Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zdrowy rozsądek
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 26, 27, 28, 29, 30  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:43, 28 Lis 2019    Temat postu:

Cytat:
Nie szło mu to najlepiej, bowiem od chwili, gdy jego najstarszy syn przekazał mu niezwykle radosną wiadomość, nie mógł o niczym innym myśleć, jak tylko o tym, że wreszcie doczeka wnuka. Odkąd jego chłopcy stali się dorosłymi mężczyznami marzył jedynie o ich szczęśliwych ożenkach i dużej gromadce wnucząt. Chciał być dziadkiem i to jego marzenie właśnie się spełniało.

Marzenia się spełniają, Ben ma prawo czuć się szczęśliwy
Cytat:
Ben uśmiechnął się sam do siebie i wrócił do czytania gazety. Nic ciekawego w niej nie znalazł, no, może z wyjątkiem reportażu o jakimś przekręcie diamentowym, który wyglądał mu na całkowicie zmyśloną dziennikarską fantazję.

Oj! Coś czuję, że to nie fantazja. To mi pachnie Langfordami
Cytat:
• Wczoraj w mieście spotkałem Teda Jenkinsa. Udał, że mnie nie widzi. Wyglądał okropnie. W ciągu tych kilku dni postarzał się o dziesięć lat. Mogę tylko wyobrazić sobie, co on teraz przeżywa.
• Lubię Teda i mogę mu tylko współczuć. Ludzie nie zostawią na nim i jego rodzinie suchej nitki – westchnął Adam.
• To prawda. Barman z „Silver dollar” mówił mi, że gdy Ted wszedł do saloonu zapanowała wymowna cisza. Nawet nie zamówił sobie drinka. Od razu wyszedł – rzekł Ben.

Rodzice Delli są wytykani palcami przez społeczeństwo, cierpią ... a Della? Pewnie jest wściekła i to wszystko na co ją stać
Cytat:
Teraz na głowie mam inne sprawy. Czeka mnie przeprowadzka, a jeszcze chciałbym dla Melindy zbudować pergolę.
• Pergolę? Przecież macie werandę.
• Tak, ale pomyślałem, że z drugiej strony domu jest świetne miejsce właśnie na pergolę. To byłoby takie przedłużenie domu. Melinda mogłaby tam odpoczywać, a Kathy bezpiecznie się bawić.

Adam myśli o wszystkim, prawdziwy mąż i ojciec
Cytat:
Będzie mi brakować szczebiotu małej i obecności Melindy. Przekonałem się, że to dobra dziewczyna. Na początku nie dawałem wam szans. Uważałem, że nie pasujecie do siebie. Myliłem się. I wiesz, co? Jestem z tego powodu bardzo zadowolony.
• Miło mi to słyszeć, zwłaszcza, że ja sam miałem, co do tego mojego małżeństwa ogromne wątpliwości. A teraz jestem po prostu szczęśliwy.
• Czyżby Melinda okazała się ideałem? - spytał żartobliwie Ben.
• Może nie ideałem, ale kimś z kim chciałbym spędzić resztę mojego życia – odparł z powagą w głosie Adam.

Ben wcale nie chce ich wyprowadzki i jest zadowolony z wyboru syna. Ku swojemu zdziwieniu
Cytat:
Daniel Taylor za dwa tygodnie będzie w Ponderosie.
• Jak to?
• Po prostu przyjedzie nas odwiedzić. I to nie sam, a z narzeczoną i jej siostrą, jako przyzwoitką. Poprosił o zarezerwowanie pokoi w hotelu i pilną odpowiedź.
• I naprawdę ani słowa o sprawie?
• Mówiłem już, ani słowa.

Daniel ma przyjechać! I bardzo dobrze, dawno go nie było ... z narzeczoną i siostrą narzeczonej ...
Cytat:
Boję się, że Evans i Langford znowu coś wymyślili. Tyle tylko, że ja im nie oddam dziecka. Nawet, gdybym miał za to ponieść karę, to nie oddam Kathy i już – odparł zdecydowanie Adam.
• Spokojnie, synu. Jeśli ten twój prawnik chce tu przyjechać, to może ma dla ciebie dobre wieści.
• Ciekawe jakie? Termin sprawy wciąż jest przesuwany. To wszystko trwa w nieskończoność.
• Wiem, ale nie martw się na zapas.

Ciekawe, dlaczego Daniel nie wspomniał w telegramie o sprawie? Może jednak ma dobre wiadomości?
Kolejny rozdział, spokojny, bez porywów akcji, ale jednak sporo wnosi. Ben jest szczęśliwy, ale pragnie być jeszcze szczęśliwszy, chciałby, żeby Melinda i Kathy jeszcze jakiś czas pozostały w Ponderosie. Jakiś czas ... może dłużej, a i na stałe zamieszkanie też by się nie pogniewałDella nadal w tle ... pewnie obmyśla jakiś rewanż ... no i Langfordowie, wiecznie coś kombinują, ale może Daniel i Adam jakoś sobie z nimi poradzą. Zobaczymy. Tekst jak zwykle starannie napisany, z dbałością o szczegóły.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 20:09, 28 Lis 2019    Temat postu:

Bardzo dziękuję za błyskawiczny komentarz. Very Happy Postaram się, aby kolejny odcinek pojawił się szybciej niż poprzedni. Very Happy Daniel jest tuż, tuż, a i parapetówka u Adama i Melindy nas czeka. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:21, 01 Gru 2019    Temat postu:

CZĘŚĆ SIÓDMA


Dobry przyjaciel jest wielkim darem nieba.
Platon

Rozdział 1


Szczyty gór Sierra Nevada dumnie wznoszące się nad przejrzystymi, turkusowymi wodami Tahoe stanowiły wraz z jeziorem miejsce, gdzie przyroda przerasta ludzką wyobraźnię. Na dnie Tahoe leżały białe, gładkie, niemal wypolerowane przez wodę głazy, które niczym żywe stwory wychodziły na jego brzegi, aby w promieniach letniego słońca wygrzewać się i nabierać coraz głębszej bieli.
Urwistym brzegiem jeziora, wśród sosen dumnie pnących się ku niebu, jechało konno dwóch, młodych mężczyzn. Było piękne, słoneczne późne popołudnie. Powietrze przesycone balsamicznym zapachem igliwia niemal przyprawiało o zawrót głowy. Wreszcie mężczyźni wstrzymali konie. Miejsce, gdzie przystanęli było szczególne. Przed ich oczami bowiem roztaczał się widok niczym bajkowy miraż. Jeden z mężczyzn westchnął głośno i w tym westchnieniu zawarł wszystko: podziw dla piękna natury, żal, że nie może tu zostać na zawsze i odrobinę zazdrości, że tak pięknego zakątka nie może mieć dla siebie. Drugi z mężczyzn, przyglądał się towarzyszowi z życzliwym rozbawieniem. Rozumiał jego zachwyt. Sam od lat podziwiał to miejsce i za każdym razem był nim oczarowany.
• Brak mi słów, Adamie. Teraz rozumiem, skąd ten twój zachwyt, gdy mówiłeś o tej swojej Ponderosie. Powiedzieć: piękna, to jak nic nie powiedzieć.
▪ Przez grzeczność nie zaprzeczę – zaśmiał się Adam.
▪ I do tego to niesamowite jezioro. Można w nim się zakochać.
▪ A to już nie jest zasługą mojej rodziny, Danielu.
• To jezioro mnie urzekło. Oczarowało i uwiodło niczym młoda, piękna kobieta – rzekł rozmarzony mężczyzna.
• Dobrze, że nie ma z nami twojej narzeczonej. Nie byłaby zachwycona takimi słowami.
• Deidre na pewno by mnie zrozumiała. Muszę ją tu koniecznie przywieźć. Takiego widoku nie można zachowywać tylko dla siebie.
• Tu niedaleko jest piękne miejsce, wręcz idealne na piknik. Myślę, że nasze panie byłyby zachwycone, gdybyśmy najbliższą niedzielę spędzili na łonie natury – rzekł Adam.
• Cudowny pomysł! – Daniel przyjął propozycję przyjaciela z niemal dziecięcym zachwytem. Po chwili zreflektował się. Takie zachowanie nie licytowało przecież z poważnym prawnikiem. Spojrzał na Adama, a ten znów się roześmiał. - Tak, tak, śmiej się. Ja jestem zwykłym mieszczuchem i wszystko mnie tu zachwyca, ale jak powiesz o tym komukolwiek to zaprzeczę.
• Nie martw się, to będzie nasza tajemnica. - Adam mrugnął okiem i już całkiem poważnie rzekł: - nie zdążyłem ci jeszcze porządnie podziękować, za to, co zrobiłeś dla Kathy. Wciąż jeszcze nie mogę uwierzyć, że nikt nam małej nie odbierze. To niesamowite, co zrobiłeś, Danny.
• Nie przesadzaj. To raczej był szczęśliwy zbieg okoliczności.
• Jak zwykle jesteś bardzo skromny.
• A ty szczęśliwy, jak kleszcz na psie.
• Co za porównanie – rzekł rozbawiony Adam. - Jakbym słyszał naszego przyjaciela Ionhara. Co u niego słychać?
• Wszystko w porządku. Masz pozdrowienia.
• Dzięki.
• Ale to nie powiedzonko Ionahara, tylko małego chłopca z „Bezpiecznej przystani”.
• Z waszego sierocińca – Adam dziwnie posmutniał. - Jak ma się siostra Agnes?
• Mniemam, że dobrze.
• Co to znaczy?
• Siostra Agnes i jeszcze dwie inne zakonnice udały do Rzymu, do europejskiej siedziby ich zgromadzenia.
• Wiedziała, że masz zamiar mnie odwiedzić?
• Tak.
• Czy… może… coś ci dla mnie przekazała? - spytał z nadzieją w głosie.
• Przykro mi, ale nie. – Odparł Danny i spojrzawszy uważnie na przyjaciela rzekł: - myślałem, że to już skończone.
• To jest skończone – zapewnił Adam.
• Odniosłem nieco inne wrażenie.
• Zapewniam cię, że moje uczucie do Ruth to przeszłość. Spytałem, ot tak z ciekawości.
• Z ciekawości, powiadasz? - Danny z powątpiewaniem pokiwał głową. - Ty wciąż ją kochasz, prawda?
• Tak, jak ty Melindę – odparł Adam szybciej niż pomyślał. - Wybacz, nie chciałem.
• To ja przepraszam. Nie mam prawa o to pytać. To twoja sprawa. A Melinda... cóż… jest żoną mojego przyjaciela, a przez to zupełnie dla mnie niedostępna. Poza tym mam narzeczoną, którą kocham. Nie jest to, co prawda miłość pełna uniesień i fajerwerków, ala taka zwykła, normalna, na której można zbudować trwały i pełen zaufania związek.
• I ty to mówisz, Danielu?
• Każdy mężczyzna musi kiedyś dorosnąć. Nawet ja. A Deidre to najsłodsza, najlepsza istota na świecie. Rozczula mnie jej ufność i dobroć. Bardzo mi pomaga w pracy na rzecz sierocińca i we wszystkim wspiera. Nie mógłbym jej skrzywdzić. I wiesz, co? Cieszę się, że moja matka wybrała ją dla mnie. Jeszcze pół roku temu miałem jej za złe, że chce za mnie decydować w sprawie ożenku. Teraz jestem jej po prostu wdzięczny.
• Jakoś nie słyszę entuzjazmu w twoim głosie – stwierdził Adam.
• Być może odniosłeś takie wrażenie, ale zapewniam cię, że ja naprawdę kocham moją Deidre.
• Wierzę. Powiem ci, że obaj mieliśmy sporo szczęścia. Dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez Melindy i Kathy. I muszę ci coś powiedzieć: niedługo moja rodzina powiększy się.
• Naprawdę?! To wspaniale! Moje szczere gratulacje!
• Dziękuję.
• Kiedy dziecko pojawi się na świecie?
• Najprawdopodobniej w styczniu.
• Ale na mój ślub przyjedziecie?
• Ja i mój ojciec na pewno. Melinda niestety nie. To będzie piąty miesiąc. Podróż do San Francisco byłaby dla niej zbyt męcząca i niebezpieczna. Chyba to rozumiesz?
• Oczywiście. Ale w takim razie od razu wproszę się do was na wakacje. Deidre na pewno będzie zachwycona.
• Będzie nam bardzo miło – rzekł Adam.
• To sprawa załatwiona – Danny kiwnął głową i dodał: - o ile Deidre nie będzie przy nadziei.
Obaj mężczyźni roześmieli się głośno, a zdziwione konie zatańczyły pod nimi. Słońce chyliło się ku zachodowi odbijając swe promienie w wodach Tahoe. Strzeliste sosny rzucały długie cienie. Światło dnia pomału zmieniało się w złoto-pomarańczowe refleksy rzucane przez słoneczną tarczę. Wieczór był już bliski.
• Pora do domu – stwierdził Adam spojrzawszy w niebo. - Jedźmy, bo nasze panie będą się niepokoić.
• Pięknie tu, naprawdę pięknie. Wyobrażam sobie ile pracy musieliście włożyć w tę ziemię – rzekł Daniel, gdy mijali stępa urokliwą polanę.
• Nadal wkładamy – odparł Adam. - Ponderosa jest bardzo wymagająca i nie wybaczy żadnego zaniedbania, ale też potrafi się odwdzięczyć. Mamy tu wspaniałe bezkresne lasy i pastwiska, na których wypasamy tysiące krów.
• Chciałbym kiedyś wziąć udział w spędzie bydła. To musi być niesamowite przeżycie.
• Dla takiego mieszczucha, jak ty, na pewno – Adam zaśmiał się. - Dla nas nie ma w tym nic ciekawego. Jest za to ciężka praca, wszechobecny kurz, kiepskie żarcie, i spanie na gołej ziemi. O innych uciążliwościach nie wspominając. Jeśli jednak miałbym wybierać to od spędu lepszy jest przepęd.
• A jest w tym jakaś różnica? - spytał z wyraźnym zainteresowaniem Daniel.
• Owszem. Najogólniej mówiąc spęd jest wtedy gdy pędzisz bydło z jednego pastwiska na drugie, a przepęd wtedy, gdy chcesz sprzedać stado i musisz je pędzić na przykład na targ w Abilene.
• W Abilene, w Kansas? To ekscytujące!!!
• Zapewniam cię, że nie ma nic ekscytującego w piasku zgrzytającym ci w zębach, obolałym od siodła tyłku, Indianach i złodziejach bydła.
• To brzmi, niczym historia z western dime novels.*)
• Wręcz przeciwnie – rzekł Adam. - i z opowieściami za dziesięć centów nie można tego porównywać. To naprawdę bardzo ciężka robota.
• Ale urok tej ziemi wynagradza wszystko. Góry, jezioro, lasy… tego nie znajdziesz w San Francisco.
• Zgadzam się z tobą. Tyle tylko, że te piękne tereny zamieszkiwane były kiedyś przez Indian Washoe. Wiesz, że oni otaczali jezioro Tahoe szczególnym szacunkiem?
• Doprawdy? Czyżby to było miejsce związane z jakimś ich kultem?
• Tak bym tego nie ujął. To była raczej pokora, jaką Indianie Washoe mieli w stosunku do otaczającej ich przyrody. Oczywiście czerpali z niej korzyści, jak choćby z Tahoe, które było dla nich nie tylko miejscem połowu ryb, ale sercem ich terytorium, które prawdziwie czcili. Tylko tylko, że pojawili się osadnicy i to serce im wyrwali.
• Nie gniewaj się Adamie, ale twoja rodzina też należy do osadników – rzekł Daniel.
• Za prawdę nie zamierzam się gniewać. Jesteśmy osadnikami. Przyjechaliśmy tu w tysiąc osiemset trzydziestym siódmym roku. Miałem wtedy siedem lat, a mój brat Hoss zaledwie rok. Nie od razu mieliśmy tak duże ranczo, jak teraz. Ojciec zaczynał niemal od zera. To były prawdziwie pionierskie czasy. Wtedy jeszcze byli tu Indianie Washoe i nie było rezerwatów. Ziemi było pod dostatkiem dla wszystkich. Dla białych i dla Indian. Żyliśmy ze sobą we względnej zgodzie. Dopiero w tysiąc osiemset pięćdziesiątym zaczęły powstawać pierwsze rezerwaty**). Wkrótce i stąd pod przymusem zaczęto wysiedlać tubylczą ludność. Dla wielu z nas było to niezwykle przykre doświadczenie, bo mieliśmy wśród Indian przyjaciół. Gdy zmuszono ich do odejścia, ziemie będące własnością ich praojców, przeszły w ręce białych. W nasze również. Jeśli chcesz zapytać, czy mamy z tego powodu wyrzuty sumienia, to nie, nie mamy. Taka wówczas była polityka, zresztą nadal taka jest. Jak nie my, to ktoś inny wziąłby tę ziemię. Choć ja uważam, że tej ziemi starczyłoby dla wszystkich. To nienasycona chciwość białych sprowadziła na Indian prawdziwą tragedię.
• To brzmi, jak herezja.
• Nie przyjacielu, to tylko stwierdzenie faktów – rzekł Adam. - No, a teraz, jeśli chcemy zdążyć na kolację to naprawdę musimy się pośpieszyć.

***

_________________________________________________________
*) Western dime novels - to wydawane w USA od 1860 r. przez Erastus Beadle tzw. „westerny” (cena 10 centów), które kształtowały masowe wyobrażenie o Dzikim Zachodzie.

**) Jedną z ustaw nadających przymusowym wysiedleniom pozory legalności była ustawa o przesiedleniu Indian (ang. Indian Removal Act) z 1830 r., podpisana przez prezydenta USA Andrew Jacksona. Większość rezerwatów Indian w USA powstała w drugiej połowie XIX w. po uchwaleniu w 1851 r. ustawy tworzącej pierwsze tubylcze rezerwaty na obszarze istniejącego wcześniej Terytorium Indiańskiego w dzisiejszej Oklahomie oraz w wyniku działań administracji prezydenta Ulyssesa Granta pod koniec lat 60. XIX w. - za Wikipedią.




Góry, las i wodę to właśnie ujrzał Danny Taylor. Nic dziwnego, że Tahoe go oczarowało. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 11:22, 01 Gru 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:54, 01 Gru 2019    Temat postu:

Cytat:
Szczyty gór Sierra Nevada dumnie wznoszące się nad przejrzystymi, turkusowymi wodami Tahoe stanowiły wraz z jeziorem miejsce, gdzie przyroda przerasta ludzką wyobraźnię. Na dnie Tahoe leżały białe, gładkie, niemal wypolerowane przez wodę głazy, które niczym żywe stwory wychodziły na jego brzegi, aby w promieniach letniego słońca wygrzewać się i nabierać coraz głębszej bieli.

Opis godny pędzla znakomitego malarza
Cytat:
... - nie zdążyłem ci jeszcze porządnie podziękować, za to, co zrobiłeś dla Kathy. Wciąż jeszcze nie mogę uwierzyć, że nikt nam małej nie odbierze. To niesamowite, co zrobiłeś, Danny.

To Kathy zostanie w Ponderosie? Wspaniała nowina
Cytat:
• A ty szczęśliwy, jak kleszcz na psie.
• Co za porównanie – rzekł rozbawiony Adam. - Jakbym słyszał naszego przyjaciela Ionhara. Co u niego słychać?
• Wszystko w porządku. Masz pozdrowienia.

DobreMyślę, że kleszcz na psie jest bardzo zadowolony, pies zdecydowanie mniej
Cytat:
• Ale to nie powiedzonko Ionahara, tylko małego chłopca z „Bezpiecznej przystani”.
• Z waszego sierocińca – Adam dziwnie posmutniał. - Jak ma się siostra Agnes?
• Mniemam, że dobrze.
• Co to znaczy?
• Siostra Agnes i jeszcze dwie inne zakonnice udały do Rzymu, do europejskiej siedziby ich zgromadzenia.
• Wiedziała, że masz zamiar mnie odwiedzić?
• Tak.
• Czy… może… coś ci dla mnie przekazała? - spytał z nadzieją w głosie

A co on się tak dopytuje?
Cytat:
• Przykro mi, ale nie. – Odparł Danny i spojrzawszy uważnie na przyjaciela rzekł: - myślałem, że to już skończone.
• To jest skończone – zapewnił Adam.
• Odniosłem nieco inne wrażenie.
• Zapewniam cię, że moje uczucie do Ruth to przeszłość. Spytałem, ot tak z ciekawości.
• Z ciekawości, powiadasz? - Danny z powątpiewaniem pokiwał głową. - Ty wciąż ją kochasz, prawda?
• Tak, jak ty Melindę – odparł Adam szybciej niż pomyślał. - Wybacz, nie chciałem.

O! To daje do myślenia ... czyżby jeszcze jakieś uczucie do Ruth tliło się w Adamie?
Cytat:
• Jakoś nie słyszę entuzjazmu w twoim głosie – stwierdził Adam.
• Być może odniosłeś takie wrażenie, ale zapewniam cię, że ja naprawdę kocham moją Deidre.
• Wierzę. Powiem ci, że obaj mieliśmy sporo szczęścia. Dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez Melindy i Kathy.

Hm. To wyznanie miłości do narzeczonej jest jakieś takie ... letnie ... jednak może to zapowiedź długiego, szczęśliwego, spokojnego życia Deidre i Daniela
Cytat:
Jeśli jednak miałbym wybierać to od spędu lepszy jest przepęd.
• A jest w tym jakaś różnica? - spytał z wyraźnym zainteresowaniem Daniel.
• Owszem. Najogólniej mówiąc spęd jest wtedy gdy pędzisz bydło z jednego pastwiska na drugie, a przepęd wtedy, gdy chcesz sprzedać stado i musisz je pędzić na przykład na targ w Abilene.

A to ciekawostka "z epoki". Bardzo interesująca
Cytat:
Wtedy jeszcze byli tu Indianie Washoe i nie było rezerwatów. Ziemi było pod dostatkiem dla wszystkich. Dla białych i dla Indian. Żyliśmy ze sobą we względnej zgodzie. Dopiero w tysiąc osiemset pięćdziesiątym zaczęły powstawać pierwsze rezerwaty**). Wkrótce i stąd pod przymusem zaczęto wysiedlać tubylczą ludność. Dla wielu z nas było to niezwykle przykre doświadczenie, bo mieliśmy wśród Indian przyjaciół. Gdy zmuszono ich do odejścia, ziemie będące własnością ich praojców, przeszły w ręce białych. W nasze również. Jeśli chcesz zapytać, czy mamy z tego powodu wyrzuty sumienia, to nie, nie mamy. Taka wówczas była polityka, zresztą nadal taka jest. Jak nie my, to ktoś inny wziąłby tę ziemię. Choć ja uważam, że tej ziemi starczyłoby dla wszystkich. To nienasycona chciwość białych sprowadziła na Indian prawdziwą tragedię.

Tak, z Indianami paskudnie postępowano
Kolejna część opowiadania. Bardzo ciekawa, choć spokojna. Rozmowa dwóch przyjaciół sporo wnosi, dowiaduję się o ich uczuciach, emocjach, może tęsknotach. No i ciekawostki "z epoki" - te o spędach i przepędach oraz Indianach. To niechlubna karta w dziejach Dzikiego Zachodu ... i nie tylko tamtych stron. Nie dowiedziałam się jednak, co zrobił Daniel, żeby Langfordowie nie dostali Kathy? Na czym polegał ten szczęśliwy zbieg okoliczności? Czy odbędzie się rozprawa sądowa? Czy pojawi się demoniczna Della? Co z Joe? Czy przejdzie mu uczucie do Melindy? O ile to jest uczucie, a nie urażona duma. Niecierpliwie czekam na odpowiedzi na te pytania, czyli kontynuację


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Nie 19:56, 01 Gru 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:02, 01 Gru 2019    Temat postu:

Dziękuję za komentarz. Bardzo mi miło Very Happy

W Twoim komentarzu pojawiło się kilka pytań, z których bardzo się cieszę. Very Happy Very Happy Very Happy W najbliższym czasie postaram się szerzej na nie odpowiedzieć. Na razie powiem, że:

1) w najbliższym odcinku Daniel opowie ze szczegółami, jak to się stało, że Kathy została oficjalnie przekazana pod opiekę Adama i Melindy,
2) o Delli jeszcze usłyszymy,
3) Joe będzie miał co nieco do przemyślenia, szczególnie w kontekście tego, że zostanie stryjem,
4) Adam, mimo, że wypiera się miłości do Ruth, jak żaba błota, to jednak w głębi serca ją kocha.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:55, 08 Gru 2019    Temat postu:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:55, 08 Gru 2019    Temat postu:

Odcinek jest w pisaniu... w połowie pisania. Zwłoka nastąpiła w wyniku zwierzeń Chub'a Smile

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 21:55, 08 Gru 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:10, 09 Gru 2019    Temat postu:

Uff! Very Happy Pierwsza część rozdziału 2 skończona. Jest zupełnie przegadana Very Happy A oto i ona.


Rozdział 2


• Co za wspaniała uczta – zamruczał z rozmarzeniem Daniel – a do tego ten przepyszny deser. Wasz kucharz jest geniuszem.
• To prawda – odparł nie bez dumy Hoss. - Jest z nami od kilku lat i to on pokazał nam czym jest prawdziwe jedzenie.
• W takim razie musicie, go dobrze pilnować, bo ktoś może go wam porwać. Na przykład do San Francisco – Daniel mrugnął okiem, a wszyscy się roześmiali.
• Nawet o tym nie myśl – rzekł Adam. - Hop Sing jest jak rodzina.
• To prawda – przyznał Ben. - Hop Sing jest z nami bardzo zżyty i tak jak my kocha Ponderosę.
• I do tego świetnie prowadzi waszą kuchnię. Jesteście szczęściarzami. – Stwierdził Daniel i dodał: - Moja narzeczona jest Hop Singiem zachwycona. Prawda, kochanie?
• Tak – przytaknęła Deidre. - To bardzo miły człowiek. A jak wspaniale opowiada o gotowaniu. W jego wykonaniu to prawie magia. Dał mi kilka przepisów na desery i ciasteczka. Na pewno je wypróbuję.
• Kuchnia to prawdziwa pasja Hop Singa – powiedziała Melinda.
• Nie przesadzasz? - spytała rudowłosa panna, będąca młodszą siostrą Deidre Talbot, narzeczonej Daniela. - Pasją może być sztuka, malarstwo, muzyka, ale nie coś tak przyziemnego jak gotowanie.
• Melody, to było nie na miejscu – Deidre spojrzała na siostrę wzrokiem nie wróżącym nic dobrego.
• A, cóż takiego znowu powiedziałam? - dziewczyna ciężko westchnęła. - Jedzenie, to tylko jedzenie.
• Lepiej już się nie odzywaj.
• Melody, myślę, że się mylisz - rzekł uśmiechając się Adam. - Pasja to inaczej wielkie zamiłowanie do czegoś. To „coś” może dotyczyć wszystkiego. Pasją może być oczywiście muzyka, taniec czy literatura, ale także konie, budowa domów, uprawa ziemi, szycie ubrań, czy wreszcie gotowanie. Wszystko zależy od tego ile serca wkładasz w to co robisz, czy lubisz to robić i czy daje ci to więcej niż przyjemność.
• To znaczy? - spytała Melody.
• Pozwól Adamie, że ja to wyjaśnię – rzekła Melinda, kładąc dłoń na ramieniu męża. - Widzisz moja droga, pasję można porównać do miłości. Nie wiesz dlaczego, ale zakochujesz się i gdy druga osoba odwzajemnia twoje uczucie jesteś w siódmym niebie. Już nie możesz bez niej żyć. Podobnie jest z pasją. Ona jest rodzajem miłości, czymś, co potwierdza twoją wartość, co daje ci pewność, że są rzeczy, które robisz najlepiej i do których masz niewątpliwy talent.
• No dobrze, ale gotowanie?
• Gotowanie jest sztuką. Pomyśl, co sprawia ci większą przyjemność - owsianka na wodzie, czy szarlotka, taka z bitą śmietaną?
• Dobra owsianka nie jest zła – wtrącił z powagą Hoss.
• Masz rację, ale owsiankę potrafi ugotować prawie każdy, a szarlotki, która rozpływa się w ustach już nie każdy potrafi upiec. Do tego właśnie potrzebny jest talent, ale też zamiłowanie do tego, co robisz. A Hop Sing to ma. I to jest właśnie pasja.
• Jakoś to mnie nie przekonuje – rzekła Melody.
• A ja w pełni zgadzam się z moją żoną – rzekł z dumą Adam. - Doskonale to ujęłaś, kochanie. Muszę wam powiedzieć, że kilka razy przyłapałem Melindę i Hop Singa na kulinarnym „spiskowaniu”. Wyglądali wtedy tak, jakby zapomnieli o bożym świecie. Zawsze potem było coś fantastycznego do zjedzenia. Zresztą potrawka, którą jedliśmy to właśnie efekt takiego „spisku”. I o to w tym chodzi, Melody. To, co wydaje ci się przyziemne może być pasją, jeśli tylko cała w to się zaangażujesz.
• Świetnie powiedziane, Adamie. - Daniel z aprobatą kiwnął głową, po czym z życzliwością dodał: - widzę Melindo, że oprócz talentu pisarskiego masz także zadatki na prawdziwego szefa kuchni.
• Nie przesadzaj – odparła skromnie Melinda. - Tak naprawdę to każda kobieta potrafi dobrze gotować. Wystarczy, że włoży w to trochę serca.
• Z wyjątkiem Melody, ponieważ moja przyszła szwagierka kuchnię omija szerokim łukiem – Daniel zaśmiał się, a Melody fuknęła na niego do głębi oburzona.
• Jestem przekonana, że gdy przyjdzie czas, panna Talbot ze wszystkim świetnie da sobie radę – tu Melinda uśmiechnęła się do Melody, która z powątpiewaniem pokręciła głową.
• To miłe, co powiedziałaś Melindo – rzekła Deidre. - Szkoda tylko, że moja siostra nie jest w stanie docenić twoich słów.
• Nie rozumiem, co może być takiego fascynującego w gotowaniu – westchnęła Melody i wydęła lekko usta.
• Zrozumiesz to, jak poznasz jakiegoś miłego chłopca – rzekła Deidre.
• Tak, tak. Przez żołądek do serca mężczyzny – Melody wzruszyła ramionami. - Mama to wciąż powtarza i zobacz, jak wygląda nasz ojciec.
• Melody, jak możesz?! - Deidre spojrzała oburzona na siostrę.
• Zdaje się, że czeka mnie ciekawa perspektywa – Daniel zaśmiał się. - Melody, nie pozostawiła mi żadnych złudzeń. Deidre potrafi doskonale gotować, wniosek więc nasuwa się sam. Będę gruby.
• Chyba tak źle nie będzie – zauważył z rozbawieniem Adam.
• Podobno mężczyźni po ślubie przybierają na wadze.
• Ja tego nie zauważyłem, a lubię dobrze zjeść.
• Na razie karmi cię przede wszystkim Hop Sing. – Hoss uśmiechnął się i klepnąwszy się po brzuchu dodał: - zobaczymy, czy nie przytyjesz, gdy Melinda obejmie rządy w waszej kuchni. Ja, odkąd z Clarissą jesteśmy na swoim trochę funtów złapałem.
• Daj spokój – powiedziała Clarissa – jesteś w sam raz i mnie się taki podobasz.
Hoss uszczęśliwiony słowami żony objął ją ramieniem i przytulił do siebie. Odkąd się ożenił nie wstydził się publicznie okazywać czułości. Żonę kochał ponad życie, a pewna wiadomość, którą wyszeptała mu do ucha wczesnym rankiem, gdy jeszcze byli w łóżku, spowodowała, że – o ile to możliwe – kochał ją jeszcze bardziej.
• No, widzisz Deidre, wszyscy mówią, że mężczyźni po ślubie tyją – rzekła Melody.
• Jak zwykle przesadzasz, moja droga.
• Nie sądzę. – Odparła i rzuciwszy powłóczyste spojrzenie na milczącego Josepha siedzącego naprzeciw niej spytała: - a ty Joe, co sądzisz na ten temat?
• Ja? Cóż… - Mały Joe zrobił zakłopotaną minę – jak was tak słucham, to myślę, że nigdy się nie ożenię.
• Nie przesadzaj synu. To przecież tylko takie żarty – rzekł Ben – ale dość na tym. Myślę, że teraz jest dobry moment, aby zmienić temat naszej rozmowy. Moi drodzy, pozwólcie, że jako głowa rodziny jeszcze raz podziękuję wspaniałemu prawnikowi, jakim jest Daniel Taylor za wszystko, co zrobił dla naszego słoneczka, naszej Kathy.
Słowa Bena poparte zostały aprobatą wyrażoną przez zgromadzonych przy stole.
• Panie Cartwright, to naprawdę nic takiego. Jestem przecież adwokatem i to był mój święty obowiązek. Gdy wreszcie poznałem małą Kathy, zrozumiałem determinację Adama. To takie słodkie maleństwo.
• Słodkie, ale z charakterkiem – zauważył Adam, a siedzące na jego kolanach dziecko zapiszczało z radości, tak jakby wiedziało, że o nim jest mowa.
• A teraz może nasz miły gość – tu Ben skinął głową w kierunku Daniela – opowie nam ze szczegółami, jak rozprawił się z Ewansem i Langfordem. Nie mieliśmy jeszcze do tej pory możliwości poznania wszystkich szczegółów sprawy. Melindo, czy byłabyś tak miła i zarządziła podanie kawy i ciasteczek. My tymczasem zajmiemy wygodniejsze miejsca. Paniom proponuję po kieliszku nalewki, panom brandy.
• Z wyjątkiem Melindy, tato – zastrzegł Adam.
• Przecież pamiętam, synu. Melindo, mogę cię prosić.
• Oczywiście, ojcze zaraz wydam dyspozycje – odparła wstając od stołu Melinda.
• To może ja to zrobię – zaofiarował się Joe. - I tak powinienem już wyjść. Mam, coś pilnego do załatwienia w mieście.
• Mogłabym z tobą się zabrać? - spytała Melody.
• Wybacz, ale nie tym razem – rzekł wymijająco Joe podczas gdy dziewczyna z trudem próbowała ukryć rozczarowanie.
• Jedziesz do Braunów? - spytał Ben.
• Tak.
• No, dobrze, tylko nie wracaj późno.
• Jasne, tato. Będę przed północą – zapewnił Joe.
• Lub trochę po północy. Najpewniej nad ranem – wtrącił z niewinnym wyrazem twarzy Adam, co wywołało rozbawienie całego towarzystwa.
• Joe, mam do ciebie prośbę – powiedziała Melinda.
• Słucham.
• Skoro będziesz u Braunów, to czy mógłbyś przywieźć mi trochę słodkich fasolek. Wiesz, to takie cukierki. Z wierzchu mają chrupiącą skorupkę, a w środku melasę.
• Zaraz, zaraz – Adam wydawał się zdziwiony – przecież wczoraj kupiłem ci cały duży rożek cukierków. Wszystko już zjadłaś?
W odpowiedzi Melinda, robiąc zabawną minę, rozłożyła dłonie.
• Oczywiście kupię ci i to tyle ile chcesz – zapewnił Joe, a zwracając się do Adama spytał: - chyba nie żałujesz własnej żonie cukierków?
Adam nie zdążył nic odpowiedzieć na tak postawione pytanie, gdyż Melinda rzekła:
• Dziękuję ci, Joe. Wystarczy jeden, pełny rożek.
• To kup od razu dwa, a jeszcze lepiej cztery – wtrąciła z tajemniczym uśmiechem Clarissa.
• Czy chcesz powiedzieć, że ty też lubisz fasolki? - spytał zaintrygowany Joe.
• Owszem, przecież bym cię o nie nie prosiła.
• Dobrze. Mogę wam przywieźć nawet cały worek. – Joe wzruszył ramionami i ruszył do kuchni.
• Zaczekaj synu – powiedział tymczasem Ben. - Zdaje się, że Hoss i Clarissa chcą nam coś powiedzieć. Prawda?
• Masz rację, tato – odparł Hoss, który podszedł do żony i ujął ją za rękę. Wzruszonym wzrokiem powiódł po zgromadzonych i rzekł: - Clarissa i ja będziemy mieli dziecko.
Po tym oświadczeniu salon w Ponderosie wypełnił się radosnymi życzeniami skierowanymi do przyszłych rodziców. Na szczęście Hoss i Clarissa nie zamierzali salwować się ucieczką przed rozradowaną rodziną, tak, jak to uczynili Adam i Melinda. Ben zaś w tym właśnie momencie poczuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Dwoje wnucząt, niemal w jednym czasie. Czyż może być coś wspanialszego?

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 0:00, 10 Gru 2019    Temat postu:

Super! Very Happy Jutro wstawię komentarz.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 10:56, 10 Gru 2019    Temat postu:

Cytat:
• Co za wspaniała uczta – zamruczał z rozmarzeniem Daniel – a do tego ten przepyszny deser. Wasz kucharz jest geniuszem.
• To prawda – odparł nie bez dumy Hoss. - Jest z nami od kilku lat i to on pokazał nam czym jest prawdziwe jedzenie.

O! Tak! Hop Sing wspaniale gotuje[link widoczny dla zalogowanych]
Cytat:
• Kuchnia to prawdziwa pasja Hop Singa – powiedziała Melinda.
• Nie przesadzasz? - spytała rudowłosa panna, będąca młodszą siostrą Deidre Talbot, narzeczonej Daniela. - Pasją może być sztuka, malarstwo, muzyka, ale nie coś tak przyziemnego jak gotowanie.

Niekoniecznie ... gotowanie również może być pasją
Cytat:
- Widzisz moja droga, pasję można porównać do miłości. Nie wiesz dlaczego, ale zakochujesz się i gdy druga osoba odwzajemnia twoje uczucie jesteś w siódmym niebie. Już nie możesz bez niej żyć. Podobnie jest z pasją. Ona jest rodzajem miłości, czymś, co potwierdza twoją wartość, co daje ci pewność, że są rzeczy, które robisz najlepiej i do których masz niewątpliwy talent.
• No dobrze, ale gotowanie?
• Gotowanie jest sztuką.

Oczywiście, gotowanie jest sztuką
Cytat:
• Z wyjątkiem Melody, ponieważ moja przyszła szwagierka kuchnię omija szerokim łukiem – Daniel zaśmiał się, a Melody fuknęła na niego do głębi oburzona.
• Jestem przekonana, że gdy przyjdzie czas, panna Talbot ze wszystkim świetnie da sobie radę – tu Melinda uśmiechnęła się do Melody, która z powątpiewaniem pokręciła głową.
• To miłe, co powiedziałaś Melindo – rzekła Deidre. - Szkoda tylko, że moja siostra nie jest w stanie docenić twoich słów.
• Nie rozumiem, co może być takiego fascynującego w gotowaniu – westchnęła Melody i wydęła lekko usta.
• Zrozumiesz to, jak poznasz jakiegoś miłego chłopca – rzekła Deidre.
• Tak, tak. Przez żołądek do serca mężczyzny – Melody wzruszyła ramionami. - Mama to wciąż powtarza i zobacz, jak wygląda nasz ojciec.

Cóż, dobra kuchnia ma też swoje minusy ... chociaż przy dobrej woli wystarczy trochę sportu uprawiać i sadełko zniknie
Cytat:
• A teraz może nasz miły gość – tu Ben skinął głową w kierunku Daniela – opowie nam ze szczegółami, jak rozprawił się z Ewansem i Langfordem. Nie mieliśmy jeszcze do tej pory możliwości poznania wszystkich szczegółów sprawy. Melindo, czy byłabyś tak miła i zarządziła podanie kawy i ciasteczek. My tymczasem zajmiemy wygodniejsze miejsca. Paniom proponuję po kieliszku nalewki, panom brandy.

To bardzo ciekawe ... niech opowiada
Cytat:
• Oczywiście, ojcze zaraz wydam dyspozycje – odparła wstając od stołu Melinda.
• To może ja to zrobię – zaofiarował się Joe. - I tak powinienem już wyjść. Mam, coś pilnego do załatwienia w mieście.
• Mogłabym z tobą się zabrać? - spytała Melody.
• Wybacz, ale nie tym razem – rzekł wymijająco Joe podczas gdy dziewczyna z trudem próbowała ukryć rozczarowanie.
• Jedziesz do Braunów? - spytał Ben.

Czyżby kolejna wielbicielka Pasikonika?Zdaje się, że Joe wyjątkowo nie jest zainteresowany
Cytat:
• No, dobrze, tylko nie wracaj późno.
• Jasne, tato. Będę przed północą – zapewnił Joe.
• Lub trochę po północy. Najpewniej nad ranem – wtrącił z niewinnym wyrazem twarzy Adam, co wywołało rozbawienie całego towarzystwa.

No, no ...
Cytat:
• Skoro będziesz u Braunów, to czy mógłbyś przywieźć mi trochę słodkich fasolek. Wiesz, to takie cukierki. Z wierzchu mają chrupiącą skorupkę, a w środku melasę.
• Zaraz, zaraz – Adam wydawał się zdziwiony – przecież wczoraj kupiłem ci cały duży rożek cukierków. Wszystko już zjadłaś?
W odpowiedzi Melinda, robiąc zabawną minę, rozłożyła dłonie.
• Oczywiście kupię ci i to tyle ile chcesz – zapewnił Joe, a zwracając się do Adama spytał: - chyba nie żałujesz własnej żonie cukierków?

Ciekawe, czy żałuje? A może jest niezadowolony, że prośbę Melindy ma spełnić Joe?
Cytat:
• To kup od razu dwa, a jeszcze lepiej cztery – wtrąciła z tajemniczym uśmiechem Clarissa.
• Czy chcesz powiedzieć, że ty też lubisz fasolki? - spytał zaintrygowany Joe.
• Owszem, przecież bym cię o nie nie prosiła.

A to już dwuznacznie zabrzmiało ... czyżby Clarissa i Hoss coś ukrywali?
Cytat:
• Zaczekaj synu – powiedział tymczasem Ben. - Zdaje się, że Hoss i Clarissa chcą nam coś powiedzieć. Prawda?
• Masz rację, tato – odparł Hoss, który podszedł do żony i ujął ją za rękę. Wzruszonym wzrokiem powiódł po zgromadzonych i rzekł: - Clarissa i ja będziemy mieli dziecko.
Po tym oświadczeniu salon w Ponderosie wypełnił się radosnymi życzeniami skierowanymi do przyszłych rodziców. Na szczęście Hoss i Clarissa nie zamierzali salwować się ucieczką przed rozradowaną rodziną, tak, jak to uczynili Adam i Melinda. Ben zaś w tym właśnie momencie poczuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Dwoje wnucząt, niemal w jednym czasie. Czyż może być coś wspanialszego?

Wspaniała nowina! Chyba nie ma nic wspanialszego
Kolejny smakowity fragment opowiadania. Wprawdzie nie dowiedziałam się, co zaszło w San Francisco z Langfordami i Evansem, ale okazało się, że Clarissa i Hoss spodziewają się potomka. Ben jest bardzo szczęśliwy. Dwóch żonatych synów, oczekiwanie na dwoje wnucząt ... to wielkie szczęście ... żeby jeszcze Beniaminek się ustatkował, to byłoby jeszcze wspanialej ... choć ... w życiu zawsze coś musi "uwierać". Może to Joe jest taką drzazgą? Choć nigdy nie wiadomo ... może i Pasikonika ktoś usidli? A jeszcze w tle pozostała wredna Delia. Pewnie knuje i snuje intrygi różne. Ciekawe. Niecierpliwie czekam na dalszy ciąg.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:28, 10 Gru 2019    Temat postu:

Dziękuję bardzo za komentarz Very Happy W drugiej części rozdziału Danny wyjaśni, jak Adam i Melinda stali się prawnymi opiekunami Kathy. Smile Joe faktycznie zyskał nową wielbicielkę, ale jego uczucia ulokowały się gdzie indziej. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:46, 13 Gru 2019    Temat postu:

Części II rozdziału 2


***

W niespełna kwadrans później, gdy opadły emocje związane z miłą niespodzianką, jaką wszystkim zrobili Hoss i Clarissa, Daniel poproszony przez Bena, sącząc wyśmienitą brandy zaczął swoją opowieść.
• Teraz, gdy Kathy jest wasza muszę się przyznać, że miewałem chwile zwątpienia. Evans i Langford byli naprawdę trudnymi przeciwnikami. Determinacja z jaką walczyli o dziecko mogłaby każdego sędziego wprowadzić w błąd. Nie mówiłem ci tego, Adamie, ale obawiałem się, że sąd apelacyjny podtrzyma wyrok sędziego Ogdena.
• Doprawdy? - Adam zrobił zdziwioną minę. - Przecież twierdziłeś, że mamy wystarczająco dużo dowodów, żeby sąd nie miał wątpliwości, kto powinien być opiekunem Kathy.
• I nadal tak twierdzę, jednak sytuacja zaczęła się komplikować. Gdy kilka razy przesunięto termin rozprawy, zacząłem się zastanawiać, o co tak naprawdę chodzi Evansowi, bo przecież nie o dziecko. Evans nie jest typem altruisty, czy samarytanina. To człowiek wyzuty z jakichkolwiek uczuć. Choć, nie, mylę się. Potrafi kochać, ale tylko siebie. To egoista w czystej postaci. Wiem, co mówię, bo przez jakiś czas nasze rodziny obracały się w tym samym kręgu towarzyskim. Już jako dziecko był niezbyt miły i jak to jedynak, rozpieszczony do granic możliwości.
• Wybacz, mój drogi – wtrąciła Deidre – ale ty przecież jesteś jedynakiem i jakoś nie zauważyłam, żebyś był egoistą.
• Dziękuje ci, kochana. Jeśli tak jest, to tylko i wyłącznie zasługa moich mądrych rodziców. Ale wracając do tematu, to ciągłe przekładanie sprawy naprawdę zaczęło mnie niepokoić. Evans wiedział o moim ślubie z Deidre. Zacząłem więc podejrzewać, że chce, aby sprawa odbyła się we wrześniu pod moją nieobecność. Na decyzję dotyczącą wyznaczenia terminu rozprawy nie miałbym wpływu, mogłem natomiast zapewnić ci, Adamie najlepszego adwokata, mojego przyjaciela i współpracownika. Wtajemniczyłem go we wszystkie szczegóły sprawy, a on zapewnił, że jeśli będzie taka potrzeba to mnie zastąpi. Trzeba tylko było formalnie zgłosić go jako twojego drugiego adwokata. Miałem do ciebie w tej kwestii zatelegrafować, gdy nagle sytuacja uległa diametralnej zmianie. Otóż spotkałem życzliwego mi urzędnika sądu apelacyjnego.
• Życzliwego? - spytał z nutką sarkazmu Adam.
• Nie jest donosicielem, jeśli o tym pomyślałeś. To uczciwy człowiek. Kiedyś pomogłem mu w pewnej trudnej sprawie, dlatego jest mi, jak powiedziałem życzliwy. Akurat spotkaliśmy się na ulicy. Zaczęliśmy rozmawiać i tak od słowa do słowa zeszliśmy na tematy zawodowe. Okazało się, że przez jego ręce przechodziły wszystkie wnioski Whiteblacka, prawnika Evansa, o zmianę terminu rozprawy odwoławczej. Wszystkie z wyjątkiem jednego, ostatniego, były zaopiniowane pozytywnie.
• Rozumiem, że sędzia był mu przychylny – wtrącił Ben.
• Owszem.
• Ale ostatni wniosek odrzucił. Ciekawe z jakie przyczyny? - dociekał Ben.
• Okazało się, że Evans zrezygnował z adopcji Kathy.
• Co takiego? - Adam zaskoczony gwałtownie poruszył się w fotelu. - To dlaczego od razu nas nie poinformowałeś? Nie wezwałeś do San Francisco?
• Przyznam się, że chciałem, żebyście mieli niespodziankę. Wasz przyjazd nie był konieczny. Zostawiłeś mi przecież plenipotencję, chyba pamiętasz, Adamie? A poza tym i tak nie zdążyłbyś przyjechać na sprawę, bo nagle wszystko nabrało ogromnego tempa. Sędzia wręcz ekspresowo zapragnął wydać ostateczny wyrok i mieć sprawę z głowy. Wezwał mnie do siebie i spytał o trzy rzeczy: czy jestem pewny waszych, co do dziecka intencji, czy ty, Adamie jesteś w San Francisco, a jeśli nie czy ja mam twoje pełnomocnictwo. Jak możesz się domyślić moje odpowiedzi w pełni usatysfakcjonowały sędziego i jeszcze tego samego dnia odbyła się rozprawa. Nie muszę dodawać, że Evans, ani jego adwokat nie byli obecni. Na pewno jesteście zdziwieni dlaczego sędzia tak bardzo się śpieszył? Otóż, okazało się, że chciał mieć pewność, że nikt nie będzie go łączył z Evansem i Langfordem.
• Pojawił się i Langford – zakpił Adam. - Zastanawiałem się kiedy wyciągniesz go, jak królika z kapelusza.
• Zapewniam, cię, że w tej sprawie obaj panowie odegrali niebagatelną rolę – odparł uśmiechnąwszy się tajemniczo Daniel.
• To, co takiego stało się, że Evans nagle wycofał się, a sędzia bez wnikania w szczegóły zapragnął uszczęśliwić nieznaną mu rodzinę Cartwrightów?
• Wielki przekręt diamentowy*). Mówi wam to coś? - spytał Daniel i powiódł wzrokiem po zdziwionych twarzach swoich słuchaczy.
• A nie mówiłam – rzekła Melinda znacząco spojrzawszy na Adama, który zaintrygowany kiwnął tylko głową.
• Zaraz, zaraz – powiedział Ben – jakiś czas temu czytałem o aferze z diamentami, jaka podobno miała miejsce w Kalifornii, ale uznałem to za wymysł dziennikarzy.
• Nie, ojcze – odparła Melinda – to nie był żaden wymysł, ale prawda. Przez tę aferę jeden z reporterów „San Francisco Examiner” stracił życie.
• A ty skąd o tym wiesz? - spytał zdziwiony Ben.
• Oj, tato pytasz, jakbyś nie wiedział. Przecież Melinda pracowała w tej gazecie, której nawiasem mówiąc, właścicielem jest wuj Daniela – rzekł Adam.
• Faktycznie. Myślałem jednak, że zajmowałaś się kącikiem dla pań – Ben z przepraszającym uśmiechem zwrócił się do synowej.
• Nie tylko tym, ojcze – odparła. - To była dość głośna sprawa. Wszyscy wiedzieli nad czym pracował Jack Lord. Miał przygotowany artykuł, poprosił mnie nawet, żebym go przeczytała i sprawdziła, czy przypadkiem nie zrobił jakichś błędów.
• Miał do ciebie zaufanie – Daniel z uznaniem pokiwał głową.
• To takie dziwne? Sprawy zawodowe zawsze oddzielałam od spraw prywatnych. Nie przyszłoby mi do głowy rozgłaszać o czym piszą dziennikarze.
• Wybacz mi, ale są ludzie, którzy mając dostęp do takich informacji, do jakich ty miałaś bez trudu znaleźli by na nie nabywców.
• Ja do nich nigdy nie należałam.
• Wiem o tym i tym bardziej jestem pełen dla ciebie uznania.
• Zawstydzasz mnie, Danielu. A poza tym, co na to powie twoja narzeczona?
• Narzeczona, nie ma nic przeciwko temu – rzekła Deidre i z ogromną szczerością dodała: - Jesteś naprawdę wspaniałą osobą i mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.
• To bardzo miłe. Doprawdy, nie wiem, co mam powiedzieć. Oboje mnie zawstydziliście.
• Pozwólmy ochłonąć mojej żonie – rzekł, rozbawiony, ale i dumny z Melindy, Adam. - Danielu możesz nam wreszcie powiedzieć, jaki związek ma sprawa naszej Kathy z przekrętem diamentowym?
• Trudno tu mówić o związku – Daniel uśmiechnął się – ale o szczęśliwym dla nas zbiegu okoliczności już tak.
• To mów, bo za chwilę wyskoczę ze skóry – przynaglił go Hoss, przysłuchujący się rozmowie z ogromną uwagą.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, ale już w chwilę później w zupełnej ciszy słuchali dalszego ciągu tej niesamowitej historii.
• Zaczęło się od tego, że jakieś trzy miesiące temu w „San Francisco Evening Bulletin” ukazał się sensacyjny artykuł zatytułowany „Wielki Przekręt Diamentowy”.
• To właśnie przedruk tego artykułu czytałem – wtrącił Ben – i uznałem go za bzdurę.
• Tato – syknął Hoss – daj mówić Danielowi.
Ben w geście przeprosin uniósł dłonie do góry. Wiedział, jak bardzo Hoss uwielbiał takie historie i jak doskonałym był słuchaczem.
• Aby zrozumieć całą tę aferę musimy cofnąć się w czasie. Otóż, pewien młody geolog, Clarence King miał na zlecenie Union Pacific Railroad przeprowadzić badania geologiczne, które pozwoliłyby ustalić czy w ziemi przeznaczonej pod budowę kolei znajdują się jakieś złoża minerałów i określić zasoby wody. Pan King wraz z zespołem pracował przez blisko pięć lat. Po tym czasie przedstawił swemu pracodawcy sprawozdanie, z którego wynikało, że na terenach, którymi zainteresowana była kolej nie ma żadnych złóż minerałów. Tymczasem okazało, że dwóch mężczyzn, niejaki Philip Arnold i John Slack, właśnie tam znaleźli diamenty. W banku Williama Ralstona, w San Francisco zdeponowali kilkaset drogocennych kamieni. Oczywiście wiadomość ta rozeszła się lotem błyskawicy. Panowie, aby przekonać niedowiarków o prawdziwości swojego rzekomego odkrycia zorganizowali kilkudniową ekspedycję. Przy czym w tej nazwijmy to „wycieczce” mogły wziąć udział tylko te osoby, które wpłaciły odpowiedniej wysokości zaliczkę. Panowie Arnold i Slack za dwadzieścia tysięcy dolarów kupili kamienie szlachetne i umieścili je na polu w Wyoming. Jak pewnie się domyślacie ekspedycja zakończyła się sukcesem. I tu na scenie pojawia się Floyd Evans, który jako jedyny z uczestników tej wyprawy zorientował się, że coś jest nie tak. Diamenty bowiem znajdowały się w dołkach rozmieszczonych w równych odstępach. Mało tego, niektóre z kamieni miały ślady obróbki jubilerskiej. Evans zamiast zdemaskować oszustów uznał, że na tym przekręcie można świetnie zarobić. Jakich użył argumentów wobec Arnolda i Slacka nie wiadomo. Faktem jest, że przyjęli go do spółki. Potrzebny był im ktoś wiarygodny, ktoś kto przekonałby wahających się do zainwestowania w ten, jak sami określili, interes życia. Evans nadawał się do tego znakomicie.
• A, jaka w tym wszystkim była rola Langforda? - spytał Adam, gdy Taylor na chwilę przerwał, aby zwilżyć usta brandy.
• Znacząca. Langford, mimo przejściowych kłopotów finansowych, miał sporo znajomości wśród establishmentu San Francisco. Pamiętajcie, państwo, że ten człowiek aspirował do stanowiska senatora.
• Zaraz, zaraz – Adam pokiwał głową – teraz wszystko rozumiem.
• A, co jeśli można wiedzieć? - spytał Hoss utkwiwszy w bracie przenikliwy wzrok.
• Rozumiem, dlaczego panna Claire Langford tak nagle zerwała zaręczyny z naszym kuzynem i oddała swoją rękę Evansowi. To wtedy Evans musiał przedstawić swoją propozycję Langfordowi. Muszę przyznać, że to było niezłe posunięcie. Wszystko pozostawało w rodzinie.
• Nie wierzę, że Richard zdecydował się na coś takiego – rzekł wstrząśnięty Ben.
• Ale to prawda panie Cartwright – odparł Daniel.
• Richard jakiego znałem, lubił pieniądze, ale oszustwo? To nie w jego stylu.
• Tato, Langford miał długi. Już nie pamiętasz, po co przyjechał do Ponderosy? - spytał Adam.
• Chciałbym nie pamiętać – westchnął Ben.
• Niestety tato, takich rzeczy się nie zapomina – stwierdził Adam. - Danielu, czy wiadomo, co Langford ma na sumieniu?
• Dwudziestu pięciu, najbardziej prominentnych obywateli San Francisco, którzy uwierzyli mu bez zastrzeżeń. Do tego jeszcze barona Ferdinanda Rothschilda z Londynu oraz Charles’a Tiffany’ego z Nowego Jorku. Wszyscy ci panowie utworzyli korporację o nazwie „The San Francisco and New York Mining and Commercial Company” i każdy z nich wniósł udział w wysokości osiemdziesięciu tysięcy dolarów.
• Wszystko ładnie, pięknie, ale nie rozumiem, jak ludzie, którzy zjedli zęby na interesach dali się tak omotać – Hoss z niedowierzaniem potrząsnął głową. - Chyba mieli, jakichś prawników?
• Mieli – przyznał Daniel – i to nie byle jakich. Jednym z nich był najznamienitszy prawnik na Wschodnim Wybrzeżu, Samuel Barlow.
• I naprawdę nic nie wzbudziło ich niepokoju? - spytał z niedowierzaniem Hoss.
• Cóż mam ci odpowiedzieć? Chciwość zaślepia. Niektórzy nie potrafią docenić tego, co mają.
• Zgadzam się z Danielem – rzekł Adam. - Mają dużo, a chcą jeszcze więcej. Takich łatwo naciągnąć.
• I tak właśnie było – przytaknął Taylor. - Poza tym, pomyśl Hoss, czy miałbyś wątpliwości, gdyby któryś z twoich wypróbowanych partnerów w interesach ręczył za sukces przedsięwzięcia własnym honorem?
• Uwierzyłbym – odparł szczerze Hoss.
• Oni też uwierzyli. Małego tego, do korporacji przystąpił kongresmen Benjamin Butler, który za korzystnie sprzedane mu akcje, obiecał przyjęcie ustawy na mocy której dopiero co utworzona spółka mogłaby zakupić niemal za bezcen państwową ziemię, na której doszło do odkrycia diamentów. Tę ziemię wyceniono na cztery miliony dolarów. Arnold, Slack, Evans i Langford inwestując w ten przekręt trzydzieści pięć tysięcy zyskali w krótkim czasie sześćset tysięcy dolarów.
• Niezła kwota – Adam gwizdnął cicho. - Dlaczego im się nie udało?
• Tu musimy wrócić do naszego młodego geologa, który dowiedział się o bogatych złożach znajdujących się na terenach, które przecież dokładnie zbadał. Pan King, człowiek bardzo ambitny, nie był w stanie zrozumieć, jak mógł przeoczyć takie złoża. Podejrzewał nawet swoich współpracowników o zmowę. W każdym razie postanowił przyjrzeć się miejscu znaleziska. Szybko zorientował się, że to miejsce zostało specjalnie przygotowane.
• Chodzi, o te dołki, o których wspominałeś?
• Tak, Adamie. King, sobie wiadomym sposobem dotarł do zdeponowanych w banku Ralstona**) diamentów i podobnie, jak Evans odkrył, że niektóre z nich były poddane obróbce szlifierskiej. W tym momencie zdał sobie sprawę, że właściciel banku padł ofiarą oszustwa. Oczywiście nie tylko on, bo również niemal wszyscy udziałowcy zawiązanej spółki. Sprawa stała się bardzo głośna i wszczęto dochodzenie. Evans i Langford, gdy tylko poczuli, że ziemia pali im się pod stopami próbowali jeszcze, jak najwięcej pieniędzy wyszarpnąć dla siebie. Potem zniknęli z San Francisco. Najpierw wyjechał Evans, a w jakiś czas po nim, gdy ostatecznie potwierdzono, że nie było żadnych złóż diamentów, uciekł Langford. To dlatego ich sprawy załatwiał Claude Whiteblack. W sytuacji, jakiej się znaleźli, sprawa Kathy zupełnie ich nie interesowała. Langford nie mógł już ubiegać się o stołek senatora, a tym samym nie musiał dbać o swoją nieposzlakowaną opinię. Jeśli chcecie zapytać, czy jego córka interesowała się losem dziecka zmarłej kuzynki, to odpowiem, że nie. Zbyt dobrze bawiła się w Anglii, dokąd podobno udali się obaj panowie. Przynajmniej tak twierdzą zatrzymani Arnold i Slack.
• To znaczy, że wielkiemu przekrętowi diamentowemu zawdzięczamy nasz mały skarb – rzekła Melinda spoglądając z czułością na Kathy bawiącą się beztrosko na kocyku rozłożonym przed kominkiem.





_________________________________________________________
*) Wielki Przekręt Diamentowy, o którym mówił Daniel Taylor, był największą aferą finansową w XIX-wiecznej Ameryce. Dla potrzeb opowiadania skandal ten przesunęłam w czasie. W rzeczywistości wybuchł on w 1872 r. Natomiast akcja opowiadania toczy się w roku 1868.

**) William Chapman Ralston, właściciel banku, o którym mowa w opowiadaniu dzięki bogactwom pochodzącym z Comstock Lode w Nevadzie stał się jednym z najbogatszych i najpotężniejszych ludzi w Kalifornii. Założył Bank of California i był znany z tego, że nie było dla niego nic niemożliwego. Jego bank w 1875 r. w wyniku kilku poważnych niepowadzeń finansowych w tym również afery diamentowej zbankrutował, a on sam dzień po ogłoszeniu upadku banku został znaleziony martwy w Zatoce San Francisco. Prawdopodobną przyczyną jego śmierci był udar, ale mówiono także o samobójstwie.


Słowem wyjaśnienia: Wielki Przekręt Diamentowy był faktycznie nieprawdopodobną historią. Aż trudno sobie wyobrazić, że ludzie bogaci i ustosunkowani, finansiści, ekonomiści, uznani prawnicy, a nawet politycy dali się podejść dwóm drobnym, cwanym oszustom. Wspomniany geolog Clarence King, gdy tylko zorientował się, że doszło do szwindlu, wykazał się ogromną odwagą żądając od banków zaprzestania sprzedaży bezwartościowych akcji, grożąc jednocześnie wyjawieniem tajemnicy prasie. Mimo, że wystąpił przeciw najpotężniejszym osobistościom ówczesnej Kalifornii, to w efekcie jego działań prawda wyszła na jaw, a utworzona korporacja upadła. Kongresmen Benjamin Butler, z którym wiąże się wątek korupcyjny był wpływowym członkiem Senatu i miał duży wpływ na kształtowanie polityki wydobywczej w USA. Afera diamentowa nie przeszkodziła mu w dalszej karierze politycznej. W 1884 r. był kandydatem na prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej.
Nie muszę dodawać, że w tej historii, jedynie Evans, Langford, jego córka i prawnik są osobami fikcyjnymi. Mruga


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 22:06, 13 Gru 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 23:00, 13 Gru 2019    Temat postu:

Super! Kolejny rozdział!
Cytat:
Gdy kilka razy przesunięto termin rozprawy, zacząłem się zastanawiać, o co tak naprawdę chodzi Evansowi, bo przecież nie o dziecko. Evans nie jest typem altruisty, czy samarytanina. To człowiek wyzuty z jakichkolwiek uczuć. Choć, nie, mylę się. Potrafi kochać, ale tylko siebie. To egoista w czystej postaci. Wiem, co mówię, bo przez jakiś czas nasze rodziny obracały się w tym samym kręgu towarzyskim. Już jako dziecko był niezbyt miły i jak to jedynak, rozpieszczony do granic możliwości.

Tak, Evans bardzo pasuje do Langfordów
Cytat:
Zaczęliśmy rozmawiać i tak od słowa do słowa zeszliśmy na tematy zawodowe. Okazało się, że przez jego ręce przechodziły wszystkie wnioski Whiteblacka, prawnika Evansa, o zmianę terminu rozprawy odwoławczej. Wszystkie z wyjątkiem jednego, ostatniego, były zaopiniowane pozytywnie.
• Rozumiem, że sędzia był mu przychylny – wtrącił Ben.
• Owszem.
• Ale ostatni wniosek odrzucił. Ciekawe z jakie przyczyny? - dociekał Ben.
• Okazało się, że Evans zrezygnował z adopcji Kathy.

A to ciekawe
Cytat:
Sędzia wręcz ekspresowo zapragnął wydać ostateczny wyrok i mieć sprawę z głowy. Wezwał mnie do siebie i spytał o trzy rzeczy: czy jestem pewny waszych, co do dziecka intencji, czy ty, Adamie jesteś w San Francisco, a jeśli nie czy ja mam twoje pełnomocnictwo. Jak możesz się domyślić moje odpowiedzi w pełni usatysfakcjonowały sędziego i jeszcze tego samego dnia odbyła się rozprawa. Nie muszę dodawać, że Evans, ani jego adwokat nie byli obecni.

A to jeszcze ciekawsze ... dlaczego tak nagle zrezygnowali?
Cytat:
• To, co takiego stało się, że Evans nagle wycofał się, a sędzia bez wnikania w szczegóły zapragnął uszczęśliwić nieznaną mu rodzinę Cartwrightów?
• Wielki przekręt diamentowy*). Mówi wam to coś? - spytał Daniel i powiódł wzrokiem po zdziwionych twarzach swoich słuchaczy.

Trochę się wyjaśnia ... o co chodzi z tymi diamentami?
Cytat:
okazało, że dwóch mężczyzn, niejaki Philip Arnold i John Slack, właśnie tam znaleźli diamenty. W banku Williama Ralstona, w San Francisco zdeponowali kilkaset drogocennych kamieni. Oczywiście wiadomość ta rozeszła się lotem błyskawicy. Panowie, aby przekonać niedowiarków o prawdziwości swojego rzekomego odkrycia zorganizowali kilkudniową ekspedycję. Przy czym w tej nazwijmy to „wycieczce” mogły wziąć udział tylko te osoby, które wpłaciły odpowiedniej wysokości zaliczkę. Panowie Arnold i Slack za dwadzieścia tysięcy dolarów kupili kamienie szlachetne i umieścili je na polu w Wyoming. Jak pewnie się domyślacie ekspedycja zakończyła się sukcesem. I tu na scenie pojawia się Floyd Evans, który jako jedyny z uczestników tej wyprawy zorientował się, że coś jest nie tak. Diamenty bowiem znajdowały się w dołkach rozmieszczonych w równych odstępach. Mało tego, niektóre z kamieni miały ślady obróbki jubilerskiej. Evans zamiast zdemaskować oszustów uznał, że na tym przekręcie można świetnie zarobić.

A to oszuści ... i tak im uwierzono?
Cytat:
• A, jaka w tym wszystkim była rola Langforda? - spytał Adam, gdy Taylor na chwilę przerwał, aby zwilżyć usta brandy.
• Znacząca. Langford, mimo przejściowych kłopotów finansowych, miał sporo znajomości wśród establishmentu San Francisco. Pamiętajcie, państwo, że ten człowiek aspirował do stanowiska senatora.
• Zaraz, zaraz – Adam pokiwał głową – teraz wszystko rozumiem.
• A, co jeśli można wiedzieć? - spytał Hoss utkwiwszy w bracie przenikliwy wzrok.
• Rozumiem, dlaczego panna Claire Langford tak nagle zerwała zaręczyny z naszym kuzynem i oddała swoją rękę Evansowi. To wtedy Evans musiał przedstawić swoją propozycję Langfordowi. Muszę przyznać, że to było niezłe posunięcie. Wszystko pozostawało w rodzinie.

Muszę przyznać, że doskonale się dobrali - zarówno narzeczeni, jak i teściowie z zięciem
Cytat:
- Danielu, czy wiadomo, co Langford ma na sumieniu?
• Dwudziestu pięciu, najbardziej prominentnych obywateli San Francisco, którzy uwierzyli mu bez zastrzeżeń. Do tego jeszcze barona Ferdinanda Rothschilda z Londynu oraz Charles’a Tiffany’ego z Nowego Jorku. Wszyscy ci panowie utworzyli korporację o nazwie „The San Francisco and New York Mining and Commercial Company” i każdy z nich wniósł udział w wysokości osiemdziesięciu tysięcy dolarów.

Niezłe towarzystwo
Cytat:
• I naprawdę nic nie wzbudziło ich niepokoju? - spytał z niedowierzaniem Hoss.
• Cóż mam ci odpowiedzieć? Chciwość zaślepia. Niektórzy nie potrafią docenić tego, co mają.
• Zgadzam się z Danielem – rzekł Adam. - Mają dużo, a chcą jeszcze więcej. Takich łatwo naciągnąć.

O tak! Chciwość zaślepia
Cytat:
Arnold, Slack, Evans i Langford inwestując w ten przekręt trzydzieści pięć tysięcy zyskali w krótkim czasie sześćset tysięcy dolarów.
• Niezła kwota – Adam gwizdnął cicho. - Dlaczego im się nie udało?

Niezła suma. No właśnie! Dlaczego im się nie udało?
Cytat:
• Tu musimy wrócić do naszego młodego geologa, który dowiedział się o bogatych złożach znajdujących się na terenach, które przecież dokładnie zbadał. Pan King, człowiek bardzo ambitny, nie był w stanie zrozumieć, jak mógł przeoczyć takie złoża. Podejrzewał nawet swoich współpracowników o zmowę. W każdym razie postanowił przyjrzeć się miejscu znaleziska. Szybko zorientował się, że to miejsce zostało specjalnie przygotowane.

Kto jak kto, ale geolog z pewnością od razu się zorientował
Cytat:
Sprawa stała się bardzo głośna i wszczęto dochodzenie. Evans i Langford, gdy tylko poczuli, że ziemia pali im się pod stopami próbowali jeszcze, jak najwięcej pieniędzy wyszarpnąć dla siebie. Potem zniknęli z San Francisco. Najpierw wyjechał Evans, a w jakiś czas po nim, gdy ostatecznie potwierdzono, że nie było żadnych złóż diamentów, uciekł Langford.

Uciekli? Jaka szkoda ... powinni zostać ukarani
Cytat:
Langford nie mógł już ubiegać się o stołek senatora, a tym samym nie musiał dbać o swoją nieposzlakowaną opinię. Jeśli chcecie zapytać, czy jego córka interesowała się losem dziecka zmarłej kuzynki, to odpowiem, że nie. Zbyt dobrze bawiła się w Anglii, dokąd podobno udali się obaj panowie. Przynajmniej tak twierdzą zatrzymani Arnold i Slack.
• To znaczy, że wielkiemu przekrętowi diamentowemu zawdzięczamy nasz mały skarb – rzekła Melinda spoglądając z czułością na Kathy bawiącą się beztrosko na kocyku rozłożonym przed kominkiem.

Jednak kilku aferzystów aresztowano. I dobrze. Jeśli chodzi o Kathy, to wynika z tego, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło
Kolejny ciekawy rozdział. Sporo się wyjaśniło. Dobrze, że Kathy zostaje w Ponderosie. Jednak Langfordom wcale na niej nie zależało. Chodziło jedynie o wizerunek rodziny. Mam nadzieję, że Evans i Langfordowie zostaną jednak jakoś ukarani. Oby. Podobał mi się ten sielski obraz rodziny zgromadzonej przy stole ... plus sympatyczni goście. Fajne. Czekam na ciąg dalszy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:37, 14 Gru 2019    Temat postu:

Dziękuję za przeczytanie odcinka i miły komentarz. Very Happy Główny wątek właściwie jest już wyjaśniony. Teraz pozostało zmierzać do szczęśliwego (chyba) końca. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:04, 27 Gru 2019    Temat postu:

Rozdział 3


Nowy dom Adama i Melindy rozbrzmiewał dźwiękami muzyki i rozbawionymi głosami zaproszonych gości. Melinda, odkąd ustąpiły jej poranne mdłości, po prostu promieniała. Adam nie mógł oderwać od niej oczu. Jeszcze kilka miesięcy temu, gdyby ktoś powiedział mu, że ożeni się z Melindą i zakocha się w niej uznałby to w najlepszym wypadku za kiepski dowcip. Teraz chodził dumny, jak paw i z uśmiechem przyjmował wszystkie komplementy, kierowane pod adresem swojej żony. Czuł się prawdziwie szczęśliwym człowiekiem i okazywał to wszem i wobec. Jego ojciec z prawdziwym wzruszeniem patrzył na przemianę pierworodnego syna. Jeśli miałby wskazać z trójki swych chłopców, tego, o którego najbardziej się martwił, to był to Adam. Nie Hoss, ani nawet, dostarczający przeróżnych atrakcji, Mały Joe, ale właśnie Adam. Adam, który nie miał prawdziwego dzieciństwa, który od najmłodszych lat ciężko pracował i nigdy właściwie się nie skarżył. Im robił się starszy, tym bardziej stawał się zamknięty w sobie i uparty. Było w nim coś mrocznego, czego Ben nie rozumiał i czego momentami się obawiał. Martwił się, że Adam nie jest zdolny do prawdziwej miłości. Był przekonany, że gorące, niespełnione uczucie syna do Ruth Halverson, zamknęło mężczyźnie drogę do ułożenia sobie życia z inną kobietą. Adam nie narzekał na brak zainteresowania płci przeciwnej. Dwa razy był blisko oświadczyn, a raz omal się nie ożenił. Jednak prędzej, czy później wszystkie te związki rozpadały się i Ben, musiał przyznać, że dużo w tym było winy Adama, który nie potrafił podjąć decyzji w odpowiednim momencie. Tak było w przypadku Laury Dayton, jak i Delli Jenkins. Adam w obu tych przypadkach zachował się tak, jakby sam nie wiedział czego chce. Jego wątpliwości i niezdecydowanie Ben tłumaczył sobie tym, że Adam dość długo był kawalerem, żeby nie rzec starym kawalerem. Gdy wreszcie tak nieoczekiwanie postanowił ożenić się i to z rozsądku, Ben był po prostu w szoku. Co prawda rozumiał powody, dla których Adam podjął taką decyzję, ale to, że wybrał na żonę Melindę Banning zupełnie nie mieściło mu się w głowie. Był przekonany, że rozpad tego małżeństwa to tylko kwestia czasu. Wciąż miał w pamięci tę Melindę sprzed blisko sześciu lat, cichą i powolną matce, która uknuła intrygę mającą na celu wydanie bogato córki za mąż i to za jego syna Josepha. Niewiele wówczas brakowało, aby Melinda weszła do rodziny Cartwrightów. Na szczęście tak się nie stało i Ben włożył dużo wysiłku, w to żeby zapomnieć o tej jakże nieprzyjemnej sprawie. Gdy, więc okazało się, że Melinda za sprawą Adama zostanie jednak jego synową nie potrafił ukryć konsternacji. Dość szybko jednak okazało się, że nic nie zostało z tej spolegliwej dziewczyny sprzed lat. Piękna, mądra, znająca swoją wartość, stała się dla Adama równorzędną partnerką. Ben, cóż tu ukrywać, był pod jej wrażeniem. A gdy okazało się, że Melinda obdarzona jest zdolnościami literackimi, podobnie, jak i Adam, był z niej po prostu dumny. I o tym wszystkim powiedział jej ojcu, który właśnie ich odwiedził. Horace Banning przypłynął bowiem z Londynu do San Francisco w sprawach zawodowych i na nie mógł nie zobaczyć się, ze swoją ukochaną córką. Na wieść, że jego Melinda zostanie mamą nie potrafił ukryć wzruszenia. Zupełnym zaskoczeniem i to niezwykle pozytywnym była przemiana jego zięcia, który nie odstępował Melindy ani na krok. Na pierwszy rzut oka widać było, że ci dwoje są w sobie zakochani. Benning widząc córkę tryskającą szczęściem wreszcie zaakceptował jej wybór, a nawet polubił Adama. W rozmowie w cztery oczy powiedział mu, że miał, co do niego wątpliwości i był przekonany, że to małżeństwo przyniesie Melindzie samo cierpienie. Dodał też, że miał go za większego sztywniaka, niż w rzeczywistości się okazało. „Sztywniak” przyjął tę uwagę z rozbawieniem, przyznając, że jego przemiana to przede wszystkim zasługa Melindy.
Ben i Horace popijając poncz z malutkich kryształowych filiżanek wymieniali uwagi na temat domu Adama i Melindy. Jednocześnie przypatrywali się tańczącym parom. Oczywiście od jednej z nich nie mogli oderwać oczu. Panowie wymienili tylko znaczące spojrzenia, a później zastanawiali się, czy będą mieli wnuka, czy wnuczkę. Wreszcie stwierdzili, że skoro Melinda tak pięknie wygląda, to na pewno będzie to chłopiec. Tymczasem małżonkowie nie zdając sobie sprawy z tego, że są obiektem rozmowy prowadzonej przez przyszłych dziadków, cieszyli się udanym przyjęciem.
• Szczęśliwa? - spytał Adam, lekko prowadząc Melindę w tańcu.
• Bardzo – odparła. - To wszystko jest jak sen. Sprawa z Kathy wreszcie szczęśliwie się zakończyła, mamy wspaniały dom i nasza rodzina się powiększy. Do tego w San Francisco mają wydać moją książkę, a tata powiedział, że zainteresuje nią londyńskich wydawców. Czegóż można chcieć więcej?
• Coś zawsze by się znalazło – zapewnił, uśmiechnąwszy się, Adam.
• Być może – rzekła Melinda – ale ja mam wszystko, o czym marzyłam. A ty?
• Co ja? - Adam spojrzał zdziwiony na żonę.
• Jesteś szczęśliwy?
• Naprawdę musisz o to pytać? Skoro, jednak już zadałaś to pytanie, to tak, jestem szczęśliwy, jak nigdy w życiu nie byłem. I to pani zasługa, pani Cartwright.
• Miło mi to słyszeć – Melinda uśmiechnęła się i spojrzała na niego tak, że poczuł zalewającą go falę gorąca.
• Co ty ze mną robisz dziewczyno? - wyszeptał jej wprost do ucha.
• Tylko cię kocham – odparła cichutko. W tej chwili muzycy przestali grać i nastąpiła krótka przerwa. - Jaka szkoda – rzekła – mogłabym tak tańczyć bez końca.
• Owszem, jest bardzo przyjemnie, ale powinnaś odpocząć - Adam poprowadził żonę do kanapy i pomógł jej usiąść obok lekko znudzonej Clarissy. Widząc minę bratowej szybko powiedział: - przyniosę wam coś zimnego do picia.
• Ja dziękuję. Hoss właśnie poszedł po rumianek dla mnie. Ja mam ochotę na oranżadę, a on mi każe pić ziółka. Przecież nie chcę ponczu, tylko dobrze schłodzonej oranżady. Chciałam, żeby ze mną zatańczył, to powiedział mi, że to może zaszkodzić dziecku – rzekła rozżalona. Adam obawiając się, że lista zażaleń pod adresem jego brata może być długa, wolał profilaktycznie się ewakuować.
• To ja pójdę po to picie – rzekł nieco zmieszany i już go nie było. W duchu cieszył się, że jego Melinda nic nie powiedziała. Swoją drogą, cóż ten Hoss chce od oranżady?- pomyślał. - A może faktycznie rumianek byłby lepszy. Wzrokiem poszukał doktora Paula Martina i ruszył w jego kierunku, żeby upewnić się, czy aby na pewno oranżada nie zaszkodzi jego Melindzie.

***

• Czy wyście obaj zwariowali? - doktor Martin z niedowierzaniem pokręcił głową. - Dopiero, co twój brat o to samo mnie pytał. Ledwo wszedłem zarzucił mnie niezliczonymi pytaniami. Teraz znowu ty. Myślałem, że zostałem zaproszony do was na przyjęcie, a nie na konsultacje medyczne.
• Przepraszam, doktorze, ale nie mogę odpowiadać za brata.
• Wiem – Martin zaczerpnął głęboko powietrza i już nieco spokojniejszym głosem powiedział: - wasze żony są zdrowymi kobietami. Ciąża to nie choroba. Wydawało mi się, że komu jak komu, ale wam nie muszę tego tłumaczyć. Mamy lato, jeśli wasze żony mają ochotę na tę cholerną oranżadę to pozwólcie im jej się napić. To przecież nie brandy, ani whiskey.
• Ależ doktorze, my się o nie martwimy – rzekł Adam zaskoczony tak gwałtowną reakcją lekarza.
• Ależ, Adamie, nie musicie się o nie martwić – odparł przedrzeźniając go doktor. - Dam ci radę, którą zechciej przekazać bratu: przestańcie mówić im, co mogą, a czego nie mogą robić, jeść, czy pić. Zaufajcie ich mądrości i instynktowi. Pozwólcie im cieszyć się błogosławionym stanem. A i jeszcze jedno, powiedz Hossowi, że wolny taniec nie jest przeciwwskazaniem dla ciężarnej. A teraz pozwól, że wreszcie przywitam się z twoim ojcem i twoim teściem.
• Doktorze, ja tylko… - zaczął Adam, ale Martin machnął dłonią ze zniecierpliwieniem, dając mu tym samym do zrozumienia, że więcej na ten temat nie zamierza rozmawiać.
• Co, oberwałeś tak, jak ja? - spytał Hoss, stojący za plecami Adama.
• Oberwałem, ale doprawdy nie rozumiem, dlaczego doktor tak się piekli.
• Ja też tego nie pojmuję – odparł Hoss, po czym trąciwszy brata w ramię, rzekł: - Lepiej, zobacz, kto przyszedł.
Adam odwrócił się w stronę drzwi i z niedowierzaniem utkwił wzrok w dopiero co przybyłych gościach. Tymczasem zaległa wymowna cisza, w którą niezwykle donośnie wdarł się szelest sukni z tafty. To Melinda stanęła u boku Adama i wsuwając mu dłoń pod ramię z uśmiechem na twarzy powiedziała:
• Państwo Jenkins, witamy. Jak miło, że zechcieli państwo przyjąć nasze zaproszenie.




Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 19:27, 27 Gru 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 26, 27, 28, 29, 30  Następny
Strona 27 z 30

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin