Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zdrowy rozsądek
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 28, 29, 30  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:20, 31 Sty 2019    Temat postu:

Ewelino, wypadek Adasia był konieczny, żeby nieco zapętlić akcję. W następnym odcinku, mam taką nadzieję, dowiemy się coś niecoś o Olive i Delli. Masz rację, co do Willa. Wygląda na to, że znalazł swoje miejsce na ziemi. Pozostaje tylko odpowiedzieć na pytanie: na jak długo? Dzięki za komentarz. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:26, 31 Sty 2019    Temat postu:

Cóż, skoro był konieczny jakoś to przeżyję. Zobaczymy co z Delią i Olive. Zwłaszcza z Olive. Bardzo przedsiębiorcza młoda kobieta ... obdarzona charakterem i uoprem. Fajna postać.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:31, 31 Sty 2019    Temat postu:

Postaram się pogonić Aderato. Mruga Zdradzę tylko, że w opowiadaniu pojawią się jeszcze trzy kobiety, które wprowadzą sporo zawirowań. Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 14:24, 04 Lut 2019    Temat postu:

Rozdział 8

Ben stał w oknie i z niepokojem wypatrywał powrotu synów. Spóźniali się przeszło cztery godziny, a do tego zaczął padać śnieg, który wzmagał się z każdą minutą. Hop Sing już dwa razy podgrzewał kolację, zrzędząc przy tym niemiłosiernie. Ben zupełnie nie zwracał na niego uwagi. Miał jakieś dziwne przeczucie, że zdarzyło się coś niedobrego. Było już naprawdę późno i jego niepokój w pełni był uzasadniony. Zakładał, co prawda, że jego chłopcy mogli zasiedzieć się Holdenów, ale nie aż tak długo. Postanowił poczekać jeszcze godzinę. Po tym czasie miał skontaktować się z Johnem Pottsem i podjąć poszukiwania synów. Jednak nie upłynął kwadrans, gdy na podwórze wtoczył się wóz wyładowany choinkami. Na koźle siedział Hoss, ale nigdzie nie widać było Adama i Małego Joe. Ben, nie zważając na mróz, tak jak stał, wybiegł z domu. Niepokój ustąpił nagłemu gniewowi i miał już powiedzieć, co myśli o swoich synach, gdy Hoss krzyknął:

- Tato, szybko! Adam jest rany!
- Co się stało?! – Ben podbiegł do wozu i zobaczył leżącego na nim, opatulonego derką syna.
- Koń go zrzucił i ciągnął za sobą – odparł Hoss zeskakując na ziemię. - Ma zwichniętą kostkę i chyba złamane żebra. Joe pojechał po doktora Martina.
- Dobrze zrobił – rzekł zdenerwowany Ben i dotknął delikatnie ramienia Adama, który otworzył oczy i całkiem przytomnie spojrzał na ojca.
- Nic mi nie będzie tato – zapewnił.
- Mam taką nadzieję – Ben uśmiechnął się kącikiem ust. – Hoss, pomóż mi. Zabierzmy go do domu. Tylko ostrożnie.
Chwilę później Adam był już w swojej sypialni. Z pomocą ojca i brata rozebrał się i położył do łóżka. Teraz dopiero poczuł, jak bardzo wszystko go boli. Raz i drugi wstrząsnęły nim dreszcze. Ben przykrył go dodatkowym pledem i posłał Hossa po brandy. Kieliszek alkoholu zrobił swoje i Adam poczuł, jak ciepło rozchodzi się po jego ciele. Teraz pragnął jednego: jak najszybciej zasnąć. Przymknął powieki i odpłynął w sen. Obudziły go głosy ojca, braci i doktora Martina. Nie otwierając oczu ze zdziwieniem pomyślał:Doktor? Czyżby ktoś był chory? Tymczasem lekarz zbliżył się do łóżka, na którym leżał Adam. Ujmując go za nadgarstek zmierzył mu puls.
- Adamie, obudź się – powiedział, a ten będąc w półśnie mruknął coś niezrozumiale. Doktor uśmiechnąwszy się z wyrozumiałością dodał: – wiem, że wszystko cię boli, ale muszę cię zbadać.
- Nic mi nie jest – odparł Adam i głośno jęknął, gdy Martin dotknął jego klatki piersiowej, po prawej stronie wyraźnie zasinionej. Skóra miała tam odcień błękitu, miejscami przechodzący w granat, a gdzie nie gdzie widać było krwawe wybroczyny.
- Właśnie widzę – powiedział doktor nie przerywając badania. Po chwili orzekł: masz złamane dwa żebra. Spróbuj obrócić się na lewy bok. O, tak, dobrze. Plecy też masz zasinione, ale kręgosłup jest w porządku. Hoss – zwrócił się do stojącego w drzwiach mężczyzny - podaj mi torbę. Dam mu laudanum. To uśmierzy ból.
- Doktorze, bardzo z nim źle? – spytał przejętym głosem Hoss.
- Cóż… święta na pewno spędzi w łóżku, a i potem będzie musiał ograniczyć wysiłek fizyczny – odparł doktor, aplikując Adamowi lekarstwo. - No, dobrze najpierw zajmiemy się żebrami, a potem nogą. Ben, pomóż mu usiąść.

Nie upłynęło pół godziny, gdy Adam z zabandażowaną klatką piersiową i usztywnioną nogą w kostce ponownie zapadł w sen. Doktor Martin miał nadzieję, że ranny, po podanym leku, prześpi całą noc, mimo to zalecił, żeby ktoś przy nim czuwał. Jako pierwszy zgłosił się Hoss. Ben, Joe i doktor Martin nie chcąc przeszkadzać Adamowi zeszli do salonu. Po ich wyjściu zapadła kłująca w uszy cisza. Hoss cicho westchnął i poprawił koc okrywający brata. Przysunął krzesło do jego łóżka i już miał usiąść, gdy zauważył rozrzucone tuż przy szafce nocnej jakieś dokumenty, broszurki i listy. Ktoś musiał je niechcący strącić, gdy pomagali Adamowi rozebrać i położyć się do łóżka. Przykucnął, więc, pozbierał wszytko z podłogi i ułożył na brzegu szafki. Rzut oka na kopertę leżącą ma samym wierzchu upewnił go, że to najświeższa korespondencja przywieziona w południe przez Hop Singa. Jeszcze raz omiótł wzrokiem podłogę i mając pewność, że niczego nie przeoczył przygasił lampę, i usiadł na krześle. Teraz dopiero dotarło do niego w jak wielkim niebezpieczeństwie znalazł się Adam. Niewiele brakowało, a dzień, który rozpoczął się tak radośnie zakończyłby się dramatem. Hoss poczuł ogromne znużenie. Przymknął oczy i wyciągnął przed siebie nogi. W jakiś czas później drzwi skrzypnęły i pojawił się w nich Joe z tacą w dłoniach, na której stał dzbanek z kawą i talerz parującego gulaszu. Hoss przecząco pokręcił głową. Wspomnienie Adama ciągniętego przez konia skutecznie pozbawiło go apetytu. Przetarł dłonią czoło, tak jakby chciał przegonić ten straszliwy obraz. Wreszcie za namową Małego Joe napił się trochę kawy. Szepnął cicho: dziękuję, na co Joe w odpowiedzi kiwnął głową i cicho wyszedł z pokoju. Zostawił uchylone drzwi, przez które z korytarza wpadała smuga światła częściowo oświetlając łóżko i stojącą przy nim szafkę, pod którą coś leżało. Tym czymś był list. List zaadresowany kobiecą dłonią do Willa Cartwrighta. Duży stempel pocztowy wskazywał, że został on nadany w San Francisco.


***

Tak, jak zapowiedział doktor Martin, Adam spędził święta w łóżku. Pierwsze dni po wypadku nie należały do przyjemnych. Przy każdym wdechu pojawiał się ból, który mijał dopiero po zażyciu laudanum. Najgorzej jednak było w nocy, gdy dolegliwości bólowe stawały się intensywniejsze i nie pozwalały mu zmrużyć oka. Przymusową bezczynnością nie był zachwycony, zwłaszcza, że obiecał Delli świąteczną niespodziankę. Dziewczyna, co prawda codziennie odwiedzała Adama i dotrzymywała mu towarzystwa, zawsze pod bacznym okiem któregoś z rodziców, ale z trudem ukrywała rozczarowanie zaistniałą sytuacją. Pod koniec lata jej relacje z Adamem stały się bliższe i miała nadzieję, że ich zwieńczeniem będą oświadczyny. Tymczasem nieszczęśliwy wypadek pokrzyżował jej plany i trzeba było wstrzymać szycie sukni ślubnej, którą jej zapobiegliwa matka zamówiła już w Carson City.

Della Jenkins, urodziwa dwudziestopięcioletnia panna, nie miała wyjścia i musiała robić minę do złej gry. Chciała zostać panią Cartwright i postanowiła dopiąć swego, a że była wyjątkowo cierpliwą osobą, to nawet nie drgnęła jej powieka, gdy usłyszała od doktora Martina, że rekonwalescencja Adama może przeciągnąć się nawet do dwóch miesięcy. Gorliwie wspierała Adama w cierpieniu, wierząc, że trud ten nie pójdzie na marne i wiosną zostanie jego narzeczoną. Obiecała sobie, że gdy wreszcie do tego dojdzie, już ona postara się o to, żeby Adam zapragnął jak najszybciej stanąć z nią na ślubnym kobiercu. Tymczasem była prawdziwym uosobieniem dobra i słodyczy i nikt nie mógł jej zarzucić niczego złego. Cartwrightowie, a nawet Hop Sing byli nią po prostu zachwyceni. Della, bowiem posiadała pewną niezwykle przydatną w życiu cechę: potrafiła zjednywać sobie nieomal wszystkich ludzi. Nic, więc dziwnego, że nie tylko Adam był pod jej urokiem. Codzienne wizyty Delli, długie z nią rozmowy, kradzione pocałunki, wspólne czytanie książek, a czasem zwykłe milczenie utwierdzały go w tym, że panna Jenkins mogłaby być wspaniałą towarzyszką jego życia. Coraz częściej o tym myślał i wreszcie podjął decyzję: na wiosnę poprosi ojca Delli o jej rękę.

Czas płynął nieubłaganie. Dni stawały się dłuższe i cieplejsze. Wszystko budziło się do życia. Koniec kwietnia był na tyle piękny, że mieszkańcy Virginia City i okolic postanowili w pierwszą niedzielę maja zorganizować piknik na powitanie wiosny. Towarzyszyło im przy tym radosne podniecenie. Wszyscy mieli już dość wyjątkowo długiej i śnieżnej zimy, dlatego z zapałem wzięli się do piknikowych przygotowań. Właśnie na tym pikniku Adam postanowił oświadczyć się Delli. W swoje zamiary wtajemniczył ojca, który temu oczywiście przyklasnął i poradził mu, żeby zbytnio nie zwlekał ze ślubem. Adam na to pokazał mu nie tylko piękny zaręczynowy pierścionek, ale także złotą szeroką obrączkę. Miało to świadczyć o jego poważnych zamiarach, a skoro tak, to pozostało tylko wybrać odpowiedni kawałek Ponderosy na wybudowanie domu godnego przyszłej pani Cartwright.

W sobotę poprzedzającą piknik Cartwrightowie zasiedli do obiadu w doskonałych humorach. Adam, co u niego nie było częste, dużo żartował i przekomarzał się z braćmi, a oni nie pozostawali mu dłużni. Radosną atmosferę przerwało pojawienie się zarządcy Ponderosy. John Potts wrócił właśnie z Virginia City i przywiózł telegram zaadresowany do Willa Cartwrighta. Adam szybko wstał od stołu i stanąwszy przy oknie otworzył depeszę. To, co zawierała wprawiło go w osłupienie. Przez chwilę stał nieruchomo próbując zrozumieć treść telegramu, po czym przeczytał go jeszcze raz. Ben widząc reakcję syna podszedł do niego i spytał:
- Złe wieści?
- Proszę tato, czytaj – powiedział Adam i ciężko wzdychając podał mu telegram.

***

Virginia City budziło się ze snu. Główną ulicą miasta toczyła się bryczka powożona przez Bena Cartwrighta. Obok niego siedział drzemiący Adam. Gdy tylko zatrzymali się przed stacją dyliżansów mężczyzna otworzył oczy, nieznacznie przeciągnął się i chwyciwszy torbę podróżną zeskoczył na ziemię. Energicznym krokiem ruszył do kasy biletowej. W chwilę później podszedł do niego ojciec.
- Dyliżans będzie za pół godziny – rzekł Adam wkładając bilet do kieszeni kurtki.
- Na razie nie widać innych pasażerów – zauważył Ben.
- Mnie to nie przeszkadza. Przynajmniej się zdrzemnę.
- Adamie, proszę cię uważaj na siebie. Nie wiadomo, co zastaniesz w San Francisco.
- Tato, myślisz, że dobrze robię? – spytał Adam, utkwiwszy w ojcu badawcze spojrzenie.
- Czy dobrze? – Ben na chwilę zawiesił głos, po czym uśmiechnął się smutnie i rzekł: - to się okaże. Nie ma innego wyjścia. Nie możemy jej zostawić bez pomocy.
- Jednak Will może mieć nam za złe wtrącanie się w jego sprawy.
- Po tym, co zrobił? Adamie, jak możesz mieć jakiekolwiek wątpliwości.
- Nie mam żadnych.
- To przywieź ją do Ponderosy.
- Tak zrobię – powiedział zdecydowanie Adam. - Tato, pamiętasz o nadaniu telegramu do Willa?
- Pamiętam – Ben kiwnął głową – i załatwię to jak tylko odjedziesz. Gdybyś miał jakieś kłopoty skontaktuj się z Richterem. To świetny prawnik i będzie wiedział, co robić.
- Kłopotów nie przewiduję – odparł Adam.
- To się okaże na miejscu.

Odgłos końskich kopyt i głośny turkot kół oznajmił przyjazd dyliżansu. Okazało się, że przynajmniej do Reno Adam nie będzie miał współpasażerów. Ben uścisnął synowi dłoń, życząc mu szczęśliwej podróży. Adam otworzył drzwiczki pojazdu i wstawił do środka swoją torbę podróżną. Stojąc na schodkach rzekł:
- Tato mam prośbę. Della tak bardzo cieszyła się na ten piknik, przeproś ją w moim imieniu i powiedz, że nie miałem czasu żeby ją osobiście powiadomić o wyjeździe.
- Dobrze, wszystko jej wyjaśnię. Na pewno zrozumie i nie będzie się gniewać.
- Oby tato, oby – odparł z powątpiewaniem Adam.
- Nie martw się na zapas i szybko wracaj.
- Najszybciej, jak będę mógł – zapewnił Adam zatrzaskując za sobą drzwi dyliżansu.
- W droogę! – krzyknął przeciągle woźnica i wypoczęte konie ruszyły z kopyta.




Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 10:15, 10 Maj 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:51, 05 Lut 2019    Temat postu:

Radość z kolejnej części opowieści. Wczoraj przeczytałam, ale postanowiłam komentarz napisać po powtórnej lekturze ... na drugi dzień. Lekko potarmoszony Adaś dochodzi do siebie, a raczej już doszedł. Wybrał się do San Francisco aby załatwić jakąś tajemniczą sprawę. Ciekawe. Zastanawia mnie Delia. Wygląda na to, że jest idealną dziewczyną, narzeczoną, będzie doskonałą żoną, ale ... wygląda to zbyt idealnie. Ten jej upór w dążeniu do zostania panią Cartwright ... ustępstwa, cierpliwość ... trochę to sztuczne, wymuszone ... stwarza wrażenie, że jej bardziej zależy na prestiżu, sukcesie niż na wybranym mężczyźnie:
Cytat:
Obiecała sobie, że gdy wreszcie do tego dojdzie, już ona postara się o to, żeby Adam zapragnął jak najszybciej stanąć z nią na ślubnym kobiercu. Tymczasem była prawdziwym uosobieniem dobra i słodyczy i nikt nie mógł jej zarzucić niczego złego.

Podoba się i Adamowi i jego rodzinie i domownikom, więc kto wie, czy babka nie odniesie sukcesu. Na mnie jednak większe wrażenie wywarła spontaniczna Olive niż ona. Być może się mylę w ocenie Delii, to osądzi autorka. Końcówka jest nieco tajemnicza. Komu ma pomóc Adam? Co ma załatwić w San Francisco? No i najważniejsze, co z oświadczynami? Czy Delia wytrzyma w roli cierpliwej anielicy i nie zdenerwuje się popsutym piknikiem?
Bardzo, bardzo niecierpliwie czekam na ciąg dalszy ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:55, 05 Lut 2019    Temat postu:

Della to kobieta, która postawiła sobie za cel usidlenie Adama. Wydaje jej się, że go kocha. Czy tak naprawdę jest to okaże się, gdy Adaś wróci z San Francisco z załatwioną "sprawą". Cool

Dziękuję za ciekawy komentarz Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 12:02, 08 Lut 2019    Temat postu:

Rozdział 9

Adam dotarł do San Francisco późnym wieczorem. Zatrzymał się w Hotelu Palace, tym samym, w którym mieszkał niespełna rok wcześniej, gdy towarzyszył Willowi Cartwrightowi. Był bardzo zdrożony i głodny. Co prawda restauracja hotelowa, była już zamknięta, ale kuchnia wciąż jeszcze pracowała, tak, że udało mu się zamówić kolację do pokoju. Zjadł szybko, umył się i padł na łóżko. Był pewny, że od razu uśnie, ale sen nie nadchodził. Jego myśli wciąż krążyły wokół telegramu podpisanego: Dobrze życząca. Oczywiście to, co zawierała depesza mogło być kłamstwem, ale równie dobrze prawdą. Adam musiał to sprawdzić, po prostu musiał.
Na następny dzień wstał wraz z pierwszymi promieniami słońca. Zaraz po śniadaniu poprosił recepcjonistę o zamówienie bryczki. W kilka minut później kazał się wieść do domu państwa Langford. Nie upłynął nawet kwadrans, gdy bryczka była już na miejscu. Adam zapłacił woźnicy i poprosił go żeby na niego poczekał. Wizytę u Langfordów zamierzał ograniczyć do niezbędnego minimum. Gdy wyciągnął dłoń w stronę mosiężnej kołatki drzwi otworzyły się bezszelestnie i stanęła w nich młoda, ciemnowłosa dziewczyna w stroju pokojówki. Dygnęła skromnie, mówiąc:
- Dzień doby. Słucham pana?
- Dzień dobry. Nazywam się Adam Cartwright i jestem…
- Wiem, kim pan jest. – Przerwała mu dziewczyna i rzucając trwożliwe spojrzenia powiedziała: – myślałam, że przyjedzie pan Will.
- Doprawdy? – Adam uważnie przyglądał się dziewczynie. – Popraw mnie, jeśli się mylę: to ty jesteś Dobrze życzącą?
- Czy to takie ważne? – spytała cicho.
- Owszem. Chcę wiedzieć, czy telegram zawierał prawdę.
- Tak. Napisałam szczerą prawdę. Proszę mi wierzyć. Oni chcą… - zaczęła dziewczyna rozglądając się niespokojnie – ale może zechciałby pan zaczekać do południa. Wtedy panie jadą na codzienny spacer i mogłabym wymknąć się na parę minut, i wszystko panu opowiedzieć. Błagam pana o dyskrecję, bo w przeciwnym razie pani Langford wyrzuci mnie z pracy.
- Dobrze – zgodził się Adam. – Gdzie i o której?
- Na tyłach domu. Nie wcześniej, jak…
- Clarisso, kto przyszedł? – dobiegł ich zaciekawiony głos pani domu.
- Proszę, niech pan już idzie – szepnęła przerażona dziewczyna.
- Pytałam, o coś Clarisso! – zniecierpliwiona pani Langford stanęła za jej plecami.
- To…
- Widzę – Gloria Langford zmierzyła gościa wrogim spojrzeniem. – Proszę, proszę… Adam Cartwright. Nie przypominam sobie, żebyśmy pana oczekiwali.
- Dzień dobry, pani – odrzekł, uśmiechając się czarująco. - Zdaje sobie sprawę, że moje pojawienie się jest dla pani zaskoczeniem, ale przyjechałem w bardzo ważnej sprawie i muszę ją wyjaśnić.
- Tak? A jakaż to ważna sprawa sprowadza pana do mojego domu o tak wczesnej porze?
- Przyznaję jest wcześnie, ale nie aż tak, abym nie mógł złożyć państwu wizyty. Jeśli będzie pani tak miła i wpuści mnie do środka, to w kilku zdaniach wyjaśnię cel mojej wizyty.
- Proszę – powiedziała niechętnym tonem pani Langford – tylko krótko, bo nie mam zbyt wiele czasu.
- Nie wątpię, że tak ustosunkowana dama, jak pani, pani Langford może nie mieć czasu dla kogoś takiego, jak ja – rzekł z sarkazmem Adam. – Dlatego powiem bez zbędnego wstępu, przyjechałem po dziecko mojego kuzyna, które zamierzacie oddać do sierocińca.
- Co takiego?! Jak pan śmie wygadywać takie niedorzeczności! Jakie dziecko?! Tu nie ma żadnego dziecka!!! – twarz Glorii Langford zapłonęła gniewem.
- Czyżby? To dziecko, ma na imię Kathy i ma niespełna miesiąc. Jej matka, Olive zmarła przy porodzie. Dziwi się pani, że wiem?
- Domyślam się nawet, od kogo pan to wie – rzekła Gloria i oskarżycielsko spojrzała na Clarissę.
- Potwierdza, więc pani, że przebywa tu dziecko mojego kuzyna?
- Dziecko?! – prychnęła z kpiną. – Bękart, który w ogóle nie powinien się narodzić. Wstyd i hańba! Ta nieszczęsna Olive po prostu sobie umarła zostawiając nam na głowie taki ciężar. A do tego wpędziła do grobu własną matkę, a moją siostrę. Pan nawet nie wie, czym ta historia mogła skończyć się dla mojej rodziny!
- Nie wiem i zupełnie mnie to nie interesuje – wycedził przez zęby Adam.
- Jest pan impertynentem! – krzyknęła Gloria.
- Skoro pani tak twierdzi. – Powiedział i spoglądając z odrazą na panią Langford dodał: - Co z pani za kobieta? Bez serca, bez uczuć…
- Nie ma pan prawa mnie osądzać! To dziecko to palma na honorze mojej rodziny. Dla mnie najważniejsza jest nieposzlakowana opinia mojej córki i zrobię wszystko, żeby tak właśnie było.
- Posunie się pani nawet do wyrzucenia niemowlęcia z domu. Prawda?
- Nie wyrzucam, a oddaje, tam gdzie jego miejsce.
- Do przytułku.
- Do porządnego sierocińca prowadzonego przez zakonnice.
- Dobrze wiemy, jak wyglądają takie miejsca.
- Czy pan coś mi insynuuje?
- Nie, ale wiem, że to maleństwo nie przeżyłoby tam nawet tygodnia.
- Niech mnie pan nie rozśmiesza – prychnęła lekceważąco pani Langford. – Takie bękarty są bardzo wytrzymałe.
- Rozumiem – powiedział wolno Adam. – To w takim razie nie będzie pani miała nic przeciwko temu, żebym, jako pełnomocnik ojca dziewczynki i jej wuj zabrał ją do Ponderosy.
- A skąd mogę wiedzieć, czy Will Cartwright faktycznie uczynił pana swoim pełnomocnikiem. Ma pan na to, jakieś papiery?
- Nie mam, ale mój kuzyn…
- Skoro pan nie ma takich dokumentów, to proszę natychmiast opuścić mój dom, bo w przeciwnym razie każę pana wyrzucić na ulicę.
- Tak, jak Willa dziesięć miesięcy temu? – spytał z ironią Adam.
- A, co? Chce się pan przekonać? – Gloria Langford położyła dłoń na biodrze i niczym bazarowa przekupka spoglądała wyzywająco na Cartwrighta.
- Wyjdę z pani domu, ale tylko z dzieckiem – odparł powoli Adam.
- A jeśli na to nie pozwolę?!
- To jeszcze dzisiaj na pierwszej stronie popołudniowego wydania San Francisco Examiner*) czytelnicy przeczytają, jakie tajemnice skrywa szanowana rodzina Langfordów – Adam uśmiechnął się zimno i cynicznie.
- Nie zrobi pan tego.
- A chce się pani założyć?
Przez dłuższą chwilę oboje mierzyli się wrogim spojrzeniem. W końcu kobieta z pogardą wysyczała:
- Niech pan zabiera tego bachora, byle szybko. A ty – rzekła zwróciwszy się do Clarissy – już tu nie pracujesz. Zabieraj swoje rzeczy i zejdź mi z oczu. Szpiegów i zdrajców we własnym domu nie będę tolerować.
- Ależ proszę pani – w oczach dziewczyny pojawiły się łzy – co ja teraz zrobię?
- Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć. I ciesz się, że nie dam ci wilczego biletu.
- A moja zapłata?
- Jak zapłata?
- Za ubiegły tydzień i początek tego.
- Wybij to sobie z głowy! Nie dostaniesz ani centa!
- Pani Langford radziłby zapłacić tej dziewczynie – wtrącił Adam. – Jeśli rozniesie się po San Francisco, jak traktuje pani służbę, to nikt nie będzie chciał u pani pracować. Poza tym popołudniowy numer San Francisco Examiner wciąż jest otwarty, a znajomy mojego ojca, pan George Hearst, właściciel gazety, zapewne byłby bardzo zainteresowany taką wiadomością. Powinna pani wiedzieć, że to konkurencyjna gazeta dla Daily Alta California, dziennika należącego do teścia pani córki.
Gdyby wzrok zabijał, Adam padłby martwy u stóp Glorii Langford. Kobieta doskonale wiedziała, że z takim przeciwnikiem, jak Cartwright rzadko się wygrywa. Kiwnęła, więc głową i z zaciętym wyrazem twarzy zwróciła się do pokojówki:
- Zapłatę odbierzesz u ochmistrzyni, ale na referencje nie licz. A teraz przygotuj dzieciaka do drogi. Pan Cartwright bardzo się śpieszy, jak mniemam.
- Dobrze pani mniema – odparł, głosem ociekającym ironią.
- Jeśli, cokolwiek niepochlebnego ukaże się w prasie na temat mojej rodziny, mój mąż pana zniszczy. Czy to jasne?
- Jak słońce, droga pani.
- W takim razie żegnam.
- Żegnam, pani Langford.

***
Clarissa stała na środku przedpokoju i próbowała opanować wzburzenie oraz łzy, które cisnęły się jej do oczu. Chlipnęła cicho i nie zważając na Adama sama do siebie powiedziała:
- I, co ja teraz zrobię? Co ja zrobię?
- Proszę nie płakać, wszystko się ułoży – rzekł Adam, nie bardzo wiedząc jak pocieszyć dziewczynę.
- Łatwo panu mówić. Odkąd mój ojciec stał się kaleką to ja jestem jedyną żywicielką rodziny. A teraz przeze mnie moi bliscy będą przymierać głodem.
- Gdzie mieszkają twoi rodzice?
- Pod San Francisco. Mają maleńką farmę i ledwo wiążą koniec z końcem. Tato nie może pracować w polu. Mama zajmuje się domem i rodzeństwem. Jest nas czworo, a mój najmłodszy braciszek ma dopiero siedem lat. Oni tak bardzo na mnie liczą, a ja, co? Straciłam taką dobrą posadę. Jak ja im to powiem? – westchnęła. – Przepraszam, nie powinnam tak przed panem się skarżyć. Lepiej będzie jak zaprowadzę pana do Kathy. To taka słodka i spokojna dziewuszka. Proszę za mną. Musimy przejść przez kuchnię do schodów dla służby. Kathy jest w moim pokoju na poddaszu.
- Na poddaszu? – spytał Adam i ruszył za Clarissą.
- Tak, gdy umarła matka panienki Olive, a ona… no, wie pan było widać, że jest przy nadziei, pani Langford kazała jej się przenieść do pokoi dla służby. Panienka Olive mieszkała ze mną. Dużo rozmawiałyśmy i tuż przed rozwiązaniem, jakby coś przeczuwając, poprosiła mnie o opiekę nad dzieckiem.
- Dlaczego nie napisała do Willa?
- Ależ napisała – zapewniła Clarissa przystając na podeście – Czekała na pana Willa. Do końca wierzyła, że przyjedzie po nią i ich dziecko.
- Kiedy napisała ten list?
- Jakoś tak na początku grudnia… - Clarissa zastanawiała się przez chwilę, a następnie kiwnęła głową mówiąc: - tak to był początek grudnia.
- Jesteś pewna, że go wysłała?
- Jestem, bo ja sama go nadałam. To było tuż po pogrzebie matki panienki Olive. Pani Langford zabroniła jej wychodzić z domu, bo bała się skandalu, dlatego to ja wysłałam list.
- Żaden list do nas nie doszedł – powiedział Adam.
- Naprawdę wysłałam ten list, proszę mi wierzyć.
- Wierzę.
- A może pan Will nie chciał kłopotu…
- To nie tak, Clarisso. Tej nocy, gdy Will był z Olive, przyszedł do mnie i o wszystkim mi opowiedział. Nie mógł sobie z tym dać rady, postanowił więc wyjechać do Meksyku i upoważnił mnie do odbioru jego korespondencji. Miałem zwracać szczególną uwagę na listy z San Francisco i natychmiast mu je odsyłać. Tyle tylko, że żaden list nie przyszedł.
- Musiał zaginąć po drodze – stwierdziła dziewczyna.
- Najwidoczniej tak było. Gdybyśmy wiedzieli, że Olive potrzebuje pomocy to natychmiast byśmy się zjawili.
- Wierzę panu. Przecież przyjechał pan zaraz po moim telegramie. Ktoś inny mógłby wyrzucić go do kosza. Jest pan dobrym człowiekiem, panie Cartwright – rzekła Clarissa. – Chodźmy, jeszcze tylko jedno piętro.
- Strasznie tu wysoko i stromo – zauważył Adam idąc za Clarissą.
- Bo to schody tylko dla służby – dziewczyna wzruszył ramionami - specjalnie tak są budowane.
- Niestety, wiem coś o tym – odparł Adam.
- Tak?
- Studiowałem architekturę.
- To dobrze pan wie, że na stopnicy mieści się zaledwie pół stopy dorosłego mężczyzny. Schody są ciasne, słabo oświetlone i niewygodne, tak jakby służący nie byli ludźmi. Rok temu spadł z tych schodów jeden z lokai i złamał nogę. Państwo Langford go zwolnili. Jesteśmy na miejscu, drugie drzwi po prawej – rzekła Clarissa, gdy wreszcie znaleźli się w ciemnym wąskim korytarzyku.
- Niezbyt przyjemne miejsce – zauważył Adam odruchowo pochylając głowę.
- Mój pokój jest całkiem luksusowy. Ma okno, choć to za dużo powiedziane, bo to zwykły świetlik. Proszę – powiedziała Clarissa otwierając drzwi.
Pokoik był niewielki, ale czysty. Mieścił dwa wąskie łóżka, pomiędzy którymi stał maleńki stolik przykryty białą, spraną serwetą. Na stoliku stało lusterko i wazonik z miniaturowym bukiecikiem kwiatków. Wnęka w ścianie zastępowała szafę. W kącie pomieszczenia znajdowało się coś w rodzaju umywalni. Na starym, wysłużonym krześle ustawiona była porcelanowa miednica. Dzbanek z wodą oraz wiadro stały obok na podłodze. Na łóżku pod ścianą siedziała młoda dziewczyna trzymając w ramionach dziecko. Na widok wchodzącej Clarissy uśmiechnęła się, ale zaraz spoważniała, gdy w drzwiach dostrzegła nieznajomego mężczyznę.
- To pan Adam Cartwright – rzekła Clarissa. - Jest kuzynem ojca Kathy i przyjechał po nią. A to moja przyjacióka, Maggie. Opiekujemy się dzieckiem na zmianę.
- Naprawdę zabierze pan naszą kruszynkę? – spytała dziewczyna.
- Tak. Jestem jej wujem i opieka nad nią to mój obowiązek – odparł z powagą Adam.
- Proszę obiecać, że będzie pan dla niej dobry.
- Oj, Maggie, dałabyś spokój. To przecież rodzina jej ojca.
- Obiecuję, że dziecku nie stanie się krzywda – zapewnił Adam. – Czy teraz mogę zobaczyć Kathy?
- Bardzo proszę – Maggie podeszła z dzieckiem do Adama. – Jest prześliczna. Ma takie piękne oczęta i czarne włoski. Proszę tylko popatrzeć. W przyszłości będzie łamać serca wszystkim kawalerom.
Adam spojrzał z ciekawością na Kathy, która na moment utkwiła w nim oczka, po czym najzwyczajniej w świecie ziewnęła i… usnęła.
- Cóż prezentacja nie wypadła najlepiej – zauważyła uśmiechając się Clarissa.
- Jest piękna – rzekł, dziwnie wzruszony, Adam.
- O, tak i bardzo uparta – dodała Maggie, czule spoglądając na dziecko.
- To wszystko prawda, ale nie mamy czasu na pogaduszki – zauważyła Clarissa. – Musimy, jak najszybciej spakować rzeczy Kathy. Boję się, że pani Langford może zmienić swoją decyzję.
- Nie zrobi tego – zapewnił Adam. – Ma zbyt wiele do stracenia i wie, że to o gazecie mówiłem poważnie.
- Oby, miał pan rację. Ja tam wolę dmuchać na zimne – odparła Clarissa, wkładając do małej torby podróżnej ubranka dziecka, płócienny ręcznik, kilka pieluszek i drewnianą małą laleczkę. Nagle do pokoju wpadł z impetem tyczkowaty młodzieniec. Ciężko dysząc, krzyknął:
- Uciekajcie z Kathy! Zaraz tu będzie pan Langford. Jest wściekły i powiedział, że szybciej ją zatłucze niż odda jakiemuś Cartwrightowi.
- Panie Cartwright niech pan bierze dziecko i ucieka, ale szybko! – krzyknęła Clarissa.
- A ty?
- Mnie nic nie będzie.
- Pośpieszcie się! – wrzasnął wystraszony chłopak.
- Niech pan idzie z Jimem. On pana bezpiecznie wyprowadzi – Clarissa pchnęła Adama trzymającego na rękach śpiącą Kathy w kierunku drzwi. – No, już, niech się pan pośpieszy.
- Znajdziesz mnie w Hotelu Palace! – wykrzyknął Adam i mocno pociągnięty za rękaw przez Jima zniknął na schodach prowadzących do tylnego wyjścia z rezydencji Langfordów.
Maggie i Clarissa nie zdążyły jeszcze dobrze odetchnąć, gdy z głębi domu usłyszały wrzask rozwścieczonego pana domu:
- Clarissa!!! Gdzie jesteś podła suko?! Jak wejdę tam na górę to pożałujesz, że się urodziłaś!!!
Tego wszystkiego nie słyszał już Adam, który dopadłszy bryczki, czekającej na niego po drugiej stronie ulicy rzucił do woźnicy zduszonym głosem:
- Hotel Palace, ale szybko!
- Jak szanowny pan sobie życzy. A już myślałem, że zrezygnował pan z moich usług – odparł woźnica i z zadowoleniem pomyślał o czekającym go zarobku. Tak, początek dnia mógł uznać za bardzo udany.




_____________________________________________________________
*) San Francisco Examiner – amerykański dziennik wydawany w San Francisco od lat 60. XIX wieku. Najczęściej, jako datę powstania dziennika podaje się rok 1865, lecz gazeta była wydawana wcześniej (od 20 października 1863 pod tytułem The Daily Democratic Press). W 1880 gazetę nabył George Hearst, który przekazał ją w 1887 swojemu synowi Williamowi Randolphowi Hearstowi. - za Wikipedią.
Dla potrzeb opowiadania dokonałam małego przesunięcia w czasie. Więcej o początkach prasy światowej pod linkiem: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 10:15, 10 Maj 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 12:57, 08 Lut 2019    Temat postu:

Fajnie! Jest dalszy ciąg Hurra
A to niespodzianka
Cytat:
...powiem bez zbędnego wstępu, przyjechałem po dziecko mojego kuzyna, które zamierzacie oddać do sierocińca.

Dziecko Willa i Olive krewni chcą oddać do sierocińca? Shame on you Dodam, bogaci krewni.
Cytat:
To dziecko, ma na imię Kathy i ma niespełna miesiąc. Jej matka, Olive zmarła przy porodzie.
Nie lepiej było "załatwić" młodą Lanfordównę? Wypadki chodzą po ludziach Krzeslem go! A tak to zabrakło młodej, sympatycznej dziewczyny
Cytat:
- Posunie się pani nawet do wyrzucenia niemowlęcia z domu. Prawda?
- Nie wyrzucam, a oddaje, tam gdzie jego miejsce.
- Do przytułku.

Langfordowie są bardzo złymi ludźmi
Cytat:
- Wyjdę z pani domu, ale tylko z dzieckiem – odparł powoli Adam.
- A jeśli na to nie pozwolę?!
- To jeszcze dzisiaj na pierwszej stronie popołudniowego wydania San Francisco Examiner*) czytelnicy przeczytają, jakie tajemnice skrywa szanowana rodzina Langfordów – Adam uśmiechnął się zimno i cynicznie.
- Nie zrobi pan tego.
- A chce się pani założyć?
Adaś wie jak postawić na swoim
Cytat:
A ty – rzekła zwróciwszy się do Clarissy – już tu nie pracujesz. Zabieraj swoje rzeczy i zejdź mi z oczu. Szpiegów i zdrajców we własnym domu nie będę tolerować.
- Ależ proszę pani – w oczach dziewczyny pojawiły się łzy – co ja teraz zrobię?
- Trzeba było wcześniej o tym pomyśleć. I ciesz się, że nie dam ci wilczego biletu.
- A moja zapłata?
- Jak zapłata?
- Za ubiegły tydzień i początek tego.
- Wybij to sobie z głowy! Nie dostaniesz ani centa!

Co za okropna baba!
Cytat:
- I, co ja teraz zrobię? Co ja zrobię?
- Proszę nie płakać, wszystko się ułoży – rzekł Adam, nie bardzo wiedząc jak pocieszyć dziewczynę.
- Łatwo panu mówić. Odkąd mój ojciec stał się kaleką to ja jestem jedyną żywicielką rodziny. A teraz przeze mnie moi bliscy będą przymierać głodem.
No właśnie. Co będzie z Clarissą? Chyba jej Cartwrightowie nie zostawią bez pomocy?Dziewczyna ma dobre serce i bardzo pomogła i Olive i jej dziecku.
Cytat:
gdy z głębi domu usłyszały wrzask rozwścieczonego pana domu:
- Clarissa!!! Gdzie jesteś podła suko?! Jak wejdę tam na górę to pożałujesz, że się urodziłaś!!!
Może i dobrze, że tego Adam nie usłyszał, bo pewnie zawróciłby i przyłożył "od serca" panu Langfordowi. Takie zwracanie się do ludzi kiepsko świadczy o Langfordach. Ciekawe, co na to powiedziałby Ben?
Cytat:
A już myślałem, że zrezygnował pan z moich usług – odparł woźnica i z zadowoleniem pomyślał o czekającym go zarobku. Tak, początek dnia mógł uznać za bardzo udany.
Przynajmniej on ma się z czego cieszyć
To się porobiło, ale opowiadanie zrobiło się bardzo emocjonujące. Do tego jak zwykle garść informacji "z epoki", jak te o schodach dla służby i gazetach. Langfordowie okazali się ludźmi bez serca, sumienia i przyzwoitości. Może i dobrze, że zrezygnowali z Willa. Szkoda tylko Olive ... Najfajniejsza postać opowiadania. Cóż, autorka decyduje. Ciekawe jak przyjmą Kathy w Ponderosie? Na pewno uroczy niemowlak podbije serca wszystkich domowników
no i może wyjaśni się zaginięcie listu. Ciekawa jestem, czy Adam będzie pamiętał o problemach Clarissy? Tyle pytań do autorki ... Mam nadzieję, że niedługo znajdę na nie odpowiedź. Opowiadanie robi się coraz ciekawsze, bo jeszcze jest problem nieobecności Adama na pikniku. Z Dellą. Chyba będzie kłótnia? A może nie będzie?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 9:12, 13 Lut 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 23:38, 08 Lut 2019    Temat postu:

Ewelino, serdecznie dziękuję za ciekawy i przemiły komentarz Very Happy Mogę zapewnić, że Adam nie zapomni o Clarissie. Kathy skradnie serca wszystkich mieszkańców Ponderosy, choć oczywiście wokół nic nieświadomego dziecka nagromadzi się sporo plotek, wątpliwości i niedomówień. Della z niecierpliwością czeka na powrót Adama. Ma mu dużo do powiedzenia. Mruga
Plan kolejnego odcinka mam przygotowany. Teraz muszę odpowiednio porozmawiać z Aderato. Mruga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 2:26, 12 Lut 2019    Temat postu:

Rozdział 10

- No, i co ja teraz z tobą zrobię? Dobrze, że ten miły pan z recepcji o nic nie pytał i obiecał przysłać mamkę – rzekł Adam pochyliwszy się nad dzieckiem leżącym na łóżku. Kathy przez moment skupiła na nim wzrok, a gdy Adam delikatnie musnął jej policzek odruchowo otworzyła buźkę w oczekiwaniu na jedzenie. – Przykro mi, ale musisz jeszcze trochę poczekać. Ja nie mam pojęcia, co oprócz mleka może jeść takie maleństwo, jak ty. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym teraz być w Ponderosie – westchnął.
Prawdę mówiąc nie wiedział, jak uda mu się zawieźć Kathy do domu. Była taka maleńka, taka krucha, a podróż do Nevady dla zaledwie miesięcznego dziecka mogła okazać się niezwykle męcząca. Do tego nie miał dla niej wystarczająco dużo ubranek, ani pieluszek. To, co dla dziecka naprędce spakowała Clarissa, wystarczy, co najwyżej na dwa może trzy dni. A, co z jedzeniem, piciem? W ogóle nie miał najmniejszego pojęcia, jak należy się opiekować takim brzdącem. Te jego niewesołe rozważania przerwało ciche pukanie do drzwi.
- O, to chyba mamka. Zaraz sobie podjesz – Adam uradowany ruszył do drzwi. Gdy je otworzył na chwilę zamarł. W progu pokoju stała Clarissa. Jej twarz nosiła oznaki pobicia. Cała się trzęsła i była wyraźne przerażona. – Co się stało? Kto ci to zrobił?
- Pan Langford – odparła szczękając zębami.
- Proszę, wejdź.
- Ale ze mną jest pan Thousand, osobisty kamerdyner pana Langforda – odparła, spoglądając w bok, Clarissa. Teraz dopiero Adam dostrzegł wysokiego, wyprostowanego niczym struna, mężczyznę w średnim wieku. Wyglądem przypominał najprawdziwszego angielskiego lokaja, co wyrażało się nie tylko w jego ubiorze, ale i dystynkcji, która biła od niego na milę.
- Zapraszam – Adam ruchem dłoni wskazał wnętrze pokoju.
- Uprzejmie panu dziękujemy – rzekł kamerdyner Langforda. – Panna Palmer już mnie przedstawiła. Ja tylko pozwolę sobie dodać, że mam na imię Edgar. Okoliczności zmusiły nas do zakłócenia panu spokoju. Po tym, co się stało w rezydencji państwa Langfordów, uznałem, że jedynie pan może pomóc pannie Palmer.
- Postaram się – zapewnił Adam – ale najpierw muszę dowiedzieć się, co właściwie się stało.
- To może ja opowiem, jeśli pan pozwoli, panie Thousand - powiedziała Clarissa.
- Oczywiście. Tak nawet będzie lepiej. Nie wszystko przecież widziałem – odparł Edgar.
- Proszę, usiądźcie. Ja tylko zerknę na Kathy – rzekł Adam i podszedł do łóżka, na którym pomiędzy dwoma poduszkami leżało dziecko. Maleństwo spało, co niezwykle ucieszyło jej opiekuna. – Usnęła. Trochę marudziła, a do tego chyba jest głodna. Zaraz powinna być tu mamka, ale tymczasem proszę mówić, panno Palmer.
- Po tym, jak Jim wyprowadził pana i Kathy, do mojego pokoju wpadł pan Langford. Był bardzo zły. Tak wściekłym, jeszcze go nie widziałam. Powiedział, że nie daruje mi tego, że powiadomiłam Cartwrightów o dziecku. Krzyczał, że o Kathy nikt nie powinien wiedzieć. Żałował, że nie umarła tak, jak jej matka. Dla niego panienka Olive i jej dziecko są odrażającym przykładem rozpusty. Krzyczał, że zbyt długo pracował na pozycję, jaką jego rodzina zajmuje w społeczności San Francisco, żeby przez byle bachora ją teraz stracić. Zaczął mnie bić i wykrzykiwał pod moim adresem straszne rzeczy.
- To były niezasłużone kalumnie i inwektywy – wtrącił Edgar.
- Bardzo się bałam, że mnie zabije. Gdyby nie pan Thousand, to pewnie byśmy teraz nie rozmawiali.
- To prawda? – spytał Adam, spojrzawszy przenikliwie na kamerdynera.
- Niestety, muszę potwierdzić słowa panny Palmer. Jednak chciałbym zaznaczyć, że pan Langford nie był sobą. Nigdy dotąd nie podniósł ręki na nikogo ze służby. Prawdę mówiąc nigdy też nie interesował się nami, obowiązek ten pozostawiając swojej żonie. To pani Langford o wszystkim decyduje. Najprawdopodobniej to ona powiadomiła męża o pana wizycie i zabraniu dziecka.
- To możliwe, zwłaszcza, że pani Langford nie była nastawiona do mnie przychylnie.
- Cóż, panie Cartwright, nie powinienem wypowiadać się o moich chlebodawcach. Pozycja, którą zajmuję w ich domu zobowiązuje mnie do lojalności. Nie chcę przez to powiedzieć, że panna Palmer postąpiła niewłaściwie. To była wyższa konieczność. Oddanie małej do sierocińca skończyłoby się dla niej bardzo źle, a nikt, kto ma odrobinę współczucia nie skazałby dziecka na taki los. Dlatego postawa panny Clarissy jest godna pochwały i cała służba jest dla niej pełna uznania. Mimo to dobrze byłoby gdyby wyjechała z miasta. Pan Langford zniewag nie zapomina, zwłaszcza takich, których doznał od ludzi, jego zdaniem, niżej stojących w hierarchii społecznej. Panna Palmer, jako pokojówka złamała zasady obowiązujące w domu państwa Langford. Nie wolno krytykować osób dla których się pracuje. To jest oczywiście niedopuszczalne, z jednym wszakże wyjątkiem, gdy chodzi o ludzkie życie. A tak właśnie było w przypadku Kathy.
- Nadal jednak nie rozumiem, dlaczego rodzinie Langfordów tak bardzo zależy na pozbyciu się dziecka panny Olive.
- To dłuższa i skomplikowana historia. Powiem tylko, że matka panienki Olive, jak i ona sama żyły na łasce państwa Langford. Jedyne, czego od nich wymagano to skromność i nie dawanie pretekstu do plotek. Panu Langfordowi szczególnie zależy na nieposzlakowanej opinii, bowiem chce wygrać wybory i zostać senatorem Kalifornii. Do tego wraz z zięciem, panem Evansem pracują nad interesem życia. Dlatego też jego rodzina musi być poza wszelkimi podejrzeniami.
- To nieco wyjaśnia ich postępowanie, choć i tak nie pozwala zrozumieć okrucieństwa, jakie Langfordowie okazali bezbronnemu dziecku – rzekł Adam.
- Tak naprawdę to oni chyba liczyli na to, że Kathy umrze wraz ze swoja matką – wtrąciła Clarissa.
- Ależ panno Palmer, nie wyciągałbym aż tak dalece idących wniosków – powiedział Edgar i lekko chrząknął chcąc ukryć zakłopotanie.
- Mówię szczerą prawdę. Przecież pan Langford sam do tego się przyznał. Pani Banks, nasza ochmistrzyni, mówiła, że odkąd pan Langford zadał się z panem Evansem zmienił się nie do poznania. To nie, kto inny, jak pan Evans nalegał, żeby pozbyć się panienki Olive i jej dziecka.
- A, co Evans miał do panny Olive? – spytał zaciekawiony Adam.
- Robił jej awanse i przez to panna Claire rozstała się z nim. Potem jednak okazało się, że Langfordowie są na skraju bankructwa. Musieli szybko i dobrze wydać za mąż swą jedyną córkę.
- Dlatego odświeżyli znajomość z moi ojcem – Adam pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Tego nie wiemy – odparł Edgar spoglądając karcąco na Clarissę. – Teraz, co innego jest ważne. Panie Cartwright, w imieniu panny Palmer chciałbym zadać panu pytanie?
- Słucham?
- Czy zatrudnił pan już opiekunkę do dziecka?
- Jeszcze nie. Nie miałem na to czasu – odparł Adam, domyślając się, do czego zmierza Thousand – ale gdyby pan znał godną zaufania osobę, to byłbym panu wdzięczny.
- Oto ona – rzekł Edgar, wskazując na Clarissę. – Panna Palmer jest świetną pokojówką, pracowitą, rzetelną i dbającą o czystość. Przez miesiąc zajmowała się także Kathy i robiła to doskonale. Dziewczynka zna ją i wie, że to jej opiekunka. Proszę, więc pana, aby zabrał pan do Nevady również pannę Palmer, która przynajmniej na jakiś czas powinna zniknąć z miasta. Czy zechciałby pan wyświadczyć nam tę grzeczność?
- Uważam, że to świetny pomysł. Potrzebuję kogoś takiego, jak panna Clarissa. Takie małe dziecko po prostu mnie przeraża.
- Jestem panu niezwykle zobowiązany – odparł, głosem pełnym szacunku, Edgar.
- To nic takiego, zwłaszcza, że bardzo potrzebowałem pomocy przy dziecku – rzekł Adam i zwracając się do Clarissy dodał: - jeśli jest pani zainteresowana posadą niani panienki Kathy Cartwright, to pojutrze o ósmej rano wyruszamy do Virginia City.
- Oczywiście. Jestem tak szczęśliwa. Nie zawiedzie się pan na mnie – zapewniła Clarissa.
- Mam taką nadzieję – Adam uśmiechnął się.
- Za pozwoleniem panie Cartwright, ale ze względów bezpieczeństwa lepiej byłoby, gdybyście wyruszyli jeszcze dzisiaj – rzekł Edgar.
- Czyżby groziło nam jakieś niebezpieczeństwo?
- Nie mam, co do tego pewności, ale lepiej dmuchać na zimne. Dlatego też pozwolę sobie, coś zasugerować.
- Słucham?
- Dyliżans do Virginia City już odszedł. Pan Langford jest świecie przekonany, że pan i Kathy jesteście w drodze do Nevady.
- Chyba nie muszę pytać, kto mu o tym powiedział – rzekł Adam spoglądając spod przymrużonych powiek na Thousanda.
- Nie, nie musi pan – odparł Edgar, uśmiechając się kącikiem ust.
- To w takim razie, co pan proponuje?
- Dziś o szóstej wieczorem odchodzi dyliżans do Sacramento. Stamtąd możecie jechać na przykład do Reno lub bezpośrednio do Virginia City. Pozwoliłem sobie już kupić bilety.
- Dziękuję, ale z dzieckiem wolałbym jechać bez przesiadek – rzekł Adam.
- Paradoksalnie, panie Cartwright te przesiadki są dla dobra dziecka. Wypoczynek takiemu maleństwu jest niezbędny.
- Może i ma pan rację.
- Za pozwoleniem, szanowny panie, mam rację. Proszę mi zaufać. Wszystko zaplanowałem.
- Skoro tak, to słucham: jak przedstawia się pański plan?
- Za godzinę panna Maggie dostarczy do pana pokoju porządną wyprawkę dla dziecka, ubranka, pieluszki i wszystko, co takiemu maleństwu będzie potrzebne w drodze. Przyniesie też strój podróżny dla panny Palmer i kilka osobistych rzeczy.
- Ależ, panie Thousand nie trzeba było – powiedziała Clarissa.
- To konieczne, moja droga. W stroju pokojówki zwracałaby pani niepotrzebną uwagę – odparł Edgar. – Wracając do naszego planu: na pół godziny przed odjazdem dyliżansu przyjadę po was i dopilnuję, żebyście bezpiecznie wyjechali z miasta. Do tego czasu proszę nie opuszczać hotelu. Recepcjonista jest moim młodszym bratem. Wie o wszystkim i gdyby, czego nie przewiduję, pan Langford zapragnął sprawdzić, czy rzeczywiście opuściliście San Francisco, udzieli mu odpowiednich informacji. To chyba byłoby wszystko. Gdyby pan czegoś potrzebował, panie Cartwright, to proszę powiedzieć, postaram się załatwić.
- Nie, nic nie potrzebuję, a pana plan jest całkiem rozsądny. Zgoda, zróbmy tak – rzekł Adam.
- Panie Thousand, czy mogę mieć do pana małą prośbę? – spytała Clarissa.
- Oczywiście, panno Palmer. W czym mogę pomóc?
- Chodzi o moich rodziców. Będą niepokoić się o mnie. Czy zechciałby pan ich powiadomić, gdzie teraz będę pracować?
- Naturalnie. W niedzielę wybiorę się do nich i wszystko im wytłumaczę.
- Proszę przekazać im moją pensję i powiedzieć, że nie mogłam inaczej postąpić, i że wkrótce do nich napiszę. Powie im pan?
- Powiem i powiem, że mają wspaniałą, odważną córkę.
- Dziękuję panu… bardzo dziękuję – odparła wzruszona dziewczyna.
- Pójdę już. Niebawem pan Langford wybiera się do klubu. Zwykle wtedy przebiera się i wymaga to mojej obecności – rzekł, wstając od stołu, Edgar. W jego ślady zaraz poszli Adam i Clarissa.
- Panie Thousand, teraz ja chciałbym pana o coś zapytać – Adam stanął twarzą w twarz z Edgarem. – Co by się stało, gdybym nie przyjechał? Czy Kathy naprawdę trafiłaby do sierocińca?
- Na pewno wyjechałaby z domu państwa Langford, ale do sierocińca już by nie dotarła.
- Czy to znaczy, że Langfordowie chcieli…
- Nie, panie Cartwright. Kathy znalazłaby prawdziwy dom. Nie działaby się jej żadna krzywda, ale rodzina to jednak rodzina. Wierzę, że u Cartwrightów będzie jej naprawdę dobrze.
- Będzie – Adam wyciągnął dłoń do Edgara – a pan zawsze będzie mile widzianym gościem w Ponderosie.
- Być może kiedyś państwa odwiedzę – Thousand mocno uścisnął dłoń Adama. W tym momencie niemal równocześnie ktoś zapukał do drzwi, a Kathy przebudziwszy się zapłakała.
- Mam nadzieję, że to mamka, o której mówił mi recepcjonista… to znaczy pana brat – rzekł Adam.
- Pozwoli pan, że sprawdzę – Edgar uchylił drzwi. – Tak to osoba, o której pan wspominał. Proszę, wejdź moja droga.
- Dzień dobry. – Kobieta o miłym wyglądzie, dość elegancko ubrana, uśmiechnęła się. – Podobno jest tu bardzo godne maleństwo.
- Tak – potwierdził Adam. – Panno Clarisso, proszę zaprowadzić panią do Kathy. Ja w tym czasie zajrzę do recepcji.
Gdy mężczyźni znaleźli się w korytarzu Adam przystanął i bez zbędnych ceregieli spytał:
- Pan zna tę kobietę?
- Znam – przyznał Edgar. – To moja bratowa. Niedawno sama została matką.
- Czy to dom pana brata miał być schronieniem dla Kathy?
- Jest pan niezwykle dociekliwym mężczyzną, panie Cartwright.
- Tak, czy nie?
- Po co panu ta wiedza? – Thousand z uwagą spojrzał na Adama.
- Chciałbym podziękować.
- To zupełnie zbędne.
- Jednak nalegam.
- Uparty z pana człowiek – zauważył Edgar.
- Często mi to mówią.
- Dobrze – westchnął Thousand – odpowiem na pana pytanie jednym słowem: tak. I proszę o nic więcej już nie pytać.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 10:16, 10 Maj 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:55, 12 Lut 2019    Temat postu:

Kolejny, smakowity fragment.
Cytat:
A, co z jedzeniem, piciem? W ogóle nie miał najmniejszego pojęcia, jak należy się opiekować takim brzdącem.

No tak, stado krów spokojnie przegoniłby tą trasą, ale co zrobić z niemowlakiem? Tutaj nawet Adam wymięka
Cytat:
W progu pokoju stała Clarissa. Jej twarz nosiła oznaki pobicia. Cała się trzęsła i była wyraźne przerażona. – Co się stało? Kto ci to zrobił?
- Pan Langford – odparła szczękając zębami.

A to damski bokser
Cytat:
- Po tym, jak Jim wyprowadził pana i Kathy, do mojego pokoju wpadł pan Langford. Był bardzo zły. Tak wściekłym, jeszcze go nie widziałam. Powiedział, że nie daruje mi tego, że powiadomiłam Cartwrightów o dziecku. Krzyczał, że o Kathy nikt nie powinien wiedzieć. Żałował, że nie umarła tak, jak jej matka. Dla niego panienka Olive i jej dziecko są odrażającym przykładem rozpusty. Krzyczał, że zbyt długo pracował na pozycję, jaką jego rodzina zajmuje w społeczności San Francisco, żeby przez byle bachora ją teraz stracić. Zaczął mnie bić i wykrzykiwał pod moim adresem straszne rzeczy.

Co za facet! Cała rodzina jest taka - agresywna, pełna pogardy dla innych i niesprawiedliwa. Mam nadzieję, że dostaną za swoje
Cytat:
Panu Langfordowi szczególnie zależy na nieposzlakowanej opinii, bowiem chce wygrać wybory i zostać senatorem Kalifornii. Do tego wraz z zięciem, panem Evansem pracują nad interesem życia. Dlatego też jego rodzina musi być poza wszelkimi podejrzeniami.

A nie prościej byłoby jakby zachowywali się przyzwoicie?
Cytat:
To nie, kto inny, jak pan Evans nalegał, żeby pozbyć się panienki Olive i jej dziecka.
- A, co Evans miał do panny Olive? – spytał zaciekawiony Adam.
- Robił jej awanse i przez to panna Claire rozstała się z nim. Potem jednak okazało się, że Langfordowie są na skraju bankructwa. Musieli szybko i dobrze wydać za mąż swą jedyną córkę.

Zięć pasuje do teścia. Bardzo pasuje! Najpierw Evans uwodzi ubogą kuzynkę narzeczonej, a kiedy dostaje kosza przy najbliższej okazji mści się na niej. Co za ... tu nie porównam go do zwierząt, bo te są przyzwoitszeW dodatku Langfordowie, kiedy nic nie wyszło z zaręczyn z którymkolwiek z synów Bena ponownie wrócili do zaręczyn Claire z Evansem.
Cytat:
- Czy zatrudnił pan już opiekunkę do dziecka?
- Jeszcze nie. Nie miałem na to czasu – odparł Adam, domyślając się, do czego zmierza Thousand – ale gdyby pan znał godną zaufania osobę, to byłbym panu wdzięczny.
- Oto ona – rzekł Edgar, wskazując na Clarissę. – Panna Palmer jest świetną pokojówką, pracowitą, rzetelną i dbającą o czystość. Przez miesiąc zajmowała się także Kathy i robiła to doskonale. Dziewczynka zna ją i wie, że to jej opiekunka. Proszę, więc pana, aby zabrał pan do Nevady również pannę Palmer, która przynajmniej na jakiś czas powinna zniknąć z miasta. Czy zechciałby pan wyświadczyć nam tę grzeczność?
- Uważam, że to świetny pomysł. Potrzebuję kogoś takiego, jak panna Clarissa. Takie małe dziecko po prostu mnie przeraża.

Można powiedzieć, że Edgar rzucił linę dyndającemu nad przepaścią trudów opieki nad niemowlęciem AdamowiTo dziecko go przerażało bardziej niż puma, chociaż Kathy wywołuje w nim tkliwość i czułość. Co innego jednak popatrzeć z zachwytem na urocze niemowlę, pocmokać do niego ... a co innego zmieniać mu pieluszki, kąpać, karmić itd ... te czynności zdecydowanie go przerastają, a Clarissa z pewnością będzie doskonałą nianią dla Kathy.

Cytat:
- Za godzinę panna Maggie dostarczy do pana pokoju porządną wyprawkę dla dziecka, ubranka, pieluszki i wszystko, co takiemu maleństwu będzie potrzebne w drodze. Przyniesie też strój podróżny dla panny Palmer i kilka osobistych rzeczy.

Edgar o wszystkim pomyślał
Cytat:
- Mam nadzieję, że to mamka, o której mówił mi recepcjonista… to znaczy pana brat – rzekł Adam.
- Pozwoli pan, że sprawdzę – Edgar uchylił drzwi. – Tak to osoba, o której pan wspominał. Proszę, wejdź moja droga.
- Dzień dobry. – Kobieta o miłym wyglądzie, dość elegancko ubrana, uśmiechnęła się. – Podobno jest tu bardzo godne maleństwo.
- Tak – potwierdził Adam. – Panno Clarisso, proszę zaprowadzić panią do Kathy. Ja w tym czasie zajrzę do recepcji.
Gdy mężczyźni znaleźli się w korytarzu Adam przystanął i bez zbędnych ceregieli spytał:
- Pan zna tę kobietę?
- Znam – przyznał Edgar. – To moja bratowa. Niedawno sama została matką.
- Czy to dom pana brata miał być schronieniem dla Kathy?

To się nazywa mieć fajną rodzinę. Edgar prawie wszystko "obstawił"Pomimo, że on jest lokajem pana Langforda, posiada o wiele więcej honoru i poczucia przyzwoitości niż jego chlebodawca
Bardzo przyjemni i wzruszający odcinek. Ludzie pracujący u Langfordów są o wiele bardziej wartościowi, niż "państwo" Pani Langford przypomina przekupkę (nie obrażając przekupek - one muszą chwalić swój towar i wykłócać się z dostawcami i klientami), pan Langford jest chciwym i okrutnym facetem. Claire? Jeśli tak łatwo zgodziła się na plany rodziców chyba też nie jest ideałem młodej panny. Najważniejsze, że Kathy ma przed sobą przyszłość - czeka na nią kochająca rodzina, do której jedzie w towarzystwie wujka i opiekunki. Co z Adamowym piknikiem i Dellą? Czy starczy jej cierpliwości i wyrozumiałości? Co z Claire? Czy Clarissie spodoba się Ponderosa? Czy Olive na pewno nie żyje? Może Langfordowie potajemnie gdzieś ją wysłali, wmówili, że dziecko nie żyje? To do nich podobne. Niecierpliwie oczekuję na dalszy ciąg.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 9:13, 13 Lut 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 1:09, 13 Lut 2019    Temat postu:

Dziękuję serdecznie za miły komentarz. Very Happy Langfordowie prędzej czy później poniosą karę za swe postępowanie. Adam faktycznie szybciej przepędzi stado bydła niż przewinie dziecko. Clarissa stała się więc dla niego prawdziwym wybawieniem. Czy spodoba jej się w Ponderosie? Zobaczymy. Smile Tymczasem Adasia czeka spotkanie z Dellą. Jak przebiegnie? O tym w następnym odcinku. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 23:17, 18 Lut 2019    Temat postu:

Nie ma jeszcze dalszego ciągu ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 1:44, 19 Lut 2019    Temat postu:

Opóźnienie nastąpiło za sprawą rodzinnych kłopotów Confused Wklejam na razie to, co udało mi się napisać. Neutral


CZĘŚĆ DRUGA

Mężczyzna w potrzebie nie ma czasu na zachowanie pozorów.
Jane Austen – Duma i uprzedzenie

Rozdział 1

Ponderosa tonęła w ciepłych promieniach zachodzącego słońca. Ze stajni dochodziło ciche rżenie koni. Wydawało się, że wszystko wokół zwolniło swój bieg, szykując się do spoczynku. Zwykle o tej porze Cartwrightowie siadali do kolacji. Tego dnia nikt jednak nie myślał o posiłku, a to za sprawą małego gościa przywiezionego przez Adama. Początkowo Kathy całkiem nieźle zniosła podróż z San Francisco. Jednak w połowie drogi dziecko stało się niespokojne, dużo płakało i nie chciało jeść. Adam niemalże odchodził od zmysłów. Na nic się zdały zapewnienia Clarissy, że nic złego się nie dzieje, Adam wiedział swoje i natychmiast po przyjeździe do domu kazał wezwać doktora Martina. Teraz właśnie, chodząc nerwowo po podwórzu, z niecierpliwością oczekiwał przyjazdu lekarza. Gdy wreszcie pojawiła się bryczka doktora, Adam westchnął z prawdziwą ulgą. Nareszcie! – krzyknął i niemal siłą zaciągnął Martina na piętro, do pokoju malutkiej Kathy. Doktor znając doskonale Adama niczemu się nie dziwił i niczemu się nie sprzeciwiał. Najpierw wysłuchał relacji niezwykle przejętego wujka dziewczynki, potem ją zbadał, a na końcu orzekł, że małej nic strasznego nie dolega. Jest zmęczona podróżą, a drobne dolegliwości, o jakich wspominał Adam są charakterystyczne dla niemowlęcia.

- Doktorze, czy na pewno nic jej nie jest? – Adam niespokojnie spoglądał to na dziecko, to na Martina.
- Już mówiłem – uśmiechnął się pobłażliwie lekarz – kolka to u dzieci normalne. Z czasem to minie, a koperek czyni cuda.
- Nie jestem przekonany – Adam pokręcił głową. – Przez większość drogi Kathy płakała, choć Clarissa robiła wszystko, żeby ją uspokoić. Do tego bolał ją brzuszek, bo… pieluszek niemal zabrakło.
- Biegunka u takich maluchów też się zdarza. To była długa podróż. Karmienie dziecka w dyliżansie i na postojach, gdzie o higienę niełatwo mogły spowodować kłopoty, o których mówisz. Jednak teraz nie ma powodów do obaw. Nic jej nie będzie.
- A ta wysypka? – Adam nie dawał za wygraną.
- To zwykłe potówki. Dzieci…
- Wiem, wiem, tak mają, ale czy jest pan pewien, że to tylko potówki?
- Jestem – odparł z powagą doktor Martin. – A teraz najlepiej będzie, jak zostawimy Kathy pod opieką panny Palmer.
- Może i ma pan rację. – Powiedział Adam i zwracając się do Clarissy rzekł: - gdybyś mnie potrzebowała jestem na dole w salonie.
- Nie będzie takiej potrzeby. Kathy jest nakarmiona, a teraz pójdzie spać – odparła dziewczyna uśmiechając się łagodnie. – Proszę się nie martwić. Wszystko będzie dobrze.
- No, chodź już, Adamie – rzekł doktor Martin. – Dziecku nic nie jest. Potrzebuje tylko trochę snu i spokoju. Panna Palmer ze wszystkim świetnie sobie poradzi.
- Przesadzam, pana zdaniem? – spytał Adam, gdy znaleźli się w korytarzu.
- Trochę, ale rozumiem ciebie. To malutkie dziecko, a komuś, kto nie miał do czynienia z takim maleństwem, płacz może wydawać się niepokojący. Jednak zapewniam cię, że dzieci płaczą nie tylko, dlatego, że coś je boli.
- Doktorze, nie musi mi pan tego tłumaczyć – rzekł niemal obrażonym tonem Adam.
- Posłuchaj, ze bardzo się przejmujesz. Gdybym nie wiedział, że to córka Willa pomyślałbym, że to ty jesteś jej ojcem – odparł doktor Martin i zaczął schodzić po schodach.
- Też coś! – prychnął Adam i ruszył w ślad za nim.
- I, jak tam nasza mała podróżniczka? – spytał Ben, wstając z fotela na widok doktora i Adama.
- W porządku, choć twój syn ma, co do tego wątpliwości – zażartował Martin.
- Doprawdy? No, cóż Adam zawsze był niezwykle dociekliwy i nieufny – odparł Ben z trudem powstrzymując wesołość.
- Łatwo wam się śmieć, ale to nie wy wieźliście niemowlę z San Francisco do Virginia City i to z dwoma przesiadkami – rzekł Adam.
- Synu, potraktuj to doświadczenie, jako swoisty sprawdzian własnych możliwości. Na przyszłość jak znalazł – powiedział z poważną miną Ben.
- Co takiego? Na jaką przyszłość?
- Na przykład na taką wspólną z Dellą.
- Tato, dałbyś spokój. – Odparł Adam i rzekł do doktora Martina: - dziękuję, że tak szybko pan przyjechał, teraz będę mógł spokojnie położyć się spać.
- Nie ma, za co. Czasem lepiej dmuchać na zimne. Do zobaczenia.
- Do widzenia, doktorze - Adam skinął głową.
- Paul, pozwól, że cię odprowadzę – powiedział Ben. – Przy okazji sprawdzę, czy Hoss i Joe już wrócili. Mieli nadać telegram do Willa.
- Wciąż się nie dał znaku życia? – spytał doktor.
- Niestety, nie i zaczynam się tym niepokoić. – Odparł Ben i widząc, że Adam wchodzi na schody, rzucił: - zaczekaj na mnie. Musimy porozmawiać.


***

To jest pierwsza część rozdziału I


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 23:05, 13 Mar 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:29, 19 Lut 2019    Temat postu:

Cytat:
Jednak w połowie drogi dziecko stało się niespokojne, dużo płakało i nie chciało jeść. Adam niemalże odchodził od zmysłów. Na nic się zdały zapewnienia Clarissy, że nic złego się nie dzieje, Adam wiedział swoje i natychmiast po przyjeździe do domu kazał wezwać doktora Martina. Teraz właśnie, chodząc nerwowo po podwórzu, z niecierpliwością oczekiwał przyjazdu lekarza.

Adam jest troskliwym i odpowiedzialnym opiekunem Kathy
Cytat:
- Doktorze, czy na pewno nic jej nie jest? – Adam niespokojnie spoglądał to na dziecko, to na Martina.
- Już mówiłem – uśmiechnął się pobłażliwie lekarz – kolka to u dzieci normalne. Z czasem to minie, a koperek czyni cuda.

Adam ma rację! Lepiej się upewnić! Ostrożności nigdy za dużo
Cytat:
- A ta wysypka? – Adam nie dawał za wygraną.
- To zwykłe potówki. Dzieci…
- Wiem, wiem, tak mają, ale czy jest pan pewien, że to tylko potówki?
- Jestem – odparł z powagą doktor Martin. – A teraz najlepiej będzie, jak zostawimy Kathy pod opieką panny Palmer.

Doktor Martin posiada niezmierzone pokłady cierpliwości
Cytat:
- Może i ma pan rację. – Powiedział Adam i zwracając się do Clarissy rzekł: - gdybyś mnie potrzebowała jestem na dole w salonie.
- Nie będzie takiej potrzeby. Kathy jest nakarmiona, a teraz pójdzie spać – odparła dziewczyna uśmiechając się łagodnie. – Proszę się nie martwić. Wszystko będzie dobrze.

Mam wrażenie, że Adasia traktują jako lekko zwariowanego tatusia. Nie chcą go zdenerwować, cierpliwie i łagodnie tłumaczą, wiedząc, że on i tak swoje myśli
Cytat:
- Synu, potraktuj to doświadczenie, jako swoisty sprawdzian własnych możliwości. Na przyszłość jak znalazł – powiedział z poważną miną Ben.
- Co takiego? Na jaką przyszłość?
- Na przykład na taką wspólną z Dellą.
- Tato, dałbyś spokój. – Odparł Adam

Czyżby przeszło mu zainteresowanie Delią

Bardzo fajna kontynuacja, z elementami humoru. Adam w roli zatroskanego opiekuna jest rozbrajający. Bohaterką, cichą jest Kathy, bo wokół niej zaczyna się wszystko kręcić. Nawet Delia zeszła na drugi plan. Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 20:30, 19 Lut 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 28, 29, 30  Następny
Strona 3 z 30

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin