|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 10:22, 07 Lut 2020 Temat postu: Zabawa w Ponderosie |
|
|
Zabawa w Ponderosie
-Chłopcy! – rzekł do synów Ben Cartwright – w sobotę wyprawiamy wieczorek tańcujący -„Na powitanie wiosny”.
-Ależ pa, wiosna już się zaczęła. Jakiś czas temu – zaprotestował dokładny, jak zwykle Adam. Joe szturchnął go łokciem – nie chcesz potańczyć? – zapytał retorycznie – każda okazja dobra. Jeśli pa chce, to niech sobie wita wiosnę, która i tak już przyszła. MY potańczymy.
-Owszem wiosna się zaczęła, ale jakąś okazję wypada podać. O ile pamiętam, to wiosny nie witaliśmy. Może dlatego pogoda taka … bardziej jesienna – pozwolił sobie na mały żart senior rodu.
-OK., pa, będzie zabawa „Na powitanie wiosny” – radośnie zgodził się Hoss – a kapela?
-Już zamówiona – uprzedził go Ben
-No to tylko poczęstunek, torty, poncz i ozdoby – wyliczał niezwykle skrupulatnie (jak na niego) Joe.
-Poczęstunkiem i tortami zajmie się Hop Sing, poncz JA zrobię, według tradycyjnej receptury mamy Joe, a zaproszenia roześle Adam – zadecydował Ben – no to do roboty, bo już środa! Koniec miesiąca i sobota tuż, tuż – przypomniał – chłopcy! Ma być tak, żeby ludzie do jesieni wspominali zabawę u Bena Cartwrighta! -Chłopcy, postarajcie się!
-OK Pa- chórkiem odpowiedzieli synowie - postaramy się, z pewnością goście na długo zapamiętają tę zabawę - zgodnie zapewnili.
-A co JA będę robił? Mnie pa nie przydzielił żadnego poważnego zadania – pomyślał nieco rozżalony Joe … wtem błysnęła mu genialna myśl!. Podniósł głowę, popatrzył na pa i braci. W oczach mu zamigotało. Podobny błysk pojawił się w oczach Adama, który w tym momencie spojrzał na młodszego brata - Niedobrze! Mały coś wykombinował. Oby pa nie żałował swojej decyzji o tej zabawie
Przygotowania trwały. Wszyscy, włącznie z Hossem i Joe zwijali się jak w ukropiei. Adam rozcierał rękę obolałą od wypisywania zaproszeń. Skierowane były do wszystkich wybitniejszych obywateli Wirginia City i okolic. Zapowiadała się więc cała masa gości.
Ufff! Wszystko gotowe. Ben własną ręką doprawiał poncz nalany do wielkiej wazy. Spróbował – Więcej cynamonu i soku z cytryny? Nie, cytryny nie, dodamy sok z wiśni. Odrobinę. To podkreśli kolor – zdecydował i tak zrobił. Powtórnie spróbował – Teraz jest idealnie! - stwierdził z przekonaniem. Poszedł dopilnować rozwieszania lampionów. Żeby nie za blisko stajni … i domu. Tak na wszelki wypadek.
Joe wślizgnął się do salonu. Pochylił się nad wazą. Spróbował. Odrobinkę.
- Moim zdaniem czegoś tu brakuje. W końcu to przepis MOJEJ mamy i ja najlepiej wiem, jak powinien prawdziwy poncz smakować. – wyjął ukryte w zanadrzu dwie tajemnicze butelki. Wlał ich zawartość. Spróbował – Tak! Teraz jest idealnie! – stwierdził z zadowoleniem i popędził do swojego pokoju, aby popracować nad wyglądem. Wszak trzeba było olśnić gości … a raczej przybyłe młode niewiasty. Nie tylko kunsztem tanecznym, którym się szczycił.
Goście przybywali. Grupkami, przyjeżdżali wozami, na bryczkach i w eleganckich powozach. Wystrojeni. Panny spoglądały nieco wstydliwie w stronę ubranych w odświętne garnitury młodych mężczyzn. Kapela stroiła instrumenty. Ben zapraszał do spróbowania smakowitości przyrządzonych przez jego kucharza.
-A potem tańce! – zachęcał – trzeba godnie uczcić nową, piękną, romantyczną porę roku – zarządził. Wszyscy się z nim zgodzili. Jedzenie istotnie było smaczne, ale atmosfera nadal była nieco sztywna. Ben lekkim poklaskiwaniem w dłonie zachęcał tancerzy do większego entuzjazmu. Bez większych efektów. Jeszcze wszyscy byli lekko onieśmieleni. Młodzi znali się, spotykali na różnych zebraniach, w kościele, przy pracy … ale tutaj. Tak uroczyście! Te dekoracje, szkło, stoły …
Zrobiono przerwę na zjedzenie słodkości upieczonych przez Hop Singa. Kucharz i tym razem zebrał zasłużone pochwały. Ben z Adamem stanęli przy wazie z ponczem
-To tradycyjny przepis rodzinny mojej żony. Z Nowego Orleanu – wychwalał Ben – idealny dla dam i panów – zachęcał. Ustawiła się kolejka. Każdy chciał spróbować owego napoju. Skoro z Nowego Orleanu, to musi być coś eleganckiego – tak uważała większość kobiet.
Kapela, a raczej, żeby było bardziej wytwornie - orkiestra znów zagrała. Goście ruszyli do tańca. Atmosfera zdecydowanie się ociepliła. Goście byli weselsi, bardziej rozluźnieni.
Wirowali w kolejnych tańcach, co jakiś czas podchodząc do wazy z ponczem i krzepiąc siły tym napojem o cudownym smaku. Ben i Adam na razie nie pili, pilnując rozlewania ponczu do kubków chętnie podstawianych przez kolejnych tancerzy … i tancerki.
-Pa! Zobacz! Nie wiedziałem, że pan Whitacker ma taka kondycję – Adam wskazał oczami jednego z sąsiadów, który demonstrował skomplikowane figury tyrolskiej wersji landlera. Klaskał w dłonie, obracał się z fantazją, przytupywał i prowadził rozchichotaną partnerkę. Kobieta również z werwą obracała się, podskakiwała i klaskała zalotnie spoglądając partnerowi w oczy.
-Po prostu dobrze się bawią – podsumował Ben.
Następny taniec – polka była jak burza. -Wiosenna burza –pomyślał Ben
-Nie wiedziałem, że polka ma aż tyle figur – zdziwił się Adam- i ta werwa! Nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak ogniście tańczył polkę – ocenił najbardziej praktyczny z Cartwrightów. Przed oczami mignęła mu niedawno przybyła z rodziną Jadzia.
-Pa, może i ja bym się nieco rozerwał? – zaproponował tacie. Ben ujrzawszy przyczynę dezercji Adama uśmiechnął się i poprosił o przysłanie Hossa. Adam zwolniony z obowiązku, nalał sobie ponczu, drugi kubek z napojem podał Jadzi – wypili i … ruszyli w tany. Przetańczył z Jadzią kilka walców, landlerów, polek a nawet irlandzką gigę! Jakoś lekko mu się tańczyło. Potem wyszli do ogrodu, żeby nieco … ochłonąć po tych szaleństwach na parkiecie.
Kiedy wrócili jeden z sąsiadów demonstrował, jak tradycyjnie tańczy się włoską tarantelę. Jego dziadek pochodził z tamtych stron i pokazywał mu. Benowi oczy prawie na wierzch wyszły! Jak on to robi? Dla kurażu napił się ponczu i … też ruszył w tany. Pozostali tancerze nie chcieli być gorsi. Wychodziło im może nie bardzo klasycznie, ale trzeba przyznać, że się starali. Zostali nagrodzeni rzęsistymi oklaskami. Ben, po odtańczonej brawurowo taranteli znów pokrzepił swoje siły ponczem. Przy wazie warował Hoss. Jako dyżurny nie mógł próbować tego napoju, z żalem więc patrzył jak kolejni goście smakowicie popijają aromatyczny poncz, kryształowo przejrzysty, o pięknej barwie i cudownym zapachu. Tak! Zapach! Cudowny! Co tam pa wrzucił? Cytryna, brandy, rum, trochę wiśni? Nie, raczej soku wiśniowego … limonka, kilka pomarańczy … cynamon. Tak! Cynamon na pewno, trochę gałki muszkatołowej … i jeszcze coś, co wydawało zapach znany Hossowi, ale jakoś nie mógł go skojarzyć … na pewno miał z tym do czynienia … ale kiedy? Co to może być? – zastanawiał się Hoss marszcząc brwi - Woda na pewno tu jest, wanilia i TO … dziwne, ale owszem, smakowite chyba. Ciekawe? – Hoss spróbował odrobinę ponczu.
Ben szalał w kolejnym tańcu. Z jedną z sąsiadek. Dziwne … kobieta zaczęła mu się bardzo podobać! Dlaczego dotąd nie zwracał na nią uwagi? Apetyczna babeczka – stwierdził obiektywnie – Proszę! Wdowa Richardson też niczego sobie … a pani Anderson ma takie okrąglutkie, apetyczne … –tu Ben zganił sam siebie za śmiałość i niegodne dżentelmena spostrzeżenia.
Adam, który wrócił już z ogrodu stał i z zastanowieniem przyglądał się rozbawionemu towarzystwu. Sam też się doskonale bawił. Zwłaszcza w pobliżu róż, kiedy … uśmiechnął się na to wspomnienie … ale te tańce – łamańce? Stateczni obywatele Wirginia City wyginali się w rytm ognistych melodii niczym … no właśnie … coś tu nie pasuje – pomyślał Adam.
-Hoss! Co się dzieje? – zapytał brata
-A co ma się dziać? – zdziwił się Hoss – tańczą sobie – stwierdził – no … tańczą bardzo żywiołowo – dodał.
-No właśnie! Żywiołowo! A kto tańczy?
-Jak to kto? Wszyscy – doktor Martin, Roy, burmistrz, pastor, panie z kółka … urwał Hoss, bo nagle i jego zaczęło to dziwić. Damy w … hm średnim wieku chichocące jak podlotki? Pa prawiący z uśmiechem komplementy kolejnej tancerce, jakoś tak dziwnie uśmiechający się do … - Adam! Coś jest nie tak! – rzucił Hoss
-Jest nie tak! Gdzie jest Joe? – odkrywczo spytał Adam
-Nie wiem, gdzieś zniknął … z jakąś panną – zmartwił się Hoss.
-Cóż, wytrwajmy do końca, a potem zobaczymy, porozmawiamy, wyjaśnimy – oświadczenie Adama zabrzmiało niczym groźba. Hoss poczuł ciarki – nie chciałbym być w skórze Joe - pomyślał dobroduszny olbrzym.
Zabawa dobiegała końca. Zmęczeni goście żegnali się i szykowali do odjazdu. Pan Whitacker oferował swoją pomoc przy ujeżdżaniu koni. Wylewnie żegnał się z Benem, zapewniając, że może liczyć na jego pomoc w tym zajęciu. Potem chciał wyprząc klacz z bryczki i na oklep jechać galopem na swoje ranczo. Na szczęście żona wyperswadowała mu ten pomysł. To znaczy siłą zaciągnęła na siedzenie bryczki, posadziła, wysiadła i … pożegnała się z Benem szczypiąc go lekko w policzek i zapewniając, że ostatnio tak się bawiła dwadzieścia lat temu.
Po pożegnaniu ostatniego gościa Ben wrócił do salonu. Olbrzymia waza z ponczem była zupełnie pusta. No tak! Był pyszny, to goście wszystko wypili – pomyślał z niejakim żalem Ben.
Do salonu weszli Adam i Hoss.
-Joseph – krzyknął Adam głosem, którym on, Ben by się nie powstydził – Joe! Chodź tutaj!
-Jestem – zapewnił Joe i niepewnie spojrzał na ojca i braci.
-Joe! Co było w tym ponczu? – spokojnym, cichym głosem zapytał Adam …
- Jak to co? – przerwał mu zdziwiony Ben – jego pytasz? To ja przyrządzałem … według sprawdzonej receptury – zapewnił Adama
-Tak, pa JEGO pytam! Co jeszcze oprócz tych składników, które dał pa … było w tym ponczu –ciągnął przesłuchanie Adam
-No … dodałem więcej rumu, bo zawsze tak drętwo bywa … urwał Joe widząc naganę w oczach pa
-Co?! Drętwo? Na MOICH wieczorkach tanecznych – ryknął urażony Ben
-Co jeszcze było oprócz dodatkowego rumu – zapytał Adam głosem, od którego Joe przeszły ciarki po plecach. Adam potrafi być gorszy niż pa! – napłynęły wspomnienia z dzieciństwa
-No jeszcze … dodałem trochę tego i owego … -kręcił Joe
-Czego – zgodnie ryknęli Ben i Adam
-No … kilka kropel z takiej butelki, która stała na półce Hossa – jęknął Joe
-Co! – tym razem poryk wydał z siebie Hoss – której butelki?
-Tej … pierwszej od strony drzwi – zakwilił Joe
-Co było w tej butelce? – głos Bena przeszedł w szept – Hoss! Co w niej było?
-Pa, tam były krople … to jest lekarstwo … dla koni – jękliwie tłumaczył Hoss obawiając się o całość młodszego brata
-Na jaką dolegliwość – zapytał spokojnie Adam
-No … jeśli są za spokojne
-Co to znaczy, że są za spokojne – indagował wnikliwie starszy brat
-No … jeśli ogiery nie reagują na klacze, to wtedy daje im się kilka kropelek, żeby … no … reagowały … żebyśmy mieli źrebięta – z trudem wyrzucił z siebie Hoss
-Co! To afrodyzjak dla ogierów?! … źrebięta? Joe! Ile tego wlałeś?
-Butelkę … całą. Miała miły zapach – pisnął Joe, zastanawiając się, czy w tym roku wyjdzie ze stajni i wypuści z rąk miotłę do jej czyszczenia …
-A ja po tym specyfiku poszedłem do ogrodu z Jadzią … – z paniką pomyślał Adam – Chociaż wydawała się zadowolona – nieco się uspokoił – mimo wszystko to wstyd jednak. Ben był bardziej bojowo nastawiony.
-Joe! Kiedy ty zmądrzejesz? Jak ja się teraz pokażę w Wirginia City?! Taki wstyd! Ja też to piłem!!!
-Ale pa, nie musimy tego rozgłaszać – zajęczał Hoss – nikt się nie dowie
-W każdym razie zabawa na pewno będzie pamiętana do jesieni. Co najmniej do jesieni – zapewnił Adam – no i poczekamy jakiś czas na efekty … może jakieś źrebięta? …
-No widzicie? To nie był zły pomysł – ucieszył się Joe – grunt, że zabawa była dobra
-Joe!!! Miesiąc czyszczenia stajni i zakaz wyjazdu do Wirginia City – zagrzmiał Ben przypominając sobie swoje swawolne myśli i zastanawiając się, czy udało mu się zachować jak dżentelmen cały czas w czasie zabawy. Bo nie wszystko pamiętał – stajnie mają błyszczeć! – podkreślił z naciskiem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7561
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pią 21:51, 07 Lut 2020 Temat postu: |
|
|
Cytat: | -Chłopcy! – rzekł do synów Ben Cartwright – w sobotę wyprawiamy wieczorek tańcujący -„Na powitanie wiosny”. |
Ben najwidoczniej poczuł wiosnę, skoro tak rwie się do zabawy. A może chodzi mu o coś innego? Na przykład o wyswatanie niepokornych synków.
Cytat: | -Ależ pa, wiosna już się zaczęła. Jakiś czas temu – zaprotestował dokładny, jak zwykle Adam. |
Cóż… Adam, jak to Adam… entuzjazm wprost z niego kipi.
Cytat: | -OK., pa, będzie zabawa „Na powitanie wiosny” – radośnie zgodził się Hoss – a kapela?
-Już zamówiona – uprzedził go Ben
-No to tylko poczęstunek, torty, poncz i ozdoby – wyliczał niezwykle skrupulatnie (jak na niego) Joe.
-Poczęstunkiem i tortami zajmie się Hop Sing, poncz JA zrobię, według tradycyjnej receptury mamy Joe, a zaproszenia roześle Adam – zadecydował Ben – no to do roboty, bo już środa! |
Dobrze, że chociaż Hoss i Joe podeszli entuzjastycznie do pomysłu ojca. Zresztą Ben już niemal wszystko zorganizował, więc Adam niech nie marudzi.
Cytat: | -OK Pa- chórkiem odpowiedzieli synowie - postaramy się, z pewnością goście na długo zapamiętają tę zabawę - zgodnie zapewnili. |
Będąc na miejscu Bena zaczęłabym się obawiać tego zapewnienia. Bracia wszak bywają nieobliczalni.
Cytat: | -A co JA będę robił? Mnie pa nie przydzielił żadnego poważnego zadania – pomyślał nieco rozżalony Joe … wtem błysnęła mu genialna myśl! |
Jeżeli Małemu Joe błysnęła genialna myśl, to więcej niż pewne, że coś zbroi.
Cytat: | Podniósł głowę, popatrzył na pa i braci. W oczach mu zamigotało. Podobny błysk pojawił się w oczach Adama, który w tym momencie spojrzał na młodszego brata - Niedobrze! Mały coś wykombinował. Oby pa nie żałował swojej decyzji o tej zabawie. |
Obawiam się, że Adam i tym razem będzie miał rację.
Cytat: | Joe wślizgnął się do salonu. Pochylił się nad wazą. Spróbował. Odrobinkę.
- Moim zdaniem czegoś tu brakuje. W końcu to przepis MOJEJ mamy i ja najlepiej wiem, jak powinien prawdziwy poncz smakować. – wyjął ukryte w zanadrzu dwie tajemnicze butelki. Wlał ich zawartość. Spróbował – Tak! Teraz jest idealnie! |
To teraz pozostaje czekać na skutki.
Cytat: | Ben z Adamem stanęli przy wazie z ponczem
-To tradycyjny przepis rodzinny mojej żony. Z Nowego Orleanu – wychwalał Ben – idealny dla dam i panów – zachęcał. Ustawiła się kolejka. Każdy chciał spróbować owego napoju. Skoro z Nowego Orleanu, to musi być coś eleganckiego – tak uważała większość kobiet. |
Skoro przepis na poncz pochodzi z Nowego Orleanu to musi być wyśmienity.
Cytat: | Kapela, a raczej, żeby było bardziej wytwornie - orkiestra znów zagrała. Goście ruszyli do tańca. Atmosfera zdecydowanie się ociepliła. Goście byli weselsi, bardziej rozluźnieni.
Wirowali w kolejnych tańcach, co jakiś czas podchodząc do wazy z ponczem i krzepiąc siły tym napojem o cudownym smaku.(…) -Pa! Zobacz! Nie wiedziałem, że pan Whitacker ma taka kondycję – Adam wskazał oczami jednego z sąsiadów, który demonstrował skomplikowane figury tyrolskiej wersji landlera. Klaskał w dłonie, obracał się z fantazją, przytupywał i prowadził rozchichotaną partnerkę. Kobieta również z werwą obracała się, podskakiwała i klaskała zalotnie spoglądając partnerowi w oczy. |
Tajemnicze składniki Małego Joe pomału zaczynają działać. W tancerzach budzą się… zmysły
Cytat: | Przed oczami mignęła mu niedawno przybyła z rodziną Jadzia.
-Pa, może i ja bym się nieco rozerwał? – zaproponował tacie. Ben ujrzawszy przyczynę dezercji Adama uśmiechnął się i poprosił o przysłanie Hossa. Adam zwolniony z obowiązku, nalał sobie ponczu, drugi kubek z napojem podał Jadzi – wypili i … ruszyli w tany. Przetańczył z Jadzią kilka walców, landlerów, polek a nawet irlandzką gigę! Jakoś lekko mu się tańczyło. Potem wyszli do ogrodu, żeby nieco … ochłonąć po tych szaleństwach na parkiecie. |
Czy to aby na pewno Adam?! Ależ z niego tancerz się zrobił Coś mi się wydaję, że po tych szaleństwach na parkiecie to były tam jeszcze szaleństwa ogrodowe.
Cytat: | Ben, po odtańczonej brawurowo taranteli znów pokrzepił swoje siły ponczem. |
Ale się porobiło. Nie spodziewałam się po Benie takiego szaleństwa.
Cytat: | Przy wazie warował Hoss. Jako dyżurny nie mógł próbować tego napoju, z żalem więc patrzył jak kolejni goście smakowicie popijają aromatyczny poncz kryształowo przejrzysty, o pięknej barwie i cudownym zapachu. Tak! Zapach! Cudowny! Co tam pa wrzucił? (...) zapach znany Hossowi, ale jakoś nie mógł go skojarzyć … na pewno miał z tym do czynienia … ale kiedy? Co to może być? – zastanawiał się Hoss marszcząc brwi - Woda na pewno tu jest, wanilia i TO … dziwne, ale owszem, smakowite chyba. Ciekawe? – Hoss spróbował odrobinę ponczu. |
Biedny Hoss. Wszyscy doskonale się bawią, a raczej szaleją, a on, biedak musi robić za barmana. Miał rację, że łyknął sobie trochę ponczu.
Cytat: | Ben szalał w kolejnym tańcu. Z jedną z sąsiadek. Dziwne … kobieta zaczęła mu się bardzo podobać! Dlaczego dotąd nie zwracał na nią uwagi? Apetyczna babeczka – stwierdził obiektywnie – Proszę! Wdowa Richardson też niczego sobie … a pani Anderson ma takie okrąglutkie, apetyczne … –tu Ben zganił sam siebie za śmiałość i niegodne dżentelmena spostrzeżenia. |
To Ben się tak zachowuje?! . Faktycznie poncz musi być niezwykle… mocny.
Cytat: | Adam, który wrócił już z ogrodu stał i z zastanowieniem przyglądał się rozbawionemu towarzystwu. Sam też się doskonale bawił. Zwłaszcza w pobliżu róż, kiedy … uśmiechnął się na to wspomnienie … ale te tańce – łamańce? Stateczni obywatele Wirginia City wyginali się w rytm ognistych melodii niczym … no właśnie … coś tu nie pasuje – pomyślał Adam.
-Hoss! Co się dzieje? – zapytał brata
-A co ma się dziać? – zdziwił się Hoss – tańczą sobie |
Akurat, tańczą sobie Hoss może tak twierdzić, ale Adam, choć rozbawiony, zachował czujność.
Cytat: | Wszyscy – doktor Martin, Roy, burmistrz, pastor, panie z kółka … urwał Hoss, bo nagle i jego zaczęło to dziwić. Damy w … hm średnim wieku chichocące jak podlotki? Pa prawiący z uśmiechem komplementy kolejnej tancerce, jakoś tak dziwnie uśmiechający się do … - Adam! Coś jest nie tak! – rzucił Hoss
-Jest nie tak! Gdzie jest Joe? – odkrywczo spytał Adam. |
Wreszcie i do Hossa dotarło, że na zabawie w Ponderosie dzieje się coś nad wyraz dziwnego. A skoro tak, to należy jak najszybciej przepytać na tę okoliczność Małego Joe. Tyle tylko, że cwaniak gdzieś znikł.
Cytat: | Pan Whitacker oferował swoją pomoc przy ujeżdżaniu koni. Wylewnie żegnał się z Benem, zapewniając, że może liczyć na jego pomoc w tym zajęciu. Potem chciał wyprząc klacz z bryczki i na oklep jechać galopem na swoje ranczo. |
Pan Whitacker rozbawił mnie do łez. Sąsiad Bena ma iście… ułańską fanatazję.
Cytat: | -Joseph – krzyknął Adam głosem, którym on, Ben by się nie powstydził – Joe! Chodź tutaj!
-Jestem – zapewnił Joe i niepewnie spojrzał na ojca i braci.
-Joe! Co było w tym ponczu? – spokojnym, cichym głosem zapytał Adam …
(...)
-No … kilka kropel z takiej butelki, która stała na półce Hossa – jęknął Joe
-Co! – tym razem poryk wydał z siebie Hoss – której butelki?
-Tej … pierwszej od strony drzwi – zakwilił Joe.
-Co było w tej butelce? – głos Bena przeszedł w szept – Hoss! Co w niej było?
(...)
-No … jeśli ogiery nie reagują na klacze, to wtedy daje im się kilka kropelek, żeby … no … reagowały … żebyśmy mieli źrebięta – z trudem wyrzucił z siebie Hoss
-Co! To afrodyzjak dla ogierów?! … źrebięta? Joe! Ile tego wlałeś?
-Butelkę … całą. Miała miły zapach – pisnął Joe |
To się porobiło. Joe zapewnił nie tylko świetną zabawę, ale i przy okazji zwiększenie mieszkańców Virginia City i okolic.
Cytat: | -A ja po tym specyfiku poszedłem do ogrodu z Jadzią … – z paniką pomyślał Adam – Chociaż wydawała się zadowolona – nieco się uspokoił – mimo wszystko to wstyd jednak. |
Jaki tam wstyd. O ile pamiętam Jadzia też skosztowała ponczu.
Cytat: | -Joe!!! Miesiąc czyszczenia stajni i zakaz wyjazdu do Wirginia City – zagrzmiał Ben przypominając sobie swoje swawolne myśli i zastanawiając się, czy udało mu się zachować jak dżentelmen cały czas w czasie zabawy. Bo nie wszystko pamiętał – stajnie mają błyszczeć! – podkreślił z naciskiem. |
Aż miesiąc? Joe w gruncie rzeczy chciał dobrze. Ben wyszalał się za wszystkie czasy. Nie powinien mieć teraz pretensji do swojego ulubionego synka. A poza tym wszyscy przecież byli zadowoleni.
Ewelino, Twoje opowiadanie jest jak zwykle przezabawne. Lekkie i wesołe. Aż chciałaby się zajrzeć na tę zabawę w Ponderosie. Dziękuję za chwile uśmiechu i oderwania się od codzienności. Poproszę jeszcze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|