ADA
Administrator
Dołączył: 22 Kwi 2017
Posty: 7585
Przeczytał: 11 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Sob 23:01, 22 Kwi 2017 Temat postu: Nauczycielka |
|
|
Nauczycielka
To nie był najlepszy dzień dla małego Joela Cartwrighta. Już od rana wszystko szło na opak. Najpierw długo nie mógł wstać z łóżka, potem wylał na siebie mleko, by na koniec zjeżdżając po poręczy schodów podrzeć nowe spodnie. Do tego wszystkiego zawsze pogodny tata nawrzeszczał na niego i obiecał mu, że jak się nie poprawi to go długo popamięta.
Mały Joel miał faktycznie powody do zmartwienia. Właśnie wraz z ojcem wyszli ze szkoły i wszystko wskazywało na to, że jego tata wprowadzi swoje obietnice w czyn. Chłopiec głośno westchnął na myśl, że oto zbliża się nieuniknione i jego spodnie zostaną mocno przetrzepane. Ciągnięty za rękę przez wzburzonego ojca szedł z rezygnacją w małym dziecięcym serduszku, gdy nagle na wysokości sklepu pana Brauna pojawiła się nadzieja. Nadzieją Joela okazał się nie, kto inny, jak jego ukochany stryjek Adam. Chłopiec czasem zazdrościł starszej o trzy lata Emmie, że ma takiego fajnego tatusia. Jego też był niezły, ale ostatnio często się denerwował, zwłaszcza po rozmowach z nauczycielką, panną Bloom.
- Hej, Joe zaczekaj! Dokąd tak pędzicie? – zapytał Adam Cartwright i aż przystanął na widok brata, który z wściekłością na twarzy ciągnął za rękę swego pierworodnego.
- Jak najdalej stąd! – krzyknął zły jak chmura gradowa Joe.
- Co się stało?
- Spytaj tego małego nicponia. Może tobie powie, bo mnie nie raczył i dopiero nauczycielka powiedziała mi, do czego zdolny jest mój syn. W życiu nie najadłem się tyle wstydu, co dzisiejszego popołudnia.
- Uspokój się. Joel to przecież takie dobre dziecko – odparł Adam.
- Dziękuję stryjku – powiedział chłopiec patrząc na Adama, jak na ostatnią deskę ratunku.
- Taak, dobre dziecko! A wiesz, co on zrobił? – spytał rozsierdzony Joe.
- Nie, ale na pewno zaraz mi powiesz.
- Z tym chłopakiem są same kłopoty. – Joe spojrzał na syna z wyrzutem. – To nie to, co twoja Emma, grzeczna i niesprawiająca problemów.
- Miło, że tak myślisz – odparł dziwnie się uśmiechając Adam – ale może powiesz mi wreszcie, co takiego się stało?
- Dziś, jak zwykle przyjechałem po Joela do szkoły i panna Bloom poprosiła mnie o chwilę rozmowy. Myślałem, że chodzi o te schodki, które obiecałem jej naprawić, ale nie. Nie bawiąc się w ceregiele ni mniej, ni więcej panna Bloom powiedziała, że z mojego syna wyrośnie prawdziwy bandyta.
- Co takiego? – twarz Adama wyrażała całkowite zaskoczenie.
- Nie przerywaj. Posłuchaj, co było dalej. – Odparł wzburzony Joe. – Gdy zapytałem, dlaczego tak uważa powiedziała mi, że Joel dokonał zamachu na jej życie, odsuwając krzesło, na którym chciała usiąść. Podobno w życiu nie przeżyła, takiego upokorzenia, a dzieci w klasie musiała długo uspokajać.
Adam z ledwością zachowywał powagę słuchając relacji brata, a gdy ten skończył spytał Joela:
- Dlaczego to zrobiłeś smyku?
- Bo widzisz stryjku, dzieci nie lubią panny Bloom. Jest niedobra, na wszystkich krzyczy, stawia nas bez powodu do kąta, bije linijką po rękach i do tego ma szczurzy pyszczek.
- Joel, jak ty mówisz o swojej nauczycielce?! – krzyknął Joe.
- Pozwól mu skończyć – poprosił Adam.
- No, więc koledzy podłożyli na krześle panny Bloom pineskę… szpicem do góry. – Tu twarzyczka Joela dziwnie pojaśniała i do złudzenia przypominała twarz jego ojca tylko w dużo młodszym wydaniu. - Już miała usiąść, ale zrobiło mi się jej żal. Wiem, jak boli, gdy usiądzie się na takiej pinesce. No i podbiegłem, i odsunąłem to krzesło – zakończył z miną niewiniątka Joel.
Adam rozbawiony opowieścią bratanka, nie mogąc już dłużej wytrzymać wybuchnął śmiechem, któremu zawtórował cichy chichot Joela. Joe oburzony reakcją brata wzniósł oczy ku niebu czując zupełną bezradność. Lecz, gdy w chwilę potem spojrzał na zadowolonego z siebie syna gniew ponownie zaczął w nim narastać. Pomyślał, że jeszcze moment, a obiecane Joelowi trzepanie spodni odbędzie się na środku ulicy w Virginia City.
- I ty się jeszcze śmiejesz nicponiu? – zwrócił się do syna. – Porozmawiamy w domu i obiecuję ci, że nie będzie ci do śmiechu.
- Joe, daj spokój, przecież to tylko dziecko – Adam próbował załagodzić sytuację.
- Ciekawe, czy dalej tak będziesz twierdził, gdy dowiesz się, że to dziecko ma również zadatki na szantażystę – odparł czerwony ze złości Joe.
- A, co takiego strasznego mógłby zrobić siedmioletni chłopiec? – spytał z powątpiewaniem Adam.
- Co? Proszę bardzo, już mówię. Otóż przed dokonaniem zamachu na życie nauczycielki mój wspaniały syn postraszył ją moją skromną osobą.
- To ciekawe. A co takiego powiedział? – Adam z trudem zachowywał powagę.
- Powiedział i to z bezczelnym uśmiechem, że nie chce martwić panny Bloom, ale jego ojciec zagroził, że jeśli jeszcze jedna uwaga znajdzie się w zeszycie, to się komuś zdrowo oberwie i że na pewno nie będzie to on.
- No może faktycznie trochę przesadził – odparł Adam.
- Trochę? Chyba sobie kpisz. Doprawdy nie wiem, co w niego wstąpiło – Joe pokręcił z rezygnacją głową.
- Spokojnie braciszku. Nie pamiętasz już, co wyprawiałeś jak byłeś w jego wieku?
- Też mi argument. Za to ty byłeś ucieleśnieniem wszelkich cnót – odparł z przekąsem Joe.
- Tato, a co to znaczy? – spytał wyraźnie zaciekawiony Joel.
- To znaczy, że w szkole byłem grzeczny – powiedział uśmiechając się do bratanka Adam.
- Naprawdę?! – w oczach chłopca malował się niekłamany podziw dla ukochanego stryjka.
- Tak, tylko od czasu do czasu ktoś wyprowadzał mnie z równowagi – odpowiedział Adam patrząc znacząco na swojego młodszego brata.
- A kto stryjku?
- Nie mogę ci teraz tego zdradzić, ale kiedyś z czasem może i powiem. – Adam mrugnął porozumiewawczo do chłopca. – A teraz na ostudzenie emocji zapraszam was na ciasto i oranżadę do pani Larkin.
- Jeszcze, co. Jemu należy się lanie, a nie ciasto pani Larkin. – odparł Joe.
- Daj spokój. Joel na pewno zrozumiał swój błąd, a na przetrzepanie mu siedzenia znajdzie się jeszcze okazja – powiedział Adam i zwichrzył włosy na głowie chłopca, który mając takiego obrońcę odetchnął wreszcie z ulgą.
Obaj, Adam i Joel spoglądali wyczekująco na Joe’go. Ten wciąż zły, westchnął wreszcie z rezygnacją i przyznał starszemu bratu rację. Może faktycznie powinien nieco uspokoić nerwy, choć przy takim dziecku, jak jego syn wydaje się to prawie niemożliwe.
Mieli już ruszyć do cukierni pani Larkin, gdy tuż za plecami usłyszeli wysoki, zdenerwowany głos panny Bloom.
- Dobrze, że pana widzę, panie Cartwright.
- Mnie? – spytał ze zdziwieniem Joe.
- Nie. O ile sobie przypominam z panem już skończyłam. Chodzi o pana brata, a właściwie o jego córkę – odparła surowym tonem panna Bloom.
- O Emmę? Słucham, co takiego chce mi pani powiedzieć? – Adam wysunął się przed brata.
- Tylko tyle, że bardzo zawiodłam się na pana córce.
- Doprawdy? – spytał z powątpiewaniem Adam.
- To źle wychowana panienka. – Powiedziała stanowczym głosem nauczycielka. - Arogancka i bezczelna.
- Proszę, niech pani waży słowa. Łatwo wydawać opinię pod wpływem emocji – powiedział wolno Adam. Joe wiedział, co to znaczy. Panna Bloom nie. Brnęła, więc prosto w łapy „niedźwiedzia”.
- Pana córka, śmiała skrytykować moje metody wychowawcze, a potem w obecności całej klasy na moje pytania udzielała bezczelnych odpowiedzi.
- Droga panno Bloom moja dziesięcioletnia córka jest dziewczynką nad wiek poważną i dojrzałą. Jeżeli faktycznie skrytykowała pani metody wychowawcze to bardzo możliwe, że miała ku temu powody.
- To pana subiektywna opinia. – Odparła nauczycielka, a jej twarz przybrała niesympatyczny wyraz spotęgowany ciasnym upięciem włosów na czubku głowy. – Wie pan, co pana córka odpowiedziała, gdy poprosiłam ją, żeby wymieniła pięć zwierząt żyjących w Afryce?
- Nie wiem, ale zapewne zaraz się dowiem – powiedział coraz bardziej poirytowany Adam. Na punkcie córki, od czasu śmierci żony był wyjątkowo przewrażliwiony, a jakiekolwiek zarzuty kierowane pod adresem Emmy odbierał, niczym atak na siebie.
- Trzy małpy i dwa słonie. Oto, co odpowiedziała pańska córka.
- Gdyby pani inaczej sformułowała pytanie Emma zapewne udzieliłaby właściwej odpowiedzi – odparł Adam. W tym czasie Joe dusił się już ze śmiechu, a małemu Joelowi oczy świeciły się z radości.
- Jest pan impertynentem panie Cartwright! – wrzasnęła panna Bloom.
- Tato, a co to znaczy? – spytał cichutko Joel.
- Później ci to wytłumaczę, synku. Teraz nie będziemy przeszkadzać pannie Bloom i twojemu stryjowi w rozmowie – odparł szeptem Joe, którego nastrój w ułamku sekundy zmienił się nie do poznania.
- Panno Bloom – powiedział tymczasem Adam spoglądając posępnie na kobietę – proszę jeszcze raz, niech pani opanuje emocje. Możemy przecież spokojnie porozmawiać.
- Spokojnie? Porozmawiać? Z panem? Dobre sobie – prychnęła nauczycielka, a jej oburzenie sięgnęło zenitu.
- Droga panno Bloom – powiedział cedząc słowa Adam. – Ze mną można porozmawiać na każdy temat, byle rzeczowo i bez zbędnych uwag.
- Też mi coś! Nie powie mi pan, że cokolwiek wie o nowoczesnych metodach nauczania.
- O właśnie, metody nauczania – Adam nieco pochylił głowę, mrużąc przy tym oczy w tak charakterystyczny dla niego sposób – cóż… pozostawiają wiele do życzenia.
- Doprawdy?! Ciekawe, co ma mi pan do zarzucenia?
- Szkoła, droga pani ma być miejscem, w którym dzieci nie tylko zdobywają wiedzę, ale przede wszystkim czują się dobrze i bezpiecznie – odpowiedział z całą powagą Adam.
- Przecież tak jest – rzekła nie tracąc rezonu panna Bloom.
- To pani się tylko tak wydaje. Gdyby pani zeszła z tego swojego piedestału i spojrzała z perspektywy dziecka może wiedziałaby pani, o czym mówię.
- Nie mam zamiaru dłużej z panem rozmawiać i radzę zdyscyplinować córkę, bo nic dobrego z niej nie wyrośnie – odparła z zaciętym wyrazem twarzy nauczycielka.
- A ja pani radzę poluzować włosy na czubku głowy, może wtedy przestanie pani być taka spięta i obrażona na cały świat. To są dzieci, jeśli jeszcze tego pani nie zauważyła – odrzekł podniesionym głosem Adam. Po tych słowach zapadła cisza. Panna Bloom, nie wierząc własnym uszom, wlepiła zszokowany wzrok w Cartwrighta. Już miała ostro zareagować, gdy nagle zupełnie nieoczekiwanie dla samej siebie zmęczonym głosem powiedziała:
- To diabły wcielone, nie dzieci. Nawet pan nie wie jak nie cierpię tej pracy, ale przecież muszę z czegoś żyć.
Adam uważnie spojrzał na nauczycielkę. Zauważył jej bladość i podkrążone oczy. „Czy ona w ogóle się uśmiecha?” - pomyślał i poczuł wyrzuty sumienia.
- Przepraszam panią za moje słowa. Były nietaktowne i zupełnie niepotrzebne. Wiem, co znaczy praca z dziećmi. To duże wyzwanie.
- Kontakty z ich rodzicami również – zauważyła nauczycielka.
- To prawda, ale przyzna pani, że atmosfera w szkole do najlepszych nie należy. Panno Bloom nie jesteśmy pani wrogami, ale nie pozwolimy źle traktować naszych dzieci. Proszę to przemyśleć, a ja ze swej strony służę wszelką pomocą.
Panna Bloom popatrzyła skonsternowana na stojących przed nią Adama i Joe’go. Nieznacznie uśmiechnęła się do Joela wyglądającego zza pleców ojca i skinąwszy głową na pożegnanie powoli, krok za krokiem, poszła w stronę szkoły.
- Tato, ona nawet ładnie wygląda, gdy się uśmiecha – zauważył Joel.
- Masz rację synku. To ładna, ale nieszczęśliwa kobieta. – Odparł Joe. – Adamie, co z tą cukiernią? Zaprosiłeś nas przecież.
- I zaproszenie podtrzymuję – odparł Adam patrząc w ślad za nauczycielką, a gdy ta zniknęła w drzwiach szkoły dodał: - ona naprawdę jest ładna.
- Słucham? – spytał Joe udając, że nie rozumie, o kim mówił jego starszy brat.
- Nic, nic. – Powiedział Adam wciąż patrząc w kierunku szkoły, a potem jakby nagle przebudzony ze snu rzekł: - to, chodźmy, do tej cukierni. Mam ochotę na ogromny kawałek ciasta czekoladowego.
Koniec.
Powyższy tekst jest własnością autorki. Rozpowszechnianie, przetwarzanie i kopiowanie całości lub części powyższego tekstu bez zgody autorki jest niezgodne z prawem. (Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych z dnia 04.02.1994 r. Dz.U. Nr 24, poz. 83).
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ADA dnia Nie 18:06, 23 Kwi 2017, w całości zmieniany 1 raz
|
|