Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zdrowy rozsądek
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 27, 28, 29, 30  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:12, 27 Gru 2019    Temat postu:

Kolejny rozdział! Jak miło!
Cytat:
Jeszcze kilka miesięcy temu, gdyby ktoś powiedział mu, że ożeni się z Melindą i zakocha się w niej uznałby to w najlepszym wypadku za kiepski dowcip. Teraz chodził dumny, jak paw i z uśmiechem przyjmował wszystkie komplementy, kierowane pod adresem swojej żony. Czuł się prawdziwie szczęśliwym człowiekiem i okazywał to wszem i wobec.

No proszę, jak można się zmienić
Cytat:
Jeśli miałby wskazać z trójki swych chłopców, tego, o którego najbardziej się martwił, to był to Adam. Nie Hoss, ani nawet, dostarczający przeróżnych atrakcji, Mały Joe, ale właśnie Adam. Adam, który nie miał prawdziwego dzieciństwa, który od najmłodszych lat ciężko pracował i nigdy właściwie się nie skarżył. Im robił się starszy, tym bardziej stawał się zamknięty w sobie i uparty. Było w nim coś mrocznego, czego Ben nie rozumiał i czego momentami się obawiał. Martwił się, że Adam nie jest zdolny do prawdziwej miłości.

Tak, Adam był najbardziej skomplikowanym (jeśli chodzi o charakter) synem Bena
Cytat:
Wciąż miał w pamięci tę Melindę sprzed blisko sześciu lat, cichą i powolną matce, która uknuła intrygę mającą na celu wydanie bogato córki za mąż i to za jego syna Josepha. Niewiele wówczas brakowało, aby Melinda weszła do rodziny Cartwrightów. Na szczęście tak się nie stało i Ben włożył dużo wysiłku, w to żeby zapomnieć o tej jakże nieprzyjemnej sprawie. Gdy, więc okazało się, że Melinda za sprawą Adama zostanie jednak jego synową nie potrafił ukryć konsternacji. Dość szybko jednak okazało się, że nic nie zostało z tej spolegliwej dziewczyny sprzed lat. Piękna, mądra, znająca swoją wartość, stała się dla Adama równorzędną partnerką. Ben, cóż tu ukrywać, był pod jej wrażeniem. A gdy okazało się, że Melinda obdarzona jest zdolnościami literackimi, podobnie, jak i Adam, był z niej po prostu dumny.

Cóż, nie tylko Adam się zmienił, przede wszystkim zmieniła się i Melinda
Cytat:
W tej chwili muzycy przestali grać i nastąpiła krótka przerwa. - Jaka szkoda – rzekła – mogłabym tak tańczyć bez końca.
• Owszem, jest bardzo przyjemnie, ale powinnaś odpocząć - Adam poprowadził żonę do kanapy i pomógł jej usiąść obok lekko znudzonej Clarissy. Widząc minę bratowej szybko powiedział: - przyniosę wam coś zimnego do picia.
• Ja dziękuję. Hoss właśnie poszedł po rumianek dla mnie. Ja mam ochotę na oranżadę, a on mi każe pić ziółka. Przecież nie chcę ponczu, tylko dobrze schłodzonej oranżady. Chciałam, żeby ze mną zatańczył, to powiedział mi, że to może zaszkodzić dziecku – rzekła rozżalona. Adam obawiając się, że lista zażaleń pod adresem jego brata może być długa, wolał profilaktycznie się ewakuować.

Bracia chyba przesadzają z troskliwością ... w końcu ciąża to nie choroba
Cytat:
Swoją drogą, cóż ten Hoss chce od oranżady?- pomyślał. - A może faktycznie rumianek byłby lepszy. Wzrokiem poszukał doktora Paula Martina i ruszył w jego kierunku, żeby upewnić się, czy aby na pewno oranżada nie zaszkodzi jego Melindzie.

Jasne! Tylko rumianek ... li i jedynie. Sadyści!
Cytat:
- wasze żony są zdrowymi kobietami. Ciąża to nie choroba. Wydawało mi się, że komu jak komu, ale wam nie muszę tego tłumaczyć. Mamy lato, jeśli wasze żony mają ochotę na tę cholerną oranżadę to pozwólcie im jej się napić. To przecież nie brandy, ani whiskey.
• Ależ doktorze, my się o nie martwimy – rzekł Adam zaskoczony tak gwałtowną reakcją lekarza.
• Ależ, Adamie, nie musicie się o nie martwić – odparł przedrzeźniając go doktor. - Dam ci radę, którą zechciej przekazać bratu: przestańcie mówić im, co mogą, a czego nie mogą robić, jeść, czy pić. Zaufajcie ich mądrości i instynktowi. Pozwólcie im cieszyć się błogosławionym stanem. A i jeszcze jedno, powiedz Hossowi, że wolny taniec nie jest przeciwwskazaniem dla ciężarnej.

Tak! Dr Martin jest tu najrozsądniejszym człowiekiem
Cytat:
Adam odwrócił się w stronę drzwi i z niedowierzaniem utkwił wzrok w dopiero co przybyłych gościach. Tymczasem zaległa wymowna cisza, w którą niezwykle donośnie wdarł się szelest sukni z tafty. To Melinda stanęła u boku Adama i wsuwając mu dłoń pod ramię z uśmiechem na twarzy powiedziała:
• Państwo Jenkins, witamy. Jak miło, że zechcieli państwo przyjąć nasze zaproszenie.

A to niespodzianka! Melinda, jak przystało na damę w każdej sytuacji potrafi się zachować. Dodam, że zachować z klasą
Kolejny rozdział opowiadania. Bardzo interesujący, pełen rodzinnego ciepła, nastrojowy. Szczęśliwy Ben i szczęśliwy ojciec Melindy. O Adamie nie wspomnę. Elementy humoru w postaci przesadzających z opiekuńczością braci i nieco zirytowane tym ich żony. Zdenerwowany dr Martin nagabywany w czasie przyjęcia przez zatroskanych Cartwrightów ... no i na końcu niewielka, ale zawsze bomba! Przybycie państwa Jenkins i spokojna, taktowna reakcja Melindy ... choć zdaje się, że to ona wysłała do nich zaproszenie. Mądra decyzja, świadcząca o wyrozumiałości i wielkim sercu, bo jednak rodzice nie mogą odpowiadać za winy dzieci ... może nie całkiem odpowiadać? Jenkinsowie chyba są spokojnymi, porządnymi ludźmi. Mieli po prostu pecha z Dellą.
Niecierpliwie czekam na kontynuację i rozwinięcie tej sytuacji ... no i co z Joe? Pogodził się już ze "stratą" Melindy? Może znalazł gdzieś pocieszenie? O ile go potrzebował, bo czego jak czego, ale zmienności uczuć nie można mu odmówić. Oby trafił wreszcie na tę najwłaściwszą kobietę? Dziewczynę?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 23:55, 27 Gru 2019    Temat postu:

A mnie jest bardzo miło, że tak szybko skomentowałaś ten odcinek opowiadania. Dziękuję Very Happy Przyznam się, że trochę mi wstyd, że tak długo nic nie wkleiłam. Niestety, obowiązki świąteczne skutecznie uniemożliwiły mi pisanie. Teraz, mam nadzieję, że to się zmieni i doprowadzę "Zdrowy rozsądek" do finału. Very Happy

Tymczasem Adam i Hoss oraz ich żony będą przeżywać prawdziwą sielankę, od czasu do czasu ubarwioną nadmierną troskliwością przyszłych tatusiów. Mruga

Joe tym razem stanie się obiektem westchnięć i rywalizacji dwóch młodych dam, od których nie będzie mógł się opędzić. Myśli, i nie tylko, zajęte będzie miał przez kogoś bardzo sympatycznego, ale nieufnego i z bardzo niską samooceną. Jeszcze nie wiem, jak potoczy się jego wątek. Może czas, aby Joe wydoroślał. Think


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 1:28, 31 Gru 2019    Temat postu:

Rozdział 4


• Właściwie to nie przyszliśmy tu na przyjęcie, ale w zupełnie innej sprawie – powiedział niepewnym głosem Ted Jenkins, mnąc przy tym rondo kapelusza. - Przyznaję, że państwa zaproszenie było dla nas zaskoczeniem i w pierwszym odruchu, zważywszy na okoliczności, chcieliśmy je zignorować. Prawda bowiem jest taka, że wyczyny naszej córki położyły się cieniem na naszej wieloletniej przyjaźni.
• Panie Jenkins, nie może pan odpowiadać za czyny córki – rzekł Adam.
• Jak zwykle jesteś bardzo wyrozumiały, Adamie. Dziękuję ci za to. Jednak czasem jest tak, że to rodzice muszą ukorzyć się i przeprosić za swoje dzieci. Della zhańbiła naszą rodzinę. Do tego, co przychodzi mi powiedzieć z ogromnym wstydem, nie poczuwa się do winy i nie zamierza nikogo przepraszać. Dlatego my, jej rodzice, korzystając z okazji, że dzisiejszego wieczoru możemy tu spotkać niemal wszystkich w różny sposób dotkniętych sprawą, chcemy przeprosić za krzywdy i przykrości, jakie wyrządziła Della tobie Adamie, pani Melindzie, całej waszej rodzinie i innym osobom. Nie oczekuję, abyście nam wybaczyli i zrozumiem, jeśli nie przyjmiecie naszych przeprosin. Pragniemy jedynie, żebyście wiedzieli, jak bardzo jest nam przykro. Nie wiem, kiedy popełniliśmy błąd w wychowaniu Delli, ale uznaliśmy z Cecile, że nasza córka musi ponieść konsekwencje tego, co zrobiła. Dziś rano moja siostra Mildred zabrała ją do siebie, do Filadelfii, gdzie prowadzi Dom Schronienia*) dla młodzieży sprawiającej kłopoty. Della będzie tam pracować. Mam nadzieję, że to nauczy ją rozumu i pokory. To wszystko, co chciałem wam powiedzieć. Przepraszam za zakłócenie przyjęcia – rzekł Ted i wziąwszy pod ramię zupełnie roztrzęsioną żonę, dodał cichym, zmęczonym głosem: - jedźmy do domu.
• Panie Jenkins, proszę zaczekać – Adam poruszony słowami mężczyzny zrobił krok w jego stronę. - Po tym, co nam pan powiedział, nie możecie państwo tak po prostu wyjść. Chcę, żeby pan wiedział, że ani ja, ani moja żona nie mamy do was żadnych pretensji. Byłoby nam niezwykle miło, gdybyście zechcieli zostać na przyjęciu. Rad byłbym usłyszeć, co sądzi pan o naszym nowym domu.
• Nie wiem, czy powinniśmy – Jenkins z trudem panował nad ogarniającym go wzruszeniem.
• No, Ted nie daj się prosić – Ben przyszedł w sukurs synowi.
• Panie Jenkins, zapraszamy – rzekła z ujmującym wyrazem twarzy Melinda.
• To doprawdy nie wypada, pani Cartwright – rzekł Ted.
• Pani Jenkins, może w takim razie pani przekona męża. Bardzo chcemy, żebyście państwo dzieli z nami radość z naszego domu. Adam tak ciężko przy nim pracował – Melinda schwyciła w dłonie ręce roztrzęsionej kobiety.
• Ted? - Cecile spojrzała prosząco na męża.
• Ależ nie powinniśmy. To nie wypada. Nie po tym wszystkim. Nie wypada - powtarzał mężczyzna z uporem, raz po raz potrząsając przy tym głową.
• Przyjacielu, nie opowiadaj bzdur – rzekł stanowczo Ben. - A poza tym mojej synowej, nie można odmówić. Chyba, że chcecie, żeby zjadły was myszy.
• Naprawdę? Pani i Adam będziecie rodzicami? - Cecile uśmiechnęła się serdecznie. - Bardzo wam gratuluję. Ted – zwróciła się do męża – zostańmy. Kobiecie przy nadziei nie wolno odmówić.

***

• Co to za ludzie? - spytała szeptem Melody, trąciwszy przy tym Deidre lekko w ramię.
• To państwo Jenkins, sąsiedzi państwa Cartwright.
• A, to ci, których córka tak narozrabiała. Podobno straszna z niej intrygantka.
• Melody, bądź cicho. To nie twoja sprawa – Deidre syknęła z oburzeniem.
• Przecież nie powiedziałam nic, co nie byłoby prawdą – dziewczyna zrobiła zdziwioną minę.
• Jesteś tu gościem i swoje uwagi powinnaś zachować dla siebie.
• Tere-fere – prychnęła Melody. - Odkąd zaręczyłaś się z Danny’m zrobiłaś się straszną nudziarą.
• Co takiego? - Deidre spojrzała z oburzeniem na siostrę. - Jak śmiesz tak do mnie się odzywać?
• Och, jak ty nic nie rozumiesz – Melody wzruszyła ramionami. - Nic mnie nie obchodzi jakaś małomiasteczkowa femme fatale. Za to ten przystojniak, który właśnie wszedł i owszem.
• Mówisz o Joe?
• A niby o kim innym – westchnęła omdlewająco Melody.
• Nie uważasz, że jest dla ciebie trochę za stary?
• Stary, to jest twój Danny.
• O, wypraszam sobie. Nie jestem znowu taki stary – Daniel, który od pewnego czasu przysłuchiwał się wymianie zdań pomiędzy narzeczoną, a jej siostrą, udał oburzenie i dodał: – a ty moja panno trzymaj język za zębami, bo ktoś kiedyś może ci go przyciąć.
• No i doigrałaś się – stwierdziła z satysfakcją Deidre.
• Oj, Danny, chyba się nie obraziłeś – rzekła przymilnie Melody. - Przecież wiesz, jaka jestem, czasem szybciej coś powiem niż pomyślę.
• Najwyższy czas, żebyś wreszcie użyła resztkę tego, co masz w głowie – powiedziała z sarkazmem Deidre.
• Z tobą nie rozmawiam, tylko z Danny’m. – Odparła Melody i zwracając się do Daniela rzekła: - tak, więc przepraszam cię. Wcale nie jesteś taki stary i nawet całkiem przystojny.
• Dziękuje ci, szwagierko – zaśmiał się Daniel. - Taki komplement z twoich ust to doprawdy coś niebywałego.
• Dobrze, dobrze. Już tak nie czaruj, tylko powiedz, czy przyjmujesz przeprosiny?
• A jeżeli nie?
• To będziesz miał mnie na sumieniu.
• Czyżby?
• Tak. Spójrz na moją siostrę. Jest wściekła i ma wielką ochotę odesłać mnie do Ponderosy.
• Nie sądzę, żeby to chciała zrobić – zauważył Daniel.
• Właśnie rozważam taką możliwość – rzekła Deidre.
• Słyszysz? Zrobiłaby to.
• Nie wierzę, ale przeprosiny przyjmuję. – Zapewnił szybko Daniel, po czym spojrzawszy na narzeczoną rzekł: - kochanie, Melody tylko tak żartuje.
• Ładne mi żarty. Od przyjazdu do Ponderosy stwarza same problemy. Gdyby nie kłopot, jaki zapewne sprawiłabym gospodarzom, dawno odesłałabym tę rozwydrzoną pannicę do Ponderosy. Doprawdy, nie wiem dlaczego zgodziłam się, żeby Melody nam towarzyszyła? - Deidre ciężko westchnęła i uniosła oczy w górę.
• Bo w przeciwnym razie pojechałaby z wami mama i wieczorami nie moglibyście się obściskiwać – odparła z triumfalną miną dziewczyna.
• Co takiego? Danielu, czy ty słyszałeś, co ona wygaduje?
• No, wiesz moja droga wieczory w Ponderosie są takie urokliwe, trudno wtedy nie myśleć o uczuciach. Melody, poniekąd ma rację.
• No, nie. Po tobie czegoś takiego się nie spodziewałam – odparła z dezaprobatą Deidre.
• Cóż, widocznie to powietrze w Nevadzie tak na wszystkich działa – rzekł z miną niewiniątka Daniel.
• Wyjątkowo się z tobą zgodzę – Melody zaśmiała się i właśnie w tej chwili muzycy ponownie zaczęli grać. - Och, jak piękna muzyka. Nogi same rwą się do tańca – rzekła utkwiwszy powłóczysty wzrok w przechodzącym obok Małym Joe, któremu towarzyszyła Sheila Braun.
• Coś mi się wydaje, że twoje nogi będą musiały podreptać w miejscu, bo ten za którym wodzisz wzrokiem tańczy już z inną panną.
• To nic nie znaczący szczegół – odparła Melody. - To tylko panna sklepowa.
• Melody, proszę cię zachowuj się odpowiednio – powiedziała całkiem poważnie Deidre. - Melinda mówiła mi, że Joseph jest zainteresowany panną Braun, dlatego nie próbuj tych swoich sztuczek. Pamiętaj, że jesteśmy gośćmi Cartwrightów.
• Przecież wiem. Nie musisz, mi o tym przypominać.
• Widać muszę, skoro pewne fakty do ciebie nie docierają.
• Już dobrze, nic takiego nie zrobię – Melody wzruszyła ramionami. - Wreszcie można tu znaleźć kilku interesujących kawalerów.
• I tego się trzymaj, siostrzyczko – rzekła uśmiechnąwszy się Deidre.
• Kochanie mogę cię prosić do tańca? - Daniel, który miał już dość tej rozmowy podał ramię narzeczonej.
• Czego mam się trzymać, to ja wiem – mruknęła do siebie Melody i poszukawszy wzrokiem Joseph’a tańczącego z Sheilą pomyślała: Jaki on przystojny. Chciałabym mieć takiego męża. Tylko, jak go usidlić? Ta sklepowa to pryszcz. Gorzej z córką pastora. Wpatrzona w niego jak sroka w gnat. No, ale zaraz to może się zmienić.

***

_________________________________________________________
*) Dom Schronienia, założony w 1826 r. w Filadelfii, jako część filadelfijskiego Domu Uchodźców to instytucja szkolno-wychowawcza dla młodzieży sprawiającej problemy wychowawcze. W 1892 r. instytucja ta przeniosła się do kampusu w Glen Mills, w Pensylwanii, a w 1911 r. zmieniła nazwę na Glen Mills Schools. Do początku 2019 r. była najstarszą w Stanach Zjednoczonych instytucją edukacyjną z internatem, przeznaczoną dla młodzieży niedostosowanej społecznie.


Koniec części I rozdziału 4

Nie wiem, czy przesąd dotyczący ciężarnych i myszy znany jest w Ameryce. Być może tak. Gdyby, któraś z Was wiedziała coś na temat przesądów w innych krajach, szczególnie w USA proszę o informację. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:35, 31 Gru 2019    Temat postu:

Cytat:
Della zhańbiła naszą rodzinę. Do tego, co przychodzi mi powiedzieć z ogromnym wstydem, nie poczuwa się do winy i nie zamierza nikogo przepraszać. Dlatego my, jej rodzice, korzystając z okazji, że dzisiejszego wieczoru możemy tu spotkać niemal wszystkich w różny sposób dotkniętych sprawą, chcemy przeprosić za krzywdy i przykrości, jakie wyrządziła Della tobie Adamie, pani Melindzie, całej waszej rodzinie i innym osobom. Nie oczekuję, abyście nam wybaczyli i zrozumiem, jeśli nie przyjmiecie naszych przeprosin. Pragniemy jedynie, żebyście wiedzieli, jak bardzo jest nam przykro.

Tak bywa, porządni, spokojni ludzie, a córeczka okazała się chwastem, a właściwie istnym drapieżnikiem
Cytat:
Dziś rano moja siostra Mildred zabrała ją do siebie, do Filadelfii, gdzie prowadzi Dom Schronienia*) dla młodzieży sprawiającej kłopoty. Della będzie tam pracować. Mam nadzieję, że to nauczy ją rozumu i pokory.

Della "zapracowała" na ten pobyt, ale nie wiem, czy to ją zmieni? Szansa jest, ale czy z niej skorzysta?
Cytat:
• Ależ nie powinniśmy. To nie wypada. Nie po tym wszystkim. Nie wypada - powtarzał mężczyzna z uporem, raz po raz potrząsając przy tym głową.
• Przyjacielu, nie opowiadaj bzdur – rzekł stanowczo Ben. - A poza tym mojej synowej, nie można odmówić. Chyba, że chcecie, żeby zjadły was myszy.
• Naprawdę? Pani i Adam będziecie rodzicami? - Cecile uśmiechnęła się serdecznie. - Bardzo wam gratuluję. Ted – zwróciła się do męża – zostańmy. Kobiecie przy nadziei nie wolno odmówić.
Teoretycznie z tymi myszami to jest przesąd, zabobon? ... Ale coś w tym jednak jest
Cytat:
• To państwo Jenkins, sąsiedzi państwa Cartwright.
• A, to ci, których córka tak narozrabiała. Podobno straszna z niej intrygantka.
• Melody, bądź cicho. To nie twoja sprawa – Deidre syknęła z oburzeniem.
• Przecież nie powiedziałam nic, co nie byłoby prawdą – dziewczyna zrobiła zdziwioną minę.
• Jesteś tu gościem i swoje uwagi powinnaś zachować dla siebie.

Melody, choć jest z wielkiego miasta, taktem nie grzeszy
Cytat:
- Nic mnie nie obchodzi jakaś małomiasteczkowa femme fatale. Za to ten przystojniak, który właśnie wszedł i owszem.
• Mówisz o Joe?
• A niby o kim innym – westchnęła omdlewająco Melody.
• Nie uważasz, że jest dla ciebie trochę za stary?

Dobrze, że Joe tego nie słyszał. Ozdoba Ponderosy za stara? Niemożliwe. Jego zdaniem
Cytat:
• Melody, proszę cię zachowuj się odpowiednio – powiedziała całkiem poważnie Deidre. - Melinda mówiła mi, że Joseph jest zainteresowany panną Braun, dlatego nie próbuj tych swoich sztuczek. Pamiętaj, że jesteśmy gośćmi Cartwrightów.
• Przecież wiem. Nie musisz, mi o tym przypominać.

Jak to nie musi, kiedy musi
Cytat:
Czego mam się trzymać, to ja wiem – mruknęła do siebie Melody i poszukawszy wzrokiem Joseph’a tańczącego z Sheilą pomyślała: Jaki on przystojny. Chciałabym mieć takiego męża. Tylko, jak go usidlić? Ta sklepowa to pryszcz. Gorzej z córką pastora. Wpatrzona w niego jak sroka w gnat. No, ale zaraz to może się zmienić.

Co za miła niespodzianka. Jeszcze w tym roku kolejny rozdział opowiadania. Bardzo interesujący. Przyjęcie w domu Melindy i Adama, niespodziewani goście. Jak widać i Melinda i Adam i Ben potrafią bardzo taktownie się zachować. Cóż, nie wszyscy jednak posiadają tę umiejętność. Deirdre jest uroczą, miłą kobietą, zakochaną w Danielu. Daniel jest kompetentnym, zdolnym prawnikiem, który pozwala się kochać, ale mimo to jest dobrym, czułym narzeczonym. Jest jeszcze Melody, siostra Deirdre, która ... jest zupełnie inna. Zarozumiała, wywyższająca się, zbyt pewna siebie ... może doczeka się, że ktoś jej da nauczkę? Z pewnością na nią zasługuje. Jak wynika z opisu przyjęcia, Joe ma duże powodzenie - i panna Braun i córka pastora ... i Melody. Zaczyna się robić tłoczno wokół Pasikonika. Jak on z tego wybrnie? Czekam na kontynuację


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ewelina dnia Wto 20:36, 31 Gru 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 1:54, 01 Sty 2020    Temat postu:

Serdecznie dziękuję za miły komentarz. Faktycznie, damskie koło zacieśnia się wokół biednego Smutny Pasikonika. Panny będą o niego rywalizować, co zapewne mu pochlebi. O tym jednak w następnym odcinku, którego mam już połowę. Very Happy Jeśli wena mi pozwoli to jutro wieczorem wkleję drugą część rozdziału 4 Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 2:36, 02 Sty 2020    Temat postu:

II część rozdziału 4 - wena pozwoliła, chociaż z niewielkim opóźnieniem. Mruga


***
Dochodziła niemal północ, gdy ostatni goście opuścili ranczo Adama i Melindy. Przyjęcie mimo pewnej krępującej sytuacji uznano za dość udane, choć niewiele brakowało, żeby zakończyło się ono zanim na dobre się rozpoczęło. Jak łatwo się domyślić Melody Talbot miała w tym swój niewątpliwy udział, choć żeby być sprawiedliwym należy wspomnieć o sporym wkładzie w tę historię panny Almy McGregor, córki pastora. Między obu pannami doszło do gwałtownej wymiany zdań, a obiekt ich sporu, którym ku swojemu zdziwieniu, ale i zadowoleniu okazał się Joe Cartwright, znalazł się w mało komfortowej sytuacji.
Joseph, na przyjęcie do brata, z którym udało mu się zakopać topór wojenny, przyjechał z Sheilą Braun. Miał nadzieję na naprawdę dobrą zabawę. Polubił tę dziewczynę. Była inna niż panny, które dotychczas adorował. Nie potrafił określić, co to było, ale niewątpliwie to coś przyciągało go do niej. Miała w sobie ten rodzaj delikatności i świeżości, które oczarowywały niemal wszystkich mężczyzn. Lubił z nią przebywać, lubił jej słuchać i to o dziwo z prawdziwą uwagą. Właściwie lubił w niej wszystko. Joe, być może biorąc przykład z żonatych już braci, tym razem nie śpieszył się w szybkim manifestowaniu swoich uczuć. Pomyślał sobie, że jeśli tą jedną jedyną ma być panna Braun, nie będzie naciskał na nią, a zwłaszcza nie będzie składał żadnych, błyskawicznych deklaracji. Nagle zrozumiał, że bardzo chce założyć rodzinę, ale wiedział też, że musi mieć stuprocentową pewność, co do wybranki serca. Uroda panny, choć bezdyskusyjna, stała się dla niego drugoplanowa. Ważniejsze okazały się jej cechy charakteru: odwaga, uczciwość, życzliwość i pracowitość. Niewątpliwie, to, przez co musiała przejść w związku z knowaniami Delli Jenkins, nauczyło ją sporo rozumu, ale i zmieniło jej podejście do ludzi. Być może trudno byłoby jej dojść do równowagi psychicznej, gdyby nie Mały Joe, który wspierał ją w najtrudniejszym momencie życia, kiedy to mieszkańcy Virginia City wytykali ją palcami. Joe nie owijał w bawełnę i powiedział, co myśli o jej postępowaniu, gdy rozpowiadała plotki o jego bratowej. Jednocześnie jednak nie potępił jej i, co niezwykle ją zaskoczyło i ujęło, postanowił jej pomóc w odbudowaniu nadszarpniętej opinii. I tak nie wiadomo kiedy zakochała się w Małym Joe, choć nigdy dotąd nie myślała o nim poważnie. Joe Cartwright miał bowiem ugruntowaną opinię, opinię podrywacza, flirciarza i typowego kobieciarza. Sheili wydawał się sympatyczny, ale nigdy, przenigdy nie pomyślała o nim jako potencjalnym kandydacie na męża. Od mężczyzny oczekiwała przede wszystkim miłości i wierności, a znany ze swego kochliwego usposobienia najmłodszy z braci Cartwright’s nie spełniał jej oczekiwań. Dlatego też, przynajmniej początkowo, widziała w Małym Joe jedynie dobrego przyjaciela. Zresztą Cartwright tak się właśnie zachowywał. Nie mówił jej oklepanych komplementów i nie próbował skraść pocałunku. Po prostu zabierał ją na spacer po mieście. Rozmawiali wtedy sporo i całkiem nieźle bawili się w swoim towarzystwie. Z czasem każdy taki spacer kończył się kolacją w domu państwa Braun, po której Joe grzecznie żegnał się z dziewczyną i jej rodzicami, i wracał do Ponderosy. Ojciec Sheili zażartował kiedyś, że Mały Joe zachowuje się, jak wzorowy narzeczony. Zapytał nawet córkę, czy wraz z matką powinni wiedzieć o czymś, co być może im umknęło. Biedna Sheila zrobiła się czerwona, jak burak i nic nie odpowiedziała. Gdy Joseph oficjalnie zaprosił ją na przyjęcie do Adama i Melindy, zaczęła nieśmiało marzyć, że może z tej przyjaźni będzie coś więcej. Prawda bowiem była taka, że panna Braun znalazła się pod urokiem Joseph’a. Zabawa u Cartwrightów zapowiadała się wspaniale. Joe okazał się świetnym tancerzem, a do tego nie odstępował Sheili ani na krok. Wreszcie, gdy zabrał ją na krótki spacer po posiadłości brata jej marzenia się spełniły. W cieniu pergoli na tyłach domu Joe pocałował ją delikatnie i nieśmiało, tak, jakby nie chciał jej spłoszyć. A potem mocno ją do siebie przytulił. Nic nie mówił, ale Sheila wiedziała, że to, co się właśnie wydarzyło było czymś naprawdę wyjątkowym. Czuła, jak mocno bije jego serce. Do tego motyle, które miała w brzuchu, świadczyły same za siebie. Cóż tu dużo mówić, było jej wyjątkowo i wspaniale. Tyle tylko, że po powrocie na przyjęcie już tak wspaniale nie było. Wszystko zaczęło się od małej przepychanki pomiędzy pannami: Melody Talbot i Almą McGregor. Obie, dokładnie w tym samym momencie, zapragnęły zatańczyć z Josephem. Okazja była ku temu idealna, gdyż kapelmistrz ogłosił, że do kolejnego tańca panny proszą kawalerów. No i zaczęło się. Tak Melody, jak i Alma dopadły Małego Joe na parkiecie. Były zdeterminowane i zupełnie nie przeszkadzała im obecność Sheili, która patrzyła z niedowierzaniem na ich zmasowany „atak”. Dziewczęta stanęły po bokach Joe’go, chwyciły go pod ramiona i każda z nich próbowała przeciągnąć go na swoją stronę. Joseph był początkowo mile połechtany takim powodzeniem u płci pięknej. Jednak, gdy okazało się, że panny traktują rywalizację o jego względy nadzwyczaj poważnie, mina szybko mina mu zrzedła. Szarpiąc go, żadna z nich nie chciała ustąpić. Joe próbował uspokoić rozemocjonowane panny, obracając wszystko w żart, ale to tylko dolało oliwy do ognia. W końcu dziwne zachowanie Almy i Melody zwróciło uwagę wszystkich gości. Deidre, która właśnie rozmawiała z Melindą usłyszawszy podniesiony głos swojej siostry spojrzała w jej kierunku i omal nie padła trupem. Melody niczym przekupka kłóciła się z jakąś dziewczyną, a Mały Joe próbował je uspokoić z marnym zresztą skutkiem. Deidre pomyślała, że zaraz zapadnie się pod ziemię. Takiego wstydu w życiu nie przeżyła. Do tego Daniel gdzieś zniknął i czuła się zupełnie opuszczona. Podobne, uczucia targały pastorową McGregor, matką Almy, która w przeciwieństwie do Deidre nie zamierzała dłużej przyglądać się kompromitacji jej jedynej córki, która do tej pory uchodziła za wzór cnót wszelkich. Pani McGregor, kobieta w średnim wieku, z tych, co to do rany przyłóż, wrzasnęła z całych sił:
• Almo McGregor, czy ty wstydu nie masz?! Co cię opętało, dziewczyno?!
• Zdaje się, że ostatni wolny Cartwright! – krzyknął któryś z gości niezwykle rozbawiony sytuacją.
• Ależ mamo, jak ty nic nie rozumiesz, ja tylko… - zaczęła Alma, trzymając się kurczowo ramienia Małego Joe.
• Milcz, bezwstydna!!! - Pani McGregor wyglądała tak, jakby za chwilę miała eksplodować i faktycznie niemal do tego doszło, gdy nieswoim głosem, sięgając najwyższych rejestrów, wyrzuciła z siebie: - Conor!!!
Tymczasem jej małżonek, niezwykle szanowany pastor McGregor pochłonięty rozmową z Benem i panem Banningiem w ogóle nie zwracał uwagi, na to, co dzieje się w centralnej części salonu. Dopiero, gdy usłyszał swoje imię wykrzyczane przez jego zazwyczaj cichą i spolegliwą drugą połowę, niczym smagnięty batem szybko ruszył w kierunku żony. Tuż za nim podążył zaintrygowany Ben. To, co zobaczyli, zupełnie odebrało im mowę. Biedny pastor próbował coś powiedzieć, ale z jego ust wyszedł tylko jakiś niezrozumiały bełkot. Pani McGregor widząc stan męża zdana była na własne siły. Schwyciła więc córkę za rękę, chcąc odciągnąć ją od Małego Joe, który uwięziony pomiędzy dwiema pannami bezskutecznie próbował uwolnić się od nich. Wreszcie, jakąś nadludzką siłą udało się pani McGregor oderwać córkę od Joseph’a, która trzymając w mocno zaciśniętej dłoni kawałek materiału wyrwanego z koszuli mężczyzny krzyknęła:
• To jeszcze nie koniec, latawico z San Francisco! Łapy precz od naszych mężczyzn!
• Coś powiedziała, ty świętoszkowata laluniu?! Ja ci zaraz pokażę! - wrzasnęła Melody, tracąc nad sobą kontrolę. Nie wiadomo, jakby to w końcu się skończyło, gdyby w salonie nie pojawili się Daniel i Adam. Zorientowawszy się w sytuacji Adam pośpieszył bratu z pomocą, próbując uspokoić Melody. Ta jednak nie reagowała na jego słowa, wciąż wygrażając pannie McGregor, która zresztą nie pozostawała jej dłużna. Pomiędzy obiema dziewczynami niczym pomiędzy młotem a kowadłem nadal znajdował się biedny Joe. W pewnym momencie poczuł, jak czyjeś paznokcie wbijają się mu w prawe przedramię. Odruchowo szarpnął się i to pozbawiło go części rękawa koszuli. Zapewne pozbawiono by go jej zupełnie, gdyby nie Daniel, który nie patyczkując się schwycił w pół swoją wierzgającą przyszłą szwagierkę i z czarującym uśmiechem na ustach rzekł:
• Wybaczcie drodzy państwo młodszej pannie Talbot, ale upał i szklaneczka ponczu zrobiły swoje.
• Nie piłam ponczu! - krzyknęła Melody, próbując uwolnić się z rąk Daniela.
• Tym gorzej dla ciebie. – Odparł z tym samym uśmiechem Daniel i zwróciwszy się do Adama spytał: - czy znajdzie się tu jakaś piwnica, w której mógłbym zamknąć tę postrzeloną dziewczynę?
• Lepiej zanieść ją na górę. Pierwsze drzwi po prawej, to pokój dla gości – odparł Adam i przyglądając się wściekłej Melody, szeptem zapytał: - a może przyda ci się dobry sznur?
• Dziękuję przyjacielu za troskę. Myślę, że uda mi się ją poskromić. – Daniel mrugnął okiem i ruszył z niewygodnym „pakunkiem” na piętro. Za nim, ze łzami w oczach i postanowieniem, jak najszybszego opuszczenia Ponderosy, pobiegła Deidre.
Tymczasem pastorostwo przeprosiwszy za zamieszanie, jakie było również udziałem ich córki, zmierzali do wyjścia.
• Doigrałaś się moja panno – rzekła pani McGregor. - Taki wstyd, taki wstyd – biadała.
• To ona mnie sprowokowała – odparła dość głośno Alma. - Wiedziała, że chciałam zatańczyć z Małym Joe i powiedziała mi, że nigdy na to nie pozwoli, bo jest nim zainteresowana i on będzie jej.
Pani McGregor z wrażenia aż przystanęła, a jej usta przybrały idealny wręcz kształt litery „o”. Pastor, któremu wreszcie wróciła mowa z trudem panując nad sobą wykrzyknął:
• Zamilcz! Ani słowa więcej!
Świadkiem tej gorszącej sceny była niestety Sheila Braun, która korzystając z zamieszania, wymknęła się na podwórze. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Była całkowicie oszołomiona tym, co rozegrało się na jej oczach. Dwie panny zachowujące się jak przekupki, a w tym wszystkim Joseph, który wyglądał tak, jakby świetnie się bawił, to było dla niej zdecydowanie za dużo. Jeśli wiązała, jakiekolwiek nadzieje z Małym Joe, to właśnie teraz pękły one, niczym mydlane bańki. Czuła, że za chwilę się rozpłacze. Pragnęła jednego: jak najszybciej uciec z tego przyjęcia. Nie zamierzała zostawać w domu Cartwrightów ani minuty dłużej i nawet perspektywa długiego marszu do Virginia City nie osłabiła jej postanowienia.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 11:59, 02 Sty 2020, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:37, 02 Sty 2020    Temat postu:

Cytat:
Między obu pannami doszło do gwałtownej wymiany zdań, a obiekt ich sporu, którym ku swojemu zdziwieniu, ale i zadowoleniu okazał się Joe Cartwright, znalazł się w mało komfortowej sytuacji.

A to ciekawe
Cytat:
Joe, być może biorąc przykład z żonatych już braci, tym razem nie śpieszył się w szybkim manifestowaniu swoich uczuć. Pomyślał sobie, że jeśli tą jedną jedyną ma być panna Braun, nie będzie naciskał na nią, a zwłaszcza nie będzie składał żadnych, błyskawicznych deklaracji. Nagle zrozumiał, że bardzo chce założyć rodzinę, ale wiedział też, że musi mieć stuprocentową pewność, co do wybranki serca. Uroda panny, choć bezdyskusyjna, stała się dla niego drugoplanowa. Ważniejsze okazały się jej cechy charakteru: odwaga, uczciwość, życzliwość i pracowitość.

Czyżby Pasikonik zmądrzał?
Cytat:
I tak nie wiadomo kiedy zakochała się w Małym Joe, choć nigdy dotąd nie myślała o nim poważnie. Joe Cartwright miał bowiem ugruntowaną opinię, opinię podrywacza, flirciarza i typowego kobieciarza. Sheili wydawał się sympatyczny, ale nigdy, przenigdy nie pomyślała o nim jako potencjalnym kandydacie na męża. Od mężczyzny oczekiwała przede wszystkim miłości i wierności, a znany ze swego kochliwego usposobienia najmłodszy z braci Cartwright’s nie spełniał jej oczekiwań. Dlatego też, przynajmniej początkowo, widziała w Małym Joe jedynie dobrego przyjaciela

Czyżby Sheila też uległa urokowi najmłodszego z Cartwrightów?
Cytat:
Wszystko zaczęło się od małej przepychanki pomiędzy pannami: Melody Talbot i Almą McGregor. Obie, dokładnie w tym samym momencie, zapragnęły zatańczyć z Josephem. Okazja była ku temu idealna, gdyż kapelmistrz ogłosił, że do kolejnego tańca panny proszą kawalerów. No i zaczęło się. Tak Melody, jak i Alma dopadły Małego Joe na parkiecie. Były zdeterminowane i zupełnie nie przeszkadzała im obecność Sheili, która patrzyła z niedowierzaniem na ich zmasowany „atak”. Dziewczęta stanęły po bokach Joe’go, chwyciły go pod ramiona i każda z nich próbowała przeciągnąć go na swoją stronę.

Dwie zdeterminowane kobiety ... oj! Źle to wróży
Cytat:
Joseph był początkowo mile połechtany takim powodzeniem u płci pięknej. Jednak, gdy okazało się, że panny traktują rywalizację o jego względy nadzwyczaj poważnie, mina szybko mina mu zrzedła. Szarpiąc go, żadna z nich nie chciała ustąpić. Joe próbował uspokoić rozemocjonowane panny, obracając wszystko w żart, ale to tylko dolało oliwy do ognia.

Z początku może było zabawnie, ale potem ... prawie Alamo
Cytat:
Melody niczym przekupka kłóciła się z jakąś dziewczyną, a Mały Joe próbował je uspokoić z marnym zresztą skutkiem. Deidre pomyślała, że zaraz zapadnie się pod ziemię. Takiego wstydu w życiu nie przeżyła.

Panna z dużego miasta, z dobrego domu, a przy najbliższej okazji wychodzi z niej prawdziwe usposobienieTylko Deidre szkoda.
Cytat:
Podobne, uczucia targały pastorową McGregor, matką Almy, która w przeciwieństwie do Deidre nie zamierzała dłużej przyglądać się kompromitacji jej jedynej córki, która do tej pory uchodziła za wzór cnót wszelkich.

Z tym wzorem, to bym nie przesadzała, ale trzeba przyznać pastorowej, że zdecydowanie wkroczyła do akcji
Cytat:
Dopiero, gdy usłyszał swoje imię wykrzyczane przez jego zazwyczaj cichą i spolegliwą drugą połowę, niczym smagnięty batem szybko ruszył w kierunku żony. Tuż za nim podążył zaintrygowany Ben. To, co zobaczyli, zupełnie odebrało im mowę. Biedny pastor próbował coś powiedzieć, ale z jego ust wyszedł tylko jakiś niezrozumiały bełkot. Pani McGregor widząc stan męża zdana była na własne siły. Schwyciła więc córkę za rękę, chcąc odciągnąć ją od Małego Joe, który uwięziony pomiędzy dwiema pannami bezskutecznie próbował uwolnić się od nich. Wreszcie, jakąś nadludzką siłą udało się pani McGregor oderwać córkę od Joseph’a, która trzymając w mocno zaciśniętej dłoni kawałek materiału wyrwanego z koszuli mężczyzny krzyknęła:
• To jeszcze nie koniec, latawico z San Francisco! Łapy precz od naszych mężczyzn!
• Coś powiedziała, ty świętoszkowata laluniu?! Ja ci zaraz pokażę! - wrzasnęła Melody, tracąc nad sobą kontrolę.

Pastorówna zyskała kawałek Małego Joe, czyli fragment jego koszuli. Nie wiem, czy to pocieszy jej rodziców
Cytat:
Adam pośpieszył bratu z pomocą, próbując uspokoić Melody. Ta jednak nie reagowała na jego słowa, wciąż wygrażając pannie McGregor, która zresztą nie pozostawała jej dłużna. Pomiędzy obiema dziewczynami niczym pomiędzy młotem a kowadłem nadal znajdował się biedny Joe. W pewnym momencie poczuł, jak czyjeś paznokcie wbijają się mu w prawe przedramię. Odruchowo szarpnął się i to pozbawiło go części rękawa koszuli.

Mały Joe został "poćwiartowany" wręcz. W każdym razie, na razie stracił wizytową (zapewne) koszulę
Cytat:
- czy znajdzie się tu jakaś piwnica, w której mógłbym zamknąć tę postrzeloną dziewczynę?
• Lepiej zanieść ją na górę. Pierwsze drzwi po prawej, to pokój dla gości – odparł Adam i przyglądając się wściekłej Melody, szeptem zapytał: - a może przyda ci się dobry sznur?
• Dziękuję przyjacielu za troskę. Myślę, że uda mi się ją poskromić. – Daniel mrugnął okiem i ruszył z niewygodnym „pakunkiem” na piętro. Za nim, ze łzami w oczach i postanowieniem, jak najszybszego opuszczenia Ponderosy, pobiegła Deidre.

Coż, siostra, to jednak siostra, część niesławy zapewne spadnie na Bogu ducha winną Deidre, ale ... Daniel nie powinien mieć o to do niej pretensji
Cytat:
Świadkiem tej gorszącej sceny była niestety Sheila Braun, która korzystając z zamieszania, wymknęła się na podwórze. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Była całkowicie oszołomiona tym, co rozegrało się na jej oczach. Dwie panny zachowujące się jak przekupki, a w tym wszystkim Joseph, który wyglądał tak, jakby świetnie się bawił, to było dla niej zdecydowanie za dużo. Jeśli wiązała, jakiekolwiek nadzieje z Małym Joe, to właśnie teraz pękły one, niczym mydlane bańki. Czuła, że za chwilę się rozpłacze. Pragnęła jednego: jak najszybciej uciec z tego przyjęcia. Nie zamierzała zostawać w domu Cartwrightów ani minuty dłużej i nawet perspektywa długiego marszu do Virginia City nie osłabiła jej postanowienia.

Pasikonik chyba stracił nie tylko odświętną koszulę ... Sheila jest wartościową dziewczyną i sporo wysiłku będzie kosztowało bawidamka przekonanie jej do siebie
Kolejny rozdział ... bardzo zabawny. Oczywiście dla czytającego, bo Sheila była raczej smutna, rozczarowana, zawiedziona, zniechęcona. Dwie panny z dobrych domów walczące niczym tygrysice o taniec z Małym Joe - perełka. Pękałam ze śmiechu czytając opis ich rywalizacji. Wyobrażam sobie minę Joe, początkowo zadowoloną, później zakłopotaną, w końcu? No właśnie ... Panny zostały spacyfikowane przez rodziców i szwagra, a Joe? Czy wie o reakcji Sheili na tę sytuację? Co na to Adam i Melinda? Wszak to w ich domu doszło do "rozdarcia" Pasikonika. O reakcji plotkarskiej części Wirginia City nie wspomnę, ale myślę, że ludzie będą mieli o czym rozprawiać przez długi, długi czas. No i Ben. Czy znów wygłosi umoralniającą mowę do syna? Kolejną i zapewne tak skuteczną jak poprzednie. Czy uwzględni to, że jednak winy Małego Joe w tym akurat incydencie nie było zbyt wiele? Ot, dwie uparte, rozpuszczone panny ... pragnące zatańczyć z jego uroczymsynem, nie mogące postawić na swoim, więc ... zdecydowane na ostrą walkęCzy Joe będzie szukał Sheili? Czy zdoła wytłumaczyć jej swoje zachowanie? Czy ona da się przekonać .... Tyle pytań ... czekam więc na kontynuację


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 14:08, 02 Sty 2020    Temat postu:

Dziękuję za miły i inspirujący komentarz. Very Happy Zapewniam, że Pasikonik nie będzie miał łatwo. Może nawet będzie tak, że Adam będzie musiał go pocieszać. Mruga Zobaczymy Very Happy Ben, oczywiście będzie miał ochotę na umoralniającą przemowę, ale chyba nie bardzo mu się to uda. Cóż, synowie są już na tyle dorośli, że mowy ojca traktują z przymrużeniem oka. Laughing Dotyczy to zwłaszcza Adasia i Hossa. Bądź, co bądź są statecznymi mężami, a za niedługo sami będą ojcami.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:39, 04 Sty 2020    Temat postu:

Rozdział 4


Przez chwilę w salonie trwała cisza. Ludzie spoglądali na siebie skonsternowani. Co, jak co, ale popis, jaki dały dwie panny, przerósł wyobrażenie większości gości. Pomału zaczął narastać szmer rozmów. Siłą rzeczy zaczęto wymieniać uwagi. Było pewne, że „występ” Almy i Melody przez najbliższe miesiące nie zejdzie z ust mieszkańców Virginia City. Adam wiedział, że nie może temu zapobiec, ale mógł sprawić, żeby przyjęcie, na którym tak bardzo zależało Melindzie i jemu nie zakończyło się kompletnym fiaskiem. Uniósł więc dłonie w górę i uciszając gości powiedział:
• Drodzy państwo, wybaczcie nam ten zupełnie nieoczekiwany przerywnik. Cóż, urok i czar mojego najmłodszego brata czasem działa przeciwko niemu. - W tym miejscu odpowiedział mu śmiech zebranych oraz prychnięcie Małego Joe, który chciał coś powiedzieć. Adam jednak nie dopuścił go do głosu i kontynuował: - mam nadzieję, że to nie przeszkodzi nam w dobrej zabawie.
• Ale, co? Przerywnik, czy czar twojego brata? - spytał ze śmiechem jeden z zaproszonych gości.
• I to, i to, Frank.
• Czy mógłbym, coś powiedzieć? - spytał Mały Joe.
• Nie, braciszku – odparł z uśmiechem Adam. - Goście, chcą się bawić, a na pewno skosztować wspaniałego deseru, który wraz z naszym nieocenionym Hop Singiem przygotowała moja żona – tu Adam skinął głową w kierunku Melindy – moja nieoceniona bratowa, Clarissa oraz narzeczona mojego przyjaciela, Deidre Talbot. Panie włożyły dużo pracy w to, żebyście mogli rozkoszować się tym smakołykiem, a zapewniam jest doskonały. Sam próbowałem. A teraz zapraszam do stołu, gdzie już czekają na państwa te wszystkie smaczności. Potem, oczywiście będą jeszcze tańce, a na kolację zapraszam przed dom, gdzie już zaczyna się piec największe prosię w całej Nevadzie. Zapraszam.
W ułamku sekundy niemiły incydent zszedł na dalszy plan. Goście zachęcani przez Bena i Hossa ruszyli do stołu. Na środku salonu pozostali jedynie Adam, Melinda i Joe, który ciężko westchnąwszy powiedział:
• Przepraszam was. Uwierzcie, nie zrobiłem nic, żeby one tak histerycznie się zachowały.
• Chodź ze mną – rzekł Adam z miną nie wróżącą nic dobrego.
• Adamie, ja naprawdę nie miałem z tym nic wspólnego. Byłem, tak jak wszyscy, zaskoczony. Zobacz, porwały na mnie koszulę i podrapały.
• Biedak – odparł z politowaniem Adam.
• A żebyś wiedział. Myślałem, że mnie rozerwą na strzępy.
• Szkoda, że im to się nie udało – Adam ociekał sarkazmem – a teraz chodź ze mną.
• Mam opuścić wasze przyjęcie, tak?
• Joe, nie widzisz, że twój brat żartuje? - Melinda uśmiechnęła się. - On, chce ci dać do zrozumienia, że powinieneś zmienić koszulę.
• Naprawdę? - Joe wyglądał na zdziwionego, co jeszcze bardziej rozbawiło Melindę.
• Jeśli nie przeszkadzają ci te łachmany, to nie nalegam – rzekł Adam robiąc obojętną minę. - Będziesz dla naszych gości swego rodzaju ciekawostką.
• O, nie – odparł Joe. - Chętnie skorzystam z któreś, z twoich czyściutkich koszul.
• To chodź ze mną – rzekł Adam.
• Chwileczkę – Joe zatrzymał brata i rozglądając się wokół zapytał: - a gdzie jest Sheila?
• Wyszła przed dom zaraz po pastorostwie. – Rzekł z ustami pełnymi deseru Hoss i z rozmarzeniem dodał: - ale słodkości, palce lizać.
Hossowi towarzyszyła Clarissa. Oboje stanęli obok Melindy z zaciekawieniem spoglądając na Joe’ego.
• Nieźle cię załatwiły – rzekł Hoss, cmokając na widok poszarpanej koszuli najmłodszego brata.
• Odczep się – rzucił Joe. - Mówisz, że Sheila jest na podwórzu?
• A, co miała się przypatrywać, jak jej chłopaka obłapiają, jakieś rozhisteryzowane pannice.
• Nie jestem jej chłopakiem – odparł ze złością Joe i ruszył do wyjścia.
• Czekaj, a koszula! – krzyknął za nim Adam. Joe machnął tylko ręką i już go nie było.
• Czy on nam chciał powiedzieć, że tylko przyjaźni się z Sheilą? - spytał zdziwiony Hoss.
• Jeśli, on tylko przyjaźni się z panną Braun, to ja jestem Lotta Crabtree – odparła Melinda i wymieniła z Clarissą porozumiewawcze spojrzenia.
• Masz rację, kochanie – rzekł Adam. - Hoss, wszystko wskazuje na to, że w naszego braciszka uderzył piorun.
• W kogo uderzył piorun? - spytał Ben podchodząc do swojej rodziny.
• W twojego beniaminka, tato – odparł Adam.
• Wiem, że znowu narozrabiał – rzekł westchnąwszy Ben - i przepraszam was za niego.
• Niepotrzebnie, ojcze – zapewniła Melinda, biorąc teścia pod ramię. - Wszystko już sobie wyjaśniliśmy i nie mamy pretensji do Joseph’a.
• Jesteście bardzo wyrozumiali, ale ja i tak z nim porozmawiam.
• Tato, radziłbym ci tego nie robić – powiedział Hoss.
• A to niby dlaczego?
• Bo, i tak nic z twoich słów nie dotrze do naszego brata.
• Nie rozumiem.
• A, co tu jest do rozumienia – Adam wzruszył ramionami. - Twój synalek zakochał się.
• Nie pierwszy raz – Ben nie wyglądał na zaskoczonego.
• Owszem, ale tym razem, to coś zupełnie innego. Uwierz mi, że z tego może być kolejny ślub.
• Ślub? Chyba nie mówisz poważnie? - spytał Ben spojrzawszy uważnie na Adama. - A jednak mówisz. Myślałem, że tylko przyjaźni się z Sheilą.
• To się pomyliłeś – rzekł Hoss.
• Cóż tato – powiedział z udawaną powagą Adam – musisz z tym się pogodzić, że twój najmłodszy synek, właśnie dorósł.
• Sheila Braun i Joe – Ben uśmiechnął się i dodał: - nie spodziewałem się, że aż tak go weźmie.

***

Joe wyskoczył z domu Adama, jak oparzony. Szybko rozejrzał się po podwórzu, ale po Sheili nie było śladu. Pobiegł na tyły domu, tam gdzie trzy godziny wcześniej po raz pierwszy ją pocałował i gotów był wyznać swą miłość. Ale i tu jej nie było. Nie wiedział, co o tym myśleć. Nie mogła przecież sama wrócić do domu. A jeśli to zrobiła? Z niedowierzaniem pokręcił głową i wrócił na podwórze.
• Joe, co ty się tak miotasz? - spytał Frank, jeden z zaproszonych gości, który wraz z dwom innymi mężczyznami wyszedł właśnie na papierosa.
• Szukam Sheili – rzucił Joe. - Nie widzieliście jej?
• Chyba zabrała się z pastorem i jego rodziną – odparł Frank.
• Co, ty gadasz? - powiedział jeden z mężczyzn. - Widziałem, jak szła do drogi. Nawet ją zawołałem, ale nie zareagowała. Pomyślałem, że chce się przespacerować. Hej, Joe, co ty robisz? Przecież to bryczka doktora Martina.
• Doktor nie będzie zadowolony – rzucił Frank, ale Joe na nic nie zważał. Wskoczył do bryczki i chwycił lejce w dłonie. Właściwie nie musiał nic robić, bo koń przerażony niespodziewanym ciężarem wyrwał do przodu. W chwilę później po Joe i bryczce doktora Martina nie było śladu.

***

Zobaczył ją jakieś niecałe pół mili od posiadłości brata. Szła dość szybkim krokiem poboczem drogi. Odetchnął z ulgą i ściągnął lejce, zmuszając konia do przejścia w kłus. Gdy zrównał się z dziewczyną koń szedł już stępa, cicho parskając.
• Wybrałaś się na przechadzkę? - spytał.
• Nie twoja sprawa – rzuciła nie zwalniając tempa marszu.
• A jednak moja. Przyjechałaś ze mną i odpowiadam za ciebie.
• Zwalniam cię z tego obowiązku.
• Naprawdę? I, co? Pieszo wrócisz do domu?
• Powiedziałam już, to nie twoja sprawa.
• W takim tempie i w tej sukni, za mniej więcej pół godziny zabraknie ci sił.
• Dam sobie radę.
• Nie sądzę – rzekł wstrzymując bryczkę. Zaciągnąwszy hamulec zeskoczył na ziemię, podbiegł do dziewczyny i zastąpił jej drogę.
• Sheilo, proszę nie bądź dzieckiem. Naprawdę gniewasz się o to, co się stało na przyjęciu u mojego brata? Przecież nie było w tym mojej winy.
• Proszę Joe, przestań. Nie chcę tego słuchać – dziewczyna próbowała go wyminąć, ale on, chwyciwszy ją za ramiona, nie pozwolił jej na to.
• Pozwól mi wyjaśnić.
• Tu nie ma nic do wyjaśnienia. Ty się nie zmienisz, prawda?
• Nie rozumiem, o co ci chodzi?
• Czyżby? - pokręciła z politowaniem głową. - Dziś to były Alma i Melody, a jutro? Któż to wie?
• Sheilo, to było jakieś gigantyczne nieporozumienie. Uwierz mi, nic nie łączy mnie z tymi pannami. Ja ich nawet dobrze nie znam. Córkę pastora widuję tak, jak wszyscy na niedzielnych nabożeństwach, a panna Talbot jest gościem mojego brata i bratowej.
• Być może jest tak, jak mówisz, ale ja nie mam zamiaru tego sprawdzać.
• Czy dzisiejszy pocałunek nic dla ciebie nie znaczył? - Joe wbił wzrok w dziewczynę.
• Pocałunek, jak pocałunek – odparła nie patrząc mu w oczy. - Niejedną już tak całowałeś.
• Masz rację – odparł puściwszy jej ramiona. - Całowałem się z różnymi dziewczętami. Wiem, co ludzie mówią o mnie. Tak, lubię kobiety. Czy jest w tym, coś dziwnego? Jestem normalnym mężczyzną.
• Ach, czyli każdy normalny mężczyzna jest flirciarzem.
• Nie to chciałem powiedzieć. Sheilo, zrozum, że te kilka tygodni podczas których niemal codziennie przebywałem z tobą, pozwoliły mi zrozumieć, że jesteś dziewczyną, na którą długo czekałem. Nie interesują mnie inne. Obudziłaś w moim sercu zupełnie nieznane mi uczucie. Przy żadnej, ze znanych mi dziewcząt nie czułem tego, co przy tobie.
• Piękne słowa, ale jednak inne panny musiały w tobie wzbudzać „nieznane” uczucia skoro im się oświadczałeś, na przykład Melindzie.
• Melinda nigdy mnie nie kochała, za to od pierwszego wejrzenia zakochała się w moim bracie. Teraz wiem, że nawet gdybym się z nią ożenił, to i tak nasze małżeństwo by się rozpadło.
• Chcesz powiedzieć, że nie byłeś rozżalony, gdy Adam przywiózł ją do Ponderosy, jako swoją żonę?
• Może trochę, ale to była zwykła zazdrość. Z Adamem nigdy nie potrafiliśmy się dogadać. Przyznaję: zachowałem się jak głupiec. Ta demonstracja z wyprowadzką z domu była niepotrzebna i idiotyczna. Zresztą sama powinnaś najlepiej wiedzieć, że moje „uczucie” do Melindy to wymysły i pomówienia.
• Może i tak, ale przecież były i inne dziewczęta.
• Doprawdy, nie wiem jak mam cię przekonać – rzekł z desperacją Joe - ale to co mówię jest szczerą prawdą. Można mi dużo zarzucić, ale nie to, że kłamię.
• Fakt – przytaknęła Sheila. - Jesteś prawdomównym człowiekiem.
• Proszę, wróć ze mną na przyjęcie.
• Nie, Joe. Nie mogę. Nie zniosłabym spojrzeń tych wszystkich ludzi. Doskonale pamiętam, jak to boli. Tyle tylko, że wtedy zasłużyłam sobie na nie, bo bardzo źle postąpiłam. Teraz nie zrobiłam niczego złego, żeby być obiektem ich plotek i naigrywań, a wiem, że tak właśnie będzie.
• Nie pozwolę, żeby ktokolwiek się z ciebie śmiał.
• A, co zrobisz? - Sheila uśmiechnęła się smutno. - Zabronisz im? A może z każdym będziesz się bił? Nie, Joe. Nic z tego nie będzie. Gdy mnie pocałowałeś i przytuliłeś do siebie przez chwilę myślałam, że będziemy parą, ale to niemożliwe.
• Co ty mówisz?! Przecież ja, cię kocham Sheilo. Miałem ci to wyznać, ale pomyślałem, że muszę to zrobić, tak, jak należy w odpowiednim czasie i okolicznościach, a nie na tyłach domu mojego brata, a tym bardziej nie na środku drogi do Virginia City.
• I, co mam ci teraz powiedzieć, Joe?
• Że mnie kochasz, tak ja ja ciebie.
• Za dużo ode mnie wymagasz – westchnęła.
• Nie wierzę, żebyś nic do mnie nie czuła.
• W tej chwili mam zamęt w głowie i nie wiem, co do ciebie czuję. Chcę jednego: wrócić do domu i zapomnieć, o wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło.
• O moim pocałunku również?
• Tak, o nim również.
• Odwiozę cię domu – powiedział Joe po krótkiej chwili ciszy, jaka zapadła między nim a Sheilą. Czuł, że każde inne słowo w tej sytuacji byłoby fałszywe i zbędne.
• Dziękuję.
• Najpierw jednak pojedziemy do Ponderosy. Muszę się przebrać. Chyba mnie rozumiesz?
• Oczywiście, ale pozwolisz, że zaczekam na ciebie przed domem.
• Będzie tak, jak sobie życzysz.
• Jedźmy – odparła.
Joe pomógł jej wsiąść do bryczki i nim ruszyli powiedział:
• Wiem, co do ciebie czuję i ty wiesz, co czujesz do mnie. Będę na ciebie czekał tyle ile trzeba.




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 15:17, 04 Sty 2020    Temat postu:

Cytat:
Co, jak co, ale popis, jaki dały dwie panny, przerósł wyobrażenie większości gości. Pomału zaczął narastać szmer rozmów. Siłą rzeczy zaczęto wymieniać uwagi. Było pewne, że „występ” Almy i Melody przez najbliższe miesiące nie zejdzie z ust mieszkańców Virginia City.

O tak! To było wydarzenie na miarę napadu Indian lub trzęsienia ziemi
Cytat:
Adam wiedział, że nie może temu zapobiec, ale mógł sprawić, żeby przyjęcie, na którym tak bardzo zależało Melindzie i jemu nie zakończyło się kompletnym fiaskiem. Uniósł więc dłonie w górę i uciszając gości powiedział:
• Drodzy państwo, wybaczcie nam ten zupełnie nieoczekiwany przerywnik. Cóż, urok i czar mojego najmłodszego brata czasem działa przeciwko niemu. - W tym miejscu odpowiedział mu śmiech zebranych oraz prychnięcie Małego Joe, który chciał coś powiedzieć. Adam jednak nie dopuścił go do głosu i kontynuował: - mam nadzieję, że to nie przeszkodzi nam w dobrej zabawie.
• Ale, co? Przerywnik, czy czar twojego brata? - spytał ze śmiechem jeden z zaproszonych gości.
• I to, i to, Frank.

Tak, na kłopoty zawsze Adam
Cytat:
W ułamku sekundy niemiły incydent zszedł na dalszy plan. Goście zachęcani przez Bena i Hossa ruszyli do stołu. Na środku salonu pozostali jedynie Adam, Melinda i Joe ...

Oczywiście Adam zawsze skutecznie działa
Cytat:
• Adamie, ja naprawdę nie miałem z tym nic wspólnego. Byłem, tak jak wszyscy, zaskoczony. Zobacz, porwały na mnie koszulę i podrapały.
• Biedak – odparł z politowaniem Adam.
• A żebyś wiedział. Myślałem, że mnie rozerwą na strzępy.
• Szkoda, że im to się nie udało – Adam ociekał sarkazmem – a teraz chodź ze mną.
• Mam opuścić wasze przyjęcie, tak?
• Joe, nie widzisz, że twój brat żartuje? - Melinda uśmiechnęła się. - On, chce ci dać do zrozumienia, że powinieneś zmienić koszulę.

Biedny Pasikonik ... w porwanej na strzępy odświętnej koszuli
Cytat:
• Jeśli nie przeszkadzają ci te łachmany, to nie nalegam – rzekł Adam robiąc obojętną minę. - Będziesz dla naszych gości swego rodzaju ciekawostką.
• O, nie – odparł Joe. - Chętnie skorzystam z któreś, z twoich czyściutkich koszul.

Niekiedy bracia potrafią docenić czyste koszule Adama
Cytat:
• Jesteście bardzo wyrozumiali, ale ja i tak z nim porozmawiam.
• Tato, radziłbym ci tego nie robić – powiedział Hoss.
• A to niby dlaczego?
• Bo, i tak nic z twoich słów nie dotrze do naszego brata.
• Nie rozumiem.
• A, co tu jest do rozumienia – Adam wzruszył ramionami. - Twój synalek zakochał się.
• Nie pierwszy raz – Ben nie wyglądał na zaskoczonego.
• Owszem, ale tym razem, to coś zupełnie innego. Uwierz mi, że z tego może być kolejny ślub.
• Ślub? Chyba nie mówisz poważnie? - spytał Ben spojrzawszy uważnie na Adama. - A jednak mówisz. Myślałem, że tylko przyjaźni się z Sheilą.
• To się pomyliłeś – rzekł Hoss.

Ben chyba nie nadąża za swoim ulubieńcem
Cytat:
Hej, Joe, co ty robisz? Przecież to bryczka doktora Martina.
• Doktor nie będzie zadowolony – rzucił Frank, ale Joe na nic nie zważał. Wskoczył do bryczki i chwycił lejce w dłonie. Właściwie nie musiał nic robić, bo koń przerażony niespodziewanym ciężarem wyrwał do przodu. W chwilę później po Joe i bryczce doktora Martina nie było śladu.

To, co zrobił podlega pod jakiś paragraf, ale chyba dr. Martin nie będzie robił problemu
Cytat:
• Nie to chciałem powiedzieć. Sheilo, zrozum, że te kilka tygodni podczas których niemal codziennie przebywałem z tobą, pozwoliły mi zrozumieć, że jesteś dziewczyną, na którą długo czekałem. Nie interesują mnie inne. Obudziłaś w moim sercu zupełnie nieznane mi uczucie. Przy żadnej, ze znanych mi dziewcząt nie czułem tego, co przy tobie.

Joe jednak potrafi pięknie mówić, ale czy przekona Sheilę?
Cytat:
• Doprawdy, nie wiem jak mam cię przekonać – rzekł z desperacją Joe - ale to co mówię jest szczerą prawdą. Można mi dużo zarzucić, ale nie to, że kłamię.
• Fakt – przytaknęła Sheila. - Jesteś prawdomównym człowiekiem.

Rzeczywiście, Joe jakoś niewiele kłamał ... może czasem czegoś nie dopowiedział, ale żeby kłamać ... to nie
Cytat:
Joe pomógł jej wsiąść do bryczki i nim ruszyli powiedział:
• Wiem, co do ciebie czuję i ty wiesz, co czujesz do mnie. Będę na ciebie czekał tyle ile trzeba.

Zabrzmiało bardzo poważnie, ale ... czy wytrzyma? Joe jest znany ze zmienności uczuć

To się porobiło Very Happy U starszych braci wszystko się dobrze układa, za to u najmłodszego pojawiły się problemy. Pasikonik chyba poważnie traktuje Sheilę, ale dziewczyna jest ostrożna i zniechęcona. Nie wiadomo, czy się przekona do szczerości jego uczuć. Może ... ale będzie go to kosztowało wiele wysiłku. Czy wytrwa? Zobaczymy. Oby, bo to dobra i wartościowa dziewczyna. Pasuje do rodziny. Ben też raczej zadowolony z takiej synowej, Adam i Hoss też ją lubią. Liczę na szybką kontynuację ... nie żebym trzymała kciuki za Pasikonika, ale Melinda i Clarissa zasłużyły sobie na fajną bratową Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 17:26, 04 Sty 2020    Temat postu:

Dziękuję za miły komentarz Very Happy Tym razem to Pasikonik będzie cierpiał, Adaś i Hoss są szczęśliwi i mam nadzieję, że tak już pozostanie. Mruga

Aderato ma "ciąg" na pisanie, więc nie będę się jej sprzeciwiać i zabieram się do pracy. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:21, 05 Sty 2020    Temat postu:

Uprzedzam, rozdział będzie dłuższy i "przegadany" Very Happy


Rozdział 5


Joseph wrócił do Ponderosy zupełnie załamany. Odwiózł Sheilę do domu, ale dziewczyna nie reagowała na jego próby podjęcia rozmowy. Na wszystkie pytania odpowiadała „tak” lub „nie”. Wreszcie Joe dał spokój i większość drogi do Virginia City przebyli w milczeniu. Dopiero przed drzwiami domu państwa Braun, gdy się żegnali Sheila poprosiła go, żeby już do niej nie przyjeżdżał. Powiedziała też, że musi sobie kilka spraw przemyśleć, a do tego potrzebuje czasu i spokoju. Gdy to mówiła nie okazywała żadnych uczuć. Nie była rozżalona, ani tym bardziej zła. Jeśli grała opanowaną, to robiła to świetnie. Widząc tak stanowczą postawę Sheili, Joe nawet nie próbował nakłaniać jej do zmiany zdania. Pożegnał się tylko i zaczekawszy, aż dziewczyna wejdzie do domu ruszył do Ponderosy. Był w połowie drogi, gdy zorientował się, że zapomniał wstąpić do doktora Martina, żeby przeprosić go za zabranie mu konia i bryczki. Miał nadzieję, że poczciwy doktor zrozumie sytuację w jakiej się znalazł, a poza tym był przekonany, że jego rodzina postarała się, aby lekarz bezpiecznie dotarł do domu. Joe postanowił wczesnym rankiem pojechać do Martina i wyjaśnić całą sprawę. Tymczasem na horyzoncie zaczęły majaczyć zabudowania Ponderosy. W baraku robotników było już ciemno, a w domu tylko w oknie salonu migotało światło lampy. Joe doskonale wiedział kogo zastanie w czerwonym fotelu stojącym tuż przy kominku. Jeszcze i to – mruknął pod nosem i cicho otworzył drzwi. Nim przekroczył próg domu, usłyszał znajomy głos.
• Czekałem na ciebie – rzekł Ben składając gazetę.
• Wpadłem tylko na chwilę, żeby dowiedzieć się, czy doktor Martin bardzo jest na mnie zły.
• Nie wyglądał na szczęśliwego, gdy okazało się, że ukradziono mu bryczkę i konia.
• Nie ukradłem, a pożyczyłem.
• Nie zapytałeś właściciela, to tak jakbyś ukradł. Nie przypuszczałem, że będę się za ciebie wstydził. Co w ciebie wstąpiło?
• Musiałem odwieść Sheilę do domu – odparł Joe, siadając ciężko na kanapie.
• I koniecznie musiałeś wziąć bryczkę doktora Martina.
• Stała najbliżej. Nie zastanawiałem się do kogo należy.
• A szkoda.
• Tato, musiałem się śpieszyć. Sheila przez całe to zamieszanie postanowiła pieszo wrócić do domu. Nie mogłem na to pozwolić. Gdy dowiedziałem się, że wyszła z przyjęcia wybiegłem za nią, ale nigdzie jej nie było. Ktoś mi powiedział, że poszła w kierunku drogi prowadzącej do miasta. Zaczęło się ściemniać. Ona była przecież zupełnie sama. Musiałem ją dogonić. Nie wybaczyłbym sobie, gdy jej coś się stało.
• Rozumiem, że znalazłeś ją?
• Tak, jakieś pół mili dalej.
• Wszystko z nią w porządku?
• Szczęśliwie nic jej się nie stało.
• To dobrze – odparł Ben. - A teraz powiedz mi, co właściwie stało się u Adama? Czy dałeś tym pannom jakieś nadzieje?
• Tato, proszę – Joe przymknął oczy – nie mam siły, żeby ci o tym opowiadać.
• To znajdź ją, bo nie położysz się spać dopóki pewnych kwestii sobie nie wyjaśnimy. Joe, do licha, ile ty masz lat? Jak długo będziesz zachowywał się, jak młodzieniaszek. Kiedy wreszcie skończysz z tym uganianiem się za spódnicami? To, co uchodzi osiemnastolatkowi nie wypada prawie trzydziestolatkowi. Dopiero, co przestano plotkować na temat naszej rodziny, a już za twoją sprawą ludzie mają zapewnioną rozrywkę. Czy ty się kiedykolwiek ustatkujesz? Czy doczekam chwili, w której mój najmłodszy syn stanie się dorosłym odpowiedzialnym mężczyzną? Dlaczego milczysz? Nie uważasz, że należą mi się jakieś wyjaśnienia?
• „Czy?” i „dlaczego?”. Wciąż słyszę te same pytania. Tato, bez względu na to, co bym teraz powiedział, to i tak nie zdołam cię przekonać, że nie ponoszę winy za zachowanie tym egzaltowanych panienek. Wiem jedno, to wszystko jest sprawką Melody i jeśli ona uważa, że ujdzie jej to płazem, to bardzo się myli.
• Mów ciszej. Daniel i damy są na górze. Nie chcę, żeby cię usłyszeli i nie chcę kolejnego skandalu.
• Nie obchodzi mnie, czy to usłyszą, czy nie. I powiem ci coś jeszcze: w tym towarzystwie – tu Joe wskazał palcem na piętro – tylko Deidre jest prawdziwą damą. Jej siostra zachowała się poniżej krytyki. Skompromitowała nie tylko siebie i swoją rodzinę. Ona to wszystko uknuła i wciągnęła w to córkę pastora.
• Joe, mogę zrozumieć twoje rozżalenie, ale nie uwierzę w spisek. Nie bądź śmieszny. Lepiej przypomnij sobie, może kiedyś nieopatrznie coś powiedziałeś, a Melody źle to zinterpretowała.
• Nigdy żadnej z tych dziewczyn niczego nie obiecywałem – odparł z trudem powstrzymując irytację Joe. - I wiesz, co? Jest mi obojętne, czy mi uwierzysz… czy ktokolwiek mi uwierzy.
• Co to ma znaczyć?
• Sheila nie chce mnie znać – wyznał zduszonym głosem Joe. - Przez ten wygłup dziewczyna, na której mi zależy, jak na żadnej innej w moim życiu, dała mi kosza. Dlatego, wybacz tato, ale twoja przemowa nie robi na mnie żadnego wrażenia. A teraz, czy ci się to podoba, czy nie, wychodzę. Nie mam zamiaru spać pod jednym dachem z tą małą intrygantką. Zniszczyła moje marzenia i marzenia Sheili. Tego jej nigdy nie wybaczę.
• Joe, przykro mi z powodu Sheili, ale może jeszcze wszystko da się naprawić.
• Nie sądzę, żeby to było możliwe. Sheila obawia się, że związek ze mną nie będzie szczęśliwy. Ma mnie za lekkoducha i kobieciarza.
• Gdy opadną emocje, porozmawiaj z nią. Sheila to mądra, młoda kobieta. Zrozumie.
• Tato, już ci mówiłem, ona nie chce mnie widzieć. Co prawda powiedziałem jej, że i tak będę na nią czekał, ale nie zrobiło to na niej większego wrażenia. Wszystko się skończyło, nim na dobre się zaczęło.
• Jeśli naprawdę ją kochasz to będziesz o nią walczył.
• A jeśli to będzie przegrana walka?
• Nie przekonasz się jeśli nie spróbujesz – odparł Ben i uśmiechnął się do syna chcąc dodać mu otuchy.
• Pewnie masz rację – rzekł Joe i wstał z kanapy. - Pójdę już.
• Dokąd, chcesz jechać po nocy?
• Nie wiem, może do Hossa, albo Adama.
• Jedź do Adama. Do niego masz bliżej.
• Dobrze, tak zrobię. Może mnie nie wyrzuci.
• Nie wyrzuci, a poza tym wiem, że chciałby z tobą porozmawiać.
• To chyba jednak pojadę do Hossa. Ironii Adama nie zniosę – rzekł Joe, zakładając kapelusz na głowę.
• Źle oceniasz brata. On jest po twojej stronie. Nawet nie wiesz, jak bardzo.

***

Było już po północy, ale Melinda nie mogła spać. Czekała na Adama, który zaraz po wyjściu ostatnich gości, tonem nie znoszącym sprzeciwu zagnał ją do łóżka. Prawdę mówiąc specjalnie nie musiał tego robić, bo czuła się zmęczona namiarem przeżyć, jakie przyniosło jej przyjęcie. W gruncie rzeczy, nie licząc incydentu z pannami Talbot i McGregor, można było je uznać za udane. Melinda pierwszy raz w życiu poczuła się, jak prawdziwa pani domu. To było naprawdę bardzo miłe uczucie. Przymknęła powieki i położyła dłoń na wyraźnie już zaokrąglonym brzuchu, i uśmiechnęła. Świadomość, że nosi w sobie nowe życie dodawała jej niesamowitej energii. Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że jej małżeństwo z Adamem będzie aż tak dobre, i co tu ukrywać, bardzo, ale to bardzo ekscytujące. Na zewnątrz Adam sprawiał wrażenie mężczyzny nieprzystępnego i pewnego siebie. Niektórzy twierdzili, że jest arogancki i zadziera nosa. Tak widzieli go inni i przez jakiś czas tak właśnie, postrzegała go Melinda. Wszystko uległo radykalnej zmianie, gdy zbliżyli się do siebie. W zaciszu ich sypialni poznała zupełnie innego Adama: czułego, cierpliwego i wrażliwego. Do tego był wspaniałym kochankiem, który rozbudził jej kobiecość i pokazał, że miłość fizyczna może być niesamowitym przeżyciem dla obojga małżonków. Na samą myśl o rozkoszy, jakiej zaznała w jego ramionach dostawała gęsiej skórki. Co prawda nie miała skali porównawczej, bowiem Adam był jej pierwszym i jedynym mężczyzną, a poza tym jej ocena była czysto subiektywna, i prawdę mówiąc inni mężczyźni mogli dla niej nie istnieć. Nawet, jeśli na któregoś rzuciła okiem, to nie wytrzymywał on konkurencji z jej Adamem.
Ciche skrzypnięcie otwieranych drzwi przerwało jej rozmyślania. W półświetle lampy, spod przymrużonych powiek obserwowała Adama, który bardzo starał się nie narobić hałasu. Niestety, jak zwykle bywa w takich przypadkach, rzeczy martwe nagle ożywają, a do tego robią się niezwykle złośliwe. Adam starając się nie obudzić, jak mniemał, śpiącej żony, wpadł na niedosunięte do stołu krzesło i boleśnie uderzył się w kostkę, co wyrwało z jego ust głośne syknięcie, a potem dość dosadne przekleństwo. W tym momencie Melinda nie wytrzymała i roześmiała się radośnie. Zaraz też usiadła na łóżku i rozjaśniła lampę.
• A dlaczego to pani nie śpi, pani Cartwright? - spytał Adam przybrawszy srogą minę.
• Czekam na mojego męża, pana Cartwrighta – odparła spoglądając na niego figlarnie.
• Kobieta w twoim stanie powinna już spać – zauważył z powagą.
• Wiem, ale za bardzo jestem podekscytowana. Tyle się działo…
• Z tym akurat się zgodzę – rzekł wchodząc jej w słowo. - Przykro mi, że ten incydent z Joe i pannami zepsuł nasze przyjęcie.
• Mylisz się. Pomijając, to zajście, było naprawdę bardzo sympatycznie. Goście w każdym razie byli zadowoleni.
• A, co innego im pozostało? Robić dobrą minę do złej gry – westchnął Adam, siadając na łóżku obok Melindy.
• Nie przesadzaj. Było naprawdę bardzo miło. Muzycy świetnie grali, jedzenie było wyśmienite, a goście dobrze się bawili.
• Chyba masz rację, z jednym wszakże wyjątkiem. Nie zapomnę miny doktora Martina, gdy okazało się, że Joe podprowadził mu bryczkę.
• To faktycznie, było zabawne – Melinda zaśmiała się cicho.
• Doktor nie wyglądał na rozbawionego.
• Ale ty wszystko pięknie załatwiłeś i pożyczyłeś mu nasz powóz.
• Tak – mruknął Adam – Joe narozrabiał, a ja muszę po nim sprzątać.
• Nie przesadzaj, kochanie. To nie była wina Joseph’a – Melinda stanęła w obronie szwagra. - A tak przy okazji, to jak on się czuje? Nie wyglądał najlepiej.
• Czuje się tak, jak wygląda. Sheila z nim zerwała.
• Co ty mówisz? Nie wierzę. Sheila to dobra dziewczyna i byłam pewna, że darzy twojego brata prawdziwym uczuciem.
• Być może, ale zerwała z nim i już – Adam wzruszył ramionami.
• Nie rozumiem dlaczego? Przecież wszyscy widzieli, jak było. No, dobrze mogła czuć się urażona, ale tak od razu z nim zrywać. Przecież oni są dla siebie stworzeni.
• A niby skąd to możesz wiedzieć? - spytał Adam uśmiechnąwszy się pobłażliwie.
• Troszeczkę znam twojego brata.
• Nie musisz mi przypominać – mruknął udając obrażonego.
• Przestań – pogłaskała go po policzku – przecież wiesz, że tylko ty się liczysz.
• I tak powinno pozostać – rzekł i objąwszy ją pocałował. - A teraz powiedz mi dlaczego uważasz, że Joe i Sheila są dla siebie stworzeni?
• To widać w ich oczach. Joe patrzy na nią całym sobą, a ona tak samo mu odpowiada.
• Nie rozumiem – rzekł zdziwiony Adam. - Możesz mi to wytłumaczyć.
• Och, Adamie to takie proste. Mowa ciała ich zdradza. Oboje mają coś takiego w oczach, że tylko ślepy nie zauważyłby gorącego uczucia, jakim się darzą.
• Joe na wszystkie swoje panny, tak spoglądał.
• Nieprawda. Na mnie tak nie patrzył. Podobałam mu się, ale on nie miał tego ciepełka w oczach, jakie ma gdy mówi o Sheili.
• Chyba masz rację. Mogę sobie kpić z mojego braciszka, ale muszę przyznać jedno: Joe naprawdę się zakochał.
• No widzisz. Trzeba im pomóc odnaleźć się na nowo.
• O nie, nie. Mowy nie ma. Nie mam zamiaru wtrącać się w miłosne życie Joe’go i tobie radzę to samo.
• Ale, Adamie...
• Nie ma żadnego „ale”. Przysięgnij mi, że nie będziesz próbowała ich połączyć.
• Dobrze. A jeśli któreś z nich poprosi mnie o pomoc?
• Żadnych mediacji. Muszą poradzić sobie sami. Czy to jasne?
• Jasne, jasne – Melinda zrobiła nadąsaną minkę. - Ale czasem takim zakochanym trzeba troszeczkę pomóc.
• A ty swoje. Co ja z tobą mam kobieto? – Adam westchnął.
• No, już nie złość się – rzekła Melinda tuląc się do męża. - Chciałam dobrze.
• Wiem, że każdemu gotowa jesteś nieba przychylić, ale Joe i Sheila muszą sami sobie poradzić. A teraz czas najwyższy iść spać. Jutro z samego rana chcę jechać do pani Olsen po Kathy. A potem koniecznie muszę porozmawiać z Danielem. Ten ich pomysł, żeby wyjechać jak najszybciej wydaje mi się niedorzeczny.
• Widziałeś w jakim stanie była Deidre? Dziwisz się, że chce opuścić Ponderosę. To, co zrobiła Melody, pada cieniem na Deidre i Daniela. Szkoda mi ich, bo bardzo ich polubiłam. Miałam nadzieję, że zaprzyjaźnimy się, i że będą u nas bywać.
• Jeszcze nic straconego – odparł Adam. - I powiem ci, że to nie Deidre powinna się wstydzić i przepraszać wszystkich wokół, ale jej siostra.
• Melody ma osiemnaście lat i pusto w głowie. Alma podobnie.
• Ani wiek, ani głupota ich nie usprawiedliwia. Zrobiły z siebie pośmiewisko, ale to nie jest tak ważne, jak fakt, że skrzywdziły swoich bliskich, skrzywdziły Sheilę i Joseph’a. Trudno coś takiego wybaczyć. Nie wszyscy są tacy, jak ty. Della cię skrzywdziła, pomawiając i zniesławiając, ale ty nie odpłaciłaś jej tym samym. Ty wyciągnęłaś rękę na zgodę do jej rodziców. Gdyby Della poprosiła cię o wybaczenie, wybaczyłabyś jej. Tego jestem pewien. Czy Joe i Sheilę stać będzie na podobną wspaniałomyślność, nie wiem.
• Zobaczymy, co przyniesie czas.
• Bardzo rozsądne podejście do sprawy – przyznał Adam ściągając z siebie koszulę i resztę ubrania. - A teraz chcę już tylko spać. No, posuń się grubasku.
• Coś ty powiedział? - spytała Melinda, gdy Adam ułożył się obok niej. - A kto niby jest tego sprawcą?
• Ja. – Odparł z dumą i położywszy dłoń na jej brzuchu stwierdził: - już widać.
• Nie przesadzaj, tak bardzo nie widać i jeszcze długo nie będzie widać. Pani Bouvier obiecała mi przysłać specjalne gorsety ciążowe.
• Przysłała, ale je odesłałem – rzekł bez drgnienia powieki Adam. - Nie będą ci potrzebne. Zresztą wszystkie twoje gorsety spakowałem i zaniosłem na poddasze. Nie będziesz ich teraz nosiła.
• Chyba się przesłyszałam – Melinda odepchnęła ramię Adama, który akurat miał zamiar ją objąć.
• Nie, dobrze słyszałaś. Rozmawiałem z doktorem Martinem i przyznał mi rację, że panie w odmiennym stanie nie powinny się krępować.
• Ale to nie jest krępowanie się. To część bielizny. Taka już jest moda.
• Głupia moda – skwitował Adam i zgasił lampę.
• Może dla ciebie, ale nie dla mnie. Poza tym widziałeś, żeby któraś kobieta afiszowała się ciążą?
• Nie. Ty będziesz pierwsza – powiedział z wyraźnym zadowoleniem w głosie.
• Jesteś wstrętny – fuknęła. - Gniewam się na ciebie.
• Skoro tak, to nie powiem ci, że w poniedziałek przyjedzie do nas pani Bouvier, ze specjalnie dla ciebie zaprojektowanymi sukniami. – Rzekł i nie oczekując odpowiedzi dodał: - dobranoc.
• Naprawdę, specjalnie dla mnie? - Melinda szturchnęła go w plecy.
• Mhhmm – zamruczał i gdyby nie ciemność można byłoby zauważyć na jego twarzy triumfalny uśmiech.
• Adamie…
• Tak – mruknął.
• Chyba muszę ci podziękować.
• Przydałoby się – ochoczo odwrócił się na plecy i pocałował ją. Potem między jednym, a drugim pocałunkiem i pieszczotą powiedział: - bardzo lubię to twoje dziękowanie.
• Jesteś niemożliwy – roześmiała się.
• I za to mnie lubisz.
• Nie – spoważniała – za to cię kocham.







Tak wyglądał XIX-wieczny gorset dla pań w ciąży. Więcej na [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pon 12:32, 06 Sty 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:25, 06 Sty 2020    Temat postu:

Cytat:
Odwiózł Sheilę do domu, ale dziewczyna nie reagowała na jego próby podjęcia rozmowy. Na wszystkie pytania odpowiadała „tak” lub „nie”. Wreszcie Joe dał spokój i większość drogi do Virginia City przebyli w milczeniu. Dopiero przed drzwiami domu państwa Braun, gdy się żegnali Sheila poprosiła go, żeby już do niej nie przyjeżdżał. Powiedziała też, że musi sobie kilka spraw przemyśleć, a do tego potrzebuje czasu i spokoju. Gdy to mówiła nie okazywała żadnych uczuć. Nie była rozżalona, ani tym bardziej zła. Jeśli grała opanowaną, to robiła to świetnie. Widząc tak stanowczą postawę Sheili, Joe nawet nie próbował nakłaniać jej do zmiany zdania.

Chciałoby się powiedzieć:"Trafiła kosa na kamień", bawidamek natrafił na dziewczynę z charakterem. I dobrze
Cytat:
...w domu tylko w oknie salonu migotało światło lampy. Joe doskonale wiedział kogo zastanie w czerwonym fotelu stojącym tuż przy kominku. Jeszcze i to – mruknął pod nosem i cicho otworzył drzwi. Nim przekroczył próg domu, usłyszał znajomy głos.
• Czekałem na ciebie – rzekł Ben składając gazetę.

To jeszcze nie koniec "przyjemności Joe
Cytat:
• Wpadłem tylko na chwilę, żeby dowiedzieć się, czy doktor Martin bardzo jest na mnie zły.
• Nie wyglądał na szczęśliwego, gdy okazało się, że ukradziono mu bryczkę i konia.
• Nie ukradłem, a pożyczyłem.
• Nie zapytałeś właściciela, to tak jakbyś ukradł. Nie przypuszczałem, że będę się za ciebie wstydził. Co w ciebie wstąpiło?
• Musiałem odwieść Sheilę do domu – odparł Joe, siadając ciężko na kanapie.
• I koniecznie musiałeś wziąć bryczkę doktora Martina.
• Stała najbliżej. Nie zastanawiałem się do kogo należy.
• A szkoda.

Jakkolwiek na to patrzeć, to podlega pod "kradzież" jednak ... niezależnie od intencji
Cytat:
Joe, do licha, ile ty masz lat? Jak długo będziesz zachowywał się, jak młodzieniaszek. Kiedy wreszcie skończysz z tym uganianiem się za spódnicami? To, co uchodzi osiemnastolatkowi nie wypada prawie trzydziestolatkowi. Dopiero, co przestano plotkować na temat naszej rodziny, a już za twoją sprawą ludzie mają zapewnioną rozrywkę. Czy ty się kiedykolwiek ustatkujesz? Czy doczekam chwili, w której mój najmłodszy syn stanie się dorosłym odpowiedzialnym mężczyzną? Dlaczego milczysz? Nie uważasz, że należą mi się jakieś wyjaśnienia?

Ben jest w swoim żywiole
Cytat:
I powiem ci coś jeszcze: w tym towarzystwie – tu Joe wskazał palcem na piętro – tylko Deidre jest prawdziwą damą. Jej siostra zachowała się poniżej krytyki. Skompromitowała nie tylko siebie i swoją rodzinę. Ona to wszystko uknuła i wciągnęła w to córkę pastora.
• Joe, mogę zrozumieć twoje rozżalenie, ale nie uwierzę w spisek.

Wyjątkowo zgadzam się z Pasikonikiem - to Deidre jest prawdziwą damą
Cytat:
- Przez ten wygłup dziewczyna, na której mi zależy, jak na żadnej innej w moim życiu, dała mi kosza. Dlatego, wybacz tato, ale twoja przemowa nie robi na mnie żadnego wrażenia. A teraz, czy ci się to podoba, czy nie, wychodzę. Nie mam zamiaru spać pod jednym dachem z tą małą intrygantką. Zniszczyła moje marzenia i marzenia Sheili. Tego jej nigdy nie wybaczę.

No i co Ben ma zrobić? Nadal pouczać syna, czy go pocieszać?
Cytat:
powiedziałem jej, że i tak będę na nią czekał, ale nie zrobiło to na niej większego wrażenia. Wszystko się skończyło, nim na dobre się zaczęło.
• Jeśli naprawdę ją kochasz to będziesz o nią walczył.
• A jeśli to będzie przegrana walka?
• Nie przekonasz się jeśli nie spróbujesz – odparł Ben i uśmiechnął się do syna chcąc dodać mu otuchy.
• Pewnie masz rację – rzekł Joe i wstał z kanapy. - Pójdę już.

Oczywiście Ben ma rację. Jak zwykle
Cytat:
Melinda pierwszy raz w życiu poczuła się, jak prawdziwa pani domu. To było naprawdę bardzo miłe uczucie. Przymknęła powieki i położyła dłoń na wyraźnie już zaokrąglonym brzuchu, i uśmiechnęła. Świadomość, że nosi w sobie nowe życie dodawała jej niesamowitej energii. Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że jej małżeństwo z Adamem będzie aż tak dobre, i co tu ukrywać, bardzo, ale to bardzo ekscytujące.

Dobrze, że jej się wszystko tak szczęśliwie ułożyło, zapracowała na to
Cytat:
Adam starając się nie obudzić, jak mniemał, śpiącej żony, wpadł na niedosunięte do stołu krzesło i boleśnie uderzył się w kostkę, co wyrwało z jego ust głośne syknięcie, a potem dość dosadne przekleństwo. W tym momencie Melinda nie wytrzymała i roześmiała się radośnie. Zaraz też usiadła na łóżku i rozjaśniła lampę.
• A dlaczego to pani nie śpi, pani Cartwright? - spytał Adam przybrawszy srogą minę.
• Czekam na mojego męża, pana Cartwrighta – odparła spoglądając na niego figlarnie.

A to pech Very Happy Ale przynajmniej mogą sobie porozmawiać
Cytat:
...a goście dobrze się bawili.
• Chyba masz rację, z jednym wszakże wyjątkiem. Nie zapomnę miny doktora Martina, gdy okazało się, że Joe podprowadził mu bryczkę.
• To faktycznie, było zabawne – Melinda zaśmiała się cicho.
• Doktor nie wyglądał na rozbawionego.
• Ale ty wszystko pięknie załatwiłeś i pożyczyłeś mu nasz powóz.
• Tak – mruknął Adam – Joe narozrabiał, a ja muszę po nim sprzątać.

Cóż, powinien się przyzwyczaićDo sprzątania po bracie oczywiście.
Cytat:
• Melody ma osiemnaście lat i pusto w głowie. Alma podobnie.
• Ani wiek, ani głupota ich nie usprawiedliwia. Zrobiły z siebie pośmiewisko, ale to nie jest tak ważne, jak fakt, że skrzywdziły swoich bliskich, skrzywdziły Sheilę i Joseph’a.

Owszem, skrzywdziły ludzi, a to już jest niewybaczalne
Cytat:
Pani Bouvier obiecała mi przysłać specjalne gorsety ciążowe.
• Przysłała, ale je odesłałem – rzekł bez drgnienia powieki Adam. - Nie będą ci potrzebne. Zresztą wszystkie twoje gorsety spakowałem i zaniosłem na poddasze. Nie będziesz ich teraz nosiła.
• Chyba się przesłyszałam – Melinda odepchnęła ramię Adama, który akurat miał zamiar ją objąć.

Odesłał jej gorsety? Tak bez porozumienia z żoną? Tyran!
Cytat:
Rozmawiałem z doktorem Martinem i przyznał mi rację, że panie w odmiennym stanie nie powinny się krępować.
• Ale to nie jest krępowanie się. To część bielizny. Taka już jest moda.
• Głupia moda – skwitował Adam i zgasił lampę.
• Może dla ciebie, ale nie dla mnie. Poza tym widziałeś, żeby któraś kobieta afiszowała się ciążą?
• Nie. Ty będziesz pierwsza – powiedział z wyraźnym zadowoleniem w głosie.

Jeszcze się podpiera autorytetem doktora Martina
Cytat:
• Jesteś wstrętny – fuknęła. - Gniewam się na ciebie.
• Skoro tak, to nie powiem ci, że w poniedziałek przyjedzie do nas pani Bouvier, ze specjalnie dla ciebie zaprojektowanymi sukniami. – Rzekł i nie oczekując odpowiedzi dodał: - dobranoc.
• Naprawdę, specjalnie dla mnie? - Melinda szturchnęła go w plecy.
• Mhhmm – zamruczał i gdyby nie ciemność można byłoby zauważyć na jego twarzy triumfalny uśmiech.

A! Jeśli tak, to co innego

Kolejny, bardzo dobry rozdział. Trochę się pogmatwały losy bohaterów, zwłaszcza Joe. Stracił (może chwilowo) dziewczynę z którą wiązał plany na przyszłość. Nie ze swojej winy, ale przez nierozsądne postępowanie dwóch rozwydrzonych dziewcząt. Może to się da "odrobić", może nie i Joe będzie musiał szukać kolejnej kandydatki? Szkoda byłoby Sheili, ale ona choć kocha Joe, chce kogoś statecznego, spokojnego, na kim będzie mogła polegać. Zobaczymy. Dobrze, że u Melindy i Adama wszystko w porządku. Dobrze się dogadują. Nawet despotyzm Adama nieźle wychodzi w tym związku Very Happy
Czekam niecierpliwie na kontynuację ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6419
Przeczytał: 22 tematy

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 12:38, 06 Sty 2020    Temat postu:

Bardzo sympatyczny komentarz. Very Happy Dziękuję serdecznie. Very Happy Jeśli chodzi o Pasikonika, to wena podpowiada mi, żeby go jeszcze trochę pomęczyć. Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4150
Przeczytał: 32 tematy

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 14:41, 06 Sty 2020    Temat postu:

Biedny Pasikonik. Żadnej litości nie macie nad biednym stworzeniem Smutny



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 27, 28, 29, 30  Następny
Strona 28 z 30

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin