochłonąć z oburzenia Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:30, 12 Cze 2019    Temat postu:

Very Happy a wszystko to, żeby Adaś miał wreszcie... żonę.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 9:51, 13 Cze 2019    Temat postu:

Jeśli tak zbożny cel przyświeca autorce, to w porządku Very Happy

Cytat:
• Nie myśleliśmy o oddaniu maleńkiej na stałe. Po prostu nie mieliśmy wyjścia – pani Langford uśmiechnęła się niewinnie. - Dostaliśmy od znajomych zaproszenie do Wenecji. Uznałam, że czasowe oddanie słodkiej Kathy do sióstr zapewni jej naprawdę dobrą opiekę, a nam pozwoli, nie kłopocząc się o nią, wypocząć. Zresztą podróż do Italii jest długa, a dziecko na statku na pewno źle by się czuło. Wysoki Sąd chyba to rozumie?

Jasne! Przede wszystkim wycieczka, a opieka nad sierotką później ... może
Cytat:
• Co pani wygaduje! To przecież same łgarstwa! - Adam zerwał się ławki z trudem nad sobą panując. Taylor złapał Cartwrighta za rękę zmuszając go, aby usiadł. W tym czasie Gloria Langford przyciskając dłoń do szyi krzyknęła:
• Widzi Wysoki Sąd, jak on się zachowuje?! Brutal! Prawdziwa bestia z niego!

Faktycznie. Istna bestia
Cytat:
• Pani Langford, czy prawdą jest, że w rozmowie z panem Cartwrightem, która miała miejsce w pani domu, w maju ubiegłego roku użyła pani słowa „bękart” na określenie dziecka panny Olivii Braxstone?
• Nie przypominam sobie – odparła Gloria robiąc naburmuszoną minę. – Nawet jeśli tak powiedziałam, to musi pan zrozumieć, że sytuacja była wyjątkowa.
• Niestety, nie potrafię tego pojąć – Taylor pokręcił przecząco głową. - W ustach tak delikatnej osoby, za jaką pani się uważa, słowo „bękart” brzmi bardzo dziwnie i nie licytuje z wizerunkiem, jaki pani przed nami kreuje.
• Byłam wtedy bardzo zdenerwowana. Być może i tak powiedziałam. Nie może pan ode mnie wymagać, żebym pamiętała, co robiłam rok temu. Ja nie pamiętam, co robiłam dwa dni temu, a co dopiero rok – Gloria wzruszyła ramionami.

Najłatwiej wymówić się brakiem pamięci ... a przecież ona tak się wyraziła
Cytat:
• Akurat to nie jest przedmiotem sprawy – rzekł Daniel – ale skoro już pani o tym wspomniała, to czy nie obawia się pani, że mała Kathy kiedyś w przyszłości może powielić zachowanie swojej matki?
• Wszystko możliwe. Wszak jaka matka taka córka.
• Rozumiem przez to, że ma pani obawy, co do tego dziecka.
• A któż by nie miał – odparła z rozbrajającą szczerością Gloria.
• Dlaczego więc nie odradziła pani swojej córce i zięciowi adopcji Kathy?
• Chcieli mieć dziecko. Moja opinia w tej kwestii zupełnie się nie liczy.

Jaka skromna ... baba do wszystkiego się wtrąca przecież
Cytat:
• A jak ta rodzina miałaby, pani zdaniem wyglądać?
• Pan nie wie? - spytała ze zdziwieniem Gloria. - Ojciec, matka, porządna niania, ubranka, zabawki i wszystko, co najlepsze. Wychowanie uporządkowane i według planu. Tak mówi mój zięć.
• To ciekawe – Taylor pokiwał głową – tylko gdzie w tym wszystkim jest uczucie?
• A cóż takie małe dziecko wie o uczuciach? Co ono rozumie? Taki maluch jest szczęśliwy gdy zostanie nakarmiony i ma sucho, a to kto będzie go brał na ręce jest bez znaczenia.
• Tak pani sądzi? Dziecko to nie jest zabawka, pani Langford. Ono oczekuje bezwarunkowej miłości i akceptacji, i jeśli ktoś nie potrafi tego zrozumieć, nie powinien być rodzicem.

Tak wychowała swoją córkę? Co za wstrętna baba
Cytat:
• Jeszcze pytasz? Taki jesteś niedomyślny - Langford spojrzał na sędziego z politowaniem. - Dobrze, powiem ci, co masz zrobić. Po przerwie ogłosisz wyrok i to korzystny dla mojego zięcia.
• Chyba żartujesz?
• A wyglądam, jakbym żartował? - Langford utkwił w Ogdenie zimne, wrogie oczy.
• Nie mogę ogłosić wyroku, po wniosku jaki złożył Taylor.
• Zapewniam cię, że możesz i nie zmuszaj mnie, żebym ujawnił twoje wszystkie grzeszki.
• Nie zrobisz tego – Ogden nerwowo zacisnął wargi.

Pan Langford szantazuje sędziego ... a to gad!
Cytat:
• Dobrze, zrobię to – powiedział poszarzały na twarzy Ogden – ale potem nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.
• Twój wybór, choć na twoim miejscu poważnie bym się nad tym zastanowił. Zamierzam zostać gubernatorem. Możesz przy mnie dużo zyskać.
• Zapewne – mruknął sędzia. - Richardzie, powiedz mi jedno, dlaczego tak bardzo zależy ci na tym dziecku?
• Powiedzmy, że nie lubię, gdy ktoś zabiera mi moją własność – odparł Langford i głośno się zaśmiał.

Jednak sędzia Ogden ugiął się przed szantażem
Dla niego Kathy to własność ... żeby mógł z nią zrobić co zechce. Wychowywać, albo oddać do sierocińca
Cytat:
...gdy usłyszał słowa: Mając na uwadze dobro Catherine Cartwright, ustanawia się jej jedynymi opiekunami prawnymi pana Floyda Evansa i jego małżonkę panią Claire Evans z domu Langford, nie był nawet zdziwiony. Reszty wyroku, a w szczególności uzasadnienia nie słyszał. Pragnął jednego: jak najszybciej opuścić tę instytucję, która ze sprawiedliwością nie miała nic wspólnego.

Ciekawe, jakie było uzasadnienie?

No to teraz Adam ma problem. Co ma zrobić, żeby ochronić Kathy przed Langfordami? Sprawę w sądzie przegrał, będzie musiał oddać dziecko ... chyba, że ... autorka coś wymyśli. Liczę na to i niecierpliwie ... bardzo niecierpliwie czekam na kontynuację


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 15:03, 13 Cze 2019    Temat postu:

Owszem, Adam ma problem, a przy okazji i ja Mruga Ale to nic nie szkodzi, bo im bardziej nagmatwane tym lepiej - szare komórki muszą porządnie się sprężyć. I to, oprócz szukania materiałów, jest w pisaniu fajne. Zagmatwać, zagmatwać, a potem z jakim takim sensem rozwikłać historię. Smile

Serdecznie dziękuję za miły komentarz. Doceniam włożony w to wysiłek, szczególnie, że upały porządnie dają się nam we znaki. Intuicja Cię nie zawiodła i w następnym odcinku będzie garść informacji o uzasadnieniu. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 14:25, 19 Cze 2019    Temat postu:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 28, 29, 30  Następny
Strona 9 z 30

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin