Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zdrowy rozsądek
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 21, 22, 23 ... 28, 29, 30  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 20:41, 16 Wrz 2019    Temat postu:

Serdecznie dziękuję za bardzo miły komentarz. Very Happy Zanim przejdziemy do ślubu Hossa i Clarissy, czeka nas jeszcze rozmowa pomiędzy Adamem a Joe. Powiem tylko, że Adam wyciągnie do brata dłoń na zgodę. Smile

A to, tak w nawiązaniu do słów Hossa o Adamie Mruga



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:58, 16 Wrz 2019    Temat postu:

Chyba dokładnie o to chodziło Hossowi Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 21:35, 18 Wrz 2019    Temat postu:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:08, 18 Wrz 2019    Temat postu:

Very Happy


Rozdział 12

Rozmowę Cartwrightów siłą rzeczy zdominował temat Pike'a i Driscolla. Nie wiadomo kiedy zegar wybił jedenastą wieczorem. Joe ziewnął przeciągle, co widząc Ben rzekł:
• Późno już. Pora spać. A ty Joe zanim podejmiesz jakiekolwiek kroki dobrze się zastanów. Oskarżenie Driscolla o zabójstwo to jedno, udowodnienie, że tego naprawdę się dopuścił, to drugie.
• Myślisz tato, że nie wiem jaka to jest trudna sytuacja? Jutro porozmawiam z szeryfem Coffee i zobaczę, co z tego wyniknie.
• Tak będzie najlepiej – stwierdził Ben wstając z fotela. - Dobranoc, chłopcy – rzekł i odstawił pusty kieliszek na stół. Na schodach prowadzących na piętro przystanął i dodał: - nie siedźcie długo. Jutro czeka nas ciężki dzień.
• Dobranoc, tato – odpowiedzieli niemal równocześnie, podnosząc się z miejsc.
• To ja zajrzę do Kathy – rzekł Hoss.
• Ty? - spytał Joe. - Chyba raczej do Clarissy.
• A, co ci do tego?
• Mnie? Generalnie, nic – wzruszył ramionami Mały Joe.
• No, i dobrze – odparł Hoss i ruszył w ślad za ojcem.
• Na mnie też pora – powiedział Joseph. - To był długi dzień.
• Zaczekaj, Joe – Adam wyciągnął w kierunku brata dłoń, tak jakby chciał go zatrzymać. - Muszę, ci coś powiedzieć.
• Koniecznie teraz? - westchnął. - Nie może to poczekać do jutra?
• Nie zajmę Ci dużo czasu – zapewnił Adam.
• No, dobrze, o co znowu chodzi?
• Chciałem ci podziękować, za to, co zrobiłeś.
• Nie robiłem tego dla ciebie.
• Wiem, Joe. Melinda na pewno osobiście ci podziękuje…
• Nie musi.
• To też wiem. Mimo wszystko, jestem ci bardzo wdzięczny za to, że ją uratowałeś. Nigdy ci tego nie zapomnę – rzekł Adam.
• Jeśli to wszystko, to pójdę do siebie. Padam z nóg.
• Joe, zaczekaj.
• Słucham – rzekł unosząc oczy do góry – o, co ci jeszcze chodzi?
• Odnoszę wrażenie, że od mojego powrotu z San Francisco starasz się mnie unikać.
• Wydaje ci się.
• Nie sądzę – odparł Adam. - Trochę cię już znam i wiem, kiedy jesteś na kogoś zły lub obrażony. Powiesz mi, o co tak naprawdę masz do mnie pretensje?
• Ja, do ciebie? - zaśmiał się Joe. - Dobre sobie.
• Chodzi o Melindę, prawda? - spytał z powagą Adam. - O to, że została moją żoną.
Joe przez chwilę mierzył brata wrogim wzrokiem. Zmrużywszy oczy powiedział:
• Chcesz, prawdy? Bardzo proszę. Tak, chodzi o Melindę. Wykorzystałeś ją w najgorszy z możliwych sposobów. Ożeniłeś się z nią, żeby mieć pewność, że sąd nie zabierze ci Kathy. Tak naprawdę, to nic do niej nie czujesz.
• Tego nie wiesz.
• Czyżby? - Joe uśmiechnął się z ironią. - Trochę cię już znam.
• Tobie na pewno nie będę się tłumaczył z moich uczuć do żony. Wiedz jednak, że do niczego jej nie zmuszałem. Wyszła za mnie z własnej woli i doskonale wiedziała, o co toczy się gra.
• Czyli zawarliście kontrakt, układ, czy jak to inaczej nazwać. Tylko, dlaczego właśnie ona? Melinda, dla mnie dużo znaczyła, pamiętasz?
• Joe, przecież to było prawie sześć lat temu. Od tamtej pory dużo się zmieniło. O ile sobie przypominam dość szybko pocieszyłeś się po „stracie” Melindy.
• Ja ją kochałem.
• Jak wszystkie panny przed nią i po niej.
• Chcesz powiedzieć, że jestem niestały w uczuciach.
• Przemknęło mi coś takiego przez myśl. - Adam kiwnął głową. - A poważnie mówiąc, mieszkamy pod wspólnym dachem i dobrze byłoby wreszcie się dogadać.
• Nie licz na to – odparł z zaciętym wyrazem twarz Joe.
• Chcesz wojny?
• Nie, wystarczy, że nie będziesz mi wchodził w drogę – rzekł Joe i ruszył w kierunku schodów.
• Ciebie zżera zazdrość – rzucił za nim Adam. Joe przystanął i na chwilę znieruchomiał, po czym powoli odwrócił się do brata.
• Mnie? - spytał, schodząc powoli po schodach.
• Tak, ciebie. Zawsze tak było. Od najmłodszych lat miałeś jakiś kompleks na moim punkcie.
• Tobie, chyba odbiło – prychnął Joe. - Ja miałbym czegokolwiek zazdrościć? I to komu? Jankeskiemu elegancikowi z Bostonu.
• Już kiedyś tak mnie nazwałeś – stwierdził z udawanym spokojem Adam – i dostałeś w zęby.
• Chcesz się bić?
• Nie. Nie będę bił się z biednym chłopcem z Nowego Orleanu. A przy okazji nigdy w nim nie byłeś.
• To nie ma nic do rzeczy – żachnął się Joe. - Może i jestem biednym chłopcem, ale nie pozbawionym honoru. Ja nigdy nie ożeniłbym się z kobietą, która była narzeczoną mojego brata.
• I tak dotarliśmy do sedna sprawy.
• Nie rozumiem.
• Zaraz zrozumiesz. To, że Melinda wyszła za mąż nie ma dla ciebie takiego znaczenia, jak to kim jest jej mąż.
• Nie pochlebiaj sobie – powiedział Joe.
• Myślę, że gdyby to był ktoś inny, nawet by cię to nie obeszło. Przyjmij jednak do wiadomości, że to ja jestem jej mężem i że jesteśmy prawdziwym małżeństwem.
• Zaledwie od kilku godzin. Do teraz je udawaliście.
• Być może, ale właśnie od teraz Melinda jest moją kobietą i musisz się z tym pogodzić. I pamiętaj, jeśli powiesz coś, co ją urazi będziesz miał ze mną do czynienia.
• Zapamiętam to sobie.
• I bardzo dobrze. Łatwiej nam będzie w tym domu żyć.
• Tylko do ślubu Hossa – odparł Joe.
• Co to niby ma znaczyć?
• Po jego ślubie wyprowadzam się. Nie zamierzam udawać, że wszystko jest w porządku, że jesteśmy jedną wielką rodziną.
• Zranisz ojca.
• Zrozumie.
• Czyżby?
• Będzie musiał.
• Joe, zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko. Dziecko, któremu zabrano zabawkę. Dorośnij wreszcie.
• Mój starszy, wspaniały brat – powiedział z ironią Joe. - Zawsze lubiłeś mnie pouczać. Innych zresztą też. Ale wiesz, co? Mam cię gdzieś. Szkoda mi tylko Melindy. Biedna dziewczyna, nie wie w co się wpakowała. Unieszczęśliwisz ją, co do tego nie mam wątpliwości. A teraz, wybacz, ale mam dość tej rozmowy i idę spać.
• Joe, mylisz się, bardzo się mylisz. Mam trudny charakter, nie przeczę, ale nigdy nie skrzywdziłby własnej żony.
• Bo ją kochasz, tak? - zaśmiał się Joe.
• A gdyby tak było?
• Nie uwierzę. A wiesz dlaczego? Bo, ty nie potrafisz kochać.

***

Adam stał pośrodku salonu jak ogłuszony. Słowa brata dotknęły go do żywego. To prawda, że nigdy za sobą nie przepadali. Miewali mniejsze lub większe utarczki, ale zwykle po jakimś czasie dochodzili do porozumienia. Jednak teraz było zupełnie inaczej i Adam wiedział, że po tej rozmowie już nic nie będzie, takie samo. Nagle poczuł ogromną chęć ucieczki od wszystkich kłopotów. Podszedł do drzwi frontowych i szeroko je otworzył. Wieczorne, chłodne powietrze łagodnie owiało mu twarz. Wyszedł przed dom. Postał chwilę, a potem usiadł na ganku, pochylił głowę i przymknął oczy. A jeśli, Joe ma rację? - pomyślał. - Jeśli to, co z taką złością rzucił mi w twarz jest prawdą? Cichy szelest i czyjeś kroki przerwały mu rozmyślania. Spojrzał w górę i ujrzał śliczną twarz Melindy.
• Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że przyszłaś tu do mnie – powiedział biorąc ją za rękę. Usiadła obok niego dotykając ramieniem jego ramienia.
• Co się stało? - spytała.
• Nic, po prostu chciałem odetchnąć świeżym powietrzem.
• Adamie, przecież widzę, że coś jest nie tak – rzekła. - To ta rozmowa o Pike’u tak cię poruszyła?
• Nie. Rozmawiałem z Joe. Chciałem mu podziękować za to, co dla ciebie zrobił.
• To ja powinnam to zrobić. Jutro tym się zajmę.
• Jak sobie życzysz – odparł Adam. - Mnie nie chciał słuchać.
• Pokłóciliście się, tak?
• Niestety, ale nie przejmuj się. Hoss, Joe i ja często się kłócimy. Jak to w rodzinie.
• Teraz, chyba było inaczej – zauważyła Melinda.
• Masz rację, ale nie będziemy o tym rozmawiać.
• Skoro tak sobie życzysz – odparła ze smutkiem w głosie.
• Melindo, wybacz, ale moje nieporozumienia z bratem to wyłącznie moja sprawa.
• Rozumiem. Chciałam tylko pomóc – rzekła zmieszana i poczuła, jakby Adam odgrodził się od niej niewidzialnym murem. Zrobiło jej się przykro. Miała nadzieję, że to, co kilka godzin wcześniej razem przeżyli zbliżyło ich na tyle, żeby mogli zacząć poważnie rozmawiać. Okazało się, że tylko ona tak to postrzegała. Adam potrafił być niesamowicie czułym mężczyzną, ale jednocześnie nikogo do siebie nie dopuszczał. Tak naprawdę nikt nie znał jego prawdziwego oblicza. Melinda zdawała sobie z tego sprawę i nie miała złudzeń, że akurat je się to uda.
• Kathy śpi? - spytał Adam, chcąc zmienić temat rozmowy.
• Tak. Miała dzisiaj dużo wrażeń.
• Bardzo była niesforna?
• Ależ skąd. Jest taka słodka i ma bardzo dużo do powiedzenia. Aż boję się, co będzie, gdy tak naprawdę nauczy się mówić.
• Będzie zadawała dużo pytań – zaśmiał się Adam.
• Wiesz, niepokoi mnie ta zmiana terminu sprawy apelacyjnej.
• Mnie też. Telegram Daniela był dla mnie zaskoczeniem. Obawiam się, że Langford może coś knuć.
• To niewykluczone. Langford jest bardzo ustosunkowanym i niebezpiecznym człowiekiem. Wiem coś o tym – rzekła Melinda.
• Ty? - Adam nie krył zdziwienia.
• Pośrednio. Jakieś półtora roku temu, gdy jeszcze pracowałam razem z ojcem w „San Francisco Examiner”, jeden z reporterów pisał o korupcji wśród czołowych biznesmenów, bankierów, a nawet prawników. Podobno nieopodal budowanej linii Union Pacific Railroad znaleziono diamenty, dużo diamentów.*) Sprawa przez moment była bardzo głośna. Mówiono o jakimś przekręcie, który miał przynieść prominentnym osobom ogromne zyski. Mieli to być: kongresmen Butler, Evansowie, Langford, a nawet Rothschild i Charles Tiffany.
• Głośne nazwiska.
• Owszem. Bardzo głośne.
• I, co było dalej?
• Sprawa, jak mówiłam była bardzo głośna. Odbiła się echem nawet na Wschodnim Wybrzeżu i nagle wszystko ucichło, a naszego reportera znaleziono z nożem w piersi, w ciemnym zaułku Barbary Coast.
• Musiał być dla kogoś bardzo niewygodny – zauważył Adam.
• Owszem. Dochodzenie w sprawie jego zabójstwa było bardzo krótkie. Szybko je zamknięto uznając, że sam ściągnął na siebie nieszczęście. Nieoficjalnie mówiło się, że stał za tym Langford. Miał się odgrażać, że zrobi z nim porządek. Oczywiście, Langfordowi niczego nie zarzucono.
• Faktycznie nieciekawy z niego typ, ale mnie to nie przeraża. Nie oddam mu Kathy. Mowy nie ma. Zresztą dowody, którymi dysponujemy świadczą na naszą korzyść.
• Skoro tak jest, to dlaczego o miesiąc przesunięto sprawę?
• Nie mam pojęcia. Może to jakieś względy proceduralne. Napisałem do Daniela z prośbą o wyjaśnienie, o co w tym wszystkim chodzi. Lada dzień powinien przyjść od niego list. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
• Oby tak było – odparła Melinda, a jej ramionami wstrząsnął dreszcz.
• Zimno ci? - spytał Adam i przytulił ją do siebie.
• Troszeczkę – powiedziała cicho i uśmiechnęła się. Adam szybko pochylił się nad nią i pocałował ją długo, nieśpiesznie.
• A teraz, jak? Cieplej?
• Mhmmm – mruknęła widocznie zadowolona.
• Powinniśmy już iść spać. Naprawdę zrobiło się późno – rzekł Adam.
• Masz rację. Chodźmy do domu. Clarissa na pewno już chce położyć się spać.
• Melindo, bądź ze mną dzisiejszej nocy – poprosił cicho. Ona dotknęła dłonią jego policzka. Przez chwilę patrzyła mu prosto w oczy. Dostrzegła w nich smutek i niemą prośbę. Uśmiechnęła się i skinęła głową.
• Dobrze, poproszę Clarissę, żeby przenocowała w pokoju Kathy.
• Dziękuję. A na kolejne noce też mogę liczyć?
• Zobaczymy. – Uśmiechnęła się zalotnie i dodała: - chodźmy już.
• Zaczekaj – powiedział i przytrzymał jej dłoń. - Jak myślisz, czy możliwe jest, że są ludzie, którzy nie potrafią prawdziwie kochać?
• Nie ma takich ludzi – odparła trochę zdziwiona pytaniem. - Miłość jest w każdym z nas. Czasem głęboko uśpiona, ale jest. Nie musimy jej się uczyć. Ona jest i już.
Adam nagle pojął, że takiej właśnie odpowiedzi oczekiwał. Nic nie mówiąc, otoczył ją ramionami i mocno przytulił do siebie.





_________________________________________________________
*) Melinda wspomniała tu o Wielkim Przekręcie Diamentowym. Był to największy skandal XIX-wiecznej Ameryki. W rzeczywistości afera to ujrzała światło dzienne w 1872 r. Dla potrzeb opowiadania przesunęłam ją w czasie do roku 1866.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 8:10, 19 Wrz 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:33, 19 Wrz 2019    Temat postu:

Cytat:
Joe przez chwilę mierzył brata wrogim wzrokiem. Zmrużywszy oczy powiedział:
• Chcesz, prawdy? Bardzo proszę. Tak, chodzi o Melindę. Wykorzystałeś ją w najgorszy z możliwych sposobów. Ożeniłeś się z nią, żeby mieć pewność, że sąd nie zabierze ci Kathy. Tak naprawdę, to nic do niej nie czujesz.

Joe jednak nadal ma pretensję do Adama
Cytat:
Wiedz jednak, że do niczego jej nie zmuszałem. Wyszła za mnie z własnej woli i doskonale wiedziała, o co toczy się gra.
• Czyli zawarliście kontrakt, układ, czy jak to inaczej nazwać. Tylko, dlaczego właśnie ona? Melinda, dla mnie dużo znaczyła, pamiętasz?

Pamięta, z pewnością pamięta, ale to było dość dawno
Cytat:
• Joe, przecież to było prawie sześć lat temu. Od tamtej pory dużo się zmieniło. O ile sobie przypominam dość szybko pocieszyłeś się po „stracie” Melindy.
• Ja ją kochałem.
• Jak wszystkie panny przed nią i po niej.
• Chcesz powiedzieć, że jestem niestały w uczuciach.

Jasne ... stałością, to bym tego nie nazwała
Cytat:
• Ciebie zżera zazdrość – rzucił za nim Adam. Joe przystanął i na chwilę znieruchomiał, po czym powoli odwrócił się do brata.
• Mnie? - spytał, schodząc powoli po schodach.
• Tak, ciebie. Zawsze tak było. Od najmłodszych lat miałeś jakiś kompleks na moim punkcie.
• Tobie, chyba odbiło – prychnął Joe. - Ja miałbym czegokolwiek zazdrościć? I to komu? Jankeskiemu elegancikowi z Bostonu.

To w tym naprawdę tkwi problemkompleks starszego, doskonałego brata ... i o to chodzi!
Cytat:
• Nie. Nie będę bił się z biednym chłopcem z Nowego Orleanu. A przy okazji nigdy w nim nie byłeś.
• To nie ma nic do rzeczy – żachnął się Joe. - Może i jestem biednym chłopcem, ale nie pozbawionym honoru. Ja nigdy nie ożeniłbym się z kobietą, która była narzeczoną mojego brata.
• I tak dotarliśmy do sedna sprawy.

Ale mu się odciął, tym "biednym chłopcem", a przy okazji wytknął, że Joe nigdy nie widział Nowego Orleanu
Cytat:
• Zaraz zrozumiesz. To, że Melinda wyszła za mąż nie ma dla ciebie takiego znaczenia, jak to kim jest jej mąż.
• Nie pochlebiaj sobie – powiedział Joe.
• Myślę, że gdyby to był ktoś inny, nawet by cię to nie obeszło. Przyjmij jednak do wiadomości, że to ja jestem jej mężem i że jesteśmy prawdziwym małżeństwem.
• Zaledwie od kilku godzin. Do teraz je udawaliście.
• Być może, ale właśnie od teraz Melinda jest moją kobietą i musisz się z tym pogodzić. I pamiętaj, jeśli powiesz coś, co ją urazi będziesz miał ze mną do czynienia.

Adam chyba ma rację
Cytat:
• Joe, mylisz się, bardzo się mylisz. Mam trudny charakter, nie przeczę, ale nigdy nie skrzywdziłby własnej żony.
• Bo ją kochasz, tak? - zaśmiał się Joe.
• A gdyby tak było?
• Nie uwierzę. A wiesz dlaczego? Bo, ty nie potrafisz kochać.

Tu Joe wytoczył "ciężką artylerię"
Cytat:
Adam stał pośrodku salonu jak ogłuszony. Słowa brata dotknęły go do żywego. To prawda, że nigdy za sobą nie przepadali. Miewali mniejsze lub większe utarczki, ale zwykle po jakimś czasie dochodzili do porozumienia. Jednak teraz było zupełnie inaczej i Adam wiedział, że po tej rozmowie już nic nie będzie, takie samo. Nagle poczuł ogromną chęć ucieczki od wszystkich kłopotów. Podszedł do drzwi frontowych i szeroko je otworzył. Wieczorne, chłodne powietrze łagodnie owiało mu twarz. Wyszedł przed dom. Postał chwilę, a potem usiadł na ganku, pochylił głowę i przymknął oczy. A jeśli, Joe ma rację? - pomyślał. - Jeśli to, co z taką złością rzucił mi w twarz jest prawdą?

Niestety, młodszemu bratu udało się dopiec Adamowi do żywego
Cytat:
• Niestety, ale nie przejmuj się. Hoss, Joe i ja często się kłócimy. Jak to w rodzinie.
• Teraz, chyba było inaczej – zauważyła Melinda.
• Masz rację, ale nie będziemy o tym rozmawiać.
• Skoro tak sobie życzysz – odparła ze smutkiem w głosie.
• Melindo, wybacz, ale moje nieporozumienia z bratem to wyłącznie moja sprawa.
• Rozumiem. Chciałam tylko pomóc – rzekła zmieszana i poczuła, jakby Adam odgrodził się od niej niewidzialnym murem. Zrobiło jej się przykro. Miała nadzieję, że to, co kilka godzin wcześniej razem przeżyli zbliżyło ich na tyle, żeby mogli zacząć poważnie rozmawiać. Okazało się, że tylko ona tak to postrzegała.

Istotnie, Adam jest typem zamkniętym w sobie i Melinda albo się z tym pogodzi, albo powoli zacznie go zmieniać. Stawiam na to drugie
Cytat:
• Zaczekaj – powiedział i przytrzymał jej dłoń. - Jak myślisz, czy możliwe jest, że są ludzie, którzy nie potrafią prawdziwie kochać?
• Nie ma takich ludzi – odparła trochę zdziwiona pytaniem. - Miłość jest w każdym z nas. Czasem głęboko uśpiona, ale jest. Nie musimy jej się uczyć. Ona jest i już.
Adam nagle pojął, że takiej właśnie odpowiedzi oczekiwał. Nic nie mówiąc, otoczył ją ramionami i mocno przytulił do siebie.

Tak, z pewnością Melinda poradzi sobie z kapryśnym mężem. W każdym razie jej odpowiedź i zaskoczyła Adama i poprawiła mu samopoczucie
Kolejny bardzo interesujący rozdział opowieści. Rzetelne informacje "z epoki" o "Wielkim Przekręcie Diamentowym", do tego dobrze poprowadzona rozmowa między braćmi, ich kłótnia pretensje itd. Związek Melindy i Adama też ewoluuje, teraz on szuka u niej wsparcia, choć jeszcze czasem dziwi się, że jej zakres wiadomości wykracza poza przepisy kulinarne Chyba coraz bardziej docenia żonę ... chyba dotarło do niego, że właśnie takiej kobiety potrzebuje u swego boku. Ciekawe, czy bracia pogodzą się? Jak przebiegnie wesele Clarissy i Hossa, no i podstępna Delia ... czy coś znów wymyśli? A Langfordowie? Pewnie nadal knują ... kiedy kontynuacja?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 20:06, 19 Wrz 2019    Temat postu:

Serdecznie dziękuję za ciekawy komentarz. Very Happy

Obawiam się, że Adam nie dogada się z Małym Joe. Melinda będzie tu występowała, jako przysłowiowa kość niezgody.
Ślub Hossa i Clarissy tuż, tuż. Czas szykować kreacje. Mruga
Kontynuacja się pisze Smile ale nigdy nie wiadomo, jak się to potoczy Mruga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:44, 21 Wrz 2019    Temat postu:

CZĘŚĆ SZÓSTA


Małżeństwo i wino mają jedną wspólną cechę: nabierają wartości dopiero po latach.

William Somerset Maugham


Rozdział 1


Trzy dni poprzedzające ślub Hossa i Clarissy upłynęły rodzinom Cartwrightów i Palmerów w prawdziwym amoku. Hop Sing i dwie zatrudnione do pomocy kobiety niemal nie wychodzili z kuchni. W miarę możliwości pomagała im także Melinda, której umiejętności kulinarne, zwłaszcza przy pieczeniu ciast i różnych słodkości, okazały się nieocenione. Jej pomysłem było podanie przed daniem głównym przekąsek o nazwie lobster roll. Było to nic innego, jak modne wówczas sandwicze. Kromki lekko przyrumienionej bułki z mięsem homara i majonezem posypanym aromatycznymi ziołami, zrobiły, jak później się okazało, prawdziwą furorę i znikały ze stołu w iście zawrotnym tempie. Melinda twierdziła, że przepis na te pyszności pochodził wprost z Nowej Anglii.*)
Clarissa przejęta ślubem ani przez chwilę nie mogła usiedzieć na miejscu. Wszędzie było jej pełno i wszystkim się zamartwiała. Wreszcie dzień przed ceremonią emocje wzięły górę i dziewczyna po prostu się rozpłakała, czym doprowadziła biednego Hossa niemal do rozpaczy. Dobroduszny olbrzym próbował poznać przyczynę nagłego płaczu narzeczonej, ale ona nie chciała mu jej zdradzić. Matka Clarissy, która bardzo polubiła Hossa nie mogąc patrzeć na przygnębionego mężczyznę, postanowiła dowiedzieć się, co naprawdę gryzie jej córkę. Tyle tylko, że Clarissa nie chciała z nią rozmawiać i z jeszcze większym płaczem uciekła do pokoju Kathy. Reakcja dziewczyny wprowadziła totalną konsternację. Hoss stał na środku salonu z udręczeniem wypisanym na twarzy. Pani Palmer westchnęła ciężko i usiadła na kanapie. Adam robiąc dziwną minę, cmoknął cicho i wzruszył ramionami. Ben natomiast niczym biblijna żona Lota wyglądał, jak słup soli z tą jedynie różnicą, że żona Lota stała, a Ben siedział przy swoim dużym dębowym biurku. Sytuacja wydawała się patowa i wtedy, jak na komendę spojrzenia wszystkich powędrowały do Melindy. Jeśli ktoś miał dotrzeć do Clarissy, to tylko ona. Cóż tu dużo mówić: Melinda nie miała wyjścia i musiała podjąć się tej trudnej misji. Poprosiła więc, żeby nikt przez najbliższą godzinę nie przeszkadzał jej i Clarissie w rozmowie. Wziąwszy z kredensu karafkę z nalewką Bena i dwa kieliszki z determinacją ruszyła na piętro.
• Nie martw się Hoss. Melinda załatwi sprawę – rzekł Adam, odprowadzając wzrokiem wchodzącą po schodach żonę.
• Skoro wzięła moją nalewkę, to więcej niż pewne – stwierdził Ben, wstając od biurka. Podszedł z uśmiechem do Hossa i położył mu dłoń na ramieniu. - Będzie dobrze – zapewnił.
• Co za wstyd – jęknęła pani Palmer. - Moja córka chyba postradała zmysły.
• Spokojnie, to tylko nerwy – rzekł Ben. - Najlepsze, co możemy teraz zrobić, to wrócić do swoich obowiązków. Pozwólmy działać Melindzie. To rozsądna, młoda kobieta i jak nikt inny potrafi zrozumieć niepokoje Clarissy.
• Jakie znowu niepokoje? - spytał niemal płaczliwie Hoss.
• Chodź niedźwiedziu, przyda ci się mała przejażdżka. – Adam podszedł do brata i lekko pchnął go w kierunku drzwi. - No, chodź, pojedziemy do waszego domu i zobaczymy, czy wszystko jest gotowe do zamieszkania.
Odpowiedzią było ciężkie westchnienie Hossa, które z pewnością mogłoby poruszyć góry Sierra Nevada. Tymczasem Melinda weszła cicho do pokoju Kathy. Clarissa siedziała w fotelu tuląc do siebie dziecko. Po policzkach dziewczyny płynęły łzy, a gdy z jej ust wyrwał się stłumiony szloch, zdumiona Kathy wygięła usteczka w podkówkę i również zapłakała.
• To, teraz obie będziecie mi tu płakać? - Melinda z politowaniem pokręciła głową.
• Przepraszam – odparła Clarissa pośpiesznie ocierając łzy – nie chciałam wystraszyć Kathy.
• Spokojnie, przecież nie mam do ciebie pretensji – zapewniła Melinda. - Powiesz mi, dlaczego tak rozpaczasz?
• To nic takiego – Clarissa chlipnęła cicho.
• O nie, moja droga, tak nie będziemy rozmawiały. Daj mi Kathy, a potem rozłóż koc na podłodze.
Gdy Clarissa wykonała polecenie, Melinda posadziła dziecko na kocu i obłożyła je zabawkami. Kathy uwielbiała szmaciane lalki i zwierzątka, nic więc dziwnego, że niemal natychmiast całą swoją uwagę skupiła na ukochanym misiu z naderwanym uszkiem. Kobiety przez chwilę spoglądały na bawiącą się dziewczynkę, po czym Melinda rzekła: - teraz możemy spokojnie porozmawiać. Słucham, co takiego się stało?
• Nie wiem od czego zacząć. - Clarissa bezradnie rozłożyła ręce.
• Zaczekaj – Melinda podeszła do stołu, napełniła kieliszki nalewką Bena i podając jeden z nich Clarissie powiedziała: - pij.
• Przed południem? - dziewczyna zrobiła zdziwione oczy.
• Nie proponuję ci brandy, ale nalewkę, która jest jak lekarstwo – rzekła z powagą Melinda.
• Skoro tak… - Clarissa jednym haustem opróżniła kieliszek.
• Niezupełnie to miałam na myśli, ale nic nie szkodzi – powiedziała na ten widok Melinda i uśmiechnęła się, ponownie napełniając kieliszek przyjaciółki. - A teraz mów.
• Zawiodłam wszystkich. Jestem do niczego. Hoss na pewno poczuje się mną rozczarowany.
• Na razie to jest przerażony, bo nie wie dlaczego tak dziwnie się zachowujesz.
• Może lepiej byłoby, gdyby znalazł sobie inną kandydatkę na żonę – powiedziała Clarissa, po czym wychyliwszy kieliszek do dna, podsunęła go Melindzie i zażądała: - nalej.
• W takim tempie to w karafce zaraz będzie widać dno, a ja od ciebie niczego się nie dowiem.
• Sama powiedziałaś, że ta nalewka to jak lekarstwo, a ja bardzo potrzebuję dobrego leku.
• Ja też zaraz będę go potrzebowała, jeśli nie dowiem się wreszcie, co cię dręczy – rzekła Melinda, po raz trzeci napełniając kieliszek Clarissy.
• Przedwczoraj pojechaliśmy z Hossem do sklepu pana Brauna po odbiór naszego zamówienia. Gdy przyjechaliśmy zamówione towary już na nas czekały. Pan Braun pomagał Hossowi załadować wóz. Zaczął mżyć deszcz i Hoss powiedział, żebym zaczekała w sklepie. Akurat nie było klientów i zaczęłam rozmawiać z panną Braun o materiałach. Wiesz przecież, jak bardzo lubię szyć.
• Wiem. Sukieneczka, którą uszyłaś Kathy jest prześliczna.
• Miło mi, że tak uważasz – Clarissa uśmiechnęła się nieznacznie i upiła nieco nalewki. - Panna Braun powiedziała mi, że właśnie przyszła nowa dostawa materiałów i spytała, czy chcę je obejrzeć. Pewnie, że chciałam. Czego tam nie było. Cienka, prześwitująca organtyna, tiul cienki jak mgiełka, jedwabna mora, a nawet szeleszcząca i mieniąca się tafta i to we wszystkich możliwych kolorach. Do tego przeróżne nici i mnóstwo dodatków.
• Ale chyba nie to jest powodem twojego zmartwienia.
• Oczywiście, że nie. W pewnej chwili do sklepu weszła klientka i panna Braun poszła ją obsłużyć. Ja stałam między półkami i wciąż oglądałam materiały. Nowa klientka mnie nie zauważyła i czuła się bardzo swobodnie. Zaczęła mówić o ślubie Hossa i moim. Panna Braun próbowała zmienić temat rozmowy, ale ta klientka nie ustępowała. Powiedziała, że świat się kończy skoro takie bezguście i prostaczka, jak ja wchodzi do tak szanowanej rodziny, jak Cartwrightowie. Nazwała mnie cwaną dziewuchą z plebsu, która owinęła głupiego Hossa wokół palca. Powiedziała też, że na pewno go nie kocham, bo jak można kochać takiego brzydala. Jej zdaniem jestem chciwa i wyrachowana, a Hoss prędzej czy później przekona się z kim ma do czynienia. Myślałam, że zemdleję. - Clarissa zacisnęła mocno usta, a oczy jej zaszkliły się łzami.
• Kim była ta kobieta? - spytała wstrząśnięta Melinda.
• Nieważne.
• Clarisso, tego nie można tak zostawić. Proszę, powiedz mi kto to był?
• I, co jej zrobisz? Wyzwiesz na pojedynek? - zakpiła dziewczyna i wypiła resztkę nalewki. - Mogę prosić jeszcze?
• Tylko wtedy, gdy podasz mi nazwisko tej kobiety.
• Della Jenkins.
• Zdaje się, że i ja będę musiała się napić – westchnęła ciężko Melinda.

***

• Tak mi przykro, Clarisso – powiedziała Melinda – ale nie możesz dopuścić, żeby słowa tej podłej kobiety zepsuły twój ślub.
• Nie sądzisz, że ona na swój sposób ma rację. Przecież pochodzę z prostej, biednej rodziny. Nie dalej jak wczoraj moja mama powiedziała, że to prawdziwy cud, że ktoś taki jak Hoss zechciał mnie za żonę. Kocham go, Melindo, bardzo go kocham, ale jeśli miałby się mnie wstydzić, albo mieć z mojego powodu jakieś nieprzyjemności, to lepiej żebyśmy się nie pobierali.
• Nie opowiadaj bzdur – skarciła ją Melinda. - Pozwolisz, żeby ta rozwydrzona pannica zatriumfowała?
• A, co ja mogę poradzić na te jej plotki. To kwestia czasu, gdy dotrą tu, do Ponderosy. Teraz zrozumiałam, co ty czułaś, gdy ludzie wygadywali te wszystkie głupstwa na twój temat.
• Było, minęło.
• Możliwe, ale takich rzeczy się nie zapomina. Jest mi wstyd, że ja też do tego się przyłożyłam, wierząc w te bzdury o tobie.
• Clarisso, przecież wyjaśniłyśmy sobie wszystko. Sprawę uważam za zamkniętą i nie chcę, żebyś zawracała sobie nią głowę. Posłuchaj mnie uważnie: jesteś dobrym człowiekiem. Co z tego, że twoja rodzina jest biedna? Masz wspaniałych rodziców. To oni nauczyli cię uczciwości i szacunku dla innych. Dali ci też coś bezcennego: miłość, ale nie taką bezkrytyczną, tylko mądrą miłość. Dzięki temu stałaś się czuła na krzywdę innych. Potrafisz współczuć i pomagać. Jesteś radosna, energiczna i dowcipna. Potrafisz doskonale gotować, co przy takim łakomczuchu, jak Hoss jest niezwykle istotne. Z narażeniem życia broniłaś najpierw Kathy, a później mnie. Takie osoby, jak panna Jenkins nie dorastają ci do pięt. Żeby nie wiadomo, jakie wykształcenie odebrała, jej charakter się nie zmieni. Ona najwidoczniej lubi sprawiać innym przykrość. To tak, jakby chciała w taki właśnie sposób dowartościować się. Wiem, że nad takimi pomówieniami, jakich padłaś ofiarą, trudno przejść do porządku dziennego, ale musisz to zrobić. Dla Hossa, dla całej rodziny, a przede wszystkim dla siebie. Nie pozwól, żeby ktoś tak podły, jak panna Jenkins zatruł ci życie. No już, głowa do góry. Chcę widzieć moją dawną przyjaciółkę. Radosną i pewną siebie. O, tak – rzekła Melinda na widok uśmiechu, który pojawił się na twarzy Clarissy. - A teraz wypijmy, za jej powrót. Wypijmy za naszą przyjaźń.
• Mocna ta nalewka – stwierdziła Clarissa, gdy kobiety spełniły toast. - Chyba trochę szumi mi w głowie.
• Tylko trochę? - Melinda mrugnęła do dziewczyny.
• Upiłaś mnie. I to w biały dzień. Jak ja się teraz wszystkim pokażę? Moja mama mi tego nie daruje i będzie miała rację. A kto zajmie się Kathy, gdy jej opiekunki są pijane?
• Ja czuję się dobrze – zapewniła Melinda.
• Bo prawie nie piłaś – Clarissa spojrzała z wyrzutem na przyjaciółkę – ale wiesz, co? Chyba bym jeszcze się napiła.
• Na dziś wystarczy. Zresztą karafka jest już pusta.
• Wypiłyśmy całą nalewkę naszego teścia – Clarissa cicho czknęła i natychmiast uśmiechnęła się przepraszająco, po czym robiąc płaczliwą minę dodała: - a do tego jeszcze ten wieczór panieński. Nie chcę go. Wiesz, Melindo, myślałam, że to będzie cichy, skromy ślub. Ja przecież nie znam tych wszystkich gości. Niby o czym miałabym z nimi rozmawiać?
• To, zostaw Hossowi. Ty masz po prostu być sobą i trzymać fason.
• Nie wiem, czy mi się uda. Wśród zaproszonych gości będą państwo Jenkins. Ich córka również. Wtedy w sklepie Braunów udała zaskoczenie na mój widok, ale ja wiem, wyczytałam to w jej spojrzeniu, że zdawała sobie sprawę z mojej obecności. Do tego ten jej uśmiech mówił wszystko. Ona chciała, żebym usłyszała te jej plugastwa. Chciała mnie dotknąć i to jej się udało. Tylko, jak ja teraz spojrzę jej w oczy?
• Ty? - spytała zdziwiona Melinda. - To ona powinna się wstydzić. Gdyby miała odrobinę honoru nie pokazałaby się tu jutro.
• Nie sądzę, żeby z tego zrezygnowała. Będzie to przecież wspaniała okazja do zakpienia sobie z kogoś takiego, jak ja.
• Nie dopuścimy do tego – rzekła stanowczo Melinda.
• A niby, jak?
• Przede wszystkim musimy o tym powiedzieć Hossowi. Biedak myśli, że ten twój płacz to przez niego.
• Masz rację. Nie pomyślałam, że Hoss może to tak odebrać. Tylko boję się, jego reakcji. Nie chcę, żeby doszło do jakiegoś skandalu.
• Wiesz, co? Najpierw porozmawiam z Adamem. On będzie wiedział, co zrobić.
• O, tak, proszę, porozmawiaj z nim. Twój mąż jest taki mądry – powiedziała pełnym nadziei głosem Clarissa.
• Nie przeczę – odparła Melinda – jest mądry, ale bardzo uparty.
• Przyznam ci się, że ja go się boję.
• Co takiego?!
• Budzi postrach. Ma takie mroczne spojrzenie, nie to co mój Hoss.
• Co ty opowiadasz? - parsknęła śmiechem Melinda. - Zapewniam cię, że w sypialni jest zupełnie inny.
• Nie wątpię – odparła Clarissa i zaczerwieniła się. Nalewka nie miała z tym nic wspólnego, ale niewątpliwie dodała jej odwagi, bowiem widocznie zdeterminowana powiedziała: - a, jak już o tym mowa, to mam kilka pytań.
• Jakiej natury? - spytała Melinda, choć doskonale wiedziała, co na myśli miała jej przyjaciółka.
• Łóżkowej, bo niby jakiej – wypaliła Clarissa i w ułamku sekundy oblała się purpurą. Wyglądała teraz, jak piwonia, jak piękna piwonia.





_________________________________________________________
*) Melinda mówiła prawdę. Przepis na „lobster roll” faktycznie pochodzi z Nowej Anglii. Nie wiadomo jednak, kto i kiedy ją wymyślił. Sandwicze pojawiły się w Ameryce ok. 1837 r. i zostały spopularyzowane przez autorki kulinarne. Pierwszą, która na łamach „Directions for Cookery” podała przepis był Eliza Leslie. Był to sandwicz z szynką, masłem, estragonem i musztardą francuską. Długo uważano, że jest to jedzenie dla wyższych sfer. Autorka przepisu musiała tłumaczyć, jak należy konsumować dziwne przekąski, że nadają się na lekką kolację lub uzupełnienie lunchu. Sandwicze bardzo spopularyzowały się wraz z rozwojem kolei żelaznych i pojawieniem się w składach pociągów wagonów restauracyjnych. Kanapki okazały się idealnym pożywieniem w czasie podróży. Nim to jednak nastąpiło sandwicze uważano za smakołyki nie wszystkim dostępne. Ślub Hossa i Clarissy miał miejsce w 1866 r., tak więc możemy przyjąć, że sandwicze, które zaproponowała Melinda nie były aż tak popularne i dostępne dla przeciętnych ludzi, zwłaszcza, że pierwsze wagony restauracyjne wprowadzono do użytku w 1879 r. - na podstawie Kuchnia – magazyn dla smakoszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:48, 21 Wrz 2019    Temat postu:

Cytat:
W miarę możliwości pomagała im także Melinda, której umiejętności kulinarne, zwłaszcza przy pieczeniu ciast i różnych słodkości, okazały się nieocenione. Jej pomysłem było podanie przed daniem głównym przekąsek o nazwie lobster roll. Było to nic innego, jak modne wówczas sandwicze. Kromki lekko przyrumienionej bułki z mięsem homara i majonezem posypanym aromatycznymi ziołami, zrobiły, jak później się okazało, prawdziwą furorę i znikały ze stołu w iście zawrotnym tempie.

Melinda jest wszechstronna - potrafi zarówno dobrze pisać, jak i gotować
Cytat:
Wreszcie dzień przed ceremonią emocje wzięły górę i dziewczyna po prostu się rozpłakała, czym doprowadziła biednego Hossa niemal do rozpaczy. Dobroduszny olbrzym próbował poznać przyczynę nagłego płaczu narzeczonej, ale ona nie chciała mu jej zdradzić. Matka Clarissy, która bardzo polubiła Hossa nie mogąc patrzeć na przygnębionego mężczyznę, postanowiła dowiedzieć się, co naprawdę gryzie jej córkę. Tyle tylko, że Clarissa nie chciała z nią rozmawiać i z jeszcze większym płaczem uciekła do pokoju Kathy. Reakcja dziewczyny wprowadziła totalną konsternację. Hoss stał na środku salonu z udręczeniem wypisanym na twarzy. Pani Palmer westchnęła ciężko i usiadła na kanapie. Adam robiąc dziwną minę, cmoknął cicho i wzruszył ramionami.

Pojawił się nowy problem, tym razem z Clarissą
Cytat:
Ben natomiast niczym biblijna żona Lota wyglądał, jak słup soli z tą jedynie różnicą, że żona Lota stała, a Ben siedział przy swoim dużym dębowym biurku.

Dobre ... skamieniały z ... ze zdziwienia? Przerażenia? Ben niczym biblijna postać
Cytat:
Sytuacja wydawała się patowa i wtedy, jak na komendę spojrzenia wszystkich powędrowały do Melindy. Jeśli ktoś miał dotrzeć do Clarissy, to tylko ona. Cóż tu dużo mówić: Melinda nie miała wyjścia i musiała podjąć się tej trudnej misji.

Kiedyś, w trudnych sytuacjach zwracano się do Adama, teraz padło na jego żonę
Cytat:
Poprosiła więc, żeby nikt przez najbliższą godzinę nie przeszkadzał jej i Clarissie w rozmowie. Wziąwszy z kredensu karafkę z nalewką Bena i dwa kieliszki z determinacją ruszyła na piętro.
• Nie martw się Hoss. Melinda załatwi sprawę – rzekł Adam, odprowadzając wzrokiem wchodzącą po schodach żonę.

Z takimi argumentami z pewnością załatwi
Cytat:
Melinda posadziła dziecko na kocu i obłożyła je zabawkami. Kathy uwielbiała szmaciane lalki i zwierzątka, nic więc dziwnego, że niemal natychmiast całą swoją uwagę skupiła na ukochanym misiu z naderwanym uszkiem. Kobiety przez chwilę spoglądały na bawiącą się dziewczynkę, po czym Melinda rzekła: - teraz możemy spokojnie porozmawiać.

Bardzo sprytne! Zapewniła sobie i Clarissie czas na rozmowę
Cytat:
• Zaczekaj – Melinda podeszła do stołu, napełniła kieliszki nalewką Bena i podając jeden z nich Clarissie powiedziała: - pij.
• Przed południem? - dziewczyna zrobiła zdziwione oczy.
• Nie proponuję ci brandy, ale nalewkę, która jest jak lekarstwo – rzekła z powagą Melinda.
• Skoro tak… - Clarissa jednym haustem opróżniła kieliszek.

No tak, lekarstwo można przyjmować o każdej porze
Cytat:
• Zawiodłam wszystkich. Jestem do niczego. Hoss na pewno poczuje się mną rozczarowany.
• Na razie to jest przerażony, bo nie wie dlaczego tak dziwnie się zachowujesz.
• Może lepiej byłoby, gdyby znalazł sobie inną kandydatkę na żonę – powiedziała Clarissa, po czym wychyliwszy kieliszek do dna, podsunęła go Melindzie i zażądała: - nalej.

Clarissę coś dręczy ... bardzo potrzebuje lekarstwa
Cytat:
Nowa klientka mnie nie zauważyła i czuła się bardzo swobodnie. Zaczęła mówić o ślubie Hossa i moim. Panna Braun próbowała zmienić temat rozmowy, ale ta klientka nie ustępowała. Powiedziała, że świat się kończy skoro takie bezguście i prostaczka, jak ja wchodzi do tak szanowanej rodziny, jak Cartwrightowie. Nazwała mnie cwaną dziewuchą z plebsu, która owinęła głupiego Hossa wokół palca. Powiedziała też, że na pewno go nie kocham, bo jak można kochać takiego brzydala. Jej zdaniem jestem chciwa i wyrachowana, a Hoss prędzej czy później przekona się z kim ma do czynienia. Myślałam, że zemdleję. - Clarissa zacisnęła mocno usta, a oczy jej zaszkliły się łzami.

No, nie! Babka "pojechała po bandzie", tyle negatywnych zdań o Clarissie? Skąd ona wzięła wiadomości o jej charakterze? Zamiarach? Stosunku do Hossa?
Cytat:
• Kim była ta kobieta? - spytała wstrząśnięta Melinda.
• Nieważne.
• Clarisso, tego nie można tak zostawić. Proszę, powiedz mi kto to był?
• I, co jej zrobisz? Wyzwiesz na pojedynek? - zakpiła dziewczyna i wypiła resztkę nalewki. - Mogę prosić jeszcze?
• Tylko wtedy, gdy podasz mi nazwisko tej kobiety.
• Della Jenkins.
• Zdaje się, że i ja będę musiała się napić – westchnęła ciężko Melinda.

Melindzie też się dostało od tej kobietyale Adam wybrał sobie dziewczynę - dobrze, że go rzuciła.
Cytat:
• Tak mi przykro, Clarisso – powiedziała Melinda – ale nie możesz dopuścić, żeby słowa tej podłej kobiety zepsuły twój ślub.
• Nie sądzisz, że ona na swój sposób ma rację. Przecież pochodzę z prostej, biednej rodziny. Nie dalej jak wczoraj moja mama powiedziała, że to prawdziwy cud, że ktoś taki jak Hoss zechciał mnie za żonę. Kocham go, Melindo, bardzo go kocham, ale jeśli miałby się mnie wstydzić, albo mieć z mojego powodu jakieś nieprzyjemności, to lepiej żebyśmy się nie pobierali.

Oczywiście! Melinda ma rację! To, co mówiła Delia nie powinno popsuć szczęścia Clarissy i Hossa
Cytat:
Tylko, jak ja teraz spojrzę jej w oczy?
• Ty? - spytała zdziwiona Melinda. - To ona powinna się wstydzić. Gdyby miała odrobinę honoru nie pokazałaby się tu jutro.
• Nie sądzę, żeby z tego zrezygnowała. Będzie to przecież wspaniała okazja do zakpienia sobie z kogoś takiego, jak ja.
• Nie dopuścimy do tego – rzekła stanowczo Melinda.
• A niby, jak?
• Przede wszystkim musimy o tym powiedzieć Hossowi. Biedak myśli, że ten twój płacz to przez niego.
• Masz rację. Nie pomyślałam, że Hoss może to tak odebrać. Tylko boję się, jego reakcji. Nie chcę, żeby doszło do jakiegoś skandalu.
• Wiesz, co? Najpierw porozmawiam z Adamem. On będzie wiedział, co zrobić.

Tak, najbardziej cierpi tu Hoss ... biedaczeki bez Adama jednak się nie obejdzie.
Cytat:
- a, jak już o tym mowa, to mam kilka pytań.
• Jakiej natury? - spytała Melinda, choć doskonale wiedziała, co na myśli miała jej przyjaciółka.
• Łóżkowej, bo niby jakiej – wypaliła Clarissa i w ułamku sekundy oblała się purpurą. Wyglądała teraz, jak piwonia, jak piękna piwonia

Podejrzewam, że teraz to Melinda zacznie popijać ... to znaczy zaczęłaby, gdyby nie pusta karafkaJak wybrnie z odpowiedzią? Odpowiedziami?

Kolejny ciekawy rozdział z elementami "z epoki" i poczuciem humoru. Rozbawił mnie Ben porównany do żony biblijnego Lota, i to czym się różnił od ciekawej kobiety. Melinda umacnia swoją pozycję w rodzinie. Chwilami staje się niezastąpiona - zarówno w kuchni, jak i w salonie. O sypialni nie wspomnęInteresująca jest jej rozmowa z Clarissą, dziewczyna jednak ma kompleksy - nie jest bogata, nie jest wykształcona (niedawno nauczyła się czytać), pochodzi z prostej rodziny. Argumenty Delii niestety dobrze trafiły. Na szczęście Melinda wysunęła kontrargumenty, o wiele bardziej "trafione" i sensowne. Jeśli Clarissa ma pytania natury łóżkowej, to została przekonana przez Melindę do swojej wartości jako człowieka i sensu ślubu z ukochanym. I dobrze. Ciekawa jestem, jak zachowa się Delia na ślubie i weselu Hossa? Czy przy swoich rodzicach i rodzinie pana młodego tez będzie taka arogancka? A Joe? Czy na weselu będzie się boczył na Melindę i Adama?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:53, 21 Wrz 2019    Temat postu:

Bardzo dziękuję za ciekawy komentarz. Twoja uwaga nt. Małego Joe podsunęła mi pewien pomysł. Cool Nasz Pasikonik wciąż wzdycha do Melindy, a boczy się tylko i wyłącznie na Adasia. Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:52, 24 Wrz 2019    Temat postu:

Jeśli Joe boczy się tak wybiórczo, to robi się coraz ciekawiej

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:15, 25 Wrz 2019    Temat postu:

Ten odcinek "szedł mi" jak po grudzie. Smutny Może dlatego, że jest spokojny, niczym cisza przed burzą. Mruga



Rozdział 2


Wieczór panieński, którego tak bardzo nie chciała Clarissa okazał się miłym spotkaniem kilku dziewcząt z najbliższego sąsiedztwa. Jedyną mężatką wśród nich była oczywiście Melinda, do której panny początkowo podchodziły z dużą rezerwą, zastanawiając się, o czym mogą rozmawiać z zamężną niewiastą. W ich mniemaniu kobieta wraz z założeniem na palec obrączki przechodziła swoistą przemianę, po której musiała zachowywać się z należytą powagą i dystynkcją. Jakież było ich zdziwienie, gdy okazało się, że piękna pani Cartwright jest miłą, dowcipną osobą i wcale tak bardzo nie różni się od nich. Gdy opuszczały gościnną Ponderosę wszystkie, zgodnie uznały, że Melinda jest zachwycająca, a jej mąż jest prawdziwym szczęściarzem mając takiego anioła przy swoim boku.
• Wybacz Clarisso, to miał być twój wieczór – powiedziała Melinda, gdy za ostatnią z dziewcząt zamknęły się drzwi. - Doprawdy, nie wiem, co im się stało?
• Nie przejmuj się. Mnie to zupełnie nie przeszkadzało – zapewniła Clarissa. - Przyznam się, że jestem zadowolona, że to ty skupiłaś całą ich uwagę.
• Wciąż jeszcze przejmujesz się tym, o czym rozmawiałyśmy przed południem?
• Trudno, o tym zapomnieć.
• Wiem, ale obiecałaś mi, że nie będziesz już o tym myśleć, pamiętasz?
• Pamiętam.
• To świetnie, bo jutrzejszy dzień, ma być najważniejszym w twoim życiu i ufam, że takim właśnie będzie.
• Prawdę mówiąc, chciałabym, żeby było już po wszystkim.
• Zapewniam cię, że będzie dobrze. A teraz, nie chcę cię wyganiać, ale powinnaś już jechać do domu. Połóż się, jak najwcześniej spać, wypocznij. Jutro musisz wyglądać kwitnąco. Czeka cię dzień pełen ekscytacji.
• Co ja bym bez ciebie zrobiła, Melindo – rzekła wzruszonym głosem Clarissa. - Dziękuję ci za wszystko. Jesteś taka podobna do panienki Olive, mamy Kathy. Często myślę sobie, jak to by było, gdy ona i pan Will żyli.
• Tego nikt nie wie – odparła Melinda. - Pewne jest jedno: nigdy byśmy się nie poznały, a ja nie wyszłabym za Adama.
• A ja nie zyskałabym prawdziwej przyjaciółki. Wiesz, zawsze chciałam mieć siostrę. Niestety mam trzech młodszych, niesfornych braci.
• Teraz już masz siostrę – rzekła Melinda uścisnąwszy jej dłonie. - Ja nie mam rodzeństwa, a zawsze chciałam wiedzieć, jak to jest je mieć.
• Dziękuję i postaram się nie zawieść twojego zaufania. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy – Clarissa otarła spływającą po policzku łzę.
• No, dość tych wzruszeń. Popatrz, kto na ciebie czeka – Melinda ruchem głowy wskazała kogoś, kto stał za plecami Clarissy. Dziewczyna odwróciła się szybko.
• Hoss, długo tu stoisz? - spytała.
• Dopiero, co wszedłem. Nic nie słyszałem, nic nie wiedziałem. Naprawdę! - Hoss huknął pięścią we własną pierś.
• Mój kochany – Clarissa wzięła go pod ramię.
• Jedźcie już – powiedziała Melinda – robi się naprawdę późno, a przyszła panna młoda ostatnią noc przed ślubem powinna spędzić w domu rodzinnym.
• Masz rację. – Przyznał Hoss i spojrzawszy na Clarissę powiedział: - pośpieszmy się. Nie chcę narazić się moim przyszłym teściom.
• Do jutra, Melindo – rzekła Clarissa.
• Do jutra i pamiętaj: głowa do góry. To będzie wspaniały dzień.

***

Było wyjątkowo ciepło i pogodnie. Bezchmurne niebo zachwycało iskrzącymi się gwiazdami. Bryczka powożona przez Hossa toczyła się wolno. Clarissa wsparta na jego ramieniu miała przymknięte oczy. Hoss raz po raz spoglądał na narzeczoną. Wiedział już, co ją spotkało. Chciał z nią porozmawiać, pocieszyć, ale nie wiedział, jak ubrać w słowa, to co chciał jej przekazać. Wreszcie zebrawszy się na odwagę spytał:
• Zmęczona?
Clarissa kiwnęła głową nie otwierając oczu. Wsunęła dłoń pod ramię Hossa i przytuliła się do niego. Mężczyzna, czując jej bliskość, uśmiechnął się zadowolony. Kochał Clarissę do szaleństwa. Dla niej gotowy był na wszystko, dlatego tak bardzo przeraziło go zachowanie narzeczonej. Myślał, że to on był przyczyną jej płaczu, ale na szczęście Adam wytłumaczył mu, że chodziło o zgoła coś innego.
• Nie jest ci zimno? - spytał. - Może chcesz moją kurtkę?
• Nie, tak jest dobrze – odparła.
• Clarisso?
• Tak?
• Chyba powinniśmy porozmawiać.
• O czym?
• Wiem dlaczego płakałaś. Adam mi powiedział. Szkoda, że nie dowiedziałem się tego od ciebie.
• Przepraszam – Clarissa zesztywniała i odsunęła się od Hossa. Wyprostowana, wpatrzona w ciemność dodała: - bałam się.
• Mnie? - spytał z niedowierzaniem Hoss. - Przecież wiesz, że dla ciebie poświęciłby życie.
• Widzisz, przeraziłam się, że uwierzysz w te plotki. Wszystko to, co powiedziała panna Jenkins wydawało się tak bardzo prawdopodobne. Moja rodzina i ja jesteśmy biedni. Nagle pojawiam się w twoim życiu i w krótkim czasie zostaję twoją narzeczoną. Ludzie faktycznie mogą pomyśleć, że owinęłam sobie ciebie wokół małego palca. Taka cwana dziewucha.
• Owinęłaś, owinęłaś – przyznał uśmiechając się Hoss – swoją dobrocią, skromnością i życzliwością.
• Żartujesz sobie, a na pewno mógłbyś mieć każdą pannę.
• I tu się mylisz. Prosty ze mnie człowiek. Nad wszystkie bogactwa tego świata przedkładam szum sosen, pastwiska ze stadem naszych krów i wieczory nad Tahoe.
• Romantyk z ciebie – zauważyła Clarissa.
• Nie – zaśmiał się Hoss – nie jestem ani Adamem, ani Małym Joe. Taki ze mnie zwykły chłopak i wciąż się dziwię, co we mnie zobaczyłaś?
• Nie mam pojęcia – powiedziała z rozbrajającą szczerością – ale wiem, że od pierwszego mojego dnia w Ponderosie coś do ciebie zaczęło mnie przyciągać. A potem nie wiadomo kiedy zakochałam się w tobie.
• To tak, jak ja – rzekł Hoss i zatrzymał bryczkę – Clarisso, obiecajmy sobie, że od teraz będziemy mówić sobie wszystko. Jeśli pojawią się jakieś problemy to powinniśmy je wspólnie rozwiązywać, a nie ukrywać je przed sobą. To jak? Obiecujesz?
• Obiecuję, kochany – Clarissa pogładziła delikatnie Hossa po policzku. On przytrzymał jej dłoń, a w chwilę potem trochę nieśmiało, pocałował ją. Gdy dziewczyna oddała mu pocałunek był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
• Późno się zrobiło. Jedźmy, bo twoi rodzice będą się zamartwiać – rzekł i cmoknął na konie. Clarissa przytulona do jego ramienia, poczuła spokój i radość. Nie bała się już kolejnego dnia. Dnia, w którym miała wziąć ślub.
• Bogu, dzięki! Nareszcie przyjechałaś! - wykrzyknęła, stojąca na progu domu pani Palmer. - Już myślałam, że coś się stało.
• Przepraszam mamo – rzekła Clarissa, której Hoss pomógł zsiąść z bryczki. - Wieczór panieński trochę się przeciągnął.
• Jeżeli znowu smakowałyście nalewkę pana Cartwrighta to wcale się nie dziwię. No, wchodźcie do domu. Ojciec nie mógł się ciebie doczekać.
• Przykro mi, pani Palmer, ale nie mogę zostać. Odwiozłem tylko Clarissę. - Powiedział Hoss i spojrzawszy na narzeczoną rzekł: - śpij dobrze. Do zobaczenia jutro w kościele.
• Do zobaczenia, kochany.
Hoss uśmiechnął się, skinął głową paniom na pożegnanie i z zadziwiającą lekkością wsiadł do bryczki, która chwilę później zniknęła w ciemności nocy.
• No, już, wchodź do domu – pani Palmer ponagliła córkę. - Już trzy razy podgrzewałam wodę na twoją kąpiel.
• Jesteś kochana, mamo.
• Dobrze, dobrze, nie łaś się jak kocię. Po kąpieli, marsz prosto do łóżka. Musisz dobrze wypocząć przed jutrzejszym dniem.
• Nie wiem, czy w ogóle zasnę – westchnęła Clarissa.
• Na sen najlepsze są ziółka. Zaraz ci je zaparzę. A może chciałabyś coś do zjedzenia?
• Dziękuję, ale nic nie przełknę.
• Czyżby moja córeczka wróciła? - pan Palmer wjechał na wózku inwalidzkim do małego, schludnego saloniku. Clarissa podbiegła do niego i klęknęła obok – i jak się czujesz mój Kwiatuszku?
• Dobrze, tatku.
• Martwiłem się o ciebie – pan Palmer pogładził córkę po włosach. - Mama powiedziała mi, że spotkała cię przykrość.
• To prawda.
• Złe języki poszły w ruch – pan Palmer pokiwał ze smutkiem głową. - Pamiętasz, Kwiatuszku, jak po twoich zaręczynach z Hossem, uprzedzałem cię, że znajdą się ludzie, którzy nie pozwolą ci zapomnieć z jakiej rodziny pochodzisz.
• Panie Palmer, a niby jaką to jesteśmy rodziną? - matka Clarissy stanęła pośrodku saloniku podpierając dłońmi boki. - Jesteśmy uczciwi, pobożni i ciężko pracujemy. Nasze dzieci są grzeczne i okazują starszym szacunek. Jedyną naszą „winą” jest to, że jesteśmy biedni.
• I oto właśnie ludziom chodzi, pani Palmer. Ze zwykłej zawiści będą oczerniać naszą córkę. Bo do czego to podobne, żeby biedna dziewczyna weszła do bogatej rodziny. Bogacze nie bratają się z biedotą taką jak my.
• Ale Cartwrightowie są inni – rzekła Clarissa.
• Wiem, Kwiatuszku i dlatego oddałem cię Hossowi. Gdybym miał najmniejsze podejrzenie, że byłabyś z nim nieszczęśliwa, nigdy nie zgodziłbym się na wasze małżeństwo.
• Tatku, tak bardzo cię kocham. – Clarissa otoczyła ojca ramionami i cmoknęła go w policzek.
• Ja ciebie też, córeczko – rzekł drżącym głosem pan Palmer. - Jestem z ciebie dumny. Udałaś nam się, nie ma, co mówić. Prawda, pani Palmer?
• A dałbyś spokój. Jeszcze dziewczynie w głowie się przewróci – powiedziała kobieta starając się, ukryć nagłe wzruszenie. - A ty moja panną, ruszaj do swojego pokoju. Kąpiel czeka. Czwarty raz nie będę podgrzewać wody.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:30, 26 Wrz 2019    Temat postu:

Cytat:
Gdy opuszczały gościnną Ponderosę wszystkie, zgodnie uznały, że Melinda jest zachwycająca, a jej mąż jest prawdziwym szczęściarzem mając takiego anioła przy swoim boku.

Na szczęście mąż w porę zorientował się, jaki to skarb posiada
Cytat:
• Hoss, długo tu stoisz? - spytała.
• Dopiero, co wszedłem. Nic nie słyszałem, nic nie wiedziałem. Naprawdę! - Hoss huknął pięścią we własną pierś.
• Mój kochany – Clarissa wzięła go pod ramię.

Ma złote serce, a do tego jest taktowny ... kolejny skarb
Cytat:
• Chyba powinniśmy porozmawiać.
• O czym?
• Wiem dlaczego płakałaś. Adam mi powiedział. Szkoda, że nie dowiedziałem się tego od ciebie.
• Przepraszam – Clarissa zesztywniała i odsunęła się od Hossa. Wyprostowana, wpatrzona w ciemność dodała: - bałam się.
• Mnie? - spytał z niedowierzaniem Hoss. - Przecież wiesz, że dla ciebie poświęciłbym życie.
• Widzisz, przeraziłam się, że uwierzysz w te plotki. Wszystko to, co powiedziała panna Jenkins wydawało się tak bardzo prawdopodobne. Moja rodzina i ja jesteśmy biedni. Nagle pojawiam się w twoim życiu i w krótkim czasie zostaję twoją narzeczoną. Ludzie faktycznie mogą pomyśleć, że owinęłam sobie ciebie wokół małego palca. Taka cwana dziewucha.

Rozmowa jest dobra na wszystko, ale trudno ją zacząć. Clarissa zdaje sobie sprawę, że jej rodzina nie osiągnęła takich sukcesów jak Cartwright'owie, ona sama pracowała jako pokojówka ... więc może mieć kompleksy
Cytat:
• Owinęłaś, owinęłaś – przyznał uśmiechając się Hoss – swoją dobrocią, skromnością i życzliwością.
• Żartujesz sobie, a na pewno mógłbyś mieć każdą pannę.

Hoss jednak ceni w niej charakter i miłe usposobienie
Cytat:
- Pamiętasz, Kwiatuszku, jak po twoich zaręczynach z Hossem, uprzedzałem cię, że znajdą się ludzie, którzy nie pozwolą ci zapomnieć z jakiej rodziny pochodzisz.
• Panie Palmer, a niby jaką to jesteśmy rodziną? - matka Clarissy stanęła pośrodku saloniku podpierając dłońmi boki. - Jesteśmy uczciwi, pobożni i ciężko pracujemy. Nasze dzieci są grzeczne i okazują starszym szacunek. Jedyną naszą „winą” jest to, że jesteśmy biedni.
• I oto właśnie ludziom chodzi, pani Palmer. Ze zwykłej zawiści będą oczerniać naszą córkę. Bo do czego to podobne, żeby biedna dziewczyna weszła do bogatej rodziny. Bogacze nie bratają się z biedotą taką jak my.

Pan Palmer ma trochę racji ... bogacze zwykle szukają bogatych panien

Kolejny rozdział, raczej spokojny, bez specjalnych emocji. Trochę się wyjaśniło: nowa pani Cartwright okazała się sympatyczną, młodą kobietą, a Clarissę trzeba byLo kolejny raz zapewniać, że jest wartościową, dobrą dziewczyną. Bardzo fajne dialogi, poznałam nieco rodzinę Palmerów - bardzo sympatyczna, przyzwoita, z zasadami. Tyle, że biedna, ale Hossowi i jego rodzinie to nie przeszkadza. Przeszkadza za to pannie Delii, która rozpuszcza jadowite plotki, tym razem na temat ClerissyOby na weselu Hossa powściągnęła swoje instynkty, choć to jest mało prawdopodobne. Czyli będzie boczący się jednostronnie Joe i złośliwa Delia, co jednak zapowiada pewne ... hm ... niedogodności. Mam nadzieję, że rodzina i tym razem sobie z nimi poradzi. Jak? Pewnie dowiem się z kolejnego rozdziału. Oby jak najprędzej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:07, 26 Wrz 2019    Temat postu:

Dziękuję bardzo za sympatyczny komentarz. Ślub i wesele Hossa i Clarissy tuż, tuż. Zobaczymy, jak akcja się rozwinie. Kolejny odcinek mam w zarysie, ale, co tak naprawdę w nim się znajdzie to wielka niewiadoma. Zwykle, jak zrobię sobie plan, to się go nie trzymam. Mruga Mam jednak nadzieję, że w nowym fragmencie będzie iskrzyć. Twisted Evil

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:50, 27 Wrz 2019    Temat postu:

Więc czekam na to iskrzenie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:16, 30 Wrz 2019    Temat postu:

Iskrzenia część pierwsza, trzeciego rozdziału również. Smile



Rozdział 3


W samo południe, w kościele, w Virginia City pastor Conor McGregor rozpoczął ceremonię zaślubin Hossa Cartwrighta i Clarissy Palmer. Nim zadał nowożeńcom najważniejsze z pytań przypomniał, że małżeństwo to święte przymierze zawierane przed Bogiem pomiędzy kobietą i mężczyzną. To związek uświęcony, którego istota zamyka się w miłości, szacunku, zaufaniu oraz wsparciu w zdrowiu i chorobie. Pastor znany był z długich wypowiedzi i nie inaczej było tym razem. Mówił z prawdziwym zapałem. To napominał, to udzielał rad, to wreszcie przypomniał, że nic nie dzieje się bez woli Pana. Im dłużej trwała jego płomienna przemowa tym coraz częściej słychać było szepty zniecierpliwienia. Wreszcie, żona pastora, która grała w czasie nabożeństw na fisharmonii, równie zniecierpliwiona, co zgromadzeni wierni, wykorzystała krótką pauzę w mowie duchownego i po prostu zaintonowała pieśń. Później już wszystko przebiegło zgodnie z utartym scenariuszem. Oczywiście przy składaniu przysięgi małżeńskiej nowożeńcy i ich najbliżsi przeżyli chwile prawdziwego wzruszenia. Nawet Adam poczuł się jakoś dziwnie i spoglądając na Melindę uścisnął jej dłoń. Myślami wrócił do ich ślubu, który miał być zwykłą formalnością. Ot, takim przypieczętowaniem zawartej umowy. Teraz, gdy jego relacje z Melindą, z dnia na dzień stawały się coraz bliższe, gdy budził się obok niej i gdy z radością wracał do domu, zrozumiał, że ominęło ich coś szczególnego, niepowtarzalnego.
Tymczasem ceremonia nabrała rozpędu. Pastor zapytał, czy ktoś z obecnych zna powód dla którego ten mężczyzna i ta kobieta nie mogliby się pobrać. Kościół wypełniła cisza. Po chwili, pastor uznawszy, że dopełnił kościelnych procedur, poprosił pana młodego o założenie wybrance obrączki na palec. Przypomniał, że obrączka to nie jest zwykła błyskotka, a symbol miłości i oddania. Hoss wsuwając złoty krążek na palec Clarissy pełen wzruszenia powiedział:
• Z tą obrączką daję ci moje serce, daję ci moją wolność, daję ci siebie, bo tylko z tobą chcę iść przez życie. W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego.
• Ogłaszam was mężem i żoną – rzekł donośnym głosem pastor, a zwracając się do Hossa dodał: - możesz pocałować żonę.
• Naprawdę? - wyrwało się Hossowi, co wywołało ogólną wesołość.
• Tak, teraz już możesz – potwierdził z powagą pastor, choć oczy mu się śmiały.
• Skoro tak, to… - tu Hoss otoczył Clarissę ramionami i pocałował.
Po wyjściu z kościoła młoda para została obsypana ryżem na szczęście. Tu znowu „zabłysnął” pastor głośno pouczając, że ryż jest symbolem płodności, a obsypani nim małżonkowie mogą być pewni dużej dzietności. Hoss przyjął to z dużym zadowoleniem. Osobiście, bowiem nic nie miał przeciwko dużej rodzinie. Clarissa miała podobne, co mąż zdanie, ale jak to młoda kobieta, zawstydzona słowami pastora, opuściła głowę. Potem młoda para stojąc przed kościołem, przyjmowała najlepsze życzenia od najbliższej rodziny i zaproszonych gości. W jednym tylko przypadku do składanych życzeń małżonkowie podeszli z dużą rezerwą. Chodziło oczywiście o Dellę Jenkins, która nie omieszkała pojawić się na ich ślubie. Ubrana niezwykle elegancko, ale stosownie do okoliczności rozpływała się nad pięknem ceremonii. Gdy wspomniała o składaniu przez młodych przysięgi, udała, że ociera łzę wzruszenia. Skonsternowana Clarissa z trudem wydusiła z siebie ciche „dziękuję”. Hoss z poważnym wyrazem twarzy skinął tylko głową, gdyż nie zamierzał w stosunku do Delli udawać, jakiejś szczególnej serdeczności. Reakcja młodych nie uszła uwadze kilku gości w tym Melindzie i jej mężowi. Oboje podeszli szybko do nich, jakby chcieli osłonić ich przed panną Jenkins, która zdawała się świetnie bawić zaistniałą sytuacją. Wreszcie świeżo poślubieni małżonkowie i ich goście ruszyli do Ponderosy, gdzie czekało na nich weselne przyjęcie.

***

• Jak światowo. Przystawki, dobre trunki – wyliczała szeptem Della Jenkins wkładając do ust maleńką przekąskę. - Homar...no, no. Nie wiem, czy panna młoda to doceni. Czy ona w ogóle wie, co to takiego homar? - parsknęła cichym śmiechem.
• Dałabyś spokój, Dello. Jeszcze cię ktoś usłyszy – powiedziała rozglądając się niespokojnie Sheila Braun. Na szczęście szum rozmów i muzyka umilająca gościom czas skutecznie zagłuszyły ich rozmowę.
• A cóż takiego powiedziałam? - Della wzruszyła ramionami. - Chciałam tylko zwrócić uwagę, że Cartwrightowie potrafią się znaleźć. Poczęstunek na stojąco to prawdziwe novum na tej prowincji. W każdym dużym mieście to norma. Jestem pewna, że to pomysł żony Adama. Nikt inny nie mógł na to wpaść. Zobaczymy, co podadzą na obiad. Ten ich Chińczyk całkiem nieźle gotuje, ale czy ta parweniuszka to doceni? - tu Della spojrzała znacząco na Clarissę, która wraz z Hossem rozmawiała akurat z jej rodzicami.
• Doprawdy, nie rozumiem, co ci zrobiła Clarissa. Jesteś w stosunku do niej taka złośliwa.
• Została panią Cartwright. To nie wystarczy?
• Nie wierzę w to, co słyszę – rzekła Sheila kręcąc z niedowierzaniem głową. - Chyba nie chcesz powiedzieć, że zagustowałaś w Hossie.
• Oszalałaś.
• To, o co ci chodzi?
• Jeszcze pytasz? Nie pamiętasz już, że to ja miałam być panią na Ponderosie, a nie te dwie przybłędy.
• Przypominam ci, że Ponderosa jest własnością Bena Cartwrighta. Tylko jego żonę można byłoby nazwać panią na Ponderosie. Niestety pan Cartwright jest wdowcem.
• No, właśnie – rzekła Della kierując wzrok w stronę Bena. - To jeszcze całkiem interesujący mężczyzna. Dla takiego rancza, jak Ponderosa gotowa byłabym się poświęcić. Mogłabym mu nawet urodzić dziecko. Byłoby jedynym dziedzicem.
• Nie zapędzaj się. Adam, Hoss i Joe to przeciwnicy nie do pokonania.
• Nie można pomarzyć – westchnęła Della. - Wiesz, co? Jednak ten Ben to starzec, ale za to Mały Joe, jest niezwykle przystojny i nie taki mądry, jak jego brat Adam. Mogłabym go sobie owinąć wokół małego palca. No, co robisz taką zgorszoną minę?
• Bardzo się zmieniłaś Dello i nie wiem, czy nadal chcę się z tobą przyjaźnić.
• Ależ nie musisz. Znajdę sobie nową przyjaciółkę. Wykształconą i bardziej obytą.
• Jesteś podła. Ciekawe, kto z tobą wytrzyma tak długo, jak ja?
• A czy ja ciebie trzymam na uwięzi? Sama za mną się snujesz, a teraz śmiesz mnie oceniać? Jeśli tak bardzo cię bulwersuję, to zwalniam cię z tej przyjaźni i zapewniam, że bez trudu znajdę sobie kogoś na twoje miejsce. Nawet tu, w tym salonie – rzekła pewna siebie Della.
• Obyś się nie przeliczyła – rzekła Sheila.
• Jak będę chciała, to nawet ta wieśniaczka, Clarissa, uzna mnie za swoją powierniczkę.
• Ona nigdy się z tobą nie zaprzyjaźni. Słyszała, co o niej mówiłaś, wtedy, gdy byłaś w sklepie moich rodziców.
• No, tak – Della wzniosła oczy do góry – to faktycznie może być pewna niedogodność, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wiem! Moją przyjaciółką od serca zostanie żona Adama. Słyszałam, że ona go kocha, a on jej nie. W takiej sytuacji każda kobieta potrzebuje wsparcia i ja jej to wsparcie dam, a on pożałuje, że mnie poznał. Tak, to świetny pomysł. Czyż nie jestem genialna? - zaśmiała się.
• Genialna? Raczej chora – stwierdziła zszokowana Sheila.
• I na tym zakończymy naszą znajomość. Ostrzegam, nie próbuj mi zaszkodzić, bo gorzko tego pożałujesz. – Powiedziała Della odwracając się do panny Braun plecami, a widząc przechodzącą obok Melindę zawołała: - O, pani Cartwright! Jak, to się stało, że jeszcze się nie poznałyśmy?
• Panna Jenkins, jak mniemam – Melinda zmierzyła Dellę lodowatym spojrzeniem.
• Po prostu Della. Miło mi wreszcie poznać żonę Adama.
• Adama?
• Proszę, wybacz mi tę poufałość, ale mam prawo tak mówić. Byliśmy parą. Planowaliśmy wspólną przyszłość. Adam na pewno opowiadał ci o mnie.
• Panno Jenkins, chyba się nie zrozumiałyśmy. Wolałabym zachować stosowne formy grzecznościowe. Wiem, kim pani jest i gdyby to ode mnie zależało nie przekroczyłaby pani progu tego domu.
• Na szczęście to nie pani jest właścicielką Ponderosy.
• To prawda – rzekła ze spokojem Melinda. - Jest pani gościem na weselu mojego szwagra. Mam nadzieję, że nic nie zakłóci jego przebiegu, a wszyscy będą się świetnie bawić.
• Tego jestem pewna. Przyjęcia u Cartwrightów zawsze były najlepszymi w okolicy, tak pod względem menu, jak i muzyki. Już teraz rezerwuję sobie taniec z pani mężem. Świetnie tańczy, ale o tym przecież nie muszę pani mówić.
• Obawiam się, że mój mąż nie znajdzie dla pani czasu.
• Czyżby? - Della uśmiechnęła się kpiąco. - Sądzę, że jednak znajdzie, choćby ze względu na stare czasy. Tygodniami go pielęgnowałam, gdy unieruchomiony po upadku z konia leżał przykuty do łóżka. I nie tylko pielęgnowałam, jeżeli rozumie pani, co mam na myśli.
• Aż za dobrze, to rozumiem – odparła Melinda. – Zastanawiam się tylko do czego pani zmierza?
• Chciałam się z panią zaprzyjaźnić. Słyszałam, że jest pani bardzo miłą osobą. Pomyślałam, że mogłabym być dla pani wsparciem. Ciężko jest być nową w takim środowisku, jak to. Do tego te plotki o pani małżeństwie z rozsądku. Mężczyźni nas pragną, ale nie kochają – powiedziała robiąc smutną minę Della.
• Wie pani to z własnego doświadczenia, czy z opowiadań?
• Z własnego doświadczenia. Adam… och, przepraszam, pan Cartwright, zwodził mnie, wykorzystał moją niewinność i naiwność, a potem gdy byłam pewna, że zostanę panią na Ponderosie odwrócił się do mnie plecami. On nie potrafi kochać. Niech pani nie ma złudzeń. To człowiek pozbawiony uczuć.
• Czyżby?
• Przekona się pani, że mam rację – odparła z nieprzeniknionym wyrazem twarzy Della. - Pani wybaczy, ale powinnam uwolnić nowożeńców od moich rodziców. Ojciec to dobry człowiek, ale straszny gaduła. Jak zacznie mówić to nie wie kiedy przestać.

***


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Wto 13:33, 01 Paź 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 21, 22, 23 ... 28, 29, 30  Następny
Strona 22 z 30

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin