Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zdrowy rozsądek
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 28, 29, 30  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 23:34, 19 Cze 2019    Temat postu:

Już wklejam, wklejam Very Happy


Rozdział 2


Wychodząc z gmachu sądu Adam czuł się jak ogłuszony. Szedł przed siebie i nawet nie zauważył, że potrącił dwóch mężczyzn, którzy z oburzeniem coś wykrzykiwali pod jego adresem. Wciąż słyszał sędziego Ogdena, który dziwnie drżącym głosem wygłaszał wyrok, odbierający mu małą Kathy. Z każdą chwilą czuł narastający w nim gniew i wiedział jedno: nie odda dziecka Evansom. Zawsze starał się postępować zgodnie z prawem i wierzył w sprawiedliwość. Teraz ta jego wiara została mocno nadwyrężona.
• Adamie! Adamie, zaczekaj! - zdyszany Taylor wreszcie go dopadł.
• O, co ci chodzi? O zapłatę? Nie martw się dostaniesz swoje pieniądze! - krzyknął przepełniony wściekłością.
• Co ty wygadujesz?! Jakie pieniądze?! To teraz nieważne. Musimy walczyć dalej, opracować nową strategię.
• Tak? A niby jaką? Obiecałeś mi, że wygramy, że nikt nie odbierze mi Kathy i co? Co mi teraz powiesz? Podobno sędzia Ogden miał być bezstronny.
• Nie był.
• Wiedziałeś?
• Nie, ale po tym, jak Langford wychodził od niego z gabinetu zacząłem mieć wątpliwości, a dzisiaj w czasie przerwy nabrałem pewności. Langford znowu był u sędziego. Musiał mu czymś zagrozić, albo po prostu przekupił go.
• Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?
• A, co by to zmieniło?
• Mógłbym jakoś zadziałać.
• Zadziałać? A niby jak? Wykrzyczałbyś tam na sali, że sędzia siedzi w kieszeni Langforda i wiesz, jakby to się skończyło? Poszedłbyś siedzieć za obrazę sądu. Poza tym, gdy tak szybko wyszedłeś z sali Whiteblack odgrażał się, że wniesie przeciwko tobie sprawę o uprowadzenie dziecka.
• Przecież to jest jakaś farsa. Gdyby nie to moje „uprowadzenie”, Kathy najprawdopodobniej już by nie żyła.
• To ty tak twierdzisz. W oczach sądu może to wyglądać zupełnie inaczej – stwierdził Daniel. - Dlatego radzę ci, uspokój się i nie podejmuj żadnych nieprzemyślanych decyzji.
• Twoim zadaniem mam odpuścić? Tak? Mam oddać im dziecko, żeby chronić siebie? O, nie. Tego ode mnie nie oczekuj – rzekł z pasją Adam. - Jeśli tylko takie masz dla mnie rady, to czuj się zwolniony. Rachunek za twoje usługi uiszczę jeszcze dzisiaj. A teraz, wybacz, ale twoje towarzystwo zaczyna mnie irytować.
• Chwileczkę, panie Cartwright – Daniel przytrzymał Adama za ramię - guzik mnie obchodzi, czy pana irytuję, czy nie. Sprawa jest jeszcze niezakończona…
• Puść mnie! - warknął Adam – puść, bo ci przyłożę!
• Dobrze, ale najpierw mnie wysłuchaj.
• Puść!
• Czy nie rozumiesz, głupcze, że jeszcze nic straconego! Wysłuchałeś uważnie uzasadnienie wyroku? Po twojej minie widzę, że nie.
• Muszę się napić – odparł nieco spokojniejszym głosem Adam.
• Chodź, tu niedaleko jest pub. Wypijemy i porozmawiamy.

***

Właścicielem pubu, do którego Taylor zabrał Adama był stary, rudy jak marchewka Irlandczyk, Ionhar Nesbitt. Jak przystało na irlandzką knajpę, choć określenie to wywoływało u Ionhara ostry sprzeciw i wtedy pięści szły w ruch, było gwarno, dominował kolor zielony, dobra whiskey, a przede wszystkim piwo Beamish*). Oczywiście, zdaniem Ionhara było to najlepsze piwo na świecie i żadne nie mogło się z nim równać. Nic więc dziwnego, że właściciel pubu bardzo dbający o swoich klientów, oprócz Beamisha proponował tylko… Beamisha, uznając inne piwa, za nic nie warte popłuczyny.
• A kogóż to wiatr przywiał?! – krzyknął zza baru Ionhar – wieki u mnie nie byłeś! Już myślałem, że zszedłeś na złą drogę, czyli się o ożeniłeś. Gdzie się podziewałeś, dlíodóir**)?
• To tu, to tam. Sam wiesz – odparł wymijająco Daniel. - Dia duit mo chara.***) Znajdziesz dla nas jakieś spokojne miejsce?
• A znajdę, znajdę – Ionhar uśmiechnął się ukazując braki w uzębieniu i spojrzawszy na Cartwrighta rzekł: – coś mi się wydaje, że twojemu przyjacielowi przydałaby się duży kufel piwa.
• Raczej whiskey – mruknął Adam.
• Widzę, że humor nie dopisuje – zauważył Ionhar.
• To mój klient i musimy porozmawiać – odparł Daniel.
• Rozumiem. Chodźcie za mną.
Ionhar poprowadził ich przez salę pełną gości. Wokół unosił się dym z papierosów i gorzkawy zapach piwa. Po chwili znaleźli się w drugiej, mniejszej, podzielonej przepierzeniami sali. Było tu spokojniej, a przytłumiony gwar, pozwalał prowadzić normalną rozmowę. Daniel i Adam usiedli przy stoliku nakrytym spranym obrusem w zielonkawą kratkę, a Ionhar postawił przed nimi małe szklanki.
• To, co? Na początek po szklaneczce whiskey? - spytał Daniel.
• Tobie może wystarczy, ale tak na moje oko, to twojemu znajomemu przydałoby się coś naprawdę mocnego – powiedział Ionhar i pokiwał z troską głową.
• Daj spokój, zwali go z nóg – sprzeciwił się Taylor.
• To wtedy prześpi wszystkie strapienia. Myślę jednak, że tak nie będzie. To dorodny mężczyzna.
• Dziękuję panu, ale whiskey w zupełności wystarczy – rzekł Adam.
• Te mysie siuśki? W moim pubie? - w głosie Ionhara zabrzmiało święte oburzenie. - Człowieku, jak raz spróbujesz poitín*4), to niczego innego nie będziesz chciał pić, oczywiście poza wspaniałym, zimnym, głaszczącym podniebienie Beamishem.
• A ty, jak zwykle czarujesz – zaśmiał się Daniel. - Nie słuchaj go Adamie. Te mysie siuśki, całkiem nieźle mu schodzą.
• To nie jest trunek dla prawdziwych mężczyzn. – Stwierdził Ionhar i nalewając po pół szklaneczki alkoholu o przezroczystej, kryształowej barwie, rzekł do Adama: - niech pan spróbuje. Ten niebiański napitek rozjaśnia umysł i rozwiązuje język.
• Skoro pan tak twierdzi, to spróbuję – odparł Adam i jednym haustem przechylił szklaneczkę. To, co później się działo, trudno opowiedzieć. Adamowi oczy wyszły na wierzch, twarz mu poczerwieniała, a gardło piekło, go żywym ogniem. Do tego wyraźnie brakowało mu powietrza. Wyglądał tak, jakby za chwilę miał zejść z tego świata.
• Uspokój oddech, przyjacielu – rzekł tymczasem Ionhar i podtykając mężczyźnie słój z dziwną zawartością rozkazująco dodał: - zakąś.
Adam posłusznie sięgnął palcami do słoja i wyciągnął z niego coś na kształt jajka. Nie zastanawiając się zbyt długo włożył dziwny przysmak do ust i natychmiast pożałował swej decyzji słysząc słowa Ionhara:
• Marynowane bycze jądra. Niezła zagryzka. Rozsmakujesz się w niej, przyjacielu.
• Nie sądzę – odparł z dziwnym wyrazem twarzy Adam – jak dla mnie to zbyt wyrafinowany smakołyk.
• Ale idealny do poitín. To, co? Po szklaneczce?
• Ja już dziękuję – Adam przecząco pokręcił głową.
• Musisz wypić przyjacielu, żeby utrzymać pion. Jedna szklaneczka upija, druga przywraca trzeźwość i jasność widzenia.
• Ionharowi się nie odmawia, Adamie – powiedział z rozbawieniem Daniel. - Pij na wdechu i zaraz zakąś.
• Tymi… jądrami – Adam z obrzydzeniem spojrzał na słój z zawartością pływającą w mętnej zalewie.
• To marynowane jaja – zaśmiał się Daniel – doskonałe, jak wszystko u Ionhara.
• Mimo to dziękuję. Poitín – tak, jądra czy jaja – nie – odparł stanowczo Adam i wypił alkohol.
• Brawo! - Ionhar zaklaskał w dłonie i z uznaniem po irlandzku powiedział: - fear fíor*5). Zaraz przyniosę wam po misce gorącego coddle, a do tego po kuflu jedynego w swoim rodzaju piwa…
• Beamisha – dokończył za Ionhara Taylor. - Przynieś od razu po dwa kufle.
• I to mi się podoba, panowie. Już biegnę, a tymczasem może po szklaneczce poitín…
• Ionhar… - Daniel zawiesił głos.
• Rozumiem, przyjacielu. Nie przeszkadzam, a coddle będzie palce lizać – zapewnił i już go nie było.
• Co to takiego coddle? - Adam zawczasu wolał upewnić się, co tym razem przyjdzie mu degustować.
• To rodzaj potrawki – odparł Taylor - z grubo pokrojonej kiełbasy i boczku, ziemniaków pokrojonych w plastry i cebuli. Z piwem wspaniałe danie.
• Uff – odetchnął z ulgą Adam. - A ta wódka, jak jej tam… poite…
• Poitín – podpowiedział Taylor.
• Tak, poitín.
• To samogon.
• Wyjątkowo mocny – zauważył Adam.
• W małych ilościach rozjaśnia umysł i nie ma po nim kaca.
• To pocieszające.
• Owszem – zaśmiał się Daniel. - No, dobrze. Możemy teraz porozmawiać?
• A o czym chcesz ze mną rozmawiać? Jeśli o wyroku, to wszystko zostało powiedziane. Zapewniałeś, że nie zabiorą mi Kathy, a stało się inaczej. Nie oddam jej, Danielu. Nie wiem jeszcze, co zrobię, ale Evansowie jej nie dostaną. Jeżeli będę musiał, to wyjadę z dzieckiem, z kraju.
• Dokąd? Do Europy, Australii, a może do Chin? Chcesz stać się przestępcą, a Kathy zabrać rodzinę? Jak sobie dasz radę? Sam z dzieckiem w zupełnie obcym otoczeniu?
• To, co mam twoim zdaniem zrobić?
• Odwołać się od wyroku, tak jak podkreślił w uzasadnieniu sędzia Ogden.
• Żarty – prychnął Adam. - Odwołam się do Federalnego Sądu Apelacyjnego i co? Myślisz, że Langford nie ma ich w kieszeni?
• Gdybyś uważnie wysłuchał uzasadnienia wyroku, a potem pouczenia wiedziałbyś, że musimy zrobić wszystko, żeby sprawa znalazła się w Sądzie Najwyższym. Póki, co łapy Langforda tam nie sięgają.
• No, dobrze – rzekł Adam – nawet gdyby sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, to jaką mam pewność, że dziecko zostanie przy mnie?
• Nie przekonasz się, jeśli nie zaczniesz walczyć.
• Tak, tylko to wszystko wymaga czasu. A gdzie wtedy będzie Kathy? Z Evansami!
• Oj, Adamie – Taylor pokręcił głową – gdybyś wysłuchał wszystkiego, co miał do powiedzenia sędzia Ogden, to wiedziałbyś, że do wiosny dziecko pozostanie z tobą.
• Co takiego?
• Sędzia wziął pod uwagę warunki pogodowe. Zima w górach Sierra Nevada jest niezwykle mroźna. Dla dziecka podróż z Nevady do Kalifornii o tej porze roku może być zabójcza. Evansowie muszą poczekać do wiosny, a to daje nam minimum trzy miesiące na podjęcie odpowiednich działań.
• Myślisz, że w tym czasie uda się nam trafić przed Sąd Najwyższy?
• Taką mam nadzieję.
• To znaczy, że nie masz pewności – stwierdził Adam. - Powiedz mi, ile ty właściwie prowadziłeś takich spraw, jak moja?
• Osiemnaście.
• A ile przegrałeś?
• Dwie. Pierwszą i ostatnią.
• Czyli moją. Opowiesz mi o tej pierwszej.
• Tak.
• Twierdzisz, że nadal mam szansę?
• Tak.
• To znaczy, że jeszcze raz powinienem ci zaufać?
• Tak.
• Czy powiesz, coś więcej niż „tak”?
• Tak, ale najpierw zjemy coddle – odparł Daniel wskazując na kelnera zmierzającego w ich kierunku.






________________________________________________________________
*) Beamish - irlandzka marka piwa typu „stout” zapoczątkowana przez browar Beamish and Crawford założony w 1792 roku w Cork. „Stout” to ciemne piwo górnej fermentacji, rodzaj „ale”. Zdaniem niektórych „stout” wywodzi się bezpośrednio od porteru - nazwa użyta pierwszy raz w 1721 roku, na określenie ciemnego piwa warzonego z palonego słodu.
**) Dlíodóir (irl.) - Adwokat.
***) Dia duit mo chara (irl.) - Witaj przyjacielu.
*4) Poitín - tradycyjny irlandzki napój alkoholowy uzyskiwany w wyniku destylacji, który określany jest jako irlandzki samogon. Z historycznych względów ma nie najlepszą reputację, i od 1661 do 1997 z uwagi na kwestie podatkowe jego produkcja była nielegalna. Słowo poitín pochodzi z języka irlandzkiego od słowa „pota” i oznacza mały garnek, przy pomocy którego przeprowadzano destylację. Jako źródło ciepła stosowano torf. Surowcami do produkcji poitín są takie składniki jak zboża, melasa, burak cukrowy, serwatka i ziemniaki, które przynajmniej w 50% muszą pochodzić z Irlandii. Nazwa Poitín/Poteen została zalegalizowana na irlandzkim rynku w 1997, a od 2008 jest to chronione oznaczenie geograficzne przyznane przez Parlament Europejski i Radę Unii Europejskiej. Współcześnie Poitín zawiera co najmniej 40% alkoholu (objętościowo), a niektóre wersje nawet 90%.
*5) Fear fíor (irl.) - Prawdziwy mężczyzna.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 23:54, 19 Cze 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 18:08, 20 Cze 2019    Temat postu:

Cytat:
• Co ty wygadujesz?! Jakie pieniądze?! To teraz nieważne. Musimy walczyć dalej, opracować nową strategię.
• Tak? A niby jaką? Obiecałeś mi, że wygramy, że nikt nie odbierze mi Kathy i co? Co mi teraz powiesz? Podobno sędzia Ogden miał być bezstronny.
• Nie był.

Adam stracił bojowego ducha, ale Taylor nadal ma wolę walki
Cytat:
• Nie, ale po tym, jak Langford wychodził od niego z gabinetu zacząłem mieć wątpliwości, a dzisiaj w czasie przerwy nabrałem pewności. Langford znowu był u sędziego. Musiał mu czymś zagrozić, albo po prostu przekupił go.
• Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?
• A, co by to zmieniło?
• Mógłbym jakoś zadziałać.
• Zadziałać? A niby jak? Wykrzyczałbyś tam na sali, że sędzia siedzi w kieszeni Langforda i wiesz, jakby to się skończyło? Poszedłbyś siedzieć za obrazę sądu.

Na szczęście Taylor jest bardzo sprytnym prawnikiemOd razu zorientował się, że coś kombinują.
Cytat:
Mam oddać im dziecko, żeby chronić siebie? O, nie. Tego ode mnie nie oczekuj – rzekł z pasją Adam. - Jeśli tylko takie masz dla mnie rady, to czuj się zwolniony. Rachunek za twoje usługi uiszczę jeszcze dzisiaj. A teraz, wybacz, ale twoje towarzystwo zaczyna mnie irytować.
• Chwileczkę, panie Cartwright – Daniel przytrzymał Adama za ramię - guzik mnie obchodzi, czy pana irytuję, czy nie. Sprawa jest jeszcze niezakończona…
• Puść mnie! - warknął Adam – puść, bo ci przyłożę!
• Dobrze, ale najpierw mnie wysłuchaj.

Słusznie. Przyłożyć zawsze później można wszak
Cytat:
... nalewając po pół szklaneczki alkoholu o przezroczystej, kryształowej barwie, rzekł do Adama: - niech pan spróbuje. Ten niebiański napitek rozjaśnia umysł i rozwiązuje język.
• Skoro pan tak twierdzi, to spróbuję – odparł Adam i jednym haustem przechylił szklaneczkę. To, co później się działo, trudno opowiedzieć. Adamowi oczy wyszły na wierzch, twarz mu poczerwieniała, a gardło piekło, go żywym ogniem. Do tego wyraźnie brakowało mu powietrza. Wyglądał tak, jakby za chwilę miał zejść z tego świata.

Niezły trunek

Cytat:
Adam posłusznie sięgnął palcami do słoja i wyciągnął z niego coś na kształt jajka. Nie zastanawiając się zbyt długo włożył dziwny przysmak do ust i natychmiast pożałował swej decyzji słysząc słowa Ionhara:
• Marynowane bycze jądra. Niezła zagryzka. Rozsmakujesz się w niej, przyjacielu.
• Nie sądzę – odparł z dziwnym wyrazem twarzy Adam – jak dla mnie to zbyt wyrafinowany smakołyk.

Faktycznie, smakołyk. Biedny Adam
Cytat:
• A o czym chcesz ze mną rozmawiać? Jeśli o wyroku, to wszystko zostało powiedziane. Zapewniałeś, że nie zabiorą mi Kathy, a stało się inaczej. Nie oddam jej, Danielu. Nie wiem jeszcze, co zrobię, ale Evansowie jej nie dostaną. Jeżeli będę musiał, to wyjadę z dzieckiem, z kraju.

Adam z pewnością nie odda dziecka
Cytat:
• To, co mam twoim zdaniem zrobić?
• Odwołać się od wyroku, tak jak podkreślił w uzasadnieniu sędzia Ogden.
• Żarty – prychnął Adam. - Odwołam się do Federalnego Sądu Apelacyjnego i co? Myślisz, że Langford nie ma ich w kieszeni?
• Gdybyś uważnie wysłuchał uzasadnienia wyroku, a potem pouczenia wiedziałbyś, że musimy zrobić wszystko, żeby sprawa znalazła się w Sądzie Najwyższym. Póki, co łapy Langforda tam nie sięgają.

Czyżby sędzia, choć szantażowany usiłował pomóc Adamowi?
Cytat:
• Tak, tylko to wszystko wymaga czasu. A gdzie wtedy będzie Kathy? Z Evansami!
• Oj, Adamie – Taylor pokręcił głową – gdybyś wysłuchał wszystkiego, co miał do powiedzenia sędzia Ogden, to wiedziałbyś, że do wiosny dziecko pozostanie z tobą.
• Co takiego?
• Sędzia wziął pod uwagę warunki pogodowe. Zima w górach Sierra Nevada jest niezwykle mroźna. Dla dziecka podróż z Nevady do Kalifornii o tej porze roku może być zabójcza. Evansowie muszą poczekać do wiosny, a to daje nam minimum trzy miesiące na podjęcie odpowiednich działań.

Ciekawe! Chyba jednak sędzia nie lubi Langfordów i nie chce, żeby to oni ostatecznie wygrali

Bardzo ciekawy fragment, zawierający interesujące wiadomości o Irlandii, a raczej o jej pubach, napojach i potrawach Very Happy Do tego ciekawie zarysowane postacie. Sędzia, choć jest szantażowany, sprawia wrażenie, jakby jednak chciał pomóc w pozostawieniu Kathy u Cartrightów, Adam jest porywczy, a Taylor ... bardzo sprytny. Jak to prawnik. Ciekawa jestem, co będzie dalej? Co z Melindą? Co będzie z Kathy? Mam nadzieję na dalszy ciąg ... w niedalekiej przyszłości


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 20:06, 20 Cze 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 20:43, 20 Cze 2019    Temat postu:

Dzięki wielkie, Ewelino za sympatyczny komentarz. Very Happy Taylor jest spryciarzem i nawet gdyby Adam zrezygnował z małej Kathy (co jest nieprawdopodobne) on nie dopuści, żeby dziecko trafiło do Evansów. Wreszcie na 18 spraw dotyczących dzieci wygrał 16, a to przecież coś znaczy. Very Happy

Z tym moim pisaniem bywa różnie... Aderato rządzi, ja nie mam nic do powiedzenia. Mruga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 10:23, 22 Cze 2019    Temat postu:

Pogoniłam Aderato Mruga i oto, co naskrobała Smile


Rozdział 3


Tak, jak obiecał Ionhar, coddle okazał się wyśmienitym daniem zwłaszcza z kuflem schłodzonego piwa. Adam i Daniel posilali się nic nie mówiąc. Szum rozmów docierający do nich zza przepierzeń mieszał się z pokrzykiwaniami dochodzącymi z głównej sali. Adamowi podobał się ten dziwny, melodyjny i zupełnie niezrozumiały język. Nagle krzyki wzmogły się i wszystko wskazywało, że w sali obok doszło do jakiegoś nieporozumienia. Jednak gdy ktoś donośnym, nie znoszącym sprzeciwu głosem, krzyknął: Tá tú i mo teach tábhairne, agus mar sin stoptar suas, tú leathcheann! *) na chwilę zapadła cisza, a potem jakby nigdy nic goście wrócili do przerwanych rozmów.
• I, co smakował mój coddle? - przy stoliku Adama i Daniela pojawił się Ionhar.
• Jak zwykle doskonały. Go raibh maith agat**) – rzekł Daniel wygodnie rozpierając się na krześle.
• To ty tak twierdzisz – odparł Ionhar zbierając ze stołu puste talerze – a co na to twój znajomy?
• Ja mogę tylko dołączyć się do słów Daniela. Bardzo mi wszystko smakowało, oprócz tych byczych jąder – powiedział, mrugnąwszy okiem Adam.
• Cenię szczerość. Podoba mi się ten twój znajomy Danielu. Byłby dobry dla twojej sprawy.
• Może i masz rację, ale teraz nie będzie miał do tego głowy. Chcą mu zabrać dziecko.
• O, do licha! To faktycznie poważna sytuacja. Współczuję – Ionhar wyglądał na prawdziwie poruszonego – ale proszę się nie martwić. Jest pan w dobrych rękach. Daniel to cwany adwokat i ani się pan obejrzy, a będzie po sprawie.
• Jestem Adam, Adam Cartwright – mężczyzna wyciągnął do Ionhara dłoń, który ten mocno uścisnął mówiąc:
• A ja, jak pewnie już wiesz, nazywam się Ionhar Nesbitt. Taka okazja, jak ta wymaga wychylenia szklaneczki poitín…
• Ionhar, przyjacielu może później – Daniel przerwał Irlandczykowi – teraz muszę porozmawiać z Adamem, a znając ciebie na jednej szklaneczce poitín się nie skończy.
• Rozumiem, ale musisz mi obiecać, że później wypijemy. Inaczej obrażę się, a wiesz, że obraza u Irlandczyka trwa aż po grób.
• Obiecuję – Daniel uśmiechnął się przyjacielsko.
• Trzymam cię za słowo i zaraz każę podać wam po kuflu Beamisha – rzekł Ionhar i odszedł zabierając ze sobą brudne talerze.
• O jakiej sprawie mówił Ionhar? - spytał zaciekawiony Adam.
• O tym może później, teraz musimy uzgodnić strategię działania.
• A co masz na myśli? Odwołanie się od wyroku nie wymaga żadnej wielkiej strategii. To czysta formalność.
• Mylisz się – rzekł stanowczo Daniel. - Musimy wykazać, że sędzia Ogden się mylił.
• On się nie mylił, on, jak twierdzisz, nie miał wyboru – powiedział Adam.
• To prawda, ale tego stwierdzenia nie zawrę we wniosku apelacyjnym. Muszę mieć mocne argumenty, takie które zmuszą Sąd Apelacyjny do poważnego potraktowania sprawy.
• No, dobrze, ale jakie miałyby to być argumenty? Zdaje się, że wszystkie przedstawiłeś Ogdenowi.
• Owszem, ale teraz pojawiły się nowe.
• Na przykład?
• Włączenie do sprawy nowych świadków, choćby twojej przyszłej bratowej.
• Jej zeznania mogą zostać poważone.
• To prawda, ale warto spróbować. Poza tym musimy porozmawiać ze służbą Langfordów. Od nich możemy sporo się dowiedzieć.
• Nie będą chcieli zeznawać.
• Gdy sąd ich wezwie będą musieli – stwierdził Daniel.
• Obawiam się, że ich zeznania nic nie wniosą do sprawy. Będą się bali, że stracą pracę i nie powiedzą nic, co bym im miało zaszkodzić – rzekł Adam. - Jeśli tylko takie masz argumenty, to...
• Czekaj, to jeszcze nie wszystko. Powinieneś się ożenić.
• Co takiego?! - Adam nie krył swego zaskoczenia. - Rozumiem, że to taki żart.
• Nie. Kluczowym zarzutem, jaki postawił ci sędzia, było to, że jesteś kawalerem i jako taki nie masz pojęcia o wychowywaniu dziecka, zwłaszcza dziewczynki.
• A gdyby to był chłopiec, to miałbym?
• Wiesz doskonale, o czym mówię. Płeć dziecka nie ma tu znaczenia. Natomiast znaczenie ma fakt, że nie masz żony. Dziecko powinno wychowywać się w rodzinie pełnej, to znaczy takiej, w której jest ojciec i matka. Ty jedynie w połowie spełniasz ten warunek.
• Mam się ożenić, tak? - Adam wzruszył ramionami.
• To zależy od tego, jak bardzo chcesz być ojcem Kathy. Jeżeli nie masz co do tego pewności, to daj sobie spokój. Oddaj ją Evansom już teraz, gdy jeszcze tak bardzo nie boli.
• Wiesz, że jej nie oddam.
• To pomyśl o ożenku.
• Brakuje mi kandydatki na panią Cartwright – odparł Adam.
• Może taka by się znalazła.
• Pewnie – prychnął z ironią Adam. - Stanę na Market Street i będę zagadywał przechodzące tamtędy panny. Może któraś zlituje się nad desperatem.
• Mogę ci pomóc. Będę cię zachwalał, a jak trzeba to nawet będę się targował – rzekł z kamienną twarzą Daniel.
• Bardzo śmieszne – stwierdził Adam. - Lepiej powiedz mi, co jeszcze trzymasz w zanadrzu?
• Trzeba będzie dobrać się do Langforda. Nie daje mi spokoju myśl, że cała ta sprawa związana z Kathy nie bez przyczyny wybuchła właśnie teraz.
• Jego córka straciła dziecko, do tego nigdy już nie będzie miała kolejnego. Co w tym dziwnego, że marzenia o macierzyństwie chce zrealizować poprzez adopcję?
• Tak może pomyśleć ktoś postronny.
• Nie rozumiem do czego zmierzasz – przyznał Adam.
• Langford pragnie zostać gubernatorem.
• Cóż, ludzie mają różne marzenia.
• I zrobią wszystko, żeby osiągnąć cel, zwłaszcza tak kuszący, jak władza. Langford nie cofnie się przed niczym, byle tylko zasiąść w fotelu gubernatora. Nie jestem tylko pewien, czy chce odebrać ci Kathy, żeby ocieplić swój wizerunek, bo co do tego, że Clarie zupełnie nie obchodzi dziecko, nie mam żadnych wątpliwości, czy chce pozbyć się małej, jako plamy na honorze rodziny.
• Nie posunąłby się do tego – powiedział z wahaniem Adam.
• Może tak, może nie. Podejrzewam, że on sam nie jest jeszcze pewien, co zrobi z Kathy, gdy dostanie ją w łapy.
• Czyli dopuszczasz każdy scenariusz.
• Muszę brać pod uwagę wszystkie możliwe warianty zakończenia tej sprawy. Teraz nie mogę pozwolić sobie na żaden błąd i zamierzam grać ostro. Pytanie, czy zgodzisz się na to?
• Nie mam wyjścia, prawda? - Adam utkwił w Danielu przenikliwy wzrok.
• Nie masz – odparł stanowczo Taylor.
• Dobrze, niech tak będzie. Jak mam ci pomóc?
• Po pierwsze musisz się ożenić i to możliwie jak najszybciej.
• I wtedy adwokat Evansa zarzuci mi, że zrobiłem to specjalnie.
• Na pewno tak będzie. Jak znam Whiteblacka nie przepuści takiej okazji. Zajmie się tobą z ogromną radością i będzie cię kąsał, jak wściekły pies.
• Ciekawa perspektywa – zauważył z przekąsem Adam. - Pozwolisz mu na to?
• Tak, bo chcę skupić całą jego uwagę na tobie, a właściwie na twoim małżeństwie. W tym czasie sprawę poprowadzę tak, aby wyszły na wierzch krętactwa Langforda.
• Bez ożenku to niemożliwe? - spytał z nadzieją w głosie Adam.
• Pomyśl o tym, jak o wyrównaniu szans, twoich i Evansów. Wasza sytuacja będzie niemal taka sama. Wtedy pozostanie już tylko wykazanie przed sądem, że oddanie dziecka rodzinie, która wcale nie jest taka wzorowa, za jaką chce uchodzić jest, mówiąc delikatnie, błędem.
• Czy wiesz coś o Langfordzie, co mogłoby go pogrążyć?
• Słyszałeś o złożach diamentów odkrytych na terenie Kalifornii w czasie budowy linii kolejowej?
• Coś mi się obiło o uszy.
• To dobrze, bo już wkrótce może się okazać, że z tymi złożami to jeden wielki przekręt.
• Tylko, jak to ma pomóc mojej sprawie?
• Langford, Evans i paru innych maczali w tym paluchy. Podejrzewam, że na łatwowiernych inwestorach zarobili grube tysiące dolarów. Jeśli to się rozniesie, to ani Langford, ani Evans nie będą myśleć o Kathy. Będą skupieni tylko i wyłącznie na ocaleniu własnej skóry.
• Jest w tym jakaś logika - Adam podrapał się po głowie – ale to małżeństwo, jakoś mnie nie przekonuje.
• A, co ci zależy? Kiedyś przecież będziesz musiał znaleźć sobie żonę.
• Zawsze myślałem, że ożenię się z miłości.
• Straszny z ciebie romantyk, Adamie Cartwright. Myślałem, że kowboj z Nevady jest bardziej twardy. Widać myliłem się.
• To nie tak – odparł Adam. - Po prostu nie sądziłem, że przyjdzie mi ożenić się z rozsądku.
• Zdrowy rozsądek nie jest zły – zauważył uśmiechnąwszy się Daniel.
• Może i tak, tylko, jaką pewność będę miał, że kobieta, którą wybiorę zaakceptuje Kathy i zechce być dla niej matką?
• Na tak postawione pytanie nikt ci nie odpowie. Musisz zaryzykować i tyle.
• Aż tyle – westchnął Adam. - Nie wiem, czy zdecyduję się na taki krok. To niezwykle poważna decyzja. Muszę to przemyśleć.
• Dużo czasu to nie masz – odparł Daniel. - Jutro, najdalej pojutrze chce złożyć apelację. Rozumiesz, im szybciej tym lepiej.
• No, dobrze, przyjmijmy, że znajdę jakąś kobietę, która zechce za mnie wyjść. Co będzie, gdy nie dogadamy się, gdy ona zakocha się w jakimś innym mężczyźnie, a mnie wpadnie w oko inna kobieta?
• Weźmiecie rozwód.
• Co takiego? Danielu, to nie jest temat do żartów. Małżeństwo, nawet takie z rozsądku to zobowiązania, to konieczność zapewnienia żonie poczucia bezpieczeństwa i zachowanie elementarnej uczciwości. Ja już nie wspominam o stronie intymnej takiego związku, bo jakoś tego sobie nie wyobrażam.
• To mnie zaskoczyłeś! Nie sądziłem, że to akurat może stanowić jakiś problem. Piękna kobieta poślubiona nawet z rozsądku może okazać się niezwykle pociągająca. My mężczyźni nie musimy od razu kochać, żeby być z kobietą. Chyba nie zaprzeczysz?
• Nie zaprzeczę, ale czym innym jest zwykła zabawa z dziewczyną z saloonu, a czym innym małżeństwo, choćby takie z rozsądku.
• Adamie, roztrząsanie tej sprawy do niczego nas nie doprowadzi. Jeśli nie zechcesz się ożenić, to trudno, ale nie ukrywam, że to trochę skomplikuje mi działanie. Być może będę musiał uciec się do chwytów nie do końca zgodnych z prawem.
• Tego nie chcę – rzekł zdecydowanie Adam.
• Ja też nie, ale mogę nie mieć wyjścia. Wiem, że naciskam na ciebie, ale czas nagli. Muszę wiedzieć, jaką podejmiesz decyzję.
• Łatwo ci powiedzieć: ożeń się. Nawet gdybym jutro chciał to zrobić, to naprawdę nie znam kobiety, która zgodziłaby się na taki dziwaczny układ.
• Akurat tak nie określiłbym małżeństwa z rozsądku, a poza tym doskonałą kandydatkę masz pod samym nosem.
• Słucham?!
• Panna Banning – odparł Daniel.
• Ty naprawdę oszalałeś! - krzyknął Adam. - Dopiero, co twierdziłeś, że jesteś nią poważnie zainteresowany, a teraz wpychasz mi ją w ramiona.
• To już nieaktualne.
• Doprawdy? Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
• Nie interesuje mnie w co wierzysz – rzekł cicho Daniel.
• Tak nie będziemy rozmawiać. Mów, co się stało.
Taylor zwiesiwszy głowę przez chwilę milczał. Wreszcie zaczerpnąwszy głęboko powietrza spojrzał Adamowi prosto w oczy i powiedział:
• Wczoraj oświadczyłem się pannie Banning. Nie przyjęła mnie. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi z tego powodu jest przykro. Bo widzisz, pierwszy raz w życiu naprawdę się zakochałem. Ale to nie ma już znaczenia, bo ona mnie nie kocha i nigdy nie pokocha.
• Dlatego ubzdurałeś sobie, że ja mogę ożenić się z Melindą.
• A czemu nie?
• A choćby dlatego, że już wkrótce Melinda i jej ojciec zamieszkają w Paryżu. Musiałeś o tym słyszeć.
• Ona nie chce płynąć do Francji.
• Ale będzie musiała. Nie zostanie w San Francisco sama. Zresztą pan Banning jej na to nie pozwoli. Poza tym oni nie mają tu żadnej rodziny.
• Gdybyś się z nią ożenił, to miałaby, a jej ojciec nie musiałby się o nią martwić.
• Tylko, że ja nie mogę się z nią ożenić. Ona była zaręczona z moim najmłodszym bratem. Nie będę wdawał się w szczegóły, ale uwierz mi, że i Melinda nie byłaby zachwycona tym pomysłem.
• Skąd możesz wiedzieć? Nie rozmawiałeś z nią.
• To prawda, ale kilka lat temu między Melindą a mną padły pewne słowa, a pewne sytuacje wymknęły się spod kontroli… nie, nie mogę.
• Posłuchaj, nikt nie każe ci żenić się z nią na wieki. Potraktuj to jak interes. Dla siebie i dla niej. Wystarczy, że wyrok się uprawomocni i będziecie mogli unieważnić małżeństwo.
• Co ty wygadujesz? To jakieś bzdury!
• Proszę cię pomóż jej. Ona naprawdę nie chce opuszczać kraju, a poza tym, jak zdążyłem się zorientować, lubi dzieci i żywo interesuje się losem Kathy.
• Skoro nie chce wyjeżdżać z kraju, to może nie powinna odrzucać twoich oświadczyn.
• Dobrze, powiem wprost: ona kocha…
• Nie kończ – rzekł Adam. - Wiem, co chcesz powiedzieć.






________________________________________________________________
*) Tá tú i mo teach tábhairne, agus mar sin stoptar suas, tú leathcheann! (irl.) - Jesteś w moim pubie, więc zamknij się, idioto!
**) Go raibh maith agat. (irl.) – Dziękujemy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:29, 22 Cze 2019    Temat postu:

Wspaniale! Jest kontynuacja! Jak szybko


Cytat:
• Ja mogę tylko dołączyć się do słów Daniela. Bardzo mi wszystko smakowało, oprócz tych byczych jąder – powiedział, mrugnąwszy okiem Adam.
• Cenię szczerość. Podoba mi się ten twój znajomy Danielu.

Podejrzewam, że jakby Adam nie wiedział co je, to te jądra też by mu smakowały
Cytat:
• A co masz na myśli? Odwołanie się od wyroku nie wymaga żadnej wielkiej strategii. To czysta formalność.
• Mylisz się – rzekł stanowczo Daniel. - Musimy wykazać, że sędzia Ogden się mylił.
• On się nie mylił, on, jak twierdzisz, nie miał wyboru – powiedział Adam.
• To prawda, ale tego stwierdzenia nie zawrę we wniosku apelacyjnym. Muszę mieć mocne argumenty, takie które zmuszą Sąd Apelacyjny do poważnego potraktowania sprawy.

Prawnik wie lepiej
Cytat:
• Włączenie do sprawy nowych świadków, choćby twojej przyszłej bratowej.
• Jej zeznania mogą zostać poważone.
• To prawda, ale warto spróbować. Poza tym musimy porozmawiać ze służbą Langfordów. Od nich możemy sporo się dowiedzieć.
• Nie będą chcieli zeznawać.

Adam jawi się tutaj jako niepoprawny pesymista ... więcej wiary w ludzi
Cytat:
• Czekaj, to jeszcze nie wszystko. Powinieneś się ożenić.
• Co takiego?! - Adam nie krył swego zaskoczenia. - Rozumiem, że to taki żart.
• Nie. Kluczowym zarzutem, jaki postawił ci sędzia, było to, że jesteś kawalerem i jako taki nie masz pojęcia o wychowywaniu dziecka, zwłaszcza dziewczynki.
• A gdyby to był chłopiec, to miałbym?
• Wiesz doskonale, o czym mówię. Płeć dziecka nie ma tu znaczenia. Natomiast znaczenie ma fakt, że nie masz żony. Dziecko powinno wychowywać się w rodzinie pełnej, to znaczy takiej, w której jest ojciec i matka. Ty jedynie w połowie spełniasz ten warunek.

Ten projekt bardzo zaskoczył Adama i pewnie też przeraził.
Cytat:
• Mam się ożenić, tak? - Adam wzruszył ramionami.
• To zależy od tego, jak bardzo chcesz być ojcem Kathy. Jeżeli nie masz co do tego pewności, to daj sobie spokój. Oddaj ją Evansom już teraz, gdy jeszcze tak bardzo nie boli.
• Wiesz, że jej nie oddam.
• To pomyśl o ożenku.
• Brakuje mi kandydatki na panią Cartwright – odparł Adam.

Oj! Chyba zaczyna się wykręcać
Cytat:
• Pewnie – prychnął z ironią Adam. - Stanę na Market Street i będę zagadywał przechodzące tamtędy panny. Może któraś zlituje się nad desperatem.
• Mogę ci pomóc. Będę cię zachwalał, a jak trzeba to nawet będę się targował – rzekł z kamienną twarzą Daniel.

Prawnik nie tylko jest bystry, ale ma i poczucie humoru
Cytat:
• Langford pragnie zostać gubernatorem.
• Cóż, ludzie mają różne marzenia.
• I zrobią wszystko, żeby osiągnąć cel, zwłaszcza tak kuszący, jak władza. Langford nie cofnie się przed niczym, byle tylko zasiąść w fotelu gubernatora. Nie jestem tylko pewien, czy chce odebrać ci Kathy, żeby ocieplić swój wizerunek, bo co do tego, że Clarie zupełnie nie obchodzi dziecko, nie mam żadnych wątpliwości, czy chce pozbyć się małej, jako plamy na honorze rodziny.
• Nie posunąłby się do tego – powiedział z wahaniem Adam.

Różnie może być ... ten gad jest zdolny do wszystkiego
Cytat:
Teraz nie mogę pozwolić sobie na żaden błąd i zamierzam grać ostro. Pytanie, czy zgodzisz się na to?
• Nie mam wyjścia, prawda? - Adam utkwił w Danielu przenikliwy wzrok.
• Nie masz – odparł stanowczo Taylor.
• Dobrze, niech tak będzie. Jak mam ci pomóc?
• Po pierwsze musisz się ożenić i to możliwie jak najszybciej.

Adam posiadający zonę jest z pewnością bardziej wiarygodnym opiekunem niż Adam-kawaler
Cytat:
• Czy wiesz coś o Langfordzie, co mogłoby go pogrążyć?
• Słyszałeś o złożach diamentów odkrytych na terenie Kalifornii w czasie budowy linii kolejowej?
• Coś mi się obiło o uszy.
• To dobrze, bo już wkrótce może się okazać, że z tymi złożami to jeden wielki przekręt.
• Tylko, jak to ma pomóc mojej sprawie?
• Langford, Evans i paru innych maczali w tym paluchy. Podejrzewam, że na łatwowiernych inwestorach zarobili grube tysiące dolarów. Jeśli to się rozniesie, to ani Langford, ani Evans nie będą myśleć o Kathy. Będą skupieni tylko i wyłącznie na ocaleniu własnej skóry.

Doskonała taktyka
Cytat:
• A, co ci zależy? Kiedyś przecież będziesz musiał znaleźć sobie żonę.
• Zawsze myślałem, że ożenię się z miłości.
• Straszny z ciebie romantyk, Adamie Cartwright. Myślałem, że kowboj z Nevady jest bardziej twardy. Widać myliłem się.
• To nie tak – odparł Adam. - Po prostu nie sądziłem, że przyjdzie mi ożenić się z rozsądku.
• Zdrowy rozsądek nie jest zły – zauważył uśmiechnąwszy się Daniel.

Bidula do tej pory nie spełnił tego warunku, więc może ta rada nie jest zła
Cytat:
• Łatwo ci powiedzieć: ożeń się. Nawet gdybym jutro chciał to zrobić, to naprawdę nie znam kobiety, która zgodziłaby się na taki dziwaczny układ.
• Akurat tak nie określiłbym małżeństwa z rozsądku, a poza tym doskonałą kandydatkę masz pod samym nosem.
• Słucham?!
• Panna Banning – odparł Daniel.

Doskonała kandydatura
Cytat:
• To już nieaktualne.
• Doprawdy? Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
• Nie interesuje mnie w co wierzysz – rzekł cicho Daniel.
• Tak nie będziemy rozmawiać. Mów, co się stało.
Taylor zwiesiwszy głowę przez chwilę milczał. Wreszcie zaczerpnąwszy głęboko powietrza spojrzał Adamowi prosto w oczy i powiedział:
• Wczoraj oświadczyłem się pannie Banning. Nie przyjęła mnie. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi z tego powodu jest przykro. Bo widzisz, pierwszy raz w życiu naprawdę się zakochałem. Ale to nie ma już znaczenia, bo ona mnie nie kocha i nigdy nie pokocha.
• Dlatego ubzdurałeś sobie, że ja mogę ożenić się z Melindą.
• A czemu nie?

No właśnie! Czemu nie?
Cytat:
Tylko, że ja nie mogę się z nią ożenić. Ona była zaręczona z moim najmłodszym bratem. Nie będę wdawał się w szczegóły, ale uwierz mi, że i Melinda nie byłaby zachwycona tym pomysłem.
• Skąd możesz wiedzieć? Nie rozmawiałeś z nią.
• To prawda, ale kilka lat temu między Melindą a mną padły pewne słowa, a pewne sytuacje wymknęły się spod kontroli… nie, nie mogę.
• Posłuchaj, nikt nie każe ci żenić się z nią na wieki. Potraktuj to jak interes. Dla siebie i dla niej. Wystarczy, że wyrok się uprawomocni i będziecie mogli unieważnić małżeństwo.
• Co ty wygadujesz? To jakieś bzdury!
• Proszę cię pomóż jej. Ona naprawdę nie chce opuszczać kraju, a poza tym, jak zdążyłem się zorientować, lubi dzieci i żywo interesuje się losem Kathy.

A kiedy tańczył z Melindą, to mu jakoś te zaręczyny i "pewne słowa z przeszłości" nie przeszkadzały
Cytat:
• Skoro nie chce wyjeżdżać z kraju, to może nie powinna odrzucać twoich oświadczyn.
• Dobrze, powiem wprost: ona kocha…
• Nie kończ – rzekł Adam. - Wiem, co chcesz powiedzieć.

I tutaj się pogubiłam ... wie, czy tylko przypuszcza i czy "obstawia" właściwego kandydata? To jest pytanie

Bardzo dobry fragment. Dalszy ciąg wiadomości dotyczących Irlandii, nawet trochę gaelickich zwrotów i ciekawa rozmowa Adama z Danielem. Prawnik uważa, że ślub Adama jest doskonałym wyjściem z sytuacji. Odwróci uwagę przeciwnej strony od prawnika, wrogowie skupią się na udowadnianiu, że ślub był tylko po to, aby zatrzymać dziecko ... Daniel w tym czasie zajmie się udowadnianiem przekrętów Langforda i Evansa. Doskonały pomysł. Nie wiem, skąd Adam wziął przekonanie, że Melinda nie byłaby zachwycona tym pomysłem? Przecież chyba pamięta, że to on bardziej jej się podobał. Joe był wybrany przez mamę Melindy, a nie przez dziewczynę. No i pytanie na końcu fragmentu ... czy Adam rzeczywiście wie o kim mówi Daniel? To jest bardzo dręczące czytelnika pytanie ... mam nadzieję, że odpowiedź będzie w kolejnej części opowiadania. Czekam niecierpliwie


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Sob 18:29, 22 Cze 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:52, 22 Cze 2019    Temat postu:

Dziękuję bardzo za wnikliwy komentarz. Mogę zdradzić tajemnicę, że Adam domyśla się, że to właśnie on jest obiektem westchnień Melindy. Co zrobi? Czy pójdzie za radą Daniela i ożeni się, czy może znajdzie jakieś inne wyjście, zobaczymy. Pomysł już jest. Teraz siadam do pisania. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:54, 22 Cze 2019    Temat postu:

Mam nadzieję, że jednak ożeni się. Melinda ... ta po przemianie jest idealną kandydatką na żonę - rozsądna, lubiąca dzieci, wykształcona i ... co najważniejsze nadal zakochana.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:59, 22 Cze 2019    Temat postu:

Zobaczymy, co da się zrobić. Mruga Adam jest wszak najbardziej grymaśnym facetem wśród facetów. Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 0:50, 26 Cze 2019    Temat postu:

Na złagodzenie upału Mruga


Rozdział 4


Płacz dziecka słychać było w całym domu. Mała Kathy niezwykle boleśnie przechodziła ząbkowanie. Clarissa, a z nią wszyscy domownicy starali się ulżyć maleństwu w cierpieniu. Nic jednak nie pomagało. Ani masowanie dziąsełek, ani noszenie na rękach, ani nawet podanie niewielkiej ilości laudanum. Dziecko płakało i już. Najgorsze były noce. Wtedy nikt nie mógł zmrużyć oka. Wkrótce wszyscy chodzili niewyspani i fukali na siebie. Ben już trzy razy wzywał doktora Martina. Niestety żadne z lekarstw zaleconych przez lekarza nie przynosiło Kathy ulgi. Do tego doszła jeszcze gorączka i ponownie trzeba było wezwać doktora.
Joe i Hoss siedzieli w salonie, uznając słusznie, że ich obecność w pokoju małej pacjentki jest zupełnie zbędna. Ich ojciec i Clarissa doskonale dawali sobie radę. Joe ziewnął szeroko i położył nogi na stole. Przez chwilę przyglądał się bratu, który strugał coś z zapałem.
• Co robisz? - spytał.
• Grzechotkę dla Kathy – odparł Hoss nie podnosząc wzroku.
• A nie lepiej kupić?
• Ty pewnie tak byś zrobił. Ja chcę, żeby miała od wujka Hossa coś oryginalnego.
• Też mi – zaśmiał się Joe – oryginalna dłubanka. Na pewno doceni.
• Clarissa mówiła mi, że jej najpiękniejszą zabawką była lalka, którą zrobił dla nie jej ojciec.
• Najpiękniejszą, bo zapewne jedyną. Palmerom przecież się nie przelewało.
• To prawda, całe życie ciężko pracowali, a los ich nie oszczędzał. To niesamowici ludzie. Ojciec Clarissy mimo kalectwa jest niezwykle optymistycznym człowiekiem. Wiesz, że dzięki ćwiczeniom zaleconym przez doktora Martina na tyle wzmocnił siły, że sam siada na wózek?
• To wspaniałe wieści – rzekł Joe sięgając do stojącej na stole patery z jabłkami. Wybrał jedno z nich i przetarł je o koszulę, po czym z apetytem zatopił w nim zęby. - Jak myślisz, kiedy wróci Adam?
• Nie mam pojęcia – Hoss na chwilę przerwał struganie, przypatrując się swojej pracy.- Jeszcze trochę i zabawka będzie gotowa. W środku umieszczę koraliki. Będą fajnie grzechotać.
• Tylko zabezpiecz tak, żeby Kathy się do nich nie dobrała – rzekł Joe.
• To rozumie się samo przez się. Przecież nie naraziłbym małej na jakiekolwiek niebezpieczeństwo – odparł Hoss. - Joe, mam do ciebie sprawę…
• Jaką?
Joe jednak, przynajmniej na razie, nie dowiedział się, o co chciał go poprosić brat, bowiem u szczytu schodów prowadzących na piętro pojawił się ich ojciec i doktor Martin. Mężczyźni, rozmawiając, schodzili wolno po schodach. Joe i Hoss wstali na ich widok ze swoich miejsc. Doktor Martin spojrzał na młodych Cartwrightów i uśmiechnął się.
• Nie martwcie się - rzekł. - Kathy nic nie będzie. Tak, jak wcześniej mówiłem, to tylko ząbkowanie. Niestety, musicie uzbroić się w cierpliwość, bo to trochę potrwa. – Spoglądając zaś na Bena dodał: - ten syropek, który przepisałem powinien pomóc. Wyślij któregoś z synów do miasta, niech zamówi u Barreta. To nowy aptekarz, ale zna się na rzeczy. Na pewno będzie miał wszystkie składniki i szybko przygotuje lekarstwo. Wieczorem będziecie mogli je podać małej.
• Sam to załatwię – odparł Ben. – Mam coś do załatwienia w Virginia City, więc zabiorę się z tobą.
• Będzie mi miło. A i jeszcze jedno: możecie dawać Kathy suche skórki chleba do gryzienia. To trochę złagodzi swędzenie dziąseł. Tylko, żeby nie były zbytnio wysuszone, bo wtedy będą ją kaleczyć.
• Joe - Ben zwrócił się do najmłodszego z synów - idź do Hop Singa i powiedz mu, żeby przygotował skórki dla dziecka.
• Już się robi tato – odparł Joe i poszedł do kuchni.
• Hoss, do mojego powrotu ty i Joe macie siedzieć w domu. Clarissa jest bardzo zmęczona. Musi choć trochę odpocząć, a wy w tym czasie zajmiecie się Kathy.
• Dobrze, tato, choć Joe nie będzie uszczęśliwiony. Zdaje się, że miał jakieś plany na wieczór.
• To będzie musiał je zmienić – rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu Ben.
• Przyjacielu, nie chciałbym cię poganiać, ale trochę mi się śpieszy – powiedział doktor Martin.
• Tak, tak, jedźmy.

***

• Hoss, czy naprawdę, nie mogłeś powiedzieć tacie, że sam sobie poradzisz – Joe nie krył niezadowolenia.
• Annie, jak kocha to poczeka – zaśmiał się Hoss.
• Drugi raz wystawiam ją do wiatru – powiedział niemal żałośnie Joe. - Tommy Davis ma na nią oko. Boję się, że sprzątnie mi ją sprzed nosa. Hoss, posłuchaj, pojadę do Annie, powiem, co i jak, i będę z powrotem zanim tato wróci do domu.
• Skąd możesz wiedzieć, o której wróci nasz tato? Nie zamierzam się za ciebie tłumaczyć. A teraz idę na górę, zmienić Clarissę przy dziecku. Mógłbyś pofatygować się ze mną, braciszku – powiedział Hoss wchodząc na schody. Joe ruszył za bratem, mówiąc:
• Posłuchaj, to dla mnie bardzo ważne. Muszę spotkać się z Annie.
• Mowy nie ma – rzekł nieprzejednanym głosem Hoss.
• Odkąd się zaręczyłeś stałeś się nie do wytrzymania.
• Moje zaręczyny nie mają tu nic do rzeczy.
• Hoss… proszę – Joe zrobił błagalną minę. - Jesteś przecież moim bratem. No, zrozum mnie. Zrobię dla ciebie wszystko, tylko pozwól mi jechać do Annie.
• Cóż… musiałbym cię kryć, a to mi się nie podoba - Hoss westchnął ciężko i spojrzawszy spod oka na brata powiedział: – ale wiesz co? Może i mógłbyś, coś dla mnie zrobić.
• Powiedz, tylko co? - Joe uśmiechnął się zwycięsko.
• W najbliższą sobotę jest zabawa u Nortonów. Chciałbym tam iść z Clarissą. Wiesz, wszyscy powinni poznać moją narzeczoną.
• Zdaje się, że już ją poznali – zauważył Joe.
• Ale złośliwy się zrobiłeś. Zazdrosny jesteś?
• Ja? Też mi coś – Joe wzruszył ramionami. - Jeśli jednak myślisz, że zgodzę się i zostanę w sobotę, w domu, żeby niańczyć Kathy to mylisz się, grubo się mylisz.
• Powiedziałeś, że zrobisz wszystko.
• W granicach rozsądku.
• A, o co cię poprosiłem? Przecież nie o gwiazdkę z nieba.
• Zabawa u Nortonów to jest taka gwiazdka. Zamierzam tam być i dobrze się bawić z Annie. Poza tym chciałem ci przypomnieć, że w ubiegłą sobotę, to ja siedziałem z Kathy, a wy bawiliście się u Jenningsów w Virginia City.
• O ile mnie pamięć nie myli, braciszku, to sam zaproponowałeś, że zostaniesz z dzieckiem, więc nie wypominaj, bo... – Hoss przystanął w korytarzu i zrobił groźną minę.
• Bo? Bo co? - Joe nastroszył się niczym młody kogut i jednocześnie asekuracyjnie przysunął się bliżej ściany tuż przy pokoju Adama.
• Bo możesz tego pożałować.
• O, już się ciebie boję. Posłuchaj Hoss, jest karnawał i nie zamierzam spędzać w domu drugiej soboty z rzędu.
• To mamy problem, bo ja też nie mam takiego zamiaru. Jak słusznie zauważyłeś, trwa karnawał i chcę, żeby Clarissa dobrze się bawiła. Należy jej się to, za wszystko, co zrobiła i co robi dla naszej rodziny.
• Doceniam jej zaangażowanie, tylko dlaczego to ja mam wciąż ustępować?
• Bo jesteś najmłodszy? - spytał retorycznie Hoss i dał bratu kuksańca w bok. Ten uderzył plecami w uchylone drzwi pokoju Adama. Nie znajdując w nich oparcia, stracił równowagę, po czym z hukiem wylądował na podłodze tuż przy łóżku. Mina leżącego Joe była warta wszystkich pieniędzy. Hoss na ten widok wybuchnął gromkim śmiechem. Joe wykrzyknął kilka niecenzuralnych słów i przekręcił się na bok, żeby wstać. Wtedy zobaczył, że pod szafką nocną leży jakaś kartka. Nie zważając na kąśliwą odpowiedź brata sięgnął ręką pod szafkę. Po chwili siedział na podłodze nie z kartką, a z listem w dłoni. W międzyczasie na korytarzu pojawiła się Clarissa z płaczącą Kathy na ręku. Na ogół pogodna dziewczyna teraz wyglądała, jak uosobienie furii.
• Co wy, do licha wyprawiacie?! Dopiero, co uśpiłam Kathy! Jak można tak wrzeszczeć?! - krzyknęła z pretensją w głosie. - Pan Cartwright obiecał, że mi pomożecie i faktycznie pomogliście – dodała z goryczą.
• Kochanie – Hoss z miną winowajcy spoglądał na narzeczoną – przepraszam, ale wiesz, jaki potrafi być Joe. On świętego wyprowadziłby z równowagi. Przepraszam… no, nie gniewaj się na mnie. Daj mi Kathy, zajmę się nią, a ty sobie odpoczniesz.
• Zbytek łaski – fuknęła rozzłoszczona tuląc do siebie dziecko. - A w ogóle, co robicie w pokoju Adama? Wiecie przecież, że on nie lubi gdy ktoś tu zagląda.
• Wielka szkoda – rzekł, podnosząc się z podłogi Joe – może wtedy, ktoś wcześniej znalazłby ten list.
• To pewnie list Adama. Lepiej odłóż go na szafkę – poradził Hoss.
• Jest zaadresowany do Willa, ale nie ma nadawcy – rzekł Joe, nie zwracając uwagi na słowa brata. - Clarisso, mówiłaś, że Olive napisała do Willa. Zobacz, może to ten list?
Dziewczyna podeszła do Joseph’a i spojrzała na przybrudzoną kurzem kopertę. Na widok znajomego charakteru pisma usta jej zadrżały i przez chwilę nie była w stanie nic powiedzieć. Mała Kathy, jakby wyczuwając, że dzieje się coś ważnego przestała płakać i przytuliła się do Clarissy.
• To ten list, prawda? - Joe ponowił pytanie. Clarissa skinęła twierdząco głową.
• A my byliśmy pewni, że nigdy do nas nie dotarł – powiedział poruszony Hoss.
• Ale, jak list znalazł się pod szafką? - spytała Clarissa. - Przecież sprzątacie systematycznie. Prawda?
• No… w zasadzie tak – odparł niezbyt pewnie Hoss.
• Musimy go otworzyć – rzekł Joe, obracając w dłoni odnaleziony list.
• Zwariowałeś? - Hoss z oburzeniem spojrzał na brata. - Nie możemy. Ten list powinien otworzyć Adam. Korespondencja Willa to tak, jak korespondencja Adama.
• Tyle tylko, że sytuacja jest wyjątkowa, a w liście może być coś, co pomoże Adamowi w sądzie.
• Joe ma rację, powinniśmy otworzyć – powiedziała Clarissa, nie zwracając uwagi na to, że śliniąca się Kathy potraktowała jej wskazujący palec niczym gryzak.
• Clarisso, a ty nie pamiętasz, o czym pisała Olive? - spytał Hoss. Miał mieszane uczucia, co do pomysłu brata i narzeczonej.
• Nie tyle nie pamiętam, co po prostu nie wiem. Ja tylko wysłałam ten list. Olive powiedziała, że jak Will go przeczyta to na pewno przyjedzie. Była pewna, że nie zostawi jej i dziecka. To wszystko, co pamiętam – odparła dziewczyna.
• Musimy otworzyć i już – orzekł Joe.
• Zaczekajmy na tatę. Niedługo wróci. To on pierwszy powinien go przeczytać – powiedział zdecydowanie Hoss.
• Niech ci będzie. - Zgodził się Joe i pomachał listem mówiąc: - leżał tyle czasu, to może poleżeć jeszcze kilka godzin.
List w ręku Josepha zwrócił uwagę Kathy. Dziecko wyciągnęło w jego kierunku rączkę i wydało z siebie radosne dźwięki.
• Tak, skarbie, to list od twojej mamusi – powiedziała Clarissa i pocałowała dziewczynkę w główkę.

***

• I, co tato? Myślisz, że to, co jest w tym liście przyda się Adamowi? - spytał podekscytowany Joe. Ben po raz drugi czytał list Olive i nie dowierzał własnym oczom. Wreszcie podał go synowi i polecił mu, żeby na głos odczytał słowa Olive. List był krótki. Panna Braxstone informowała Willa, że zostanie ojcem. Wyraziła też nadzieję, że spełni on swoją obietnicę otaczając ją i ich dziecko opieką. Zapewniła, go przy tym o swojej płomiennej miłości. Na końcu zaś napisała: Will, kochany, gdybym, co nie daj Boże, nie przeżyła rozwiązania pragnę, abyś to ty zajął się naszym synem lub córką. To dziecko, to Cartwright i wśród Cartwrightów powinno się wychowywać. Pamiętaj, to Twoja krew. Nie pozwól, żeby stała mu się krzywda. Will, przyjedź po mnie i zabierz mnie stąd. Obawiam się mojej ciotki. Nie jest mi przychylna. Już teraz gotowa jest wyrzucić mnie na bruk. Tylko resztka przyzwoitości nie pozwala jej na to. Czekam. Twoja na zawsze Olive.
Przez dłuższą chwilę w salonie Ponderosy panowała zupełna cisza. Na twarzach wszystkich widać było malujące się wzruszenie.
• Biedna Olive – rzekła Clarissa, ocierając chusteczką łzy spływające jej po policzkach.
• Mam wrażenie, że przeczuwała, co ją czeka – powiedział cicho Hoss.
• Chyba masz rację – przyznał Joe. - To zabrzmiało, niczym testament. Jak myślisz tato?
Ben westchnął i pokiwał twierdząco głową.
• Tak – powiedział wreszcie – tak można to odczytać. Ten list trzeba, jak najszybciej dostarczyć Adamowi. Teraz już nikt nie odbierze mu dziecka.





Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 16:03, 26 Cze 2019    Temat postu:

Jaka miła niespodzianka

Cytat:
Płacz dziecka słychać było w całym domu. Mała Kathy niezwykle boleśnie przechodziła ząbkowanie. Clarissa, a z nią wszyscy domownicy starali się ulżyć maleństwu w cierpieniu. Nic jednak nie pomagało. Ani masowanie dziąsełek, ani noszenie na rękach, ani nawet podanie niewielkiej ilości laudanum. Dziecko płakało i już. Najgorsze były noce. Wtedy nikt nie mógł zmrużyć oka. Wkrótce wszyscy chodzili niewyspani i fukali na siebie. Ben już trzy razy wzywał doktora Martina.

Ząbkowanie to duży problem małego człowieka
Rodziny i opiekunów również.
Cytat:
• Hoss, czy naprawdę, nie mogłeś powiedzieć tacie, że sam sobie poradzisz – Joe nie krył niezadowolenia.
• Annie, jak kocha to poczeka – zaśmiał się Hoss.
• Drugi raz wystawiam ją do wiatru – powiedział niemal żałośnie Joe. - Tommy Davis ma na nią oko. Boję się, że sprzątnie mi ją sprzed nosa. Hoss, posłuchaj, pojadę do Annie, powiem, co i jak, i będę z powrotem zanim tato wróci do domu.

Joe znów kombinuje jak tu się wymigać od opieki nad niemowlęciemSwoją drogą która to już Annie?
Cytat:
• Doceniam jej zaangażowanie, tylko dlaczego to ja mam wciąż ustępować?
• Bo jesteś najmłodszy? - spytał retorycznie Hoss i dał bratu kuksańca w bok. Ten uderzył plecami w uchylone drzwi pokoju Adama. Nie znajdując w nich oparcia, stracił równowagę, po czym z hukiem wylądował na podłodze tuż przy łóżku. Mina leżącego Joe była warta wszystkich pieniędzy. Hoss na ten widok wybuchnął gromkim śmiechem. Joe wykrzyknął kilka niecenzuralnych słów i przekręcił się na bok, żeby wstać.

Ach! Te braterskie poklepywanie
Cytat:
- A w ogóle, co robicie w pokoju Adama? Wiecie przecież, że on nie lubi gdy ktoś tu zagląda.
• Wielka szkoda – rzekł, podnosząc się z podłogi Joe – może wtedy, ktoś wcześniej znalazłby ten list.
• To pewnie list Adama. Lepiej odłóż go na szafkę – poradził Hoss.
• Jest zaadresowany do Willa, ale nie ma nadawcy – rzekł Joe, nie zwracając uwagi na słowa brata. - Clarisso, mówiłaś, że Olive napisała do Willa. Zobacz, może to ten list?

Ale efekt braterskiego kuksańca był wspaniały! Znalazł się list Olive do Willa[link widoczny dla zalogowanych]
Cytat:
• Zwariowałeś? - Hoss z oburzeniem spojrzał na brata. - Nie możemy. Ten list powinien otworzyć Adam. Korespondencja Willa to tak, jak korespondencja Adama.
• Tyle tylko, że sytuacja jest wyjątkowa, a w liście może być coś, co pomoże Adamowi w sądzie.
• Joe ma rację, powinniśmy otworzyć – powiedziała Clarissa, nie zwracając uwagi na to, że śliniąca się Kathy potraktowała jej wskazujący palec niczym gryzak.

Istotnie, powinni otworzyć i zobaczyć, czy list nie przyda się Adamowi w sądzie
Cytat:
Na końcu zaś napisała: Will, kochany, gdybym, co nie daj Boże, nie przeżyła rozwiązania pragnę, abyś to ty zajął się naszym synem lub córką. To dziecko, to Cartwright i wśród Cartwrightów powinno się wychowywać. Pamiętaj, to Twoja krew. Nie pozwól, żeby stała mu się krzywda. Will, przyjedź po mnie i zabierz mnie stąd. Obawiam się mojej ciotki. Nie jest mi przychylna. Już teraz gotowa jest wyrzucić mnie na bruk. Tylko resztka przyzwoitości nie pozwala jej na to. Czekam. Twoja na zawsze Olive.

No, to jest argument! Każdy sąd powinien uszanować decyzję matki dziecka!
Cytat:
• Biedna Olive – rzekła Clarissa, ocierając chusteczką łzy spływające jej po policzkach.
• Mam wrażenie, że przeczuwała, co ją czeka – powiedział cicho Hoss.
• Chyba masz rację – przyznał Joe. - To zabrzmiało, niczym testament. Jak myślisz tato?
Ben westchnął i pokiwał twierdząco głową.
• Tak – powiedział wreszcie – tak można to odczytać. Ten list trzeba, jak najszybciej dostarczyć Adamowi. Teraz już nikt nie odbierze mu dziecka.

Tak, ten list powinien Adamowi pomóc w wygraniu sprawy[link widoczny dla zalogowanych]

Bardzo, bardzo przyjemny fragment. Cóż, chłopcy rzadko sprzątają jak widać, skoro list tyle czasu przeleżał pod szafką. Szkoda, ale może zdążą doręczyć go Adamowi. Przyda mu się w sądzie. To pismo to jakby testament Olive oraz ostrzeżenie przed jej rodziną, czyli Langfordami. To wiele o nich mówi. Dobrze byłoby, jakby Kathy została u Cartwrightów. Tutaj ją kochają.
Ciekawe co dzieje się z Adamem i Melindą. Czy zdecydował się na oświadczyny? To dziewczyna dla niego stworzona ... nie powinien czekać, chociaż kiedy dostanie list, to może stracić motywację do szybkich oświadczyn. Niestety, tak to z nim jest. Może autorka go popędzi do szybszego działania, bo Kathy może doczekać się rodzeństwa w wieku ... kiedy skończy collegeCzekam bardzo niecierpliwie na kontynuację


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:03, 26 Cze 2019    Temat postu:

Bardzo się cieszę, że tak pozytywnie przyjęłaś ten fragment. Dziękuję za miły komentarz. Odnalezienie listu na pewno pomoże Adamowi. Tym samym biedaczek nie będzie zmuszony do podjęcia decyzji, która mu zupełnie nie w smak. Adaś do instytucji małżeństwa podchodzi, jak pies do jeża. Na razie wszystko wskazuje na to, że chłopina pozostanie kawalerem. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:08, 26 Cze 2019    Temat postu:

To ... bardzo przygnębiające ... w serialu nie chcieli go uszczęśliwić żoną, to choć w fanfiku chłopina zaznałby szczęścia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:13, 26 Cze 2019    Temat postu:

Pytanie, czy Adam tak naprawdę chciał mieć żonę. W serialu z pominięciem Ruth to szału w tym zakresie nie było. Smile A wątek z Laurą był mówiąc delikatnie trochę dziwny, ale to już zupełnie inna sprawa.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 23:04, 26 Cze 2019    Temat postu:

Jednak szukał ... trochę ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:19, 30 Cze 2019    Temat postu:

No, nie wiem Ewelino, czy ten odcinek Ci się spodoba Confused


Rozdział 5


Zegar wybił północ, a Adam wciąż nie spał. Kładąc się do łóżka miał nadzieję, że szybko zaśnie, tymczasem mijała minuta za minutą, a on wiercił się i przekręcał z boku na bok. Próbował nie myśleć o wydarzeniach minionego dnia. Starał się skupić myśli na miłych rzeczach. Liczył nawet barany i nic. Sen nie nadchodził. W ciszy wypełniającej jego pokój tykanie zegara urastało do hałasu przewiercającego uszy. Wreszcie nie wytrzymał i traktując łóżko, jak osobistego wroga z wściekłością odrzucił kołdrę i gwałtownie usiadł. Bez względu na to, jak bardzo próbował nie myśleć o słowach Taylora, zwłaszcza tych dotyczących Melindy, i tak wracały one ze zdwojoną siłą. Musiał przyznać, że dzisiejsza Melinda zupełnie nie przypominała tej sprzed pięciu lat. Była młodą, wykształconą kobietą, i jak już zdołał się przekonać, w wielu sprawach miała własne zdanie. Do tego pracowała, co wśród kobiet wcale nie było takie powszechne. Prawdę mówiąc, gdyby miał ożenić się z rozsądku, to Melinda mogłaby być idealną kandydatką na żonę.
Te myśli nie wiadomo dlaczego wywołały u Adama nagłą irytację. Wstał z łóżka i założywszy szlafrok podszedł do okna. Odsunął na bok bordową zasłonę z szenili i nieznacznie unosząc firankę, wyjrzał na pustą o tej porze ulicę, oświetloną jedynie migotliwym światłem latarni gazowych. Potem spojrzał na kamienicę stojącą po przeciwnej stronie ulicy. W żadnym z okien nie paliło się światło. Wyobraził sobie, jak mieszkańcy tego domu smacznie śpią i niemal im tego pozazdrościł. Postanowił w końcu trochę poczytać. Mając nadzieję, że lektura pomoże mu zasnąć, wziął do ręki książkę leżącą na szafce nocnej i usiadł wygodnie w fotelu. Wtedy zachciało mu się pić, tyle tylko, że w pokoju nic do picia nie miał. Gdy to sobie uświadomił pragnienie poczuł w dwójnasób. Z ciężkim westchnieniem odłożył książkę na stolik kawowy i podszedł do drzwi. Otworzył je powoli i wyjrzał. Przedpokój spowity był ciemnością. Po omacku ruszył do kuchni. Gdy wszedł do niej stanął, jak wryty. W świetle lampy naftowej przy dużym kuchennym stole siedziała Melinda i pisała coś w grubym notesie. Obok leżały ułożone równiutko jakieś dokumenty i kilka luźno rozrzuconych kartek papieru. Melinda ubrana była w wrzosowy, ciepły szlafrok spod którego wysuwały się falbanki koszuli nocnej, ozdobione delikatnym haftem. Ciemne włosy, splecione miała w luźny warkocz przerzucony przez prawe ramię, a pojedyncze kosmyki wdzięcznie okalały ładną niemal dziewczęcą twarz Melindy. Adam z wrażenia przełknął ślinę i miał już się wycofać, gdy dziewczyna podniosła głowę i nieco zaskoczona jego widokiem powiedziała:
• Adam… mogę ci w czymś pomóc?
• Zachciało mi się pić – odparł nieswoim głosem – ale nie chciałbym ci przeszkadzać. Widzę, że nad czymś pracujesz. Wezmę sobie wody i już mnie nie ma.
• Nie przeszkadzasz mi – powiedziała uśmiechając się łagodnie i zamknęła notes. Wstając od stołu dodała: - zaraz ci podam.
• Dziękuję – odparł, próbując nadać swojemu głosowi naturalny ton. Czuł się dziwnie zakłopotany. Chcąc to ukryć potarł kciukiem policzek i powiedział: - nie mogłem zasnąć.
• To, tak jak ja.
• Naprawdę? Dlatego postanowiłaś popracować? - Adam wskazał na papiery leżące na stole.
• To, całkiem niezły sposób. Lepszy niż liczenie baranów – rzekła, a Adam w odpowiedzi parsknął cichym śmiechem. - Co cię tak rozśmieszyło? - zdziwiona utkwiła w nim spojrzenie ślicznych, niebieskich oczu.
• Bo właśnie liczyłem barany i masz rację to najgorszy sposób na sen.
• Już lepsze jest ciepłe mleko. Chcesz?
• Nie, nie, wystarczy woda.
• Wiesz, co? Zamiast mleka lepsza byłaby gorąca czekolada. Chyba naprałam ochoty. Proszę, usiądź, a ja zaraz przyrządzę.
• Ale…
• Nie przyjmuję odmowy – rzekła wyjmując z kredensu filiżanki. Wkrótce słodki zapach czekolady wypełnił kuchnię.
• Miałaś rację. Jest pyszna – przyznał Adam delektując się aromatycznym napojem.
• Cieszę się, że ci smakuje – odparła Melinda. - Czekolada naprawdę poprawia nastrój.
• Żeby to było takie proste – westchnął.
• Przykro mi, że przegrałeś sprawę. To takie niesprawiedliwe.
• Dziękuję Ci, Melindo.
• Co teraz zrobisz? Chyba nie oddasz dziecka Langfordom?
• Nawet nie dopuszczam takiej myśli. Będę walczył. Jutro Taylor złoży odwołanie od wyroku i zobaczymy, jak sprawa potoczy się w Sądzie Apelacyjnym.
• Łatwo nie będzie, prawda?
• Chciałbym zaprzeczyć – odparł Adam uśmiechnąwszy się smutno – ale mam świadomość, że Langford nie odpuści. Jest bardzo zdeterminowany.
• Owszem, jest z tego znany i z tego, że najważniejsze są dla niego pieniądze i władza. Ludzi traktuje przedmiotowo. Przypochlebia się im, a gdy otrzyma to czego chce, niszy ich. W najlepszym razie pozwala im żyć w spokoju.
• Skąd o tym wiesz?
• Nie zapominaj, że pracuję w gazecie. O Langfordach jest ostatnio dość głośno, a to za sprawą głowy rodziny i tak zwanej sprawy diamentowej.
• Taylor coś mi o niej wspominał.
• Dzięki nowo odkrytym złożom diamentów Richard Langford stał się bardzo bogatym człowiekiem. Zamierza zostać gubernatorem i zrobi wszystko, żeby tego dopiąć.
• I do tego potrzebna jest mu Kathy? Nie wierzę.
• To może być bardziej skomplikowane niż ci się wydaje. On ma wszystko przemyślane. Jest przebiegły i jak wspomniałam, bez skrupułów wykorzystuje ludzi. Nie ważne czy to jest dziecko, czy dorosły.
• Twierdzisz, że idzie po trupach do celu?
• Można to tak określić.
• A jeszcze tak niedawno Langfordowie gościli w Ponderosie i wydawali się zupełnie innymi ludźmi.
• Widocznie mieli w tym jakiś interes.
• Tak, chcieli wydać córeczkę za któregoś z Cartwrightów. Teraz wszystko rozumiem. Musieli mieć kłopoty finansowe. Bo widzisz, jeśli nie można dorobić się fortuny lub jeśli się ją straciło to trzeba się w nią wżenić – powiedział szybciej niż pomyślał. Gdy spojrzał na zmieszaną Melindę poczuł się jak skończony idiota. Pięć lat temu, to ona i jej matka przybyły do Ponderosy w podobnym, co Langfordowie celu. - Przepraszam, Melindo. Nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało.
• Za prawdę nie musisz przepraszać – rzekła. – Niewiele brakowało, a moja matka zrobiłaby z nas takich właśnie Langfordów.
• Mówiąc to wszystko, nie miałem ciebie na myśli, uwierz mi – rzekł skonsternowany. - Poza tym to przecież nie była twoja wina.
• Teraz tak mówisz, a wtedy w Ponderosie dałeś mi wyraźnie do zrozumienia, co tak naprawdę o mnie myślisz. Wiedziałeś od początku, o co chodzi mojej matce. Prawda?
• Melindo, to było dawno. Od tamtego czasu bardzo się zmieniłaś. Jesteś kimś innym. I szczerze powiem, że wciąż mnie zadziwiasz.
• Doprawdy? Adam Cartwright przyznaje się do zmiany zdania… proszę, proszę. Nigdy bym nie pomyślała.
• Adam Cartwright jest tylko człowiekiem i czasem się myli - odparł.
Melinda spojrzała na siedzącego przed nią mężczyznę i pomyślała, że od czasu, gdy ujrzała go po raz pierwszy w ogóle się nie zmienił. Nadal był przystojny i niezwykle pociągający. Było w nim coś mrocznego i tajemniczego. Coś, czego bardzo się bała i co przyciągało ją do niego wręcz z magnetyczną siłą.
• Może jeszcze czekolady? - spytała chcąc rozładować dziwnie nabrzmiałą sytuację.
• Chętnie, jeśli coś jeszcze zostało – odpowiedział nadal zmieszany.
• Przygotowałam więcej. Proszę bardzo. – Rzekła nalewając napój do filiżanek, po czym uśmiechnąwszy się spytała: - Powiedz mi Adamie, jeśli to nie tajemnica, co zrobisz, jeśli Sąd Apelacyjny utrzyma wyrok w mocy?
• Pozostaną mi dwie możliwości: wywieźć Kathy z kraju lub… - tu Adam zawiesił głos – ożenić się.
• Pierwszy sposób jest nierozsądny. Dokąd uciekniesz z dzieckiem? Langford jest ustosunkowanym człowiekiem i wszędzie cię znajdzie. Poza tym chcesz pozbawić Kathy rodziny? Twój ojciec i bracia na pewno nie pochwalą takiego wyjścia.
• Sugerujesz, że powinienem się ożenić? - spojrzał na nią badawczo.
• Nie – odparła wytrzymując jego wzrok. - To zbyt poważna i osobista sprawa, żeby udzielać w tym zakresie jakichkolwiek rad.
• Taylor nie miał takich skrupułów.
• Daniel jako twój adwokat miał do tego prawo. Jeśli uznał, że ożenek pomoże ci zatrzymać dziecko, to zapewne miał ku temu powody.
• Masz rację i co gorsza będąc na jego miejscu takiej samej rady udzieliłbym swojemu klientowi.
• To w czym problem? Na pewno w Ponderosie masz jakąś pannę, która chętnie zostanie panią Cartwright – powiedziała żartem.
• I tu cię zaskoczę – rzekł Adam – nie mam, już nie mam. Panna, której chciałem się oświadczyć, na wieść, że mam pod opieką dziecko dała mi kosza. Powiedziała, że nie będzie wychowywać obcych dzieci, bo chce mieć swoje.
• To przykre.
• W gruncie rzeczy dobrze się stało. Pokazała mi swoje prawdziwe oblicze i skutecznie wyleczyła mnie z miłości.
• Nie mów tak. W gruncie rzeczy była z tobą uczciwa. Chce mieć swoje dzieci i nie można mieć jej tego za złe.
• Owszem, ale nie usprawiedliwia to jej negatywnego stosunku do Kathy. Wypowiedziała złe, okrutne słowa pod adresem małego, bezbronnego dziecka. Tego nie można wybaczyć.
• Muszę się z tobą zgodzić. Dzieci powinno się chronić. Ktoś, kto traktuje je, jak nic nie czujące zwierzątka jest albo zły, albo zwyczajnie głupi. A miłości nie przekreślaj. Na pewno spotkasz kiedyś kobietę, która cię oczaruje.
• Skoro tak mówisz – westchnął – tyle tylko, że ja nie wierzę w cuda. Wiesz, co teraz jest dla mnie najważniejsze? Dobro Kathy. Tylko to się liczy. Rozumiesz?
• Doskonale rozumiem – odpowiedziała Melinda – i mimo wszystko życzę ci żebyś kiedyś znalazł kobietę, która pokocha ciebie i twoją Kathy.
• Obawiam się, że jeśli już, to ożenię się tylko z rozsądku.
• To też jest jakieś wyjście. Co prawda mało romantyczne, ale wyjście.
• A ty wyszłabyś za mąż z rozsądku? - Adam utkwił badawczy wzrok w twarzy Melindy.
• To trudne pytanie – odparła niezrażona jego spojrzeniem - ale gdyby okoliczności mnie zmusiły, to być może zdecydowałabym się na taki krok. Ale to tylko takie „gdybanie”. Zresztą, jak wiesz, już wkrótce wypływam z ojcem do Francji i może tam poznam jakiegoś miłego kawalera, który zawróci mi w głowie – rzekła starając się, aby jej głos brzmiał beztrosko. Oczy ją jednak zdradziły i Adam wiedział już, że Daniel nie kłamał mówiąc, że Melinda nie chce nigdzie wyjeżdżać.
• Nie będzie ci smutno opuszczać kraju? - spytał.
• A dlaczego miałoby być mi smutno? - odparła pytaniem na pytanie. - Jesteśmy z tatą sami. Nie zostawiamy tu nikogo za kim mielibyśmy tęsknić. Paryż podobno jest pięknym miastem. Chętnie go zobaczę.
• Na pewno jest wart zwiedzenia, ale wydaje mi się, że nie cieszysz się z tej podróży tak, jak powinnaś.
• Mylisz się. Bardzo się cieszę. – Odrzekła niemal grobowym głosem i umilkła, pochyliwszy głowę. Adam przez dłuższą chwilę patrzył na milczącą dziewczynę. Przypomniał sobie, jak Daniel chciał mu powiedzieć, kogo kocha Melinda. Przerwał mu wtedy, bo bał się tych słów. Czyżby to możliwe, że przez tyle lat durzyła się w nim. I wtedy w ułamku sekundy podjął decyzję. Sam nie wierząc w to co mówi, stłumionym głosem powiedział:
• Melindo, wyjdź za mnie.




Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 22:07, 30 Cze 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 28, 29, 30  Następny
Strona 10 z 30

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin