Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zdrowy rozsądek
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 20, 21, 22 ... 28, 29, 30  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:13, 07 Wrz 2019    Temat postu:

Może sąsiad podskakiwał?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:13, 07 Wrz 2019    Temat postu:

Szkło mogło mieć jakąś skazę, mikro pęknięcie i wystarczyło. Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4150
Przeczytał: 32 tematy

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:14, 07 Wrz 2019    Temat postu:

To akurat bym słyszała Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:47, 08 Wrz 2019    Temat postu:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 22:11, 08 Wrz 2019    Temat postu:

Szwadron biedronek atakuje. O rany... Dobra, biorę się do pracy Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 13:13, 09 Wrz 2019    Temat postu:

Biedroneczki mnie zmobilizowały i za jednym zamachem powstał rozdział 10. Miał dotyczyć czegoś zupełnie innego, a wyszło tak:

Rozdział 10

Ściemniało się, gdy Joseph Cartwright dotarł do Ponderosy. W oknach domu paliło się już światło, a z baraku robotników dochodziły odgłosy rozmów, co i raz przerywane głośnymi wybuchami śmiechu. Joe zsiadł z konia, rozejrzał się po podwórzu, po czym odetchnął głęboko wieczornym powietrzem. Nareszcie był w domu. Przez ostanie cztery dni o niczym tak nie marzył, jak o misce gorącego gulaszu i wygodnym łóżku. Najpierw jednak musiał oporządzić konia. Podprowadził go do poidła, a gdy zwierzę ugasiło pragnienie, zaprowadził je do stajni. Tam w drzwiach niemal zderzył się z ojcem. Ben trochę zaskoczony rzekł:
• Jesteś już. Dobre czy złe wieści przywozisz?
• Zależy, jak na to spojrzeć – odparł Joe z dziwnym wyrazem twarzy.
• Co się stało?
• Pike nie żyje.
• Jak zginął?
• W strzelaninie.
• Cóż – westchnął Ben – nikt po nim nie będzie płakał.
• To pewne.
• Widzę po twojej minie, że coś cię gryzie.
• Czy ja wiem? - Joe wzruszył ramionami.
• To znaczy, że jednak coś poszło nie tak – stwierdził Ben.
• Chyba masz rację – odparł niepewnie Joe.
• Skoro, tak to, opowiesz nam wszystko w domu.
• Tato?
• Tak.
• Jest może gulasz?
• Jest – uśmiechnął się Ben. - Zaraz powiem Hop Singowi, żeby go podgrzał, a ty pośpiesz się z oporządzeniem konia.
• Zaraz będę w domu – odparł Joe. - Tato, a Hoss i Adam już wrócili?
• Jakieś dwie godziny temu. Mieli pewne problemy.
• Słyszałem, że Harry Oldman podburzył ludzi i zostali sami.
• To prawda. No, pośpiesz się.
• Tato, jeszcze jedno. Czy Melinda wie, że Pike uciekł?
• Teraz już wie. Niestety, nie dowiedziała się od tego, który powinien jej powiedzieć.
• Cały mój brat – prychnął Joe. - Zawsze wszystko wie lepiej, a wystarczyło je powiedzieć, przygotować.
• Uznał, że tak będzie lepiej. Teraz musi się jej tłumaczyć.
• I dobrze, może coś dotrze do jego zakutej pały – odparł z satysfakcją w głosie Joe.
• Już dobrze, dobrze, pośpiesz się.

***

• Adamie, proszę, nie tutaj – rzekła omdlewającym głosem Melinda – ktoś może wejść.
• Masz rację – odparł chrapliwie i schwyciwszy ją za rękę pociągnął do drzwi. Wyjrzał na korytarz, a gdy upewnił się, że nikogo tam nie ma, pokazał Melindzie na migi swój pokój. Ona kiwnęła głową i starając się zachować ciszę szybko przebiegła korytarz. Adam podążył za nią. Tuż za progiem schwycił ją w tali i zaczął całować. Na moment przestał, zafascynowany tym, co wcześniej ujrzał w oczach Melindy. Trwało to chwilę bowiem już w następnej zatrzasnął nogą drzwi, ponownie przywierając wargami do jej ust.
• Mieliśmy być cicho – zauważyła Melinda.
• I byliśmy – Adam uśmiechnął się i szybko przekręcił klucz w zamku drzwi. - Teraz nikt nam nie przeszkodzi w renegocjacji umowy.
• Naprawdę tego chcesz? - spytała opierając dłonie o jego tors.
• Tak, ale jeśli ty nie chcesz, to powiedz mi teraz, gdy mogę jeszcze nad sobą zapanować.
• Nie chcę, żebyś panował nad sobą – powiedziała dotykając palcami jego warg. Adamowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ustami po policzku zbliżył się do jej ust, z których wydobyło się zmysłowe, urocze, słodkie westchnienie. To podziałało na niego niezwykle podniecająco. Schwycił ją na ręce, a ona z ufnością objęła ramionami jego szyję. Ta nagła bliskość, słowa które wypowiadał, a przede wszystkim emanujące z niego pożądanie, które nie pozostawiało złudzeń, co do tego kto tu rządzi czyniło Melindę zupełnie bezsilną.
• Bądź moją – poprosił szeptem, całując ją.
• Ja, Adamie, nigdy… - zaczęła z zawstydzeniem.
• Wiem. Będę delikatny. Nie zrobię ci krzywdy – zapewnił.
• Och, Adamie, tak bardzo cię pragnę, tak bardzo.
To, co później się stało przeszło najśmielsze wyobrażenia Melindy. Nie mogła uwierzyć, że obcowanie z mężczyzną, nazywane przez inne zamężne kobiety mianem przykrego obowiązku, okazało się czymś tak niezwykle przyjemnym i ekscytującym. Sama siebie zaskoczyła siłą reakcji z jaką poddawała się wszystkim pieszczotom Adama. Ich apogeum wyrwało z gardła Melindy niekontrolowany, pełen spełnienia jęk. Powtarzając jego imię czuła się tak, jakby znalazła się poza swoim ciałem. Mimo, że nie miała doświadczenia w tej materii, wiedziała już, że to co z nim przeżyła było stokroć wspanialsze od jej wyobrażeń. Wiedziała też, że bez jego pocałunków, dotyku jego dłoni nie będzie już potrafiła żyć.
• Mam nadzieję, że nie zniechęciłem cię do siebie – rzekł cicho, gdy zupełnie nadzy, przytuleni do siebie leżeli w łóżku.
• Nie. Było cudownie. Nie myślałam, że tak to jest.
• Dziękuję, że ofiarowałaś mi siebie. Nie wiesz nawet ile to dla mnie znaczy.
• Mówisz tak, jakbym była dla ciebie ważna.
• Jesteś ważna – zapewnił – dlatego naszą umowę możemy uznać za niewiążącą.
• Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała nie patrząc na niego.
• To, że chcę mieć przy swoim boku żonę, żonę w dosłownym tego słowa znaczeniu.
• Wiesz, że do tego potrzebne jest zaangażowanie obu stron.
• Tak i jeśli prawdą są twoje deklaracje, które składałaś mi w czasie miłosnego uniesienia, to ja mam zamiar w stu procentach zaangażować się w nasz związek.
• Nie pamiętam, co mówiłam – odparła zawstydzona.
• Doprawdy? - Adam parsknął śmiechem. - Były to słowa, które chciałby usłyszeć każdy mężczyzna. Nie ukrywam, że na mnie podziałały niezwykle, nazwijmy to, stymulująco.
• Och, Adamie, jak możesz tak mówić – Melinda zakryła dłonią twarz.
• Odsłoń swoją piękną buzię – powiedział niczym do dziecka.
• Nie, wstydzę się – jęknęła.
• Odsłoń, bo zaburzasz harmonię, jaką twoja twarz tworzy z piękną szyją i równie pięknymi piersiami. – Rzekł, po czym dodał nieco chełpliwie: - nie ma, co mówić, prawdziwy ze mnie szczęściarz. I, jakby powiedział Hoss: dostałem wspaniałą klaczkę.
• No, wiesz! Jak możesz?! - krzyknęła naciągając na siebie kołdrę. Adam zaczął się śmiać, a na widok świętego oburzenia malującego się w oczach żony z uciechą pokręcił głową. Po chwili spoważniał i bawiąc się puklem jej włosów rzekł:
• Melindo, teraz naprawdę wszystko się zmieni. Czy jesteś na to gotowa?
• Jestem – odparła cicho.
• Postaram się, żeby nasze małżeństwo było zgodne, a ty?
• Dla ciebie gotowa jestem na wszystko. Wiesz już przecież, że cię kocham – odparła, a on przypieczętował jej słowa głębokim pocałunkiem.
• To, skoro mamy to ustalone, to przejdźmy teraz do innych zagadnień.
• Na przykład jakich? - spytała z przewrotnym uśmieszkiem.
• Łóżko.
• Co, łóżko?
• Miejsce żony jest w łóżku męża. Chcę, żebyś zasypiała i budziła się u mojego boku.
• Na pewno wiesz o co prosisz? - spytała, czując, jak serce bije jej z podniecenia.
• Owszem.
• A Kathy?
• Co, Kathy? - wzruszył ramionami. - Ma swój pokój.
• Ale przyzwyczaiła się do mojej obecności.
• To będzie musiała się odzwyczaić – stwierdził Adam.
• Ciekawe, jak to sobie wyobrażasz?
• Zwyczajnie. Trochę to może być uciążliwe, ale w końcu przywyknie.
• Zobaczymy, czy za tydzień będziesz tego samego zdania.
• Zobaczymy, a teraz, chodź tu do mnie.
• Poczekaj – położyła dłoń na jego torsie – a, co powiemy twojej rodzinie?
• Chyba naszej – poprawił ją.
• Naszej – przyznała. - Jestem pewna, że twój ojciec i bracia doskonale orientują się w relacjach, jakie nas do tej pory łączyły.
• Jesteśmy małżeństwem, a to, co jest między nami to nie ich sprawa – odparł. - Ja przynajmniej nie zamierzam się przed nikim tłumaczyć. Dość tych rozmów – rzekł pochylając się nad Melindą.
• Adamie, zaraz będzie kolacja – zauważyła nieśmiało.
• A, co bardzo jesteś głodna?
• Nie bardzo, ale na pewno zaraz ktoś tu przyjdzie.
• Najwyżej się spóźnimy – rzekł z poważną miną.
• O, nie! - krzyknęła – Umarłabym ze wstydu.
Adam nic nie odpowiedział. Miał dużo ciekawsze zajęcie niż roztrząsanie słów żony. Zresztą i ona po kilku pocałunkach i niewinnych pieszczotach uznała, że kolacja może poczekać.

***

Tymczasem na dole w salonie Joe kończył pałaszować gulasz. Hoss przyglądał się bratu z prawdziwym podziwem. Wreszcie z uznaniem powiedział:
• No, no apetyt ci dopisuje. Ciekawe, czy zjesz kolację?
• Nie martw się, zjem – zapewnił Joe.
• Skoro już posiliłeś się, to może opowiesz nam, jak doszło do zastrzelenia Pike’a – rzekł Ben siedzący w fotelu i ćmiący fajkę.
• Adam i Melinda powinni to usłyszeć – zauważył Joe.
• Nie wiem, jak Melinda, ale Adam na pewno – stwierdził Hoss.
• Mam po nich iść? - spytał Joe, a Ben skinął głową.
• To może lepiej ja pójdę – zaproponowała Clarissa. - I tak muszę przewinąć Kathy, to od razu powiem Adamowi, że czekacie na niego.
• Dobrze, idź – rzekł Ben.
Clarissa wziąwszy dziecko na ręce zaczęła wchodzić po schodach. Po chwili weszła do zupełnie pustego pokoju Kathy. Położyła małą do łóżka, mówiąc:
• Pewnie są w pokoju twojego wujka. Ciekawe, czy Melinda wybaczyła Adamowi. Nie krzyczą na siebie, to dobrze rokuje. Masz zabawkę, a ja zaraz do ciebie wrócę, powiem tylko, wujkowi Adamowi, żeby zszedł na dół – co rzekłszy wyszła z pokoju i stanęła przed drzwiami sypialni Adama. Już miała zapukać, gdy usłyszała cichy śmiech, a później przeciągły jęk rozkoszy. Poczuła oblewające ją gorąco. Niczym żołnierz na paradzie zrobiła w tył zwrot i po chwili znalazła się w pokoju dziecka. Będąc pod wrażeniem, tego, co usłyszała mruknęła:
• Coś mi się widzi, Kathy, że twoi opiekunowie doszli do porozumienia. Nawet nie wiesz, jak bardzo.




Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pon 19:35, 09 Wrz 2019, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 17:39, 09 Wrz 2019    Temat postu:

Cytat:
• Jesteś już. Dobre czy złe wieści przywozisz?
• Zależy, jak na to spojrzeć – odparł Joe z dziwnym wyrazem twarzy.
• Co się stało?
• Pike nie żyje.
• Jak zginął?
• W strzelaninie.

To raczej dobra wiadomość, może nie tyle dla Pike'a, co dla Cartwrightów
Cytat:
• Widzę po twojej minie, że coś cię gryzie.
• Czy ja wiem? - Joe wzruszył ramionami.
• To znaczy, że jednak coś poszło nie tak – stwierdził Ben.
• Chyba masz rację – odparł niepewnie Joe.

Ciekawe, co tak zmartwiło Joe?
Cytat:
• Tato, jeszcze jedno. Czy Melinda wie, że Pike uciekł?
• Teraz już wie. Niestety, nie dowiedziała się od tego, który powinien jej powiedzieć.
• Cały mój brat – prychnął Joe. - Zawsze wszystko wie lepiej, a wystarczyło je powiedzieć, przygotować.
• Uznał, że tak będzie lepiej. Teraz musi się jej tłumaczyć.
• I dobrze, może coś dotrze do jego zakutej pały – odparł z satysfakcją w głosie Joe.
• Już dobrze, dobrze, pośpiesz się.

Joe ma satysfakcję, że Melinda ma żal do Adama
Cytat:
• Mieliśmy być cicho – zauważyła Melinda.
• I byliśmy – Adam uśmiechnął się i szybko przekręcił klucz w zamku drzwi. - Teraz nikt nam nie przeszkodzi w renegocjacji umowy.
• Naprawdę tego chcesz? - spytała opierając dłonie o jego tors.
• Tak, ale jeśli ty nie chcesz, to powiedz mi teraz, gdy mogę jeszcze nad sobą zapanować.
• Nie chcę, żebyś panował nad sobą – powiedziała dotykając palcami jego warg. Adamowi nie trzeba było dwa razy powtarzać.

Na szczęście Joe nie wie, co się dzieje w pokoju Adama, bo biedak nie byłby taki usatysfakcjonowany
Cytat:
• Mówisz tak, jakbym była dla ciebie ważna.
• Jesteś ważna – zapewnił – dlatego naszą umowę możemy uznać za niewiążącą.
• Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała nie patrząc na niego.
• To, że chcę mieć przy swoim boku żonę, żonę w dosłownym tego słowa znaczeniu.
• Wiesz, że do tego potrzebne jest zaangażowanie obu stron.
• Tak i jeśli prawdą są twoje deklaracje, które składałaś mi w czasie miłosnego uniesienia, to ja mam zamiar w stu procentach zaangażować się w nasz związek.

Nareszcie Adam w rozmowie z kobietą mówi coś sensownego, co nie denerwuje niewiasty
Cytat:
• Miejsce żony jest w łóżku męża. Chcę, żebyś zasypiała i budziła się u mojego boku.
• Na pewno wiesz o co prosisz? - spytała, czując, jak serce bije jej z podniecenia.
• Owszem.
• A Kathy?
• Co, Kathy? - wzruszył ramionami. - Ma swój pokój.
• Ale przyzwyczaiła się do mojej obecności.
• To będzie musiała się odzwyczaić – stwierdził Adam.

Pomysł przedni, ale co na to Kathy?
Cytat:
Ciekawe, czy Melinda wybaczyła Adamowi. Nie krzyczą na siebie, to dobrze rokuje. Masz zabawkę, a ja zaraz do ciebie wrócę, powiem tylko, wujkowi Adamowi, żeby zszedł na dół – co rzekłszy wyszła z pokoju i stanęła przed drzwiami sypialni Adama. Już miała zapukać, gdy usłyszała cichy śmiech, a później przeciągły jęk rozkoszy. Poczuła oblewające ją gorąco. Niczym żołnierz na paradzie zrobiła w tył zwrot i po chwili znalazła się w pokoju dziecka. Będąc pod wrażeniem, tego, co usłyszała mruknęła:
• Coś mi się widzi, Kathy, że twoi opiekunowie doszli do porozumienia. Nawet nie wiesz, jak bardzo.

Owszem, nareszcie doszli do porozumienia, Kathy jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, ale Clarissa już to wie, z pewnością wie

Bardzo emocjonujący fragment. Wyjaśniła się sprawa z Pike'm, choć chyba jeszcze coś jest do wyjaśnienia ... Melindzie chyba przeszła złość na Adama, jakoś się dogadali, a raczej doszli do porozumienia. I to jak pięknie do niego dotarliBardzo dobry opis sceny miłosnej, pełen erotyzmu idealnie dawkowanego czytelnikowi. Bez wulgaryzmów i tzw. "mocnych" opisów. Powinni być szczęśliwi. Ciekawe, jak Adam oceni literackie próby Melindy? Czego jeszcze nie opowiedział Joe? Czy pojawi się jeszcze Delia? O sprawie sądowej i Langfordach nie wspomnę ...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Pon 17:39, 09 Wrz 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 19:33, 09 Wrz 2019    Temat postu:

Dziękuję serdecznie za miły i pochlebny komentarz. Sceny miłosne wbrew pozorom wcale nie są takie łatwe do napisania. Mruga

Joe nie ma wątpliwości, co do tego, co spotkało Pike, ale ma je, co do sposobu w jaki bandzior zginął. O tym w następnym odcinku.

Oczywiście pamiętam o Langfordach i Delli, która w pełnej krasie zaprezentuje się już w najbliższym czasie. Very Happy Tymczasem wzajemna fascynacja małżonków będzie rozkwitać. Adam zacznie doceniać zalety małżonki. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 15:42, 10 Wrz 2019    Temat postu:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 19:55, 10 Wrz 2019    Temat postu:

Biedroneczki rozwalają system. Laughing Dlatego mając połowę rozdziału 11 wklejam to, co... mam. Very Happy



Rozdział 11


Clarissa przewinęła szybko Kathy i wziąwszy ją na ręce jeszcze szybciej przemknęła obok sypialni Adama. U szczytu schodów przystanęła. Czuła, że ma wypieki. Zaczerpnęła więc głęboko powietrza, starając się uspokoić oddech. Na szczęście Cartwrightowie pochłonięci rozmową nie zwrócili na nią uwagi. Po chwili, czując się pewniej, jakby nigdy nic zeszła po schodach i usiadła z Kathy w fotelu stojącym obok kominka.
• No i gdzie ten Adam? - zainteresował się wreszcie Hoss. - Długo na niego jeszcze będziemy czekać?
• Spokojnie, zaraz pewnie zejdzie. – Rzekł Ben, po czym zwrócił się do Małego Joe: - widzę, że jesteś bardzo zmęczony. Ten pościg nieźle dał ci w kość.
• Można tak powiedzieć – przyznał Joe.
• A, co ty tam mówisz. Adam i ja to dopiero mieliśmy przejścia. Trafiła nam się najgorsza z możliwych grup.
• Słyszałem. Harry i reszta zachowali się wyjątkowo paskudnie.
• Nie pierwszy i nie ostatni raz. - Stwierdził Hoss i ze zniecierpliwieniem dodał: - co z tym Adamem? Clarisso, mówiłaś mu?
• Przepraszam, ale nie – odparła nieswoim głosem.
• A to dlaczego, przecież sama się zaoferowałaś?
• Widzisz, Hoss, ani Adama, ani Melindy nie było…
• A sprawdziłaś w pokoju Adama? – przerwał jej. - Pewnie tam rozmawiają.
• Masz rację, ale nie wiem, czy to była taka normalna rozmowa – powiedziała nie patrząc na mężczyzn.
• Czyżby się kłócili? - Ben niespokojnie poruszył się w fotelu.
• Tak bym tego nie określiła – wydukała Clarissa, całą swoją uwagę skupiwszy na Kathy.
• Słucham?
• Ja nic nie wiem, a w ogóle muszę przygotować kolację dla Kathy – Clarissa poderwała się z fotela i niemal wcisnęła dziecko w ramiona Hossa. - Zajmij się nią – powiedziała i już nie było.
• Rozumiecie, coś z tego? - spytał zaskoczony Hoss. - Nigdy nie widziałem Clarissy w takich pąsach.
• Zdaje się, że rozumiem – rzekł Ben uśmiechając się zagadkowo.
• Co rozumiesz, tato?
• Nic, nic, tylko, że na kolację trochę poczekamy.
• Ale ja jestem głodny – powiedział żałośnie Hoss.
• Poczekasz, jak my wszyscy – odparł stanowczo Ben.
• Mam głodować, bo mój brat przeprasza żonę.
• Wiesz, Hoss, to nie jest takie zwykłe przepraszanie.
• A niby jakie, tato? - Hoss utkwił zdziwiony wzrok w ojcu.
• Pomyśl trochę – zachęcił go Ben.
• I on za trzy dni się żeni – Joseph z politowaniem pokręcił głową.
• Ej, Joe, uważaj, bo oberwiesz – zagroził Hoss z ponurym wyrazem twarzy. Po chwili jednak uśmiechnął się i powiedział do gaworzącej Kathy: - może niedługo będziesz miała towarzystwo. Ale byłby numer.
• Jaki numer – żachnął się Joe. - Ty, jak już coś powiesz, to tylko siąść i płakać.
• O, co ci znowu chodzi? Co, ja takiego powiedziałem?
• Chłopcy uspokójcie się. – Ben nie miał zamiaru wysłuchiwać słownej potyczki swoich synów. – A ty Hoss daj mi Kathy i idź do Clarissy. Może powie ci coś więcej.
• Myślisz, że ich nakryła? - spytał z nieukrywaną ciekawością.
• Hoss… - Ben pokręcił z politowaniem głową.
• No, co?
• Nic. Idź już lepiej do kuchni.
• Tato, myślisz, że oni, tam na górze… - zaczął Joe, gdy Hoss zniknął w kuchni.
• Są małżeństwem, a z tego, co zdążyłem się zorientować ona bardzo kocha twojego brata.
• A on? - spytał z posępną miną.
• Prawdę mówiąc nie wiem – odparł Ben bujając na kolanie rozbawioną Kathy. - Adam to Adam. Chodzi własnymi ścieżkami.
• Właśnie. A jeśli ją skrzywdzi?
• Dlaczego tak uważasz?
• Kochałem ją – powiedział cicho Joe. - Gdyby pięć lat temu wszystko potoczyło się inaczej, ta ja byłbym jej mężem.
• Być może, ale stało się inaczej. Czyżbyś czuł coś do swojej bratowej?
• A gdyby tak było? - Joe utkwił w ojcu poważny wzrok.
• Powiedziałby, że to złe uczucie.
• Sam już nie wiem, co do niej czuję – westchnął Joe. - Gdy Adam ją tu przywiózł wszystko wróciło, nawet smak jej ust. Nie mogę spać po nocach. Wciąż o niej myślę. Gdy dowiedziałem się, że może grozić jej niebezpieczeństwo myślałem, że zwariuję. A potem gotów byłem zatłuc Pike’a. Dla niej. Chciałem ją chronić, pocieszyć… tylko, że ona wzywała swojego męża.
• To dowód, jak bardzo go kocha.
• Zazdrościłem mu, gdy tuliła się do niego, gdy w nim widziała swojego obrońcę.
• A czego oczekiwałeś? Że rzuci się w twoje ramiona. Joe, posłuchaj, Melinda nigdy cię nie kochała. Nawet, gdybyście się pobrali nie bylibyście szczęśliwi.
• Nie wiadomo, tato. Może z czasem pokochałaby mnie.
• Nie sądzę. Zdaje się, że to właśnie wtedy serce Melindy wybrało Adama.
• Nie rozumiem dlaczego? Był dla niej niemiły, opryskliwy, a potem z dnia na dzień wyjechał do San Francisco i nawet nie ukrywał z jakiej przyczyny. Jak w ogóle mogła się w nim zakochać?
• A któż zrozumie kobiety? Powiem ci tylko jedno, Adam już wtedy uważał, że Melinda nie jest dla ciebie.
• Niby skąd to wiedział?
• Zaufaj mi, wiedział – odparł Ben. - Joe, wiem, jak się czujesz, ale pamiętaj, że Adam i Melinda są teraz małżeństwem. Musisz to uszanować. Synu, zapomnij o niej.
• Próbowałem, ale to nie jest takie proste. Mieszkamy pod jednym dachem, codziennie wspólnie siadamy do stołu. Tato, przecież nie jestem z kamienia.
• Rozumiem, ale nie masz wyjścia. Nie wolno ci mieszać w małżeństwie brata.
• Jakie to małżeństwo? Zawarte z konieczności – rzekł z pogardą Joe.
• A jednak małżeństwo. Owszem, zawarte z rozsądku, ale wszystko wskazuje, że od teraz będzie inaczej.
• Myślisz, że jak poszli do łóżka, to ich relacje ulegną zmianie?
• Joe, nie życzę sobie w moim domu takich określeń.
• Nie rozumiem, co takiego powiedziałem? - Joe zrobił zdziwioną minę. - Może powinienem to określić dosadniej, że właśnie teraz tam na górze uprawiają miłość, a może jeszcze dosadniej...
• Dosyć! Tak nie będziemy rozmawiać! - Ben podniósł głos. - To, co twój brat i bratowa robią w swojej sypialni to ani moja, ani twoja sprawa. I chcę, żebyś wreszcie przyjął to do wiadomości. Czy to jasne?
• Tak – mruknął z zaciętym wyrazem twarzy Joe, zaciskając dłonie w pięści. W gęstej ciszy, która zapadła w salonie słychać było jedynie radosne gaworzenie i popiskiwanie Kathy, domagającej się od Bena bujania.

***

Koniec części pierwszej rozdziału 11. Następna część już wkrótce... mam taką nadzieję. Mruga


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 22:25, 10 Wrz 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 9:19, 11 Wrz 2019    Temat postu:

Cytat:
- co z tym Adamem? Clarisso, mówiłaś mu?
• Przepraszam, ale nie – odparła nieswoim głosem.
• A to dlaczego, przecież sama się zaoferowałaś?
• Widzisz, Hoss, ani Adama, ani Melindy nie było…
• A sprawdziłaś w pokoju Adama? – przerwał jej. - Pewnie tam rozmawiają.
• Masz rację, ale nie wiem, czy to była taka normalna rozmowa – powiedziała nie patrząc na mężczyzn.

Clarissa jest bardzo zakłopotana
Cytat:
• Czyżby się kłócili? - Ben niespokojnie poruszył się w fotelu.
• Tak bym tego nie określiła – wydukała Clarissa, całą swoją uwagę skupiwszy na Kathy.
• Słucham?
• Ja nic nie wiem, a w ogóle muszę przygotować kolację dla Kathy – Clarissa poderwała się z fotela i niemal wcisnęła dziecko w ramiona Hossa. - Zajmij się nią – powiedziała i już nie było.
• Rozumiecie, coś z tego? - spytał zaskoczony Hoss. - Nigdy nie widziałem Clarissy w takich pąsach.
• Zdaje się, że rozumiem – rzekł Ben uśmiechając się zagadkowo.

Właśnie, jak Clarissa miała określić to, co usłyszała pod drzwiami? Hoss też się dziwi
Cytat:
• Ale ja jestem głodny – powiedział żałośnie Hoss.
• Poczekasz, jak my wszyscy – odparł stanowczo Ben.
• Mam głodować, bo mój brat przeprasza żonę.
• Wiesz, Hoss, to nie jest takie zwykłe przepraszanie.
• A niby jakie, tato? - Hoss utkwił zdziwiony wzrok w ojcu.
• Pomyśl trochę – zachęcił go Ben.
• I on za trzy dni się żeni – Joseph z politowaniem pokręcił głową.

Faktycznie, Hoss bardzo wolno myśli
Cytat:
• Ej, Joe, uważaj, bo oberwiesz – zagroził Hoss z ponurym wyrazem twarzy. Po chwili jednak uśmiechnął się i powiedział do gaworzącej Kathy: - może niedługo będziesz miała towarzystwo. Ale byłby numer.
• Jaki numer – żachnął się Joe. - Ty, jak już coś powiesz, to tylko siąść i płakać.
• O, co ci znowu chodzi? Co, ja takiego powiedziałem?

Wolno myśli, ale prawidłowo
Cytat:
• Tato, myślisz, że oni, tam na górze… - zaczął Joe, gdy Hoss zniknął w kuchni.
• Są małżeństwem, a z tego, co zdążyłem się zorientować ona bardzo kocha twojego brata.
• A on? - spytał z posępną miną.
• Prawdę mówiąc nie wiem – odparł Ben bujając na kolanie rozbawioną Kathy. - Adam to Adam. Chodzi własnymi ścieżkami.

Czyżby Joe jeszcze miał nadzieję?
Cytat:
• Kochałem ją – powiedział cicho Joe. - Gdyby pięć lat temu wszystko potoczyło się inaczej, ta ja byłbym jej mężem.
• Być może, ale stało się inaczej. Czyżbyś czuł coś do swojej bratowej?
• A gdyby tak było? - Joe utkwił w ojcu poważny wzrok.
• Powiedziałby, że to złe uczucie.

Nie tylko złe, to uczucie bez szansy na wzajemność
Cytat:
Chciałem ją chronić, pocieszyć… tylko, że ona wzywała swojego męża.
• To dowód, jak bardzo go kocha.
• Zazdrościłem mu, gdy tuliła się do niego, gdy w nim widziała swojego obrońcę.
• A czego oczekiwałeś? Że rzuci się w twoje ramiona. Joe, posłuchaj, Melinda nigdy cię nie kochała. Nawet, gdybyście się pobrali nie bylibyście szczęśliwi.
• Nie wiadomo, tato. Może z czasem pokochałaby mnie.
• Nie sądzę. Zdaje się, że to właśnie wtedy serce Melindy wybrało Adama.

Ben ma rację
Cytat:
• Nie rozumiem dlaczego? Był dla niej niemiły, opryskliwy, a potem z dnia na dzień wyjechał do San Francisco i nawet nie ukrywał z jakiej przyczyny. Jak w ogóle mogła się w nim zakochać?
• A któż zrozumie kobiety? Powiem ci tylko jedno, Adam już wtedy uważał, że Melinda nie jest dla ciebie.

Istotnie, nie był miły dla Melindy, a ona jednak to właśnie jego pokochała ... kto zrozumie kobiety?
Cytat:
Tato, przecież nie jestem z kamienia.
• Rozumiem, ale nie masz wyjścia. Nie wolno ci mieszać w małżeństwie brata.
• Jakie to małżeństwo? Zawarte z konieczności – rzekł z pogardą Joe.
• A jednak małżeństwo. Owszem, zawarte z rozsądku, ale wszystko wskazuje, że od teraz będzie inaczej.
• Myślisz, że jak poszli do łóżka, to ich relacje ulegną zmianie?

Oczywiście, że ulegną, przecież renegocjowali umowę

Bardzo dobry fragment, fajne scenki rodzinne przy stole. Jak zwykle Hoss najwolniej myśli, ale jak już zaskoczy, to ... wybiega w przyszłość. kto wie, czy jego przewidywanie się nie spełniJoe, jak to Joe, narzeka jeśli nie jest w centrum uwagi i nie jest uwielbiany przez część żeńską mieszkańców Ponderosy. Trudno powiedzieć, czy to uczucie do Melindy w nim przetrwało, czy je sobie wmówił. Czy to zazdrość, że Adam ma to, co kiedyś miało być jego ... oczywiście w przenośni. W każdym razie myślę, że gdyby Melinda wyszła za kogoś innego, nie za jego brata, to Joe ... chyba by tego nie zauważył. O Adama w tym przypadku zawsze był zazdrosny. A ja nadal nie wiem, co tak zniesmaczyło Joe w czasie pościgu ... no i jeszcze Delia i Langfordowie ... kiedy? Kiedy?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Śro 9:20, 11 Wrz 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:15, 11 Wrz 2019    Temat postu:

Joe zawsze bardzo źle znosił porażki. Niewątpliwie Melinda jest jego porażką. I masz rację, gdyby wyszła za mąż za kogokolwiek innego, Małego Joe w ogóle by to nie obeszło. A ona została żoną Adama, tego brata z którym nie potrafił się dogadać. Czasem wyglądało to tak, jakby żyli w dwóch odrębnych światach. Cóż kompleks starszego brata jest coraz mocniejszy.

Dziękuję bardzo za miły komentarz. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:55, 12 Wrz 2019    Temat postu:

Tak, jakoś trudno było im się porozumieć


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 8:40, 16 Wrz 2019    Temat postu:

Część II rozdziału 11


***

• Wygląda, jak kot, który opił się śmietanki – wymruczał Hoss na widok Adama schodzącego po schodach. Tuż za nim, jakby chciała skryć się za jego plecami szła Melinda.
• Po takim przepraszaniu też byś tak wyglądał – wycedził przez zęby Joe siedzący obok brata. Minę miał mroczną i czuł wypełniającą go zazdrość. Owszem, obiecał ojcu, że zapomni o Melindzie, ale nie powiedział kiedy wymaże ją ze swego serca. Czuł przeszywający ból, gdy wyobrażał sobie Adama i Melindę w miłosnym uścisku. Od tego obrazu nie mógł się uwolnić i nie wiedział, czy kiedykolwiek to nastąpi. Gdyby teraz ktoś zapytał go, co czuje do Melindy, odpowiedziałby bez chwili wahania, że ją kocha. Na jej widok w ułamku sekundy zapomniał o rozmowie z ojcem. Wiadomo przecież, że żadne argumenty nie są w stanie pokonać miłości. W tej właśnie chwili Joe kochał Melindę do szaleństwa, a świadomość, tego, jak przebiegała jej „rozmowa” z Adamem jeszcze bardziej to uczucie pomieszane z zazdrością potęgowała.
• Najważniejsze, że mu wybaczyła, i że wreszcie można będzie w spokoju zjeść kolację – rzekł ledwie dosłyszalnie Hoss.
• Ty, jak zwykle o jedzeniu.
• Jestem głodny, co w tym dziwnego? - Hoss wzruszył ramionami.
• Ty, zawsze jesteś głodny – odparł ze złością Joe.
Tymczasem Adam odsuwając krzesło Melindzie powiedział z przepraszającym uśmiechem:
• Wybaczcie nam, proszę, spóźnienie. Rozmawialiśmy…
• Opowiesz nam, o czym tak intensywnie dyskutowaliście? – spytał z kpiną Joe. Adam pominął pytanie brata milczeniem. Był w doskonałym humorze i nawet Mały Joe nie był w stanie mu go zepsuć.
• Joseph. - Ben spojrzał ostrzegawczo na syna.
• Spokojnie tato – rzekł Adam. - Źle zrobiłem, nie mówiąc żonie o Pike’u. Przeprosiłem ją i ona mi wybaczyła – tu spojrzał z uśmiechem na Melindę, która odwzajemniła jego uśmiech – poza tym wyjaśniliśmy sobie kilka spraw i myślę, że od teraz nasze wspólne życie będzie naprawdę wspólne.
• Cieszę się – powiedział Ben – i wszyscy, jak tu jesteśmy życzymy wam, jak najlepiej.
• Święte słowa – przyznał Hoss, a Clarissa się uśmiechnęła. Joe natomiast siedział z takim wyrazem twarzy, jakby chciał sprostować słowa ojca i powiedzieć: „wszyscy, oprócz mnie”.
• Dziękujemy – rzekł Adam siadając obok Melindy. - Pięknie pachnie. Zdaje się, że to popisowe danie Hop Singa.
• A i owszem – potwierdził Hoss zacierając dłonie na samą myśl, że wreszcie dane będzie mu rozpocząć kolację.
• Zanim jednak zaczniemy jeść, powinniście o czymś wiedzieć – rzekł Ben. - Joe przywiózł wieści dotyczące Pike’a.
• Ujęliście go? - Adam spojrzał z nadzieją na brata.
• Tak, ale wywinął się nam – odparł Joe.
• Jak to? Pozwoliliście mu uciec?!
• W pewnym sensie, tak, ale nikomu już nie zagrozi. Nie żyje.
• Jak do tego doszło? - spytał Adam.
• Natknęliśmy się na niego około pięciu mil od farmy starego Owena i doszło do strzelaniny…
• Joe – Ben wszedł synowi w słowo i widząc pobladłą Melindę rzekł: - o szczegółach porozmawiamy po kolacji. Miej wzgląd na nasze panie. Sprawa jest zamknięta i wreszcie możemy odetchnąć z ulgą. A teraz bierzmy się do kolacji, bo Hoss gotów nam zemdleć.
• Nareszcie – Hoss westchnął z nieukrywaną ulgą, a wszyscy, znając jego nieposkromiony apetyt wybuchnęli śmiechem.
Kolacja minęła w całkiem miłej atmosferze. Joe co prawda niemal wcale się nie odzywał, ale nie było to takie dziwne, zważywszy, że mężczyzna naprawdę był zmęczony kilkudniową obławą na zbiegłego więźnia. Wreszcie Melinda i Clarissa wstały od stołu i życząc wszystkim dobrej nocy poszły na górę ułożyć Kathy do snu. Gdy panowie zostali sami, Ben zaproponował brandy. Z kieliszkami w dłoniach usiedli przy kominku.
• Teraz możemy spokojnie porozmawiać – rzekł Ben.
• Nie sądzisz tato, że Melinda i Clarissa powinny dowiedzieć się, jak doszło do złapania Pike’a? - spytał Joe.
• Wystarczy, że wiedzą o jego śmierci. Szczegóły pozostawmy sobie – odparł Ben. - A teraz Joe opowiedz, jak go złapaliście.
• Prawdę mówiąc, to był czysty przypadek. Jak już powiedziałem jakieś pięć, sześć mil od farmy starego Owena natrafiliśmy na ślady pojedynczego jeźdźca. Może byśmy na nie nie zwrócili uwagi, gdyby nie to, że były jakieś dziwne.
• To znaczy jakie? - spytał z zaciekawieniem Hoss.
• Przede wszystkim było ich bardzo dużo i wyglądało to tak, jakby jeździec kręcił się w kółko, nie wiedział gdzie jechać dalej, albo, jakby czegoś szukał.
• A, czego mógłby szukać na takim pustkowiu? - Adam z powątpiewaniem pokręcił głową.
• Mnie też wydało się to dziwne – przyznał Joe. - Przecież oprócz kilku krzaków i paru skałek, to tam właściwie niczego nie ma. A poza tym ktoś taki, jak Pike nie zostawiłby tylu śladów.
• Chyba, że faktycznie czegoś szukał – zauważył Adam.
• I, co ustaliliście dokąd te ślady prowadziły? - Ben upił z kieliszka trochę brandy.
• W końcu tak. Okazało się, że pojechał na północ w kierunku Sun Valley. Udaliśmy się tym tropem, mając nadzieję, że ścigamy Pike’a. Po jakimś czasie natrafiliśmy na padłego konia. Miał na grzbiecie wyjątkowo stare niemal rozpadające się siodło.
• Pamiętasz Adamie, Al Owen mówił nam, że zginęło mu takie właśnie siodło – wtrącił Hoss.
• Masz rację – przyznał Adam. - To by świadczyło, że byliśmy blisko celu. Joe, co było dalej?
• Podzieliliśmy się na dwie grupy. Jedna ruszyła na wschód, a druga, w której był Driscoll i ja pojechała drogą na Sun Valley. Gdzieś po dwóch godzinach zauważyliśmy kryjącego się pomiędzy krzewami człowieka. Otoczyliśmy go. To był Pike. Nie miał szans. Pozostało go tylko aresztować. I wtedy stało się coś dziwnego. Pike zaczął zachowywać się jak wariat. Wykrzykiwał najgorsze inwektywy, a szeryf Driscoll zamiast jakoś go uspokoić jeszcze dolewał oliwy do ognia. To wyglądało tak, jakby Pike chciał sprowokować szeryfa do strzału, a Driscoll szukał argumentów, żeby to zrobić. Próbowałem przemówić szeryfowi do rozsądku, ale ten powiedział mi, żebym się nie wtrącał. Do tego inni uczestnicy obławy wyraźnie sekundowali Driscollowi. W końcu szeryf strzelił do Pike’a. Trafił go dokładnie między oczy.
• Strzelił do bezbronnego? - spytał poruszony Ben.
• Ja, uważam, że tak – rzekł stanowczo Joe.
• A, co sądzą inni?
• Że Pike sprowokował szeryfa sięgając po broń.
• A sięgnął?
• W tym problem, tato, że nie widziałem, bo musiałem ręcznie wytłumaczyć jednemu idiocie, że nie trzymam strony Pike’a. A potem było po wszystkim. W grupie zapanowała euforia. Wszyscy gratulowali Driscollowi, traktując go jak bohatera.
• Ty, miałeś wątpliwości, prawda? - Adam uważnie spojrzał na brata.
• Oczywiście, że miałem. Gdy inni składali hołd Driscollowi, ja podszedłem do martwego Pike’a. Jego broń spoczywała w kaburze. Nawet jej nie odpiął. Jeśli, tak jak sugerowali świadkowie sięgnął po broń, to musiał to tylko zamarkować. Wtedy Driscoll do niego strzelił. Myślę, że on od początku chciał go zabić. Szukał tylko ku temu okazji.
• Zaraz, zaraz Joe, przecież to szeryf stanowy, a nie jakiś bandzior – rzekł Hoss kręcąc z niedowierzaniem głową.
• Wiem, że to szeryf stanowy, ale upokorzony. Pike, go ośmieszył i uciekł mu. Coś takiego to plama na honorze Driscolla i koniec jego kariery. Nie mógł do tego dopuścić i dlatego go zabił.
• Na twoim miejscu byłbym ostrożny z takim stwierdzeniem. Sam powiedziałeś, że nie widziałeś momentu oddania strzału przez szeryfa – powiedział Adam.
• Masz rację, nie widziałem, ale ty nie byłeś tam ze mną. Gdybyś był, miałbyś podobne, co ja wątpliwości – Joe podniósł głos.
• Być może – Adam kiwnął głową. - Powiedz mi tylko, czy ktoś jeszcze miał podobne do twoich wątpliwości?
• Nie – Joe westchnął ciężko. - Nikt, a jeśli nawet ktoś je miał, to i tak by się nie przyznał. Driscoll wszystkich przekabacił.
• Wszystkich, oprócz ciebie – zauważył Ben.
• Na to wychodzi – westchnął Joe.
• Co zamierzasz z tym zrobić?
• Nie wiem, tato. Odłączyłem się od nich, gdy Driscoll obiecał wszystkim kolejkę whiskey za tak udaną akcję. Teraz pewnie siedzą w saloonie, popijają i przechwalają się odniesionym sukcesem.
• Jeżeli masz wątpliwości, powinieneś o nich porozmawiać z szeryfem Coffee. Nikt nie powinien stać ponad prawem – rzekł Adam.
• Tyle tylko, że to bardzo skomplikowana sytuacja – stwierdził Hoss. - a Joe, nie ma żadnych dowodów na poparcie swojej tezy.
• Uważasz więc, że powinienem cicho siedzieć, tak?
• Tego nie powiedziałem, ale pamiętaj, że Pike był łotrem spod ciemnej gwiazdy. Mordował i grabił ludzi. Gdyby nie ty, być może zgwałciłby i zabił Melindę. Czekał go i tak stryczek. Nie wiem, czy Driscoll zachował się zgodnie z prawem, ale ja nie zamierzam żałować Pike – odparł Hoss.
• Ty, też tak myślisz, Adamie? - spytał Joe.
• Owszem. Hoss ma rację. Jeśli nie masz stuprocentowej pewności, że Driscoll zastrzelił z zimną krwią Pike’a, to odpuść.
• I ty to mówisz?! Zawsze byłeś po stronie prawa.
• I nadal jestem – zapewnił Adam. - Tyle tylko, że twoje podejrzenia są jedynie podejrzeniami. Znajdź dowody na to, że Driscoll działał z premedytacją, a wtedy nie tylko my ci uwierzymy.
• Nie mam żadnych dowodów, tylko moje przeczucie.
• To za mało synu, żeby kogokolwiek oskarżyć o tak ciężką zbrodnię – rzekł Ben. - Adam ma rację. Bez dowodów nic nie zdziałasz, a Driscoll zarzuci ci zniesławienie. Oczywiście możesz i nawet powinieneś podzielić się swoimi wątpliwościami z szeryfem Coffee. To nasz przyjaciel i na pewno uczciwie podejdzie do sprawy. Pamiętaj, że bez względu na to, jaką podejmiesz decyzję będziemy po twojej stronie.
• Macie rację – Joe wbił ponure spojrzenie w podłogę – nie mam nic. Wiem, że Driscoll po prostu zabił Pike’a, ale nie potrafię tego udowodnić.
• Być może nigdy się tego nie dowiemy – odparł Ben.
• A mnie zastanawia to dziwne zachowanie Pike’a – rzekł Adam. - Mówiłeś Joe, że on chciał sprowokować Driscolla.
• Takie odniosłem wrażenie.
• I zdaje się, że Driscoll z tego skorzystał.
• Do czego zmierzasz?
• Pike najwidoczniej zdał sobie sprawę z tego, że nic nie uratuje go przed stryczkiem. Wolał, więc „pomóc” szeryfowi pociągnąć za spust niż odwlekać to, co nieuniknione. Tyle tylko, że nie przewidział jednego. Driscoll nie tyle potrzebował pomocy, co jakiegokolwiek pretekstu, aby wyręczyć wymiar sprawiedliwości. Może to dziwnie zabrzmi, ale tak jeden, jak i drugi osiągnęli zamierzony cel – powiedział Adam.
• To brzmi przekonująco – stwierdził Ben.
• I, co mi z tego – Joe wzruszył ramionami. - Bez dowodów nic nie zdziałam.
• To lepiej zostaw to – poradził Hoss. - Gdyby to był ktoś inny, a nie Pike…
• Hoss, czy ty naprawdę nie rozumiesz? Tu nie chodzi o Pike, ale o Driscolla. Tacy ludzie, jak on nie powinni nosić odznaki. Jeżeli to zabójstwo ujdzie mu na sucho, to poczuje się bezkarny i znowu pociągnie za spust.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 17:36, 16 Wrz 2019    Temat postu:

Cytat:
• Wygląda, jak kot, który opił się śmietanki – wymruczał Hoss na widok Adama schodzącego po schodach. Tuż za nim, jakby chciała skryć się za jego plecami szła Melinda.

Trafione porównanie
Cytat:
• Po takim przepraszaniu też byś tak wyglądał – wycedził przez zęby Joe siedzący obok brata. Minę miał mroczną i czuł wypełniającą go zazdrość. Owszem, obiecał ojcu, że zapomni o Melindzie, ale nie powiedział kiedy wymaże ją ze swego serca. Czuł przeszywający ból, gdy wyobrażał sobie Adama i Melindę w miłosnym uścisku. Od tego obrazu nie mógł się uwolnić i nie wiedział, czy kiedykolwiek to nastąpi. Gdyby teraz ktoś zapytał go, co czuje do Melindy, odpowiedziałby bez chwili wahania, że ją kocha. Na jej widok w ułamku sekundy zapomniał o rozmowie z ojcem. Wiadomo przecież, że żadne argumenty nie są w stanie pokonać miłości. W tej właśnie chwili Joe kochał Melindę do szaleństwa, a świadomość, tego, jak przebiegała jej „rozmowa” z Adamem jeszcze bardziej to uczucie pomieszane z zazdrością potęgowała.

Ach! Jak bardzo cierpi Joe. Ta zazdrość
Cytat:
• Opowiesz nam, o czym tak intensywnie dyskutowaliście? – spytał z kpiną Joe. Adam pominął pytanie brata milczeniem. Był w doskonałym humorze i nawet Mały Joe nie był w stanie mu go zepsuć.
• Joseph. - Ben spojrzał ostrzegawczo na syna.

Zazdrosny Joe sypie złośliwościamiTyle jego ...
Cytat:
- Joe przywiózł wieści dotyczące Pike’a.
• Ujęliście go? - Adam spojrzał z nadzieją na brata.
• Tak, ale wywinął się nam – odparł Joe.
• Jak to? Pozwoliliście mu uciec?!
• W pewnym sensie, tak, ale nikomu już nie zagrozi. Nie żyje.

Teraz przeszli do sedna sprawy, czyli do Pike'a
Cytat:
Otoczyliśmy go. To był Pike. Nie miał szans. Pozostało go tylko aresztować. I wtedy stało się coś dziwnego. Pike zaczął zachowywać się jak wariat. Wykrzykiwał najgorsze inwektywy, a szeryf Driscoll zamiast jakoś go uspokoić jeszcze dolewał oliwy do ognia. To wyglądało tak, jakby Pike chciał sprowokować szeryfa do strzału, a Driscoll szukał argumentów, żeby to zrobić. Próbowałem przemówić szeryfowi do rozsądku, ale ten powiedział mi, żebym się nie wtrącał. Do tego inni uczestnicy obławy wyraźnie sekundowali Driscollowi. W końcu szeryf strzelił do Pike’a. Trafił go dokładnie między oczy.

To rzeczywiście bardzo dziwne
Cytat:
• A, co sądzą inni?
• Że Pike sprowokował szeryfa sięgając po broń.
• A sięgnął?
• W tym problem, tato, że nie widziałem, bo musiałem ręcznie wytłumaczyć jednemu idiocie, że nie trzymam strony Pike’a. A potem było po wszystkim. W grupie zapanowała euforia. Wszyscy gratulowali Driscollowi, traktując go jak bohatera.

Joe coś podejrzewa, ale jak zwykle nikt mu nie wierzy
Cytat:
Gdy inni składali hołd Driscollowi, ja podszedłem do martwego Pike’a. Jego broń spoczywała w kaburze. Nawet jej nie odpiął. Jeśli, tak jak sugerowali świadkowie sięgnął po broń, to musiał to tylko zamarkować. Wtedy Driscoll do niego strzelił. Myślę, że on od początku chciał go zabić. Szukał tylko ku temu okazji.

Tak, to dziwne ... dlaczego prowokował szeryfa?i dlaczego szeryf dał się sprowokować ... i czy to była prowokacja?
Cytat:
• Wiem, że to szeryf stanowy, ale upokorzony. Pike, go ośmieszył i uciekł mu. Coś takiego to plama na honorze Driscolla i koniec jego kariery. Nie mógł do tego dopuścić i dlatego go zabił.

Tak, to jest jakieś wytłumaczenie, ale czy to prawda?
Cytat:
• Jeżeli masz wątpliwości, powinieneś o nich porozmawiać z szeryfem Coffee. Nikt nie powinien stać ponad prawem – rzekł Adam.
• Tyle tylko, że to bardzo skomplikowana sytuacja – stwierdził Hoss. - a Joe, nie ma żadnych dowodów na poparcie swojej tezy.
• Uważasz więc, że powinienem cicho siedzieć, tak?

To rzeczywiście bardzo skomplikowana sytuacja. Joe ma przekonanie, ale nie ma dowodu ... co ma zrobić?
Cytat:
... Pike był łotrem spod ciemnej gwiazdy. Mordował i grabił ludzi. Gdyby nie ty, być może zgwałciłby i zabił Melindę. Czekał go i tak stryczek. Nie wiem, czy Driscoll zachował się zgodnie z prawem, ale ja nie zamierzam żałować Pike – odparł Hoss.
• Ty, też tak myślisz, Adamie? - spytał Joe.
• Owszem. Hoss ma rację. Jeśli nie masz stuprocentowej pewności, że Driscoll zastrzelił z zimną krwią Pike’a, to odpuść.

Pike'a nie ma co żałować. Był łotrem i tyle
Cytat:
• Pike najwidoczniej zdał sobie sprawę z tego, że nic nie uratuje go przed stryczkiem. Wolał, więc „pomóc” szeryfowi pociągnąć za spust niż odwlekać to, co nieuniknione. Tyle tylko, że nie przewidział jednego. Driscoll nie tyle potrzebował pomocy, co jakiegokolwiek pretekstu, aby wyręczyć wymiar sprawiedliwości. Może to dziwnie zabrzmi, ale tak jeden, jak i drugi osiągnęli zamierzony cel – powiedział Adam.
• To brzmi przekonująco – stwierdził Ben.

Tak istotnie brzmi, ale czy tak w rzeczywistości było?
Cytat:
• To lepiej zostaw to – poradził Hoss. - Gdyby to był ktoś inny, a nie Pike…
• Hoss, czy ty naprawdę nie rozumiesz? Tu nie chodzi o Pike, ale o Driscolla. Tacy ludzie, jak on nie powinni nosić odznaki. Jeżeli to zabójstwo ujdzie mu na sucho, to poczuje się bezkarny i znowu pociągnie za spust.

Wyjątkowo przyznaję rację Małemu Joe. Ten szeryf może później uważać, że może wszystko zrobić ... a to jest bardzo niebezpieczne dla społeczeństwa

Kolejny fragment nie zawiódł mnie. Piękny opis cierpiącego, zazdrosnego Joe i równie interesujący opis małżonków, którzy się jakby odnaleźli, przedyskutowali i określili swoje przyszłe życieno i rodzinne rozmowy przy stole, pod przewodnictwem Bena ma się rozumieć. Pojawiła się ciekawa sprawa szeryfa Driscolla. Wychodzi na to, że strzelił do bezbronnego, co jest niewybaczalnym grzechem na Dzikim Zachodzie. Dlaczego tak postąpił? czy tak rzeczywiście było ... zobaczymy później. Przed naszymi bohaterami jeszcze jest wesele Clarissy i Hossa, na którym Melinda wystąpi w pięknej, nowej sukni - prezencie od Adama. Jak przebiegnie wesele? Czy Joe będzie się na nim dobrze bawił? Czy na weselu pojawi się Delia? Tyle pytań ... muszę czekać na kolejne rozdziały


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 20, 21, 22 ... 28, 29, 30  Następny
Strona 21 z 30

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin