Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zdrowy rozsądek
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 15, 16, 17 ... 28, 29, 30  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:18, 24 Sie 2019    Temat postu:

Cytat:
Adam całą noc spędził przy łóżku Melindy. Laudanum, co prawda pozwoliło jej zasnąć, ale nie był to zdrowy sen. Kobieta spała niespokojnie, kilka raz z płaczem budziła się, a wtedy Adam tulił ją do siebie i zapewniał, że wszystko będzie dobrze. Melinda na krótko przysypiała w jego ramionach, po czym z przestrachem otwierała oczy i widać było, że wciąż przeżywa wydarzenia minionego dnia. Wreszcie nad ranem oboje usnęli.

Byłby to piękny, rodzinny obrazek, gdyby nie ta napaść na Melindę
Cytat:
• Moja droga, to, co ciebie spotkało jest straszne, ale zapewniam, że człowiek, który chciał tak bardzo cię skrzywdzić...
• Tato, on skrzywdził moją żonę – Adam stanowczo przerwał ojcu – i tylko Małemu Joe zawdzięczamy, że nie posunął się dalej.

Oczywiście, że skrzywdził - pobicie plus rabunek ... czy to Benowi nie wystarczy? To dobrze, że Adam docenia czyn Małego Joe
Cytat:
• Dobry wybór. Hop Sing jest mistrzem w pieczeniu maślanych bułeczek. Z marmoladą? – spytał Adam.
• Poproszę.
• Kawy czy czekolady?
• Czekolady. – Odparła i uśmiechając się nieznacznie dodała: - jesteś dla mnie bardzo miły, ale powinieneś zejść na dół. Ojciec chciał z tobą rozmawiać.
• Chcesz się mnie pozbyć? - Adam spojrzał z powagą na żonę, a potem mrugnął do niej okiem. - Zaraz pójdę, ale najpierw dokończymy śniadanie.

Rzeczywiście, Adam jest wyjątkowo miły i opiekuńczy
Cytat:
• Czy przed wyjściem z domu zajrzysz do mnie? - spytała z nadzieją.
• A kto ci powiedział, że mam zamiar gdziekolwiek wychodzić?
• A nie masz? Dom Hossa i Clarissy sam się nie zbuduje.
• Dziś zrobię sobie dzień przerwy. I jeśli tylko zechcesz będę ci towarzyszył.
• Będzie mi miło – skinęła lekko głową.

No, no, nawet nie ma chęci ruszyć się gdziekolwiek? Chyba bardzo się martwi o Melindę
Cytat:
• Przyjechał, żeby dowiedzieć się, jak się czuje Melinda i czy jeszcze dzisiaj mogłaby złożyć zeznania?
• Dzisiaj? To wykluczone – odparł stanowczo Adam. - Ona jest nadal roztrzęsiona i obolała. Może za dwa dni, o ile doktor Martin uzna to za możliwe. Co w ogóle szeryfowi przyszło do głowy? Czy nie zdaje sobie sprawy z tego przez co przeszła Melinda?

Broni jej jak lew
Cytat:
• Nie unoś się, Adamie – rzekł Ben. - Nikt nie mówi, że Melinda ma tam jechać. To sędzia Logan, szeryf Coffee i obrońca podejrzanych, Davis przyjadą do Ponderosy, i wysłuchają jej zeznań.
• No, proszę to te szumowiny mają już obrońcę. I to Davisa-sępa. To faktycznie, nie mam co się martwić o Melindę. Davis zrobi z niej winną, a tego łotra przedstawi, jako ofiarę. Poza tym ma z nami na pieńku. Myślisz, że nie wykorzysta okazji, żeby nam dokopać?

Ten obrońca ma ugruntowaną opinię. Faktycznie może przedstawić Melindę jako osobę, która sprowokowała nieszczęśnika do takich zachowań. Ciekawe, czy ktoś w to uwierzy?
Cytat:
• Tato, dlaczego tak ci na tym zależy?! - krzyknął Adam.
• Po pierwsze, nie podnoś głosu. Po drugie, te zeznania Melinda złożyłaby w wąskim kręgu najbardziej zainteresowanych osób. Po trzecie, to chyba byłoby lepsze wyjście niż wezwanie twojej żony przed sąd i opowiadanie o wszystkim, co ją spotkało w obecności połowy miasta.
• Do tego nie dopuszczę – zapewnił Adam. – Ale to nie znaczy, że pozwolę nękać ją w kilkanaście godzin po tak ciężkich przeżyciach. I jeśli oni chcą tu dzisiaj przyjechać, to ja się na to nie zgadzam.
• I to mam im powiedzieć? - w głosie Bena zabrzmiały nutki gniewu.
• Mów, co chcesz, ale Melindę zostaw w spokoju – odparował Adam patrząc ojcu prosto w oczy. Po tych słowach zapadła cisza.

Adam chyba dorośleje! Postawił się pa
Cytat:
Bracia Adama spojrzeli po sobie i opuścili głowy, a Ben ostatkiem sił opanował wybuch. Adam widząc, że sytuacja zrobiła się napięta rzekł: - pójdę teraz do Melindy. Nie spała przez większość nocy. Hoss, wybacz, ale dzisiaj nie pomogę ci na budowie. Muszę zostać z żoną.
• To zrozumiałe. Melinda jest teraz najważniejsza – odparł Hoss. - Gdybym był na twoim miejscu zrobiłbym tak samo.

Młodsi bracia, jak zwykle neutralni, a Hoss o złotym sercu popiera większość decyzji Adama
Cytat:
• Mylisz się – powiedział spokojnie Joseph. - Ja również uważam, że Meli… to znaczy twoja żona powinna mieć teraz spokój. Opowiadanie o tym, co ją spotkało i to obcym mężczyznom będzie dla niej koniecznością powtórnego zmierzenia się z okropnymi przeżyciami. Nikt nie ma prawa wymagać tego od niej, ani tym bardziej do tego zmuszać. Decyzję musi podjąć samodzielnie.

Co się dzieje?! Joe popiera Adama? Przyznaje mu rację? Koniec świata
Cytat:
• Joe, Adamie nie myślcie sobie, że jestem bezdusznym człowiekiem – rzekł Ben. - Bardzo współczuję Melindzie, ale prędzej czy później będzie musiała złożyć zeznania. W przeciwnym razie Pike może uniknąć kary.
• Tato, doprawdy nie wiem, jak żona Adama miałaby teraz o tym wszystkim opowiadać. Ja długo nie zapomnę tego, co zobaczyłem. Prawdę mówiąc będę pamiętać do końca swych dni. I jeśli moje zeznania wystarczą, aby skazać Pike’a, to nie ma potrzeby jej niepokoić.
• Dobrze, postaram się przekonać sędziego Logana. Może twoje zeznania faktycznie wystarczą – odparł Ben.

A dlaczego mają nie wystarczyć Ben chyba wycofuje się na z góry upatrzone pozycjezwłaszcze, że dwóch synów ma odmienne zdanie od niego

Bardzo interesujący odcinek. Adaś bardzo sumiennie wypełnia powinności wzorowego małżonka. Siedzi przy chorej żonie, pilnuje, żeby jadła, odpoczywała, nie denerwowała się ... i to ma być mąż z rozsądku?Dobrze, że Melinda jakoś się trzyma, Adasia traktuje uprzejmie, aczkolwiek jak widzimy z lekkim dystansem. I dobrze! To doskonała metoda, żeby wzbudzić jego zainteresowanie, uczucie itd ... Ben chyba zaczyna się irytować tym, że najstarszy syn bardziej niż uwagami pa, przejmuje się zoną ... tą wziętą z rozsądku. Chociaż pewnie senior się cieszy, że wszystko zmierza ku szczęśliwemu finałowi. Ciekawe co dalej? Czy Joe pogodzi się z tym, że jego dawna narzeczona jest teraz zoną brata? Czy Delia znów namiesza? No i jaki będzie wyrok sądu w sprawie Kathy?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Sob 12:20, 24 Sie 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 17:47, 24 Sie 2019    Temat postu:

Bardzo dziękuję za ciekawy i miły komentarz. Adaś na razie sumiennie wypełnia umowę, jaką przed ślubem zawarł z Melindą. Mruga Jest opiekuńczy i stara się, żeby żona czuła się bezpiecznie. Joe chyba zacznie się godzić z rzeczywistością, aczkolwiek zakazany owoc, czyli Melinda będzie go kusić. Della jeszcze zabłyśnie, a do sprawy Kathy oczywiście wrócimy. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:11, 27 Sie 2019    Temat postu:



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 21:41, 28 Sie 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 0:09, 29 Sie 2019    Temat postu:

Oprócz grzybków jest i piękna niecierpliwa biedroneczka. Cudna. Very Happy To opóźnienie to przez upały, które nieźle dały mi w kość. Na razie wklejam pierwszą część rozdziału 6. Kolejne już się zwizualizowały Mruga pozostaje tylko przenieść je na papier, czy raczej na ekran komputera. Oby upały wreszcie się skończyły. Rolling Eyes



Rozdział 6


Kolejne trzy noce Melinda spędziła w pokoju Adama. Małżonek był dla niej niezwykle opiekuńczy i niemal czuły. Pochlebiało jej to, ale nie miała złudzeń, że jego zachowanie nie było podyktowane uczuciem, a sympatią i zawartym układem. W czwartej dobie, mimo sprzeciwu Adama, Melinda przeniosła się do pokoju Kathy. Zapewniła go, że czuje się na tyle dobrze, żeby móc opiekować się dzieckiem. Oczywiście nie była to prawda, bo tak żebra, jak i zwichnięty nadgarstek nadal jej dokuczały. Najgorsze jednak były myśli o tym, co jej się przytrafiło. Gdy tylko zostawała sama wszystko wracało i pojawiał się strach. Prawdę mówiąc najlepiej czuła się, gdy ktoś z nią po prostu był. Niestety, Adam, podobnie jak pozostali domownicy, miał swoje obowiązki i po jednodniowej przerwie wrócił na plac budowy domu Hossa. Teść i szwagrowie oczywiście zaglądali do niej, ale ich kurtuazyjne wizyty ograniczały się do pytania o samopoczucie i wymiany zdań na temat pogody. Wszyscy starali się być delikatni i taktowni. Niemal uprzedzali jej życzenia, a ona potrzebowała jednego: jak najszybszego powrotu do normalności. Dlatego też uparła się, żeby powrócić do swojego pokoju, a właściwie pokoju Kathy. Dziewczynka na jej widok zareagowała głośnym radosnym piskiem. To utwierdziło ją, że podjęła słuszną decyzję. W ciągu dnia przy dziecku nadal pomagała jej Clarissa. Trzeba powiedzieć, że po wypadkach w domu Lightly’wów kobiety bardzo zbliżyły się do siebie. Melinda tak, jak obiecała zaczęła uczyć Clarissę czytać i pisać. Dziewczyna robiła szybkie postępy, choć wiadomo było, że wielbicielką literatury raczej nie zostanie. Słowa także dotrzymał Ben, który przekonał sędziego Logana, aby odstąpił od przesłuchania Melindy. Nie wiadomo dokładnie jakich użył argumentów, ale faktem było, że sędzia zgodził się na propozycję Cartwrighta. Głównym świadkiem w sprawie napaści na żonę Adama został Joseph, Melinda zaś w obecności świadków złożyła pisemne oświadczenie, w którym potwierdziła, że to Kyle Pike usiłował zrobić jej krzywdę. Do procesu jednak nie doszło, bowiem zupełnie nieoczekiwanie pojawił się w Virginia City Harry Driscoll, szeryf stanowy, który z ramienia stanu Kalifornia od dłuższego czasu tropił Pike’a, podejrzanego o morderstwo bogatego ranczera i jego rodziny. Driscoll okazawszy szeryfowi Coffee stosowne dokumenty przejął jego więźnia i udał się z nim do Sacramento*). Kompani Pike’a, nie mający tak ciężkich zarzutów, jak on, zostali osądzeni i skazani przez sędziego Logana na osiem lat więzienia.

Po procesie, którym żyło całe Virginia City życie w Ponderosie pomału wróciło na utarte tory. Wydawało się też, że Melinda doszła już do równowagi. Tylko od czasu do czasu budziła się w nocy przerażona, ale o tym oprócz Clarissy nikt nie wiedział. Kobieta nie chciała niepotrzebnie niepokoić męża i jego rodziny, zwłaszcza, że Cartwrightowie żyli zbliżającym się ślubem Hossa i Clarissy. Przygotowania do tego wydarzenia szły pełną parą. Goście byli już zaproszeni, a Hop Sing całymi dniami obmyślał, co poda na wesele dobrodusznego olbrzyma. Na tydzień przed ślubem Clarissa miała ostatnią przymiarkę sukni ślubnej. Poprosiła więc Melindę, żeby wraz z nią pojechała do krawcowej. Początkowo żona Adam odmówiła, tłumacząc się nie najlepszym samopoczuciem. Clarissa była niepocieszona, ale rozumiała Melindę i wiedziała, że nie to jest problemem lecz jej lęk przed opuszczeniem domu i konfrontacja z innymi ludźmi. Prawda była bowiem taka, że Melinda od czasu napaści bała się obcych mężczyzn. Było to od niej silniejsze. Powiedziała nawet o tym doktorowi Martinowi, ale ten odparł, że na takie lęki nie ma lekarstwa, i że potrzebny jest czas, który może nie tyle pozwoli zapomnieć, co złagodzi złe wspomnienia. Zalecił jej zajmowanie się miłymi rzeczami i zwykłymi domowymi obowiązkami. To miało jej pomóc dojść do siebie. Problem był jednak w tym, że wszyscy bez wyjątku, starali się, żeby Melinda nie przemęczała się. I tak zalecenia doktora sobie, a rzeczywistość sobie. W efekcie tej sytuacji aktywność Melindy, z uwagi na jej dolegliwości, ograniczyła się i to w niewielkim stopniu do opieki nad Kathy oraz do nauczania Clarissy, wciąż prowadzonego w wielkiej tajemnicy. Pozostały wolny czas Melinda przeznaczała na lekturę – Adam co i raz podrzucał jej nowe książki – oraz na pisanie i to nie tylko, listów do ojca, całkiem nieźle dającego sobie radę w Paryżu. Melinda jeszcze na pensji pani Havensworth zaczęła pisać żartobliwe opowiadania, które robiły furorę wśród jej koleżanek i z przychylnością było przyjmowane przez niezwykle surowe ciało pedagogiczne. Teraz mając nadmiar czasu zaczęła pisać powieść osadzoną współcześnie na Dzikim Zachodzie. Nie chwaliła się tym, bowiem bała się wyśmiania. Co ludzie by powiedzieli, gdyby to się rozniosło, a Adam? Wolała nie myśleć, ale od pisania nie mogła się uwolnić. Każdej niemal nocy, gdy wszyscy już spali, przy ledwie tlącej się lampie zapełniała kolejne strony przygodami dzielnej Holly McCulligen przemierzającej samotnie szlak ze Wschodniego Wybrzeża ku nieznanej Kalifornii, która dziwnym trafem zaczęła przypominać Nevadę.

• Melindo, to jak? Pojedziesz ze mną do Virginia City? - spytała Clarissa przerywając kaligrafowanie kolejnej litery.
• Rozmawiałyśmy już przecież. Potrzebuję więcej czasu – rzekła.
• Znowu ta sama wymówka. Musisz wreszcie wyjść z domu. Im dłużej w nim się ukrywasz tym gorzej.
• Wcale się nie ukrywam – zaprzeczyła Melinda.
• To jak nazwiesz ciągłe przesiadywanie w domu?
• Po prostu odpoczywam. Zalecił mi to doktor Martin.
• Kolejna wymówka – Clarissa pokręciła głową.
• Nieprawda. Nie jestem gotowa na te wszystkie spojrzenia, może pytania.
• Melindo, wszyscy bardzo ci współczują. Nie sądzę, żeby ktoś celowo chciał ci zrobić przykrość. Kobiety w Virginia City stoją za tobą murem i rozumieją przez co przeszłaś. Wiem też, że pastor Smith modlił się za ciebie.
• Bardzo to doceniam, ale proszę, zrozum mnie.
• Nie, Melindo. Czas na powrót do normalności. Postępując w ten sposób szkodzisz sama sobie.
• Nie przesadzaj – kobieta wzruszyła ramionami.
• Twierdzisz, że przesadzam. Tak? Gdyby nie wspólne posiłki nie wychodziłabyś z pokoju Kathy.
• A skąd to możesz wiedzieć?
• Od Hossa, a on od twojego męża. Adam naprawdę o ciebie się martwi.
• Doprawdy? Zupełnie niepotrzebnie. Wszystko wróci do normy – zapewniła Melinda.
• Skoro tak twierdzisz – rzekła nieprzekonana Clarissa.
• Zapewniam cię, że nie ma powodu do niepokoju. A teraz proszę, wróć do pisania.
• Pod jednym warunkiem.
• Jakim znowu?
• Pojedziesz ze mną do krawcowej.
• Clarisso, znowu zaczynasz?
• Nie zaczynam, tylko proszę: jedź ze mną do Virginia City. Potrzebuję twojej pomocy.
• A niby w czym? Suknia już prawie gotowa, a twoja krawcowa jest podobno najlepszą w swoim fachu.
• To wszystko prawda, ale chciałam kupić trochę bielizny… no wiesz na noc poślubną i w ogóle – Clarissa zaczerwieniła się i spuściła oczy – tyle, że ja zupełnie się na tym nie znam. I w tym właśnie na ciebie liczę.
• Stawiasz mnie pod murem – rzekła z powagą Melinda. - Jeżeli się nie zgodzę to przestaniesz się uczyć, a do tego twoje przyszłe pożycie małżeńskie może lec w gruzach. Czy tak?
• Lepiej bym tego nie ujęła – Clarissa energicznie kiwnęła głową.
• Ale zrozum…
• Tu nie ma nic do rozumienia. Masz się pięknie ubrać i pojechać ze mną do krawcowej.
• No, dobrze, ale może jutro…
• Nie, dzisiaj.
• A Kathy? Kto się nią zajmie?
• Pan Ben Cartwright. Już z nim rozmawiałam i zgodził się – odparła Clarissa.
• Widzę, że o wszystkim pomyślałaś – zauważyła Melinda.
• Owszem. Nawet bryczka jest już gotowa.
• Ale zapomniałaś o jednym – Melinda spojrzała triumfalnie na Clarissę. – O moim mężu. Wolałabym nie wyjeżdżać bez powiadamiania go o tym.
• Adam wie i uważa, że to doskonały pomysł.
• To zmowa, tak? Zawiązaliście przeciwko mnie spisek?
• Tak – rzekła Clarissa – bo bardzo nam wszystkim na tobie zależy. I, co teraz powiesz?
• Zdaje się, że nie mam wyjścia – rzekła Melinda czując, jak wilgotnieją jej oczy.

***


______________________________________________________________
*) Sacramento zostało ustanowione stolicą Kalifornii w 1854 r.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 8:55, 29 Sie 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:12, 29 Sie 2019    Temat postu:

Biedroneczka mnie ujęła Mruga i oto ciąg dalszy. Mam tylko nadzieję, że pomysł Aderato dotyczący Melindy nie jest zbyt naciągany.

***

• No, i jak moje panie? Jedziemy? - spytał wesołym głosem Adam, który jak zawsze miał idealne wyczucie chwili.
• To, ja sobie pójdę – Clarissa szybko wstała od stołu i znacząco mrugnęła do mężczyzny. - Zaczekamy na was z Hossem w salonie.
• Zaraz zejdziemy – zapewnił, a gdy został sam na sam z Melindą, spytał: - gotowa?
• Dlaczego mi to robicie?
• Co takiego?
• Nie chcę wychodzić z domu – odparła płaczliwym głosem. - Clarissa niemal mnie zmusiła.
• Posłuchaj, Melindo wszyscy bardzo się martwimy twoim stanem…
• Jakim znowu stanem – fuknęła rozzłoszczona.
• Proszę, nie przerywaj mi i posłuchaj – rzekł, jak do dziecka. - Jesteś jedną z nas. Należysz do Cartwrightów, a ta rodzina zawsze się wspiera. Gdy jednemu z nas dzieje się coś złego, reszta robi wszystko, żeby go ochronić, pomóc. I tak jest z tobą. Nazywasz się Cartwright, a Cartwrightowie są nieugięci. I ty taka właśnie jesteś.
• Nieprawda. Wcale taka nie jestem. Boję się… boję się ludzi.
• Tak ci się tylko wydaje – rzekł Adam i usiadł na łóżku obok Melindy. Popatrzył na nią z życzliwością i objął ramieniem. - Jesteśmy trochę dziwnym małżeństwem, ale jednak małżeństwem. Chcę ci pomóc, ale nie zrobię tego, jeżeli nie dasz mi szansy. To ukrywanie się w domu do niczego dobrego nie prowadzi. Będzie jeszcze gorzej. Zaufaj mi.
• Nie pocieszyłeś mnie.
• Nie miałem takiego zamiaru.
• Jak zawsze jesteś szczery do bólu – zauważyła.
• Owszem, jestem – przyznał z niejakim samozadowoleniem. - Melindo, Kathy cię potrzebuje i ja, na swój sposób, również. Nie będę bezczynnie przyglądał się temu, co sobie robisz.
• Nic sobie nie robię! Potrzebuję tylko trochę czasu.
• Miałaś go wystarczająco dużo, a teraz pozwól, że ja się tobą zajmę.
• Jak ty nic nie rozumiesz – szlochnęła. – Ja wciąż go widzę, czuję jego ręce na swoim ciele i boję się, tak bardzo się boję, że znowu spotkam go na swojej drodze.
• Nie spotkasz go. Mówiłem ci już, że szeryf Driscoll zabrał tego łajdaka do Sacramento. Tam odpowie za morderstwo.
• Ale nie za to, co mi zrobił.
• Wiem, mimo to poniesie karę za wszystkie złe uczynki. Nikogo już nie skrzywdzi. On zawiśnie, Melindo.
• To nie jest dla mnie żadnym pocieszeniem. Są pewne uczynki, których w żaden sposób nie można zrekompensować.
• Masz rację, ale można i trzeba karać za nie. Tak będzie z Pike’m. Uwierz mi.
• Być może – kiwnęła głową bez przekonania.
• Melindo, nie chcę żebyś się zamartwiała. Proszę, pojedźmy do Virginia City. Pójdziesz z Clarissą do jej krawcowej, a potem po zakupy. Jeżeli chcesz możesz kupić sobie nową suknię, albo coś innego. Hoss i ja na was zaczekamy. Potem pójdziemy do hotelowej restauracji na obiad. Zobaczysz, od razu lepiej się poczujesz.
• To znaczy, że ty też pojedziesz do miasta?
• A czy niewyraźnie to przedstawiłem?
• Po prostu chciałam się upewnić. Jeśli ty pojedziesz i Hoss, będę czuła się pewniej.
• Wreszcie – odetchnął z ulgą Adam. - To, co jedziemy?
• Tak, ale muszę się przebrać.
• Ta suknia, którą na sobie masz jest bardzo ładna – zapewnił.
• Ależ, Adamie przecież to domowa suknia. Nie wypada, żebym w niej jechała do miasta.
• No, tak – uśmiechnął się – nie wypada. To w takim razie szybciutko się przebierz. Zaczekam – usiadł wygodnie.
• Chyba nie tu – rzekła Melinda.
• Wolę cię mieć na oku. A nuż się wycofasz.
• Nie zrobię tego. No, wyjdź.
• Dobrze tylko się pośpiesz – rzekł Adam wstając z łóżka. - Czekam w salonie. - Dodał i przechodząc obok stolika kawowego niechcący strącił na podłogę plik jakichś papierów – przepraszam, zaraz to pozbieram.
• Nie, zostaw. Ja to zrobię – powiedziała Melinda, ale Adam zaczął już podnosić rozsypane kartki papieru. Jedna z nich szczególnie przykuła jego wzrok. Wyglądała, jak karta tytułowa książki. Zresztą napis: „W pogoni za przygodą przez bezkres Kalifornii - Melinda Banning”, najlepiej o tym świadczył. Adam spojrzał zaintrygowany na żonę, która przyklęknąwszy obok niego z pośpiechem zaczęła zbierać pozostałe kartki.
• Nie wiedziałem, że piszesz – rzekł.
• Oj, to nic takiego. Oddaj – wyciągnęła dłoń, ale on szybko wstał i zaczął przebiegać wzrokiem po zapisanych równym, kształtnym pismem arkuszach. Wreszcie, spojrzawszy na nią niemal z podziwem, powiedział:
• To całkiem niezły tekst.
• Nie musisz być taki miły. Znam swoje niedostatki i daleko mi na przykład do pani Louisy May Alcott.
• Mylisz się i jeśli mi pozwolisz to ci to udowodnię.
• Nie rozumiem.
• Pozwól mi przeczytać twoją książkę, to się dowiesz, co naprawdę o niej sądzę.
• Książkę? - Melinda uśmiechnęła się nieznacznie – to za dużo powiedziane. Piszę, żeby zabić czas, zagłuszyć przykre wspomnienia. Czy ma to jakąkolwiek wartość? Nie sądzę.
• Tak, jak powiedziałem pozwól, że ja to ocenię. A jeśli nie masz do mnie zaufania, znam w Nowy Jorku dobrego wydawcę. On potrafi ocenić czy tekst jest dobry, czy nie. I nigdy się nie myli.
• No, tak jeszcze tego brakowało, żeby jakiś wydawca zarzucił mi grafomaństwo. Nie, Adamie, nie pozwalam.
• To zgódź się, żebym ja to przeczytał.
• Chyba tylko po to, żebyś mógł się ze mnie naigrywać. Cóż, niech będzie. Widzę, że i tak nie odpuścisz – rzekła z rezygnacją Melinda.
• Obiecuję, że nie będę się wyśmiewał. I postaram się, żeby moja ocena była obiektywna. Co ty na to?
• Zgadzam się, ale to jeszcze nieskończone opowiadanie. Zostało mi domknięcie kilku wątków.
• Nie szkodzi. To będzie nawet ciekawsze.
• No, nie wiem – westchnęła – ale skoro się upierasz, to proszę. A teraz jeśli faktycznie mamy jechać do Virginia City, to pozwól, że się przebiorę.
• Oczywiście, już mnie nie ma, tylko zabiorę twoją książkę. Nie chcę, żebyś zmieniła zdanie.
• A czy ty pozwoliłbyś mi na to? - spytała, a Adam w odpowiedzi tylko się roześmiał.

***

Będzie jeszcze część trzecia rozdziału 6 Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 11:16, 29 Sie 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:43, 29 Sie 2019    Temat postu:

Długo szukałam, ale było warto Very Happy Podskakująca biedroneczka jest skuteczna Very Happy Z radością zasiadam do czytania i komentowania oczywiście.
Cytat:
Kolejne trzy noce Melinda spędziła w pokoju Adama. Małżonek był dla niej niezwykle opiekuńczy i niemal czuły. Pochlebiało jej to, ale nie miała złudzeń, że jego zachowanie nie było podyktowane uczuciem, a sympatią i zawartym układem.

Tego to nie byłabym taka pewna
Cytat:
Do procesu jednak nie doszło, bowiem zupełnie nieoczekiwanie pojawił się w Virginia City Harry Driscoll, szeryf stanowy, który z ramienia stanu Kalifornia od dłuższego czasu tropił Pike’a, podejrzanego o morderstwo bogatego ranczera i jego rodziny. Driscoll okazawszy szeryfowi Coffee stosowne dokumenty przejął jego więźnia i udał się z nim do Sacramento*). Kompani Pike’a, nie mający tak ciężkich zarzutów, jak on, zostali osądzeni i skazani przez sędziego Logana na osiem lat więzienia.

Jak widać Pike miał sporo na sumieniu
Cytat:
Na tydzień przed ślubem Clarissa miała ostatnią przymiarkę sukni ślubnej. Poprosiła więc Melindę, żeby wraz z nią pojechała do krawcowej. Początkowo żona Adam odmówiła, tłumacząc się nie najlepszym samopoczuciem. Clarissa była niepocieszona, ale rozumiała Melindę i wiedziała, że nie to jest problemem lecz jej lęk przed opuszczeniem domu i konfrontacja z innymi ludźmi. Prawda była bowiem taka, że Melinda od czasu napaści bała się obcych mężczyzn. Było to od niej silniejsze.

To całkiem zrozumiałe, że Melinda nadal przeżywa to, co ją spotkało. Ma prawo mieć rozmaite lęki
Cytat:
Melinda jeszcze na pensji pani Havensworth zaczęła pisać żartobliwe opowiadania, które robiły furorę wśród jej koleżanek i z przychylnością było przyjmowane przez niezwykle surowe ciało pedagogiczne. Teraz mając nadmiar czasu zaczęła pisać powieść osadzoną współcześnie na Dzikim Zachodzie. Nie chwaliła się tym, bowiem bała się wyśmiania. Co ludzie by powiedzieli, gdyby to się rozniosło, a Adam? Wolała nie myśleć, ale od pisania nie mogła się uwolnić.

Dobrze, że zajęła się pisaniem. Adam z pewnością nie potępi tego, a nawet ... może podziwiać. Jeszcze nie wie, jaka zdolna żona mu się trafiła
Cytat:
• Pojedziesz ze mną do krawcowej.
• Clarisso, znowu zaczynasz?
• Nie zaczynam, tylko proszę: jedź ze mną do Virginia City. Potrzebuję twojej pomocy.
• A niby w czym? Suknia już prawie gotowa, a twoja krawcowa jest podobno najlepszą w swoim fachu.
• To wszystko prawda, ale chciałam kupić trochę bielizny… no wiesz na noc poślubną i w ogóle – Clarissa zaczerwieniła się i spuściła oczy – tyle, że ja zupełnie się na tym nie znam. I w tym właśnie na ciebie liczę.
• Stawiasz mnie pod murem – rzekła z powagą Melinda. - Jeżeli się nie zgodzę to przestaniesz się uczyć, a do tego twoje przyszłe pożycie małżeńskie może lec w gruzach.

Chyba to wyciąganie Melindy z domu to niezły pomysł
Cytat:
• Ale zapomniałaś o jednym – Melinda spojrzała triumfalnie na Clarissę. – O moim mężu. Wolałabym nie wyjeżdżać bez powiadamiania go o tym.
• Adam wie i uważa, że to doskonały pomysł.
• To zmowa, tak? Zawiązaliście przeciwko mnie spisek?
• Tak – rzekła Clarissa – bo bardzo nam wszystkim na tobie zależy. I, co teraz powiesz?
• Zdaje się, że nie mam wyjścia – rzekła Melinda czując, jak wilgotnieją jej oczy.

Melinda rzeczywiście nie ma wyjścia. Musi pojechać
Cytat:
- Jesteś jedną z nas. Należysz do Cartwrightów, a ta rodzina zawsze się wspiera. Gdy jednemu z nas dzieje się coś złego, reszta robi wszystko, żeby go ochronić, pomóc. I tak jest z tobą. Nazywasz się Cartwright, a Cartwrightowie są nieugięci. I ty taka właśnie jesteś.
• Nieprawda. Wcale taka nie jestem. Boję się… boję się ludzi.

Jeśli swoją argumentację opiera na poczuciu solidarności Melindy z Cartwrightami, to ... nie wiem, czy zabrakło mu innych argumentówczy istotnie tak zależy mu na przynależności Melindy do rodziny.
Cytat:
• Nie pocieszyłeś mnie.
• Nie miałem takiego zamiaru.
• Jak zawsze jesteś szczery do bólu – zauważyła.
• Owszem, jestem – przyznał z niejakim samozadowoleniem. - Melindo, Kathy cię potrzebuje i ja, na swój sposób, również. Nie będę bezczynnie przyglądał się temu, co sobie robisz.

Czasem szczerość nie popłaca ... chociaż? On jednak bardzo chce jej pomóc
Cytat:
Proszę, pojedźmy do Virginia City. Pójdziesz z Clarissą do jej krawcowej, a potem po zakupy. Jeżeli chcesz możesz kupić sobie nową suknię, albo coś innego. Hoss i ja na was zaczekamy. Potem pójdziemy do hotelowej restauracji na obiad. Zobaczysz, od razu lepiej się poczujesz.
• To znaczy, że ty też pojedziesz do miasta?
• A czy niewyraźnie to przedstawiłem?
• Po prostu chciałam się upewnić. Jeśli ty pojedziesz i Hoss, będę czuła się pewniej.

Jeśli Adam proponuje żonie kupno nowej sukni, to ... chyba coś się w nim przełamuje? Kiełkuje?
Cytat:
• No, tak – uśmiechnął się – nie wypada. To w takim razie szybciutko się przebierz. Zaczekam – usiadł wygodnie.
• Chyba nie tu – rzekła Melinda.
• Wolę cię mieć na oku. A nuż się wycofasz.
• Nie zrobię tego. No, wyjdź.

Czyżby liczył na ... ale Melinda twardo się trzyma zasad, jakie ustalili
Cytat:
Oddaj – wyciągnęła dłoń, ale on szybko wstał i zaczął przebiegać wzrokiem po zapisanych równym, kształtnym pismem arkuszach. Wreszcie, spojrzawszy na nią niemal z podziwem, powiedział:
• To całkiem niezły tekst.
• Nie musisz być taki miły. Znam swoje niedostatki i daleko mi na przykład do pani Louisy May Alcott.
• Mylisz się i jeśli mi pozwolisz to ci to udowodnię.

Te kartki wyraźnie go zaintrygowały ... Melinda zaimponowała mężowi
Cytat:
• Książkę? - Melinda uśmiechnęła się nieznacznie – to za dużo powiedziane. Piszę, żeby zabić czas, zagłuszyć przykre wspomnienia. Czy ma to jakąkolwiek wartość? Nie sądzę.
• Tak, jak powiedziałem pozwól, że ja to ocenię. A jeśli nie masz do mnie zaufania, znam w Nowy Jorku dobrego wydawcę. On potrafi ocenić czy tekst jest dobry, czy nie. I nigdy się nie myli.

Melinda jest bardzo skromna, ale przecież sama praca w redakcji świadczy o jej umiejętnościach

Ach! Co za radość, dwa odcinki i to jakie! Adam coraz lepiej dogaduje się z żoną, chociaż nie wiem, czy jego zachowania, słowa "idą" w dobrym kierunku. Jednak powinien trochę uczucia w to włożyć ... okazać je. Chyba, że jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy ... trudno, poczekamy ... Melinda i ja.
Zło zostało ukarane, czyli złodzieje są za kratkami a mordercę czeka proces i zapewne wyrok skazujący. Melinda nadal przeżywa traumę, ma stany lękowe zupełnie zrozumiałe w jej przypadku. No i to ostatnie jej zajęcie - pisanie powieści. Może być z tego zupełnie fajny utwór, Melinda zna się na pisaniu i z pewnością to jest niezły tekst. Może Adam będzie dumny z osiągnięć żony? kto wie? Fajnie by było. Teraz niecierpliwie czekam na kontynuację ... tyle się jeszcze wydarzy ... mam nadzieję ...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Czw 21:28, 29 Sie 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 18:45, 29 Sie 2019    Temat postu:

Cieszę się, że tak ciepło przyjęłaś oba odcinki. Very Happy Masz rację, że Melinda mocno trzyma się zasad, które ustaliła z Adamem. Ona bardzo go kocha i nie chce na nim niczego wymuszać. Tak jakby bała się zerwać tę wątłą nić nawiązaną między nimi w wyniku napaści na nią. Adam jeszcze nie w pełni zdaje sobie sprawę z tego, że wpadł, jak śliweczka w kompot. Melinda coraz bardziej go intryguje, a od tego już krok do prawdziwego uczucia. Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 21:32, 29 Sie 2019    Temat postu:

Tak, Melinda jest tu bardzo rozsądną kobietą ... Adaś nie ma szans, choć jeszcze o tym nie wie Very Happy Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg ... no i co z Joei Delią?
A teraz własnie czytam "Małe kobietki" Luisy May Alcott.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 23:44, 29 Sie 2019    Temat postu:

Potwierdzam, że podskakująca biedroneczka jest niezwykle skuteczna Very Happy Efekt: kolejny fragment rozdziału 6 Wesoly


***

Melinda trochę obawiała się tej pierwszej od wielu dni wyprawy do Virginia City. Ponad miesiąc spędziła w domu, nigdzie nie wychodząc. Uznała, że tak będzie dla niej najlepiej. Teraz przekonała się, że nie miała racji. Cóż bowiem miałoby się stać w tak piękny i pogodny dzień, gdy u jej boku był mąż, co prawda „zdroworozsądkowy”, jak go w myślach nazywała, ale jednak mąż. Zresztą Adam ostatnio bardzo się zmienił i Melinda zaczęła zastanawiać się, w jakim stopniu miał na to wpływ napad, którego stała się ofiarą? Jakoś nie była w stanie znaleźć innego powodu tej miłej, aczkolwiek nieoczekiwanej zmiany. Pomijając te spekulacje, musiała stwierdzić, że Adam stał się czulszym człowiekiem, interesowało go jej samopoczucie, częściej bywał w domu i widać było, że sprawiało mu to przyjemność. Do tego zainteresował się jej pisaniem. I w ogóle był inny, serdeczny, otwarty. Takim go nie znała, i prawdę mówiąc, była tym wszystkim trochę zdezorientowana. Paradoksalnie czuła się pewniej przy tym oschłym i zachowującym dystans Adamie. Ten nowy trochę ją onieśmielał, ale też jego zachowanie dawało jej nadzieję na… no właśnie, na co? Bo jakoś w jego miłość do niej trudno było jej uwierzyć.
Tymczasem siedziała sobie wygodnie w pracowni krawieckiej pani Nene Bouvier i z życzliwością przyglądała się Clarissie mierzącej suknię ślubną. Musiała przyznać, że dziewczyna wyglądała prześlicznie. Jedwabna suknia, którą miała na sobie była skromna lecz z obowiązkowym w tych czasach trenem. Zaszewki w tali podkreślały jej nienaganną figurę, a perełki, którymi obszyto niewielkie wycięcie dekoltu dodawały jej szyku. Clarissa niepewnie spoglądała na Melindę. Stała przy tym dziwnie cicha i onieśmielona, jakby czekając na wyrok.
• Panno Palmer, wygląda panienka olśniewająco – rzekła zadowolona z efektu Nene Bouvier. - Proszę się okręcić. Muszę sprawdzić, jak układają się fałdy sukni.
Clarissa bez słowa wykonała polecenie krawcowej i znowu spojrzała na Melindę. Ta uśmiechnęła się i powiedziała:
• Pani Bouvier uszyła prawdziwe dzieło sztuki. Wyglądasz wspaniale. Hoss będzie zachwycony.
• Naprawdę tak myślisz? Zależy mi na tym, żeby był ze mnie zadowolony.
• Ależ dziewczyno – rzekła Nene – ten twój olbrzym powinien złożyć ręce do Pana Boga, że zesłał mu taką piękną narzeczoną. Piękną i dobrą.
• Zawstydza mnie pani – odparła Clarissa nie wiedząc, gdzie podziać oczy.
• Z wami młodymi to tak właśnie jest. Wstydzą się te panny, które nie powinny. Inne nie znają umiaru w puszeniu się. Weźmy na przykład taką Dellę Jenkins. Co z tego, że całkiem ładna z niej panna, gdy na ludzi patrzy z wysoka i jest niemiła. Wiem, co mówię, bo nie dalej, jak wczoraj była u mnie na przymiarce. Ile przy tym marudziła, ile narzekała, to tylko ja wiem. Nic nie dała sobie wytłumaczyć. Dostała prawie histerii, gdy nadmieniłam, że z powodu małych piersi nie powinna nosić głębokich dekoltów, które zresztą wyszły już z mody.
• Naprawdę? - zaciekawiła się Melinda.
• Tak. Zgodnie z paryską modą fasony z dużymi dekoltami i bez rękawów zarezerwowane są tylko i wyłącznie dla sukien balowych. Teraz w modzie panują niewielkie, dyskretne wycięcia, a wręcz stójki, takie jak przy pani sukni. Nawiasem mówiąc, ma pani nienagannie skrojoną suknię. Naprawdę doskonała robota.
• Dziękuję. Moja krawcowa byłaby zadowolona z tych pochwał – odparła Melinda.
• Chciałabym ją poznać. Tu za często nie mamy do czynienia z krawcowymi z prawdziwego zdarzenia. Klientki też bywają różne. Jedne, takie jak panna Palmer, mają do mnie zaufanie i dla takich najlepiej mi się pracuje. Inne, tak jak ta Jenkins, wszystko wiedzą najlepiej. Praca dla nich to droga przez mękę. A ja przecież chciałabym, żeby każda moja klientka wyglądała w sukni od Bouvier, jak najszykowniej. Panna Jenkins tego nie rozumie. Ostatnio, moje dobre chęci odebrała niczym atak na siebie. Cóż, uszyję jej suknię z dekoltem po pępek – zaśmiała się Nene.
• Nie lubi pani, panny Jenkins - zauważyła Melinda.
• Ma pani rację, pani Cartwright, nie lubię. To antypatyczna osoba. Do tego często mijająca się z prawdą. Szkoda mi jej rodziców, bo oboje to bardzo porządni ludzie. Niestety, zapatrzeni w swoją jedynaczkę.
• Nie ma pani o niej najlepszego zadnia, jednak jest ona pani klientką.
• Już niedługo. Suknia, którą dla niej szyję będzie ostatnią. Zapewniam.
• Rozumiem, że ten dekolt faktycznie będzie po pępek.
• Owszem. – Zaśmiała się Nene i zmieniając temat rzekła: - a teraz moje panie musimy wybrać welon. Mam kilka do wyboru, od skromnego, po bardzo strojny. Proszę popatrzeć oto one.
• Piękne – jęknęła w zachwycie Clarissa – tylko, że nie mam zupełnie pojęcia, który wybrać. Melindo, pomóż.
• Spokojnie, moja droga. Przede wszystkim zdaj się na panią Bouvier. Ona wie najlepiej, który z welonów będzie pasował do tej pięknej kreacji.
• Dziękuję pani Cartwright. To miłe, co pani powiedziała – rzekła Nene przyjemnie połechtana pochwałą Melindy. - Zdaje się, że my dwie szybko się dogadamy i jeśli potrzebuje pani eleganckiej sukni na ślub pana Hossa i tej pięknej panny to służę pomocą.
• Być może skorzystam – rzekła Melinda – ale najpierw dobierzmy welon, bo Clarissa gotowa nam tu zemdleć.
• Tak źle nie będzie – zapewniła przyszła panna młoda – ale gdyby pani Bouvier zechciała się pośpieszyć to byłaby wdzięczna. Trochę mi niewygodnie tak stać, jak słup soli.
• Oczywiście. Już dobieramy. Przede wszystkim obecne trendy nakazują, żeby panna młoda miała przysłoniętą twarz. Proponuję welon z delikatnej koronki, średniej długości. Odpowiednio upięty będzie pięknie osłaniał twarz. Oczywiście pozostanie jeszcze kwestia fryzury, być może jakiejś biżuterii, ale wydaje mi się, że mając taką urodę, jak panna Palmer błyskotki byłby tu zbędne. Widzę raczej kwiaty. Tak, podpięcie welonu kwiatami będzie idealnym rozwiązaniem. Pozostaje tylko wybór: mirt czy kwiat pomarańczy – Nene podparłszy dłonią brodę przez dłuższą chwilę przyglądała się Clarissie, która żałośnie spojrzawszy na Melindę spytała:
• A, ty jakie miałaś kwiaty przy welonie?
• Ja? Kwiaty pomarańczy – odparła z uśmiechem Melinda.
• To, ja też chcę – rzekła z determinacją Clarissa.
• Świetny wybór, panno Palmer – stwierdziła Nene i dodała: - wiązankę ślubną zrobimy też z kwiatów pomarańczy, tak żeby wszystko ze sobą współgrało. Będzie, zgodnie z trendami, niewielka, trochę spłaszczona, otoczona taką samą koronką, z której uszyty będzie welon. Koniecznie z długą łodyżką, sztywno obwiązaną atłasową wstążką z naszywanymi gdzieniegdzie małymi perełkami. Co pani na to, panno Palmer?
• Ufam pani bezgranicznie – odparła pośpiesznie Clarissa. - Czy teraz mogę już zdjąć suknię?
• Tak, oczywiście – rzekła Nene, na co dziewczyna odetchnęła z prawdziwą ulgą. Jej szczęście nie trwało jednak długo, bowiem w następnej chwili usłyszała: - i proszę jeszcze się nie ubierać. Musimy przecież dobrać bieliznę. Mam fantastyczne wzory. Pan młody na pewno je doceni i będzie oczarowany.
• Oby tylko pani miała rację – Clarissa wyglądała tak, jakby wątpiła w słowa Nene. - Hoss jest bardzo delikatnym i wrażliwym mężczyzną. Taki widok może go zamurować i to na dobre, a wtedy nasza noc poślubna…
• Zapewniam cię moja droga panno Palmer, że ta bielizna zbliży was do siebie. Mężczyźni to wzrokowcy. Lubią pięknie ubrane kobiety.
• Od spodu też? - Clarissa zrobiła wielkie oczy.
• Zwłaszcza od spodu – zaśmiała się Nene i mrugnęła do niej znacząco.
• Ależ pani Bouvier – dziewczyna zrobiła się czerwona, jak burak.
• A, cóż ja takiego powiedziałam? Prawdę. Jestem pewna, że pani Cartwright mnie poprze. Dobre małżeństwo, to takie, u którego dobrze dzieje się w sypialni.
• Strojna bielizna nie jest chyba do tego potrzeba – rzekła Clarissa.
• Nie, ale bardzo pomocna. Sama się pani, o tym przekona, panno Palmer.
• Melindo, ty też tak uważasz?
• Cóż, pani Bouvier niewątpliwie ma rację – odparła z dziwnym smutkiem Melinda.

***


Informacje o modzie ślubnej w XIX wieku zaczerpnęłam z:
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 11:26, 30 Sie 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 9:38, 30 Sie 2019    Temat postu:

Cytat:
Zresztą Adam ostatnio bardzo się zmienił i Melinda zaczęła zastanawiać się, w jakim stopniu miał na to wpływ napad, którego stała się ofiarą? Jakoś nie była w stanie znaleźć innego powodu tej miłej, aczkolwiek nieoczekiwanej zmiany. Pomijając te spekulacje, musiała stwierdzić, że Adam stał się czulszym człowiekiem, interesowało go jej samopoczucie, częściej bywał w domu i widać było, że sprawiało mu to przyjemność. Do tego zainteresował się jej pisaniem. I w ogóle był inny, serdeczny, otwarty.

Czyli zupełnie nie jak Adam
Cytat:
Paradoksalnie czuła się pewniej przy tym oschłym i zachowującym dystans Adamie. Ten nowy trochę ją onieśmielał, ale też jego zachowanie dawało jej nadzieję na… no właśnie, na co? Bo jakoś w jego miłość do niej trudno było jej uwierzyć.

Chyba przyzwyczaiła się już do tego oschłego, nieco złośliwego Adama i ciężko jej uwierzyć w jego przemianę
Cytat:
• Z wami młodymi to tak właśnie jest. Wstydzą się te panny, które nie powinny. Inne nie znają umiaru w puszeniu się. Weźmy na przykład taką Dellę Jenkins. Co z tego, że całkiem ładna z niej panna, gdy na ludzi patrzy z wysoka i jest niemiła. Wiem, co mówię, bo nie dalej, jak wczoraj była u mnie na przymiarce. Ile przy tym marudziła, ile narzekała, to tylko ja wiem. Nic nie dała sobie wytłumaczyć. Dostała prawie histerii, gdy nadmieniłam, że z powodu małych piersi nie powinna nosić głębokich dekoltów, które zresztą wyszły już z mody.

Dawna wybranka Adasia nie ma zbyt wielu fanów
Cytat:
Klientki też bywają różne. Jedne, takie jak panna Palmer, mają do mnie zaufanie i dla takich najlepiej mi się pracuje. Inne, tak jak ta Jenkins, wszystko wiedzą najlepiej. Praca dla nich to droga przez mękę. A ja przecież chciałabym, żeby każda moja klientka wyglądała w sukni od Bouvier, jak najszykowniej. Panna Jenkins tego nie rozumie. Ostatnio, moje dobre chęci odebrała niczym atak na siebie.

Cóż, klienci zawsze byli ... i są marudni nieco
Cytat:
Jej szczęście nie trwało jednak długo, bowiem w następnej chwili usłyszała: - i proszę jeszcze się nie ubierać. Musimy przecież dobrać bieliznę. Mam fantastyczne wzory. Pan młody na pewno je doceni i będzie oczarowany.
• Oby tylko pani miała rację – Clarissa wyglądała tak, jakby wątpiła w słowa Nene. - Hoss jest bardzo delikatnym i wrażliwym mężczyzną. Taki widok może go zamurować i to na dobre, a wtedy nasza noc poślubna…

Ona naprawdę uważa, że Hoss straci przytomność na widok damskiej halki? Lub innej części bielizny?
Cytat:
Dobre małżeństwo, to takie, u którego dobrze dzieje się w sypialni.
• Strojna bielizna nie jest chyba do tego potrzeba – rzekła Clarissa.
• Nie, ale bardzo pomocna. Sama się pani, o tym przekona, panno Palmer.
• Melindo, ty też tak uważasz?
• Cóż, pani Bouvier niewątpliwie ma rację – odparła z dziwnym smutkiem Melinda.

Melinda ma powód do smutku, ale być może niedługo ten smutek przeminie. Mam nadzieję

Bardzo interesujące informacje na temat mody damskiej XIX wieku, tej mniej znanej, bo ślubnej. Clarissa będzie pięknie wyglądała w tym najważniejszym dniu dla kobiety. A swoją drogą ciekawe, jak wystroi się Hoss? Mniemam, że na noc poślubną zrezygnuje z ulubionego, cieplutkiego, różowego pajacyka, którego tak chętnie nosi ... pod spodemCiekawe, jak Adam oceni rękopis Melindy - obiecał powiedzieć prawdę. No i Delia ... do tej pory pokazała się jako intrygantka, egoistka, osoba bardzo kapryśna. Czy ma więcej wad? Przypuszczam, że ma, więc może być ciekawie ... ale czy będzie się wtrącać do życia Cartwrightów? Przecież zakończyła ten rozdział w swoim życiu ... przynajmniej tak sądziła.
Melinda nadal świetnie daje sobie radę, pomimo tech lęków, które utrudniają jej zycie. Zdobyła przyjaźń Clarissy i Hossa, szacunek i sympatię pani Bouvier (osoby bardzo wpływowej w Wirginia City i ... opiniotwórczej) Myślę, że i z Adamem powolutku też sobie poradzi, choć łatwo nie będzie. Zobaczymy. Mam nadzieję niebawem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 11:25, 30 Sie 2019    Temat postu:

Dziękuję za komentarz i muszę przyznać, że biedroneczka ma moc Very Happy Udało mi się wreszcie zakończyć rozdział 6. Fragment trochę krótszy, ale zagęszczający atmosferę - przynajmniej taką mam nadzieję Mruga


***

Podczas, gdy Clarissa cierpiała katusze przymierzając kolejne gorsety, koszulki, frymuśne majtasy, a nawet delikatne niczym mgiełka pończochy o podwiązkach nie wspominając, Hoss odebrawszy z poczty małą paczuszkę ruszył do sklepu Brauna, w którym umówił się z Adamem. W drzwiach sklepu zderzył się z bratem targającym sporych rozmiarów skrzynkę wypełnioną wiktuałami.
• Co, tak długo? - spytał Adam i wciskając Hossowi w ręce ciężką skrzynkę niemal rozkazał: – zanieś do bryczki i zaraz wróć, bo mamy jeszcze jedną do przeniesienia.
• A ty?
• Co ja?
• Nie możesz jej wziąć?
• Nie po to mam wspaniałego, silnego brata, żeby samemu dźwigać ciężary – odparł Adam i poklepał Hossa po ramieniu.
• Pewnie – olbrzym uśmiechnął się od ucha do ucha, po czym natychmiast zrobił srogą minę i spytał: - a, co to niby miało znaczyć?
• Nic takiego – zapewnił robiąc niewinną minę Adam – i lepiej się pośpiesz. Chciałbym jeszcze zajrzeć do saloonu zanim nasze panie opuszczą pracownię pani Bouvier.
• Dobry pomysł – pochwalił Hoss i zrobiwszy kilka kroków przystanął. Spojrzał na brata i cmoknąwszy, spytał: - myślisz, że dużo nas będzie to kosztowało?
• Co?
• Wizyta naszych pań u pani Bouvier.
• Ciebie dużo więcej niż mnie – zapewnił Adam i dodał: - pośpiesz się.
• Mógłbyś pomóc – zauważył z niezadowoleniem Hoss.
• A ty znowu swoje – Adam podrapał się w ucho. - No, dobra postawię ci whiskey.
• Taaak, jasne i pewnie ja znowu będę płacił.
• Skoro nalegasz – Adam uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób, uwydatniając dołeczki w policzkach.
• Żebym cię tak nie lubił bracie – rzekł Hoss – to inaczej byśmy porozmawiali. Niestety świadek, którym jesteś musi dobrze prezentować się na moim ślubie.
• I tego się trzymaj – zaśmiał się Adam.
W kwadrans później obaj bracia w zupełnej zgodzie wchodzili do „Silver dollar”. Klientów było niewielu, a atmosfera panująca w saloonie wydawała się być senna. Nawet barman Nat, wyglądał tak, jakby dopiero się obudził.
• O, Cartwrightowie. Co podać? - spytał, dyskretnie ziewnąwszy.
• To, co zwykle. Podwójną whiskey, dla mnie i dla brata – rzekł Adam, gdy tymczasem Hoss zaczął rozglądać się po sali. Dostrzegłszy Małego Joe siedzącego w kącie przy stoliku i popijającego piwo, trącił Adama w ramię, mówiąc:
• Zobacz, kogo my tu mamy.
• Nasz brat i co w tym dziwnego?
• Miał załatwić u kowala okucia do okiennic, a nie siedzieć w saloonie i sączyć sobie piwko.
• Może załatwił – mruknął Adam i wziąwszy szklaneczkę whiskey dodał: - chodź, zapytamy go.
Podczas gdy Adam i Hoss wymieniali spostrzeżenia Mały Joe, zupełnie nieświadomy obecności braci siedział sobie, jakby nigdy nic i rozmyślał nad niesprawiedliwością, jaka go dotknęła. Zawsze uważał, że to on pierwszy założy rodzinę. Na brak panien nigdy nie narzekał. Tymczasem pierwszy ożenił się Adam i to z jego byłą narzeczoną, której widok po latach na nowo rozpalił w nim płomienne uczucie. Uczucie to, co prawda przygasło, zwłaszcza gdy Joe przekonał się, że Melinda poza Adamem świata nie widzi, ale ból odrzucenia pozostał. Jakby tego było mało Hoss również znalazł swoją połówkę i za tydzień miał zostać szczęśliwym małżonkiem. Co do tego Joe nie miał żadnych wątpliwości. Tylko on wciąż pozostawał sam, jak palec w... zresztą mniejsza o to. Teraz miał poważniejszy problem na głowie i zastanawiał się jak o nim ma powiedzieć swojej rodzinie.
• Odpoczywasz, czy użalasz się nad sobą? - spytał bezceremonialnie Adam, odsuwając nogą krzesło od stołu.
• Co ci do tego? - burknął Mały Joe i nieprzychylnie spojrzał na najstarszego brata.
• Zasadniczo nic – odparł Adam siadając naprzeciwko niego.
• Ale za to mnie interesuje, czy załatwiłeś obiecane mi okucia? – Hoss zrobił groźną minę. - Bez nich nie możemy ruszyć z robotą.
• Załatwiłem, olbrzymie, załatwiłem. Będą do odbioru za około trzy godziny. Uznałem, że nie ma sensu wracać do Ponderosy.
• Dobrze zrobiłeś – pochwalił Hoss. - Liczyłem, że może jutro je odbierzemy, a tu taka niespodzianka. Co ty na to Adamie?
• To wspaniała wiadomość – przyznał – jutro skoro świt weźmiemy się do roboty. Myślę, że do południa będziesz miał najpiękniejsze okiennice w okolicy.
• Znakomicie – rzekł z zadowoleniem Hoss i pociągnął spory łyk whiskey, po czym spojrzawszy na Małego Joe spytał:
• Dobrze się czujesz? Wyglądasz tak, jakby coś ci zaszkodziło. Prawda, Adamie?
• Faktycznie, jakiś taki blady jesteś. Co się stało? - Adamowi wystarczył rzut oka, aby ocenić sytuację. Joe nie wyglądał na chorego, ale na zmartwionego już tak. - Mów, o co chodzi?
• Kyle Pike uciekł.








P.S. Della nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 13:46, 30 Sie 2019    Temat postu:

Faktycznie, atmosferę zagęścił.

Cytat:
• Co, tak długo? - spytał Adam i wciskając Hossowi w ręce ciężką skrzynkę niemal rozkazał: – zanieś do bryczki i zaraz wróć, bo mamy jeszcze jedną do przeniesienia.
• A ty?
• Co ja?
• Nie możesz jej wziąć?
• Nie po to mam wspaniałego, silnego brata, żeby samemu dźwigać ciężary – odparł Adam i poklepał Hossa po ramieniu.

No tak, Adaś jest od główkowania, a Hoss od dźwigania ciężarów
Cytat:
...myślisz, że dużo nas będzie to kosztowało?
• Co?
• Wizyta naszych pań u pani Bouvier.
• Ciebie dużo więcej niż mnie – zapewnił Adam...

O! Hoss zaczyna oszczędzać?
Cytat:
Podczas gdy Adam i Hoss wymieniali spostrzeżenia Mały Joe, zupełnie nieświadomy obecności braci siedział sobie, jakby nigdy nic i rozmyślał nad niesprawiedliwością, jaka go dotknęła. Zawsze uważał, że to on pierwszy założy rodzinę. Na brak panien nigdy nie narzekał. Tymczasem pierwszy ożenił się Adam i to z jego byłą narzeczoną, której widok po latach na nowo rozpalił w nim płomienne uczucie. Uczucie to, co prawda przygasło, zwłaszcza gdy Joe przekonał się, że Melinda poza Adamem świata nie widzi, ale ból odrzucenia pozostał. Jakby tego było mało Hoss również znalazł swoją połówkę i za tydzień miał zostać szczęśliwym małżonkiem. Co do tego Joe nie miał żadnych wątpliwości. Tylko on wciąż pozostawał sam, jak palec w... zresztą mniejsza o to.

Biedny Mały Joe ... jak mi go żal
Cytat:
• Dobrze się czujesz? Wyglądasz tak, jakby coś ci zaszkodziło. Prawda, Adamie?
• Faktycznie, jakiś taki blady jesteś. Co się stało? - Adamowi wystarczył rzut oka, aby ocenić sytuację. Joe nie wyglądał na chorego, ale na zmartwionego już tak. - Mów, o co chodzi?
• Kyle Pike uciekł.

No to się porobiłoKrótki, ale rozwijający akcję odcinek. Bracia jak zwykle przekomarzają się, ale jednak się lubią ... jak to bracia. Joe walczy ze swoimi myślami? Pragnieniami - i ceni sobie brata i dawna narzeczona jeszcze bardziej mu się podoba. Cóż, przepadło raczej ... No i cios między oczy na końcu - wiadomość o ucieczce Pike'a. Melindzie to na pewno nie pomoże, ale Adam będzie mógł wykazać się opiekuńczością i troskliwością. Dobrze mu to zrobiUcieczka Pike' jest problemem i dla Melindy i dla okolicznych farmerów. Tutaj wszak dobrze mu się rabowało, do tego może będzie chciał się zemścić na tych, którzy go złapali ... zapowiada się bardzo emocjonująco, a w tle jeszcze wredna Delia i kombinujący Mały Joe. O Langfordach nie wspomnę. Kontynuacja zapowiada się bardzo, bardzo ciekawie. Czekam na nią niecierpliwie, bardzo, bardzo niecierpliwie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 23:53, 30 Sie 2019    Temat postu:

Akcja się zagęściła, to fakt. Wesoly Na razie chłopcy siedzą w saloonie, popijają whiskey i zastanawiają się, co z tą nieoczekiwaną wiadomością zrobić. Myślę, że jutro powinnam wkleić przynajmniej część rozdziału siódmego. Biedroneczce przebierającej nóżkami trudno się bowiem oprzeć. Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 10:18, 31 Sie 2019    Temat postu:

To bardzo dobra wiadomość, dołożę jeszcze biedroneczkę dopingującą ... chyba to robi? Też milusia

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 10:55, 31 Sie 2019    Temat postu:

O, tak. Jestem pod ich urokiem Very Happy Efekt: cały rozdział 7 Very Happy


Rozdział 7



Po słowach Małego Joe zapadła głęboka cisza. Cartwrightowie przez chwilę siedzieli w zupełnym bezruchu. Wreszcie Adam opróżniwszy szklaneczkę jednym haustem, spytał:
• Jakim cudem temu łotrowi udało się uciec?
• Zwiał na jednym z przymusowych postoi – odparł Joe.
• Nie rozumiem, jak to przymusowych? - Hoss zdziwiony spojrzał na Joseph’a.
• Udawał, że czymś się zatruł i ma biegunkę.
• Niezły wybieg – stwierdził Hoss.
• Trudno mi uwierzyć, że szeryf Driscoll dał się na to nabrać – rzekł Adam.
• A jednak – odparł Joe. - Początkowo nic nie wskazywało, że Pike udaje. Wyglądał na chorego, a jak zaczął jęczeć, że zrobi w spodnie, to szeryf nie miał wyjścia i kazał zatrzymać dyliżans. Potem zatrzymywali się jeszcze kilka razy i Pike zachowywał się bez zarzutu. To znaczy bardzo ciepiał i tym uśpił czujność szeryfa. Gdy dojechali do stacji przeprzęgowej w Wadsworth, powiedział, że znowu musi iść za potrzebą i wtedy uciekł.
• Zaraz, to nie był skuty? - zainteresował się Hoss. - Driscoll chyba upadł na głowę.
• A twoim zdaniem miał mu podcierać tyłek? Mówiłem już, że Pike udawał ciężko chorego. Driscoll uznał, że w takim stanie więzień nie podejmie próby ucieczki.
• No i się przeliczył – stwierdził Adam.
• Dostał w zęby i nim się pozbierał po Pike’u opadł kurz.
• Dał się podejść jak żółtodziób – Hoss z niedowierzaniem pokręcił głową.
• Driscoll twierdzi, że zaraz rzucił się za nim w pogoń, ale Pike wziął wypoczętego konia i tyle go szukać.
• Kiedy to się stało? - spytał Adam.
• Trzy dni temu. Driscoll powiadomił okolicznych szeryfów, a teraz siedzi u szeryfa Coffee i naradzają się, co robić. Podobno jeszcze dzisiaj z Virginia City ma ruszyć pogoń. Zamierzam się do niej przyłączyć – rzekł Joe i napił się piwa.
• My też powinniśmy to zrobić. Prawda, Adamie? - Hoss spojrzał pytająco na starszego brata.
• To rozumie się samo przez się.
• Jak myślisz, jak zachowa się Pike?
• Trudno przewidzieć – odparł Adam. - Może gdzieś się przyczaił i będzie próbował jakoś przeczekać. Ale równie dobrze może tu wrócić, żeby odbić swoich kumpli.
• W pojedynkę? Szczerze wątpię – rzekł Joe. - Oni go kompletnie nie obchodzą.
• Mam takie samo zdanie, co Joe – powiedział po chwili namysłu Hoss.
• To jest jeszcze jedno wyjście – rzekł Adam i zawiesił głos.
• Jakie? - Hoss utkwił w bracie zaciekawione spojrzenia.
• Będzie chciał wyrównać rachunki.
• Niby z kim?
• Z nami – odparł Adam. - Nie pamiętasz, co wykrzykiwał u szeryfa Coffee.
• Niestety, pamiętam – jęknął Hoss. - Trzeba natychmiast zabrać z miasta Clarissę i Melindę, i oczywiście o wszystkim im powiedzieć.
• Spokojnie, Hoss. Nie ma, co siać niepokoju – rzekł Adam. - Niech dokończą zakupy, potem zjemy obiad w hotelowej restauracji i jakby nigdy nic odwieziemy je do domu. Jeden z nas z nimi zostanie. Pozostali przyłączą się do pogoni.
• Kiedy im powiesz? - Joe badawczo spojrzał na Adama.
• Może nie będzie takiej potrzeby.
• Co, ty mówisz? One mają prawo wiedzieć. Pike to niebezpieczny, mściwy łotr. Sam słyszałeś, jak wykrzykiwał, co zrobi Melindzie, gdy znowu ją dorwie. Był bardzo przekonujący w tym, co mówił.
• Joe, doskonale pamiętam – odparł Adam – ale wiem też ile wysiłku Melinda włożyła w to, żeby jakoś dojść do siebie i tu dzisiaj przyjechać. Jeżeli teraz jej powiem o tym, że Pike jest na wolności, może się załamać. A wtedy żadna siła jej nie pomoże.
• Uważasz, że lepiej trzymać ją w nieświadomości?
• Owszem, a przynajmniej tak długo, jak tylko się da.
• A ja powiem Clarissie - rzekł Hoss. - Powinna wiedzieć, że ten łotr jest na wolności.
• Jeżeli sprawisz, że będzie trzymała język za zębami, to tak – odparł stanowczo Adam.
• Tego nie możesz ode mnie wymagać. A w ogóle zrobię, co uznam za stosowne. Myślisz, że ucieczkę Pike’a da się utrzymać w tajemnicy. Taka sensacja rozniesie się lotem błyskawicy.
• Hoss, może i masz rację, ale wstrzymaj się, choćby do jutra. Obiecuję, że porozmawiam z Melindą, ale dzisiaj zachowujmy się tak, jakby nic się nie stało – poprosił Adam.
• Dobrze, niech ci będzie – odparł nie do końca przekonanyHoss.
• Joe? - Adam wyczekująco spojrzał na brata.
• Ja niczego ci nie obiecam. Teraz pójdę do szeryfa Coffee i dowiem się, o której wyrusza pierwsza grupa pościgowa, a wy, jak już się namyślicie, to może dołączycie do mnie – rzekł Joe i wstał od stołu. Rzuciwszy na stół ćwierć-centówkę dodał: - pomyślałeś Adamie, co będzie, jak Pike, jakimś cudem stanie twarzą w twarz z Melindą? Drugi raz może jej nikt nie przyjść z pomocą.

***

• Nie wierzę, że to zrobiłam – wyszeptała na poły zdenerwowanym, na poły podekscytowanym głosem Clarissa.
• Co? - Melinda z rozbawieniem przyglądała się walczącej z kolejnymi elementami ubioru dziewczynie. Obie były w przymierzalni salonu sukien pani Bouvier, gdzie właśnie robiły ostatnie sprawunki tuż przed ślubem Clarissy.
• Jak to, co? Kupiłam te wszystkie rzeczy. I, gdzie niby miałabym w tym chodzić?
• Chciałabyś biegać w samej bieliźnie? No, nie wiem, czy Hoss byłyby zachwycony.
• Właśnie, Hoss – Clarissa zamarła w bezruchu. - On mnie zabije. Zanim poślubi, na pewno mnie zabije.
• Nie przesadzaj – Melinda parsknęła śmiechem. - Hoss będzie zachwycony.
• Tak myślisz?
• Zapewniam, że tak właśnie będzie.
• Straszne głupoty gadam, prawda? - Clarissa zrobiła zawstydzoną minę. - Ale to dlatego, że bardzo się denerwuję. Bo widzisz, trochę się boję… no, wiesz…
• Nie bardzo – Melinda z trudem powstrzymywała rozbawienie.
• No... no… - jąkała się Clarissa. Wreszcie nabrała dużo powietrza i szybko z siebie wyrzuciła – nocy poślubnej.
• Kochasz Hossa?
• Co za pytanie. Pewnie.
• On kocha ciebie, to czym tu się martwić?
• A, ty?
• Co, ja? - Melinda zrobiła zdziwioną minę, choć domyślała się do czego zmierza Clarissa.
• Nie bałaś się?
• Każda się boi – odparła wymijająco.
• A, Adam, jaki był?
• Clarisso, ciekawość to pierwszy stopień do piekła – powiedziała z naganą Melinda.
• Przepraszam, ale mama mówiła mi, że to różnie bywa.
• I miała rację. Przyjdzie czas to się przekonasz. A teraz zakładaj suknię i przestań tyle gadać, bo zdaje się, że właśnie przyszła kolejna klientka.
• Sądząc po głosie to klient – zauważyła Clarissa – i zdaje się, że to twój mąż.
• Adam? A, co on tu robi?
• Chyba przyszedł sprawdzić, co my robimy?
• Tak, jakby nie wiedział – Melinda wzruszyła ramionami – a ty, pośpiesz się zamiast tyle gadać.
• To mi pomóż. Rękaw sukni się zaplątał. A swoją drogą powinnaś zdecydować się na kreację pani Bouvier. Wyglądałaś w niej zjawiskowo.
• Owszem, piękna – Melinda uśmiechnęła się na myśl o sukni – ale bardzo, bardzo droga.
• Myślę, że Adam nie miałby nic przeciwko temu. Komu, jak komu, ale tobie przecież nie odmówi.
• Być może, ale wolę tego nie sprawdzać. Kupię u Braunów trochę dodatków i odświeżę swoją błękitną, atłasową suknię. Będzie w sam raz.
• Jak uważasz, ale byłaby szkoda, gdyby tak wspaniałą suknię nosiła na przykład ta panna Jenkis.
• Widzę, że i ty jej nie lubisz?
• Nie, nie lubię.
• Oj, Clarisso, Clarisso – Melinda pokręciła głową.
• Wolno mi – dziewczyna wzruszyła ramionami.
• Owszem, tylko ciekawe za co jej nie lubisz?
• Nie lubię bo… nie lubię i już. – Odparła Clarissa i wygładzając fałdy sukni rzekła: - jestem gotowa. Możemy iść na spotkanie smoka.
• Kogo? - zaśmiała się Melinda
• Twojego męża, a potem mojego narzeczonego – odpowiedziała uderzając niemal w dramatyczne tony Clarissa.

***

• O, są i pana zguby – pani Bouvier uśmiechnęła się promiennie.
• Nareszcie – rzekł na widok Melindy i Clarissy Adam, i tylko wprawne ucho usłyszałoby w jego głosie ulgę.
• A ty, co tu robisz? - spytała Melinda. - Umówieni byliśmy w recepcji hotelu.
• Zgadza się, ale załatwiliśmy z Hossem wszystko, co potrzeba i postanowiłem sprawdzić, co tak długo was zatrzymuje.
• Oj, mężczyźni, mężczyźni – pani Bouvier uniosła oczy do góry – myślą, że kupno sukni, to jak kupno worka jutowego. Trzask, prask i gotowe.
• Nigdy bym tak nie pomyślał – Adam przyłożywszy dłoń do piersi nieznacznie pochylił głowę. - Wiem, ile dla kobiety znaczy piękny strój.
• Doprawdy? - spytała pani Bouvier spoglądając na niego spod oka. - To na pewno doceni pan tę kreację – rzekła, wskazując wiszącą za nią lawendową suknię.
• Owszem, piękna – przyznał Adam.
• Mojego autorstwa.
• W takim razie, gratuluję. To tylko potwierdza, że jest pani najlepszą krawcową w Virginia City, a zapewne i dużo dalej.
• Miło mi to słyszeć – odparła zadowolona ze słów Adama. - Suknia jest piękna, ale jeszcze piękniej będzie wyglądać na pana żonie.
• Pani Bouvier, mówiłam pani przecież… - Melinda próbowała interweniować.
• A ja mówiłam, że ten kolor idealnie podkreśla pani fiołkowe oczy.
• Mam niebieskie.
• A cóż pani mówi! Jak nic fiołkowe – odparła pani Bouvier podczas gdy Adam przyglądał się całej tej scence z rozbawieniem. Wreszcie z udawaną powagą, stwierdził:
• Fiołkowe.
• Ależ, Adamie – Melinda próbowała się sprzeciwić.
• Zamilcz, kobieto. Wiem, co mówię, a suknię – tu zwrócił się do pani Bouvier – proszę zapakować.
• Adamie, to bardzo droga suknia – Melinda pociągnęła go za rękaw.
• Ale bardzo piękna i pani Bouvier ma rację. Będzie ci w niej prześlicznie. A teraz moje panie, czas na nas. Hoss czeka, dodam, że głodny Hoss – powiedział robiąc strwożoną minę, po czym uśmiechnąwszy się do krawcowej rzekł: - w drodze do domu wpadnę po sprawunki i ureguluję rachunek, ale tylko za żonę. Za zakupy narzeczonej brata nie zamierzam płacić. Hoss sam to zrobi.
• Rozumiem – zaśmiała się pani Bouvier. - Wszystko pięknie spakowane będzie na panów czekać. A pojutrze przywiozę pani suknię, panno Palmer.
• Serdecznie dziękuję – dziewczyna dygnęła niczym pensjonarka.
• Nie ma za co, moja droga. A interesy z panem – tu czarująco spojrzała na Adama – to prawdziwa przyjemność.
• Cóż… miło mi i do zobaczenia wkrótce – mężczyzna dotknął lekko ronda kapelusz i nieznacznie skinął głową. – Moje panie – rzekł zwracając się do Melindy i Clarissy – zapraszam na obiad.
A gdy drzwi pracowni krawieckiej zamknęły się za nimi pani Bouvier składając dłonie na piersi z rozmarzeniem powiedziała:
• Co za mężczyzna, co za mężczyzna. Ach, gdybym była młodsza – westchnęła.




Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Sob 11:00, 31 Sie 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 15, 16, 17 ... 28, 29, 30  Następny
Strona 16 z 30

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin