Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Po drugiej stronie strachu
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 66, 67, 68, 69, 70, 71  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:42, 08 Sie 2018    Temat postu:


Odcinek powstaje w ciężkich bólach. Pomysł jest, ale pogoda nie sprzyja zapewniam jednak, że 3/4 odcinka jest już napisane.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5039
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 20:10, 08 Sie 2018    Temat postu:

Chciałam nawet dzisiaj coś napisać, by ponaglić... ale doszłam do wniosku, że temperatura nie sprzyja niczemu Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:28, 09 Sie 2018    Temat postu:

Po wielu trudach Mruga


Dzień powoli budził się do życia. Pierwsze promienie słońca przeświecały przez drzewa okalające dom w Silver Clover. Najpierw nieśmiało zaglądały do okien, tu i ówdzie odbijając się od szyb, wreszcie wpadały do poidła dla koni, jakby chciały zakosztować porannej kąpieli. Ciepły wietrzyk niósł ze sobą balsamiczny zapach wszechobecnych sosen. Z minuty na minutę wszystko wokół nabierało niesamowitej słonecznej barwy. Na małym padoku nieopodal domu wyprowadzone dopiero, co klacze uważnym wzrokiem obserwowały swe rozbrykane źrebięta. Oparty o ogrodzenie padoku wysoki, przystojny mężczyzna o czarnych włosach przetykanych na skroniach siwymi nitkami spod przymrużonych powiek przyglądał się zwierzętom. Parsknął cichym śmiechem, gdy jedna z klaczy zniecierpliwiona nieposłuszeństwem małego ogierka dała mu mocnego kuksańca w zad. Mężczyzna spojrzał w niebo. Zapowiadał się piękny dzień. Podobnie było piętnaście lat temu, tylko, że wówczas omal cały jego świat nie legł w gruzach. Mężczyzna posmutniał i przymknął oczy. Wspomnienia tamtego dnia, wciąż żywe, wracały do niego falą żalu i tęsknoty za utraconym synem. Potem jednak wszystko przesłoniły duże niebieskie oczy jego córki.
Elizabeth Cartwright była tego dnia w prawdziwej euforii. Nie spodziewała się, że rodzice przygotują dla niej szereg wspaniałych atrakcji. Pierwsze życzenia i prezenty pojawiły się już wczesnym rankiem. Głośna pobudka była wspólnym dziełem ojca i ukochanego brata. Hałasowali przy tym tak, że słychać ich było na milę. Razem z nimi przyszła oczywiście mama, która jak zwykle nic nie mówiąc przytuliła ją mocno do siebie. Zwyczajem było już, że Ann przez dłuższą chwilę kołysała córkę w ramionach, a potem szeptała jej wprost do ucha, niczym ciche zaklęcia, najszczersze matczyne życzenia. Zwykle przy tym obie miały łzy w oczach. Wzruszenie jednak szybko ustępowało, gdy ojciec podsuwał drogiej jubilatce prezent. „Achom” i „ochom” nie było wówczas końca. Tego dnia prezent otrzymany od rodziców nieco zaskoczył Lizzy. Był inny, wyjątkowy i stanowiący pamiątkę na całe życie. Ozdobne puzderko skrywało złotą, wysadzaną małymi brylancikami bransoletkę. Na jej wewnętrznej stronie wygrawerowano napis: Na pamiątkę 15-tych urodzin Elizabeth – rodzice oraz miesiąc i rok. Lizzy zaróżowiona z emocji, z pomocą ojca założyła bransoletkę i uniosła dłoń na wysokość oczu przyglądając się migoczącym kamieniom. Nie dane jej było jednak zbyt długo zachwycać się kosztownym drobiazgiem, bo oto Joshua schwycił ją pod ramię i podprowadził do okna. Nic nie mówiąc ruchem głowy wskazał na coś, co znajdowało się na podwórzu. Zaintrygowana dziewczyna wyjrzała i… oniemiała z zachwytu. Do koniowiązu przywiązany był koń. Okazał się nim kasztanowaty wałaszek z trzema skarpetkami i gwiazdką na czole. Stał niczym uosobienie spokoju i elegancji. Co tu dużo mówić, natychmiast skradł serce Elizabeth, które nie mogła od niego oderwać wzroku. Dopiero nieznaczne chrząknięcie ojca i pytanie, czy podoba się jej kolejny prezent wywołał wybuch niepohamowanej radości. Lizzy najpierw rzuciła się w ramiona ojca wykrzykując, jak bardzo jest szczęśliwa, uściskała matkę, a nawet Josh’a, który stał tuż obok. Wreszcie, tak jak stała, w koszuli nocnej wypadła z pokoju na schody i pokonując po dwa stopnie naraz zbiegła na dół do salonu. Stąd biegiem rzuciła się do drzwi wyjściowych otwierając je na oścież. Przez chwilę stała w nich i jak zaczarowana przyglądała się wałaszkowi, który jakby od niechcenia spojrzał w jej kierunku. To wystarczyło, żeby Lizzy ruszyła się z miejsca. Spokojnie bez gwałtownych ruchów podeszła do swojego prezentu i powtarzając: spokojnie mój piękny, położyła dłoń na jego szyi i delikatnie zaczęła go głaskać. Koń poddał się pieszczocie, a gdy Lizzy spojrzała w czarne, aksamitne oczy zwierzęcia wiadomo było, że oto rozpoczęła się prawdziwa, dozgonna miłość.
- Zadowolona? – spytał Adam, który wraz z Ann i Josh’em wyszli za Lizzy na podwórze i obserwowali jej reakcję.
- Bardzo – odparła Lizzy tuląc się do końskiej szyi.
- Ma na imię Splendor.
- Naprawdę? Tak się nazywasz? – Lizzy zwróciła się do konia nie przestając go głaskać.
- To dobrze ułożony i spokojny koń. W sam raz dla ciebie. Pan Greer, od którego go kupiłem twierdzi, że Splendor jest trochę gapowaty, ale ja uważam, że wcale taki nie jest.
- Gapowaty? Niemożliwe. Tato, to najpiękniejszy koń świata.
- Raczej wałach, gapowaty wałach – zauważył z lekką kpiną Josh.
- I, co z tego? – spytała zaczepnie Lizzy. – Nie waż się tak o nim mówić. Wałach, nie wałach, ale mój. Mój piękny Splendor – powiedziała czule, a koń jakby akceptując jej słowa cichutko zarżał.
- Masz, daj mu jabłko. Wtedy zupełnie straci dla ciebie swój koński łeb – rzekł pojednawczo Josh podsuwając siostrze owoc. – Jeśli chcesz być moją wspólniczką i pracować z końmi musisz o takich rzeczach pamiętać. Pierwsza zasada dobrego hodowcy: kieszenie pełne łakoci.
- Myślisz, że nie pamiętam? – Fuknęła Lizzy i na moment zamilkła, po czym spojrzawszy bratu głęboko w oczy spytała: - naprawdę chcesz, żebym była twoją wspólniczką i żebyśmy razem prowadzili stadninę?
- Rozmawialiśmy już o tym. Przyrzekłem ci to i zdania nie zmienię, chyba, że ty nie będziesz chciała ze mną pracować.
- Ja… ja… będę chciała i to bardzo! Och, Josh! Nie wiem, co powiedzieć – rzekła podekscytowana Lizzy.
- To już drugi raz odkąd wróciłem do domu – parsknął śmiechem.
- Nigdy cię nie zawiodę – zapewniła.
- Wiem. Jesteś przecież z Cartwrightów.
- A jestem, jestem – zaśmiała się i rzuciwszy się w ramiona Josh’a krzyknęła: - kocham cię braciszku!
- Ja, ciebie też Kruszynko – odparł, całując ją w czoło.
Ich rodzice przyglądali się w milczeniu tej wzruszającej scenie. Oboje szczęśliwi i dumni ze swoich dzieci, nie mogli w skrytości serc nie wspomnieć małego Michaela, bliźniaczego brata Elizabeth. Tymczasem Josh obejmując siostrę ramieniem rzekł:
- Splendor, to prezent od rodziców, a to – tu wskazał na przełożone przez koniowiąz siodło – prezent ode mnie. Niech ci dobrze służy.
- Siodło?! Prawdziwe, damskie siodło! – Lizzy z zachwytem dotknęła doskonale wyprawionej, tłoczonej w roślinne motywy skóry. – O takim marzyłam! Dziękuję! Tylko, czy Splendor to odpowiedni koń do takiego siodła?
- Jak najbardziej odpowiedni – Adam włączył się do rozmowy. – Josh uprzedził mnie, jaki prezent chce ci sprawić, dlatego wybrałem Splendora, który jest koniem spokojnym, bez tendencji do wspinania się. Do tego ma szerokie łopatki, jest, więc idealny pod damskie siodło.
- To wspaniale. Bardzo się cieszę. Teraz będę mogła skakać przez przeszkody, jak sama Emma Peak*). Tato myślisz, że mogłabym startować w skokach przez przeszkody?
- Lizzy, najpierw musisz nauczyć się dobrze jeździć w…
- Ale ja jeżdżę dobrze – przerwała mu Lizzy. – Sam mówiłeś.
- Tak, skarbie, w męskim siodle. Jazda w damskim wymaga zupełnie innej techniki, a to pociąga za sobą konieczność wielogodzinnych treningów. Znajdziesz na to czas?
- Oczywiście!
- Chwileczkę, młoda damo – rzekła Ann. – Nie zapominaj, że za rok wyjeżdżasz do szkoły. Musisz myśleć o nauce, a nie o przyjemnościach.
- Ależ mamo…
- Lizzy, rozmawiałyśmy już o tym, prawda?
- No, tak, ale przecież jedno nie przeszkadza drugiemu – Lizzy spojrzała na matkę wzrokiem niewiniątka, lecz ta przecząco pokręciła głową. Dziewczyna zwróciła się, więc do ojca: – tato, powiedz mamie.
- Skarbie, mama ma zupełną rację. Jeżeli chcesz poważnie zająć się hodowlą koni musisz zdobyć odpowiednie wykształcenie. To ciężkie, męskie zajęcie i skoro masz zostać wspólniczką brata musisz być tak dobra, jak on.
- Josh, ty też tak myślisz? – spytała doskonale znając odpowiedź.
- Musisz pytać? Przecież wiesz – odparł. – Na Wschodnim Wybrzeżu coraz więcej dziewcząt próbuje swych sił na studiach. Moja siostra nie powinna być gorsza. Chyba, że wystarczy ci szkoła w Virginia City.
- Nie jest taka zła.
- Ale nie uczy, jak zarządzać ranczem. Świat się zmienia Lizzy. To, co jeszcze kilka lat temu było zupełnie niemożliwe, dziś staje się normalnością. Najlepiej to widać na corocznych targach rolniczych w Nowym Jorku. Chciałbym tam kiedyś ciebie zabrać. Zobaczyłabyś ile nowych rozwiązań przynosi ludzka myśl. Jeżeli mamy odnieść sukces musimy być na bieżąco, ze wszystkim technicznymi nowinkami, a to wymaga ciągłej nauki, doskonalenia się. Tata ma rację. Moja partnerka w interesach musi być tak dobra, jak ja.
- I taka będę – zapewniła Lizzy.
- To świetnie. Na to właśnie liczę – uśmiechnął się Josh.
- I widzisz Ann, sprawa załatwiona – stwierdził z zadowoleniem Adam.
- Niezwykle mnie to cieszy. – Odparła i zwracając się do córki rzekła: - A teraz moja panno biegnij do siebie na górę i ubierz się. Zrobiło się późno i chyba nie chcesz, żeby ktoś zobaczył cię w nocnej koszuli.


_____________________________________________________________
*) Emma Peak (Madame Marantette), amazonka, która w II połowie XIX w. na koniu St. Patrick ustanowiła rekord skoku w damskim siodle na wysokość siedmiu stóp, czyli 213 cm. Występowała m.in. na The New York State Fair (targi rolnicze) w Nowym Jorku (1891).


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 11:20, 09 Sie 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5039
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:50, 09 Sie 2018    Temat postu:

Wspaniale Wesoly

Odcinek przeczytałam z dużą przyjemnością; jest pełen ciepła, rodzinnej miłości i radości. Widać, że rodzina bardzo celebruje urodziny i Elizabeth na pewno na długo zapamięta ten dzień Wesoly Splendor na pewno dodał splendoru temu dniu Mruga

Czekam cierpliwie na kolejny odcinek i ciekawa jestem, czy opiszesz dalszy przebieg tego wyjątkowego dnia Mruga


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Senszen dnia Czw 10:51, 09 Sie 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 20:29, 09 Sie 2018    Temat postu:

Bardzo interesujący odcinek, ciepły, ale ... trochę złowroga wzmianka o utraconym synu. Jutro wstawię komentarz.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 17:10, 10 Sie 2018    Temat postu:

Cytat:
Mężczyzna spojrzał w niebo. Zapowiadał się piękny dzień. Podobnie było piętnaście lat temu, tylko, że wówczas omal cały jego świat nie legł w gruzach. Mężczyzna posmutniał i przymknął oczy. Wspomnienia tamtego dnia, wciąż żywe, wracały do niego falą żalu i tęsknoty za utraconym synem.

"...utraconym synem"? Czyli ... eksmitowano Josha na chmurkę? czy różnica zdań z tatusiem?
Cytat:
Tego dnia prezent otrzymany od rodziców nieco zaskoczył Lizzy. Był inny, wyjątkowy i stanowiący pamiątkę na całe życie. Ozdobne puzderko skrywało złotą, wysadzaną małymi brylancikami bransoletkę. Na jej wewnętrznej stronie wygrawerowano napis: Na pamiątkę 15-tych urodzin Elizabeth – rodzice oraz miesiąc i rok. Lizzy zaróżowiona z emocji, z pomocą ojca założyła bransoletkę i uniosła dłoń na wysokość oczu przyglądając się migoczącym kamieniom. Nie dane jej było jednak zbyt długo zachwycać się kosztownym drobiazgiem, bo oto Joshua schwycił ją pod ramię i podprowadził do okna. Nic nie mówiąc ruchem głowy wskazał na coś, co znajdowało się na podwórzu.

Z pewnością Elizabeth czuła się doceniona przez rodzinę. Takie piękne prezenty
Cytat:
Zaintrygowana dziewczyna wyjrzała i… oniemiała z zachwytu. Do koniowiązu przywiązany był koń. Okazał się nim kasztanowaty wałaszek z trzema skarpetkami i gwiazdką na czole. Stał niczym uosobienie spokoju i elegancji. Co tu dużo mówić, natychmiast skradł serce Elizabeth, które nie mogła od niego oderwać wzroku.

A do tego jeszcze cudny konik
Cytat:
- Ma na imię Splendor.
- Naprawdę? Tak się nazywasz? – Lizzy zwróciła się do konia nie przestając go głaskać.
- To dobrze ułożony i spokojny koń. W sam raz dla ciebie. Pan Greer, od którego go kupiłem twierdzi, że Splendor jest trochę gapowaty, ale ja uważam, że wcale taki nie jest.
- Gapowaty? Niemożliwe. Tato, to najpiękniejszy koń świata.
- Raczej wałach, gapowaty wałach – zauważył z lekką kpiną Josh.
- I, co z tego? – spytała zaczepnie Lizzy. – Nie waż się tak o nim mówić. Wałach, nie wałach, ale mój. Mój piękny Splendor – powiedziała czule, a koń jakby akceptując jej słowa cichutko zarżał.

To miłość od pierwszego wejrzenia!
Cytat:
- Wiem. Jesteś przecież z Cartwrightów.
- A jestem, jestem – zaśmiała się i rzuciwszy się w ramiona Josh’a krzyknęła: - kocham cię braciszku!
- Ja, ciebie też Kruszynko – odparł, całując ją w czoło.
Ich rodzice przyglądali się w milczeniu tej wzruszającej scenie. Oboje szczęśliwi i dumni ze swoich dzieci, nie mogli w skrytości serc nie wspomnieć małego Michaela, bliźniaczego brata Elizabeth.

Bardzo wzruszająca, rodzinna scena. Rodzice, Elizabeth również pamiętają, że jej urodziny są i urodzinami synka
Cytat:
Josh obejmując siostrę ramieniem rzekł:
- Splendor, to prezent od rodziców, a to – tu wskazał na przełożone przez koniowiąz siodło – prezent ode mnie. Niech ci dobrze służy.
- Siodło?! Prawdziwe, damskie siodło! – Lizzy z zachwytem dotknęła doskonale wyprawionej, tłoczonej w roślinne motywy skóry. – O takim marzyłam! Dziękuję! Tylko, czy Splendor to odpowiedni koń do takiego siodła?
- Jak najbardziej odpowiedni – Adam włączył się do rozmowy. – Josh uprzedził mnie, jaki prezent chce ci sprawić, dlatego wybrałem Splendora, który jest koniem spokojnym, bez tendencji do wspinania się. Do tego ma szerokie łopatki, jest, więc idealny pod damskie siodło.

Oczywiście wszystko było przemyślane wcześniej - siodło, końskie łopatki, charakter konika
Cytat:
Tato myślisz, że mogłabym startować w skokach przez przeszkody?
- Lizzy, najpierw musisz nauczyć się dobrze jeździć w…
- Ale ja jeżdżę dobrze – przerwała mu Lizzy. – Sam mówiłeś.
- Tak, skarbie, w męskim siodle. Jazda w damskim wymaga zupełnie innej techniki, a to pociąga za sobą konieczność wielogodzinnych treningów. Znajdziesz na to czas?
- Oczywiście!
- Chwileczkę, młoda damo – rzekła Ann. – Nie zapominaj, że za rok wyjeżdżasz do szkoły. Musisz myśleć o nauce, a nie o przyjemnościach

No tak. Lizzy planuje już karierę jeździecką, a tata przypomina jej o nauce. Marudny się jakiś zrobił
Cytat:
- Josh, ty też tak myślisz? – spytała doskonale znając odpowiedź.
- Musisz pytać? Przecież wiesz – odparł. – Na Wschodnim Wybrzeżu coraz więcej dziewcząt próbuje swych sił na studiach. Moja siostra nie powinna być gorsza. Chyba, że wystarczy ci szkoła w Virginia City.
- Nie jest taka zła.
- Ale nie uczy, jak zarządzać ranczem. Świat się zmienia Lizzy. To, co jeszcze kilka lat temu było zupełnie niemożliwe, dziś staje się normalnością. Najlepiej to widać na corocznych targach rolniczych w Nowym Jorku. Chciałbym tam kiedyś ciebie zabrać. Zobaczyłabyś ile nowych rozwiązań przynosi ludzka myśl. Jeżeli mamy odnieść sukces musimy być na bieżąco, ze wszystkim technicznymi nowinkami, a to wymaga ciągłej nauki, doskonalenia się. Tata ma rację. Moja partnerka w interesach musi być tak dobra, jak ja.
- I taka będę – zapewniła Lizzy.

Lizzy pewnie na wszystko by się zgodziła, żeby tylko zostać na ranczo, przy koniach
Cytat:
- To świetnie. Na to właśnie liczę – uśmiechnął się Josh.
- I widzisz Ann, sprawa załatwiona – stwierdził z zadowoleniem Adam.
- Niezwykle mnie to cieszy. – Odparła i zwracając się do córki rzekła: - A teraz moja panno biegnij do siebie na górę i ubierz się. Zrobiło się późno i chyba nie chcesz, żeby ktoś zobaczył cię w nocnej koszuli.

Co tam strój! Prezenty ważne ... do tego tak idealnie trafione

No i porobiło się. Bardzo interesujący fragment. Nieco zaniepokoiłam się wzmianką o utracie syna. Jeszcze tkwią we mnie resztki nadziei, że chodzi o kłótnię między Joshem i Adamem, ale ... cóż, jest upał, mogła koleżanka puścić wodze morderczym instynktom i przesłać Josha na chmurkęOby nie. Piękny dzień urodzin Lizzy, udane prezenty, od razu widać, że ofiarowane z miłością. Trafione i przemyślane. No i kochająca się, zgodna rodzina. Na razie kochająca? No właśnie ... co będzie dalej? Co z Joshem? Co z Lizzy? Z Ann? Co z Adamem?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 10:07, 11 Sie 2018    Temat postu:

Koleżanki, dziękuję za komentarze. Very Happy

Odcinek w swoim założeniu miał być ciepły i rodzinny. Cieszę się, że tak go odebrałyście. Dzięki. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5039
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:08, 18 Sie 2018    Temat postu:

Aby tak nieco zmobilizować Aderato...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:13, 18 Sie 2018    Temat postu:

Napisałam 3/4 odcinka. Może jutro wieczorem uda mi się wkleić nowy odcinek. Ale nie ma, co ukrywać idzie mi, jak po grudzie. Smutny

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5039
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:20, 18 Sie 2018    Temat postu:

Och, cudownie Wesoly Czekam niecierpliwie Wesoly
A tak na marginesie to uważam, że Cookie, jako przyjaciółka Elizabeth, powinna jej złożyć życzenia Mruga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:27, 18 Sie 2018    Temat postu:

Oj, na pewno jej złożyła Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5039
Przeczytał: 9 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:31, 18 Sie 2018    Temat postu:

Dobrze, powiedzmy, że wierzę Confused

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:32, 18 Sie 2018    Temat postu:

Sorry, ale opowiadanie pomału wraca do punktu wyjścia tzn. do Adama i Ann Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7282
Przeczytał: 13 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:07, 20 Sie 2018    Temat postu:

Gdy noc zapadła, niebo nad Silver Clover rozjaśniły różnokolorowe fajerwerki. Sztuczne ognie biegły wysoko w niebo przybierając przeróżne kształty, aby już po chwili barwną kaskadą ogni opaść wprost na ziemię. Widowisko na cześć Elizabeth przygotowali jej stryjowie Hoss i Joe. Adam początkowo sceptycznie odniósł się do tego pomysłu, mając w pamięci niefortunną przygodę Hossa z fajerwerkami sprzed wielu, wielu lat. Joe jednak zapewnił go, że tym razem wszystko będzie pod kontrolą i on, jako ojciec chrzestny Lizzy daje mu słowo, że żadnych przykrych niespodzianek nie będzie. Po takim zapewnieniu trudno było się nie zgodzić, choć Adam do końca nie miał pewności czy dobrze zrobił godząc się na pokaz sztucznych ogni. Doskonale znał swoich braci i wiedział, że gdy zbyt mocno do czegoś się zapalą to skutki mogą okazać się opłakane.
Obawy Adama nie sprawdziły się. Musiał przyznać, że jego bracia stanęli na wysokości zadania. Pokaz zachwycił wszystkich z młodziutką jubilatką na czele. Wreszcie goście rozjechali się do domów, a uszczęśliwiona Lizzy wraz ze swoją przyjaciółką July Canaday poszły do jej pokoju. Tymczasem Adam wyszedł przed dom. Było cicho, a powietrze tak jeszcze przed godziną ciepłe i pełne zapachów stawało się coraz bardziej wyraziste, chłodniejsze. Mężczyzna leniwym krokiem przeszedł przez podwórze. Sprawdził czy drzwi stajni są dobrze zamknięte, a potem tym samym krokiem ruszył w kierunku ganku. Usiadł na stojącej tam ławce. Z zadowoleniem wciągnął do nosa powietrze i spojrzał w rozgwieżdżone niebo. Był zmęczony całodniowym przyjęciem, ale nie mógłby teraz zasnąć. Słyszał jak Ann krzątała się po domu. Przez otwarte na piętrze okno dobiegł go cichy śmiech Lizzy i July. Dziewczęta miały sobie dużo do powiedzenia i pewne było, że szybko nie pójdą spać. Za to w pokoju Josh’a światło zgasło wraz z odjazdem ostatniego gościa. Adam uśmiechnął się, przypomniawszy sobie, jak jego syn podczas fajerwerków usiadł na stopniach ganku i prowadził nierówną walkę ze snem.
- Ciekawa jestem, co cię tak ucieszyło? – spytała Ann, stawiając na stole dwa kieliszki i butelkę porto.
- Przypomniałem sobie, jaki Josh był „zachwycony” pokazem sztucznych ogni.
- O tak – parsknęła śmiechem. - Był bardzo „zachwycony”, ale nie ma, co się dziwić. Najpierw tyle dni w podróży, a potem pomagał nam w przygotowaniu przyjęcia dla Lizzy. Miał prawo być zmęczony – rzekła, siadając na ławce obok Adama.
- Oczywiście, tyle tylko, że to naprawdę śmiesznie wyglądało. Wokół fajerwerki, okrzyki zachwytu, a nasz syn w najlepsze przysypia.
- Przyznaję, wyglądał uroczo – odparła Ann. - Możesz nalać wina?
- Porto przed snem? – Adam udał zdziwionego. – Nie będziesz mogła spać.
- A kto tu mówi o spaniu? – spojrzała na niego z zalotnym uśmiechem.
- Pani Cartwright, co pani chodzi po głowie? – Adam nalał do kieliszków wina.
- Nic takiego. Chcę po prostu posiedzieć z moim mężem na ławce i porozmawiać – odparła niewinnie.
- Doprawdy? – spytał z błyskiem w oczach, podając jej kieliszek napełniony trunkiem.
- Tak – odparła, upiwszy łyk wina. Wtedy Adam objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Gdy poczuła na swoich ustach jego wargi, przymknęła powieki i z zadowoleniem cicho mruknęła. O, tak, tego jej było trzeba na zakończenie niezwykle udanego dnia.
- Dobre to porto – doszedł ją głos Adama.
- Co takiego? – spojrzała na niego groźnie.
- No, przecież żartuję – zaśmiał się cmoknąwszy ją w usta. Ann mu zawtórowała. Objęci, spoglądali w niebo, próbując liczyć świecące nad nimi gwiazdy.
- Nie damy rady – stwierdziła Ann. – Całe niebo jest nimi usiane. O, zobacz, spadająca gwiazda! Pomyśl życzenie.
- Pomyślałem. A ty?
- Też.
- A powiesz mi, jakie to życzenie?
- Nie powiem, bo się nie spełni.
- Jasne. – Adam kiwnął ze zrozumieniem głową i dolał do kieliszków wina.
- To był wspaniały dzień. Dawno tak dobrze się nie bawiłam.
- Zauważyłem to i przyznam się, że jestem pod wrażeniem. Do tej pory ten dzień…
- Wiem, co chcesz powiedzieć – przerwała mu, kładąc palce na jego ustach – ale od dzisiaj będzie inaczej. Piętnaście lat to dość czasu, aby oswoić się ze stratą. Każdego roku chciałam cieszyć się tym dniem, tak jak powinna cieszyć się matka, ale nie potrafiłam. Zastanawiałam się, jaki byłby nasz syn. Ale dziś rano, gdy obejmowałam Lizzy usłyszałam w głowie, jakby szept: pozwól mi odejść. Myślisz, że to był Mike?
- Nie wiem, kochanie – szepnął Adam, mocniej obejmując ramieniem Ann.
- Ja też nie wiem, ale właśnie dziś zrozumiałam, że to droga donikąd. Patrzyłam na radosną Elizabeth, na Josha tak bardzo do ciebie podobnego, na roześmianych gości i wreszcie zaczęłam się cieszyłam razem z nimi. Adamie, wybacz mi, że to tak długo trwało. Przepraszam, że właśnie w tym dniu zostawiałam ciebie zupełnie samego, nie zastanawiając się, co ty musisz czuć. Byłam okropna – głos zadrgał jej wzruszeniem. Adam przytulił policzek do jej głowy i rzekł:
- Nie przeczę, byłaś. Ale i tak bardzo cię kocham, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo. Jesteś… - tu zawiesił głos – sensem mojego życia. Ty i nasze dzieci.
- Adamie… nie wiem, co mam powiedzieć.
- Może, to, że wciąż mnie kochasz – podpowiedział usłużnie.
- Przecież wiesz.
- Wiem, ale chcę to od ciebie usłyszeć.
- Coś podobnego? Kiedyś słowo „kocham” nie chciało ci przejść przez gardło, a teraz…
- A teraz uważam, że jest w porządku – uśmiechnął się i z miną pewną siebie dodał: - krótkie, sensowne i miłe dla ucha.
- Nie przeczę, choć ta definicja wydaje się mało romantyczna – Ann parsknęła śmiechem.
- To, jak? Powiesz? – nie odpuszczał Adam.
- Co?
- Droczysz się ze mną?
- Tak. Ja długo czekałam, aż wypowiesz słowo „kocham”.
- Punkt dla ciebie. Ale kochasz mnie? – dopytywał się niecierpliwie przyciskając Ann do siebie.
- Kocham – wyszeptała mu wprost do ucha, a on natychmiast ją pocałował. Wreszcie niezwykle zadowolony wygodnie rozsiadł się na ławce nie wypuszczając z objęć żony. Głęboko odetchnął i powiedział:
- Nocą świat pachnie inaczej.
- I jest tak cicho – dodała Ann. – Pamiętasz naszą pierwszą noc pod gołym niebem. Otuliłeś mnie kocem. Długo nie mogłam wtedy zasnąć.
- To tak, jak ja – odparł Adam. – Pamiętam, że obudził mnie zapach śniadania. Nigdy potem nie jadłem takich pyszności.
- Nie przesadzaj. To był tylko bekon i czarna kawa, do tego nie najlepsza.
- No, popatrz, a ja to zupełnie inaczej zapamiętałem – rzekł Adam. – A może wybralibyśmy się na taką wycieczkę?
- Z dziećmi? Teraz, gdy tak dużo jest pracy na ranczo. – Ann spojrzała na męża z politowaniem.
- Bez dzieci, a ranczem zajmie się Josh – odparł z przekonaniem Adam.
- Co ty mówisz?
- Posłuchaj, skoro Josh zrezygnował ze stypendium i nie chce być architektem, to pomyślałem sobie, że to dobra okazja, żeby zajął się ranczem.
- Jak to sobie wyobrażasz?
- Nasz syn od ósmego roku życia nie mówi o niczym innym, jak o koniach. Kocha je, zna się na nich i ma do nich dobrą rękę. Konie to faktycznie może być nasza przyszłość. Hodowla bydła zupełnie się nie opłaca. Zobacz, jakie problemy mają Hoss i Joe. Gdyby nie tartaki już dawno by zbankrutowali.
- A ich udziały w kopalniach srebra?
- W ubiegłym tygodniu zamknięto trzy z pięciu, w których udziały mają moi bracia.
- Nie wiedziałam – zasmuciła się Ann. – Ani Edna, ani Aurora nic nie mówiły.
- Cóż, nie jest to powód do chwalenia się. Ann, prawda jest taka, że ludzie stąd uciekają. Przez ostatnie lata Virginia City właściwie się wyludniło. To już nie jest to samo miasto. Co z tego, że po wielkim ogniu w siedemdziesiątym piątym odbudowano je.*) Ludzie zaczęli stąd wyjeżdżać. Tych, którzy zostali trzyma tu jeszcze srebro.
- To przecież niezła lokata.
- Owszem. Przemysł górniczy zdominował Virginia City, czyniąc z niego centrum przemysłowe podobne do tego na Wschodnim Wybrzeżu, ale prędzej czy później przyjdzie bessa, a wtedy reszta kopalni stanie i zacznie się eksodus.**)
- Myślisz, że tak może być naprawdę? – spytała zaniepokojona Ann.
- Takie są prawa ekonomii, kochanie. Dlatego w gruncie rzeczy dobrze się stało, że nasz syn wrócił do domu. I skoro chce na tej ziemi hodować konie, to niech tak będzie.
- Co to ma znaczyć? Chcesz oddać Josh’owi ranczo?
- A masz, coś przeciwko temu?
- Nie. Oczywiście, że nie, ale on jest jeszcze taki młody, niedoświadczony.
- Kiedyś i tak odziedziczy tę ziemię. Dlaczego nie teraz?
- W porządku, ale co ty będziesz robił? Jak zniesiesz rządy Josh’a?
- Moja droga, ja skupię się na nadzorze, a nasz syn będzie prowadził ranczo.
- Tak to sobie wymyśliłeś? – Ann pokręciła z podziwem głową. – A wiesz, że to całkiem niezły pomysł.
- Pewnie, że wiem. Inaczej nie mówiłbym ci o tym.
- Skromnością to nie grzeszysz – stwierdziła Ann.
- To nie ma nic wspólnego ze skromnością, ale z naszą wygodą, kochanie – odparł Adam, uśmiechając się tajemniczo.
- Co masz na myśli?
- Więcej czasu dla ciebie i więcej czasu na przyjemności, które chciałbym ci sprawić. Wreszcie mógłbym pokazać ci Wschodnie Wybrzeże. Poza tym chciałbym zająć się architekturą, bo ja w przeciwieństwie do Josh’a bardzo ją lubię.
- Ciekawie brzmi.
- Owszem. To będzie nasz czas, Ann. Nie przeżyjemy życia ani za Josh’a, ani za Elizabeth. Jeśli będą potrzebowali naszej pomocy, pomożemy im. Z resztą muszą poradzić sobie sami.
- Adamie, ale przecież to nasze dzieci.
- To też, będziemy je nadzorować, mądrze nadzorować – Adam mrugnął okiem do Ann. – Nie martw się, dadzą sobie radę.
- Jak już jesteśmy przy naszych latoroślach, to w przyszłym roku powinniśmy wysłać Lizzy do college’u.
- I wyślemy. W czym problem?
- Nie wyobrażam sobie, że nasza dziewczynka opuści dom i będzie zupełnie sama.
- Ann, nie przesadzaj. Wiem, że trudno ci pogodzić się z tym, że Lizzy wyjedzie z domu, ale taka już kolej rzeczy. Nasza córka, chce się uczyć i nie możemy jej tego zabronić. Jeżeli faktycznie tak jak Josh ma pracować na ranczo to musi być do tego dobrze przygotowana. Świat się zmienia Ann. Wcale nie zdziwiłbym się, gdyby kobiety zaczęły odgrywać znacznie większą rolę niż dotychczas.
- Na przykład?
- Chcesz przykładów? Proszę bardzo. Coraz więcej kobiet wykonuje zawody dotychczas zarezerwowane dla mężczyzn na przykład lekarza, a nawet dziennikarza. Coraz częściej słyszy się o przyznaniu kobietom prawa wyborczego. Postęp, wynalazczość to wszystko przyczynia się do poszerzenia granic samodzielności kobiet. Dorosłość naszej córki przypadnie na nowy wiek. Kto wie, co może on przynieść? A nawet, jeśli Lizzy zaraz po szkole postanowi wyjść za mąż to wykształcenie na pewno jej nie zaszkodzi. To mądra dziewczyna. Dlatego też nie rozumiem twoich obaw.
- Nie zrozumiałeś mnie. Chodzi mi o to, że byłabym spokojniejsza, gdyby Lizzy pojechała do tej szkoły z kimś, kogo dobrze zna. Bez względu na to, czy wyślemy ją do San Francisco, czy na Wschodnie Wybrzeże powinna mieć przy sobie kogoś, komu może zaufać.
- Zdaje się, że wiem, kogo masz na myśli – stwierdził Adam. – Tyle tylko, że córka Candy’ego jest o rok młodsza od Lizzy.
- To prawda, ale Cookie jest bardzo zdolna. Naprawdę dobrze byłoby, gdyby dziewczęta kształciły się razem.
- To dobry pomysł, tyle tylko, że edukacja Lizzy musiałaby przesunąć się o rok.
- Wcale nie. Rozmawiałam z Indią. Ona chciałaby, żeby jej córka się kształciła, ale podobnie, jak ja boi się o nią. Jest gotowa odpowiednio przygotować July, tak żeby nie odstawała od innych dziewcząt. Nie zapominaj, że India była nauczycielką.
- Pamiętam o tym doskonale. Zastanawiam się tylko, skąd Canaday’owie wezmą pieniądze na czesne. Do duży wydatek.
- No, właśnie i to jest problem. Pomyślałam sobie, że może jakoś im pomożemy – stwierdziła Ann.
- A niby, jak? – spytał Adam. – Kochanie, nie stać nas na opłacenie szkoły dla dwóch dziewcząt.
- Wiem, ale jesteś w radzie miasta. Co roku przyznajecie specjalne stypendia. Może July…
- Ann, jak to sobie wyobrażasz? Mam wszystkim w radzie powiedzieć, że panna Canaday powinna otrzymać stypendium.
- Och, nie! – krzyknęła Ann. – Źle mnie zrozumiałeś. Chodzi mi tylko, o to żebyś porozmawiał z Candy’m i zasugerował mu taka możliwość. Powiedz mu jak powinno wyglądać podanie w takiej sprawie. Tylko tyle. Nigdy nie wymagałaby od ciebie złamania obowiązujących zasad.
- Dobrze, porozmawiam z nim, ale pamiętaj, że uzdolnionych dzieci w Virginia City i w okolicach jest sporo.
- Wiem. Uważam, jednak, że July, powinna dostać szansę.
- Musiałaby przekonać do siebie komisję, a to jest niezwykle trudne.
- Może jej się uda – odparła Ann.
- Widzę, że bardzo ci na tym zależy.
- Owszem.
- Rozumiem, że to wszystko po to, żeby nasza Lizzy nie czuła się samotna.
- I tak i nie. Z jednej strony zależy mi, żeby nasza córka miała bratnią duszę, z drugiej trochę szkoda mi Cookie. To wspaniała dziewczyna i zasługuje na pomoc.
- Skoro tak, to pomogę Canaday’om w przygotowaniu podania. A jeśli nic z tego nie wyjdzie, to być może w połowie uda się nam sfinansować naukę July.
- Candy, na pewno się na to nie zgodzi. Jest zbyt dumny. Stypendium to zupełnie inna sprawa.
- Widzę, że bardzo ci zależy, żeby dziewczęta razem pojechały do szkoły.
- Tak. We dwie na pewno sobie poradzą.
- Widzę, że nie mam wyjścia i powinienem, coś z tym fantem zrobić – stwierdził Adam i kiwnął głową. – Dobrze, zastanowię się, co można na to poradzić. Mam nadzieję, że Lizzy i July jeszcze o tym nie wiedzą.
- Nie, rozmawiałam tylko z Indią, a ona póki, co obiecała milczenie.
- I bardzo dobrze. O ewentualnej wspólnej nauce dziewczęta powinny dowiedzieć się, jak najpóźniej. Lepiej, żeby nie robiły sobie zbyt dużych nadziei.
- Jesteś wspaniały. Dziękuję kochanie – powiedziała Ann, przytuliwszy się do Adama.
- To teraz dla odmiany może porozmawiamy o nas?
- Słucham bardzo uważnie – Ann utkwiła w mężu zaciekawiony wzrok.
- O tej wycieczce mówiłem poważnie – zaczął Adam. – Moglibyśmy pojechać w odwiedziny do Ramplingów. Dawno już u nich nie byliśmy. Mają wspaniałe winnice i doskonałe wino. A poważnie to w ostatnim liście Magnus napisał mi, że jest coraz słabszy i z trudem porusza się po domu. Bardzo chciałby spotkać się z nami i porozmawiać.
- Biedny Magnus – westchnęła Ann. – To i tak cud, że wyszedł z tego udaru.
- Pamiętaj, że ma już swoje lata.
- Pamiętam, tylko tak trudno pogodzić się z upływającym czasem. Wydaje się, jakby wczoraj on i Emily wzięli ślub. A teraz ich syn Magnus junior ma czternaście lat i jest dobrze ułożonym kawalerem.
- Oby tylko mu się to nie zmieniło.
- Nie martw się. Emily i Magnus na to nie pozwolą – rzekła z przekonaniem Ann. – Dobrze byłoby ich zobaczyć. Tylko, czy dzieci możemy zostawić same?
- A dlaczego nie? Poproszę Candy’ego, żeby na wszystko miał oko. Hoss i Joe też pewnie pomogą. Poza tym jest nasz zarządca Larry i jego żona. Będą pilnować Lizzy, jak własnej córki.
- Skoro tak, to możemy zrobić sobie krótką wycieczkę – stwierdziła Ann.
- Wspaniale – rzekł Adam. - W poniedziałek rano wyślę telegram do Remplingów, a jutro porozmawiamy z Joshem i przedstawimy mu naszą ofertę. Co ty na to?
- Świetny pomysł. Jestem za.
- W takim razie może przenieślibyśmy się z dalszą rozmową do naszej sypialni? – zaproponował Adam, wędrując dłonią po falbance przy dekolcie sukni Ann.
- To również świetny pomysł. Zrobiłam się taka senna – szepnęła, a źrenice jej oczu dziwnie się rozszerzyły.
- Nie licz na to, że pozwolę ci zasnąć – mruknął Adam, po czym spojrzał na nią tak, że poczuła dreszcz przechodzący wzdłuż kręgosłupa.


_____________________________________________________________
*) Mowa tu o pożarze z 26 października 1875 roku, nazwanym Wielkim Ogniem. Pożar spowodował straty oszacowane na 12 mln dolarów. Ogień był tak silny, że: "Koła wagonów zostały roztopione", "ceglane budynki spłonęły jak papierowe pudła". Dwa tysiące osób zostało bez dachu nad głową.
**) Adam miał rację. W 1898 roku nastąpiła bessa na rynku srebra i Virginia City zaczęło się wyludniać. Liczba mieszkańców spadła z ok. 30 tys. do ok. 11 tys. Według spisu ludności z 2000 roku miasto na początku XXI w. liczyło około 1500 mieszkańców.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Pon 14:05, 20 Sie 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 16:29, 20 Sie 2018    Temat postu:

Interesujący fragment. Komentarz wstawię jutro.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Ostępy Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 66, 67, 68, 69, 70, 71  Następny
Strona 67 z 71

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin