Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Sosny - prequel

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Wrzosowisko Domi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi




Dołączył: 23 Kwi 2017
Posty: 913
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)

PostWysłany: Śro 14:43, 17 Mar 2021    Temat postu: Sosny - prequel

R.1.

Rok 1864, Nevada, okolice Virginia City i Carson City.

Kilka mil od Ponderosy, otoczona lasami od południa a łąkami od wschodu i zachodu znajdowała się niewielka farma. W jej skład wchodziły jedynie, pomalowany na śnieżnobiały kolor domek, zagroda dla zwierząt i baraki, zamieszkiwane przez pracowników. Właściciele farmy, państwo Daytonowie byli przyjaciółmi Bena i jego synów. Toteż, cała czwórka łaskawie przymykała oko na powtarzający się sporadycznie widok pijanego pana Daytona. Lubili go za humor, za bezpośredni charakter i za widoczną od chwili narodzin córeczki państwa Daytonów, ojcowską miłość. Nie obawiali się, by ten mężczyzna zaczął sprawiać problemy, zważywszy na jego częste wyjazdy, które ostatnimi czasy miały miejsce niemal co kilka tygodni. Cartwrightowie poza tym, nawiązali bardzo ciepłą relację z siedmioletnią Peggy Dayton – uroczą, jasnowłosą księżniczką swego ojca. Ben obserwował z uśmiechem zabawy swych synów z dziewczynką. Był bardzo zadowolony z faktu, że mała szczególnie przylgnęła do Adama. Zdawał sobie sprawę, że najstarszy i najdojrzalszy z jego synów stanie się znakomitym kompanem dla małego dziecka i być może tym, kto nauczy je więcej, niż wiecznie nieobecny ojciec i uległa wobec męża, niepewna siebie matka. Ben czasem zastanawiał się, co kryje się za maską spłoszonej sarny, jaką od lat już nosiła pani Dayton. Nie zawsze rozumiał jej poczynania, ale lubił tę kobietę. Była łagodna i uprzejma, nieskora do opowieści o swym życiu, ale także nie zanadto milkliwa. Ben dostrzegał w niej zagubione dziecko, które wciąż pragnie pomocy. Z kolei w małej Peggy – jakkolwiek mówiącej i bawiącej się, jak dziecko – dostrzegał już rozum i dojrzałość kobiety. Czuł, że w przyszłości to Peggy pokieruje matką, nigdy odwrotnie. W ten sposób, rok po roku, życie Daytonów i Cartwrightów, przeobrażało się i nie zmieniało…

Po niemal upalnej jesieni roku 1863, nastała ciepła i łagodna, bezśnieżna zima. Wobec takiego obrotu sprawy, Ben postanowił, iż nie należy zwlekać z pracami na ranczu. Tego słonecznego, lutowego dnia, nakazał swym starszym synom naprawę ogrodzenia wokół łąk, pod południowym zboczem. Jak to zwykle bywało, najmłodszy z braci – ulubieniec ojca, wykpił się pracą w domu. Ben w pewnym sensie rozumiał jego postępowanie. Poza tym, kochał go najbardziej ze wszystkich swoich dzieci, gdyż w jego charakterze widział siebie z młodości. Ten chłopak miał dopiero dwadzieścia dwa lata, ale… zresztą, Joseph kilka dni później wyjechał załatwiać urzędowe sprawy, toteż nie był świadkiem tego, co wydarzyło się na farmie Daytonów.
Tego dnia, Adam wraz z Hossem, zmierzając ku południowemu zboczu nie czuli się bynajmniej wyczerpani. Obaj, w całkiem niezłych humorach, pozwalając koniom iść wolno, obserwowali łąki, które powoli zaczynały zabarwiać się soczysta zielenią. Czekała na nich ciężka praca, jednak humor dopisywał dwóm mężczyznom. Wóz z zalanej słońcem drogi, wtoczył się powoli w cień, tworzony przez drzewa. Adam pierwszy dostrzegł wyłaniający się spod nich mały, biały domek, którego ganek otoczony był przez krzewy, wprawdzie jeszcze nie rozkwitłe, jednak rosnące bujnie i okazale. Następna zza drzew wyłoniła się malutka huśtawka. Adam uśmiechnął się, widząc bujającą się na niej szmacianą lalkę z rudymi włosami – ukochaną „małą damę”, mieszkającej tu ulubienicy Adama. Mężczyzna uśmiechnął się, posyłając do siebie w myślach krzepiące słowa. Małą Peggy widział ostatnio w ubiegłym miesiącu, toteż zaczęło mu brakować wiecznie uśmiechniętej buzi tej dziewczynki. Wóz przetoczył się jeszcze kilka metrów w kierunku zachodnim, kiedy, między drzewami, Adam dostrzegł maleńki fioletowo-błękitny punkt, który w radosnych podskokach zbliżał się do drogi. Mężczyzna trącił brata, po czym wskazał mu miejsce, gdzie znajdowała się sylwetka małej dziewczynki. Chwilę później, na drogę wyskoczyła roześmiana siedmiolatka o jasnych włoskach, ubrana w kraciastą, fioletową koszulkę i błękitne spodenki uszyte z jeansu.
- O, cześć Peggy! – zawołał Adam, gdy Hoss zatrzymał konie. – Dawno się nie widzieliśmy.
- Cześć Adam… Hoss – zapiszczało dziecko.
- Co robisz? – zapytał Hoss.
Adam omiótł wzrokiem puste podwórko domu Daytonów.
- Czekam na mojego tatusia – dziewczynka skinęła energicznie główką a jej buzię rozjaśnił jeszcze szerszy uśmiech. Adam pokiwał głową. Często ostatnio widywał taki obrazek. Frank Dayton opuszczał dom a dziewczynka spędzała czas na huśtawce, z której dobrze widoczna była droga. Teraz także… Frank zazwyczaj wymyślał dla dziewczynki zabawę, dzięki której czekanie miało być przyjemniejsze. Peggy była z tego bardzo dumna. Adam z kolei nie był pewien, co ma o tym myśleć.
- Znów wyjechał? – zapytał, uśmiechając się łagodnie do dziewczynki.
- Tak – odparła mała, odpowiadając na jego uśmiech skinieniem główki. – Ale wraca dzisiaj. Napisał tak w liście dla mnie.
- Długo tutaj czekasz? – zapytał Adam.
Peggy spuściła główkę – zaczęła obracać w paluszkach zerwane przed chwilą źdźbło trawy.
- Od rana – wymówiła smutno. – Ale, on niedługo przyjedzie – uniosła główkę, rozjaśniając się powoli. – Zanim doliczę do stu – powiedziała z dumą.
- Do stu? – upewnił się Adam. W duchu przytaknął sobie. Tak bywało zazwyczaj. – Ale nie będziesz oszukiwać?
- Żadnego oszukiwania – zachichotała dziewczynka. – Będę liczyć liczba po liczbie.
Adam roześmiał się słysząc te słowa. Przepadał za Peggy. Hoss również.
- Peggy, do zobaczenia. Jedziemy naprawiać ogrodzenie – odezwał się po chwili Hoss. Adam skinął głową. Od początku do końca tej rozmowy minęła dobra chwila. Jeżeli mieli skończyć swoją pracę do zachodu słońca, musieli ruszać.
- Cześć! – roześmiała się dziewczynka, po czym w radosnych podskokach ustąpiła z drogi.
Adam zdążył jeszcze odpowiedzieć na jej pożegnanie, nim Hoss popędził konie. Wóz powoli zaczął toczyć się drogą a biały domek Daytonów znikać z pola widzenia. Adam dostrzegł jeszcze Peggy biegnącą do huśtawki. Dziewczynka porwała w objęcia leżącą na niej lalkę i usiadła na drewnianym siedzeniu. Po chwili Adam usłyszał dziecięcy głosik, który liczył „raz, dwa, trzy…”. Głosik zdążył doliczyć do czternastu, nim stał się zupełnie niesłyszalny…

Słońce wciąż kładło cienie nisko nad ziemią, gdy zajęci wyładowywaniem belek z wozu, Adam i Hoss usłyszeli tętent końskich kopyt. Adam pierwszy uniósł głowę, dostrzegając znajomą sylwetkę sąsiada na równie znajomym gniadym koniu. Wskazał Hossowi na jadącego mężczyznę. Im bliżej Frank Dayton był cienia drzewa, pod którym bracia ustawili wóz, tym bardziej Adam był pewny tego, co widzi. Mężczyzna z trudem utrzymywał się na koniu a za pazuchą ukrytą miał butelkę whisky. Frank zatrzymał konia tuż przy wozie. Uśmiechnął się przyjaźnie do Cartwrightów.
- Skrócę sobie drogę przez Ponderosę. Chyba posiadacze ziemscy pozwolą mi? – zachichotał, pociągając łyk alkoholu z butelki.
- Posiadacze ziemscy ci pozwolą – odparł Hoss z rozbawieniem.
- Dzisiaj szczególnie – uśmiechnął się Adam. Franka jak zwykle trzymały się żarty. Był pijany, ale mała Peggy z pewnością nawet tego nie zauważy. – Komitet powitalny czeka na ciebie przed domem.
- Moja ukochana żona? – upewnił się Frank, chowając butelkę za pazuchę.
- Nie, Peggy. Przejeżdżaliśmy obok waszego domu. Wypatruje cię od rana – odparł Adam.
- Dzięki, przyjaciele – Frank wyprostował się w siodle. – W takim razie, jestem szczęśliwy, że jadę na skróty. Moja ulubiona dziewczynka nie może dłużej czekać – uśmiechnął się, po czym niezdarnym ruchem popędził konia w kierunku ogrodzenia.
- Chyba wie, co robi? – mruknął Adam. Nie był pewien, co ma o tym myśleć. Poczuł, że to może źle się skończyć.
Tymczasem, koń Franka zatrzymał się przed płotem rżąc ze strachu. Frank roześmiał się beztrosko, klepiąc go po szyi.
- Dalej, chłopcze. Boisz się trochę podskoczyć? – uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym wycofał konia na kilkanaście metrów w tył.
Adam z niepokojem śledził wzrokiem mężczyznę, który popędza konia do galopu, po czym zmusza, by przeskoczył ogrodzenie. Wiedział, że gdyby Frank był trzeźwy, nigdy by tego nie zrobił. To, co działo się później, było tylko kilkoma sekundami, niewystarczającymi, by do końca zorientować się w sytuacji. Koń, próbując przeskoczyć płot, zaczepił tylnymi nogami o najwyższą z jego belek. Opadając na ziemię stracił równowagę, lądując na kilka sekund na boku. To wystarczyło, by Frank nie utrzymał się w siodle, tylko opadł na trawę. Widząc to, obaj, Adam i Hoss rzucili się w jego kierunku. Gdy dobiegli do leżącego mężczyzny, Adam dostrzegł wielki, szary kamień leżący obok jego głowy. To wszystko przywiodło mu na myśl śmierć Marie Cartwright – jego drugiej macochy. Też spadła z konia, uderzyła głową o kamień i… tak, jak dzisiaj on był tego świadkiem. Czym prędzej zdjął rękawiczkę i przyłożył palce do szyi Franka. Nie poczuł zupełnie nic. Odwrócił na bok jego twarz, po czym skierował do Hossa dwa beznamiętne słowa:
- Nie żyje.
I, podobnie, jak, kiedy zginęła jego macocha, pierwszym, co przyszło mu na myśl był jego mały brat bawiący się na górze, tak teraz przed oczami pojawiła się mu mała Peggy, która właśnie doliczyła do stu a, nie dostrzegając nikogo na drodze, ścisnęła rączki swojej lalki i zaczęła liczyć od początku…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 18:59, 17 Mar 2021    Temat postu:

Bardzo wzruszające, zwłaszcza te fragmenty o Peggy. Laura gdzieś tam w tle, nijaka, bezbarwna.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Wrzosowisko Domi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin