Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Boże Narodzenie w Ponderosie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Polanka Eweliny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 22:07, 23 Gru 2017    Temat postu: Boże Narodzenie w Ponderosie

Boże Narodzenie

Ben siedział zamyślony w fotelu. Salon tonął w półmroku. Patrzył w płomienie ognia płonącego w kominku. Wspominał dawne lata, czasy, kiedy rozpoczynał swoje życie w Ponderosie. Z żoną którą tak prędko stracił i z trzema synami, których musiał wychowywać. Ranczo … tyle obowiązków, kłopotów … chociaż to były piękne lata. Tyle razem spędzonych wigilii.. I codzienne zmartwienia, troski, radości. To już tyle lat! Tak się martwił, że synowie nie mogli znaleźć odpowiednich kobiet, że nie doczeka się wnuków, a tu proszę … takie szczęście. Wszyscy żonaci! Dziećmi też ich Bóg hojnie obdarował. Co prawda kumoszki w Wirginia City fałszywie mu współczuły, że ma aż dwie polskie synowe, a jako trzecia trafiła mu się Bessy Sue Hightower – postrach tutejszych kawalerów. Ben uśmiechnął się do siebie. Polskie synowe okazały się miłymi, bystrymi kobietami, a Bessy Sue bardzo zyskiwała przy bliższym poznaniu. Sympatyczna, uczynna … no, może trochę nieśmiała, ale jemu to nie przeszkadzało, Hossowi również. No i najważniejsze. Tak marzył o wnukach, o czasie, kiedy w domu w Ponderosie będzie rozbrzmiewał tupot maleńkich nóżek, a on dziadek będzie rozpieszczał wnuczęta, dawał im prezenty i opowiadał ciekawe historie. Nawet nie przypuszczał, że chłopcy w krótkim czasie tak się postarają! Adam po trojaczkach, których narodziny wszystkich zaskoczyły, został szczęśliwym tatusiem kolejnej trójki maluchów, na szczęście nie bliźniaków. Hoss ma już czwóreczkę – dwóch chłopców i dwie dziewczynki. Nawet Joe dał się poskromić Shemusi, siostrze Aneshki, żony Adama. Dorobili się już dwójki dzieci, chłopca i dziewczynki. Tak, Niebiosa były dla mnie bardzo hojne, jest za co dziękować Bogu, westchnął Ben i wzniósł oczy do góry. Potem przypomniał sobie o bardziej przyziemnych sprawach. Trzeba napełnić słodyczami skarpety przezornie wczoraj rozwieszone nad kominkiem, niedaleko choinki. Dwanaścioro wnucząt – powtórnie uśmiechnął się Ben – wczoraj sklepikarz śmiał się, że ogołociłem cały sklep ze słodyczami, no, ale jeśli się jest odpowiedzialnym dziadkiem, to trzeba te skarpeteczki czymś napełnić. Ben wziął sporą torbę i podszedł do kominka. W pierwszej chwili zamurowało go, potem zaczął się śmiać – prawdziwi Cartwrightowie, zamruczał z podziwem, moja krew, prawdziwi … zachwyty nad wnusiami przerwało mu wejście zdenerwowanego Hossa
-pa, nie mogę znaleźć moich skarpet, wszystkie gdzieś mi zginęły, ani jedna nie została … skarżył się jego średni syn
-Hoss, chyba znalazłem twoje skarpety – Ben wskazał na równiutki szereg skarpet wiszący nad kominkiem – wszystkie, co do jednej tutaj wiszą – śmiał się
-ale … pa, dlaczego oni wzięli moje skarpetki – zdziwił się Hoss
-jak to dlaczego? Pomyśl, ile słodyczy się zmieści w dziecięcej skarpecie, a ile w twojej? Synu, masz największe stopy w naszej rodzinie – śmiał się Ben
-a to spryciarze – zdziwił się Hoss. Ciekawe, które wpadło na taki pomysł? Faktycznie, do moich więcej wejdzie … ale czy ci starczy cukierków, pa? – zmartwił się Hoss
-starczy, kupiłem na szczęście więcej, myślałem, ze wystarczy do nowego roku, ale i tak będę musiał dokupić … no, no, prawdziwi Cartwrightowie – Ben był zachwycony –
-Hoss, a Mikołaj? – który z was się przebiera?
-ustaliliśmy, że Joe, Bessy i Aneshka stwierdziły, że żadne dziecko nie uwierzy, że taki duży Mikołaj jak ja przejdzie przez komin, tak jak głosi tradycja … to padło na Joe …
-przecież w tamtym roku ty byłeś bardzo dobrym Mikołajem? – zdziwił się Ben
-tak, pa, ale dzieci już w tamtym roku miały wątpliwości. W tym są starsze … Joe będzie bardziej wiarygodny jako Mikołaj. Shemusha też się z tym zgadza – podparł się autorytetem bratowej Hoss
-hmmm – mruknął Ben – mam nadzieję, że sobie poradzi
-pa, Joe jest już mężczyzną, ma rodzinę, jest mężem, ojcem … to już nie ten beztroski chłopiec – wysoko ocenił brata Hoss
-hmmm – powtórnie mruknął z powątpiewaniem Ben. Wraz Hossem pilnie zabrali się za napełnianie skarpet. No, jutro dzieci się bardzo ucieszą … tyle słodyczy – pomyślał Hoss i przełknął ślinkę.
-a to spryciarze, a niech mają – szepnął rozczulony Ben.

Następny dzień.
Poranek w domu w Ponderosie. Tupot dziecięcych stópek zbiegających po schodach. Dorośli siedzą przy stole i czekaja na spotkanie dzieciaczków z Mikołajem
-moje aniołeczki – szepnął wzruszony Ben – żeby tylko nie przestraszyły się brody Mikołaja – zatroszczył się o psychikę wnusiów. Shemusha zniosła po schodach jeszcze niepewnie trzymającą się na nóżkach najmłodszą dwójkę
– synka Hossa i córeczkę Joe. Maluchy dołączyły do grupki niecierpliwie wypatrującej Mikołaja i zerkającej na kominek, czy skarpety są wypchane, czy raczej mniej pękate. Hoss pokulił bose stopy. A, niech dzieci mają radość – pomyślał – Bessy też się śmiała, kiedy jej opowiedział o podstępie maluchów. Kiedy one zdążyły to zrobić? Sprytne!
-ho!Ho!Ho! Czy są tu grzeczne dzieci – zahuczało od strony kuchni i ukazał się Mikołaj, z workiem i nieodzowną rózgą.
-są! Są! –rozległa się donośna odpowiedź – Mikołaj! Święty Mikołaj! Ciekawe, co ma tym worku – i wataha ruszyła ławą wciskając nieszczęsnego Mikołaja w ścianę salonu. Po chwili Mikołaj półsiedział, półleżał na podłodze, pozbawiony worka z prezentami, jakie miał wręczyć. Zdenerwowany uniósł rękę z rózgą i … zauważył, że został mu się jedynie maleńki kawałek karcącego narzędzia. Grupka podekscytowanych pociech gorączkowo grzebała w worku.
-o! To dla mnie – pisnęła Lizzie, córka Adama, chwytając jedną z paczek
-a może moje? – krzyknęła Inger, córka Hossa uważnie obserwując spory pakunek
-nie, tu jest napisane Lizzie – popisała się umiejętnością czytania dziewczynka.
Joe, a właściwie Św. Mikołaj powoli podnosił się z podłogi. W ręce trzymał cały czas resztki rózgi. Był w lekkim szoku. Z jego ust dobyło się powtórne
-ho!Ho! Ho! Nie brzmiało jednak tak dziarsko jak uprzednio, raczej żałośnie – czy są tu … i urwał
-ciekawe, co Mikołaj ma w kieszeniach – mruknął Hoss
-ciekawe, są takie duże – zastanowił się Adam
Zabiję moich braci – pomyślał wściekły Joe. Zabiję!!!
Dzieciny miały bardzo dobry słuch. Powtórnie grupka rzuciła się w stronę Mikołaja. Po chwili nieszczęsny święty nie miał już obu kieszeni. Rozczarowane dzieci obrzuciły go mniej życzliwym spojrzeniem.
-nie mogłeś czegoś tam mieć? - zapytało z wyrzutem jego własne dziecko?!
Ben dusił się ze śmiechu – prawdziwi Cartwrightowie - szeptał z zachwytem. Moje wnuki! Moja krew!
-może coś chowa pod brodą?- zastanowił się Adam junior
-no! Dużą ma tę brodę, sporo tam wejdzie – poparł go synek Hossa. Cztery pary zdecydowanych, silnych łapek chwyciło brodę nieszczęsnego Św. Mikołaja. Joe pogratulował sobie pomysłu umocowania jej na gumce, a nie przyklejenia, jak sugerował mu Hoss. Po chwili, kiedy rozczarowane dzieciny puściły naciągnięta do granic możliwości brodę zmienił zdanie. Broda nie tylko zdemaskowała jego prawdziwe oblicze, ale nagle puszczona uderzyła go boleśnie w sam czubek nosa. W dzień ujrzał gwiazdy! Obok rozległ się donośny płacz jego synka
-uuu! Nie ma Mikołaja! Jest tatuś! Uuuuuu! - ryczało rozczarowane dziecko. Do jego płaczu dołączyło się dwoje najmłodszych słusznie mniemając, że pewnie krewniak jest skrzywdzony i należy go poprzeć, gdyż rodzina powinna się trzymać razem. Dołączyli i inni.
-co Joe im zrobił – wykrzyknął Ben do Adama
-co? Nie słyszę – odkrzyknął mu równie gromko Adam – nic nie słyszę – dodał. Nikt nic nie słyszał. Dzieci odziedziczyły nie tylko niezłomny cartwrightowski charakter, spryt, ale i donośne głosy. Mamy zbulwersowanych dzieciątek rzuciły się, żeby nieco uciszyć hałaśliwe towarzystwo. Przez jakiś czas panował jeszcze większy hałas, bo zdenerwowane niewiasty dość głośno tłumaczyły pociechom, że powinny być cicho. Po jakimś czasie sytuacja na tyle się uspokoiła, że można było usłyszeć zarówno Bena, jak i Adama, dopytujących się, jakąż to krzywdę wyrządził dzieciom Joe?
-ja? Ja je skrzywdziłem? - retorycznie zapytał Joe, pocierając obolały, spuchnięty nos – to one mnie skrzywdziły – poskarżył się pa
-Joe, to tylko dzieci – łagodził Ben – maleńkie, bezbronne istotki! Joe aż zatkało na te słowa. Małe bezbronne! A kto go przewrócił? Złamał rózgę, odebrał worek? Oderwał kieszenie? O nie! Na drugi rok niech Adam udaje Świętego Mikołaja! On się nie da namówić … O! Nie!
-Lizzy! Dlaczego skrzywdziliście wujka Joe – łagodnie spytał Ben swoją ulubioną wnuczkę
-dziadziu, a czy to ładnie, żeby wujek Joe nas oszukiwał? My cały czas wierzyliśmy, że Mikołaj istnieje, że przynosi prezenty … a to wujek Joe – usteczka Lizzy wygięły się w podkówkę. Adam rzucił bratu wściekłe spojrzenie i przytulił córkę. Ben pochylił się nad dziewczynką
-widzisz Lizzy, w tym roku mieliśmy kryzysową sytuację – tłumaczył – dostaliśmy wiadomość, że renifery Mikołajowi zachorowały i nie zdąży na czas, i wujek Joe postanowił go zastąpić, żeby wam nie było przykro – dodał – teraz rozumiesz? – zapytał
-tak dziadziu, wszystko jasne. Przecież ty nigdy nie kłamiesz – pisnęła Lizzy i pomknęła do rodzeństwa i kuzynów pozostawiając zakłopotanego Bena i krztuszących się ze śmiechu ojca i wujków.
-hmmm, hmmm – mruknął Ben – szykujemy się do kościoła – tylko żebyście byli grzeczni – z rezygnacją w głosie zaproponował.
W kościele gromadka dzieci zachowywała się wzorowo, zbierając należne pochwały od pastora i kumoszek z Wirginia City. Nikt by nie powiedział, że to te same dzieci, które mnie znokautowały i załatwiły mój piękny profil – pomyślał Joe ostrożnie dotykając opuchniętego i obolałego nosa.
Powrót do domu. Drzwi pięknie ozdobione okazałym wieńcem z jedliny z dorodnymi szyszkami i wstążkami.
Uroczyście nakryty stół. Pierwsza gwiazdka już świeci na niebie. Migoczą płomyki świec na choince. Ben otworzył Pismo Święte i rozpoczął czytanie „W owym czasie wyszło rozporządzenie cesarza Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności …”
Te same słowa co roku, słuchane z tym samym wzruszeniem. Cud narodzin Dzieciątka. Rodzina zgromadzona wokół stołu. Ben skończył czytać. Aneshka wstała i zaproponowała, że może teraz Lizzie, Ben junior i Adam junior zaśpiewają nową kolędę. Dostała słowa i nuty od koleżanki. Bardzo nastrojową kolędę. Urocza (zdaniem dziadka i rodziców, piekielna – zdaniem Joe) trójka wystąpiła na środek salonu i trzy piękne, czyste, dziecięce głosy zaśpiewały:
Cicha noc, święta noc
Pokój niesie ludziom wszem
A u żłóbka Matka Święta
Czuwa sama uśmiechnięta
Nad Dzieciątka snem …
Magia Świąt zadziałała na wszystkich. Nawet Joe przestal narzekac na obolały nos. Ben popatrzył na śpiewające dzieci, na synów, ich żony, dzieci i poczuł się bardzo szczęśliwym człowiekiem. Tak, został bardzo hojnie obdarowany przez Boga - westchnął
-co jest pa? - zapytał Adam
-wzruszyłem się – odpowiedział Ben – taka liczna rodzina, udane wnuczęta, prawdziwi Cartwrightowie, czy mogę marzyć o większym szczęściu? – retorycznie zapytał
-jeśli chodzi o większe szczęście pa, to … będzie większe – obiecał Hoss i w odpowiedzi na pytające spojrzenie Bena dodał – w czerwcu będziesz miał kolejnego wnuka
-tak? Gratulacje braciszku, u nas kolejny Cartwright pojawi się w maju – uśmiechnął się Joe – braciszku, jak tak dalej pójdzie, to dogonisz Adama
-no, nie wiem, numer siedem zapowiada się na początek lipca – obiecał Adam.
Ben lekko zbladł - Piętnaście par tupocących stópek … to sporo, nawet jak na Cartwrighta, ale co tam … niech tupią, niech rozrabiają … prawdziwi Cartwrightowie – uśmiechnął się – moja krew
-dziadziu, a na drugi rok, kiedy Mikołaj wyleczy renifery, jest szansa, że przyniesie mi kucyka? - zapytała Lizzy
I mnie! I mnie - rozległy się głosy kolejnych wnusiów.
-OK. Porozmawiam z nim … jeśli będziecie cały rok grzeczne … zawiesił głos
-będziemy! Będziemy! – zapewnienia były bardzo głośne i żarliwe. Potem dzieci zajęły się dokładniejszym oglądaniem prezentów i pojadaniem słodyczy.
Odrobina spokoju i ciszy – pomyślał Ben – chociaż, kiedy wyjeżdżają tak mi ich brakuje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7585
Przeczytał: 11 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 0:09, 24 Gru 2017    Temat postu:

Co za wspaniała niespodzianka. Very Happy Piękne, radosne opowiadanie idealnie oddające ducha świąt. Ben faktycznie może chodzić dumny i blady. Tuzin wnucząt i następne w drodze - świetnie! Spełniły się marzenia pa Wesoly Adam, jak to on, we wszystkich dziedzinach jest najlepszy i dobrze Laughing lepiej mieć przewagę nad braćmi. No i do tego on i Joe mają polskie żony, a Hoss też całkiem nieźle trafił, więc cóż chcieć więcej. Pociechy Cartwrightów to nieodrodne córki i synowie swoich ojców. Można tylko wyobrazić sobie, jak panowie musieli być z nich dumni. Very Happy

Ewelino, bardzo się cieszę, że napisałaś to opowiadanie. Czytałam z prawdziwą przyjemnością i proszę o więcej Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aga




Dołączył: 08 Maj 2017
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 17:01, 29 Gru 2017    Temat postu:

Świetne lekkie opowiadanko.... uśmiałam się zwłaszcza z tego, jak "wataha" dzieciaków pozbawiła Mikołaja resztek godności Hyhy Tradycyjnie trochę szpileczek wbiłaś małemu Joe z właściwą sobie miłością do niego

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Senszen
Moderator artystyczny



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 5361
Przeczytał: 14 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 9:58, 30 Gru 2017    Temat postu:

Przyznam się, że ze skomentowaniem się wstrzymywałam, bo na samą myśl o ilości wnuków, którymi został obdarzony Ben... Siedmioro u Adama... widać, że nie próżnuje.

Ale opowiadanko bardzo sympatyczne, świąteczne i bardzo w Twoim stylu Wesoly Humor, odrobina ironii. Czyta się znakomicie Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 10:17, 30 Gru 2017    Temat postu:

Adam zawsze pracowity był Wink to i dzieci ma sporo Very Happy Dziękuję za miły komentarz.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7585
Przeczytał: 11 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 23:55, 01 Gru 2021    Temat postu:

Po raz kolejny z uśmiechem na ustach przeczytałam Twoje opowiadanie.Very Happy Ta cartwrightowa "trzódka" może przyprawić o zawrót głowy. Sponiewieranie Joego przez dzieci to miód na moje serce. Very Happy A może tak z okazji zbliżających się Świąt autorka napisze nam, czy renifery Świętego Mikołaja wyzdrowiały? Mruga

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Śro 23:55, 01 Gru 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Polanka Eweliny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin