|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Domi
Dołączył: 23 Kwi 2017
Posty: 915
Przeczytał: 7 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :)
|
Wysłany: Czw 17:23, 12 Lis 2020 Temat postu: Bonanza. Jej dziedzictwo: Matka |
|
|
Część 1.
Nowy Orlean, dzielnica Flats, Louisiana.
- Chrzczę cię w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - wymówił łagodnie szczupły duchowny, polewając wodą główkę drobnego, jasnowłosego noworodka. W chłodnym, ciemnym kościele przebywały wraz z nim tylko trzy osoby - jedna z sióstr z pobliskiego klasztoru, wybrana na matkę chrzestną, oraz jego pomocnik - młody chłopak z ubogiej rodziny, który również zamierzał wstąpić do stanu duchownego. On został wybrany na ojca chrzestnego. Nieco dalej, poniżej ołtarza, ceremonię obserwowała szczupła, ciemnowłosa kobieta o wystraszonym spojrzeniu. Zaciskała nerwowo splecione dłonie a jej oczy błądziły, niemal niezauważalnie od ołtarza do drzwi.
- Pani de Val - wymówił cicho ksiądz. Podszedł powoli do kobiety i złożył na jej rękach maleństwo, owinięte szarym płótnem. Kobieta skinęła głową. Nachyliła się do dziecka, które powoli otworzyło oczka i przyjrzało się jej z zaciekawieniem.
- Spokojnie - wyszeptała kobieta. - Jesteś piękna. Wierzę, że kiedyś będziesz wielką damą. Właśnie dlatego dostałaś imię po Najświętszej Panience. Przed nami długa droga - dziecko przymknęło oczka i głośno westchnęło. Kobieta uniosła wzrok na zebranych. - Dziękuję za pomoc - powiedziała łagodnie.
- To nasz obowiązek - odpowiedział spokojnie ksiądz. - To dziecko jest bez grzechu.
- Wiem - szepnęła kobieta, spoglądając ponownie na maleństwo. - Moja mała Marie...
Kilka minut później, kobieta opuściła kościół. Rozejrzała się z niepokojem dookoła. Ulica prowadząca wzdłuż budynków była pusta. Przymknęła oczy i ciężko wypuściła powietrze. Nie chciała być oglądana przez mieszkańców dzielnicy. Szczególnie dlatego, że Jacquesa nie było w mieście. Nie mogła być z nim na statku. Szczególnie teraz, kiedy urodziła dziecko. Niepisane prawo zakazywało im tego. Toteż, była dozgonnie wdzięczna tutejszemu księdzu za akceptację i pobłogosławienie ich związku. Nigdzie indziej ona i Jacques de Val nie otrzymaliby ślubu. Kobieta w jej sytuacji była wyklęta przez kościół. A Jacques... był mężczyzną w sile wieku, który wyciągnął ją z uwięzi, w jakiej zamknął ją los. Był tym, kogo kochała. Choć dziś musiała żyć zastraszona, z myślą, że jeśli Jacques nie wróci i ją czeka śmierć. Tak, jak każdą kobietę mężczyzny pływającego pod piracką banderą. Ze strachem w błękitnych, łagodnych oczach, wyminęła błotnistą kałużę, zasłoniła głowę chustką i ruszyła przed siebie. W miejsce, gdzie nie było dane nikomu przetrwać...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Czw 18:39, 12 Lis 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 17:49, 12 Lis 2020 Temat postu: |
|
|
Jeśli to Nowy Orlean, to ... pewnie przodkowie Joe, czyli babcia i wzmianka o dziadku. To chrzczone niemowlę to zapewne mama Małego Joe. Ciekawe, jaka tajemnica wiąże się z jej rodzicami? Statek? Więc Jacques jest marynarzem, może piratem? Zobaczymy w kontynuacji.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7561
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 18:21, 12 Lis 2020 Temat postu: |
|
|
Tak, to maleństwo to na pewno mama Małego Joe. Ciekawa jestem, jak potoczy się Twoje opowiadanie. W "Bonanzie" poznajemy matkę Josepha, jako piękną, młodą damę. Chętnie poznam losy Marie zanim poznała Bena.
A tak przy okazji, czy wiecie, że w Polsce jeszcze w początkach XX w. imienia: Maria nie wolno było nadawać dziewczynkom, gdyż było to imię Matki Boskiej. W zamian dziewczynki można było nazywać imionami: Marianna lub Maryna. Z czasem powstały inne formy tego imienia np. Mariola, Maryla, Marlena, Marzena.
Domi, zajrzyj do pw.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Czw 18:22, 12 Lis 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Domi
Dołączył: 23 Kwi 2017
Posty: 915
Przeczytał: 7 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :)
|
Wysłany: Czw 18:34, 12 Lis 2020 Temat postu: |
|
|
Ewelina napisał: | Jeśli to Nowy Orlean, to ... pewnie przodkowie Joe, czyli babcia i wzmianka o dziadku. To chrzczone niemowlę to zapewne mama Małego Joe. Ciekawe, jaka tajemnica wiąże się z jej rodzicami? Statek? Więc Jacques jest marynarzem, może piratem? Zobaczymy w kontynuacji. |
No naturalnie, że piratem, Joe przecież o tym wspominał w A Rose For Lotta Planowałam, żeby jeden fragment był z przeszłości Marie a kolejny kontynuacją Marie, My Love... takie połączenie jej dzieciństwa z czasami, gdy żyła w Ponderosie
ADA napisał: | Tak, to maleństwo to na pewno mama Małego Joe. Ciekawa jestem, jak potoczy się Twoje opowiadanie. W "Bonanzie" poznajemy matkę Josepha, jako piękną, młodą damę. Chętnie poznam losy Marie zanim poznała Bena.
A tak przy okazji, czy wiecie, że w Polsce jeszcze w początkach XX w. imienia: Maria nie wolno było nadawać dziewczynkom, gdyż było to imię Matki Boskiej. W zamian dziewczynki można było nazywać imionami: Marianna lub Maryna. Z czasem powstały inne formy tego imienia np. Mariola, Maryla, Marlena, Marzena.
Domi, zajrzyj do pw. |
Nie dostałam pw Wiem o tym, Mama i Babcia mi opowiadały. Słyszałam o tym też w filmie. Ale, wygląda na to, że w Stanach tak nie było, bo i w Domku na prerii była Mary a książki są oparte na faktach...
Moja Marie będzie wrażliwą i pokrzywdzoną przez los dziewczynką a potem kobietą. To taki będzie jakby jej biograficzny fanfik
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aga
Dołączył: 08 Maj 2017
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 20:33, 12 Lis 2020 Temat postu: |
|
|
Bardzo ciepły fragment Domi. Trochę smutny, nostalgiczny, pełen trwogi. Bardzo delikatne opisy....czuć ciężar jaki musi dźwigać matka Marie
Kobiety miały bardzo ciężko w tamtych czasach i bez ... piratów
Czekam na dalszy ciąg
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Domi
Dołączył: 23 Kwi 2017
Posty: 915
Przeczytał: 7 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :)
|
Wysłany: Pią 21:35, 27 Lis 2020 Temat postu: |
|
|
Dwa tygodnie później
Drzwi obskurnego, pachnącego solą morską pokoju otworzyły się z głośnym skrzypnięciem a do środka zajrzała para płonących, jasnozielonych oczu. Karmiąca właśnie dziecko Corinne, uniosła głowę i przesłoniła pierś szarą bluzką. Kochała te oczy, barwy wiosennej, świeżej trawy, rozmarzone i melancholijne. To właśnie w nich się zakochała.
- Jestem trzeźwy - usłyszała od progu. - Nie piłem rumu. Chciałem zobaczyć i zapamiętać małą. Nie jestem taki głupi, żeby spać po portach. Tego miejsca nikt nie zna.
- Cieszę się, że dotarłeś bezpiecznie - Corinne uśmiechnęła się blado. - Wczoraj była burza.
- Ach tak, ale akurat zatrzymaliśmy się na ten czas przy tych skalach, które widzimy z okna. Chcieliśmy tam schować pieniądze z wyprawy. Sztorm zastał nas w tej starej jaskini. Tylko żagle pozrywało.
Corinne podniosła się z miejsca, powoli zachodząc za plecy męża i obejmując go za szyje. Łagodnym ruchem zdjęła mu kurtkę i powiedziała cicho:
- Bałam się, że was złapali.
- Nikt nie złapie Jacquesa de Val. Mamy najlepszego kapitana w całym francuskim świecie. Sam gubernator nie jest obojętny na nasz los. - wymówił Jacques z duma.
- Ja bym trzymała się z daleka od władz... nie ufała im. Już raz o mało cię nie straciłam przez tamtą zasadzkę - szepnęła Corinne, zamykając ostrożnie drzwi z widokiem na boczna, brudna uliczkę Flats, gdzie z Jacquesem mieszkali a raczej ukrywali się już od dwóch lat. Była to dzielnica o bardzo niskiej renomie, siedlisko przestępców i prostytutek, gdzie dziewczyna trafiła już jako czternastolatka, gdy po śmierci obojga rodziców gdzieś w objętej wojną kolonii, wspólnik jej ojca wykupił prawa nie tylko do ich wspólnego interesu ale i majątku. Corinne uciekała właściwie przez całe życie, chroniąc się przed jej potencjalnymi zabójcami i będąc zmuszoną upaść poniżej dna, wykonując najstarszy z kobiecych zawodów. Jacques uratował ją, przerażoną osiemnastolatkę z portowej tawerny, gdy była już wykończona i pozbawiona złudzeń. Choć starszy o ponad dwadzieścia lat, zahartowany na pirackim statku, traktował ją z należną jej delikatnością, jak poranną lilię, wymagającą szczególnej ochrony.
- Marie... nazwałaś ją Marie? - zapytał Jacques, pochylając się nad kołyską.
- Tak - odparła Corinne z radosnym uśmiechem. Nie mogla nie uśmiechać się widząc Jacquesa, zachwycającego się ich córeczką.
- Jest podobna do ciebie - odpowiedział Jacques w rozmarzeniu. - Ma twoje oczy.
- Nasz syn będzie miał twoje. - Corinne ruszyła w stronę stołu, przy którym siedziała przed przybyciem Jacquesa, ściskając w swych białych dłoniach rozpięta do karmienia bluzkę. Uklękła przy kołysce, pogłaskała owinięte płótnem maleństwo i szepnęła do Jacquesa - Ocean życia stoi przed nami.
*********
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Sob 13:15, 28 Lis 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7561
Przeczytał: 12 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 10:47, 28 Lis 2020 Temat postu: |
|
|
Fragment interesujący i może być początkiem ciekawej historii. Jak widać babka Małego Joe miała ciężką młodość. Zastanawiam się, jak poprowadzisz jej wątek. Czekam na kontynuację.
A i jeszcze jedno: myślałam, że rodzice Marie nie byli małżeństwem... a może czegoś nie doczytałam.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Sob 10:57, 28 Lis 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Domi
Dołączył: 23 Kwi 2017
Posty: 915
Przeczytał: 7 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :)
|
Wysłany: Sob 13:17, 28 Lis 2020 Temat postu: |
|
|
To ja zrobiłam ich małżeństwem, żeby było tak, jak w Bonanzie - tam, żeby mieć dziecko trzeba się było ożenić, to i tutaj tak chciałam... wolę myśleć, że mama Joe była owocem miłości a nie przelotnego romansu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Domi
Dołączył: 23 Kwi 2017
Posty: 915
Przeczytał: 7 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Hökendorf Pommern :)
|
Wysłany: Sob 18:54, 28 Lis 2020 Temat postu: |
|
|
- A pamiętasz panią d'Lille? - zapytała Corinne, przypatrując się obrączce na serdecznym palcu lewej ręki - gdyby nie jej dobroć, nie mielibyśmy nawet obrączek... Ojciec Valio nie chciał pobłogosławić tamtych z łupu.
- Tamte były piękniejsze... tamte wybrałem dla ciebie - wymruczał Jacques, patrząc w okno, na morze i cumujące statki. Chmury ponad nimi stawały się już ciemnogranatowe a słaby płomień świecy stawał się jedynym widzialnym światłem. Leżeli obok siebie, na zbitym z nieoheblowanych desek małym łóżku i podartym materacu. Corinne nie mogła oderwać wzroku od melancholijnej twarzy swego męża. Nie miała pojęcia o czym myśli, ale czuła, że jest to coś bardzo ważnego i... przerażającego. Nie miała pojęcia, czy lepiej odezwać się, czy też milczeć.
- Kiedyś zbuduję nam dom, z dala od tego śmierdzącego portu - wymówił nagle Jacques. - Jeśli się uda, jeszcze dwa, trzy rejsy i będę bogatszy od hrabiego de Marigny.
- To są silni ludzie. Z twoja przeszłością, zniszczą nas - w oczach Corinne rozbłysło przerażenie.
- To raczej my ich zniszczymy - Jacques nachylił się nad Corinne i musnął palcem jej nos. - Będziesz nosić suknie z atlasu....
- Kocham cię - westchnęła Corinne, przybierając pełny rezygnacji wyraz twarzy.
Chwilę później, Jacques objął ją i czule pocałował. ta noc była dla Corinne, lotem ku niebiosom.
Rok później.
W wielkim, porośniętym egzotyczną roślinnością ogrodzie, piękna, błękitnooka kobieta o włosach, spływających czarnymi, falistymi kaskadami na plecy, prowadziła za raczki około roczne dziecko, które z mozołem stawiało pierwsze kroki. Uśmiechała się promiennie, obserwując jak maleństwo niezdarnie stawia bose nóżki na ogrodowej trawie. Jej mąż mówił, że powinno się uczyć chodzenia bez butów a ona nie znała nikogo, kto byłby w stanie zweryfikować ten pogląd.
- Chodź, chodź do mamy, Marie - powtarzała radośnie, pozostawiając dziecko trzymające się pnia rozłożystej araukarii. Sama odsunęła się na bezpieczne parę metrów i kiwała dłońmi, przyzywając je. Wtem rozległ się klekot nadjeżdżającego powozu, a mała opadła na pupę i zaczęła głośno płakać. Kobieta zerwała się z miejsca, powała ją na ręce i pobiegła do furtki, by sprawdzić, kto tak bardzo wystraszył jej córeczkę. Widząc tę osobę, ozdobioną perłową suknią i milionami koronek, zagryzła zęby ze złości. Nienawidziła tej kobiety. Z całego serca. Pani Colette de Marigny była chłodną i narcystyczną damą, o spojrzeniu stanowczym i pełnym lekceważenia. Tak, jak była nienawidzona tak i nienawidziła wszystkich mieszkańców tego domu. Niestety, jej oczy spoczęły już na mijanym właśnie ogrodzie. Zauważyła ją.
- Witam pani de Val - zawołała, tonem lekceważącym, jakby pragnęła wyłącznie naigrywać się z przerażonej sąsiadki. Corinne, stanęła przy furtce, kołysząc łagodnie płaczące maleństwo. Popatrzyła w oczy kobiety, starając się by patrzeć z największą nienawiścią na jaką było ją stać.
- Zakładam, że nie bez powodu bawi pani hrabina w okolicy naszego domu - odpowiedziała, uprzejmie.
- Ach nie, jedziemy z kuzynem po sprawunki - kobieta zamachnęła się przyozdobioną perłową rękawiczką, pulchna dłonią. - Mijaliśmy pani dom tylko przy okazji. Ale, jak widzę, wszystko u pani w porządku. Nie dostrzegam mężczyzn kryjących się na górze...
Corinne poczuła, jak pojedyncza kropla potu spływa po jej skroni. Działo się to zawsze, gdy hrabina oskarżała ją o nierząd. Nie miała pojęcia, skąd ta kobieta zna jej przeszłość, jednak tak, jak oczekiwała dawne czasy, podążyły za nią i na główne ulice miasta.
- Proszę się nie martwić - odpowiedziała, głosem pełnym dumy. - Jestem sama, tylko ja i córka.
- Kiedy szanowny mąż wraca - hrabina uniosła znacząco brwi.
- Za miesiąc - odparła Corinne sucho.
- Długie te wyjazdy, pani de Val. Jakież to interesy tak zajmują pani męża?
- To samo, co zawsze, pani hrabino. Handel złotniczy - odpowiedziała Corinne stanowczo.
- W takim razie, dziękuję za miłą pogawędkę - hrabina wykonała gest, nakazujący woźnicy ruszać.
- Do widzenia - odpowiedziała Corinne, z udawaną grzecznością.
Gdy powóz ruszył, usłyszała jeszcze, tłumione przez turkot kół, jednak słyszalne słowa:
- Patrz i ucz się Ariel. Kurtyzana zawsze pozostanie kurtyzaną, nawet w atlasowej sukni.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domi dnia Nie 12:15, 29 Lis 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ewelina
Moderator
Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Nie 12:49, 29 Lis 2020 Temat postu: |
|
|
Cóż, i w tamtych czasach zdarzały się nieślubne dzieci ... i to częściej niż przypuszczamy Myślę, że to jest bez znaczenia, przynajmniej dla nas. Oczywiście w tzw. wyższych sferach nieślubne dzieci z reguły były gorzej traktowane, ale były wyjątki (o takich wspominano w "Dziedzictwie nowoorleańskim") gdzie nieślubny syn plantatora był pełnoprawnym obywatelem i spadkobiercą. Marie jako niemowlę jest urocza. Jacqes jest interesującym facetem, z silnym charakterem, do tego bardzo troszczy się o żonę i córeczkę. Colette de Marigny wydaje się złośliwą, wredną babą, mimo jej arystokratycznych korzeni, a Corinne? Cicha, spokojna, raczej poddająca się wyrokom losu. Może jeszcze nabędzie nieco waleczności ... nie tracę nadziei
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|