Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Z cyklu: Opowiadania sprzed 10 lat: Muzyka

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Wrzosowisko Domi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Domi




Dołączył: 23 Kwi 2017
Posty: 913
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Hökendorf Pommern :)

PostWysłany: Czw 19:17, 23 Gru 2021    Temat postu: Z cyklu: Opowiadania sprzed 10 lat: Muzyka

Rozdział 1.

Deszcz bębnił o szybę, niby wystukując rytm dla siedzącej obok, na małej kanapie dziewczyny o czarnych, skręconych w piękne fale włosach i łagodnych, szarych oczach. Dziewczyna siedziała pewnie, trzymając rozłożone nuty na kolanach. W dłoniach trzymała srebrny flet a pokój wypełniała delikatna muzyka. Stojące na półeczce zdezelowane radio, pamiętające czasy, gdy była małym dzieckiem, pogwizdywało, pomagając jej utrzymać melodię. Nie rozumiała, czym jest jej dar rozmawiania z radiem, lodówką, czy pralką. Towarzyszył jej on jednak od lat. Wszystkie sprzęty elektryczne mówiły do niej i były jej przyjaciółmi. To była jej tajemnica. Nie znali jej rodzice ani przyjaciółki dziewczyny. Wiedziała tylko ona i stare radio. Była dumna, jak nit inny, kto posiadał niezwykłe umiejętności. W życiu pozostawała jednak, łagodną, prostolinijną osobą, gotową zawsze pomagać innym. Bała si tłumów i nigdy nie zagrałaby na swoim flecie przed większą publicznością. Grała tylko dla swej ukochanej, rudowłosej przyjaciółki. To ona dawała jej siłę, by realizowała swoją pasję. W tej chwili ciszę przerwał dzwonek telefonu. Podniosła się i ruszyła do przedpokoju.
- Słucham - rzuciła w słuchawkę.
- Cześć? - rozległ się głos jej małej przyjaciółki tej, o której chwilę wcześniej myślała. - Wiesz, słyszałaś?Mamy nową w szkole! Nazywa się Yan Lin i przyjechała do Heatherfield prosto z Chin. Pewnie jeszcze je tylko pałeczkami. Musimy, musimy ją spotkać pierwsze! Zawsze marzyłam, by mieć przyjaciółkę z dalekiego kraju!
- Spokojnie - dziewczyna uśmiechnęła się pobłażliwie. Kochała energię i radosne podejście do życia swojej bratniej duszy. Nie mogła odmówić. - Gdzie jesteś? - zapytała powoli.
- W budce telefonicznej przed Sheffield. Wysłałam jej karteczkę przez jedną dziewczyn ę z mojej klasy i powiedziałam wszystkim, co planuję. Teraz czekam na tę nową.
"Wszyscy" - znaczyło to dwie pozostałe przyjaciółki. Razem z jasnowłosą Halinor o promiennym temperamencie i czarnowłosą Kadmą - sceptyczką, tworzyły zgraną paczkę. Niczego im nie brakowało. Aż do teraz. Dziewczyna uniosła głowę znad słuchawki. Jeśli dziewczyna z Chin dołączy do ich paczki, będą nie do pokonania. Poza tym i tak nowej uczennicy należy się pomoc w poznaniu nowej szkoły.
- Już idę - zawołała dziewczyna i odłożyła słuchawkę.
Czym prędzej pobiegła w głąb holu i zdjęła z wieszaka swój brązowy płaszcz. Naprawdę chciała odpocząć po szkole... nie chodziła do niej od trzech dni, gdyż złapała gdzieś przeziębienie. Wiedziała, że nie powinna wychodzić , ciekawość jednak wzięła górę. Pobiegła...

Nerissa Crossnic biegła, przeskakując kałuże. Nad głową trzymała torbę, mając nadzieję, że choć trochę osłoni ona jej włosy przed padającym, rzęsistym deszczem. Ten deszcz nieoczekiwanie przypomniał jej sen, który uleciał z jej głowy tuż po przebudzeniu. Była uwięziona w kryształowym medalionie. Widziała, jak prosto na nią leci fala nieznanej, niepojętej energii. To ona rozbiła medalion a Nerissę otoczyły jednocześnie wzburzone morskie fale, niebieskie płomienie, kwiaty bluszczu o przedziwnych kształtach i przeraźliwy wiatr, malujący się srebrzystymi smugami na niebie. Jakiś dziwny głos bezustannie powtarzał jej imię. Nagle spadł deszcz i wszystko zniknęło. Gdy się obudziła, rzeczywiście padało. Ze snu otrząsnęła się szybko, pozostało jednak to przedziwne uczucie, którego nie potrafiła odczytać. Cóż to był za medalion? Teraz, gdy pamiętała, nie mogła wyprzeć jego widoku z myśli. Od jakiegoś czasu, wszystkie jej przyjaciółki dręczyły przedziwne sny. Kilka dni temu, Cassidy opowiadała jej o śnie, w który woda słuchała jej rozkazów. Nerissa śmiała się z tego, pamiętając, jak jej przyjaciółka panikowała skacząc z kładki do wody. Aż do teraz, gdy i ona miała podobny sen. Im wyraźniej obserwowała deszcz, tym lepiej pamiętała, że wszystkie jej przyjaciółki śnią o takim samym medalionie. Przygryzła wargę ze zdenerwowania. Chwilę później jednak, sen rozpłynął się ponownie, gdy dostrzegła mury Sheffield. Pod daszkiem budki telefonicznej stały jej trzy powierniczki, machając rękami i wołając:
- Rissy, chodź! Ona zaraz kończy lekcję!
Nerissa pokręciła głową z uśmiechem, mówiącym: "Nigdy się nie zmienią". i przyspieszyła kroku. Gdy wreszcie dopadła budki telefonicznej, Kadma westchnęła ostentacyjnie i wydęła wargi z przekąsem. Była to piękna dziewczyna - chodziła do klasy razem z Halinor i była rok starsza od Nerissy. Miała długie, sięgające pasa włosy, zawsze związane starannie w kucyk na czubku głowy. Oczy miała ciemnogranatowe, zawsze pełne zażenowania i wyższości... ale także koleżeńskiego ciepła. Jej śniada cera nie dziwiła - od zawsze opowiadała, że jej babcia pochodzi z Indii. Ponoć do dziś nosiła kolorowe suknie i malowała sobie kółko na czole. Halinor tym czasem była jasną blondynką o błękitnych oczach, posiadaczką przepięknych, złotych loków, spływających w rurkach na plecy. Zawsze była stylowa i pełna klasy, radosna, ale i stonowana. Najbliższą przyjaciółką Nerissy była jednak, chodząca z nią do klasy Cassidy Chacon. Dziewczyna - wulkan energii, piegowata, rudowłosa i zielonooka, ubierała się według własnego gustu. Włosy upinała tak, że część z nich pozostawała poza upięciem i w prostych, krótkich kosmykach sięgała jej ramion. Ze wszystkich przyjaciółek, tylko Nerissa nie potrafiła uporządkować swoich włosów. Zawsze puszyły się i skręcały w niewłaściwą stronę, uciekając od grzebienia z nad wyraz niezwykłą skutecznością. Zmokła i znów wyglądały okropnie, ale teraz nie dbała o to. A może jednak...
- Rety, wyglądam okropnie! - wykrzyknęła widząc swoje odbicie w szybie budki telefonicznej. - Jak ja wrócę do domu!
- Nie przejmuj się - Halinor mówiła do niej, ale wciąż odwracała się w stronę budynku Sheffield. - Ja ci poprawię te włosy. Wysuszę i ułożę... tak, jak zwykle. Mnie zawsze posłuchają - stwierdziła z dumą. I była to prawda. Jedynie Halinor była w stanie zapanować nad włosami Nerissy. Łatwe to nie było, ale dawała radę.
- Ta nowa ma dodatkową lekcję języka, bo przcież w Chinach mówiła po chińsku i słabo sobie radzi. Ale powinna zaraz wyjść - Cassidy spojrzała na zegarek.
- Ale będzie niesamowicie! - zapiszczała Halinor.
- Dziewczyny! - ucięła Kadma, krzywiąc się. - Jeśli myślicie, że możecie ot tak się z kimś zaprzyjaźnić... bo zgodził się przyjść na spotkanie, to się grubo mylicie. Tylko wystraszycie tę nową!
- Nie bądź taka - Nerissa uśmiechnęła się łagodnie. - Czasem właśnie tak zaczyna się przyjaźń na całe życie. Pamiętasz, jak się poznałyśmy?
- Na szkolnym Halloween dwa lata temu... - zaczęła Kadma powoli tracąc rezon.
- Gdyby nie ty, Arian i jego kumple zniszczyliby nam kostiumy i nie odczepili się do końca imprezy.
Kadma uśmiechnęła się na to wspomnienie. Rzeczywiście, poznały się, gdy dziewczyna obroniła Nerissę i Cassidy przed szkolnym chuliganem. Poprzez Kadmę poznały też Halinor, tego samego dnia. Od tamtej pory, cała czwórka była nierozłączna. A teraz, łączyła je coś więcej - tajemnicze sny, sterowanie myślami nauczycieli i zdolności, które nagle w sobie odkrywały.
- Cześć... - usłyszały nagle przed bramą. To była ta nowa uczennica. Ubrana w niezwykły strój, luźną koszulę i spodnie - wszystko wyszywane we wzory kwiatów i smoków. Koszula zapinana była na coś w rodzaju haftek, szerokich na kilka centymetrów a spodnie, w które śmiało mogłyby się zmieścić dwie dziewczyny, łopotały na wietrze. Była drobna i szczupła, miała ciemne włosy, krótkie, jak u chłopaka. W jej ciemnych, skośnych oczach malowało się zaciekawienie.
- Cześć - Halinor odezwała się pierwsza. Zachęciła ją gestem, by podeszła do grupy.
- Nazywam się Halinor Clarkson a to są Cassidy Chacon, Kadma Starlighter i Nerissa Crossinic - wskazała po kolei na dziewczyny. - A ty, jak się nazywasz? Opowiedz coś o sobie.
- Jestem Yan Lin - uśmiechnęła się dziewczyna. - Mieszkam w Heatherfield dopiero od trzech dni. Moi rodzice chcą otworzyć restaurację w mieście. Będziemy gotować chińskie dania. Nie mam pojęcia, jak mnie znalazłyście, ale bardzo mi miło, że ktoś chce mnie poznać. Nie znam jeszcze miasta. Tylko drogę do szkoły - Yan Lin zaczerwienił się i lekko odsunęła.
- Nie bój się, naprawdę chcemy być twoimi przyjaciółkami - Cassidy powstrzymała ją gestem a jej piegowatą buzię, rozjaśnił promienny uśmiech. Mówił on tyko jedno - zostań.
- Co powiesz na coś ciepłego? - zapytała Kadma. - Znam taką małą kawiarnię, gdzie podają pyszne naleśniki. Co powiesz?

Nastał wieczór a szczęśliwa Yan Lin wróciła do domu - mieszkania, nad wykupioną właśnie dawną meksykańską restauracją, przekształcaną teraz w restaurację chińską. W drodze do domu nie biegła a unosiła się w powietrzu, bo nawet w Chinach nie zyskała tylu przyjaciółek co tutaj, po zaledwie jednym dniu w szkole. Wspominała jednak jedno jedyne przedziwne wydarzenie, jakie miało miejsce w kawiarni - gdy Cassidy przewróciła szklankę z wodą i jęknęła rozpaczliwie ''wracaj tutaj'' - woda jej posłuchała - momentalnie uniosła się ze stołu i wróciła do szklanki. To przypomniało Yan Lin wydarzenie, jakie miało miejsce poprzedniego dnia rano, gdy rodzice wciąż jeszcze wydobywali z samochodu kartony z rzeczami, potrzebnymi w domu i w kuchni. Dziewczyna, siedziała znudzona na najwyższym pudle i zastanawiała się, jaka będzie jej nowa szkoła. V a w prestiżowym gimnazjum Sheffield Institute już ostrzyła sobie na nią zęby. W Heatherfield wszystko było dla niej nowe i niezwykłe, architektura, stroje, zapachy... w niczym nie przypominały Chin. Wreszcie nie wytrzymała. Musiała po prostu m u s i a ł a się przejść.
- Hej, mamo! - zawołała. Podnosząca właśnie karton kobieta postawiła go na ziemi i odwróciła się.
- Tak? Co się dzieje, kochanie? - zapytała łagodnie.
- Czy mogłabym pójść teraz obejrzeć moją nową szkołę? - zapytała Yan Lin drżącym głosem.
- Zgubisz się, nie znasz miasta... - zaczęła mama.
- Po prostu chcę być tam wcześniej, żeby móc się rozejrzeć. Proszę? - jęknęła błagalnie.
- W porządku, Yan Lin, możesz, - uśmiechnęła się mama. - Jak tylko zaniesiesz te pudła do magazynu w tylnym korytarzu.
Dziewczyna odwróciła się a jej wzrok spoczął na... chyba dziesięciu pudłach różnej wielkości. Poczuła zimny dreszcz na plecach.
- Ty m-masz na myśli wszystkie?! - wykrztusiła przerażona.
- No jasne! - odpowiedziała mama promiennie. - Więc, jeśli chcesz iść, zacznij jak najszybciej młoda damo.
Yan Lin westchnęła z rezygnacją.
Chwilę później, kompletnie załamana, wędrowała do magazynu z kolejnym kartonem. Kolana uginały się jej pod ciężarem pakunku.
- Uch. To jest naprawdę ciężkie! Co też tata tu włożył? Pałeczki? - mruczała posapując z wysiłku.
Gdy ustawiła już jakimś cudem karton na wysokiej półce magazynu, poczuła lekki ból pleców. Zrezygnowana usiała na małym krzesełku tuż przy drzwiach.
- Uch, wszystko mnie boli. To potrwa wieki! - westchnęła boleśnie. - Aż zaczynam żałować, że pomieszczenie jest już czyste. Gdyby tylko... - urwała, gdy drzwi magazynu nagle zatrzasnęły się z hukiem. Ze środka dobiegł ją przeraźliwy świst i jakieś dziwne hałasy. Poderwała się i podbiegła do drzwi, klamka jednak za nic nie chciała wpuścić jej do środka. Szarpała się z nią przez dobrą chwilę, gdy nagle drzwi otworzyły się gwałtownie. W środku powitał ją idealny porządek - oraz wszystkie kartony na właściwych półkach.
"Ja.. ja nie wierzę" pomyślała, z trudem chwytając oddech. "To naprawdę działa! Wystarczyło pomyśleć i... W Chinach dałabym radę nawet podnieść posągi smoków i przenieść je tutaj. Dlaczego to się dzieje..."
Chwilę później, biegła już do drzwi a mama życzyła jej miłej zabawy.
Zamknęła oczy. Wspomnienie zniknęło. Przypominało jednak ten dziwny związek, między wydarzeniem w kawiarni a właśnie tym, co się stało.
"To mogło... nie, to jakieś bzdury" pomyślała Yan Lin, nakrywając się kołdrą.

- Nie rób takiej miny! Wyglądasz świetnie! - pisnęła Halinor, poprawiając, leżące lekko w bok ramiona sukienki. Nosiła ją Kadma, która w głębokiej zadumie przeglądała się w lustrze.
- Nie jest chyba tak źle... - zaczęła.
- Jest idealnie! Będziesz księżniczką imprezy! - odpowiedział Halinor. W jej oczach błyszczały ogniki zachwytu.
- Ja zawsze jestem księżniczką - mruknęła Kadma, odrzucając kucyk w tył.
- Ej, nie wygłupiaj się! - Halinor pociągnęła ją lekko za włosy.
- Ała, chcesz mi zniszczyć fryzurę?! - warknęła Kadma.
- Chciałam tylko przestawić cię z trybu księżniczki Kadmy na tryb Kadmy Starlighter - odpowiedziała Halinor, chichocząc.
W tym momencie rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Kto to? O tej porze? - zdziwiła się Halinor.
Gdy otworzyła drzwi z przerażeniem odkryła, że stoi za nimi ich trzecia przyjaciółka - Kate, pochodząca z rodziny Knickerbocher - dobrze sytuowanych i bardzo aroganckich mieszkańców Heatherfield.
- Słyszałyście? Dyrektor organizuje konkurs na miss szkoły! - zawołała od progu. - Weźmiemy udział?
- Może... usiądź? - zapytała Halinor ostrożnie.
- Już już... - Kate wpadła do pokoju i rozsiadła się na krześle. Nonszalanckim gestem poprawiła sukienkę i zwróciła się do Kadmy.
- O! To ty? - zapytała z udawanym zdziwieniem. - Słyszałam, że kwiaty dobrze się sprzedają.
Nie była to złośliwa uwaga. Kate, wiecznie promienna i ciesząca się życiem, mówiła zawsze szczerze - wszystko i o wszystkich. Faktem było, że rodzice Kadmy prowadzili szklarnię, gdzie rosły najegzotyczniejsze kwiaty, I rzeczywiście, ostatnio wiele osób je kupowało.
- Tak, ruch w szklarni jest ogromny jak nigdy - odpowiedziała Kadma, wyginając usta w krzywy uśmiech.
- Słyszałaś o tej nowej? - zapytała Halinor przyjaźnie.
- Jakiej... nowej? - zdziwiła się Kate. W tej chwili, jej plotkarska dusza poczuła ukłucie rozpaczy.
- Przyjechała z Chin i chyba... chyba się zaprzyjaźnimy.
- Nie przedstawicie mi jej? - zapytała Kate z wyrzutem.
- Nie było okazji... westchnęła Halinor. - Nie przyszłaś dzisiaj po południu.
- Oh, padało - Kate demonstracyjnie ujęła w dłonie swój niebotycznie wysoki kok w kolorze ciemnego blondu. - Wyobrażacie sobie, co stałoby się z moimi włosami?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Wrzosowisko Domi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin