|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5366
Przeczytał: 13 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 19:18, 28 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
Cytat: | - Mamciu, czy naprawdę muszę już iść spać? - drobna, około dziesięcioletnia dziewuszka z naburmuszoną minką powędrowała do łóżka. |
odwieczny problem dzieci i marzenie dorosłych
Cytat: | - Mamciu?
- Tak?
- Czy teraz to już tak będzie?
- A co niby ma być?
- No, że tatuś nie będzie miał dla nas czasu? |
niestety, czasem nie ma się czasu dla wszystkich
Cytat: | - Bo odkąd pan Ben jest taki bardzo chory, to tatuś całe dnie spędza w Ponderosie.
- Jest jej zarządcą i ma dużo pracy, a przez chorobę pana Cartwrighta, nawet jeszcze więcej – odparła kobieta. |
nie napiszę, że przez obowiązki nie ma czasu dla rodziny, bo Ben Cartwright... to prawie rodzina
Cytat: | - Wiem, ale kiedyś tatuś miał na wszystko czas. Bawił się z nami, a w niedziele po nabożeństwie zabierał nas nad jezioro. Mamciu, tęsknię za nim, Cinnamon też – odparła dziewczynka, a głosik niebezpiecznie jej zadrżał. |
Biedni
Cytat: | - Ależ mamciu, ja bardzo lubię pana Bena. Kiedyś powiedział mi, że jestem jego przyszywaną wnuczką i naprawdę jest mi bardzo smutno, że on jest takim beznadziejnym przypadkiem. |
To... chyba nie jest dyskusja, którą ma się ochotę prowadzić tak... bez przygotowania. Indię czeka ciężkie zadanie.
Cytat: | - Córeńko, a zapomniałaś, że to brzydko podsłuchiwać.
- Ale ja nie zrobiłam tego specjalnie. To był przypadek. |
Czasem się cos tam usłyszy... To jeszcze nie jest podsłuchiwanie
Cytat: | - Ty i tatuś też?
- Kiedyś tak. Wszystkich to nas czeka, ale ty nie powinnaś sobie teraz zaprzątać tym głowy. |
łatwo powiedzieć, ale nie wiem czy po tej rozmowie Cookie zaśnie
Cytat: | Kobieta zaczęła się niepokoić. Rzadko się zdarzało, aby jej mąż tak późno wracał do domu. Prawie nigdy nie spóźniał się na kolację, a nawet jeśli, to zwykle uprzedzał ją, że tak się stanie. |
I ten niepokój, czy nic się nie stało...
Cytat: | a od dnia, gdy Joseph uderzył Cinnamona za to, że chłopiec zjadł czekoladki przeznaczone na prezent dla jakiejś panny, konflikt jeszcze bardziej się pogłębił. |
powiem jedno. ****
Cytat: | Joe powiedział Candy’mu prosto w oczy, że mam serdecznie dosyć jego i jego rodziny. Zabronił też, aby Cookie i Cinnamon kręcili się, jak to ujął: „po jego obejściu”. |
pan i władca. A niech się udławi tym obejściem.
Cytat: | Cookie, która wręcz uwielbiała swojego przyszywanego dziadka bardzo to przeżywała. Podobnie, jak jej młodszy braciszek. India do końca życia nie zapomni ogromnych łez smutku i przerażenia spływających po buzi jej synka, |
nie mam odpowiednio wściekłej emotki... powiedzmy, że ten komputer to Joe
Cytat: | Joe na każdym kroku dawał im do zrozumienia, że są od niego gorsi. Zwykle, gdy przytrafiało się im coś miłego, nie potrafił powstrzymać się od kąśliwej uwagi. India, przy swoim łagodnym charakterze i życzliwości, nie była w stanie zrozumieć, jak można być aż tak podłym. |
Pewnych rzeczy nie da się zrozumieć...
Cytat: | India doskonale wiedziała, jak wiele kosztuje jej męża praca na ranczu, praca, którą przecież jeszcze do niedawna tak bardzo lubił. |
Tylko... jaka jest teraz alternatywa?
Cytat: | - Bogu dzięki – odetchnął z ulgą i ścierając kciukiem łzy z jej policzka, powiedział: - aleś mnie przestraszyła.
- Martwiłam się o ciebie. Dlaczego tak późno wracasz? |
no... stęskniona i zmartwiona żona
Cytat: | - Pan Joseph rozciął sobie dłoń. Nie można było zatamować krwi i trzeba było sprowadzić lekarza. |
o nie. Co za biedactwo. Szkoda tylko, że India się musiała nadenerwować A Candy namęczyć.
Jestem gotowa podejrzewać, że Joe zrobił to celowo.
Cytat: | Hoss został w Ponderosie.
- Ciekawe, co powie Ellen?
- A co skarżyła się?
- W zasadzie nie, ale… - tu India zawiesiła głos.
- Ale?
- Czy zdziwisz się, gdy powiem, że chodzi o Joego? |
A o cóż innego?
Cytat: | - Indio, zrezygnowałem z posady u Cartwrightów.
- Co zrobiłeś?
- Nie będę już dla nich pracował. |
W sumie dobrze. Nie warto marnować zdrowia na prace dla kogoś takiego jak Joe... Tym bardziej, że mam podejrzenia, że zaraz się zrobi mało wypłacalny.
Cytat: | - Tak, jak ty – uśmiechnęła się czule. - Pójdę przygotować ci kąpiel, a potem podgrzeję kolację.
- A muszę się kąpać? - spytał z uśmiechem małego chłopca, Candy. |
Candy jest niewątpliwie znakomicie przypilnowany
Cytat: | - Tylko to, że dobrze być w domu – odparł i uśmiechnął się szeroko, promiennie. |
Domyślam się, jak duży ciężar musiał mu spaść z barków Przynajmniej się uśmiecha
ADA, bardzo mi się podobał odcinek Dobrze było poczytać o słodkiej rodzinie Candy'ego. Trzymam cię za słowo, że nie stanie się im krzywda A co do Joe... uch, mam nadzieję, że coś go pogryzie
Tylko lepiej, żeby to nie był Cynamonek albo Cookie. Joe jest na pewno niesmaczny a jeszcze się czymś zarażą
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Senszen dnia Pią 19:18, 28 Cze 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 20:52, 28 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za komentarz. O dzieci Candy'ego i Indii nie musisz się martwić. Cookie i Cynamonek szerokim łukiem będą omijać Joego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5366
Przeczytał: 13 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 20:55, 28 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
I dobrze W sumie najlepiej by było, gdyby wszyscy omijali szerokim łukiem Joe
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 20:58, 28 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
Słuszna racja, ale gdyby tak było, to o czym pisałaby Aderato?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5366
Przeczytał: 13 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 21:01, 28 Cze 2024 Temat postu: |
|
|
Bardzo słuszna uwaga Ale to jak w życiu. Niekiedy chciałoby sie niektórych omijać szerokim łukiem, ale nie można
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5366
Przeczytał: 13 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 20:16, 01 Lip 2024 Temat postu: |
|
|
Spytałabym nieśmiało, co u Aderato, ale były upały... ale może coś jej przyszło do głowy?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 20:53, 01 Lip 2024 Temat postu: |
|
|
Dziś wieczorem się uaktywniła. Zajrzała do opowiadania "Nuda" i teraz coś tam skrobie, a ja sobie zerkam na film.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5366
Przeczytał: 13 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 20:54, 01 Lip 2024 Temat postu: |
|
|
To czekam na efekty Trzymam kciuki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 20:58, 01 Lip 2024 Temat postu: |
|
|
Dziękuję. Może jutro coś wkleję.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5366
Przeczytał: 13 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 21:02, 01 Lip 2024 Temat postu: |
|
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 16:58, 04 Lip 2024 Temat postu: |
|
|
4.
Joseph Cartwright siedział w fotelu przy kominku i zapatrzony w ledwo tlący się ogień, sączył brandy. Na obramowaniu kominka w zasięgu jego dłoni stała do połowy opróżniona butelka. Mężczyzna czuł już lekki szum w głowie, a to pozwalało mu zapomnieć o codziennych problemach wynikających z prowadzenia rancza. Pozwalało mu też choć na chwilę zapomnieć o beznadziejnym stanie ojca. Doktor Levis odarł go z jakichkolwiek złudzeń i powiedział wprost, że dni Bena Cartwrighta są policzone. Joseph gdyby mógł zadusiłby lekarza, więc może i lepiej, że już wkrótce do Virginia City przyjedzie nowy doktor. Możliwe, że coś poradzi na chorobę jego ojca. Ludzie mówią, że praktykę po Levisie ma przejąć niejaki Paul McCoy, szwagier nieodżałowanego doktora Martina. Wszyscy wskazywali na fakt, że nowy lekarz ma tak samo na imię, jak Martin. Może to dobry znak. Kto wie?
Joseph westchnął, pociągnął z pękatego kieliszka spory łyk brandy i z ulgą oparł stopy o brzegu stołu. Ileż to razy ojciec zwracał mu uwagę, aby tak nie robił. Teraz oddałby wszystko, żeby jeszcze raz usłyszeć: „Joseph, nogi!”. Uśmiechnął się smutnie i zdjął nogi ze stołu. Sięgnął po butelkę z zamiarem napełnienia kieliszka, gdy usłyszał ciche kroki. Ktoś schodził wolno po schodach. Joe nie musiał się odwracać, aby wiedzieć, że to był jego brat, Hoss. Nie przerywając wcześniej rozpoczętej czynności, powiedział:
- Jak chcesz się napić, to weź sobie kieliszek.
- Nie mam ochoty – odparł Hoss – i tobie radzę już nie pić.
- A to dlaczego, starszy bracie? - zakpił Joe.
- Chyba słyszałeś, co powiedział doktor Levis. Przy takiej ranie nadmiar alkoholu nie jest wskazany.
- A co on tam może wiedzieć, konował jeden – prychnął z pogardą Joseph. - Brandy jest lepsze niż laudanum.
- Doprawdy? - Hoss spojrzał na brata zmęczonym wzrokiem i siadając ciężko w drugim fotelu, stwierdził: - twoja sprawa. Rób co chcesz – wzruszył ramionami.
- Masz rację to moja sprawa – uniósł w górę zabandażowaną prawą dłoń – i nikomu nic do tego.
Hoss przez dłuższą chwilę spoglądał na niego badawczo, by wreszcie spytać:
- Powiedz mi dlaczego to zrobiłeś?
- Co?
- Dlaczego się skaleczyłeś?
- Myślisz, że zrobiłem to celowo? - Joe zaśmiał się nerwowo.
- Tak właśnie myślę – odparł z powagą Hoss.
- Szklanka musiała być pęknięta i po prostu... pękła. Pech, że w mojej dłoni, ale czasem tak bywa.
- Tak, to prawdziwy pech. I tak się dziwnie złożyło, że zamiast otworzyć dłoń, to mocniej ją zacisnąłeś.
- Krwawiłem. Chciałem zatamować krew.
- Dziwny sposób wybrałeś – zauważył Hoss.
- O co ci chodzi?
- Dobra, powiem wprost: nie cierpisz Candy’go, choć nie wiem z jakiego powodu i nie przepuścisz okazji żeby dokuczyć jemu lub komuś z jego rodziny. Wiedziałeś, jak bardzo jest zmęczony, ale to jego, zamiast któregoś z pracowników, wysłałeś po doktora.
- Mógł odmówić.
- To było podłe z twojej strony.
- Tobie to chyba coś na głowę padło. Szkoda, że nie poprosiłeś doktora Levisa by cię zbadał.
- Odpuść sobie Joe tę ironię. Obserwuję ciebie od dłuższego czasu i zastanawiam się, co takiego stało się z moim ulubionym braciszkiem. Zmieniłeś się i to na niekorzyść.
- I co z tego? Mnie to nie przeszkadza.
- Ale innym już tak.
- A co obchodzą mnie inni? - prychnął lekceważąco.
- A ja? Moje zdanie też cię nie obchodzi? - Hoss ze smutkiem spojrzał na brata.
- To nie tak – mruknął Joe i opuścił głowę, wbijając wzrok w trzymany w dłoni kieliszek. Złoto-miodowa barwa brandy migotała zachęcająco.
- A jak? Wytłumacz mi, bo już nic nie rozumiem. Zrażasz do siebie wszystkich wokół. Ludzie skarżą się na ciebie, że stałeś się grubiański i wyrachowany. To do ciebie zupełnie niepodobne. Wiesz, że dziś odeszło z pracy w Ponderosie dwóch pracowników?
- Tak, ale masz nieaktualne dane. Odeszło trzech.
- Co proszę? - spytał wyraźnie podenerwowany Hoss. - Kto?
- Canaday – odparł zupełnie bez emocji Joe i opróżnił jednym haustem kieliszek.
- Coś ty powiedział? - Hoss poderwał się na równe nogi. - Dlaczego go zwolniłeś?!
- Nie krzycz – rzekł Joseph – i do twojej wiadomości: sam się zwolnił.
- Mam w to uwierzyć? Mów, co takiego zrobiłeś, że Candy odszedł?
- Po pierwsze, nic, po drugie, sam tego chciał. Nie jest tak dobry, jak wszystkim się wydaje. Po trzecie zaś…
- Po trzecie – przerwał mu Hoss – jesteś skończonym idiotą. Kto w takiej sytuacji, jak nasza pozbywa się najlepszego, najbardziej lojalnego zarządcy, jakiego to ranczo kiedykolwiek miało?
Joe na te słowa wzruszył ramionami, robiąc przy tym pogardliwą minę. Nalał sobie brandy i stwierdził:
- Nie zawsze Ponderosa potrzebowała zarządcy.
- To prawda. Nasz ojciec trzymał wszystko w garści, ale był wtedy młodym i silnym mężczyzną, i dawał sobie radę, jak nikt inny.
- Ja takim jestem i zamierzam samodzielnie poprowadzić ranczo – odparł Joe, patrząc Hossowi prosto w oczy.
- Widzę, że już dzielisz skórę na niedźwiedziu, ale zwracam ci uwagę, że nasz tata wciąż żyje.
- I co z tego? Z łóżka nie będzie przecież zarządzał Ponderosą. Zresztą nie ma o czym mówić, podjąłem decyzję i już. Ranczo potrzebuje silnej ręki.
- A jakim prawem sam podejmujesz tak ważną decyzję? - Hoss tylko pozornie zachowywał spokój. - Jeszcze jestem ja i jest Adam.
- On, akurat nie ma prawa głosu! Sam sobie taką możliwość odebrał!
- Ja też nie mam prawa głosu?
- Hoss, przecież wiesz doskonale, że po śmierci taty, to ja otrzymam w spadku dom i Ponderosę.
- Jedynie jej trzecią część.
- Owszem, ale to ja będę ostatecznie decydował, jak będzie wyglądać całe ranczo. Ciężko pracowałem na zaufanie ojca. Przed chorobą rozmawiałem z nim o tym i tato dał mi wolną rękę.
- Doprawdy? Mnie nic na ten temat nie wiadomo.
- Hoss, o co ci właściwie chodzi? Masz swoje ranczo, więc zajmij się nim, a do moich spraw się nie wtrącaj.
- Proszę, proszę… widzę, że stałeś się bardzo hardy, ale posłuchaj kolego, ani ja, ani Adam nie pozwolimy ci zaprzepaścić dorobku naszego taty.
- A kto mówi o zaprzepaszczeniu? - żachnął się Joe.
- Ludzie w Virginia City. Podobno chcesz zaciągnąć ogromny kredyt. Po co?
- Canaday ci powiedział – stwierdził z nieukrywaną złością i dodał: - drań.
Hoss z dezaprobatą pokręcił głową.
- Nisko go cenisz.
- Tak, jak na to zasłużył.
- Czyżby? Candy jest lojalny aż do bólu. Nie, to nie on mi powiedział, a Hooper, nasz bankier. Powiedz, po ci sześćdziesiąt tysięcy dolarów?
- Potrzebuję i już.
- Tak to może odpowiedzieć dziecko, więc pytam jeszcze raz: na co potrzebujesz, aż tyle pieniędzy?
- Na poprawę kondycji rancza. Trzeba kupić nowy sprzęt, maszyny, powiększyć stado i zatrudnić więcej ludzi.
- To mnie zupełnie nie przekonuje. Nawet gdyby miało być tak, jak mówisz, to wciąż wygórowana kwota. Chyba, że… - Hoss zawiesił głos i z niedowierzaniem spojrzał na brata.
- Że co? - Joseph wstrzymał powietrze.
- Że chcesz nas, Adama i mnie, spłacić.
- A jeśli nawet, to co w tym złego? Ty przecież masz swój kawałek ziemi. Tato oddał ci najlepszą część Ponderosy i to tylko dlatego, że się żeniłeś, a potem jeszcze zapisał twojemu synowi kawał ziemi ciągnący się wzdłuż Tahoe. Musisz przyznać, że był więcej niż hojny.
- To prawda i jestem mu za to ogromnie wdzięczny. Nie rozumiem jednak kiedy ty stałeś się aż tak chciwy.
- To tylko interesy i czysta kalkulacja. Chcę żeby Ponderosa była wielka, a nie tak jak teraz podzielona. Za dużo tu obcych, a ja nie chcę tu obcych.
- I dlatego zamierzasz pozbawić nas ojcowizny? Nie wierzę.
- Przecież ci zapłacę.
- Ile?
- Dogadamy się. Do sądu nie pójdziemy.
- A co z częścią Adama? Co z ziemią, na której gospodaruje Candy? To przecież też Ponderosa.
- Adam ma dość bogactwa w tej swojej Australii. Jeśli ma choć odrobinę przyzwoitości, to zrzeknie się swojej części i już. Co do Canaday’a to otrzyma propozycję nie do odrzucenia.
- Tak? Tylko, że to jego ziemia, za którą zapłacił.
- Zaledwie jedną trzecią wartości.
- Ale zapłacił i ma akt własności. Nie zmusisz go do odsprzedania ziemi.
- A to się jeszcze okaże – odparł lekceważącym tonem Joe.
Hoss zamilkł. Dalsza rozmowa z bratem mogłaby doprowadzić jedynie do karczemnej awantury, a tego ze względu na ciężko chorego ojca chciał uniknąć. Pokręcił z niedowierzaniem głową. Nie był w stanie zrozumieć, tej dziwnej przemiany Joseph’a. Dlaczego nie zauważył, że jego serdeczny i wesoły brat, stał się obcym, złym człowiekiem? Nie pojmował, jak i kiedy mogło do tego dojść. Tymczasem Joe ponownie nalał sobie brandy i spod przymrużonych powiek przyglądał się Hossowi. Pomyślał, że niepotrzebnie wyłożył wszystkie karty na stół. Jednak to prawda, że alkohol nadmiernie rozwiązuje języki. Westchnął tylko i wpatrując się w leniwie pełgający ogień na kominku, powiedział:
- Zrozum mnie Hoss, ja chcę dobrze. Chcę żeby było tak, jak dawniej, gdy nazwisko Cartwright znaczyło bardzo dużo, a Panderosa była najlepszym ranczem w całym stanie, a nawet poza jego granicami.
- Joe, tamte czasy już nie wrócą.
- Dlaczego tak mówisz? Przecież to możliwe. Wystarczy tylko włożyć trochę wysiłku, a znowu...
- Nie, to nie jest możliwe – przerwał mu Hoss. - Tamto to przeszłość, a my staliśmy się innymi ludźmi.
- Nieprawda, nieprawda – powtarzał z uporem maniaka Joe.
- Szkoda mi ciebie braciszku. Żyjesz mrzonkami. Dorośnij wreszcie, chyba, że chcesz trwać w tym dziwnym stanie. Nie wiem, co cię gryzie, ale odpuść.
- Nie mogę.
- Dlaczego? - spytał Hoss. Odpowiedziała mu cisza. Wzruszył więc ramionami i z rezygnacją powiedział: - rób co chcesz, ale pamiętaj: zrazić do siebie ludzi jest bardzo łatwo, ale odzyskać ich zaufanie prawie niemożliwe. Pójdę już.
- Hoss…
- Tak?
- Ja naprawdę chcę dobrze.
- Jak zawsze, tylko wychodzi ci coś zupełnie innego.
- Kiedyś tak byś nie powiedział – zauważył z goryczą Joe.
- Kiedyś nie miałem żony i dzieci. – Odparł Hoss i dodał: - idę do kuchni, przynieść ci coś?
- Dziękuję, nic mi nie trzeba.
- To idź do łóżka, bo jutro wcześnie rano zmienisz mnie przy tacie.
- O której?
- O piątej.
- Dobrze – odparł Joe i wstał z fotela, po czym nie oglądając się na brata, z niedokończoną butelką brandy pod pachą, powlókł się schodami na piętro do swojej sypialni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5366
Przeczytał: 13 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 17:27, 04 Lip 2024 Temat postu: |
|
|
Cudownie
Nowy odcinek
Przeczytałam z zainteresowaniem i wypiekami na twarzy Skomentuje nieco później, ale powiem, że Aderato poszło znakomicie.
P.S. Właśnie się zastanawiałam, jak ma na imię doktor McCoy
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 18:23, 04 Lip 2024 Temat postu: |
|
|
Aderato nie posiada się z radości i chyba zaraz siądzie do klawiatury.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Senszen
Moderator artystyczny
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5366
Przeczytał: 13 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 18:37, 04 Lip 2024 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Mężczyzna czuł już lekki szum w głowie, a to pozwalało mu zapomnieć o codziennych problemach wynikających z prowadzenia rancza |
rozumiem, że jest w stresie
Cytat: | Pozwalało mu też choć na chwilę zapomnieć o beznadziejnym stanie ojca. |
no, prawie mu współczuje. Wygląda na to, że Joe ma jeszcze jakieś ludzkie uczucia
Cytat: | Ludzie mówią, że praktykę po Levisie ma przejąć niejaki Paul McCoy, szwagier nieodżałowanego doktora Martina. |
1. doktor Martin nie żyje?
2. Nie mogę sie doczekać pierwszej rozmowy Joe z doktorem Cytat: | Teraz oddałby wszystko, żeby jeszcze raz usłyszeć: „Joseph, nogi!”. Uśmiechnął się smutnie i zdjął nogi ze stołu. |
jeszcze trochę dawnego Joe zostało...
Cytat: | - Chyba słyszałeś, co powiedział doktor Levis. Przy takiej ranie nadmiar alkoholu nie jest wskazany. |
e, bez przesady. Nie był to krwotok tętniczy...
Cytat: | Brandy jest lepsze niż laudanum. |
Ciekawe co jest smaczniejsze W laudanum też jest alkohol, oryginalnie sherry.
Cytat: | - Powiedz mi dlaczego to zrobiłeś?
- Co?
- Dlaczego się skaleczyłeś?
- Myślisz, że zrobiłem to celowo? - Joe zaśmiał się nerwowo. |
też tak myślę. Wesz czegoś chciała
Cytat: | - Dobra, powiem wprost: nie cierpisz Candy’go, choć nie wiem z jakiego powodu i nie przepuścisz okazji żeby dokuczyć jemu lub komuś z jego rodziny. Wiedziałeś, jak bardzo jest zmęczony, ale to jego, zamiast któregoś z pracowników, wysłałeś po doktora. |
Intencje Joe widać na gołej i pokaleczonej dłoni
i poczekać, aż Joe się wykrwawi?
Cytat: | - I co z tego? Mnie to nie przeszkadza.
- Ale innym już tak.
- A co obchodzą mnie inni? - prychnął lekceważąco. |
akceptacja własnej osoby poziom ekspert
Cytat: | - Nie krzycz – rzekł Joseph – i do twojej wiadomości: sam się zwolnił.
- Mam w to uwierzyć? Mów, co takiego zrobiłeś, że Candy odszedł?
- Po pierwsze, nic, po drugie, sam tego chciał. Nie jest tak dobry, jak wszystkim się wydaje. Po trzecie zaś… |
rzeczywiście. Joe jest niewinny jako ta siwa owieczka. A Candy się uwziął i niedobry się zwolnił.
Cytat: | - Nie zawsze Ponderosa potrzebowała zarządcy. |
a funkcjonowała tak samo dobrze?
Cytat: | - To prawda. Nasz ojciec trzymał wszystko w garści, ale był wtedy młodym i silnym mężczyzną, i dawał sobie radę, jak nikt inny. |
i chyba też działał na mniejszą skalę
Cytat: | - Ja takim jestem i zamierzam samodzielnie poprowadzić ranczo |
cudownie. Gratuluję.
Cytat: | Hoss, przecież wiesz doskonale, że po śmierci taty, to ja otrzymam w spadku dom i Ponderosę.
- Jedynie jej trzecią część.
- Owszem, ale to ja będę ostatecznie decydował, jak będzie wyglądać całe ranczo. Ciężko pracowałem na zaufanie ojca. |
Znalazł się najbardziej zaufany i kompetentny
Cytat: | Przed chorobą rozmawiałem z nim o tym i tato dał mi wolną rękę. |
a tak nieśmiało zapytam... chorobą Bena czy przed pogorszeniem stanu Joe?
Cytat: | Powiedz, po ci sześćdziesiąt tysięcy dolarów?
- Potrzebuję i już. |
mnie też by się przydało, ale nie zaciągam takiego kredytu
Cytat: | - A jeśli nawet, to co w tym złego? Ty przecież masz swój kawałek ziemi. Tato oddał ci najlepszą część Ponderosy i to tylko dlatego, że się żeniłeś, a potem jeszcze zapisał twojemu synowi kawał ziemi ciągnący się wzdłuż Tahoe. Musisz przyznać, że był więcej niż hojny. |
co za pretensje
Cytat: | Za dużo tu obcych, a ja nie chcę tu obcych. |
jakich obcych? Brata i jego rodziny?
Cytat: | Co do Canaday’a to otrzyma propozycję nie do odrzucenia. |
brr... tekst jak z ojca chrzestnego
Cytat: | Zrozum mnie Hoss, ja chcę dobrze. Chcę żeby było tak, jak dawniej, gdy nazwisko Cartwright znaczyło bardzo dużo, a Panderosa była najlepszym ranczem w całym stanie, a nawet poza jego granicami. |
co za ambicje!
Cytat: |
- Ja naprawdę chcę dobrze.
- Jak zawsze, tylko wychodzi ci coś zupełnie innego. |
jakbym słyszała małe dziecko
Joe w końcu, dzięki terapeutycznej dawce brandy, wykrztusił co planuje... I jest to bardzo niepokojące. W tych planach widzi siebie i tylko siebie A nie widzi pracy i wysiłku, jaki wkładali inni, którzy pracowali razem z nim. Niepokoi mnie to stwierdzenie, że złoży Canaday'om propozycję nie do odrzucenia. Mam tylko nadzieję, że żadna głowa konia nie będzie się tam poniewierać.
Aderato idzie znakomicie, czekam niecierpliwie na ciągu dalszy A tak przy okazji - czy Candy i Adam w Twoim opowiadaniu się już spotkali, czy jeszcze nie?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Senszen dnia Czw 18:39, 04 Lip 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7592
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 19:45, 04 Lip 2024 Temat postu: |
|
|
Dziękuję serdecznie za komentarz. Ustosunkowując się do Twoich pytań, stwierdzam, co następuje:
1) doktor Martin jest na chmurce;
2) do spotkania Joe - dr McCoy oczywiście dojdzie, ale jeszcze nie wiem w którym odcinku;
3) Joe z tą "wolną ręką" trochę przegiął; oczywiście wyjdzie to na jaw;
4) mówiąc o obcych, Joe miał na myśli dzierżawców;
5) Candy i Adam, oczywiście wiedzą o swoim istnieniu, ale jeszcze się nie poznali; Adam wyjechał z Ponderosy przed zatrudnieniem w niej Candy'ego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|