Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Jak mogłeś mi to zrobić?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Z archiwum Aderato
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 0:40, 30 Mar 2018    Temat postu: Jak mogłeś mi to zrobić?

Jak mogłeś mi to zrobić?!

- Ojciec do reszty zwariował! – krzyknął Adam rzucając kapelusz na stół.
- Dlaczego tak mówisz? – spytał Hoss zdziwiony gwałtowną reakcją brata.
- A kto w jego wieku żeni się i to z tak młodą dziewczyną?!
- Powinieneś być zadowolony. Ojciec przecież zdjął ci z ramion ogromny ciężar.
- O czym ty do licha mówisz? Ja mam być zadowolony, że mój własny ojciec zdmuchnął mi sprzed nosa dziewczynę, co, do której miałem niezwykle poważne plany – Adam z wściekłością spojrzał na Hossa.
- No, wiesz w zasadzie sytuacja była bardzo niezręczna. Ty wyjechałeś do Bostonu i nie wiadomo było, kiedy wrócisz. Pa po prostu nie miał wyjścia. Zapewniam cię, że ojciec Judi jest niezwykle stanowczym człowiekiem - powiedział Hoss drapiąc się po głowie.
- Wiem o tym, ale zaraz, zaraz. Mówisz, że nie wiedzieliście, kiedy wrócę? – spytał Adam zdziwiony.
- No, tak. Od trzech miesięcy nie dawałeś znaku życia, a ojciec Judi nie chciał dłużej czekać – odparł Hoss.
- Wysłałem kilka listów, telegrafowałem i ty mi mówisz, że nie dawałem znaku życia? – Adam zacisnął nerwowo wargi i spojrzał ostro na brata.
- No nie wiem, jak tam było, ale żadnych listów od ciebie nie dostaliśmy – tłumaczył nieporadnie Hoss.
- Gdzie jest ojciec? – wycedził Adam przez zęby.
- Chyba z narzeczoną – odparł Hoss uśmiechając się od ucha do ucha.

***

Adam wściekły jak burza z impetem wypadł z domu. Nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić, ale wiedział jedno – musi porozmawiać z ojcem i dowiedzieć się, co naprawdę wydarzyło się podczas jego nieobecności i dlaczego jego dziewczyna ma zostać jego macochą. Miał właśnie dosiąść konia, gdy na podwórze wtoczyła się bryczka powożona przez Bena Cartwrighta.
- Adam? A co ty robisz w domu? – spytał Ben zdziwiony.
- Widzę, że jesteś niezwykle zadowolony z mojego powrotu – odparł Adam ironicznie.
- Jestem zaskoczony. Nie pisałeś, nie dawałeś znaku życia. Myślałem, że coś się stało. Miałem już jechać do Bostonu i cię szukać – powiedział Ben zsiadając z bryczki i wyciągając rękę do Adama – witaj synu w domu.
Adam udał, że nie zauważył gestu ojca i mrużąc z wściekłości oczy powiedział:
- Czyżby? A mnie się wydaje, że ta moja nieobecność była ci na rękę.
- Uspokój się. Wszystko ci wytłumaczę - Ben próbował załagodzić sytuację.
- Nie było mnie przez trzy miesiące, a ty, mój własny ojciec, odbiłeś mi dziewczynę. Jak mogłeś mi to zrobić?! – wykrzyczał Adam nie panując na głosem.
- To nie jest tak jak ci się wydaje.
- Doprawdy?! To, dlaczego z nią się żenisz?
- To nie miejsce na taką rozmowę. Wejdźmy do domu i spokojnie porozmawiajmy – powiedział Ben siląc się na spokój.
- Wydaje mi się, że wszystko zostało powiedziane … ojcze – odparł Adam dosiadając konia.
- Adamie, gdzie znowu jedziesz? Zaczekaj – prosił Ben.
- Zostaw mnie w spokoju! Żeń się lub nie, to twoja sprawa! – krzyknął Adam z ledwością kontrolując się. Spiął konia i gwałtownie ruszył omal nie tratując Małego Joe, który słysząc podniesione głosy wyszedł właśnie ze stajni.
- Pa, to Adam? – spytał Joe podchodząc do Bena.
- Tak.
- Dowiedział się o tobie i Judi – powiedział Joe uśmiechając się z niejakim zakłopotaniem.
- Na to wychodzi. Tylko nie wiem ile i od kogo się dowiedział – odparł Ben z niepokojem.
W tej właśnie chwili z domu wyszedł Hoss jedzący z apetytem duże, soczyste jabłko. Spojrzał najpierw na ojca, a potem na Małego Joe i uśmiechając się powiedział:
- Pa, Adam wrócił i pytał o ciebie. Chyba nie był zadowolony, że odbiłeś mu pannę.
- No to już wiadomo, kto mu powiedział. Pozostaje tylko jedno pytanie, co nasz dobroduszny Hoss wypaplał Adamowi – rzekł Joe przewracając dziwnie oczyma.
- Co mu powiedziałeś? – Ben zmierzył średniego syna mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
- Ja? Nic, tylko to, że się żenisz – odparł Hoss, którego oczy zrobiły się ogromne ze zdziwienia.
- A kto cię o to prosił synu? – spytał Ben wolno wpatrując się intensywnie w Hossa.
- Nikt, ale Adam zapytał, co słychać i tak jakoś wyszło.
- Tak jakoś wyszło – powiedział Ben akcentując każde słowo.
- Ależ Pa – zaczął Hoss niepewnie patrząc na ojca.
- Lepiej już nic nie mów – rzekł Ben czując, że jeszcze chwila, a eksploduje.

***

To nie mogło być prawdą. Tak myślał Adam galopując drogą do Virginia City. Judi dziewczyna, w której zakochał się po raz pierwszy od niepamiętnych czasów ma wyjść za mąż i to, za kogo - za jego ojca. Wszystko w nim krzyczało, dlaczego?! Nie mógł tego pojąć i nawet się nie starał. Czuł się zdradzony, podwójnie zdradzony. Teraz pomogłaby mu tylko butelka whisky. Przynaglił konia do szybszego biegu. Z galopu przeszedł w cwał. Dzięki temu nie musiał myśleć o Judi, ojcu, o całej tej paskudnej sytuacji.
Adam zbliżając się do rozwidlenia dróg ujrzał czarną, szybko jadącą bryczkę. Powoziła młoda, przepiękna kobieta o bujnych, kasztanowych włosach. Spostrzegłszy jeźdźca zwolniła, a następnie ściągnęła lejce zmuszając konia do zatrzymała się. Adam wolno podjechał do bryczki i dotykając od niechcenia ronda kapelusza powiedział:
- Witaj Judi i przyjmij moje gratulacje.
- Witaj Adamie, a gratulować nie masz mi, czego – odparła dziewczyna, a uśmiech, który początkowo pojawił się na jej ślicznej twarzy, zgasł, gdy spojrzała w zimne nieprzyjazne oczy mężczyzny.
- Doprawdy? Przyszła pani na Ponderosie to nie byle, co – odparł Adam zaczepnie.
- Jakim prawem tak do mnie mówisz? – Judi nie kryła rozżalenia.
- Prawem zdradzonego. Nie było mnie zaledwie trzy miesiące, a ty znalazłaś sobie innego. I to, kogo?! Mojego ojca! – krzyczał Adam zupełnie nad sobą nie panując.
- Nie miałam wyjścia. Nie pisałeś. Nie wiedziałam, co się z tobą dzieje. Twoja rodzina również tego nie wiedziała. Ludzie mówili, że miałeś wszystkiego dosyć i uciekłeś.
- A ty im uwierzyłaś. Pisałem i tak bardzo tęskniłem – powiedział Adam z wyrzutem w głosie.
- Adamie, pozwól, że ci wyjaśnię…
- Tu już nie ma, czego wyjaśniać. Jutro twój ślub. Nie martw się nie będę w niczym wam przeszkadzać. Jeszcze dzisiaj wyprowadzę się z domu. W Ponderosie dla nas dwojga nie ma miejsca – odparł Adam i dodał – żegnaj Judi. Mam nadzieję, że z moim ojcem zaznasz szczęścia.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale Adam skinął jej tylko głową i ruszył galopem. Łzy popłynęły Judi po policzkach, a jej usta prawie bezgłośnie powtarzały jedno słowo Adam. Gdy go ujrzała na drodze serce zaczęło jej walić jak oszalałe. Miała mu tyle do powiedzenia, ale nie dał jej szansy. Chciała wytłumaczyć mu, dlaczego jego ojciec postanowił wziąć ją za żonę i, że jego powrót wszystko zmienia. Chciała opowiedzieć mu o tych wszystkich dniach pełnych tęsknoty i rozpaczy, i wreszcie o tajemnicy, którą nosi pod sercem.

***

Adam siedział w saloonie i pił na umór. Niektórzy upijają się na smutno, inni na wesoło, a jeszcze inni stają się po alkoholu agresywni. Adam niewątpliwie należał do tych pierwszych. Z każdą wypijaną szklaneczką whisky stawał się coraz bardziej przygnębiony i chmurny jak noc. Wyraz jego twarzy skutecznie odstraszał potencjalnych kolegów do wypitki. Dochodziła północ, gdy do saloonu wszedł Ben Cartwright. Rozejrzał się po sali i wśród nielicznych o tej porze gości ujrzał swego syna. Pewnym krokiem podszedł do stolika, przy którym siedział Adam. Serce ścisnęło mu się z bólu, gdy zobaczył syna w takim stanie. Szybko jednak wrócił do rzeczywistości, gdy usłyszał bezceremonialnie zadane pytanie:
- Czego chcesz?
- Porozmawiać – odparł Ben.
- O tym jak uwiodłeś mi dziewczynę? Zupełnie mnie to nie interesuje.
- A powinno, bo może wtedy zrozumiałbyś, że nie miałem innego wyjścia – powiedział Ben.
- Doprawdy? – spyta z ironią Adam.
- Wysłuchasz mnie czy nie?
- Chcesz to mów. Co mi do tego?
- Adamie musisz wiedzieć, że nim podjąłem tę decyzję próbowałem skontaktować się z tobą. Wysłałem do ciebie dwa listy, kilka telegramów i...
- Niczego nie dostałem - przerwał ojcu Adam.
- Dwa tygodnie temu ojciec Judy wraz ze swoimi ludźmi przyjechał na nasze ranczo i oświadczył mi, że skoro jego córka została zhańbiona przez Cartwrighta, to teraz Cartwright musi za to zapłacić. Sprawę postawił jasno, albo ożenek albo Ponderosę zrówna z ziemią. I zapewniam cię mówił poważnie. Początkowo myślałem, że to Joe narozrabiał, ale gdy okazało się, że chodzi o mojego najstarszego syna sytuacja zaczęła się komplikować. Ciebie nie było, a czas naglił. Co miałem robić, gdy jej ojciec pod bronią wymógł na mnie to małżeństwo. Czy to rozumiesz?
- Jestem pijany, ale nie na tyle, żeby nie pojąć, co do mnie mówisz. Masz moje błogosławieństwo … Pa – odparł śmiejąc się jak z dobrego dowcipu Adam. Pod wpływem wzroku ojca umilkł jednak i po chwili powiedział – jeśli chodzi ci o to, czy byłem z nią, to byłem. Byłem tak, blisko, że bliżej już nie można.
- No i owoc tego mamy. Judi nosi twoje dziecko.
Jeżeli bywają przypadki wytrzeźwienia w ułamku sekundy, to taki właśnie przypadek przytrafił się Adamowi. Patrząc na ojca całkiem przytomnym wzrokiem powiedział:
- Jutro ślub, a ja nie mam odpowiedniego na tę okazję stroju.
- Nie martw się, coś na to poradzimy – odparł Ben uśmiechając się do syna.

***

Na następny dzień miejscowy kościół był po brzegi wypełniony wiernymi. Stawiło się całe Virginia City. Nikt nie chciał przegapić wydarzenia roku, jakim niewątpliwie miał być ślub Bena Cartwrighta i młodziutkiej Judith Harris. A gdy jeszcze do tego okazało się, że nagle pojawił się w mieście najstarszy syn Bena, który przez wielu uważany był za nieoficjalnego narzeczonego dziewczyny, w mieście zawrzało.
Mieszkańcy ciekawi i żądni sensacji nie mogli przegapić takiej okazji. W kościele byli prawie wszyscy. Pan młody stojąc przy ołtarzu oczekiwał na piękną narzeczoną. Obok Bena, jako drużbowie stali jego trzej synowie Adam, Hoss i Mały Joe. Oczy wszystkich skierowane były na Adama. Szmer, jaki niczym fala przeszedł przez kościół dobitnie świadczył o zdziwieniu wywołanym jego widokiem. Ben pochylił się do syna i o coś zapytał. Ten uśmiechnął się i skinął głową. Wtedy właśnie wszedł pastor. Od razu podszedł do Bena witając się z nim i jego synami. Cartwright wziął go pod rękę i coś długo, i z przejęciem tłumaczył wskazując na Adama. Pastor początkowo zdziwiony, a potem oburzony wyszeptał jedno słowo nie, ale gdy Ben obiecał pokryć wszelkie wydatki związane z nowym dachem kościoła, westchnął tylko i z aprobatą kiwnął głową. Był najwyższy czas, bowiem rozległy się dźwięki pieśni śpiewanej z przejęciem przez panią Jenkins, a w drzwiach kościoła pojawiła się panna młoda w towarzystwie prowadzącego ją do ołtarza ojca oraz licznej rodziny. Nim umilkły dźwięki piskliwie śpiewanej przy akompaniamencie fisharmonii pieśni kościelnej, Judith stanęła z posępną miną u boku Bena Cartwrighta. Dumny pan Harris, ojciec panny młodej z nieukrywaną satysfakcją rozglądał się po zgromadzonych wiernych. Pastor dwukrotnie dziwnie chrząknął, a gdy usłyszał przynaglenie z ust ojca Judith przystąpił do udzielania ślubu zaczynając od słów:
- Drodzy bracia i siostry zebraliśmy się tu w obliczu Boga i Kościoła by połączyć tego mężczyznę i tę kobietę świętym węzłem małżeńskim. Jest to …
- Nie! Nie zgadzam się! – krzyknął Ben czując jednocześnie pod lewą łopatką lufę rewolweru Eda Harrisa.
- Chyba się przesłyszałem – warknął Harris, a Judi zdziwiona spojrzała najpierw na Bena, a potem na zagadkowo uśmiechającego się Adama.
- Nie ja tu powinienem stać – powiedział z powagą Ben.
- Mnie jest wszystko jedno, który z was – odparł Ed mocniej dociskając lufę rewolweru do pleców Bena.
- Panie Harris, chce pan unieszczęśliwić własne dziecko małżeństwem ze starym człowiekiem?
- Nie jesteś wcale taki stary – powiedziała przysłuchująca się rozmowie Judi.
- Co, ty knujesz Cartwright? – spytał Ed.
- Nic takiego. Wszystko zostanie w rodzinie Cartwrightów, tylko pan młody się zmieni - odpowiedział z ogromnym spokojem Ben, po czym zwracając się do najstarszego syna spytał – Adamie, czy zechcesz mnie wyręczyć w tej niezwykle uroczystej chwili?
- Jak sobie życzysz Pa – rzekł Adam i patrząc z błyskiem w oczach na zdziwioną Judi, zamienił się z ojcem miejscem przy ołtarzu. Teraz to on stał u boku panny Harris i uśmiechał się tak czarująco, że po kościele przeszedł cichy jęk zawodu wszystkich panien, jak również ich nobliwych matek.
- O nie, nie zgadzam się! – krzyknęła Judi. – Jeśli nie mylę się, to jest mój ślub i chyba mam tu coś do powiedzenia?!
- Nie! – rozległo się głośno i dobitnie w całym kościele. Tej zwięzłej odpowiedzi udzielił jej klan Harrisów.
- Nie wyjdę za niego! – krzyknęła tupiąc z wściekłości Judi.
- Zaręczam ci córeczko, że wyjdziesz – ton głosu i wyraz twarzy Eda nie pozostawiał złudzeń.
- Ależ panie Harris to nie uchodzi – wtrącił pastor, który podobnie jak zgromadzeni wierni przysłuchiwał się z zaciekawieniem toczącej się rozmowie.
- Co nie uchodzi? – spytał groźnie Harris.
- To jednak jest Dom Boży, a z tego, co powiedziała pańska córka wnoszę, iż nie życzy sobie tego małżeństwa – odpowiedział lekko drżącym głosem pastor.
- A ja wnoszę, że boczna nawa naszego kościoła wymaga pilnego remontu.
- Ależ to nie uchodzi panie Harris – odparł pastor zawstydzony.
- Dach też nie jest w najlepszym stanie – kontynuował ojciec Judi.
- Nowy dach obiecał ufundować pan Cartwright – wyrwało się pastorowi.
- Czyli wszystko załatwione. Udzieli pastor tego ślubu czy nie?! – Harris pomału tracił cierpliwość.
- Ale komu? – spytał płaczliwie pastor.
- Judi i mnie – odparł zniecierpliwionym głosem Adam. Judi chciała coś powiedzieć, ale młody Cartwright, pragnąc uprzedzić ewentualny sprzeciw dziewczyny zakrył jej usta dłonią i posłał przy tym jedno ze swych uwodzicielskich spojrzeń, czym ostatecznie rozwiał wątpliwości Judi. Hoss i Mały Joe wymienili porozumiewawcze spojrzenia i widać było, że świetnie się bawią. Pastor westchnął ciężko, powiódł wzrokiem po zgromadzonych wiernych, a widząc w ich twarzach wyczekiwanie, rozpoczął:
- Drodzy bracia i siostry zebraliśmy się tu w obliczu …
- Nie rób tego Judith!!! – rozdzierający głos poniósł się przez cały kościół. Wszyscy jak na komendę odwrócili się i zobaczyli stojącego w otwartych drzwiach miejscowego telegrafistę Marka Perkinsa.
- Znowu?! – ojciec Judi nie wierzył własnym uszom, a że miał słaby wzrok spytał – a co to za dupek?
- Panie Harris wzywam pana do opamiętania – zgorszony pastor zwrócił uwagę Edowi. Tymczasem Perkins przebiegł główną nawą kościoła i klękając przed zdziwioną i lekko oszołomioną dziewczyną powiedział egzaltowanym głosem:
- Kocham cię tak jak nikt inny! O ukochana zostań moją żoną!
- Panie Perkins, niech pan wstanie. Co też panu przyszło do głowy? – Judi nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.
- Tylko ja prawdziwie cię kocham! - krzyczał. - To ja wykradałem całą waszą korespondencję, bo wiem, że z tym nadętym Cartwrightem będziesz nieszczęśliwa. Tylko ja dam ci wszystko, czego zapragniesz. Tylko ja!!!
- A ja dam ci jedno – odparł Adam waląc Perkinsa prosto w szczękę. W kościele wzniósł się tumult, a pastor był bliski omdlenia. Ed Harris zadowolony z takiego obrotu sprawy poklepał Adama po ramieniu mówiąc:
- Mojej córce na dobre wyjdzie ta zamiana. Chłopcy – zwrócił się do synów – wynieście tego dupka i wrzućcie do koryta dla koni. Może oprzytomnieje.
- Ależ panie Harris to naprawdę nie wypada, no nie wypada! – powtarzał zgorszony pastor, cały przy tym się trzęsąc.
- Wybacz mi wielebny. Teraz już nikt nam nie przeszkodzi – powiedział Harris sprawdzając demonstracyjnie, czy jego rewolwer wychodzi lekko z kabury.
- Tego nie powinien pan wnosić do Domu Bożego – powiedział pastor wskazując na broń.
- Zapomniałem. – Ed uśmiechnął się bezczelnie, wywołując tym śmiech zgromadzonych. - Nie traćmy czasu, a ty pastorze udziel im wreszcie ślubu. Wielebny lekko się zacinając po raz trzeci rozpoczął ceremoniał tych dziwnych zaślubin. Gdy szczęśliwie dobrnął do końca zwyczajowej formułki promienny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Teraz już pewniej zapytał młodych czy chcą siebie na dobre i na złe. Po zgodnych oświadczeniach narzeczonych popłynęły wreszcie słowa, na które wszyscy z niecierpliwością czekali:
- Ja Adam biorę sobie ciebie Judith za małżonkę i ślubuję nie opuścić cię ani w dobrym ani w złym, ani w bogactwie, ani w ubóstwie, ani w zdrowiu ani w chorobie. Przyrzekam kochać cię i szanować aż do czasu, kiedy Bogu Najwyższemu spodoba się rozłączyć nas i aż dotąd ślubuję ci wierność.

KONIEC


Powyższy tekst jest własnością autorki. Rozpowszechnianie, przetwarzanie i kopiowanie całości lub części powyższego tekstu bez zgody autorki jest niezgodne z prawem. (Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994 r. Dz.U. Nr 24, poz. 83).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 17:05, 30 Mar 2018    Temat postu:

ADA! Dwa razy pisałam komentarz i dwa razy, kiedy prawie kończyłam mi uciekał Smutny Napiszę wieczorem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewelina
Moderator



Dołączył: 25 Kwi 2017
Posty: 2682
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:09, 30 Mar 2018    Temat postu:

Cytat:
Ojciec przecież zdjął ci z ramion ogromny ciężar.
- O czym ty do licha mówisz? Ja mam być zadowolony, że mój własny ojciec zdmuchnął mi sprzed nosa dziewczynę, co, do której miałem niezwykle poważne plany – Adam z wściekłością spojrzał na Hossa.

A to dopiero nowina! Ben odbił synowi dziewczynę! Za tym musi się coś kryć
Cytat:
- No, tak. Od trzech miesięcy nie dawałeś znaku życia, a ojciec Judi nie chciał dłużej czekać – odparł Hoss.
- Wysłałem kilka listów, telegrafowałem i ty mi mówisz, że nie dawałem znaku życia? – Adam zacisnął nerwowo wargi i spojrzał ostro na brata.
- No nie wiem, jak tam było, ale żadnych listów od ciebie nie dostaliśmy – tłumaczył nieporadnie Hoss.

Dawał, czy nie dawał oznaki życia? Oto jest pytanie
Cytat:
- Czyżby? A mnie się wydaje, że ta moja nieobecność była ci na rękę.
- Uspokój się. Wszystko ci wytłumaczę - Ben próbował załagodzić sytuację.
- Nie było mnie przez trzy miesiące, a ty, mój własny ojciec, odbiłeś mi dziewczynę. Jak mogłeś mi to zrobić?! – wykrzyczał Adam nie panując na głosem.

Wściekły, rozzłoszczony Adam
Cytat:
Judi dziewczyna, w której zakochał się po raz pierwszy od niepamiętnych czasów ma wyjść za mąż i to, za kogo - za jego ojca. Wszystko w nim krzyczało, dlaczego?! Nie mógł tego pojąć i nawet się nie starał. Czuł się zdradzony, podwójnie zdradzony. Teraz pomogłaby mu tylko butelka whisky.

Na te problemy pomóc może tylko whisky
Cytat:
- Prawem zdradzonego. Nie było mnie zaledwie trzy miesiące, a ty znalazłaś sobie innego. I to, kogo?! Mojego ojca! – krzyczał Adam zupełnie nad sobą nie panując.
- Nie miałam wyjścia. Nie pisałeś. Nie wiedziałam, co się z tobą dzieje. Twoja rodzina również tego nie wiedziała. Ludzie mówili, że miałeś wszystkiego dosyć i uciekłeś.

Na byłą ukochaną też nakrzyczał
Cytat:
- Czego chcesz?
- Porozmawiać – odparł Ben.
- O tym jak uwiodłeś mi dziewczynę? Zupełnie mnie to nie interesuje.
- A powinno, bo może wtedy zrozumiałbyś, że nie miałem innego wyjścia – powiedział Ben.

Cokolwiek powie Ben, to Adam ma słuszną pretensję. Wszak to Ben ma wziąć ślub z jego byłą dziewczyną
Cytat:
- Dwa tygodnie temu ojciec Judy wraz ze swoimi ludźmi przyjechał na nasze ranczo i oświadczył mi, że skoro jego córka została zhańbiona przez Cartwrighta, to teraz Cartwright musi za to zapłacić. Sprawę postawił jasno, albo ożenek albo Ponderosę zrówna z ziemią.

Faktycznie, to jest powód
Cytat:
- Jestem pijany, ale nie na tyle, żeby nie pojąć, co do mnie mówisz. Masz moje błogosławieństwo … Pa – odparł śmiejąc się jak z dobrego dowcipu Adam. Pod wpływem wzroku ojca umilkł jednak i po chwili powiedział – jeśli chodzi ci o to, czy byłem z nią, to byłem. Byłem tak, blisko, że bliżej już nie można.

Tyle Adasia, co dokuczy tatusiowiLiczy na to, że Bena będzie dręczyła zazdrość
Cytat:
- No i owoc tego mamy. Judi nosi twoje dziecko.

A to nowina!
Cytat:
Jeżeli bywają przypadki wytrzeźwienia w ułamku sekundy, to taki właśnie przypadek przytrafił się Adamowi. Patrząc na ojca całkiem przytomnym wzrokiem powiedział:
- Jutro ślub, a ja nie mam odpowiedniego na tę okazję stroju.
- Nie martw się, coś na to poradzimy – odparł Ben uśmiechając się do syna.

W mgnieniu oka wytrzeźwiał i zgodnie z Benem przystąpił do działania
Cytat:
Pastor początkowo zdziwiony, a potem oburzony wyszeptał jedno słowo nie, ale gdy Ben obiecał pokryć wszelkie wydatki związane z nowym dachem kościoła, westchnął tylko i z aprobatą kiwnął głową.

Przepisy przepisami, ale nowy dach sam się nie znajdzie i nie położy na budynku
Cytat:
- Nie ja tu powinienem stać – powiedział z powagą Ben.
- Mnie jest wszystko jedno, który z was – odparł Ed mocniej dociskając lufę rewolweru do pleców Bena.

Oczywiście, że nie Ben, ale dla pana Harrisa liczy się sztuka. Jak w wojsku. Ma być Cartwright, wszystko jedno który
Cytat:
- O nie, nie zgadzam się! – krzyknęła Judi. – Jeśli nie mylę się, to jest mój ślub i chyba mam tu coś do powiedzenia?!

Nie dziwię się, że zwymyślana Judy protestuje
Cytat:
- Nie! – rozległo się głośno i dobitnie w całym kościele. Tej zwięzłej odpowiedzi udzielił jej klan Harrisów.
- Nie wyjdę za niego! – krzyknęła tupiąc z wściekłości Judi.
- Zaręczam ci córeczko, że wyjdziesz – ton głosu i wyraz twarzy Eda nie pozostawiał złudzeń.

Jej rodzina ma inne zdanie
Cytat:
- To jednak jest Dom Boży, a z tego, co powiedziała pańska córka wnoszę, iż nie życzy sobie tego małżeństwa – odpowiedział lekko drżącym głosem pastor.
- A ja wnoszę, że boczna nawa naszego kościoła wymaga pilnego remontu.

Pastor na tym ślubie zrobi interes życia - i nowy dach i wyremontowana nawa
Cytat:
Judi chciała coś powiedzieć, ale młody Cartwright, pragnąc uprzedzić ewentualny sprzeciw dziewczyny zakrył jej usta dłonią i posłał przy tym jedno ze swych uwodzicielskich spojrzeń, czym ostatecznie rozwiał wątpliwości Judi. Hoss i Mały Joe wymienili porozumiewawcze spojrzenia i widać było, że świetnie się bawią.

Temu też się nie dziwięAdam miał takie traumatyczne przeżycie a jego bracia świetnie się bawią? I miej tu rodzinkę.
Cytat:
- Nie rób tego Judith!!! – rozdzierający głos poniósł się przez cały kościół. Wszyscy jak na komendę odwrócili się i zobaczyli stojącego w otwartych drzwiach miejscowego telegrafistę Marka Perkinsa.
- Znowu?! – ojciec Judi nie wierzył własnym uszom, a że miał słaby wzrok spytał – a co to za dupek?

Właśnie, co za ... przeszkadza w tak ważnej chwili?
Cytat:
- Tylko ja prawdziwie cię kocham! - krzyczał. - To ja wykradałem całą waszą korespondencję, bo wiem, że z tym nadętym Cartwrightem będziesz nieszczęśliwa. Tylko ja dam ci wszystko, czego zapragniesz. Tylko ja!!!

I wyjaśniła się kwestia listów
Cytat:
- A ja dam ci jedno – odparł Adam waląc Perkinsa prosto w szczękę. W kościele wzniósł się tumult, a pastor był bliski omdlenia. Ed Harris zadowolony z takiego obrotu sprawy poklepał Adama po ramieniu mówiąc:
- Mojej córce na dobre wyjdzie ta zamiana. Chłopcy – zwrócił się do synów – wynieście tego dupka i wrzućcie do koryta dla koni. Może oprzytomnieje.

Z pewnością wyjdzie na dobreKoryto jak widać było wszechstronnym i pożytecznym sprzętem
Bardzo ciekawe opowiadanie, bonanzowe z elementami humoru i dramatyzmu. Adam szalejący z wściekłości i rozpaczy ucieszy każdą fankę (i fana) Bonanzy. Jego relacje z ojcem i braćmi takie jak w serialu - pa słuchał, kochał, ale i potrafił nieźle skrzyczeć. Tego nie robił ani Joe ani Hoss. Bardzo dobrze opisana scena w kościele, to przebijanie ofert i męczenie pastora (bo wszak jego sumienie nieco cierpiało) - cóż on musiał mysleć nie tylko o wiernych, ale i o miejscu w którym się modlili. Grzech odrzucić takie oferty.
Nie wiem, czy jest dalszy ciąg, ale chętnie dowiedziałabym się o ich dalszym wspólnym życiu, dziecku i ... niesfornych braciach Adama


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ADA
Administrator



Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 6491
Przeczytał: 26 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:16, 31 Mar 2018    Temat postu:

Ewelino, miło mi, że zechciałaś skomentować to nieco starsze opowiadanie. Kontynuacji nie przewiduję. To był taki jednorazowy wybryk Mruga Dziękuję za sympatyczny komentarz i przykro mi, że musiałaś się tak natrudzić. Smutny Nie wiem z jakiego powodu nagle w trakcie pisania wiadomości "wcina" cały tekst. Próbowałam to wyjaśnić, ale bez powodzenia. Jedyne, co mogę polecić to pisanie komentarzy w Wordzie, a potem ich wklejanie. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.plonocamapa.fora.pl Strona Główna -> Nasz ogród / Uroczysko ADY / Z archiwum Aderato Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin