Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziewczyna z Georgii
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 34, 35, 36 ... 55, 56, 57  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5039
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 21:59, 05 Cze 2021    Temat postu:

Brawo dla Aderato Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:53, 06 Cze 2021    Temat postu:

Cytat:
• To jeźdźmy do tej cholernej kopalni, a wtedy sam pan się przekona, że Williams sprowadził tam górników. Widziałem na własne oczy jak się zmieniali.
• A czy oprócz ciebie, ktoś jeszcze ich widział?
• Twierdzi pan, że kłamię?!
• Nie, zadałem tylko pytanie – odparł spokojnie szeryf. - Odpowiesz mi na nie?
• Tylko ja ich widziałem – wycedził przez zęby Adam.
• To sam widzisz, że przynajmniej na razie nie mogę nic zrobić – Roy Coffee rozłożył ręce.

No tak, jeden świadek to za mało, w dodatku świadek bezpośrednio zainteresowany
Cytat:
• Przez tego człowieka omal nie straciłem syna, a panna McCulligen została ciężko ranna i może nigdy już nie odzyska pamięci.
• Przykro mi Adamie, naprawdę mi przykro, ale udowodnij mi, że wypadek twojego syna i panny McCulligen jest następstwem działań Williamsa, a wtedy z prawdziwą przyjemnością wsadzę go za kratki.

Bardzo zainteresowany ... niestety szeryf musi kierować się przepisami prawa i mieć niezbite dowody
Cytat:
• Nie wierzę własnym uszom! Pan jest stróżem prawa, od którego żądam pomocy!
• Żądać sobie możesz, ale ja mam ograniczone siły i środki. Jak na razie nie doszło do niczyjej śmierci.
• Jak na razie… nie wierzę, że pan to powiedział.

"Żądać sobie możesz" brzmi jakby znajomo Very Happy ale Adam chyba przesadza z atakiem na Roy'a
Cytat:
• Mnie nic się nie wydaję!!!
• Nie podnoś mi tu głosu – odparł zdecydowanie Coffee – nic tym nie wskórasz.
• Szeryfie nie poznaję pana. To szczyt niekompetencji… - zaczął Adam, który już niemal gotował się z wściekłości.
• Dość tego! – przerwał mu szeryf. - Posunąłeś się za daleko!

Mocno przesadza, chociaż ... widzieć Adama rozzłoszczonego?
Cytat:
• Adamie, szeryf Coffee ma rację – rzekł ugodowo Mały Joe. - Tak naprawdę, to oprócz tego, co widziałeś to nie mamy żadnych konkretów, dowodów. Spróbujmy je zdobyć.
• Ty też jesteś przeciwko mnie? - Adam wrogo spojrzał na brata.
• Nie, ale rozumiem, że szeryf nie może nam teraz pomóc.

Pasikonik jako głos rozsądku? Koniec świata!
Cytat:
Poza tym szczerze mówiąc nie mamy nic, co pozwoliłoby mu aresztować Williamsa.
• Otóż to – przytaknął Joe. - Szybciej to ty trafiłbyś za kraty, a nie ten stary cwaniak.
• Niby za co, miałbym tam trafić, kochany braciszku? - spytał głosem ociekającym jadem Adam.
• Na początek za obrazę szeryfa.
• Wcale go nie obraziłem.
• Nie – zaśmiał się Joseph – tylko ni mniej ni więcej powiedziałeś mu, że jest niekompetentny.

Faktycznie, w tym przypadku byłoby słowo przeciwko słowu, no i jeszcze ta obraza szeryfa
Cytat:
...• Przesadziłem…
• Owszem – Joe skinął głową.
• Pójdę i przeproszę go.
• To nie zaszkodzi,

Adam potrafi przyznać się do błędu ... czasem
Cytat:
No, bo jak tu zrozumieć, że jej kochany papa, Richard LaMarr, wcale nie jest Richardem LaMarr tylko Haimem Gottliebem. To by znaczyło, że ona, Valerie oraz ich maman będą teraz nosiły nazwisko Gottlieb. Papa powiedział, że jest Żydem. Dziwne, bo przecież nie miał ani pejsów, ani brody. Nie nosił też mycki, ani czarnego chałatu. W ogóle nie wyglądał, jak Żydzi, których często widywała, gdy mieszkali jeszcze w San Francisco.

Biedna Susan, cały świat jej się zmienił, jej świat
Cytat:
Ostatnio pewne zielone oczy, których właścicielem był młody i nad wyraz wesoły mężczyzna, znalazły się w kręgu zainteresowań panny Susann LaMarr. Co z tego, że miała dziesięć lat. Gwoli ścisłości dwa dni temu właśnie je skończyła i można było powiedzieć, że tak naprawdę miała już jedenaście. Ten mężczyzna był naprawdę bardzo miły. Potrafił śmiać się głośno i serdecznie. Nazywał się Joe Cartwright...

No tak, jedenaście lat to wiek w którym zwraca się uwagę na ... zielone oczy
Cytat:
Chcąc nie chcąc wyszła przed hotel i wtedy jej oczom ukazał się interesujący widok: trzech mężczyzn uśmiechniętych od ucha do ucha z uwagą przysłuchiwało się temu, co mówiła jej rezolutna siostra.

Dziewczynka postawiła na swoim. Spryciara

Kolejna część opowieści. Bardzo interesująca. Rozwścieczony Adam, obrażający szeryfa ... marzenie Very Happy oczywiście nie dla Roy'a. Na szczęście A.C. potrafi przyznać się do błędu i pewnie przeprosi szeryfa. Na razie muszą kombinować, jak przyłapać łobuza na gorącym uczynku, tak, żeby nie było wątpliwości co do jego winy. No i panny LaMarr, a właściwie Gottlieb. Jednej podoba się Logan, choć to uczucie? dopiero raczkuje, druga, młodsza zapatrzona jest w Joe. Ona ma dopiero 11 lat, więc możliwe, że za jakiś czas przejdzie jej ta fascynacja, ale kto wie? Różnie może być. Zobaczymy. Czekam więc niecierpliwie na kontynuację ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:23, 06 Cze 2021    Temat postu:

Adasiowi troszeczkę puściły nerwy. Bidulek musiał sobie odreagować ranek, kiedy to Holly go nie poznała. Po prostu padło na miłego szeryfa. Smile Susan zafascynowana jest Joe, bo on raczej dogadywał się z małymi dziećmi. Poza tym panienka pomału zaczyna dostrzegać walory płci przeciwnej. Mruga Do tego jej dotychczasowe życie toczyło się wśród dorosłych, więc Susan uznała, że miły Joe mógłby być jej kolegą. Very Happy

Dziękuję bardzo za miły komentarz. Very Happy
Z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że Aderato zaczęła coś skrobać. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:44, 10 Cze 2021    Temat postu:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:47, 11 Cze 2021    Temat postu:



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:28, 15 Cze 2021    Temat postu:

On tak jak ja wypatruje kontynuacji Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 11:02, 16 Cze 2021    Temat postu:

Przepraszam za zwłokę, ale chodzę teraz na rehabilitację, co zajmuje mi sporo czasu. Gdy wracam do domu, to marzę jedynie o odpoczynku. Wklejam, to, co udało mi się napisać. Mam nadzieję, że ma to sens. Smile


***

Pierwszy dostrzegł ją Logan Carter. Mimo wzburzenia malującego się na jej twarzy wyglądała zjawiskowo i co tu dużo mówić Loganowi odjęło mowę. Tymczasem Valerie, która dostrzegła, jakie wrażenie wywarła na młodym detektywie zdołała się opanować i odruchowo poprawiwszy nieskazitelnie upięte włosy spokojnie rzekła:
• Susan, bądź tak miła i podejdź tu do mnie.
• O, jest moja siostra. Zaraz mi się dostanie – dziewczynka zrobiła nieszczęśliwą minę, czym wywołała rozbawienie mężczyzn. Carter, któremu wreszcie wróciła przytomność umysłu, dotykając ronda kapelusza, powiedział:
• Panno LaMarr, jak miło panią widzieć.
Adam i Joe zauważywszy, że Logan na widok Valerie wyraźnie zmienił się na twarzy, spojrzeli na siebie porozumiewawczo i nic nie mówiąc skinęli dziewczynie głowami.
• Witam pana, panie Carter – odparła i dodała: - Adamie, Joe miło was widzieć. Susan, prosiłam cię o coś.
• Oj, dobrze, dobrze – odparła ze skwaszoną miną dziewczynka i głośno westchnąwszy podeszła do siostry.
• Jak ty się zachowujesz? Co panowie pomyślą sobie o tobie? Panience z dobrego domu nie wypada tak atakować ludzi.
• Nikogo nie atakowałam. Wydawało mi się, że dostrzegłam naszego papę i chciałam wybiec mu na spotkanie. Wtedy spotkałam panów.
• Bardzo ciekawe. – Stwierdziła z niedowierzaniem Valerie i zwróciwszy się do mężczyzn rzekła: - przepraszam za zachowanie mojej siostry. Mam nadzieję, że nie naprzykrzała się panom.
• Ależ skąd – Logan pośpieszył z odpowiedzią. - To przemiła panienka.
• Tak, tak, bardzo miła – przytaknął Joe, czym wywołał niemy zachwyt Susan.
• Pani siostrzyczka jest niezwykle rezolutna i pełna uroku. To była przyjemność z nią porozmawiać – rzekł Adam.
• A widzisz. – Powiedziała triumfalnie dziewczynka, po czym przybrawszy poważną minę dodała: - z okazji moich urodzin zaprosiłam panów na deser lodowy do hotelowej restauracji. Teraz.
• Co zrobiłaś? - Valerie nie wierzyła własnym uszom.
• Ogłuchłaś? - spytała niezrażona panienka.
• Póki co słuch mam doskonały – odparła Valerie, próbując zachować spokój. - Susan, panowie na pewno są bardzo zajęci. Nie pomyślałaś, że może mają swoje plany i dokądś się śpieszą? Nie wolno nikogo stawiać w tak niezręcznej sytuacji.
• Ale przecież ja nic takiego nie zrobiłam – broniła się dziewczynka, której broda zaczęła dziwnie drżeć tak, jakby za chwilę miała się rozpłakać.
• Panno LaMarr, proszę nie gniewać się na siostrę – Logan przyszedł Susan z pomocą. - Moim przyjaciołom i mnie będzie bardzo miło spędzić czas w tak uroczym towarzystwie. Właśnie mieliśmy coś zjeść. Dlatego zapraszam panie na obiad, a potem oczywiście na lodowy deser. Jak on się nazywa, Susan? - detektyw zwrócił się do dziewczynki mrugnąwszy przy tym uspokajająco.
• Bomba lodowa – odparła pełna wdzięczności i pomyślała, że pan Carter jest całkiem fajny, a do tego tak śmiesznie patrzy na jej siostrę.
• Otóż to właśnie – przytaknął Logan. - Przy takim upale, aż prosi się o zimny deser. Co wy na to, panowie?
• Ja, z chęcią – odparł Joe.
• Ja również – rzekł Adam i zwróciwszy wszystkim uwagę, że nadciąga burza zaproponował, żeby weszli do restauracji. Logan podał ramię Valerie. Joe z uśmiechem zaproponował to samo małej Susan. Uszczęśliwiona dziewczynka, już miała położyć swoją dłoń na jego ramieniu, gdy u wylotu ulicy dostrzegła idącego ojca. Rzuciła się pędem w jego kierunku.
• Susan, a ty dokąd?! – rzuciła za nią Valerie. Dziewczynka, nie zatrzymując się, odkrzyknęła:
• Papa, papa idzie!
• Moja kochana Mgiełka! - wykrzyknął pan LaMarr, gdy córeczka z piskiem podbiegła do niego. Otworzył ramiona i objął ją, całując w czoło. - Skąd tu się wziął mój skarb? Mam nadzieję, że maman pozwoliła ci wyjść z pokoju?
• Papo, maman nic nie wie, ale jest ze mną Valerie – odparła dziewczynka i wskazując paluszkiem wejście do hotelu, dodała: - o tam stoi. A gdzie twoja bryczka?
• Odprowadziłem ją do stajni. Nadciąga przecież burza.
• Boy hotelowy mógłby to zrobić – zauważyła Susan.
• Tak, ale ja miałem po drodze. – Odparł LaMarr i musnąwszy palcem nosek córeczki, rzekł: - pośpieszmy się, twoja siostra na nas czeka i zdaje się, że nie tylko ona.
• To panowie Cartwright i detektyw Logan. Papo, zaprosiłam ich na deser lodowy.
• I, co? Przyjęli twoje zaproszenie?
• Oczywiście – odparła dziewczynka. - Powiedziałam im, że dopiero, co miałam urodziny. Valerie nie była z tego powodu zadowolona. Myślisz, że źle zrobiłam?
• Nie, Mgiełko, ale na następny raz zapytaj najpierw maman lub mnie.
• To znaczy, że źle zrobiłam – zasmuciła się Susan.
• Już dobrze – rzekł pan LaMarr - nie lubię, gdy moja córeczka się smuci.
• Papo, czy załatwiłeś już wszystkie sprawy z tym okropnym Goldblumem?
• Panem Goldblumem – LaMarr poprawił Susan i dodał: - tak, mój skarbie. Załatwiłem z tym panem wszystkie sprawy i to ostatecznie.
• Cieszę się, bo wiesz po twoim wyjściu maman płakała.
• Płakała, powiadasz? Teraz już nie będzie. Obiecuję ci to, Mgiełko. A teraz chodźmy, twoi goście czekają, a poza tym zaczyna padać.
Dziewczynka mocno schwyciła dłoń ojca. Deszcz przybrał na sile. LaMarr i Susan ze śmiechem pobiegli w kierunku hotelu.

***

Mimo szalejącej na zewnątrz burzy w restauracji hotelowej zajęte były niemal wszystkie miejsca. Richard LaMarr poprowadził gości do zarezerwowanego specjalnie dla jego rodziny stolika. Poprosił Susan, żeby poszła do ich apartamentu i powiadomiła matkę, że na obiedzie podejmą gości. Na jej pytanie, kim oni są dziewczynka odpowiedziała, że to niespodzianka. Pani Elaine, która z niepokojem wyczekiwała powrotu małżonka, nie była początkowo tym zachwycona, ale widząc uradowaną i podekscytowaną twarzyczkę młodszej córki postanowiła zastosować się do życzenia męża. Z obawą w sercu schodziła po schodach. Miała tylko nadzieję, że Richard nie ugiął się przed Aaronem Goldblumem, którego serdecznie nie znosiła, i nie zaprosił go na obiad. Potem jednak uznała to za niedorzeczne. Żaden chasyd nie przyjąłby zaproszenia od goja. Tu uśmiechnęła się, bo choć znała już prawdziwą tożsamość męża, w żaden sposób nie potrafiła myśleć o nim, jak o Żydzie. Dla niej był jej ukochanym mężem, bardziej francuski niż ona sama. Ponaglana przez Susan pojawiła się wreszcie w drzwiach restauracji. Na jej widok twarz Richarda rozświetlił uśmiech. Zaraz też, przepraszając gości, wstał od stołu i podszedł do żony. Ona spojrzała w jego oczy i już wiedziała, że sprawa z Goldblumem została ostatecznie zamknięta. Uśmiechnęła się do niego i widząc kim są ich goście, spytała:
• Czyżby to sprawka naszej Susan?
• Tak, kochanie – odparł. - Nasza Mgiełka to bardzo sprytna osóbka. Obawiam się, że w przyszłości złamie niejedno męskie serce.
• Oby nie – odparła Elaine. - Lepiej niech bierze przykład z Valerie.
• Z Valerie... – Richard uśmiechnął się tajemniczo i spojrzał na starszą córkę, która lekko pochyliwszy się w kierunku Logana Cartera z uwagą przysłuchiwała się jego opowieści.
• Czy ja o czymś nie wiem? - spytała Elaine, a jej wzrok podążył za spojrzeniem męża. Ona też uśmiechnęła się. - Myślisz, że coś z tego będzie?
• Kto wie, moja droga. Kto wie – odparł. - Ja w każdym razie nie miałbym nic przeciwko temu.
• Och, Richardzie - szepnęła udając oburzoną.
• Już dobrze. Nic nie mówię. Chodźmy do naszych gości. Nie powinni na nas tak długo czekać.
• Ja zwykle masz rację – odparł Richard podając żonie ramię.
• Powiedz mi tylko, czy załatwiłeś interesujące nas sprawy?
• Myślałem, że już odgadłaś.
• Tak, ale chcę to usłyszeć od ciebie.
• Sprawy z tym człowiekiem należą do przeszłości – rzekł z powagą Richard.
• Miło mi to słyszeć. Opowiesz mi o tym?
• Tak. Wieczorem w naszej sypialni – odparł spoglądając z czułością na żonę.

***

Obiad za sprawą burzy i gwałtownej ulewy przeciągnął się aż do podwieczorku. Prowadzono miłą i niezobowiązującą rozmowę, która niewątpliwie wpłynęła kojąco na zdenerwowanego Adama. Teraz już spokojny, prowadził interesującą konwersację z małżeństwem LaMarr. Pani Elaine, podobnie, jak jej córki, zaniepokojona była wypadkiem małego Matthew i panny McCulligen. Zaproponowała nawet pomoc, jeśli taka byłaby konieczna. Wraz z mężem opowiedzieli Adamowi historię pewnego mężczyzny, który całkowicie stracił pamięć, ale dzięki czułej opiece rodziny i specjalistycznej pomocy z czasem wspomnienia wróciły. Polecili też sławnego w całym kraju doktora Silasa Mitchella, neurologa, będącego ich dobrym znajomym. Adam przypomniał sobie wówczas, że doktor Martin wysłał do sławnego lekarza telegram z zapytaniem, czy zechciałby zdiagnozować Holly. Niestety wciąż nie było odpowiedzi. Richard LaMarr obiecał, że postara się jak najszybciej sprowadzić doktora Mitchella do Ponderosy.
Deszcz i burza wreszcie ustały. Kelnerzy uchylili okna i do sali restauracyjnej wpadł podmuch świeżego powietrza. Susan, która nie mogła doczekać się deseru zapiszczała z radości, gdy na stole pojawiło się dużych rozmiarów ciasto o wielce intrygującej nazwie „bomba lodowa”. I faktycznie była to bomba pełna niespodzianek i smaków. Gdy podano kawę, a panom po kieliszku burbona, Richard LaMarr poprosił Adama o chwilę rozmowy na osobności. Zaintrygowany Cartwright oczywiście zgodził się. Wówczas LaMarr przeprosiwszy towarzystwo zaprosił go do swojego apartamentu.
• Na pewno zachodzi pan w głowę o czym chciałem z panem rozmawiać – zaczął Richard, gdy znaleźli się w pokoju pełniącym funkcję małego gabinetu.
• Owszem. Bardzo mnie pan zaintrygował – przyznał Adam.
• Chciałem panu powiedzieć, że z mojej strony nic nie grozi pana rodzinie.
• Nie rozumiem – rzekł powoli Adam.
• Spotkałem się dziś z Aaronem Goldblumem.
• O…
• Zażądał żebym odebrał panu syna…
• Co takiego?!
• Odmówiłem mu, ale nie wiem, co on zamierza, dlatego proszę uważać. To człowiek nieobliczalny.
• I pan to mówi? Jego przyjaciel?
• Nigdy nie byłem z nim w przyjaźni. Goldblum jest zły i mściwy.
• Jednak trwał pan przy nim.
• Nie miałem wyjścia.
• A teraz je pan znalazł? - spytał z ledwie skrywaną kpiną Adam.
• Tak – odparł LaMarr. - To, co chciał zrobić panu i Matthew, to była największa podłość. Nie mogłem się na to zgodzić.
• Czyżby obudziły się w panu wyrzuty sumienia?
• Widzę, że muszę panu opowiedzieć wszystko od początku – westchnął Richard i opowiedział Adamowi historię swojego życia. Gdy zakończył przez dłuższą chwilę panowała zupełna cisza.
• Dużo pan zaryzykował przeciwstawiając się Goldblumowi – stwierdził wreszcie Adam.
• Owszem, bardzo dużo. Zaryzykowałem utratę rodziny. Pieniądze są ważne, bo czynią życie wygodnym, ale tylko pod warunkiem, że jest koło ciebie ktoś bliski. Ktoś kogo kochasz i kto kocha ciebie. Ktoś kim możesz się opiekować, z kim możesz dzielić smutki i radości.
• Dlaczego pan to właściwie zrobił? Przez tyle lat nie przeszkadzała panu ta zależność. Dlaczego teraz?
• Może dlatego, że nigdy dotąd Goldblum nie zażądał ode mnie popełnienia takiej nikczemności. Krzywda dziecka nie prowadzi do niczego dobrego. A poza tym, chyba na starość robię się sentymentalny. Mój synek też miał na imię Matthew. Teraz miałby siedemnaście lat.
• Bardzo panu współczuję – rzekł cicho Adam.
• Mówmy sobie po imieniu – zaproponował LaMarr – o ile oczywiście po tym, co usłyszałeś będziesz chciał utrzymywać ze mną jakiekolwiek kontakty.
• Będę zaszczycony, Richardzie – odparł Adam wyciągając do mężczyzny dłoń.
• Dziękuję. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Chyba powinniśmy to uczcić kieliszkiem czegoś mocniejszego.
• Nie odmówię – Adam uśmiechnął się. Gdy po chwili obaj wygodnie rozpostarci w fotelach sączyli burbona, Adam zapytał: - nie boisz się, że stracisz pracę? Goldblum ci nie daruje.
• Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Właściwie to już czuję się zwolniony z posady dyrektora tutejszego banku. Wymówienie stanowiska to tylko kwestia czasu.
• Mówisz to z ulgą. Nie mylę się, prawda?
• Tak. A wiesz dlaczego? Bo wreszcie czuję się wolnym człowiekiem. I jest to cudowne uczucie.
• Co wolny człowiek zamierza dalej?
• Muszę znaleźć sobie nową pracę, co znając rozległe kontakty Goldbluma, nie będzie takie proste. Na razie jednak nie będę zawracać sobie tym głowy.
• On jest mściwy. Wiem coś o tym. Może będzie chciał cię zniszczyć.
• Co do tego nie mam wątpliwości – Richard westchnął i uśmiechnął się smutno. - Cóż… mam trochę oszczędności. Żona i córki są odpowiednio zabezpieczone, tak, że nie grozi im bieda. Mają założone fundusze powiernicze, do których ten stary łotr nawet gdyby chciał to i tak się nie dobierze. Elaine wciąż ma swój posag. Przez te wszystkie lata małżeństwa nie wziąłem z niego ani centa.
• Gdzie będziecie mieszkać?
• Jeszcze nie wiem – LaMarr wzruszył ramionami. - Elaine zawsze marzyła o własnym domu z ogrodem. Może więc wyjedziemy na Wschodnie Wybrzeże lub do Europy.
• A co myślisz o Nevadzie?
• Piękny, choć nadal dziki stan.
• Nie bardziej niż Teksas czy Kalifornia – stwierdził Adam.
• Owszem, ale pracy raczej tu nie znajdę – odparł Richard.
• Na to można byłoby coś poradzić – rzekł z tajemniczym błyskiem w oku Adam.
• To znaczy?
• Tu wokół jest mnóstwo małych farm i kilka dużych rancz. Wszystkim bez wyjątku przydałby się doradca finansowy.
• Tutejszy bank nie ma takiego stanowiska – powiedział Richard uważnie przyglądając się Adamowi.
• Toteż ja nie mówię o banku, tylko o kancelarii prawnej. Mój prawnik i przyjaciel chce poszerzyć swoją działalność o doradztwo finansowe. Widzisz farmerzy to na ogół bardzo prości ludzie i łatwo dają się naciągnąć na kredyty, których nie są w stanie potem spłacić. Dochodzi do bankructw, a banki bez skrupułów odbierają ludziom dorobek ich życia. Przydałby się u nas ktoś, kto stanąłby w obronie takich ludzi.
• Myślisz, że nadałbym się?
• A kto inny, jak nie ty. Problemem może być wynagrodzenie. Raczej nie będzie zbyt wysokie. No i stanowisko. Do tej pory byłeś szefem.
• A teraz mogę być doradcą – rzekł Richard – o ile ten twój prawnik będzie chciał mnie zatrudnić.
• To w takim razie umówię cię z nim. Może być jutro?
• Doskonale.
• To sprawa załatwiona.
• Wiesz, Adamie pomyślałem, że to hrabstwo jest całkiem niezłe, żeby tu osiąść. Moje panie dobrze się tu czują. Nawiązały już pierwsze znajomości. Jak byś słyszał o kawałku ziemi na sprzedaż, na którym można byłoby postawić dom, daj mi znać.
• Oczywiście, ale przecież masz dom. Nawet go remontowałeś.
• Nie jest moją własnością, a nawet gdyby był to wolałbym go zburzyć niż w nim zamieszkać. Za dużo w nim złej energii.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 16:27, 16 Cze 2021    Temat postu:

Nie musisz przepraszać, rehabilitacja jest bardzo ważna, właściwie najważniejsza. Rozumiem, co nie znaczy, że mniej niecierpliwie czekam na kontynuację Very Happy Tam się tyle dzieje ...

Cytat:
Tymczasem Valerie, która dostrzegła, jakie wrażenie wywarła na młodym detektywie zdołała się opanować i odruchowo poprawiwszy nieskazitelnie upięte włosy spokojnie rzekła:
• Susan, bądź tak miła i podejdź tu do mnie.
• O, jest moja siostra. Zaraz mi się dostanie – dziewczynka zrobiła nieszczęśliwą minę, czym wywołała rozbawienie mężczyzn. Carter, któremu wreszcie wróciła przytomność umysłu, dotykając ronda kapelusza, powiedział:
• Panno LaMarr, jak miło panią widzieć.

No i Logan przepadł ... a ona zdaje się również ... może jeszcze nie przepadła, ale jest na dobrej drodze
Cytat:
Wydawało mi się, że dostrzegłam naszego papę i chciałam wybiec mu na spotkanie. Wtedy spotkałam panów.
• Bardzo ciekawe. – Stwierdziła z niedowierzaniem Valerie i zwróciwszy się do mężczyzn rzekła: - przepraszam za zachowanie mojej siostry. Mam nadzieję, że nie naprzykrzała się panom.
• Ależ skąd – Logan pośpieszył z odpowiedzią. - To przemiła panienka.
• Tak, tak, bardzo miła – przytaknął Joe, czym wywołał niemy zachwyt Susan.
• Pani siostrzyczka jest niezwykle rezolutna i pełna uroku. To była przyjemność z nią porozmawiać – rzekł Adam.

Susan jest bardzo sprytna
Cytat:
...- z okazji moich urodzin zaprosiłam panów na deser lodowy do hotelowej restauracji. Teraz.
• Co zrobiłaś? - Valerie nie wierzyła własnym uszom.
• Ogłuchłaś? - spytała niezrażona panienka.

I tym sposobem zapewniła siostrze na dłuższy czas towarzystwo adoratora
Cytat:
• Panno LaMarr, proszę nie gniewać się na siostrę – Logan przyszedł Susan z pomocą. - Moim przyjaciołom i mnie będzie bardzo miło spędzić czas w tak uroczym towarzystwie. Właśnie mieliśmy coś zjeść. Dlatego zapraszam panie na obiad, a potem oczywiście na lodowy deser.

Zaproszeni nie wymawiają się od poczęstunku, przeciwnie, wydają się być bardzo zadowoleni
Cytat:
Uśmiechnęła się do niego i widząc kim są ich goście, spytała:
• Czyżby to sprawka naszej Susan?
• Tak, kochanie – odparł. - Nasza Mgiełka to bardzo sprytna osóbka. Obawiam się, że w przyszłości złamie niejedno męskie serce.

Myślę, że ojciec Susan ma rację
Cytat:
• Oby nie – odparła Elaine. - Lepiej niech bierze przykład z Valerie.
• Z Valerie... – Richard uśmiechnął się tajemniczo i spojrzał na starszą córkę, która lekko pochyliwszy się w kierunku Logana Cartera z uwagą przysłuchiwała się jego opowieści.
• Czy ja o czymś nie wiem? - spytała Elaine, a jej wzrok podążył za spojrzeniem męża. Ona też uśmiechnęła się. - Myślisz, że coś z tego będzie?
• Kto wie, moja droga. Kto wie – odparł. - Ja w każdym razie nie miałbym nic przeciwko temu.

Richard jest bardzo spostrzegawczy
Cytat:
Bardzo mnie pan zaintrygował – przyznał Adam.
• Chciałem panu powiedzieć, że z mojej strony nic nie grozi pana rodzinie.
• Nie rozumiem – rzekł powoli Adam.
• Spotkałem się dziś z Aaronem Goldblumem.
• O…
• Zażądał żebym odebrał panu syna…
• Co takiego?!
• Odmówiłem mu, ale nie wiem, co on zamierza, dlatego proszę uważać. To człowiek nieobliczalny.

To poważne ostrzeżenie o niebezpieczeństwie
Cytat:
- To, co chciał zrobić panu i Matthew, to była największa podłość. Nie mogłem się na to zgodzić.
• Czyżby obudziły się w panu wyrzuty sumienia?
• Widzę, że muszę panu opowiedzieć wszystko od początku – westchnął Richard i opowiedział Adamowi historię swojego życia.

Tak, tutaj wyjaśnienia były niezbędne. Adam teraz może inaczej oceniać LaMarra
Cytat:
• On jest mściwy. Wiem coś o tym. Może będzie chciał cię zniszczyć.
• Co do tego nie mam wątpliwości – Richard westchnął i uśmiechnął się smutno. - Cóż… mam trochę oszczędności. Żona i córki są odpowiednio zabezpieczone, tak, że nie grozi im bieda. Mają założone fundusze powiernicze, do których ten stary łotr nawet gdyby chciał to i tak się nie dobierze. Elaine wciąż ma swój posag. Przez te wszystkie lata małżeństwa nie wziąłem z niego ani centa.

Dobrze, że zabezpieczył rodzinę, bo to, że Goldblum będzie chciał się zemścić, to pewne
Cytat:
• Toteż ja nie mówię o banku, tylko o kancelarii prawnej. Mój prawnik i przyjaciel chce poszerzyć swoją działalność o doradztwo finansowe. Widzisz farmerzy to na ogół bardzo prości ludzie i łatwo dają się naciągnąć na kredyty, których nie są w stanie potem spłacić. Dochodzi do bankructw, a banki bez skrupułów odbierają ludziom dorobek ich życia. Przydałby się u nas ktoś, kto stanąłby w obronie takich ludzi.
• Myślisz, że nadałbym się?
• A kto inny, jak nie ty. Problemem może być wynagrodzenie. Raczej nie będzie zbyt wysokie. No i stanowisko. Do tej pory byłeś szefem.

Adam jak zwykle niezawodny, kiedy ktoś potrzebuje pomocy

Kolejna, wyczekiwana część opowiadania. Przedsiębiorcza Susan, wielbiąca całą mocą swoich jedenastu lat Małego Joe.Dziewczynka zaprosiła dorosłe towarzystwo do hotelowej restauracji, wywołując zgorszenie i niezadowolenie (chwilowe) starszej siostry. Okazało się, że to był świetny pomysł. Logan mógł delektować się widokiem Valerie, Susan mogła popatrzeć na Pasikonika, a Adam wyjaśnił kilka spraw z panem LaMarr. Zobaczymy co będzie dalej, bo w tle znów czai się złowrogi Goldblum pałający chęcią zemsty zarówno na zięciu, jak i Richardzie, a i Esterze też pewnie chętnie by coś dołożył. Zobaczymy, postaram się cierpliwie czekać, rozumiem przyczynę ewentualnego opóźnienia, ale wciąż mam nadzieję ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:11, 17 Cze 2021    Temat postu:

Bardzo dziękuję za miły komentarz. Nic nie obiecuję, ale... postaram się. Mruga

Na razie mogę tylko potwierdzić, że Goldblum jeszcze "zabłyśnie". Z jakim efektem to jeszcze się okaże. Z kolei Adama czekają trudne dni. Będzie miał na głowie i byłego teścia, i Williamsa, i oczywiście Holly oraz Matthew. Zobaczymy, jak sobie poradzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 11:30, 22 Cze 2021    Temat postu:

***

• Babciu, bardzo bałaś się burzy? - spytał Matthew. Wraz z Esterą siedzieli przed domem na ganku i wdychali świeże, orzeźwiające powietrze. Gwałtowna burza, choć przerażająca przyniosła wreszcie niewielkie bo niewielkie, ale jednak ochłodzenie.
• Tak, bałam się. Nigdy dotąd nie widziałam takiej burzy.
• Ja też się trochę bałem, ale stryjcio Hoss powiedział, że wszystko będzie dobrze – odparł chłopiec. Po chwili patrząc przed siebie powiedział: - ciekawe kiedy wróci tata? A jak coś mu się stało? Stryjka Joe też nie ma. Ta burza była taka straszna.
• Obaj na pewno znalazł bezpieczne schronienie. Nie martw się na zapas.
• Mógłby już przyjechać – westchnął Matthew i dodał ze smutkiem: - dziadziusia Bena też długo nie ma. Wyjechał do Carson City i pewnie o mnie zapomniał.
• Nie mów tak. Twój dziadek bardzo cię kocha. Zobaczysz niedługo wróci i może nawet przywiezie ci prezent.
• Na pewno mi przywiezie – odparł pewny swego Matt. - Zawsze, nawet gdy jedzie tylko do Virginia City, to przywozi mi cukierki, albo jakąś zabawkę, albo jakąś książkę.
• Widzę, że bardzo cię rozpieszcza – zauważyła Estera, uśmiechając się nieznacznie. Matthew spojrzał na nią zdziwiony i powiedział:
• Wcale mnie nie rozpieszcza. Po prostu jestem jego wnuczkiem, a on moim dziadziem. To normalne. Kiedyś powiedział mi, że nie rozpieszczał mojego taty, to teraz musi to nadrobić. Stryjków też nie rozpieszczał, bo przecież własne dzieci, to nie to samo, co wnuk. Prawda?
• Masz rację, to nie to samo – Estera kiwnęła głową. - Taką słodycz, jak ty można rozpieszczać bez ponoszenia konsekwencji.
• A, co to znaczy?
• Jakby ci to wytłumaczyć… rodzice są oczywiście od kochania dziecka, a także jego wychowywania, a czasem i od skarcenia. Natomiast dziadkowie z tych trzech powinności mają tylko jedną: bezgraniczną miłość do swoich wnuków. I, co by się nie działo zawsze będą po ich stronie.
• To prawda. Kiedyś byłem niegrzeczny i tatuś bardzo się zdenerwował. Myślałem, że dostanę lanie, ale dziadzio porozmawiał z tatą i wszystko dobrze się skończyło.
• No, widzisz. Dziadkowie między innymi są i po to.
• Ale karę i tak dostałem. Tata nie przeczytał mi bajki na dobranoc. Teraz to nic bym sobie z tego nie robił, bo przecież potrafię już czytać.
• Oj Matthew, Matthew dobrze, że twój tata tego nie słyszy – rzekła Estera. - A wiesz, że twoja mama, gdy miała tyle lat, co ty, też całkiem nieźle czytała.
• Naprawdę?
• Tak. Pamiętasz mamę?
• Sam nie wiem. Czasem mi się śni. Wiem, że jest taka dobra i bardzo ładna, ale jej twarz jest jak za mgłą. Czasem bardzo za nią tęsknię, wtedy… - chłopiec przerwał, tak jakby zorientował się, że za dużo powiedział.
• Co wtedy? - Estera uśmiechnęła się zachęcająco.
• A nie powiesz nikomu, babciu?
• Przysięgam.
• Chodzę do mamy – powiedział cichutko Matt – sam. Czasem zanoszę jej kwiatki. Tata gdyby się dowiedział, to byłby na mnie zły.
• A to niby dlaczego?
• Bo to jest daleko, nad jeziorem. Chodzę tam z tatą, ale samemu mi nie wolno. Tata boi się, że coś mogło by mi się stać.
• I ma rację. Ostatnio nie posłuchałeś i omal nie skończyło się to tragicznie. Twój tata oszalałby gdyby coś ci się stało. Ja także. Obiecaj mi, że zawsze będziesz go słuchał.
• No, ale… - zaczął chłopiec.
• Obiecaj mi.
• Dobrze – westchnął z rezygnacją Matt – obiecuję.
• Świetnie. A co ty na to, żebyśmy razem poszli do twojej mamy? Zaprowadzisz mnie do niej?
• Pewnie, babciu! - wykrzyknął Matt – choćby teraz!
• Nie tak szybko. Najpierw twoja nóżka musi wydobrzeć.
• Ale to trochę potrwa.
• Poczekam.
• To nie wyjeżdżasz?!
• Dopóki mój wnuk nie będzie zdrowy i bezpieczny, to nie – obiecała Estera.
• Och, babciu, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę! - twarzyczkę Matta rozświetlił promienny uśmiech. - Proszę zostań z nami już na zawsze.
• Cóż Matthew… to miłe, jednak przynajmniej na razie, nie mogę niczego ci obiecać.
• To przez niego, prawda? - chłopiec utkwił w Esterze badawczy wzrok - to przez twojego męża? On chce mnie zabrać. Ja wiem. Dlatego dziadzio Ben pojechał do Carson City, żeby mógł nadal być w domu z tatą.
• Skarbie, skąd wiesz?
• Słyszałem, jak tata rozmawiał o tym z dziadziem. A teraz ty, babciu powiedziałaś, że będziesz przy mnie dopóki nie będę bezpieczny. Przecież nie chodzi o moją nogę. Z nią jest coraz lepiej. Chcesz być ze mną, bo boisz się, że on może coś mi zrobić, prawda?
• Jesteś bardzo inteligentnym chłopcem. Nic przed tobą się nie ukryje – Estera pokiwała głową. - Widzę, że wiesz więcej niż wszystkim nam się wydaje. Cóż… nie znajduję usprawiedliwienia dla mojego męża, a twojego dziadka. On nigdy nie pogodził się z wyborem twojej mamy. Gdyby nie kierowała nim złość i nienawiść, poznałby, co to znaczy mieć tak wspaniałego wnuka, jak ty, Matthew. Pamiętasz, co powiedziałam ci o roli dziadków?
• Pamiętam.
• To ja właśnie tak cię kocham. Bezgranicznie, bezwarunkowo i na zawsze.
• Ja też cię kocham, babciu – Matthew zerwał się z krzesła, syknął z bólu, ale już w następnej chwili tulił się do Estery. Wzruszona kobieta, trzymając go na kolanach ucałowała go w czoło. Och, Aaronie – pomyślała – jesteś skończonym głupcem. Gdybyś był inny, gdybyś tylko był inny...

***

Adam i Mały Joe wyruszyli do domu krótko po ustaniu burzy. Droga była rozmokła, a gdzieniegdzie walały się połamane gałęzie drzew. Adam zastanawiał się, co zastaną w domu. Obawiał się też o Matta, ale Joe słusznie zauważył, że chłopiec jest przecież Cartwrightem, a Cartwright burzy się nie boi. Jakoś to jednak nie przekonało Adama. Wyrzucał sobie, że zamiast być przy dziecku, siedział sobie w hotelowej restauracji. Joseph wzruszył tylko ramionami. Wiedział, że żadne argumenty nie trafią do jego upartego brata. Mijając ranczo Toliverów zwolnili, żeby zobaczyć, czy wszystko jest w porządku. Na pierwszy rzut oka wyglądało, że tak. Adam chciał nawet zajrzeć do Holly, ale powstrzymał się. Chyba trochę obawiał się reakcji dziewczyny. To, że rano go nie poznała było dotkliwsze niż chciałby się do tego przyznać. Tymczasem jednak na drodze pojawili się trzej jeźdźcy. Po chwili osadzili wierzchowce tuż przed Adamem i Małym Joe. Byli to Ralph, Hoss i Speed Monroe.
• O, jesteście wreszcie – rzucił im na powitanie Hoss.
• Burza zatrzymała nas w Virginia City – odparł Mały Joe.
• Jasne. Tu mieliśmy prawdziwe piekło – Hoss przesunął kapelusz w tył głowy.
• Jakieś straty? - spytał rzeczowo Adam.
• Na szczęście nie. Stada trochę się rozproszyły, ale nasi ludzie nad wszystkim panują.
• A jak u ciebie, Ralph? - spytał Adam spoglądając na wyraźnie zmęczonego sąsiada.
• Też w porządku. Myślałem, że będzie gorzej. Dawno nie było tak gwałtownej nawałnicy.
• A jak ma się Holly?
• Ta burza nieźle ją wystraszyła, ale Emily przez cały czas była przy niej.
• Może mógłbym w czymś pomóc?
• Nie trzeba. Hoss i Speed już mi pomogli – odparł Ralph. - Hoss powiedział mi, że macie coś na tego drania Williamsa, i że pojechaliście z tym do szeryfa.
• Owszem, ale według szeryfa Coffee, fakt, że Williams eksploatuje starą kopalnię Walta Dahlmana, powodując tym osuwiska, jest niewystarczającą przesłanką do jego zatrzymania – rzekł Adam. - W związku z ty nie pomoże nam.
• Jesteś niesprawiedliwy – zauważył Mały Joe. - Coffee nie powiedział, że nam nie pomoże, tylko, że teraz ma ważniejsze sprawy na głowie.
• Niby jakie? - spytał Hoss.
• W Placerville doszło do napadu na bank. Zginął kasjer.
• Ten rudy, piegowaty chłopak, co to niedawno zaczął tam pracować?
• Chyba tak. Szeryf z Placerville poprosił Roya o pomoc. Nie mógł mu odmówić.
• To jasne – mruknął Hoss.
• Może i dobrze, że tak się stało – stwierdził Ralph. - Doceniam wasze dobre chęci, ale najpierw musimy upewnić się w stu procentach, że działalność Williamsa przynosi szkody dla środowiska. Nie bierz tego do siebie Adamie, ale potrzeba nam geologa, który specjalizuje się w eksploatacji złóż. Znam takiego człowieka. Pomoże nam przyskrzynić Williamsa.
• Skoro tak sobie życzysz, niech będzie – stwierdził Adam.
• Uwierz mi, tak będzie najlepiej. A teraz jedźcie już do domu. Matthew pewnie nie może się was doczekać.
• To do zobaczenia. Wpadnę jutro rano, o ile nie będzie wam to przeszkadzać.
• Przecież wiesz, Adamie, że zawsze jesteś mile widziany – odparł Ralph, po czym zwróciwszy się do Hossa i Speeda dodał: - bez waszej pomocy noc zastałaby mnie na sprawdzaniu moich pastwisk. Dziękuję.
• Po to są sąsiedzi – Hoss uśmiechnął się. - Panowie, nie wiem, jak wy, ale ja jestem głodny. Ruszajmy już. Ralph, pozdrów Emily i Holly.
• Pozdrowię – zapewnił mężczyzna i stał dłuższą chwilę na środku drogi spoglądając za odjeżdżającymi przyjaciółmi.

***

W kwadrans później Cartwrightowie dotarli wreszcie do domu. Adam zsiadł z konia i podprowadził go do poidła. Poluzował mu popręg i rozejrzał się po podwórzu. Wszystko było w porządku. Jedynie kilka większych kałuż świadczyło, o tym, że nad Ponderosą przeszła ulewa. Gdy zobaczył siedzącą na ganku Esterę trzymającą w objęciach śpiącego Matthew, uśmiechnął się i na migi poprosił Hossa, aby zajął się jego koniem. Hoss miał już się sprzeciwić, ale dostrzegłszy to samo, co Adam, uśmiechnął się i tylko skinął głową. Tymczasem Adam, nic nie mówiąc, usiadł na krześle obok Estery.
• Po burzy powietrze jest takie świeże, a w domu jest zaduch – powiedziała cicho kobieta, jakby usprawiedliwiając się.
• Dobrze, pani zrobiła. Na piętrze to dopiero musi być gorąco. Pójdę otworzyć okna.
• Już to zrobiłam.
• Jak Matthew zniósł burzę?
• Był bardzo dzielny i podtrzymywał mnie na duchu. A ty, załatwiłeś wszystkie swoje sprawy? - Estera spojrzała na Adama z zaciekawieniem, ale zaraz pochyliła głowę i szepnęła: - przepraszam, nie powinnam pytać.
• Nic się nie stało – odparł łagodnie. - Myślałem, że szeryf nam pomoże, niestety miał ważniejsze sprawy.
• Czasem tak bywa.
• Owszem, ale widziałem się z państwem LaMarr. Richard powiedział mi coś ciekawego.
• Na twoim miejscu uważałabym na tego człowieka. Jest niezwykle lojalny w stosunku do mojego męża i zrobi wszystko, o co ten go poprosi – odparła Estera głaszcząc delikatnie głowę śpiącego Matthew.
• Lojalny… nie sądzę. Jego lojalność wynikała ze strachu przed pani mężem. Przykro mi to mówić, ale od wielu, wielu lat Richard LaMarr był przez niego szantażowany.
Estera pobladła na twarzy i z trudem przełknęła ślinę. Wreszcie z prawdziwym zażenowaniem, nie spoglądając na Adama powiedziała:
• Wiesz, nie dziwi mnie to. Zawsze podejrzewałam go o to, co najgorsze i jak widać nie myliłam się. Mój mąż jest bezwzględny. Potrafi manipulować ludźmi i bez skrupułów ich wykorzystywać. Musiał zażądać od pana LaMarra czegoś wyjątkowo obrzydliwego, skoro ten zdobył się na zwierzenia. Chyba, że z jego strony to jest jakaś gra.
• Nie sądzę. LaMarr ostrzegł mnie przed pani mężem i zerwał z nim znajomość – odparł mężczyzna.
• Doprawdy? Jeśli tak, to odważny z niego człowiek. Odważny lub szalony. Mój mąż takich zniewag nie zwykł darować.
• A jednak Pan LaMarr wykazał się odwagą. Postawił wszystko na jedną kartę i sprzeciwił się panu Goldblumowi.
• Musiał mieć ku temu ważny powód.
• Pani mąż kazał Richardowi odebrać mi Matta. Podobno jutro wyjeżdża i chce wyegzekwować swoje prawa. LaMarr powiedział, że tego nie zrobi i ostrzegł mnie przed nim.
• Tak. To do niego podobne. - Estera ze smutkiem pokiwała głową. Potem głośniej niż by chciała rzekła: - Adamie, przez pamięć Noemi, proszę zrób wszystko, żeby mój mąż nie skrzywdził Matthew. Błagam cię.
• Matti jest bezpieczny. Nie pozwolę, żeby go skrzywdził. Tak, jak nie pozwolę skrzywdzić pani.
• O mnie mniejsza. Najważniejszy jest Matthew – odparła kobieta z trudem przełykając łzy. W tej chwili chłopczyk, który przez cały ten czas spał w ramionach babci, obudził się. Dłonią zaciśniętą w piąstkę przetarł zaspane oczy, a dostrzegłszy siedzącego obok ojca wykrzyknął z radością:
• Tatuś! Nareszcie wróciłeś! A wiesz, że byłą straszna burza?
• Wiem – odparł Adam uśmiechając się do synka. - Bałeś się?
• Tylko troszeczkę. Babcia bała się bardziej, ale razem ze stryjciem Hossem pocieszaliśmy ją. A przywiozłeś mi prezent?
• Przywiozłem. Tu leży – Adam wskazał pakunek znajdujący się na stole. Chłopiec uśmiechnął się uradowany i spojrzał na babcię, tak jakby chciał powiedzieć: a nie mówiłem. Tymczasem Adam dodał: - Masz też pozdrowienia od Susan LaMarr i pudełko wyśmienitych ciasteczek, ale te dostaniesz dopiero po kolacji.

***


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:25, 22 Cze 2021    Temat postu:

Cytat:
Zobaczysz niedługo wróci i może nawet przywiezie ci prezent.
• Na pewno mi przywiezie – odparł pewny swego Matt. - Zawsze, nawet gdy jedzie tylko do Virginia City, to przywozi mi cukierki, albo jakąś zabawkę, albo jakąś książkę.
Matt z pewnością kocha dziadka, ale i prezenty wysoko ceni
Cytat:
Kiedyś byłem niegrzeczny i tatuś bardzo się zdenerwował. Myślałem, że dostanę lanie, ale dziadzio porozmawiał z tatą i wszystko dobrze się skończyło.
• No, widzisz. Dziadkowie między innymi są i po to.
• Ale karę i tak dostałem. Tata nie przeczytał mi bajki na dobranoc. Teraz to nic bym sobie z tego nie robił, bo przecież potrafię już czytać.

Mały spryciarz, ale i tak dobrze, że nie dostał lania

Cytat:
Adam chciał nawet zajrzeć do Holly, ale powstrzymał się. Chyba trochę obawiał się reakcji dziewczyny. To, że rano go nie poznała było dotkliwsze niż chciałby się do tego przyznać.

Ciekawe, co go bardziej boli? Ambicja czy serducho?
Cytat:
• Jak Matthew zniósł burzę?
• Był bardzo dzielny i podtrzymywał mnie na duchu.

Zachował się jak przystało na Cartwrighta
Cytat:
Jego lojalność wynikała ze strachu przed pani mężem. Przykro mi to mówić, ale od wielu, wielu lat Richard LaMarr był przez niego szantażowany.
Estera pobladła na twarzy i z trudem przełknęła ślinę. Wreszcie z prawdziwym zażenowaniem, nie spoglądając na Adama powiedziała:
• Wiesz, nie dziwi mnie to. Zawsze podejrzewałam go o to, co najgorsze i jak widać nie myliłam się. Mój mąż jest bezwzględny. Potrafi manipulować ludźmi i bez skrupułów ich wykorzystywać.

Jak widać również żona nie ma najlepszej opinii o Goldblumie

Kolejna część opowiadania. Bardzo fajna. Urocza rozmowa wnuka z babcią. Widać, że tych dwoje dobrze się rozumie. Matt jest i sprytny i bardzo rodzinny. Kocha swoich krewnych i jak każde dziecko uwielbia dostawać prezenty Very Happy Pani Estera już nie wróci do społeczności w której do tej pory żyła. Ciekawe, czy znajdzie dla siebie miejsce w Ponderosie, lub w Wirginia City?Do rozwiązania pozostaje też sprawa Williamsa, narażającego przez nielegalną eksploatację kopalni życie i zdrowie ludzi. Czekam też na powrót Bena i reakcję Goldbluma na widok decyzji gubernatora. Chyba się zdenerwuje. Goldblum, nie gubernator Very Happy No i Holly, ciągle nie pamiętająca ostatnich wydarzeń, nie odzyskująca pamięci ... może niebawem nastąpi jakiś przełom i dziewczyna odzyska pamięć? Zobaczymy. Czekam niecierpliwie na kontynuację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 22:30, 23 Cze 2021    Temat postu:

Serdecznie dziękuję za miły komentarz. Very Happy Z Esterą to jeszcze nic do końca nie wiadomo. Być może wróci do męża. Ben jest już bardzo blisko Ponderosy, a Goldblum szykuje się do ataku. Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 1:01, 29 Cze 2021    Temat postu:

***

Kolejny dzień. Późną nocą. Dom Cartwrightów.


Adam spał źle. Wreszcie około drugiej w nocy wstał z łóżka i zapalił lampę. Podszedł do okna i wyjrzał. Podwórze i otaczające je budynki gospodarcze spowite były ciemnością nocy. Cisza była niemal zupełna. Znikąd nie dochodzi żaden odgłos, tak jakby przyroda chciała odpocząć po gwałtownych zjawiskach pogodowych. Powietrze było nadal czyste i pachnące. Potężna burza, która przetoczyła się nad Ponderosą i okolicami przyniosła tak długo wyczekiwane ochłodzenie, które zresztą nie miało długo potrwać. Adam zaczerpnął głęboko powietrza, delektując się jego zapachem. Po chwili wrócił do łóżka, a ponieważ nie chciało mu się spać postanowił trochę poczytać. Sięgnął po książkę leżącą na nocnej szafce. Był to literacki reportaż Charlesa Dickensa zatytułowany „Notatki z podróży do Ameryki”*). Angielski pisarz ze swadą, żartobliwie, ale nie bez celnej krytyki opisywał swą podróż po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, którą rozpoczął od Bostonu. Miastem, a szczególnie jego rozmachem architektonicznym był wprost zachwycony. Podobały mu się, ogromne, eleganckie domy i równie eleganckie oraz wyśmienicie zaopatrzone sklepy. Jednak jego uznanie wzbudziły przede wszystkim uczelnie bostońskie, szczególnie zaś Uniwersytet Harvarda w Cambridge, który jego zdaniem był niezwykle nowoczesny i postępowy. Pisał: „Jakiekolwiek mogą być wady amerykańskich uniwersytetów, nie krzewią one przesądów, nie hodują bigotów, nie odkopują pogrzebanych popiołów żadnych odwiecznych zabobonów. Nie stają nigdy pomiędzy człowiekiem a postępem. Nie wyłączają nikogo z powodu jego religijnych przekonań, a nade wszystko w całym programie studiów i nauczania uznają i dostrzegają świat, i to świat szeroki, leżący poza obrębem murów wszechnicy”.**) Adam nie bez satysfakcji czytał ten fragment książki. Mógł z czystym sumieniem podpisać się pod słowami Dickensa, bądź, co bądź studiował przecież w Bostonie i ten okres w swoim życiu uważał za prawdziwie szczęśliwy. Nie wszystko jednak w relacji pisarza było aż takie entuzjastyczne. Dickens bowiem stwierdził, że w miastach Ameryki brak jest higieny. Niesamowicie zżymał się na powszechny wówczas zwyczaj żucia tytoniu i opluwania nim niemal wszystkiego, co znalazło się na drodze miłośników owej odrażającej praktyki. „Ten plugawy zwyczaj – pisał - przyjął się we wszystkich miejscach publicznych w Ameryce. W sądach sędzia dostaje osobną spluwaczkę dla siebie, woźny dla siebie, świadek dla siebie, a więzień dla siebie. Nie zapomniano jednocześnie o członkach sądu i o publiczności, wielkiej liczbie ludzi, którzy, prawem natury, muszą pragnąć spluwać nieustannie. W szpitalach napisy na ścianach proszą studentów medycyny o wydalanie soku tytoniowego do specjalnych skrzynek i o nieplamienie nim schodów”.***) Adam i w tym przypadku podzielał zdanie pisarza. Nigdy nie był zwolennikiem tytoniu i to pod żadną jego postacią. Niestety, niejednokrotnie był świadkiem podobnych scen, jakie opisywał Dickens i musiał przyznać, że zwyczaj ten zawsze wzbudzał w nim obrzydzenie. Gdy dotarł do fragmentu przedstawiającego stanowisko pisarza wobec kwestii niewolnictwa, pomyślał, że to z pewnością zainteresowałoby Holly. Dziewczyna wszak urodziła się i wychowała w Georgii, gdzie wykorzystywanie ludzi do niewolniczej pracy było na porządku dziennym. Adam pamiętał, jak opowiadała mu o działalności jej ojca w Kolei Podziemnej i o tym, jak mu pomagała, początkowo nie mając świadomości w czym uczestniczy. A gdybym dał jej tę książkę do przeczytania – zastanawiał się – może przypomniałaby sobie życie w Savannah, ucieczkę z miasta i podróż przez niemal cały kontynent. Przez chwilę zadumał się, przypominając sobie okoliczności ich poznania. Gdyby wtedy ktoś mu powiedział, że ten „rudy szczeniak” tak wiele zmieni w jego życiu nie uwierzyłby. Teraz zrobiłby wszystko, żeby wróciła tamta Holly: pyskata, irytująca, cwana, jak uliczny łobuziak z San Francisco, ale też niezwykle kobieca i zmysłowa, o nieprzeciętnej urodzie i aksamitnej skórze. Brakowało mu jej. Brakowało mu jej ust, jej ramion oplecionych wokół jego szyi, cichego pomrukiwania, gdy obsypywał ją pocałunkami… Nagle skrzypnięcie drzwi przywróciło go do rzeczywistości. W progu stał wystraszony Matthew i niepewnie spoglądał na ojca.
• Co się stało, synku? - spytał Adam, odkładając książkę na szafkę nocną.
• Miałem straszny sen – odparł chłopiec pociągając nosem.
• Naprawdę? Chcesz się przytulić? - Matt kiwnął tylko głową. - To wskakuj – powiedział Adam i uśmiechnąwszy się zrobił mu miejsce obok siebie. Chłopiec lekko utykając podszedł do ojca i wdrapał się na łóżko. Zaraz też przytulił się do niego i głęboko z ulgą odetchnął. - A teraz powiedz mi, co tak bardzo cię wystraszyło? - spytał Adam okrywając synka kołdrą.
• Coś mnie dusiło, jakiś wielki potwór i strasznie się bałem.
• Teraz już nie musisz się niczego bać. Jestem przy tobie i przegonię wszystkie strachy i potwory.
• Tato - Matt spojrzał ojcu prosto w oczy – pójdziemy jutro do Holly?
• Raczej nie. Mówiłem ci przecież, że Holly jest bardzo chora. Musimy poczekać, aż doktor Martin pozwoli nam ją odwiedzić. Poza tym twoja nóżka jest jeszcze nie w pełni sprawna.
• Ale już mnie nie boli – rzekł chłopczyk. – Mógłbym pojechać na Karmelku, albo razem z tobą na Froście.
• Matthew, wiem, że tęsknisz za Holly, ale nic ci nie poradzę. Musimy poczekać.
• Na, co? Aż Holly przypomni sobie kim jest?
• Ona wie kim jest – odparł Adam. - Po prostu nie wszystko pamięta.
• Mnie na pewno sobie przypomni – stwierdził z przekonaniem Matt. - To jak tato, odwiedzimy ją?
• Może to i dobry pomysł. Obiecuję, że zastanowię się i jutro dam ci odpowiedź. No, a teraz spróbuj się zdrzemnąć. Do świtu jeszcze daleko.
Chłopiec uśmiechnął się tylko, ułożył na poduszce obok ojca i po chwili zasnął. Także Adama zmorzył wkrótce sen. Jak długo spał, nie wiedział. Obudził go dość silny ból w nadbrzuszu, tak, jakby ktoś go uderzył. I faktycznie było to uderzenie. Matt, który spał niezwykle niespokojnie, wymierzył swojemu tacie kopniaka. Adam zdjął delikatnie z siebie stopę synka i rozmasował sobie okolice żołądka. Przez chwilę przyglądał się dziecku, które leżało w poprzek łóżka z szeroko rozrzuconymi ramionkami. Uśmiechnął się, nakrył Matta, a sam ułożył się na boku zapobiegawczo odsuwając się poza zasięg rażenia nóg chłopca. Już prawie usypiał, gdy usłyszał jakiś dziwny hałas. Po cichu wstał z łóżka i podszedł do okna. To, co zobaczył spowodowało, że szybko wciągnął spodnie i narzucił koszulę. Wychodząc z sypialni zdążył jeszcze chwycić buty.

***

• Tato, co za niespodzianka – rzekł Adam ściskając mocno dłoń ojca. - Spodziewaliśmy się ciebie po południu.
• Udało mi się złapać wcześniejszy dyliżans – odparł Ben zdejmując siodło z konia. - Powiedz mi, jak się ma Matt i Holly?
• To ty wiesz? - spytał zaskoczony Adam.
• A wiem, wiem. Właściciel stajni, zanim wynajął mi konia, zdał pełną relację z tego, co wydarzyło się podczas mojej nieobecności.
• Cóż... powiem tak: było bardzo ciężko – odparł Adam podprowadzając konia do koryta z wodą – ale z Mattem jest już w porządku. Ma jedynie skręconą kostkę, trochę zadrapań i oczywiście jest jeszcze wystraszony. Gorzej jest z Holly. Przez dłuższy czas była nieprzytomna, a gdy wreszcie się ocknęła, okazało się, że straciła pamięć.
• Co ty mówisz? - rzucił z niedowierzaniem Ben. - Emily i Ralph muszą być zdruzgotani.
• I są.
• A, co na to doktor Martin?
• Powiedział, że trzeba czekać. Może jej się polepszy. Wiesz tato, to koszmarne wrażenie, gdy ktoś kogo znasz patrzy na ciebie, jak na kogoś nieznajomego.
• Spokojnie, Adamie – rzekł Ben kładąc synowi dłoń na ramieniu. - Jestem pewien, że pamięć jej wróci. Zależy ci na niej, prawda?
• Tak. Bardzo – odparł mężczyzna i uwiązał konia do ogrodzenia małego padoku, po czym zmieniając temat, spytał: - tato, czy faktycznie mogę już odetchnąć?
• Tak, gubernator wydał stosowną decyzję. Mam ją tu – Ben poklepał się po piersi i dodał: - nikt nie odbierze ci syna.
• To kamień z serca. A wiesz, że mamy wyjątkowego gościa?
• Tak? Kto nas odwiedził?
• Pani Estera Goldblum, babcia Matthew.
• Coś takiego – Zaskoczony Ben aż pokręcił głową. - I Goldblum jej pozwolił?
• Nie. Odeszła od niego.
• Co? Poważyła się na to?
• Tak, ale chodź do domu, to o wszystkim ci opowiem – odparł Adam. - Może chcesz coś zjeść? Jeśli tak, to zaraz obudzę Hop Singa.
• Nie, nie jestem głodny, ale chętnie czegoś się napiję.
• Kawy, herbaty, a może coś mocniejszego?
• Bladym świtem? - Ben zrobił zdziwioną minę, ale zaraz stwierdził: – a właściwie czemu nie.

***

_________________________________________________________
*) Notatki z podróży do Ameryki (ang. American Notes For General Circulation) – literacki reportaż Charlesa Dickensa, wydany w Londynie w październiku 1842. Miesiąc później Notatki… zostały wydane nielegalnie w Nowym Jorku, co bywało wówczas nagminną praktyką.
**) Karol Dickens, Notatki z podróży do Ameryki, PIW, Warszawa 1978, tłumaczyła Barbara Czerwijowska.
***) jw.


Jeśli ktoś miałby chęć rzucić okiem na Notatki pana Dickensa to można przejrzeć je tu:

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 20:07, 29 Cze 2021    Temat postu:

Cytat:
Dickens bowiem stwierdził, że w miastach Ameryki brak jest higieny. Niesamowicie zżymał się na powszechny wówczas zwyczaj żucia tytoniu i opluwania nim niemal wszystkiego, co znalazło się na drodze miłośników owej odrażającej praktyki. „Ten plugawy zwyczaj – pisał - przyjął się we wszystkich miejscach publicznych w Ameryce. W sądach sędzia dostaje osobną spluwaczkę dla siebie, woźny dla siebie, świadek dla siebie, a więzień dla siebie.

Obrzydliwy zwyczaj
Cytat:
Przez chwilę zadumał się, przypominając sobie okoliczności ich poznania. Gdyby wtedy ktoś mu powiedział, że ten „rudy szczeniak” tak wiele zmieni w jego życiu nie uwierzyłby. Teraz zrobiłby wszystko, żeby wróciła tamta Holly: pyskata, irytująca, cwana, jak uliczny łobuziak z San Francisco, ale też niezwykle kobieca i zmysłowa, o nieprzeciętnej urodzie i aksamitnej skórze. Brakowało mu jej. Brakowało mu jej ust, jej ramion oplecionych wokół jego szyi, cichego pomrukiwania, gdy obsypywał ją pocałunkami…

Teraz tęskni? Dopiero teraz?
Cytat:
• Matthew, wiem, że tęsknisz za Holly, ale nic ci nie poradzę. Musimy poczekać.
• Na, co? Aż Holly przypomni sobie kim jest?
• Ona wie kim jest – odparł Adam. - Po prostu nie wszystko pamięta.
• Mnie na pewno sobie przypomni – stwierdził z przekonaniem Matt. - To jak tato, odwiedzimy ją?
• Może to i dobry pomysł. Obiecuję, że zastanowię się i jutro dam ci odpowiedź.

Z pewnością Holly sobie przypomni Matta
Cytat:
• Tak. Bardzo – odparł mężczyzna i uwiązał konia do ogrodzenia małego padoku, po czym zmieniając temat, spytał: - tato, czy faktycznie mogę już odetchnąć?
• Tak, gubernator wydał stosowną decyzję. Mam ją tu – Ben poklepał się po piersi i dodał: - nikt nie odbierze ci syna.
• To kamień z serca.

To bardzo dobra nowina
Cytat:
A wiesz, że mamy wyjątkowego gościa?
• Tak? Kto nas odwiedził?
• Pani Estera Goldblum, babcia Matthew.
• Coś takiego – Zaskoczony Ben aż pokręcił głową. - I Goldblum jej pozwolił?
• Nie. Odeszła od niego.
• Co? Poważyła się na to?

A to się Ben zdziwił

Kolejna część opowieści. Adam przestał się miotać ... może trochę, mniej intensywnie ... teraz jest pewny swojego uczucia do Holly. Szkoda, że dziewczyna go nie pamięta. Chociaż ... miewa przebłyski z Adamem w roli głównej Very Happy To jednak trochę mało, za mało dla Adama. Są i dobre nowiny - powrócił Ben z decyzją gubernatora. Dodam, że pozytywną dla Adama. Cóż, Goldblum będzie bardzo niezadowolony. Nie wiadomo jak zareaguje, choć teraz prawnie nic nie może działać. Ma pieniądze i ... aż boję się pomyśleć kogo i po co może wynająć ... chociaż Cartwrightowie też są sprytni i ostrożni. Przeważnie są. Pani Estera mieszka w Ponderosie. Myślę, że Goldblum nie będzie namawiał jej do powrotu. On ma już konkretne plany małżeńskie dotyczące innej kobiety. Współczuję tej wybrance. Niecierpliwie czekam na kontynuację - dochodzenie do zdrowia Holly, reakcję Goldbluma, przyłapanie Whitmana i inne wydarzenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 10:52, 30 Cze 2021    Temat postu:

Adaś, odkąd zrozumiał, co czuje do Holly faktycznie przestał się miotać i zachowywać dziwnie. Zobaczymy, czy wystarczy mu sił, aby wytrwać przy chorej Holly. Mruga Tymczasem nadciąga Goldblum Twisted Evil

Dziękuję bardzo za miły komentarz. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 34, 35, 36 ... 55, 56, 57  Następny
Strona 35 z 57

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin