Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zdrowy rozsądek
Idź do strony 1, 2, 3 ... 28, 29, 30  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 11:50, 12 Gru 2018    Temat postu: Zdrowy rozsądek

Długo nie wytrzymałam i musiałam chwycić za pióro... tzn. za klawiaturę Mruga
Na początek krótki fragment. Jeśli będziecie zainteresowane to postaram się o ciąg dalszy. Smile

Tymczasem przeczytajcie:






PROLOG


- Gdybym wiedział, gdybym tylko wiedział! – krzyknął mężczyzna nerwowo zapinając guziki koszuli. – Co ci strzeliło do głowy?!
- Chciałam tylko… - zaczęła młoda dziewczyna siedząca na łóżku.
- Chciałaś?!!! Dobre sobie! Co ty właściwie sobie wyobrażałaś?!
- Przepraszam – wyszeptała podciągając kołdrę pod brodę.
- Przepraszam?! Kpisz sobie? – mężczyzna spojrzał z niedowierzaniem na dziewczynę i wsunął poły koszuli w spodnie. - Zachowywałaś się tak, jakbyś wiedziała, o co chodzi. Czy naprawdę nie rozumiesz, jak bardzo jest to ryzykowna zabawa? Zwłaszcza dla tak młodej panny, jak ty.
- Chciałam tego – odparła zawstydzona.
- Gdyby to był ktoś inny…
- Ale nie był.
- Nie powinno w ogóle do tego dojść. To moja wina.
- Nie przesadzaj. Wybrałam ciebie, chciałam ciebie – powiedziała pewnym siebie głosem.
- Chciałaś, wybrałaś – odparł przedrzeźniając ją mężczyzna – a wiesz, czym to się może skończyć?
- Masz mnie za idiotkę?
- Oczywiście, że nie - spojrzał ze smutkiem na dziewczynę. – Powinienem wiedzieć, że ty... jesteś zupełnie niewinna. Żałuję, że do tego doszło.
- A ja nie – odparła. – Chciałam, żebyś to właśnie ty był tym pierwszym.
- Jesteś naprawdę szalona – pokręcił z irytacją głową. – Gdzieś ty się nauczyła takich sztuczek?
- Mam przyjaciółkę i ona mi to i owo powiedziała.
- Ach tak – uśmiechnął się ironicznie. – Ciekaw jestem, jakich bzdur ci naopowiadała?
- To wcale nie były bzdury. Meg wszystko dokładnie mi wytłumaczyła. I nie martw się od pierwszego razu nie będzie dziecka.
- To cię uświadomiła – prychnął, kręcąc głową mężczyzna. – Jak twoja matka się dowie, to przetrzepie ci skórę, a na mnie naśle płatnego zabójcę i będzie miała rację. Co, za kretyn ze mnie.
- Nie denerwuj się kochany – rzekła dziewczyna wstając z łóżka. Szczelnie owinięta koronkową narzutą podeszła do mężczyzny próbując objąć go w pasie. On jednak zrobił unik i sięgnął po marynarkę niedbale rzuconą na fotel. Dziewczyna westchnęła, po czym zapewniła: - mama, ani nikt inny o niczym się nie dowie.
- To nie o to chodzi. Widzisz, nie myślałem jasno. Byłem zaślepiony gniewem i chciałem się zemścić. Odezwały się we mnie najgorsze instynkty, nad którymi nie potrafiłem zapanować. Krótko mówiąc, TO między nami nie powinno się zdarzyć.
- Mówiłeś, że mnie lubisz, że nawet mógłbyś mnie pokochać – w głosie dziewczyny słychać było żal.
- Lubię cię Olive, ale to nie usprawiedliwia mojego postępowania. Posłuchaj, mężczyzna, powie kobiecie wszystko, aby tylko osiągnąć cel.
- Za dużo to nie mówiłeś – zażartowała dziewczyna.
- Tak cię to bawi?
- Ty chciałeś, ja też. O, co ci, więc chodzi?
- O, co mi chodzi? – mężczyzna z nieukrywanym zdumieniem spoglądał na dziewczynę. – Czy ty nie rozumiesz, że mogą czekać cię poważne kłopoty?
- Meg mówiła…
- Wiem, co ta twoja Meg mówiła – przerwał jej mężczyzna – i przyjmij wreszcie do wiadomości, że pierwszy raz nie chroni przed…
- Dzieckiem? Boisz się? Bo ja bym chciała. Wtedy musiałbyś się ze mną ożenić.
- Co ty wygadujesz?
- Kocham ciebie i chcę być z tobą.
- Olive, ja, to same kłopoty, dlatego nigdy nie będę z tobą. Przykro mi, że stało się to, co się stało, że żądza zawładnęła moim umysłem.
- Żądza? To tak nazywasz nasze uczucie?
- Nie ma „naszego” uczucia. Zrozum, że mężczyzna inaczej podchodzi do tych spraw.
- Jak? Wytłumacz mi.
- To nie miejsce i nie czas. Olive jesteś mądrą, piękną i dobrą dziewczyną…
- Ale nie dość dobrą dla ciebie? – spytała drżącym głosem.
- Nie mów tak. Dałaś mi swoją niewinność, a powinnaś zachować ją dla kogoś zupełnie innego. Dla mężczyzny, który zostanie twoim mężem i będzie porządnym człowiekiem.
- Ty taki jesteś! Jesteś wspaniały, a moja kuzynka chyba zupełnie zgłupiała.
- Nie, Olive, nie jestem, ani dobry, ani porządny. Gdybym był, nigdy nie wykorzystałbym twojej niewinności i wybacz, naiwności.
- Kocham ciebie – rzekła cicho – dlatego nie miałeś ze mną żadnych problemów. Widziałam, w jakim jesteś stanie. Chciałam cię pocieszyć, a poza tym pomyślałam, że nasza bliskość pozwoli ci zapomnieć o niej.
- Źle myślałaś! – krzyknął.
- Zrobiłam, co zrobiłam i nigdy nie będę żałować. Gdybym miała zrobić to…
- Nie kończ! Ta rozmowa prowadzi donikąd – przerwał dziewczynie mężczyzna i ciężko wzdychając stanął do niej plecami. Olive przytrzymując narzutę, którą była owinięta chciała się do niego przytulić, ale on szybko się odwrócił. W dłoni trzymał portfel.
- Pieniądze?! – krzyknęła i rozpłakała się. Szlochając wydusiła z siebie: - nie jestem taka! Jak śmiesz mnie w ten sposób traktować?
- Olive, uspokój się. To nie są pieniądze – rzekł poruszony jej łzami – to mój adres. Pamiętaj, we wszystkim możesz na mnie liczyć.
- To ożeń się ze mną! – krzyknęła zapłakana.
- Olive, przestań , proszę. Wychodzę, zanim powiemy sobie za dużo.
- Zostań.
- Nie mogę. Nie chcę, żebyś stała się obiektem plotek.
- Nie uważasz, że na to już trochę za późno?
- Do widzenia, Olive – powiedział zakładając kapelusz na głowę. – Gdyby pojawiły się kłopoty zawiadom mnie, napisz do mnie. Przyjadę.
- Nie będzie kłopotów – odparła z kamiennym wyrazem twarzy.
- Oby. Żegnaj – skinął jej głową i wyszedł z pokoju cicho zamykając drzwi.
- Uciekaj – powiedziała, gdy została sama – i tak przed sobą nie uciekniesz. Chciałabym mieć twoje dziecko, bo wtedy musiałbyś się ze mną ożenić. Tego jestem pewna.




Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 10:20, 10 Maj 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 8:54, 13 Gru 2018    Temat postu:

Sądząc po treści tych okrzyków, facet to AC Very Happy On zawsze cenił niewiasty doświadczone, po innych związkach. Olive jest młoda, zakochana, zdeterminowana. To bardzo ciekawa postać i doskonały materiał do rozwinięcia wątku. Mam nadzieję, że będzie to pozytywna postać. Budzi dużo sympatii, współczucia i ... podziwu. Bardzo dużo zaryzykowała ... jak się to skończy? mam nadzieję, że przeczytamy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:51, 13 Gru 2018    Temat postu:

Ewelino, jak już wspomniałam rozszyfrowałaś mnie. Nie użyłam jego imienia, nie wspomniałam o czarnej koszuli, włosach jak heban, czy szaro-zielonych oczętach o kształcie migdałów. A jednak nie udało się mi go "ukryć". Nawet w takiej nietypowej dla niego sytuacji, gdy pokazał drugie, mroczna oblicze, to i tak w końcu zaczął zachowywać się jak Adaś.
Pozostaje mi tylko przedstawić, co pchnęło go do takiego zachowania. Czy ktoś o tak mocnym moralnym kręgosłupie może się załamać i zrobić coś, co nie licytuje z jego zasadami i honorem. Co musiało się zdarzyć, żeby aż tak się zapomniał?
Dzięki, że mimo braku czasu i niewątpliwie stresującej dla Ciebie sytuacji znalazłaś chwilę żeby przeczytać i skomentować ten fragment. To miłe Smile Teraz biorę się do pracy, wszak na zadane pytanie trzeba odpowiedzieć. Mruga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:05, 29 Gru 2018    Temat postu:

Po konsultacjach i sugestiach osób z innego forum oraz po dogłębnej analizie uznałam, że Adam musi pozostać kryształowo czysty. Smile Zobaczymy, co mi z tego wyjdzie. A i jeszcze mam pytanie: czy chcecie, żeby w tym fanfiku pojawiła się na dłużej postać znana nam z jednego, z odcinków "Bonanzy"?

Tymczasem zapraszam do lektury Smile


CZĘŚĆ PIERWSZA



Zdrowy rozsądek jest czymś pośrednim między inteligencją a głupotą. - Voltaire


Rozdział 1

Wieczór był ciepły, pachnący skoszoną trawą i sosnowym lasem. Lato kończyło się prawdziwie wspaniałą pogodą, idealną wręcz do urządzania przyjęć i towarzyskich spotkań. Jasne światła rozświetlały dom w Ponderosie. Słychać było przytłumione dźwięki muzyki i gwar rozmów. Barwne lampiony dekorowały podwórze, a w półcieniu tuż obok małego padoku, stały większe i mniejsze bryczki i powozy. Na zaproszenie Bena Cartwrighta zjechali do Ponderosy najbliżsi przyjaciele i sąsiedzi. Wszyscy stawili się w komplecie. Przyjęcie zaręczynowe jednego z Cartwrightów to nie byle, jakie wydarzenie. Informacja o zaręczynach rozeszła się lotem błyskawicy i od kilku dni była najżywiej komentowaną wiadomością w Virginia City i okolicach. Wielu twierdziło, że było to do przewidzenia, bo niby, po co rodzina Langfordów z córką na wydaniu miała zjechać na całe lato do Ponderosy. Ta historia musiała skończyć się zaręczynami. Tajemnicą jedynie pozostawało, który z młodych Cartwrightów zostanie szczęśliwym narzeczonym. W mieście, z braku lepszej rozrywki, robiono nawet zakłady. Większość obstawiała najstarszego syna Bena, Adama. Być może, dlatego, że mężczyzna kilka razy towarzyszył pięknej pannie Langford w przejażdżkach do Virginia City, a może z racji jego starszeństwa. Zresztą któż może wiedzieć, czym tak naprawdę kierują się hazardziści. Najważniejsze dla nich to obstawić i wygrać. Przedmiot zakładu miał tu drugorzędne znaczenie. Niektórzy, pewni wygranej, już świętowali w „Silver Dollar”. Inni z politowaniem stukali się w czoło, ale nie odmawiali wypić jednej lub dwóch szklaneczek whiskey postawionych im przez pewnych siebie graczy.
Tymczasem w Ponderosie po wzruszających oświadczynach rozpoczęły się tańce. Prym wiodła para narzeczonych: ona smukła, niebieskooka blondynka, on wysoki, ciemnowłosy, wyraźnie wzruszony i uszczęśliwiony. Trudno było od nich oderwać wzrok. Stanowili naprawdę urodziwą parę.
- Piękne przyjęcie – stwierdził Richard Langford, z zadowoleniem popijając burbona.
- Piękna para – odparł z uśmiechem Ben Cartwright.
- Owszem, ale muszę ci się przyznać przyjacielu, że miałem nadzieję, że to któryś z twoich synów, poprowadzi moją Claire do ołtarza.
- Cóż, Richardzie, miłość nie wybiera, a poza tym przecież to też Cartwright.
- Tak, ale odpowiedniejszym dla Claire byłby twój najstarszy. Przystojny mężczyzna…
- Will jest równie przystojny – przerwał Ben Langfordowi.
- Zgadza się, ale nie ma wykształcenia takiego jak Adam, obycia, kultury.
- Krzywdzisz Willa. Przyznaję, mój bratanek ma luki w wykształceniu i nie zna tylu języków, co twoja córka, ale nikt nie może odmówić mu kultury bycia.
- Trzy – wtrącił dumny Langford.
- Trzy?
- Francuski, włoski i niemiecki.
- Will zna jeden – odparł Ben próbując powściągnąć irytację i obrócić rozmowę w żart, ale Langford najwidoczniej nie zrozumiał intencji przyjaciela.
- Doprawdy? – spytał. - A to, jaki?
- Hiszpański. Był w armii…
- Żołnierz? – przerwał mu zdziwiony Langford i z niezadowoleniem w głosie dodał: - nikt mi o tym nie powiedział.
- To już przeszłość i nie ma żadnego znaczenia. Will jest pełnoprawnym członkiem mojej rodziny i świetnym młodym człowiekiem. Twojej córce u jego boku niczego nie zabraknie.
- Tak, tak, wiem, ale musisz zrozumieć, to moja jedyna córka. Jakim byłbym ojcem gdybym nie martwił się o jej przyszłość.
- Richardzie dałeś im swoją zgodę. Przyznaję, wszystko potoczyło się bardzo szybko. Uczucie między młodymi wybuchło tak nagle. Byliśmy tym naprawdę zaskoczeni, no może z wyjątkiem twojej żony, która zdawała się doskonale orientować w sytuacji.
- Och, Gloria zgodziłaby się na każdego mężczyznę byle tylko był przystojny. A ja muszę patrzeć dalekosiężnie. Po mojej śmierci Claire odziedziczy cały mój majątek. Muszę, słyszysz, muszę mieć pewność, że jej mąż nie zaprzepaści mojej krwawicy.
- Próbuję cię zrozumieć przyjacielu, ale skoro masz wątpliwości, co do Willa, to, po co dałeś im swoją zgodę.
- Przecież wiesz, że Claire nie potrafię odmówić niczego. Ale teraz, nie mam pewności, czy dobrze zrobiłem. Powinienem kierować się rozsądkiem, a nie jakimś porywem serca.
- Daj spokój. – Ben położył dłoń na ramieniu przyjaciela. – Popatrz tylko na nich, jacy są szczęśliwi i zakochani.
- Miłość? – Langford wzruszył lekceważąco ramionami - ona szybko przeminie. I, co wtedy zostanie? Oj, te współczesne mody. Moje małżeństwo z Glorią zostało zaaranżowane przez nasze rodziny i zobacz, w tym roku minęło nam dwadzieścia lat całkiem niezłego pożycia.
- Nie twierdzę, że w aranżowanych małżeństwach jest coś złego. Zresztą nadal to jest praktykowane. Ludzie żenią się z różnych powodów. Z miłości również. Ja byłem trzy razy żonaty. I za każdym razem żeniłem się właśnie z miłości i uwierz mi, że gdybym miał to zrobić jeszcze raz to tylko pod warunkiem wzajemnego uczucia.
- Ty, to tylko wyjątek potwierdzający regułę.
- Zrzędzisz przyjacielu – stwierdził Ben.
- Dobrze, powiem wprost, jak przyjaciel przyjacielowi: obawiam się, że zasoby finansowe mojego przyszłego zięcia mogą okazać się niewystarczające.
- Gdybym ciebie nie znał, pomyślałbym, że mówisz poważnie – odparł trochę zmieszany i zaskoczony Ben.
- Zrozum, to moja jedyna córka.
- Wiem i powiem ci jedno: za Willa ręczę. Chłopak jest wart twojej córki, a poza tym nie jest biedakiem. To powinieneś wiedzieć. I powiem ci coś jeszcze, choć zamierzałem to ogłosić dopiero jutro, przeznaczyłem dla Willa spory kawałek ziemi w północnej części Ponderosy. Po ślubie młodzi zrobią z nią, co zechcą. Mogą sprzedać ziemię, albo osiedlić się tutaj.
- Osiedlić? Postradałeś zmysły? Wyobrażasz sobie moją córkę tyrająca na ranczu?
- No, popatrz, a ja myślałem, że zagustuje w spędach – odparł z sarkazmem Ben.
- O nie, przyjacielu. Młodzi zamieszkają przy nas w San Francisco. Doceniam twoją wspaniałomyślność. Ta ziemia to piękny prezent, ale moja córka nie będzie mieszkać na wsi. Will, co do tego nie miał zastrzeżeń i tylko, dlatego zgodziłem się na ich małżeństwo.
- Richardzie dajmy spokój tym dywagacjom – rzekł pojednawczo Ben. – To zaręczyny twojej córki i mojego bratanka. Nie wypada, żebyśmy się sprzeczali.
W tej właśnie chwili do obu mężczyzn podeszła czarująco uśmiechnięta Gloria Langford. Od dłuższego czasu ich obserwowała i uznała, że najwyższa pora położyć kres prowadzonej przez mężczyzn rozmowie, która niewątpliwie prowadziła do kłótni. Gloria doskonale znała swojego męża i wiedziała, że byle powód może wytrącić go z równowagi. Przyjeżdżając do Ponderosy oboje mieli nadzieję na zdobycie dla ich córki najlepszej partii. Sytuacja wymknęła się jednak spod kontroli. „Najlepsza partia” nie była zainteresowana ich jedynaczką. Adam Cartwright miał już jakąś pannę i w grę wchodzili tylko jego bracia. Niestety, obaj jakoś nie dawali się „złowić”. Czas naglił, lato kończyło się i do wyjazdu z Ponderosy było coraz bliżej. Wtedy zasugerowała córce, aby zainteresowała się Willem i sprawy ruszyły z szybkością spadającego wodospadu. Mimo wszystko wracali do domu z tarczą. Już ona dopilnuje, żeby Cartwrightowie pomogli im wyjść z finansowych tarapatów. Na razie musi uspokoić Richarda. Nie może dopuścić, żeby jej małżonek wszystko zepsuł.
- Mój drogi, Ben ma rację. Cieszmy się szczęściem naszych dzieci – rzekła biorąc męża pod ramię. – Przyjęcie jest wyjątkowo udane. Doskonały poczęstunek, wspaniali goście i ta muzyka. Słyszysz, Richardzie - uniosła prawdą dłoń do góry – grają moją ulubioną pieśń. Proszę zatańcz ze mną. Tak dano nie tańczyliśmy razem.
- Ależ Glorio, to nie wypada…
- Bardzo cię proszę, ten jeden jedyny raz – jej głos pełen był słodyczy.
- Wybacz Ben – rzekł Richard, zwracając się do przyjaciela.
- Prośba żony to rzecz święta – stwierdził Cartwright, a Gloria w podzięce skinęła mu głową.
Po chwili Langfordowie wmieszali się w tłum tańczących. Ktoś, kto na nich w tej chwili spojrzał mógł odnieść wrażenie, że taniec sprawia im prawdziwą przyjemność. Oboje poruszali się lekko i z gracją. Uśmiechnięta Gloria pochyliła głowę w kierunku męża i cichym, stanowczym głosem wyszeptała:
- Co ty wyrabiasz durniu? Uspokój się, bo w przeciwnym razie ty skończysz w więzieniu, a Claire i ja pod latarnią w Barbara Coast.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 10:20, 10 Maj 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 14:17, 29 Gru 2018    Temat postu:

Cytat:
Po konsultacjach i sugestiach osób z innego forum oraz po dogłębnej analizie uznałam, że Adam musi pozostać kryształowo czysty.

Jestem zbulwersowana. Co to za konsultacje, które naruszają wolność weny twórczej? Jak dla mnie, to Adam może od czasu do czasu utytłać się w tym i owym Mruga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 15:57, 29 Gru 2018    Temat postu:

Adam jest czysty!!! Po prostu chłopina doznał chwilowego szoku. Zdarza się. Każdemu. Liczył na doświadczoną lwicę erotyczną, a trafiła mu się ... nieco mniej doświadczona, ale zdeterminowana. Jego chyba fascynowały często kobiety "z przeszłością" i spryciula to wykorzystała Very Happy
ADA, wolność twórcza przede wszystkim!!! Nie sugeruj się sugestiami. Jak dla mnie to on może popełnić kilka błędów, na pewno wybrnie z nich z honorem.
W drugiej części pojawił się interesujący wątek - znów polowanie na bogatych Cartwrightów, którzy niczym nasmarowane tłuszczem prosięta na jarmarku, sprytnie wymykają się dybiącym na ich kawalerskie życie pannom i ich rodzinom Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 18:06, 29 Gru 2018    Temat postu:

Senszen, pierwotnie chciałam utytłać Adasia i to bardzo porządnie, ale wtedy to nie byłby nasz Adaś Mruga

Te konsultacje wcale nie naruszyły nietykalność Aderato. Ona do końca nie była przekonana, czy Adaś mógłby w taki właśnie sposób wykorzystać dziewczynę. Wyszło jej, że inny Cartwright i owszem, ale on nie. Very Happy

Ewelino, te nasmarowane tłuszczem prosięta rozbawiły mnie do łez. Laughing Dzięki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 4082
Przeczytał: 31 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 19:17, 29 Gru 2018    Temat postu:

No cóż, w takim razie, jeżeli chcę kogoś utytłać, to muszę to zrobić sama Laughing Kto wie, może coś z tego wyjdzie Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 20:43, 29 Gru 2018    Temat postu:

Zachęcam i czekam na efekty Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 0:15, 04 Sty 2019    Temat postu:

Rozdział 2

Przyjęcie zaręczynowe Willa i Claire miało się ku końcowi. Zachwyceni goście z żalem opuszczali Ponderosę. Również i Langfordowie zaczęli zbierać się do drogi. Wylewnie dziękując gospodarzom, wsiedli wraz z towarzyszącą im panną Olive, kuzynką Claire do powozu. Ostatni dzień przed wyjazdem do domu postanowili spędzić w hotelu, w Virginia City, gdzie już znajdowały się ich bagaże. W drodze do miasta mieli im towarzyszyć Will oraz Mały Joe.
Po ich odjeździe zapanowała błoga cisza. Ben zaczerpnął głęboko powietrza. Właśnie ruszył w kierunku domu, gdy usłyszał tętent konia. Przystanął w oczekiwaniu na jeźdźca. Po chwili zza stajni wyłonił się, jadący konno, Adam. Wyraźnie zadowolony i jakby rozmarzony pomachał do ojca ręką. Ben uśmiechnął się pod nosem. Wszystko wskazywało na to, że jego najstarszy syn całkiem poważnie zainteresował się uroczą Dellą Jenkins. Gdyby wreszcie się zdeklarował, Ben mógłby jedynie przyklasnąć wyborowi syna. Tymczasem Adam, pogwizdując cicho, zsiadł z konia i ruszył do stajni. Ben wciąż się uśmiechając wszedł do domu. Hop Sing i jego kuzyni sprowadzeni do pomocy z Virginia City zdążyli w międzyczasie uprzątnąć salon. Wszystkie meble wróciły na swoje miejsce i prawie nie było widać śladu po zakończonym przed godziną przyjęciu. Tylko z kuchni dochodziły odgłosy sprzątania i rozmowy Hop Singa z kuzynami. Ben jednak nie dałby głowy, czy była to tylko zwyczajna rozmowa, czy jakaś sprzeczka. Wolał tego nie sprawdzać. Nie znał kantońskiego i jeśli do tego jedynie słyszał, a nie widział Hop Singa, nigdy nie wiedział, czy jego kucharz wyrażał akurat swoją radość, czy niezadowolenie.
Ben, jak to bywa po hucznych przyjęciach, poczuł nagłe zmęczenie. Usiadł, więc wygodnie w fotelu przy kominku, wyciągnął przed siebie nogi i przymknął powieki. Właściwie mógł być zadowolony z udanego wieczoru. Jednakże pewna kwestia nie dawała mu spokoju. Chodziło oczywiście o jego rozmowę z Richardem, która o mało nie przerodziła się w kłótnię. Ben był zaskoczony postawą przyjaciela, jego małostkowością i co najbardziej go zaskoczyło, interesownością. Takiego Richarda nie znał i takiego nie zamierzał akceptować. Na szczęście pojawiła się pani Langford, która z prawdziwie kobiecym wdziękiem położyła kres ich coraz bardziej irytującej rozmowie. Potem panowie zachowywali się jakby nic się nie stało. Langford chwalił Cartwrightów, wciąż powtarzając, że zaręczyny Claire i Willa wypadły naprawdę okazale. Ben postanowił nie nawiązywać do wcześniejszych słów przyjaciela. Tego dnia najważniejsi, przecież byli narzeczeni, ich miłość i szczęście, jakim promienieli.
- Tato, chcesz wina? – głos Hossa wyrwał go z zamyślenia. – Hop Sing tak pokrzykuje, że muszę się napić.
- Nie, dziękuję – odparł Ben. – Myślałem, że jesteś już u siebie. Mówiłeś, że chce ci się spać.
- Już idę, ale zgłodniałem i musiałem coś przetrącić. Wiesz, Will ma swoją Claire, Adam Dellę, a Joe… do niego wszystkie panny się kleją. To zaostrza mój apetyt.
- Szkoda, że twój apetyt dotyczy tylko jedzenia – zauważył sarkastycznie Ben.
- To też – odparł beztrosko Hoss.
- A, coś więcej?
- Nie chcę zapeszyć, ale…
Trzaśnięcie drzwi przerwało Hossowi odpowiedź.
- Czego nie chcesz zapeszyć? – spytał Adam, zdejmując kapelusz.
- A to już nie twoja sprawa, braciszku – odparł Hoss i szybko dodał: - idę do siebie. Dobranoc.
- Śpij dobrze, synu – rzekł Ben, uśmiechając się, a Adam popatrzył tylko za wchodzącym po schodach bratem. Odkładając na komodę dopiero, co zdjęty pas z bronią spytał:
- Czy, coś mnie ominęło?
- Nie mam pojęcia, ale wydaje mi się, że jakaś panna wpadła Hossowi w oko.
- Pewnie Maggie.
- Ty, coś wiesz? – Ben poprawił się w fotelu i wyczekująco spojrzał na syna.
- Wszyscy wiedzą – Adam wzruszył ramionami.
- Zaraz, zaraz, nie wszyscy. Ja, nie wiem.
- Tato, Hoss i Maggie od miesiąca chodzą wokół siebie. Widocznie jakoś się dogadali, skoro poszedł do swojego pokoju taki zadowolony.
- No, popatrz przez to całe zamieszanie z Langfordami i zaręczynami Willa nic nie zauważyłem.
- Fakt, zamieszania trochę było – stwierdził Adam, siadając w fotelu naprzeciwko ojca.
- A ty?
- Co, ja?
- Nie chcę być wścibski, ale…
- To nie bądź – Adam zaśmiał się. – Dobrze, zaspokoję twoją ciekawość. Tak, Della bardzo mi się podoba i być może coś z tego będzie.
- Nie wiesz, jak bardzo się cieszę, synu – Ben aż zatarł dłonie z radości.
- Ale nie myśl sobie, tato, że zaraz poproszę o jej rękę – zastrzegł Adam.
- Może nie byłoby to takie złe – zauważył niewinnie Ben.
- Tato…
- Już dobrze. Nic nie mówię.
- A gdzie jest Joe?
- Pojechał z Langfordami i Willem. Obaj zostaną na noc w mieście.
- Coś cię martwi? – spytał, jakby od niechcenia Adam.
- Nie, właściwie nic.
- Twoja rozmowa z Langfordem, do miłych raczej nie należała, skoro pani Gloria interweniowała.
- To było, aż tak widoczne?
- Dla uważnych obserwatorów, owszem. O, co poszło?
- Richard ma wątpliwości, co do swojego przyszłego zięcia – odparł Ben.
- Tak nagle?
- Nie wiem, może burbon przez niego przemówił. Sporo go w siebie wlał.
- Byłem przekonany, że Langford zaakceptował wybór swojej córki – rzekł Adam.
- Nie miał wyjścia. On upatrzył sobie zupełnie innego kandydata na zięcia.
- Wiem.
- Wiesz? – Ben spojrzał zaskoczony na syna.
- Oczywiście – Adam wzruszył ramionami. – Od tygodnia w Virginia City trwają zakłady. Co poniektórzy sporo stracą.
- O tym też nie wiedziałem.
- Dawno nie byłeś w mieście, a do tego miałeś tyle spraw na głowie.
- To nie zmienia faktu, że powinienem wiedzieć. A, co na to Will?
- Dobrze się bawił, podobnie, jak i ja. – Adam zaśmiał się. - Tato, powiesz mi wreszcie, o co właściwie chodziło Langfordowi?
- Richard uważa, że Will nie jest dobrą partią dla Claire. Ona jest wykształcona, obyta w towarzystwie, a do tego bogata.
- Uznał Willa za niewykształconego biedaka?
- Coś w tym rodzaju. Trochę uspokoił się, gdy wspomniałem, że młodzi dostaną ode mnie kawałek ziemi, ale od razu zastrzegł, że jego córka nie będzie mieszkać na wsi.
- To, akurat nie jest nowiną. Will kilka razy wspominał, że nie ma nic przeciwko przeprowadzce do San Francisco.
- Nawet, jeżeli on nie ma z tym problemu to i tak słowa Richarda mocno mnie zaniepokoiły. Will jest dla mnie, jak syn. Martwię się o niego, tak jakbym martwił się o każdego z was. Czy coś w tym złego?
- Oczywiście, że nie – zapewnił Adam – ale Will nie ma dziesięciu lat. To dorosły mężczyzna i wie, co robi. Przede wszystkim zaś kocha Claire, a ona jego. Przyznaję, jest trochę sztywna, może nawet zadziera nosa, ale to tylko moje subiektywne odczucie. Naprawdę nie ma, czym się martwić. Zobaczysz, wszystko się ułoży, a twój przyjaciel przekona się do Willa. Późno już, pójdę się położyć. – Adam ziewnął i wstał z fotela.
- Zaczekaj – poprosił Ben. – Pewnie masz rację, ale może pojechałbyś z Willem i Langfordami do San Francisco.
- Co takiego? – spytał zdziwiony Adam i opadł z wrażenia na fotel.
- Jedź, poobserwuj, bądź dla kuzyna wsparciem.
- Tato, ty chyba sobie ze mnie żartujesz. Mam być dla Willa wsparciem? W czym?
- Wiem, że to z mojej strony dziwactwo, ale po tej rozmowie z Richardem mam jakieś dziwne przeczucie.
- Przeczucie? A, co niby Langford miałby zrobić Willowi?
- Nie mam pojęcia, ale niepokoję się i tyle.
- Tato, nie poznaję ciebie – Adam z niedowierzaniem pokręcił głową. – Wysyłasz mnie do San Francisco teraz, gdy mamy tak dużo roboty. W przyszłym tygodniu zaczynamy spęd. Trzeba oznakować cielaki, wybrać bydło na sprzedaż i to, które będzie zimować w Ponderosie. A potem jeszcze czeka nas przepęd stada na targ w Teksasie, nie wspominając, że przed świętami Bożego Narodzenia musimy ostatecznie zamknąć sprawę dzierżawy dwóch tartaków.
- Adamie, nie zapomniałem, ile czeka nas pracy, ale Will to rodzina. Zawsze sobie pomagaliśmy, dlatego proszę, jedź z nim. My tu damy sobie radę. Wystarczy, gdy zdążysz wrócić na przepęd.
- Widzę, że nie mam wyjścia – Adam westchnął ciężko. – Dobrze, pojadę, tylko powiedz mi, w jakim charakterze? Niańki, przyzwoitki… sam nie wiem.
- Pamiętasz starego Jima Bonney’a?
- Tego, co pięć lat wszystko rzucił i wyjechał w poszukiwaniu szczęścia do San Francisco?
- Tego samego – przytaknął Ben. – Nie dalej, jak tydzień temu przysłał mi list z zapytaniem, czy nie kupiłbym od niego kawałka lasu po drugiej stronie Truckee.
- Naprawdę?
- Tak.
- To piękne miejsce. Co mu odpowiedziałeś?
- Jeszcze nic, ale pomyślałem, że warto kupić ten las.
- To dobry pomysł.
- To znaczy, że pojedziesz – stwierdził Ben.
- Ależ, tato, żeby załatwić taką sprawę nie trzeba już ruszać się z domu – zauważył Adam.
- Masz rację, ale dla Jima telegraf to nadal diabelski wymysł. Będzie lepiej, gdy do niego pojedziesz. A poza chciałeś pretekstu, to już masz.
- Genialne – rzekł z ironią Adam, kręcąc przy tym z niezadowoleniem głową.
- No, już nie narzekaj – Ben uśmiechnął się do syna. – Wiesz, ile twoi bracia daliby za to, żeby uniknąć czekającej ich pracy.
- Tym mnie przekonałeś – powiedział Adam i mrugnął do ojca. – Chciałbym zobaczyć miny Hossa i Małego Joe, gdy dowiedzą się o moim wyjeździe.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 10:21, 10 Maj 2019, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 23:26, 04 Sty 2019    Temat postu:

Jak miło! Kolejny cudny fragment opowiadania. Bardzo, bardzo interesujący. Adam zainteresował się Dellą? Ciekawe, ale on zastrzega, że do oświadczyn jeszcze daleko ... no i zadam nurtujące mnie pytanie: co dzieje się z Olive, którą jakoś bardzo polubiłam. Za zdecydowanie, odwagę i wiedzę o tym, czego pragnie Rolling Eyes

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 1:35, 07 Sty 2019    Temat postu:

Ewelino, cieszę się, że opowiadanie Cię zainteresowało. Smile W kolejnym odcinku postaram się zaspokoić Twoją ciekawość, choć obawiam się, że nie w takim stopniu, jakbyś chciała. Mruga


Rozdział 3


San Francisco przywitało Langfordów oraz towarzyszące im osoby mgłą, która w iście magiczny sposób otulała miasto. Ktoś, kto po raz pierwszy ujrzał San Francisco mógł odnieść wrażenie, że znalazł się w jakiejś bajkowej krainie. Niemal wszędzie, zarówno na wybrzeżu, jak i w samym mieście, można znaleźć było miejsca i widoki, które wprawiały w prawdziwy zachwyt. No, może z wyjątkiem okrytej złą sławą dzielnicy Barbary Coast, gdzie jedna chwila nieuwagi lub zbytnia ciekawość kończyły się dla amatora wyjątkowych wrażeń w ciemnym zaułku, bez pieniędzy, ubrania, a czasem nawet i życia. Mimo to o San Francisco opowiadano sobie cuda. A gdy któregoś pięknego dnia Samuel Brannan*) , idąc Portsmouth Square zaczął wymachiwać buteleczką z samorodkami złota wykrzykując przy tym: Złoto! Złoto w amerykańskiej rzece! rozpoczęło się prawdziwe szaleństwo. Ludzie napływali zewsząd. Gorączka złota ogarnęła wszystkich. I tak w krótkim czasie mieścina, licząca zaledwie pięciuset osiedleńców rozrosła się do dwudziestu tysięcy mieszkańców. Już nie była małym, zapyziałym miasteczkiem, a świetnie prosperującym, dużym miastem.

Adam Cartwright za każdym razem, gdy przyjeżdżał do San Francisco nie mógł odmówić sobie wypadu do licznych księgarni i teatrów. Lubił spacerować ulicami miasta, a nawet zaglądać tam, gdzie nie zawsze było bezpiecznie. Niektóre miejsca były dla niego szczególne i gdy tylko miał czas zawsze do nich wracał. Tak było z misją Dolores i losami trzymanych tam Indian, którzy izolowani od swoich pobratymców, narażeni na choroby białych, a przede wszystkim pozbawieni możliwości przemieszczania się, umierali w zastraszającym tempie. O skali zjawiska może świadczyć fakt, że w siedemdziesiąt pięć lat od założenia misji żył tylko jeden miejscowy Indianin, który miał powiedzieć: Z mojego plemienia przeżyłem tylko ja. Zostałem sam. Gdy Adam po raz pierwszy usłyszał tę historię długo nie mógł dojść do siebie. Dla kogoś, takiego jak on, niesprawiedliwość dotykająca tubylczą ludność, była niewyobrażalnym okrucieństwem i barbarzyństwem. Jego poglądy dotyczące stosunku Ameryki do jej rdzennych mieszkańców, jak na czasy, w których przyszło mu żyć, były bardzo postępowe i wymagały od niego sporej odwagi cywilnej.

Pobyt Adama w San Francisco miał trwać jedynie tydzień. Sprawę z Jimem Bonney’em załatwił bez najmniejszych problemów i spędził z nim dwie miłe godziny, opowiadając mu, co słychać u ich wspólnych przyjaciół i znajomych. Trzy razy gościł u Langfordów: dwa razy na obiedzie, raz na wystawnej kolacji, na której poinformowano miejscową śmietankę towarzyską o zaręczynach Claire oraz przedstawiono jej narzeczonego. W trakcie tych spotkań Adam nie zauważył nic niepokojącego. Wszyscy z sympatią odnosili się do jego kuzyna, a przyszły teść niemal rozpływał się nad nim w zachwytach. Co prawda w trakcie uroczystej kolacji doszło do niemiłego zgrzytu pomiędzy Willem, a niejakim Floydem Evansem, synem miejscowego potentata prasowego, właściciela niezwykle popularnego w San Francisco Daily Alta California**), jednak wszystko szybko obrócono w żart. Jak później się okazało młody człowiek rościł sobie pewne prawa do panny Langford, ale interwencja ojca dziewczyny była na tyle skuteczna, że Floyd nie odezwał się ani słowem do końca kolacji, poprzestając jedynie na wrogich spojrzeniach rzucanych w kierunku Willa. Był jeszcze ktoś, kto uparcie wpatrywał się w przystojnego narzeczonego panny Langford, ale w zgoła inny sposób. Słodycz spojrzenia i lekko przymglone, rozmarzone oczy uważnemu obserwatorowi mówiły wszystko. Adam był świetnym obserwatorem i był pewien, że Olive, kuzynka Claire, która podczas pobytu w Ponderosie zupełnie nie rzucała się w oczy, obdarzyła Willa uczuciem nad wyraz płomiennym. Pomyślał, że z tego mogą być w przyszłości kłopoty. Na szczęście nie jego.

Tydzień minął szybko. Adam wypełniwszy wszystkie towarzyskie i biznesowe zobowiązania oraz upewniwszy się, że wbrew przeczuciom jego ojca, żadne niebezpieczeństwo nie wisi nad głową Willa, postanowił w przeddzień wyjazdu z San Francisco powłóczyć się po mieście, a wieczór spędzić w hotelu, aby porządnie wypocząć przed czekającą go podróżą. Właśnie wrócił do pokoju z hotelowej restauracji. Kolacja była wyborna, a i towarzystwo okazało się interesujące. Resztę wieczoru zamierzał spędzić czytając książkę i popijając burbona. Właśnie miał wprowadzić w czyn swój plan, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Skrzywił się niezadowolony z takiego obrotu sprawy, ale donośnym głosem powiedział: proszę. Po chwili do jego pokoju wszedł Will, ubrany elegancko i spowity aureolą wody kolońskiej.
- No, no, nawet gdybym ciebie nie widział, to po zapachu zorientowałbym się, że to właśnie ty – zażartował Adam.
- Myślisz, że za dużo na siebie wylałem tego pachnidła? – spytał stropiony Will.
- Nie martw się, po drodze do Langfordów wywietrzeje – odparł mrugnąwszy do kuzyna. – To gdzie tym razem się wybieracie?
- Do teatru, na jakąś farsę. Nie pytaj o tytuł, bo nie pamiętam.
- To źle – stwierdził z powagą Adam. – Twojej narzeczonej to się nie spodoba.
- Tak myślisz?
- Will, uspokój się. Tylko żartowałem. Doprawdy, nie poznaję ciebie. Co ta panna z tobą zrobiła.
- Zaczarowała mnie. Sprawiła, że wreszcie poczułem, co to prawdziwa miłość.
- Prawdziwa z niej czarodziejka – stwierdził z ledwo ukrywanym sarkazmem Adam.
- A żebyś wiedział… żebyś wiedział. Z nią wszystko jest inne, lepsze, wyrafinowane i pełne tajemnic.
- Ale cię wzięło. – Adam pokręcił z dezaprobatą głową. – Przepadłeś. Bez dwóch zdań, wzięła cię pod pantofel.
- A niechby – odparł Will. – Prawdziwa miłość jest tego warta.
- Czyżby?
- Gdy wreszcie się zakochasz, sam to zrozumiesz.
- Być może, ale pantoflarzem nie będę – rzekł zdecydowanie Adam. – Lepiej pośpiesz się, bo spóźnisz się do Langfordów.
- Masz rację. Późno już – stwierdził Will. – A ty, będziesz, sam tak tu siedział?
- Mam towarzystwo – Adam uniósł do góry książkę. – A poza tym przed południem wyjeżdżam. Pamiętasz?
- Oczywiście. Zjemy razem śniadanie i odprowadzę ciebie na dworzec. Co ty na to?
- Będzie mi miło – Adam uśmiechnął się. – Może o dziewiątej?
- Świetnie. – Will skinął głową i ruszył do drzwi. Nim jednak je otworzy przystanął i odwróciwszy się do Adama trochę nieswoim głosem spytał:
- Mogę zadać ci pytanie?
- Pytaj.
- Czy ty naprawdę, nie masz do mnie pretensji o to, że rozbiłem twój związek z Laurą?
- Związek? Jaki związek? – zażartował Adam, próbując ukryć swoje zaskoczenie.
- Pytam poważnie. To dla mnie bardzo ważne.
- Między Laurą a mną była tylko sympatia, którą pomyliłem z miłością. Wtedy bardzo chciałem się usamodzielnić, zbudować własną Ponderosę. Myślałem, że z Laurą to mi się uda. Myliłem się. Teraz wiem, że nie bylibyśmy dobrym małżeństwem. Może na początku…
- Tak, na początku wszystko wydaje się piękne.
- Will, właściwie to nigdy nie powiedziałeś, dlaczego rozstałeś się z Laurą. Chyba, że to jakaś tajemnica?
- Żadna tajemnica – mężczyzna wzruszył ramionami. – Po prostu każde z nas oczekiwało czegoś innego. Marzenia rozminęły się z rzeczywistością. Świat postrzegany przez Laurę był światem dziecka, a ja chciałem mieć żonę, rodzinę… ona zdaje się tego nie rozumiała. Rozstaliśmy się bez żalu i pretensji. Tylko Peggy trochę mi żal. Laura jest dobrą matką, ale nazbyt uczuciową, żeby nie rzec infantylną.
- Jest w tym jakaś cząstka prawdy – stwierdził Adam. – Sądzę jednak, że teraz nie powinieneś sobie zaprzątać tym głowy. Masz piękną narzeczoną, która niedługo zostanie twoją żoną. To się tylko liczy, a nie wspomnienia z przeszłości.
- Tak uważasz? Dziękuję. Nawet nie wiesz, jaką ulgę przyniosła mi rozmowa z tobą.
- Dobrze, dobrze – powiedział zakłopotany Adam. - I rusz się wreszcie, bo gotów jesteś się spóźnić, a takiej pięknej pannie, jak twoja narzeczona nie wolno kazać czekać.
- I znowu masz rację. – Will uśmiechnął się zabójczo i rzuciwszy wzrokiem na swoje odbicie w lustrze dodał: – naprawdę dobrze wyglądam.
- Pytasz, czy twierdzisz?
- Twierdzę – rzekł z powagą Will, po czym głośno i serdecznie roześmiał się, a Adam mu zawtórował.





_____________________________________________________________
*) Samuel Brannan (1819-1889) - amerykański osadnik, biznesmen, dziennikarz i prominentny mormon, który założył California Star, pierwszą gazetę w San Francisco. Od niego rozpoczęła się Kalifornijska Gorączka Złota. Był pierwszym milionerem, człowiekiem niezwykle ustosunkowanym, który miał ogromny wpływ na rozwój Kalifornii. U schyłku życia stał się bankrutem m.in. za sprawą rozwodu z drugą żoną, z którą postanowił podzielić się majątkiem. Zmarł w wieku 70 lat nie pozostawiając dość pieniędzy, z których można byłoby opłacić jego pochówek. Najprawdopodobniej nikt się do tego nie kwapił skoro dopiero po roku jego doczesne szczątki spoczęły w ziemi.
**) Daily Alta California - była XIX-wieczną gazetą w San Francisco, biorącą swe początki z California Star, której właścicielem był Samuel Brannan. Założona w styczniu 1847. Ostanie wydanie gazety ukazało się w czerwcu 1891 r. Na jej łamach publikował m.in. Mark Twain.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pią 10:21, 10 Maj 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 13:56, 07 Sty 2019    Temat postu:

Dlaczego Olive zerka na Willa? Dziewczyna jest kuzynką Claire, ale ... jeśli to Will był bohaterem sceny z pierwszego odcinka, to nieźle namieszałaś Surprised Szkoda byłoby Olive dla Willa. On romansował i z Laurą, teraz oświadczył się Claire, a Ty mu dołożyłaś jeszcze Olive z jej fajnym charakterem. Chyba, że to jakieś zawirowanie w czasie i Olive jednak zdecyduje się na Adasia ...
Bardzo ciekawe wzmianki o San Francisco. Z epoki i nieco wiążące się z Cartwrightami. Ben w którymś odcinku wspominał o gorączce złota w Kaliforni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6360
Przeczytał: 21 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 18:42, 07 Sty 2019    Temat postu:

Nie mogę za dużo odsłonić, ale następny fragment przyniesie częściowe wyjaśnienie. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 19:48, 07 Sty 2019    Temat postu:

Kiedy? Kiedy?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 28, 29, 30  Następny
Strona 1 z 30

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin